To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Herbaciana Rzeka

Anonymous - 11 Czerwiec 2012, 20:52

Wiele osób zareagowałoby właśnie w ten sposób, co on. Bo jak to nie zesztywnieć widząc tak wysokiego osobnika, wyglądającego lekko przerażająco z wielką ilością blizn, o niezbyt przyjemnym natarczywym spojrzeniu. To wcale nie takie proste zbagatelizować coś takiego, nawet jeśli się chce, ciało nie do końca sługa, i swoje reakcje odruchowe ma. Wybić z rytmu na pewno wybił, co jednak nie zmieniało faktu iż Lunatyk po chwili pozbierał się i uraczył go jakże miłym uśmiechem. Nie mógł też przecież wiedzieć iż białowłosy stojący po drugiej stronie rzeki jest obdarzony do nich awersją czy niechęcią, wynikającą zapewne z jakiegoś faktu istotnego z przeszłości. Tutaj mogę tylko spekulować, nic więcej. Natomiast Michael uwielbia się uśmiechać, żartować, sypać żartami na prawo i lewo, tak samo jak grywać w karty a w szczególności pokera.
Swoją drogą coś tknęło go by po prostu się uśmiechnął, niejako w dodaniu otuchy, czy to sobie czy też osobnikowi zza drugiej strony rzeki. Hunter starał się cały czas wierzyć, że istoty w gruncie rzeczy są dobre i nie warto doszukiwać się spisków, knowań czy też chęci mordu na swojej osobie, choć patrząc z perspektywy widzenia Hunetra, łatwo by mu było wszędzie to wszystko widzieć. Jego dom, sam właściwie wymusił na nim takie a nie inne zachowanie, które udaje mu się tłamsić i do wszystkiego podchodzić z optymizmem, choć dosyć często niepoprawnym. Mogło to wynikać także z faktu, że nie chce przyjąć do wiadomości, że jego rodzice po prostu stali się źli, że nie należą już do grona kochających istot, mają inny cel jak dbanie o synka, który wcześniej był ich oczkiem w głowie, na rzecz czego? Domu, który zabija każdego kto pojawi się w jego progach. Głównie to było powodem, dla którego nigdy w ich rezydencji nie było gości, zwłaszcza na noc, bo nikt nie wiedział co się wydarzy. Ta ślepa ufność w innych i wrodzona naiwność go zgubi, z całą pewnością kiedyś pożałuje. Nie potrafi jednak inaczej, bynajmniej popadanie w skrajności także jest jedną z jego cech, które niezbyt są dobre w życiu, ale co mógł poradzić, ze wszystkim został sam, jako dziesięciolatek wypchany samotnie by żyć na własną rękę, w tak brutalnym świecie. Z całą pewnością jednak nie chciał stać się jak osoby, które popadły w szaleństwo, rozlubowały się w cierpieniu, zadawaniu bólu popadali w sadyzm bądź masochizm. Nie potrafił tego rozumieć i z całych sił nie chciał stać się nieczułym, to by mu uwłaczało, jak iż z natury zawsze był osobą dobrą i pomocną. Uśmiech Huntera po chwili znikł na rzecz niemal hipnotycznej obserwacji ruchów białowłosego o czerwonych oczach. Nie wydawał się być istotą przyjazną, ani tym bardziej taką, która będzie chciała w jakikolwiek sposób rozmawiać, wyglądał na zagłębionego we własnym hermetycznym świecie, nawet jeśli go obserwował.
Spojrzenie szarych oczu powędrowało za puszką wpadającą do wody, a chwilę potem już krople sunęły ku niemu i cyrkowcowi. Mimo wszystko jednak Michaela nie dosięgły, bowiem dzięki umiejętności zwanej hydrokinezą zatrzymały się w powietrzu, nieopodal lunatyka, by chwilę potem swobodnie opaść i wsiąknąć w ziemię. Tym samym uniknął zmoczenia, nienawidził być mokry, robił więc to niemal instynktownie, to coś jak u kotów, on po prostu nie cierpi wody, o ironio a umie nad nią władać, ciekawe czyż nie? Zamrugał oczyma nieco zdziwiony, ale zawiedziony zachowaniem białowłosego. Swoją drogą, nie wiedział co ten chce tym zachowaniem wywołać, złość, krzyki, poniżenie, widząc go całego mokrego. Na szczęście nie z Hunterem te numery, to wyjątkowo cierpliwy gość, naprawdę nie szukający zwady, lecz świętego spokoju, osób z którymi można mile spędzić czas, nic więcej.
Nie odezwał się do niego, tylko usiadł sobie po turecku na trawie i wyciągnął talię kart, ta go trochę odsunęła od złych myśli, uspokoiła, jakby banalnie to nie zabrzmiało, to taki jego mały talizman, tak samo jak i zamiłowanie do hazardu, podczas gry pokera zwyczajnie opuszczały go wszelkie złe uczucia, zwłaszcza, że był w tym dobry. Tasując karty jednak ponownie utkwił w cyrkowcu spojrzenie, które było z lekka puste, jakby nieobecne. Z resztą nawet jeśli Edward jest pacyfistą to nie znaczy, że da sobie skroić tyłek czy dać zlać na kwaśne jabłko, potrafi się bronić kiedy chce, krzepy mu nie brak.
- Nie sądzisz, że coś takiego to nie jest zbyt dobry pomysł na zawarcie jakiejkolwiek znajomości?
Nie żeby chłopak wytykał czy coś, bo wierzył, że jednak Illuminate ma trochę oleju w głowie i wie, że takie coś mogłoby zdenerwować drugą osobę a jeśli byłby inaczej niż uosobiona jak lunatyk zapewne byłoby nieciekawie, jakieś rękoczyny czy coś. Tymczasem jednak szarooki czekał na jakąkolwiek odpowiedź. To najwyraźniej był sygnał, że po prostu chciał wywołać w Hunterze jakiekolwiek głębsze zainteresowanie swoją osobą, to tak wnioskując z psychologicznego punktu widzenia.

Anonymous - 12 Czerwiec 2012, 18:45

Mężczyzna nie wydawał się być zbytnio zasmucony faktem, że herbata wcale nie dosięgnęła Huntera. Nie byłby też zapewne zbytnio uradowany, gdyby jednak skapnęła na jego ubrania, gdyż wcale nie o to mu chodziło. Swego rodzaju 'uśmiech' jaki pojawił się na twarzy białowłosego był odzwierciedleniem zadowolenia jaki dało mu samo wyrzucenie napoju w powietrze. Kiedy nie miał na kim się wyżyć, rozładowywał złość właśnie na przedmiotach martwych, a że akurat puszka wpadła mu w ręce to, no cóż, życie. Zbyt dużej uwagi nie zwrócił więc na to, że za pomocą hydrokinezy herbata magicznie zatrzymała się przed chłopakiem, aczkolwiek jego oko mimowolnie to zarejestrowało. Nie była to jednak ważna informacja, choć poniekąd przypomniała mu mniej ciekawy epizod jaki jakiś czas temu miał miejsce. Przeklęta uciekająca dziewczyna z cyrku. Cyrkowiec żałował, że nie pobiegł wtedy za nią. Jak nic bez problemu by ją dogonił i należycie się z nią rozprawił, a tak to pozostały mu jedynie gorzkie wspomnienia całego spotkania. Wtedy też ostatni raz dmuchał ogniem przy pomocy benzyny. Na tę myśl, Illuminate niemalże poczuł jej smak w ustach, a nos już odbierał charakterystyczny zapach, który wręcz uwielbiał. Może to i dziwne, ale brakowało mu tego i zapewne dzięki tej krótkiej chwili będzie później miał ochotę by ponownie znaleźć się na cyrkowej arenie. Miał chęć na występ, jednak brakowało mu widowni, a przed byle ignorantami nie zamierzał się pokazywać. Chociaż może by tak zrobić karierę w świecie ludzi? Wśród tych beznadziejnych podróbek prawdziwy połykacz ognia mógłby zostać legendą. Wreszcie miałby okazję by podbudować swoim ego zwyczajnym wywyższaniem się, co niezbyt pasowało do psychiki dorosłej, poważnej osoby jakie zazwyczaj lansowało się w rodzinach.
- Rany, co mi przychodzi do głowy - skarcił się w myślach jasnowłosy i jego spojrzenie ześlizgnęło się na wilgotną ziemię. Wcale nie miał ochoty na pokazywanie się ludziom, a więc skąd takie pomysły? Bardzo trudno było mu się przed sobą do tego przyznać, więc miał nawet problemy z prawidłowym odczytem swoich kaprysów, ale… Illowi zaczynało brakować zaskoczonych spojrzeń skierowanych w jego stronę. Ot, do gwiazdorzenia mu tęskno, choć biorąc pod uwagę, że często od towarzystwa stronił było to wręcz niezwykłe. W każdym razie ostatnio przemykał między ludźmi i innymi praktycznie jak cień. Przydałoby się to w końcu zmienić, zwłaszcza jeśli miałoby to mu pomóc w poprawieniu humoru, o który praktycznie dba dwadzieścia cztery godziny na dobę. Teraz jednak ta myśl została bardzo szybko odsunięta, a wręcz prawie zepchnięta na granice świadomości i mężczyzna wrócił do rzeczywistości. Wsunął ręce do kieszeni, obracając w palcach prawej dłoni zapalniczkę i co jakiś czas pstrykając nią bezcelowo. Ogień jaki się zapalał i tak błyskawicznie gasł. Illuminate nie był w końcu aż tak szalony by podpalić swoje ubrania, zwłaszcza, że tę kurtkę akurat lubił. Co innego gdyby chodziło o czyjeś ciuchy. Po raz kolejny myśl została odsunięte na bok. Oj, lepiej żeby mu teraz takie rzeczy do główki nie przychodziły. Wypadałoby zostawić w spokoju tego chłopaczka, tutaj spojrzenie znowu przesunęło się po Hunterze, gdyż ofiarę miał już wypatrzoną. Carrie… ciekawe gdzie teraz była? Poszuka jej później.
Karty wyciągnięte przez lunatyka przyciągnęły uwagę białowłosego dosłownie na kilka sekund. W ciągu tego czasu zdążył w talii wypatrzeć identyczną kartę, która przypięta była do jego stroju. Niemalże uśmiechnął się w 'ten swój sposób'.
Słysząc słowa klucznika, Ill uniósł lekko jasne brwi ku górze wydając się być faktycznie zdziwionym, że ktoś mógł uznać jego manewr odstresowujący za zły początek znajomości.
- A czy to ma jakieś znaczenie jeśli weźmie się pod uwagę, że wcale nie zamierzam nawiązywać jakichkolwiek znajomości? Poza tym to było niechcący - odrzekł po praktycznie zerowym namyśle i wzruszył ramionami, nadal błądząc spojrzeniem i przestępując teraz także z nogi na nogę, zupełnie tak jakby nie mógł znaleźć sobie zajęcia. Tak też było w rzeczywistości. Brak mu było pomysłu na to co teraz poczynić. Nie miał chwilowo ochoty na uganianie się za marionetką, ale do Melanie także nie zamierzał jeszcze wracać. Niech się pobawi trochę z nowym znajomym. Cyrkowiec natrafił stopą na kamień, który silnie posłał kopniakiem w stronę wody. Tym razem jednak obyło się bez większych plusków.

Anonymous - 12 Czerwiec 2012, 19:37

Karty co i rusz przemykały między dłońmi Lunatyka, który zawzięcie się nimi bawił i wprawne oko zarejestrowało, że robił to bardzo dobrze, całkiem jakby z kartami był za pan brat. Taka z resztą szczera prawda, jeśli chodzi o wszelakie różne triki związane z kartami to Hunter niejako jest mistrzem, chociaż wiadomo, na pewno trafią się lepsi od niego, na razie takiej osoby jednak nie spotkał, toteż dosyć często popadła w kłopoty ponieważ ograł kogoś, kto potem był zaślepiony chęcią odwetu na tym dość niepozornym chłopaczynie. Z resztą urocza oszpecona buźka, mogła wzbudzać przeróżne reakcje i intencje, bo niejeden hazardzista a szczególnie ten od gier karcianych znał i wiele osóbek bało się z nim grać toteż hunterowi trochę się nudziło, bo o towarzysza gry było ciężko, a zwykle grywał o coś, kiedyś nawet w pokera rozbieranego, ale to stare i mało istotne dzieje. Przez chwilę więc skupiony na kartach dopiero z opóźnieniem skojarzył odpowiedź cyrkowca, na myśl której uniósł brew. Po raz kolejny się pomylił, to chyba jakieś cholerne fatum i jego swoisty znak rozpoznawczy, pomijając naiwność. A co do uznawania, to mógł mieć przecież różne skojarzenia odnośnie wyczynów nowo poznanego jegomościa, czyż nie.
- To w tym razie wybacz, że jednak zakłóciłem twoje plany.
Mruknął jakby niepocieszony, bo w istocie liczył na jakąś milszą odpowiedzieć, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma, czy jak to tam się mówiło. Zostało mu po prostu zaakceptować ten fakt. Zagryzł dolną wargę a karty zatrzymały się na jednej dłoni w idealnej kupce, jakby centymetrem układane, z resztą to mało istotne. Po chwili też chłopak zaczął podrzucać całą talię obserwując zachowanie Illu, które było dosyć jednoznaczne cyrkowiec się nudził, i to chyba dosyć mocno. Co ciekawe sytuacja u Huntera miała się identycznie, nie wiedział co ze sobą zrobić, czego by się nie dotknął po chwili traciło na atrakcyjności, potrzebny był jakiś ciekawy bodziec, tylko hm jaki? Idąc w tę myśl Lunatyk postanowił przejść na drugi brzeg, i na pewno nie w tradycyjny sposób, przepłynąć, czy przeskoczyć, takimi sprawami martwić się nie musiał. Najzwyczajniej w świecie dzięki mocy woda się rozstąpiła i ten sobie normalnie mógł przejść, niczym Jezus przez morze czerwone czy tam jakie. Gdy znalazł się na drugim brzegu spojrzał na cyrkowca i podszedł trochę bliżej. Skoro już i tak zaczęli rozmawiać to chyba nie będą tego robić na odległość, czyż nie?
- Widzę, że chyba nie masz najlepszego nastroju. - Zaczął palcami pocierać podbródek zastanawiając się nad czymś, właściwie to, czy dla cyrkowca nie byłoby ciekawym przeżyciem odwiedzić dom Lunatyka, no i ten nie miałby problemów ze strachem w końcu ten nie wyglądał na istotę, która da sobie dokopać. Więc może.. Wiedział, że i tak do końca nie mógłby na nim polegać, nie czułby jednak wtedy osamotnienia, wiedząc, że ktoś z nim jeszcze jest. Machnął jednak głowę odpychając od siebie tę opcję, to było co najmniej nierozsądne i nawet on, głupi naiwniak to wiedział.
W ruch znowu poszły karty, które znowu bezwiednie śmigały w dłoniach białowłosego, a ten zapatrzył się na herbatę, w miejsce gdzie chwilę temu zniknął kamyk. Coś wyraźnie go trapiło, i chyba będzie dopóki nie odwiedzi rezydencji, ale to nie teraz, nie w tj chwili. /wtedy nagle zerwał się chłodniejszy wiatr i Huntera przeszył dreszcz, zrobiło się mu zimno, dopadło zmęczenie, w końcu dosyć długo już nie spał, więc zasoby jego energii są niemal na wykończeniu, chociaż trzyma się dosyć dobrze i w miarę kontaktuje co się dzieje.
- Wiem, że nie masz ochoty na znajomości, ale jeśli masz ochotę pograć karty, bądź rozruszać bawiąc z kilkoma sennymi zjawami, które męczą moją rezydencję to, chętnie rozruszałbym kości..
Znów na usta Michaela wpełzł delikatny uśmiech skierowany do rozmówcy, ten już był jakby bardziej, nerwowy. Pozbawiony tego uroku co wcześniejszej, po prostu mu nie wyszedł, ot.

Anonymous - 12 Czerwiec 2012, 23:11

Zainteresowanie kartami z początku było niewielkie. Przez wiele lat pełnych błąkania się po wszelkich możliwych okolicach, które wyrobiły cyrkowcowi dość porządny obraz mapy, którą sobie wizualizował, gdy potrzebował się gdzieś dostać, nie spotkał on kogoś kto potrafiłby chociaż w najmniejszym stopniu dać sobie radę z ich ujarzmieniem. Zazwyczaj podczas prób zaimponowania talia rozsypywała się, raniła palce (do tej pory trudno jest mu sobie wyobrazić jak ktoś może zaciąć się kartą w palec) czy po prostu chwalący się umiejętnościami otrzymywał niezłe lanie od lepszego przeciwnika. Nie było jednak łatwo nie spoglądać na zwinne ręce Lunatyka, które miały tak dużą kontrolę nad kartami, że było to niemalże zadziwiające. Illuminate był prawie pewien, że miałby szanse z nim wygrać w karcianym pojedynku, gdyby tylko udało się użyć swego rodzaju 'efektu czasu spowolnionego'. Nie chciał jednak z nim rywalizować, co było wręcz bardzo dziwne jak na niego, ale nie można powiedzieć, że jest to zjawisko niespotykane. Bywa i tak, że nawet osoba z największą pewnością siebie nie ma ochoty na próbę sił. Tak też było tym razem. Poza tym białowłosy tak na dobrą sprawę nigdy nie miał styczności z jakimikolwiek trikami. Musiałby wszystko kopiować, lecz to byłoby z deczka bezsensowne.
W ramach królewskiego dania znaku, że przyjął do wiadomości jego słowa, cyrkowiec kiwnął głową. Zrobił to jednak na tyle mimowolnie, że nawet nie zwrócił na to uwagi i zbłądził znowu spojrzeniem. Naprawdę było po nim widać, że z nudów zaczyna go nosić, aczkolwiek sam zainteresowany jakoś nie potrafił skutecznie skupić się na czymś jednym. To patrzył tutaj, to podreptał w drugą, cały czas pstrykając jednak uparcie w kieszeni kurtki. Nie zdawał sobie sprawy z nerwowości własnych ruchów przez co zaczynał wyglądać jeszcze bardziej niepokojąco. Poruszał się bowiem trochę tak jakby próbował kogoś zwodzić, to w jedną, a to w drugą stronę się przesuwając. Kto jednak znał go dłużej mógł być do tego przyzwyczajony. Tak, takie 'rzucanie się' było w tym przypadku zupełnie naturalne.
W pewnym momencie znieruchomiał. Stało się to akurat w chwili rozstąpienia herbaty. Z perspektywy jasnowłosego wyglądało to dość dziwnie, ale i zabawnie jednocześnie. Jak na wyjątkowo nieszanującego jakiekolwiek religie zadziwiająco dobrze znał pewne kwiatki, a więc motyw rozstąpienia morza zabawnie mu się skojarzył. Nieco poprawiło mu to humor, który podupadł z powodu wspominek i nudy, aczkolwiek to nie było to co sprawiłoby że wreszcie mógłby się jakoś zrelaksować i skupić na czymś jednym. Pięści ukryte w kieszeniach kurtki zacisnęły się na przedmiotach w niej poukrywanych, kiedy to młody się do niego zbliżył, uprzedzając ten ruch spojrzeniem. Dość nierozważne posunięcie, jeśli się weźmie pod uwagę charakter naszego bohatera, jednakże dziś i tak było w miarę dobrze. Może i obędzie się bez awantur.
- Brawo Sherlocku - skomentował bardzo trafne stwierdzenie Huntera, pozorując klaskanie. Sam nawet nie wiedział kiedy podłapał ten tekst od ludzi i za żadne skarby maharadży nie potrafił się go pozbyć. Często wypływał mu jako podpowiedź w stosunku do wypowiedzi, ale i często był wygaszany, przez inne. Ill przesunął spojrzeniem po całej sylwetce chłopaka, po kilku sekundach znowu koncentrując wzrok na kartach, których tajniki takich swego rodzaju manipulacji zaczynał szybko zapamiętywać. To była chyba jedyna rzecz do tej pory, na której tak naprawdę skupił się na dłużej. Nie było to jednak zbyt wiele minut, gdyż kolejne słowa Huntera zawisły między nimi niczym ciężka kurtyna. Granie w karty odpadało - nie potrafił grać i jakoś średnio widział swój udział w uczeniu się tego. Bardziej za to spodobało mu się 'rozruszanie' za pomocą 'zabawy' z kilkoma zjawami. Zapamiętał jednak by nie wchodzić zbyt szybko w układy jeśli nie zna się dokładnie istoty problemu.
- Cóż nabroiłeś, że Cię męczą? - spytał z pozoru nikłym zainteresowaniem, aczkolwiek oczy wszystko zdradziły. Był na razie nie tyle ciekaw skorzystania z propozycji co po prostu chciał się dowiedzieć w czym rzecz tudzież poznać wszelkie szczegóły.


(Może być coś nie tak, bo już ledwo na oczy widzę, ale postaraj się nie zwracać uwagi na ewentualne pomyłki)

Anonymous - 13 Czerwiec 2012, 14:13

Zapewne Hunter ni8e mógł się równać z pokerzystami, którzy robią to zawodowo, od lat, dłużej jak on. Jak wiadomo nabyte przez nich doświadczenie przewyższało te młodzika. Białowłosy ma dopiero piętnaście lat, to trochę za mało być nazwać się niekwestionowanym mistrzem. Lecz karty sprawiały, że nie głodował i nie musiał zdawać na łaskę innych, co chciał nie chciał byłoby dla niego ciężkie, ponieważ jest istotą bardzo dumną. Chodzenie po knajpach i granie z innymi było jego sposobem na życie, dzięki temu nie głodował i nawet miał dach nad głową, ponieważ z czasem doszło do takiego stanu, że udawało mu się wygrać całkiem niezłe sumki. Może to i niewdzięczne zarabianie kasy, ale lepsze jak szorowanie pokładów, czy brudnych garów, choć nie raz musiał brać nogi za pas i uciekać, bo złapano go na oszustwie. Pięć lat obcowania z tymi kartami, sprawiło, że naprawdę nabrał wprawy, nie miał jednak zamiaru się przechwalać, a to iż się nimi bawił było spowodowane zdenerwowanie, a one go uspokajały.
Może i rozstąpienie herbaty wyglądało zabawnie, z resztą nie tylko w oczach Illu bo Michaela także, nie żeby nie szanował religii, tylko po prostu ta scena skojarzyła mu się z tym motywem, co mógł na to zatem poradzić, nic, kompletnie. P za tym ten lunatyk jest raczej kiepski w ocenianiu ludzkich charakterów i często robi to co nie powinien, z resztą nie uważał by nowo poznany miał chęć zrobić mu krzywdę, w końcu niczym się nie naraził, chyba iż same podejście wywołuje w nim takie skrajne emocje. Wtedy to już całkiem inna sprawa, no i białowłosy może mieć kłopot, nie zamartwiał się jednak zapas. Ze strony Edwarda na pewno obędzie się spokojnie, nie należy do osób awanturniczych i szybko denerwujących się.
- Ta wiem, jestem mistrzem stwierdzania rzeczy oczywistych, ale nie ważne.
Także wzruszył ramionami, a przytyk cyrkowca jakoś go ni9e uraził, strzelił gafę ot, więc reakcja białowłosego była na miejscu, no tak jakby, ale pomijając to. Tak samo jak większego wrażenia nie zrobiło na nim to, jak ten wodzi po nim wzrokiem, chociaż mógłby się zapytać, czy jest brudny czy jak, że tak go obcina jak komornik szafę, nawet jeśli to trwa tylko kilka sekund, to jednak było zauważalne, z resztą chyba też normalne. Bardziej jednak białowłosy przykuł uwagę do tego, że jeszcze bezimienny znajomy przygląda się jego dłoniom, co sprawiło, że zdał sobie sprawę z tego co robi, bo w sumie wcześniej robił to bezwiednie. Szynko więc przestał a karty ułożyły się w ładny stosik na jego dłoni, potem schował j do kieszeni i zastanowił się nad pytaniem zadanym przez czerwonookiego, musiał to jakoś ubrać w słowa, sensowne słowa.
- Chyba sam fakt, że żyję im przeszkadza, mój dom.. - Tutaj na chwilę zatrzymał się by złapać trochę oddechu i podrapać po skroni w zamyśleniu. - Chodzi o to, że te zjawy zabijają wszystkich, co na dłużej chcą w nim zamieszkać. Spotkałoby mnie to samo, ale udało mi się uciec, niestety rodzicom już nie. Nie to jednak najgorsze. Oni stali się tym samym i robią to samo, rozbudowują co noc dom, na chwilę obecną nie wiem jak wielki już jest. To jednak nieistotne, chce po prostu by było tam spokojnie, ułożyć sobie życie i nie martwić nimi, że zaatakują każdego gościa, który zabawi dłużej.
Westchnął i przygryzł dolną wargę czekając zapewne na jakąś nieprzyjemną reakcję ze strony Illu, bo bynajmniej na osobę która by się tym przejęła nie wyglądał, nie o to jednak Hunterowi chodziło, nie chciał współczucia czy coś, tylko pozbyć tego problemu. Wiedział, że sam sobie nie da rady, nawet nie jest pewien czy dadzą we dwójkę, ale był optymistą no i Illuminate wyglądał na osobę, która umie walczyć i to całkiem dobrze. W innym wypadku by tego nie proponował, i tak dłuższą chwilę nad tym dumał.

Anonymous - 8 Sierpień 2012, 19:40

Jasnowłosy wysunął wreszcie rękę z kieszeni, zostawiając w spokoju biedną, umęczoną zapalniczkę i sięgnął dłonią do swej czupryny, którą przeczesał dwa razy szczupłymi palcami. Rozważał w myślach słowa nowo poznanego chłopaka i mimo, że starał się zapanować nad wyrazem twarzy to widać było po nim pewnego rodzaju zainteresowanie. Historia, oczywiście, wzruszyła go mniej więcej w podobnym stopniu co zeszłoroczny ziemski śnieg, aczkolwiek perspektywa ruszenia tyłka w celu bardziej aktywnym niż przejście się po centrum handlowym była całkiem kusząca. Teraz walczyły w nim dwie, przeciwnie do siebie nastawione poglądy. Z jednej strony naprawdę nie miał najmniejszej ochoty komukolwiek pomagać. Gdyby to od niego zależało to chciałby jeszcze bardziej pogorszyć jego sytuacje, ale niestety wpływu na to nie miał. Z kolei jednak bardzo brakowało mu zajęcia i był gotów nawet odstawiać cyrki przed ludźmi byleby tylko czymś zająć ręce, więc czemu nie mógłby skopać kilku 'sennych' tyłków? Ostre i szpiczaste zęby przez sekundy wzięły w 'objęcia' jasną wargę mężczyzny, a jego dłoń powędrowała do klatki piersiowej by złączyć się z drugą ręką w zwyczajnym skrzyżowaniu przedramion. Przeszywające spojrzenie krwistoczerwonych oczu cyrkowca przestało błądzić, co na dobrą sprawę trwało jakieś dwie minuty i skierowane zostało na Michaela. Co jak co, ale bez tego pytania obejść się nie mogło.
- Dobra mały, tylko co ja będę z tego miał poza poprawą swej karmy et cetera, hm? - odezwał się po tym dłuższym rozważeniu otrzymanej propozycji, jednocześnie średnio przyjemnie się uśmiechając. Zdecydowanie nie należał do tej części istot, które potrafiły zrobić coś bezinteresownie, zwłaszcza biorąc pod uwagę wagę korzyści jakie by Hunter wyniósł z takiej współpracy. Odzyskanie domu, spokoju ducha i inne tego typu bzdury, którymi jasnowłosy zazwyczaj by się nie przejął, a przejmują się nimi inni ludzie. Ot, taki mały sęp z niego był, ale kto by się tym przejmował?

(Przepraszam, że tak strasznie długo mnie nie było, a post niekoniecznie wygląda tak jakby mi się marzyło, aczkolwiek musze się ponownie 'rozkręcić')

Anonymous - 14 Grudzień 2012, 16:33

Ufff!
Nie ma to jak z rana, na śniadanie, zająć się ranną Muzykantką.
W końcu (a trwało to wieki) przyniosłam kotkę nad rzeczkę.
Mniam, mniam! Dzisiaj herbatka gruszkowa! - pomyślałam
Doszłam do brzegu Herbacianej Rzeki i najdelikatniej jak potrafiłam położyłam dziewczynę na trawie.
No dobra!
Misja: znaleźć tę dziwną roślinę z postrzępionymi brzegami liści, potem zrobić z nich okład przedstawicielce rasy Dachowców.
- Zostań tutaj - powiedziałam - Ja zaraz wrócę.
Ruszyłam w stronę najbliższych roślin.
Patrzyłam uważnie, ale nie dostrzegałam celu misji.
Poszłam kawałek dalej, powoli zaczynałam wpadać w panikę.
Jest!!!
Zerwałam kępkę dużych, mocno zielonych liści z postrzępionymi brzegami.
Podbiegłam szybko do rzeki i zanurzyłam roślinę w herbacie.
- To pomoże - powiedziałam kotce i delikatnie przyłożyłam zmoczone liście do rany.
Czy zadziała?
Czy roślina zdoła wyleczyć zatrutą ranę?

Anonymous - 14 Grudzień 2012, 17:31
Temat postu: Rzeka
Prawdę mówiąc, Mirze przysnęło się chwilkę. Wyczerpaną ranną Muzykantką kołysało w rytm kroków Viry... Tak czy inaczej, obudziła się tuż przed tym, jak zaniosła ją do Herbacianej Rzeki. Przez chwilę była zdezorientowana, nie mogła ustalić, gdzie właściwie się znajduje.
Skrzydlata dziewczyna położyła ją na brzegu rzeki - tym razem o wiele delikatniej, jak zauważyła z zadowoleniem Mira - przykazując jej zostanie w miejscu.
- Swoją drogą, jak niby mam się gdzieś ruszyć? - pomyślała Mira z ironią.
Wpatrywała się przez pewien czas w błękitne niebo, starając się zignorować pulsujący ból dochodzący z ramienia.
Gdy tamta dziewczyna znalazła już to, czego szukała (jakaś roślina?... nie widziała dokładnie), zanurzyła w rzece po czym przyłożyła do rany Miry, Muzykantka poczuła promieniujący chłód, który przynosił jej niewysłowioną ulgę. Rozluźniła nieco spięte dotąd członki. Spojrzała swymi dużymi, bursztynowymi oczami o źrenicach kota na wybawicielkę. Mira nie czuła się już taka senna i otępiała, ból także prawie już minął, choć rana pewnie będzie się jeszcze dość długo goić.
- Dziękuję, Vira. Jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebowała pomocy, udzielę ci jej. - rzekła poważnie Mira, wpatrując się w twarz skrzydlatej bez mrugnięcia okiem. Należy dodać, że ona sama dotrzymywała obietnic i nie składała ich pochopnie, bowiem nienawidziła, kiedy ktoś nie dotrzymywał danego słowa.
- Czy mogłabyś obandażować mi to nieszczęsne ramię? Chcę jak najszybciej wstać i zająć się czymś konstruktywnym. - odezwała się swym pięknym głosem, (który zachwycał wielu jej słuchaczy) unosząc się na jednym łokciu. - Przydałoby się jeszcze coś do picia i jedzenia - dodała z wdziękiem, strzygając rudym uchem. Cóż, była nieco egoistyczna, prawda. Ale jako rekonwalescentka chyba potrzebowała opieki?...
(Nie nadmiernej, rzecz jasna, bo byłby to z kolei zamach na jej wolność osobistą).
Wtem źrenice Miry rozszerzyły się gwałtownie, gdy zdała sobie sprawę, że czegoś jej brakuje.
...Skrzypce!
- Gdzie moje skrzypce?! - wyrzuciła z siebie nagle - Zostawiłaś je tam?! To moja kochana, jeżeli nie jedyna, pamiątka!!!....
Zazgrzytała zębami z wściekłości. Zdrową ręką chwyciła Virę za dłoń i lekko pociągnęła.
- Musisz mi je przynieść. - cicho powiedziała Muzykantka. Jej oczy miały przerażający wyraz, a jej dłoń kurczowo trzymała się tamtej. - Musisz...
Po czym puściła Virę, lekko opadając na ziemię.

Anonymous - 14 Grudzień 2012, 18:18

Kotka rozluźniła się wyraźnie.
Odetchnęłam z ulgą.
- Dziękuję, Vira. Jeżeli kiedykolwiek będziesz potrzebowała pomocy, udzielę ci jej. - oznajmiła kotka - Czy mogłabyś obandażować mi to nieszczęsne ramię? Chcę jak najszybciej wstać i zająć się czymś konstruktywnym.
Ach, bandaż! Zupełnie o tym zapomniałam.
No tak, ale skąd ja go wezmę?
- Przydałoby się jeszcze coś do picia i jedzenia.
Sięgnęłam do mojego ubrania, wyjęłam nóż i szybkim ruchem odcięłam kawałek wstążki. Ponieważ były szerokie, idealnie nadawały się do obandażowania rany. Przewiązałam jej ramię wstążką, po czym zawiązałam w kokardkę.
- Gdzie moje skrzypce?! - znienacka wykrzyknęła - Zostawiłaś je tam?! To moja kochana, jeżeli nie jedyna, pamiątka!!!....
Kotka chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła.
- Musisz mi je przynieść - powiedziała prawie szeptem, a jej ręka zacisnęła się na mojej - Musisz...
Nagle puściła ją i opadła na ziemię.
- Poczekaj tutaj! - wykrzyknęłam, zrywając się na równe nogi - Zaraz je przyniosę!!
Ostatnie zdanie wykrzyknęłam już w biegu.
- Jak mogłam o nich zapomnieć!! Co ze mnie za pomoc!! - wyrzucałam sobie.




[z/t]

Dodane po 25 minutach:

Opadłam na trawę koło Muzykantki i ostrożnie położyłam obok niej skrzypce.
Wzięłam parę głębszych wdechów.
- Proszę. Przepraszam, że je tam zostawiłam.
I nie czekając na jej odpowiedź, dodałam:
- Co do posiłku - dzisiaj w tej rzece płynie gruszkowa herbata. Nie wiem, czy kiedyś próbowałaś, ja osobiście bardzo ją lubię. Żywię się zwykle jadalnymi roślinami i owocami, a podejrzewam, że gustujesz w żywności innego rodzaju.
Ale mogę cię odprowadzić do domu.

Cieszę się, że poznałam kogoś. Może, z biegiem czasu zaprzyjaźnimy się?
Patrząc w jej iskrzące oczy, czułam że nie tylko ja potrzebuję bratniej duszy.
- A jak masz na imię? - przypomniałam sobie, że nie wiem, jak się nazywa

Anonymous - 7 Styczeń 2013, 19:41
Temat postu: Rzeka
Mira czekała chwilę, która wydawała jej się wiecznością. Wreszcie ujrzała skrzydlatą dziewczynę, która opadła na trawę. Z jej skrzypcami.
Obejrzała je uważnie. Oprócz lekkich zabrudzeń nie wykazywały żadnych większych szkód. Co a ulga, pomyślała, po czym spojrzała na Virę.
- Bardzo Ci dziękuję. To mój największy skarb. Otrzymałam go od siostry, zanim ona... - urwała nagle - Nieważne. Poza tym, mam na imię Mira, ale nie mówiłam ci już tego czasem?...
Milczała chwilę, przetrawiając informacje.
- Gruszkowa herbata?... - zastanowiła się na głos - Czemu by nie... Zaschło mi trochę w gardle, więc...
Podniosła się ostrożnie i nachyliła lekko nad wodą. Skrzywiła się odrobinę, czując resztki dawnego bólu w ramieniu. Nabrała trochę wody w złączone dłonie i ostrożnie wypiła. Herbata miała osobliwy smak, ale nie była zła. Napiła się jeszcze raz, a później wsadziła jedną rękę do wody i poruszała nią chwilę, obserwując tworzące się na rzece kręgi i wiry, by raptem...
... ochlapać Virze twarz jednym celnym ruchem.
W bursztynowych oczach Miry pojawiły się iskierki rozbawienia. Była ciekawa, jak zareaguje tama.

Anonymous - 8 Styczeń 2013, 19:01

Nie uszedł mojej uwadze delikatny grymas, kiedy się podnosiła.
Poza tym, chyba czuła się dobrze.
Dopiero teraz dotarło do mnie, jaka jestem spragniona.
Podeszłam koło Miry...
...aby zostać ochlapana herbatą gruszkową.
- Oszsz... - wysyczałam zaskoczona.
Nie mogłam się powstrzymać i oblizałam usta. Mniam, mniam!
- Dobra, wielkodusznie odpuszczam ci ten karygodny postępek, gdyż me gardło domaga się zwilżenia. - odpowiedziałam z patosem i poważną miną, po czym szybko podeszłam do wody i napiłam się.
Kiedy zaspokoiłam pragnienie...
...oblałam Mirę herbatką. Chlust!
- Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. - powiedziałam i pokazałam jej język.
- Dobra, starczy. - wstałam i przeciągnęłam się - Odprowadzę cię, tylko powiedz, w którą stronę.

Anonymous - 9 Styczeń 2013, 18:37

Mira obserwowała, jak dziewczyna również pije z rzeki. Później także ona, w odwecie, została przez tamtą ochlapana. Nie przeszkadzało jej to jednak zupełnie, tylko wytarła mokrą twarz. Uśmiechała się.
- Chyba jesteś nieco próżna, skoro porównujesz się do Boga, a mnie do Kuby - stwierdziła przekornie, ale z uśmiechem. Nie chciała obrazić Viry, a jedynie się poprzekomarzać.
Na stwierdzenie skrzydlatej Mira zdała sobie nagle sprawę, że dzień niedługo dobiegnie końca, a ona przeżyła dziś wiele wrażeń. Odpoczynek jej się przyda.
- Dziękuję, nie musisz mnie odprowadzać. Dam sobie radę - odparła, gdyż primo: nie chciała nadużywać jej uprzejmości, secundo: nie była jakimś bezbronnym kociakiem i naprawdę czuła się już dużo, dużo lepiej.
- Powiedz mi, gdzie ty właściwie mieszkasz? - zagadnęła Mira, tknięta nagłą myślą. Już chciała powiedzieć Virze, gdzie znajduje się jej lokum, ale ugryzła się w język. Nie chciała, żeby tamta się do niej wpraszała albo dobijała o północy. Co prawda nie wyglądała na taką, ale kto to tam wie?...
Wstała, otrzepując sukienkę zdrową ręką i odgarniając z bursztynowych oczu rudą grzywkę.

Anonymous - 9 Styczeń 2013, 19:38

- Domu jako takiego nie posiadam, nie odczuwam takiej potrzeby.
Mieszkam wszedzie. No, prawie.
- uśmiechnęłam się do Miry - Może masz rację, chyba jestem troszkę próżna.
W sumie, kotka ma rację. Powinnam popracować nad sobą.
- Ale powiedz, gdzie ty mieszkasz. Muszę przecież wpaść do ciebie, a nie zrobię tego, jeśli nie będę wiedziała, który to.
Przed oczami stanęła mi wizja samej siebie, wpadającej do domu zaskoczonej rodziny i wrzeszczącej: "Z buta wjeżdżam!"

Anonymous - 10 Styczeń 2013, 15:48

Mira chwilę bawiła się swoim rudym warkoczem, nim odpowiedziała:
- Cóż... mieszkam na Odwróconym Osiedlu. Myślę, że poznasz mój dom, bowiem jest otoczony krzewami białych róż, a poza tym... jest raczej nieduży. Prowadzi do niego ubita ścieżka, a ściany są nieotynkowane, przez co widać cegły. Nigdy nic z tym nie zrobiłam, bo właśnie takie mi się podobają. Ale nie licz na to - wyrzuciła z siebie nagle - że spotkasz tam kogokolwiek oprócz mnie.
Zamilkła na moment. Przez krótką chwilę na jej jasnej, trójkątnej twarzy ukazał się ból, który błyskawicznie zamaskowała.
- Wygląda na to, że pora już wracać. Dziękuję ci jeszcze raz za pomoc. - odezwała się.
Miała nadzieję, że kiedyś się kolejny raz spotkają i - kto wie? - może zostaną przyjaciółkami, bo teraz za mało o niej wie, by mogła tak powiedzieć.
Podniosła skrzypce z trawy z namaszczeniem. W jej głowie snuł się już kolejny pomysł na melodię...
Pomachała Virze zdrową ręką trzymającą skrzypce i zaczęła niespiesznie podążać do domu, kołysząc ogonem w rytm kroków.
[z/t]

Anonymous - 10 Styczeń 2013, 19:37

Ból...Na twarzy Miry przez chwilę krótką zajrzał i od razu zniknął...
Najpierw pomyślałam, że to przez rękę...po czym od razu odrzuciłam.
To był specyficzny wyraz twarzy, znany i używany...
Nie tylko ja mam bolesną przeszłość...
- Wygląda na to, że pora już wracać. Dziękuję ci jeszcze raz za pomoc.
- Jasne. Cieszę się, że cię poznałam. -
rzekłam i uśmiechnęłam się w odpowiedzi
Kotka podniosła swoje skrzypce. Na odchodnym pomachała jeszcze nimi, po czym poszła swoją drogą. Jak to koty.
- Do zobaczenia - powiedziałam cicho, chociaż kotka nie mogła tego usłyszeć.
Chociaż...kto tam wie?
Patrzyłam chwilę za Mirą...ale potem zrobiłam w tył zwrot i zostawiłam za sobą ją i Herbacianą Rzekę.


[z/t]



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group