Anonymous - 22 Luty 2011, 15:25 Z początku słuchał go ze stoickim spokojem, raz po raz sięgajac dłonią po kolejne porcje żelków. Co by nie mówić, iluzjonista zrobił na nim mocne wrażenie, a to z jaką pasją mówił o magicznych sztuczkach... ach! podsycał tylko ciekawość Ramitha, który podkurczył jeszcze ciaśniej nogi i zaczął wpatrywać się w Alfonsa tak intensywnie, że niemal zapomniał o mruganiu.
Ale gdy iluzjonista sprawił, że żelkowe misie ożyły, Ramithowi jakoś przeszła ochota na jedzenia i z powątpiewaniem spojrzał na swoje opakowanie wypełnione po brzegi żelkami. Następnie, bez słowa, schował je powoli do kapelusza.
- Bardzo skoczne - powtórzył cicho, ze zgrozą przypominając sobie ile już tych maleńkich potworków zjadł. - Doprawdy...
I przełknął głośno ślinę, z rozpaczą rozmasowując sobie nadgarstki. (Gdy już nie miał pod ręką żelków, musiał czymś przecież zająć dłonie, prawda?) Ach, gdyby tylko Iluzjonista wiedział jak bardzo wstrząsnął nim widok rozbrykanych tęczowych misi, bawiących się na jego dłoni! On te misie przecież dopiero co zjadał, a teraz dopadły go potworne wyrzuty sumienia.
No w każdym razie, otrząsnął się po chwili i postanowił o tej sprawie zwyczajnie zapomnieć.
- To było zaskakujące! - wyszczerzył się wesoło do Alfonsa i rzucił mu pełne podziwu spojrzenie. - Naprawdę!
A potem zaczął wpatrywać się w niego wyczekująco - wiadomo - po takim czymś tylko czekał na więcej.Anonymous - 22 Luty 2011, 16:00 Kapryśni jak właściciele? Pewnie całkiem dobrze to ujął. Osobiście nie rozumiała zbytnio tego całego dopasowania do posiadacza. Ona nawet sama nie załatwiała sobie owego cacuszka. Ot, po prostu otrzymała go w prezencie od braciszka. Jedyną jej ingerencją w modyfikacje wizualne, było zmienianie kokard i czyszczenie go raz na jakiś czas. A kształt? Jak widać wciąż pozostawał ten sam. Cóż, możliwe, że po prostu nie opanowała pewnych umiejętności. Przytaknęła mu grzecznie, kiwając główką, w czasie gdy on zdawał się rozpracowywać magiczne właściwości kapeluszy.
Ze skupieniem przysłuchiwała się całemu wykładowi na temat iluzji i lalek. Przemawiał z taką pasją, że aż stawało się to zaraźliwe. Czasami z wrażenia zatrzymywała oddech, czekając na jego kolejne słowa. Liczyła na jedną z tych powalających sztuczek. I... W to sumie doczekała się. Na jej oczach, żelki (tak, dokładnie te same, które wyciągnęła ze swojego kapelusza) ożyły. Usta Cath, rozchyliły się mimowolnie z wrażenia. Dobrze, że nie musiała zbierać szczęki z podłoża i tak wyglądała śmiesznie, podziwiając te wesolutkie miśki. Te świetnie się bawiły.
- Nie wiem czemu, ale mam chęć Cię kopnąć - mruknęła pod nosem do tego czegoś, co w normalnych okolicznościach, zjadłaby bez mrugnięcia okiem. Pewnie powinna mu podziękować za ten pokaz. Teraz, przez co najmniej parę dni będzie omijać żelki szerokim łukiem. Miała się już pogodzić z wykluczeniem ich z diety, kiedy nagle, jeden z miśków trafił ją w twarz, a dokładnie w nos. Złapała go zanim upadł na ziemię i zaczęła rozciągać, delikatnie, żeby nie stracił głowy, ewentualnie nóg.
- I co ja mam teraz z nim zrobić? Jakbym go zjadła to byłoby to coś w stylu kanibalizmu, prawda? - spojrzała na Alfonsa. Blondwłosy najwyraźniej nie przewidział takiego obrotu akcji, chociaż... Może po prostu dobrze szło mu udawanie zaskoczenia. Mimo wszystko, jako specjalista powinien znaleźć odpowiedź na nurtujące ją pytanie.Anonymous - 22 Luty 2011, 16:32 I załatwione. Na tydzień mają z głowy swoją dietę złożoną głównie z żelatyny. Przynajmniej nie nabawią się awitaminozy.
Doskonale widział, że gra na ich cierpliwości oraz ciekawości. Kapelusznicy lubili, kiedy coś było tajemnicze - a więc warte chwili oddechu, warte zatrzymania się i rzuceniem jednym okiem, choćby spod przymkniętej powieki. Kulminacyjny punkt programu - jak zaobserwował - dość wstrząsnął Łasuchami, bynajmniej na tyle, aby na chwilę odstawić żelki i przejść na krótkoterminowy odwyk.
Przyjął ciepłe słowa podziwu z lekkim, wyuczonym ukłonem. Zgadywał, że czekają na więcej. Ale to była tylko wersja demonstracyjna! Przykro mi! Zaostrzony apetycik?
- Kopnąć? Jak mniemam to było do misia. - odparł z lekkim zakłopotaniem, siląc się na szarmancki półuśmiech i dmuchnął teatralnie w niesforne pasmo włosów, które opadało mu z czoła.
Przypatrywał się torturowanemu miśkowi z współczuciem, ale wzruszył tylko nań ramionami, dając mu znać, że nie może nic poradzić na jego nieszczęście. - Było się nie wychylać, paniczu. - powiedział z lekkim przekąsem.
- Co z nim zrobić? Hm. Jak już mówiłem... w starciu z iluzją, nigdy nie możesz być pewna co jest tylko złudzeniem. - kiedy Marionetkarz wypowiedział te słowa, misiek w rękach Cath zamarł i z trzaskiem, lekko oscylując, przeobraził się w czekoladowy baton nadziany karmelem. Alfons dla efektu skrzyżował ręce na lędźwi, chcąc pokazać, że nie tylko dłońmi można manipulować narządami wzroku. Cała siła tkwiła w magii. - Smacznego. - uśmiechnął się życzliwie. - Autografy za kulisami. Anonymous - 23 Luty 2011, 20:57 Glo długo chodziła po Krainie Luster szurając nogami. Z daleka widać było przygnębienie na jej słodkiej twarzyczce. Teraz najchętniej załatwiłaby sobie takiego pluszaka jakiego miała Luanette. Właśnie, Luanette. Przypomnienie o niej sprawiało smutek Glorii, co było niezwykle dziwne. Przecież nie spędziła z nią dużo czasu, ani nie była jej partnerką. Mimo to było jej bardzo smutno. Pogrzebała przez chwilę w kieszonkach sukienki, aż znalazła to co chciała. Porcelanowe ręce z radością chwyciły dużego, różowego lizaka. Przez chwilę trwało zanim Glo uporała się z opakowaniem, ale po paru minutach mogła zatopić ząbki w upragnionym słodyczu. Teraz jej krok nie był już tak powolny, wręcz przeciwnie - prawie podskakiwała idąc." Taki mały lizaczek a tyle radości" pomyślała wesoło. Po chwili zauważyła niedaleko ławeczkę. Ugh, ławeczka. Na ławeczce poznała Lu. Marionetka stwierdziła z goryczą, że nie lubi ławeczek. Mimo to podeszła, bo towarzystwo wokół tej - jakże okropnej zresztą - ławeczki wydawało się interesujące. Trójka ludzi, na oko starszych od niej, ale pieron wie?. Dwoje z nich na pewno było kapelusznikami. Tak, kapeluszników łatwo było rozpoznać, ale Gloria stwierdziła że drugi mężczyzna został dla niej zagadką. Facet z laseczką, z pewnością nie wyglądał dla Glorii zachęcająco. Coś w nim ją odpychało. Mimo wszystko podeszła do nich wciąż gryząc lizaka. Spojrzała na dziewczynę, która była na ławce. Według Glo, zajmowała stanowczo za dużo miejsca.
- Suń się, kobito - warknęła na kapelusznika - a może powinna raczej pomyśleć kapeluszniczkę? - i klapnęła na ławce patrząc wilczym wzrokiem przed siebie i przysłuchując się pozostałym.Anonymous - 23 Luty 2011, 21:19 Jego oczy zabłysły i zrobiły się jeszcze większe (o ile to w ogóle możliwe...) na widok batonika, który jeszcze przed chwilą był żelkiem-misiem. Zaskakujące, co też ten Iluzjonista wyczyniał!
- Jak nie wiesz co z nim zrobić - zaczął powoli i lekko nachylił się ku Cath, a raczej ku batonowi, ale mniejsza z tym. - To możesz mi go dać.
I zastosował swój najbardziej szaleńczo-obłędny, acz czarujący uśmieszek. Po tych słowach splótł ręce na kolanach i jeszcze bardziej podkurczył nogi na ławkę, moszcząc się wygodnie.
Hm, właściwie to już zdążył ich całkiem polubić. Tak naprawdę, naprawdę. Przekrzywił głowę i z nieukrywanym zaciekawieniem zaczął się przypatrywać Iluzjoniście. Och, ile on dałby za to, by umieć zamienić żelkowego misia, w ŻYWEGO żelkowego misia... Chociaż, miało to swoje wady - musiałby raz na zawsze zaniechać zjadania żelków, a to byłoby wręcz niedopuszczalne. Zmarszczył łagodnie brwi i oparł głowę na dłoniach, wznosząc oczy ku niebu i pogrążając się w kolejnych rozmyślaniach. I może by nawet stracił poczucie rzeczywistości, bo zaczynał się już lekko chwiać zatopiony w swych myślach, gdy wtedy pojawiła się całkiem nowa osoba. Tak więc ożywił się nieco i rzucił przybyłej nieodgadnione spojrzenie, przekrzywiając w zaciekawieniu głowę.
Entuzjazm prysł jednak jak bańka mydlana, bowiem nieznajoma nie wyglądała na przyjacielsko nastawianą. Przynajmniej z pozoru! Wręcz przeciwnie, była jakaś taka... Nie, chyba nie umiał znaleźć na jej stan dobrego określenia, w każdym razie gdy z tym brutalnym "Suń się" usadowiła się na ławeczce dla jego podkurczonych, długich nóg nie starczyło już miejsca i z bólem był zmuszony je opuścić.Anonymous - 23 Luty 2011, 22:17 Z pewnością żelkowaty misiaczek nie znajdował się teraz we właściwych rękach. Nikogo nie powinna dziwić litość, z którą potraktował go Alfons. Bo chyba tak można było określić jego gest. Ni stąd, ni zowąd w łapce panienki Koufuku zaczął kształtować się batonik. Gdyby jej dłonie nie były zajęte, z pewnością zaczęłaby klaskać. W zamian, posłała marionetkarzowi entuzjastyczne spojrzenie, śmiejąc się przy tym szczerze, niczym małe dziecko. Lubiła jego sztuczki, a więc i jego. Nic już nie dało się z tym zrobić. Troszkę przykre, lecz prawdziwe.
- Chcę jeszcze! - Wygruchała melodyjnie, cała w skowronkach. Przez parę sekund wierciła się na ławce, aż w końcu z jej ust padło pytanie. - Urządzasz więcej takich występów? Jejku, gdzie można zobaczyć iluzjonistyczne sztuczki w Twoim wykonaniu?
Wyrzuciła z siebie wszystko, a później zapomniała o konieczności oddychania. Jeszcze chwila i reanimacja Catherine byłaby nieunikniona. Na szczęście, Ramith dał znać o swoim istnieniu. Nie zignorowała jego prośby. Wręcz przeciwnie. Przeniosła na niego wzrok i wykorzystując fakt, że nie skończył jeszcze zdania, wetknęła mu czekoladowy batonik do buzi.
- Smacznego - dodała. Pozbywała się go z wielką chęcią. Sama jakoś straciła ochotę na jedzenie słodyczy. Oj tak. To, że na jej oczach ożywały, biegały, machały pupami i wyprawiały różne dziwności raczej nie zachęcało do konsumpcji. Łakocie już nigdy nie będą takie same, już to wiedziała. Pewnie by się wzruszyła, ale nie dano jej odpłynąć do krainy przemyśleń.
Pojawiła się kolejna istotka. Reprezentantka płci pięknej, co można było stwierdzić na pierwszy rzut oka. Przyjrzała się jej nieco dokładniej, próbując wydedukować coś więcej. Nasuwała się jej na myśl tylko jedna rasa. Marionetka. Cóż, doszła do wniosku, iż jest wytworem zręcznych rąk Alfonsa. Ponadto, zdawała się być mocno obrażoną na cały świat. Jakoś najmniej obchodził ją fakt, iż nie odnosiła się do niej w szczególnie uprzejmy sposób. No, nie czarujmy, ktoś wyraźnie nadepnął jej na odcisk. Na ten niby rozkaz, nawet nie drgnęła. Na ławeczce było jeszcze sporo miejsca - szczególnie dla tak drobnej osóbki, zmieszczenie się tutaj nie powinno sprawić problemu. Gdy nieznajoma usiadła, Cath przybliżyła do niej swoją twarzyczkę i spytała wprost:
- Ktoś Cię skrzywdził, słonko?
Wielkie przejęcie rysowało się w tej chwili na jej twarzyczce. Toż to zbrodnia złościć tak uroczą istotę. Czuła duchową misję - musiała pomóc tej biednej duszyczce. Odchyliła się nieco do tyłu, aby nowo przybyła nie czuła się skrępowana i czekała na odpowiedź.
- Nie krępuj się, za złe odpowiedzi również przewidziana jest nagroda pocieszenia - zachęciła na koniec. Jej uśmiech wyglądał wyjątkowo słodko, postarała się o to. Gdyby miała do czynienia z bohaterami do cna przesiąkniętymi złem, oberwałoby się jej. Ale w tej sytuacji, miejmy nadzieję, że nie musiała się o to martwić.Anonymous - 24 Luty 2011, 12:55 Abrakadabra-hokus-pokus i proszę, wkupił się najwidoczniej w łaski swojej nielicznej, acz kameralnej publiki. Położył dłonie na swojej buławie (hm, dopiero przy tym poście zauważyłem jak to komicznie brzmi..), obserwując reakcje Kapeluszników. Nie pomylił się osądzając, że lubią jak coś się zmienia i porusza. Chyba dlatego tak bardzo lubił kapeluszowe towarzystwo - zdawali się być wiecznie na serotoninowym haju, bez trosk, bez pesymistycznych wizji na przyszłość. A ich iście słoneczne usposobienie udzielało się na Alfonsie w postaci niezatartego uśmiechu. Nie, nie radował go fakt, że zdołał się "popisać" - on sam nienawidził istot spod klasyfikacji "szpanerzy" - ale odpowiadało mu to, że zdołał poprawić humory swoich widzów. Udany występ to występ przyjęty aplauzem oraz wołaniem o bis.
- A to zależy. Często dostaję prywatne zlecenia i zamówienia, na śluby, urodziny, pogrzeby... Komercjalizm, nie lubię tego. Wolę sytuacje jak te teraz, bynajmniej magia nie jest zamykana w klatce "wizji klienta" i mogę się nią bawić wedle uznania. Dlatego często zbieram wokół siebie ochotników na targowisku lub w galerii sztuk - wytłumaczył Cath, pocierając swój podbródek. Cóż, pokazy na zamówienie to lipa, ale z czegoś trzeba żyć. Uwzględniając, że jego marionetki były bardziej zajęciem hobbistycznym niż zawodowym.
- Paniczu Ram, jeżeli chciałeś batona, wystarczyło powiedzieć - westchnął teatralnie, wyciągając z rękawa lnianą chusteczkę i otrzepując nią w powietrzu w tym markowym, iluzjonistycznym geście, pokazując, że jest pusta. Zacisnął pięść i palcem wskazującym zaczynał upychać chustę w zamkniętej dłoni. Wykonał nad nią krótki gest ręką i po chwili, z tym samym trzaskiem co uprzednio, pojawił się na miejscu chusteczki... co? Ach, co?
Występ przerwało pojawienie się nowej osóbki - najwyraźniej pełnej niechęci do wybryków Alfonsa. Samopoczucie czy prywatne preferencje były temu winne - nie wiedział. Wiedział natomiast, że trzeba zachować się jak przystało na gentlemana. Z daleka rozpoznał, że ma do czynienia z lalką. Oczywiście, to wszystko przez jego rzemiosło. W dodatku wiedział, że co leżało w gestii kobietek, miały one silne wahania nastrojów i silne poczucie godności przez ostatni, wygrany bunt marionetek.
- Witamy panienkę. - powiedział szarmanckim tonem, wyjmując z zaciśniętej pięści cały sznur różnobarwnych chusteczek. - Proszę otrzeć łzy, chusteczki do wyboru, do koloru. - zaprezentował wiązankę, która nagle - jak uprzednio miśki - ożyła. Co więcej, zaczęła syczeć jak wąż i oplatać się wokół przedramienia Alfonsa. - Przykro mi, ale nie umiem robić zwierzątek z balonów.
Zgadywał, że taką gadką zapewne tylko podniesie ciśnienie Marionetce. Taaak, kukiełki to dziwne istoty. Może dlatego tak je uwielbiał? Były najcudowniejszą rzeczą, jaką mogły stworzyć ludzkie ręce. Dlaczego? Były niezwykle, ale to niezwykle ludzkie... Miały kaprysy, miały swoje troski.Anonymous - 24 Luty 2011, 13:54 Gloria z głębokim westchnieniem, stwierdziła że towarzystwo wcale nie umilkło gdy się zjawiła. Ta kobieta nie wydawała się być zła - wręcz przeciwnie. Kolejny łagodny typ skomentowała w myślach z westchnieniem. Czemu ja mam takie szczęście? ironicznie pomyślała. Nie była z tego faktu zadowolona. Mężczyzna, którego rasy poznać nie umiała - aczkolwiek z pewnością nie był on człowiekiem - działał jej jeszcze bardziej na nerwy. Jakże cudownym sposobem wyczarował pełno kolorowych chusteczek. Jednak to nie zadowoliło Glorii.
- Nie ma różowej - mruknęła. Co prawda była, ale jedynie jasnoróżowa, czego Glo nie tolerowała. Z miną obrażoną dziecka siadła po turecku i podparła główkę rękoma. - Po za tym, ja mój drogi - skierowała wzrok na mężczyznę - nie płaczę. Mój jakże ukochany 'pan' - tu miała ochotę splunąć, ale tylko zrobiła kwaśną minę - nie dał mi takiej możliwości. - było to właściwie kłamstwo, ale skąd tamci mogli wiedzieć?. Zresztą, zawsze łatwiej było zrzucić winę na marionetkarza niż na siebie samą. Po chwili milczenia zwróciła się do kobiety.
- To raczej ja krzywdzę, więc mną się proszę nie przejmować. - humor nagle jej się trochę poprawił. Ona już tak miała. Raz była smutna i skrzywdzona, a po chwili tryskała dobrym humorem.
- Tak więc - zachichotała cichutko - na żadną nagrodę nie liczę.
I tak, na razie największym szacunkiem obdarzała drugiego kapelusznika. Nie wtrącał się, nie wadził. Wtrącanie się i przeszkadzanie - te czynności należy zostawić Glo. Posunęła się odrobinę, by nie miał on tak mało miejsca, jednak i tak, to chyba nie zrobiło mu różnicy.Anonymous - 26 Luty 2011, 07:45 Gdy tylko w tak brutalny sposób mu przerwała (a co by nie mówić, również przyjemny) popatrzył na nią z lubością i zabrał się do pałaszowania otrzymanego batonika. I jakoś nie przeszkadzało mu to, że batonik wcześniej miał nóżki i rączki w żelkowym ciele... Tak, wszystko zależy od tego jakie w danej chwili ma się podejście do sprawy.
Z zaciekawieniem przysłuchiwał się ich rozmowie i pewnie przysłuchiwałby się jej dalej, gdyby nie to że w pewnym momencie oczy zaszły mu mgłą, a on sam uśmiechnął się szaleńczo.
- Och, witaj Memłołapku! - rzucił wesoło w przestrzeń, a jego wzrok zaczął śledzić jakąś niewidzialną rzecz. Och, gdyby tu chodziło tylko o rzecz! To wręcz skandaliczne, nazywać Memłołapka rzeczą. - Dawno cię nie widziałem.
I posunął się lekko na ławeczce, nieco ściaśniając obie panie - ale tylko odrobinę!, jakby chciał zrobić obok siebie miejsce dla jakiegoś niewidzialnego stworzonka. I tak (mniej-więcej) było w rzeczywistości...
- Och, doprawdy? - zachichotał jak prawdziwy szaleniec, a jego zamglone oczyska zalśniły dziwnym blaskiem. - To podobnie jak ja!
I mógłby tak rozmawiać jeszcze dłuższą chwilę, gdyby nie ich rozmowa, a raczej głosik Marionetki, który niewiadomo dlaczego - wyrwał go z obłędu.
- Wybaczcie - rzucił przepraszająco i nerwowo splątał ręce na kolanach, uśmiechając się niewinnie. - Czasem wyobraźnia lubi płatać mi figle...
I jakby na potwierdzenie tych słów każdy z nich mógł w tej chwili ujrzeć siedzącego obok niego małego potworka. Było to stworzenie wielkości dużej, plażowej piłki - niemiłosiernie włochate i puszyste. Wielka trąba wyrastała mu między ogromnymi czarnymi oczkami i spadała aż do malutkich, włochatych nóżek. Stworzonko to patrzyło na nich z przerażeniem i raz po raz skubało się w łapki, zapewne z nerwów.
Jednak nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć rozległo się krótkie "pyk!" i Memłołapek wrócił stamtąd, skąd przyszedł.
A Ramith z ukosa patrzył na ich miny po tym wszystkim, lekko zaciekawiony, ale i przestraszony. Może zezłościli się, że sprowadził tutaj na moment to małe stworzonko, hm?
- Wybaczcie - powtórzył jeszcze raz, nieco ciszej. - Moje wyobrażenia lubią się urzeczywistniać, jednak nie trwa to długo... No nic, pewnie jeszcze trochę czasu potrwa zanim Memłołapek wróci tu ponownie!
I w tym momencie jego oczy powróciły do normalnego stanu, szaleńczy uśmiech zmienił się w przyjazny, a on usadowił się na ławeczce jakby nigdy nic i dalej w spokoju przysłuchiwał się ich rozmowie.Anonymous - 26 Luty 2011, 16:16 Przybyła pannica najwyraźniej nie należała do grupy życiowych optymistów. Jej zachowanie, aż prosiło się o niegrzeczną odpowiedź, ale na jej szczęście, bądź też nie, nikt się jakoś do tego nie kwapił. Catherine przypuszczała, iż nieznajoma i tak nie zagrzeje tu miejsca na zbyt długo. Milczała, skupiając się na oglądaniu show, jakie urządzał Alfons. Nie spodobała jej się w ogóle reakcja dziewczyny. Zamiast okazać nieco więcej entuzjazmu, strzelała kolejne fochy, ech. Aż jej się odechciało ekscytować tym wszystkim.
- Nie nadymaj się tak, kochana, bo pękniesz - odpowiedziała, zachowując uprzejmy ton. W końcu przemawiała przez nią troska, a nie złość czy inne negatywne uczucie. Nie wiadomo, co nią kierowało, ale z głowy niemal natychmiast zdjęła kapelusz i wyciągnęła z niego wściekle różową chusteczkę. Z uśmiechem podała ją marionetce. Czy zostanie ukarana za ten czyn?
- Jak Ci tak zależy, to masz. W przyszłości może się przydać, choćby do otarcia potu z czoła w gorący dzień - rzuciła, a jej uśmiech stał się jeszcze szerszy. Nie przejęła się zbytnio kolejnymi słowami pannicy. Pewnie chciała wydać się groźniejsza, niż w rzeczywistości. Od razu wyprowadziła ją z błędu.
- Aż taka straszna z Ciebie istotka? Jakoś wierzyć mi się nie chce. Wyglądasz przesłodko! - stwierdziła, chwytając się za podbródek.
- Nie to nie, nie będę Cię na siłę unieszczęśliwiać - mruknęła niezmiernie rozczarowana. Chciała być miła, a tu taka reakcja. Nie narzucała się, bowiem nie było w tym sensu. Pewnie kontynuowałaby dalej owe wdzięczenie się do niej, gdyby nie zachowanie Ramitha. Kiedy gadał do siebie, przyglądała mu się uważnie. Owszem, jej również przydarzały się takie dziwne zachowanie, ale rozmawiała ze sobą jedynie, kiedy nie miała nikogo do towarzystwa. Były więc dwa wyjścia: albo oni okazali się nudniejsi, niż można przypuszczać, albo on miał schizofrenię. Ciężko stwierdzić. Cylinder nałożyła ponownie na łepetynkę, w międzyczasie zastanawiając się nad zaistniałą sytuacją. Nim jednak cokolwiek wydedukowała, kapelusznik zaczął się tłumaczyć, zresztą w całkiem dziwaczny sposób. Wstała z ławeczki, bowiem i tak zrobiło się ciasno. Najdziwniejsze było oczywiście pojawienie się włochatego osobnika, który zniknął w mgnieniu oka. Cmoknęła w powietrze, wydając z siebie następnie trzy słowa:
- Łał, słodziutki był~
Przykucnęła w pewnej odległości, obserwując wciąż na towarzyszy. Naprawdę ciekawi rozmówcy się jej trafili, tylko... Sama czuła się przy nich tak mało uzdolniona. Nie miała jednak zamiaru dzielić się swoimi spostrzeżeniami. Zerknęła na Ramcia (przepraszam, ale to tak fajnie brzmi!).
- Też jesteś iluzjonistą? - spytała. Cholernie ciekawa tego faktu, zdawała się zapomnieć o reszcie świata. Zdziwiłaby się, gdyby odpowiedział twierdząco. Zbyt duże wrażenie robiły na nim pokazy Alfonsa.Anonymous - 27 Luty 2011, 16:33 Mimo iż, Gloria nie dała tego po sobie poznać, ucieszyła się z tego prezentu. Chusteczka była koloru, jaki Glo wręcz ubóstwiała. Być może dziewczyny to nie obchodziło, ale zyskała w oczach marionetki. Mimo to, uniosła brwi gdy tamta oznajmiła że wygląda przesłodko. Pewnie wiele osób by się z nią zgodziło, ale były to tylko pozory. Jednak wzruszyła tylko porcelanowymi ramionami zostawiając temat. Zajęła się chusteczką próbując przywiązać ją sobie na ręke, ale sama nie dawała rady, acz nie chciała nikogo z nich prosić o pomoc. Tak więc schowała prezent w jedną z fałd sukieneczki i zapewne długo by się nią zajmowała, gdyby nie dziwne zachowanie jednego z kapeluszników. Nagłe rozmawianie z samym sobą i późniejsze pojawienie się dziwnego stworka nie wzruszyło Glo.
- Niezwykle dobrze czuję się w towarzystwie wariatów. - mruknęła pod nosem, ale z szerokim uśmiechem. Nie pozostało jej nic innego niż zgodzenie się z młodą kobietą. Była bardzo ciekawa imion nowych znajomych, miała dość myślenia o nich jako kapelusznik - wciąż nie była pewna czy to przypadkiem nie powinno być kapeluszniczka -, kapelusznik numer 2 i mężczyzna, którego rasy nie znała. Po chwili odezwała się do kapelusznika.
- Nie przejmuj się, ja mam nie zdiagnozowane rozdwojenie jaźni - zachichotała, ale zabrzmiało to przyjaźnie.Anonymous - 28 Luty 2011, 16:29 // <w sumie nie wie co odpisać>//
Hm, marionetkowy pan? Stawiał na obsydianowego twórcę - takie stwierdzenie nasuwało mu się patrząc na delikatne, acz precyzyjnie wykonane porcelanowe stawy oraz całokształt. Co do temperamentu jednak nie był zbyt wyważony. Jakby dodać do tego - jak później wyznała Gloria - rozdwojenie jaźni, można zarysować całką grubą linią osobowość twórcy - szukający wizualnego ideału zapominając o wnętrzu. Zapewne była nieudanym dziełem, skoro z taką nienawiścią wyrażała się o swoim Maestro. Łatwo więc zgadnąć, że została porzucona - jednak to tylko spekulacje - co dla Alfonsa było rzeczą niewybaczalną. Swoje nieudane projekty znajdowały się w "przytułku" w jego pracowni. Przerażona nimi Elizaveta - jego perełka - niejednokrotnie namawiała go, aby je po prostu spalić, jednak on zawsze zaprzeczał tej propozycji, mówiąc: "Jaka matka spali w żywym ogniu swoje dzieci?".
- Twój pan wiedział, co robił. Łzy w oczach kobiety to najokropniejszy widok dla mężczyzny - jednocześnie nie wpadł chyba na to, że pozbawiona została również łez szczęścia czy dumy.
Chusteczkowy-wąż znudzony zabawami na przedramieniu Alfonsa wpełzł mu do rękawa i jakby rozpłynął się w powietrzu.
Uwagę mężczyzny teraz przykuł Ram, który zaczął rozmawiać z samym sobą. Hm, a bynajmniej tak to wyglądało. Na iluzjoniście nie zrobiło to negatywnego wrażenia - jego Elizaveta była medium, widziała duchy, toteż też często zdarzało jej sie rozmawiać z niewidzialnymi przyjaciółmi. Już przywykł do tego. Na chwilę jednak wydawało mu się, że widział jego rozmówcę, ale już wkrótce się zdematerializował.
Tak, tak, słodki był, ale jakby on to powiedział nagłos zabrzmiałoby to dziwnie.
Uśmiechnął się delikatnie i skłonił, jakby właśnie on był wymienionym przez Glorię "wariatem".
To tyle.Anonymous - 1 Marzec 2011, 19:18 Podrapał się po głowie w lekkim zakłopotaniu i nerwowo podciągnął swoje długie, chude nogi na ławkę, i siedział tak z kolanami aż przy brodzie, opierając na nich głowę i kurczowo obejmując rękami swoje kończyny. Właściwie, musiał wyglądać dosyć zabawnie, uśmiechał się leciutko, dosyć upiornie, a jego wielkie oczy wpatrzone były w jakiś punkt. Po tym wydarzeniu musiał nastąpić pewien proces, a dokładniej rzecz ujmując - musiał uspokoić myśli i wyciszyć się chwilę. Po pewnym czasie wypuścił głośno powietrze z płuc i zamrugał kilka razy, a na jego bladą twarz znowu zaczęły powracać rumieńce.
Spojrzał na Cath i lekko zawstydzony spuścił wzrok, bawiąc się swymi szczupłymi palcami bowiem musiał znaleźć jakieś zajęcie dla dłoni.
- Nie, nie! Skąd, nie jestem iluzjonistą - gorliwie pokręcił głową, na potwierdzenie swoich słów. - To jest pewnego rodzaju osobliwość... Wyobraźnia lubi płatać mi różne figle, a najczęściej nie mam nad jej wybrykami większej kontroli i.. - zrobił pauzę, unosząc wzrok. - i właśnie przez to pojawiają się takie Memłołapki i inne stworzonka. Mogę z nimi rozmawiać, mogę je widzieć, mogę sprawić by inni je widzieli... Trwa to jednak tylko chwilę, kilka sekund, i potem znów wracają do mojej głowy - uśmiechnął się leciutko.
I jakby przypomniał sobie coś zabawnego, zachichotał cicho.
- Zdążyłem już przyzwyczaić się do ich obecności i co by nie mówić, bardzo polubiłem te wybryki mojej wyobraźni - oczy zalśniły mu dziwnie, a twarz przybrała nieodgadniony wyraz. - Są częścią mnie, to ja kieruję ich zachowaniem, jednak ciągle o tym zapominam...
I westchnął cicho, pogrążając się w zamyśleniu.Anonymous - 1 Marzec 2011, 20:01 Wlepiając gałki oczne w Ramitha, jakoś nie zdążyła wyłapać wypowiedzi innych, obecnych tu osób. Na tłumaczenie kapelusznika, pokiwała główką ze zrozumieniem. Więc o to chodziło. Mógł sprawić, iż obrazy jego wyobraźni, stawały się materialnymi tworami. Zazdrościła mu, serio. Żałowała jedynie tempa, w jakim ulegały dematerializacji. Westchnęła, dając do zrozumienia, że przetworzyła informacje.
- Rozumiem. Masz szczęście, posiadając taką właśnie umiejętność, możesz ze spokojem uznać, iż samotność raczej Ci nie grozi, prawda? - stwierdziła, uśmiechając się szeroko i ukazując w ten sposób szereg białych, równych ząbków. Nieźle jak na słodyczoholika, nie?
Z bólem uznała, że zbyt długo nie może męczyć nowych znajomych swoją obecnością. Energicznie się wyprostowała, raczej z odruchu, otrzepując przy okazji kolana. Odchrząknęła, zasłaniając ręką usta. Miało wyglądać, jakby przygotowywała się do wielkiego przemówienia. Wziąwszy głęboki oddech, odezwała się:
- Jest mi niezmiernie przykro, ale muszę już Was opuścić. Jak wiecie, czasu nie da się zatrzymać. Naprawdę miło było mi Was poznać i mam nadzieję, na kolejne spotkanie. Świat chyba nie jest taki duży, nie?
Wyszczerzyła się po raz ostatni, po czym ukłoniła się nisko, podnosząc rondo kapelusza. Zerknęła na nich jeszcze przelotnie. W końcu, obróciła się na pięcie i odeszła w nieznanym kierunku, zawierzając losy własnym nogom, którym tak nawiasem mówiąc, niezbyt ufała.
[z/t]Anonymous - 1 Marzec 2011, 20:52 Pokiwał głowę na znak, że wysłuchał każdego po kolei, po czym zerknął na zegarek. Godzina robiła się dość dojrzała, a było jeszcze tyle rzeczy do zrobieni na dziś - jak wykombinowanie nowego kapelusza na jutrzejsze pokazy. Cudeńko wedle jego gusta samo się nie znajdzie ani nie kupi. Mógłby prosić o to Elizavetę, ale w sprawach mody wolał sam osobiście się erm... rościć? <te słowo chyba nie pasuje, ale ładnie brzmi>
- Hm, nie sądziłbym, że Kapelusznicy narzekają na brak towarzystwa. Takie miłe osoby. Cóż. Ja również muszę już znikać na swoje osiedle. Przygotowania i tak dalej. Pracoholizm to choroba genetyczna. - wyjaśnił przepraszającym tonem i chwycił w rękę swoją laskę.
Skłonił się w pas, zdejmując czapkę, po czym wcisnął ją elegancko na głowę.
- Żegnam miłe towarzystwo. Drogie Panie, Drogiego Pana. Polecam się łaskawej pamięci. - i z tymi o to słowami odszedł, raz jeszcze spoglądając na swój zegarek-cebulę, kręcąc głową z dezaprobatą.
Stanowczo zbyt się zasiedział! Ale cóż począć? W dobrym towarzystwie czas robi na złość - leci znacznie szybciej.
No, a teraz szybciutko do posiadłości, zrobić przymiarkę i ruszyć do zakładu kapeluszniczego w centrum.