To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Dworek Christophera

Terry - 24 Maj 2018, 17:47

Kiwnął głową z uznaniem, słysząc co dziś na śniadanie. Jajka to dobry pomysł. W ciąży Iris musi dostarczyć sobie i dziecku wszystkie potrzebne składniki.
- Z rana zawszę piję kawę. Mała, czarna bez cukru i śmietanki.- przekazał Rim. Raczej unikał słodkich trunków maści wszelakiej. Słodkie ogólnie nie jest jego ulubioną rzeczą, ale kawałkiem ciasta nigdy nie pogardzi.
Uśmiechnął się półgębkiem do Iris. W ten sposób, nie będzie musiał aż tak wokół niej latać. Mu to nie przeszkadzało. Lubił troszczyć się o nią. Dostrzegał jednak niekiedy, że potrafi to przytłaczać kobietę. Nie chciał by się czuła osaczona. Teraz gdy zatrudnił Rim i dał jej blaszkę, może być o nią spokojniejszy.
On sam gdy Iris założyła blaszkę, odczuł szczęście, ciepło w sercu i coś jeszcze czego nie był w stanie nazwać. Zignorował chwilowo to ostatnie.
Dawno nie jedli razem śniadania, gdy wziął pierwszy łyk kawy, odczuł wewnętrzny spokój. Jadł spokojnie w ciszy. Omlet był dobry i w połączeniu z kawą stanowił miły początek dnia.
Ukradkiem dostrzegł jak na twarz Iris wracają kolory.
Zjadł cały posiłek i wypił całą kawę.
- Śniadanie było dobre Rim. Strzał w dziesiątkę, patrząc na Iris.- uśmiechnął się przekornie do baśniopisarki.
Gdy Rim pozmywała, Terry wstał i podszedł do szafki mrożącej. Z górnej jej części, tej trochę mniej zimnej, wyjął cztery wielkie miski mięsa. Postawił je na blacie, wyciągnął z szafki psie miski. Każda była identyczna. Z szafki wyciągnął również suplement na stawy w białej puszce, czarną puszkę z sproszkowanymi algami, czerwoną puszkę z kwiatami dzikiej róży oraz flakonik z olejem z łososia.
- Pokaże Ci co i jak z karmieniem. W szufladzie ze sztućcami, pod serwetką, masz napisane to wszystko na kartce. Tak w razie co.- podwinął rękawy koszuli.
W jednej z misek były cztery królicze głowy, w drugiej cztery kurze płuca, cztery kacze serca, w trzeciej osiem przepiórczych skrzydełek, w czwartej cztery kurze ćwiartki.
- To nic trudnego. Każdy dostaje po jednej głowie, jedne płuca, serce, dwa skrzydła i po jednej ćwiartce. Dla młodych bierzesz wszystkie mniejsze po prostu.- włożył do każdej psiej miski, to co wymienił.
- Następnie dodajesz łyżeczkę alg- czarna puszka, łyżeczkę oleju z łososia- flakonik, łyżkę suplementu na stawy- biała puszka i po jednym owocu dzikiej róży- czerwona puszka.- mówiąc, wsypywał do misek to co wymieniał.
- mięso zawsze będziesz miała poćwiartowane i przygotowane w lodówce.- postawił miski przy ścianie i gwizdnął na psy. Przybiegły niemal od razu. Bez walk, każdy zajął się swoją miską.
Umył ręce.
- Gdy już zrobisz co masz zrobić w domu i jeśli Iris nie będzie nigdzie chciała iść to pokaże Ci co i jak w ogrodzie jeśli chcesz.- Zapiął na nowo rękawy.
- Masz jakieś plany na dziś? Myślę, że do kliniki możemy się wybrać jakoś po obiedzie.- zapytał Iris.

Rim - 24 Maj 2018, 21:03

Przytaknęła głową, że rozumie i od razu zabrała się do zrobienia kawy dla Gospodarza. Podała mu ją, życząc smacznego. Sama zabrała się za kanapki, które obiecała dla pani Iris. Jeśli Terry by jej zapytał po co je robi, odpowiedziałaby, że kobiety w ciąży często mają zachcianki o dziwnych porach i lepiej by jadła coś wartościowego niż jakieś dziwne mieszanki. W taki sposób będzie mogła sobie podjadać i jednocześnie nie zrobi sobie z brzucha śmietnika. Nie pakowała kanapek, dała je tylko pod przykrycie, by nie wyschły. Nie chciała wydać sekretu Baśniopisarki. Bała się jednak, że stanie się coś złego i potem pan Marwick będzie na nią zły. Że będzie ją obwiniał, że puściła ją samą i nie poinformowała go o tym. Nie chciała się jednak nikomu sprzeciwiać. Nie teraz.
Uśmiechnęła się delikatnie i delikatnie skłoniła. Trochę za mocno, ale udało jej się jakoś ukryć to, że ją ten gest zabolał. Całe szczęście, że sobie to opatrzyła, bo pewnie w trakcie pracy rana by się znów otworzyła i wybrudziłaby sobie cały uniform. Wolała tego nie robić - bardzo się cieszę - powiedziała łagodnie. Naprawdę ją to ucieszyło, że śniadanie smakowało.
Szybko uwinęła się ze sprzątaniem. Nie było tego za wiele, bo część zrobiła gdy Gospodarze jeszcze jedli. Nie lubiła zostawiać nic na ostatnią chwilę. Tak przynajmniej była na bieżąco i nie musiała się z niczym spieszyć.
Akurat wycierała ręce, gdy mężczyzna wyciągnął jakieś misji i szybko pospieszył z wyjaśnieniami. Podeszła do niego i przysłuchiwała się co i jak ma robić. Notowała to sobie wszystko w głowie. Sprawdziła też notatkę w szufladzie, by się upewnić czy wszystko jest dla niej jasne. W razie czego zawsze mogła sobie napisać to po swojemu, ale na szczęście nie było takiej potrzeby. Odsunęła się od misek, gdy psy ruszyły do misek - szczeniaki jedzą prawie tyle samo co dorosły? - zapytała zaskoczona. Miała wrażenie, że to albo dla nich za dużo albo za mało dla tego największego, ale nie znała się na psach, więc nie wyrażała swojej opinii, wolała się tylko upewnić - jak często mam im dawać jedzenie? - dopytała jeszcze, by potem nie oberwać za to, że na przykład dała im tylko raz dziennie, a miała dać dwa. Musiała to wszystko wiedzieć.
Widziała spojrzenie kobiety, ale nim zdążyła zapytać o ogród, Marwick sam poruszył ten temat. To dobrze, nie musiała nic kombinować. Zerknęła tylko kontrolnie na Iris, gdy Marionetkarz o niej wspomniał - dobrze, już się zabieram do pracy - powiedziała i szybko ewakuowała się na górę, zabierając ze sobą wszystkie potrzebne jej rzeczy. Zaczęła od sypialni, gdzie ogarnęła wszystko i pościeliła dokładnie ich łóżko. Wywietrzyła też pokój oraz pościel, a w tym czasie zajęła się łazienką. Nie było za wiele do roboty. Gdy już skończyła, zamknęła okna i wyszła na korytarz by go wyzamiatać porządnie na piętrze oraz cały parter. Zmiotła też wszystko dokładnie po zabawie psów, choć nie do końca wiedziała co zrobić z zabawką dla nich. Zapytała więc właściciela i odłożyła to tam gdzie miała. Szybko wróciła do środka, bo było naprawdę zimno, przynajmniej dla niej. W końcu wychowała się na Pustyni, więc trochę jej zajmie przestawienie się, w szczególności teraz, gdy była osłabiona, przez ranę oraz ogólne wycieńczenie organizmu.
Gdy już wszystko skończyła, odnalazła pana Marwicka by zgłosić gotowość. Wcześniej jednak przeszukała szafę, czy jest tak coś co może założyć na górę, by się nie przeziębić. Jeśli nic nie znalazła, niepewnie zapytała Iris czy mogłaby coś pożyczyć od niej, bo naprawdę nie chciała się zaziębić zaraz na początku pracy. Gdy już znalazła swojego pracodawcę, dała mu znać, że może iść do ogrodu w każdej chwili. Czekała tylko na jego sygnał. Jeśli miała jeszcze poczekać, poszła sprawdzić pranie, a jeśli jednak miała jeszcze chwilę, poszła sprawdzić pranie, jak długo powinno jeszcze powisieć.

Iris - 26 Maj 2018, 18:57

Jadła posiłek w ciszy, uśmiechając się łagodnie do pozostałych. Terry od razu zaczął wydawać Rim polecenia, uczyć ją jak powinna dbać o dom. Baśniopisarka przysłuchiwała się ich rozmowie ale nie wtrącała się. Nie było sensu, przecież Chris wiedział czego wymagać od Upiornej. Ona sama poprosiła ją już o odciągnięcie uwagi mężczyzny, zajęcie go pracą w ogrodzie i właściwie tylko czekała aż tamta poprosi o lekcje.
Cóż za niespodzianka, że Marionetkarz sam zaproponował pójście do ogrodu. Kobieta spojrzała najpierw na Służącą, potem na Ukochanego i posłała mu uśmiech, kiedy zapytał ją o plany.
- Chciałabym odpocząć w samotności, Kochany Mój. - powiedziała szczerze - Pewnie się prześpię, może wezmę długą, gorącą kąpiel, porobię damskie rzeczy. - zachichotała - Nie przejmujcie się mną. Daj Rim lekcję jak powinna obchodzić się z ogrodem. Nie chciałabym by coś poszło nie tak. - posłała dziewczynie uśmiech - Może przy okazji spędzicie czas z psiakami? Zauważyłam, że Rim nieco się ich obawia. Może jeśli je lepiej pozna, będzie jej łatwiej się nimi zajmować? - przechyliła głowę, kaskada mieniących się na tęczowo czekoladowych włosów spłynęła po jej ramieniu.
Iris podziękowała za posiłek i oddała naczynia. Najadła się, dlatego też pochwaliła pyszny posiłek. Na koniec pocałowała w policzek swojego mężczyznę, pożegnała się z nimi i poszła do siebie.

Długo czekała aż pójdą do ogrodu. Zerkała przez okno szukając ich między krzewami i gdy wreszcie zauważyła ich sylwetki, zerwała się i z chichotem podbiegła do szafy. Wybrała praktyczny strój który dzięki pelerynie z kapturem uchroni ją w razie czego przed deszczem. Komplet bardzo jej pasował i przywodził na myśl czasy kiedy jeszcze chodziła ubrana jak piratka. Właściwie miała w domu kilka takich zestawów bo lubiła ten styl. Po ubraniu się, zmieniła kolory przez co z błękitu, kolor ubrań zmienił się na ciemną zieleń. Obejrzała się w lustrze i uśmiechnęła do odbicia. Jej włosy momentalnie zmieniły się w burzę tęczowych kosmyków, delikatnie kręcących się u końcówek. Oczy zapłonęły wszystkimi barwami. Rumieńce rozświetliły jej twarz. Wyglądała jak dawniej, czuła się jak dawniej. Jak wtedy gdy pierwszy raz spotkali się z Terrym i ich losy połączyły się w jeden, wspólny.
Postanowiła wybrać się do miasta i znaleźć jakiś prezent dla Ukochanego. Motyle w brzuchu nie dawały jej spokoju, walczący z nimi maluch nie dawał za wygraną i dzielnie odpowiadał kopniakami. Zupełnie jakby sam też cieszył się na wyprawę!
Zerknęła jeszcze przez okno i widząc zapracowanych domowników, uśmiechnęła się. Miała czas by wymknąć się z domu drzwiami frontowymi.
Zeszła na parter, spakowała kanapki do torby którą zarzuciła na ramię i już miała wyjść gdy zauważyła na wieszaku swój kapelusz z piórem i bat, zwinięty w ślimak i zabezpieczony rzemykiem. Wyszczerzyła się sama do siebie i zabrała broń, może trochę poćwiczy w czasie podróży? Zabrała też kapelusz z wielkim piórem Alkisa. Pogładziła lotkę z czułością, przejechała nią po podbródku. Ciekawe co porabiał ten dzikus, jak się miewał. Wtedy, pół roku temu, mimo dość niefortunnego końca, chyba się zaprzyjaźnili. Kobieta czasem myślała o monstrualnym drapieżniku. Polubiła go.
Wyszła przednimi drzwiami i skierowała się ku furtce. Nie spieszyła się, ale oglądała się co chwilę sprawdzając czy nie idzie za nią Terry lub Rim. Że też musiała wymykać się z domu, żeby pospacerować!
Kiedy tylko wyszła poza teren posesji, odetchnęła, uśmiechnęła się i spojrzała w górę, w niebo. Zapowiadał się piękny dzień. Sprawnym ruchem ręki namalowała na magicznym zwoju czarnego ptaka. Dotknęła płótna po czym zwierzę dosłownie wyskoczyło i urosło do wielkich rozmiarów. Na tyle dużych, by unieść Iris.
Wskoczyła na jego grzbiet i wzniosła się ku niebu, wysoko. Gdy tylko poczuła wiatr we włosach, zaśmiała się radośnie.
Odwróciła się kontrolnie ale nie widząc nikogo na horyzoncie, poleciała w siną dal. Bardzo za tym tęskniła!


ZT

Terry - 4 Czerwiec 2018, 16:00

- Rory jest na diecie, dlatego je mniejsze porcje.- wyjaśnił ze spokojem. Dobrze że zadawała pytania. Tylko głupcy zakładają z góry, że ich racja jest tą dobrą.
Nijak nie skomentował planów Iris. Fakt faktem, raczej oczekiwał, że będzie chciała ten dzień spędzić z nim, ale rozumiał poniekąd jej decyzję. Żyła ostatnio w ciągłym stresie, huśtawki nastrojów, skutki uboczne ciąży. To wszystko dało jej się we znaki, nic więc dziwnego że teraz, gdy wszystko ma się o wiele lepiej a stres który nosiła na swoich barkach sama, zelżał dzięki rozmowie i wyjawieniu wszystkiego. Teraz Rim odciąży ją w większości spraw, więc Iris może faktycznie chcieć pobyć sama. Uśmiechnął się więc półgębkiem i pocałował ją w czoło.
Też zwrócił uwagę na dystans i mur jaki stawia Rim między sobą a stadem. Możliwe że się ich bała co było efektem jakiejś traumy. A w takim przypadku nie należy działać wstrząsowo, a stopniowo. Nie miał zamiaru jej na siłę przekonywać do psów, ale skoro od teraz z nimi mieszka i przez nieokreślony bliżej czas, będzie tu żyć, warto popracować nad ich stosunkami.
Gdy Rim poszła sprzątać, on wyszedł do ogrodu. Wyciągnął dwie konewki, podłączył wąż ogrodowy, do taczki włożył nawóz, czerwone drewniane kostki, sekator. Zostawił to przy tarasie, napełnił obie konewki. Wrócił do kuchni i do spryskiwacza który zawsze jest pod zlewem, wlał preparat z mniszka lekarskiego. Jest tp naturalny sposób na pozbycie się uciążliwego robactwa jak np. mszyce.
Gdy Rim zadała pytanie o zabawki, wskazał jej szufladę w komodzie w salonie.
- Dużo do roboty nie ma. Głównie lekkie podcięcie gałęzi mniejszych drzew i krzewów, nawiezienie kwiatów, spryskanie irysów preparatem na robaki i wymienienie drewnianej kostki wokół drzew. No i oczywiście podlanie wszystkiego.- mimochodem uśmiechnął się na myśl o pracy w ogrodzie. Nic go tak nie odprężało jak to. Ruszył do ogrodu, nie oglądając się za siebie. Trochę odwykł od posiadania służby, ale nie było to tak odległe uczucie, by musiał się odwrócić i sprawdzić czy Rim idzie za nim.
Chwycił taczkę z całym asortymentem i ruszył w dół do ogrodu. Dworek znajdował się na wzniesieniu, a ogród trochę niżej.
- Zajmowałaś się kiedykolwiek ogrodem?- zapytał, kładąc taczkę pod drzewem wiśni. W całym ogrodzie to właśnie drzewa wiśniowe i grusze przeważały jeśli chodzi o drzewa.
Postanowił, że sam zajmie się podcinaniem gałęzi. Rim zostawił nawożenie i spryskanie kwiatów. Pokazał więc jej jak to robić. Garść nawozu, dookoła rośliny, pryskanie z daleka. Nic skomplikowanego. Gdy Rim się tym zajęła, chwycił sekator i zrobił swoje. Następnie wymienił kostkę drewnianą i jeśli Rim do tego czasu nie skończyła swojej doli,pomógł jej skończyć. Następnie dał jej wąż ogrodowy i polecił podlać drzewa, on zajął się podlaniem kwiatów. Rozkoszował się ich zapachem i błogą ciszą panującą w ogrodzie. Po jego postawie było widać, że jest odprężony.

Rim - 11 Czerwiec 2018, 21:20

- Rozumiem - przytaknęła mu głową. To wiele tłumaczyło, dlaczego on dostaje niewiele więcej jedzenia niż szczeniaki, mimo iż jest o wiele większy niż maluchy. Choć one tez były dla niej o wiele za duże. Nie lubiła psów, bała się ich, ale wiedziała, że musi się jakoś do nich przyzwyczaić. Cieszyła się jednak, że Gospodarze nie zmuszali jej do niczego związanymi z czworonogami. Musiała się do nich przyzwyczaić i wolała to zrobić powoli i stopniowo. W końcu się do nich przyzwyczai i może nawet będzie się z nimi bawić, ale jak na razie wolała się ograniczyć do karmienia i wypuszczania ich z domu.
Szybko uwinęła się ze sprzątaniem i schowała zabawki, we wskazanym miejscu. Gdy tylko wszystko skończyła, ruszyła do ogrodu, zakładając kurtkę, by nie zmarznąć. Może przesadzała, ale cóż. Takie przyzwyczajenie. Te temperatury były dla niej jak na razie za niskie, by biegać w krótkim rękawku i niczym się nie przejmować.
Słuchała uważnie co mają zrobić. Trochę się denerwowała. Co jeśli podetnie coś za bardzo? Albo wyrwie coś co nie jest chwastem, a jakąś drogą rośliną? Zupełnie się na tym nie znała. Co prawda uczyła się szybko, ale przecież w trakcie nauki i nie tylko, często popełniało się błędy. Im mniej się wiedziało tym więcej ich było. Przełknęła ślinę i ruszyła za Gospodarzem wgłąb ogrodu, mając nadzieję, że da jej na początek jakieś prostsze zadania, żeby na pewno nie zmaściła nic zaraz po rozpoczęciu swojej pracy tutaj.
Pokręciła głową - na pustyni nie ma wielu ogrodów, nawet nie miałam za bardzo okazji by jakiś zobaczyć - przyznała. Widać było, że to jej pierwszy raz. Rozglądała się zaciekawiona i zafascynowana każdą roślinką. Musiała jednak pamiętać, że nie jest na wycieczce tylko w pracy i musi się skupić na swoich zadaniach.
Wysłuchała instrukcji i zabrała się do roboty. Początkowo szło jej to powoli, ale szybko nabierała wprawy. Starała się to wszystko robić najdokładniej jak potrafiła. Chciała zrobić dobre wrażenie na swoim pracodawcy. Pokazać, że nie popełnił błędu, zatrudniając ją tutaj.
Nagle coś spadło na jej rękę. Pająk ogrodowy. Dziewczyna krzyknęła zaskoczona i aż spadła na cztery litery. Zabolała ją przez to rana. Oddychała szybko, patrząc jak niewinny stawonóg ucieka gdzieś między gałęzie. Nie zrobił jej nic. Po prostu ją zaskoczył, a pustynne pająki zazwyczaj nie były zbyt przyjazne. Jeśli mężczyzna zainteresował się tym co się stało, wyjaśniła i przeprosiła za swoją reakcję. Szybko też wróciła do pracy. Nie mogła przerywać przez taką głupotę. Podobała jej się ta praca. Była na świeżym powietrzu, nie było za ciepło, ptaki śpiewały i otaczała ją piękna natura. Zaczynała się coraz bardziej cieszyć, że opuściła Pustynie. Co prawda wiązało się to też ze stratą swojej rodzicielki, ale jakoś musiała iść dalej.

Terry - 15 Czerwiec 2018, 15:53

Jego brwi uniosły się w niemym zdziwieniu, widząc że Rim ma na sobie kurtkę. Według niego było przyjemnie ciepło, az się chciało położyć na trawie i powygrzewać w słońcu. Jednakże, koniec końców Rim pochodzi z gorących pustyń. Widac obecna temperatura to dla niej niska temperatura. Nie skomentował więc jej stroju.
Na jej odpowiedź kiwnął jedynie głową. Dość logiczne. W miejscu w którym woda jest cennym surowcem, raczej nikt nie myśli o założeniu ogrodu.
Ogród był dla Terry’ego bardzo ważny. Pielęgnował go razem z Eli. To tu spotykali się w tajemnicy przed jej rodzicami. To tu ich miłość rozkwitała. To tu snuli plany o przyszłości. Dla mężczyzny, ten ogród był sercem całej posiadłości. Gdy cały dwór był zaniedbany, gdy jego serce zostało mu brutalnie wyrwane, gdy utracił wszystko… To tu szukał ukojenia, a gdy go nie znalazł uciekł. Wiązało się z tym miejscem dużo wspomnień. Z Iris tworzył nowe wspomnienia. Nowe życie. Tchnęła w niego chęci i nadzieję. To dzięki niej obudził się z tego letargu. Dworek nadal nie powrócił do stanu z czasów swojej świetności, ale było już do tego blisko. Dziedziniec, budynek mieszkalny, ogród, zostały już wyremontowane, wszystko zostało naprawione, a ogród rozkwitł pięknie. Pozostało zrobić porządek ze stajnią, wybudować domek pracowniczy i…. jakieś miejsce do zabawy dla dziecka. O tym ostatnim myślał ostrożnie. Miał dużo czasu by rozplanować wszystko tak, by było bezpieczne.
Praca w ogrodzie jak zawsze sprawiła mu ogromną przyjemność. Poczuł lekkość w sercu. Kątem oka obserwował poczynania Rim. Widział jak z upływem czasu i oporządzonych kwiatów, nabiera większej pewności.
W pewnym momencie jego serce szarpnął niewyobrażalny strach. Strach zmieszany z bólem. Było to tak zaskakujące, że przez chwilę nie mógł złapać tchu.
W tym samym momencie Rim krzyknęła i upadła. Zdezorientowany podszedł do niej, próbując zrozumieć co się dzieje. Skąd ten nasilający się ból? Skąd ta wściekłość i niewyobrażalny smutek?
Słysząc wyjaśnienia dziewczyny, zirytował się ale nie dał po sobie tego poznać. Mężczyzna wyraźnie pobladł, jego dłoń zacisnęła się na koszuli w okolicy klatki piersiowej. Było mu duszno. Te uczucia były nie do zniesienia. Były tak mu obce… W tym momencie zrozumiał. Skierował dłoń w stronę blaszki. IRIS.
W te pędy wbiegł do domu. Działał jak robot. W ciszy sprawdził wszystkie pomieszczenia. Gdy nie znalazł jej w domu, obszedł dworek wzdłuż i w szerz. Nie było jej nigdzie. Czuł lodowaty spokój który ledwo radził sobie z narastającą furią która parzyła mu koniuszki palców.
Pobiegł do Rim.
- Gdzie ona jest?- jego głos był wyprany z uczuć, Cała jego osoba zaczęła emanować delikatną, niebieską poświatą.
- Mów do jasnej cholery gdzie jest Iris!- wrzasnął na nią, łapiąc ją za kurtkę i przyciągając do siebie.
Nie dbał w tym momencie o to co czuje Rim.
- Mów gdzie ona jest.- wwiercał w nią swój wzrok. Tym razem zapytał cicho. Czuł jak dreszcz przebiega po jego ciele, a ból się zwiększa. Coś ścisnęło jego trzewia.

Rim - 21 Czerwiec 2018, 16:55

Uspokoiła się i chciała wrócić do pracy. Zauważyła jednak, że coś jest nie tak - czy wszystko w po... - nie zdążyła skończyć zdania, ponieważ mężczyzna pognał nagle do domu. Zaczął biegać we wszystkich kierunkach, szukając Iris.
Rim oblał strach. Czyżby coś się stało? Czy jednak nie powinna zgadzać się na to by kobieta sama poszła na spacer? Ale co mogło się stać? Przecież mówiła, że nie jest całkiem bezbronna.
Akurat wstała i otrzepywała ubranie, gdy Gospodarz do niej podbiegł i zaczął na nią krzyczeć. Otworzyła szeroko oczy, które lekko się zaszkliły. Było w nich widać strach - ja..nie wiem - odpowiedziała cicho. Jednak gdy powtórzył głośnie i ją szarpnął, syknęła, czując jak rana się otwiera - naprawdę nie wiem gdzie poszła! - powiedziała głośnie, patrząc mu w oczy. Nie umiała kłamać i nie lubiła tego. Teraz wiedziała, że nie może tego zrobić.
- Pa...pani Iris prosiła bym panu nic nie mówiła - zaczęła tłumaczyć. Nie broniła się jednak. Była gotowa przyjąć razy za to, że zrobiła coś źle. A już miała taką nadzieję, że tutaj będzie inaczej. Ale widać nie było jej pisane szczęśliwe życie - chciała pobyć sama. Wybrać się na spacer...mówiła, że nie jest bezbronna, a ja nie wiedziałam jak mam ją zatrzymać, mimo iż tego chciałam. Nie chciałam jej puszczać samej! Naprawdę!...przepraszam - głos jej się załamał. Nie udawała. Naprawdę było jej przykro.
- Czy...czy co się stało? - dodała jeszcze. Niezbyt pewnie. Co miała zrobić? Gdy była tak przerażona, a nie miała pojęcia do czego posunie się mężczyzna. Nakrzyczy na nią? Pobije? A może rzuci psom by ją rozszarpały. Miała nadzieję, że nie to ostatnie, bo to chyba byłaby dla niej najstraszniejsza śmierć, jaką by mogła sobie teraz wyobrazić.

Terry - 24 Czerwiec 2018, 13:43

Coś się stało. Nie, nie stało. Coś się dzieje, to wszystko w nim pęczniało, ból był coraz bardziej dotkliwy, strach i wściekłość też. Ona go potrzebowała. A jego przy niej nie ma. Rim przy niej nie ma.
Ona nie wie gdzie poszła Iris. NIE WIE. Jego ciepłe oczy, stały się matowe. Mięśnie drgały w napięciu. Nagła susza w gardłem słowa Rim docierały do niego jak zza szyby. Widział że Rim się go boi. Boi się konsekwencji. Nie wykonała swojej pracy, pierwszego dnia zawaliła w najgorszy sposób. Miał ochotę przenieśc ten ból na nią. Otwarcie nigdy by się do tego nie przyznał. Różne rzeczy w życiu robił, ale nigdy ie skrzywdziłby kobiety.
Wiedział jaka jest Iris. Mógł się tego spodziewać, że z taką charyzmą i upartością przekabaci Rim, która się bała pewnie jej sprzeciwić.
- Czy Ty siebie słyszysz Rim? Kobieta w ciąży, poszła sobie nikt nie wie gdzie i Ty uwierzyłaś jej gdy mówiła, że nie jest bezbronna?!- uśmiechnął się, puszczając ją.
- Pamiętasz zakres swoich obowiązków? Pamiętasz do jasnej cholery w jakim celu głównie Cie zatrudniłem? Dałem szansę?- mówił cichym i spokojnym tonem.
- Miałaś się nią zajmować. To ona miała być tym nad czym najbardziej masz się opiekować. Miałaś być przy niej. To ja Ci to zleciłem. Jakim prawem nie powiadomiłaś mnie o czymś takim?- wwiercał w nią swoje matowe spojrzenie. Żyłka na jego skroni pulsowała.
- A teraz ona cierpi. Nawet nie wiesz jak. Mogłem się domyślić, że sobie z nią nie dasz rady… - stwierdził z pogardą. Na nikim nie można polegać.
Wszedł do domu, z biura zabrał swój jatagan oraz glocka którego trzymał w sejfie. Wszedł do sypialni, wziął z niej koszulę nocną Iris. Zszedł na dół i zawołał Rory’ego.
- Rim!- zawołał ją.
- Zostajesz się tutaj z młodymi i pilnujesz posiadłości. Nie wiem kiedy wrócimy, Iris na pewno potrzebuje pomocy medycznej, więc klinika jest miejscem docelowym. Jeśli nie będzie nas do wieczora, najpewniej tam nas znajdziesz.-
Miał ochotę ją skrzywdzić. Wyładować na tej dziewczynie swoją frustrację, bezsilność i strach. Powiedziawszy jej to wyszedł wraz z psem. W stajni był tylko jeden koń, dodatkowo nie należał do specjalnie szybkich. Dał Rory’emu do powąchania rzecz Iris. Gdy Pies złapał trop, Terry dosiadł konia i pognał za psem. Musi ją znaleźć choćby miał samo piekło przeszukać. Uczucia nim targające, mąciły jego myśli. Nie mógł się do końca skupić, a w gardle rosła mu gula.
Co zastanie na miejscu? Czy w ogóle ją znajdzie? Co się stało?

z.t

Rim - 8 Lipiec 2018, 22:15

Opuściła wzrok, powstrzymując łzy - prze..przepraszam - wyszeptała. Jak mogła pomyśleć, że da sobie radę. Nie miała jednak pojęcia co takiego mogłoby jej się stać. Poszła tylko na spacer...a nie na jakąś eskapadę...prawda? Cofnęła się o krok, gdy mężczyzna ją puścił - pamiętam proszę pana - odpowiedziała na pytanie, wpatrując się w swoje buty.
Przełknęła z trudem ślinę - pa...pani Iris prosiła...bym panu nie mówiła...- niepewnie zaczęła miętosić materiał uniformu - mówiła...że musi pomyśleć w samotności... - dodała jeszcze. Wiedziała, że to pewnie koniec jej kariery tutaj. A ledwo co ją zaczęła...Ledwo co ktoś dał jej szansę.
Przycisnęła dłonie do swojego mostka, naciskając na dopiero co zasklepioną ranę. Oczekiwała ciosu, ale ten jak na złość nie przychodził. Chciała by mężczyzna się na niej wyżył, by sprawił jej ból. By ulżył sobie...ale widać nie miała na co liczyć. Całe życie była popychadłem, workiem treningowym, dlatego tym bardziej nie wiedziała czemu Gospodarz się wstrzymuje. W szczególności iż mówił, że jego ukochana teraz cierpi.
Stała w ogrodzie, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zaczęła więc zbierać narzędzia. Prawie podskoczyła gdy Terry ją zawołał. Przełknęła ślinę i ruszyła do środka. Wysłuchała poleceń mężczyzny - czyli...wieczorem mam ruszyć do Kliniki? - upewniła się jeszcze.
Gdy została już sama, opadła bezsilnie na kolana. Była obolała i do tego wystraszona nie na żarty. Oplotła się rękami i zgięła w pół. Zaczęła płakać. Miała nadzieję, że mężczyzna znajdzie Iris i że wszystko z nią będzie dobrze. Że nawet jeśli coś jej się stało, to że wyzdrowieje i znów będą mogli żyć razem...szczęśliwi. Nie liczyła na to, że zachowa posadę po tym co zrobiła. Płakała tak, póki nie poczuła zimnego noska na swoim policzku. Odskoczyła wystraszona, ale to były tylko szczeniaki, które nie za bardzo wiedziały co się dzieje. Dlaczego ich nowy pan wziął dużego psa i poszedł tak zdenerwowany.
Odetchnęła głęboko kilka razy i niepewnie pogłaskała szczeniaki - wszystko będzie dobrze - powiedziała zachrypniętym głosem i wstała. Musiała się ogarnąć. Zmienić opatrunek. Od tego zaczęła. Po tym zajęła się dokładnym sprzątaniem całego domu. Chyba nikt jeszcze nie widział by ta lśnił, nawet na początku jego istnienia. Wypuściła też dwa razy szczeniaki. Dała im też trochę jedzenia. Nie wiedziała co ma więcej robić. Zrobiła pranie, wysprzątała wszystko. Nigdzie nie było żadnego pyłku. Nie weszła tylko do zakazanego pokoju. Tego, zamkniętego przez gospodarza.
W końcu poszła do siebie i podeszła do klatki - zostań tutaj, do Kliniki pewnie nie mogę Cię wziąć - powiedziała i pogłaskała gryzonia. Dała mu kilka orzeszków i zamknęła klatkę. Miała nadzieję, że nic się nie stanie. Upewniła się, że wszystko jest pozamykane, wzięła klucze i wyszła, zakładając kurtkę. Wzięła też torbę z ubraniami dla obu gospodarzy. Jeśli byli w Klinice, to mogli ich potrzebować. Nie wiedziała co mogła więcej zrobić.
Opuściła Dworek. Zamknęła drzwi i spojrzała jeszcze na budynek. Miała nadzieję, że nie będzie musiała opuścić tego miejsca na zawsze. Zapomniała zupełnie o pieniądzach w puszce. Bardziej skupiała się na tym, że nie miała pojęcia gdzie miała się w ogóle udać. Do Kliniki, ale gdzie ona była. Będzie musiała popytać. Tylko kogo...

ZT



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group