Gawain Keer - 2 Grudzień 2017, 16:58 Lekko zmrużył oczy niezadowolony z braku reakcji. Widocznie te usteczka zostały nagle zaklejone uśmiechem godnym samej Mona Lisy. Ile tajemnic! Cóż... i tak już wpadłem pokazując leki. Trudno. Renard będzie musiała przyjąć odpowiedzialność, za zbyt pochopne działanie. Nie powinna była brać leków z miejsca pracy, do którego może przyjść każdy. Ewentualnie powie, że zlitowała się nad biednym Cieniem lub sam powiem, że nie zdradzę źródła. Ech...
Siedział sam ze zwierzakiem dosłownie chwilę, gdy Marionetka wróciła do pokoju. Zerknął na mleko i babeczkę, ale nic nie powiedział. Po prostu jej nie ruszy i tyle. Nawet gdyby postanowił uczynić jej tą uprzejmość i zjeść wypiek, to jego ściśnięty żołądek przyjąłby jedynie parę malutkich kęsów. Do tego była najprawdopodobniej była słodka, a ze słodyczy Keer lubił tylko nalewki. - Dziękuję pani - odparł i delikatnie odsunął się od zwierzaka. Ten obudził się i zaskomlał. Właśnie pozbawiono go wygodnego źródła ciepła i fizycznego kontaktu, którego najwyraźniej potrzebował. - Sądząc po opisach, to tak. Pierwszy raz widzę jednego na oczy - opowiedział cicho, bo zajęty był lodowym lisem. Trudno było je wypatrzeć,a co dopiero spotkać.
Delikatnie podniósł go i usadowił między swoimi nogami, by przysunąć ku niemu spodeczek. Babeczka również interesowała malucha, ale tę Keer odsunął od niego zdecydowanym ruchem. Czekolada szkodziła psowatym, więc lisom pewnie też. Schnee nie niuchał więcej za nią, tylko zaczął chłeptać mleko z niebywałą szybkością. Musiał być okropnie głodny i spragniony. Cień wyprostował się i spojrzał na Marionetkę. Skrzywił się odrobinę i westchnął przeciągle - To pewnie znajda. Nawet nie wiem, czy ma jakieś imię - poczochrał lisa między uszami i zadrżał lekko. Mimo ciepła jego futro było stale chłodne.
Wysłuchał krótkiej wymiany zdań. Wyglądało na to, że jest skazany na towarzystwo, choć wolałby siedzieć sam. Ciekawe, kto do niego dołączy. Jego skołatany umysł jeszcze nie sklecił wszystkich posiadanych informacji w jedną całość.
- Dziękuję i nawzajem - skłonił się nadal siedząc i trzymając Schnee. Gdy tylko usłyszał jak drzwi się za nią zamykają, wziął leki przeciwbólowe i popił melisą. Nie będzie ich brał przy obcych. To była jego prywatna sprawa, a na więcej osobistych pytań nie miał ochoty. Starczy ich na dzisiaj.Thorn - 3 Grudzień 2017, 04:21 Gawainowi nie była dzisiaj pisana samotność. Ale czego się spodziewał wchodząc do placówki publicznej? Przecież to normalne, że cały czas ktoś się tu kręci, jak nie Personel to Pacjenci czy Goście. Ale może to i lepiej, że nie był sam bo gdy jest się zdenerwowanym, często do głowy padają głupie pomysły. Zwłaszcza gdy czeka się na wieści o ważnej dla nas osobie.
Tak jak poprosiła Recepcjonistka, do pokoju wszedł wysoki, szczupły mężczyzna. Miał na sobie ciemnoczerwony frak z białą koszulą i żabotem. Czerwone jak krew, długie włosy miał spięte na karku w kucyk, przewiązany czarną wstążką. Twarz miał przystojną, lekko pociągłą, oczy natomiast żółte jak u drapieżnika.
Wszedł głębiej i skłonił się nisko przed siedzącym na kanapie rudowłosym mężczyzną. Zachowywał się jak jakiś Kamerdyner ale czy faktycznie nim był? Recepcjonistka rozmawiała wcześniej z inną Marionetką o Służącym jednego z Gości. Musiał to być właśnie on.
- Dzień dobry. - powiedział mężczyzna grzecznym głosem ale nie zbliżył się i nie usiadł. Bądź co bądź, jest tylko Sługą, nie może tak po prostu siadać przy istotach o których nie miał pojęcia a które mogły być wyżej urodzone. Posłał mu tylko uprzejmy ale nieco zagadkowy uśmiech i stanął przy jednej ze ścian, pochylając pokornie głowę w razie gdyby jego Pan miał się tu lada chwila zjawić.
Thorn po opuszczeniu sali w której przebywała mała Abigail od razu udał się do Recepcji by odebrać od Aldena swoje rzeczy. Nie spieszył się, miał się przecież oszczędzać. Niby nie czuł bólu bo dostał od Dyrektora silne leki przeciwbólowe, ale pamiętał o jego zaleceniach. A skoro zrezygnował z jeżdżącego fotela, musiał tym bardziej uważać na kroki.
W Recepcji nie było Służącego, Recepcjonistka pokierowała Upiornego do Pokoju Wypoczynkowego. Mężczyzna podziękował grzecznie i poszedł we wskazanym kierunku.
Drzwi otworzyły się powoli i pierwszym kogo zauważył Thorn był siedzący na kanapie, rudowłosy mężczyzna. Arystokrata od razu go rozpoznał.
- Gawain Keer. - powiedział na głos i uśmiechnął się szeroko, wchodząc dalej, w głąb pokoju - Cóż za spotkanie.
Przechodząc na kanapę zauważył stojącego przy jednej ze ścian Aldena. Skinął mu głową na co Służący odpowiedział ukłonem. Ale nic więcej nie zrobił, czekał na sygnał kiedy może przekazać rzeczy które przyniósł.
Thorn miał czas, więc przeszedł na siedzisko, wybierając miejsce na przeciw Gawaina. Patrzył na niego i uśmiechał się szeroko. Co jak co, nie spodziewał się tutaj Cienia.
- Czyżbyś podobnie jak ja, przełamał się i przybył w poszukiwaniu pomocy? - zagadnął miłym głosem - Skąd to zdenerwowanie? - zauważył, patrząc na twarz mężczyzny. W jego tonie, choć grzecznym, było coś... kpiącego. Zaczepiał Keera. To nie tak, że był do niego uprzedzony, wręcz przeciwnie! Bardzo go lubił, nie wiedzieć czemu. I bardzo się starał, by Cień też go polubił. Aeron potrzebował takich Sojuszników.
Usiadł wygodnie na miękkim siedzisku i oparł plecami o oparcie. Czekał na jakąkolwiek reakcję rudowłosego. Był ciekaw co go tu sprowadza, oj bardzo ciekaw. Gawain nie wydawał się być mężczyzną miękkim, który z każdą byle błahostką biega do Szpitala.
Było w nim coś, co intrygowało Arystokratę. Może jego gburowatość, może te czarno-pomarańczowe oczy. Thorn, chociaż nieco zazdrosny o uwagę Yako, rozumiał dlaczego Demon wybrał akurat tego Cienia. Gawain Keer był jak zagadka, która aż kusi by ją rozwiązać.Gawain Keer - 3 Grudzień 2017, 06:37 Dobrze, że powiedzieli mu wcześniej, że ktoś przyjdzie, bo w momencie pojawienia się nieznajomego mężczyzny pewnie podskoczyłby w miejscu i oczekiwał wieści o stanie Yako, wpatrując się w faceta jak ostatni debil. Przybysz wyglądał elegancko, ale i drapieżnie. Żółte oczy zdawały się czujne i Gawain natychmiast poczuł się obserwowany. Przesunął lodowego lisa na bok. Niech śpi spokojnie.
- Dzień dobry - odparł niemalże mechanicznie, a wewnątrz Cienia coś zgrzytnęło. Ten dzień nie należał do dobrych. Miał wrażenie, że cały ostatni tydzień spędził jak na automacie. Chodził, gadał, uśmiechał się, lecz wewnątrz był martwy i pusty. Jedynie Demon potrafił poprawić mu humor, ale on właśnie był rozcinany i składany do kupy. - Proszę, niech pan siada - wskazał ręką wolne miejsca. Już wystarczy, że Marionetka wisiała nad nim przez całą rozmowę, przez co poczuł się osaczony. Ledwo wykonał zapraszający gest, gdy drzwi znów się otworzyły.
Wspomnianym Pacjentem okazał się być Cierń. Kurwa! Tylko jego mi brakowało! - pomyślał z lekką paniką i złością. Nie miał ochoty teraz go widzieć, słyszeć, a tym bardziej z nim gadać. Ale mógł się go spodziewać. Przecież Yako mówił, że nie jest na siłach.
Keer odetchnął nerwowo, próbując zebrać się w sobie. To nie był najlepszy czas na poważne rozmowy. Okropnie rozkojarzony, bał się, że coś wypapla albo obrazi Upiornego. Nadal pamiętał, co powiedział o odczytywaniu wyroków i nie podobała mu się ta groźba. Gdyby nie mogła odnosić się do niego, to uznałby to za doskonały żart idealnie trafiający w jego poczucie humoru.
- Pan Cierń - powiedział cicho i skinął mu głową, wstając z miejsca. Jednak dobrze, że wziął te leki. Każda oznaka bólu z jego strony zapewne zostałaby przyjęta z jawną kpiną, a ten jegomość zdawał się uwielbiać naigrywanie się z innych. Już przy pierwszym spotkaniu go rozbroił i testował na wszelkie możliwe sposoby. Usiadł dopiero, gdy zrobił to Upiorny.
Słysząc pytanie spojrzał gdzieś niżej i zwiesił ramiona. - Niech mi pan wierzy... chciałbym, aby tak było - powiedział ciężko i jakoś tak spuścił z tonu. Był zmęczony i przybity. Roztrzęsiony mimo leków. Jedyne co zdziałały, to przyniosły ze sobą nienaturalną senność i rozluźnienie mięśni, ale myśli Cienia nadal krążyły wokół Demona i każda zaczynała się "Co by było gdyby..." lub "A jeśli...". - Obawiam się, że Lusian nie ma się najlepiej. Operują go - szepnął i lekko zadrżał, gdy mięśnie postanowiły się odezwać. Stres tego rodzaju był dla Keera nienaturalny. Organizm nastawiony na akcję domagał się ruchu, ale Cień musiał tu tkwić i czekać na informacje. Najchętniej postrzelałby teraz z kuszy gdzieś na zewnątrz albo pobiegał, by się wyżyć. Splótł dłonie na kolanach, by nie gestykulować jakby cierpiał na Parkinsona i zespół Touretta jednocześnie. Kciukiem wodził po śladach jakie zostawiły za sobą zęby Yako.
- Słyszałem, że okropnie pan zaniemógł. Ufam, że jest już lepiej? - zapytał i tym razem nie był to wymuszony gest. Chciał usłyszeć choć jedną dobrą nowinę, a Cierń wyglądał jakby miał się całkiem dobrze. Panisko siedziało sobie wygodnie i błyskało rogami oraz uzębieniem na lewo i prawo. Pozazdrościł spokoju jaki bił od mężczyzny. W ogóle nie wyglądał jakby był tutaj pacjentem. Elegancki jak zawsze sprawiał, że atmosfera zagęściła się i stała się nieco napięta, jak to przy Upiornych bywa.
Strój i stan Cienia wcale nie dodawały mu animuszu, ale przynajmniej czuł się bezpieczniej w swoim zwyczajowym golfie. W koszulach czuł się odsłonięty i nagi. Nie miał uprzęży na nodze jak ostatnio, a za paskiem widniał inny sztylet. Niezwykle ozdobny jak na gust Keera, zupełnie niepasujący do ubioru. Co innego, gdyby każda sprzączka została wykonana ze srebra, a buty wypolerowano na błysk. Siedział pochylony lekko do przodu, bo plecy nadal go bolały, a do tego czuł się niekomfortowo pomiędzy Cierniem a jego Sługą. Wyglądał teraz jak uczeń, który przylazł na egzamin i tkwił na krześle z kijem w tyłku, z niepokojem oczekując rozwoju wydarzeń. Spojrzeniem swoich dziwacznych oczu wwiercał się w tęczówki Upiornego.Thorn - 3 Grudzień 2017, 07:44 Niepotrzebnie wstawał gdy Thorn wszedł do pokoju. Mógł dalej siedzieć na kanapie, przecież Upiorny nie wymagał od niego niczego. A jednak wstał grzecznie co Upiorny odnotował w głowie. Na plus dla rudowłosego.
Starał się nie wywyższać ale kiedy było trzeba, zaznaczał swój status społeczny. Jak wtedy gdy rozmawiał z Dyrektorem tej placówki. To była swoista gra, szermierka języków, jakkolwiek by to nie brzmiało. Lubił takie wyzwania. Gawain co prawda nie był przeciwnikiem do rozmów dyplomatycznych, bo Aeron kiedy mógł to go perfidnie sprawdzał, ale i tak rogaty lubił jego towarzystwo. Można powiedzieć, że się stęsknił za tym gburowatym, milczącym Cieniem.
Wyciągnął do niego dłoń by powitać go, jak przystało.
- Może mnie pamięć zawodzi... Ale czy nie prosiłem, byś zwracał się do mnie po prostu po pseudonimie? - zagadnął beztrosko - Będzie nam łatwiej. W końcu już trochę się znamy, jeśli nie osobiście... to z opowieści Yako. - błysk w oku i tajemniczy uśmiech dodawały mu drapieżności - Dużo mi o tobie mówił, podejrzewał, że również o mnie sporo opowiadał.
Ledwo się spotkali a już sprawdzał rudowłosego. Co poradzić, ten typ tak ma. Lubi dużo wiedzieć. A siedzący przy nim jegomość, Gawain Keer był bardzo interesującym typem. A młody Vaele bardzo lubił interesujące istoty. Czuł coś na kształt przyciągania i o ile w przypadku Yako mógł to wytłumaczyć jego mocą, tak w przypadku rudzielca... Sam nie wiedział co go tak do niego ciągnie.
Obaj byli inteligentni i mieli umysły ostre jak brzytwy. Thorn poniekąd czekał, kiedy Keer zacznie go sprawdzać bo jak na razie tylko Upiorny sobie na to pozwalał.
Gdy otrzymał informację o powodzie wizyty Gawaina, jego oczy otworzyły się szerzej a na twarzy wymalowało się zaskoczenie.
- Operują Lusiana? - zapytał na głos, jakby nie wierzył w to co przed chwilą powiedział Cień - No coś takiego... A jeszcze kilka dni temu był u mnie i... - celowo zrobił pauzę i zerknął na niego ukradkiem - Wydawał się być bardzo żywotny.
Prowokował go. Czy postępował mądrze? To się okaże. Pewnie wyjdzie na zadufanego ignoranta, który ma gdzieś stan Yako. Szkoda, bo naprawdę się zmartwił. Przez głowę przebiegało mu teraz niczym stado spłoszonych koni tyle myśli... Co stało się Lisowi? Czy wyjdzie z tego?
Nieśmieszny Żart Losu. On trafił tu dzisiaj właśnie przez gadanie Yako. Namawiał go by poszedł z bólem do Kliniki i proszę bardzo, oto są tutaj razem. Z tym, że on jutro ma być operowany a Demonem zajmują się teraz.
Tęczowe oczy zlustrowały Gawaina od stóp do głów. Wyglądał na zaniepokojonego i nieco sztywnego. Oznaczało to jedno - Yako musiał być naprawdę w złym stanie.
Niezauważalnie zgrzytnął zębami. Tych dwóch tak mocno się kochało... Było mu wstyd przed samym sobą ale zazdrościł im tej relacji. Też chciałby mieć kogoś na kim by mu tak zależało. Co prawda poznał dzisiaj własną Kuzynkę ale to była świeża sprawa.
Uśmiechnął się do niego chcąc ukryć zdenerwowanie. Cholera, o tego niepokornego Lisa martwiło się tyle osób. Ciekawe czy gdyby wiedział, że teraz obaj z Gawainem siedzą tutaj i martwią się o jego dupsko, to czy jakoś by to skomentował.
Uniósł brew gdy padło pytanie o jego stan zdrowia. Przez chwilę milczał, zastanawiając się na ile rudowłosy faktycznie interesuje się jego stanem. Mógł przecież zapytać z grzeczności.
- Mam złamany kręgosłup. I kilka żeber. - powiedział, określając tym terminem swój przypadek bo było mu tak łatwiej - Lekarze zastanawiali się jakim cudem jestem w stanie w ogóle chodzić. - uniósł dłoń i spojrzał na swoje paznokcie ze znudzeniem. Nie lubił mówić o sobie. Zwłaszcza kiedy nie wiedział jakie są intencje rozmówcy. Po chwili jednak ponownie spojrzał w oczy Keerowi.
- Jutro mam być operowany. - stwierdził przyglądając się jego twarzy jakby chciał wyczytać prawdziwe motywy jakie kierowały Cieniem - Dziękuję za troskę. - dodał z uśmiechem, powoli cedząc słowa - Nie martw się o Lisa, jest w dobrych rękach. Pewnie za niedługo go wypuszczą i wpadniecie sobie w ramiona. - złośliwa uwaga która miała uderzyć Gawaina, uderzyła też jego. Niczym miecz obusieczny. Zazdrościł tym dwóm, że się kochali. Cień czeka tutaj na Lusiana, znerwicowany... A czy ktoś czeka na Thorna?
Odwrócił się na chwilę do swojego Sługi, Aldena.
- Zostaw rzeczy przy wyjściu z pokoju. - polecił poważnym tonem - Wrócę za kilka dni. Zajmij się Domem i doglądaj proszę moich inwestycji. Wszystko ma być w należytym porządku. - machnął ręką - Możesz już iść. Do widzenia.
Sługa skłonił się zarówno swojemu Panu jak i rudowłosemu po czym wyszedł, zostawiając zgrabną walizeczkę przy drzwiach. W Recepcji zatrzymał się na chwilę i wręczył Marionetce jakąś paczkę.
Upiorny powrócił spojrzeniem na Cienia. Keer wpatrywał się w niego tak intensywnie, że rogaty mimowolnie uśmiechnął się szeroko, powoli ukazując białe zęby.
- Podobał ci się podarek? - zagadnął luźno, wytrzymując spojrzenie dziwnych, czarnych oczu.
Podobało mu się to spojrzenie.
I to bardzo.Gawain Keer - 3 Grudzień 2017, 17:23 Oczywiście podał mu dłoń, choć ta była pogryziona przez lisie zęby. Nawet niewprawne oko zauważyłoby rozstaw właściwy humanoidom, a nie zwierzętom. Mimo rany uścisk był mocny i pewny. Nie kruszył mu jednak ręki. Cień posługiwał się głównie mową ciała, gdyż mimikę miał śladową. Jego oczy mało kto umiał rozczytać przez czarną twardówkę.
Ciepło zniknęło z jego twarzy i spojrzenia całkowicie. Uleciało w eter, szeol jaki Cień nosił w swoim wnętrzu. Witaj w pracy, Wain. Uczucie gorzkie niczym piołun, chłodne niczym stal. Wyprostował się i oparł o kanapę. Nienawidził spoufalania się, ale dobra. Skoro ten facet tak bardzo chce, by mówić mu pseudonimem, to niech będzie. Zmieni się tylko określenie na jego osobę, nic więcej. - Czy ja wiem Cierniu? - zmrużył powieki, a bursztyn zamigotał groźnie. Serce przeskoczyło mu boleśnie w piersi słysząc prawdziwe imię Demona. Zapragnął stąd natychmiast wyjść. I tyle z tej wielkiej tajemnicy o tym, że Foxsoul to Demon. A ja się kurna gimnastykuję za każdym razem, gdy ktoś o nim wspomina. Pierdolić to. - Posyłając mi podarek nie użyłeś pseudonimu. Swoją drogą to drogi prezent. Miałem wybrać się do Ciebie osobiście, ale Yako powiedział mi o twoim stanie - upił łyk melisy i spojrzał znad filiżanki na Ciernia. - Potrafi dochować tajemnic. Więcej wiadomo mi o twojej służbie - powiedział i zaśmiał się gorzko, gdy ją odstawił. Cień wiedział jedno. Raz wypowiedziane słowa, nie pozostaną tajemnicą na zawsze. Chyba, że poślesz kogoś do grobu. Poza tym nie wiedział, ile informacji chce posiadać o Rogatym i czy chce wiedzieć pewne rzeczy od niego.
Sięgnął ku babeczce, by przesunąć talerzyk w stronę Ciernia. - Niech się pan częstuje. Nie przyjmuję pokarmów stałych, a recepcjonistka przyniosła mi ją... na poprawę humoru - spojrzał na wypiek, jakby to był najgłupszy pomysł jaki słyszał. Może działało to na baby z okresem albo beczące bachory, ale nie na niego.
Prawda była taka, że nie wiedział o Cierniu nic poza tym, że był Upiornym. Gawain miał spędzić w Różanej Wieży trochę czasu i przeglądać kroniki, ale ranny Yako pokrzyżował mu plany. Chciał wymówić się pracą i prześwietlić rody. Zacząłby od nazwisk, a potem grzebał dalej. Nie przeszedł takiego szkolenia jak pani Renard, ale szukając informacji sam, wiele mógł się nauczyć.
- Jego wizyty u ciebie nie dało się nie zauważyć. Prawie zeżarła mnie puma w jego domu, która postawiła się tam wprowadzić i wyraźnie bała się tylko jego - spiął brwi i poprawił się na kanapie. - Nie wiedziałem, że taki z ciebie poeta, Cierniu. Czyli spaliście razem... nie interesuje mnie, w której postaci - stwierdził, choć ostatnią część zdania wypowiedział z lekką kpiną. Wbił spojrzenie w Upiornego. Oczywiście, że spali. Yako musiał coś jeść prawda? Szkoda, że nie trzymał języka za zębami. Ciekawe, co o nim wypaplał Cierniowi. Gawain miał dość głupich, dworskich gierek. Jeśli czarnowłosy miał mu coś do powiedzenia, to niech to mówi wprost. Jak mężczyzna. Chciał bić się na słowa? Układać wiersze? Wygłaszać pamflety? Nie miał zamiaru dać wciągnąć się w teatrzyk, bo i tak przegrałby z kretesem. Nie był Arystokratą, nie znał zasad, więc Cierń mógł się co najwyżej podetrzeć własnymi chęciami.
Zmarszczył brwi słysząc w jakim stanie jest Cierń. Co za głupiec. - Skoro lekarze się dziwili, to oznacza, że powinieneś był leżeć lub jeździć na wózku inwalidzkim. Życie ci niemiłe Cierniu - gdyby mógł, właśnie przejechałby dłonią po twarzy, ale ograniczył się jedynie do cichego westchnienia. Żebra mogły przebić płuca, kręgosłup się przestawić i przerwać rdzeń, naruszyć nerwy. Wystarczyło, że się przewróci i walnie w łeb i nikt tego nie zauważy, a skończy martwy. - Oby poszło dobrze... Yako bardzo cię polubił - powiedział już ciszej, a nieprzyjemny błysk zanikł. Spojrzenie Cienia było puste. Każdy kto wszedłby do tego pokoju wybrałby towarzystwo Ciernia. Elegancki i uśmiechnięty kontra gburowaty i milczący rudzielec. Lis uwielbiał zabawy i swawole. Choć pozostawał mu wierny, to nie mógł zabronić mu schadzek. Umarłby z głodu. Tylko czemu musiał robić to ze znajomymi? Gopnika dało się zastraszyć, ale Cierń pozostawał poza zasięgiem tanich sztuczek. Skończyłby na stryczku.
- Wątpię bym mógł go przytulić. Praktycznie nie było na nim zdrowego skrawka skóry. Myślałem, że go tutaj nie dowiozę - przejechał otwartą dłonią po czole, po czym zacisnął powieki i duszkiem wypił całą melisę do końca. Odstawił filiżankę z cichym stuknięciem o spodek.
Odczekał, aż Cierń przekaże instrukcje i również obrócił się w stronę czerwonowłosego - Do widzenia - pożegnał się ze Sługą. Słyszał tylko o Caiusie i Biance, ale ten tutaj nie wyglądał mu na kucharza.
A więc temat zszedł na sztylet i tajemniczy wierszyk. A myślał, że dziś tego uniknie. Mimo wszystko, Cień przestał się ciągle trząść, bo jego myśli zajmowały teraz interesy i układy. Przełączył się na tryb "praca" i choć nie panował nad sobą całkowicie, to nie wyglądał już na takiego zestresowanego.
- Piękny, ale naprawdę nie znalazłbym dla niego większego użytku. Używam głównie kuszy - poklepał drewno z grawerem przy swojej nodze. - Bywa również, że tracę broń - wskazał na nowy sztylet. - Czemu mi go wysłałeś? A może powinienem zapytać, czego po mnie oczekujesz? Postawiłeś mnie w niewygodnej sytuacji. Nie jestem Upiornym, więc powinienem przyjąć twoją łaskę i nie odmawiać prezentu, co natychmiast stawia mnie w pozycji dłużnika. Odrzucenie? Toż to byłby jawny afront z mojej strony. Czego pan chce, panie A.V.? - zaakcentował inicjały i przekrzywił nieznacznie głowę w bok. Nie będę się certolił, nie z nim. Jak chce się pobawić, to niech sobie znajdzie innego Upiornego. Czego się do niego przyczepił?!Thorn - 3 Grudzień 2017, 22:09 - Ach, miałeś mnie odwiedzić? Wyśmienicie! - ożywił się - Spotkaliśmy się tutaj ale zapraszam. Jesteś mile widzianym Gościem w mym Domu. - przymrużył oczy pogłębiając uśmiech. Miał naprawdę dobre zamiary względem tego Cienia. Lubił go, mimo, że ten był gburem a uśmiech na jego twarzy był tak rzadki jak... Szczery Upiorny Arystokrata.
Uniósł dłoń gdy mężczyzna przysunął ku niemu wypiek. Na chwilę uśmiech zniknął z jego ust, zastąpił go poważny wyraz. Spojrzał na rudowłosego badawczo.
- Dziękuję. - powiedział - Ale nie mogę. Mogę zjeść tylko to, co przewidział dla mnie Dyrektor. Nic dodatkowego, by jutro w trakcie operacji być na czczo.
Czyżby Gawain zapomniał? Przecież chwilę temu Thorn prosił go, żeby rudzielec mówił do niego per Cierń. Rogaty miał dosyć sztywnych relacji, sztucznych grzeczności i fałszywych uśmiechów. Bo wbrew temu co mogło się wydawać, on uśmiechał się do niego szczerze.
Nie skomentował jednak przejścia na pan. Widocznie tak było mu wygodniej. Był podenerwowany i zniecierpliwiony, nie dziwne każdy byłby w tym stanie gdy kilka sal obok składają do kupy kochanka.
Zmarszczył brwi słysząc o pumie i zamyślił się, unosząc dłoń do podbródka. Potarł go patrząc na stół i imbryczek w którym pewnie była herbata albo jakiś inny napar.
- Puma... - powtórzył jakby do swoich myśli - Dziwne. Nie jest raczej typem istoty, która chce się bawić w opiekuna. Z tego co mi wiadomo prowadzi dość... rozrywkowy tryb życia. Jest raczej lekkoduchem. - odjął dłoń od twarzy i położył ją na podparciu - Ale co ja tam mogę wiedzieć. Przecież tylko z nim sypiam. - wzruszył ramionami z uśmieszkiem - Jego serce skradł kto inny. - uniósł na niego wzrok tęczowych oczu w których pojawił się błysk. O tak, lubił droczyć się z tym rudzielcem. Widział, jak Cień spina się ilekroć w okolicy pojawi się on, Gwardzista. Czyżby aż tak bał się o swój zad? To, że jest Zabójcą Thorn już wiedział, przecież Cień praktycznie mu się do tego przyznał. Widocznie był całkiem dobry w swoich fachu bo Gwardia w dalszym ciągu nic o nim wiedziała. Czasem pojawiał się jakiś przeciek, mówiący o tym, że Keer prowadził w Świecie Ludzi dość niebezpieczną działalność ale bardzo szybko ploteczki były rozwiewane.
Czy Gawain kiedykolwiek zastanawiał się, czemu jeszcze nikt nie dobrał się do jego szczuplutkiej, uwielbianej przez Yako dupy? Raczej nie. Bo po co? Wygodnie było żyć gdy nikt nie dybał na twoje życie, gdy wyżej był ktoś kto blokował jakiekolwiek informacje wpływające od Zwiadowców i Agentów ze Świata Ludzi.
Westchnął wyrwany z zamyślenia. Słysząc komentarz Cienia uśmiechnął się, bardzo powoli ukazując rząd zębów. Przechylił głowę i oparł policzkiem na zgiętej w łokciu ręce. Wyglądał na lekko znudzonego ale w jego wyglądzie było coś... drapieżnego, lubieżnego. Perwersyjnie oblizał usta, jak drapieżnik który patrzył na swoją ofiarę i w myślach już ją łapczywie pochłaniał.
- Wprost ubóstwiam igranie ze Śmiercią. - powiedział cicho, ciemnym tonem - Każdy ma swój mały fetysz, czyż nie?
Zachichotał cicho i przeczesał dłonią włosy, odchylając je w tył. Opuszkami palców musnął delikatnie swoje rogi, tuż u nasady. Odchylił głowę w tył, patrząc na Cienia wyzywająco. Gawain oczywiście nie wiedział jak wrażliwe były jego rogi, chluba i największy skarb... Chyba, że Yako mu wszystko wypaplał. Ale jeśli tak, to może wypada jeszcze poczekać na rozwój wydarzeń. Thorn naprawdę nie chciał likwidować tego sympatycznego rudzielca. W końcu tak świetnie się razem dogadywali! Wprost pili sobie z dzióbków.
- Wiem, że mnie polubił. - powiedział jakby stwierdzał jedynie fakt - Nie trudno polubić kogoś, kto podkłada się pod nos i wręcz zmusza, by Demon się na nim pożywiał. Dbam o jego dobre samopoczucie. - zmrużył oczy uważnie lustrując twarz Gawaina - Ale nie martw się. Nawet ślepy w końcu zauważyłby, że jego serce należy tylko do ciebie. W przypływie szczerości, Keer, powiem ci, że nawet ci zazdroszczę. - zamknął oczy uśmiechając się lekko, spokojnie - Dobrze jest mieć kogoś, kto o tobie myśli. Nawet jeśli robi to w czasie łóżkowych zabaw w kimś innym.
Musiał dorzucić złośliwą uwagę. Nie byłby sobą, drażnienie Cienia sprawiało mu frajdę. Sprawdzał jego cierpliwość, chciał też wzbudzić w nim odrobinę zazdrości. Po co? Nie, nie rywalizował z nim, bo i tak by nie wygrał. Nigdy. On chciał zwyczajnie rozbudzić w tym gburowatym rudowłosym mężczyźnie poczucie, że jak nie zadba o swojego partnera, to ktoś mu go podkradnie.
W jego głowie rysował się bardzo ładny scenariusz - Yako, zdrowy, wpada w ramiona Gawaina, oboje splatają języki w namiętnym pocałunku i wszystko kończy się na gorącym seksie, dzikim i trwającym w nieskończoność. Jak gdyby mieli się widzieć po raz ostatni.
Keer powinien docenić, że ma Yako. Powinni o siebie dbać. Wizja ich igraszek była... całkiem podniecająca dlatego nieco zawstydzony swoimi myślami rogaty szybko zmienił tok myślenia.
- Słyszałem, że w tej placówce Dyrektor zatrudnia medyków zdolnych mocą zregenerować każde złamanie czy inne obrażenia. Miasto plotkuje. Ponoć pacjenci wychodzą stąd jak nowi. - powiedział chcąc go podnieść na duchu - Jestem pewien, że Lusian będzie jak nowy. No, może dojdzie mu kilka nowych blizn... ale przecież będzie nadal tym samym Yako. - tym razem uśmiech był pogodny, uprzejmy.
Zainteresował się tym co mówił Cień o sztylecie. Przytaknął mu, gdy ten powiedział, że był niepraktyczny.
- Och, bo to podarek który nie jest przeznaczony do walki. - wyjaśnił grzecznym tonem - Jest piękny ale niepraktyczny, to fakt. Nie najlepiej wyprofilowany i dość delikatny. Bardziej nada się jako ozdoba na ścianę niż oręż użytkowa. To swego rodzaju symbol.
Spojrzał na sztylet który mężczyzna miał przytroczony do paska, na udzie. Nie skupiał jednak na nim wzroku dłużej, niż kilka sekund. Nóż był co prawda ładny - nie rękojeść, bo ta była krzykliwie niebieska i aż krzyczała, że broń chce zostać skradziona - ale nie w guście Thorna. Przypominał mu on kształtem Stiletto albo Mizerykordię. I pewnie do tego był używany, bo nie nadawał się na nóż myśliwski. No, chyba, że rudzielec lubił patroszyć ofiary wymyślną bronią. To już jego gust. Upiorny nie zamierzał sprawdzać tego kawałka żelaza, nie czas na to i miejsce.
Wyszczerzył się, gdy ten przytoczył jego inicjały. Przechylił się ku niemu i wyciągnął ku niemu dłoń, ponownie, jakby się chciał znowu przywitać. Jeśli Cień ją uścisnął, Arystokrata dodatkowo pochylił się w lekkim ukłonie.
- Aeron Vaele. - powiedział z dumą - Miło mi, panie Keer. - wycofał dłoń i na powrót usiadł wygodnie na siedzisku. Przyglądał mu się uważnie.
Nie dziwne, że motyw Upiornego spędzał mu sen z powiek. Faktycznie takich podarków się nie odmawia, chyba, że nisko ceni się swoje życie. Prezent od Arystokraty był bowiem czymś więcej niż zwykłą, kolejną rzeczą którą wrzuci się do szuflady i zapomni. Taki prezent ciążył jak największy grzech na sercu. Palił, nie dawał spokoju bo zawsze kryły się za nim znane jedynie Szlachcicowi motywy.
Thorn nie chciał zdradzać swoich pobudek Gawainowi. Rudy i tak nie uwierzyłby w szczere intencje rogatego. Niech sobie myśli co chce. Ale jeśli faktycznie był inteligentny, po jakimś czasie połączy ze sobą pozornie niezwiązane fakty. Na przykład to, że odkąd dostał sztylet od Aerona Vaele, może funkcjonować w Krainie Luster w miarę spokojnie. Teraz się tym nie interesował ale w końcu poniucha i może wywęszy, dlaczego Gwardia jeszcze się nim nie interesuje. A interesuje się przecież każdym Zabójcą, niezależnie czy działał w Krainie Luster czy innych, równoległych światach.
Mieć tak potężnego protektora i nawet nie znać jego imienia. Doprawdy... Cień musiał mieć w sobie coś naprawdę wyjątkowego, że tęczowe oczy Księcia Kłamstw skierowały się właśnie w jego stronę. Szkoda tylko, że Gawain nie doceniał młodego Vaele. Jak z resztą większość którzy mają z nim do czynienia.
- Odbieraj to jak chcesz. - powiedział w końcu - Wiedz, że nie jesteś mi nic dłużny. Uznałem po prostu, że ten sztylet do ciebie pasuje. To replika broni, którą zarżnięto mojego Dziada, oryginał został z nim pogrzebany. - zrobił nacisk na słowo 'zarżnięto', rozkoszując się tym słowem - Ten sztylet zawsze kojarzył mi się odebraną okazją. Ja chciałem wykończyć swojego przodka, nie pytaj dlaczego bo nie powinno cię to interesować. Jeszcze nie. - przechylił odrobinę głowę, uśmiechając się do niego tajemniczo - Może teraz, gdy Jaskółka trafiła do niezwiązanych z moją rodziną rąk, będę mógł zapomnieć o tym czego nie udało mi się zrobić. O mojej małej porażce. Może w twoich rękach będzie równie zbawienną bronią jak kilka stuleci temu jej starsza siostra. Gdy poruszyła lawinę wydarzeń, które w efekcie dały mi nowe życie, kształtując mój charakter. - błysk w oku - To broń tych, którzy niekoniecznie za jej pomocą, mają wpływ na świat. Liczą się więcej.
Trochę się rozgadał ale czy faktycznie takie były jego pobudki? Kto to wie. Równie dobrze, mógł po prostu znudzić się kolejną zabawką w swojej kolekcji albo kupić go u pierwszego lepszego rzemieślnika. Nieznane są jego prawdziwe motywy, w końcu to Subtelny Kłamca. Oplatający cienką nicią kłamstw każdy aspekt swojego życia.
- Powiedz mi... Jak wam się żyje? - zagadnął zmieniając temat na coś luźniejszego i może dla Cienia milszego - Jesteście szczęśliwi? Niczego wam nie brakuje? - zapytał z czystej ciekawości, nawet było słychać delikatną nutkę troski.
Już taki był. Gdy się do kogoś przywiązał starał się dbać, by ta osoba miała wszystkiego pod dostatkiem. Nie ważne czy jedzenia czy kosztowności. Po cichu pociągał za sznurki, by wszystkim jego Przyjaciołom żyło się lepiej, w tym cukierkowym, pozornie tylko przyjaznym świecie.
Gawain miał wiele szczęścia, że widniał właśnie na liście Przyjaciół. Zabawne, że nie zdając sobie z tego sprawy, tak usilnie starał się odciąć od Aerona Vaele.Gawain Keer - 3 Grudzień 2017, 23:59 Z jakiegoś powodu on sam lekko się uśmiechnął. - Dobrze, lecz uprzedź Caiusa, by niczego dla mnie nie gotował, jeśli to będzie czas posiłku - powiedział. W ten sposób mógł odmówić obiadu lub kolacji w bezpiecznych warunkach i nie sprawiać przykrości sobie i innym. Nie lubił udawać, bo szło mu to kiepsko. Jeszcze podano by coś wystawnego, on nie potrafiłby docenić wkładu kucharskiego talentu w dzieło Caiusa. Z trunkami nie miewał problemów i nie rozpatrywał ich składu, temperatury i reszty czynników wpływających na smak, tak jak miało to miejsce w przypadku jedzenia. Tak już miał.
Wzruszył ramionami - Trudno. W takim razie ta babeczka została przeznaczona jakiejś zbłąkanej duszy, która w nocy potajemnie postanowi ją spałaszować - skomentował. Trochę szkoda. Marionetka okazała tyle ciepła i troski dla znerwicowanego Cienia, a on potrafił się odwdzięczyć niewygodnymi pytaniami oraz arktycznym chłodem. I jeszcze gnojek babeczki nie zjadł! No kto to widział?
- Zranił ją i widocznie poczuł się w jakiś sposób dłużny. Chciał ją uczyć o cywilizacji, technice, a nawet Świecie Ludzi! Szkoda, że o niej zapomniał. Ta dzikuska zwyzywała mnie od kłamców i głupich ludzi, grożąc, że mnie zje. Nawet nie rozumiała, czemu rozpalamy ogień i mieszkamy nie w norach czy jaskiniach, lecz domach, choć nie pamiętam nawet jak je określiła. Niepotrzebnie tylko wydałem pieniądze na książki dla niej - potarł brew dłonią, by opuścić ją na swoje udo i westchnął ciężko. Nic mu ostatnio nie szło. Jedynie misja dawała odrobinę satysfakcji, ale niosła ze sobą ciężar, do którego dołączyła afera z Lani, remonty, a teraz jeszcze operacja.
Zmarszczył brwi na reakcję Ciernia. Czy blefował? Mogło do niczego nie dojść i Upiorny tylko go sprawdzał? Co jeśli jest odwrotnie? W domostwie Rogatego działo się zapewne wiele rzeczy. Co za problem zmówić się z Demonem i zabawić się kosztem jednego Dręczyciela? Yako równie dobrze mógł czekać i powoli wypełniać swój plan zemsty, by doszczętnie skruszyć Gawaina. Miłość naprawdę zgotuje mi pochówek i jeszcze dociśnie łopatą - pomyślał ponuro. Nic nie powiedział. Posłał Cierniowi szybkie spojrzenie, po czym pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach i opuszczając głowę. Ciemne oczy i blada twarz zostały przykryte kurtyną ognistych włosów.
Serce nie sługa, ale ile było prawdy w tym, co mówił Cierń, co powtarzał Yako? Obaj byli starzy i silni, a głupi, mały Cień dopiero wrócił do Krainy Luster. Dolał sobie melisy i objął filiżankę dłońmi, splatając na niej palce. Znów usiadł prosto i ponownie przeniósł wzrok na tęczowookiego bruneta. Skrzywił się słysząc o fetyszu. - Wam Upiornym naprawdę musi się nudzić. Jest tyle ciekawszych rzeczy w obu światach, a wy uganiacie się za samymi ostatecznościami. Ale cóż... myślę, że zrozumiałbym gdybym był starszy - przyznał otwarcie i uniósł lekko brwi w górę. Gest ze strony Ciernia był... dziwaczny. Jakby brał udział w pokazie mody. Brakowało tylko, żeby zarzucił głową jak koń, a w tle pojawiła się nazwa szamponu.
Już myślał, że uda mu się zakopać wojenny topór z Thornem, ale kolejne słowa zabolały i wyryły się w jego sercu. Kolejna rysa dołączyła do kamieniejącego organu. Twarz Gawaina ściągnęła się w nienaturalnej wściekłości i niedowierzaniu. Pobladł tak bardzo, że spod skóry przebijały się cienie pod oczami, a wargi miał purpurowe. Szeroko otwarte oczy wpatrywały się martwo w Ciernia. -Jeszcze jedno takie słowo, a wierz mi... otrzymany przeze mnie prezent szybko wróci do jego pierwotnego właściciela. Biorąc pod uwagę twój fetysz mogłoby ci się to nawet spodobać - mówił ochryple i chłodno, a przez cały czas poruszały się jedynie jego usta. Na wierzch wypełzł tak tłumiony przez niego Dręczyciel. Zazdrosny, pełen zawiści, terytorialny do granic możliwości. Wyglądał jak szaleniec, którego mózg przeskoczył i zaczął działać w zupełnie inny sposób. - Myślisz, że jestem skończonym debilem i nie wiem o tym, że Yako sypia z innymi? Nienawidzę tego z całego serca, ale musi się kimś żywić. - ścisnął mocno medalion pod swoim swetrem. - Ja sam nie wystarczę, nawet jeśli bym chciał. Więc śpij sobie z nim, ile chcesz. Bawcie się, jedzcie swoje cholerne obiadki, ale nie chcę więcej o tym słyszeć. Gdyby nie to, że śpi z osobami, które znam, to wywalałbym je wszystkie za drzwi bez mrugnięcia okiem. Ciesz się swoją pozycją - powiedział przerażająco spokojnie i niezwykle powoli obrócił się w kierunku stolika i opuścił dłoń. Drżała równie mocno co poruszona przez Ciernia wrażliwa struna. Wpatrywał się w kominek i upił łyk melisy, która gówno dawała. Był gotów zabić, jeśli ktoś odebrałby mu Yako. Nieważne, że sam mógłby stracić życie. Może kiedyś wykitujesz przez brak energii...
Odstawił filiżankę, gdy lodowy lis obudził się i wyszedł spod jego spłaszcza. Zwierz trącił go nosem. Cień odrobinę oprzytomniał i pogładził zwierzę, które nagle stanęło w szerokim rozkroku i gwałtownie wciągnęło powietrze - Nieee.. - jęknął Gawain, ale nie zdążył go całego ponownie nakryć. Zwierzę kichnęło, posyłając w powietrze kolejne lodowe odłamki. - Au! Chodź tutaj, cholero - Keer warknął cicho pod nosem i zawiązał rękawy płaszcza na szyi bestii, by ta pozostawała stale okryta. Dziwnooki szarpnięciem wyciągnął z ramienia odłamek. Zakrwawiony kawał lodu wylądował na talerzyku.
- Nie oberwałeś? - zapytał sucho, jakby zapomniał o swojej groźbie i diabli wiedzą, jak z nim teraz było. Już miał wszystkiego dość. Najchętniej wpadłby w letarg na długie godziny, nie dbając o to, czy kiedykolwiek się z niego wybudzi.
- Tak, ja też, więc pewnie i ciebie poskładają, a wyglądasz o niebiosa lepiej, niż on - miał gdzieś pogodny ton Upiornego, jego ciągłe uśmiechy i uprzejme teksty. Gadał i mącił mu tylko we łbie, wbijał szpile w serce z nieukrywaną radością. Czemu to robił? Keer miał nadzieję, że Rogaty jest zadowolony z tego wybuchu. Odkrył karty, pokazał kim jest. Miał go w garści, czyż nie? Wygrał swoją głupią grę.
- Chodzi o wiersz? - zmarszczył brwi. Nie bardzo rozumiał. Thorn ubzdurał sobie jakiś master plan i teraz postanowił go wdrożyć w najbardziej pokrętny sposób, jaki przyszedł mu do głowy. Zbyt niejasny, by wzbudzić zaufanie Gawaina. Zbyt osobisty. Uścisnął wyciągniętą do niego dłoń, choć ten był już słabszy. Nie okazywał jednak pogardy. Spanie z Yako oddzielał od pracy. Dobrze było w końcu poznać jego imię.
No, no! Tego to się nie spodziewał! Obietnicę już złożyłem, a replika sprawdzi się równie dobrze. Zmrużył lekko oczy i uśmiechnął się samymi kącikami ust. Kolor już wrócił na jego twarz. - Nie obawiaj się. Nie zadaję zbędnych pytań. A już najmniej interesują mnie osoby, które nie są w stanie już nikomu zagrozić - odparł i słowo "trupy" ujął w ładniejszą formę, choć treść pozostawała ta sama. - Może. Trudno ocenić. Nigdy nie słyszałem o mocy przewidywania przyszłości. Mogę trzymać Jaskółkę w dłoni, ale zawsze będzie związana z tobą. Dobrze wiesz, że dłońmi takimi jak moje zwykle kieruje ktoś inny - powiedział już ciszej i spokojniej, jakby właśnie otrzymał to, czego potrzebował. Jednocześnie zastanawiał się nad tym, czego chce Cierń. Było już jednak za późno. Wystarczyło, że Upiorny go wybrał. Nic nie pomoże, nigdzie nie ucieknie. Nawet gdyby odmówił to na próżno. Pewnie już miał na niego papiery, gotową teczkę. Mógł go sobie szantażować, ile dusza zapragnie! Żywię nadzieję, że nie będę jedynie pionkiem. Kozłem ofiarnym mającym rozpocząć jakąś chorą rewolucję czy inny równie pojebany pomysł.
Pogładził lisa po głowie, ale zaraz znów przeniósł spojrzenie na bruneta zupełnie zbity z pantałyku. Czemu o to pytał? Chwilę trwał w bezruchu, ale oparł się o kanapę i uśmiechnął szeroko, choć niezwykle smutno - Niczego prócz spokoju, czasu, a teraz jeszcze zdrowia - wychrypiał przez zaciśnięte z emocji gardło. Starał się jak mógł. Obaj się starali. Yako był stary i odrobinę połamany. Tam w środku i Gawain to widział. A on? Był niewart funta kłaków Dręczycielem, który zdechnie podobnie jak jego wszyscy koledzy po fachu. - Ale jesteśmy szczęśliwi... chyba najbardziej w swoich marnych żywotach - dodał ciszej. Mało kto widywał Keera w takim stanie. Mało komu Keer groził, by zaraz pokazać bardziej ludzkie oblicze. Cierń nie zdawał sobie z tego sprawy, ale Cień go tolerował. Bo Yako go lubił, bo pewnie krył mu dupę i wyraźnie chciał nawiązać nić porozumienia mimo własnych wad. Nie mógł nazwać go miłym, ale nie brakowało mu pewności siebie.
- Powiedz mi tylko... czemu ja? - odbił piłeczkę. - I pytam prywatnie, niezawodowo - dodał jeszcze. Był spragniony zajęcia. Gdzie jego zioła, spacery, polowania? Dusił się w tej ciasnej i eleganckiej klatce. Tortury najwyższej klasy. Tutaj mógł tylko siedzieć i gadać z Cierniem.Thorn - 4 Grudzień 2017, 12:08 - Oczywiście. - powiedział grzecznie, gdy Cień poprosił by nie ugaszczać go żadnym posiłkiem. W sumie szkoda, przyjemniej się rozmawiało przy jedzeniu. Ale może nie odmówi kielicha miodu pitnego? W końcu Aeron dostał cały zapas od Anomandera. Chyba nie będzie to źle widziane jak ugości nim Gawaina, który w Świecie Ludzi bywał i z pewnością znał ten rodzaj alkoholu.
Był trochę głodny i z chęcią spałaszowałby ciastko, ale po pierwsze nie chciał jeść niczego bez wiedzy Dyrektora, po drugie nawet gdyby się zdecydował, nie zjadłby babeczki w obecności Keera. Nie chciał, by rudowłosy gapił się na niego gdy ten zapewne pochłaniałby ją jak szalony, zapominając o manierach. Co poradzić, lubił słodycze.
- Cóż. Cywilizacja najwyraźniej nie dociera do wszystkich zakamarków Krainy Luster. - powiedział wymijająco - Jestem ciekaw gdzie się uchowała owa Puma. Swoją drogą bardzo ładnie ze strony Lusiana, że postanowił się zająć taką dzikuską. I jeszcze ładniej z twojej strony, że chciałeś ją ucywilizować udostępniając jej książki. Najwidoczniej nie wszyscy potrafią docenić wiedzę zapisaną na ich kartach. - zarzucił jedną nogą na drugą, korzystając z tego, że chwilowo nie czuł bólu pleców. Anomander prosił go by się nie forsował, ale przecież siedzenie na tyłku nie było przeciążaniem kręgosłupa. A może jednak? Thorn nie należał do tych, którzy mogą całymi dniami leżeć w łóżku. Już to robił, rzez ostatnie kilka tygodni. Podziękuje.
- Myślę, że tak. - powiedział Upiorny, na uwagę Cienia odnośnie igrania ze śmiercią - Długowieczne istoty nieco inaczej postrzegają upływ czasu. I to nawet nie kwestia nudy, to zwykłe sprawdzanie samego siebie. Nawet nie wiesz ile frajdy sprawia mi oszukanie Śmierci, wywinięcie się z jej łapsk, zaśmianie się prosto w jej wysuszoną twarz. - zachichotał. Albo faktycznie spotykał się ze Śmiercią i wiedział jak wygląda, albo był wariatem i wszystko roił sobie w głowie. Jedno z dwóch, ale które, to już musi sobie Gawain wybrać sam.
Nagła zmiana w zachowaniu Keera zdziwiła rogatego. Zaskoczony, wyciągnął przed siebie ręce w geście wycofania. Odchylił się też nieco w tył, by rudowłosy nie wpadł czasami na pomysł zaatakowania go swoim kolorowym sztyletem.
W głębi duszy właśnie gratulował sobie sam sukcesu. Właśnie tego chciał. Wybuchu, który potwierdzi, że Gawainowi naprawdę zależy na Lisie. Rudowłosy pewnie nie odbierał tego w ten sposób, ale Aeron miał dobre zamiary i chciał jedynie by mężczyźni się do siebie zbliżyli. Swoją obecnością między nimi mieszał i mącił, ale jego prawdziwym zamiarem było pokazanie im, że muszą lepiej o siebie dbać, bo życie bywa przewrotne. A Yako zasługiwał na miłość, podobnie z resztą jak siedzący teraz przed Upiornym, narwany Cień.
Odczekał aż Keer zakończy naskakiwanie na niego. Przyglądał mu się z kamienną twarzą przez cały czas kiedy tamten mówił. Gdy skończył, Thorn uśmiechnął się szeroko, rozbrajająco. Był w tym wkurzający, ale nadal pozostawał kulturalny. Pochylił się ku niemu, wpatrując się w jego czarno-pomarańczowe oczy. Tak bardzo kusiło go, by użyć teraz na nim swojej mocy. By pokazać, że katusze które teraz zapewne przeżywa rozmawiając z Arystokratą, są niczym przy torturach jakie Aeron może mu zgotować.
Tylko po co miałby to robić? By udowodnić sobie, że może zgnębić Gawaina? Niepotrzebna farsa. Nie chciał go przecież atakować, chciał się zaprzyjaźnić! Słabo mu szło, ale może z czasem znajdą wspólny język.
- Po pierwsze: Proszę cię, nie groź mi. - powiedział szeroko uśmiechnięty - Twoje groźby nie robią na mnie wrażenia ale nie znaczy to, że nie zostaną zapamiętane. - przechylił głowę w bok, jak ptak drapieżny wpatrujący się w małą myszkę i oceniający odległość ich dzielącą - Po drugie: Nie uważam cię za, jak to określiłeś, skończonego debila. Wręcz przeciwnie, panie Keer. Wręcz przeciwnie. - był spokojny i uprzejmy - Po trzecie: Nareszcie usłyszałem, że ci na nim zależy. Wreszcie usłyszałem w głosie jakieś głębsze emocje. Myślisz, że po co cię prowokuję? Po co mówię ci, że Yako ze mną spał? Żeby cię wkurwić? Nie. Żebyś mocniej go do siebie przycisnął. Zadbał. Nie wypuszczał tak łatwo z rąk. - jego głos nagle stał się ciemniejszy a twarz śmiertelnie poważna - Ty i Yako jesteście siebie warci, oczywiście w tym dobrym kontekście. Zasługujecie na siebie ale o ile z jego strony widzę jaką miłością do ciebie pała, o tyle ty pozostajesz chłodny. - odchylił się i oparł wygodnie, kładąc dłonie na kolanie zgiętej nogi - Myślisz, że w czasie tych cholernych obiadków Lis jest wpatrzony we mnie jak w obrazek? Myślisz, że w łóżku myśli tylko mnie? Otóż nie, panie Keer. Żyję już długo na tym świecie i jestem w stanie rozpoznać czy ktoś robi maślane oczy widząc mnie czy myśląc o kimś zupełnie innym. - jedna z brwi drgnęła, mężczyzna był lekko zniecierpliwiony tym, ze musi tłumaczyć swoje motywy - Nie jestem ci wrogiem, Keer. Zapamiętaj to. Więcej, chciałbym byś wreszcie przestał zachowywać dystans i pozwolił się do siebie zbliżyć. Mogę zaoferować naprawdę wiele. I nie chodzi mi tutaj o majątek czy smaczne posiłki, nie chodzi nawet o seks. Jestem w końcu Upiornym Arystokratą i moja rola w tym świecie jest dość znaczna. - zmrużył oczy przyglądając mu się badawczo - Jeszcze nie pora, ale niebawem wyjdę na scenę. I lepiej dla ciebie, bym zapomniał o twojej groźbie i z uśmiechem przyglądał się, jak bardzo kochacie się ty i Yako. Bo chcę tylko by Demon i Cień znaleźli szczęście.
Zakończył swoją tyradę wstrzymaniem wzroku na oczach Gawaina. Może gierki Upiornego były zawiłe, ale jeśli chodzi o tą sympatyczną parkę, lubił ich i życzył im jak najlepiej. Nie zamierzał rozbijać ich związku, wręcz przeciwnie. A teraz gdy rudzielec pokazał odrobinę zazdrości, Thorn wycofa się i nie będzie już namawiał Lusi na baraszkowanie. Należało odpuścić. Właśnie teraz, gdy udało mu się wstrząsnąć Cieniem i wyjaśnić, o co właściwie cały czas mu chodziło.
Wcześniej nie zwrócił uwagi na coś, co było pod płaszczem. Uznał, że pewnie mężczyzna zarzucił tak luźno część garderoby, bo faktycznie w pomieszczeniu było ciepło.
Gdy ujrzał co wyszło spod płaszcza, otworzył szerzej oczy. Poprawił się na siedzisku by lepiej widzieć zwierzę.
- Nie wierzę, to przecież... - nie dokończył bo właśnie w tym momencie Bestia kichnęła wypuszczając w powietrze lodowe igły. Thorn syknął gdy zdał sobie sprawę, że jeden z odłamków wbił mu się centralnie w czoło, między brwi. Wyjął lód i rzucił go na talerz, obok tego który wyjął sobie z ramienia Gawain. Oba były delikatnie zakrwawione, na czole rogatego pojawiła się mała ranka ale mężczyzna szybko potarł to miejsce.
- ... Shnee. - powiedział kwaśnym tonem ale zaraz zachichotał. Musiał śmiesznie wyglądać z trzecim, lodowym rogiem pośrodku czoła.
Nie przejmował się atakiem Bestii, w końcu zrobiła to niechcący. Shnee był mały, źle wyglądał ale Aeron nie skomentował jego wyglądu. Lodowe Lisy były dość rzadkie, nawet Upiorny widział ich w swoim życiu niewiele.
Gdy zeszli na temat sztyletu, Cień oparł policzek na dłoni. Słuchał uważnie Gawaina i przytakiwał mu kiwnięciami.
- Ładnie powiedziane. - stwierdził na słowa o dłoniach kierowanych przez kogoś innego - Ale spokojnie, ja nie zamierzam cię wykorzystywać. Przynajmniej nie na siłę i jeżeli już, to za twoją zgodą i oczywiście godziwą zapłatą. - dodał tajemniczo. Tak, chciał go za Sojusznika. Przecież od dłuższego czasu zawierał znajomości właśnie dlatego. By mieć Sojuszników.
- Dobrze słyszeć. - powiedział z powagą i uprzejmym uśmiechem - Spokój w końcu zyskacie, to samo się tyczy czasu. A zdrowie... cóż, od tego są tutejsi lekarze. - puścił mu oczko. Chyba pierwszy raz odkąd się znal. Co szło za tym ruchem? Cholera wie.
Na kolejne, bezpośrednie pytanie zamyślił się. Chciał dobrze dobrać słowa, by jeszcze bardziej nie drażnić Cienia.
- Jesteś wartościową istotą, Keer. - zaczął - Skoro pytasz prywatnie, odpowiem bez owijania w bawełnę. Mam dosyć trzymania się protokołu dyplomatycznego. - wyprostował się, marszcząc brwi - Gawain, masz w sobie coś co mnie przyciąga. Nie odbieraj tego źle, po prostu ciągną mnie do siebie istoty interesujące. Jak magnes. I o ile w przypadku Yako, działa na mnie jego niesamowita aura, tak przyciągania z twojej strony nie potrafię do końca wyjaśnić. Nie mam złych zamiarów, czuję coś na kształt potrzeby zaopiekowania się wami. Może to głupie, możesz się śmiać... ale tak już jest. - zrobił pauzę - A poza tym... zbieram Sojuszników. Istoty, na których w razie czego będę mógł polegać. - urwał, bo nie był do końca pewien ile może mu powiedzieć.Gawain Keer - 4 Grudzień 2017, 20:21 Ulga, którą poczuł była minimalna, ale przynajmniej była. Gawain rzadko wcielał się w rolę czyjegoś gościa i nigdy nie zachowywał się pewnie i swobodnie przy odwiedzinach. Wolał spotkania na neutralnym terenie. Kluby, bary i parkingi zdecydowanie do nich należały i choć nie najmilsze, zawsze wystarczały i pozwalałby obu stronom dobić targu, po czym rozejść się we względnym spokoju.
Cień zauważył głód Upiornego. Głupia sytuacja. On nie chciał, tamten nie mógł. Pewnie był na czczo już od badań, koniecznych by przeprowadzić operację. Może Dyrektor lub Lekarz weźmie sobie słodką babeczkę. W końcu przyniosła ją ich współpracownica.
- Na mnie nie patrz. To był jego pomysł. Wspomniał o niej tylko raz i szczerze powiedziawszy zapomniałem o jej obecności. Poprosił mnie o zakup, więc wybrałem coś co wydawało mi się odpowiednie, ale nie sądziłem, że problemy będą wynikały z różnic... kulturowych. Bo słowem pisanym była naprawdę zainteresowana, ale treść pewnie by ją zezłościła - mimo zachowania Lani nie odbierał jej cech, których była dumną posiadaczką. Dzikuska, lecz nie durna. Był jej ciekaw i z chęcią uczyłby ją o świecie, gdyby nie fakt, że z prawdziwą lubością zagryzłaby go z dowolnego powodu.
I na jego usta wpełzł uśmiech. Wciągnął powietrze, jak to górskie i świeże lub pachniało czymś miłym dla Cienia. Dobrze znał tę adrenalinę. Uczucie kiedy podnosisz ciężkie powieki, niemoc uchodzi z mięśni pozwalając nimi poruszać. Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Nie cieleśnie, a duchowo. Ludzie mieli swoje sporty ekstremalne, szlachcice pojedynki. Stawiali sobie wyzwania. Dalej, szybciej, lepiej. Głupota wymieszana z odwagą, która od wieków popychała cywilizacje ku rozwojowi. - Myślę, że Świat Ludzi przypadłby ci do gustu. Nie brak tam takich rozrywek. Pozornie bezpieczne, ale nigdy nie wiadomo, kiedy zawiedzie sprzączka, karabińczyk lub nie pęknie ci lina - spojrzał na niego tajemniczo. Był szczerze ciekaw, czy Aeron tam kiedyś był. A może grzał swój tyłeczek na miękkich podusiach w swojej posiadłości? Keerowi nie wyglądał na podróżnika. To raczej typ zarządcy lub dowódcy. Lubił mieć wszystko pod kontrolą, obserwacją. Rudzielec też musiał być taki jak on, gdy przebywał w jednym miejscu zbyt długo. Dlatego zmieniał lokale i miasta, co parę miesięcy. Nowi, obcy ludzie, lecz w środku? Wszyscy podobni, by nie rzec tacy sami.
Takiej odpowiedzi się spodziewał. Nikt nie lubi, gdy się mu grozi. Poza zwyrodnialcami, których zwyczajnie to kręci. Uśmiech i spojrzenie Upiornego nie robiło jednak na nim wrażenia. Nadal siedział bez ruchu i hardo wpatrywał się w tęczę osadzoną w przystojnej twarzy. Potem Vaele jednak znów przegiął. Dobrze, że filiżanka znajdowała się z powrotem na stole, bo Cień zmiażdżyłby ją w dłoniach. - A więc teraz będziesz prawił mi morały? Może masz na mnie papiery, akta, raporty, ale prywatnie nie masz o mnie zielonego pojęcia. Gówno o mnie wiesz. Taka prawda - wycedził i zgrzytnął zębami, ale szybko się uspokoił i ciągnął temat dalej - Yako to pierwsza osoba w moim życiu. Nie pierwsza miłość, ale pierwsza spełniona. Wiesz, czemu poprzednie nie wyszły? - spojrzał na niego i uniósł otwarte dłonie przed swoją twarz - Powiem ci, bo zapytasz. Ściskałem zbyt mocno - zacisnął dłonie w pięści jednym, szybkim ruchem, po czym opuścił je spokojnie. Był śmiertelnie poważny. Jeśli Cierń się domyśli, nic nie tracił. Pewnie próbowałby odwieść Yako od niego, złego Dręczyciela, ale Demon sam wiedział, kim jest jego wybranek. Choć przeżył to mocno. Tylko i wyłącznie z winy Cienia. Skąd miał wiedzieć, że dla niego to nie problem?
- To, że nie okazuję emocji, to nie znaczy, że ich nie mam. Na ich ujście pozwalam sobie w domu - dodał jeszcze odrobinę urażony spostrzeżeniem Upiornego. Nauczył się, że lepiej ich nie okazywać. Jego byli współpracownicy nosili psychopatyczne cechy. Uśmiechali się, potrafili się zachować, oczarować charyzmą oraz wiedzą. Inteligentne z nich bestyje. Zaufaj i zgiń. Dla takich typków reszta była jedynie narzędziem, środkiem do celu. Nic dziwnego, że Keer nie wierzył w każde wypowiedziane przez znanego mu jedynie z imienia i nazwiska Upiornego Arystokraty słowo. Ciekawe, czy on faktycznie się tak nazywa.
Gawain prychnął z rozbawieniem. On? Wrogiem? No ba! - Ależ jesteś mym wrogiem. Każdy kto kładzie łapy na Demonie, jest nim. Chcesz zakopać wojenny topór? Zobaczyć Go szczęśliwego ze mną? Znasz mój warunek - powiedział z niebywałą lekkością i pogodą ducha. Jego umysł był czysty, spokojny jak jeszcze nigdy. Nie zastanawiał się już, co powinien robić. To trapiło go jedynie, gdy przebywał w towarzystwie ukochanego. Jedynej potrzebnej mu do życia istoty. Cała reszta mogła spłonąć, zginąć, zgnić, przestać istnieć, jeśli tylko stanęłaby mu na drodze.
- Droczysz się ze mną. Bawisz się mną. Chcesz mnie pozyskać, ale nawet nie starasz się zrozumieć. Bo ja rozumiem doskonale - nagle spojrzał na niego z pewnym smutkiem. - Filantrop. Błyszczałbyś niczym brylant, ale niestety twój jest zamglony, mleczny. Usuwasz się na bok. Starasz się zapewnić wszystkim dobrą zabawę, miło spędzić z nimi czas. Dbać o nich. Kogo chcesz mi zastąpić? Matkę? Ojca? Brata, którego nigdy nie miałem? Wiem, co to samotność. W końcu mój dystans tak dobrze o niej świadczy, prawda? Możesz kryć się za czym chcesz. - mówił z lekką irytacją w głosie. Widział tę pustkę w Cierniu. Tam, w klubie, gdy odpłynął na moment. Nosił jakiś ciężar, chciał zbliżyć się do innych, ale kończyło się na ciągnięciu rozmówców za język, dwuznacznościach i tajemnicach. Udzielał odpowiedzi, które rodziły więcej pytań. Był blisko, a jednak tak daleko. - I nie mów mi, że tak zależy Ci na Yako. Naprawdę chcesz wiedzieć w jakim stanie się znajdował się, gdy go tu wiozłem? Ma złamanie otwarte. Widziałem wiele zranień i niejeden gość skończył bez nogi. Może oni ją odratują - machnął rudym łbem w stronę drzwi - Pocięty był cały jakby wpadł w pole żyletek. Pogryziony na twarzy. Ledwo go poznałem, taki był brudny. Odlatywał i wykrwawiał się na moich oczach. Nie wiem, ile jechał, ale to i tak cud, że wrócił. Co prawda na koniu, którego pierwszy raz widziałem na oczy oraz ze szczeniakiem. Pewnie to dla niego tak głupio ryzykował. Więc lepiej dla ciebie, żeby przeżył, bo inaczej nie będziesz mógł sobie nas pooglądać - stwierdził niemile i gorzko, ale nie miał zamiaru ubierać prawdy w ładny kożuszek, by gawiedzi żyło się lżej. Miał tak serdecznie dosyć tego dnia. Chciałby, żeby to wszystko się już skończyło. Jak u Kopciuszka. Wybija północ, zegar robi swoje bim-bam i koniec imprezy.
Patrzył przez chwilę na Aerona, gdy ten wyciągał z siebie kolec i odkładał go na talerzyk - Ciesz się, że nie w oko - mruknął i pogłaskał lisa - Pewnie, gdy go zobaczą posądzą mnie o maltretowanie tego biedaka. Yako go skądś przytargał... choć wcale mnie to nie dziwi - powiedział bardziej do siebie niż do Rogatego.
Uch, te wszystkie teatralne gesty. Marny wysiłek. Niepotrzebny dla kogoś takiego jak Gawain. Przez moment nic nie mówił i jedynie upił łyk melisy. Jeszcze filiżanka i chyba się od niej porzyga. - Czyli standardowo - lekko wzruszył ramionami, jakby chciał pokazać, że w tym biznesie tak to już wygląda. Z całych sił powstrzymywał się, by nie przewrócić oczami, bo Upiorny naprawdę działał mu na nerwy. I to on nie okazuje emocji, tak? A kto cały czas błyszczał ząbkami jak po garści prozaku i robił swoje dyrdum-dyrdum? Tutaj oczko, a tam łapka. Nic dziwnego, że Gopnik go tak lubił. Pewnie brał go za miłego typa. Ale każdy jest fajny i do rany przyłóż, gdy nie musisz się z niczym kryć. Bo co taki Alkoczarodziej miał na sumieniu? Pędzenie bimbru i parę bijatyk z miejscowymi chuliganami.
- Naprawdę w to wierzysz? Ty?! Taki fetyszysta? - uśmiechnął się i nie było w tym ani grama kpiny - Spokój to stagnacja, a czas tylko boleśnie ją obnaża. Zdrowie natomiast każdy ma tylko jedno. Ale ty już to wiesz... - powiedział i westchnął ciężko. Różnica wieku, która dzieliła mężczyzn zapewne była miażdżąca, ale nie trzeba było mieć setki na karku, by znać te proste prawdy.
No, kurwa, w końcu! - pomyślał Keer. Rozpłakałby się. Ze szczęścia, bo to pierdolenie było w jego przypadku zupełnie zbędne. Nie dbał o takie dyrdymały jak protokół dyplomatyczny, bo nie należał do grona tytułowanych osób.
Uśmiechnął się do niego szelmowsko. Pierwszy raz dał mu zobaczyć swój drapieżny grymas i równe ząbki, które odsłaniał. - A więc mamy więcej wspólnego niż myślisz - odparł tajemniczo niższym tonem. - Co prawda mnie nie napadłoby, by się tobą opiekować, ale powiedzmy, że rozumiem - zmrużył oczy i nagle melisa zaczęła smakować lepiej.Thorn - 4 Grudzień 2017, 23:17 Westchnął i spojrzał w bok. Zamyślił się na chwilę. Odleciał myślami gdzieś daleko, poza Klinikę, a może nawet i Krainę Luster.
- Nigdy nie byłem w Świecie Ludzi. - powiedział cicho - Nie wiem, czy tamten świat byłby dla mnie łaskawszy od tego w którym żyję. - przez chwilę brzmiał naprawdę szczerze - Może to kiedyś sprawdzę. Jesteś kolejną osobą, która zachęca mnie do wycieczki. Tylko pytanie, czy wróciłbym z niej żywy...?
Przeniósł na niego wzrok. Nie szczerzył się głupio. W jego oczach Gawain mógł zobaczyć głęboką zadumę, jakiś smutek i coś na kształt tęsknoty. Tylko za czym mógł tęsknić Upiorny, który wszystko przecież mógł kupić za pieniądze, nie uszczuplając nawet w małym procencie swojej fortuny?
Zgrzytnął zębami gdy Keer ponownie na niego naskoczył. Coś nie szła im ta rozmowa, może to kwestia różnic charakteru. A może tego, że kością niezgody był Yako.
- Masz rację, gówno o tobie wiem. - zmrużył oczy i jego spojrzenie stało się ostre - Nie mam papierów, nikt ich nie ma, rozumiesz Gawain? Nie dlatego, że Arcyksiążęcy Zwiad jest taki nieudolny. Dla Gwardii i władz Krainy Luster jesteś nikim ale ktoś musiał ci zapewnić taki status, prawda? - warknął, już mniej przyjaźnie - Ty również gówno o mnie wiesz, Cieniu. I wiesz co? Lepiej, by tak zostało. Bo jeszcze do głowy przyszedłby ci głupi pomysł by mnie zlikwidować. Jak wielu innym. - odbiegł wzrokiem gdzieś w bok. Przez chwilę patrzył w przestrzeń po czym nagle skrzywił się, jakby coś go mocno zdenerwowało i warknął zniecierpliwiony. Po tym lekkim wybuchu, uspokoił się jednak w ciągu kilku sekund.
Przypomniał sobie swoje pierwsze kroki wśród bezlitosnej Szlachty Krainy Luster. Te wszystkie pogardliwe spojrzenia, gdy szedł po czerwonym dywanie, złożyć Arcyksięciu pokłon, jak przystało na Arystokratę. Plotki, głupie śmiechy... To idzie Bękart Vaele. Brudne Dziecię. Bo przecież wszyscy wiedzieli, że jego Matka miała nieślubne dziecko. Szkoda, że nikt nie wiedział kto jest Ojcem.
- Wystarczy. - powiedział bardziej do siebie, łagodniejszym tonem - Kiedyś pewnie dowiesz się więcej i wtedy zrozumiesz, czemu jestem jaki jestem. - dodał patrząc na niego ale jakoś tak... nieśmiało, jak dzieciak który boi się osądu surowego ojca po tym jak zbił kolejny wazon - Jeśli nie, trudno. Nie będę na siłę zmuszał cię do przyjaźni.
To źle, że Gawain odbierał go jako wroga. Upiornego mocno to ubodło i ponownie się zamyślił, tym razem lekko opuszczając głowę i zaciskając usta w cienką linię. Po chwili podniósł ją jednak i popatrzył na niego z determinacją wypisaną na twarzy.
- Dobrze. - powiedział pewnym tonem - Jak sobie życzysz. Nie dotknę go już nigdy więcej. - cedził słowa, dobierając je ostrożnie - Jeśli taki jest twój warunek, przyjmuję go. Ale nie zabronię Yako odwiedzania mnie. Chciał się podszkolić w gotowaniu u mojego Kucharza. Chce się doskonalić. Dla ciebie. - ostatnie zdanie wypowiedział akcentując je wyraźnie - Nawet jeśli nie jesz normalnego jedzenia.
Gawain nawet nie zdawał sobie sprawy jak dobrze trafił z kolejnym stwierdzeniem. Jak bardzo ugodził Thorna, sprawiając mu ból. Był inteligentnym typem, niebezpiecznie inteligentnym. Wyglądało na to, że przejrzał Ciernia, znając go jedynie powierzchownie.
W spojrzeniu Upiornego na ułamek sekundy pojawiła się panika. I ból. Gdyby nie to, że był w Klinice, wywaliłby go teraz za drzwi i zamknął się w swoim pokoju. W swojej skorupce, bezpiecznym kokonie gdzie mógł pozwolić sobie na prawdziwego siebie. Rozbitego na milion kawałków, zebranych na jedną kupkę i tworzących jakąś całość ale już nie piękne, drogie naczynie.
Nie odezwał się ani słowem. Gdyby to zrobił, zdradziłby, że targają nim bardzo silne emocje. Pewnie głos by mu zadrżał i cała otoczka silnego, pewnego siebie Arystokraty poszłaby się gzić. A na to nie mógł sobie pozwolić. Gawain nie znał prawdy i jeszcze długo jej nie pozna. Yako wiedział... i tylko Yako mógł zrozumieć, dlaczego Aeron pokazuje światu zupełnie inną twarz. Twarz uśmiechniętego, pogodnego mężczyzny w wieku, w którym myśli się jedynie o zabawie. Jaka szkoda, że za tą fasadą kryła się istota niestabilna, przepełniona żalem i nienawiścią do swojej rodziny i samego siebie. Książę Kłamstw. Róża opleciona Cierniami. Tak piękna gdy się jej nie dotyka.
Dodatkowo zmroziły go informacje o stanie zdrowia Demona. Nie spodziewał się, że głupiec może doprowadzić się do takiego stanu. i po co to wszystko, dla tego szczeniaka Shnee? Thorn będzie musiał zapytać czy było warto. Może Lis miał tak dobre serce, że rzucił się na kogoś kto katował to biedne stworzenie? Był narwany, to prawda. Ale Aeron, wstyd się przyznać, nie znał go tak dobrze, by przewidzieć jego działanie w każdej sytuacji.
Rozmowa potoczyła się źle. Zdenerwował Gawaina i było mu przykro. Dostało mu się też ogniem odbitym, bo Cień wyjątkowo dobrze wymierzył. Cios był gładki, ugodził w naprawdę bolesne miejsce. Aeron musiał się wycofać. Musiał. Czuł, że więcej nie ugra. Nie gdy pewność siebie gdzieś uleciała, zniknęła jak bańka mydlana gdy tylko spotka na swojej drodze przeszkodę.
Zakrył na chwilę twarz dłonią, bo nagle głowa go rozbolała. Keer był niezłym szermierzem, ciekawe czy zdawał sobie z tego sprawę.
- Cieszę się. - powiedział i odchrząknął bo głos wiązł mu w gardle - Przepraszam, już chyba... Pójdę do siebie. - wstał. Ciekawe było to, że nagle zaczął unikać jego wzroku. Patrzył gdzieś w bok, nie uśmiechał się. Ogólnie wyglądał na zmęczonego, niepewnego i spłoszonego.
Wyciągnął dłoń przed siebie by pożegnać Cienia. Uścisk był o wiele delikatniejszy od poprzednich.
- Wybacz, że cię zdenerwowałem. Naprawdę... nie chciałem. - napotkał wzrok jego czarno-pomarańczowych oczu - Ja... wycofam się. Możesz być spokojny, twój warunek zostanie spełniony.
Za dużo powiedział. Za bardzo się odkrył. Czuł się nagi. Chciał wyjść z twarzą a ucieka jak pies z podkulonym ogonem. Ta rozmowa zaszła za daleko, Gawain zripostował wyjątkowo umiejętnie.
- Dziękuję za rozmowę. - powiedział kierując się w stronę drzwi - Jutro zajrzę do Yako, dzisiaj już nie będę was... niepokoił. Niemniej zaproszenie pozostaje aktualne. Odwiedźcie mnie kiedyś w moim Domu... - podniósł walizkę, którą pozostawił jego Sługa - Mam dosyć samotności. - dodał pod nosem, cicho, bardziej do siebie.
Uniósł jednak głowę i zachowując fason, uśmiechnął się na koniec do Cienia, ukłonił po czym wyszedł.
Dzisiaj Gawain wygrał bitwę. Ale nie wygrał jeszcze wojny.
ztGawain Keer - 5 Grudzień 2017, 01:15 Dostrzegł nieobecny wzrok czarnowłosego. Rozmarzony, tęskny, przerażony, usatysfakcjonowany? Nie potrafił tego jednoznacznie określić. W oczach Aerona odbijało się tyle emocji, co kolorów miał na tęczówce. Odezwał się niezwykle cicho. Trzask polan w kominku niemalże go zagłuszał. - Ludzie reagują na różnice agresją, niedowierzaniem. Negują każdą zmianę. Oczywiście znajdują się wyjątkowe jednostki, lecz ogólnie lubują się się w słowie "konformizm". - rozpoczął od ogólnego spostrzeżenia. Boleśnie przekonał się o prawdziwości swojego sprawozdania ponad dwadzieścia lat temu. Wystarczyło, że znalazł się w złym regionie, by każdy goryl, przydupas miejscowego bossa, chciał go wyszarpać za jego rude kłaki. W oczy nie spoglądał mu prawie nikt. Gdy ktoś je dostrzegał pytano go, czy ma jakieś tatuaże albo skary. Nie miał, a wtedy patrzyli na niego jak na ostatniego wariata. "Taki przystojniak, czemu sobie to zrobił?" szeptali. Pozwolił powiekom robić swoje i na moment odciął się od otaczającej go rzeczywistości. - Niestety nie z twoimi rogami - pokręcił przecząco głową i dopiero wtedy ponownie na niego spojrzał.
Zerknął na niego badawczo, gdy usłyszał zgrzytnięcie zębów. No tak, denerwowanie niektórych działało w obie strony. Ostatnio Cień zakrywał się półsłówkami, a teraz już nie jest taki tchórzliwy, co? Wzruszył obojętnie ramionami. Mało to się wyzwisk i innych nasłuchał? Jednak otworzył szerzej oczy, gdy usłyszał o tym co nawyrabiał Cierń. - Czyli jednak mam u ciebie dług? Heh... nie spodziewałem się takich machinacji po tobie. Nie dla mnie! Czuję się zaszczycony. To chyba nie do końca legalne, co? - tym razem to on puścił mu oczko. - Likwidowałem albo dla kasy, albo z powodu powiązań z MORIĄ. Nigdy nie było inaczej - zapewnił go, a bursztyn niemalże śmiał się do Ciernia. Zatarł tyle śladów, a nie zauważył zależności? Bo istniała. Deptał MORII po piętach, a ta jemu, jak dwójka najgorszych tancerzy w konkursie tanga. Byli też bogacze, którzy zadekowali się w swoich posiadłościach i mieli prawo się zabić. Gawain im to ułatwiał. Kim byli jego zleceniodawcy? Ofiary i wyrolowani wspólnicy. Keer nigdy nie mieszał się w politykę. Nie przyjmował roboty, bo ktoś ubzdurał sobie monopol.
Zresztą nie bez powodu wstąpił do SCRu. Był niemalże pewien, że jego rodzice byli osobami, które dołączyłyby do Stowarzyszenia, gdyby udało im się tego dożyć. Przez lata nie dopuszczał do siebie faktów, ale te składały się w całość niezależnie od jego woli. Ojciec wyruszał na "polowanie", matka szykowała domowy lazaret, a jego posyłano po zioła i załatwiać sprawunki. A potem pewnego dnia widział wszystko, ale wypychał z siebie tę myśl, że jego rodzice poświęcaliby życie dla jakiejkolwiek sprawy czy idei. Zawsze powtarzali mu, że to głupie i niedorzeczne. "Życie jest tylko jedno, synu, nie marnuj go na czyjeś walki." Wtedy tego nie rozumiał. Przykro mi, widać genetyka rządzi twardszą ręką niż wychowanie. A może po prostu lubił ten fach?
Uniósł brew, gdy Upiorny go zatrzymał, ale nic nie mówił. Chyba nie chciał wiedzieć, ale to nie jest równe zrozumieniu. Jako Cień zjadał dużo koszmarów, intymnych sekretów, wstydliwych żądz. Wielu z jego pobratymców zarabiało na życie czymś na kształt psychoterapii i leczenia zaburzeń snu. Całkiem wygodnie, lecz był zbyt szorstki, by odnaleźć się w takim środowisku. Nagle Cierń spojrzał na niego jakoś tak... płochliwie. - Takie rzeczy dzieją się same - odpowiedział ze spokojem i rozwagą. Pierwsze wrażenie zależało od czynników, których osobnicy wystawieni na to spotkanie nie są świadomi. Nawet jeśli są wyuczeni w tym kierunku, to Matka Natura ma pierwszeństwo. Albo kogoś lubisz, albo nie. A Vaele sprawiał mieszane wrażenie, na co Keer był wyczulony.
Odetchnął i zerknął na Ciernia, ale nie odwracał się do niego całkowicie. Uśmiech wpełzł na jego usta. - Nie śmiałbym zabraniać mu zabaw. Już mówiłem dlaczego. Poza tym... widzę jak miło wspomina czas spędzony w twojej posiadłości - powiedział beztroskim tonem, jakby sprawa nie miała znaczenia, ale szybko przestał się uśmiechać. Niech Cierń zakosztuje własnej gry. Niech zobaczy, jak widzi ją Cień. - Nie musisz mi się tłumaczyć. Więcej, nawet tego nie chcę - dodał swoim zwykłych, chłodnym tonem. Trochę ubodło go to, co usłyszał. Czyżby Demon nie rozumiał? To nie tak, że nie chciał móc cieszyć się z nim wspólnym posiłkiem. On nie potrafił. Jadł, ale nie odczuwał z tego żadnej radości nie licząc paru potraw. Te niestety łączyły się z nieprzyjemnymi skutkami, dlatego unikał jedzenia jak ognia.
Słowa polały się potokiem. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tyle mówił. I to tak otwarcie. Widział jednak, że przesadził. Trafił w czuły punkt. W dziesiątkę. W sam środek tarczy, która była w istocie sercem Aerona. Kolejny podobny do mnie i Yako. Kolejny niepogodzony ze swoim losem mimo wieku. Yako jest taki silny, a i tak ubzdurał sobie coś w swojej uszastej głowie. I to przez ludzi! A on? Ile może mieć lat? Trzysta? Czterysta? Co mu dolega? Mawiają, że swój pozna swego. I coś w tym było. Skąd Gawain to wiedział? Bo próbował już sposobu tęczowookiego nim jego wiara we wszelkie tego typu starania zgasła na zawsze. Stawiał drinki, śmiał się, zagadywał, tańczył, śpiewał i dbał o swoje wybranki, a wewnątrz desperacko pragnął, by ktoś go w końcu dostrzegł. By ktoś uwzględnił go w swoich planach, nawet tych najobrzydliwszych i najgorszych. Ale nadal byłby zauważony. Cień pośród ludzi próbujący uwierzyć, że nie zwariował i to wszystko dzieje się naprawdę. Że faktycznie istnieje również poza Krainą Snów i Luster.
Dowalił mu i wcale nie poczuł się od tego lepiej. Wręcz przeciwnie. Jego czyn był godny pogardy. Dobił chorą, poranioną jednostkę, która do tej pory jakoś trzymała głowę dumnie w górze, a teraz unikała wzroku nienaturalnych oczu.
- Nie powinieneś się tak forsować - odparł i uścisnął mu dłoń. Silny Vaele słabł w oczach. Czyli faktycznie trafił. Nie był z tego dumny, ale Dręczyciel w środku wręcz skakał z radości. Skinął głową, a mięśnie jego twarzy zadrżały. Nie był to ani uśmiech, ani wyraz obrzydzenia, a coś pomiędzy. Bo tak właśnie czuł się Gawain. Rozdarty. Chcesz go? Chcesz? Bo jeśli tak, to nie ma w twoim sercu miejsca na empatię, Wain - szyderczy głos zabrzmiał mu w głowie. I głos miał rację.
- Ja również - odparł całkiem szczerze, choć obdarty z emocji. Zepchnął je w najciemniejszy zakamarek umysłu. Wiele się dowiedział. Sam również musiał odsłonić się w tym celu, ale liczyło się jedynie to, że nie mówił niczego, czego Yako by nie wiedział lub nie mógł się domyślić. - Dobrze. Przekażę mu - powiedział i kiwnął głową na znak, że rozumie, iż nadal jest pożądaną osobą w domu Ciernia. Odprowadził go spojrzeniem i dałby sobie rękę uciąć, że Upiorny wspomina pod nosem o samotności.
Usiadł, gdy drzwi zamknęły się za nim cicho i ukrył twarz w dłoniach. Spomiędzy długich, bladych palców wyzierały oczy Gawaina. Uśmiechał się szeroko, niemalże szaleńczo. Yako był jego. Tylko jego. Nikomu go nie odda. Nigdy. Przenigdy. Jego już na zawsze. Aż do śmierci. Yako lub jego własnej.Anomander - 5 Grudzień 2017, 10:59 Anomander zszedł na dół jako pierwszy. Kroplówka z soli fizjologicznej z „dodatkami” postawiła go na nogi. Ciało już tak nie bolało, a mózg dzięki glukozie funkcjonował jakby sprawniej. Mniejsze było też zmęczenie.
Ponownie ubrany był z klasą typową dla „Jaśnie Pana”. Szedł, a raczej kroczył odziany w czarną koszulę z mankietami na spinki, czarne spodnie i resztę dodatków które musiał zdjąć przed zabiegiem. Zamiast marynarki, której co prawda nie miał na sobie poprzednim razem, teraz miał biały lekarski kitel. Tak na wszelki wypadek. Gdyby ponownie trafił tu ktoś potrzebujący nagłej pomocy. W końcu bycie medykiem to służba, która nigdy się nie kończy.
Szedł powoli przez swoją Klinikę trzymając dłonie w kieszeniach spodni. Dzień już się kończył a razem z nim cichło życie w placówce medycznej. Pacjenci już byli w pokojach a personel z wolna zaczynał codzienny rytuał sprzątania wszystkiego na wysoki połysk. Wszystko było tak jak zwykle. Kiwnął głową, dając Alice znak, że ma przygotować wszystko tak jak było ustalone i wyszedł na chwile na próg Kliniki.
Zamknął za sobą drzwi, stanął na schodach i przez chwilę wpatrywał się w gwiazdy. Jego myśli pędziły ku temu, o czym mówił Bane. Myślał o dziwnej ptakopodobnej istocie, która go zaatakowała. Nie wiedział kim była ani czego tu szukała, ale w wolnej chwili (może jutro) będzie musiał się sprawie przyjrzeć. Nie może być tak, by ktokolwiek lub cokolwiek atakowało jego pracowników. Ponadto miał jeszcze jedną ważną sprawę do załatwienia, ale postanowił, że i ona może poczekać do następnego dnia. W końcu dziś w nocy jest specjalny dzień, a jak to mawiają ludzie, co się odwlecze to nie uciecze.
Odetchnął świeżym, pachnącym już z lekka zimą powietrzem i ponownie wszedł do środka. Krokie swoje skierował tym razem do pokoju gościnnego. W końcu operacja się zakończyła, a Lusian Foxsoul został już przewieziony do swojego pokoju. Wypadało poinformować o jego stanie, a także uzyskać kilka informacji od tego, który przywiózł owego nieszczęśnika do placówki. Alice, prawdziwy dobry duch tej placówki i jednoosobowa agencja wywiadu, przekazała mu wszystkie dane, których mógłby potrzebować w rozmowie. Nie były to dane specjalnie trudne do zdobycia gdy słyszało się rozmowę Aerona i Cienia. Anomander uśmiechnął się sam do siebie. Po raz pierwszy będzie rozmawiał z taką istotą jak cień. Ciekawiło go, co też mu powie i jak zareaguje osobnik zwany Gawain’em Keer’em.
Otworzył drzwi i wszedł do pokoju ponownie je za sobą zamykając.
- Dzień dobry – powiedział Anomander kierując się do kanapy naprzeciwko siedzącego, rudowłosego mężczyzny. Istota trzymała twarz ukrytą w dłoniach, zatem nie widział wyrazu jej twarzy i oczu. Na stole przed nią stała babeczka i imbryk, w którym wcześniej była prawdopodobnie herbata.
Usiadł na kanapie pochylając się w stronę Cienia.
- Pan Gawain Keer, jak mniemam? – powiedział tonem chłodnym i rzeczowym, ale nie czekał na potwierdzenie imienia i nazwiska - Rozumiem, że to Pan przywiózł dziś Pana Lusiana do Kliniki?
Zamilkł na chwilę i bez większych emocji wpatrywał się w Cienia, a później przeniósł wzrok na leżącego obok niego zwierzaka. Mały Shnee nie wyglądał najlepiej. Prawdę mówiąc wyglądał tak, jakby miał za chwilę zdechnąć z powodu niedożywienia i choroby. Skrzydlaty nie wiedział skąd był ten szczeniak, ani jak Lusian i Gawain weszli w jego posiadanie, ale pewnym było, że jeśli się o niego nie zatroszczą to padnie jeśli nie dzisiejszej to jutrzejszej nocy gdy nadejdzie przesilenie.
Niemniej szczeniak wytrzyma jeszcze kilka minut.
Jego sprawa nie jest aż tak pilna.
Przeniósł jednak wzrok na Gawaina i wpatrywał się w niego swoimi lodowato-błękitnymi oczami pozbawionymi czarnych źrenic.Gawain Keer - 5 Grudzień 2017, 16:29 Ile tak siedział? Minutę? Godzinę? Odkąd Aeron opuścił pokój wypoczynkowy czas zaczął płynąć zupełnie innym tempem. Pogrążony w swoich myślach nawet nie zauważył wejścia kolejnej osoby. Już Marionetka go podpytała, teraz przyszła pora na kolejną część quizu, a ten nazywał się "Co się stało się durnemu lisowi?"
Dopiero, gdy usłyszał czyiś głos ocknął się ze swej gonitwy myśli. Przetarł dłońmi twarz zmywając z niej wcześniejszy uśmiech i odgarniając włosy do tyłu. Był całkowicie skołowany. Chciał mieć to już za sobą. Jakiekolwiek wieści go nie czekają. - Dzień dobry - odparł zmęczony i spojrzał na... właśnie, kto to w ogóle jest? Lekarz? Ordynator? Dyrektor Kliniki? Chyba ten ostatni, bo wyglądał jakby szykował się na rozdanie ważnych nagród, gdyby pominąć kitel. No i miał skrzydła, a więc był Opętańcem. Zgadzałoby się. Nienaganny, schludny, opanowany i chłodny. Miła odmiana po huśtawce nastrojów zafundowanej przez Upiornego. Słysząc swoje imię powoli skinął głową jakby ta miała mu zaraz odpaść. - Tak, zgadza się - powiedział cicho i ochryple, ale spojrzenie miał przytomne i żywe. Wyraźnie spięty, wręcz przerażony. Nieznacznie nachylił się ku mężczyźnie. Na moment zerknął na swoje dłonie. Przełknął ślinę i spojrzał w te zimne oczy bez wyrazu. Były jeszcze trudniejsze do odczytania niż jego własne. Zupełnie nieodgadnione - Proszę mi powiedzieć... jak on się czuje? - zapytał niepewnie, ale w głosie pobrzmiewała nadzieja na dobre wieści. Poprawił się niespokojnie. Chciał tyle powiedzieć, zapytać o tak wiele, ale gdyby zalał mężczyznę przed sobą milionem bzdurnego chaosu, to przekazałby mu podstawowe "Tak, jego stan jest stabilny lub niestabilny" lub "Przykro mi, robiliśmy wszystko co w naszej mocy" i rozmowa byłaby skończona. Natomiast Gawain chciał móc dowiedzieć się więcej. Kiedy będzie mógł go zobaczyć, jakie są godziny odwiedzin, jak wiele pomocy z jego strony będzie wymagał Yako, gdy wypuszczą go już z Kliniki. Całe szczęście, że miał jeszcze półtorej tygodnia urlopu zdrowotnego dzięki uprzejmości pani Renard. Wolałby spędzić go w inny sposób, ale cieszył się, że go miał. Kto wtedy odwiózłby Yako do Kliniki? W ogóle dlaczego Lis jechał do domu, a nie prosto tutaj?!
Przymrużył nieco oczy. Miał dźwięko- i światłowstręt. Serce biło mu niczym u kolibra. Proszę. On musi żyć... - mówiła jego zmartwiona twarz. Mieli tylko siebie nawzajem.Anomander - 6 Grudzień 2017, 18:20 Wygląd Cienia nieco go zaskoczył, choć bardziej odpowiednim byłoby stwierdzenie, że raczej rozczarował. Wiedział, że cienie żywią się snami. Wiedział, że żerują na śpiących niczego nieświadomych ofiarach. Znał opowieści o tym jak Cienie atakowały i pochłaniały senne zjawy, ale prawdę powiedziawszy spodziewał się jakiegoś niemal mitycznego potwora. Behemota lub Lewiatana we własnej osobie. Jakiejś bliżej nie określonej masy złożonej z szarości, mroku, macek i zwielokrotnionych zębatych paszczy. W ostateczności spodziewał się istoty wyglądającej jak owoc płomiennego romansu minoga i człowieka tudzież w rodzaju bułgarskiej lamii czy filipińskiego aswanga, ale to był zwykły facet. Facet podobny zupełnie do nikogo. Siedział sobie na kanapie i nie wyrastały z niego żadne macki. Paszczę też miał tylko jedną, i to w miejscu, które odpowiadało jej anatomicznemu położeniu. Oczy były jedyną rzeczą jaka odróżniała go od typowego zjadacza chleba. Miał bardzo ciekawe oczy, które w porównaniu z włosami tworzyły całkiem ładną kompozycję. Krótko mówiąc, pasowały do niego.
- Anomander van Vyvern – przedstawił się skrzydlaty niejako dla zasady i zgodnie z wymogami kultury.
Przez chwilę przyglądał się Gawainowi. Ciekawa istota. Zapewne Lusian jest jego żywicielem, choć poziom nerwów wskazuje, na coś więcej pomyślał Anoamnder. W końcu nikt nie martwił się do tego stopnia o schabowego czy kilogram ziemniaków, bo tym zasadniczo był Lusian Foxsoul dla Gawiana Keera. Lodówką z zapasem pokarmu. A może w tym szczególnym wypadku konsument kochał swoja lodówkę i się o nią troszczył?
Zamyślenia wyrwało go pytanie.
- Nie wiem – odpowiedział Anomander zgodnie z prawdą
Nie chciał okłamywać rudowłosego mówiąc mu, że pacjent ma się wspaniale, bo to zapewne byłoby kłamstwem. Poza tym pytanie było mało precyzyjne, a Anomander miał to do siebie, że wprawdzie poprawnie interpretował semantykę pytań, ale zdarzało mu się całkowicie ignorować ich istotę. Niemniej widząc wyraz twarzy Cienia postanowił kontynuować.
- Aktualnie Pan Lusian jest w śpiączce – nie dodawał tego, że w związku z faktem, iż na nieszczęśnika nie działały żadne środki przeciwbólowe, skrzydlaty postanowił wprowadzić i utrzymywać go w stanie śpiączki farmakologicznej. To było jedyne rozwiązanie jakie przyszło mu do głowy. Nie chciał by Pacjent cierpiał. W końcu i tak prawdopodobnie do końca życia będzie chodził o lasce lub utykał - Na pocieszenie dodam, że prawdopodobnie udało się uratować nogę, ale więcej danych przyniesie jutrzejszy dzień. Pacjent przebywa obecnie w pokoju
Przez chwilę patrzył na kominek z myślą że przyda się w nim później napalić. Nie było nic przyjemniejszego niż dźwięk płonących drew i szum ognia w kominku. Zwłaszcza w prawie zimową noc.
- Proszę mi powiedzieć jak doszło do tego, że Pana Towarzysz znalazł się w Klinice? – zapytał spokojnym i chłodnym głosem skrzydlaty - Napije się Pan jeszcze herbaty, a może reflektuje Pan na coś mocniejszego?
Miał nadzieję, że Cień nieco się odstresuje.Gawain Keer - 7 Grudzień 2017, 12:29 Dyrektor nie wyciągnął do niego ręki, więc i on tego nie robił. Anomander VAN Vyvern. Czyżby był szlachcicem? Bo ani imię, ani nazwisko nie brzmiało ludzko. Jedynie cząstka "van" kojarzyła mu się z niemieckim "von". Nie był przekonany o istnieniu lub znacznej popularności imienia "Anomander" w Świecie Ludzi, a nawet jeśli tak w istocie było, to kiedyś. Ile on mógł mieć lat? Wyglądał na zaledwie dwadzieścia parę lat, a Opętańcy choć żyją dłużej, to nadal jest to krótki czas w porównaniu do wieczności na jaką mają szanse inne istoty zamieszkujące tę Krainę.
Słysząc odpowiedź, na którą czekał całe popołudnie, przymknął oczy i odetchnął z ulgą. Znaczy żyje. W tym samym momencie poczuł charakterystyczne szarpnięcie. Yako zasnął. W dobry sposób.
Chciałoby się odpowiedzieć "Wiem, czuję to panie van Vyvern", ale pozostała jeszcze jedna, dość problematyczna kwestia.
- To... bardzo niedobrze. - wbił niego swe dziwaczne oczy. Niestety musiał zepsuć mu trochę humor. - Lusian nie żywi się w zwykły sposób. Tak jak ja zjadam sny, tak on potrzebuje energii żywych istot. Nie robi tego automatycznie... już raz był ranny, lecz w o wiele lepszym stanie niż dzisiaj. Karmienie raz na dwa dni było absolutnym minimum. Teraz? Nie wiem, czy nie wypadałoby robić tego codziennie lub rano i wieczorem - westchnął przeciągle i oparł się o kanapę. Myślał, że będzie go karmił przy odwiedzinach. W końcu trzymanie się za ręce to nic takiego. - Będę musiał go obejrzeć. Jego tęczówki zmieniają kolor, gdy jest głodny... tyle, że coś się z nim stało. Kolory, które wcześniej odpowiadały za dobre i złe samopoczucie Lusiana zamieniły się miejscami, jeśli wierzyć w jego majaczenie. Zresztą jeszcze wczoraj był brunetem.
Całe szczęście nie ucięli mu tej nogi. Nie wyobrażał sobie jak zniosłaby to duma Lisiego Demona. To byłby cios, szok, który mógłby zupełnie dobić Yako. - Dziękuję - jego głos lekko zadrżał. Napięcie powoli z niego schodziło, a całe zmęczenie i działanie leków stało się realne i ciążyło. Skupienie przychodziło mu z coraz to większym trudem. Zamknął powieki, dopóki Anomander nie zadał kolejnego pytania.
Wrócił do domu, śledząc wydarzenia w pamięci. Przywołał wspomnienie Yako na czarnym koniu - Nie, dziękuję - odmówił herbaty. Miał jej w swoim żołądku pełno i już teraz nieprzyjemnie w nim chlupotała, a alkoholu nie chciał. Musiał być na chodzie, a w połączeniu z lekami szklaneczka mocniejszego napitku zwaliłaby go z nóg. - Postanowił, że pójdzie na spacer. Ma tę swoją naginatę, czasem idzie poćwiczyć, czasem pozwiedzać lub zwyczajnie zaczerpnąć świeżego powietrza, więc to nie było nic dziwnego. Nie wiem dokładnie, ile go nie było, ale wrócił w takim stanie, w jakim go przywiozłem. Tylko nogę zabezpieczyłem, żeby miała się na czym trzymać. Konia i szczeniaka widzę na oczy pierwszy raz. Wątpię, by Lusian je ukradł. Po co miałby to robić? Stać nas na państwa usługi. Sam chętnie dowiedziałbym się, co dokładnie się wydarzyło... - wzruszył ramionami i klepnął dłońmi w uda. Jeśli istniała jakaś prawda, to Yako ją znał. Nie dało się niczego zrobić. Chociaż? Pochylił się do przodu i potarł się po szorstkiej brodzie intensywnie myśląc. - Czyli on teraz śpi? - myślał głośno, patrząc na Anomandera. Keer wyraźnie się ożywił. Miał dość siedzenia w miejscu. - Jeśli śni... mogę spróbować go tam znaleźć i wypytać. Nie wiem, ile z niego wyciągnę. Sen wywołany sztucznie, farmakologicznie charakteryzuje się spójnością, lecz to nie jest zbyt pomocne. Większość będzie kolorową mgłą i niczym więcej lub powtarzającymi się w koło bzdurami. Niemniej jednak mogę spróbować, jeśli zależy panu na czasie - splótł dłonie. Też chciał dowiedzieć się, kto tak załatwił jego Yako i całego go przemalował. Skąd te wszystkie rany? Czyj to koń i Schnee? Ale najbardziej chciał teraz zobaczyć swojego ukochanego. To nie będzie piękny widok, ale nie pierwszy raz widywał podobne sceny.