Gawain Keer - 29 Czerwiec 2017, 12:58 Trochę poczytał, ale skupienie się szło mu coraz trudniej. Jak można tak głupio zapomnieć, że kawa działa na perystaltykę jelit?! Widać można, bo Gawainowi się to udało. Dzik jest dziki, dzik jest zły!!! To całe normalne jedzenie zawsze się na nim mściło. Trudno, wykąpie się drugi raz, gdy będzie już po wszystkim.
Wstał zbierając klamoty z biurka. Słownik trafił na swe prawowite miejsce, a powieść i kawa ruszyły z razem z Gawainem na wątpliwie radosną wycieczkę. Cień położył swój łazienkowy zestaw przetrwania, zatkał odpływ wanny i zaczął napuszczać wody. Kawę dopije grzejąc się w pachnącej kąpieli. Uchylił okno, otworzył książkę i zwyczajem śmiertelników po prostu usiadł na kiblu.
Książka w niczym nie pomagała. Brzuch go bolał, więc siedział zgięty w pół rodząc węża i stękał sobie, choć nikt nie mógł tego usłyszeć. Pomieszczenie wypełniał jedynie odległy szum lejącej się wody. I całe szczęście, bo jego organizm dostarczał mu wystarczająco dużo bodźców. Co mnie wtedy napadło, żem zeżarł całego kotleta?
Po dziesięciu minutach mógł już się odlepić od siedzenia i oddać się czynnościom stricte higienicznym, choć czystość zapewni mu dopiero kąpiel. Spuścił wodę po tym niechlubnym rytuale i zdjął z siebie ciuchy. Sprawdził jeszcze temperaturę i dodał olejek z trawy cytrynowej.
Zanurzył się i szybko umył całe ciało. Patrzył jak woda paruje z powierzchni jego dłoni. Chłodne powietrze i nadal ciepła kawa nie pozwalały Cieniowi na senność. Gdy palce przeschły ponownie zajął się czytaniem.
Dotarł gdzieś przed połowę. Książki z tej serii nie były opasłymi tomiszczami. Woda prawie całkowicie wystygła. O tym, kto jest tajemniczym kotem, dowie się już ubrany.
Wytarł się dokładnie i odział. Z pustym kubkiem i palcem w książce, by nie umknęła mu strona, na której skończył, szedł w kierunku schodów. Nabrał ochoty na kolejny kubek czarnej smoły.
- Dzień dobry - rzucił w stronę skradającego się Gopnika na tyle głośno, by przebić się przez niewidzialną barierę. Nie unikał spojrzenia Kapelusznika. - I smacznego - dodał mijając go i wyraźnie krzywiąc się na talerz z jedzeniem. Brunet szybko zniknął za drzwiami swojego pokoju. Gawain zmarszczył brwi. Czyżby alkoczarodziej był w tak głębokim szoku? A niech sobie będzie! Keer nie miał zamiaru się przed nikim tłumaczyć ze swoich pobudek i pociągów. Oby Lusian nie zaczął drążyć tego tematu.
Zszedł na dół, szybko zrobił sobie kawy i poszedł do salonu. Mam nadzieję, że brak dźwięków nie będzie Ci dokuczał. Uśmiechnął się miło, choć spojrzenie miał drapieżne. Ostrożnie usiadł na wersalce i wygodnie się wyłożył. Nie przeszkadzało mu to, że Yako spał. Widok i obecność śpiących istot w jego otoczeniu była dla niego całkowicie naturalna. Tylko ten zapach spirytusu. Lis pił go na butelki, gdy źle się czuł. Tyle zdołał zauważyć. Jak też to, że koc był trafionym prezentem. Czarna lisia czupryna zlewała się z futrzanym materiałem. Wyglądał jak niedźwiadek. Dręczyciel spojrzał na Yako jeszcze raz, po czym zagłębił się w świat pozornie niewytłumaczalnych morderstw Agathy Christie.
Głucha cisza 2/4Gopnik - 30 Czerwiec 2017, 18:13 Na początku kompletnie nie zauważył Rudzielca. Ani tym bardziej nie usłyszał jego kroków, mimo, że słuch miał niezły. Gdy jednak usłyszał jego głos, aż podskoczył. Kompletnie się tego nie spodziewał. Widocznie Gawain znowu użył tej swojej umiejętności wyciszenia. Tej, którą się posłużył, by tu dotarli.
- Gałejn, żeś mnie wystraszył! Dzień dobry. - powiedział, odwracając się do mężczyzny. - Dziękuję uprzejmie. - dodał na życzenia Dziwnookiego, po czym ruszył do siebie. Nie był na razie gotowy do dłuższej pogawędki z nim. Ani z Luckiem. Póki co to musi zaczekać. Zresztą, chciał tylko na szybko coś przekąsić, dlatego też nie ubierał się porządnie. Może jeszcze się kimnie. Często tak miewał - leniem to on był ogromnym. Obijał się, jeżeli tylko mógł. Jednakże gdy sytuacja tego wymagała, potrafił wziąć się w garść i zabierał się do roboty w try miga.
Usiadł na skraju łóżka. W jednej z dłoni trzymał widelec, a na kolanach jeszcze trochę gorący talerzyk z kiełbaską, obok położonym chlebem i kleksem ketchupu. Przez temperaturę naczynia, musiał uprzednio chwycić po jakąś serwetkę, by stanowiła barierę między ciałem, a ceramiką. Na szczęście w pokoju były chusteczki higieniczne. Dwie wystarczyły. Gdyby miał sprawną drugą rękę, to mógłby bez problemu w niej trzymać talerz. Nabił mięso na sztuciec, ubrudził trochę w sosie i, uprzednio dmuchając, włożył do ust. Po chwili ugryzł malutki kęs chleba. Niby był głodny, jednak z drugiej strony, nie miał ochoty na posiłek. Był nadal zbyt rozkojarzony i zniechęcony przez tamtą sytuację. Mimo to starał sam siebie uspokajać, że w sumie nie ma czego się obawiać, że tak czasami się zdarza. Nawet Szarik Iwana brał Miszę Anatoliego. Tak bywa. A Lusian nawet czasem bywa podobny do takiego psiaka.Gawain Keer - 30 Czerwiec 2017, 19:49 Uwaga. Niniejszy post zawiera lokowanie produktu*
Humor mu się poprawił. Kawa, dobra książka, trochę przestraszony Gopnik. Co prawda Gawainowi daleko było do poziomu psot lisa, ale nawet jemu nie zaszkodzi wybryk lub dwa. Nie taki miał plan, ale skoro tak wyszło, to czemu miałby się tym nie cieszyć?
Gdy na telewizorze leciały już napisy, sięgnął po pilot i włączył telewizję. Przestał używać swojej mocy. Chciał obejrzeć wiadomości i zobaczyć, czy brytyjska pogoda nadal będzie się utrzymywała. Z dwojga złego wolał chmury i deszcz. Wtedy brak cienia aż tak mu nie dokuczał i nikt się na niego nie gapił. Bo to jednak było trochę dziwne. Wszyscy lecą się opalać, jak słońce poświeci chociaż pięć minut, a on zapierdala w kapturze i rękawiczkach, jakby szedł napadać na bank.
Niestety musiał jeszcze trochę poczekać. Cholerne, głupie reklamy. Weź tabletkę, która trafi w źródło bólu. Wlej syrop prosto w płuca. Kup płatki, dobre, zdrowe i sprawią, że twój berbeć będzie się durnie szczerzył. Tampony też kup, chłonne, możesz se je na przykład wsadzić do butów, jak wleziesz w kałużę albo do nosa w razie krwotoku. No nic. Przeczyta jeszcze stronkę lub dwie.
- Serduszko , serduszko, serduszko pełne snów. Gdzie spojrzeć serduszko, serduszko tam i tu! Serduszko pełne snów! - zaśpiewał głos w telewizorze. Gawain wbił spojrzenie w ekran i patrzył na reklamę, po czym po prostu nie wytrzymał i nakrył się książką śmiejąc się do rozpuku. Aż łzy stanęły mu w oczach. Nie miał pojęcia, kto i dlaczego zrobił taką reklamę, ale on faktycznie mógł mieć takie serduszko. Nie było teraz pełne... ale to przejściowy stan. Swoją drogą nigdy nie zastanawiało go, gdzie mieści się jego rezerwuar energii i żywotności. Nie musiał trawić snów i zawsze miał wrażenie, że splatają się z nim całkowicie. Choć wolałby się nie dowiadywać.
Powachlował się książką i odetchnął głęboko, po czym zerknął, czy Lusian nadal śpi. Wolał go nie budzić, ale z drugiej strony lis kładł się dla zabicia czasu, nudy i ze zwykłego lenistwa. No i dla niego. Teraz uciekał od bólu, ale jeśli faktycznie będzie grzecznie leżał w łóżku, to jakoś przetrwa.
*Tak, zawsze chciałam to napisać. Nie, nikt mi za to nie zapłacił.Yako - 30 Czerwiec 2017, 20:56 Spał sobie spokojnie. Prawie nic nie zakłócało jego snu. No może poza jednym momentem, gdy Gawain postanowił się na niego pogapić. Demon zmarszczył wtedy brwi i warknął cicho, po czym schował się bardziej pod kocem. Oczywiście nie widział, że ktoś nad nim stoi ale instynkt działał.
Nie przeszkadzały mu jednak ani zapachy z kuchni, ani to, że Gopnik łaził po domu. Był zbyt zmęczony żeby się tym przejmować, a dodatkowo nie czuł zagrożenia ze strony mężczyzn. Dlatego mógł sobie pozwolić na to, żeby spać bez strachu o to, że coś poważnego się stanie. Jak będą go potrzebowali to po prostu wezmą i go obudzą. O ile to nie będzie jakaś głupota jak na przykład zatkany kibel to raczej się na nich nie zdenerwuje.
Gdy Gawain usiadł obok niego, demon powiercił się chwilę i nieświadomie lekko wtulił w rudzielca. Nie obejmował go, po prostu przylgnął do niego kocykowy naleśnik z czarną czupryną na końcu. Nie przeszkadzał mu ani zapach kawy ani głucha cisza. Dzięki temu nawet bardziej się uspokoił.
Spał tak jeszcze jakiś czas. Co chwila tylko coś sobie mamrotał pod nosem ale i tak nie było tego słychać. Trochę się powiercił gdy Gawain skończył używać swojej mocy. Ale jakoś to na niego nie wpłynęło zbytnio. Dopiero wybuch śmiechu rudzielca sprawił, że Yako zerwał się do siadu. Jednak był tak mocno zawinięty w koc, iż wylądował z tego rozpędu na podłodze, przeklinając po japońsku. Próbował się wyplątać z tego puchatego naleśnika po czym usiadł na podłodze i spojrzał z wyrzutem na Gawaina -weź mnie tak nie zaskakuj - powiedział rozmasowując sobie głowę, którą rąbnął w kant stołu, na szczęście niezbyt mocno. Siedział tak chwilę, ziewając szeroko. Rozejrzał się po salonie i przeciągnął mocno.
Wstał chwiejnie i wziął swój telefon - zaraz wracam - powiedział i zniknął w łazience załatwić swoje potrzeby. W międzyczasie szukał przepisów na jakieś ciekawe potrawy, które mógłby przyrządzić dziś na obiad. Gdy załatwił wszystko umył się i przebrał. Dopiero gdy wyszedł, spojrzał na Gawaina - dobre rano tak w ogóle, wybacz...dopiero się obudziłem - przyznał i opadł na wersalkę, poprawiając koc - mogę mieć do Ciebie prośbę? - zapytał ponownie ziewając -czy mógłbyś poszukać w ogrodzie pietruszki, majeranku i może niedźwiedziego czosnku? - spojrzał mu w jego dziwne oczy -chcę zrobić coś rosyjskiego na obiad dla Gopnika, żeby mu trochę wynagrodzić to wszystko co go spotkało - wyjaśnił spokojnie i uśmiechnął się jeszcze zaspany, po czym ponownie zamknął oczy ziewając szeroko, jakby chciał połknąć cały świat. Mówił jednak ściszonym głosem, w końcu nie do końca wiedział gdzie rusek się teraz znajduje, a chciał mu zrobić niespodziankęGopnik - 1 Lipiec 2017, 14:28 Kiełbasa smakowała całkiem nieźle, mając na uwadze to, że jednak była z mikrofali. Ketchup załatwił wszystko. Beknął głośno, kończąc jeść. I tak raczej nikt nie powinien tego słyszeć, to co miał się ograniczać. Jedynie byłoby mu niedobrze, a tak to zaznał ulgi. Od tego ciepła kiełbaski zrobił się znowu senny. Odłożył talerzyk, ściągnął koszulkę i legnął na łóżku, próbując przysnąć. Zamknął oczy, starając się zbytnio nie myśleć. Na szczęście, powieki same się kleiły, więc nie miał problemu z odsunięciem od siebie rozkmin. Chwilę potem jednak się rozbudził. Może i oczy spowijała ciemność, ale słuch przez to mu się wyostrzył. Od razu zerwał się, siadając na łóżku, gdy usłyszał śmiech Gawaina, po którym odezwał się także Lucek, najwyraźniej zdenerwowany, bełkocząc jakieś dziwne rzeczy, których Kapelusznik ni trochę nie wyłapał. Ten natomiast, początkowo zszokowany, zaśmiał się chwilę potem, uzmysławiając sobie, że najprawdopodobniej Rudzielec po prostu albo zrobił jakiegoś psikusa Liskowi, albo po prostu go obudził swym rechotem. Tak czy siak, ich sprawa, niech sobie tam dokuczają ile wlezie. Rusek idzie spać, tym bardziej, że rozmowy na dole nie były już głośne i można się było do nich szybko przyzwyczaić. Postanowił więc z powrotem legnąć na łóżko, wtulić się w poduszkę, zamknąć oczy i śnić swoje alko-sny.Gawain Keer - 1 Lipiec 2017, 20:24 Yako był słodki i uroczy. Tulił się do Keera leciutko i mruczał jakieś niezrozumiałe rzeczy przez sen. Jednak i to musiało się skończyć, bo głupi Gawain nie potrafił powstrzymać się od śmiechu i lisek przestał być taki milusi. Cień od razu pożałował, że nie zgłębił reszty japońskich przekleństw, bo nie zrozumiał nawet ćwiartki wiązanki, którą puścił zaskoczony i zdenerwowany pobudką lis. Początkowo Keer chciał złapać bruneta i pomóc mu wstać bojąc się, że noga i szwy na niej mogą dać mu się we znaki. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Rudzielec skrył uśmiech za książką i spoglądał jak demon rozmasowuje głowę. W bursztynowych oczach czaiły się figlarne iskierki zdradzające wszystko - Przepraszam - powiedział z rozbawieniem i dopiero wtedy odłożył Kota wśród gołębi na bok. Lusian siedział chwilę na podłodze i ziewał niczym znudzony lew na sawannie, po czym zniknął w łazience. Był aż tak zły? Gawain chwilę nasłuchiwał, czy aby na pewno z demonem jest wszystko w porządku. Nie słyszał trzasków ani kolejnych przekleństw, więc chyba nie miał się o co martwić.
Skoro nikt już nie spał, to podgłośnił telewizor i zaczął oglądać wiadomości. Prócz nudnych niusów z wybrykami i wpadkami polityków były też zamachy, wypadki, sprawozdanie z otwarcia jakiegoś rolniczego festiwalu i pogoda, na którą Gawain z utęsknieniem czekał. Wczoraj było pięknie, dziś już niezupełnie. Barowa pogoda.
W międzyczasie Lusian wydostał się z łazienki. - Dzień dobry - rzucił w odpowiedzi, po czym dopił swoją kawę i usiadł na skraju wersalki poprawiając kamizelkę. - Jasne, o co chodzi? - zapytał, gdy demon znów popisywał kolekcją swojego nienagannego uzębienia. Chwilę potem mógł już przemyśleć sprawę. - Dobrze, tylko daj mi parasol. Nie chce mi się co chwilę przebierać, a chwila moment i zacznie kropić - westchnął spoglądając przez okno. Niebo gęsto pokrywały ciężkie, ciemne chmury, a gałęzie i trawy kiwały się na wietrze. Uśmiechnął się tajemniczo, gdy Lusian wspomniał o niespodziance i kucharzeniu. Musiał to uwielbiać. - Jeśli nie będziesz wciskał mi jedzenia, to twoja tajemnica będzie bezpieczna - przeniósł wzrok na Yako i rzucił w niego poduszką widząc, że znów ziewa - Przynajmniej zakrywaj usta, skoro masz ręce w tej postaci - mruknął wstając i przeciągając się lekko.
Poszedł po jakiś koszyczek do kuchni. Papierem do pieczenia wyłożył jego dno. Może zdąży przed deszczem. Zaczął ubierać buty i płaszcz dając demonowi czas na znalezienie parasola. Trochę szkoda, że nie miał przy sobie swojego sierpa, ale od czego ma się palce.Yako - 1 Lipiec 2017, 21:21 Spojrzał na niego groźnie, choć pewnie nie wyglądało to tak, bo oczy miał nadal klejące się od snu, a włosy sterczały mu na wszystkie możliwe strony - to nie jest śmieszne! Bolało - zrobił naburmuszoną minkę -widzę, że ktoś znalazł bibliotekę - powiedział wstając i pokazując książkę. Przetarł twarz dłońmi, przez co syknął, gdy naruszył trochę ranę na policzku.
W łazience trochę przesiedział, w końcu zjadł sporo poprzedniego wieczora. Jednak jemu to tak nie przeszkadzało jak Gawainowi. Była to norma. Wyszedł przeciągając się mocno i kulejąc. Noga nadal dawała mu się we znaki, ale nie było tak źle jak poprzedniego dnia, więc nie chciał na to w ogóle narzekać.
Zamyślił się na moment, gdy Gawain wspomniał o parasolu - a nie wolisz płaszcza przeciwdeszczowego? - zapytał sennie - tak będziesz miał obie ręce wolne, a do tego będzie mniejsze prawdopodobieństwo, że zmokniesz - dodał jeszcze.
- Nie każę Ci nic jeść...pytam tylko czy chcesz spróbować- burknął cicho, lekko urażony tym, że niby wciska mu jedzenie -wczoraj chyba Ci smakowało, ale jak nie chcesz to do niczego Cię nie zmuszam....
Gdy oberwał poduszką odwrócił się do Cienia tyłem i przytulił do niej -jestem u siebie, mogę robić co chcę. O! - odwrócił się i pokazał mu język jak mały chłopczyk. Zamknął oczy i próbował jakoś się rozbudzić, ale zupełnie mu nie szło. W końcu jednak musiał wstać. Przeciągnął się mocno i ruszył za rudzielcem. Jeśli chciał to podał mu płaszcz, o którym mówił wcześniej, jeśli jednak ten się uparł, że chce parasol to wzruszył tylko ramionami i podał mu go. Nie będzie przecież mu narzucał jak ma pracować.
Do koszyka dorzucił jeszcze nożyczki do ziół, żeby nie musiał się martwić, że powyrywa je z korzeniami i się jeszcze bardziej wybrudzi - nie potrzebuję tego dużo, więc nie szalej - puścił mu oczko i ruszył do kuchni, żeby zorientować się czy aby na pewno ma wszystko co będzie mu potrzebne to zrobienia obiadu. Odkładał wszystko na stół, żeby nie zapomnieć o niczym. Wrócił się jednak jeszcze po laptopa i otworzył na nim stronkę z przepisami, żeby lepiej widzieć. Postawił go na stole w kuchni.
Przygotował wszystko co było mu potrzebne. Jego pokojówka jednak albo wiedziała, czego będzie potrzebował, albo uznała jego gości za głodomorów, bo mimo iż potrzebował kilku rodzajów mięsa, to wszystkie znajdowały się teraz w jego lodówce. I dobrze, bo nie miał zamiaru dziś wyściubiać nosa poza willę.Gopnik - 3 Lipiec 2017, 20:18 Siedział w jakiejś ciemnej piwnicy. W powietrzu unosił się zaduch kurzu, choć w samym pomieszczeniu nie było ciepło. Panował półmrok, jednak wszystko było widoczne na tyle, że Kapelusznik mógł rozpoznać kształty. W pomieszczeniu było słychać też kapanie i plumkanie wody, jednak oba dźwięki miały dwa różne źródła. Ruszył ku jednemu z nich. Doskonale znał ten dźwięk. Teraz także się nie pomylił. Gąsiąr z fermentującą cieczą. Najprawdopodobniej winem. Nachylił się nad rurką, by powąchać aromatu alkoholu. Nie pomylił się. Niektórzy trunki tego typu zwykli nazywać Châteaux de Yabeaulle. Tyle, że chyba z jagód albo winogron, bo miało bardzo ciemny kolor. Niemal czarny. Przepyszny, słodki napój.
Ruszył teraz w drugim kierunku. Tu również szybko znalazł źródło dźwięku. Aparatura do bimbru. Najlepiej. Co więcej, kapiące krople to destylat. Wziął zbiorniczek na alkohol i spróbował. Pyszności. Bimber na śliwach. Pycha.
W pewnym momencie jednak Gopnik usłyszał brzdęk i poczuł ból. To naczynie w jego dłoniach pękło, raniąc odłamkiem w ramię. Zaraz potem skruszyło się w mak naczynie aparatury, a swoje trzy grosze dodało wino z gąsiora. Co dziwniejsze, pokój zaczął zalewać alkohol z obu urządzeń, który zdawał się nie mieć końca. Tryskało z nich, jak ze studzienek kanalizacyjnych w czasie ulewy. Nie minęła minuta, a już cały pokój był w połowie wypełniony do połowy mieszanką predestylatu i wina. Dosłownie moment potem alkohol sięgał już sufitu. Rusek, początkowo zadowolony łapczywie spijając trunek ze smakiem, teraz z przerażeniem uświadomił sobie, że zaraz utonie. Krzyknął głośno, mocno wystraszony.
Cały spocony zerwał się nagle z poduszki, siadając na łóżku. To był na szczęście tylko dziwny sen.
Postanowił zejść na dół. Na sen już i tak nie miał najmniejszej ochoty. Ruszył więc swój zad z łoża i ubrał się, jak na Gopnika przystało. Musi poprosić w końcu Gawaina o swój kapelusz, bo mimo pełnego ubioru czuł się nagi. Dobrze, że był śmiałym Kapelutem i nagość nie przeszkadzała mu zbytnio.
Schodził powoli po schodach, nie śpiesząc się. Zerknął w stronę kuchni i widząc Lisa, przywitał się z nim, po czym usiadł na kanapie i zaczął oglądać telewizję dla samych obrazków, bo rozumieć nie rozumiał zbyt wiele. Akurat chyba leciała chyba jakaś telenowela, bo kobiety krzyczały do siebie w wielkich emocjach, tak jakby ktoś je zdradził i chciały ustalić, która była zdradzona, a która kochanką. No nic, niech to sobie leci.
- Co ty tam kombinujesz, Lucjan? - spytał trochę beznamiętnie, ale odpowiednio głośno, tak by Yako usłyszał, próbując zagaić rozmowę. Może i był zszokowany, ale to nie znaczy, że ma się teraz nie odzywać.Gawain Keer - 3 Lipiec 2017, 20:50 - Buuuhuuu! Lisek zrobił sobie kuku! Daj, podmucham - nachylił się do demona i chuchnął w jego stronę mrużąc oczy. Oczywiście, gdzieś w głębi, martwił się o demona. Może na ciele lis zaczynał czuć się lepiej, ale czy z duszą było tak samo? Cień śmiał w to wątpić. O stanie Yako świadczyła butelka po spirytusie, którą Keer wywalił do śmieci dzisiejszego ranka. Gawain spojrzał na Lusiana spokojnie. - Może dobrze, że odkryłem ją dopiero teraz, bo inaczej nie wygoniłbyś mnie do sklepu tak łatwo - powiedział. Cały się spiął i zmarszczył brwi, gdy demon syknął. Na szczęście nie było to nic poważnego, więc uspokoił się niemal od razu. - Uważaj trochę - skarcił go bez mrugnięcia okiem. Zamiast o siebie dbać, to ten tylko dokładał sobie bólu. I jak tu ma cię szlag jasny nie trafić? Jak z pięciolatkiem. Mówisz, nie drap, a ten drapie. Krzyczysz, nie rusz, a ten rusza. Dać takiemu po łapach! Tylko jak tu dać, kiedy to lisisko ma ostre kły i pazury, cięty język i jest prawdziwie nieposkromione? Przecież nie ruszy na niego z kijem... no, chyba że z kuszą, tylko tego zdaje się choć odrobinę bać.
- Nieee. Woda tylko poleci mi za rękawy i tyle z tego będzie - skomentował pomysł luźno rzucony przez Yako. Jak lunie raz a dobrze, to nic nie pomoże.
Jedzenie niezbyt go interesowało i nie miał zamiaru dać się zmanipulować. Ton i sama wypowiedź miały na celu wywołanie w nim poczucia winy, ale dość tego dobrego. Niczego dziś nawet nie spróbuje. Wczoraj... to był wyjątek. A raczej chwila słabości. Mięknie ci serce. Już zapomniałeś, co się wtedy dzieje? - usłyszał w swej głowie ostrzegawczy, ostro brzmiący głos. Boleśnie przypominał o jego początkach z demonem. Jak naprawdę się to wszystko zaczęło. Może spotkali się na magicznej polanie i brykali wśród roślin rozbrzmiewających najróżniejszymi nutami, ale to nie była bajka. Jedno potknięcie lisa lub szybsza reakcja Cienia mogła bezpowrotnie zdmuchnąć płomień życia. Gonił wtedy lisią kitę i zabiłby bez chwili wahania. To co działo się potem, to już istna lawina. Spalone mieszkanie? Pff! Miał prawdziwe szczęście, że może teraz tu sobie siedzieć i cieszyć się towarzystwem swojego nowego żywiciela.
- Oczywiście - odparł głosem zdradzającym rozbawienie. Wczoraj demon nie był taki pewny siebie. Widać musiał to sobie zrekompensować.
Podziękował za parasol i płaszcz. - Co? - spojrzał na demona zaskoczony. Pochylił głowę patrząc na koszyk odrobinę zażenowany. No tak. Jego zbiory były dość spore, przy czym potrafiły zabrać mu cały dzień. - Nie będę - dodał sprawdzając nożyczki. Idealnie naostrzone. Kłóciłby się o jakość zbiorów, że nożyczki najpierw miażdżą, a potem dopiero tną łodyżki, ale dziś zioła i tak miały trafić do garnka. Mimowolnie spojrzał gdzieś w górę. Na krótki moment znalazł się w swoim własnym świecie czując koszmar Gopnika. Ten to dopiero by sobie pooglądał! Wyraźna, kusząca aura nijak miała się do poprzedniego zagadkowego snu. Cień stał i rozsmakowywał się jeszcze przez minutkę. Miał jednak inne rzeczy do roboty i wolał się dodatkowo nie rozpraszać oraz nie robić sobie apetytu. Spokojnie wytrzyma jeszcze tydzień przy takiej utracie energii. Poza tym od snów miał Yako. Nie było pyszniejszych ponad te lisie.
Przeszedł przez salon i wyszedł do ogrodu. Faktycznie było zimno. Na termometrach dalej widniała dwucyfrowa wartość dodatnia, ale wiatr i wilgoć nie dawały za wygraną. Gawain wcisnął nos w golf i otworzył parasol. Krople leniwie uderzały w czaszę, gdy przechodził przez gęstą trawę. Królestwo dla tego, kto podołałby utrzymaniu ogrodu demona w ryzach. Jak walka z hydrą.
Zioła rosły w kępach, więc trudno było je przeoczyć. Zresztą niemożliwością jest nie rozpoznać pietruszki i majeranku. Chyba tylko idiota nie wiedziałby co to. Po czosnek niedźwiedzi musiał wybrać się nieco dalej, na skraj ogrodu. Białe kwiaty już dawno przekwitły, więc rozpoznawalny był tylko po liściach. Tych Cień nie obcinał. Urwał ich kilka, by dołączyć je do natki pietruszki i majeranku. Otrzepał ręce i spodnie, po czym szybko wrócił do domu, bo właśnie zaczynało ostro zacinać. Postałby tak parę minut dłużej i naprawdę potrzebowałby wypchać czymś chłonnym swoje buty.
Stojąc w progu otrzepał parasol z wody oraz zdjął buty i płaszcz. Kapelusznik oglądał coś w telewizji, ale zdawał się nie rozumieć zbyt wiele z rozgrywającej się na ekranie komicznej sceny. Keer machnął do niego na przywitanie, ale nic nie mówił i nie specjalnie krył koszyk. Zachowywał się jak zwykle. Najwyżej zapytany powie, że to wszystko do jakiegoś ziołowego remedium, choć coś podpowiadało mu, że taki żarłok jak Gopnik wnet zorientuje się co się święci, gdy tylko po domu rozejdzie się zapach znajomych mu potraw.
Rudzielec poszedł odłożyć wszystko na miejsce, po czym zajrzał do kuchni. Yako już wziął się za swoje dzieło. Gawaina nie interesował smak jedzenia ani konsumowanie go, ale sama procedura owszem. Stawiając koszyk na stole rzucił okiem na laptopa. Uniósł brew. Solanka i czebureki z mięsem. Nigdy nie słyszał o tych potrawach, więc niespecjalnie wiedział, czego ma się spodziewać. Za to składników, które przygotował Yako, było sporo. Jak na zlot mięsożerców. - Nie wiedziałem, że na obiedzie będziemy gościć wilka - mruknął prostując się. Bez słowa zniknął na chwilę w salonie, tylko po to, by wrócić z książką. Usiadł przy stole i kontynuował lekturę. Wolał nie zostawiać Lusiana samego. Mógł potrzebować pomocy nie tylko w gotowaniu.Yako - 3 Lipiec 2017, 21:46 - Weź nie chuchaj na mnie - powiedział i położył całą swoją wielką łapę na twarzy rudzielca i odsunął go od siebie. Słysząc karcący głos Gawaina, zerknął na niego - nie wymagaj ode mnie wszystkiego. Jeszcze się nie obudziłem - powiedział i ponownie ziewnął. Widać, jego mózg potrzebował ogromnych porcji tlenu, żeby zacząć porządnie funkcjonować po takiej drzemce.
Wzruszył ramionami i wyciągnął spory czarny parasol, po czym podał go rudzielcowi. Zaśmiał się widząc jego zażenowanie -jak zbierzesz za dużo to coś się wymyśli, po prostu, szkoda, żebyś stał w taką pogodę na zewnątrz, a potem by się okazało, że większość się w tym momencie nie przyda- powiedział i poklepał go w ramie.
Zaniepokoił się, gdy Cień nagle zamarł -Gaw wszystko gra? - zapytał niepewnie i podszedł do niego. Pomachał mu kilka razy dłonią przed twarzą, nie rozumiejąc co się stało. Cienia po prostu nagle zwiesiło, a demon nie znał powodu tego zachowania. Westchnął jednak z ulga, gdy ten w końcu wyszedł do ogrodu.
Przygotował sobie wszystko. Zaczął od krojenia całego mięsa przeznaczonego na solankę i wrzucenia go do garnka z wodą wraz z liśćmi laurowymi i postawił na kuchence.
Czekając aż zacznie wrzeć, przygotował sobie drugi garnek, jednak nim cokolwiek w nim zrobił, zmniejszył ogień pod zupą i oparł się na moment o stół, przymykając oczy. W międzyczasie w salonie pojawił się Gopnik. Słysząc, że znów zwraca się do niego "Lucjan" westchnął ciężko i ruszył w jego stronę.
-Po pierwsze jestem Lusian, a nie Lucjan i jeśli nie umiesz tego wypowiedzieć to mów po prostu Lucek, bo Lucjan mi się źle kojarzy - powiedział i poczochrał go mocno po głowie. W końcu tę miał zdrową...no przynajmniej od zewnątrz. Następnie pochylił się mocno na ruskiem i sięgnął po pilota- po drugie, weź się rozluźnij bo Ci szwy zaraz popękają - zaśmiał się, wchodząc w ustawienia - robię obiad, żebyś mógł się wykurować porządnie - powiedział spokojnie i zaczął zmieniać ustawienia na telewizorze, wyraźnie czegoś szukając. Zauważył bowiem, że Kapelut ma z leksza problem ze zrozumieniem tego co się na ekranie w ogóle dzieje.
Nim udało mu się ustawić napisy na rosyjskie, tak by Gopnik choć trochę mógł zrozumieć, Gawain wrócił do środka - zostaw parasol na zewnątrz, nie powinno go zwiać- powiedział tylko po czym gdy tylko znalazł szukane ustawienia oddał Kapelutowi pilota i wrócił do kuchni. Podziękował Cieniowi za zioła i wrócił do gotowania.
Poprosił Gawa o umycie jarzyn i ziół, które mu podsunął i pokrojenie ich. Cały czas instruował go co ma robić. Oliwki kroić w plastry, ziemniaki w grubą kostkę. Jednak poprosił go by na razie wszystko wrzucił do misy. Dopiero po około godzinie będą mogli dodać to do mięsa, więc nie było pośpiechu.
Sam zajął się czeburakami. Przygotowaniem ciasta, farszu. Słuchał z ciekawości co ogląda Gopnik i kontrolował co robi Gawain. Nie pozwolił mu czytać, potrzebował go. W końcu sam nie do końca powinien się bawić teraz w kuchni. Nie z uszkodzonym nadgarstkiem.Gopnik - 5 Lipiec 2017, 14:21 Gopnik spiął się nagle, gdy Lucek go poczochrał. Kiwnął jednak główą, że rozumie i spróbował wypowiedzieć poprawnie to imię:
- Luśa... Ljus... Lucja... Blać, Lucek! Tak będzie łatwiej, he he. - odrzekł, śmiejąc się trochę nerwowo na koniec. Był spięty, a już na pewno czuł się trochę nieswojo. Usiadł jednak i oglądał jakieś bzdury. Całe szczęście, że Lucek - nie - Lucjan zmienił napisy na rosyjskie. I teraz wszystko nabrało jakiegoś sensu. Jakiegoś - bo nadal było to beznadziejnie głupie.
W międzyczasie wrócił Gawain. Kapelusznik, słysząc zamykanie drzwi frontowych, odwrócił się i odmachał, widząc przywitanie Rudzielca.
- A szto ty tam masz w tym koszyku? - zapytał z, trochę udawaną, ciekawością. Z jednej strony mało co go teraz obchodziło, jeżeli chodzi o tę parę, z drugiej jednak, ta zawartość koszyka zastanawiała Ruska.
- Dziękuję za dobre jedzenie. I za te napisy. Już ładnie pachnie, a co dopiero potem. Tylko jakoś dziwnie znajomy ten zapach, gotowałeś coś takiego już i tego obiadu nie pamiętam? A może gdzieś w jakiejś jadłodajni próbowałem. A, nieważne. - machnął ręką i wrócił do seansu dla gospodyń domowych. Idealny program dla kogoś takiego, jak Gopnik. Zaśmiał się sam z siebie w duchu. Prawdziwy, głośny rechot jednak wydał na słowa Dziwnookiego:
- No, wilka może nie, ale pamiętaj, ze gospodarzem jest lis, a jednym z gości wiecznie nienażarty Rosjanin z ducha i stylu bycia! Ha ha ha! Na twoim miejscu raczej bym się bał, że nie wystarczy. A przy okazji, co wy tam tak kombinujecie w tej kuchni, co pichcicie? - spytał, już serio ciekawy. Rozluźnił się. Aromat, który powoli wypełniał mieszkanie, uspokoił również Michaiła. Gorzej jednak było z jego ramieniem. Ból powracał, gdyż lek powoli przestawał działać. I tak było już ciut lepiej, niż zeszłego wieczora, nadal jednak nie czuł się komfortowo. No, ale Gawain zaś wstrzyknie mu specyfik i budziet ocień haraszo. Właśnie, Gawain. Kapelusz!
- Gałejn, przyjacielu. Powiedz mi proszę, gdzie mój kapelusz? Wiesz, bez niego nie czuję się zbyt komfortowo. To tak, jakbyś ty poszedł bez kaptura w słońce. Oddaj mi go, proszę, albo wskaż, gdzie jest. - rzekł, każde słowo mówiąc nienaturalnie miło i powoli. W zasadzie sam nie wiedział, czemu obrał taki ton. Ot, załączyła mu się dziwaczna maniera.Gawain Keer - 5 Lipiec 2017, 20:52 Cień złapał demona za jego wielkie łapsko i zerwał je ze swojej twarzy - Czy ty zawsze musisz mnie dotykać? - wycedził obrzucając go nienawistnym spojrzeniem. Nie po to się mył i czesał, żeby ciągle ktoś go oblepiał palcami lub mierzwił mu włosy. - Wiem, wiem - mruknął na odczepkę i tylko westchnął, gdy Lusian znów ziewnął. Pouczanie go to walka z wiatrakami. Jednak nie miał zamiaru kłócić się o bzdury, więc po prostu milczał. Zły Yako i ranny Yako to wyjątkowo fatalne połączenie, którego wolał unikać.
- Dla mnie nie ma czegoś takiego jak za dużo - parsknął cicho. Zawsze znajdzie się jakieś zastosowanie dla ziół, zwłaszcza tak powszechnie występujących. A jak nie, to czemu miałby ich nie ususzyć i zachować do późniejszego wykorzystania?
Przez koszmary Gopnika zupełnie odpłynął i dopiero brunet machający mu dłonią przed oczami wyrwał go z zamyślenia. - Eee... tak! Tak, wszystko gra - powiedział i odchrząknął. Pospiesznie zaczął zbierać rzeczy unikając spojrzenia demona i uciekł do ogrodu. Niespiesznie, ale jednak uciekł. Głównie przed pytaniami.
Wrócił do domu i zostawił parasol na tarasie tak, jak polecił mu Lusian. Chciał, żeby wysechł, ale to nie jego parasol. Niech się dzieje z nim co chce.
- Aaa, zapachowo-smakowe pomoce do obiadu - powiedział pokazując Kapelusznikowi kompozycję ziół. Może na bimbrownictwie się znał, ale nie wyglądał na takiego, który gotował tak dużo, żeby bawić się w kulinarne quizy. Gawain nie był od niego lepszy. Nawet gdyby jadł już wcześniej rosyjskie potrawy, to w życiu nie zgadłby co to, zanim nie wylądowałyby na talerzu.
Myjąc jarzyny i zioła uśmiechnął się pod nosem. A więc Gopnik kojarzył te zapachy. Gawain chciał zobaczyć jego minę, gdy spróbuje obiadu wprost z jego drugiej ojczyzny. Choć pewnie się nie popłacze, tak jak on. Co za wstyd.
Rudzielec zabrał się za krojenie. Z kształtem nie miał problemu, gorzej z grubością. Czy ziemniaki ugotują się wystarczająco szybko? Nie był pewien. Z pewnością kawałki miały sześcienny kształt, ale jaka to jest gruba kostka? Pół centymetra? Centymetr? Dwa? Skołowany i pokonany przez kartofle, po prostu zapytał o to demona. Oliwek nie było dużo, więc pokroił je drobno.
Na słowa Ruska spojrzał na kuchnię. Prawdziwe pobojowisko. Wszędzie ziemniaki, mięso i mąka. Nie miał jednak zamiaru poprawiać Kapelusznika. On, Cień niejadek, zupełnie się nie znał. Wystarczyłaby mu malutka miseczka samych oliwek i już czułby się nażarty. Gdy padło pytanie, co gotują, spojrzał na Lusiana. No, to co mu powiesz? - uniósł brew. Zaraz potem do jego uszu doszło narzekanie i mręczenie o kapelusz. Zmęczony zwiesił głowę - Już! - odkrzyknął. Pospiesznie przemył i osuszył dłonie - Zaraz wracam - warknął cicho do Lusiana wychodząc z kuchni.
Nie był jego przyjacielem. Mógł go szyć i podawać leki, ale nie skoczyłby za nim w ogień. A już na pewno nie pozwoli mu grzebać w swojej torbie! Jeszcze czego! Wyciągnął kapelusz i wręczył go Gopnikowi. - To pilnuj go lepiej - dał mu go i już prawie się odwrócił, kiedy o czymś sobie przypomniał. - A właśnie, twoje leki, Gopniku. Ramię ci nie dokucza? - zapytał nazbyt spokojnie i uprzejmie patrząc Kapelusznikowi prosto w oczy. Pijany Rusek sprawiał problemy, całą ich masę, ale przynajmniej był milszy i łatwiejszy w obyciu. Trochę za nim zatęsknił, choć bardziej wolałby go widzieć gdzieś z dala od siebie.Yako - 5 Lipiec 2017, 21:40 Uśmiechnął się lekko pod nosem. Już dość narobił rabanu wokół przyjazdu mężczyzn do jego willi. Nadal czuł się fatalnie ale nie chciał ich aż tak zrażać do siebie. Uznał, że postara się być dla nich choć trochę milszy. Nadal był zły za samochód. Nadal był zły za tę imprezę oraz za to, że nie umieją się upilnować w głupim sklepie. Nie mógł jednak na nich cały czas warczeć. To nie było miłe, w szczególności w tym domu, nie powinien się tak zachowywać.
Słysząc wywód Kapelusznika, westchnął cicho - nie masz za co dziękować - powiedział spokojnie, lekko podnosząc głos, żeby ten na pewno go usłyszał -po co masz siedzieć i oglądać jakieś ruchome obrazki, skoro pewnie nic z tego nie rozumiesz. A tak to może nauczyć się coś z języka, słuchając i czytając tłumaczenie - powiedział i wrócił do przepisu. Początkowo zignorował całkowicie pytanie o jedzenie. Może sam się zorientuje po pewnym czasie.
Zaśmiał się krótko, gdy Gopnik powiedział, że zamiast wilka maja lisa i wygłodniałego ruska - nie martw się, nie będzie tego za mało - odparł spokojnie, czytając co dalej powinno zrobić - Gawain na pewno nie będzie jadł, ja jeśli zjem to tylko trochę bo coś nie mam apetytu, czyli właściwie całość jest dla Ciebie- wyjaśnił spokojnie. -a jeśli chodzi o to co gotujemy, to sam nie wiem...improwizuję i zobaczymy co z tego wyjdzie- skłamał, ale potem się to naprostuje. Teraz nie miał zamiaru psuć Gopnikowi zabawy w zgadywanie skąd zna te zapachy.
Zerknął na rudzielca, gdy ten zapytał go jakiego rozmiaru powinna być ta kostka, w którą ma pokroić kartofle. Demon zamyślił się na moment, po czym wziął od Gawa nóż ukroił grubszy plaster i pokroił go w kostkę -o takie - wyjaśnił. Widać było że jednak sprawia mu to lekki problem przez rękę.
Skinął do rudzielca, gdy ten warknął, że zaraz wraca. Widać było, że Keer faktycznie nie przepadał za Kapelusznikami. Ale nie komentował tego w żaden sposób. Sam nie warczał cały czas pewnie tylko przez swój talent aktorski, który był dla niego już naturalnym odruchem. Często sam nie wiedział czy udaje czy nie.
Sam w międzyczasie sprawdził czy mięso jest już gotowe czy jednak powinien jeszcze poczekać. Zajął się również farszem do czebureków. Szło mu to wolno, bo nadgarstek dawał się mu we znaki. Pewnie przez to, że grał praktycznie przez całą noc, ale cóz...coś musiał robić, a jakoś nie miał ochoty na czytanie.
-Jeśli chcecie to po obiedzie można coś obejrzeć - rzucił mimochodem -w telewizji na pewno będzie leciało coś ciekawego, jak zawsze o tej porze - dodał jeszcze, przyprawiając mięsny farsz.Gopnik - 6 Lipiec 2017, 20:46 Zapachowo-smakowe pomoce do obiadu. Ciekawe określenie na przyprawy. Michaiła bardzo ciekawiło, jakie jedzenie się dla niego szykuje. Tym bardziej, że składników było dość dużo.
Po dodaniu napisów wszystko stało się jasne. No, może poza tym, kto wymyślił taką fabułę, ale mniejsza o to. Przynajmniej miał czym zająć mózg, a to było dość przydatne teraz. Pozwoliło mu się wyluzować i zapomnieć nieco o tym kłębku myśli. Nie myślał jednak, że wyłapie pojedyncze słowa, chociaż, może. Przecież tak nauczył się rosyjskiego, no to cóż, trzeba się wziąć za słuchanie. Teraz oglądał show uważnie, próbując dopasowywać angielskie słowa do napisów. Szkoda, że z angielszczyzny znał jedynie określenia genitaliów, czynności seksualnych i słowa rzucane podczas rozkoszy. Spuścizna filmów z Luci.
- No taki duży lis a tak mało je. No cóż, dobrze, że ja jestem głodomorem, ha ha! - rzucił w odpowiedzi. - Improwizacja? Ja też tak czasami robię. Wiesz, jak na przykład tworzę w klasyczny sposób nowe wina lub wódeczki smakowe. Wrzucam, co popadnie, a potem patrzę, jak wychodzi. Czasami trafi się coś dobrego. Raz na ten przykład zrobiłem wino z kawy. Całkiem ciekawe było. - dodał, komentując Lusianową wielką improwizację. Pozwolił jednak mężczyznom gotować i nie męczył ich dopytywaniem się, co robią. Zajął się nowym wyzwaniem - nauką angielskiego.
Scena na telewizorze zmieniła się. Teraz najwyraźniej dwóch wspólników biznesowych omawiało z innym biznesmanem w biurowcu warunki odbioru dużej ilości gotówki z jakiegoś tajnego miejsca, bodajże portu czy depozytu celnego. Pojawiła się też napisocepcja - jako, że kontrahent mówił w jeszcze innym języku, pojawiły się angielskie znaczki, zakryte cyrylicą. Kartą wejściową miała być połówka banknotu, który został akurat przedarty na pół przez obcokrajowca.
Jego uwagę jednak znowu odciągnęły zapachy z kuchni. Były coraz bardziej znajome. Niestety, Kapelusznik za Chiny Ludowe nie mógł sobie przypomnieć, skąd zna owe aromaty. No cóż, przekona się, gdy dostanie obiad na talerzu.
Mówiąc do Gawaina per "przyjaciel", nie miał na myśli sensu stricte tego słowa. Użył go raczej jako zwrotu grzecznościowego. Gdy spowrotem otrzymał upragniony kapelusz, przytulił go z miłością, tak, jak matka przytula swoje zaginione dziecko, po czym założył nakrycie głowy tam, gdzie było jego miejsce - na czubek swojej głowy. Potem odpowiedział grzecznie Rudzielcowi.
- Będę, będę, ale ty sam kazałeś mi go oddać. A ramię? trochę lepiej, ale strzał ze strzykawki mi się jeszcze raczej przyda. Jeśli byłbyś tak uprzejmy, zaaplikujesz? Lekarstwo oczywiście. - powiedział, nie wiedząc właściwie, po co rzucając tym tekstem o lekarstwie. Może podświadomie się bał złego zrozumienia. Ale cóż, Gopnik był dziwną istotą, jak każdy Kapelusznik zresztą.
Wysłuchał propozycji Lucka i zgodził się z nim. Zawsze będzie to okazja na podszlifowanie języka. O ile tylko będą napisy.
- A co takiego będzie leciało w tej telewizji? Jakieś teleturnieje? Filmy, szybkie i wściekłe? A może coś spokojniejszego? - zapytał się Lusiana, w nadziei, że odpowiedzią będzie dobre kino akcji.Gawain Keer - 6 Lipiec 2017, 21:54 Yako był dobrym aktorem, ale akurat do zmyślania nie trzeba było talentu, gdy jest się w innym pomieszczeniu. Cień w duchu cieszył się, że demon przyjął do wiadomości fakt, że nie miał zamiaru jeść. Może poczyta albo wypije kolejną kawę, żeby nie siedzieć z pustymi rękoma, podczas gdy reszta towarzystwa będzie się posilać. Za to odpowiedź Gopnika zupełnie go zaskoczyła. Nie miał pojęcia, czy Rusek zwyczajnie się z nich naśmiewał, testował ich czy zwyczajnie nie przemyślał swoich słów. Gawain skulił ramiona i opuścił głowę. Zawstydzony przerwał na moment kuchenne czynności. Duży lis... Po chwili wrócił do oliwek, ale jeszcze przez chwilę miał w głowie zawstydzonego pana Foxsoula w pełnej krasie. Myśli zepchnął ku winie z kawy. Ciekawa opcja. Może kiedyś zamówi butelkę u Gopnika, jeśli mu zasmakuje.
Kiwnął głową na znak, że rozumie, gdy Lusian pokazał mu jak ma kroić. Wolał zadać głupie pytanie, niż zepsuć potrawę, której sam nawet nie będzie jadł. Pewnie właśnie kończyłby tę piętrzącą się przed nim górę ziemniaków, gdyby nie musiał użerać się z Gopnikiem.
A jednak się naśmiewał... albo bał, ale usiłował maskować to humorem i głupkowatymi żartami - Byleby to nie był złoty strzał - zaśmiał się ochryple. W oczach krył się żar. Zwężone źrenice były teraz czarnymi kropkami w morzu bursztynu. Że też wystarczyły dwa wypady, żeby Kapelusznik tak mu zaufał. Zaszył go nie dopuszczając do wykrwawienia się mężczyzny, ale mógł go z łatwością zabić. Co za problem ścisnąć bark tak, by Gopnika zalał oślepiający ból i wstrzyknąć całe lekarstwo naraz? Skoro był taki nienażarty z ducha i stylu bycia to czemu nie?
Przygotował strzykawkę i odmierzył dawkę. Właściwą. Fantazje fantazjami. Nie był tak lekkomyślny, ale z chęcią odpłaciłby się za Yako. Nawet jeśli Kapelut miał już za to rozerwany bark. Usiadł koło Gopnika i westchnął. Normalnie ręce opadają. On tu wszystko już ma, a ten co? Pogaduchy o telewizorni. - Kurde, Gopnik - nerwowo westchnął ściskając nasadę nosa palcami, po czym opuścił dłoń i spojrzał na moment za okno - Nie wiem, co widziałeś wczoraj i co tam sobie myślisz, ale gówno mnie to obchodzi. Jak mam ci podać leki, to musisz chociaż odsłonić bark. Nie mogę kłuć na ślepo i muszę obejrzeć ranę - wytłumaczył i czekał na reakcję. Serio, co za hipokryzja. Jak go zszywał, to Rusek leżał przed nim prawie nieprzytomny i z fajfusem na wierzchu, a teraz urządzał jakieś dziwne podchody. Tutaj słówko mniej, tam o jedno za dużo. Jak ma z tym taki problem, to niech coś powie albo wypierdala. Cierpliwość Keera powoli ulegała wyczerpaniu i miał nadzieję, że nikt nie postanowi wystawiać jej na próbę.