To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Ślepa ścieżka.

Aaron - 16 Czerwiec 2016, 14:03



Gdy nagle się zerwała i odskoczyła od Sareny, hipnoza, którą była obdarowana i która pozwalała jej wyobraźni mieszać się z rzeczywistym obrazem, uległa zachwianiu, a te omamy zanikły tak prędko, jak się objawiły. Po wypowiedzeniu wiązanki słów, widziała już dokładnie, w pełni, wspaniały okaz kolorowej bestii, który do niedawna mieszał się z wytworem koto-podobnym, niewyraźnym, w paru mętnych, zszarzałych kolorach, który ją wołał per córka.
Bestia zaniepokoiła się nagłym objawieniem nowych intruzów, gdzie każdy z nich posiadał sztylet. Nie była na tyle (jeszcze) sprytna, by dostrzec identycznie przyjęte pozy i trzymanie sztyletów dokładnie w ten sam sposób (o ile tak miałaby ta iluzja choćby początkowo działać), dzięki czemu mogłaby wnioskować o iluzji. Nie znała także lustrzanego pierścienia, żyje przecież na tyle mało, by wielu rzeczy nie rozumieć. Powinna się teraz spłoszyć, uciec, ale coś ją tutaj trzymało.
Jakiś rodzaj magicznej więzi. Gdyby teraz odważyła się śpiewać, słowa opowiadałyby o Anielicy.
Jedynie podniosła się na swoje kopyta i stanęła twarzą w twarz z tą pierwszą spośród wszystkich sobie podobnych. Osaczona. Niektóre z kości wiszących na jej porożu zaskrzypiały.
Zaśpiewała łamliwym, bojaźliwym głosem, w języku będącym jej unikalnym dialektem:

- Achyc tori ta terza,
Tak in tne prętenkości...
Tori terza, ken nietawiedza
Zakur nihan toritliwości...

Na tera gheuna la mi,
Aly Ty, aly wa terrapi?
Postonnale aker krwi,
Na tera mi przytarfi?




Anastasia - 20 Czerwiec 2016, 10:56

W pół kroku wszystkie powstałe hologramy Anastasi się zatrzymały, znieruchomiały do tego stopnia, że nawet włos na ogonie im nie drgnął, po czym stawały się coraz bardziej niewyraźne, rozmazane, aż ostatecznie całkowicie rozpłynęły się w powietrzu, pozostawiając jedynie mylne wrażenie, że coś rzeczywiście stało w tych miejscach. Za to prawdziwa, jedyna i słuszna kotka wypuściła w zaskoczeniu z dłoni sztylet, który wbił się ostrzem w ziemię tuż przy jej stopie. Jej usta na przemian zamykały się i rozwierały, niczym u ryby wyrzuconej na brzeg. Oczy wciąż nie dowierzały, chciała je przetrzeć, lecz kończyny odmówiły posłuszeństwa, toteż musiało jej wystarczyć przyspieszone mruganie powiek. Tym większe stało się osłupienie zdjęciem z niej hipnozy, iż bestia zaraz potem znalazła się zdecydowanie zbyt blisko twarzy Straszki, co nie zawsze było przez nią mile widziane. Teraz nie zareagowała. Tyle myśli umysł pragnął zamienić na słowa, ale nieposłuszne gardło odmawiało współpracy. Mimo usilnych starań, nie tylko współpraca z drugą osobą jej nie szła – jak się okazywało i sama ze sobą miała problemy. Czy ja… do reszty zwariowałam?
Czas upływał, nie wiedzieć kiedy, a Sarena stała tak na wyciągnięcie ręki… Czy to nie przypominało jej czegoś? To stworzenie… Niby konik, o którym nieustannie majaczyła, a jednak teraz nabierający ostrości i detali, wywoływał lekki dreszcz przerażenia. Ten zaś jedynie motywował, wiedziała, że ozdobienie poroża nie wzięło się znikąd. Kości. Podłe stworzenie!
- Koniku, nya. – Powiało chłodem. Nic, co powiedziało do niej zwierzę nie zostało zrozumiane, wszak nie posługiwała się językiem Saren. Lecz gdy w końcu odzyskała władzę w swoim ciele, uniosła rękę pozbawioną kości w kierunku wiszącej kolekcji, a zacięcie na jej twarzy było widoczne gołym okiem. - Szukałam cię. – Przymrużyła powieki, a słodki uśmiech, być może zbyt fałszywie się prezentujący, wymalował się na bladej twarzy.
Skąd miała wiedzieć, czy to na pewno twór, który pozbawił ją kości? Czy w ogóle miała prawo tak sądzić? I jak poznać tą należącą do niej? Zapytać? Poprosić? Rozkazać? Hm.
- Czyżbyś przypadkiem była w posiadaniu czegoś, co należy do mnie, nya? – Jeszcze pozostawała sympatyczna. Jeszcze.

Aaron - 24 Czerwiec 2016, 13:42

Kiedy sztylet opadł, opadł także i poziom strachu u Sareny. Śpiew o tym, jak bardzo nie chce zginąć, że nie zna powodów takiego obrót sprawy i chciałaby żyć dalej; prawdopodobnie był jej wybawieniem. Ale jak długim? Szorstki głos nie zwiastował wiele, a z pewnością nic dobrego, a nazywanie per konik było dla niej wciąż lekceważącym określeniem. Choć może gdyby barwa głosu była przyjemniejsza, potraktowałaby to jako swoje imię?
Z trudem wydobyła nazwę właściwą sobie, której to znaczenie zna tylko ona sama i jej podobne, w swoim dialekcie:
- Sarena.
Teatralnie wskazała na siebie, podkreślając co też słowo to znaczy.
Posiadane czyjejś własności. Rozumiała choć nie rozumiała, bo jakże mogłaby kogoś okraść? Zbiera tylko to, co leży na ziemi! Musnęła pyszczkiem wyciągniętą do niej dłoń i poniuchała noskiem. Przy ruchach twarzą poruszała się cała głowa, wraz z porożem, a na nim grzechotały kości. Oto jej skarbiec. Podniosła wzrok to na twarz Anastasii, to powiodła nim na rękę. Postąpiła krok wprzód i zmusiła ją do wystawienia przed siebie drugiej ręki jedynie za pomocą twarzyczki. Kolejno popatrzyła na obie, po czym złapała swoimi jej dłonie.
I zrozumiała. Ujrzała dysproporcje przedramion.
Te Sareny nie pamiętały, co też nakradły. Były nowymi istotami i ujętymi w gorączkowych instynktach przetrwania. Nowo narodzone, zupełnie nie rozumiały tego świata.
Bestia odstąpiła w tył, pochyliła głowę i sięgnęła dłońmi do kości zawieszonych na porożu. Delikatnie, zręcznymi paluszkami, dotykała po kolei każdej kolejnej, aż znajdując odpowiednio długą. Przymierzyła do ręki Kotostraszki, ale była zdecydowanie zbyt grubą, a i nie była tym rodzajem kości, prawdopodobnie nawet nie ludzkim. Nie na tym jednak jej kolekcja się kończyła i kiedy pochwyciła w dłonie kolejną, tylko nieznaczny już dotyk wystarczył, aby dla tej właściwej kości zabłysło światło, a zguba wróciła na swoje miejsce w przypływie kilkunastosekundowego wezbrania się magicznej siły. Choć potężne było pieczenie, a ból tożsamy z rozrywaniem reki na wskroś... kiedy tylko ta epicka światłość zagasła, jedynie lekkie mrowienie pozostało Anastasii w tym miejscu. Sprawność wróci, a póki co, przez parę godzin, organizm musi przystosować się do nowego-starego. Dziwne swędzenia, mrowienia i wrażenia istnienia dotyku będą jej po trosze towarzyszyć, niemal jakby fantomowy ból.
Sarena z godnością ukłoniła się przed Kotką, a w podzięce za zachowanie jej życia, wręczyła ściągniętą z poroża wyrzeźbioną z dwóch złączonych kości, wiewiórkę. Była uczyniona na wzór płaskorzeźby dwustronnej, a wymiarami mieściła się na dłoni, dłoni Any. Warto też nadmienić, że kość była zabarwiona na rude odcienie.

Anastasia - 25 Czerwiec 2016, 15:02

Całe dalsze zachowanie kotki było w tym momencie zależne jedynie od tak blisko znajdującej się Sareny. Jak to dobrze, że tak idealnie umiała się ustawić do aktualnie toczącej się sytuacji. Co prawda bestii w żaden sposób nie chciała skrzywdzić, co najwyżej nastraszyć, ale i przed samą sobą musiała otwarcie przyznać, że chwilę wcześniej ją poniosło. Bawić się jej kosztem? Nie, na to nie mogła pozwolić, reakcja godna bodźca, który otrzymała.
Samo słowo wymówione przez stworzenie, ponownie nic jej nie powiedziało, ten język pozostawał jej obcy. Dlatego, gdy wskazało również i na siebie, Anastasia domyśliła się, że chodzi o imię lub też jakąś nazwę gatunku, cokolwiek, co by je określało. Cóż. Nie do końca się to kobiecie podobało, wszak uwielbiała nadawać wszystkiemu własne nazwy, idealnie oddające rzeczywistość, a przy okazji wprawiające ją w doskonały nastrój. Konik zdecydowanie lepiej pasował, niż jakaś Sarena. Jednakże w gruncie rzeczy, to zaczynało się składać na pozytywny obrót sprawy. Bestia nie uciekła, przedstawiała się i przestała budzić niechęć w Hebi. Czyżby żmudne poszukiwania miały dobiec końca?
Milczała, przyglądając się z zaciekawieniem działaniom. Bez chwili niepewności czy marudzenia, grzecznie, jak na siebie, wyciągnęła drugą dłoń. Przecież szukała pomocy, a jeśli właśnie u kogoś ją znalazła, nie miała prawa grymasić, a poddać się procesowi oględzin. Sama nie miała możliwości sobie z tym poradzić. Co więcej, na twarzy Anastasi można było nawet dostrzec nikły, aczkolwiek przyjemny uśmiech. Prawdziwy. Który rozbłysnął na widok wygrzebywanych z kolekcji kości, szczególnie tej jednej jedynej. Wtedy jeszcze nie rozumiała, jakim to sposobem brakujący element miałby wrócić na właściwe miejsce, ale to przecież magia! Tak samo, jak w magicznym procesie został wyciągnięty, tak i może wrócić, prawda?
Przymrużyła lekko oczy, zaskoczona rozbłyskiem światła, a także zawyła, ostatecznie mocno, do krwi zagryzając dolną wargę, nieprzygotowana na jakikolwiek ból, nawet ten drobny. W pierwszym odruchu chciała nawet cofnąć rękę, ale wytrwała, co się opłaciło. Kość zniknęła z jej widoku, najprawdopodobniej trafiając na odpowiednie miejsce, bo i cała ręka zaraz zaczęła być obolała, ale i… sprawniejsza?
Poruszyła palcami, przyglądała się przedramieniu dość długo, wciąż nie dowierzając. Udało się? Udało! Zlekceważyła pooperacyjne nieprzyjemności, objęła Sarenę, uważając, że to najlepsza z reakcji, jaka teraz przyszła jej do głowy.
- Dziękuję. Naprawdę, nya. – Z jednej strony płynęło to prosto z… serca, z drugiej wiedziała, że należało, a z trzeciej… Uważała, że bestia i tak powinna oddać to, co skradła – bo jakim prawem? Ale o tym już wiedzieć nie musiała, a i Anastasia szybko zajęła myśli kościaną wiewiórką, niźli szukaniem dziury w całym. - Ja… Nic dla ciebie nie mam. – A darowanie życia? - Zresztą, pewnie obie się nie rozumiemy. Nieważne, nya. – Nie miała pojęcia, co stało się z resztą uczestników bestialskiego pościgu, a raczej, czy ta dobra, prawa i obrzydliwie dobra kotka przeżyła, bo Magiczny Pan przecież miał czelność wypisywać do niej listy. Na samo wspomnienie o uroczym liście, niemalże się wzruszyła. W każdym razie – czy i oni zostali poszkodowani w podobny sposób? Czy… - Czy to możliwe, że twoje przyjaciółki mają również kości należące do mojego, nya, przyjaciela, który również był na wyspie? – Eliot był jej priorytetem. - Czy i one będą mogły mu pomóc? Martwię się o niego, tyle czasu się nie widzieliśmy, chcę mu pomóc! – Ach to przejęcie, tak idealnie zagrane. Ale, ale! Może Magiczny Pan jeszcze okaże się wyjść na ludzi? Przecież już na wyspie zaczynał przechodzić na dobrą stronę. Musiała się z nim spotkać, zatęskniła!

Aaron - 28 Czerwiec 2016, 11:06

Dla Sareny zachowanie Anastasii było dość... skomplikowane. Nie pojmowała nagłych zmian decyzji, wybuchów i niezrozumiałych działań. To wszystko działo się szybko, jak we śnie; to wszystko było ciosem w jej równowagę i spokój dotąd otaczającego ją świata. Działała z minuty na minutę pod dyktando Kotowatej, obawiając się złych skutków. Kolejne pytania, które równie dobrze rozumiała jak resztę wcześniejszych wypowiedzi, jednak nie potrafiła odpowiedzieć w zrozumiałym języku. Pokiwała przecząco głową, a po krótkiej pauzie uczyniła wzruszający gest ramionami. Dwie odpowiedzi na oba pytania. Gdyby wiedziała więcej o przyjaciółkach oraz o wyspie, mogłaby lepiej odpowiedzieć. Nie spotkała jednak żadnej sobie podobnej, jak i nie wiedziała, co to za wyspa.
Drażnił Sarenę fakt, że tę kość miała od dawna, odkąd pamięta. Jakby była wraz z nią stworzona. Wielkimi oczami podkreśliła tę zaskakującą myśl i wskazała palcem na naprawioną rękę. Kolejno powiodła dłonią na poroże i na swoją głowę. Wzruszyła ramionami, kończąc prostą gestykulację: nie wiem, skąd ta kość się tam wzięła. Nakreśliła w powietrzu symbol nieskończoności, mający mówić o tym, że kość była z nią od zawsze.

Anastasia - 29 Czerwiec 2016, 12:26

Cóż. Anastasia nie skupiała się na trudnościach, jakie miały w porozumiewaniu się. Właściwie nie miałaby pewności co do tego, czy Sarena na pewno niczego nie byłaby w stanie powiedzieć w znanym, powszechnym języku. Skoro wszystko rozumiała, to i powiedzieć, choćby kilka słów powinna. Ale nie, tym myśli sobie nie zawracała.
Rozczarowała się, iż nie uzyskała żadnych bardziej konkretnych odpowiedzi. Końcowe wydarzenia na wyspie pamiętała jak przez mgłę, wiele rzeczy ją ominęło, ale i czasem jakiś przebłysk w głowie jej przemknął. Jednak nie tyczyły się one nigdy innych osób, toteż miała nadzieję, że stworzenie, które się wtedy pojawiło nieco jej tę tajemnicę rozwieje. No i…
- Hm. Czyli nie pamiętasz nic z tamtych wydarzeń, nya? To możliwe, że jesteś jednym z tych uwięzionych? Cóż, cóż, cóż… – Wyraźnie zamyśliła się nad czymś, potarła palcami zmarszczone czoło, a drugą ręką lekko potrząsnęła, żeby pozbyć się choć na moment tego nieprzyjemnego mrowienia. - Mam nadzieję, że nagła zmiana strony mojego ulubionego, nya, ulubieńca porządnie namieszała w tym świecie. – Zaśmiała się cicho. Szczerze miała przecież plan poprowadzenia gry na wyspie po swojemu, zmanipulowaniu ich i zrealizowaniu destrukcyjnego scenariusza. Chyba się nie udało, skoro Kraina Luster jak istniała, tak dalej istnieje. Nie nadciągnął żaden kataklizm, który sprawiłby, że co najmniej połowa tych ziem znalazłaby się w kosmosie czy innym obecnym po tej stronie lustra gównie.
- Na mnie chyba już pora. – Schowała kościaną figurkę do Bezdennej sakwy. Nie mogła tu długo tkwić, chociaż tu było ciężkim do określenia położeniem. Przeszła, ba! Została wepchnięta przez obraz, zostawiła Turbo bez żadnego powiadomienia i na dodatek wciąż czuła dziwny, ciążący obowiązek odwdzięczenia się bestii, która oddała jej kość. Tego było za wiele, należało się pozbyć niewygodnej sytuacji, tylko… Dokąd pójść? - Widziałaś gdzieś może obraz, nya? Ruszający się malunek? – Może wróci, tak jak przyszła, a Sarena jeszcze na coś jej się przyda.

Aaron - 2 Lipiec 2016, 13:46



Pokiwała głową, kiedy Anastasia przypisała jej niepamięć o zdarzeniach, których w ogóle nie potrafiła Sarena powiązać sobie z żadnym fragmentem swojej wiedzy. Z kolei niezrozumiałym spojrzeniem potraktowała dalsze pytanie.
Już chciała odejść, kiedy to Kotka uznała czas swojego powrotu, ale w niepewności, w pół kroków, zatrzymało ją kolejne pytanie. Zdecydowanie, choć z akordem zawahania, wskazała dłonią sąsiedni swojej prawicy kierunek, jakoby tam miał się wspomniany obraz znaleźć.
I prawdziwie, tam był.

z/t



Anonymous - 12 Grudzień 2016, 22:06

Skwierczenie płonących polan było jedynym dźwiękiem który mącił wieczorną ciszę. Evangeline siedziała oparta o pień rozłożystego dębu uśmiechając się. Była w znakomitym humorze, mimo iż chodziła po tym lesie już kilka godzin. Powinna być sfrustrowana tym że jako osoba, która przez większość swojego życia podróżowała, zgubiła się w zwykłym lesie. Nie mogła jednak powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. Do dźwięku płonącego ogniska szybko dołączył odgłos pióra skrobiącego papier. Eva zaczęła pisać prostą, wesołą rymowankę:

Ciemną nocą, gdzieś przez las
Biegnie dróżka, woła nas
Przygód zew gdzieś z pośród liści
Wiele marzeń szybko ziści
Przy ognisku śmiać się chcę
Ruszyć tam gdzie woła zew...


Przerwała przygryzając końcówkę pióra. Wesoła poezja zawsze gorzej jej szła. Przez chwilę wpatrywała się w odbicie płomieni tańczone na ostrzu leżącej obok niej kosy. Ogień wydawał się jej taki piękny, kuszący, aż chciało by się go dotknąć. Rozległ się szelest przewracanej kartki, a pióro ponownie dotknęło papieru. Po chwili wyrecytowała na głos:

Złotem się skrzące języki płomieni
Wijące się niczym tancerzów dusze
Powabem uwodzą nierozważne serca
Na skraj szaleństwa prowadząc umysły

Tak piękne, nieśmiertelne, jaśniejące czerwienią
Kuszą swym wdziękiem każdego, kto spojrzy
Duszą dołączmy do tańca płomieni
I razem w ognistej euforii spłońmy


Anonymous - 12 Grudzień 2016, 23:42

Alena wyruszyła na polowanie. Potrzebowała pieniędzy, więc postanowiła ustrzelić kilka mniejszych okazów lokalnej fauny. Relatywnie monotonne i łatwe dla niej zajęcie okazywało się nadspodziewanie opłacalne. Może dlatego, że nikt nie chce zabijać małych, słodkich zwierzaczków, ale każdy chce ich miękkie, ciepłe futerko. Kiedy miała już wracać po ustrzeleniu kilku okazów miała już wracać gdy z oddali zobaczyła dym unoszący się ponad drzewami. Zainteresowało ją to, stwierdziła, że sprawdzi źródło. Gdy zbliżyła się do celu usłyszała głos pojedynczej kobiety. Zachowała dystans by nie być zauważona, doświadczenie podpowiadało ostrożność. Kobieta zdawała się pochłonięta zapiskami w notatniku i recytacją wiersza. Po tym jak nieznajoma skończyła, Alena wyszła z cienia rytmicznie powoli klaszcząc i odezwała się:
-Poezja to trudna sztuka. Niewielu ją rozumie, jeszcze mniejsze grono potrafi ją kreować. Jeżeli to co usłyszałam płynie z twojej duszy możesz być interesującym przypadkiem.

Anonymous - 13 Grudzień 2016, 16:42

Pojawienie się kobiety zupełnie zaskoczyło pogrążoną w swojej twórczości Evangeline. Pierwszą jej myślą było sięgnięcie po leżącą obok kosę, jednak szybko odrzuciła ten pomysł. Nikt kto chciałby jej zrobić krzywdę nie chwalił by nagłos jej poezji. Zamknęła notes ze swoją poezją i odłożyła go na bok. Zaczęła przyglądać się nieznajomej. Wyglądała dość przyjaźnie jak na standardy Krainy Luster, a czarne, metaliczne skrzydła wystające z za jej pleców były intrygujące. Eva widziała już kiedyś podobne istoty. Zdawała się być dość młoda, jednak coś w jej żółtych oczach mówiło Baśniopisarce że jest starsza niż wygląda. Po chwili odparła:
- Dziękuje. Ludzie rzadko kiedy dostrzegają piękno poezji, nawet jeśli rzuci się ich nim w twarz. Natomiast co do interesujących przypadków, to kim jesteś i co robisz w środku lasu?

Anonymous - 13 Grudzień 2016, 18:19

Gdy nieznajoma odwróciła się do niej, Alena przyjrzała się dokładniej jej wyglądowi. Tak jak miała w zwyczaju, przeanalizowała wszystkie wyróżniające się elementy ubioru i akcesoria. Zdecydowała się na razie zachować dystans i nie podchodzić. Po chwili niezręcznego gapienia odpowiedziała dziewczynie:
-Jako artystka powinnaś wiedzieć, że odpowiedź na pytanie kim ty sam jesteś nie jest taka prosta. O wiele łatwiej jest określić kim jest dla ciebie ktoś inny. Weźmy na przykład ciebie. Raczej wątła budowa ciała, brak widocznych ran i blizn, kolorowe włosy rzucające się w oczy, te cechy nie wskazują, żebyś była tutaj by polować. Nie widzę żadnych większych toreb na zebranie ewentualnych roślin i owoców. Twoja broń nie jest typowa dla najemnika ani przestępcy, za bardzo zwraca uwagę. Jednak biorąc pod uwagę jakość jej wykonania nie jest to zwykłe narzędzie, ma ono dla ciebie znaczenie. Nie jesteś tutaj aby polować, zbierać, walczyć. Jednocześnie lekki wygodny ubiór podpowiada, że jesteś wędrowcem, prawda? Wygląd peleryny sugeruje, że podróżujesz już dosyć długo. Dlaczego ciągle ją cerować, a nie sprawić sobie nową? Na biedaka nie wyglądasz, więc musi mieć dla ciebie znaczenie. Pamiątka lub prezent od kogoś kto miał znaczenie w przeszłości? Pytaniem jest teraz dokąd wędrujesz ale nie sądzę, żeby na to pytanie istniała odpowiedź. Nie potrafisz znaleźć celu, czyż nie? Większość dąży do stabilności. Kreuje koncept i swoimi działaniami stara się sprawić by efekt końcowy był podobny do zamierzonego. Ty w swoim wierszu porzucasz radosny pomysł i trywialną tematykę w połowie i rzucasz się w otchłań cierpienia, która jest ci dobrze znana, biorąc pod uwagę ciernie na rękach. Niestabilność nie jest mile widziana przez uporządkowane społeczeństwo, nieprawdaż? Musisz być z tego powodu samotna. Miło mi będzie przy najmniej na chwilę to zmienić, moja niezrównoważona koleżanko. Jestem Alena, miło by było poznać twoje imię.
Alena uśmiechnęła się delikatnie, patrząc na rozmówcę i czekając na reakcję. Patrząc na jej twarz miała uczucie, że trafiła w sedno. Ponadto była na znajomym terenie. Czuła się pewna siebie. "Poznanie innych i poznanie siebie to zwycięstwo bez ryzyka. Poznanie otoczenia i poznanie sytuacji to zwycięstwo całkowite."

Anonymous - 13 Grudzień 2016, 20:16

Eva słuchała z coraz większym zainteresowaniem. Zwykle nie lubiła jak ktoś długo mówił, ale tym razem było inaczej. Wysłuchała nieznajomej do końca. Kiedy się w końcu przedstawiła Evangeline przekrzywiła głowę w prawo jak zaintrygowana kotka. Posyłając Alenie półuśmiech odpowiedziała:
- Zapraszam. Nazywam się Evangeline ale możesz mi mówić Eva.
Po krótkiej przerwie czekając aż kobieta usiądzie powiedziała:
-Muszę przyznać że dawno nie spotkałam kogoś kto byłby wstanie czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Szczerze mówiąc właściwie nigdy kogoś takiego nie spotkałam. Jednak nie we wszystkim miałaś racje. Zgaduje że nie jesteś stąd prawda? Nie wychowałaś się w Kranienie Luster, gdyby tak było nie mówiła byś o jej mieszkańcach "uporządkowane społeczeństwo". Co do mojej osoby muszę ci jednak przyznać rację. Niewiele osób w przeszłości było w stanie wytrzymać w moim towarzystwie dłużej niż dzień.
Wyszczerzyła się w radosnym uśmiechu. Wreszcie ktoś interesujący. Od tak dawna nie spotkała kogokolwiek wartego uwagi. Dodatkowo jej rozmówczyni prawdopodobnie nie urodziła się ani w Szkarłatnej Otchłani ani tym bardziej w Krainie Luster. W takim wypadku zostawała jedna możliwość.

Anonymous - 13 Grudzień 2016, 22:23

Blaire zmierzała z wolna w stronę Miasta Lalek. A przynajmniej taką miała nadzieję gdyż nie do końca pamiętała drogę. Słońce chyliło niezwłocznie chyliło się ku zachodowi, co oznaczało jedną rzecz. Należałoby znaleźć jakieś schronienie. Rozejrzała się wokół w poszukiwaniu jakiejś oznaki cywilizacji. Bez skutku. Czy na pewno do jej rodzinnego domu szło się przez Malinowy Las? Arystokratka szła coraz bardziej zaniepokojona czy aby nie zabłądziła w środku lasu. Uspokoiła się zaraz, dostrzegłszy migotanie światła między drzewami, gdzieś dalej na ścieżce.
Zbliżyła się powoli do ogniska idąc jak najbardziej na widoku, tak aby nie zaskoczyć dwóch pobliskich postaci. Wiedziała, że czasem ni stąd ni zowąd pojawiająca się osoba może kogoś przestraszyć czy być uznana za jakiegoś pospolitego złodzieja. Nie, tym razem niech wszyscy widzą ją w pełnej krasie. Stanęła, podpierając się swoją metalową laską kawałek od ogniska. Rzuciła szybko okiem na dwie, wyraźne teraz dla niej osoby i skłoniła się nisko, zdejmując przy tym kapelusz.
-Witam serdecznie, nazywam się Blaire Lovell. Czy byłbyście panie tak miłe i użyczyły mi miejsca przy ognisku? Jestem w trakcie podróży i niestety zaskoczył mnie ten przedwczesny zmrok. Zapewniam, że postaram się nie sprawiać panienkom kłopotów. - wyprostowała się i założyła z powrotem kapelusz. Na jej ustach cały czas malował się niezachwiany grymas uśmiechu.

Anonymous - 13 Grudzień 2016, 23:04

Alena odwróciła się w kierunku nowo przybyłej osoby. Jak to miała w zwyczaju przeanalizowała wygląd i sposób zachowania kobiety. Emanująca pewnością siebie osóbka ubrana w drogie ubrania nie pasowała do tego miejsca. "Pewność siebie wynika albo z ignorancji, albo z wiary we własne umiejętności." Więc albo silna, albo głupia, tak czy inaczej potencjalnie niebezpieczna. Więc lepiej było być miłym.
-Oczywiście, nie mam nic przeciwko. Moje imię to Alena.
Skłoniła się nieznacznie i czekała na reakcję. Coś dodatkowo wpływało na to, że nie ufała tej osobie. Podświadomość coś podpowiadała, ale Alena nie rozumiała co. Póki nie zdobyła więcej informacji, postanowiła zachować dystans i najwyższą ostrożność.

Anonymous - 14 Grudzień 2016, 00:00

Kiedy kolejna postać wyłoniła się zza drzew Baśniopisarka nie była zaskoczona. Przyzwyczaiła się, że nietypowe sytuacje przychodzą stadami, a w gorszych przypadkach nawet watahami. Blaire wydawała się jej bardziej pasować do popołudniowej herbatki niż obozowiska w środku lasu. Bijąca od niej pewność siebie sprawiała, że wydawało się jakby to właściwie był jej las, a prośba o miejsce przy ognisku to tylko czysta formalność. Widać było po niej że pieniędzy jej nie brakuje. Evangelin pracowała w swoim życiu dla wielu zamożnych osób i większość z nich nie była zbyt sympatyczna.
Słysząc odpowiedź Aleny przywołała na usta lekko złośliwy uśmieszek i powiedziała:
- Eva jestem. Siadaj, siadaj. Robi się coraz zimniej, a nie przystoi przecież by ktoś ubrany tak ekstrawagancko po prostu marzł.
W myślach chichotała podekscytowana. Ten dzień robił się coraz ciekawszy mimo iż właściwie już się kończył.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group