Anonymous - 1 Maj 2012, 16:52 Nic nie zrozumiałem z jej wypowiedzi, mówiła strasznie chaotycznie. Nidy wcześniej nikogo takiego jak ona nie spotkałem. Cóż, w sumie poza nią znałem dwie osoby, obydwie są martwe z czego jednej mi nie szkoda... No i trudno powiedzieć, żebym ją znał, nawet nie wiedziałem, jak ma na imię.
-Bo...? -powtórzyłem, chociaż wszystko wskazywało na to, że nie doczekam się odpowiedzi.
-No wiesz, nazwałaś mnie pustą lalką bez uczuć i serca, powiedziałaś, że jestem obrzydliwy, chciałaś mnie okraść, groziłaś mi, nawet nie raz. Pominąłem coś? A tak! Wystarczyło sypnąć bilonem, żebyś nagle w magiczny sposób zmieniła co do mnie zdanie. Teraz to już chyba wszystko. -spointowałem. -No oczywiście, że nie jestem na Ciebie zły, niby czemu miałbym być? -rzuciłem z ironią i szerokim uśmiechem. -W każdym razie mogłabyś chociaż okazać trochę skruchy czy czegoś takiego... A nie się mnie pytasz, czy jestem na Ciebie zł jednocześnie sama marszcząc brwi... -mała byłe bezczelna, ale jednocześnie na jakiś swój sposób słodka.
-Satoru.- przedstawiłem się, wciągając dłoń.Anonymous - 1 Maj 2012, 21:04 - Bo... bo sam wyglądasz, jakbyś mocno potrzebował pomocy, więc nie zamierzam na tobie wisieć - mruknęła. Gdyby nie postanowiła nagle być nieco milsza, powiedziałaby raczej, że nie będzie zadawała się z takim obdartusem, bo i tak nie miałby jak jej sponsorować. Jeden mały szmaciarz w postaci ciemnoskórej dziewczynki w okolicy wystarczył, nie musiała szukać sobie towarzystwa podobnego pokroju.
- O rany, nie przesadzaj już z tą kradzieżą, a bo to ciebie jednego chciałam wykorzystać - prychnęła, ale zaraz doszła do wniosku, że choć miało to być wymówką to postawiło ją w jeszcze gorszym świetle, o ile było to w ogóle możliwe. Dziewczyna niespokojnie zastrzygła uszami.
- Oj, nie słuchaj mnie, kiedy myślę żołądkiem. Wilki się nie cackają i nie owijają w bawełnę, po prostu byłam szczera. Ale zdaje się, że wyrażanie własnego zdania wcale nie jest tak mile widziane, jak to utrzymują wszyscy ludzie - albo po prostu dzikuska znów zrozumiała coś nazbyt dosłownie. Po chwili wyciągnęła pieniądze z kieszeni i wcisnęła je w dłoń marionetki.
- Skoro tak ci to leży na sercu, zatrzymaj je - westchnęła, myśląc o obiedzie, którego nie zje. Trudno, cierpiała przez własną głupotę i musiała z tym wytrzymać. Zaraz potem zobaczyła drugą rękę wyciągniętą w jej stronę. Ach, ludzie i te ich dziwne przywitania... jakby nie mogli się kulturalnie obwąchać i po sprawie. Ostatecznie jednak uścisnęła dłoń marionetki.
- Reila. Satoru... nie potrzebujesz przypadkiem dobrego rzemieślnika?Anonymous - 4 Maj 2012, 07:43 O, nagle odezwało się w niej sumienie? A to niespodzianka! Ale dobre i to na początek.
No, fakt, że nie byłem jedyny niezbyt mnie pocieszył. Ciekawiło mnie trochę, czy z tamtymi też miała takie problemy jak ze mną, jednak nie na tyle, żeby spytać. W każdym razie na dość interesującą osobowość trafiłem.
Wzruszyłem ramionami. Nie za bardzo wiedziałem, co utrzymują niektórzy ludzie, a co dopiero wszyscy. No bo niby skąd? Trochę wiedziałem z gazet, ale to się odnosiło głównie do życia politycznego. O nim też dużo nie wiedziałem, ale ta odrobina wiedzy o tym wystarczyła mi by stwierdzić, że polityka nie jest fajna i śmierdzi na kilometr.
Nie spodziewałem się, że mała odda mi monety. Trochę to do niej nie pasowało.
-Bardziej mi będzie leżało na sercu, jak umrzesz z głodu w jakichś krzakach. -odpowiedziałem, wciskając pieniądze z powrotem w jej delikatną dłoń.
-Miło Cię poznać. -powiedziałem. -Powiedzmy. -dodałem żartobliwie odnosząc się oczywiście do jej charakteru. -Cóż, przydałby się... -westchnąłem, podnosząc i przyglądając się kikutowi lewej ręki. Przynajmniej jak zacząłem chodzić, to korniki trochę odpuściły. -A co, znasz się na tym? -wątpiłem w to. Raczej zna kogos takiego. Albo spytała od tak, może lubi stwierdzać oczywistość.Anonymous - 15 Maj 2012, 14:22 Dziwne to było uczucie. Kiedy była dla niego niemiła, czuła się źle. Jednak kiedy wykrzesała z siebie odrobinę współczucia i troski, wcale nie poczuła się lepiej. Nie chodziło o ciągle dręczące ją wyrzuty sumienia, bo ten stan nie był wilczycy zbyt dobrze znany. Po prostu miała wrażenie, że czegokolwiek by nie zrobiła, nie będzie w porządku. A może to wszystko było winą pustego żołądka? Lub braku dachu nad głową? Reila nie była tak do końca dzikim stworzeniem i dłuższe wegetowanie bez opieki źle na nią działało.
Znowu przyjęła pieniądze, których marionetka jednak nie chciała. Mruknęła pod nosem coś niezrozumiałego, nie wiedząc nawet specjalnie, co chciała odburknąć. Nie rozumiała tego wszystkiego, Satoru zbyt podobny był do ludzi. Och, ona niby też, lecz ludzie także dzielą się na różne grupy. Można by powiedzieć, że on należał do tych dobrych dusz, a ona była tylko małą złodziejką i oszustką, która sumienie zostawiła 120 lat temu w umyśle swego stworzyciela.
Miło poznać? Ją? Ach, zaraz usłyszała sprostowanie. Nic dziwnego, nie była chyba nadzwyczaj przyjemną osóbką. Ostatnio często ją przeganiali ze swej drogi, nawet w śmietnikach przy restauracjach zawsze pojawił się ktoś nadgorliwy, kto rzucał w nią kamieniami. Bezdomni chyba nie cieszyli się szacunkiem. Trudno także było o współczucie, ale nawet, gdy Reila je znajdowała, nie potrafiła go docenić - tak jak teraz.
- Ja? Nie. Ale znałam jednego lalkarza - podniosła uszy, uśmiechając się. zaraz jednak jej mina zrzedła, gdy dziewczyna przypomniała coś sobie. - N-no właśnie, znałam, czas przeszły. Mokra plama, która po nim została, raczej ci nie pomoże... - westchnęła. Rzadko wspominała swoich dawnych przyjaciół, a już szczególnie tych, którzy nie żyli. Szkoda jej się zrobiło tego mężczyzny, był całkiem młody, a skończył gorzej niż szczur za śmietnikiem przy chińskiej restauracji.Anonymous - 17 Maj 2012, 19:19 Dziewczyna coś odburknęła, uznałem to za podziękowania. Mogłem się mylić, ale jakoś tak... pasowało do sytuacji, chociaż może niekoniecznie do niej. Uśmiechnąłem się lekko. W Reili było coś... intrygującego. Przynajmniej według mnie. Z jednej strony była chamska i niezbyt uprzejma, ale przez te kocie... przepraszam, wilcze uszy i ogon jednocześnie rozkoszna. To ciekawe zestawienie sprawiało, że naprawdę dało się ją polubić. Oczywiście to taka moja opinia na teraz, 'znaliśmy się' zaledwie mniej więcej dziesięć minut.
A więc moje podejrzanie okazały się słuszne. Nie zdążyłem się jednak nawet troszeczkę ucieszyć, gdyż zaraz wyszło, że owy lalkarz już nie żyje. Ciekawe, czy przypadkiem nie mówiła o Takashim... Chociaż stwierdzenia 'mokra plama' pasowałoby bardziej do śmierci poprzez upadek z dużej wysokości tudzież zmiażdżenie przez coś, a Takashi zginął od ran zadanych nożem... Dziwne, wspominam to, a jednak nie boli mnie to ani nie dołuje. Może już się pogodziłem z jego śmiercią? Albo Reila miała rację - jestem kukłą bez duszy i serca?
-Cóż, szkoda... -odparłem raczej smętnie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. W sensie - ona go znała i on zginął. Nie wiedziałem, co ich łączyło, ale i tak nie miałem pojęcia co sensownego mógłbym wydukać.
-To jak, idziemy coś zjeść? -spytałem po chwili milczenia. Ciekawe, jak będzie się zachowywała z pełnym brzuchem. Zupełnie inaczej czy raczej nic się nie zmieni?Anonymous - 9 Listopad 2012, 13:48 Kolejny jesienny wieczór przywitał Agapita nieco milszym klimatem, a przede wszystkim pogodą, która nie niosła ze sobą burzowych chmur. Wilgoć wciąż była obecna na zewnątrz, a chodniki i trawniki mokre po deszczu, jaki skończył padać niespełna godzinę temu. Mężczyzna obserwował deszcz podczas przerw w treningu, zastanawiając się nad tym czy uda mu się dotrzeć do mieszkania zanim rozpada się na dobre. Ku jego uldze, zanim wyszedł spod prysznica, rozpogodziło się nieznacznie, zaś wieczór prezentował się całkiem dobrze i ładnie.
Zmęczenie mięśni po intensywnym treningu zawsze dodawała mu kilka dodatkowych kilogramów energii, dzięki czemu mógł funkcjonować jeszcze przez kilka godzin, z całkiem dobrym wynikiem. Nie był zbyt zadowolony, że wróci do pustego mieszkania i albo usiądzie przed telewizorem, albo zacznie czytać jakąś książkę. Proponował chłopakom pójście na jakieś piwo, ale wszyscy musieli następnego dnia zerwać się wcześnie rano i w ten oto sposób został sam.
Postanowił przespacerować się trochę, wybierając dłuższą drogę do mieszkania, w którym czekała na niego tylko i wyłącznie samotność. Podświadomie dążył do ponownego spotkania z Jackie, która mile zmieniła jego wieczór sprzed niespełna tygodnia. Żałował, że nie potrafił jej w żaden sposób odnaleźć, ale świadomość, że gdzieś tutaj krąży pokrzepiała go. Być może, liczył też na to, że szczęście uśmiechnie się do niego ponownie i postawi przed nim jakąś osobę, obojętnie czy interesującą czy nie – byleby chwilkę pogadać czy wypić piwo. Obawiał się, że będzie musiał odpowiadać na niewygodne pytania, ale w tym momencie mało go to obchodziło. Potrzeba „rozmowy” z kimś była dla niego zbyt silna, zbyt mocna, aby mógł ją ot tak zignorować.
Poprawił torbę na swoim ramieniu, odczuwając każdy najmniejszy siniak przy kolejnym kroku i obsunięciu się paska. Torbę kupił w jednym z pomniejszych sklepów, w dodatku z przeceny, przez co jej jakoś wykonania dawała wiele do życzenia. Agapit nie spał na pieniądzach i oszczędzał ile się dało, żyjąc na dość przeciętnym poziomie. Dopiero po chwili zorientował się, że znalazł się w dość obskurnej ulicy, w której z pewnością nie spotka go nic dobrego. Przyspieszył kroku, chcąc ominąć ewentualne kłopoty, ukradkiem rozglądając się po bokach.Anonymous - 10 Listopad 2012, 14:20 A niech to.. noc była wyczerpująca i myśli Bell nie były poukładane. Zresztą niemalże jak co dzień. Sama w sobie nie była ułożona przyzwoicie. Chcąc nie chcąc pałętała się po dworze cały wczorajszy wieczór po przeżyciu dziwnej i krótkiej przygody. Spotkanie osoby spoza świata rzeczywistego było czymś niezwykłym. Teraz jej problemy obracały się dookoła tego zdarzenia. Roiło się wiele pytań. Takich jak : skąd ona się wzięła, czy naprawdę istniała czy to było tylko skutkiem łykania prochów jak zawsze.
Wyszła z mieszkania by się przejść i pomyśleć jeszcze nad tym, a mało tego usiąść w zaciszu bez ludzi i wyjąc swoje "małe" co nieco z kieszeni. Foliowa mała torebeczka plus biała substancja o smaku cierpko gorzkim. Tak... siąść najlepiej gdzieś gdzie nikt jej nie dostrzeże i łyknąć to po prostu. Rozglądać się oczami po otoczeniu i stwierdzać tak leniwie co jest ładne co brzydkie, co praktyczne co zbędne, a może po prostu wpaść na kolejny pomysł co robić dalej. W końcu cały dzień siedzieć w jednym miejscu też ciekawie wieczoru nie wróży. A nudzić to jej się nie chce.
Zgadza się, obskurna okolica nie wróży nic dobrego.. Przeważnie czają się złodzieje, pedofile, inni zboczeńcy , ale trafiają się też tacy jak Belinda. Narkomani, którzy rajem nazywają swoje ćpuństwo. W końcu pozwala im oddalić się od otaczającego ich ludzkiego świata, które jest wedle nich zużyte ,niesprawiedliwe i zbyt brutalne by żyć w nim ciągle z nadzieją na lepsze jutro, której według panny Deamon nie było.
Idąc przed siebie w poszukiwaniu ulubionego miejsca zatrzymała się opierając się standardowo o mur. Sięgnęła do kieszeni po torebeczkę.
Nie, nie chcę mi się iść dalej. Nic się nie dzieje. Pora na moje. Myśl przewodnia pokierowała ją do dalszej czynności. Łyknęła procha i wyprostowała się zaraz odchylając głowę, którą oparła o zimną ścianę muru. Wzruszyła ramionami wsuwając kieszenie do kurtki, a po dłuższej chwili gdy i papierosa zdążyła wypalić, nasunęła kaptur do połowy głowy i zaczęła zsuwać się do dołu jakby bezwładnie, powoli..
Świat zaczął być jakby bardziej zimny, zgarbiła się na skutek powiewającego wiatru, który chłodem ją obtulił przez chwilę. Nie przepadała za tym. Zresztą co się dziwić . Nie było to przyjemne uczucie, ale z drugiej strony choć wiatr ją otulał. W tej chwili przed oczami miała kolorowe hipnotyzujące koła, które kręciły się i kręciły powodując zamieszanie w jej głowie. Zaczęło się..Anonymous - 10 Listopad 2012, 14:45 Zdecydowanie było jedną z cech Agapita, którą w sobie aż za bardzo lubił. Pomagało mu to w szybkim i racjonalnym działaniu, takim jak chociażby w tej chwili – jak najszybszego oddalenia się od tego miejsca. Czasami jednak zdarzały się momenty, w których człowiek łamał dotychczasową rutynę i wykazywał się niecodzienną wręcz empatią.
Mając w myślach niecodzienne spotkanie z Jackie, podświadomie wciąż szukał okazji do kolejnego przeżycia, które mogłoby mu się spodobać. Tym razem w zaciemnionej uliczce nie oczekiwał spotkać kogoś na tyle ciekawego, aby zostać w jego towarzystwie przez najbliższych kilka minut. Co więc skłoniło go do zatrzymania się jakieś dwa metry od zakapturzonej, chudej postaci przypominającą kogoś bezdomnego? Agapit nigdy nie był altruistą i zazwyczaj mijał takie sylwetki szerokim łukiem, nie odwracając się ani razu przez ramię.
„Świrujesz.” – Skwitował krótko, poprawiając torbę na ramieniu i ponowił swój marsz, wymijając nieznajomą osobę. Ćpun, pijak, nierób – takie właśnie określenia przychodziły mu na myśl, co było właściwie powielanym stereotypem. Agapit nie był pedantyczny, ale w tym momencie nie miał ochoty dotykać brudnego człowieka. Błędne wrażenie, jakie zrobiła w nim Belinda sprawiło, że jego kroki przyspieszyły, zaś kroki odbijały się głuchym echem po mokrej powierzchni chodnika. Jedynie kątem oka zarejestrował jakiś ruch, który świadczyłby o utrzymywaniu jakiegoś kontaktu ze światem zewnętrznym. Rozmyślał akurat o tym, aby wstąpić po drodze do wypożyczalni płyt DVD i obejrzeć jakiś rozluźniający, niezbyt górnolotny film na wieczór. Dopiero po krótkiej chwili zorientował się, że jego nogi zatrzymały się, a on odwraca się przez ramię.
„A może jest ranny?” – ta myśl na krótką chwilę sparaliżowała Agapita, który nie wiedziałby jak pomóc właściwie takiej osobie. Oczywiście miał w swojej komórce specjalny numer telefonu, dzięki któremu udałoby mu się wezwać karetkę albo jakiegokolwiek sanitariusza. Poczucie odpowiedzialności za drugą osobę pchnęło go do czynu całkiem nieracjonalnego, aby cofnąć się i przyklęknąć przy nieznajomym.
Ostrożnie położył dłoń na ramieniu nieznajomego i potrząsnął nim lekko, chcąc dać jasno do zrozumienia, że jest przy delikwencie. Nawet przy tak słabym świetle udało mu się dojrzeć dobry stan ubrań, jaki miał nieznajomy, co jeszcze silniej pobudziło jego chęć działania. Wizja ataku w ciemnym zaułku wydawała się coraz bardziej racjonalna i przede wszystkim – możliwa.Anonymous - 10 Listopad 2012, 15:37 Kiedy koła wręcz zaczęły latać przed jej oczami ocknęła się gdy jej obraz utworzony przez wyobraźnię rozmył chłopak kucający przed nią . Chwyciwszy ją za ramiona spowodował cichy chichot u dziewczyny.
- Co tu robisz? Też jesteś na spacerze? - Rzuciła znów cicho się śmiejąc.
Amfetamina mimo wyobrażeń o niej działała zupełnie inaczej na człowieka. W Bell najczęściej wywoływała radość, wielką euforię i gadatliwość.
Dzięki Amfie można było cieszyć się życiem, fałszywie ale jednak.
Mogła czuć się jak prawdziwa nastolatka, która wierzyła w dobro tego życia między ludźmi. Bell wierzyła tylko po narkotykach - powiedzmy.
Bo nie było tak wcale do końca... Prędzej się z nimi dogadywała niżeli bez nich.
Jej chude ramiona bardziej się zapadły jakby do środka kiedy mężczyzna chwycił ją za nie. Popatrzyła swoimi rozszerzonymi źrenicami na niego i przechyliła rozbawiona głową.
W tej chwili nawet nie miała pojęcia jak on się zamartwiał o zdrowie tego człowieka, którym ona była. Myślała , że to może jeden z nowych ćpunów. W końcu w zasadzie to była dzielnica bardzo bliska im.
Aż dziwne, że nie zdołała do niej dojść i potem łyknąć tylko odwrotnie.
Jej zimny wzrok padł na twarz chłopaka. Dłonie dziewczyny podniosły się leniwie z wilgotnej ziemi i dotknęły jego przedramion, które usiłowała ścisnąć co niestety wyszło jej marnie. jakby jej siły osłabły. Zmarszczyła czoło uważnie mu się przyglądając.
-Ja Cię nie znam. - Oznajmiła po chwili swoim głosem - pół żartem pół serio.
Przełknęła cicho ślinę i nie odsunęła się nawet tylko jakby zastygła nie odwracając wzroku. Jej włosy trzymały się jej małej głowy w nieładzie. Grzywka na jej czole była przesunięta mocno na bok. Zaraz znów pewniej zawiał wiatr, a ona poczuła to na swej skórze, którą odsłonił całkiem nietypowo długi ciemno zielony płaszcz. Po prostu zsunął jej się z jednego z ramion, a powiew musnął jej szyję. Poczuła przechodzące dreszcze.Anonymous - 10 Listopad 2012, 15:55 Dźwięk wydobywający się spod całkiem sporego kaptura spowodował, że Agapit zdał sobie dokładnie sprawę z kim ma do czynienia. Dziewczyna, przed nim siedziała dziewczyna najprawdopodobniej pijana, ale jak na razie nie czuł od niej żadnych wyziewów alkoholowych. Do głowy jak na razie mu nie przyszło, że zażyła narkotyk, chcąc rozweselić swoje smutne życie i pokolorować otaczającą ją rzeczywistość.
Fizyczne ograniczniki nie pozwoliły mu odpowiedzieć na zadane przez nią pytanie. Mógł jedynie skinąć głową, ale to nie przyniosło by właściwie żadnego skutku, ponieważ nieznajoma nie patrzyła na niego. W momencie podniesienia spojrzenia, oczom Agapita ukazały się rozszerzone źrenice, które przysłaniały niemalże całkowicie niebiesko-szare tęczówki. W tym świetle i tak nie byłby w stanie odpowiedzieć sobie jakiego są one koloru. Wystające kości policzkowe od razu popchnęły go do stwierdzenia, że nieznajoma przed nim jest całkiem porządnie wychudzona i być może dlatego zasłabła. Przesunął spojrzeniem w milczeniu po jej ciele, próbując doszukać się jakichś krwawych ran, ale ku swojej uldze niczego nie dojrzał. Zakapturzona postać potrafiła wyartykułować całkiem porządne zdania, co jednak nie musiało wcale świadczyć o doskonałym stanie jej ciała. Bądź umysłu, jeśli się w tę stronę spojrzy.
Zsunął swoją torbę z ramienia, ponieważ ciążyła mu ona w dość niewygodny sposób i położył drugą dłoń na przedramieniu nieznajomej, ponownie łapiąc z nią kontakt wzrokowy. Wydawało mu się, że lada moment dziewczyna zemdleje albo po prostu zaśnie – w każdym bądź razie, efektem końcowym będzie utrata przytomności. W głowie zastanawiał się, w jaki sposób powinien zapytać się jej czy wszystko z nią w porządku. Zanim jednak zdążył cofnąć swoje dłonie, ona położyła własne na jego rękach i zmarszczyła czoło, wypowiadając przy tym formułkę nieco rozbawionym tonem.
Korzystając z możliwości komunikacji, skinął uważnie głową i dopiero po chwili cofnął lewą rękę. Wskazał na nią palcem, aby już po chwili podnieść kciuk do góry w geście „OK.”. Jeżeli chudzinka spojrzała na jego twarz, mogłaby dostrzec ruch warg Agapita układający się w nieme pytanie „Czy wszystko dobrze?”
Jak na razie nie dostrzegał ani koloru włosów nieznajomej, ani również ich długości, ponieważ za bardzo był zajęty uzyskaniem odpowiedzi od niej. Wyglądała źle, ale uśmiech na twarzy nie pasował do tego obrazka.Anonymous - 10 Listopad 2012, 16:10 Skinął raz głową, później drugi. Bell totalnie zgłupiała, zresztą czy da się bardziej? Znów zmarszczyła czoło i delikatnie szarpnęła go za przedramiona. Jednak kiedy poruszył ustami starała się na nich skupić, w końcu potrafiła odczytywać z ruchu warg, jednak dlaczego.. Może dowie się kiedyś, w późniejszym czasie.
Zrozumiała pytanie więc przytaknęła najpierw głową na tak, a później pokręciła na nie. W końcu jej ulubiona przyjaciółka o konsystencji koloru białego aż ją prosiła wewnętrznie by się bawiła, droczyła. Nie zdawała sobie w tej chwili sprawy z powagi sytuacji.
-Jesteś tu nowy? -
Próbowała wybadać czy to jeden z ćpunów, ba. W sumie była w tej chwili pewna, że to jednak jeden z nich.
Próbowała się podnieść , jednak jedna z jej nóg poślizgnęła się. Nie ma co się dziwić, stała w kałuży, która dzięki ironii losu wcale nie była duża, a bardzo mała i, że akurat wylądowała w niej noga panny Deamon.
Pokręciła nerwowo swoją głową odchylając ją do tyłu, by zepchnąć kaptur z głowy. Chciała ujrzeć go dokładniej. A apropo poprzedniego posta jej towarzysza to.. Stereotyp o ćpunach jest dokładnie taki jak opisał. Jednakże Bell odbiegała od stereotypu. Miała talent. Nawet dwa. Jednak wiedziała o nich tylko ona i w zasadzie nie odkryła tego, że to jest jej talent. Wiedziała, że to passa, której lubi poświęcać czas. Widocznie potrafiła oddawać swój cenny czas nie tylko narkotykom ale innym zajęciom.
Znów zacisnęła palce na jego rękach. Spięła się w sobie i podsunęła swoje stopy pod siebie. Udało jej się kucnąć. Była teraz niemalże na jego wysokości, był wyższy więc i w kucku było trzeba jej zadrzeć głowę nieco do góry. Tak więc też robiła. Serce jej biło naprzemiennie tzn. raz wolniej raz szybciej. Było jakby niespokojne. Nie była mała dawka.Anonymous - 10 Listopad 2012, 16:28 Czyżby szarpnięciami chciała zmusić go do mówienia? To wydawało się być całkiem logiczne i z pewnością uczyniłby to samo na jej miejscu, jednak teraz go to bardziej zirytowało niż pocieszyło, że dziewczyna myśli racjonalnie. Poczuł jednakże ulgę, kiedy uzyskał odpowiedź w postaci skinięcia głową i jego wargi lekko drgnęły, jakby chciał się uśmiechnąć. Po chwili jednak uzyskał zaprzeczenie, którego nie potrafił w żaden sposób zrozumieć.
Pochylił nieznacznie głowę do przodu i zmarszczył brwi, dając tym samym upust swojej dezorientacji. Zamiast odpowiedzi uzyskał kolejne pytanie, które zbiło go z tropu. Co miało oznaczać słowo „tu”? Niepewnie i trochę mozolnie pokręcił przecząco głową, chcąc dać do zrozumienia, że jest mieszkańcem od dłuższego już czasu. Ponownie cofnął dłoń z jej przedramienia i położył ją na wysokości swojego mostka, wykonując okrężny ruch – zupełnie tak, jakby się gładził. W rzeczywistości chciał jak najprościej przekazać dziewczynie informację, że on mieszka tutaj. Bo chyba o to jej chodziło? Po wykonaniu tego prostego ruchu wyprostował rękę w kierunku, w jakim wcześniej zmierzał. „Tam mieszkam.” – Nieco przerysowany ruch warg udzielił kolejnej informacji, która wydawała się brzmieć nieco groteskowo w umyśle Agapita.
Przyklęknął w końcu na jedno kolano przy próbach podniesienia się dziewczyny i wsparł ją ramieniem, ale to jednak nie było wystarczająco pomocne. Nie podniosła się, a tym bardziej nie wypowiedziała żadnego słowa wyjaśnienia. Może nie mogła się ruszyć? Mężczyzna odchylił się nieznacznie w bok, aby sprawdzić czy z nogami nieznajomej jest wszystko w porządku. Jesienne wieczory miały jednak to do siebie, że wszystko się ściemniało. A lampy nie dawały wystarczającego światła, aby mógł dokładnie dojrzeć ewentualne rany. Westchnął bezgłośnie i ponownie spojrzał na twarz chudziny, która walczyła właśnie z kapturem. Kiedy dojrzał nieład na jej głowie, poczuł jak serce mu przyspiesza. Dziewczyna miała krótkie, może niezbyt gęste włosy przylegające w niektórych miejscach do jej twarzy i uszu, ozdobionych kilkoma znaczącymi kolczykami. Buntowniczka? Tylko ta myśl świdrowała jego umysł, kiedy przyglądał się nowym próbom zmiany pozycji nieznajomej. Może nie miała zbyt powalającej urody, ale gust Agapita nie był wybredny. Była ładna i z pewnością zadziorna. Przełknął ślinę, tylko tym dając po sobie poznać, że jego wnętrze zostało poruszone.
Wpatrywał się w jej próby podniesienia się na wysokość jego twarzy, a kiedy w końcu jej się to udało, miał wrażenie że dziewczyna swoim zachowaniem łamie powszechnie uznawane zasady. Ścierała schematy i nadawał im nowych odcieni?
Przesunął rękę ponownie na jej przedramię i cofnął tym razem tę drugą, aby cofnąć się nieznacznie i sięgnąć nią w stronę swojej torby. Kiedy w końcu udało mu się rozpiąć ją, wyciągnął z jej wnętrza butelkę mineralną, w której widniała już końcówka wody. Wrócił na swoje poprzednie miejsce, gestem proponując napicie się nieznajomej. Kim ona była i co się jej stało? Dlaczego jej źrenice są rozszerzone tak szeroko, jakby się bała?
Nie pozwolił sobie ani na moment puścić jej, w obawie przed upadkiem i zderzeniem się z betonem. Chudzina była z całą pewnością osłabiona!Anonymous - 10 Listopad 2012, 17:09 Patrzyła na niego przechylając głowę i kiedy próbował jej wytłumaczyć, że tam mieszka,a nie jest stąd. Belinda pokręciła głową ale ie przestając się uśmiechać.
-Nie rozumiem Cię , tzn rozumiem tylko to , że nie jesteś stąd. Zaraz to Ty nie jesteś jednym z nas? No, wychodzi na to, że nie jesteś. - Zadała mu pytanie,ale zaraz odpowiedziała sama za niego. Najwyraźniej nie tylko ćpuny tu się pałętają. Bell wiedziała o tym od dawna, ale nie spodziewała się tu normalnego człowieka i nie mogąc w to uwierzyć cały czas pokręciła znów głową.
-To co Ty tu robisz? - Próbowała się teraz podeprzeć o niego chwytając się dłońmi jego ramion i próbowała podnieść się. Kiedy jej się to udało zachwiała się przez chwilkę, ale zaraz otrzepała swój płaszcz i niezdarnie naciągnęła go na swoje chude ramiona. Poruszyła nimi jakby to miało umożliwić lepsze ułożenie płaszcza na jej ciele.
Uniosła rękę i odgarnęła kosmyk krótkich włosów jakby za ucho, odsłaniając przy tym znów swoje kolczyki, które zdobiły jej płatek i chrząstkę ucha.
Postawiła krzywo nogi jakby je krzyżując ze sobą i dłonią oparła się o mur patrząc na chłopaka.
-Palisz? -
W tej chwili zaczęła palcami szukać swej paczki i ukochanej zapalniczki, którą darzyła ogromnym sentymentem.
- Jesteś z kimś umówiony? Masz plany na wieczór? No i jeszcze raz, co Ty tu robisz? -
Zdecydowanie zadawała dużo pytań, w dodatku dość chaotycznie. Ale po prostu taka była. Sama Bell to jeden wielki chaos. Dzieciństwo.. rodzice, szkoła, kat - nauczyciel i sąsiedzi, którzy udają, że Cię nie widzą. Co się dziwić. Najlepiej jest żyć w swoim świecie nie wchodząc w drogę tym , którzy są tchórzami i nie chcąc Ci pomóc spychają Cię chociażby słowami bardziej na dno. Dla kogo więc masz się wtedy ratować? Przecież tylko śmierć Cię odwiedza i jako jedyna rozmawia. Więc po co chcieć się podnosić jeśli można upadać w objęciach, jej objęciach. Nieważne, że jest zimna ale jest. Przytula Cię.Anonymous - 10 Listopad 2012, 17:27 Słuchał tej dłuższej wypowiedzi nieznajomej dziewczyny, czując jak adrenalina opada, a wszystkie wątpliwości czy obawy odsuwają się w cień. Być może wyjdą na wierzch przy innej okazji, ale dzisiaj już poszły z pewnością spać. Agapit po raz kolejny zmarszczył brwi w zastanowieniu, o czym może mówić czarnowłosa. O co jej chodziło? Kto krył się za tym zaimkiem „my”? Wzruszył ramionami, dając jej do zrozumienia, że nie wie kompletnie o co jej może chodzić. Postanowił zadać to pytanie trochę później, kiedy już podniosą się z tej chłodnej ziemi i będzie mógł dotrzeć do swojej torby, gdzie znajdowały się dość cenne dla niego przedmioty.
Uśmiech jakim go obdarzała nie był odwzajemniany, ponieważ chłopak nie do końca był przekonany o jego szczerości. To zupełnie tak, jakby dziewczyna się naćpała albo upiła i nie do końca zdawała sobie sprawę z własnego zachowania.
Nie odpowiedział oczywiście na zadane przez nią pytanie, ponieważ nie było takiej możliwości. Dziewczyna uczepiła się jego ramion i ponowiła próbę podniesienia się na proste nogi, wspomagając się być może również murem za plecami. Agapit przesunął rękę na jej bok i sam się wyprostował, ułatwiając to zadanie nieznajomej. Dopiero kiedy już w miarę stała, a raczej opierała się o budynek obok dostrzegł jaka jest krucha i niewielka. Owszem, ubrania wydawały się wisieć na niej i dzięki temu dodawała sobie kilka kilogramów, ale jej niezwykle szczupła twarz mówiła wszystko za nią. Asekurował ją kiedy zachwiała się, jednak delikwentka nie przejęła się tym i zajęła się chwilowo swoim płaszczem. Wyglądała jak siedem nieszczęść.
Kolejne pytanie, tym razem krótkie i treściwe. Teoretycznie nie miał żadnego nastawienia względem palenia papierosów, nie przepadał za nimi, ale nic by się też wielkiego nie stało gdyby wziął jednego. Zamiast podjęcia konkretnej decyzji wzruszył ramionami, cofając się i odkładając wcześniej zaprezentowaną butelkę wody. Dziewczyna najwyraźniej nie miała ochoty na mineralną, ale tytoń. Przerzucił sobie torbę ponownie przez ramię, kiedy już zapiął ją i mógł ponownie odwrócić się w kierunku nieznajomej.
Po raz kolejny przesunął spojrzeniem po jej ciele, próbując dostrzec jakieś uszczerbki dopóki jeszcze stała. Oczywistym było, że nie odpowiedział na serię pytań, zamiast tego sięgając tablet z bocznej kieszeni torby. Otworzył go, nie patrząc w ogóle na doczepianą klawiaturę i wpatrywał się w twarz nieznajomej, nie do końca przekonany co do jej dobrego samopoczucia. Stukot klawiszy i po chwili Agapit podszedł z boku do ciemnowłosej i przysunął świecący na niebiesko ekran na niewielką odległość od jej twarzy.
„Przechodziłem i natknąłem się na ciebie. Nie wyglądasz zbyt dobrze, na pewno wszystko jest w porządku? Może chcesz zjeść coś ciepłego?” – proste literki układały się w dwie linie, które ukazywały bezinteresowną troskę nieznajomego. Agapit postanowił zaryzykować, samemu nie do końca wiedząc dlaczego. Może dla poprawienia swojego samopoczucia i uciszenia wyrzutów sumienia, że nie pomógł kilku żebrzącym osobom?Anonymous - 10 Listopad 2012, 17:46 Nie mogła pojąć dlaczego jej nie odpowiada, była już pewna, że wie kim jest i tak jak wszyscy znając sobie sprawę z kim ma do czynienia zrezygnował po prostu z jakąkolwiek rozmową z nią i dlatego się odwrócił. A prawda była taka, że Bell była w błędzie. Mężczyzna nie wiedział jeszcze do końca kim jest dziewczyna, a odwrócił się nie po to by ją olać jak wszyscy z tego pojebanego społeczeństwa tylko po to by sięgnąć do swojej torebki.
W jej oczach wszyscy było w ciemnym kolorze różu. Jakby patrzyła teraz przez różowe okulary, ale po ciemku. Zdezorientowana tym obrazem nagle skupiła się i zaczęła iść przed siebie ignorując chłopaka, bo przecież on ją zignorował to nie będzie narzucać się tej ludzkości, która nienawidzi ćpunów, którzy według nich z własnej głupoty powinni umierać i nie uprzykrzać im życia.
Myliła się, dotarło to do niej gdy postawiła w zasadzie ten drugi krok trzymając już zapalniczkę w dłoni i dostrzegła świecący się ekran, który pojawił się z jej lewej strony. Zatrzymała się i patrzyła na niego dłuższą chwilę z niedowierzeniem. Otworzyła buzię by już mu coś powiedzieć jednak pohamowała się . Postanowiła później go uświadomić, w świetle. Z pewnością sam się zorientuje. Dawka nie była za duża dlatego też była trochę w świecie rzeczywistym, a trochę w tym swoim wyimaginowanym. Opuściła dłonie bezwładnie wzdłuż swego ciała. I dzięki też amfetaminie zaczęła po kolei wszystko pojmować. Powoli ale jednak. Nie odpowiadał, napisał coś na ekranie. Czyli. Czyli właśnie. Ma problemy z mową. Bo słyszeć na pewno ją słyszał skoro odpowiadał na jej pytania chociażby potakując i kręcąc głową.
Ale też nie wnikała to teraz, później. Cholera, wszystko odkładała na później. To wada i zaleta. Z pewnością jedno i drugie. Ooo tak.
W każdym bądź razie widząc te dwie linijki starannie ułożone jedna pod drugą przytaknęła mu otwierając znów swoje usta, tym razem wydusiła coś z siebie.
- Tak, chcę coś zjeść. Ciepłego. Wręcz cholernie marzy mi się gorąca zupa.. albo gorące drugie danie,a później gorąca herbata czy też czekolada. - Co z tego, że miała ochotę na to i na to. Jak dziś na deser nie weźmie gorącej czekolady, ponieważ pieniądze poszły na prochy. Z kolejnej strony nie ma co się dziwić, że miała ochotę na tak coś ciepłego. narkotyki pobudzały czasem u niej apetyt. To raz, a dwa... dziś jadła tylko jedną zupkę chińską.