To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Ciemna Ścieżka

Anonymous - 14 Październik 2013, 17:44

Co... to... za... bełkot.
To, co Duma właśnie jej mamrotał, wchodziło jednym uchem a wychodziło drugim. Kiedyś porównamy? To sprawiło, że prawie się zaśmiała. Ale czy to wszystko było takie zabawne? Nie. Oczywiście, że nie.
- A skąd wiesz, że jeszcze kiedyś się spotkamy? - przetarła oczy i spojrzała na niego tym swoim zamglonym wzrokiem. Raczej nie liczyła na to, że znowu go zobaczy.. chyba, że będzie ją śledził. Tak jak to rzekomo robił.
Może i jego śmierć niewiele by znaczyła. Ale co, jeśli istnieje ktoś, kto będzie tego żałował? Kto będzie odczuwał ból po stracie? Co, jeśli każdy posiada taką osobę, tylko jeszcze nie wie kim ona jest? Śmierć dla wielu jest rozwiązaniem. Ucieczką. Ale prawda jest taka, że jest tylko fałszywym złudzeniem ulgi. Może dla Dumy też tym była.
- Oszukałabym przeznaczenie.
A przynajmniej próbowałaby. Właściwie Nora też nie była do końca bezpieczna. W końcu zawsze mogła spotkać na swojej drodze jakiegoś szalonego naukowca, który obezwładniłby ją i zaczął przeprowadzać okrutne eksperymenty.. Prawda jest taka, że nikt nie jest do końca bezpieczny. Żaden człowiek, żadna istota. Na każdym kroku czyha na nas śmierć. I nie zawsze zachowujemy ostrożność, choć powinniśmy.
Do ciągłych pytań Norki trzeba się przyzwyczaić. Pragnęła po prostu zrozumieć. Cokolwiek. Zdawała sobie sprawę, że ciągłe pytania mogą doprowadzić kogoś do wściekłości, ale.. co zrobić, jeśli nie można się powstrzymać? Kiedy pragnie się wiedzy? Chęć doznania różnych uczuć i ich poznania siedziała w niej jak nowotwór. I z każdym pytaniem rozchodziła się coraz bardziej, tak, jak chory dostaje przerzutów.
Przez chwilę na niego patrzyła. Nie rozumiała jego spokoju. Groziło mu niebezpieczeństwo, a on właśnie leżał sobie na ścieżce i odpoczywał. Właściwie wyglądał jakby zasypiał. Zaśmiała się nerwowo.
Irytujące.
Odgarnęła kosmyk włosów za ucho i nachyliła do niego. A konkretniej do jego ucha. Wzięła wdech i zmrużyła oczy.
- Nie umieraj, dobrze?
Niech mnie kopnie ten zaszczyt skrócenia cię o głowę. Króliczku.
Oj, wszyscy wiemy, że to się nie stanie.
Podniosła się i otrzepała najdokładniej jak mogła. Potem zrobiła dwa kroki w tył nadal na niego patrząc, po czym odwróciła się i po prostu odeszła. Zostawiamy go już w spokoju, po co odpowiadać na zbędne pytania? I tak Norkę zaczęło już nosić. Lepiej nie czekać, aż się wkurzy.

Anonymous - 19 Październik 2013, 22:22

Postanowił się stąd zmyć, darując sobie - tym razem, rzecz jasna - kolejny bezczelny komentarz pod adresem Nory i jej sztywnego zachowania.
Mirana - 21 Grudzień 2014, 22:35

Wdech... wydech... Wdech... wydech.
Twoje rzęsy - łopot motyla skrzydeł!


Pośpiech trzymał za rękę, nie zezwalał oglądać się za siebie pojmanej ofierze. Jego bezgraniczna zazdrość trzymała ją we wnykach, zakłócała spokój i zmuszała do błędów. Może już drugą godzinę ucieka, odkąd wyszła na brzeg morza z jego kolorowych głębin. Zapędziła się na zdecydowanie zbyt długo w stronę wód, zostawiając przytulankę całkiem samą, bez opieki! Jak mogła taką przykrość uczynić, jak mogła pozwolić sobie na nieodpowiedzialność?
Nie wyglądała najnormalniej. Jej ciało pokryte było wytworami rafy koralowej, jako pancerz. Na głowie dorobiła się widocznego w sygnaturze tworu, dosyć twardego, choć wcale nie ciążącego jej, jak sugerowałaby to wielkość. Syreni wygląd nie ofiarował jej, na szczęście, rybiego ogona - miała swoją parę nóg, którymi biegła przez błotnistą ścieżkę, co jakiś czas depcząc po ostrych kamieniach i raniąc wytwór okalający jej stopy, a także wywalając się i mocząc w błocie. Nie musiała przebiec wielu metrów, by stracić tę rafową ochronę, a ponadto zdecydowanie mniejsza dostępność wody, w porównaniu do morskiego świata, sprawiała że tylko ustrojstwo na głowie wytrwale zatrzymywało swoją pierwotną formę. Zwolniła kroku i zgarnęła kilka malin leżących pod krzakami, chcąc zaspokoić głód. Ścieżka była coraz ciemniejsza, dziksza i pełna wilgoci. Czuła jej życie, ale wiedziała także, doskonale, że jest obca tym siostrom; tej roślinności.
Była wycieńczona - tak długi bieg nie jest charakterystycznym wypełniaczem jej dni, pełnych opanowania, rozwagi i przemyślanych decyzji.
Niewyraźny kontur zarysował się przed nią, tak znajomy. Nie zdołała wyhamować i wpadła na swojego PrzyUszka. Uderzenie, połączone z osłabieniem organizmu, sprawiło że usnęła na jego milusim cielsku, a jako że on uwielbiał, gdy kładła na nim swoją zmęczoną główkę, nie protestował i wkrótce potem stał się równie śniącą i co i wygodną poduszką.
Podczas snu obrosła w kilka kwiatów i łodyg, przysłaniających jej ciało niczym kwiaty na polanie.
O najdziwniejszych wytworach sennych opowie Wam Mistrzyni Gry.

Mirana - 30 Grudzień 2014, 23:44

Królik zaniepokoił się, czując na sobie wiercącą się Miranę, chwytającą się za śródstopia i przyciskającą je, aby zatamować wypływ nieobecnej tutaj krwi. Wierciła się, oddychała ciężej. Insekt jej zawadził we śnie i trzasnęła, rzuconą przed siebie dłonią, swoją poduszkę w ucho, zbudzając to stworzenie. Zapiszczało głucho, wykręcając łebek w drugą stronę, a lekkie pieczenie zamieniało się w niewygodne mrowienie. Drgania onego ciała dały dodatkowe, nieprzyjemne doznania Strażniczce we śnie.
Krzyknęła głośno, kiedy we śnie ujrzała źródło ognia. PrzyUszek zerwał się, zrzucając ją na ziemię, a wtedy ona upadła na nią również i tam, we śnie. Starał się zrozumieć, co jej dolega, ale pojąwszy, ze już leży spokojnie, ułożył się tuż przy niej, tuląc głowę do jejże piersi.
Leżała zbyt spokojnie, podobnie jak tam.

Anonymous - 10 Sierpień 2015, 19:27

Czuł się dokładnie tak, jakby budził się z ciężkiego koszmaru nawiedzającego po raz pierwszy, niosącego ze sobą nie tylko przerażenie w czystej formie, ale przede wszystkim niepewność pobudki – paraliżującego kończyny, najmniejszy mięsień na ciele i drżenie serca uniemożliwiające zapalenie choćby iskierki nadziei. Nie było żadnego narastającego lęku, jedynie przenikliwie uczucie chłodu i pułapki bez wyjścia, z której czeka jedynie śmierć.
Cicha i niezwykle tkliwa, wylewająca łzy nad nieprzytomnym mężczyzną odzianym w wypłowiały płaszcz, którego twarz została zakryta przez głęboki kaptur oraz samą pozę w jakiej się znalazł – Miranie prezentując jedynie tylnią część ciała. Chrzęst łańcuchów umilkł niczym zaklęty pod klątwą nieuchronnej śmierci, kiedy ostatni dech uniemożliwia spojrzenie na rzeczywistość w realnym świetle, aby dostrzec jakąś furtkę, możliwość uratowania własnego jestestwa przed zatraceniem. Wcale nie myślał o tym, czego nie zdążył zrobić. Nawet o tym, co przeszedł. Tkwił uwięziony między bytem a niebytem w próżni tak przenikająco chłodnej, że aż boleśnie lodowatej.
Ciałem nieznajomego wstrząsnął potężny dreszcz, a pobliskie stworzenia zachęcone towarzystwem śniącej Pani płochliwie schroniły się za jej sylwetką lub też czmychnęły w kierunku ciernistych krzewów malin. Ich zapach z pewnością dobudziłaby człowieka poznającego tę soczystą woń po raz pierwszy, jednak senna zjawa pozbawiona była jakichkolwiek zdolności wyczuwania delikatnych nut owocowych.
Ból ustąpił tak szybko jak nadszedł – natychmiast. Ze wszystkich stron zaatakowały go nowe doznania, a ogrom bodźców w okolicy chwycił kontrolę nad przestraszonym stworem w wystarczająco mocnym uścisku na gardle, aby wydobyć gardłowy charkot rozpaczy. Poderwał gwałtownie ciało do pionu, przysiadając na ugiętych kolanach i wsuwając okryte rękawiczkami dłonie zacisnął palce na skroniach, niczym zaszczute zwierzę próbując opanować widok nieznanego dotąd świata – tak różnego, a jednak podobnego do widmowego, do którego przywykł.
Nie dostrzegł Jej, jeszcze nie. Zbyt mocno zgięty w przód, podparty łokciami o miękkie, trawiaste podłoże, z ramionami owiniętymi łańcuchem stanowiącym jednoznaczne niebezpieczeństwo przed pożarem z powodu żarzących się węgielków na krańcach. Zbyt głęboko zadurzony w poczuciu osamotnienia i porzucenia, zewsząd atakowany miarodajnie ustępującemu bólowi – jak gdyby każda komórka w jego ciele postanowiła umrzeć w tamtym świecie i odrodzić się na nowo, bez pytania o zdanie jednostkę wyższą.
Dopiero kiedy pierwsza fala mdłości odeszła, odzyskał jasność umysłu na tyle, aby przypomniał sobie nieudolnie pozszywane postacie - martwe i żywe, w równym stopniu nieszczęśliwe. Niespokojny sen Mirany trwał w dalszym ciągu, chociaż zwierzęta jakie ją otaczały z całą pewnością rozpierzchły się przerażone ingerencją intruza. Tylko najwierniejsi towarzysze pozostali, drżąc o niebezpieczeństwo swej zielonej damy. Falcon nie miał złych zamiarów, jednak wygląd pokracznego stworzenia wystarczyła na powierzchowną i ostrą ocenę, w efekcie którym został zakwalifikowany jako niebezpieczeństwo.
Niemalże od razu z przyjściem świadomości nadeszła orientacja w terenie, równolegle przebiegająca z odrzuceniem poczucia osamotnienia. Bliskość Mirany uderzyła go ze zdwojoną siłą, dlatego też - nie mniej i nie więcej - zerwał się na proste nogi i przy wykorzystaniu iluzji, którym uległy jedynie zwierzęta - czmyhnął w głąb nieznanej krainy.

zmiana tematu Falcon

Anastasia - 4 Październik 2016, 16:40

Jak się okazało, to właśnie mokre strużki spływające po twarzy Mirany ją zbudziły. I wcale nie był to deszcz, ani też jej pot, którym ciało, przysłowiowo, zalało się podczas koszmaru.
W zależności od tego, co pierwsze zaabsorbowało jej uwagę, powinna zważyć na to, iż wzrok jeszcze miała zaspany, a dookoła panował półmrok przez wzgląd na to, w jakim miejscu zasnęła.
PrzyUszka przy niej nie było, zabrakło nie tylko poduszki, ale także miękkiego pluszaka, bowiem w trakcie śnienia swojej pani, zmienił on położenie.
Ciecz na twarzy była gęsta, o widocznym czerwonawym, wręcz bordowym kolorze. Czym była? Należała do królika?
Zaraz! Jakiego królika?!
Bo jednak królik tam był, młody Reille, lecz nie PrzyUszek, Mirana mogła to bez problemu dostrzec. To on również był niejako przyczyną jej wybudzenia. Stał nad nią, obserwował podczas snu, a gdy się przebudziła odsunął się na kilka kroków, ot, dla własnego bezpieczeństwa. Jego futro w okolicy pyszczka przybrało barwę żywej czerwieni, a w łapie trzymał… przedramię. Przedramię dorosłego, dobrze zbudowanego mężczyzny. Z niego właśnie sączyła się krew, nim Reille się zajadał nawet teraz, beznamiętnie wpatrując się w zapewne zdezorientowaną Miranę.
A co z tym pożarem, cyrkiem i Marionetkarzem? Co z piwnicą, w której Strażniczka skamieniała i z dziwami, które się w niej znajdowały? Gdzie podział się PrzyUszek? Kim był nowy towarzysz? Może to ten, którego trzymałaś w swoich ramionach?
Tyle pytań, żadnych odpowiedzi, a Mirana wciąż mogła mieć przeświadczenie, iż jej sen miał miejsce naprawdę, że wciąż jeszcze w nim trwa i coś dobrego może uczynić, zyskując drugą szansę.

Mirana - 15 Październik 2016, 20:58

Mirana zazwyczaj wiedziała, ale tym razem nie mogła z pewnością stwierdzić, że właśnie obudziła się ze snu. Choć gwałtowne powstała do pionu, dokładnie tak jak zawsze po koszmarze ma to miejsce. Niepotrzebna była ta gwałtowność - utraciła równowagę, jakby ktoś popsuł jej uszy; krzyk, wyrażający wielki ból; nerwowe ruchy gałek ocznych i rozglądanie się wokoło w poszukiwaniu klatek... klatek z wieloma okazami eksperymentów na ludziach i zwierzętach; okropna sceneria szalonego naukowca.
Nie, nie ma ich. Czyli to sen? Sen?
Najwidoczniej tak.
Nie, to raczej była prawda!
I kolejne sceny ze snu buchnęły w jej myśli niczym para z pieca. Zbyt wiele złego, zbyt dużo cierpienia i trudnych decyzji. Złych decyzji.
To musiał być sen. …bo nie byłą sobą, kiedy tak ignorowała swoje siostry. Nie była sobą, gdy chciała wymierzyć karę cyrkowcom. Nie była... była – byłam w wielu osobach.


Patrzyła po sobie, próbując doszukać się śladów krwi, która jeszcze przed momentem tak gęsto w niej się gromadziła. Nieświadomie rozmazała strugi krwi płynące po jej twarzy. Coś gdyby niekompatybilność powodowała wewnętrzny krwotok. Punkt krytyczny?
I szybko znalazła - krew wciąż miała na sobie – na twarzy, na dłoniach…
Królik! Straciłam go? Myślała o tym drobnym, którego spotkała w piwnicy. Miała wrażenie, że był czymś ważnym.
I zaspany wzrok w końcu zarejestrował królika przed nią – znacznie większego od wspominanego. I w moment wspomniała sobie o własnym PrzyUszku, na którego miękkim futrze zasnęła. Tak, zasnęła, dobrze to sobie przypominała. Zasnęła, ale co było dalej?
Analiza.

Nie rozumiała, czemu jej „pierwsza ja” chciała bronić tych ludzi, a „druga ja” przed nimi uciekać.
Nie, to nie tak. To nie byli ci sami ludzie.
Nie rozumiała, czemu wcześniej czuła się ponad swoimi ciałami, a potem jakby każde z nich było tylko inną jej wersją. Najpierw czuła się jak bóstwo, a potem jakby tylko telepatią łączyła wszechświaty równoległe, aby dzięki temu móc porozumieć się ze swoją inną wersją. Zdecydowanie inną wersją, bo charaktery tak były im różne.
A może droga wcale na dwie się nie rozeszła? Albo to było więcej niż rozdroże?

Czuła, że w pewnym momencie ważniejsza była jej ciekawość, niż los siostrzanych roślin. A przecież nigdy by na to sobie nie pozwoliła!
Czy to żądza władzy i pragnienie bycia ponad - jakąś nadświadomością - od samego początku mnie prowadziły? Ale nigdy władza mnie nie interesowała. Czemu więc teraz, w tych sennych marach?.. czy sennych…
To było poza zasięgiem jej sumienia. Pałała nienawiścią do innych stworzeń, zła za to, czego dokonały. Gdyby ich dopadła, pewnie wyrządziłaby im sporą krzywdę. To niedorzeczne zachowanie odpychało Mircię od samej siebie. Bała się, że kiedyś to może stać się prawdą. I nie dlatego, że się ona zmieni, ale że coś w nią wmusi taką zmianę. Wmusi działania, które poczyni wbrew swojej woli. Jak hipnoza, jak iluzja.
Ktoś mną manipulował?! To nie był sen?!
Czuła słabość swojej duszy. Podatność na magiczne moce.
Bala się utraty nad sobą kontroli i tego, że to właśnie miało już miejsce.

Kto wie, ile tak czasu mijało? Z pewnością jej ruchy były powolne, a ogrom tych wszystkich zdarzeń niemiłosiernie przytłaczał. Wzrok z pewnością mógł już lepiej rejestrować otoczenie, a pod nadzór zaniepokojonej świadomości trafiało coraz więcej elementów z otoczenia.

- Hej, c-co się stało? Dlaczego, czy to… - w końcu wyksztusiła z siebie słowa, a ich nieskładność i chaotyczność znacząco kontrastowała z jej codzienną mową: wyniosłą i oficjalną.
Spojrzała na swoje stopy, zabrudzone błotem. Jej nagłe przebudzenie się sprawiło, ze nieuważnie i ciężko stawiała kroki po miękkim, porosłym mchem podłożu, ale teraz przypominały jej tylko o tym, jak niedawno bawiła się błotem jako jedna ze swoich wersji. Przeszył ją dreszcz, otuliła się dłońmi, zostawiając przy tym plamy krwi na swoim nagim ciele.
Pamiętała jak zasnęła, ale to było tak odległe wspomnienie, że te z domniemanego snu były znacznie bardziej wyraziste. Jeszcze niedawno zdawało się, że jest spora szansa uznawać jej wszystko za sen, ale teraz czuła się tak obco w otaczającej ją roślinności i nie potrafiła uchwycić się żadnej głębszej racjonalności.
Zagubiona.
Bo mogłaby przecież pobliskie drzewa zapytać o wydarzenia sprzed ostatnich minut czy godzin i pewnie by jej wiele opowiedziały, wiele dobrego.
Lecz póki co działo się tak wiele złego…
- PrzyUszku! – zawołała swojego wiernego towarzysza.
Spojrzała na tego obecnego tu Reile. Na okrwawione przedramię. Powoli podchodziła w jego kierunku, nieśmiało wystawiając przed siebie drżąca dłoń. Chciała najpierw zabrać mu rękę, czy najpierw pogłaskać za uchem? Nie mogła się zdecydować, ale bardziej skłaniała się ku drugiej opcji.

Anastasia - 18 Październik 2016, 23:00

Jaka krew, jaka ręka? Oj, Mirano, nie bądź niemądra!
Wzrok zdążył się przyzwyczaić do rzeczywistości, a i umysł chyba uświadamiał sobie, że nie jest to już sen. Każdy krok bliżej Reille wskazywał na błędność pierwotnego założenia. Ludzkie ramię nie było już ramieniem, a gryzioną ze smakiem burchewką. Tak, burchewką! Czyli lubianą przez te bestie mieszanką; kolor i konsystencja buraka, kształt i smak marchewki, a wszystko to w gigantycznych, jak na te warzywa, rozmiarach. Więc i krew nagle przestała być krwią, musiał to być sok wydobywający się z przekąski królika jedzącego tuż nad śniącym ciałem kobiety.
Mirana mogła odetchnąć ze spokojem.
Lecz kiedy Reille zorientował się do czego to zmierza, że ta dziwna humanoidalna istota pragnie mu zabrać niełatwo zdobyte pożywienie, poruszył nerwowo długaśnymi wąsami i zatupał jedną stopą. Burchewka pozostanie jego!
Chwycił ją mocniej w zęby, aby dwie wolne dłonie pomogły mu w szybszej ucieczce. Zatoczył zgrabne koło dookoła Mirany i pomknął ciemną ścieżką w dal. Aczkolwiek nie był lub nie chciał być tak szybki, aby Uosobienie Natury miała zgubić go z oczu, gdyby postanowiło ruszyć za nim.
Kto wie, czy PrzyUszek również nie zgłodniał, a zapachy dziko rosnących burchewek nie zwabiły go w głąb lasu?
Mirana mogła tu zostać, odpuścić pościg za obcym królikiem i na własną rękę poszukać pupila (a ewentualne miejsca/sposoby poszukiwań prosiłabym opisać) lub iść za futrzakiem. W każdym z przypadków powinna wziąć pod uwagę, że wraz z kolejnymi metrami oddalającymi ją od obecnego położenia, zbite korony drzew rozrzedzały się, dając przejście czerwonemu blasku.

Mirana - 31 Październik 2016, 00:16

To nic, to krew, to sok... To nic, to ręka, to marchewka modyfikowana burakiem... Co te zmysły robią, co tak szaleją? Czy to na pewno nie jest już sen? Czy tu na pewno był wcześniej sen? Tyle pytań, a odpowiedzi wciąż ukrywały się przed nią. Mirano, dokąd byś chciała zmierzać? Mimo że chciała inaczej, wyszło na to, że próbowała zabrać Panu Króliczemu źle zidentyfikowany przedmiot i było już za późno na wycofanie się, kiedy zdała sobie z tego sprawę.
Gdzieś pojawił się w niej smutek, ale nie było miejsca na jego wizualną projekcję - jej twarz wciąż pochłaniał wyraz dezorientacji. Nie chciała, aby jej uciekał. Powinna za nim coś krzyknąć - najlepiej jakaś dobrą sentencję przeprosin, ale nie umiała zdobyć się na słowa. Czyżby zaszyte usta ze snu budziły w niej pewne obawy? To raczej nie to, chociaż, w podświadomości... kto wie.
- Pozwól... Zostań! - A jednak słowa skłonne były jej towarzyszyć dźwiękiem.
Uznała, że ten dziki Reile jak najbardziej będzie jej pomocny w znalezieniu swojego przyjaciela z tego samego gatunku. Odczuwała jednak nudności, kiedy utożsamiała tę czerwoną ciecz z sokiem zdrowej, dużej rośliny. To dla niej było wciąż bolesne doświadczenie, niczym kąpiel w ludzkiej krwi dla ludzi.
Biegła. Na tyle, na ile była w stanie, aby nie postawić gołej stopy na ostrym kamieniu, ani też nie zdeptać ładnych kwiatków. Ostatecznie, druga opcja była gorsza od pierwszej.
Kiedyś, Mirano, powinnaś chyba się udać na jakiś pedicure. Bo choć do stóp hobbitów ci jeszcze daleko, to jednak.... em, no, nieważne.
I korony się rozrzedzały i czerwień okalała promieniami wszystko wokół. Nie pasował jej ten kolor tutaj, ale pewna była, że to przecież nie jest Szkarłatna Otchłań. Mimo to, coraz częściej patrzyła w górę, niż pod nogi - o ile tylko Króliczasty wciąż był gdzieś w zasięgu wzroku.

Anastasia - 31 Październik 2016, 18:55

Królik nie usłuchał Mirany, nie został. Czego innego się było spodziewać po dzikiej bestii? Nie rozumiała wszak wielu ludzkich zachowań.
Gdyby Strażniczka częściej zerkała w górę, między korony drzew, czasem mogłaby dostrzec źródło odpowiedzialne za ten krwiścieczerwony kolor - nic innego jak zachodzące słońce, które w tak piękny sposób postanowiło pożegnać tę okolicę Krainy Luster. Lecz ona patrzyła pod nogi - i słusznie. Dzięki temu nie ucierpiało wiele roślin, a jak się okazało, po krótkiej podróży pojawiła się już wydeptana ścieżka, więc mogła nią swobodnie za Reille podążać. Podczas pościgu, Mirana mogła zobaczyć kilka głębszych oraz zdecydowanie więcej płytszych dziur wydrążonych w glebie. Ktoś miał czelność niszczyć tutejszą przyrodę?

Królik ostatecznie zatrzymał się, a po takim biegu Mirana miała prawo mieć lekką zadyszkę. Znaleźli się na polanie, na której na pewno nie zobaczyła swojego chowańca, ale w oczy rzucały się chaotycznie rozsiane kępki dużych, zielonych liści. I to właśnie wśród nich buszował Reille; kicał radośnie, wąchał, to coś zaczął rozkopywać swoimi łapkami, aż ostatecznie jego niewielki ogon zamerdał z radości, a z ziemi została wyciągnięta przez mocny uścisk zębów kolejna burchewka. Po niej powstała niewielka wyrwa - to mogło przywieść na myśl te mijane po drodze.
Czy to ziemia się zatrzęsła, czy Mirana wciąż odczuwała skutki nieprzyjemnego snu i świat na chwilę jej się zakręcił? Może odpoczniesz na chwilę?
Coś zaszeleściło w krzakach, coś głośniej zaczęło węszyć, coś charakterystycznie zaczęło cmokać, a kiedy się wynurzyło, natychmiast pomknęło w kierunku warzyw. I nie było to byle coś, był to sam PrzyUszek, który najwyraźniej także zgłodniał, co poskutkowało wyrwaniem kilku kolejnych burchewek.

Mirana - 4 Listopad 2016, 12:04

Lubiła wydeptane ścieżki, o ile tylko nie były kamieniste. Przyśpieszyła kroku, a mijane dziury w ziemi próbowały zaskarbić sobie większą uwagę Mirany. Nie trudno byłoby Strażniczce Gaju zbadać je i stwierdzić, że wyrwano stąd jakieś bulwiaste roślinki - drobne i pourywane korzonki z pewnością zostały wewnątrz. Nie miała jednak czasu na dokładniejsze przyglądanie się. Tak, Mirana nie miała czasu, niesłychane, ale prawdziwe!
Nie lubi tego uczucia wyplutych płuc, a że ne jest przyzwyczajona do biegu, to łatwo ją tym wymęczyć. Fizycznie jednak kondycję ma dobrą, wszak wiele kilometrów pokonuje pieszo. Dotarła na polanę, na której panował pewien chaos zbudowany z liści. Początkowo nie widziała nigdzie żadnej bestii, ale po chwili zobaczyła ruch i puszysty, dziki królik ponownie pojawił się na horyzoncie. Z kolejnym warzywem. Burchewki rosną tutaj wszędzie i to one wyrywane były wcześniej - wywnioskowała. Dostrzegła radość w dzikim króliku i nie wątpiła, że gdzieś w pobliżu powinna znaleźć swoją ukochaną bestię.
Wciąż nie była przyzwyczajona do kicającej, ogromnej masy na tyle, by rozpoznawać tego skutki. Trzęsąca się ziemia sprawiła, że trochę się przelękła. Usiadła na trawie. Patrzyła, czekała. Słyszała. Spodziewała się ujrzeć jakieś rogate zwierzę, lecz.... jej ukochana bestia, aww!
- Och, Kochany, tu jesteś! - zawołała i powstała, podbiegając w jego pobliże. Stęskniła się za nim. Samotna wycieczka po tym lesie źle wpływała na jej spokój, a zobaczywszy się w lustrze, za wygląd by siebie nie pochwaliła. Zaschnięty sok na twarzy, ubłocone nogi, włosy w nieładzie, zaspane oczy.
Zamierzała wtulić się w puchate futro PrzyUszka, i dokładniej mu się przyjrzeć, czy oby na pewno wszystko jest w porządku. Jako, że zajadał się roślinkami, to próbowała zbytnio mu nie przeszkadzać. No i dobrze, że nie ma w nawyku łączyć się z bulwiastymi warzywkami, bo strach myśleć, gdyby tak po zapachu, a bez wzroku, zaczął się dobierać do niej... a psik! Straszne!

Anastasia - 7 Listopad 2016, 11:35

PrzyUszek skończył pałaszować wyrwane warzywo, toteż gdyby Mirana tylko chciała, mogłaby się z nim bez przeszkód przywitać, choć i samego królika chyba ucieszyła obecność jego pani.
Za to ten dziki, pozostawiony bez większej uwagi, za nic miał – jak do tej pory – spokojnie rosnącą uprawę i w dalszym ciągu rozgrzebywał kolejne burchewki, to wyrwał, to w połowie ułamał, ale je wszystkie zbierał solennie na kupkę.
A stopy Mirany oraz jej towarzysza lekko wgniotły się w ziemię. Była ona tutaj miękka, ale też bez przesady… A jeśli Pani Natura była wrażliwa na takie rzeczy, mogła wyczuć znajdujący się gdzieś niedaleko wodny zbiornik.
I nadszedł moment wyrwania przeważającej szalę burchewki, jednolita struktura podłoża nie wytrzymała, a cała – najbliższa i ta nieco dalsza – okolica Strażniczki z Reille zapadła się, więc nie było nawet jak się w niej zakorzenić, aby móc jakąkolwiek roślinnością dla ratunku operować.
Spadali w dół, lecz droga długo im nie zajęła – było to może 7 metrów, a lądowanie, o ile Mirana nie znajdowała się w niefortunnej pozycji, nie był tak nieprzyjemne, jak mogłoby się wydawać. Było… Mokre.
Toń wody skutecznie ją pochłonęła, zmętniała od opadającej ziemi, lecz przy najmniejszych chęciach wypuściłaby na powierzchnię. Więcej problemów miał Reille, którego nasiąknięte futerko, a także ciężar w połączoniu z dezorientacją, sprawiły, iż miotał się nieporadnie, tylko pogarszając sprawę.
Niewielkie jezioro było okrążone przez ścieżkę z wąskimi torami, która po przeciwległych stronach niknęła w półtorametrowych tunelach.

Mirana - 15 Listopad 2016, 19:57

Spokojniej
Mircia czuła się niekomfortowo w obliczu zdziczałego królika. Kierowała nim, jak sądziła, zachłanność, choć samo słowo "zachłanność" nie pojawiło się w myślach Mirany - nie lubiła używać negatywnie nacechowanych słów i mimo znajomości, unikała ich równie skutecznie jak ognia. I zamiast rozgoryczenia czy chociażby irytacji, pojawiał się w niej smutek i chęć naprawy sytuacji. Niestety, nie lubiła zanadto ingerować w przyrodę, bała się bowiem zaburzania równowagi, a w tym wypadku nie miała nawet pomysłu na skuteczne pohamowanie dzikiego Reille w burchewkowych rewolucjach. Ostatecznie postanowiła się nie mieszać w jego niezaspokojone smaki, zwłaszcza, że ziemia pod nią nabrała nowego życiaaA!..
Strażniczce Gaju nigdy nie przeszkadzały bajorka czy wodne zbiorniki. Choć, na przykład, bezlitosne bagna ma już na czarnej liście, podobnie jak i ruchome piaski. Podziemnych wód nie była w stanie ot tak wyczuć - musiałaby zapuścić korzenie w tym celu - lecz potrafi rozpoznawać stopami rodzaj gleby i jeśli tutejszy teren jest z powodu podziemnych wód żyzny, to ich istnienia mogła być pewna.
- O nie, trzymaj się! - z troską zwróciła się do PrzyUszka.
Wszystko będzie dobrze
Stanowczo nie lubi nagłego wpadania do wody. Wynurzyła się i instynktownie poszukiwała swojego puchatego przyjaciela. Widząc jak niespokojnie się zachowuje i sprzyja utopieniu się... rozglądała się za jakimś brzegiem bądź płytszą wodą. Miranda nie musi się o tlen zbytnio martwić - rośliny bez niego mogą pewien czas przetrwać, a jako hybryda dwóch królestw ma w sobie ten atut i dłuższe nurkowanie nie stanowiło dla niej większego problemu. Zanurzyła się, licząc, że w ten sposób dojrzy jakąś granicę dna. Ale w mętnej wodzie to trudne i pewnie szybko się o tym przekonała. Powróciła na powierzchnie i widząc, że jest z nim bardzo źle, nabrała powierza i próbowała mu przekazać je przez usta.
Oddychaj
Udało się jej dojrzeć tory kolejowe, ułożone po obu stronach mętnego jeziora. Starała się nakierować swoją bestię na łagodniejsze zbocze zbiornika, oczekując, że z jej pomocą zdoła wydostać się na stabilny grunt. Stabilny - to był tylko jej domysł, bo tylko na takim widywała tory. Ale co takie robiły pod ziemią? Cóż, Mirana nie była obeznana w transporcie i na te jak i podobne temu pytania nie szukała odpowiedzi. Z pewnością musiały gdzieś prowadzić. Ważniejsze jednak było dla niej znalezienie wyjścia drogą powrotną. Spojrzała ku górze. Czy można się wdrapać? Czy jakieś korzenie się tam, nad nią, znajdują? Gdyby tylko mogła ich jakoś dosięgnąć, zaprosić do pomocy...
Przyjrzała się swojemu towarzyszowi, którego raczej udało się jej z wody wyciągnąć, i pocieszającym głaskaniem dodawała mu otuchy.
Siedem metrów to jednak sporo, a jeśli nie było tutaj skał, przekształcenie się do skalistej postaci było niemożliwym.
Co więcej, jej ciało było w obecnej formie delikatne i potrzebowało miękkiego gruntu. Pójście po torach się jej nie uśmiechało, ale gdyby nie widziała sposobu na wydostanie się górą, nic innego by jej nie zostawało jak udać się bardziej obiecującym korytarzem.

Anastasia - 18 Listopad 2016, 15:21

Miranie udało się dotrzeć na brzeg wraz ze swoim chowańcem, który jednak ani trochę nie był zadowolony z nagłego wpadnięcia do wody. Wytrzepywał futro niczym zmoczony pies, a łapami pocierał pyszczek co rusz kichając. Prawdopodobnie w całym zamieszaniu zdążył się zachłysnąć, ale nic mu nie będzie.
Za to z jednego z korytarzy wyszła pewna istota, mniej lub bardziej ludzka, jednak Mirana mogła sobie przypomnieć, że taką oto pomniejszoną wersję górnika mogła już spotkać w swoim śnie. Dzieciak stał tak i z rozdziawionymi szeroko ustami oceniał szkody, jakie wyrządziło zawalenie się stropu – choć tak naprawdę brakowało jedynie sufitu, no ale…
- Tatko nie będzie zadowolony. Zaraz na pewno tu przyjdzie, słyszy pani? – Z drugiego tunelu rzeczywiście dobiegał odgłos kilku biegnących osób, które ze swoją obecnością nie miały zamiaru się kryć, coś nieustannie krzycząc, jednak w natłoku głosów dało się zrozumieć jedynie „Reille”, „kopalnia” i „marionetkarz” - to ostatnie również mogło się Strażniczce z czymś kojarzyć.
Gromadka sześciu, nieco większych, dorosłych górników (jeśli można ich tak nazwać) wyłoniła się jeden po drugim i ustawiła w szeregu. Pomruczeli coś między sobą, ale ostatecznie zgodnie przytaknęli i wbili spojrzenia w Miranę i jej Reille.
- Tyle dni pracy! – Odezwał się pierwszy.
- Tyle do naprawienia. – Drugi.
- Te przeklęte Reille! – Do głosu doszedł trzeci osobnik.
- To twoja gadzina? Nie puścimy ci tego w zapomnienie, patrz co narobiliście! – Ponownie odezwał się pierwszy, wychodzący na przód, bliżej Mirany i wytykający ją palcem. - Tu się wydobywa kryształy, nie mamy czasu na zabawy z Reille, które karmiąc się wysypem tutejszych burchewek doprowadzają do zawaleń. Zlecenia dla Marionetkarza gonią. Ale mamy cię teraz razem z nim złapaną na gorącym uczynku. – To mogło wyjaśnić większe dziury mijane w pogoni za obcą bestią, wszak nie każda odpowiadała wielkością wspomnianym warzywom. Karły nie wyglądały na zadowolone, prawdopodobnie nie pozwolą Miranie zwyczajnie odejść.

Mirana - 21 Listopad 2016, 11:40

Miała wrażenie, że zna tego człowieka, ale nie miała pojęcia, skąd. Sen pozostawał niewyraźnym, w dużej mierze niezapamiętanym; głównie za sprawą sporego zamieszania z ostatnich minut. Dziecko z górniczymi przyborami. Patrzyła, jakby oczekując, że sam pierwszy powie jej, skąd go kojarzy.
Nic takiego.
- Tak. Och, przepraszam, że to się wydarzyło.... - odparła, szczerze wyrażając swoje zmartwienie. Oceniła, że zachowuje się jakby pierwszy raz ją widział. Może on też nie pamięta?
Napływała fala wrzasków, których treść pozostawała wciąż tajemniczą, pomimo dających się wyróżnić garści słów. Dopiero po chwili domyśliła się, o co chcą ją oskarżyć i dlaczego Reille ma brać w tym udział.
Te warzywa.
Ale czy aż tak mogłyby naruszać stabilność tej, tej... jaskini? Wątpiła.
Ustawili się naprzeciw i o ile wcześniej jakby się o coś wykłócali, tak teraz zgodnie w nią mierzyli. Nawet, jeśli nie wskazali jej palcem, czuła się oskarżona i złapana niemal na gorącym uczynku.
Trudna sytuacja.
Wspomniała sobie, skąd kojarzy tego chłopca - był we śnie, kazał jej uciekać. Wspomniała sobie, dlaczego mogą mówić o marionetkarzu - było takie pomieszczenie pełne narzędzi i lalek. Gdy skończyli już między sobą wymieniać te pierwsze uwagi, Mirana schowała usta i nos w swoich dłoniach. Wspomniała sobie ucieczkę ze strasznej piwnicy i to, że gonił ją rzeźnik.
A teraz znów była pod ziemią.
Czy to na pewno był sen...?!
Była przerażona.
Tak, to jej gadzina, tak, to my tu spadliśmy, tak... nie, to nie moja wina!
Dumnie stanęła w małej kałuży wody, o ile taka tu gdzieś blisko była, prostując się dumnie i przykładając dłoń pod szyję, jak gdyby miała ułatwić jej tą przemowę.
- Och, Panowie, Wybaczcie mnie to zamieszanie, za które z pewnością odpowiadam i pozwólcie mi się wypowiedzieć - Ukłoniła się w swój typowy, perfekcyjny sposób. - Pragnę jednak się usprawiedliwić, jako że inny, nieznany mi Reille, buszował w okolicy, a nawet na własne oczy widziałam, jak zajadał się tymi burchewkami. Jednakże ten Reille, który jest ze mną, jest moją ukochaną bestią i ręczę za jego dobre intencje. Nie wątpię jednak, że mógł jakieś burchewki wyrwać. Z pewnością jednak ten drugi, szalejący na górze Króliczasty, uczynił większe i poważne szkody w przeciwieństwie do mojego, gdyż ja i on przebywamy w tej okolicy od zupełnie niedawna.
Wyjaśniła swoją sytuację, ale czuł, że to i tak za mało. Nie wyglądali jej na skorych do ulgowego zachowania, zwłaszcza, że mówili coś o kryształach i marionetkarzu i zleceniu. Robota ich nagliła, odczuwali presję. Musiała coś zaoferować im.
- Ale z całym szacunkiem dla dokonanych szkód, jestem skłonna pomóc wam w ich naprawię, zwłaszcza ze posiadam moc do kontroli skał. W zamian prosić chciałabym Was, Górników, o to, że nie zechcecie wymierzyć wobec mnie ani mojej ukochanej bestii żadnych konsekwencji, zaś wspomnianego przeze mnie Królika, znajdującego się na górze, bezboleśnie przepędzę ja bądź wy. Nie jestem bowiem jakkolwiek wyrozumiała wobec dotkliwego karania, a zwierzęta, jak to zwierzęta, często kierują się tylko instynktem, a i trudno osądzać ich o to, że potrafią wiedzieć, co też ma miejsce pod ziemią.
Miała też jeszcze jedną rzecz do powiedzenia. Odważną, dlatego zostawiła ją na koniec.
- I jako istota w pewnym stopniu zaznajomiona z roślinnością oraz skałami, pragnę wyrazić niedowierzanie w to, że samo wyrwanie burchewek miałoby przyczynić się do aż takich szkód. To jest ogromna wysokość, a że wiele materiału wraz z nami nie spadło, to najwyraźniej poczyniono w tym miejscu zbyt śmiałą eksploatacje, albo.. Albo już wcześniej była tutaj taka pusta komora, której wcześniej czy później groził taki zawał, jaki właśnie się dokonał.
Jeśli stała dalej w kałuży, to najpewniej wody z niej wiele już ubyło. Lubiła wodę, karmiła się wodą.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group