Anonymous - 16 Grudzień 2010, 22:26 - I meble jakieś takie zbyt spokojne. - Zauważyła. Oczywiście, fakt, że pewne przedmioty rozmawiają momentami był jedynie jej urojeniem, jednak tutaj cisza zdawała się być wręcz próżnią, która wciągała każdy szept i dźwięk. A jeśli zdarzył się jakiś głośniejszy, dosłownie przecinał tą próżnie i wywoływał oburzone spojrzenia pozostałych osób oraz zakłopotanie tego, kto ten dźwięk powodował. Gdzieś brak tutaj było całej tej subtelności ich świata, tego porządku, jakim rządził się kompletny brak ładu i składu. Zerknęła na kawałek śliskiego papieru, gdzie wypisane były nazwy wszystkich herbat i słodyczy. Oh, jak dawno tutaj nie była. Kiedyś zachowywała się już prawie po ludzku i znała wszystkie te ich zwyczaje. Jednak wymagało to dyscypliny, swoistego spokoju i zrezygnowania z pewnej dozy oryginalności. Miała wtedy wrażenie, że bardziej upodabnia się do cieni. Smutnych i szarych, które nade wszystko były poważne i sztywne. Oczywiście, też czasem taka była. Dziś jednak, po długim czasie nie przebywania pośród tych ciekawych istot, była w pełni Kapelusznikiem, przedstawicielem świata magicznego. Co nie zwolniło jej co prawda z obowiązku wybrania herbaty, ale podniosło na duchu. Zerknęła, szukając nazwy w miarę znajomej. Miała doskonałą pamięć, jednak ta nie potrafiła odszyfrować żadnego rodzaju herbaty. Kojarzyła tylko poszczególne słowa, które coś sugerowały. A jeśli trafi na jakąś okropną? Ledwo zauważalnie się wzdrygnęła. Wybrała jedną, jakąś mniej pospolitą i podsunęła Zielonemu owy karteluszek, co by sam mógł wybrać sobie ten szlachetny napój.Anonymous - 16 Grudzień 2010, 22:41 Przyglądał się z zaciekawieniem temu co robiła Sven zdawała się szukać czegoś na kartce papieru. Po chwili oderwał od niej swoje spojrzenie. Różnokolorowe ślepia wpiły się w małą dziewczynkę która upychała do już pulchnych polików ciasto. Zadarty nos, czarne świńskie rozbiegane oczka, różowa cera całkiem jak świnka wyglądała ta dziewczynka. Na przeciw niej siedział rudy chłopczyk w grubych okularach wydawał się być smutny. Świnka czując się obserwowana obrzuciła Zielonego dziwnym i na pewno nie przyjaznym spojrzeniem. Kapelusznik zasłonił usta ręką by nie parsknąć śmiechem. Zaraz potem zmrużył oczęta i naciągnął na nie rondo kapelusza nim się Świnka spostrzegła talerz z ciastem czekoladowym uderzył ją w twarz z taką siłą że poleciała do tył. Tłuste cielsko odziane w ohydną niebieską sukienkę zwaliło się z hukiem na ziemię. Ludzie ze zdziwieniem wpatrywali się w dziewczynkę, niektórzy tłumili śmiech, inni śmiali się otwarcie. Najgłośniej śmiał się rudy okularnik.
Zielony uśmiechnął się i wrócił spojrzeniem do Sven gdy usłyszał szelest papieru. Spojrzał po nazwach ale żadnej nie mógł rozszyfrować więc wziął pierwszą lepszą, na czuja.
-Esoło, trochę. – powiedział po chwili, komentując tym samym swój własny wyczyn.
Matka gruba równie jak córka staszczyła siedzenie z krzesła i ruszyła na pomoc swemu pulpecikowi. Z małą pomocą rudego stworka wylądowała również z hukiem na ziemi.Anonymous - 16 Grudzień 2010, 22:51 Ciemnowłosa kątem oka obserwowała te wydarzenia, tłumiąc śmiech. W efekcie kąciki ust zawędrowały jeszcze wyżej, optycznie powiększając i tak już spory, namalowany uśmieszek. Jak to mówią, gdyby nie uszy, to dookoła głowy. Trzeba też przyznać, że nigdy w życiu nie słyszała tylu różnych określeń słanych w stronę pustej przestrzeni, lub anonimowego odbiorcy. A co taka przestrzeń zawiniła, że ją zarówno dziewczynka jak i matka tak uparcie wyzywały? Czasem w chwili większego roztargnienia, albo momentu bardzo podniosłego, mówiło coś w stronę losu, żeby nie czuł się pominięty. Był ważnym fragmentem świata, a odpowiednio pokierowany sprzyjał różnym istotom. Zamówienie zawędrowało do dziewczyny stojącej za ladą, a po chwili dwie, całkiem ładne jak na oko Sven, filiżanki parującego napoju znalazły się tuż przed nimi. Przynajmniej ta część urozmaicania sobie życia wyglądała podobnie, zwłaszcza, jeśli właściciel herbaciarni nie potrafił odczytywać pragnień swoich klientów. Uchwyciła uszko naczynia i uniosła, chłonąc zapach. Była to pierwsza część wielkiego rozeznania, a zarazem swoistego obrzędu picia herbaty. W gruncie rzeczy nie wiadomo, co w tutaj się znajduje, tym bardziej trzeba było być ostrożnym. Upiła łyk. Nim jednak spłynął po gardle, chwile trzymała go w usteczkach, co by dobrze ocenić smak. Cóż, lepsze rzeczy się w życiu piło i nie dorównywało to kunsztowi tych, których za wyrób herbat ceniła. Z drugiej strony, taki okropny też ten napój nie był, a więc zasługiwał, by sączyć go powoli.Anonymous - 16 Grudzień 2010, 23:05 Z zaciekawieniem znów zaczął się rozglądać po sali. Zachowywał się całkiem jak dziecko które nigdy nie było w takim miejscu. Zastanawiał się brodę podpierając ręką czemu niektóre panie i panowie ubrani byli jak na bal. Mocne makijaże kobiet rzucały się w oczy i szpeciły zapewne piękne istoty. Zmarszczył nos jak delikatnie mówiąc, zdegustowany kot i przeniósł spojrzenie na Sven która już sączyła swoją herbatę. Łaskawie przeniósł spojrzenie na swoją i zmrużył w typowy dla siebie sposób oczęta. Sięgnął po nie brzydką ale identyczną jak u wszystkich filiżankę i ujmując ją oburącz podstawił pod usta i nos. Wziął głęboki oddech i przymknął oczy. Aromat nawet przyjemny. Upił łyk. Podobnie jak koleżanka smakując powoli. Otworzył gwałtownie oczy tak, że było widać doskonale jak źrenice dostosowują swą wielkość do oświetlenia. Uśmiech jego przypominać mógł uśmiech szalonego kota. Mogło to oznaczać tylko tyle, że udało mu się wybrać naprawdę smaczną, albo odpowiadającą jego gustom herbatę.
Rudy okularnik podszedł do ich stolika ze wzrokiem spuszczonym i przepraszającym za sam fakt że żyje. Spojrzał na Sven i skinął jej głową lekko się rumieniąc, a potem spojrzał na stworka który przeniósł spojrzenie na chłopca.
-Um... m-mama opowiadała o t-takich l-ludziach co, co... um noszą kapelusze. C-czy wy j-jesteście? – nie mógł porządnie sklecić zdania. Zaraz podeszła do niego, znana nam już Świnka.
-Tłuku, nieuku mama zabroniła rozmawiać z nieznajomymi – i odciągnęła chłopca. Stworek powiódł za rodzeństwem spojrzeniem i cicho westchnął.
-Ziwne, to iejsce, iedny alec a ty? Co yślisz? – Zapytał Sven wracając po krótkiej chwili do niej spojrzeniem.Anonymous - 16 Grudzień 2010, 23:23 Zamyśliła się. Herbata zawsze wspomagała ten proces, mrocząc wszelkie możliwe zmysły. Tak jakby ciało pozostawało na miejscu, ale umysł, czy też po prostu myśli, wędrowały gdzieś daleko. Oczy nie patrzyły w jeden konkretny punkt, raczej wyglądały, jak gdyby sięgały wzrokiem dalej, przez Zielonego i wszystko, co mogło stanąć na drodze. Kąciki ust opadły, układając linie ust prosto, bez wyraźnego drgnięcia. Wyglądała jak Marionetka, tak dobrze obojgu znana. W dodatku taka, która zgubiła kluczyk, a trybiki odpowiadające sercu i innym mechanizmom wprawiającym w ruch drewniane stawy, nagle przestały działać. Brakowało tylko wyraźnie zaokrąglonych stawów. Nawet głowę przekręciła. Jej myśli wędrowały. Daleko i blisko. Po kolei, całkiem nieświadomie, odczytywała myśli kolejnych przebywających tu istot, dosłownie na kilka sekund nimi się stając. Była dziewczyną zza lady, miała prawdziwe, nieskażone magią życie, nie władała cieniami, nie latała, nie wiedziała, jak to jest, gdy za pomocą dotyku wprawiasz całe mechanizmy w ruch. Nie te elektroniczne. Te, które zdawały się żyć własnym życiem, emanować tą specyficzną energią. Wędrowała dalej. Kobieta z innego budynku, przechodzień, płaczące dziecko, które myśli były zupełnie nieskładne, całkiem jak jej…
Mrugnęła. Jeden, drugi raz, chociaż zapewne wyglądało to dosyć nienaturalnie po dłuższej chwili zupełnego nie mrugania. A w ogóle, która istota wymyśliła mruganie? Nie negowała przydatności tej czynności, dostrzegała wręcz potrzebę jej powtarzania, jednak serdecznie by temu komuś podziękowała. Pozwalało powrócić do tej herbaciarni i na powrót patrzeć na rozmówce. Tylko jego głowę omijała.
- Czasem sądzę, że ludzie tutaj tak bardzo nie chcą dostrzec pewnych, że celowo nakładają na siebie różne dziwne ograniczenia. A na nich inni nakładają ograniczenia i to taka pętelka.- Wykonała chaotyczny ruch ręką, chcąc wyraźnie zobrazować pętelke, chociaż prędzej skojarzyłoby się to z… No powiedzmy, że kołtunem, supłem, albo nitką.- No ale z drugiej strony to sprawia, że są tak odmienni od nas. – Nie mówiła jakoś specjalnie głośno, jednak gdyby ktoś się przysłuchiwał, mógłby ich uznać za parę świrów wypuszczoną z wariatkowa. Z pewnością sprawdziłby w lokalnej gazecie, czy przypadkiem nie ma ogłoszenia o poszukiwaniu kogoś odpowiadającego im rysopisem, jednak nikt takowej czynności się nie podjął. Zerknęła w dół. Z filiżaneczki ubyło połowę zawartości, a więc połowy nie było, a połowa wciąż była.Anonymous - 17 Grudzień 2010, 11:12 Ona odpłynęła co on zauważył bez trudu, może temu nie zwróciła uwagi na chłopczyka, a może nawet lepiej, że się nim nie zainteresowała. On wodził spojrzeniem, tak jak ona wodziła myślami. Daleko i blisko. Nie bał się spojrzeń innych ludzi, którzy obserwowanymi będąc podnosili spojrzenia znad talerzyków, filiżanek, gazet. Uśmiechał się ilekroć ktoś przechwytywał jego spojrzenie. Ludzie jednak szybko uciekali, nie chcąc utrzymywać kontaktu wzrokowego. W końcu rudzielec dość niekulturalnie wyłożył się na stole opierając brodę na splecionych rękach. Na policzkach jego pokazał się lekki rumieniec, który stawał się mocniejszy ilekroć pociągnął łyk herbaty ze swojej filiżanki. Swoją drogą unosiła się ona w powietrzu by nie zostać przypadkiem zepchniętą ze stolika przy którym siedzieli.
-Elowo się graniczają? To bez ensu. Są nni to rawda, ale cemu aż tak? Cemu oją się ego co est nne? - nie rozumiał, a może też nie chciał zrozumieć, czemu i dlaczego. Świat ludzi był tak samo magicznym i ciekawym miejscem jak kraina Luster. Problem leżał gdzie indziej, Sven miała rację, ludzie ograniczali się i powstawały pętelki przez to. Cokolwiek to znaczy. Oparł policzek na przedramieniu i spojrzał na wiszącą w powietrzu, uśmiechnął się.
-Co to est "rum"? - Zapytał przenosząc spojrzenie na przyjaciółkę.Anonymous - 17 Grudzień 2010, 16:41 W tym momencie powinien pojawić się monolog. Długi, wyjaśniający wszelkie różnice pomiędzy dwoma światami, a także dogłębna analiza psychiki człowieka, oraz argumenty świadczące o tym, dlaczego tutaj wszystko potoczyło się tak a nie inaczej. No ale skoro nie jej w udziale przypadło być człowiekiem-od-wyjaśniania-tego, to dlaczego miałaby się nad tym zastanawiać, a tym bardziej prowadzić debatę naukową?
- No może właśnie dlatego, że coś jest innego, to ich przeraża. Oni... Nie pozwalają sobie zobaczyć albo zrozumieć pewnych rzeczy. - Zamrugała, patrząc na latającą herbatę, bynajmniej nie swoją. Em. Zamrugała po raz kolejny, a przepływ informacji w jej głowie trafił na ścianę, obrał kilkadziesiąt innych kierunków, wreszcie przetworzył informację i odnalazł właściwą orbitę. Rum, coś jej to mówiło. Przypomniała sobie ogień spływający po gardle, stan lekkości i poczucie, że ten świat potrafi nie być taki sztywny. - Rum to środek, za pomocą którego ludzie ściągają z siebie wszelkie ograniczenia. - Odparła nie wspominając, że przy okazji tracą zdolność do stawiania kroków w linii prostej.Anonymous - 17 Grudzień 2010, 17:29 Słuchał uważnie tego co powiedziała, raczej z mało obecnym spojrzeniem. Potem wypił całą zawartość swojej filiżanki, dzięki czemu ta mogła już bez obaw orbitować w dowolnych stronach świata i poziomach. Jak można nie pozwalać sobie zobaczyć i zrozumieć innych rzeczy? To chore i dziwne. Jeszcze dziwniejsze niż gadające koty, meble, chodzące i gadające karty, przemalowywanie zwykłą farbą – zamiast olejną – koloru kwiatów. Ułożył znów brodę na przedramionach i przyglądał się towarzyszce.
-Obry ten rum – stwierdził spokojnie z szerokim uśmiechem. Głowę filutek miał słabą, oj słabą. A szczęście też trzeba mieć by z iluś tam pozycji z różnymi nazwami herbat wybrać akurat tę z alkoholem. No cóż, nowa nieznana nazwa kusi. A i skrzat nigdy nie bał się nowych rzeczy, wręcz przeciwnie był ich szalenie ciekaw.Anonymous - 17 Grudzień 2010, 17:43 Jednak że dla nich to wszystko było codziennością, czymś, na czym się wychowali i co było równie naturalne jak... No mniejsza, z pewnością znalazło by się wiele artystycznych porównań. Tych nie artystycznych zresztą też. No a dla ludzi codziennością było to, że meble nie gadają i potrzebują pomocy, żeby się poruszyć. Sve N zerknęła na lewitującą filiżankę i uznała, że mimo wszystko lepiej będzie, jak ta stanie sobie na stoliczku. Tutaj ludzie jakoś nie mieli tej koordynacji, która pozwalała wyminąć swobodnie unoszące się przedmioty. Poruszyła palcem wskazującym ręki, tuż na cieniem, jaki rzucał stojący na stoliczku wazonik. Ten zadrgał, poruszył się niespokojnie, wreszcie odkleił od stołu i obwinął w okół jej palca. Kolejny, nieco chaotyczny ruch i cień popłynął sobie w stronę filiżanki, rozciągając się na całą możliwą długość i dopadł ją, przeciągając na właściwie miejsce. W płaszczyźnie, na pewnym oparciu. Jeszcze by się stłukła, a szkoda było by takiego ślicznego naczynia. Przyjrzała się Zielonemu i odwzajemniła uśmiech. Niby się domyślała, że herbatka taka zwykła nie była, ale w taki stan potrafiła sama popaść bez żadnych dodatków.Anonymous - 17 Grudzień 2010, 17:58 Środowisko w jakim się ktoś wychował decydowało o tym kim będzie się w dorosłości. Zapewne gdyby Filutek miał lepszy kontakt z matką oraz był trochę bardziej zborny ruchowo, zostałby cyrkowcem a nie kapelusznikiem. Ale mniejsza o to. Wydawał się być bardzo niezadowolony z faktu że Sven posadziła filiżankę miękko na stole, szybko jednak jego niezadowolenie zniknęło kiedy zobaczył w jaki sposób to zrobiła. Filiżanka zamarła, a Zielony sięgnął ręką do cienia wazonika próbując odkryć na czym polegała ta dziwna sztuczka. Domyślił się, mimo pewnych niejasności utrudniających mu trochę i tak trudny dla niego proces myślowy że sztuczka ta była niczym innym jak zdolnością jego towarzyszki.
-Rób tak eszcze raz. Roszę – poprosił i uśmiechnął się swoim zdaniem przekonywająco. Zaś co wyszło z uśmiechu podlegało tylko i wyłącznie ocenie dziewczyny, której ten uśmiech został posłany. Chciał, nawet bardzo, zobaczyć jeszcze raz tę sztuczkę z cieniem wazonika. Na szczęście filiżankę zostawił w spokoju. Ponieważ chwilowo naprawdę mogło by się z nią stać coś złego.Anonymous - 17 Grudzień 2010, 18:21 Każdy ma w zanadrzu jakieś sztuczki, prawda? Na przykład jego zdolnością, jak zauważyła, było przenoszenie różnych rzeczy, zarówno w całości, jak i w formie motylkowej. Musiała przyznać, że pierwszy raz się z tym zetknęła, a uczucie temu towarzyszące było ciekawe. Zawsze się zastanawiała, jak to jest rozbić się na kilkadziesiąt części, przenieść i zespolić w jedno. Tylko tak bardziej świadomie, aniżeli z czyjej woli.
Spełniła jego prośbę, chociaż cień wazonika był nieco marny. Na pomniejsze sztuczki musiał wystarczyć. Skupiła się i dźgnęła cień palcem. A ten odskoczył, znowu zadygotał, jak galareta, i przesunął się. Dźgnęła go jeszcze raz, tym razem długim, fioletowym paznokciem rozcinając na pół. Z jednej części zrobiła wznoszącą się ku górze serpentynę, z drugiej powstał mały, czarny w całości kotek. Zdołałby się zmieścić w dłoni, taki był malutki. Zastrzygł uszkami, miauknął niesłyszalnie, jedynie poruszając pyszczkiem. Wdrapał się na wazonik, po czym zgrabnie zeskoczył, lądując w serpentynie. W tym samym też momencie zmienili się oboje w mgiełkę, czarną, lekką, która zafalowała i wróciła do pierwotnego, mało żywotnego stanu wazonikowego cienia.
- Ta da ~ Anonymous - 17 Grudzień 2010, 18:29 Rudzielec z niesamowitym zaciekawieniem i ogromnym skupieniem oglądał z jaką łatwością Sven przekształca cień w serpentynę a potem jak druga jego część zmienia się w zwierzę. Oczy mu zaświeciły kiedy kociak miauknął bezdźwięcznie a potem wdrapał się na wazon. Chciał mu pomóc, ale nie był w stanie się ruszyć tak zafascynowała go ta sztuczka, te wyczyny. Rozwiały one też mgłę którą wysnuł alkohol z herbaty. Kiedy oba twory cienia stały się znów jednością jęknął cichutko a potem zamrugał, pierwszy raz od momentu rozpoczęcia przedstawienia. Widząc że to koniec zasmucił się trochę, ale zaraz zaczął bić brawo.
-Udowne, iesamowite! – powtarzał przez dłuższą chwilę, tak że na moment skupił na sobie spojrzenia innych ludzi. Potem znów ułożył się na stoliku mrużąc oczy jak kotek.
-Rzydatna ta woja moc, na ewno ardziej od ewitacji lub elekinezy, ale na ary nie olno arzekać awsze ogło być orzej – wymamrotał układając wygodniej brodę na przedramionach i wbijając spojrzenie różnokolorowych ślepiów w Sven.Anonymous - 17 Grudzień 2010, 18:41 Kiwnęła główką w geście podziękowania, a cylinder lekko się przechylił. Tak długo, jak mogła sprawić komuś przyjemność takimi wygłupami, nie można było narzekać na te zdolności. Było też inne zastosowanie, mniej szlachetne. To znaczy, ona nigdy nie widziała w szermierce czy bieganiu z kosą czegoś złego, jednak musiało mieć to powód, cel, no i nie mogło być czymś bezsensownym. Prawdopodobnie moc ta była ostatnią pozostałością po byciu cieniem. Nie czuła względem tych istot sentymentu, głównie przez fakt, że mało z tego pamiętała.
- Znałam jednego pana, którego mocą było zamienianie się w gruszkę. - Oświadczyła, a potem parsknęła cicho śmiechem. Tamten pan miał sporo nieprzyjemności, związanych z faktem, że zamieniał się w różnych dziwnych porach i niejeden chciał go zjeść. Dopiero mysie piski wydobywające się z środka owocu skutecznie odwodziły od tego zamiaru. Nachyliła się lekko.- A ludzie nie mają żadnych zdolności. Dlatego jak tamten na dachu używają takich dziwnych przyrządów, kiedy chcą komuś zrobić krzywdę. Anonymous - 17 Grudzień 2010, 18:55 Zaśmiał się kiedy wspomniała o panu który zmieniał się w gruszkę. Biedny to musiał być człowiek, z wielkimi kłopotami. Ale ze wszystkim się da żyć. Z kłopotami i bez nich, z dużymi i małymi.
-Iełatwe usiał ieć ten pan ycie – skomentował jej wypowiedź z szerokim uśmiechem. Zapewne gdyby nie uszy objąłby on całą głowę. Wielkie i zdziwione za to zrobił oczy kiedy dowiedział się że ludzie nie mają żadnych zdolności. W jeszcze większym szoku był gdy dowiedział się że ten chłopak na dachu to był właśnie człowiek. Aż się wyprostował w krześle i potrząsł energicznie głową, tak że dłuższe pasma rudych jego włosów przecięły powietrze w bliskiej odległości, zaś w kapeluszu jego coś zadzwoniło dźwięcznie.
-Ych co uczą? Nie ają ocy, ami się graniczają... iężko być cłowiekiem – stwierdził bardzo poważnie, co w jego wykonaniu wyglądało strasznie komicznie. Nagle sobie coś przypomniał.
-A ta alka? Co on ciał z nią robić? – Zapytał. Jak już zauważył Sven była ekspertem od spraw ludzi. Przynajmniej dla Zielonego, który szczerze mówiąc o ludziach nie wiedział nic, ponad to co mu teraz powiedziała.Anonymous - 17 Grudzień 2010, 20:44 No tak do końca to nie stwierdziła przecież, że tamten chłopak był człowiekiem, dała tylko przykład, apropo tych takich metalowych urządzeń, fachowo zwanych bronią palną, która w Krainie Luster pojawi się może za kilka tysiącleci. Albo nie. Tam w sumie nie ma potrzeby, by tworzyć elektronikę, skoro magia zasila wszystko.
Wzruszyła jedynie ramionami, gdy wspomniał, jak ciężko być istotą ludzką. Raczej szaro i nieciekawie, chociaż oni wydają się być całkiem zadowoleni z takiego stanu rzeczy. A przynajmniej spora część, głównie ta, która wzbrania się przed mieszkańcami Krainy rękami i nogami, a na dodatek jeszcze prowadzi zażartą kampanię, co by utrzymać oba światy w odpowiednich granicach. Komplikacja na siłę, nie ma co.
- Chyba mi kuku. - Jak przez mgłę widziała jakieś tam wspomnienie zamysłu blondyna. Coś z pewnością planował, bo na pewno tą lalką nie bawił się dla samej radości zabawy. A skoro o tym mowa. Podniosła kapelusz ukazując ową lalke, siedzącą jej na głowie. Ściągnęła ją i ułożyła tuż przed Zielionym.