To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Herbaciane Łąki - Różany pałac

Tyk - 19 Styczeń 2011, 20:57

Przynajmniej wiesz jak ja się czuje jak cały czas usilnie ze mnie tyrana próbujesz zrobić! Jednak skoro już swoje winy zrozumiałaś to nie musimy już mówić, która to postać jest gorsza, a zająć się ich zaletami. Myli się ona jednak mówiąc, że musiał wypełniać swoje obowiązki, zawsze pozostawło zamknięcie jej, ale póki jest grzeczna to czemu miałby to robić. Nie tańczył dla obowiązku, a dlatego, że chciał ot! Przecież mógłby to odkładać i sto lat, o ile koty tyle żyją. W umowie na gg nigdy nie zostało to sprecyzowane, a w rzeczywistym świecie Rosarium wiele nie przyrzekał. Oczywiście prezentem miał być instrument, choć czy tylko? Może ten człowiek przygotowuje coś więcej. Może i odsłoniłbym tajemnice, która tak wszystkich ciekawi, lecz wolę jednak uniknąć tego. Dlaczego? Sam nie wiem co Rosarium ma zamiar uczynić. Na razie po prostu postanowił tańczyć, choć najpierw zaśmiał się z powodu muzyka, który to się tu pojawił. Czy to źle, że go wezwała? Muzyka była potrzebna do tańca i musiała być odpowiednia! O tym Amry wiedziałą najlepiej. Potrafiła nie tlyko się upić muzyką i tańcem. Natomias jeśli chodzi oto kto prowadzi to Tyk ani przez chwilę nie myślał, że to właśnie on. Nie tylko wiedział, że ten taniec należy do Amry, która była od niego w tej dziedzinie o góry bieglejsza, lecz na dodatek zdawał się na jej umiejętności w pełni. Szaleństwem byłoby jej przeszkadzać w tym. Pomimo, że jest grzecznym kotkiem, to zapewne gdyby natrafiła na złego tancerza nie wahałaby się skrytykować, a może nawet gorzej ukarać? Na szczęście Agasharr nie był zły. Co prawda do wszelkich mistrzów było mu daleko, podobnie jak nie dorównywał Amry, nie oznacza to jednak, że podeptał biednego kotka czy doprowadził do jakiegoś upadku. Warto jednak zauważyć, że gdy na balu oglądano przedstawienie oni sobie najspokojniej w świecie tańczyli w zupełnie innym rytmie. Tak jakby przebywali w innym świecie, w którym nie ma nikogo po za Rosarium, Amry i muzykiem wygrywającym walca. Jedyne na co można narzekać to miejsce. Nie jest go mało, lecz Amry zapewne chciałaby więcej. Warto jednak wspomnieć również w tym nieskładnym poście jak to Tyk reagował na taniec. Był raczej spokojny. Nie upił się muzyką i ruchami podobnie jak jego kotek, choć nie można powiedzieć by pozostawał apatyczny. Nie mylmy spokoju ze zobojętnieniem. Wyrażał emocje, nawet dużo, lecz nie były one aż tak gwałtowne, choć oczywiście na ospałośc nie było co liczyć, nie tylko ze względu na taniec.
Anonymous - 20 Styczeń 2011, 16:24

W takich momentach dziewczynie przychodziły na myśl dwie rzeczy. Tańczące Eurydyki i Wiosna Botticielliego. Wszystkiemu zapewne jest winna kultura osobista, bo przecież Eurydyka była jedna i bynajmniej nie tańczyła, za to Wiosna nie ma tu nic do powiedzenia. Niestety żaden aniołek nie fruwał po sklepieniu, a Wenus nie rozkładała swoich ramion do tańczącej trójki nagich kobiet. No właśnie, taniec. Nadal istniały pląsy w takcie na trzy. I obroty. I kroczki do przodu i do tyłu, przypominające nieco koński galop, choć nie za bardzo.
Sam fakt, że Amry upijała się muzyką nie oznaczał, że traciła kontakt z rzeczywistością. Nie, nadal była zdolna rozmawiać, nawet jeśli niszczyło to rytm utworu, a nawet śmiać się. Teraz jednak skupiła się na drobnych kroczkach, prowadząc Tyka z niesamowitą lekkością którą nawet on mógł odczuć. Co tam mistrzowie! I tak najlepszą z najlepszych była nasza panna Wirtuoz i żadna marionetkowa tancereczka nie mogła jej odebrać tego tytułu. No ale przecież nie była osobą krytyczną. Przez te wszystkie lata nauczyła się unikać cudzych stóp tak, by nie deptać i nie zostać zdeptaną. Brakowało jej jeszcze troszkę gracji by zacząć przypominać ducha, który zamiast wymijać innych przelatuje przez nich, jednak kocia zręczność mogła zostać wykształcona nawet w ten sposób.
I znów odbiegłam od tematu... no nic. Walczyk był stosunkowo krótki, bo jak to wiedeński był szybszy od angielskiego, a skrzypek miał wyznaczone jedynie kilka taktów do zagrania. Właśnie dlatego wszystko szybko się skończyło, a Kotka dygnęła grzecznie i przysiadła na brzegu ławeczki żeby trochę odpocząć. Nie był to wielki ból od którego przestaje się czuć nogi, ale dopiero zdała sobie sprawę że spędziła sporo czasu stojąc i przydałaby się chwila odpoczynku. I gorąca herbatka. No i może jeszcze tuńczyk z majonezem, ale byłaby to raczej zbyt tłusta kolacja nawet jak dla niej.
- A jak Pan się bawi? Przybyło wielu gości i to chyba dobrze, prawda? Nie spodziewałam się aż tylu.
Niemal przyjacielska rozgrywka ze wspomaganiem w postaci prostego skromnego uśmiechu. Dla niej ilość osób była ogromna i w sumie nigdy nie liczyła gości, jednak ze szczytu schodów wyglądali jak zbita masa sardynek w puszce. A takie duże puszki sardynek kotki lubią najbardziej.

Tyk - 20 Styczeń 2011, 17:43

Gdyby Rosarium owe skojarzenia usłyszał zapewne musiałby usiąść i się zastanowić. Nad czym trzeba wyjaśnić. Po pierwsze, czy aby na pewno jej kot jest całkowicie zdrowy. Nie to, żeby skojarzenia były nieciekawe, lecz całkowicie nie pasujące do otoczenia. Jedynie może ten aniołek się zgadzał, gdyż, ponieważ te małe istnienia zawsze gdzieś czychają krwi żądne. Nie można ufać aniołom! Przedstawia się ich jako pięknych i dobrych, lecz w nich jest może tylko piękno, choć nie wiem czy mały grubiutki niemowlak ze skrzydełkami i łukiem może być uznany za ładnego. Brzuszek jego wygląda jakby sam w sobie nosił kolejne dziecię. Fryzura... jej walorów nie ocenię, lecz skąd na niemowlaków włosów tyle? Nosi kołczan większy niż on sam, a na dodatek ma oczy przewiązane. Celować nie możę, a strzela swymi strzłami tak jakby jakieś yuri chciał zrobić, albo nieumyślnie do tego prowadził. Na dodatek skąd wiadomo, że to nie Tatar taki, który chce zabić ludzi w zabawie pogrązonych. Ale to o obrazie, tutaj natomiast takiego dzieciątka nie było widać i może dobrze. Nie żebym malarza krytykował, ja po prostu jestem zrażony do takich małych skrzydlatych stworzonek, które na szczęście w tańcu nie przeszkodziły. Była zdolna rozmawiać, podobnie jak Rosarium lecz nie porozmawiali. Może dlatego, że czuli potrzebę aby nie psuć muzyki? Oczywiście kotka nigdy by nie powiedziała, że jest najlepsza przez swoją skromność, jednak dobrze, że chociaż inni zdają sobie sprawy z jej niemałych umiejętności. Rosarium nie przejmował się jednak goścmi podobnie jak jego kotek. Po tańcu zatrzymał się i skierował swoją twarz ku niebu. Tak też wysłuchał pytania, po czym najpierw na kotka spojrzał i się uśmiechnął. Nic nie mówił. Powoli ruszył w kierunku ławki, na której siedziała Amry, wcale nie po to by ją związać i na stos wrzucić. Przecież wokół nie było żadnego stosu! Nie dawał też żadnych znaków aby można uznać go za osobę agresywną. Usiadł na ławce obok swojego kotka i spojrzał na nią.
- Zgadza się, nie spodziewałem się ich aż tylu. Widziałem co prawda większe tłumy, lecz ten bal niemal bez przyczyny i w ostatniej chwili został rozgłoszony. Dziwi mnie więc ilość ludzi lecz również cieszy.
Po tych słowach oczy swe skierował ponownie ku niebu, choć tym razem pod owiele mniejszym kątem. Nad czym wtedy myślał? Zapewne nad kolejnym pytaniem, które też po chwili zadał. Odpowiadając jednocześnie na wcześniej zadanie pytanie, o którym zapomniał zajęty ilością gości.
- Bawię się dobrze, niektórzy robią bale z przymuszu i ich to męczy. Może dlatego, że dobrowolnie to wzsystko wymyśliłem nie tylko nie czuję się zmęczony, lecz mam jeszcze pare pomysłów, w których ty masz szczególne miejsce. Wciąż jednak nie wiem jak ty się bawisz.
Chciał usłyszeć ciekawą opowieść, choć nie zapominajmy, że zapewne nie będzie zbyt szczęśliwy słysząc, że ta upadła. Z drugiej jednak strony nie zmartwi się jakoś specjalnie, przecież nic jej nie jest. Na pewno jednak nie uzna, że przyniosła hańbe balowi i jej nie spali, choć ta zapewne by tak pomyślała!

Anonymous - 20 Styczeń 2011, 17:58

Zabici dla władzy... Niezbyt chwalebna śmierć tak na marginesie. Cassandra zamilkła na chwile i przy okazji zwalniając ruchy podczas tańca zamyśliła się na chwile i próbowała sobie wyobrazić co by sama zrobiła gdyby ktoś zabił jej rodzinę. Zabiłabym go, albo zrobiłabym mu coś o wiele gorszego... pomyślała nadal patrząc na Luffy'ego, a w jej oczach można było dopatrzeć się współczucia. W końcu juz wiedziała jak musiał czuć się ostatni z rodziny Arstadio, a może i nie tak całkiem ostatni.
- Rozumiem, i jeszcze raz przepraszam cie za moje pytanie. Mam nadzieje, ze ci mordercy będą smażyć się w piekle... - dodała jeszcze pod nosem po czym ponownie zaczęła dostosowywać się do muzyki. Nie żaby aż tak polubiła swojego nowego znajomego, ze zebrało się jej na takie słowa. Po prostu, zresztą jak już wspominała wcześniej, nie lubiła jak ktoś marnował swój talent, ale jeszcze bardziej nienawidziła jak ktoś go przerywa w tak błahej sprawie. I to bardzo...

Sorki, ze tak długo ale komp mi się zacina

Anonymous - 20 Styczeń 2011, 18:03

No ale panie Tyku! Nie wolno robić z Amry aż tak wielkiej strachajły która na każdym kroku widzi stosy i mord w oczach rozmówców! Bądźmy poważni. Wcale nie spodziewała się, że teraz polegnie w piekielnych płomieniach, nie widziała też nigdzie drewna, choć faktem było, że on go po prostu nie potrzebował do ukarania biednego kocięcia. W dodatku nie było ku temu powodu. Splotła więc ramiona na piersi i pokręciła głową z niedowierzaniem, a może po prostu mu się wydało? Bo te same dłonie oparły się o kant siedziska, pozwalając dziewczynie zadrzeć główkę i także przenieść wzrok na gwiazdy. Były piękne. W dodatku muzyka na sali sprawiała, że jej stopa stukała o grunt w rytm, któremu akompaniowały miarowe ruchy ogonem. Wspominałam już że był ukryty pod spódnicą? Raczej nie raz.
Na pierwszą wypowiedź Agasharra po prostu uśmiechnęła się, tym razem wyrażając w ten sposób satysfakcję. Udało się, goście wydają się także zadowoleni z atrakcji, to przecież dobrze. Tyle że sielanka nigdy nie trwa długo i samo obwieszczenie, że będzie musiała wziąć udział w dalszych atrakcjach nieco ją przestraszył. Nawet jej ciało przeszedł zimny dreszcz, który starała się zignorować. I wcale nie potrzebowała teraz stosu by ogrzać zmarznięte ciało, poza tym jednym momentem nie było jej zimno!
- Ja... Och, całe to przyjęcie jest tak piękne i kolorowe, że nawet nie wiem co opowiadać. Każdy z kimś rozmawia, robią coś, jedzą, tańczą, śmieją się... choć mogliby tańczyć jeszcze więcej. Niektórzy chyba nawet nie dosłyszeli muzyki, to przecież bezczelność!. - ostatnie słowa skwitowała cichym prychnięciem i zmarszczyła nosek, zdegustowana. Tak się starała, nie, inni tak się starali i na nic, bo przecież większość gości była zajęta swoimi małymi światkami i nie otwierali się na uniwersalne rozrywki. Nie, nie rozrywki, a na samą sztukę. Bezcześcili pracę Euterpe, Melpomene i Terpsychory, czyli trzech muz związanych z muzyką.
- A ja... bawię się dobrze. Nawet bardzo. W dodatku ktoś chciał ze mną zatańczyć! Nie spodziewałam się tego i ogólnie było smakowicie.
Wcale nie udawała tego nadmiaru entuzjazmu, po prostu wiedziała, że przed nim może się otworzyć (wcale nie słodzę i się nie podlizuję, tak?). Iskierki znów osiedliły się w jej ślepiach, zwiastując dłuższy postój.
- Ale nie wiem czy to dobry pomysł żeby jeszcze pakować do czegoś muzyka. Nie cieszy się to popularnością.
No tak, może w ten sposób wymiga się od tego co wymyślił Tyk. Publiczne wystąpienia wymyślone przez niego nie zwiastują niczego dobrego. Jak to, zapytasz. Ot, wystarczy spojrzeć na wyciąganie gości na płomienną scenę by przez chwilę wcielili się w kogoś innego. Może było to z góry ustalone, jednak dla niej stanie tam na środku z cudzym spojrzeniem wlepionym w plecy było wręcz koszmarem. Takim na jawie.

Anonymous - 20 Styczeń 2011, 18:10

Nie wiedział o czym rozmyślała Cassandra lecz nie chciał by mu współczuła. Co było to było i nie można tego rozpamiętywać, chociaż nie było to takie łatwe. teraz powinni się bawić i rozmawiać o czymś przyjemniejszym niż jego przeszłość. Słysząc jej słowa pokiwał głową wesoło i postanowił zmienić ten trudny temat. Zastanawiał się o czym by tu porozmawiać, lecz temat jej przeszłości jakoś mu nie pasował. Nie wiedział czy nie ma takich przeżyć jak on i wolał tego nie roztrząsać. Myślał gorączkowo nad tym co powiedzieć a w między czasie znów się rozglądnął po sali. Wreszcie coś wpadło mu do głowy.
-Wiesz coś o organizatorze tego balu?

Anonymous - 20 Styczeń 2011, 18:34

-Organizatorze? nie wiele, tylko tyle, ze to jego dom, a tak poza tym to nic. Mogę jeszcze dodać, ze spotkałam go gdy tutaj przyszłam i wymieniliśmy parę zdań i to wszystko. A czemu pytasz?
Muzyka coraz to bardziej przyspieszała, a tańczące pary razem z nią. Dziewczyna zaczęła powoli odczuwać nieprzyjemne drętwienie w lewym ramieniu, a jej twarz z każdą chwilą zaczynała wykrzywiać się z bólu, co na szczęście nie było widoczne dzięki masce.
- Wiesz co Luffy, może po ten piosence na razie damy sobie spokój z tańczeniem. Jakoś niezbyt się czuje od tego całego kręcenia się w kółko. Zresztą mam słabą kondycje - powiedziała z lekkim zakłopotaniem i zaśmiała się sztucznie.

Anonymous - 20 Styczeń 2011, 18:45

On też wiedział tylko tyle iż jest to jego dom ale zaciekawiła go tym, że wymieniła z nim parę zdań. Chciał poznać człowieka który potrafi zrobić tak wspaniały bal mimo iż większość go opuszczała. Słysząc jej słowa uśmiechnął się z zakłopotaniem i pokiwał głową.
-Wybacz powinienem wiedzieć że możesz mieć dość.
Piosenka dobiegła końca i Luffy ukłonił się w podzięce Cassandrze po czym podszedł w stronę bufetu żeby odpocząć. I on czuł lekkie zmęczenie ale to dla tego iż dawno nie tańczył, a to było męczące. Wziął kolejną lampkę wina i upił łyk po czym westchnął z ulgą. Popatrzył się na Cassandrę po czym uśmiechnął się do niej, a uśmiech był widoczny ponieważ uniósł lekko maskę tak by jego usta były na wierzchu, ażeby nie unosić jej co chwila jak pił.
-Dziękuje za taniec.

Anonymous - 20 Styczeń 2011, 19:08

-Nie za mądrze dedukujesz? - zapytał chowają arystokratkę jeszcze bardziej za siebie. Nie wiadomo, co taki plebs może sobie umyślić? Zaatakuje ich? Bardzo możliwe, oni byli jakby nie patrzeć - nieprzewidywalni. Jednak jeśli on wymierzy mu cios? Położy zanim ten wszystko wypaple? Powiedzmy, że w obronie własnej. Tak to dobre rozwiązanie i najlepsze, że prawie bez zobowiązań, bo kto powie cokolwiek złego na cudownego Doże, który miłościwie... Właściwie to pamięta, tak jak najbardziej. Przecież okazał się taki wspaniałomyślny - beznadziejny przypadek pod publiczkę. Spojrzał jeszcze raz na dziewczynę. No tak, ciekawe ile potem będzie mu ''grzecznie przypominać o jego wpadce'', bardzo był ciekawy.
Wyjął wyimaginowaną szablę i wymierzył prosto w jego serce. Przekrzywił głowę z pewnym, jakby wyrzutem, a może rzucił mu przysłowiową białą rękawiczkę?
Ciekawe, co by się stało, gdyby pojawił się jakiś strażnik? Wtedy Doża nie musiałby się bić, a i szantażystę ma z głowy.

Anonymous - 20 Styczeń 2011, 20:37

Stał wręcz nieruchomo skupiając swą uwagę na przedstawieniu, a po jego głowie chodziły co raz to nowsze pomysły jak to wszystko się zakończy. Choć tego nie okazywał, był jedną z tych osób, które bardzo przeżywały to wszystko co działo się na scenie. Jako przedstawiciel niższej warstwy społecznej oczywiście dopingował plebejuszowi, lecz nie jako aktorowi, a postaci. Miał dziwne przeczucie co do tej osoby. Jednak nim zdążył sprecyzować co konkretniej mu nie pasuje poczuł się obserwowany. Niby nic w tym dziwnego, ale to uczucie było mocniejsze niż zwyczajnie. No a jakie miało być, gdy niemal cała sala była teraz wpatrzona w niego, hm?
Wtedy dotarły do niego słowa, które chwilę temu wypowiedział Agasharr. Momentalnie i mimowolnie skierował uszy do przodu, a jego mina wyrażała lekkie zdziwienie, które starał się ukryć z mizernym skutkiem.
Że niby miał być dowódca straży?! On? Dobry żart, no po prostu boki zrywać. Musiałby udawać kogoś zupełnie innego. To akurat nie odbiegało od jego codziennych zająć, ale gdzież on i przykładny obywatel pilnujący prawa, hm? Chociaż z drugiej strony... wcale nie musiał być takim idealnym strażnikiem. Równie dobrze mógł być jak mnóstwo innych osób w Wenecji, podstępna, zdradliwą żmiją żądną władzy i pieniędzy, która tylko czeka aż ktoś z wyższych sfer się potknie.
Rozejrzał się dyskretnie, czy aby przypadkiem gospodarz nie wskazuje kogoś innego. Oh, a jednak nie było pomyłki - to jego spotkał ten ekhem... zaszczyt. Choć nieco niechętnie wkroczył na scenę, to był wyraźnie zadowolony, że to właśnie on został wybrany z całego tłumu. Był świadomy, że to czysty przypadek, bądź złośliwość pana Tyka, lecz wcale to nie umniejszało aktu, że jego ego zostało mile połechtane.
Zerknął ostatni raz w stronę swej towarzyszki i kogo przy niej ujrzał? Agasharra, o. Może jednak to nie był zupełnie taki przypadek... Tylko cóż on może od niej chcieć? Niestety nie mógł się teraz nad tym zastanawiać, musiał grać. Podszedł pośpiesznym krokiem w stronę pozostałych aktorów, mogło się wydawać, że za chwilę w jego dłoni pojawi się niewidzialny miecz, który zatrzyma się tuż przed nosem Vash'a. Tak się jednak nie stało. Kapitan straży miał najwyraźniej zupełnie inne zamiary.
-Witaj o wielki i wszechmocny Dożo, czyżby ten nie godzien choćby twego spojrzenia plebejusz był zbyt śmiały w stosunku do Ciebie? Czy może uraził plugawym słowem twą towarzyszkę pięknej, zagranicznej urody? - powiedział powoli, a na jego twarzy widniał delikatny złośliwy uśmieszek. Kłaniając się przy tym przesadnie głęboko. Chciał by inni zwrócili uwagę na to, że jego relacje że władcą nie są najlepsze. Może dlatego, że podejrzewał go o jakieś ciemne interesy? Może dlatego, że mieli jakieś stare konflikty? Może... Dużo by wymieniać, a każda opcja bardzo prawdopodobna. Sam Bartimaeus nie wiedział na co się zdecydować, może wyniknie to z wypowiedzi "doży"? Wiedział tylko, że jako postać, która sobie wykreował będzie dążyła do tego by pozbawić go władzy i pieniędzy. W końcu on był zbyt lubiany przez lud, a osoba, która zrzuci go ze stołka zapewne zostanie doceniona przez kraj. Lecz by to uczynić musiał mieć dowody. Niestety nie był świadomy tej całej akcji jaka maiła tutaj miejsce, a szkoda, może miałby sprzymierzeńca. Choć z drugiej strony plebejusz mógł pokrzyżować jego plany, gdyby zabił dożę, wszystko legło by w gruzach. Teraz jednak, zapewne pozbawi go życia. Teoretycznie nie mógł sprzeciwić się rozkazowi, prawda?

Tyk - 20 Styczeń 2011, 22:36

To prawda, nie widzi na każdym kroku wroga, chyba, że przed nią stoi Rosarium. Nie wiedząc czemu pomimo wszystkich instrumentów i dobrego traktowania ta wciąż się go obawia. Oczywiście to prawda, że teraz trochę przesadziłem, jednak jakoś mnie tak poniosło na skrzydłach natchnienia. Tak, biedne natchnienie, na które każdy zwala wielkie twory. Gdyby tak zliczyć wszystko co zostało wykonane dzięki natchnieniu to większość sztuki ludzi byłaby przypisana właśnie temu jednemu autorowi. Wracając jednak do potwierdzenia nonsensowności moich obaw o błędne odczytanie intencji Rosarium. Przecież może ją zapalić gdziekolwiek by bała i skądkolwiek. Dlatego też po co miałby podchodzić? Na dodatek czy to nie oczywiste, że również chce usiąść? Wszak on stał tak samo długo i nawet jeśli przywykł do tego, to czemu nia miałby zaznać choć odrobiny odpoczynku. Gdyby był wampirem to wtedy możnaby się obawiać, że chce biedną Amry ugryźć. Jednak po szczegółowym przebadaniu jego uzębienia oraz wszelkich testach psychologicznych i po obserwacji posiłków można stwierdzić, że nie jest istotą, która wypija krew z niczego nie spodziewających się kotów, ani z żadnych innych stworzeń. On w ogóle za krwią nie przepada. Podsumowując nie ma powodu by Amry mogła się obawiać. Przejdźmy jednak dalej. Nie chciał jej straszyć mówiąc, że ma dla niej specjalne miejsce, na dodatek nie chodziło mu o koncert. To znaczy mówiąc to myślał o samej ceremonii wręczenia nagród. Oczywiście później doszła do tego również muzyka. Nie możemy jednak przeczyć, że o tym Amry wiedzieć nie mogła. Spójrzmy jednak na paradoks tego świata. Wampir wywołał u niej chłód, nie ogień, a przecież to stosu tak bardzo kotka się obawia. Mimo wszystko nie o ogniu były jej słowa. Najpierw pochwaliła bal, choć później skrytykowała i niesłusznie. To prawda, powinni tańczyć skoro są na balu, lecz czy zabronić komuś wejścia jeśli chce porozmawiac? Może niektórzy czekają na odpowiednią muzykę? Zbyt surowo ich Amry ocenia, lecz aby uniknąć jakichkolwiek kłótni wolał milczeć. Wszak muzyka to bardzo drażliwy temat, jeśli ma się przed sobą wirtuoza. O wiele ciekawsza była jednak jej własna ocena balu. Hmm Czy jednak nie jest ona zbytnio zdziczała jak sama uważa? Przecież to nic takiego, że ktoś ją zaprosił do tańca. Dziw, że tylko jedna osoba, skoro sędziowie uznali właśnie ją za osobę bawiącą się najlepiej. Czy ona aż tak była skromna czy nieświadoma swoich tanecznych zdolności? Prawdopodobnie to pierwsze, co jest raczej zaletą, choć nie gdyby przeczyła!
- Kotku ja również nie spodziewałem się, że cię jedna osoba zaprosi. Sądziłem, że będziesz mogła pochwalić się wieloma licznymi partnerami i tańcami.
Wcale nie mówił tak by kotka ucieszyć, po prostu znał przecież tymczasowe wyniki połowy niemal sędziów i wszystko wskazywało na wygraną Amry. Nikt z pozostałych nie mógł na nią zagłosować by ta nie zdobyła zwwycięstwa. Biedny nie chciał jej tego wyjawić, a tyle wciąż o tym mówił. Na jej następne słowa uśmiechnął się tylko lekko. Przecież on i tak już miał zaplanowane wszystko, no może po za koronacją. Jej występ się odbędzie choćby nikt go nie słuchał. To prawda, że gości wybierał losowo, na dodatek teraz stracił kontakt z balującymi. Nie oznacza to jednak, że bal wymknął mu się spod kontroli.
- A czy mój muzyk nie chce zagrać czegoś choćby tylko dla mnie i twojego partnera? Przecież jeśli jeden słucha warto już uderzyć w struny.
Co prawda nie musi wcale w te struny być, to tlyko taka przenośnia dla tych mniej mądrych, którzy zresztą tego posta nie czytają, jednak jak zawsze muszę umieścić coś co nie ma sensu aby wyrazić swe zirytowanie, bo ile można posta pisać!

Anonymous - 22 Styczeń 2011, 11:35

No ale Tyk musi oczywiście polemizować nawet z kotkowymi przemyśleniami, no, proszę państwa, co za tupet, nie? Wypadałoby to ukrócić, jednak i to pewnie się na nic nie zda, a riposta wywoła jeszcze większą frustrację.
Oczywiście że Amry nie obawiała się teraz stosu, ognia, ani nawet wampirzego głodu w oczach Agasharra, bo czemu? No właśnie, nie miała ku temu powodu, tym bardziej że wydawał się zadowolony z obrotu spraw. Ciekawe tylko co powie na jej bezczelne zachowanie? Nie było to byle co, ale niestety, a może nawet stety, dziewczynie spodobało się drapanie za uchem i nie mogła się powstrzymać od zwinięcia w kłębek na ławce z głową ułożoną na kolanach "Pana", czy może raczej głównego słuchacza. Specjalnie zadbała by fałdki sukienki opadały elegancko ku ziemi, nie odsłaniając niczego co mogło by ją zawstydzić. Jedynie ogon się wyswobodził, kołysząc od czasu do czasu samym czubkiem ogona.
Tak właśnie żyła w błogiej nieświadomości że istnieje jakakolwiek ceremonia wręczenia nagród, czy choćby król i królowa balu, bo przecież to takie oklepane. Przynajmniej w świecie ludzi wydaje się codziennym pomysłem. Koncert za to z chęcią by zagrała, jak to ona, byleby tylko podali jej dobrze nastrojony instrument, o.
- Ale przecież... liczni. Moim zdaniem jedna jest wystarczająca. Przecież nie wypada biegać po sali i prosić wszystkich do tańca, prawda?
To słówko prawda powoli i ją dobijało, jednak wolała szukać poparcia w cudzych słowach. Nawet jeśli potem się rozczaruje, a to stanie się na pewno. Choć w sumie... gdyby miała trochę więcej pewności siebie to pewnie by tak zrobiła - porywała samotnych do tańca i po kilku taktach biegła dalej w poszukiwaniu kolejnej osóbki. To by było ciekawe.
- Wcale nie mówię że nie zagram. Po prostu może to gości znudzić i jeszcze wyjdą, albo sama nie wiem co innego. Raczej nie ukamienują biednych muzyków... - ostatnie słowa wypowiedziała niemal szeptem, unosząc spojrzenie na ścieżkę która ich tu przyprowadziła. Na szczęście nikt tu nie zmierzał, więc mogła spokojnie mówić. - Nawet jeśli tylko dla Waszej dwójki, czy choćby dla samej siebie nie mam przeciwwskazań.
O dziwo Tyk bardzo się nie pomylił. Struny były domeną Amarylis, nieważne czy instrument był szarpany, smyczkowy, czy też klawiszowy. Wolała je nad dęte czy też perkusyjne z tej prostej przyczyny, że miały o wiele delikatniejszą i piękniejszą barwę, ale co kto lubi.
W czasie ich rozmowy, a może nawet wcześniej, skrzypek zniknął zza krzewiastej ściany by wrócić do gości. Muzyka w budynku rozbrzmiewała cały czas, zmieniając ton na nutkę tajemniczości, jednak już ten pierwszy moment grozy przeminął i raczej przesadziliby gdyby cały czas brzmiała ta sama melodia.

Tyk - 22 Styczeń 2011, 14:22

Kochany, choć czasami nazbyt bezczelny kotek ma rację. W końcu nie powinienem wtrącać się do jej przemyśleń. Pomimo to ja, wredny wampir wciąż to z uporem robię. A Amryś jednak czegoś obawiać się powinna. Nigdy nie mżna być pewnym co taki chory umysł jak Rosariumowy wymyśli. Oczywiście, jak jużnieraz wspominałem. Głaskanie Amry po główce było przyjemne również dla arystokraty. Nie tylko wywoływało przyjemne dla uszu mruczenie, czy przyjemne futro, jednak jakoś tak dziwnie to uspokajalo. Stąd też niemałe zdziwienie gdy jego dłoń na nie natrafiła na niczyją główkę. Była to jeszcze chwila gdy jej główka nie oparła się o kolana. Bo to wcale nie było tak jak mogłoby się wydawać. Rosarium nie zmuszał ją do tego. Nie drapał ją po bliższym jemu uszku cofając dłoń by ta chcąc pieszczot znalażła się wtakiej pozycji. Stąd też jego zdziwienie. Trudno jednak przyrównać do przerażającego zdziwienia. Gdy grając sobie spokojnie w grę obracasz widok swojej postaci, a tu wyskakuje zombi, na którego nie masz już amunicji. Nie możesz się też cofnąć. Albo gdy idziesz po horrorze przez korytarz, a tu nagle jakiś pies zaczyna ci szczekać. Tak, wtedy jest to przerażenie. Nie jest też to ten typ zdziwienia, w którym po chwili zaciekawienia wszelkie zainteresowanie mija. To był zupełnie inny typ zaskoczenia, choć sam do końca nie wiem jaki. Trzymał ją w tej nieświadomości nie bez przyczyny.
- Kotku przecież nie każę ci biegać po sali balowej porywając samotnych do tańca. Nie taka też była intencja mojej poprzedniej wypowiedzi. Ja byłem raczej zdziwiony, że tylko jedna osoba porwała cię do tańca. Pewnie wielu było chętnych, tylko nie udało ci się ich dostrzec?
On wcale nie chwalił kotka! Po prostu znał wyniki konkursu, tak więc mógł snuć przypuszczenia jeśli chodzi o postać kotki. Robił to od dłuższego czasu, przy okazji drapiąc ją po główce. Gest ten był jednak często przerywany dla głaskania. Raz po policzku, innym razem po włosach, czasem po plecach. Na brak pieszczot Amry nie mogła narzekać. Może w końcu zacznie kojarzyć Rosarium nie ze stosem, lecz z głaskaniem? Wtedy dla zasady trzeba ją znów spalić by już więcej nie starała się spopielić takiego dobrego Tyka. On natomiast nie przejmował się goścmi w taki sposób jak to czyniła Amry. Dla niego dobrze było, że przyszli, lecz jeszcze ważniejsze było aby samemu się balem nie męczyć. Stąd też całkiem długa przerwa na rozmowę z pewną istotką. Ta chwila odpoczynku dobiega już jednak powolutku do końca, choć jeszcze nie wyprzedzajmy i nie niszczmy spokoju.
- Nie musisz się nimi przejmować, przecież sama powiedziałaś, że nie zwracają uwagi na twoją muzykę. Ja natomiast chętnie posłucham twojej gry i śpiewu. Niezależnie czy teraz czy na balu. W końcu nie bez przyczyny wciąż cię przy sobie trzymam prawda?
Po tych słowach przesunął dłoń po założonej na szyi kotka obróżce, do której nie była doczepiona smycz o dziwo. No tak, jeszcze aż tak nie ześwirował, ale jak trzeba będzie dorobić jak kotka będzie zbytnio na sicz ciągnąć.
- Kotku zapewne jesteś głodna, co chciałabyś zjeść dziś na kolacje? Dostaniesz niezwłocznie z zakończeniem balu.
W końcu kto normalny przejmuje się jedzeniem podczas takich przyjęć? Tutaj się powinno tańczyć, rozmawiać i śpiewać, a nie siedzieć przy stole i zjadać tony pokarmów.

Anonymous - 22 Styczeń 2011, 17:13

Luffy chciał jeszcze zostać na balu i dalej rozmawiać z Cass lecz nie miał czasu ponieważ czekała na niego pewna robota. Wiadomo pieniądze same się nie zarobią a za coś trzeba wyżyć. Westchnął tylko cicho i skończył pić wino po czym podszedł do Cass i poinformował ją iż musi lecieć.
-Mam coś ważnego do załatwienia. Wybacz, że cię opuszczę ale na pewno znajdziesz lepszego towarzysza rozmowy. Mam jednak nadzieję iż odwiedzisz mnie by zobaczyć moje dzieła. Dziękuje za mile spędzony czas.
Zapewne gdyby nie maska pocałowałby ją i zaraz potem spalił się ze wstydu ale nie zrobił tego. Zamiast to ukłonił się w podzięce i opuścił bal zostawiając swoją maskę na jakimś stoliku.

[zt]

Anonymous - 22 Styczeń 2011, 17:32

Ona bynajmniej nie widziała nic złego w leżeniu na czyiś kolanach zawsze kiedy jest drapana za uchem. Nie po plecach, nie głaskana po policzku, tylko po włosach i czubku łepetyny. Zwykle wprawiało to jej uszy w takie zabawne podrygi, tym razem jednak leżała spokojnie z zamkniętymi ślepiami i odpoczywała w miejscu niemal pustym, gdyby nie liczyć Tyka. Ale on jakoś przestał jej przeszkadzać, co więcej gdyby teraz autor nie wspomniał o stosie to pewnie zmieniłaby nawet nastawienie ku niemu. A tak to figa! Nie będzie myśleć o Agasharrze jako o kimś dobrym i miłosiernym bo straszy ludzi. I koty też. Przede wszystkim koty.
No ale wracając o rozmowy, pierwsze jego słowa skwitowała po prostu gwałtownym pokręceniem łepetynką. Że ktoś jeszcze chciał ją poprosić do tańca? No chyba żartuje! Przecież... no przecież gdyby chciał to by to zrobił, prawda? No właśnie. Jego pomysł po prostu odpadł już w przedbiegach i nie ma co się nad nim rozwodzić. Ważniejszy był fakt że już od dłuższej chwili zastanawiała się nad końcem rozmowy by wrócić do grupy gości bo... ciekawe co się stało przez ten czas z Dożą? Jak radził sobie Bari w roli Strażnika? A w dodatku wypadałoby poprowadzić trochę muzyków bo pewnie ich natchnienie nie pozwalało im na zbyt wiele. Byli oklepani i zamiast improwizować szli na łatwiznę. No ale to jedynie muzycy, a nie kompozytorzy. Normalne.
Nie było jednak zwykłym ładowanie łapek pod obróżkę. To prawie jak wsuwanie dłoni pod damską bluzkę, przecież... przecież to niedopuszczalne! Dlatego też syknęła cicho i wzdrygnęła się, czując że jedwabny pasek napiął się na karku, robiąc miejsce palcom. I tak robiła mu łaskę że nosiła to na szyi, więc nie powinien o tym zbyt często wspominać. Tym bardziej w tak wymowny sposób.
- Umm... na kolację. Chyba indyka. I tort czekoladowy. Przydałoby się też trochę siemienia lnianego na gardło, ale to po posiłku.
Na ostatnie zdanie skrzywiła się nieco. Picie śluzowatych ziarenek nie było przyjemnym uczuciem. Tak, picie. Siemię zalewa się wodą i połyka wszystko by odbudować błonę śluzową na gardle która zapobiegnie bólom i przemęczeniu. Bo oczywiście śpiew sam z siebie to nie śpiew.
Po dłuższej chwili dźwignęła się znów do pionu, a raczej spróbowała się dźwignąć. Pewnie Tyk nie szarpnął jej z powrotem na kolana, w końcu był taki dobry! Będzie trzeba wracać do gości.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group