To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Aromatyczna Polana

Anonymous - 15 Czerwiec 2011, 20:51

Odpowiedziała na jego spojrzenie, po czym odetchnęła z ulgą. Co nie oznaczało, że i tak się o niego bała, mimo że było po fakcie. Mogło coś mu się stać... Uśmiechnęła się z dezaprobatą.
- A mogę zapytać jaki był cel tej bójki? Mogło coś Ci się stać, Lyca... Nie ma za co. Jesteś moim przyjacielem, to normalne. Choć przypuszczam, że i tak masz tej troski dosyć z mojej strony. Na pewno nie zostawię ot tak tej rany. Zresztą od czego jest kobieca torba, ha! Coś jeszcze sobie skaleczyłeś?- wyjaśniła, po czym wbiła w niego pytające spojrzenie, aczkolwiek nie nachalne. Objęła go jedną dłonią, którą miała wolną. Delikatnie wtuliła nosek wraz z twarzą w jego szyję, ale nie chciała być nachalna, więc chwilę później oparła ją na jego ramieniu.
Nie przeszkadzał jej chłód jego ciała. W odczuciu był przyjemny i nie protestowała. Wyjęła ze swojej torby małą gazę i biały plaster oraz małe nożyczki do paznokci. Z głowy zdjęła swój kapelusz. Jego atutem była wielka pojemność. Można było w nim znaleźć niemal wszystko. Wyciągnęła z niego wodę utlenioną. Nadal trwała ciałem blisko postaci Lyci. Odkręciła buteleczkę i wylała troszkę na drugą gazę. Przyłożyła delikatnie ją do jego policzka.
- Może trochę szczypać... Ale przynajmniej zakażenia nie będzie...- posłała mu delikatny uśmiech, po czym przetarła delikatnie jego ranę. Suchą, cienką gazę przyłożyła do jego policzka, przytwierdzając ją za pomocą plastra do twarzy. Opuszką palca przejechała po jego opatrunku i uśmiechnęła się nieco szerzej.
- Gotowe, kotku.- rzekła cicho z zawadiackim uśmiechem.

Anonymous - 15 Czerwiec 2011, 21:08

Chłopak zaśmiał się pod nosem, czując jak blondynka wtuliła swój nos wraz z twarzą w jego szyję - bowiem było to nawet przyjemne. Poprzytulał ją jeszcze chwilę, po czym puścił puścił jej dłoń jak i odsunął się lekko.
- Właściwie to celem bójki było wybicie komuś z głowy, bicie zwierząt. Zdarzyło się to, kiedy ostatnio byłem w świecie ludzi. Gdy przechodziłem boczną ulicą, zobaczyłem jak pewien chłopak bił bezbronnego kota, co było straszne.. Nie mogłem przejść tak zupełnie obojętnie. -. wytłumaczył cicho. Jak już w końcu powiedział jej początek to i dokończy. Lyca kątem oka obserwował wszystkie poczynania dziewczyny. Na prawdę nie miał pojęcia co kobiety miały jeszcze w tych swoich torebkach.. Zaśmiał się pod nosem, po czym dał sobie opatrzyć policzek. Nieco szczypało - to fakt. Jednak po chwili plaster pojawił się w miejscu rany.
- Właściwie.. Tak, mam jeszcze rany na rękach. -. powiedział pod nosem. Nie będzie już tego ukrywać, w końcu kiedyś i tak by to zobaczyła. Podwinął rękawy do łokci po czym uniósł obie ręce i pokazał je dziewczynie. Okazały się być całe podrapane oraz poszarpane po obu stronach, tak na prawdę to z ran nadal sączyła się krew. Już się bał reakcji Gabrielle.

Anonymous - 15 Czerwiec 2011, 21:32

Spojrzała na niego kątem oka, uśmiechając się łobuzersko.
- Nie śmiej się ze mnie, ty niedobry kiciusiu.- udała teatralnie urażoną jednak to był tylko pozory, bo tak naprawdę w duchu się z tego śmiała i można to było zobaczyć przez jej szeroki, zawadiacki uśmiech na ustach. Naprawdę, nie znała samej siebie z takiej strony. Nigdy by nie przypuszczała, że ona i Lyca zbliżą się do siebie pod tym względem. Nie przypuszczała, że będą dążyć obydwoje do jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. Wcześniej raczej wyłącznie rozmawiali na odległość, a teraz wyglądało to zupełnie inaczej.
Słuchała go uważnie i zrobiła złowrogą minę. Krzywdzenie zwierząt? Już by ona się do takiego osobnika przeszła, a co! Aż jej na policzki różowe rumieńce wpełzły na twarz z oburzenia.
- Zero szacunku do zwierząt. Powinni za to karać. Nie od dziś jestem takiego zdania. Brak sprawiedliwości... Mimo wszystko, w słusznej sprawie podałeś swoje ciałko uszkodzeniu.- puściła do niego figlarne, perskie oko. Wcale się na niego nie gniewała. Bo nie było takiego powodu.
Chłopak miał złote serce i to było zresztą słychać w jego opowieści.
Kiedy jej pokazał dłonie pokiwała głową z politowaniem, równocześnie czochrając go dłonią po włosach.
- Głupek z Ciebie. Trzeba było mi od razu pokazać. Nie gryzę!- rzekła żywiołowo ze śmiechem w głosie, dając delikatnego pstryczka w nos Lyci palcem wskazującym. Tym razem bezpośrednio na ranę upuściła wodę utlenioną, jadąc wzdłuż ran i zadrapań. Potem przetarła gazą owe rany. Wyciągnęła dwa średniej wielkości zwoje bandaży, owijając najpierw w niego jedną rękę, a potem drugą. Opatrzyła je do nadgarstków tak, by dłonie miał odsłonięte. Zapięła opatrunki metalowymi, małymi zapinkami. Wszystko robiła z uśmiechem i skupieniem, wodząc wzrokiem po opatrunkach, a kończąc na jego twarzy.
- No, teraz powinno być wszystko dobrze. Dłonie Ci zostawiłam, bo to się raz dwa zagoi. Gorzej z tymi wyżej, dlatego je owinęłam. Nie zdejmuj bandaży póki nie przesiąkną. Jeśli będą Ci mocno krwawić, to musisz wybrać się do lekarza. Innej rady nie mam. Ale powinno być w porządku. Tak myślę.- wyjaśniła spokojnym głosem.
- A gdzie teraz mieszkasz?- zapytała z czystej ciekawości, przypatrując mu się z ciepłym uśmiechem na ustach,

Anonymous - 16 Czerwiec 2011, 14:00

- Dobrze, dobrze. Wybacz, Gab. -. odpowiedział jej, po tych słowach uniósł jedynie wzrok na dziewczynę przestając się śmiać i uśmiechnął się delikatnie. Świat ludzi nie jest taki dobry, jak się wydaje.. To co widział było okrutne, jednak miał nadzieję, iż już więcej tego nie zobaczy.
- Ja myślę tak samo.. Powinni stworzyć policję dla zwierząt, czy coś w tym stylu. Miło, że to popierasz. -. powiedział, po czym posłał jej ciepły uśmieszek. Myślał, iż jakoś intensywniej zareaguje te rany, które były na rękach.. A jednak odbyło się bez kazań. Jedynie co zrobiła to poczochrała go po włosach, przez co chłopak zaczął się śmiać pod nosem.
- Wiesz.. Nigdy nie wiadomo. Bałem się, że zamkniesz mnie w domu i już nie wypuścisz dopóki nie wybiję sobie z głowy bójek. -. odpowiedział żartobliwie, puszczając jej oczko. Czuł się bardzo dobrze w jej towarzystwie, zawsze blondynka była wesoła jak nigdy. Następnym jego ruchem było obserwowanie kolejnych poczynań dziewczyny. Te rany dużo bardziej szczypały, niż ta na policzku. Jednak z przymknięciem oczu, Lyca wytrzymał.
- Ah.. Dziękuję Ci, Gabi. Gdyby nie ty, to nie wiem co by się ze mną stało. Wiesz, powinnaś zostać pielęgniarką albo jeszcze lepiej - lekarzem. Ja to bym nie wiedział co z tymi ranami zrobić. -. rzekł do niej ze szczerym uśmieszkiem. Opuścił ręce na kolana, po czym odetchnął z ulgą. Co jakiś czas zerkał w jej lazurowe oczy.
- Ja? W zasadzie to nigdzie.. Raz śpię tutaj, raz tam a jeszcze innym razem gdzieś indziej. Można to ująć w słowa "Jestem bezdomny" to chyba najbardziej pasuje. Ty masz własny dom, prawda? -. odpowiedział, zarazem zadając jej pytanie retoryczne. Gdyż z tego co pamiętał, miała ona ładny dom niedaleko stąd. Ukradkiem posłał jej odwzajemniający, ciepły uśmiech.

Anonymous - 16 Czerwiec 2011, 14:40

Dźgnęła go figlarnie palcem w bok.
- Żartowałam przecież.- wytknęła nieco język w zawadiackim uśmiechu. Nie miała mu tego za złe. Ona często robiła, mówiła coś jedynie w żartobliwy sposób, więc na pewno nie miała mu czego wybaczać. O, jej specyficzne poczucie humoru.
- Racja. Niby są tam prawa zwierząt, ale mówiąc szczerze mało kto ich przestrzega. Powinni po prostu pociągać takich ludzi do odpowiedzialności. No, ale w większości przypadków pod tym względem tutaj jest spokojnie. Nie licząc wyjątków, które zawsze się znajdą.- mruknęła, aczkolwiek nadal głosem wesołym i żywym. Jak jej ktoś potrafił poprawić humor to nie było mowy, by się nie uśmiechała czy nie okazywała swojej radości.
Cóż, czyli już w jednej kwestii się ze sobą zgadzali.
Uśmiechnęła się subtelnie.
- Że ja? Ja jestem opiekuńcza, no ale, że aż tak? Bez przesady. Każdemu się coś zdarza. Ja nie jestem bez winy. Nie raz do jakiś takich sytuacji w moim życiu doszło. Chociaż przemocy fizycznej staram się nie wcielać w taki konflikt. To jedynie w potrzebie samoobrony, albo ewentualności. A Twoją mamą nie jestem, więc wychowywać nie mam zamiaru. Jak już to wyrazić swoje zdanie tylko.- spojrzała na niego, puszczając mu oko. Nie było w tym żadnego kłamstwa. Gabrielle za bardzo kłamanie nie wychodziło i można było się od razu domyśleć, że coś kręci. Przynajmniej potrafiły to wyczuć osoby, które ją dobrze znały.
- Nie ma za co. Gdyby nie ja, um... Skończyłbyś w szpitalu prędzej czy później.- wyszczerzyła się do niego .Nie była skromna? Nieee.... Po prostu stwierdziła fakt. Mogłaby mu się rana zakazić i gdyby nie zabrali go lekarze mogłoby dojść do nieprzyjemnych powikłań. - Uhuhu... Nie wiem czy na lekarza bym się nadawała. Nie ma takiego doświadczenia, a poza tym w większości przypadków nie mogę patrzeć na krew czy rany. A co nieco umiem, bo moja rodzina stawiała chyba na wszystkie możliwe dziedziny nauki, uguuu...- przewinęła teatralnie oczyma, kiedy przypomniała sobie jak wszystkich w domu zmuszali, by "poszerzali swoje horyzonty". Niezależnie od tego czy wyrażali zgodę. Taaa, żelazne zasady.
Szybko jednak wbiła spojrzenie w oczy Lyci, uśmiechając się wesoło raz po raz. Właściwie to patrzyli na siebie non stop, lecz ona nie zdążyła tego zauważyć.
- Nie masz stałego miejsca? To nie za ciekawie... Poza tym nocami nie jest wszędzie bezpiecznie i ciepło. A nie ma to jak poduchy i ciepła kołdra, mrrr... Tak mam. I stoi pusty, jedynie od czasu do czasu tam zaglądam. Więc jeśli chcesz zmienić swój status "bezdomnego" to możesz u mnie zamieszkać. Na pewno byłoby weselej we dwójkę.- stwierdziła z zadowoleniem i ożywieniem, wodząc wzrokiem po jego twarzy.

Anonymous - 16 Czerwiec 2011, 15:11

Kiwał od czasu do czasu głową by potwierdzić, iż ją zrozumiał. Co do patrzenia na siebie, jak to Lyca - zauważył to. Było to przyjemne jednak nieco krępujące z drugiej strony. Chłopakowi jednak sprawiało to radość, tak dobrze się rozumieli. Wracając do zwierząt - Gabrielle miała zdecydowanie rację. Tak było, mało kto przestrzegał praw zwierząt, inni nawet nie wiedzą o ich istnieniu. Przykro było, że jednak są na świecie ludzie, którzy tak znęcają się nad zwierzętami. Dziewczyna nadawała by się na lekarza, jak już powiedział. No, ale to już zależy od osoby - czy chciałaby nim być czy też nie. W końcu trzeba mieć jakieś tak wykształcenie by dostać taką pracę. Ona na pewno by to osiągnęła. Uniósł wzrok by się rozejrzeć - słońce już się kryło za zachodem.. Ocknął się z zamyślenia, słysząc jej ostatnie słowa. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na blondynkę.
- Tak, niestety.. Jednak jak widać przeżyłem. M-mówisz serio..? Jest mi bardzo miło, chętnie z tego skorzystam. Wielkie dzięki, Gabi. -. powiedział nieco zaskoczony. Przytulił ją któryś raz z kolei delikatnie obejmując ją. Nie chciał być zbyt nachalny.. Cóż, nie spodziewał się takiego zwrotu akcji.. Jeśli chodzi o miejsce do mieszkania. Bardzo miło z jej strony, iż to zaproponowała.
- Moglibyśmy pójść do twojego domu? Oczywiście, jeśli się zgodzisz. Chciałbym przypomnieć sobie, jak to u ciebie wygląda.. W dodatku robi się chłodno. Nie chcę byś się przeziębiła czy coś. -. zapytał z ciepłym uśmiechem na ustach, puszczając dziewczynę. Odsunął się i spojrzał na jej twarz.

Anonymous - 16 Czerwiec 2011, 15:21

Ona też jeszcze nie do końca oswoiła się z tymi spojrzeniami, ale wszystko wychodziło spontanicznie, bo niczego nie planowała. Przeważnie utrzymywała kontakt wzrokowy ze swoimi rozmówcami, a z Lycą wyglądało to tak, że po prostu jej spojrzenie samo wędrowało w jego stronę. Zdawała sobie sprawę, że to może być dla chłopaka nachalne i krępujące, ale nie potrafiła nad tym panować. Jeśli będzie mu to na tyle mocno przeszkadzało, to zapewne zwróci jej uwagę prędzej czy później.
Wszystko zależało od tego czy chce się komuś uczyć i starać. A ona była typem leniwca, więc jak można wnioskować, nie chciałoby się jej uczyć. Fakt, że wiedzy nigdy nie za wiele jednak twierdziła, że jest wyedukowana na tyle, by sobie jakoś w życiu poradzić.
Skinęła głową ochoczo, kiedy się upewniał, iż faktycznie przyjmuje go do swojego mieszkania.
- Długo Ciebie nie było, toteż nie miałam okazji z Tobą o tym porozmawiać. Bo jak sam wiesz, już u mnie kiedyś byłeś... Do usług.- teatralnie się ukłoniła, przymykając oczy. Uśmiechnęła się zawadiacko. Ponownie poczuła jego ciało na sobie, które ją okalało. Uśmiechnęła się do samej siebie w ciepły sposób, po czym wróciła wzrokiem na Kotka.
- Jasne, skoro chcesz, to nie ma problemu. Ja mam odporny organizm na wszelakie przeziębienia i choroby, więc nie powinno mi nic być. No to chodź, chodź!- szybkim ruchem podniosła się z ziemi, a następnie chwyciła dłonie Lyci, prowadząc go za sobą wesoło.
[zt oboje]

Anonymous - 22 Czerwiec 2011, 22:14

Był dzisiaj wyjątkowo przepiękny słoneczny dzień… zresztą zazwyczaj zdarzają się tutaj wyjątkowo przepiękne słoneczne dni. Trochę to nudzące, ale dla filiżanki zielonej herbaty, którą uwielbia się delektować i błogiej chwili natchnienia głębokim wdechem aromatów, które wypełniają jego płuca, mógł przecierpieć rutynę tego miejsca. Z zielonych traw kołyszących się w rytm, jakieś brzmiącej w oddali sielankowej melodii, wyłonił się ekstrawagancko ubrany wysoki mężczyzna z długimi złocistymi włosami splecionymi w warkocz zwieńczony dużą różową kokardą. Miał na sobie bordową jaskółkę z rozszerzającymi się rękawami, spod których wystawały falbany białej jedwabnej i obcisłej koszuli, czarne spodnie, drobne trzewiki z dużą srebrną klamrą, Na lewej ręce miał śnieżnobiałą rękawiczkę z pierścieniem założonym na środkowym palcu z dużym kiczowatym różowym kamieniem, który w świetle promieni pobłyskiwał różnymi odcieniami. Na głowie miał przechylony na prawo szapoklak z bordową wstążką. Pod szyją miał chustę w poziomki z śmiesznymi zielonymi ogonkami, która zupełnie nie pasowała do jego dzisiejszego stroju. W dłoniach trzymał gorącą białą filiżankę herbaty o złotawym uchwycie i podstawce w niebieskie kwiaty. Zbliżył się do nibykamienia, uniósł wysoko nad siebie naczynie, jakby chciał odczynić jakiś obrządek i nabrawszy powietrza dmuchnął w owy martwy element krajobrazu. Chmura pyłu uniosła się w powietrze tworząc uczucie zbliżającej się burzy. Tutaj nigdy nie pada, przynajmniej można pomarzyć. Zamiast kulturalnie usiąść na nowofiliżance wskoczył na jej grzbiet z dźwięcznym trzaskiem podkutych obcasów o porcelanę i tak stojąc, obserwował wszystkich z wysoka. Zresztą nikogo nie było, aby obserwować. Przynajmniej w okolicy, bo polana była prawdziwie ogromna, a spojrzenie jego było zwrócone na ścieżkę, którą niedawno zbadał. Wiła się ona jakoś niespokojnie między krzewami obrośniętymi obficie torebkami z herbatą. Dlaczego wszędzie natyka się na malinowe herbaty?! Tak go irytują. Wystarczy mu lasek, który rośnie niedaleko. Na szczęście, gdy przyniosły go tutaj nogi, wręcz od razu natrafił na swoje drzewko, na które miał ochotę. Mógł prędko zaparzyć wywar, aby zaraz móc delektować się pysznym smakiem.
- Ach tak! – krzyknął do samego siebie i prędko wyjął małą srebrną łyżeczkę z wizerunkiem kukły na jej końcu. Zamieszał dwa razy w prawo płyn wcześniej nie słodząc go i siedem w lewo – sam nie wiem ile razy ostatnio mieszałem… sześć w lewo czy siedem? Jak jeszcze raz zamieszam to nic się nie stanie, prawda? – jak powiedział tak nie zrobił i schował wilgotną łyżeczkę do kieszeni. Zasiorbał pijąc i popadł w stan upyszniania sobie życia.

Anonymous - 23 Czerwiec 2011, 10:13

Przybyła.
Na starcie można dodać, iż po niej... nie należy spodziewać się nijakiej gracji, lub czegokolwiek innego co wskazywałoby na jakąkolwiek szlachetność, wynikającą z jej urodzenia czy jakiejkolwiek innej bzdury.
Szła. Niezdarnie, potykając się o najmniejsze kamyki... by nareszcie upaść na ziemię, przykrytą gęstą warstwą zielonej trawy, amortyzującej nieco upadek.
Dlaczego w owym poście braknie jakichkolwiek wzmianek o otaczającym krajobrazie, jak to wiatr porusza wszelkie rośliny i inne bzdury...?
Ślepota i tak tego nie widzi.

Zaklęła cicho pod nosem, czując jak wilgoć rosy przesiąka jej ubiór, ochładzając skórę.
Brązowe włosy całkowicie przesłoniły jej twarz, jak i wiecznie zamknięte, szklane ślepia.

Anonymous - 23 Czerwiec 2011, 13:05

Coś upadło w gęstej trawie wydając wystarczająco głośny dźwięk, aby zagłuszyć niekulturalne siorbanie gorącego naparu przez niespełnionego artystę, aż zaczął się zastanawiać, czy nadal pije tą herbatę, czy tylko mu tak się zdaje. Odłożył, więc wielce zdegustowany swoją filiżankę na spodku, a następnie odłożył delikatnie na ziemię. Na chwilę zawiesił jeszcze swój wzrok na podłożu, na którym spoczął jego napój, jeszcze żwawo parujący. Po trochę czerwonawej glebie, za pewne ma duże stężenie jakiegoś czerwonego pierwiastka, stwierdził, przechodził sznur mrówek, które niczym wojownicy starożytni z wygranej bitwy, niosły na swoich barkach kilka innych o wiele większych owadów, tworząc jedną czarną linię, która o dziwo niefalowana, była idealnie prosta. Mrówka. Dziwne małe stworzenie. Po kilkuminutowej kontemplacji zwyczajnego zjawiska uniósł się i kilkoma dużymi krokami znalazł się przy upadłej kukle. Uśmiechnął się.
- Coś się Pani stało? – zapytał pochylając się i świdrując ją wzrokiem. Dziwna niezdarna dziewczynka przypominająca sierotkę. Coś w niej było nie tak. Jej ciało było jakieś dziwne. Palcem szturchnął dziewczynę, trochę jak dziecko, które pierwszy raz w muzeum, nieznające zasad, dotknęło eksponatu z wielką fascynacją, aby później zostać skarcone przez panią opiekunkę, która przecież tyle razy powtarzała regulamin, nikt i tak go nie słuchał. Bez żadnej pomocy dziewczynie, gdyż nie został o to poproszony zapytał, wcześniej samemu się nie przedstawiając – Czym jesteś?

Anonymous - 23 Czerwiec 2011, 13:10

Czym jest...? Dobre pytanie. Szkoda, że nigdy nie poinformowano jej o rzeczy, która pozwalałaby na odpowiedź.
- Ja... jestem zwykłą kaleką.- odparła cicho, prawie, że niedosłyszalnie, ledwo poruszając bladymi ustami.
Niezdarnie usiłowała podnieść swe słabe, wątłe ciałko z podłoża. Bezskutecznie.

Anonymous - 23 Czerwiec 2011, 13:46

Znów ją tyknął swoim długim palcem. I jeszcze raz, całkowicie ignorując jej bezskuteczne staranie się o podniesienie z ziemi. Jego głowa pracowała niczym parowóz, parujący, ciężko dyszący, aby pociągnąć cały pociąg na ostatnią stację… kim jest owa dziewczyna? Była tak podobna do tworów, które powstają z jej rąk. Ona na pewno jest marionetką. Był tego bardziej pewien, niż tego, że jest obsydianowym twórcą. Dotknął dłonią jej twarzy. Z niezwykłego materiału została stworzona. Tylko upewnił się w swoim założeniu. Przez ten cały czas traktował ją, jak dziwny przypadek. Eksperyment szalonego naukowca, który wydostał się z laboratorium i wpadł w ręce jeszcze bardziej niezrównoważonego badacza. Od kiedy kukły są tak niedopracowane, tak niezdarne, takie słabe? Wyciągnąwszy dłonie uniósł ją i postawił na nogi, jak małe dziecko, które upadło na ziemię próbujące złapać lecącego motyla.
- Wiesz, kim jest Twój twórca? – zapytał się ignorując jej odpowiedź. – Jak się nazywasz?

Anonymous - 23 Czerwiec 2011, 13:54

Doznała niemałego szoku, gdy tylko dłonie mężczyzny, bo to jedyny sposób w jaki może go zwać, dotknęły jej ciała i uniosły ją. Jak lalkę, którą w końcu była.
W momencie, w którym dotknęła stopami podłoża, zachwiała się nieco, wstrząśnięta dreszczami. Momentalnie opuściła głowę, dłońmi błądząc po własnym tułowiu, jakby doszukiwała się tam źródła wszelkich nieprzyjemnych odczuć.
Jednak... głos, tak. Ponownie usłyszała wyraźny, dźwięczny głos.
Twórca...? Jaki twórca...?
- Echo.- odparła na drugie z pytań, gdyż na pierwsze nie znała odpowiedzi. A niewiedzą nie warto się chwalić.

Anonymous - 23 Czerwiec 2011, 19:08

Wpadł w zamyślenie, gdyż imię dziewczyny, może przez samą magię przekazu, rozbrzmiewało w jego głowie przez jakiś czas. Echo. Z pewnością pozostawiała po sobie przez jakiś czas wspomnienie blaknące z czasem, ale takie ujmujące serce, że wielkim pragnieniem było nie stracić jej z oczu. Był krucha fizycznie i psychicznie. Robiła takie wrażenie. Okalała się aurą współczucia. „Jestem kaleką”- mówiła. Niezdarna i niezgrabna. Dlaczego nigdy nie otwierała oczu… czy to było jej upośledzeniem? Wszystko do siebie pasowało.
- Usiądziemy może, tam kawałek za górami owadzimi stoi fotel porcelanowy? – chwycił jej dłoń i położył na ramieniu, aby mogła mieć w nim oparciu, będąc przekonaniu o jej ślepocie. Zadał w inny sposób pytanie o stwórce, wierząc, że odpowiedź na nie będzie zarazem imieniem kuglarza – Kto nadał Ci tak niezwykłe imię?
Zachowywał się nadzwyczaj pewnie. On znał się na kukłach jak mało kto. Nie trudno było rozróżnić człowieka od ożywionego magią przedmiotu. Potrafił z łatwością stwierdzić wady konstrukcji oraz zniszczenia, a następnie znał metody naprawy, ale z marionetkami było to troszkę trudniejsze. Ona jest lalką! zwieńczył w myślach swoje rozważania i bez oczekiwania na odpowiedzi dziewczyny ruszył wolnym krokiem przed siebie ostrzegając ją w odpowiednich momentach przed kamiennymi przeszkodami rzuconymi tutaj przez naturę… albo prastarego baśniopisarza. On wierzył, iż cała kraina luster była wymysłem szalonej istoty, która była na tyle niezrównoważona, że własne imaginacje przelała w prawdę, myląc kartkę z rzeczywistością.

Anonymous - 23 Czerwiec 2011, 19:20

Blada dłoń spoczęła na ramieniu mężczyzny, którego imienia nawet nie znała.
Zaufanie? Nie. Przekonanie, że i tak nie jej nic robić. Krzywdzić. Czy z torturowania tak bezbronnej i kruchej istoty jak ona byłaby jakakolwiek radość, nawet dla sadysty?
Nikt jeszcze tego nie próbował, więc na odpowiedź musimy czekać. Ot co.

Nawet nie zdążyła wypowiedzieć ani słowa, nie zdążyła otworzyć ust, a już podążała powoli za... okey, darujmy sobie powtórzenie słowa "mężczyzna", bo to byłoby nudne.
Po prostu za nim szła. Niepewnie, nieco niezdarnie... Jednak warto było przyznać, iż jego pomoc, w postaci ostrzeżeń, była nieoceniona. Szczególnie dla niej. Niewidomej.
Delikatny, jednak niewidoczny dla niego uśmiech, wpłynął na jej twarz. Zazwyczaj ponurą i przepełnioną smutkiem.

Głos. Tak, ponownie usłyszała jego głos.
- Niezwykłe imię...?- powtórzyła. Niczym echo. W końcu można powiedzieć, iż nim była. - Zwyczajne imię. Puste słowo.
Tym razem na wypowiedź włożyła więcej słów, jednak nadal wypowiadanych nieśmiało, niepewnie...
- Przepraszam, ale... sama nie wiem skąd ono się wzięło. Podobno zanim uratowano mnie...
Zatrzymała się. Czy warto wspominać skąd ją wyrwano?
- ...słyszano moje wołania, które niosły za sobą echo. Jednak nie wiem kto je słyszał. Nie wiem jak na imię miała osoba, która mnie tak nazywała.

Drugą, wolną dłonią, odsłoniła twarz, opadające na nią kosmyki włosów zakładając za prawe ucho.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group