Anonymous - 22 Maj 2011, 21:29 Banuś zastygł w miejscu, gdy nagle poczuł na szyi kokardę. W końcu jednak stwierdził, że nic mu nie zrobi, tak więc pokicał gdzieś w bok, z każdym susem dzwoniąc jak sanki Mikołaja.
- A dałoby się taką w szkocką kratkę? - kucnęła i podniosła królika, po czym wstała, przyglądając się banusiowej ozdobie. Zwierzątko po chwili miało dość ciągłego gapienia się na nie, tak więc wyskoczyło jej z rąk i poczęło kicać po trawie, przy tym węsząc jak... pies. Dla owego stworzenia różnica gatunków najwyraźniej nie była przeszkodą, by pożyczać zwyczaje od innych. 32 nie zdziwiłaby się, gdyby zaczął szczekać, albo kwakać. W sumie, to ten królik czasem wykazywał więcej rozsądku niż ona sama, tak więc jej raczej już nic nie mogło zdziwić... Tak na prawdę, to najbardziej zdziwiłaby się, gdyby coś ją zdziwiło.Anonymous - 26 Maj 2011, 18:28 Temat postu: .....Elo chwyciła miskę z nowym przysmakiem i już, już miała wziąć pierwszą łyżkę do ust, gdy nagle odstawiła deser i wbiła wzrok w Satusia.
- Tak właściwie to nie jestem głodna....
Chwilę siedziała w milczeniu, drapiąc się po głowie, aż w końcu wyszczerzyła ząbki i zapytała:
- A lubisz żaby?
W tejże chwili wstała, zamachnęła się całym ciałem i zaczęła chodzić na rękach klaskając stopami. Nie wiadomo, czemu jej to przyszło do głowy. Po pewnym czasie wypatrzyła gdzieś w krzakach Banusia, więc ruszyła w jego kierunku, twarzą muskając źdźbła trawy. Jej wyraz twarzy wyglądał tak, jakby miała zamiar pożreć biednego kicusia.Anonymous - 27 Maj 2011, 16:57 W szkocką kratę? A proszę Cię bardzo! Pstryk i na kokardzie wykwitł taki właśnie wzór. Ja osobiście wolałem tą czerwoną, no ale to nie mój królik, więc nie ja będę decydował.
-Okej. -rzuciłem i deser zamienił się w lodową rzeźbę, która zaczęła powoli topnieć.
Zastanawiałem się, czy powiedzieć im już o celu mojej wizyty, czy może jeszcze trochę się z nimi pobawić. Było taaak fajnie, że aż szkoda to przerywać!
-Żaby? Hmm... Tak, lubię, ale tylko z grilla. -odparłem. -A Ty pewnie wolisz takie w galaretce, co nie? -spytałem, a żeby nie psuć sobie frajdy z odpowiedzi postanowiłem jej nie znać.Anonymous - 27 Maj 2011, 20:34 Banuś znowu postanowił pobawić się w inny gatunek. Najeżył się jak kot, kiedy Elo zaczęła się do niego zbliżać. Była coraz bliżej i bliżej... W końcu królik miał dość. Fuknął i kłapnął zębami przed twarzą dziewczyny, niechcący chybiając, po czym błyskawicznie znalazł się przy Trzydzieści Dwa, nie odrywając wzroku od niebieskowłosej.
Kapeluszniczka uznała zachowanie swojego futrzastego kumpla za jak najbardziej poprawne, więc nie zwróciła na nie najmniejszej uwagi. Podniosła Banuśka i przyglądnęła mu się w zamyśleniu.
- Po chwili refleksji stwierdziłam, iż w czerwonej mu lepiej. Poza tym... - spojrzała w oczy królika (o ile to możliwe, bo są one rozmieszczone po przeciwnych stronach głowy) - Wiem, Banek, że wolisz paski. Tak, tak... W paskach ci dobrze. Paski wyszczuplają... Nie, żebyś był gruby, ale... Stary, nie czarujmy się - to futro cię trochę pogrubia... - spojrzała na niego, jak na kumpla z którym przed chwilą wypiła piwo, które, jak to alkohol, skłania do rozmaitych wyznań - tak, czy siak - lepsza ta czerwona - zakończyła. Ozdoba nagle zmieniła kolor na taki, jak był przedtem.
- Tak, dużo lepiej - uśmiechnęła się, zapominając, że kokarda to dzieło Smerfa, a nie jej... Cóż, skleroza nie boli... Zazwyczaj.Anonymous - 31 Maj 2011, 17:41 Temat postu: ....Elois rzuciła okiem na rzeźbę, ale nic nie powiedziała. Sprawę żab także postanowiła przemilczeć, tak jakby jej wcale nie było. W momencie, gdy królik chciał ją chapnąć zadrżała i upadła z impetem na ziemię z wyrazem zdumienia na twarzy. No bo co ona mu właściwie zrobiła? Nic, tylko patrzyła, no w sumie głową w dół ale kogo to obchodzi? Po chwili stwierdziła , że w tej pozycji jest jej niewygodnie (bardzo nienaturalnej, bo jej kończyny były ułożone w co najmniej osobliwych kierunkach), więc usiadła i zaczęła się bawić szklanymi kulkami, które wyciągnęła.... skąd? Oczywiście ze spódnicy.
- Jak dla mnie to on by wyglądał najlepiej w takiej fioletowej, w czarne paski. Nie mam z resztą pojęcia po co wiąże się zwierzętom kokardki...
Przez jakiś czas patrzyła się bezmyślnie w przestrzeń, potem jej oczy spoczęły na swojej szyi, gdzie jawiła się oczojebna, różoffa chustka związana w wymyślną kokardę i westchnęła.
- Wszystko jasne...
Ojoj, nagle przez ciszę przedarł się jakiś donośny dźwięk. To brzuch Elusi domagał się, wbrew zdrowemu rozsądkowi, kolejnej porcji jedzenia. Jednak tym razem dziewczyna nie poprosiła Niebieskowłosego, by jej coś wytrzasnął. Zamiast tego wchłonęła kolorki jakiegoś pobliskiego grzyba (prawdopodobnie muchomora czerwonego) i z ukontentowaniem ułożyła się wygodnie na trawie.Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 18:08 Nie wiedziała dlaczego ale nogi same ją niosły. Szła takim samym tempem cały czas rozglądając się w około. Była w końcu tutaj pierwszy raz. Do nozdrzy dochodził jej smak mięty, który dobrze znała. Nie szła zbyt głęboko lasku, nie chciała się zgubić. Szybko znalazła jedno z większych drzew przy którym przysiadła opierając się plecami. Sięgnęła do swej torebki wyciągając z niej szkicownik i inne potrzebne rzeczy. Chciała uwiecznić obraz który ją otaczał, dlatego zaczęła rysować co jakiś czas spoglądając na otaczający ja krajobraz.Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 18:15 Res po wizycie w domu, którym musiała się zająć przyszła tutaj. Nie, bo chciała, ale dlatego, że Ora ponownie pobiegła sama przed siebie. Cienista klęła pod nosem mając ochotę wytargać ją za te jej białe futro, ale co tam.
Gdy dogoniła swojego zwierzaka Ora już latała niedaleko drzewa, pod którym później zasiadła nieznajoma dziewczyna. Res za to wspięła się na wyższe gałęzie i zasiadła. Zapaliła papierosa i zaciągnęła się mocno odrzucając płaszcz za siebie. Oparła plecy o korę, a dum rozkosznie ocierał się o jej policzki. Zmrużyła swoje czerwone oczy, gdyż ściągnęła swoje soczewki. Kaptur jednak dość spory miała naciągnięty na głowę, a on zasłaniał całkowicie jej twarz. Siedziała rozwalona na drzewie, gdy dojrzała nieznajomą osobę, która nie widząc Cienistą spoczęła pod drzewem. A jakby ją wykorzystać i wejść w jej sen? Posilić się? Na samą Myśl Resina oblizała się powoli.
Zeskoczyła na niższą gałąź po czym wylądowała na zgiętych nogach obok dziewczyny wyciągając papierosa z ust, a dym wydmuchała wprost na nieznajomą.
- Kogo my tu mamy. - Niby udała zaciekawienie.
Chwilę później Naevę pojawiła się za krzaków. Stanęła za swoją Panią i wyszczerzyła kły. Jeszcze nie za bardzo lubiła obcych.Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 18:33 Dziewczyna słysząc czyjś głos przestraszyła się. Reka w której trzymała ołówek zrobiła długą linie niszcząc rozpoczęty szkic, zaś sam szkicownik spadł z jej kolan. Poczuła też dość nieprzyjemny dla niej zapach papierosów. Kaszlnęła kilka razy i lekko pomachała swą drobną dłonią by pozbyć się nieprzyjemnego dymu. Plecami zaś wbijała się lekko w korę drzewa bo chciała być choć trochę dalej od nieznajomej. Skupiła się nieco by poznać jej zamiary czy uczucia widziała pewne kolory jednak były zmieszane i póki co ciężko było jej odgadnąć uczucia stojącej przed nią kobiety. Nie odzywała się ani słowem, była zbyt przestraszona tak nagłym pojawieniem się tej osoby.Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 18:39 Widziała jak reaguje i było to śmieszne. Nie dość, że milczała, to jeszcze chciała wbić się w drzewo? Żałosne. Res przekręciła oczami i westchnęła cicho. Czy nie może poznać kogoś w jej typie? Ludzie. Taka straszna chyba nie była, chyba. Wsunęła do ust ponownie papierosa i wydmuchała go przez nos.
- Mówić też nie potrafisz. Trudno. - Odparła po prostu.
Czy szklany człowieczek mógł poczuć zamiary Res? Mogła, ale na pewno nie były one pozytywne, ani negatywne. Obojętne. Wszak Res jeszcze nie podjęła decyzji, czy zabawić się z dziewczyną, czy nie.
Jednak milczek był taki bezbronny. Taki wprost nadający się na ofiarę.
Res prychnęła pod nosem, a Ora zasiadła przy jej nodze. Co jak co, ale zwierzę zignorowane nieco się uspokoiło.
Cienista zrobiła krok do dziewczyny i strzepnęła żar z papierosa na głowę nieznajomej.
- Zobaczymy, czy potrafisz mówić. - Uśmiechnęła się złośliwie.Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 18:53 Było to tajemnicze i niezbadane - odkąd włożyła na głowę kapelusz, rozkoszowała się herbatą bardziej niż przeciętny człowiek. Jak każdego kapelusznika nęcił ją ten napar. Potrafił ukoić jej nerwy kiedy była rozdygotana lub tez dodać jej energii, gdy była osłabiona. Posiadał multum ciekawych i czasem niezwykłych, a na pewno niepodobnych do żadnego innego napoju właściwości, o których można opowiadać godzinami. Tak więc nogi, kierowane nosem, a ten z kolei kierowany kapeluszem zaprowadziły ją do herbacianego gaju.
Gdy tylko zawitała między drzewa z herbaty, odurzył ją zapach. Z radością wąchała powietrze - był to zapach kojarzacy się z domem. Tak czuła, że właśnie tu stałby jej dom, gdyby takowy posiadała - niestety, po ucieczce z sierocińca, jaką notabene był prawie roczny pobyt w Świecie Ludzi nie miała dokąd wrócić. Nigdy specjalnie jej to nie martwiło - wręcz przeciwnie. Była wolna i mogła iść gdzie chciała. Nic jej nie wołało, nie ciągnęło wstecz i nie nakazywało troszczyć się o dobytek. Owszem, bywało to czasem niewygodne jednak Rose nie była skłonna przyznać się do tego - stała murem za włóczęgą jako za najlepszym sposobem życia. No bo, po prawdzie - już ze swoją bezdomnością nie mogła zrobić nic. Kupienie domu, czy wynajęcie mieszkania nie mieściło jej się w głowie. Gdzie nocowała? Gdzie popadnie. A ostatnio, w magazynie naspała się za wszystkie czasy i jeśli chodzi o aktualny stan rzeczy miała spania po uszy.
Dziarsko maszerując wśród niezwykłych drzew, natknęła się na nietypowy widok. Oto dwie, tak kontrastowe panie stały tam i rozmawiały ze sobą. Jedna miała ciemne włosy i ciemną cerę, a druga była blondynka o jasnej cerze. Nad obojgiem górowała wzrostem, jednak żadna z nich nie sprawiała wrażenia bezbronnej, choć może nieco blond dziewczyna wydawała się.. Krucha. Po chwili dostrzegła również Naeve - bestię, najwyraźniej należącą do tej "czarnej". No cóż - nie zwracała na nią uwagi. Bestie istnieją, czasem bliżej niej, czasem dalej. Nie robiło to jej zbytniej różnicy dopóki nie musiała się z nimi konfrontować. Po namyśle postanowiła do tej plejady kolorów - bieli, czerni i granatu dołączyć czerwony akcent. Cała była czerwienią. Cała była czerwona Ha. Obrała kierunek - dwie dziewczyny.
Po chwili znalazła się przy nich. Spojrzała na obie i - jej zdaniem dyskretnie odchrząknęła. Oboma dłońmi nasunęła sobie kapelusz bardziej na lewą stronę i lewe oko, uśmiechając się przy tym kącikiem ust. Wyglądała niczym kuglarz, sztukmistrz. Ogólne wrażenie psuły tylko nieudane, zdeformowane ręce, jak i również poparzona szyja. Poprawiła grzywkę, zaczesując ją z prawej strony na lewą oraz przesunęła kosmyk włosów na lewe ramię. Dzięki takim zabiegom udawało jej się usunąć ciekawskie spojrzenia od lewej części głowy. Nie rosły tam włosy. Nie oznaczało to, że miała tam łysy placek - zamiast tego włosy były krótkie niczym obcięte na jeża.
- Witam drogie panie. Mogę dołączyć się do rozmowy? - Wtargnęła bezpardonowo. No cóż, nie byłaby sobą gdyby tego nie zrobiła. Wyglądało to tak, jakby warz z czarnowłosą napadały szklaną laleczkę. Czy był to dla niej problem? Nie! Wręcz poniekąd bawiło ją to. Po niesamowitym popisie Hamneta miała wspaniały humor, a więc świat wydawał się lepszy, ładniejszy i bardziej skory przyjąć jej obecność. Nie martwiła się, że nazwą ją brzydalem czy zdeformowanym mutantem - działo się to wcześniej i miała prawo przypuszczać że znów się stanie, ale - jakże mogło? Naprawdę, baśniopisarz zrobił swoje i chwała mu za to.Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 18:54 Wbijanie w drzewo nie było dla mnie miłym uczuciem czułam to bardzo mocno. Nie chciałam bardziej się poniżyć bo wiedziałam ze wkrótce znów bym schowała się gdzieś w kącie rozpaczając nad swym zachowaniem. Ale przecież to nie tak Asos mnie uczył. Jednak jego już nie ma odszedł już dawno. Miałam być odważniejsza i nie chować się, nie uciekać już więcej. Mimo wszystko dalej nie lubiłam z nikim rozmawiać. Wzięłam głębszy oddech wdychając zapachy mięty i dymu z papierosa i trochę się rozluźniłam. Wzięłam w dłoń ołówek i schowałam wraz ze szkicownikiem jak i resztą swych rzeczy. Spojrzałam przelotnie w oczy osobie stojącej na przeciw. Widziałam jej ciekawość, tak zapewne interesowało ja jak zareaguje na tą sytuacje, ale to nie było wszystko. Widziałam że nie jest nastawiona wrogo ale przyjaźnie też nie. Jednak widziałam z dala wiele podobnych sytuacji raz przyjaciel a raz wróg.
-Proszę odejść
Usłyszała mój głos, który był stanowczy. Jednak ona zrobiła coś czego się nie spodziewałam. Strzepnęła popiół z papierosa na moją głowę. Szybko Wstałam i strzepnęłam to z mej głowy. Czułam delikatne pieczenie w danym miejscu jednak nie krzyczałam. Nie chciałam znów pokazywać słabości. Tylko czy na pewno to mi się uda?
Nagle usłyszałam nowy głos. W środku aż trzęsłam się ze strachu czy niepewności. Jak dla mnie było już za dużo osób kręcących się wokół mnie. Tym bardziej odzywających się w moim kierunku. Nigdy wcześniej się to jej nie zdarzyłoVerna de Clare - 1 Czerwiec 2011, 19:10 Słońce stało nisko na niebie, barwiąc zachmurzone niebo szlachetnymi, bajecznymi kolorami purpury, złota i pomarańczą soczystych cytrusów. Ptaki, dziwne, pokryte sierścią lub barwnymi piórami, o rozmaitych kształtach i wydawanych przez siebie dźwiękach, latały to w tę, to w tamtą.
Przez pachnący miętą gaj podążała smukła postać, poruszająca z finezją zgrabną pupą o kształcie serca. Delikatny materiał opływał jej kształty, ukazując więcej, niż można było się spodziewać po podobnym odzieniu. Gruby pas metodycznie podkreślał talię osy. Niesforne, słodko czekoladowe kosmyki zawadiacko pieściły długą, smukłą szyję. Patrzyła przed siebie pewnie, z nieodłącznym grymasem wyższości na wargach. Oboje oczu wydawały się powleczone lodem, nieczułe i zimne, błyszczące okrutnym blaskiem. Było w nich coś przerażająco nienaturalnego, jakby miast żywego ognia, tkwiła w nich śmiercionośna bezwzględność. Dłonie, szokujące, cudaczne, ale jakże niebezpieczne, spoczywały luźno wzdłuż ciała, a dwa, półokrągłe ostrza wyrastające z łokci z przestrogą odbijały ostatnie promienie słońca od hebanowych, fasetkowych łuseczek.
Szła przed siebie, bez konkretnego celu. Gdyby się nad tym zastanowić, od spotkania z Lokim snuła się po obu wymiarach niczym dusza potępieńca. Musiała pomyśleć, zastanowić się, jak rozwiązać zaistniały problem. Wszakże nie mogła wkroczyć do przyszłej ofiary i po prostu jej zeżreć. To byłoby pozbawione finezji, uroku, który zawarty jest w zadawaniu śmierci. Cóż, jeżeli miała być drapieżcą, niech będzie nim pełną gębą. Nie był to los wybrany przez nią samą, jednak ci, którzy zrobili ją taka, jaka była obecnie, już dawno pożałowali swego czynu. Sami nie mieli pojęcia, co też tak na prawdę stworzyli. A stworzyli nie mało.
Kobieta uśmiechnęła się sardonicznie pod nosem, lustrując otoczenie akwamarynowymi ślepiami. Odgarnęła wolno chłodnymi, ostrymi szponami włosy z policzka, rozglądając się dookoła, jakby czegoś lub kogoś szukała. Ale czego? Kogo? Sama nie wiedziała, gdy to ujrzy, na pewno będzie wiedziała.
Wtem, nieco z prawej strony, około dziesięciu metrów dalej, ujrzała dwie sylwetki, jedną znajoma, drugą przykuloną, wystraszoną. Strach Szklanki można było wyczuć na kilometr. Przymknęła powieki, rozkoszując się znajomą wonią. Nozdrza Jaskółki zadrżały, a torebki jadowe umiejscowione na podniebieniu napęczniały nieznacznie. Dziąsła poczęły swędzieć, jednak nie pozwolił swym kłom ukazać się światu, chociaż ślinka ciekła do ust. Mniam, tak pięknie pachniała!
Uśmiechnęła się ponuro pod zgrabnym noskiem, unosząc znacząco lewą brew.
W pewnym momencie w dali zamajaczyło jej coś jaskrawego, czerwonego, można by rzec - niesamowitego. Przechyliła w ten charakterystyczny modliszkowy sposób głowę, coraz bardziej zaintrygowana. No, no, czyżby znalazło to, czego poszukiwała. Ruszyła w stronę zebranych pań. Nie złe zbiorowisko - Szklanka, Cienista i... sądząc po zapachu, Kapelusznik. Oblizała dyskretnie górną wargę. Cóż za aromaty. OD dwóch dni nie jadła, chyba czas najwyższy coś upolowac. Ale jeszcze nie teraz. Mogło być ciekawie, nie chciała tego spłoszyć.
A więc dołączyła do pozostałych - Czerni, Bieli i Czerwieni. Dołączył nowy kolor: Pstrokaty, przypominający pawi ogon. Gdyby się nad tym zastanowić, nie bez parady zwano ją Pawiem. Ale to dyskretnie, by nie słyszała. Wszakże nikt nie chce mieć styczności z jej ukochanymi zabkami.
-Witam, panie. Jak widzę, ciekawe wydarzenie musi mieć tu miejsce - ozwała się chłodnym, beznamiętnym głosem. Patrząc na wszystkie bystrymi ślepkami. Nieodparcie miało się wrażenie, iż patrzy się w oczy Modliszki. Wszakże i takie miała skłonności.Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 19:24 Res przekręciła lekko głowę na bok. Cicha dziewczyna nadal milczała. Do jasnej. bY okazywać strach, aż tak było głupotą, gdyż sprawiało, że taka Cienista miała ochotę dopiekać jej jeszcze bardziej i jeszcze.
Podkreślę jeszcze jedną rzecz. Dziewczyna ta, czy ta co kroczyła w ich stronę NIE MOGŁY dostrzec twarzy Res, jej cery, czy oczu! Pisane było, że ma na głowie kaptur, który zakrywa CAŁĄ twarz, więc nic nie było widać. Może czasem usta Cienistej gdy wkładała papierosa do ust.
- To jest rozkaz? Czy się przesłyszałam? - Zakpiła uśmiechając się kącikiem ust.
Dosłownie było to zabawne. Takie kruche dziewczę i prosi. Może na kolana powinna paść i całować stopy Res, wtedy by pomyślała nad... nie, nie odejściem, ale nie podpaleniem jej włosów? Wszak wyciągnęła zapalniczkę zaczynając się nią bawić w dłoni.
- A co za to bym dostała? - Tak, czy siak wolała się z nią jeszcze podrażnić, nim ją okaleczy. Miała taką ochotę i tyle.
Jednak w tym momencie Ora otarła się o nogi swojej Pani i zawarczała. Cienista wolno się odwróciła, choć widziała jak Cicha dziewczynka otrzepuje popiół z głowy. Teraz jednak nowa przykuła uwagę Resiny.
- Szabat będzie? - Uśmiechnęła się ponownie, co żadna z nich nie mogła tego widzieć. Wsunęła papieros do ust i ponownie wydmuchała dum kącikiem ust. - A jak zabronimy? - Spytała ciekawa co na to odpowie kolejna nieznajoma.
Wiatr nieco mocniej zawiał przez co czarne włosy Cienistej uniosły się na jej ramieniu.
Psia mać jednak kolejna osoba do nich dołączyła! Res o mało papierosa nie połknęła, cud, że dym wypuściła z ust, który wydobył się z pod kaptura. Dobrze, że nikt wyrazu twarzy jej nie widział gdy zmierzyła kolejną kobietę.
- Tu ma być jakieś zebranie do cholery, czy ja o czymś nie wiem? - Spytała unosząc brwi do góry. I kurcze ściągnęła wcześniej soczewki! Więc nie będzie mogła ściągnąć kaptura, w sumie co obchodzi te kobiety jak ona wygląda. Strzepnęła palcem żar z papierosa. A miała się zabawić z nową przekąską. Widocznie nie tylko Modliszka była głodna. Zdołają posilić się jedną osobą? Res wykończy ją we śnie, a Modliszka realnie. Słodko. Gdyby tylko znała jej intencje.
- Po czym wnioskujesz, że ciekawe? - Spytała zaraz z kpiną.
Ora? Zawarczała ponownie siedząc przy nodze swojej Pani. Powąchała powietrze machając ogonem z trucizną. Czuła się niepewnie i gotowa do odgryzienia ręki każdej.Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 20:15 Powoli las zmieniał się w miejsce schadzki czterech kobiet. Zabawne, wszystkie były odmiennej rasy i - wnioskując z ich dotychczasowego zachowania - zupełnie odmiennego charakteru Kobieta w czerni była najwyraźniej agresywna i okrutna, blade dziewczę pasywne i strachliwe, o samej sobie wiedziała że jest zmienna i ekscentryczna, a jaka miała się okazać Modliszkowata, zielono-żółta przybyszka?
Jak na razie, dziewczyna o wielkim kapturze raczyła do niej przemówić. Natychmiast Rose zmarszczyła brwi. Czarna była szorstka i w opinii czerwonowłosej nie słyszała nigdy o etykiecie. Inna para butów, że jakkolwiek Rose o niej słyszała, zbyt często lekceważyła ją aby mogła komukolwiek zwracać uwagę. Bywało, że rozjuszone byki miały więcej taktu niż ona. Nie często, ale jednak. W tym momencie ruda postanowiła złapać karty Cienistej i zaskoczyć ją odpowiedzią.
- No, to wtedy dołączę nieproszona, łamiąc zakaz. Ale mam nadzieję że do tego nie dojdzie, moja miła. – odpowiedziała, ostanie słowa akcentując wyraźnie dając do zrozumienia że Czarnej wcale za miłą nie uważa, a tym bardziej nie za „jej miłą”.
Bezpardonowo, jakby bijąc rekord w nonszalanckim przechodzeniu po herbacianym poszyciu przemaszerowała przed zebranymi w stronę drzewa, przy którym siedziała już Biała. Stawiała najpierw palce u stóp, potem pięty, wywołując wrażenie jakby tańczyła foxtrota. Robiła to, ponieważ w duszy jej grało, bawiła się, jakby miała w kartach najlepsze karty, same asy podczas gdy na stole leży pokaźna suma którą wszyscy wkrótce przegrają z niesmakiem oddając jej. Podrygiwała lekko w takt nieznanej melodii, którą bezgłośnie nuciła w swojej głowie. Gdy była już przy pniaku, wykonała piruet na jednej stopie dłonią przytrzymując kapelusz i do wtóru fanfar na koniec słyszalnej tylko dla niej melodii opadła na ziemię po prawej od Białej. Klapy jej smokingu odfrunęły do tyłu, a ona wyglądała jakby właśnie skończyła kabaretowy występ taneczny. Zaśmiała się cichutko i zwróciła w stronę Musztardowej, ciągnąc wypowiedź Czarnej.
- Właśnie, jakieś zebranie? Coś sporą grupę osób stopy tu przyniosły, może kilka miało w przyjściu tu jakiś cel? – Pytała ogół, zwracając się po kolei w stronę każdej z dziewcząt. W końcu zmrużyła oczy.
Chyba udzielił jej się ogólny nastrój molestowania i gnębienia blondynki gdyż nachyliła się ku niej z paskudnym uśmieszkiem. Oparła przed sobą dłonie dla większej stabilności, po drodze po raz kolejny patrząc na paskudny zakrzep na rękawiczce w kształcie symbolu karo. W końcu przekręciła głowę w lewo, w prawo, w lewo... Kosmyk, wcześniej na lewym ramieniu przesunął się i teraz zwisał w pobliżu jej twarzy. W jej oczach jaśniały płomienie, tak bardzo przez nią znienawidzone. Wydała z siebie odgłos podobny do tego, jaki robi się, jeśli chce się wymówić samą literę „r”, bez żadnych samogłosek, jednka zaintonowała go zabawnie.
- A panienka kto? – Zapytała i sięgnęła po kosmyk jej włosów. Zaczęła obracać go w jedną i drugą stronę, aż w końcu pociągnęła lekko raz, drugi, puściła i zaniosła się chichotem. Czuła się jak szalona, ale odpowiadało jej to. Słońce oświetliło polankę jednymi z ostatnich promieni i wtedy Rose zobaczyła skórę Białej, którą tak perfidnie zaczepiała. Zmrużyła oczy. - Czyżby była panienka Szklaną Panienką? Opowie nam panienka coś o sobie? – Ostanie pytanie skierowała również do Modliszki, wpatrując się w nią, a po chwili „hmnęła” jeszcze zachęcająco patrząc na Czarną. Robił osię coraz ciekawiej!Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 20:38 Tych osób które się gromadziły w tym miejscu było coraz więcej. Nie było to miłe. Przeszkadzało mi to bardzo.A jeszcze bardziej przeszkadzało mi to że te osoby skupiały się tuż obok miejsca gdzie stałam. Czy w tej krainie zawsze tak jest? Czy wszędzie jest taki tłok? Co miałam począć w tym towarzystwie?
Uważnie starałam się przyjrzeć każdej ze zgromadzonych jednak jedna wciąż miała kaptur z pod którego wystają jedynie usta wykrzywiające w które wkładała papierosa co chwilę by zaciągnąć się dymem. Druga z kolei ubrana w wyblakły smoking z czarnym kapeluszem i jeszcze jedna. Kobieta w sukni koloru musztardowego. Dlaczego żadna z nich nie posiadała w sobie żadnych kolorowych barw. Czerń najgorszy z możliwych kolorów, czerwień oznaczająca złość i musztardowy, który nie często spotykam. Zółty dla mnie oznaczał radość jednak połączenie jego z innym dającym kolor musztardy był dla mnie zagadką. Dlaczego opisuję ich ubiór jakby to były ich uczucia. Poprzez swoje lata nauczyłam się że ludzie często ubierają się podobnie do swych nastroi wtedy też łatwiej odgadnąć ich obecne uczucia. Tylko dlaczego widzę żółć? Czyżby były szczęśliwe na myśl że spotkały mnie? Osobę delikatną dla ich oczu i łatwa do upokorzeń? Tak zapewne taka byłam brakowało mi tej pewności siebie by pokazać że nie jestem taką za jaką mnie uważają.
Kiedy zauważyłam ze Czerwona zbliża się do mnie i dotyka mych jasnych i prostych włosów bawiąc się mną skuliłam się nieco w sobie obejmując się dłońmi. Z każdym jej dotykiem lekko się trzęsłam, w myślach próbując powstrzymać te uczucie strachu przed nieznanym. Mimo tej krępującej i nie miłej sytuacji mogłam wydać z siebie głos stanowczy.
-Dlaczego tu jesteście? Co was tutaj sprowadza?
Dziwiło mnie to i interesowało. Dobrze znać powód tego choć ciężko było mi było pytać o wszystko wprost.
-Przepraszam, ale nie muszę mówić nic o sobie. Tym bardziej że Was Panie też nie znam.
Może i pytanie zadała mi Pani Kapelusznik jednak moje słowa zwróciłam do wszystkich. Czułam napięcie wiszące w powietrzu a jednak wciaz stałam wśród nich. To był chyba pierwszy raz gdy tak długo wytrzymuję wśród towarzystwa.