Tulka - 7 Kwiecień 2017, 21:18 Zaśmiała się słysząc, jak mówi o chodzeniu przy niej nago - no nie mów mi, że potrzebujesz do tego jakiegoś pretekstu - zaśmiała się i uśmiechnęła do niego szeroko, prezentując swoje białe, ostre ząbki. Zaskoczył ją tym tekstem, w końcu przed chwilą wyszedł z łazienki w ręczniku. Ale może zrobił tak z przyzwyczajenia? Nie wiedziała tego i chyba ją to za bardzo nie interesowało. Ważne, że widziała, że poprawił mu się trochę humor. To było dla niej w tym momencie najważniejsze. Bo kto by się przejmował takimi mało ważnymi sprawami?
Słysząc o tym, że powinna tu przynieść trochę swoich ubrań, uśmiechnęła się - Ty chyba też powinieneś coś mieć u mnie, tak na wszelki wypadek- pokazała mu języczek, ale nie uważała tego za zły pomysł. Przynajmniej nie będzie musiała biegać między pokojami, gdy będzie się chciała przebrać. Początkowo i tak myślała, że będzie mieszkać tutaj, z Banem, ale okazało się, że może mieć własny pokoik i na szczęście, pokój obok gabinetu Ordynatora okazał się być wolny, ba! nawet urządzony już na tyle, żeby można w nim było spokojnie zamieszkać. Dzięki temu każde z nich miało swój własny prywatny kąt, jakby chcieli od siebie odpocząć, a jednocześnie nie mieli do siebie zbyt daleko.
Zaśmiała się szczerze, gdy zaczął dumnie wypinać pierś. Pokręciła rozbawiona głową, ale nie przeczyła temu. Dla niej naprawdę był najprzystojniejszy. Uśmiechała się do niego czule, słuchając jak się przechwala. Jednak, gdy powiedział o najpiękniejszej kobiecie, jej uśmiech lekko przygasł. Nie uważała się za najpiękniejszą, ani nawet za jakąś ślicznotkę. Była przeciętna i tak się widziała w lustrze. Jakoś nie przejmowała się swoim wyglądem, nie miała komu się podobać. Ale teraz było inaczej i chciała, żeby Bane nie wstydził się z nią pokazać.
Odpowiedziała na ten krótki pocałunek i sapnęła niezadowolona, gdy Cyrkowiec się od niej odsunął. Ale pomachała mu, gdy pobiegł do jej pokoju po ubrania. Padła wtedy na łózko i westchnęła ciężko. Leżała chwilę patrząc w sufit po czym zamknęła oczy - i jak ja mam go uszczęśliwić? - powiedziała cichutko, do siebie.
Nie czekała na niego zbyt długo. Gdy jednak zobaczyła co przyniósł, spojrzała na niego zaskoczona i zarumieniła się mocno. Nie przypuszczała, że wybierze taką bieliznę, choć chyba powinna. Podziękowała jednak grzecznie i uwolniła się z mięciutkiego koca. Czuła się dziwnie, widząc jak Bane się jej przygląda, jednak nic nie powiedziała. Jedyne co wskazywałoby na to, że się krępuje to jej opuszczone uszy oraz rumieniec na policzkach. Z bielizną poradziła sobie szybko, jednak gdy przyszła pora na spodnie, pojawił się mały problem. Naprawdę w łazience trochę przesadziła z obciążaniem nogi i nie za bardzo mogła nią ruszyć. Skrzywiła się z bólu. W sumie kostka bolała ją cały czas ale starała się to ukrywać -Bane, czy mógłbyś mi pomóc? - zapytała nieśmiało, pokazując na nogę. Nie chciała żeby zaczął ją ubierać, nie była już małym dzieckiem, jednak widziała, że nie będzie to proste, w szczególności, że białowłosy wybrał dość obcisłe spodnie. Jeśli jej pomógł podziękowała mu grzecznie, wzdychając z ulgą, gdy noga wyszła z nogawki. Uśmiechnęła się do niego miło i dalej poradziła już sobie sama. Mimo iż nie stawała na nogę bez większego problemu wciągnęła na siebie już całkiem spodnie oraz bluzeczkę, po czym podniosła ręce pokazując się mężczyźnie -i jak wyglądam? - zapytała wesoło, po czym zbliżyła się do niego i wtuliła ufnie, starając się nie wymiąć mu czasem ubrania. Po chwili jednak odsunęła się i założyła balerinki, po czym wyprostowała się dając znać, że jest gotowa do drogi. W głębi serca miała nadzieję, że nie będą aż tak ukrywać tego co jest między nimi, że Bane każe jej iść, wiedziała bowiem, że nie będzie to zbytnio możliwe.Bane - 7 Kwiecień 2017, 22:40 Na jej propozycję by i u niej miał kilka swoich rzeczy, uśmiechnął się tylko zadowolony i kiwnął głową.
- Zniosę sobie do ciebie wszystkie moje najseksowniejsze stroje. - powiedział - Zaczynając od Adamowego. - zaśmiał się.
Szybko wrócił z ubraniami i podał je dziewczynie, przyglądając się rumieńcowi na jej twarzy. Lubił gdy kobieta miała na sobie ładną bieliznę. No... oczywiście jeszcze bardziej lubił jak jej nie miała, ale przecież nie można cały czas paradować nago. Mieli zjeść do jadalni na wspólne śniadanie, chyba nie wypada by Tulka poszła jak ją Matka Natura (i Giping) stworzyła.
Zdziwił się, że ubierała się z taką nieśmiałością. Przecież znał już ją, widział jej nagie ciało, palcami dotykał już praktycznie każdego cala jej skóry... A ona dalej się wstydziła. Nie dziwił się, przez długi czas była zabawką zwyrodnialca który trzymał ją w piwnicy. Pewnie nawet nie miała wtedy na sobie ubrań... Kurcze. Biedna mała. Marzła przez tyle miesięcy.
Położył się na łóżku na boku i podparł głowę na ręce zgiętej w łokciu.
- Tulka... Nie musisz się mnie wstydzić. - powiedział łagodnie, ale z powagą - Znamy się już długo, widziałem twoje ciało. Dla mnie jesteś najpiękniejsza, każdy cal ciebie. - mówił szczerze, przyciszonym głosem - Musisz uwierzyć w siebie. W swoje piękno. Nauczyć się przyjmować komplementy. Pozwolić się adorować. - ujął jej dłoń i pocałował w wierzch.
Podniósł na nią oczy i posłał jej delikatny uśmiech.
- Z czasem mężczyźni będą ci się przyglądać jeszcze bardziej zachłannie. - powiedział znowu z powagą - Widziałem jak przygląda ci się Greg. Jesteś kobietą, piękną kobietą. - przystawił sobie jej dłoń do ust i pocałował ją ponownie, kręcąc językiem ósemki na skórze. Palce mieli splecione.
- Przyzwyczaj się do tego, że tamta mała, przestraszona dziewczynka którą byłaś kilka lat temu zmieniła się. W silną, inteligentną, mądrą kobietę pełną seksapilu. - westchnął - Tylko musisz w siebie uwierzyć. A wtedy świat padnie ci do stóp.
Wstał i pomógł jej się ubrać, jak prosiła. W tym zwykłym stroju wyglądała dość przeciętnie, ale trzeba było przyznać, że turkusowy podkreślał jej rude włosy. Lepiej niż zielony.
Bane uśmiechnął się do niej, przyglądając się jej z wysokości.
- Chciałbym zabrać cię na zakupy. - powiedział po chwili - Może nie znam się na modzie Krainy Luster, ale mam swój gust który wydaje mi się być całkiem dobry. Chciałbym kupić ci coś ładnego. - uśmiechnął się - A w tym wyglądasz uroczo, Moja Słodka. - zachichotał po czym podszedł do niej i podniósł ją, uważając na skrzydła.
Zszedł na dół by zobaczyć co porabiają Niechniurki i Amber. Na szczęście dwa białe stworki nie rozrabiały tylko zwiedzały sobie pomieszczenia. Były grzeczne. Gdy ich zobaczyły, pisnęły jak na sygnał i podbiegły do swoich właścicieli.
Bane posadził dziewczynę na jednym ze stołków przy wysepce kuchennej.
- Pewnie jesteście głodne, potworki. - podszedł i otworzył lodówkę. Niewiele w niej było... Mleko, kawałek sera, kilka pomidorów i kawałek szynki. Zbyt mały by się najadły ale wystarczający by zabić pierwszy głód.
Mężczyzna wyjął szynkę i przekroił ją na równe trzy cześci po czym ustawił je na trzech małych talerzykach.
- Smacznego, szkraby. - powiedział stawiając naczynia na podłodze.
Wredotek powąchał swoją porcję po czym chwycił ją w ząbki i przełożył na talerzyk należący do Kropki. Zerknął na nią i usiadł wyprostowany. Dzięki temu jego krawacik był w pełni widoczny.
- No coś takiego. - powiedział Bane zaskoczony - Widać nie tylko ja odczuwam silną potrzebę zaopiekowania się słabszą istotką. - podszedł do Tulki i ucałował ją we włosy, głaszcząc ją po uszach.
Był w dobrym humorze. Miał nadzieję, że ten dzień będzie dobry. Powinien! W końcu zaczął się wyjątkowo przyjemnie.Tulka - 8 Kwiecień 2017, 10:20 - Kochanie ale ja się Ciebie nie wstydzę - powiedziała zakłopotana i uśmiechnęła się - nie jestem przyzwyczajona, że ktoś mi się tak przygląda jak się ubieram, ale się przyzwyczaję - pogłaskała go po gładkim licu, uśmiechając się do niego miło.
Słysząc dalsze słowa, opuściła lekko wzrok, ale nie odpowiadała i nie przerywała mu. Podniosła na niego wzrok gdy ujął jej dłoń i ucałował. Uśmiechnęła się do niego. Tak bardzo go kochała. Myślała, że nikt jej nigdy nie pokocha, a ona też bała się, że nie jest zdolna kochać, po tym wszystkim co przeżyła, ale przy Banie czuła się tak dobrze. Czuła się na swoim miejscu.
Drugą ręką ścisnęła Blaszkę, która wisiała na jej szyi. Nie zdejmowała jej i nie miała takiego zamiaru.
W końcu czuła się dla kogoś ważna i to mimo tego, że wpadała co chwila w jakieś kłopoty. Cieszyła się z tego z całego serca.
Westchnęła z ulgą, gdy pomógł jej się ubrać. Wiedziała, że może na niego liczyć. Początkowo czuła się głupio, że musi o to poprosić, ale widząc, że Bane nie komentuje tego ani że rzuca jej rozbawionych spojrzeń, uspokoiła się. W końcu to nie był jej wymysł, tylko zwykły pech. Podziękowała mu miłym uśmiechem.
Słysząc o zakupach spojrzała mu zadziornie w oczy - sama się nie znam na modzie, zawsze kupuje to co mi się podoba - wzruszyła wesoło ramionami - ale za zakupach Ty wybierasz w czym mam chodzić - pokazała mu język.
Zaśmiała się gdy ją podniósł. Oplotła jego kark ramionami i przycisnęła do siebie skrzydła, żeby nie przeszkadzały mu przy schodzeniu po schodach. Widząc, że Niechniurki naprawdę się ze sobą zaprzyjaźniły uśmiechnęła się miło i podziękowała mężczyźnie, że ten ją posadził.
Przyglądała się z uśmiechem, jak podaje zwierzakom mięsko. Zaskoczyło ją zachowanie Wredotka, że tak ochoczo oddaje Kropce swoje jedzonko. Naprawdę musiał ją polubić.
- Te stworki chyba naprawdę się upodabniają do właścicieli. Ciekawe jak tam Niechniutki Grega i Joce, czy się polubiły czy zostały zjedzone, przez gryfa i rajskiego - zaśmiała się. Miała jednak nadzieję, że to tylko głupi żart i że tak się nie stało.
Kropka przyjęła mięsko choć nie całe. Zjadła połowę kawałka, który dostała od Wredotka i przysunęła noskiem w jego stronę talerzyk. Nie była samolubna, wiedziała, że elegancik też pewnie jest już głodny. W końcu wczoraj dość długo sobie razem brykali, a rano też już pobiegali. Amber zjadła swój i oblizała się, po czym przeciągnęła, gotowa do drogi. Jeśli tylko Wredotek zjadł, Kropka wskoczyła znów na lisiczkę i rozpłaszczyła się na jej futerku. Chyba naprawdę jej się spodobał ten sposób przemieszczania się po Klinice.
Tulka też była gotowa i coraz bardziej głodna. Ich zabawa pod prysznicem tylko zwiększyła jej apetyt co było dobrym znakiem, że mimo nocnych przygód, da radę coś przełknąć. Spojrzała na białowłosego, czekając na sygnał do wymarszu.Bane - 8 Kwiecień 2017, 11:20 Na jej prośbę, że to on ma wybierać ciuchy w sklepach zaśmiał się tak głośno, że Wredotek podskoczył na dole i warknął zaniepokojony. Dopiero gdy zobaczył, jak jego pan zaśmiewa się do rozpuku na antresoli, uspokoił się i usiadł, patrząc na białowłosego przekrzywionym łepkiem.
- Chyba nie wiesz o co prosisz, Słońce. - powiedział w przerwach między salwami śmiechu - Gdybym to ja miał wybierać dla ciebie wszystkie ciuchy, Anomander zszedłby chyba na zawał, haha. - otarł łzę która pojawiła się od śmiechu - Albo by się ślinił tak, że Alice non stop biegałaby za nim z mopem. - parsknął.
Nie protestowała gdy znosił ją na dół. Tym lepiej. Nie była ciężka, ale wielkie skrzydła trochę utrudniały swobodne schodzenie na dół.
Niechniurki zabrały się za jedzenie, nawet Wredotek zjadł porcję ale dopiero po tym jak upewnił się, że Kropka zjadła już swoją i część jego. Instynkt jakim się prawdopodobnie kierował nakazywał mu dbanie o mniejszą Niechniurkę. Była samiczką, no i była słabsza.
Nosem odsunął swój talerzyk jak najdalej od Amber jakby w obawie, że lisica zje to co na nim pozostało. Dopiero jak oddalił się wystarczająco, zaczął jeść. Powoli, tak, żeby się nie zadławić.
- Nie zdziwiłbym się gdyby się okazało, że ten cały Samael zrobił krzywdę maluchom. - skrzywił się mężczyzna. Joce za nim nie przepadała, a on względem niej pozostawał neutralny... ale z Rajskim u boku zrobiła się niebezpieczna. Wcześniej miała tylko Animicusa, byli więc z Bane'm sobie równi. A teraz? Z bestią, wierną bestią obok, mogłaby go rozszarpać na strzępy. A czasem miała ochotę, widział to po niej.
Gdy zwierzątka skończyły jeść, zabrał talerze i wrzucił je do zlewu, obiecując sobie, że zmyje je później. Zbliżała się godzina śniadania.
Wredotek widząc jak Kropka siada na Amber, fuknął tylko nie rozumiejąc dlaczego samiczka wybrała towarzystwo lisa a nie elegancika. No cóż, jest jeszcze mały, będzie musiał nauczyć się kobiet.
Wzbił się w powietrze, bo umiał latać i zatoczył kilka kół ponad ich głowami - mieszkanie było wystarczająco duże. Miał spore skrzydła zakończone czarnymi piórkami. Szybując, złożył uszka przytulając je do karku. Ogon powiewał mu gdy wykonywał powietrzne akrobacje.
Może chciał rozprostować skrzydła. A może chciał się popisać. Kto go tam wie.
- Zaraz wracam. - powiedział już po raz kolejny dzisiejszego dnia Bane i wyszedł. Skierował się do składziku z którego wyjął kule dla Tulki i usztywniacz na nogę. Wrócił już po chwili i bez słowa przykucnął przed nią. Założył usztywnienie, zapinając je ciasno paskami.
- Zaniosę cię do Jadalni ale niestety będziesz musiała sama wrócić, dlatego przyniosłem ci to. - powiedział wskazując na kule - Anomander zapowiadał mi wczoraj, że będzie chciał ze mną porozmawiać. Prawdopodobnie nastąpi to po śniadaniu. - dodał poważnym tonem i spojrzał za okno. Zapowiadał się słoneczny dzień.
Wredotek wydał z siebie pisko-krzyk po czym wylądował na ramieniu Bane'a. Rozejrzał się czujnie po pomieszczeniu, stawiając uszy.
- Nie ma co czekać. - powiedział po chwili mężczyzna i podał jej kule - Trzymaj, ja wezmę cię na ręce. - powiedział i to zrobił, układając ją sobie wygodnie przytuloną piersiami do jego torsu. Wybrał taką pozycję by skrzydła mogła trzymać swobodnie. Wredotek zdążył zeskoczyć i machając skrzydełkami skierować się do wyjścia.
Niosąc Tulkę do jadalni miał zmarszczone brwi. W głowie układał plan działania na dziś, zastanawiając się ile obowiązków musi dzisiaj wykonać. Szedł spiesznym krokiem bo chciał wyrobić się jeszcze przed wszystkimi.
Przechodząc przez korytarz przystanął. Na ścianie zobaczył ślady po pazurach.
- O kurwa... - aż zbladł. Ruszył jeszcze szybszym krokiem do jadalni.
No pięknie. Jak Anomander się o tym dowie... Dobrze, że Tulka miała dzisiaj wolne i przesiedzi jego gniew w pokoju.
z/t x2Bane - 11 Lipiec 2017, 17:12 Wszedł do pokoju jak robot. Jeszcze przed zamknięciem drzwi wypuścił na korytarz Kropkę i Amber, bo przecież przez ten cały czas były u niego. Zamknął za nimi drzwi, wpierw upewniając się, że maluchy pobiegły pod drzwi pokoju Tulki.
Wredotek patrzył na niego swoimi wielkimi, czarnymi oczkami. Nie rozumiał co się stało, dlaczego jego Pan wrócił taki markotny. Wysunął nos w jego stronę i gdy poczuł specyficzny zapach krwi, odskoczył jak oparzony i pognał na górę, do sypialni. Tam schował się pod łóżkiem i postanowił przesiedzieć przynajmniej pierwsze minuty.
Bane westchnął a ramiona opadły mu po bokach, rozluźniwszy się po tym wszystkim co zaszło w Parku. Mężczyzna skierował się ku antresoli, wspiął się po schodach i podszedł do łóżka. Miał ogromną ochotę by zwyczajnie położyć się i zasnąć, zapomnieć o całym tym koszmarnym dniu. Ale wiedział, że przecież to co się stało to nie sen. Nie obudzi się następnego dnia jakby nigdy nic.
Położył n stoliku nocnym Blaszkę Tulki, swoją zdjął z szyi i rzucił obok drugiej. Po co miał je nosić skoro nie spełniały już swojej funkcji?
Następnym przystankiem była łazienka. Rozebrał się do naga i dopiero wtedy zerknął w lustro, przyglądając się skaleczeniu. Krew już nie płynęła, no bo ileż można? Zakrzepłe perełki pokryły powierzchnie ran. Było ich trzy. Trzy rozcięcia o nieregularnych krawędziach, jak po walce z bestią. Tyle, że jego nie zraniła bestia a nastolatka.
Pod prysznicem stał długo. Pozwalał by zimna woda zmywała z niego cały brud, krew i pot. Wszystko to z czym miał do czynienia dzisiaj...
Co dalej? Cóż... Nic. A przynajmniej do czasu kary. Będzie pracował normalnie i tak jak obiecał Tulce, nie będzie jej wchodził w drogę.
Miał ogromną ochotę by stąd wyjść, by opuścić Klinikę, uciec daleko. Przynajmniej dzisiaj. Teraz.
Gdy w końcu wyszedł już czysty, znowu podszedł do lustra z zamiarem uleczenia oka. W ostatniej jednak chwili wyhamował - nie, zostawi to sobie jako pamiątkę. Pamiątkę tego jak bardzo dał dupy, na całej linii. Zawsze leczył się na bieżąco, jak to będzie pozwolić się ciału zregenerować normalnie?
Wyjął z szafki za lustrem wodę utlenioną i wacik oraz małe plasterki, które zastąpią szycie (nie trzeba było szyć, rany nie były głębokie). Doprowadził się do ładu w ciszy.
W międzyczasie Wredotek wyszedł spod łóżka i nieśmiało przydreptał do łazienki. Usiadł i obserwował Bane'a.
Cyrkowiec po umyciu się, opatrzeniu oka i standardowym wyperfumowaniu się, wyszedł całkiem nagi i podszedł do szafy. Zaczął przekopywać ciuchy, szukał tego jednego, wybranego zestawu. Kupił go pod wpływem impulsu, rok temu. Uznał, że wypada mieć coś co przypomina w kroju ubrania Lustrzan. Nie chciał się wyróżniać.
Gdy w końcu znalazł zestaw przyjrzał mu się krytycznie. Może być, chociaż będzie musiał się przyzwyczaić... Ale na dzisiejszą noc się nada. Może przez to inni dadzą mu spokój.
Ubrał się dość szybko, uczesał i przygotował do wyjścia. Chwycił Wredotka na ręce i usadził go sobie na ramieniu.
- Wychodzimy. - powiedział - Na bardzo długi spacer.
Wychodząc zamknął drzwi na klucz. Przechodząc przez Recepcję poinformował Alice, że wróci późno ale ma klucze, więc sobie poradzi.
Tym razem nie zabrał torby lekarskiej, wychodził w miasto nie jako Medyk a jako zwykły facet, chcący dzisiejszej nocy zalać się w trupa.
ZTBane - 8 Październik 2017, 02:45 Wszedł do mieszkania i od razu spojrzał na otwarte okno. Było otwarte. Odetchnął, bo przynajmniej był pewien, że Wredotek miał gdzie uciec przed Alkisem. Bane nie wytrzymałby gdyby i temu gnojkowi coś się stało.
Niechniurka siedziała na blacie szafki kuchennej i spoglądała badawczo na swojego Pana. Poruszyła noskiem i cofnęła się, czując jego krew. Pachniał źle, niezdrowo. To sprawiło, że Wredotek poderwał się do lotu i pofrunął na antresolę.
Bane powlókł się na górę. Nie miał siły nawet myśleć. Wiedział, że jeszcze długo nie zaśnie przez dragi, ale przynajmniej może jak się położy, to da ciału wypocząć.
Poszedł w pierwszej kolejności do łazienki, na górę. Zdjął wszystkie ciuchy i wrzucił je do kosza (jutro je wszystkie wywali, nie nadawały się do niczego). Podszedł do lustra i spojrzał w nie. Jego własne odbicie szczerzyło się do niego szyderczo. Twarz migotała, jakby ktoś obsypał ją brokatem.
Mężczyzna skrzywił się. Wiedział, że obraz który zobaczył był jedynie omamem spowodowanym odurzeniem. Dotknął bandaża na szyi. Przez chwilę przyglądał się mu pustym wzrokiem... Odwiązał go i obejrzał ranę. Nie była całkiem zasklepiona, chyba będzie miał jeszcze siłę by poprawić regenerację?
Cięcie błysnęło gdy użył mocy, ale tylko odrobinę, bo nie chciał wylądować na podłodze, nieprzytomny. Świetliste tatuaże nawet nie zdążyły do końca wpełznąć na jego twarz. Rana zmieniła się w świeżą bliznę o nieco zmienionym kolorze. Widać było, że białowłosy niedawno się zranił, ale może nikt nie będzie zadawał niewygodnych pytań. Już prędzej zapyta o szramę na oku.
Wszedł po prysznic i stał pod wodą bardzo długo, zmywając krew, brud i cały syf którym obrósł dzisiejszego dnia i kawałka nocy.
Gdy wyszedł, zauważył, że na umywalce siedzi Wredotek i patrzy na niego przeszklonymi oczkami. Bane wziął go na ręce i przytulił mocno a zaskoczony czułością ze strony Pana zwierzak, pisnął cicho i wtulił się w Medyka.
Mężczyzna wyszedł z łazienki ociekając wodą. Położył stworka na łóżku, wyjął z szafy bieliznę i ubrał ją a następnie rzucił się na łóżko, opadając na nie bezwładnie. Niechniurka pisnęła zaskoczona ale gdy Bane wgramolił się pod kołdrę, przeszła wyżej i ostatecznie usadowiła się przy jego twarzy, wtulając się w czoło.
Cyrkowiec zamknął oczy ale sen długo nie przychodził. Starał się jednak nie myśleć o tym co było. Chciał wymazać z pamięci wszystko co złe, zaczynając od zajścia w Izolatce, z Rosie, a kończąc na spotkaniu z Alkisem.
W końcu zasnął, przytulając Wredotka do siebie. Na szczęście tej nocy nie śniło mu się nic.
Gdy się obudził, było jeszcze wcześnie więc postanowił dokładniej doprowadzić się do porządku. Wymył się, szorując całe ciało, ogolił i przyciął odrobinę włosy nad oczami. Użył swoich ulubionych perfum by ukryć ewentualny dziwny zapach po krwi.
Przygotował zwykłe, standardowe ubranie jakie ubierał gdy pracował: czarne spodnie, biała koszula, fioletowy krawat i czarna kamizelka. A na to biały kitel, świeżutki i pięknie wyprasowany. Gdy się ubrał, wpiął w kieszonkę pióro i wsunął w nią mały notesik.
Pogłaskał śpiącego Wredotka i zszedł na dół gdzie założył czyste, eleganckie buty i czarne rękawiczki. Zajrzał jeszcze do lodówki i wypił do końca pomarańczowy sok.
Może nie wyglądał najlepiej po delikatne sińce pod oczami zdradzały nieprzespaną noc, ale przynajmniej był schludnie ubrany i dobrze pachniał.
Wychodząc z mieszkania postanowił, że w najbliższym czasie w pełni poświęci się pracy. Musiał nadrobić zaległości i pokazać się Van Vyvernowi od dobrej strony, by sławetna 'kara' nie była zbt surowa. Zamknął drzwi i chciał podejść by obudzić Tulkę ale...
Nie. Musiała... Chciała odpocząć. Nie mógł się narzucać. Nie mógł jej osaczać, źle się to skończyło. Chociaż odrobinę kłuło go serce, poszedł w stronę Recepcji by zameldować gotowość do pracy i zacząć nowy dzień.
z/tBane - 7 Listopad 2017, 12:53 Gdyby nie to, że nie chciało mu się potem odnawiać drzwi, wszedłby do pokoju wyważając je z kopa. Był tak wściekły i jednocześnie rozżalony, że najchętniej coś by rozwalił. Tylko zdrowy rozsądek i myśl, że jeśli to zrobi będzie musiał naprawiać przedmioty albo kupić nowe, powstrzymywała go przed totalną rozróbą.
Pod nosem mamrotał przekleństwa. Poszedł najpierw do kuchni żeby napić się wody bo z tego wszystkiego zachciało mu się pić. Wypił na raz prawie całą zawartość litrowej butelki którą wyjął z lodówki. Zdjął z siebie kitel (a raczej szarpnięciem go z siebie zrzucił) i powiesił go na krześle. Furia kipiała w nim, chociaż był już z dala od Anomandera.
Przylazł za nim ten goguś. Jan Sebastian czy jak mu tam. Bane obrzucił go pogardliwym spojrzeniem.
- Czego!? - krzyknął i wtedy przypomniał sobie o tym, że Marionetka będzie pisała raporty - ...sobie życzysz? - dodał spokojniejszym, prawie przymilnym tonem.
Właściwie miał gdzieś co tamten chciał. Jeśli chciało mu się pić, niech się sam obsłuży. Ma ręce, co nie?
Medyk z rezygnacją wypisaną na twarzy powlókł się na piętro i dosłownie rzucił się na łóżko, twarzą w dół. Przez chwilę leżał bez ruchu, oddychając ciężko. Nie podobało mu się, że boli go serce i już dawno powinien był to sprawdzić, ale tłumaczył to tym, że jak jego toksyczna krew zaczyna szybciej krążyć to serce, nienawykłe jeszcze do dziwnej substancji, buntuje się bólem w trakcie przyspieszonego tłoczenia.
Minęła chwila zanim się odezwał i poruszył a i tak jego ruch był ograniczony jedynie do odwrócenia twarzy w bok. Oczy miał zamknięte. Nie spał, zwyczajnie się położył bo co miał robić? Akurat dzisiaj kiedy bardzo, ale to bardzo chciało mu się pracować, został odesłany do swojej kwatery. Jak dzieciak który coś przeskrobał.
No dobra, Anomander powiedział mu, że może robić co chce ale i tak Bane czuł się skrzywdzony.
- Zanotowałeś już w tym swoim kajeciku, że leżę? - zaczepił Marionetkę złośliwym tonem. Nie zamierzał być dla niego miły. Będzie grzeczny, będzie się ładnie zachowywał ale nie będzie próbował nawiązać przyjaźni z tym urzędasem.
Usłyszał jak tamten poprawia okulary na co zgrzytnął zębami. Będzie musiał niestety przywyknąć do tego dźwięku. Ciekawiło go jednak jak brzmi głos Jana Sebastiana.
Pewnie jest wkurwiająco nosowy. Jak u każdego służbisty...
Leżał niemal krzyżem na łóżku, nie kwapiąc się by się przebrać czy coś. Poleży tak kilka godzin a potem pójdzie po Wredotka, bo maluch został u Abi.
Był też ciekaw czy ktoś do niego zajrzy w ciągu dnia. Raczej wątpił by Anomander ruszył tu swoje gadzie dupsko, ale może Julka się zainteresuje jego stanem?
Poczuł chęć by przetestować Jasia Sebusia, ale odgonił myśl bo na to jeszcze przyjdzie czas. Dzisiaj zamierzał go zanudzić na śmierć.
Minęło pół godziny, może więcej. Bane nie ruszał się, leżał z zamkniętymi oczami i rozrzuconymi na boki kończynami.
- A teraz? - zapytał głośno - Zapisałeś, że nadal leżę? - nawet nie raczył na niego spojrzeć.
Chirurgowi zapowiadały się bardzo ciężkie trzy lata...Anomander - 7 Listopad 2017, 17:57
Jan Sebastian spokojnie kroczył sobie korytarzem Kliniki zmierzając wprost do pokoju Bane’a. Krok miał sprężysty, plecy proste a głowę dumnie uniesioną. Zdałoby się, oto Król Urzędników kroczy korytarzem swego pałacu. Idąc po miękkim dywanie, cicho pogwizdywał sobie
swoją ulubioną piosenkę. Nie wiedział czemu, ale ta radosna, choć poważna muzyka bardzo przypadła mu do gustu. W ręku trzymał skórzaną teczkę pełną różnego rodzaju dokumentów a w wewnętrznej kieszeni garnituru tkwiły trzy wieczne pióra. Był przygotowany na wszystko. Prawdziwa bestia biurokracji. Pomiędzy wieloma arkuszami zapisanych niemal idealnym pismem kartek, nieśmiało prześwitywały grzbiety trzech książek o porywających tytułach. Błękitna -„Rachunek kosztów leczenia w aspekcie wyceny świadczeń zdrowotnych w prywatnych podmiotach medycznych”, czarna -„Zarządzanie ryzykiem: BHP i audyt wewnętrzny w podmiotach leczniczych” oraz fioletowa - „Analiza i zarzadzanie ryzykiem finansowym. Rachunkowość zarządcza w prywatnych podmiotach leczniczych”. Widać było, że uprzednio przygotował się, na mało aktywne spędzanie czasu.
Gdy stanął przed drzwiami odruchowo poprawił okulary i wszedł do środka nawet nie zapukawszy.
Nie odezwał się nawet słowem gdy wkroczył wnętrza pomieszczenia, które Pan Dyrektor raczył wyznaczyć Baneowi na pokój. Rozejrzał się tylko swoim wiecznie znudzonym wzrokiem. Nie odpowiedział na pytanie zadanie przez ordynatora bowiem nie miało ono sensu.
Skoro miał być jego kuratorem, to czego mógł sobie życzyć?
Popatrzył na Bane’a kiwając lekko głową i poprawił okulary. Już z samego zachowania w pokoju na dole, Jan Sebastian zrozumiał, że Bane jest histerykiem ze skłonnościami do przesady, ale tego, że na dodatek jego inteligencja pozostawia wiele do życzenia dowiedział się właśnie teraz. Odczekał chwilę i wszedł na górę. Antresola była urządzona w miarę przyzwoicie i funkcjonalnie. Przeniósł wzrok na łóżko i zobaczył aktualnego ordynatora leżącego na nim twarzą do dołu. Nie czekając na pozwolenie podszedł do biurka i usiadł w fotelu odwracając się w stronę leżącego. Wyjął z teczki dość gruby plik kartek i przygotował sobie dwa pióra. Jedno położył na blacie biurka a drugie wziął do ręki i przez dłuższą chwilę coś pisał.
- Prawdę mówiąc, nie bo nie ma to związku ze sprawą. – można powiedzieć, że jego głos idealnie pasował do oblicza. Ociekał obojętnością typową dla urzędnika choć był w miarę melodyjny i mocny - Teraz, skoro już się uspokoiłeś, przestałeś zachowywać jak pajac i histeryzować przeprowadzimy krótką ankietę.
Powiedziawszy to zaczął zadawać pytania.
- Pouczam o obowiązku udzielania odpowiedzi zgodnie z prawdą. Zatajenie lub udzielenie nieprawdziwej odpowiedzi może grozić zaostrzeniem kary. Proszę też o udzielanie odpowiedzi natychmiast po usłyszeniu pytania. Pozwoli to zaoszczędzić czas i znacząco wpłynie na poprawienie jakości obsługi. – udzieliwszy pouczenia i poinformowawszy o zasadach odpowiedzi Jan Sebastian poprawił okulary i popukał piórem w arkusz ankiety - Numer identyfikacji podatkowej lub numer ewidencji? – zapytał z powagą godną znudzonego urzędnika - Imię i Nazwisko? – odczekał chwilę na odpowiedź - Data i miejsce urodzenia? – ponownie chwilę odczekał - Imię i nazwisko ojca? – znowu pauza - Imię i nazwisko matki? – ponownie czas na odpowiedź - Wykształcenie? W tym miejscu proszę podać wszystkie ukończone szkoły ponadpodstawowe oraz tryb ich ukończenia a także kierunek tudzież specjalność, uzyskany tytuł zawodowy lub naukowy oraz datę rozpoczęcia i ukończenia nauki – odczekał na odpowiedź i wszystko skrupulatnie notował - Numer prawa wykonywania zawodu?
W między czasie poprawił okulary na nosie. Dwa razy.
Kolejne pytanie o to czy zapisał iż leży Jan Sebastian zignorował. Jednak przyszło mu pracować z histerycznym debilem. Cóż, bywa i tak.
- Wykształcenie uzupełniające? W tym miejscu, proszę podać ukończone kursy i inne szkolenia specjalistyczne oraz posiadane dodatkowe uprawnienia i kwalifikacje. Proszę podać rodzaj uprawnienia, oraz rok jego uzyskania. – odczekał na odpowiedź skrupulatnie notując - Znajomość języków obcych oraz stopień ich znajomości w skali: podstawowa, dobra, bardzo dobra, biegła? – poczekał aż pytany odpowie - Dodatkowe uprawnienia? W tym miejscu proszę podać wszystkie dane odnośnie uzyskanych uprawnień w tym do kierowania pojazdami silnikowymi, posiadania broni, dostępu do informacji nie jawnych etc.
Poczekał aż Bane skończy wymieniać ewentualne uprawnienia.
- Dziękuję za udział w ankiecie. – powiedział beznamiętnie po czym wyjął sobie z teczki książkę I na jej miejsce włożył plik zapisanych kartek.
Przez chwilę milczeli obaj.
Jan Sebastian czytał i od czasu do czasu przygryzał końcówkę pióra.
- Bane, gdzie jest dla mnie łóżko? – zapytał w pewnym momencie a jego głos był równie beznamiętny co wyraz twarzy.
Kiwną lekko głową jakby potwierdzał, że zgadza się z zawartą w książce informacją, po czym poprawił okulary.Bane - 7 Listopad 2017, 23:06 Gdyby nie to, że Jasio Sebcio nawet nie próbował zachowywać się cicho, Bane zapomniałby o jego obecności. Miał nadzieję odpocząć. Zwłaszcza, że wyprowadzenie z równowagi Anomandera wcale nie okazało się być takie przyjemne, jak początkowo sądził. Myślał, że furia Gada da mu satysfakcję, że gdy w końcu zobaczy jakieś ludzkie odruchy u Dyrektora... będzie mu lepiej. A tak? Nie dość, że wysłuchał, że zachowuje się jak ostatnia pizda, to jeszcze wybuch van Vyverna nie sprawił mu przyjemności. Nawet... czuł się trochę winny bo prawdę mówiąc nie spodziewał się, że uda mu się zmusić starszego Medyka do takiego ataku. Smok pokazał, że ma uczucia.
Bane nie przewalał się na łóżku. Leżał nieruchomo i oddychał miarowo, chcąc się uspokoić. Gdyby mógł, zalałby się teraz w trupa i poszedł spać by zapomnieć o tym, co się stało. By zapomnieć co zrobił.
Pojawiło się poczucie winy. Sumienie, mimo iż sądził, że takowego nie ma, dawało mu we znaki. Miał się zmienić a tymczasem zaatakował Anomandera i podle potraktował Julię. A przecież byli osobami na których mu najbardziej zależało.
Odgłos pióra skrobiącego po kartce papieru miał w sobie coś uspokajającego i Bane na chwilę odleciał myślami. Odegnał wszystkie te, które nie dawały mu spokoju przywołując słodką pustkę.
Z tego swoistego zawieszenia wyrwał go głos Jasia. Nie był wkurzająco nosowy ale za to wkurzająco beznamiętny. Bane skrzywił się ze złością ale pościel ukryła grymas.
Facet irytował go już samą obecnością. Jak Cyrkowiec zdoła wytrzymać z nim aż trzy lata?
Warknął gdy tamten skomentował jego zachowanie. Już miał przypomnieć mu, że ma jedynie notować a nie oceniać jego zachowanie ale czarnowłosy urzędas ponownie się odezwał, mówiąc o jakiejś ankiecie.
Prychnął z pogardą. Wychodziło na to, że Marionetka nie wiedziała o swoim podopiecznym zupełnie nic. Dawało to Bane'owi spore pole do popisu jeśli szło o kłamstwa... ale jakoś tak... odechciało mu się kłamać. Stracił chęć na wygłupy. Zwłaszcza, że jeśli poda błędne informacje, to zbierze burę od Dyrektora. A już chyba wystarczy tego, prawda? Anomander i bez tego był na niego wściekły jak diabli.
- Dziwne, że nic o mnie nie wiesz. - powiedział złośliwie - Wydawało mi się, że Dyrektor wspominał, że świetny z ciebie biurokrata. - uśmiechnął się odchylając głowę na bok i otwierając oczy. Spojrzał na Jana z drwiącym uśmiechem.
- Jakiś czas tu już pracujesz, czyż nie? - zaczepił - To skoro by się o mnie dowiedzieć potrzebujesz ankiety... To kiepski z ciebie urzędnik. Kiepsko wypełniasz rolę skoro nie znasz danych Ordynatora, Pisarczyku.
Znowu schował twarz w pościeli ale gdy z ust Sebastiana zaczęły płynąć pytania, podniósł się do siadu i odwrócił w jego stronę. Spojrzał na niego jak na coś wyjątkowo nudnego. Westchnął ciężko i machnął ręką by ten zaczynał swoje przesłuchanie.
- 8861110237. Bane Blackburn. 13 stycznia 1979, Londyn. - odpowiadał niedbale, znudzonym głosem, gapiąc się tępo na urzędasa. Oj drażnił go ten typ.
Przy następnych pytaniach zawahał się i nie odpowiedział od razu. Podniósł twarz nieco wyżej, prostując się na łóżku i zadzierając nosa.
- Nie znam personaliów swoich rodziców bo obaj zginęli tuż po tym jak się urodziłem. - powiedział beznamiętnie - A że jestem pieprzonym ignorantem, nie interesowało mnie jak się nazywali. Jak nie wierzysz, zapytaj Dyrektora. On coś wie o mojej ignorancji. - jawnie zaczepiał Jana, był złośliwy - Miałem siostrę, Kylie Blackburn, sporo ode mnie straszą. Różniło nas siedemnaście lat, gdy się urodziłem przejęła nade mną prawną opiekę i mnie wychowała. - dodał z powagą - A potem ja opiekowałem się nią, gdy zachorowała. A jak umarła, trafiłem tutaj. Ale nie będę ci nic więcej na ten temat mówił. Nie twój interes, Urzędniku. - stwierdził z pogardą w głosie.
Następne pytania już były łatwiejsze chociaż musiał się skupić nad datami, by nie pomylić lat ukończenia szkół.
- Do 1999 roku uczyłem się w szkole prywatnej, St. Edmunds Hertfordshire. - powiedział nie rozszerzając skąd on i siostra mieli pieniądze na opłacenie takiej prestiżowej szkoły - Potem do 2008 studiowałem na Uniwersytecie Cambridge, Trinity College. Może cię zaskoczę, ale skończyłem Medycynę ze stopniem Doktora Medycyny. - uśmiechnął się złośliwie - Robiłem dwie specjalizacje: Toksykologię kliniczną i Chirurgię ogólną, z czego tylko tą drugą ukończyłem z dyplomem i następnie zawęziłem w kolejnym stopniu na Chirurgię plastyczną.
Jego dokładność była denerwująca.
- Numer prawa wykonywania zawodu? 5425740. Nie mam nic do ukrycia. - wzruszył ramionami - Będziesz mógł uzupełnić kartotekę Dyrektora, bo nie wiem czy ma aż tak szczegółowe dane ode mnie. Kto wie, może nawet w ramach pochwały pogłaszcze cię po główce i sprezentuje nowy kajecik?
Ponownie opadł na posłanie, tym razem twarzą do sufitu, rozkładając ręce ale pozostawiając nogi zgięte w kolanach. Przesłuchanie go nudziło.
- Staż w Szpitalu św. Tomasza w Londynie na stanowisku Chirurga ogólnego i internisty oraz staż w Julian De Silva MBBS MD – prywatnej klinice chirurgii plastycznej w Londynie. - powiedział gdy tamten zapytał o dodatkowe kursy uzupełniające - Dyrektor jest ze Świata Ludzi, z pewnością zna te placówki bo są w światowej czołówce. Możesz sprawdzić, pewnie i tak nie masz nic innego do roboty. - westchnął znudzony - Od 2012 prowadziłem własną Klinikę Chirurgii plastycznej. Byłem właścicielem, dyrektorem i głównym Chirurgiem. Zarabiałem straszne pieniądze. - uśmiechnął się do wspomnień, zamykając oczy - Znam biegle angielski i łacinę w stopniu bardzo dobrym. Reszty jakoś nie chciało mi się uczyć, bo jako rodowity Anglik, jestem przekonany o wyższości mojego kraju i języka nad innymi, barbarzyńskimi plemionami Świata Ludzi. - urzędas nie miał poczucia humoru dlatego Bane nie liczył na wybuch śmiechu, ale mimo wszystko wygłosił kąśliwą uwagę. Już taki był.
- Mam prawo jazdy kategorii A i B. - powiedział po czym na chwilę zamyślił się - Chwila, a ty w ogóle wiesz czym jest samochód czy motocykl? Przecież tutaj podróżuje się głównie konno i powozami. - zmarszczył brwi.
Gdy tamten skończył go przepytywać, Bane podniósł się ponownie i uśmiechnął do niego. Było w tym grymasie tyle jadu, że Cyrkowiec nie musiał używać Venenosis by osiągnąć efekt. Szkoda tylko, że urzędnik był nieugięty. Ale może kiedyś da się do złamać? W końcu czekają ich wspólne trzy lata!
- Może jeszcze podać ci rozmiar ubrań, buta i przyrodzenia? - zapytał zaczepnie - Wątpię by przydało się to Dyrektorowi ale kto wie jakie perwersje kryją się w tym twoim zblazowanym, urzędniczym mechanizmie zwanym jedynie z grzeczności mózgiem.
Zaczął zdejmować górne części garderoby gdy tamten zajął się pisaniem. Poprawiał te swoje pingle tak często, że Bane nagle poczuł nieodpartą chęć by do niego doskoczyć, zedrzeć mu je z ryja i wywalić przez okno.
Gdy właśnie rozpinał ostatnie guziki koszuli padło pytanie, które sprawiło, że parsknął niepohamowanym śmiechem. Śmiał się tak głośno i intensywnie, że aż po policzku pociekła mu łza którą szybko starł teatralnym gestem.
Nagle umilkł i spojrzał na niego z powagą i obrzydzeniem.
- Nie rozśmieszaj mnie. - powiedział grobowym głosem po czym zdjął koszulę i Animicusa, którego postawił na szafce nocnej - Będziesz spał w łazience. Albo u stóp mojego łóżka. Tam gdzie twoje miejsce, Urzędniczy Psiarczyku. - gdyby mógł to by splunął ale nie wypadało paskudzić we własnym mieszkaniu. Jego spojrzenie wyrażało pogardę i nienawiść.Anomander - 8 Listopad 2017, 00:52
Marionetka poprawiła okulary i popatrzyła na Bane’a tak, jak patrzy się na pień drzewa, śmietnik, samochód czy kamień. Zupełnie bez emocji i zainteresowania. Od leżąca na łóżku białowłosa małpa przemówiła ludzkim głosem. Nie ona pierwsza.
- Generalnie zajmuję się sprawami finansowymi Kliniki a nie nadzorowaniem jej pracowników. Nie dbam o to jak się nazywasz ani kim jesteś, ale dbam między innymi o to, byś co miesiąc dostał swoją wypłatę. Kuratelę nad tobą pełnię na polecenie Pana Dyrektora. – poprawił okulary - Ta ankieta jest mi potrzebna do teczki z danymi odnośnie postępów w resocjalizacji. Lubię mieć wszystko poszeregowane tak jak należy. Powiem Ci, że generalnie twoich danych personalnych nie chciało mi się uczyć na pamięć. Wiesz jak to jest, dziś jesteś ordynatorem, a jutro Cię nie ma.
Pomijając szczeniackie odzywki i dziwne próby wyprowadzenia go z równowagi, Bane odpowiadał na pytania relatywnie składnie. Jan Sebastian co jakiś czas zerkał spode łba na białowłosą małpę i poprawiał sobie okulary. Ten facet faktycznie był debilem. Chyba nie mógł zrozumieć tego, że marionetki nie da się wyprowadzić z równowagi. To tak jakby ktoś próbował zdenerwować komputer czy obrazić działający silnik. Pierdolony, zmutowany szympans. Nie dość, że histeryczny to jeszcze durny jak but i z brakami w logicznym rozumowaniu.
Gdy doszli do rodziców, marionetka przestała na chwilę pisać, popatrzyła na Bane’a, a na jej ustach pojawiło się coś, co można było uznać za uśmieszek politowania.
- Obaj powiadasz? Zatem jesteś dzieckiem dwóch pedałów? Cóż, rozumiem choć ci nie współczuję. Bywa i tak. Jako, że nie interesowałeś się personaliami swoich ojców, wpiszę, że pozostają nie znani – powiedziawszy to w odpowiednich rubrykach wpisał „NN”
Dalsza część ankiety przebiegała dość sprawnie, choć ponownie pod znakiem szczeniackich tekstów przepytywanego.
Gdy doszło do pytania o prawo jazdy i tego czy Jan Sebastian wie co to takiego motor i samochód marionetka postanowiła odpowiedzieć
- Owszem Bane, wiem czym są samochody i motory. Bywam w świecie ludzi co jakiś czas, by doglądać zakupów sprzętu do kliniki i dbać o finanse. – pokręcił głową dając do zrozumienia swojemu rozmówcy za jakiego debila go uważa.
- Jeśli chodzi o pozostałe wymiary to możesz zachować je dla siebie. Nie są mi aktualnie do niczego potrzebne, a jestem pewny, że nie robą na nikim wrażenia.
Usłyszawszy odpowiedź na pytanie o miejsce do spania Jan Sebastian spokojnie zamknął książkę i schował ją do wewnętrznej kieszeni garnituru.
- Rozumiem – powiedział i wstał z fotela
Rozejrzał się po antresoli.
Generalnie miejsce nie było takie złe. Nadawało się na sypialnię lepiej niż zaproponowana przez białowłosego łazienka. W prawdzie urządzone było w sposób typowy dla abderyty, bo widać było, że ten białowłosy szympans książek nie czyta, ale sporo czasu przed nimi. Możliwe, że coś się zmieni w tym względzie.
Zobaczywszy, że Bane się rozbiera, jednym szybkim krokiem podszedł do szafki nocnej, na której leżał animicus i złapał do w dłoń. Jak na pracownika biurowego zrobił to bardzo sprawnie i szybko.
- Ładna zabawka. Droga była? – zapytał po czym wyrzucił bransoletkę z antresoli
Animicus poszybował w dół, migając odbitym światłem jak samolot. Sądząc po dźwięku, wylądował gdzieś w okolicach sofy i spadł na dywan.
Gdy Bane zerwał się z łóżka i zbiegał już po schodach by odzyskać cenny przedmiot Jan Sebastian zawołał krótko
- APORT!
Po czym wygodnie położył się na łóżku, które jęknęło pod ciężarem marionetki. Spokojnie włożył swój neseser pod poduszkę a z wewnętrznej kieszeni wyjął uprzednio włożoną tam książkę i ponownie zaczął czytać.
Kątem oka zerknął w stronę schodów czekając za Bane wejdzie na górę. Gdy tylko zobaczył jak ten wchodzi na antresolę zawołał
- Całkiem nieźle, widzę, że masz talent do aportowania. Przynieś mi to tutaj, to rzucę ci jeszcze raz. – powiedział poprawiając okulary - Kto wie, może nawet uda się wyszkolić cię na porządnego aportera? Bane - 8 Listopad 2017, 01:37 Słuchał go tylko z grzeczności. I tak więcej niż połowa wpadała do głowy tylko po to by zaraz z niej wypaść. Białowłosy Medyk bowiem traktował Marionetkę jak przedmiot nie warty uwagi. Odpowiadał na jego pytania bo nie miał nic do stracenia, gorzej gdyby milczał. Nie chciał dodawać Dyrektorowi więcej problemów. I złościć go jeszcze bardziej. Już i tak Gad pewnie obmyślał plan jak po cichu usunąć Chirurga ze swojej drogi.
Kąśliwa uwaga co do przemijalności stanowiska Ordynatora nie zrobiła na nim wrażenia. Prychnął głośno na znak, że ma gdzieś co ten Urzędniczyna tam sobie mamrocze pod nosem. Głos może i miał w miarę melodyjny, ale gdy tylko otwierał paszczę, wylewał się z nich potok składający się z bełkotu urzędniczego. Czyli coś, na co można było spokojnie zamknąć swój umysł.
Bane leżał na łóżku i patrzył w sufit gdy tamten w czasie wypełniania papierów zaczepił go o złe użycie formy. Medyk usiadł i popatrzył na niego z rezygnacją. Westchnął jak zawiedziony ojciec, naśladując Anomandera i pokręcił głową.
A więc Jasiu dał się sprowokować. Łatwo poszło. Spuścił z tego kulturalnego aż do porzygu tonu i zaczął używać brzydkich słów. Bane prawie czuł radość i satysfakcję, że tak szybko udało mu się wywrzeć wpływ na Marionetkę. Kto wie, może kiedyś wychowa ją sobie i Urzedas będzie jego Przydupasem?
- Mam gdzieś, czy byli to dwaj faceci, czy dwie kobiety. - powiedział opadając na łóżko - Nie interesuje mnie macierzyństwo i układy jakie panują w rodzinie. Bo nigdy nie miałem normalnej rodziny. - dodał z powagą - A na twoim współczuciu mi nie zależy. Lalki nie mają uczuć.
Zanim zaczął się rozbierać, poleżał chwilę patrząc w sufit.
Czy tak będzie wyglądało teraz jego życie? Usłane codziennymi przepychankami słownymi z tym tutaj...troglodytą? Ptasim móżdżkiem? Bo co on niby potrafił? Bane też umiał policzyć w pamięci. Prowadził własną Klinikę więc liznął nieco o finansach i zarządzaniu mimo, że miał od tego ludzi.
W końcu jednak stwierdził, że niewygodnie mu w koszuli i krawacie, dlatego postanowił pozbyć się górnej części garderoby, by wygodniej rozwalić się w łóżku.
Parsknął śmiechem gdy tamten wygłosił komentarz o wymiarach. Spojrzał najpierw na jego twarz po czym przebiegł wzrokiem po całej jego sylwetce. Jedną brew miał uniesioną w wyrazie kpiny.
- Ja przynajmniej nie jestem pustą wydmuszką. - powiedział - I przynajmniej mam potrzebne instrumenty, Laleczko. - wrócił do zdejmowania ubrań.
Ułożył je na kupkę, obok siebie. Animicusa położył na szafce.
Jasiek miał czelność pytać go o łóżko dla niego? Niedoczekanie! Może jeszcze miał mu organizować miejsce do spania!?
Jeśli Marionetka liczyła, że dobrotliwy wujcio Bane umości mu teraz jakąś leżankę, to grubo się pomylił. Ze śmiechem odpysknął Urzędasowi po czym spoważniał. Czuł, że choćby nie wiem jak się zmuszał, nigdy nie polubi tego Cwaniaczka.
Gdy tamten podszedł do szafki i wyraził swoją opinię na temat Animicusa, Bane zmarszczył brwi ale... nie zdążył zareagować. Z otwartą japą patrzył jak jego bransoleta szybuje przez całą długość antresoli by spaść na dół, na parter.
Zerwał się na równe nogi i w pierwszym odruchu chciał odepchnąć czarnowłosego, ale postanowił go nie dotykać. Na razie. Picwąs jeszcze zdąży zebrać wpierdol za to co właśnie zrobił!
Pobiegł na dół, w połowie drogi będąc na schodach usłyszał "Aport" a krew się w nim zagotowała. Poczuł wzbierającą w nim złość. Agresja buchała w nim, szukając ujścia.
Znalazł bransoletę na dole, przy sofie, na dywanie. Podniósł ją i sprawdził kryształ. Na szczęście zielone oczko nie było stłuczone. Założył artefakt na rękę.
Nie wiedział czy Jasiek zdawał sobie sprawę co wyrzucił, ale postanowił nie zdradzać się z mocą przemiany w zwierzę. Musiał pozostawić sobie kilka Asów w rękawie bo przecież trzy lata to bardzo długo.
Zanim wszedł na schody i na antresolę, westchnął i poszedł nastawić sobie wodę na herbatę. Nie wiedzieć czemu, poczuł nagłą ochotę na coś słodkiego, a że miał w kuchni jedynie herbatę i cukier, stwierdził, że słodki napar będzie w porządku.
W końcu wszedł na górę ale zamarł gdy tylko znalazł się na piętrze. Jan Sebastian rozwalił się w jego łóżku i czytał sobie swoją durną książkę w najlepsze. Jak gdyby nigdy nic.
Jego komentarz był co najmniej niestosowny i Bane postanowił zapamiętać sobie zniewagę. Warknął i rzucił się na łóżko, przygniatając go swoim ciężarem. Wyrwał mu książkę z rąk, siłując się z nim nieco po czym bez pardonu wypierdolił ją tak, jak wcześniej zrobił Urzędnik z jego bransoletką. Nie silił się przy tym na delikatność, wycelował tak, żeby książka na pewno uderzyła o twardą posadzkę a nie dywan, jak Animicus.
Spojrzał na niego z furią w oczach. Usiadł na nim tak, że górował nad nim, przygniatając go okrakiem do łóżka. Miał w dupie czy facet posądzi go o zapędy homo czy nie. Był wściekły bo co jak co - jego łóżko było jego Azylem, jego świętością. Tu wypoczywał, tu pozwalał sobie na bycie bezbronnym w czasie snu.
- Wypierdalaj! - wycedził - Nie zapominaj się, Janie Sebastianie. - dodał całkiem poważnie, rezygnując z wyzywania go - Masz mnie pilnować, przyjmuję taki obrót wydarzeń bo nie mam wyboru. Ale wynoś się z mojego łóżka. - pochylił się nad nim tak, że ich nosy prawie się stykały. Wiedział, że w razie czego nie udusi Marionetki ale w razie czego mógł go uszkodzić. Bardzo tego nie chciał bo wiązało się to z dodatkową karą, ale jeśli Urzędnik dalej będzie go tak wkurwiał, to Bane w końcu straci nad sobą panowanie.
- Słyszysz? Wypierdalaj! - powtórzył i poczuł jak w ustach gęstnieje mu ślina. Zielone źrenice były rozszerzone do granic możliwości. Z trudem powstrzymywał żądzę zlikwidowania Dupka który wpierdzielił mu się z buciorami do łóżka.Anomander - 8 Listopad 2017, 03:09
- Po raz pierwszy muszę przyznać ci rację, Bane. Marionetki nie posiadają uczuć wyższych, chyba że ich stwórca raczy je nimi obdarować – poprawił okulary - Jeśli zaś chodzi o penisa, to nie czuję się gorszy z powodu jego braku. Nie jestem człowiekiem zatem nie jest mi do niczego potrzebny. Mam za to mózg i zdolności analityczne, Małpeczko
Zachowanie Bane’a nie dziwiło go zbytnio. Był rozżalony i z pewnością było mu przykro, nie mniej nie mógł mu pozwolić na takie zachowanie. Skoro Bane okazał się być chamem i histerykiem należało przyjąć jego modus operandi.
Gdy Bane zbiegł na dół Jan Sebastian rozgościł się na jego łożu. Było bardzo wygodne choć nie dostosowane do wagi marionetki. Z resztą mało które łóżko było do niej dostosowane.
Mimo swojego niepozornego wyglądu Jan Sebastian ważył 270 kilogramów i to po przymusowym odchudzeniu. Pierwotnie, gdy wymagały tego okoliczności pełnił funkcje robocze, ochronne i testowe. Od czasu do czasu, gdy Pan zabierał go do świata ludzi, pełnił funkcję reprezentanta i maklera giełdowego. To znaczy, że grywał na giełdzie w czasach gdy umiejętność rozpychania się łokciami i waga godna małego słonia była ogromną zaletą.
Zabawa finansami tak bardzo mu się spodobała, że zajął się tym na stałe. Teraz zaś, Pan Dyrektor poprosił go o to by miał oko na Bane’a, a jako że każda prośba Anomandera była dla niego jak rozkaz, podjął się zadania.
Leżał sobie w najlepsze na łóżku, gdy nagle wpadł Bane. Z jego reakcji i zachowania wynikało, że nie był szczęśliwy.
- Pa, pa książeczko. – zawołał w ślad za odlatującym dziełem sztuki drukarskiej - Nie przejmuj się Bane, mam jeszcze dwie w zapasie a kilkaset znam na pamięć.
W dalszym ciągu leżał na łóżku.
Jako że Bane nie raczył ugościć go jak należy sam postanowił zatroszczyć się o miejsce do spania. Sądząc po reakcji białowłosego zrobił to nad wyraz skutecznie.
- Czy to nie zabawne? Sugerowałeś że mam spać w łazience lub na podłodze jak pies, chciałeś mnie obrazić i wytrącić z równowagi, a tymczasem sam dyszysz żądzą mordu i pragnieniem wywarcia pomsty. – mówił to w taki sposób, że choć twarz pozostawała bez wyrazu, głos zdawał się śmiać - Jesteś słabym człowiekiem Bane. Słabym i żałosnym lecz po raz drugi przyznaję Ci rację. Jak sam przed chwilą przyznałeś, mam cię pilnować. Zatem będę to robił cały czas. Zwłaszcza w łóżku albowiem w trakcie snu na was, ludzi czeka wiele niebezpieczeństw. – może dla innych gniew Bane’a byłby straszny ale nie dla Jana Sebastiana. Przejrzał notatki odnośnie Bane’a, które sporządził Anomander. Dzięki temu wiedział z grubsza jakimi umiejętnościami dysponuje białowłosy i nie było to nic, co mogłoby mu specjalnie zaszkodzić. Fakt, owo tajemnicze venonosis nie znajdowało się na owej liście, ale nie sądził by miał od tego „umrzeć”. W końcu był marionetką, i to dość cenną, zatem Anomander z pewnością w razie czego odda go do naprawy. Nie miał też zakończeń nerwowych zatem coś takiego jak ból było poza jego sferą pojmowania.
Popatrzył na Bane’a który teraz wisiał nad nim jak w jakichś gejowskich zapasach.
- Przepraszam, ale bardziej mnie bawisz niż wprawiasz w przerażenie. Zgaduję, że winienem teraz trząść się ze strachu i umknąć gdzie pieprz rośnie? – powiedział beznamiętnym głosem – Żałuję, ale nie działa. Spróbuj z innym przeciwnikiem. Dzieckiem dla przykładu..
Popatrzył na rozszerzone źrenice Bane’a i jego twarz wykrzywioną gniewem. Białowłosy wisiał nad nim jak gwałciciel nad bezbronną ofiarą.
- Już rozumiem, Ty zwyczajnie lubisz takie zabawy. Lubisz pokazywać, że jesteś silny, choć tak naprawdę jesteś słaby i żałosny – zdawała się kpić marionetka - Och nie! Proszę! Nie bij mnie panie ordynatorze! Nie rób mi krzywdy straszliwy gwałcicielu!
Nie wiedzieć czemu, ale wszystkie te słowa wypowiadał dość cicho, wprost w twarz Bane’a.
- No dalej, uszkodź mnie Bane. Pokaż mi to swoje venonosis, którym mnie tak straszyłeś tam na dole. – ostatnie słowa powiedział głośniej.Bane - 8 Listopad 2017, 16:35 Zabij go!
Białowłosy wisiał nad Janem Sebastianem i patrzył prosto w jego czerwone oczy. Dyszał z wściekłości, ledwo powstrzymywał się przed zwyczajnym wyeliminowaniem problemu, jaki obecnie stanowił Urzędnik.
Otworzył usta, szczerząc zęby w furii, gdy tamten zaczął go jeszcze podjudzać.
Zabij! Tak niewiele trzeba!
Warczał na głos jak zwierzę. Oddychał głośno przez zaciśnięte zęby a ślina napływała mu do ust i pieniła się, jakby miał wściekliznę. W głowie szalała chęć mordu. Czuł nieprzyjemny ucisk bo Demon z którymi walczył w sobie od lat, znalazł szczelinę i wyciekał przez nią, obejmując cały umysł Medyka.
Ma taką wątłą szyję... A przecież jesteś silny, Bane. Zabij! Wystarczy, że ją mocno uściśniesz!
Jan Sebastian nie przestawał gadać. Był przy tym tak irytujący... Najwyraźniej wyprowadzanie Chirurga z równowagi sprawiało mu wiele radości. Nie poprzestał na wyzwiskach, zaczynał trącać bardzo, ale to bardzo cienką strunę.
No dalej! Sprawdź czy jego krzyk jest tak samo piękny... jak krzyk Tej z Przystanku!
Bane uniósł się nieco i nie spuszczając wzroku z leżącego pod nim Pajaca, wrzasnął z całą mocą, jaką tylko odnalazł w płucach. Wydawać by się mogło, że za chwilę faktycznie rozszarpie Marionetkę. Przestawał nad sobą panować.
Uniósł dłonie i zbliżył je do jego szyi, ale zatrzymał w stosownej odległości i zacisnął je, jakby chciał udusić widmową szyję. Kąciki jego otwartych ust powędrowały w górę a ślina pociekła mu z ust, gdy wyrwał się z nich spazmatyczny śmiech.
Gdy tamten zaczął pojękiwać prosząc, by Bane nie robił mu krzywdy, coś w twarzy białowłosego zmieniło się. Zatrzymał się w totalnym bezruchu, jakby ktoś nacisnął na jakimś pilocie "Pauza".
Gwałciciel... Gwałciciel... Gwałciciel... GWAŁCICIEL!
Zielone źrenice zwęziły się do maleńkiej kropeczki a jego twarz ukazała mieszaninę zaskoczenia, przerażenia i wstydu. Uśmiech zniknął a kąciki ust zaczęły drżeć gdy sapnął.
Spojrzał na swoje ręce, potem na leżącego pod nim na łóżku czerwonookiego Urzędnika. Zaczął kręcić głową z niedowierzaniem.
- Nie. - powiedział tylko i opuścił głowę. Przez chwilę wisiał nad nim na tyle blisko, że jego biała grzywa, gdyby nie okulary Urzędnika, wpadłaby mu do oczu.
Momentalnie się uspokoił. Zsunął się powoli z Jana, wstał niespiesznie i jak gdyby nigdy nic, podszedł do szafy z której wyjął szarą-czarną, marmurkową koszulkę z rękawami do łokcia. Włożył ją na grzbiet wydychając powietrze. Uspokoił się tak szybko, że było to aż dziwne.
Skierował się w stronę schodów ale zatrzymał się i spojrzał chłodnym wzrokiem na rozwalonego na jego łóżku Urzędnika.
- Właściwie... Śpij sobie gdzie chcesz. - powiedział spokojnym głosem - Ja mam w razie czego kanapę na dole. - zawiesił spojrzenie na jego oczach ale wyglądał na bardzo zmęczonego. Powieki opadły mu do połowy oka.
Nigdy nie był typem Samca Alfa. Tylko pozował. Lubił dominować, ale gdy trafiał się silniejszy przeciwnik który dodatkowo atakował trafiając w wyjątkowo bolesne miejsca, Bane wycofywał się.
Właściwie było mu cholernie przykro. To co powiedział Jan Sebastian bardzo go dotknęło. Urzędas go obraził ale wystarczyło to jedno słowo, by cała energia i chęć mordu uleciała z Cyrkowca. Bardzo chciał się zmienić. Usłyszał w głowie głos Demona... sprzed lat. Nie mógł dopuścić, by żądza zaczęła znowu kierować jego poczynaniami.
Poczuł się nagle staro. Zgarbił się i westchnął cicho. Przez chwilę patrzył na Jana bez słowa, po czym odwrócił twarz i zaczął schodzić na dół.
- Chcesz herbaty? - zapytał wymijająco, jakby mówił zupełnie do kogoś innego. Jakoś odechciało mu się potyczek słownych po tym co powiedział ten Cwaniaczek.
Zszedł na dół i podniósł książkę, która leżała na podłodze, przy dużych oknach. Zabrał ją ze sobą i postawił na wysepce kuchennej. Jeśli Sebiś będzie chciał, weźmie ją sobie. Jego nie interesowały tematy w niej zawarte.
Woda już się zagotowała więc zdjął czajnik i wyjął dwa duże kubki. Wrzucił do każdego po łyżce sypanej, zielonej herbaty z dodatkiem suszonej opuncji. Zdjął swoje czarne rękawiczki i położył je obok książki. Skóra jego rąk, od koniuszków palców aż po same barki które zniknęły pod rękawami koszulki, była poznaczona bliznami po niewielkich nacięciach i wkłuciach a także białawymi wzorami magicznego tatuażu, który poruszał się gdy Cyrkowiec używał Mocy Leczenia.
Jeśli Jan zszedł do niego, Bane spojrzał na niego przelotnie i postawił przed nim filiżankę.
- Będę musiał wyjść za chwilę po mojego Podopiecznego, Wredotka. - powiedział jakby do siebie i zaczął się krzątać w kuchni. Właściwie nie musiał nic tu robić ale chciał zająć czymś ręce. Podał mu cukier w zgrabnej, białej cukiernicy.
Bolało go to, co powiedział Jan. Bolało go to, co powiedział Anomander.
Dzisiejszy dzień był dla niego wyjątkowo ciężki.Anomander - 9 Listopad 2017, 10:45
Przez chwilę przyglądał się białowłosemu swoim obojętnym wzrokiem. Działanie odniosło zamierzony skutek. Bane przestał zachowywać się jak idiota i nie zaatakował. Spienił się, powkurwiał ale nic nie zrobił. Nie był samcem dominantem. Należał raczej do osobników, które są tchórzliwe i nadrabiają miną. Pajac i pozer.
- Dziękuję, ale nie – powiedział Jan Sebastian dalej leżąc wygodnie na łóżku - My marionetki nie jemy ani nie pijemy. Prawdę powiedziawszy również nie śpimy.
Ostatnie słowa powiedział podnosząc się z łóżka. Rama Bane’owego legowiska aż zajęczała od ulgi jaką przyniosło jej odciążenie.
Z wysokości antresoli popatrzył na krzątającego się na dole Bane’a i na swoją książkę, którą ten odłożył na blat szafki.
Ludzie.
Gatunek istot z innego świata żyjących zbyt krótko, by zyskać dostateczną wiedzę na jakikolwiek temat. Byli jak zaraza. Wszędzie było ich pełno, byli głupi, hałaśliwi, podatni na choroby i prymitywni. Większość z nich nie czytała nawet jednej książki rocznie! Zamiast gromadzić pieniądze i dbać o to by bilans ekonomiczny i budżet gospodarstwa domowego był na stałym poziomie wydawali pieniądze jak głupcy i płakali że ciągle im mało.
Jan Sebastian nie lubił ludzi.
Początkowo nie lubił nawet Anomandera, ale ten udowodnił, że różni się od innych przedstawicieli swojego gatunku tak jak dzień od nocy. Z tego też powodu, Jan Sebastian służył mu najlepiej jak umiał. Łapał się też czasem na tym, że będzie mu trochę żal, gdy dyrektor kiedyś zdechnie.
Bo mimo tego, że żyją dłużej niż psy, koty czy konie to w końcu wszyscy ludzie kiedyś zdychają.
Zabrał swoją teczkę spod poduszki i zszedł na dół.
Jednakże schodzenie nie było tak proste jak wchodzenie i dało się zauważyć, a raczej usłyszeć, że schodząc po schodach Jan Sebastian strasznie głośno stąpa. Schody dudniły pod każdym jego krokiem.
- Zważywszy na okoliczności pozwolę sobie zająć dolne pomieszczenie. – powiedział tez nieco spuszczając z tonu
Skoro Bane przestał zachowywać się jak pajac I histeryk nie było sensu brnąć w to dalej.
Usiadł w jednym z foteli i wyjął swoje kartki oraz pióro.
- Powiedz mi, na czym polega owo venonosis, którym tak usilnie mnie straszyłeś?
Miał nadzieję że ten zmutowany szympans udzieli mu odpowiedzi i nie będzie udawał, że to wielka tajemnica czy jak to mawiają te łyse małpy zwane ludźmi, „as w rękawie”. Nic go tak nie irytowało jak niekompletne dane.
Usłyszawszy o podopiecznym Jan Sebastian poprawił okulary.
- Rozumiem. Jak z pewnością już wiesz, udam się po niego razem z Toba.
Popatrzył na białowłosego i miał nadzieję ze ten szybko położy się spać. W końcu ludzie śpią, a jak śpią to nie są aż tak denerwujący.
- Powiedz mi, masz jakieś przyzwyczajenia lub upodobania, co do których mogę rozważyć wzięcie ich pod uwagę? – zapytał stukając piórem w arkusz papieru i poprawiając okulary - Z pewnością wiesz, że przez najbliższy czas będę mieszkał z Tobą w pokoju. Uprzedzając Twoje humory i ewentualne napady histerii dodam, że też nie sprawia mi to specjalnej radości. W drodze kompromisu i jako, jak to mówicie „akt dobrej woli” udostępnię ci twoje dotychczasowe legowisko. - powiedział to beznamiętnie ale jasnym było, że traktuje to jako akt łaski -
Będę przebywał przy tobie niemal stale nie ze względu na to, że takie mam polecenie, ale na to, że zwyczajnie nie ufam ci na tyle, by zostawić cię samego licząc, że nie uciekniesz przez okno lub nie zrobisz innej bzdury.
Czekał na to co zrobi Bane.Bane - 11 Listopad 2017, 20:42 Nie miał zamiaru na niego patrzeć gdy tamten schodził, ale zainteresowało go ciężkie dudnienie na schodach. Podniósł wzrok i zawiesił go na sylwetce mężczyzny. Dobrze, że ubrany był na czarno i miał czarne włosy, bo pod słońce ciężko byłoby wychwycić jego zarys. Zwłaszcza, że Bane postrzegał kolory nieco bardziej intensywnie niż zwykły człowiek. Były bardziej nasycone, dlatego też tak drażniły go czerwone gały Pana Urzędasa, bo jarzyły się jak dwa rozżarzone węgielki.
Dlaczego ten facet tak ciężko szedł? Chyba nie robił tego celowo, a jeśli tak, to za chwilę rozwali schody i będzie musiał je reperować.
Mimo wszystko białowłosy nie skomentował chodu tamtego i wrócił do krzątania się po aneksie kuchennym. Jan nie chciał herbaty, ale Bane i tak zaparzył dwie. Najwyżej jeśli tamten jej nie tknie, wyleje ją. Trudno się mówi.
- Ale macie chyba smak? - zagadnął, całkiem neutralnie, jak nie on - Czy tego też wam brakuje? - nie patrząc na mężczyznę nasypał sobie dość sporo cukru i zamieszał, uważając by łyżka nie stukała o naczynie. Jako prawdziwy Anglik, dbał nawet o takie szczegóły w temacie herbaty.
Gdy tamten zadał pytanie, Bane akurat odwrócony był do niego tyłem. Zatrzymał się w pół kroku do szafki kuchennej, na którą chciał odstawić czajnik. Uśmiechnął się szyderczo, sam do siebie.
Zainteresował Jasia Sebusia, co? Ale jeśli Marionetce wydaje się, że po wcześniejszym pokazie prostactwa wyciągnie od niego informacje, to się grubo myli.
Bane powrócił do wysepki i wziął z niej dwie filiżanki po czym zaniósł je do salonu, na niski stolik. Ruchem głowy zaprosił Urzędnika by ten usiadł tam z nim. Nie wskazał mu jednak gdzie ma usiąść. Cyrkowiec zajął kanapę, siadając na środku niej i rozwalając się ramionami na boki. Picuś Glancuś miał do wyboru - albo usiąść na jednym z foteli albo przycupnąć na skraju zajętej kanapy.
Niezależnie od tego gdzie zajął miejsce, Bane przysunął mu herbatę. Nawet jeśli ten nie pije i nie je, wypadało by na zgodę choć trochę upił. Cham jeden.
- Venenosis to sekretna technika. - powiedział z powagą i pochylił się ku niemu - Skup się, nie będę powtarzał dwa razy. - dodał i wskazał na jego durny kajecik - Polega na zgrabnej manipulacji umysłem. Jest pochodną od hipnozy, wprowadza bowiem w stan hibernacji ale bez utraty świadomości. Przeciwnik nie może się ruszyć ale widzi wszystko dookoła. - dowiedział kiwając głową, jak profesor akademicki - Jest jednak jeden element, który jest zazwyczaj straszny w skutkach! - uniósł palec - Ofiara w tym stanie trzy razy silniej odczuwa ból. Niezależnie od rasy, więc i na Marionetki to działa. Ale nie to jest najważniejsze. - zrobił pauzę dla podkręcenia dramatyzmu - Na moje strzelenie palcami przeciwnik skręca się i wije w strasznych konwulsjach bowiem jego odbyt jest dosłownie rozdzierany przez Mentalną Pałę Goryczy.
Złośliwy błysk w oczach Bane'a potwierdził, że ten kłamie. Mężczyzna odchylił się do tyłu i z satysfakcją przyglądał się martwej twarzy Sebastiana.
Jak gdyby nigdy nic, wziął filiżankę i upił spory łyk. Poczuł jak słodycz wypełnia jego usta i gdy przełknął, uśmiechnął się błogo.
- Mam przyzwyczajenia i upodobania. - powiedział ignorując uwagę o odstąpieniu legowiska - Codziennie wypijam kilka litrów wódki, bo lubię. - dodał wyzywająco unosząc brodę i patrząc na niego z lekką pogardą - Śpię nago więc nie zbliżaj się do mnie w nocy. - ponownie się napił i sapnął po napój był gorący - Oprócz tego utrzymuję w mieszkaniu sterylny porządek, więc proszę, nie bałagań. Nie dotykaj moich brzytew do golenia, bo szlag nie trafi jeśli będę musiał je na nowo ostrzyć, a już wystarczy, że niedawno to robiłem. Nie tykaj też moich perfum, jeśli będziesz chciał załatwię ci jakieś ładne ale nie podbieraj mi moich. Acha, i rano to ja pierwszy zajmuję łazienkę.
- Lubię też od czasu sprowadzić sobie tutaj panienki. - powiedział tym razem jawnie uśmiechając się drwiąco - Bo widzisz, wprost ubóstwiam orgie. - tu akurat nie kłamał - Może kiedyś się przyłączysz? Na ten czas doczepi ci się tam jakiegoś drąga czy... inszą zabawkę. - wskazał bez pardonu na krocze Jana Sebastiana - Żebyś nie był bierny. Może wtedy trochę się rozluźnisz. No, chyba że wolisz być stroną uległą. Po namyśle... trochę nawet wyglądasz jak Uległy. - parsknął - Chuj wie do czego byłeś pierwotnie stworzony. A skoro nie masz kutasa... - wzruszył ramionami. Chwilę później uspokoił się i spojrzał na niego z powagą, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.