Anonymous - 27 Lipiec 2012, 19:26 Najgorsze rzeczy dzieją się w najgorszych momentach. W jednej chwili rozmawiała ze swoją zmarłą siostrą, a w drugiej zaczęło materializować się dziwne zjawisko. Powiał wiatr, w ruch poleciały czarne kosmyki włosów. Iku zmrużyła oko. Nie dało się nie zobaczyć wyjątkowo paskudnego stwora. Istota dotknęła ramienia Aiko. Co ta istota chce zrobić?
-Nie!- zawołała Omori. Miała przy sobie tylko sztylet i paznokcie. Byłaby gotowa rzucić się z tym drugim na stwora, ale zdrowy rozsądek trzymał ją jednak w odpowiedniej odległości. Kiedy czytała o tańcu śmierci, właśnie tak wyobrażała sobie Kostucha. Z dezorientacją wypisaną ta twarzy słuchała wymiany zdań Śmierci i Bikko. Niecodzienna rozmowa. Czyli Bikko złamała zasadę żeby przyciągnąć tu martwą (nie pamiętała jednak tej zasady, ale kij z tym!). Omori poczuła, że już zawsze będzie dłużniczką Bikko Auditorre. Jednak teraz się liczyła tylko Aiko. Jednooka zawsze wiedziała, że musi bronić siostry, nawet jeśli ona sama potrzebuje pomocy. Tak było też teraz, jednak jej bezradność była tu oczywista. Wiele lat temu, pewnie cała by spurpurowiała, zacisnęła wargi w jedną, cienką kreskę, a brwi wygięłyby się o 45 stopni. Jednak wiele lat tłumienia w sobie emocji dzisiaj zaowocowało. Spojrzała bezradnie na znikającą z Kostuchem siostrę. Drugi raz ją straciła. Nie pomogła jej z n o w u. Opuściła głowę i zacisnęła pięści. Poniosła porażkę. Życiową porażkę. 3... 2... 1... Uff. Bolały ją kostki. Uniosła zbolały wzrok na Dachowca. To nie jej wina, pomyślała. I tak tyle dla mnie zrobiła.
-Nic się nie stało- powiedziała głosem wypranym z emocji. Uśmiechnęła się blado i zapadła niezręczna cisza.- Taka jest kolej rzeczy, że martwi są martwi.
Powiedziała tonem głosu "wszystko jest okej!". Wcale nie było. Przez najbliższy czas będzie widywała cholernych trupów, którzy wracają tu ciągle i rozpraszają! Chodzą wszędzie bezczelni i będą już zawsze przypominać jej, że jej własna bliźniaczka nie może tego zrobić. Pierwszy raz poczuła nienawiść do duchów, które widywała na każdym kroku. Pierwszy raz poczuła się totalną idiotką, która cieszyła się z tak bezużytecznej mocy. Gdyby ktoś teraz do niej potrzedł i powiedział jedno złe słowo, mogłaby chwycić sztylet i cisnąć w niego na tyle celnie by trafić w oko, serce, gardło...
Bo to chyba ten moment, którego tak się obawiała. Bo to już chyba ten moment, w którym nadzieja pryska, tak?Anonymous - 29 Lipiec 2012, 13:27 Cóż, trudno było powiedzieć, że wiedziałam co Iku czuje. Straciłam brata, ale straciłam go tylko raz. Przeklęty Kostuch i te jego głupie zasady! Albo mogę przywoływać wszystkich, albo nikogo! Co to jest, że dla innych nekromantów mi nie pozwala? A to niby z jakiej racji? Pff.
Spojrzałam na Iku.
-Nie, wcale nie jest okej! -krzyknęłam, wstając z ławki. Zachwiałam się, bo moja proteza wciąż na niej leżała. -Kostuch może sobie być... no Kostuchem, ale nikomu nie będzie odbierał bliskich dwa razy! Nie można tak więzić zmarłych, śmierć jest po to, żeby odpocząć po życiu i być wolnym. A nie kisić się w zaświatach. I przysięgam Ci na moją protezę i gitarę, że znajdę sposób, żeby uwolnić Twoją siostrę z kościstych łapsk tego chudzielca. -usiadłam i przypięłam sobie protezę. Nie wiedziałam jeszcze jak to zrobię, w końcu Śmierć jest nieubłagana i nie da się jej namówić czy przekupić. Niczym. Nawet dodatkowymi duszami w jego królestwie. On jest cierpliwy, a w końcu i tak wszystkie dusze trafią do niego. Chyba trzeba będzie odwiedzić bibliotekę i poszperać w zakazanych działach. Albo ewentualnie przekopać strych.Anonymous - 29 Lipiec 2012, 14:40 Gdyby mogła, odreagowałaby mocnym ciśnięciem sztyletu w jakiś oddalony obiekt. Niestety w Publicznym Parku takie zachowania nie byłyby miło przyjęte przez ludzi. Westchnęła i spuściła zbolały wzrok. Przeszła już sporo, trzeba to jakoś przecierpieć. Marzeniem stało się teraz zjawienie się w jakimś odosobnionym miejscu, gdzie padałby deszcz. Mogłaby oprzeć się o ścianę, zacisnąć pięści, zęby i szlochać do woli. Ale stała tu przy Bikko i nie chciała okazać słabości. Jak przy polowaniu. Nie można się poddać i zacząć tupać, bo wypłoszy się zwierzynę. Mimo niepowodzeń, trzeba mieć łuk w gotowości i skradać się na palcach. Skąd ona to wiedziała? Widać przed stratą pamięci nie tyle co ćwiczyła z dziadkiem łucznictwo, ale i widocznie polowała. Podniosła smutne spojrzenia na Dachowca. Z każdym słowem powiększały się jej źrenice. Kiedy Bikko zakończyła, oko Iku wyglądało jak czerwony spodek.
-Naprawdę?- spytała zdziwiona. Podeszła bliżej i złapała Bikko za nadgarstek.- Pomożesz mi?
Było słychać nutę rozpaczy w całym oceanie nadzieji. Spojrzała w oczy dziewczyny, a właściwie w oko. Miała ochotę zawołać "O wybawicielko!" i rzucić się jej w objęcia, ale to byłoby takie nie Ikuowe.
Puściła dziewczynę. Czuła w brzuchu skowronki. Zrobiła piruet na jednej nodze.
-Więc co proponujesz, Bikko?- spytała pogodnie, kiedy już była przodem do najukochańszej osoby na świecie, która chce pomóc w wyrwaniu Aiko z cuchnących łap Kostucha.
Cała ona. W jednej chwili mieszanka wybuchowa złości i rozpaczy, a w drugiej kręci się w miejscu ze szczęścia. Jeśli ma się jej udać odzyskać utraconą niegdyś siostrę z zaświatów, należy wziąść się do roboty.Anonymous - 29 Lipiec 2012, 16:23 -No przecież powiedziałam. -uśmiechnęłam się i pokazałam jej język. Często paplałam od rzeczy i żartowałam, ale tym razem byłam poważna. Niech sobie Kostuch nie myśli, że się go boję. Chociaż wizja śmierci była średnio pociągająca. Tak samo zamknięcia w jakimś odosobnionym miejscu w zaświatach. A tam, Kostuch może i jest surowy i dotrzymuje słowa, ale mimo wszystko mnie lubi, nie będzie się nade mną znęcał. Aż tak.
-Nie wiem, na razie nie mam żadnego konkretnego pomysłu. -potarłam brodę. -Nie wiem, jak się za to wziąć. Raczej wątpię, żeby dało się ją tak po prostu znowu przywołać. Muszę poszukać w książkach. Strychu nadchodzę! Biblioteko, Ty też się bój! -pomachałam zaciśniętą pięścią do nikogo i niczego konkretnego. -Jak masz jakieś stare księgi o magii albo nekromancji, to też poszukaj. Gdzieś musi coś być o podróżach między światem żywych i umarłych. -na wszelki wypadek znów usiadłam na ławce i przyjęłam pozycję 'turecką'. Chwilę tak trwałam, potem odezwałam się:
-Tak, miałam rację. Jej drzwi zniknęły z hotelowego korytarza. Jeśli wiesz, co mam na myśli... -trzeba znaleźć inny sposób. Oby to tylko nie trwało za długo. Chciałam pomóc siostrom, ale nie chciałam robić z tego swojego życiowego celu.Anonymous - 29 Lipiec 2012, 20:04 Uśmiechnęła się szeroko. Nieźle, Iku. To postęp w okazywaniu emocji. Jednooka jeszcze raz zawirowała na palach ciesząc się, że razem z nią kręcą się czarne kosmyki i spódniczka. Ups! Szybko opuściła spowrotem spódniczkę, przyciskając ją rękoma do ud, żeby nie spróbowała znów się podwinąć. Nie raz myślała nad przywróceniem siostry, ale wiadomo jak to w praktyce. Najpierw żałoba, płacz, zgrzytanie zębów, złość, płacz i tak w koło Macieju. Potem cała ta afera z Opętaniem, zaniki pamięci. Wszystko przygniotło ją w tak krótkim czasie. Teraz miała wierną pomocniczkę, która chciała jej pomóc. Co dwie głowy to nie jedna. Iku stanęła więc, kładąc jedną rękę na biodrze, a drugą pocierała dolną wargę. W tej inteligentnej pozie tkwiła zamyślona, wpatrując się w chodnik.
-Wiesz, może by popytać jakieś duchy, które przywołasz, albo ja spotkam...- zaczęła i urwała.- Chociaż one chyba nie są zbyt rozmowne... Albo może by tak udać się do Krainy Luster- zaczęła bardziej entuzjastycznie- i... i... popytać Lunatyków? Albo... -podniosła wzrok z chodnika na Bikko.- Mam pomysł. Może powinnyśmy się zwrócić o pomoc do jakiegoś Stracha? Przecież to są takie ożywione trupy, tak?- upewniła się. Zakładała, że Bikko zna lepiej drugi świat niż ona.
Zresztą może to okazać się nie potrzebne, jeśli Bikko znajdzie w swoich zakurzonych księgach coś potrzebnego.
-Niee, ja raczej takich nie posiadam- skrzywiła się. Może u niej w domu, którego nie pamięta były i takie farmazony, ale w jej ukochanej klitce, raczej takich zabytków nie przechowuje.- Ale popytam Doriana, czy nie ma czegoś takiego. On to wszystko opchnie, więc może ma coś takiego na zbyciu. Wiesz, ktoś ukradł z jakiegoś rozpadającego się antykwariatu taką książkę i buch, znalazła się w łapskach Doriana.
Wpatrywała się w Włoszkę jak siada po turecku i zamyka oczy. Dopiero po chwili zorientowała się, że Bikko wcale nie medytuje w poszukiwaniu pomysłów, tylko próbuje "skontaktować" się z Aiko w ten sam sposób w jaki ją tu ściągnęła. Pokiwała tylko głową. To było do przewidzenia. Jednak z drugiej strony, przecież gdyby się udało... Bikko sporo ryzykowała. W nagrodę otrzymała prezent w postaci ciepłego uśmiechu od Iku. Gratuluję!Anonymous - 30 Lipiec 2012, 20:47 -Wątpię, żeby miały jakieś o tym pojęcie, ale nie szkodzi zapytać. -do Krainy... tak, ten pomysł bardzo mi się podobał. Problem w tym, że ja osobiście niezbyt wiedziałam, gdzie miałabym tam zacząć.
-To Ty udaj się do krainy, a ja poszperam w książkach. -nie wierzyłam, że odrzucam propozycję wycieczki na drugą stronę Lustra, ale cóż... Iku zdawała się wiedzieć o niej więcej, chyba tylko bym jej tam przeszkadzała. A konkretniej moja ciekawość i chęć zwiedzania, niż pytania istot tam żyjących o sekrety nekromancji.
-Strachy? Pierwsze słyszę... -naprawdę, nigdy wcześniej nie słyszałam o tej rasie. O ile to była rasa. Ożywione trupy to zombie, ale strachy?
Nie wiedziałam kim jest Dorian, ale jakoś niezbyt mnie to interesowało. Miałam na głowie ważniejszą w tej chwili sprawę. Pokiwałam więc tylko głową.
-Dobra, nie marnujmy czasu! -sięgnęłam po gitarę i z kieszonki wyjęłam wizytówkę zespołu. -O, tutaj -pokazałam ciąg liczb opatrzony moim imieniem i nazwiskiem. -masz mój numer. Zadzwoń, jak już będziesz coś miała. A nawet jak nie będziesz miała, to odezwij się za jakieś dwa dni. Zrelacjonuję Ci swoje postępy. -uśmiechnęłam się szeroko. -Dobra, to ja lecę przeczesać strych. Do zobaczenia i niech moc będzie z Tobą! -zarzuciłam gitarę na ramię i pobiegłam w stronę domu, machając dziewczynie. Miałam zamiar zabunkrować się na strychu z termosem pełnym kawy i jakimiś zasobami żywności i przeczesywać stare księgi.
ztNoritoshi - 21 Sierpień 2012, 13:55 Tak, stereotypy robią swoje, ale przynajmniej jest co obalać - jakie kolejne głupie teorie że tylko tak ma być i dlaczego tak, a nie inaczej.
Gdy ona się ogarniała, on wsadził zapiekankę do pieca, talerze do zmywarki, a niezdrowe popijanie posiłku powielił.
Zabrał dokumenty i inne takie, odruchowo też kluczyki od samochodu, i ruszył z nią do windy...
Po wyjściu z wieżowca udali się spokojnym spacerkiem w nieznane Evie okolice - przeszli koło stacji metra i przystanku autobusowego, po drugiej stronie ulicy mijali galerie aż w końcu piękna alejka wprowadziła ich w miejskie zacisze, zwane parkiem...
Ludzi wielu nie mijali, zresztą trudno się dziwić, bo pogoda niepewna - pochmurno, duszno, burza wisi w powietrzu i tylko patrzeć jak za drugim grzmotem deszcz lunie, ale póki co słońce przygrzewa dość obficie.
Dodane po 1 minutach:
- Te ogrody chyba dość dobrze już znasz? Wszak to jedyne takie w mieście, ale skrawek dalej od nich rozciągają się już bardziej odludne lasy, nawet i jakie bagna... Możemy się tam zapuścić, jeśli ten miejski syf ulic, przesiąkniętych spalinami Ci się znudził.
Propozycja zarazem dziwna jak i ciekawa, może warto z niej skozystać...
- No jak chcesz, to można tu zostać, tudzież wracać...
Zatrzymał się i spojrzał na nią - jej rudawe włosy mieniącie się w świetle, dzięki któremu jej piękne oczy odnajdywały wiele przestrzeni do doglądania.
Uśmiechnął się i patrzył przez chwile na nią, nie mogąć odeprzeć się myśli, by nie zrobić czegoś zbyt głupiego....Iskra - 21 Sierpień 2012, 21:03 Jak dobrze wreszcie się ruszyć!
Aż dziwne, że Iskrze nie odpadła jeszcze głowa od tego ciągłego obracania. No ale skoro starała się równocześnie zapamiętywać drogę, rozpoznawać charakterystyczne punkty położone w pobliżu mieszkania, a i jeszcze rozglądała się za obiektami, które chciała dziś odwiedzić..
Z powodu bliskości metra i przystanku dziewczyna bardzo się ucieszyła - czy wspominano już, że do legionu wad Evy należy zaliczyć również spóźnialstwo?
Po paruset metrach odnoga głównego chodnika odbiła w prawo, a następnie zamieniła się w asfaltowaną alejkę, ocienioną wysokimi drzewami. Dziewczyna zadarła głowę do góry i w niemym zachwycie przypatrywała się ogromowi zieleni, który powiększał się jeszcze w miarę wchodzenia wgłąb parku.
I - jak to z nią i z nie-patrzeniem, choć oględnym, na drogę bywa - zboczyła oczywiście ze ścieżki, którą kroczyła (wszak linia prosta to zbyt wiele) i wpadła w Noritoshiego idącego obok.
- Przepraszam, zagapiłam się - wyjaśniła ze śmiechem. Tak, towarzystwo roślin zdecydowanie ją uszczęśliwiło. - Dotąd... Czekaj, mówisz, ze powinnam je znać? To są Ogrody Rozalii, tak? - Dopiero teraz Eva zaczęła kojarzyć, skąd zna ogólny wygląd parku. - No właśnie: dotąd przebywałam tylko w zachodniej części, blisko kampusu. Ale tam są głównie fontanny, multum ławeczek i równo porozsadzane klomby kwiatów. A tutaj..
Spojrzała na blondyna roziskrzonym wzrokiem, równocześnie zachwycona tym, że ją tu przyprowadził i drobinę zawstydzona swoją paplaniną. Poczuła się w obowiązku wytłumaczyć:
- Rozwodzę się tak dlatego, bo chociaż dotąd na stałe mieszkałam prawie w centrum Paryża, to i tak połowę życia spędziłam u rodziców matki na wsi. To dziadek nauczył mnie szacunku dla ziemi - jest rolnikiem sercem i duszą i pomimo tego, że to chyba jedna z najcięższych prac, cieszy się jej każdą chwilą. Od nich i od taty nauczyłam się rozumieć przyrodę. A szczególnie rośliny - strasznie mi ich brakuje w Londynie. A tu taka niespodzianka! Dziękuję ci - powiedziała po prostu.
Gdyby Iskra była w stanie czytać w myślach swojego towarzysza, z pewnością zaraz zaczęłaby się dopytywać, cóż to za głupie myśli chodzą mu po głowie. Rozchodzi się tu bowiem o to, ze dla Evy każdy szalony lub pozornie niemożliwy do zrealizowania pomysł jest godny rozważenia. Teraz jednak ograniczyła się do zareagowania na to, co wiedziała, mianowicie:
- Jeszcze więcej drzew??? Chodźmy! - stwierdziła z prawdziwym entuzjazmem.Noritoshi - 22 Sierpień 2012, 12:17 Oj, było co podziwiaćw tych ogrodach, było, ale Noritoshi już się do tego przyzwycził. Swoją drogą, to ciężko doszukiwać się w nim genotypu japońskiego - to bardziej albinos o dziwnych barwach włosów i oczu,, ktore ma najbardziej japońskie w swej całej okazałości. Nasuwać się może na myśl sformułowanie: Z kim twa matka się ... ?, ale bez obaw, geny po dziadkach, choroby z krainy luster, niedoskonałość pośmiertnego ciała i pewno coś jeszcze, robią swoje.
I na ów przystojniaka wpadła, a zaraz potem odpowiedziała na jego wielkie zdziwienie, ilustrowane pytajnikiem na jego twarzy. Wpadła, przypadkiem - no zdarza się.
- Ee.. Tak, dokładnie tak. Miło jest popatrzeć na tak bujnąbprzyrodę, derwaćwzrok od betonowego chodnika na rzecz kwiatów.
Szacunek do plonów i ziemi - oj zna to, zna. Biblia wiele o tym mówi, a ów księge stawia nader sam Kościół.
Dodane po 2 minutach:
Oj, było co podziwiaćw tych ogrodach, było, ale Noritoshi już się do tego przyzwycził. Swoją drogą, to ciężko doszukiwać się w nim genotypu japońskiego - to bardziej albinos o dziwnych barwach włosów i oczu,, ktore ma najbardziej japońskie w swej całej okazałości. Nasuwać się może na myśl sformułowanie: Z kim twa matka się ... ?, ale bez obaw, geny po dziadkach, choroby z krainy luster, niedoskonałość pośmiertnego ciała i pewno coś jeszcze, robią swoje.
I na ów przystojniaka wpadła, a zaraz potem odpowiedziała na jego wielkie zdziwienie, ilustrowane pytajnikiem na jego twarzy. Wpadła, przypadkiem - no zdarza się.
- Ee.. Tak, dokładnie tak. Miło jest popatrzeć na tak bujnąbprzyrodę, derwaćwzrok od betonowego chodnika na rzecz kwiatów.
Szacunek do plonów i ziemi - oj zna to, zna. Biblia wiele o tym mówi, a ów księge stawia nader sam Kościół.
Dodane po 2 minutach:
- To dobre nauki. Masz zamiłowanie w biologi i chemii.. Ciekawa mieszanka, jak i Ty cała.
Podziękowała, o jak miło. Zatrzymał i objął ją wzrokiem. Niewinne:
- Nie trzeba
...zapełniło czas w którym to zbliżył się do niej i lekko musnął ustami w policzek.
- To ja powinienem dziękować, że mam tak wspaniałą lokatorkę, bo różni inní ludzie mogli się trafić.
Ciepło przyjęta propozycja udania się w lasy nie mogła nie spotkać się z odmową, to też, ruszył tam nieco śpiesznym krokiem.
- Może się przebiegniemy tam? - zaproponował, ot tak.
A droga prowadziła jakiś kawałek prosto, a potem boczną ściężką, gdzie coraz więciej drzew coraz mniej regularnie rosnących prowadziło w lasy...Iskra - 22 Sierpień 2012, 18:05 Eva z szerokim uśmiechem obkręciła się wokół własnej osi, a następnie zaczęła iść tyłem. Na uliczce, którą spacerowali ludzi było jak lekarstwo, a poza tym aż tak źle z jej poczuciem równowagi nie było - traciła pion tylko wtedy, gdy zupełnie skupiała się na jednej czynności: na przykład obserwowaniu gwiazd w górze czy odpisywaniu na esemesy, oba podczas podczas marszu. Wtedy zazwyczaj nie patrzyła gdzie idzie i lądowała w rowie lub spadała z krawężnika.
Biblia? Kościół? Czyżby blondyn również był wierzący?
Na stwierdzenie, że jest interesującą osobą Iskra uśmiechnęła się i w podziękowaniu z galanterią uchyliła niewidzialnego kapelusza.
Jednak następny jego gest spowodował, że dziewczyna oniemiała. Cóż, nic w tamtej chwili nie mówiła, ale rzecz w tym, że nawet gdyby chciała, to nie wydusiłaby z siebie ani słowa - tak ją zaskoczył.
- Oj tam, przecież w zasadzie jeszcze nie wiesz na kogo trafiłeś - stwierdziła, nagle niezwykle interesując się żwirkiem, którym był wysypany ten fragment alejki.
Czyżby Iskierka po raz pierwszy nie potrafiła z wdziękiem przyjąć komplementu?
Gdy zaproponował bieg w kierunku lasu, dziewczyna uniosła głowę.
Muśnięcie warg Noritoshiego było tak niespodziewane - po raz kolejny nie spodziewała się takich gestów z jego strony - że w tamtej chwili zamarła niemal i zatrzymała się, była więc obecnie kilka kroków za blondynem.
Na dźwięk jego propozycji w rudej główce Evy zrodził się kolejny wariacki plan - wszak nie umiała żyć w spokoju, a co gorsza - w nudzie.
Zerwała się więc do biegu, a mijając Noritoshiego krzyknęła ze śmiechem:
- Kto ostatni, ten robi kolację! I z pewnością nie chcesz, żebym to była ja!
Nie miała wprawdzie pojęcia, gdzie jest domniemana meta, jednak wyścig będzie stanowił przyjemne urozmaicenie popołudniowego spaceru.Noritoshi - 23 Sierpień 2012, 22:29 Wierzący, wierzący - to dzięki Bogu zaprzestał rozczulania się nad sobą, nad swą innością. Wiara w siebie i innych - to go umocniło.
Owszem, nie zna jej, ale zna się trochę na ludziach i po kilku wspólnie spędzonych godzinach poznał się na niej co nieco - nie posiedzi na miejscu, łatwo można ją zdenerwować... I jeszcze trochę się tego znajdzie.
Obdarowywał ją ciepłymi słowami i gestami - całkowicie bezinteresownie, choć nie ukrywajmy - spodobała się mu.
Gdy ruszyła przed siebie, dołączył zaraz do niej. Perspektywa kolejnego wykazywania się w kuchni średnio mu pasowała, a ciekaw był jej możliwości kulinarnych, które po matce powinna nabyć.
- Sądzę że tylko mnie prowokujesz do tego byś była ostatnia! - krzyknął, mijając ją i nabierając coraz większej prędkości. Sprinterem nie jest, ale nie był nigdy tym z ostatnich w zawodach sportowych, choć raczej nigdy wybitnie się w nich na czołówkę nie wychylał.
2x z/tAnonymous - 24 Lipiec 2014, 19:43 Wychodzenie na zewnątrz było dla Fabiena rzeczą na wskroś upierdliwą i bezsensowną. Ci ludzie wchodzący ci w drogę, dzieci biegające naokoło, krzyki, płacz, kłótnie. Wszystkie te czynniki źle działały na psychikę Rigolera, który już dawno temu z tegoż powodu ograniczył swój pobyt poza zatęchłym mieszkaniem do absolutnego minimum, jakim były sporadyczne wycieczki do spożywczaka. Tym razem jednak nie udało mu się wysłużyć zawsze gotowymi do poświęceń kolegami - szedł więc przez Ogrody Rozalii, burcząc pod nosem najgorsze epitety o świecie, na jakim przyszło mu żyć. W prawej ręce trzymał siatkę z potrzebnymi mu zakupami. Pokusił się nawet na zainwestowanie w nową szczoteczkę, choć ta stara nadawała się jeszcze do użytku. Nikomu jednak nie zaszkodzi czasem zaszaleć.
Wieczorem alejka stawała się miejscem niezwykle przyjemnym - głównie z tego powodu, że nie biegało tam wtedy stado rozwrzeszczanych bachorów. Dodatkowym plusem była przyzwoicie mała ilość spacerowiczów, a nawet jeśli było ich więcej, to nie naprzykrzali się tak, jak za dnia. Zazwyczaj były to zakochane pary, w milczeniu przechodzące tym miejscem, trzymając się za rączki. Przesłodkie. Ławeczki okupywane były przez zasuszonych staruszków, przychodzących tu, by podziwiać naturę, ewentualnie by poobserwować "dzisiejszą młodzież" i mieć jakieś tematy do rozmowy przy stole rodzinnym czy też gościnnym. Zarówno romantycznych parek, jak i wiekowych dziadków i babć, Fabien unikał jak ognia. Szedł więc slalomem, wymijając jednostki ludzie, z wielką pasją ograniczając szanse na dotyk do absolutnego zera. Był tym tak pochłonięty, że nie zauważył wystającego niczym grzbiet Godzilli z wód morza kamienia, leżącego sobie spokojnie idealnie na drodze obranej przez młodzieńca. Kamień nie był duży, lecz mały też nie był; taki doskonały, by go nie zauważyć, a jednak móc się o niego potknąć i zaliczyć porządną wywrotkę. Rigoler, niestety, nie ustrzegł się przed tym losem; zahaczył więc czubkiem stopy o kamloty, następnie lecąc na łeb na szyję ku spotkaniu z - nieco za twardą, nawiasem mówiąc - ziemią. Tym samym zwrócił na siebie więcej uwagi, niżby chciał. Zaklął głośno i brzydko, podnosząc się do siadu. Pierwszym, co zrobił, było ocenienie stanu zakupionego pożywienia, które, choć nie ucierpiało, ot wysypało się z siatki i pięknie zdobiło uliczkę. Przeklął ponownie, za pospiesznie i za nerwowo wpychając zakupy z powrotem do siatki. Każdego człowieka, podchodzącego do niego na bliżej niż dwa metry odległości, zbywał niezrozumiałym, ale pełnym agresji warknięciem i wściekłym spojrzeniem. Zazwyczaj to wystarczało, by zrazić do siebie inne osoby.
Zazwyczaj.Anonymous - 24 Lipiec 2014, 20:30 Plan był prosty - wieczorem jest mniej ludzi, więc pójdzie tam wieczorem i wszystko lepiej ogarnie myślami. Co prawda w labiryncie praktycznie nigdy nikogo nie ma, ale krzyki dzieci bywają nader irytujące, nie wspominając o śmiechach tych cholernych nastolatków. Psia ich mać. Do tego chłodniejsza pogoda i piątek były połączeniem wręcz idealnym - możliwość spotkania pseudo-znajomych spadała blisko zera. Niestety widoczność tak samo... Ale jeszcze tak źle nie było, środek lata, godzina siódma po południu - jeszcze jest jasno, pomimo dużej ilości chmur zaścielających niebo niczym delikatna pierzyna... Ach, zanurzyć się w kołderce i poczytać książkę... He, będzie mieć na to całą noc, a teraz...
Cel - przejść przez labirynt i przeanalizować schemat drogi bez wcześniejszego patrzenia na plan. Dla ułatwienia będzie swoją drogę zapisywać. Potrzebne przedmioty - zeszyt, długopis, nogi - są. Ewentualne przeszkody - zminimalizowane.
Idąc główną aleją nie miała na głowie zarzuconego kaptura, choć bardzo to lubiła, jednak kaptur przyciągał niepotrzebną uwagę. Nie lubiła, gdy ludzie się na nią patrzyli, a gdy ona patrzyła na nich robiła to ukradkiem, powoli ich mijając, krokiem nieśpiesznego marzyciela. Patrzyła w dal, na zieleń trawy, w górę, na piękne kolory malujące się na z pozoru szarych chmurach, przed siebie obserwują rysy twarzy, ubrania, sylwetkę, zachowanie ludzi.
Sama ubrana była najprościej jak się da, choć kilka miniętych przez nią dziewczyn chadzało sobie w kusych spódniczkach, nie mając gęsiej skórki tylko dlatego, że bardzo, bardzo dokładnie wydepilowały nogi. Widok tych idiotek czasami powodował u Izy delikatny ruch prawym kącikiem ust do góry, przez co jej twarz na ułamek sekundy wykrzywiał pogardliwy uśmieszek. Ludzie - tacy nudni, przewidywalni, idiotyczni. Czasami tworzyli coś pięknego, czasami sami byli piękni, jednak najczęściej byli irytujący. No bo to ludzie są.
Więc co z tym jej strojem? Wypłowiałe czerwone trampki do kostki, niezawiązane, bo i tak się rozwiążą; czarne dżinsy, mocno przetarte w okolicach kolan, lecz jeszcze nie potrzebujące cerowania; czarna bluza z kapturem na zamek błyskawiczny, bez zdobień, z lekko za długimi rękawami i dużymi kieszeniami. Do tego włosy związane fioletową wstążką, którą jakiś czas temu znalazła na strychu domu dziadków, w koński ogon, nie wiedzieć czemu zawijające się w jeden wielki lok, niczym u porcelanowej lalki. Nosa obarczonego okularami nie miała, dzięki czemu jednocześnie czuła się o wiele lepiej, mogąc naturalnie wykonać facepalm, bez udziwnień, ale też przez to jej wory pod oczami były aż nadto widoczne. Zeszyt trzymała w ręce, a długopis, razem z telefonem w prawej kieszeni spodni.
Osobnika pośpiesznie zbierającego swoje rzeczy z ziemi widziała już z odległości kilku metrów. Jednak dopiero zbliżając się do niego coraz bardziej zauważała te szczegóły. Niezwykłe szczegóły. Trupia biel. Błękit, wymieszany z odrobiną brązu, dając niecodzienny efekt. Ostre rysy twarzy, wysokie kości policzkowe, blizna przecinająca brew. Kolczyki w uszach. I zapach. Zapach dotarł do niej dopiero gdy była już bardzo, bardzo blisko, a należy zauważyć, że dziwnym trafem z każdym krokiem szła coraz wolniej. Gdy w końcu stanęła była w stanie ocenić, co to za zapach ją otaczał. Ten facet, pomimo całej swej intrygującej postury, śmierdział. Woda kolońska ujdzie w tłumie, choć co drugi menszczysna jej używający zdecydowanie z nią przesadza, ale tytoń... Nienawidzi. Do tego zmieszany z sztucznie produkowanym aromatem wiśni, jakże odmiennym od ich prawdziwego ich zapachu. Stojąc kilka kroków od chłopaka zmarszczyła delikatnie nos, na chwilę, po czym zaintrygowana gapiła się na niego twarzą bez wyrazu.
A jakiego koloru on ma oczy? Czy dobrze widzi że są szare? Czy to światło sprawia, że tylko szare się wydają? Co jeśli tak na prawdę są zielone? Albo niebieskie? Bo nie błękitne, błękit potrafiła ocenić bezbłędnie.
A co kryje się pod tą przeklinającą cały świat twarzą? Co kryje się za tymi złowrogimi słowami? Internetowy hejter bez krzty samokrytyki, nienawidzący świata bo tak? Może ktoś podobny do niej? Może ktoś, o tragicznej przeszłości? Buntownik? Empatyczny mężczyzna mający zły dzień?
Każda sylwetka jaka mijała mogła wywołać u niej wiele pytań. Chciała wiedzieć, ale bała się pytać. Chciała wiedzieć, ale większość była wiedzą błahą, mdłą, podobną do setek innych. Tylko niektórzy wywoływali u niej lawinę pytań, które choć krążyły ciągle po głowie nie znajdowały ujścia w postaci ukierunkowanych zaburzeń ruchów powietrza.Anonymous - 24 Lipiec 2014, 21:14 Fabien przeklinał w myślach własną niezdarność. Zagryzając dolną wargę, zebrał do siatki z powrotem wszystkie graty i prawie niezauważalnie westchnął. Dałby wszystko za moc niewidzialności, by nie musieć znosić tych wszystkich głupich spojrzeń i cicho wymienianych uwag, których ludzie myśleli, że nie słyszał. Po raz enty zaklął, tym razem nieco głośniej, by odstraszyć niepotrzebnych gapiów. Otrzepał kolana z piasku, przeczesał rozczapierzoną dłonią włosy i przyrzekł sobie w duchu, że już nigdy, ale to nigdy nie pozwoli dojść do sytuacji, w której musiałby ponownie wychodzić na zakupy. Zresztą, sprzedawczyni za ladą nie należała do tych sympatycznych. Jej zdecydowanie za mocny makijaż z trudem opierał się na jej rysach twarzy, gdy wykrzywiała je w najróżniejsze grymasy. Rigoler miał wrażenie, że lada moment tapeta jej popęka i odpadnie całymi płatami na uświnioną nie wiadomo czym kasę. Jej nastroszone, krótkie, przefarbowane na czerwono włosy odstręczały go do tego stopnia, że z trudem nie rzucił wszystkiego w cholerę i wyszedł, oby jak najdalej od tego okropnego tworu boskiego. Był na skraju wytrzymałości, dostrzegając, że czarne jak smoła brwi są domalowane, a te naturalne zostały doszczętnie zgolone. Zduszając w sobie odruch wymiotny, czym prędzej wybył z budynku, nawet nie upominając się o resztę, której magicznym sposobem baba zapomniała mu wydać.
Podniósł wzrok wyżej, a napotykając nim stojącą nieopodal sylwetkę, prychnął głośno i sprawnie podniósł się do pozy stojącej. Wdusił w kieszenie lewą rękę, w prawej trzymając nieszczęsną siatkę, i spojrzał - jak się okazało, dziewczynie - wprost w jej ramię. Tak odważnie i arogancko.
- Jak tak dalej będziesz oczy wybałuszać, to ci tak zostanie, dziewczynko - rzekł głosem ociekającym jadowitym sarkazmem, po czym, nie mając do jasnowłosej panienki żadnej sprawy, obrócił się na pięcie z zamiarem szybkiego odejścia. Dość już się namęczył z ludźmi tego dnia. chciał jak najszybciej wrócić do swojego mieszkania, wyłożyć się na łóżku - ewentualnie na podłodze - i zasnąć.Anonymous - 24 Lipiec 2014, 21:56 Szybka, pobieżna dedukcja: arogancki pedał. Co prawda nie pedał na zasadzie rurkowatej, ale innej... Hmm... Tej obraźliwej, wcale nie prawdziwej. Przyznajmy to szczerze: po prostu go zwyzywała w myślach, jak na razie dość delikatnie, trzeba przyznać. Hmm... W sumie był ładny. Ale Pan Wazeliniarz też był ładny. I używał różanej wazeliny do ust, khe... A ten za to najwyraźniej palił i to mocno, skoro tak przesiąknął tym cholernym aromatem.
Z wolna jej kąciki ust zaczęły unosić się do góry, aż w końcu przemieniły się w wyraz pobłażliwego uśmieszku, z oczami pełnymi złośliwych iskierek. Nagły powiew wiatru sprawił, że zapach chłopaka jeszcze bardziej w nią uderzył, przez co znów zmarszczyła nos. Miała powiedzieć coś innego, ale te słowa same się ukształtowały, same wypłynęły, same stały się obraźliwe:
- Już prędzej zniszczę sobie węch.
Prychnięciem podkreśliła te słowa, a z jej twarzy nie schodził uśmiech, który w połączeniu z jej spojrzeniem mógł zacząć wydawać się nieco psychiczny. Dlaczego nie ruszyła dalej w swoją drogę? A to już takie skrzywienie psychiczne - nawet jak kogoś wybitnie nie lubi to może gapić się bardzo długo w jego oczy, analizując każdy kawałeczek z osobna. A to światło sprawiało, że miała spore kłopoty z określeniem barwy oczu chłopaka. Szarość, niebieski, zieleń, delikatny brąz? Piwny, bursztynowy, złocisto nakrapiany? Ale było w nich coś, coś czego zazwyczaj ludzkim oczom brakowało. Znała tylko jedną osobę, która miała to coś w oczach o barwie zimnego błękitu, w które mogłaby się gapić bez końca, choć właściciela pięknych oczu nieznosiła. Jakby jeszcze umiała określić, o co jej właściwie chodzi...