Anonymous - 31 Marzec 2016, 09:32 Dobrze się zdarzyło, że akurat tutaj zabłądził. Choć na początku uznał to za kompletną katastrofę i ironię losu. A tu proszę bardzo. Poznał Leo i w ciągu tych zaledwie kilku chwil prowadzili dość poważną rozmowę i dochodzili do ciekawych w wniosków. Towarzysz podróżny to bardzo miła perspektywa. Dni staną się przez to barwniejsze, nawet bardziej niż jego paznokcie. Ale czy jest gotów na kontrakt?
A co jeżeli on…
A może jednak nie? Leo jest inny, nie można porównywać jednego człeka do drugiego.
Niepokoju mimo to nadal w nim pozostawał. Wzrokiem badał go uważnie. Białe, rozwiane włosy unosiły się na wietrze, a ciepły uśmiech rozjaśniał twarz i nawet sięgał oczu.
To kłamstwo.
Brednie.
Manipulacja?
Nastała cisza. Czy drobne oszustwa do których sam się złotooki przyznał, można podciągnąć pod próby perswazji?
Dodge myślał i analizował, ale im dłużej się nad tym zastanawiał tym obraz marionetkarki pchał się i domagał uwagi. Zaczesał ręką włosy do tyłu. Zaledwie kilka krótkich kosmków opadło na powrót na czoło i wtedy zaczął padać doprawdy przedziwny deszcz. Barwił wszystko wstęgą kolorów, a białe włosy Leo łapały chwilowo najróżniejsze odcienie. Istna tęcza powstała na jego głowie. Był to bardzo zabawny widok dla Dodge.
- Klaun. – Wymsknęło mu się i nie mógł przestać się śmiać. Przechylił się do przodu i pozwolił śmiechowi znaleźć ujście. Nie chciał obrazić Leo, ale gdyby tylko mógł się zobaczyć, sam by mógł być skłonny przyznać mu rację.
- Z chęcią dołączę do ciebie w podróży. – zaczął, kiedy pohamował nietypowy atak śmiechu i rozbawienia. To dziwne, ale ten kolorowy deszcz sprawiał, że jego obawy znikały wraz z każdą uderzającą w niego kroplą.
- Ale, co do zakontraktowania… - zniżył głos i dało się słyszeć smutną nutę. – Jeżeli nie będzie ci przeszkadzał mój znak dawnej przynależności do… innego marionetkarza – zaczesał jeszcze raz włosy do tyłu i pokazał swoje piętno na czole: na wzór celtyckiego krzyża - No i zechcesz mieć u boku zepsutą marionetkę, to… - No powiedzże to, a nie się jeszcze zastanawiasz. – ... chciałbym. – Wydukał. Tak właściwe to chyba czekał na ten moment od kiedy został porzucony, choć nadal był pełen obaw. Ale pewien złotooki powiedział niedawno, że „fascynujący bohater musi mieć jakiś cel, nie może tkwić w miejscu”. Zobaczymy do czego doprowadzi to marionetkę, która spisała się już dawno na straty.Anonymous - 3 Kwiecień 2016, 22:59 Czekał na odpowiedź Dodge’a spokojnie i cierpliwie. Nie śpieszyło mu się przesadnie nigdzie. A nawet jeśli by tak i było, dla marionetek zawsze wolał poświęcić niż na jakieś mało istotne sprawy. Kiedy tak siedział machając radośnie nogami , nagle niespodziewanie rozpadał się naprawdę barwny deszcz. Leo aż w zachwycie zupełnie zapomniał gdzie jest i co w tym właściwie robi. Niczym w transie wpatrywał się w różno barwne krople. Śmiech marionetki dochodził do niego jak z słabo dostrojonego radia. W końcu jednak po krótkiej chwili opamiętał się aby usłyszeć, że Dodge postamowił mu towarzyszyć w podróżach.
- To świetnie. Napewno przeżyjemy nie jedną wspaniałą przygodę. - Powiedział radośnie absolutnie tego pewien. Po usłyszeniu roześmiał się perliście. Nie chciał go obrazić, po prostu przecież jasne było, że Dodge należał do innego marionetkarza już od samego początku. Do tego chłopak nie wiedział za bardzo czemu miałoby być to przeszkodą.
- Czemu miałby przeszkadzać mi taki drobiazg? Nie jestem jakoś specjalnie wybredny, uwierz mi na słowo. - Powiedział starając się być poważnym. Uśmiechnął się ponownie i przejechał poczochrał mu włosy wpatrując się w jego oczy.
- Wcale nie jesteś zepsuty. A nawet jeśli byś był, ja Ciebie naprawię. Od teraz jesteśmy rodziną. Ja ufam bezgranicznie tobie i mam nadzieję, że ty będziesz ufać mi. Bo w końcu po to jesteśmy, by nawzajem sobie pomagać. - Jego otwarta dłoń znalazła się tuż przed Dodgem.
- Aby zawiązać kontrakt, potrzebuje twojego kluczyka. Nie musisz się jednak obawiać, nie wiele by mi to dało jakbym chciał Cie wykorzystać. Poza tym, nigdy nie zdradziłbym swojej rodziny. - Powiedział ciepło i spokojnie. Nie pośpieszał, dał czas do namysłu. Wiedział, że może trudno być się jemu zaufać. No, ale w końcu to najważniejsza kwestia w tej relacji. Bez zaufania niczego się nie zbuduje. Leo ufał Dodgowi całkowicie, zaraz się dowiemy czy zadziała to i w drugą stronę .Anonymous - 4 Kwiecień 2016, 19:46 Kolorowe rzęsiste krople spadały z nieba, jakby tęcza rozpłynęła się i malowała wszystko wokół. Słowa Leo pocieszyły go. Skoro jest on w stanie zaakceptować to jak wygląda i jest z nim szczery na tyle na ile to możliwe, to nie zmierza zwlekać. Głupi nie jest. Nagle poczuł jak dłoń Leo mierzwi mu włosy. Zaskoczony utkwił spojrzeniem w przejrzystych tęczówkach. O! Czochranie takie przyjemne. Mógłby nie przestawać, ale wszystko co dobre, szybko się kończy. Speszony opuścił głowę i poprawił potargane kosmki. Speszony? O proszę, kolejne ciekawe uczucie. Chyba nie czuł się tal wcześniej. Tak, na pewno nie. W sumie to całkiem przyjemne odczucie, jeżeli nie trwa za długo. Ile jeszcze emocji pozna podczas ich wspólnej podróży?
- Nie mogę się doczekać Leonie. – sztywny głos załamał się pod falą uczuć, przybierając ciepłą, wiosenną barwę.
- Rodziną? Nigdy takiego czegoś nie miałem chce mi się śmiać, myślisz, że to szczęście? – naiwne pytanie acz nurtujące zardzewiałą marionetkę. Popatrzył na wyciągniętą w jego stronę dłoń i po chwili położył na niej swoją. Może miał ją potrząsnąć? Kap, kap, kap, kap - Róż, turkus, czerwień, fiolet. Farba kolorów brudziła ich dłonie. Poklepał go kilka razy i spojrzał w oczy ciekaw reakcji. Mimowolny uśmieszek przemknął mu przez twarz, ale szybko spoważniał.
Aby zawiązać kontrakt, potrzebuje twojego kluczyka…
Bez zastanowienia szybkim ruchem rozpiął marynarkę i jedną ręką odpinał guziki koszuli. Choć mogło to wyglądać jak amatorski wstęp do krótkometrażowego filmiki pornograficznego czy reklamy żelu do kąpieli on nie zwracał uwagi na dwuznaczność tej sceny. Mały metaliczny kluczyk w odcieniu różu spoczywał na jego klatce piersiowej. Zerwał go z rzemyka i wcisnął Leonowi dłoń. Jest gotów mu zaufać. Żołnierz się nie cofa, zawsze stawia czoła. Przyszpilił go spojrzeniem stalowo szarych tęczówek, śmiertelnie poważny i trochę przejęty.
- Bierz mnie.
Nie miał pomysłu na inny dobór słów…Anonymous - 8 Kwiecień 2016, 23:27 - Czy ja wiem, każdy to inaczej pojmuje, ale prawdopodobnie tak. - Odpowiedział mu wesoło Leo racząc go ciepłym spojrzeniem. Uśmiech nie zszedł mu z twarzy, gdyż Dodge zwyczajnie mu na to nie pozwolił.
Chłopak nijak tego nie skomentował, nie było zresztą takiej potrzeby. Zresztą to niezrozumienie innych istot żywych było według dosyć zabawne. Nie zaśmiał się jednak, gdyż w tym momencie właśnie należało zachować choć ciut powagi. Patrzył na spokojnie na wyciągającą swój kluczyk marionetkę, nie mając w głowie żadnych dwuznaczności.
I chyba całe szczescie, bo całe to spotkanie nie jednemu by się mogło źle skojarzyć, a Leo robił się w takich chwilach mocno zawstydzony, i mógłby chyba niechcący jeszcze bardziej wkopać całą dwójkę.
Marionetkarz był prawdziwym mistrzem gubienia się, czy to myląc drogę, czy mieszając się w swoich wypowiedziach. Przyjął kluczyk i go schował w bezpiecznym miejscu.
- Kto by pomyślał, że przypadek może tak zmienić cudzy los, co nie? - Zapytał opierając na marionetce swoją głowę i przymykając swoje oczy.
- Ciekawe co przygotuje nam los. Mam nadzieje, że nie będziemy mogli narzekać na nudę. No, ale wracając do spraw ważniejszych. Musisz zobaczyć swój nowy dom. - Otworzył oczy i spojrzał na niego ciekawy reakcji. W jego domu na szczęście był wolny pokój, akurat Dodge by miał swój własny kątek.
W końcu każdemu należy się troszkę przestrzeni prywatnej w której można odpocząć
Z.T
/// Sorry Dodge, ale nie chce mi się już czekać ;-; Najwyżej dokończymy w retrospekcjach czy cuśAnonymous - 20 Maj 2016, 18:53 Violet siedziała rozwalona na ławce niemal zajmując całą jej powierzchnię zaraz obok swojego towarzysza, który jakimś cudem znalazł jakiś kawałek przestrzeni by usiąść. Kotka głęboko westchnęła.
- Ale nuda! - stwierdziła, choć jakiś czas temu padła ofiarą pomniejszającego eliksiru - Ell, co my teraz będziemy robić - jęczała.
Zaczęła się rozglądać po okolicy. Dostrzegła gdzieś niedaleko cukiernię.
- Ell, skoczę po lody, chcesz jakieś? - zapytała.
Po otrzymaniu odpowiedzi zniknęła na kilka minut by za chwilę wrócić z dwoma rożkami. Przeżywała wewnętrzną walkę, nie mogła oprzeć się pokusie dziabnięcia gałek przeznaczonych dla Lunatyka. Na szczęście siła woli wygrała i rożek dotarł do niego w całości. Siedzieli w milczeniu pochłaniając powoli smakołyki przyniesione przez Dachowca. Z nudów Fiołek zaczęła lustrować tłumy przepływające przez okolicę. Nawet zaczęła liczyć przedstawicieli poszczególnych ras. Jej rachunki zakończyły się na dwunastu Marionetkach, dwóch Dachowcach, jednym Kapeluszniku i wielu innych, których nie można było określić na pierwszy rzut oka. Po zjedzeniu swoich miętowych lodów, nie mając nic do roboty postanowiła uprzykrzyć nieco życie Ellitowi. Przyjęła swą kocią formę i zaczęła dosłownie po nim łazić, co pewien czas ocierając się o niego i tym samym zostawiając furto na jego ubraniach. Gdy stwierdziła, że już dosyć, zaczęła po prostu bawić się swą mocą, przyozdabiając ławkę różami. Po tak ekscytujących przygodach miała osiąść na laurach? A może jeszcze ustabilizować się finansowo, założyć rodzinę i… Wolała nie kończyć tej myśli, bo już brało ją obrzydzenie wobec samej siebie. Już chociażby i deszcz kowadeł mógł spaść, byle jakoś urozmaicić jej czas.Anonymous - 20 Maj 2016, 19:59 Z nieba prażyło słońce, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Jak dobrze, że w końcu mógł zaznać spokoju w świetle słońca. Spokój. To jest to, czego potrzebował. Dziś w jego życiu działo się o wiele więcej, niż zwykle. O wiele. Zmęczył się niemiłosiernie i najchętniej poszedłby na wygodną sofę poleżeć. Godzinkę, dwie, ewentualnie miesiąc. Byleby nie działo się nic.
- Ale nuda! - usłyszał.
"Ona już się nudzi? Jeszcze jej nie mało? Jezu, ale ta kobieta ma energii w sobie, chociaż w sumie jest kotem.". Lunatyk na chwilę zamknął oczy czując przyjemne ciepło na powiekach. Pozwolił delikatnym hipnagogom tańczyć tworząc najróżniejsze wzory. Po chwili zaczął widzieć coś więcej, jednak nie umiał sobie wyjaśnić, co widzi. Słyszał też coś, jednak głosy te były zbyt przytłumione, by dałoby się dopatrzeć sensu tych dźwięków. Ale Elliota to nie obchodziło. Był zajęty czerpaniem przyjemności z chwili spokoju.
- Skoczę po lody, chcesz jakieś? - Obudził go niespodziewanie znajomy głos. Otworzył oczy, porozglądał się i musiał sobie przypomnieć, gdzie się znajdował. Był na rynku. Violet się pyta o lody.
- Waniliowe. - Powiedział, po czym się wyprostował, by przypadkiem nie zasnąć na tym stoliku. Oglądał, jak Dachowiec po chwili odchodzi w stronę cukierni. Jej ruchy były bardzo dystyngowane i przypominały te kocie. Widać było jej majestat. Bez wątpienia można było zauważyć, że nie wstydziła się tego, kim na prawdę jest. Szkoda, że tak nie było z Lunatykiem. Ciągle czuł się człowiekiem, a jego moce nie pasowały mu. Nie chodzi o to, że nie były fajne, bo na pewno nie raz uratują mu dupę. Po prostu jak myślał o człowieku z nadludzkimi mocami stawał się skonfundowany tym, co widział. Rozmyślając nad tym, co jest niezmienne nawet nie zauważył, kiedy Kotka pojawiła się przed jego nosem. Wręczyła mu jego loda, a on spokojnie rozkoszował się subtelnym smakiem wanilii. Lody smakowały niebywale. Może to temu, że nie jadł ich wieki, a może dodawano do nich jakiegoś magicznego przedmiotu, który sprawiał, że ich smak stawał się o niebo lepszy. Kto wie, co się czyni za tym oknem? - powiedział Kolekcjoner, spoglądając na budynek, z którego przyszła Viola. Kątem oka zauważył, że skończyła ona właśnie swoją porcję. To takie typowe dla niej. Jej oczy mówiły, że zjadłaby jeszcze z 20 takich, a żadnym smakiem by nie pogardziła. Jak to ona miała w zwyczaju, już się nudziła. Po skończeniu swoich lodów Elliot poczuł ciepło na boku. Była to Violet pod postacią kota, która łasiła się właśnie do niego. Lubił to, szczególnie, gdy mógł poczuć wibrowanie jej brzucha podczas mruczenia. Chociaż nie przepadał za faktem, że na jego ubraniach widać było gołym okiem znaczącą ilość sierści. Zmiatywał je ręką, jednak widział, że kot nie daje za wygraną. Już powoli zaczynało go to wkurzać, i Viola chyba to poczuła, bo zamieniła się z powrotem w człowieka. Tym razem wzięła sobie za cel ławkę. Zaczęła ją przyozdabiać swoimi różami. Lunatykowi się to podobało. Dodawało to trochę więcej koloru w tej już kolorowej krainie. Zaczął się uśmiechać. Uśmiechał się. Trochę to niepodobne do czy-on-na-pewno-posiada-emocje Elliota. Wygląda na to, że był szczęśliwy, bo po dniu stresu i niepotrzebnej walki mógł w końcu usiąść na ławce i cieszyć się z takich prostych rzeczy jak róże na ławce. Gdyby mógłby teraz zatrzymać czas...Zoe - 20 Maj 2016, 21:39 Zoe spacerowała uliczkami Miasta Lalek wpatrzona w skrawek kartki, który miętoliła tak w dłoni już od dobrych kilkunastu, a może i więcej, minut. Nie patrząc ani pod nogi, ani przed siebie, kilka razy niemal wpadła na kogoś, ale na szczęście przed zderzeniem ratował ją jakiś szósty zmysł czy też większa ostrożność innych spacerowiczów. Usłyszała chyba nawet jakieś gniewne słowa mężczyzny o którego zahaczyła ramieniem, ale nie miała teraz czasu na ewentualne przeprosiny. Bardziej zajmowała ją karteczka, którą studiowała od kiedy znalazła ją przy ciele lunatyka jakiś czas wcześniej. Na wspomnienie martwych oczu przebiegł ją dreszcz, ale postarała się odgonić od siebie te wspomnienia.
Zaczęła przyglądać się jeszcze intensywniej bazgrołom, jakby nieustanne wpatrywanie się w rysunek miało jej coś pomóc. Cholera, albo tu naprawdę nic nie ma, albo... Och... Przystanęła aż na środku ulicy, ale kolejne nieprzyjemne warknięcia zdenerwowanych przechodniów nie obeszły jej zbytnio. Wiem! Wiem co to jest, ale niech mnie jakieś kowadło z nieba trzaśnie, jeśli ten co to rysował miał chociaż odrobinę talentu. Rozejrzała się dookoła, jakby niemal oczekując deszczu żelastwa z nieba. Może lepiej nie krakać. Jedna zagadka rozwiązana, ha! Szyfr z drugiej strony kartki za to wciąż nic jej nie mówił, ale tym zajmie się później. Na razie musiała znaleźć Violet i Elliota, a raczej liczyć na łut szczęścia, że gdzieś ich spotka. O ile byli jeszcze w Mieście Lalek.
Los zdawał się być dla niej łaskawy tego dnia, a może to przeznaczenie w które starała się tak usilnie nie wierzyć pokierowało jej ścieżką. Kiedy tylko wyszła na skwer do którego z braku innych pomysłów dążyła, zauważyła kotkę i lunatyka niemal natychmiast. Może dlatego, że wyglądali na tak znudzonych, że odcinali się od reszty gwarnego tłumu.
Uśmiechnęła się i szybkim krokiem ruszyła w ich kierunku. Tego dnia miała na sobie nieco inny strój niż ostatnio, a mianowicie wysokie, wiązane buty, spódniczko-spodenki (w końcu to ubranie do podróży i tak było wygodniej), koszulkę na ramiączkach, a na to zarzucony płaszcz, bo jednak od czasu do czasu zawiewał wiatr. Na plecach oczywiście wierny Irys, a w obszernych kieszeniach narzuty mnóstwo mniej czy bardziej przydatnych śmieci.
- Fiołek, Ell! - wykrzyknęła, machając do nich kartką i pokonując dzielący ich odcinek niemal biegiem. - Stęskniliście się za mną? - uśmiechnęła się szeroko i pochyliła, obejmując ich oboje w uścisku jakby witała swoich najlepszych przyjaciół. Może w istocie tak było.
- Jak się macie? Nic was już nie boli? - mrugnęła porozumiewawczo, jakby ich niedawna przygoda z Mary była spacerem z otarciami a nie... Otarciem się o śmierć. No, właściwie jedna osoba z tego żywa nie wyszła, ale tamtego chyba żadne z nich nie żałowało szczególnie.
Samej Zoe doskwierała trochę rana w łydce, szczególnie po dłuższym spacerze, ale na szczęście nie doszło do zakażenia ani innego paskudztwa.
- Zróbcie mi miejsce, muszę wam coś pokazać. - bez ceremonii wepchała się na ławkę między nich. Na kolanach rozłożyła kartkę i triumfalnie wycelowała palcem w obrazek. - Karminowa Świątynia. Szkarłatna Otchłań. Znalazłam to przy tamtym, no wiecie... - konspiracyjnie przyciszyła głos. - ...przy naszym martwym lunatyku. Wiem, że to wygląda jak bazgroły, ale jestem pewna że to ten budynek. Po drugiej stronie kartki jest jakiś szyfr, ale tym możemy się zająć później. - spojrzała na obie twarze, czekając na reakcje Violet i Elliota. - To jak, kiedy ruszamy? - nie do przyjęcia był do niej fakt, że tamci mogliby nie chcieć kontynuować przygody. W końcu tyle pytań zostało bez odpowiedzi!Anonymous - 21 Maj 2016, 15:09 Od zdobienia ławki oderwał ją znajomy głos. To była Zoe!
- Ziołe - nie wiedząc czemu, postanowiła przekręcić w ten sposób imię Lunatyczki - kopę lat! A właściwie to nie, poznałyśmy się niedawno - poprawiła się.
Gdy Zoe objęła ich dwójkę na powitanie, Viola zaczęła delikatnie ocierać swój policzek o policzek dziewczyny, jakby kompletnie zapomniała, że nie jest już w kociej formie.
- Jeszcze mam kilka siniaków, ale źle nie jest, w ogóle miło, że się martwisz - odparła na pytanie koleżanki.
Nagle ta bezceremonialnie wepchnęła się między nich i pokazała jakąś kartkę. Gdyby kotka nie widziała jej wcześniej na oczy, uznałaby, że to wyjątkowo twórczy bazgroł pięciolatka. Nijak to nie przypominało Karminowej Świątyni, przynajmniej tyle mógł stwierdzić Fiołek, choć sama nigdy nie widziała owe obiektu na żywo.
- Podziwiam, że udało ci się zinterpretować to… Coś - wtrąciła.
Violet wysłuchała do końca wywodu Zoe i z podekscytowaniem myślała o tym wyrwaniu się z monotonności. Padło pytanie, “kiedy ruszamy?”
- Ach, daj mi pięć minutek - w pośpiechu wzięła swoją torbę z ławki i ruszyła w stronę cukierni, w której wcześniej kupowała lody. Po chwili wróciła z tajemniczym pakunkiem, który wylądował w torbie.
- Kupiłam nam ciasteczka. Tak na drogę. Po ostatnim bieganiu za tą szaloną Marionetką zgłodniało mi się - zaczęła się tłumaczyć.
Nie czekając kompletnie na opinię Elliota kontynuowała:
- Teraz możemy wyruszać! Tylko jak tam się dostaniemy? Wy się tam przelunatykujecie czy coś? A co wtedy ze mną? Chyba nie da rady, żeby któreś z was wzięło mnie pod pachę i się tam pojawiło ze mną? A jak jest taka możliwość, to chcę z Ziołe, mam wrażenie, że to będzie bezpieczniejsze dla mego zdrowia, bez urazy Elliot, ale po tym jak wylądowałeś na dachu swego domu, to zwątpiłam.
Nerwowo podrygiwała w oczekiwaniu na odpowiedź. Przed chwilą wyszli ledwo żywi ze spotkania z Mery, a kota już czekała cała ucieszona na dalszą część przygody. Dlaczego tak bardzo walczyła, by nie musieć wracać do swojego nudnego trybu życia? W tym momencie była zbyt przejęta całą sytuacją, żeby rozwodzić się nad własnym sposobem myślenia.Anonymous - 21 Maj 2016, 23:19 "Czy to..." - Elliot usłyszał znajomy głos. Odwrócił się. Te same, czarne, luźno spięte w kucyk włosy, te same brązowy oczy. Tak, to była Zoe! Cieszył się z jej powrotu, chociaż jej aura była jakaś taka... męcząca. Może to dlatego, że znowu spotykają się w trójkę i wspomnienia wracają. Eh, dobrze, że to jest za nimi. Przytulił Lunatyczkę. Jak zawsze była żywiołowa i pełna energii. Zupełnie jak Violet. Skąd one biorą tą siłę? Po tym, jak Królik usiadła pokazała jakiś tajemniczy skrawek papieru. Pokazywało ono, jeżeli wierzyć Zoe, Karmazynowe Wrota i Szkarłatną Odchłań. Jeżeli to była prawda, były to bardzo umowne symbole aniżeli rysunki tych miejsc. Tylko o co chodzi z tym całym planem? Mają się tam udać? Tylko po co, skoro tamten człowiek umarł, a lalka jest Bóg wie gdzie. Oby się okazało, że Lunatyczka chciała się zapytać, czy coś wiemy na ten temat, ale widząc, że wiemy tyle co ona wyrzuciła kartkę i poszła w swoją stronę. "Nie waż się wypowiadać tych słów" Powiedział w myślach Elliot. Zamknął oczy, wziął głęboki oddech w nadziei, że przysnął na ławce, a to był tylko sen.
- To jak, kiedy ruszamy? - Zoe chyba czytała w myślach Kolekcjonera, bo to była ostatnia rzecz, którą chciał słyszeć w tym momencie.
"Nie, nie chcę nigdzie iść!" - krzyknął w myślach tak głośno, że przez chwilę zastanawiał się, czy na pewno nie powiedział tego na głos. Na szczęście nie. Ale chyba nie miał wyboru. Spojrzał na kotkę, w jej oczach pojawił się błysk i cała promieniała szczęściem. Poszła do cukierni po kilka ciasteczek. "Dobry pomysł, przynajmniej jedną rzecz w tej wycieczce będzie dobrze wspominał.".
- Wy się tam przelunatykujecie czy coś? A co wtedy ze mną? Chyba nie da rady, żeby któreś z was wzięło mnie pod pachę i się tam pojawiło ze mną? A jak jest taka możliwość, to chcę z Ziołe, mam wrażenie, że to będzie bezpieczniejsze dla mego zdrowia, bez urazy Elliot, ale po tym jak wylądowałeś na dachu swego domu, to zwątpiłam. - Odpowiedziała kotka.
"W sumie racja. Sam sobie nie ufam, co dopiero ktoś inny miałby mi zaufać"
- Mi pasuje. Będę musiał się martwić o jedną osobę, zamaist dwóch. - odezwał się w końcu Lunatyk.Zoe - 21 Maj 2016, 23:55 Zoe czuła dziwne ciepło wypełniające ją w środku. Nie to, żeby była jakimś zupełnym odludkiem i samotnikiem, ale jednak nie miała okazji do zawarcia dużej ilości bliższych przyjaźni, a teraz wszystko wskazywało na to, że zaczyna tworzyć jakieś nowe więzi. No, Zoey. Nie zepsuj tego. - Ziołe? - zachichotała wesoło. Podobało jej się to przezwisko. Tylko jak ona mogłaby nazywać Violet? Może po prostu Fijołek?
Lunatyczka cieszyła się, że kotka podziela jej zapał, ale jeszcze bardziej cieszyła się z faktu, że tamta wpadła na pomysł kupna ciastek. Lubię ją jeszcze bardziej. Znaczy, o ile się podzieli tymi słodkościami. Czekając tak na powrót Violi, przypatrywała się ukradkiem Elliotowi. Wyglądał na nieco zmęczonego i chyba nie pałał taką energią jak jego towarzyszki. Przynajmniej teraz nie ucieka. No… na razie. Dziewczyna wciąż nie do końca wybaczyła mu dezercję podczas ich przygody w kamienicy, ale zadowolona była że mimo wszystko chce kontynuować wyprawę.
Na szczęście niezręczna cisza nie trwała długo, bo kotka załatwiła zakupy w mgnieniu oka. Zoe przebiegło przez myśl, że ta ich sielanka może się wkrótce skończyć. W końcu cała trójka widziała na własne oczy jak kończy się igranie z Krwawą Mary. Lunatyczka postanowiła jednak nie brać teraz tych wątpliwości pod uwagę, a tym bardziej nie chciała dzielić się nimi ze swoimi towarzyszami - w końcu mogłaby ich tym zniechęcić. Na razie skupiła się na rozwiązaniu problemu dotarcia do celu.
- Hmm… - zlustrowała wzrokiem Elliota. - Potrafisz się lunatykować, co? - starała się, żeby w jej głosie nie było znać powątpiewania. - To jedną sprawę mamy załatwioną. - zerknęła na Violet. - Co do ciebie, Fijołku kochany, to mogłybyśmy się razem teleportować w pobliże jakiegoś przejścia. Chyba. - dodała niepewnie. - Bo widzisz… Może mi być trochę ciężko z dwiema osobami na raz. Chętnie wzięłabym cię pod pachę tylko, no wiesz... - wykonała nieokreślony ruch dłońmi, który miał znaczyć tyle co „Nie obraź się, ale jesteś za duża żebym cię udźwignęła.” Zawiesiła głos, jakby oczekując że kotka wpadnie na rozwiązanie problemu.Anonymous - 22 Maj 2016, 18:34 “Fijołek, całkiem uroczo.” Zdziwił ją brak protestów ze strony Elliota. No cóż, może wynikało to z tego, że dziewczyny praktycznie nie dopuściły go do głosu w tej sprawie. Zoe nakreśliła w jaki sposób mogą szybko się dostać do Karminowej Świątyni, choć pozostał jeden problem. Właściwie to Violet już dawno znała rozwiązanie, aż zdziwiła się, że sama Lunatyczka na to nie wpadła. Zdjęła swoją torbę i bezceremonialnie przewiesiła ją przez ramię koleżanki po czym kotkę otoczyła fioletowa aura i gwałtownie się zmniejszyła. Już jako mały czarny kot podeszła pod nogi Zoe, posyłając jej sugestywne spojrzenie, bo niestety w tej formie co najwyżej mogła zamiałczeć. Korzystając z okazji nieco poocierała się o nogi dziewczyny i pomruczała.Anonymous - 23 Maj 2016, 19:42 - Tak, umiem się lunatykować. - "Teoretycznie"
Zawsze albo lądował daleko od miejsca, w którym chciał się przenieść, albo blisko, ale akurat było to bardzo niefortunne miejsce(takie jak dach budynku, w którym mieszka). Bardzo rzadko ląduje tam, gdzie chciał. Ale czy to wina jego nieudolności, czy może tak już działa lunatykowanie? No bo przecież musi się różnić od teleportacji, w końcu dotyczy to tylko przechodzenia między światami.
Elliot wstał z ławki żegnając się z przyjaciółkami, tak w razie wypadku:
- To, na razie. Mam nadzieję, że się spotkamy po drugiej stronie. A, właśnie. Myślę, że Violet bez problemu przejdzie między światami, w końcu ubrania i zawartość kieszeni też przechodzi, nie?
Zamknął oczy. Wyobraził sobie Karminową Świątynię. Było to trudne, bo nigdy w niej nie był. Przypominał sobie pewien obrazek, który widział w jednej z encyklopedii. Wyobrażał sobie, jak to miejsce mogłoby wyglądać powoli wizualizując sobie wokół siebie otoczenie. Jeżeli nie pojawi się przy świątyni, miał nadzieję, że pojawi się blisko niej. Była duża szansa, że wiele rzeczy wyobraził sobie błędnie, a gdzieś istnieje miejsce, które jest bardziej podobne do jego wyobrażeń. Oby tak nie było. Wziął głęboki oddech, po czym zrobił krok do przodu, a on zniknął z Miasta Lalek i Krainy Luster.Zoe - 23 Maj 2016, 20:09 - Powodzenia! - życzyła Elliotowi, szczerze przejęta. Lunatykowanie to nie była taka łatwa sprawa, już ona o tym dobrze wiedziała.
Zostały we dwie. Dziewczyna starała się nie wyglądać na zbyt zakłopotaną. W końcu pomysł zmiany formy przez Fiołka wydawał się być taki oczywisty, a ona na to nie wpadła!
Zoe przykucnęła i wyciągnęła ręce przed siebie, czekając aż kotka usadowi się wygodnie. Potem delikatnie wstała, ostrożnie trzymając Violet w kołysce z ramion.
- Musimy się kawałek przejść, nie za bardzo mi się widzi teleportować się przy takiej publiczności… - w jej głosie pobrzmiewała nutka niepewności, a ten krótki spacer miał chyba bardziej za zadanie uspokoić ją samą niż faktycznie uchronić przez ciekawskim wzrokiem. Naprawdę, naprawdę bardzo mocno nie przepadała za magicznym podróżowaniem, ale nie mogła odmówić mu przydatności.
Przystanęła za rogiem jednej z mniej ruchliwych uliczek odchodzących promieniście od skweru. Pogłaskała czarną kotkę po łebku i zachichotała. Nawet żyjąc w świecie przepełnionym magią, fakt trzymania na rękach swojej zezwierzęconej koleżanki wydał się Zoe trochę śmieszny. I dziwny.
- Dobrze, tutaj może być. Trzymaj się mocno, to może być… specyficzne uczucie. Lepiej zamknij oczy. - ostrzegła lunatyczka.
Westchnęła, zacisnęła mocno powieki i skupiła się na miejscu docelowym. Chciała wylądować jak najbliżej Zwierciadła, które pozwoli im przejść do Szkarłatnej Otchłani. Trzask! Bez żadnych fajerwerków czy innych efektów, po jednym mrugnięciu nie było już po dziewczynach śladu.
z/t (Zoe, Violet, Elliot)Anonymous - 9 Marzec 2017, 00:47 Po udanym zakupie nowej broni - jaką był katzblager, jednoręczny miecz, ochrzczony przez Scarlet jakże dziwnym, jak na broń mianem - Puszkiem. Imię to nadała mieczowi na cześć kota, który jak twierdzili co poniektórzy musiał poświęcić swoją skórę na obicie pochwy, stąd zresztą wywodziła się jego nazwa - a tak przynajmniej twierdził sprzedawca.
Dziewczyna spokojnie przechadzała się po ryneczku rozglądając się za czymś ciekawym. Kawiarenki kusiły ją słodkościami wystawionymi za szybami, mimo że jakiś czas temu jadła śniadanie już doskwierał jej głód. Nie mogąc wytrzymać skoczyła do pierwszej lepszej kawiarni i zakupiła sobie całkiem spore ciastko po nieco zawyżonej cenie. Chrupiąc swoją zdobycz rozglądała się dalej szukając czegokolwiek co odciągnie ją od powrotu do domu.
Wtem dostrzegła niewielkie stoisko. Były na nim zegarki i różnorodne mechanizmy, które Scarlet określiłaby steampunkowymi. A jako, że całkiem lubiła ten styl, podeszła i zaczęła oglądać różne przedmioty, jednak swoją uwagę skupiając głównie na zegarkach. Zawsze może jej się coś przydać przy szyciu. Starała się nie kruszyć swoim ciastkiem na towar, toteż nie nachylała się zbytnio nad straganikiem. Przez jej dłonie przewijały się zegarki o najróżniejszych kształtach, wielkościach i kolorach. Szczególnie przypadł jej do gustu jeden miedziany, jednak leżący zaraz obok niego złoty zegarek kusił równie mocno przez co Opętana stanęła przed trudnym wyborem. Nie mogąc się zdecydować postanowiła wziąć oba.
W końcu podniosła wzrok i w końcu zauważyła sprzedawcę. Był nim młody chłopak (a przynajmniej na takiego wyglądał), ubrany w ciemne kolory, z maską na twarzy, “po cholerę mu to?” skomentowała w myślach niecodzienny element ubioru. W skali Scarlet uplasował się jako osoba sprawiająca wrażenie całkiem sympatycznej. Dostrzegła też kręcącego się przy nim… Szopa? W każdym razie nie przywiązała większej wagi do zwierzątka. Wzięła wybrane zegarki i zwróciła się do Hachemona.
- Bjore je. Yle place? - wymamrotała z ustami zapchanymi ciastkiem. Gdy już przeżuła ostatni kęs, zrobiła słodkie oczka i zapytała niewinnie - może jakaś zniżka? Swoją drogą sam to wszystko zrobiłeś? - zapytała z ciekawości.
Mając nadzieję na odpowiedź twierdzącą układała już w głowie swoje zamówienie.Anonymous - 10 Marzec 2017, 21:07 Dzień nie należał do jakiś niezwykle ciekawych. Raczej był jednym z dziesiątek innych, których Zegarmistrz miał na swoim koncie. Co prawda różnych istot nie brakowało, jednak jak zwykle jego stoisko nie cieszyło się jakiś niezmiernie dużym zainteresowaniem. Klienci zjawiali się jedynie od czasu do czasu. Czasem zwabieni ciekawymi błyskotkami rozłożonych na straganie, czasami ich uwagę przyciągał brykający w pobliżu szop. Własność samego Hachemona. Jemu samemu było raczej obojętne co nimi kierowało, choć sprawiało mu to delikatną przyjemność jednak kiedy to właśnie jego dzieła sprawiały większe zainteresowanie. W końcu każdy lubi kiedy docenia się jego pracę. Tylko naprawdę nieliczne i rzadkie osobniki by się z tym nie zgodziły. Drogocenny czas mijał, jednak od jakiś dwóch godzin nikt się nie zjawił. Dla samego Zegarmistrza nie było to żadnym problemem. Nie wymagał niesamowicie częstych odwiedzin i tony kupujących. Nie nudził się także. Przyzwyczaił się już do długiego oraz cierpliwego czekania. W końcu ktoś zajmujący się tak skomplikowanymi mechanizmami nie powinien być cholerykiem z charakteru. To znaczy mógł, nikt niczego nie zakazywał. Jednakże to jedynie utrudniałoby jego pracę. Właśnie kiedy delikatnie się zamyślił, a Igbir zaczął zajadać smakołyki, które mu podał, zjawił się ktoś na horyzoncie, który zaczął zmierzać w jego stronę. Jego spojrzenie podążyło więc na ciekawą białowłosą dziewczynę. Jak się okazało, rzeczywiście zainteresowała się jego dziełami. Wpatrywał się w nią przez chwilę sprawdzając, czy nie ma do czynienia ze złodziejem, czy kimś kto mógłby coś uszkodzić. Dziewczyna na szczęście starała się jakoś specjalnie nie kruszyć na jego małe cuda, więc przestał się nią jakoś specjalnie przejmować. Igbir zaczął trącać go nosem, więc wziął spokojnie dłoń do kieszeni po czym podarował mu kolejny przysmak. Ostatni tego dnia. W końcu zwierząt nie należało przekarmiać. Nie było to dla nich nic dobrego. Dla właściciela zresztą też. Tylko niepotrzebne problemy. "Ostatnio chyba jakaś moda na broń. Co chwilę kogoś widzę z jakąś. Czyżby aż tak teraz czasy były niebezpieczne?" - Zaczął zastanawiać spoglądając znów na dziewczynę. Szop powędrował od razu do białowłosej i zaczął się wpatrywać bystrymi oczkami w nią i to co trzymała w dłoniach. Błyszczało się, więc go zainteresowało. Gdyby jednak wiedział, że to te same zegarki, które jego pan ciągle wytwarzał, prawdopodobnie sobie by gdzieś indziej poszedł. Biedny i nie świadomy szop! Tak się rozczaruje..
- Skoro bierzesz dwa, to może jakieś dwadzieścia procent mniej niech będzie. - Powiedział ulegając łatwo. Nie zależało mu aż tak bardzo na pieniądzach, a jak na razie dziewczyna była w miarę miła. Nie miał więc powodów by być opornym.
- Tak ,ja jestem autorem. Każda wyceniona przeze mnie rzecz tutaj została przeze mnie stworzona. Stąd też mogę gwarantować, że każda rzecz jest dobrej jakości. A przynajmniej taka jest moja opinia. - Dodał wpatrując się w dziewczynę i po chwili przeliczył razem ile zakup ją wyniesie. Podał cenę jaką trzeba będzie zapłacił po czym zapytał jeszcze uprzejmie swoim spokojnym oraz sennym głosem. - Czy będzie pani zainteresowana czymś jeszcze, czy na razie to tyle?