Herbaciane Łąki - Pierwszy Jednorazowy Bal Kolejowy
Anonymous - 12 Czerwiec 2012, 16:34 Usłyszawszy o przyjęciu, które ma aktualnie trwać. Pixie pospieszyła swoimi krokami w stronę pociągu, który swą oryginalnością zachwycił ją od zaraz. Gotycki styl, taki jaki lubiła, był dla niej inny,a więc wyjątkowy. Będąc przed wyjściem spojrzała na wojsko i ukłoniła im się starannie. Później chwyciła swoją morskiego koloru sukienkę ostrożnie w palce i pognała do wejścia oczywiśnie nie byłby to podobne do tej panienki, gdyby sie nie potknęła..
Runęła na szczęście na swoje kolana tuż przed salą balową. Szybko podniosła się niezdarnie otrzepując swoje nieco obolałe kolana. Czy ja nigdy nie moge gdzieś dojść bez jednego potknięcia?. Mruknęła w duchu do siebie zaraz kontynuując swoj zamiar czyt. odwiedziny sali balowej.
Gdy już tylko jej oczy ujrzały nowe pomieszczenie dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. Oczami powędrowała po każdej z możliwych osób, która obecna była na sali.
Idąc przed siebie w swoich delikatnych na obcasie bucikach głowę odwracała w każdą z możliwych stron. Uśmiech nie znikał z jej buźki. Kolejna przygoda?
Oby ta była ta przyjemniejszą... nie chciałaby przechodzić tego co w świecie ludzi.
Wzięła głębszy wdech i zagapiając się w okno oczywiście potknęła się o scenę, która była tuż przed nią, a ona standardowo musiała się zamyślić i zapatrzeć. Rety, co za gapa.. Rumieńce zalały jej policzki. Odwróciła się energicznie chcąc upewnić się,że nikt wcale nie przyuważył jej nieudanego wejścia. By znów nie zaliczyć jakieś gafy. Stanęła przed sceną i przechyliła nieznacznie swoją głowę. Z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się towarzystwu. W końcu tu się pojawiła. Miała szczęście ,że zdążyła i jeszcze załapała się na nowe przeżycia.
Długowłosa sunęła subtelnie swoją prawą dłonią po tej lewej. Zaczęła swoimi iskrzącymi oczami poszukiwać rozmówcy. A nóż widlec ktoś się trafi i wcale nie spędzi tego wieczoru tak sama jak teraz mogłoby jej się wydawać.
Swoją drogą miała jeden powód w tej chwili do szczęścia. Możliwość poznania nowych osób, czyli to co panna lubiła najbardziej.
Chwilę później zorientowała się ,że nawet się nie przywitała z obecnymi tutaj. A niech to z armią to pamiętała ,że należy a tu już nie? Skarciła się i zaraz ukłoniła się w stronę obecnych. Lepiej później niż wcale..Anonymous - 13 Czerwiec 2012, 16:35 Wreszcie udało nam się dotrzeć na bal. No i wreszcie odwiedziłam Krainę Luster! Szkarłatna brama zrobiła na mnie piorunujące wrażenie, tak samo jak reszta krainy. Szkoda, że nie mamy czasu pozwiedzać. Może kiedy indziej się uda. No i jak już raz się tu dostałam, to następnym razem może udam się sama?
Ta 'druga strona lustra' była naprawdę nieźle zakręcona, idealna dla mnie swoją drogą, ale nie spodziewałam się, że bal będzie miał miejsce w pociągu! Co prawda przypominał on bardziej rząd domów, ale zdradzała go lokomotywa. Sama też wyglądała jak część zamku, ale jednak.
Kiedy podeszłyśmy bliżej, moją uwagę przykuli żołnierze. Wyglądali trochę jak ci spod pałacu Buckingham. Trochę mi to śmierdziało, ale potem doszłam do wniosku, że są tu raczej tylko i wyłącznie p oto, by pilnować porządku. Prawdopodobnie nawet nie byli prawdziwymi żołnierzami, a ochroniarzami, których odstawili w te wdzianka, żeby jakoś się wmieszali w klimat.
-Panie przodem. -powiedziałam żartobliwie, obniżając głos i puszczając Bren przodem. W tym momencie przyszło mi do głowy, że w sumie mogłam przyjść w garniturze. Mogłoby być zabawnie. Dokleiłabym sobie wąsy...
W środku również byli żołnierze. Ktoś tu chyba jest lekko przewrażliwiony. Ogólnie ludzi było sporo, a wciąż napływali kolejni. W ich strojach było coś... dziwnego. Albo raczej historycznego. Czyżby była jakaś tematyka balu, a ja nic o tym nie wiedziałam, czy ludzie w tej krainie po prostu tak się ubierają na bale? A, nieważne. Grunt, że nie byłam ubrana jak ostatni lump.
Ledwo co się pojawiłyśmy, a całe pomieszczenie drgnęło. Zerknęłam za okno. Krajobraz zaczął powolutku uciekać do tyłu. Też pomysł! Zrobić bal w pociągu i jeszcze puścić go w podróż. Zapowiada się ciekawie, nawet bardzo.
Na jednej ze scen zaczęli się zbierać muzycy. Oczy mi zalśniły, gdy zobaczyłam instrumenty, chciałam coś zagrać. Wątpiłam, żeby się zgodzili, bo pewnie mają jakiś ścisły program, którego muszą się trzymać, ale może potem zagadam do nich w tej sprawie.
-Już mi się podoba. -powiedziałam cała podekscytowana do Bren, śledząc wzrokiem kelnera chodzącego po sali z tacą pełną kieliszków wina i szampana. Sama tego nie zauważyłam, ale Bren wyraźnie mogła dostrzec tą zmianę w mojej aparycji - mianowicie wyrosły mi czarne kocie uszy i ogon w takim samym kolorze.Tyk - 14 Czerwiec 2012, 23:34 Ogłoszenie:
Koniec z tym czekaniem aż wszyscy przyjdą, co nie znaczy, że bal jest zamknięty. Nie lubię bowiem uniemożliwiać spóźnionym pojawienie się na przyjęciu, a więc zmieniają się tylko zasady i każdy kto przyjdzie po moim poście będzie słyszał zarówno przemowę jak i odjazd. Mówiąc prościej będzie tu obecny od początku i w poście będzie mógł opisać co robił przez ten niezbyt długi czas.
Post:
Rosarium zatrzymał się na chwilę przed drzwiami, za którymi zebrali się goście oczekujący na gospodarza i oficjalne rozpoczęcie balu, albo też mających gdzieś białowłosego, a tu wliczają się zarówno przymuszeni do przyjścia jak i hedoniści zbyt zajęci sobą i zabawą, aby spojrzeć na formalności. Ewentualnie, aczkolwiek to największa grupa, byli pomiędzy tymi dwiema odmianami zaproszonych. Na twarzy białowłosego pojawił się delikatny, lekko ironiczny uśmiech. Zarezerwowany dla sytuacji dla okolicznych wydającej się być beznadziejną, a dla uśmiechającego jedynie ciekawym wyzwaniem, czy nawet przyjemnością. Pytanie tylko czy brak przemowy - twórca aktualnej mimiko Agasharra - jest wyrazem ignorancji, czy może bardziej zamiłowaniem do improwizacji, które już nie raz miało wyraz właśnie na balu. Jak wtedy gdy zdradziecki doża został przyłapany przez żebraka, którego głos jednak był zbyt słaby dla straży. Zamiłowanie to było jednak pokazywane również przy okazjach zwykłych rozmów, a tutaj aktorem był niekiedy sam Rosarium. Nawet dziś w jego planach było właśnie takie przedstawienie. Miał już w głowie role, miał fabułę, lecz aktorzy byli jeszcze niewiadomą. Tak samo jak treść wygłoszonej mowy, choć treści zostały już zebrane przed paroma godzinami. Właśnie wtedy gdy Arcyksiążę siedząc na sofie, wśród pięknych malowideł i rzeźb, jadł posiłek całkiem zwyczajny, a mianowicie zwykłe truskawki, które zostały mu podane po odpowiednim przygotowaniu. Może, ktoś myślący podobnie do Rosarium, będzie w stanie odgadnąć główny motyw przedstawienia znając kanwę jego powstania. Jak wiele się zdarzyło przez te kilka godziny wie tylko sam Agasharr. Najwidoczniejsza jest oczywiście zmiana stroju, z mało oficjalnego, choć niemało strojnego opartego na czerwieni do obecnego ubioru. Na który składa się biel we wszystkich odcieniach, od alabastrowego fraku, dobranych doń spodni, rękawiczek oraz wcale nie tak wysokiego cylindra na głowie, przez nieco mniej czystą kamizelkę i muszkę, w której w dominującej bieli można było dojrzeć nieznaczny dodatek kremowego i jeszcze lichszy żółtego, aż do butów, które były najdalsze ideałowi najjaśniejszej z barw. Właściwie kolor stroju był tym co odróżniało go od typowego kapitalisty z dawnych lat, lecz przy tym mógł być przesłaniem, że pomimo wielu podobieństw Rosarium wciąż jest bliżej do arystokracji. Kto jednak zwróci na takie coś uwagę. Najważniejsze jednak czy białowłosy właśnie tak to odbiera. W stroju, jak to zwykle bywa, były również elementy inne kolorystycznie. Guziki - stylizowane swym kształtem na kwiaty róży -, kieszonkowy zegarek - w którym kwiaty odpowiednie dla Rosarium również znalazły swój wyraz, a mianowicie dwa, przy czym większy, czerwony był tłem dla mniejszego w kolorze świeżego śniegu, i elementy laski, która była zwieńczona takim samym kwiatem jak na zegarku, były srebrne. Ostatni przedmiot był jednak czarny, co kontrastowało z resztą ubrania. Nieco bardziej ukryte są rozmowy, o których wie tylko mała garstka ludzi, a które dla gości będąc mieć znaczenie jeszcze większe niż to jak kto interpretuje swój strój. Była więc narada z ludźmi odpowiedzialnymi za pociąg. Był na niej: "kapitan" - Co prawda w kolei tytuł ten nie jest powszechnie używany, ale z powodów rozmiarów Rosarium postanowił właśnie nim uhonorować dowódcę ogromnej załogi odpowiedzialnej za poruszanie się jeżdżącego budynku, Prefekt Gwardii, który miał czuwać nad porządkiem i bezpieczeństwem zebranych na balu, Szefowie kuchni ze wszystkich restauracji, Prefekt Służby, wybrany dla zabezpieczenia przyjemności podróżowania, czy w końcu Mistrz Orkiestry, który choć był już za stary żeby grać to sterował muzyczną stroną przyjęcia. Po tym spotkaniu, którego treści zdradzić mi nie wolno, odbyło się jeszcze jedno, gdzie na trasę podróży naniesiono pewne poprawki. Później osobista inspekcja pociągu, oraz oddziałów przydzielonych do jego ochrony co zajęło sporo czasu, tak, że wszystko zakończyło się ledwo dziesięć minut przed przybyciem pierwszego gościa. Czas ten, choć krótki wystarczył jednak, aby cała "załoga" zajęła swoje miejsca. Ostatecznie jednak wszystko doprowadziło do tej chwili, w której laska uderzyła trzykrotnie o ziemię po dwu sekundowej pauzie na ironiczny uśmiech. Na ten, ustalony wcześniej sygnał strażnicy otworzyli drzwi do sali balowej, a następnie ruszyli do przodu jako przednia straż zajmując miejsce na schodach po obu stronach Rosarium, który powolnym krokiem dotarł do balustrady. Tylna straż, również złożona z dwóch gwardzistów ubranych w pięknie zdobione kirysy i fioletowe mundury, zajęła miejsca obok swoich towarzyszy na schodach. Białowłosy zatrzymał się jedną dłoń opierając na kamieniu, drugą zaś na lasce. Spojrzał na gości, jednak było to spojrzenie zbyt krótkie na jakąkolwiek ich ocenę. Uśmiech, który pojawił się na twarzy Rosarium, tym razem był wyrazem zadowolenia, choć wciąż kąciki ust były tylko nieznacznie ponad swoją normalną pozycją. Nadszedł czas na przemowę, którą wielu wolałoby wymazać z programu, lecz nie Agasharr, a jego zdanie jest tutaj najważniejsze. Chwilę jednak milczał, a to dlatego, że stojący u stóp schodów człowiek dopiero zapowiedział przybycie gospodarza przedstawiając go jako Arcyksięcia Rosarium. Tak w ogóle tytuł bardzo przypadł do gustu białowłosemu, a więc nie ma zamiaru się go pozbywać. Dopiero po tym czasie głos organizatora mógł rozejść się po sali w radosnym powitaniu.
-Witam was, moi drodzy goście. Mam przyjemność powitać was na pierwszym balu kolejowym, choć nie pierwszym tego typu przyjęciu organizowanym przeze mnie. Jak wszyscy jednak zauważyli zmieniło się miejsce i czego może jeszcze nie dostrzegły wasze bystre oczy - zmienia się ciągle.
Zrobił krótką pauzę, aby wszyscy, którzy jeszcze nie spojrzeli za okno mogli teraz przekonać się, że rzeczywiście pociąg nie jest tylko wielką ozdobą, a prawdziwym środkiem transportu.
-Co więcej trudno nie docenić zaszczytu wzięcia udziału w dziewiczym rejsie po całej Krainie Luster. Będzie więc czas do wspomnień, ale również do nowych doznań, których nie zabraknie podczas tego przyjęcia. - Oczywiście nawiązanie do statków jest tutaj jak najbardziej uzasadnione, gdyż pociąg ten o wiele bardziej przypomina ogromne promy wycieczkowe niż nawet najwspanialsze pociągi, co więcej nie potrzebuje torów. - Nie warto jednak doszukiwać się w tym postępu, czy modernizacji. Tak naprawdę są to pojęcia martwe. Bowiem nie postęp, nie rozwój lecz coś zupełnie innego natchnęło mnie na motyw główny balu, który jak wszyscy wiedzą jest rewolucja przemysłowa. Dość już było powiedziane o zniszczeniu środowiska, dość o wykorzystywaniu robotników przez nieograniczonych niczym kapitalistów tamtych czasów. Nie to jest najważniejsze. Tak naprawdę cały postęp jest niczym więcej jak tylko kilkoma rosnącymi cyframi. My, mieszkańcy Krainy Luster wiemy o tym najlepiej - żyjąc bez wielu wynalazków i w sposób zupełnie inny od ludzi, a mimo to nie czując się gorszymi czy tym bardziej zacofanymi. Często nawet długi wiek jakiego możemy dożyć sprawia, że wiemy o wiele więcej. - Kolejna przerwa, znów krótka, lecz dość istotna, dająca czas na zrozumienie tego co Rosarium powiedział. -Co więc takiego urzekło mnie w rewolucji przemysłowej, że uczyniłem ja główną bohaterką przyjęcia? Powody są dwa, z czego żaden ważniejszy od drugiego. Równorzędność ich jest tak duża, że trudno zdecydować od którego zacząć. Dlatego też zacznę od tego co tak naprawdę było postępowe, chociaż trudno nie nazwać tego ponownym odrodzeniem ludzkości. Maszyny dały bowiem wiarę słabych istot we własne siły. Nie pozwalały na pokonanie świata, ani na jego ujarzmienie. Nawet dziś ludzie nie są w stanie oprzeć się naturze. Nigdy jednak nie chodziło o panowanie, a o wykorzystanie tego co otrzymano od świata. Naukowcy byli wtedy wizjonerami nie bojącymi się stawić kroku na nieznanych ziemiach, czy przemierzyć tajemniczy ocean. Trzeba to docenić niezależnie od tego jakie się ma zdanie o ich wynalazkach. Nie pytali czy coś jest możliwe, lecz jak uczynić, aby było możliwe. Na tym polegał ich geniusz i wielkość. Na tej samej ambicji, kreatywności i wytrwałości zbudowano ten pociąg, którym mamy przyjemność teraz podróżować. Niech więc to przyjęcie będzie hołdem dla wszystkich ludzi gotowych szukać odpowiedzi wbrew przeciwnością i wszystkich tych, którzy potrafią marzyć, lecz nie czekać biernie aż marzenie się spełni, a czynnie podążać do celu.
Tutaj zrobił jeszcze jedną przerwę, a z tyłu podszedł do niego jakiś człowiek, który trzymał na tacy kieliszek, który po chwili znalazł się w dłoniach białowłosego.
-Sądzę więc, że wzniesienie toastu za właśnie takich ludzi jest moim - jako gospodarza - obowiązkiem. Więc niech nie tracą nadziei i odnajdą drogę do spełnienia swych marzeń. - Po tych słowach przysunął kieliszek do ust. Gdy skończył pić odłożył kieliszek, a służący odszedł. Oczywiście do toastu dołączyć się mógł każdy, gdyż służba wciąż chodziła z tacami. Na tym jednak nie skończyła się przemowa, po chwili nastąpiła jej druga część.
-Drugi powód przybierze charakter ogłoszenia, którego treść została zapowiedziana formą przyjęcia. Postanowiłem zbudować pierwszą linie kolejową, która swym zasięgiem obejmie całą krainę luster, a nie tylko jej wycinek jak liczne istniejące dotąd. Już niebawem będziecie więc mogli znacznie szybciej podróżować, a przy tym nie narażać się na napaść dzikich zwierząt czy zmęczenie.
Teraz, gdy wiecie już jakie kierowały mną motywy trzeba przejść do najważniejszego w dniu dzisiejszym, a więc balu. Rad jestem, że zebraliście się tutaj i pozostaje mi tylko życzyć wam dobrej zabawy, a teraz niech zabrzmi muzyka i skryje wszelkie codzienne trudy.
Po tych słowach orkiestra rzeczywiście zaczęła grać jakąś spokojną muzykę, do której oczywiście jak najbardziej można tańczyć. W międzyczasie Rosarium zaczął powoli schodzić prawymi schodami, tak, że strażnicy stojący po prawej stali się strażą przednią, a ci po lewej tylną. Szybko jednak zostawili gospodarza samego, a ten przyglądał się swym gościom.
Jego Wysokość Mistrz Gry
Ogłasza co następuje:
Gdy tylko przemowa się skończyła strażnicy, dotąd pilnujący, aby nikt nie opuścił sali balowej, stanęli nie przed, a z boku drzwi, które zostały również przez nich otworzone. Od tej chwili zatem, Drodzy Goście macie możliwość poruszania się po niemal całym pociągu, włącznie z tarasem i wagonami. Tak więc Dulce może poczuć się zagrożony, chociaż czy nie czuje się tak od dawna? Ważne jednak, że dźwięki dobiegające z sali balowej, dotąd nieco przytłumione stały się znacznie wyraźniejsze. Omijając jednak przypadki trzeba stwierdzić jasno, że nastąpiło pewne przemieszczenie ludzi zebranych na balu. Wielu bezimiennych, dotąd zajętych rozmowami, wyszła na parkiet i zaczęła tańczyć. Dlatego też zrobiło się znacznie luźniej przy krzesłach, a przy tym parkiet wypełnił się najróżniejszymi parami, a nawet była osoba tańcząca sama jakby z niewidzialnym partnerem. Wciąż jednak dwójka ludzi prowadziła swój spór, jakby nawet nie zauważyli przemowy i początku przyjęcia. Byli zajęci, chociaż coraz większą wagę zaczęli przywiązywać do tajemnicy rozglądając się czy nikt na nich nie patrzy i mówiąc znacznie ciszej. Na tyle, że nie dało się już dosłyszeć żadnych słów. Skłócone kobiety rozeszły się i jedna zaczęła rozmawiać z jakimś mężczyzną. Młodsza natomiast usiadła na krześle i uniosła spojrzenie w górę. Grubasek natomiast został zaczepiony przez jednego z przebierańców i po krótkim zmieszaniu odpowiedział.
-Ach, tak szukam. Szukam, lecz nie mogę znaleźć. Chodzi o pierścień - rodzinny. Prosty, bez żadnych ozdób, wygląda jakby był z czekolady. To znaczy ma taki kolor. Byłbym wdzięczny jeśli pomożesz mi szukać.
Co można było zrozumieć z jego głosu? Był osobą, która raczej z obowiązku poszukuje pierścienia. Nie przywiązywał zbytniej uwagi do szczegółów, a sam opis nastąpił po krótkiej przerwie, jakby na zastanowienie. Nie wszyscy jednak mieli kłopoty z rodzinnymi pamiątkami, zgubionymi kilka chwil wcześniej. Tak więc jeden ze znudzonych gości podszedł do Pixie, która to kilka sekund wcześniej miała nieprzyjemność spotkać scenę. Oczywiście właśnie ten wypadek zwrócił uwagę nieznajomego, ale nie miał zamiaru kpić, a przynajmniej nie na tyle, aby ktokolwiek mógł poczuć się urażony. Zresztą wiele nie powiedział.
-Moim zdaniem potknięcie się o scenę to dobry początek, aby się na niej znaleźć. Nie sądzisz?
Anonymous - 16 Czerwiec 2012, 20:41 'XIX wiek? O żesz cholera' – pomyślała z niepokojem dziewczyna, szperając w swojej szafie. Nie należała do wścibskich osób, ale wtedy, kilka dni temu, nie mogła się powstrzymać, by nie podsłuchiwać. Dwóch starszych jegomościów rozprawiało głośno o balu organizowanym przez człowieka o nic nie mówiącym jej nazwisku, a brzmiącym dość osobliwie, bo Agasharr Rosarium, którego tematem przewodnim miała być rewolucja przemysłowa. Pewnie, że uczyła się o tej epoce! I nawet kojarzyła kilka wynalazków, ha! Maszynę parową, telegraf, telefon, radio, żarówkę, tramwaj... Ale nie to było teraz jej zmartwieniem, wynalazki jakieś, tylko kwestia, w co tu się ubrać. Wiedziała, iż wstęp jest wolny i każdy może przyjść, ale wciąż brzmiały jej w uszach złowróżbne słowa jednego z mężczyzn: „najprawdopodobniej nie wpuszczą cię, jeśli twój strój nie będzie pasował do epoki!” Znała najważniejsze informacje dotyczące balu, tj. gdzie i kiedy się odbędzie. To już jutro, pomyślała lekko już spanikowana, przeglądając szafę. Odstąpiła na chwilę od tej czynności i podeszła do lustra. Westchnęła ciężko. No tak, włosy. Różowe! Była pewna, że nie wpuszczą jej, jeśli nie wróci do swojego naturalnego blondu. Oni w tamtych czasach nawet nie śnili o możliwości zmieniania sztucznie koloru włosów!
Oczywiście, że wróciła do blondu. Bardzo zależało jej na tym, by znaleźć się na balu. To świetna okazja, by poznać kogoś nowego, a następna może trafić się nieprędko! Przez chwilę zastanawiała się tylko, jak to możliwe, że jej rodzice nie byli zorientowani w temacie, ba! chyba w ogóle o balu nie wiedzieli, gdyż zwykle, kiedy tylko ktoś wychodził z propozycją zorganizowania balu, bankietu, spotkania czy czegoś tam jeszcze, oni wiedzieli o tym od razu. A teraz nic, cisza... No, to nawet lepiej! – uśmiechnęła się triumfalnie do własnych myśli. – W końcu będę mieć spokój, brak staruszków plątających się pod nogami i kontrolującymi moje zachowanie.
To już dzisiaj, pomyślała zrezygnowana. Czuła, że powoli narasta w niej bunt. Zresztą, co to za pomysł, rewolucja przemysłowa! Doskonale pamiętała, jak na lekcjach historii omawiali modę XIX wieku. Gorsety krępujące ruchy, obowiązkowe nakrycia głowy, turniury, suknie do ziemi... I do tego mocno rozszerzane u dołu. Wciąż potrafi z zaskakującą dokładnością przypomnieć sobie ten nastrój grozy, który zapanował na dobrych kilka chwil po tym, jak nauczycielka powiedziała klasie ciekawostkę: że wiele kobiet spłonęło, bo ich suknie były tak szerokie, iż zajmowały się ogniem ze świec i lampionów.
Nie, ona, cholera, nie będzie się silić na dopasowywanie! I nie siliła się. Na bal przyszła ubrana w długą do ziemi, biało-błękitną suknię z falbankami i cienkimi ramiączkami, z prostym gorsetem, którego górę wieńczyła sporej wielkości kokarda. Do tego trochę biżuterii w postaci złotego łańcuszka, na którym zawieszony był czerwony krzyż, oraz naszyjniki z pereł; na stopy włożyła jasnoniebieskie pantofle, których zresztą i tak nie było widać spod sukni. Włosom, które przywróciła już do swojego naturalnego koloru (no, powiedzmy), pozwoliła swobodnie spływać ciężkimi falami na gołe plecy, grzywkę zostawiając jednak w spokoju, pozwalając jej tak jak zwykle opadać na czoło.
Podziękowała grzecznie i delikatnym ruchem poprawiła uczesanie, gdy żołnierze, co do których nie była w stu procentach pewna, czy są żołnierzami, czy tylko przebraną służbą organizatora całej imprezy, pomogli jej pokonać schodki prowadzące do wagonu. Przygryzła wargę, zmartwiona, bowiem w tym całym zamieszaniu kompletnie wyleciało jej z głowy, iż wypadałoby mieć jakiegoś partnera, i czuła się teraz trochę głupio, widząc tych wszystkich ludzi, którzy mieli kogoś ze sobą. Weszła do sali balowej i powiodła wzrokiem po zebranych. Uspokoiła się nieco, dostrzegając po dłuższym przypatrywaniu się, że nie każdy jednak ma partnera, więc może uda jej się za bardzo nie wyróżniać. Nie na swoją niekorzyść.
Co zaś się tyczy samego pomieszczenia, nie ma co kryć, zrobiło na dziewczynie wrażenie. Spodobało jej się kolorystyczne zestawienie, które w jakiś niewytłumaczalny sposób sprawiało, iż Alice nabierała otuchy. Czerwień i czerń to było dobre połączenie, tak. I złoty. Gdyby wszystko było w odcieniach czerwieni, blondynka raczej nie czułaby się dobrze.
Więcej uwagi już wystrojowi nie poświęcała, o wiele bardziej interesowali ją ludzie. Odszukała wzrokiem krzesła, z których kilka zajętych było przez jakichś dziwaków. Człowiek z blizną, człowiek z białymi włosami i czerwonymi... soczewkami, tak, na pewno soczewkami!... i zarumieniona, brązowowłosa panienka przy boku, mniej więcej wzrostu arystokratki, człowiek z czarną czupryną i i jakaś dwumetrowa, mierząc na oko, osoba płci nieokreślonej, która najwyraźniej była sługą tego ostatniego. Dziewczyna przyjrzała się postaci bliżej, zaintrygowana. Kobiety takie wysokie nie są, nawet w kilkunastocentrymetrowych szpilkach! A i budowa jego ciała nie była do końca typowo kobieca: wąskie biodra i nieco szersze barki. I totalny brak biustu, który mógł przecież sobie, tak dla wiarygodności, wypchać. Alice przygryzła wargę ponownie, tym razem w uśmiechu. Dobrze, że jej ten problem nie dotyczył. Tylko po cholerę założył kieckę? Swoją drogą, ładna ta kiecka... W stylu japońskiej lolity, tak. Fajna, zdecydowanie. Pokręciła głową z rozbawieniem, ale też i trochę z dezaprobatą, gdy dostrzegła rogi na głowie jednego i kocie uszy na łepetynie drugiego. A gdy się odwrócił, jeszcze koci ogon... który się poruszył! 'Ciekawe, jak udało mu się to zrobić', pomyślała skonsternowana. Rozejrzała się wokół i z niejakim zaskoczeniem zanotowała, że nie są to odosobnione przypadki: tu rogi, tam jeden róg, a tam kocie uszka... Co jest?
Przeszła w głąb pomieszczenia i spojrzała w jego drugi kąt, dostrzegając przygotowującą się do grania orkiestrę. Z miejsca poprawił się jej humor i prawie już zapomniała o tym, że nie ma osoby towarzyszącej.
W przeciwieństwie do pozostałych gości, nie poczuła drgnięcia. Nawet przez myśl jej nie przeszło, iż ten wielki pociąg mógł się poruszać. Nie zauważyła wcześniej torów, poza tym był zdecydowanie za ciężki! Gdyby ktoś jej teraz oznajmił, iż maszyna właśnie się przemieszcza, wyśmiałaby go.
Odeszła jej jednak na to ochota, gdy Rosarium, ogłoszony dopiero co Arcyksięciem, w zawoalowany, acz oczywisty sposób dał im do zrozumienia, co się dzieje. Szybkim ruchem dopadła okna – Bogu dzięki, że tym razem nie założyła butów na obcasie – i wyjrzała.
– O żesz cholera... – mruknęła pod nosem, zakrywając usta dłonią. Z szeroko otwartymi oczami patrzyła na przesuwający się w dole krajobraz... Przesuwający się w dole!!! Nie, to było zbyt dużo jak na nerwy 16-letniej zaledwie dziewczyny. Odsunęła się powoli od szyby i z powrotem skierowała spojrzenie na białowłosego, skupiając nań całą uwagę. Zbladła wyraźnie, nerwowo przełknęła ślinę.
BACH! Kraina Luster. Słysząc tę informację, nie mogła powstrzymać ironicznego uśmieszku, który błądził teraz w kąciku jej ust, a który był także lekarstwem na przeżyty dopiero co szok. Słuchała uważnie i... co? Mieszkańcy Krainy Luster? Że niby nie są ludźmi? To czym?
… Długi wiek? To ile oni niby żyją? 90, 100 lat... tak?
Gdy chwilę wcześniej podszedł do niej kelner, nie wzięła z tacy kieliszka i zaraz tego pożałowała. Nie mogła uczestniczyć w toaście, ech!
Kiedy Rosarium skończył przemawiać i zszedł do swych gości, Alice przyjrzała mu się uważnie. Wyższy od niej o jakieś... 15 centymetrów? Stał w pewnym oddaleniu od dziewczyny i przyglądał się zgromadzonym na sali balowej ludziom. Osobom? Blondynka sama już nie była pewna, te kocie uszy... i ogony, i rogi...
NIE, TO NIEMOŻLIWE.
Potrząsnęła głową, jakby chcąc wyrzucić z niej niewygodne myśli. Chyba zwróciła tym gestem uwagę arystokraty, bo gdy spojrzała na niego po raz kolejny, ten patrzył na nią również. Zrobiło jej się głupio i zarumieniła się, spuściła na chwilę wzrok. Przypomniała sobie, że nie ma partnera, ani też na chwilę obecną – rozmówcy. A jednak odwróciła się o kilkadziesiąt stopni, jakby wyglądając kogoś w tłumie. Pomysł z zajęciem jednego z krzesełek nie był chyba taki głupi i Alice rozważała właśnie ten wariant, przygryzając wargę. Leciutko przekrzywiła głowę i delikatnym ruchem poprawiła grzywkę, zastanawiając się, czy Rosarium wrócił do obserwowania pozostałych gości, a jednak wciąż miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Poczuła się niezręcznie. Wolała nie sprawdzać, czy przeczucia jej nie mylą.Anonymous - 17 Czerwiec 2012, 08:44 Białowłosego jakoś niekoniecznie obchodziło, kto się pojawił na balu kilka chwil po osobniku dosyć wątpliwej płci. Mógł to być nawet jego własny ojciec, Belial de Averse, truchło powstałe z grobu, a Alvaro nawet by tego nie zauważył. Teraz bardziej zajęło go opanowanie sytuacji z Agnes, aby ta przypadkiem nie poczuła się jeszcze gorzej niż obecnie i nie chciała wyskoczyć z jadącego... pociągu. Zresztą, niekoniecznie można to nazwać pociągiem, jest to raczej pociągopodobna budowla, ot co. Wracając jednak do tematu, krwistoczerwone ślepia Arystokraty spokojnie obserwowały lekko wystraszoną Agnieszkę. Pokiwał głową spokojnie, słysząc odpowiedź potwierdzającą jego domysły.
- Spokojnie. Dopóki jestem blisko, nie masz się o co martwić, rozumiesz? - powiedział z perfidnie udawaną troską, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny, aby niemal natychmiast ją zabrać. Wtedy właśnie do spokojnie rozmawiającej parki podszedł mężczyzna, który z pewnością zaskarbił sobie niemałe zainteresowanie panicza de Averse. Na twarzy Yashamaru widniał w owym momencie jakby lekko wymuszony uśmiech, zupełnie jak ten, który białowłosy przyjął na Głośnej Ścieżce, kiedy to... Zresztą. Nieważne. Bardziej istotną kwestią jest chyba to, co Alvaro zrobił z fantem, jakim było powitanie Cienia. Agnes od razu wstała, jakby miała zamiar spanikować i uciekać. Ostateczny efekt był podobny. Alvek znał już panienkę Fleur przez jakiś czas i wiedział, że w swym ojczystym języku mówi zawsze wtedy, kiedy niezmiernie się denerwuje. Białowłosy zaśmiał się cicho, a jego usta wykrzywiły się w nieznacznym uśmiechu, po czym wstał, równając się z mężczyzną. Jakże wielkim nieszczęściem był fakt, że poharatany blizną był wyższy od Upiornego Arystokraty. Różnica wynosiła jednak coś około czterech, może pięciu centymetrów, także nadrabiając rogami Alvy'emu zostało do podrośnięcia całkiem mało. Ukłoniwszy się podobnie do długowłosego, Alvaro wyciągnął do niego rękę z poważnym wyrazem twarzy. W takich chwilach, gdzie musiał "ugrać" sytuację, zawsze zachowywał należyty nastrój. Zero rozpraszania się, zero błędów. Należy wyciągnąć z siebie cały potencjał.
- Alvaro de Averse. Pozwoliłem sobie na chwilę swawoli, rzeczywiście, za co przepraszam. Jednak równocześnie jestem zmuszony spytać, czy ta blizna to jakiś rodzaj pamiątki wojennej? - panie i panowie, maraton właśnie się rozpoczął. Delikatna analiza sposobu myślenia, jakim posługiwał się Cień, potem ułożenie sobie wszystkiego w jedną spójną całość, a na koniec ostateczny atak. Posadę ochroniarza z pewnością będziemy mieli niedługo zajętą. W międzyczasie, czerwone ślepia dostrzegły blondynkę w błękitnej sukni stojącą nieopodal. Czyżby jakaś znajoma Agnes? Wyglądała na równie zdezorientowaną, co brązowowłosa, a przecież to tylko jeden z wielu bali, na których pojawia się tak dużo rogatych, tudzież kotowatych osobistości. Oczywiste zwrócenie jej wzroku w stronę Alvaro nie zostało przez niego zignorowane. Delikatny uśmiech powędrował w kierunku Alice, dając znać że nie ma się czego bać w tak spokojnym miejscu. Kilka chwil później rozpoczęło się przemówienie Arcyksięcia. Ach, nareszcie gospodarz raczył zająć się swoimi gośćmi. Pomysł, który został zawarty w jego przemówieniu zdecydowanie uderzył w psychikę białowłosego. Stworzenie linii kolejowej obejmującej całą Krainę Luster to pomysł zdecydowanie niecodzienny i nietuzinkowy, ale za to jakże pasujący do osobowości Agasharra Rosarium, o którym tak wiele różnorakich historii dotarło do uszu panicza de Averse. Dlatego właśnie rogacz nie podniósł toastu razem z resztą gości. Dziewiętnastolatek potrzebował w pełni trzeźwego umysłu, nawet zawierający nikłą ilość alkoholu napój musiał zostać pominięty. Westchnąwszy cicho do samego siebie, czerwonooki młodzieniec postanowił chwilę porozmawiać z gospodarzem, ale by to osiągnąć potrzebował zostawić Agnieszkę sam na sam z Cieniem, czego na pewno biedna by sobie nie życzyła. Ot, bardzo niekomfortowa sytuacja. Jakoś trzeba jednak sobie poradzić, czyż nie? Ukłoniwszy się bardzo skromnie przed swoją partnerką, spojrzał na nią "przepraszającym" wzrokiem i wypowiedział kilka prostych słów.
- Panienka wybaczy, ale potrzebuję udać się na zamianę kilku słów z gospodarzem. Niedługo wrócę. - ostatnia wypowiedź została przyciszona do poziomu szeptu. Alvaro nie chciał bowiem dawać Yashamaru sygnałów, że Agnes będzie się panicznie bać tego, czy nie popełni jakiegoś faux pa. W każdym bądź razie, teraz kroki Upiornego Arystokraty skierowane były prosto w stronę jego rodaka, a tymczasowo gospodarza balu. W połowie drogi padł kolejny ukłon, tym razem w stronę Alice. Nie padły jednak żadne słowa, tak jakby panicz de Averse chciałby zasiać ziarenko ciekawości w głowie blondynki tak, aby sama zaczęła rozmowę z nim, jak tylko skończy się coś na wzór debaty z Agasharrem. Krótka rozmowa na pewno stanie się debatą, mówię wam. Teraz, dopóki białowłosy jest w drodze do postaci kierowanej przez Tyka, pozwolę sobie na opisanie PRAWDZIWYCH odczuć dziewiętnastoletniego chłopaka co do całej tej niby-uroczystości. Otóż nie są one tak dobre, jak się z wierzchu wydaje. Tak naprawdę Alvaro sam siebie zgania cały czas za to, że niemal co chwilę wplątuje się w jakieś rozmowy. Chętnie by teraz posiedział w samotności i pośmiał się z wszystkich tych ludzi, którzy kiedyś z pewnością staną się jego pionkami w tajemniczej grze. Aczkolwiek pomijając panienkę Fleur, która już teraz jest w jakiś sposób usidłana i za rogacza potrafiłaby skoczyć w ogień. Pomimo małej świadomości tego faktu, która gnieździ się w głowie panicza de Averse, ten na pewno jakoś to wszystko wykorzysta. Dalej, Yashamaru z Aemon. Ten może być ogromnym wyzwaniem, ale czym byłaby zabawa bez odrobiny ryzyka i możliwości utraty ręki, nogi, lub głowy?
- Witam, Arcyksiążę. Alvaro de Averse. Czy byłbyś na tyle dobry, aby poświęcić kilka chwil na rozmowę? - odezwał się białowłosy, podchodząc na dostateczną odległość do pana Rosarium. Oczywisty lekki ukłon, tym razem ze skierowaniem oczu ku ziemi, bowiem tytuł jakim został obdarzony Agasharr wymagał jakiegoś szacunku, nawet ot tak dwulicowej osoby jak Alvaro. Wyprostowawszy się, Upiorny Arystokrata stanął w nie do końca luźnej pozycji, zachowując zasady wyższych sfer dotyczące wyprostowania pleców i lekko zadartej ku górze głowy, z dodatkiem różnych innych szczegółów. Boże, jakie to było wszystko upierdliwe. Dobrze jednak byłoby dowiedzieć się więcej o projekcie linii kolejowej, a nawet lepiej, jeśli udałoby się pod ów projekt podczepić i zyskać sobie trochę sławy, a przy tym może nawet partnera do interesów. Tak wpływowa osoba jak stojący teraz przed nim mężczyzna byłby na pewno cennym nabytkiem do siatki "znajomości", jakie dziewiętnastolatek obecnie posiadał.Anonymous - 17 Czerwiec 2012, 12:43 Chwilę rozglądałam się po sali, dostrzegając coraz więcej ciekawych osobistości. Wiedziałam co nieco o Krainie Luster z opowiadań mamy, więc kilka ras udało mi się rozpoznać. Ci z kocimi uszami to oczywiście Dachowcy, tak jak ja. Od razu zrobiło mi się cieplej na sercu, byłam wśród swoich! Dobra, dalej. Przed oczami mignęło mi również kilka marionetek. Rzeczywiście wyglądały jak powiększone zabawki! Ekscentrycznie ubrani jegomościowie w wielkich kapeluszach - część z nich to na pewno kapelusznicy. Było też sporo innych, na przykład niesamowicie blade istoty, albo ludzie ze skrzydłami, nie wiedziałam jednak, co to za jedni.
Bren zniknęła gdzieś w tłumie, więc odwróciłam się do okna i zaczęłam podziwiać migające za nim obrazy. Coś mi się jednak nie zgadzało. Nie tyle w samym krajobrazie, a w moim odbiciu. Przymrużyłam oczy i aż nie mogłam uwierzyć. Moje dłonie powędrowały do głowy, gdzie natrafiły na parę spiczastych, pokrytych futrem uszu. Jezus Maria, ja mam kocie uszy! Obejrzałam się na swój tyłek, gdzie zgodnie z moimi oczekiwaniami, spod brzegu sukienki, wystawał czarny, koci ogon. Pomachałam nim. Aaaaa! Nie wierzę! Byłam pełnoprawnym dachowcem! Genialnie! Ciekawe tylko, skąd ta przemiana. Hmm... może to przez Krainę Luster? Szkoda, że Bren tego nie widzi! JA MAM OGOOOON! Z trudem powstrzymałam się przed wybuchem euforii, ale przed patrzeniem na swoją nową część ciała powstrzymać się nie mogłam. Tak fajnie się patrzyło na swój ogon, majtający się to w jedną to w drugą stronę.
Po kilku chwilach na szczycie schodów pojawił się jakiś jegomość z obstawą. Gospodarz, jak po chwili się okazało. Zaczął wygłaszać jakąś mowę, ale słuchałam go jednym uchem, niemal całą uwagę poświęcałam teraz swoim nowym 'gadżetom'. Jedyne co dotarło do mnie w całości, to informacja o toaście. Niestety, miałam mózg wypaczony przez alkohol. Bywa, takie życie rockmanki. Szybko złapałam jakiegoś lokaja i porwałam z jego tacy kieliszek z szampanem, którego cała zawartość zniknęła w moich ustach po jednym przechyle. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że przecież tak się nie pije szampana, to nie wypada. Miałam nadzieję, że nikt nie widział. Odstawiłam kieliszek na parapet i chciałam udać się wgłąb parkietu, lecz gdy tylko się odwróciłam, wpadłam na kogoś i razem z tym kimś upadłam na podłogę. Oczywiście częściowo winna była proteza.
-Och, najmocniej przepraszam. -powiedziałam, gramoląc się z dziewczyny w niebieskiej sukni. Pomogłam jej wstać. -Trochę ze mnie niezdara. -uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami. Dziewczyna była śliczna, blond włosy opadały jej na twarz o delikatnych rysach. -Bikko. -przedstawiłam się z lekkim uśmiechem. Znając moje szczęście, to pewnie ma chłopaka, ale... zawsze warto spróbować. Kurcze, dziewczyno, co z Tobą?! Naprawdę musisz się od razu rzucać na każdą ładną laskę jak na zdobycz miłosną? Ogarnij się, może po prostu spróbuj choć raz zawiązać tylko znajomość? Ogólnie dobrze mi było z moim psychicznym skrzywieniem, ale w takich chwilach trochę mnie dobijało.Anonymous - 17 Czerwiec 2012, 13:54 Kiedy zauważyła, iż czerwonooki rogacz również na nią patrzy i przy tym uśmiecha się do niej, łagodnie wyginając kąciki ust w górę, nie pozostało jej nic innego, jak odwzajemnić uśmiech. Jeśli chciał ją uspokoić, to udało mu się. Uśmiechanie się do ludzi zawsze naładowywało ją pozytywną energią, dlatego też tak często to robiła i z taką łatwością jej to przychodziło.
Ach, pewnie, że była zdezorientowana! Nasz biedny ludź nie miał dotąd pojęcia o Krainie Luster ani o istotach w niej żyjących. A portal? No, przecież to był element dekoracji!... Prawda...? Alice chciała w to wierzyć. Było jej dziwnie z myślą, iż znalazła się w obcym świecie i nawet tego nie zauważyła.
... Wcale nie znalazła się w obcym świecie, arghhh! Obce światy nie istnieją! To nie żaden film s-f, to rzeczywistość! I niech ktoś jej tylko spróbuje wmówić, że jest inaczej!
Gdy już oddaliła się od krzesełek, nie sądziła, iż przyjdzie jej jeszcze spotkać rogacza. Wtedy, gdy widziała, jak tamta brunetka patrzy na niego i rumieni się, sądziła, iż są partnerami. A jednak teraz był sam. Partnerów raczej nie zostawia się samych na pastwę losu... Co jak co, ale Alice chyba nie chciałaby zostać sam na sam z Człowiekiem z Blizną.
Dygnęła grzecznie w odpowiedzi i na tym się skończyło. Powiodła za młodzieńcem wzrokiem, troszkę zaciekawiona, i zauważyła, że zatrzymuje się przy Rosarium. Przygryzła wargę. Niczego sobie nie obiecywała, ale teraz, gdy Arcyksiążę był w pobliżu, miała nadzieję na chociaż małą chwilkę rozmowy z nim. No nic, może później uda jej się go złapać.
Już chciała odwrócić się ponownie i odejść, gdy gwałtownym pchnięciem została zwalona z nóg i przygnieciona przez... jakąś istotę. Istota miała kocie uszka i ogon. No, ładnie.
- O Jezusie... - wyjąkała, korzystając z pomocy dziewczyny i gramoląc się z podłogi. Trochę bolały ją kolana, poza tym bała się, czy nic nie stało się jej sukni. Pochylając się lekko, wygładziła ją i obejrzała. Na szczęście nie doznała większych uszczerbków na zdrowiu niż pogniecenie. Bogu dzięki, miałaby niezły kłopot, gdyby było inaczej.
- Och, hm, rozumiem. - uśmiechnęła się również, ale troszkę wymuszenie. Gdzieś w środku tlił się w niej malutki ognik złości na gapiostwo nieznajomej. Następnym razem powinna bardziej uważać!
- Alice Coffey. - dygnęła lekko. A co, że dziewczyna! Dziewczynom też należy się kłaniać.
Nawet jeśli przyczepiły sobie kocie uszka i ogon... który się rusza.
Westchnęła ciężko, przypatrując się jej swoimi dużymi, błękitnymi oczami. 'Biedna', pomyślała ze współczuciem. Dopiero teraz zauważyła, iż w miejscu lewej łydki sterczy proteza i... och, czy ona nie ma prawego oka?... Dziwne jakieś takie, zrośnięte...
Ale poza tym to... była całkiem ładna, trzeba jej to przyznać. Wyższa od blondynki o kilka centymetrów. Chociaż mało dziewczęca, to pewnie przez te krótkie włosy i fakt, iż była bardzo szczupła. Chuda wręcz. Właśnie, włosy! Fajnie je sobie pofarbowała, ciemne pasemko na jasnych. No i ta sukienka. Bardzo jej pasowała, cała czerwona, i dopasowane kolorystycznie baletki.
Dopiero po chwili dotarło do niej, jaki tworzą ze sobą kontrast. Uśmiechnęła się na tę myśl, a złość już zupełnie jej minęła. Spojrzała na Bikko życzliwiej.Anonymous - 17 Czerwiec 2012, 14:35 Przez to dygnięcie poczułam się trochę jak facet. I znów 'nawiedziła' mnie wizja mnie samej ubranej w tej chwil iw garnitur, z doklejonymi wąsami. Niesamowicie mnie korciło, żeby zrobić coś takiego. Obiecałam sobie, że przebiorę się tak przy następnej okazji. Może na przykład na koncert?
Ach, nazwisko! Sama zazwyczaj przedstawiałam się tylko imieniem, bo z doświadczenia wiedziałam, że sporo ludzi średnio dobrze reagowało na włoskie pochodzenie. Nie pytajcie, nie mam pojęcia dlaczego. Może chodziło o jakąś wrodzoną nienawiść do Włochów, chociaż nie wiem skąd się takowa miała wziąć. Przecież wynaleźliśmy pizzę, na miłość Wielkiego Solisty! No okej, podczas drugiej wojny światowej Wochy były po stronie osi, ale bez przesady. Niemcy bardziej napaskudzili.
Chwilę się wahałam, czy przedstawić się jeszcze raz, tym razem tak jak trzeba, czy może dać spokój.
-Bikko Auditorre. -powiedziałam w końcu, również lekko dygając. Mniejszy przypał, niż jakby zostało takie bezpardonowe 'tylko Bikko'.
Mojej uwadze nie uciekły jej spojrzenia. Z jednej strony trochę mnie wkurzyła ta nuta współczucia w jej oczach, jak zwykle zresztą. Ale z drugiej zawsze lubiłam przykuwać tym uwagę. Wbrew temu, co wielu sądziło uważałam te braki za swój atut, nie... no właśnie, nie braki. Może tylko sobie tak wmawiałam, żeby się dowartościować, ale dzięki temu byłam wyjątkowa. O, a teraz wpadł mi do głowy świetny pomysł, który muszę zrealizować jak tylko wrócę do domu! Mam takiego kolegę, który sobie w piwnicy zrobił odlewnię i tworzy różne metalowe cuda. Uśmiechnę się ładnie, zatrzepię powieką i na pewno wytopi mi nową protezę. Ze schowkiem! Będę miała gdzie nosić różne graty. Fajki zaczynały mnie trochę uwierać w udo, ale chyba lepiej w udo za paskiem od noża, niż w tyłek za majtasami.
Zaczęłam się zastanawiać, jakiej rasy może być Alice. Kilka oczywiście odpadało na starcie. Strasznie mnie to interesowało, ale nie chciałam być wścibska, dlatego nie spytałam.
-Czy mi się tylko zdaję, czy też jesteś pierwszy raz w Krainie Luster? -spytałam, starając się nie wyjść na wścibską. Jednocześnie doszłam do wniosku, że szampan tutaj serwowany jest naprawdę dobry, nie to co te szczochy, które ludzie kupują jak idziemy pić w plener. W pobliżu niestety nie było żadnego lokaja. Szkoda. Po chwili jednak mnie olśniło. W świecie ludzi średnio mogłam używać mocy, bo było to dziwne, zaraz by się zlecieli jacyś egzorcyści. Ale tutaj powinno to być normalne. Wątpiłam, żebym była aż tak wyjątkowa, że tylko ja mam moce. To by był już egocentryzm. Zlokalizowałam wzrokiem lokaja po drugiej stronie sali i porwałam z jego tacy dwa kieliszki, które przefrunęły ponad głowami gości po czym zakończyły lot w moich dłoniach.
-Reflektujesz się? -spytałam Alice, podając jej jeden. Przypomniał mi się tekst popularny wśród męskiej oraz bi-homo żeńskiej części naszej ekipy: 'Pij, będziesz łatwiejsza.' Uśmiechnęłam się do siebie w duchu za tą myśl. Żebym tylko na poważnie nie zaczęła alkoholizować Alice.Anonymous - 17 Czerwiec 2012, 19:39 Gdy Bikko przedstawiła się raz jeszcze, tym razem dodając nazwisko, Alice poczuła zakłopotanie. Dziewczynie z pewnością było głupio, że zapomniała o tym za pierwszym razem! 'Ech, cholera, niefajnie', pomyślała, zła na siebie. Zerknęła na twarz krótkowłosej i dostrzegła jej wahanie.
- Włoszka? - zdziwiła się Alice. Nie kontynuowała jednak tego wątku, słysząc, co mówi dziewczyna. Parsknęła drwiąco. Było to trochę niegrzeczne, ale po prostu nie mogła się powstrzymać.
- I ty z tą Krainą Luster? Co z wami? Co to jest w ogóle? - żachnęła się. Czy to był jakiś szyfr, którego ona nie znała i nie mogła zrozumieć? Nazwa obiektu, który był jej znany, a dla którego specjalnie wymyślono nową, zagadkową nazwę? Tylko w jakim celu?
Niemal w tej samej chwili przypomniała sobie przesuwający się w dole krajobraz. Wciąż znajdowała się niedaleko okna i w każdej chwili mogła sprawdzić, czy sytuacja się nie zmieniła... jednak wolała wmawiać sobie, że to była tylko jakaś projekcja, złudzenie optyczne czy inna sztuczka. Tak było znacznie bezpieczniej.
Straciła jednak pewność siebie, gdy ujrzała lecące w ich kierunku dwa kieliszki szampana, które po krótkiej chwili wylądowały w dłoniach jej rozmówczyni. To była ewidentnie jej sprawka i nie było co temu zaprzeczać, blondynka zdawała sobie z tego sprawę. Westchnęła ciężko i jeszcze raz przyjrzała się jej kocim uszkom. Była bardzo ciekawa, co się za tym wszystkim kryje.
- Jak to zrobiłaś? - spytała pełnym zaciekawienia głosem, popatrując na jasnowłosą i biorąc od niej jeden kieliszek. Nigdy nie przepadała za alkoholem, ale jak mus to mus! Wypadało dotrzymać dziewczynie towarzystwa. Nie miała bladego pojęcia, co działo się w jej głowie, nawet nie śmiałaby jej podejrzewać o tego typu myśli. I kij, iż sama przyznała przed chwilą w duchu, że jest całkiem ładna. Pomiędzy stwierdzeniami "podoba mi się" a "jest ładny/a" była duża różnica, tak! Pociągnęła mały łyk, przykładając wargi do szklanego brzegu. Nie przestawała wpatrywać się w Bikko.Anonymous - 17 Czerwiec 2012, 20:02 -Sì, io sono un Italiano. -odpowiedziałam po Włosku z lekkim uśmiechem. Dawno nie mówiłam w ojczystym języku. No tak, bo i nie było zbytnio okazji. Kto tutaj mówi po Włosku. Jedynie mój kochany braciszek. Cholera, ciągle powtarzam, ze dawno z nim nie rozmawiałam, a jednak nie mogę się wziąć do kupy i z nim pogadać. Muszę to zrobić, bo im dłużej to odkładam, tym trudniej mi potem będzie to zrobić.
Zmarszczyłam nosek. Ale o co się tak znowu obruszać?
-Wyluzuj, ja też jestem tu pierwszy raz... -Po chwili jednak na moją twarzy wypłynęło zaskoczenie.
-No nie mów... -nie mogłam w to uwierzyć. Jak można było tu trafić i o tym nie wiedzieć? Nie mówiąc już o wszystkich magicznych istotach. Więc była albo człowiekiem, albo jakimś odrzutkiem społeczeństwa zalustrzanego.
-Kraina Luster to jest... -podrapałam się po głowie. No i weź jej to wytłumacz. -No to jest ta kraina w której teraz jesteśmy. Ja wiem jak to brzmi, ale mówię serio. Jest jeszcze jeden świat, poza tym naszym, ludzkim. -no tak naprawdę to są dwie - Kraina Luster i Szkarłatna Otchłań. Ano właśnie:
-Wiem, że można nie być świadomym istnienia tego świata, ale jak można nie zauważyć przejścia przez karminowe wrota? -nie zakładałam, że przyszła tu z jakimś Lunatykiem, bo wtedy pewnie miała by jakieś ogólne pojęcie o Krainie Luster.
Uśmiechnęłam się szeroko. A więc jednak człowiek. Małe szanse, że istota magiczna bez mocy. Myślałam, że dłużej mi zajmie rozgryzienie jej.
-Magia. -odpowiedziałam konspiracyjnie, biorąc łyk szampana. -A tak na serio, słyszałaś o telekinezie? -spytałam, puszczając kieliszek, który jednak nie spadł na ziemię, tylko wisiał sobie spokojnie w miejscu, w którym moje palce przestały go dotykać. Lekko się przy tym bujał. Ogólnie czekało mnie sporo tłumaczenia i opowiadania.Tyk - 18 Czerwiec 2012, 00:01 Rosarium zatrzymał się na chwilę przy fontannie. Wystarczyło krótkie spojrzenie na niespokojną wodę. Na więcej nie było ani czasu, ani też chęci. Tyle interesujących istnień zebranych w jednym miejscu, że woda pomimo swojego uroku musi odejść na drugi plan. Dziś spoglądał na wszystkich. Witał ich delikatnym - wyważonym uśmiechem kierowanym do każdego kto tylko na niego spojrzał. Przy tym szedł powoli, mając okazję zastanowić się nad każdym kto tylko się na balu pojawił w zasięgu jego wzroku. Oczywiście nie była to sama arystokracja. Weźmy chociaż pod uwagę Agnes, która została zostawiona przez Alvaro przy cieniu, lecz na szczęście nie śniła. Dziewczyna obawiała się tego przyjęcia, a wcale niesłusznie. Co więcej najgorszy błąd, a przy tym bolesny cios dla estetyki Rosarium, został zadany przez jemu podobnego - to jest upiornego arystokratę. Tak ściślej to jego sługę, lecz oczywiście nie bez rozkazu płynącego z góry. Trzeba bowiem wiedzieć, że bal to nie miejsce na przebieranki, a jeśli już to muszą być estetyczne jak w wypadku Timmiego. Nie ma bowiem nic pięknego w nad wyraz wysokim mężczyźnie ubranym w sukienkę. To nie może wyglądać dobrze i dobrze nie wygląda. Zresztą wystarczyło jedno spojrzenie by to ocenić. Więcej Rosarium nie miał zamiaru poświęcać tym dziwacznym wymysłom. Inna była sprawa z Dulce, który jednak nie był osiągalny dla oczu Agasharra, a więc nie musiał obawiać się jego krytyki. Zresztą w jego wypadku strój był źle dobrany do okazji, a nie do osoby. Za to Alice umknęłaby uwadze białowłosego gdyby nie fakt, że przy jednym spojrzeniu w jej stronę została ona przewrócona i tutaj też zauważył dachowca, który był sprawcą tego całego zamieszania. Ach, ta kocia rasa jest niezwykła. Zwinni jak mało kto, a i tak często wielkie z nich niezdary. Dziwaki jak nic, a przy tym jakże urocze stworzenia. Przynajmniej tak jest zwykle. Doświadczenie nakazuje jednak, by nie uogólniać i nie oceniać nikogo przed poznaniem. Zresztą jak ocenić dwie osoby leżące w sali balowej - sekundę po upadku. Przez chwilę nawet myślał, aby podejść i spytać czy nic im nie jest, a następnie ruszyć dalej. Wciąż sprawdzając kogo to ma okazję gościć. Plany jego zostały jednak przerwane przez pojawienie się Alvaro. Zresztą nic straconego. Obrócił się tylko w stronę rozmówcy i delikatnie skinął w jego kierunku głową, jako, że nie wypadało by kłaniał się komuś o wiele od siebie niższemu rangą. Nim jednak przeszedł do rozmowy z nim, lecz już po wysłuchaniu słów arystokraty, spojrzał na człowieka rozmawiającego z drugim przebierańcem. Przez dwie sekundy przyglądał się grubaskowi, po czym w końcu uraczył Alvaro odpowiedzią.
-Witam. Oczywiście wolałbym, aby moi goście zajęli się tańcem, winem i zabawą. Tymi nieodłącznymi składnikami balów, bez których uroczystości te są bez smaku. Polityka, choć ważna może być odłożona na dalszy plan w tym jednym dniu. Nie oznacza to jednak, że moi goście nie mają prawa na rozmowę. Z miłą chęcią przedyskutuje sprawy, z którymi do mnie przychodzisz.
Właściwie to po cóż on podszedł? Rosarium nie mógł wiedzieć, zresztą czy było to aż tak ważne? Orkiestra nie skończy jeszcze grać, a on już będzie wiedział. Wystarczy odrobina cierpliwości. Zresztą może to być zwykła fraszka. Coś tak banalnego jak pytanie do przemowy, czy pogratulowanie z okazji przyjęcia. Nie dał jednak dojść do głosu młodemu arystokracie tak szybko i stuknąwszy bezdźwięcznie laską o podłogę dodał jeszcze jedną myśl, jakby nagłe spostrzeżenie.
-Sądzę jednak, że rozmowa nasza nie powinna być zbyt statyczna. Przejdźmy się więc.
Po tych słowach białowłosy powoli ruszył w stronę wyjścia na taras, które było jednak na drugim końcu sali balowej, a więc dyskusja skończy się zapewne zanim arystokraci tam dotrą. Po drodze, w trakcie rozmowy witał jeszcze mijanych ludzi, lecz z uwagą słuchał młodego przedstawiciela swej rasy. Oczywiście Alvaro musiał bardzo uważać jeśli chce oprzeć swoje wpływy na kłamstwach. Takie przekleństwo nieszczerości, że gdy wyjdzie na jaw okazuje się mieć następstwa stokroć gorsze niż najstraszniejsza z prawd. Na przykład Agasharr poza małą domieszką kazuistyki czy grą starał się wystrzegać kłamstw. Na przykład teraz powiedział o budowie linii kolejowej, chociaż wiedział, że wielu ludziom może się to nie spodobać. Jednym ze względu na jakieś bzdurne niszczenie krajobrazu. Inni natomiast bojąc się monopolizacji krainy luster przez Rosarium, bądź kogokolwiek innego. Z drugiej strony jest w tym również metoda. Taka, że łatwiej dowiedzieć się kto jest przeciw, a kto pomysł popiera, bądź zachowuje przyjazną neutralność. Nie oznacza to jednak, że bal był robiony jako wielka statystyka. Przyjęcie odbyłoby się bez względu na wszystko, a ostatnie wydarzenia, a w tym budowa linii kolejowej dały tło pod uroczystość. Trzeba bowiem pamiętać, że Rosarium nie był złowrogim sadystą, a kochanym autokratą. Chciał dać ludziom możliwość zabawy, a przy tym bezkrwawej. Chciał też z ludzi zrobić istoty godne i wielkie, a nie motłoch krzyczący "chleba i igrzysk", a że przy tym musieli go słuchać bo inaczej płonęli jest już środkiem koniecznym żeby pozbyć się głupich - bo inaczej ich nazwać nie można - antykonformistów i jeszcze bardziej szalonych antytykistów, którzy to próbowali z dobrego Rosarium zrobić największe zło tego świata.Anonymous - 18 Czerwiec 2012, 20:23 'Si' i 'Italiano' były jedynymi słowami, które Alice zrozumiała, domyśliła się jednak sensu wypowiedzi. Bacznie obserwowała rozmówczynię, ciekawa jej reakcji. Jednocześnie pomyślała sobie, że chyba weźmie się w końcu za naukę włoskiego, bo francuski nie jest przecież jedynym najpiękniejszym językiem na świecie.
... Ach, ten słomiany zapał!
Spuściła wzrok i zawiesiła go w bliżej nieokreślonym punkcie, odcinając się na krótką chwilę. Musiała pozbierać myśli. Nie co dzień człowiek zostaje zbombardowany takimi informacjami.
Więc... no, tamta brama... ten... portal? To był portal, a nie dekoracja tak? Cholera.
- No, wiesz... natknęłam się na grupkę ludzi idących na bal i po prostu poszłam za nimi. A ta dziwna brama, to, hm, uznałam to za element dekoracji... czy coś... - zmieszała się. Czuła, że delikatny rumieniec wypełza jej na twarz. Zdrajca! Uspokoić się, uspokoić się. Każdy ma prawo się mylić. Zamilkła.
- Huh, dobra jestem. - stwierdziła w końcu, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Ale zaraz, jak to "poza naszym światem"? Przecież ty nie jesteś człowiekiem. Masz kocie uszy i ogon, i w ogóle... Wciąż nie mogę uwierzyć, że są prawdziwe. - westchnęła cicho, zerkając na zwierzęce dodatki Bikko. Miała nieodpartą ochotę, by ich dotknąć, powstrzymywała się jednak. Co jak co, ale bycie wysoko urodzoną zobowiązuje i nie wolno jej zachowywać się jak dzieciak. Były przecież na balu, a nie w kawiarni.
Przez chwilę zastanawiała się, czemu dziewczyna tak się szczerzy, nie czekała jednak długo na odpowiedź: z pewnością radował ją fakt, iż zdoła zaskoczyć blondynkę czymś jeszcze! I owszem.
- Taa, coś tam słyszałam... - mruknęła Alice, zezując na unoszące się w powietrzu naczynie i pociągając kolejny łyk z własnego. Mocniej ścisnęła kieliszek. Żeby tylko nie przyszło tej niezdarze do głowy zabrać jej napój!
Rozejrzała się jeszcze raz po sali balowej. Teraz wydawało jej się, że kocich uszu, ogonów i rogów jest jakby więcej niż wcześniej. Zmarszczyła brwi, zasępiła się na kilka dobrych chwil.Anonymous - 19 Czerwiec 2012, 16:02 A, więc to tak było. Jak dla mnie Karminowe wrota wyglądały zbyt fantastycznie i przede wszystkim magicznie, żeby mogły być tylko dekoracją, ale z drugiej strony... Czego to człowiek nie stworzy z pomocą technologii.
Jednak w drugą część średnio chciało mi się wierzyć. Akurat natknęła się na grupkę ludzi idących na bal i akurat była tak odstawiona? No proszę was.
Alice się zarumieniła. Wyglądała uroczo. Rób tak dalej dziewczyno, a zaraz będę cała Twoja! Znaczy, pod warunkiem, że Ty też gustujesz w dziewczynach, hueh.
-No właśnie w tm cały pic. Są dwa światy. A właściwie trzy. Nasz ludzki. Samochody, komórki i cała reszta. Drugi to właśnie Kraina Luster. Ja sama też jestem tu pierwszy raz, widziałam tylko jej kawałek. Głównie znam ją z opowiadań mamy. Wiem na przykład, że jest tutaj ulica, na której wszystko jest zrobione ze słodyczy. Albo jezioro wypełnione płynną czekoladą. -kraina koszmarów dla tych, co to się odchudzają.
-Prawdę powiedziawszy jestem tak samo zaskoczona posiadaniem kocich uszu i ogona jak Ty. W świecie ludzi ich nie miałam. Wiesz, matka była dachowcem, a ojciec człowiekiem i taka wyszłam, pół na pół. Dachowce to właśnie ci wszyscy z kocimi atrybutami. -wyjaśniłam od razu. -Z tego co wiem, ras jest dość sporo, ale nie znam wszystkich. Jak się przyjrzysz, to niektórzy goście mają przeguby jak zabawki. To marionetki. Ożywione przez marionetkarzy lalki. Ci też stanowią osobną rasę. Z kolei osoby ubrane raczej ekscentrycznie i w wielkich fantazyjnych kapeluszach to prawie na pewno kapelusznicy. Zwariowane istoty, ale przyjazne. Pozytywnie pokręceni. -trochę jak ja. Ciekawe, czy mam w rodzinie jakiegoś Kapelusznika.
-Coś nie tak? -spytałam widząc jej minę. Czyżbym powiedziała coś, co ją obraziło?Anonymous - 19 Czerwiec 2012, 22:02 To straszne. Akurat kiedy nie mam czasu pojawia się u mnie wielka ochota uwzględnienia w jednym poście stu rzeczy. Postaram się streścić, bo i tak zbyt wiele czasu zajęła wersja "demo", z mojej winy, a szkoda, bo chciałaby się ją bardziej rozwinąć... W każdym razie zacznę od początku.
Ciel, nie wiedzieć skąd była całkowicie pewna, że jak tylko zawoła, to od razu, w jednej sekundzie pomoc przyjdzie. Toteż kiedy nic kompletnie nie nastąpiło, poczuła coś jakby mieszankę strachu i chorej pewności, że tak właśnie miało być. Bo, powiedzmy szczerze, jakim cudem mogłaby spodziewać się tego, że "zaczarowany" królik znajdzie ją w samym środku tak zawiłego miasta, w jakimś ciemnym zaułku...? Nawet ona, jeżeli została poinformowana o tym, że tak właśnie będzie... i wierzyła w to (a może i nie...? Nad tym nie miała jeszcze okazji pomyśleć, ale została tak poinformowana, więc owej informacji nie uważało za blagę). Paradoksalnie, kiedy w przeciągu tych kilku sekundek nikt nie przyszedł, a cel Ciel zdążył dziewczynkę uderzyć po raz pierwszy, ta wcale się nie zdziwiła. Po drugim razie, a potem po trzecim (a co ja się będę rozpisywać, możecie być jednak pewni, że coś myślała i czuła!) była już całkowicie pewna, że to jej koniec i tylko się darła i jęczała. Te dwa ostatnie albo mogły nieco uspokoić cel, albo też sprawić, że uweźmie się jeszcze bardziej, zdenerwowany jej krzykiem. Radośnie (no może nie) kontynuowała darcie się, czekając na to, aż uderzy ją po raz czwarty, kiedy jednak to nie nastąpiło, zdążyła zamknąć paszczę i wyjrzeć jednym oczkiem znad ramienia. Nie zobaczyła tam rozochoconego prześladowcy, a jedynie sylwetkę królika. Ignorując to, że zaledwie przed chwilką dawała znać każdej cząstce otoczenia o swoim niezmiernym bólu, z pomocą królika podnosząc się bez słowa zaczęła się na niego gapić. To, co właśnie zaprezentował, ten super-szybki sprint i najwyraźniej wspaniały słuch wprawiły ją w osłupienie. Nawet tutaj to musiało siłą rzeczy uchodzić za dziwne. Wobec tego po prostu milczała. Na żadną kwestię nie odpowiedziała pełnym zdaniem, może najwyżej mruknęła jakieś "yhy", albo "uhum" tudzież skinęła raz-dwa głową, na znak, że słowa królika do niej docierają i je rozumie. TO było u niej niezmiernie dziwne, bo gdyby była normalną-soba, w tym momencie miałaby wielką ochotę wykrzyczeć swoje cierpienie na całe miasto, przy użyciu nieodpowiednich słów. Nagle jakoś odechciało jej się mówić i siedziała cicho jak mysz pod miotłą, o nic nie pytając i wydając się tak obojętną na wszystko, że bardziej już chyba nie można!
Nie przedłużając już bardziej tego momentu (a szczerze mówiąc mam na to wielką ochotę: opisać wszystko, wszystko dokładnie, wraz z reakcjami i myślami Ciel, ale nie będę dłużej przeciągać, bo jeszcze wpadnę w słowotok...) zacznę streszczać.
W każdym razie Ciel nawet nie miała ochoty, aby popatrzeć się za burtę statku, którym odpływała z portu razem z królikiem. Była przeraźliwie spokojna, chyba tak, jak jeszcze nigdy w swoim życiu!
Szli na bal, Ciel nawet śliczną sukienkę dostała do przebrania, a prawdę powiedziawszy, to nastrój miała idealny, jak a bal. Ano tak. Nie była przesadnie głośna i nie interesowała się jednocześnie wszystkim co żywe i martwe, nie wchodziła w bardziej podniosłe stany i ogółem rzecz biorąc dziwnie nie wyróżniała się z tłumu. Przynajmniej nie zrobi zbytniego zamieszania. Normalnie "budynek", do którego weszli, a w którym odbywał się bal zachwyciłby ją, ale teraz poświęciła mu tylko jedno przelotne spojrzenie, tak samo jak i jego nietypowej obstawie. Niczym potulny baranek weszła do środka, a tam zajęła się jedynym w miarę pożytecznym zajęciem, czytaj podpieraniem ścian, by te przypadkowo nie spadły reszcie gości na główki. Bo niektóre te główki były na to zbyt śliczne. Czy chłopcy przebrani za dziewczynki to jakaś plaga w Krainie Luster?! Ciel normalnie nie dałaby takowym osobnikom spokoju. Normalnie, a teraz nie była w takim stanie.
Pogrążała się w swoim niebezpiecznym letargu jeszcze jakiś czas. Minął ją start pociągu- przyjęła to tak samo jak i całą resztę. I dopiero dopiero jedna rzecz na powrót zrobiła z niej żywą istotę.
W pewnym momencie do sali wkroczył ubrany na biało jegomość. Kimkolwiek był... a nie, zaraz, przecież go przedstawili. Ten ktoś nagle zaczął gadać. A gadał długo i nudno. Zbyt długo i zbyt nudno, ażeby Ciel była w stanie to wytrzymać. Jej oczęta nagle znowu zabłysły, jakby była piranią, bądź wygłodniałym tygrysem, a reszta osóbek obecnych na sali- niczego nieświadomymi ofiarami. Na ustach zatańczył jej ten sam okropny uśmiech co zawsze. Ciel zaczęła łypać na Arcyksięcia prawym okiem, zastanawiając się dla odmiany, co by jej zrobił, gdyby przerwała mu przemowę, albo coś takiego. W każdym razie, Ciel wróciła do dawnej siebie i była gotowa absolutnie na wszystko!Anonymous - 21 Czerwiec 2012, 17:16 Bogu dzięki, Alice nie wiedziała, co się dzieje w główce Bikko. Bo gdyby się dowiedziała, byłoby źle, przynajmniej dla naszego Dachowca. Arystokratka najpewniej zezłościłaby się i oburzyłaby lekko, no bo jak to tak, ją posądzać o kłamstwa, o zmyślanie!? Była bardzo prostolinijną i szczerą osobą i takie osądy zawsze ją krzywdziły. Z miejsca przestałaby tak życzliwie podchodzić do nowej znajomej, kto wie, czy nie rozstałyby się nawet skłócone.
Bogu dzięki, Alice nie wiedziała, co się dzieje w główce Bikko.
- Łaaał, czekoladowe jezioro! - blondynka wyszczerzyła się radośnie. Oczy jej błyszczały. Pokiwała z udawaną powagą głową, dodając pod nosem, ale na tyle głośno, by Bee mogła ją usłyszeć:
- Tak, będzie musiała się tam kiedyś wybrać.
- Czyli że co, dopiero teraz Ci się uszy pojawiły? - zdziwiła się. - Hum, ciekawe, czy znikną, gdy wrócisz do świata ludzi... - ukazała śnieżnobiałe ząbki w psotnym uśmiechu. - Ha, Kapelusznicy pewnie są fajni! - ucieszyła się. Z łatwością zapomniała, iż ma już 16 lat, i z dziecięcą szczerością ukazywała wszystkie emocje. Wychodziło jej to na dobre, ponieważ o wiele prostsze było teraz dla niej przyjmowanie do wiadomości takich... niecodziennych informacji.
- Ale, hm, to dziwne... We wszystkich filmach s-f, jakie oglądałam, jeśli istniały inne światy, to ich mieszkańcy byli potworami. A ci tutaj są... całkiem normalni, jeśli nie liczyć drobnych różnic, jak te przeguby czy zwierzęce dodatki. Prawie nie ma różnic między nimi i ludźmi. - pokręciła z niedowierzaniem głową. To dopiero było dziwne.
- Nie... to znaczy, tak. Wciąż nie wiem, jak nazywają się te typki z rogami na głowie. - wskazała brodą na jednego z przedstawicieli nieznanej jej jeszcze rasy. - W sumie, to ile jest tych ras? A ta Szkarłatna Otchłań? To nie brzmi tak przyjaźnie jak Kraina Luster...