To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Ogrody Rozalii - Labirynt

Anonymous - 29 Grudzień 2010, 19:42

Nagle nastała cisza i świat z powrotem stał się taki, jak zawsze. Ech, no trudno. Może jeszcze kiedyś usłyszy tak ładny śpiew. Chociaż istniała na to mała szansa. Zawsze zamyka się w swoim laboratorium i majstruje sprzęty. Jedyny śpiew jaki słyszy to naprawianych urządzeń i sąsiada zza ściany, w laboratorium medycznym czy cholera wie jakim. Jego piosenki do najpiękniejszych nie należą, pod względem zarówno estetycznym, jak i zawartościowym, jeśli istnieje takie słowo... Słońce schowało się już za chmury i rozpadało się na dobre. Śnieg wpadł mu za koszulkę, wzdrygnął się. Oj, zmarznie dzisiaj, pomimo swojej zimnolubności. Kolejne nowe słowo...
- Hmm? Słucham? - Dziewczyna wyrwała go z zamyślenia. - Tak, chodź.
Musiał przyznać, że dziewczyny zawsze ładnie się uśmiechają. No ale co na to poradzić, faceci nie są stworzeni do pięknych uśmiechów, dlatego on sam ograniczał się z wyrażaniem emocji do minimum, coby jakiejś gafy nie palnąć samą mimiką. Zaryzykował jednak i uniósł lekko kącik ust w słabym uśmiechu. Nie wiedział, jak mu to wyszło, ale nie czekając na reakcję ruszył powoli w stronę wyjścia odwracając się co chwila, żeby sprawdzić, czy idzie za nim.

Anonymous - 29 Grudzień 2010, 19:51

-Lepiej ci z uśmiechem.- Powiedziała idąc obok niego. Wcisnęła ręce do kieszeni by chociaż trochę je rozgrzać. Kiedy byli już niedaleko wyjścia znów zaczęła śpiewać. Tym razem ciszej. Gdy wyszli z labiryntu zatrzymali się, więc Tsuoka niewiele myśląc ucałowała go w polik jako gest podziękowania za pomoc. Oddała mu kamizelkę. Było jej nieco cieplej kiedy ruszyła się z miejsca.
Anonymous - 29 Grudzień 2010, 20:02

Lepiej mu z uśmiechem? Chyba mu wyszło, tym lepiej dla niego. Prawo, lewo, potem znowu prawo... No i skrzyżowanie. Klops. Po chwili zastanowienia jednak przypomniał sobie, że na nim trzeba było iść na wprost. Tak też zrobił i niedługo znaleźli się przed wejściem. Był strasznie zadowolony z siebie, że nie zapomniał mapy. Geografem najlepszym nie był, więc miał spore problemy z nawigacją. Jednak kiedy dochodzili do wyjścia przysiągłby, że znowu słyszał, jak śpiewa. E tam, pewnie mu się wydawało, za bardzo mu się spodobało. Jak wróci to zrobi jeden projekt mniej, ot tak w ramach samodyscypliny. A może chciał udowodnić sobie, że nie jest pracoholikiem? W każdym razie w pewnym momencie poczuł na policzku coś ciepłego. Usta. Pocałowała go? Miło, zwłaszcza, że od czasów podstawówki i tej okropnej dziewuchy z 3b nikt go nie całował. A w dodatku nikt ładny. Zaczerwienił się z lekka i w milczeniu założył kamizelkę, upychając koszulkę w spodnie. No to dwa projekty więcej, koniecznie musiał o tym zapomnieć, to by wybiło go z pracy...
Anonymous - 29 Grudzień 2010, 20:13

Nie. Nie zdawało mu się śpiewała.
-To w takim razie dzięki za pomoc. Może się gdzieś jeszcze przejdziemy? No chyba, że nie chcesz bądź nie masz czasu.- Zaproponowała wzruszając delikatnie barkami. W sumie - spokojne - towarzystwo jej się przyda. Odpocznie. Zbierze siły. A potem? Wróci do gnębienia itp.

Anonymous - 29 Grudzień 2010, 20:18

Zaproponowała wyjście. Tylko gdzie oni mogliby pójść? Jordan nie był zbyt rozrywkowym facetem. No nic, nie ma ochoty wracać na razie do laboratorium, więc fajnie byłoby dla odmiany jakoś inaczej spędzić czas.
- Czemu nie, bardzo chętnie. Tylko musisz zaproponować jakieś miejsce, bo ja nie mam pomysłu.
Bo ja jestem cieniasem, poprawił się w myśli. No tak, nie ma to jak trzeźwa samoocena. Przejdzie się, może kupi jej jakiegoś kwiatka, żeby się nie czepiała, a potem wróci do pracy. Został mu jeszcze Blaster 16 i jego rozregulowany uchwyt, ale to może poczekać.

Anonymous - 29 Grudzień 2010, 20:24

-Proponuje "Dom czekolady".- Powiedziała krótko. Znów delikatnie się uśmiechnęła. W sumie nie miała się o co czepiać chłopaka więc wydawanie pieniędzy na kwiatek było chyba zbędne. Spojrzała krótko w niebo a potem na chłopaka. Znów jej brwi delikatnie się uniosły w oczekiwaniu na odpowiedź.
Anonymous - 29 Grudzień 2010, 20:29

Dom czekolady? Nie był ucieszony tą wizją, jakoś nie ciągnęło go do słodyczy. Obserwował czasem tę kawiarenkę gdzieś zza rogu, ot z ciekawości, i musiał przyznać, że była wyjątkowo ładnie ozdobiona. No cóż, nareszcie oderwie się od roboty i zje coś, czego od dawna nie jadał. Czekoladę! Może zamówi gorącą czekoladę, albo lody czekoladowe, albo ciasto czekoladowe... Rozmyślając nad najróżniejszymi scenariuszami do jedzenia zdał sobie sprawę, że Tsuoka czeka na odpowiedź.
- Dom czekolady? Czemu nie. Chodźmy.
Czyli nie będzie okazji kupić jej kwiatka. Co, on był rozczarowany! Odrzucił szybko tę myśl i ruszył za nią do tejże kawiarenki. Zapowiadało się na zabawne popołudnie pomimo tego przeklętego śniegu, który znowu wpadł mu do oka.

Anonymous - 29 Grudzień 2010, 20:33

Dobiegła do niego rozglądając się. Czyżby coś usłyszała? Mniejsza. Więc szła obok niego. Widziała jego zamyślenie. Spowodowało ona nikły uśmiech na ustach Tsuoki. Więc wyszła razem z nim nadając nieco szybsze tempo.

z/t

Anonymous - 29 Grudzień 2010, 20:35

Szedł za nią szybko z łatwością dotrzymując jej kroku. A może zacznie trenować jakiś sport? Byłoby fajnie, ale nie. Nie miał na to czasu! Ale bieganie byłoby fajne. Niee. W każdym bądź razie wyszli z labiryntu, udając się w stronę kawiarenki.

[z/t]

Anonymous - 31 Maj 2011, 14:57

Malignant już od jakiegoś czasu przebywał w ludzkim świecie. Wydawało się to dziwne, bo co niby ciekawego można było w takim miejscu robić, ale z dnia na dzień ludzie coraz bardziej go zaskakiwali. Gdy ich obserwował każdy zdawał się być inny, każdy na swój sposób zaskakiwał, ale głównym twierdzeniem na ten temat, jakie wyznawał Mali było: ludzie są dziwni. Jednak to wszystko jest mało ważne, bo każdy może chcieć czasami odpocząć. Może właśnie dlatego chłopak udał się do parku, gdzie zawędrował w dość dziwne i zdaje się trochę zapomniane miejsce.
Stąpał powoli, z uniesioną głową, mogło się zdawać, że przez okolicę przechodzi dumny lew z białą grzywą, choć z drugiej strony było to po prostu zwykłe podejście z niezwykłym przyzwyczajeniem. Lekki wiatr jak zwykle rozwiewał już będące w nieładzie białe włosy Malignanta, a jego twarz zdawała się być wciąż ta sama, niezmienna, z pustym spojrzeniem, niczym wzrok lalki.
Wkrótce dotarł do wejścia labiryntu, przed którym stały dwa szarmanckie lwy jak zwykle o niezmiennej postawie. Chłopak zerknął przed siebie w dal, gdzie kryły się nieznane ścieżki. Później przeniósł wzrok na mapę labiryntu, po czym chwilę później zrobił krok w przód, drugi i kolejny, a po chwili stanął. Nie skręcił w żadną ścieżkę, ani się nie cofnął. Nie wiadomo ile tak stał, gdy po chwili ruszył znów na przód i stanął na rozstaju dróg, mógł skręcić w lewo lub prawo, a on zamiast tego podszedł do krzaczastej ściany naprzeciw niego i usiadł opierając się jako tako o liściastą barierę. Na lewo i prawo od siebie miał nieznane ścieżki a przed sobą wejście jak i zarazem wyjście z labiryntu, gdzie dalej było widać skrawki boków lwów i pustą przestrzeń z której przybył.
Czuł się lekko, choć jego kamienna twarz była niezmienna. Nie wyglądał na spiętego, ani też rozluźnionego, jego fioletowe tęczówki wpatrywały się wprost przed siebie, wypatrując czegoś, co nigdy miało nie nadejść.

Anonymous - 31 Maj 2011, 17:59

Kaoru nie miała zbyt dobrego humoru. Broda bolała przy dotyku, a wszystko to przez tego głupiego Herbacianego Skrzata! I jeszcze na dodatek zniszczył jej nowiuteńki paralizator! Westchnęła głośno patrząc na tabliczkę z mapką, przed którą raczyła się zatrzymać. Widziała ją tyle razy, że zdążyła już zapamiętać najdrobniejsze szczególiki, a jednak za każdym razem, kiedy tu przychodziła, musiała na nią spojrzeć. Nerwica natręctw, albo jakieś inne schorzenie? A może bała się, że jednak się zgubi? Ona się nad tym nie rozwodziła. Po prostu dobrze było się upewnić, czy nie wprowadzona została jakaś zmiana. Nie widziało jej się spędzenie tu nadmiernej ilości czasu, chociaż teraz miała go sporo.
Zamierzała przejść się alejkami labiryntu i może później skoczyć coś zjeść na mieście. Byleby nie myśleć o skończeniu tego głupiego portretu, który zaczęła w domu niewiele myśląc nad tym, kogo on przedstawiał. Irytowało ją to, że nic nie mogła zrobić, że była skazana na czekanie. I chyba właśnie dlatego trafiła tutaj. Labirynt był duży i zwykle pomagał w takich przypadkach. Bo nawet jeśli ignorowała to co w niej siedziało, to wciąż te emocje posiadała i jakoś trzeba było je wyrzucić. Jak nie przez rysowanie, to spacer, o.
Potarła lekko brodę, krzywiąc się przy tym. Po chwili ruszyła z impetem przed siebie mijając dwa sporych rozmiarów lwy. Lubiła te zwierzęta, choć sama do końca nie wiedziała dlaczego. Tak było i tyle. W każdym razie daleko nie zaszła, bo zatrzymała się ze trzy metry przed... Białym kimś, siedzącym na wprost wejścia do labiryntu. Tylko tego jej brakowało, kiedy chciała pobyć sama. No naprawdę, teraz pozostawało tylko rozwiązać bardzo zawiły problem, który pojawił się w jej głowie. Iść dalej i nie zwracać uwagi na jegomościa, czy jednak go zaczepić. Ciekawość nie dawała odejść, a rozum kazał uciekać od kłopotów. Wiadomo na czym stanęło w jej przypadku.
- Dlaczego tu siedzisz?
Wypaliła po dłuższej chwili bezczelnego wpatrywania się w osobę Malignant'a. Znowu jej się pewnie dostanie, bo chłopak raczej na zwykłego człowieka nie wyglądał. I chyba na tym polegał problem, bo na kogoś zupełnie normalnego Kaoru nie zwróciłaby w takim przypadku uwagi.

Anonymous - 31 Maj 2011, 18:31

Myślał a nawet bardzo wyraźnie wydawało mu się, że nikt nie będzie chciał odwiedzić takiego zwykłego, dość zaniedbanego miejsca jak to. Myśleć jednak mógł bardzo wiele rzeczy i nie musiało się to wcale zgadzać z rzeczywistością.
Już od samego początku, gdy tylko na horyzoncie pojawiła się jakaś postać, dojrzał ją, gdyż z miejsca w którym siedział miał niezwykle dobry widok. Z każdą chwilą mógł dojrzeć ją coraz wyraźniej aż w końcu dostrzegł dziewczęcą sylwetkę. Wydawało mu się jakby była tu pierwszy raz, gdy stanęła przy mapie, ale gdy bez obaw wkroczyła do labiryntu, to odczucie zaraz prysnęło. Uniósł na jej twarz swój pusty, beznamiętny wzrok. Z tego co mógł wyczytać z jej twarzy wydawała się zagubiona i zirytowana, a może zła, nie wiedział dobrze czym a właściwie w ogóle tego nie wiedział, ale dostrzegł, że miało to związek nie z rzeczywistością, a z czymś związanym z jej życiem.
Lubił rozmyślać, więc dostrzeżenie tego nie wydawało się trudne, jednak jego twarz i wzrok zostały bez zmienne a ciało nieruchome, zupełnie jakby zamiast żywej istoty siedziała tam martwa marionetka. Ten fakt został zaprzeczony dopiero w chwili, gdy nieznajoma zbliżyła się i stanęła przed nim zadając dziwne, zbędne pytanie. Wtedy jego głowa lekko się uniosła a przez białe włosy przewinął się wiatr poruszając kosmyki w różne strony. Zaraz fioletowe tęczówki chłopaka utknęły na jej, przybierając swój zwyczajny niemiły wyraz.
Pomyśleć, że niedługo dane mu było pobyć w samotności, bo na jego drodze pojawiła się ta dziwna osoba.
-Dlaczego pytasz, jeśli możesz przejść obok i zignorować moją egzystencję? -spytał swym ciężkim głosem, który nie posiadał żadnego specjalnego zabarwienia emocjonalnego, a wręcz przeciwnie, był chłodny i nic nie wyrażał, a jednak był dziwnie spokojny i ułożony.
Mimo wszystko po chwili zerwał się powoli na równe nogi i teraz gdy stał tak przed dziewczyną zdała mu się bardzo niska, w porównaniu do niego. Choć wydawał się dziwną osobą zawsze pałał pełną kulturą i dobrze wiedział, że gdy następuję z kimś wymiana zdań, trzeba być na tyle uprzejmym i wstać.
-Pozwól, że spytam... Nie boisz się obcych ludzi? -i wszystko znów było beznamiętne, a jego usta zdawały ledwo się otwierać przy wymawianiu tych słów, choć były one mówione na tyle głośno by mogła go usłyszeć.
Zmierzył ją chłodnym wzrokiem całkowicie nie zwracając na jej bezczelne wpatrywanie się w niego. Jego wyraz choć chłodny i niemiły, zawsze wydawał się przy tym pogodny i jakoś dziwnie ujmujący. Zarówno chciałoby się powiedzieć, że ta egoistyczna postawa, może być dopasowana do osoby złej i zarówno dobrej. O ile tak można to nazwać.
Czy był zainteresowany obecną sytuacją? Trudno stwierdzić, ale z pewnością gdy nadarzyła mu się możliwość, nie miał zamiaru stracić okazji do obserwacji. A może dowie się czegoś ciekawego, w końcu dziewczyna była dziwnie przybita, a on wciąż uciążliwie wpatrywał się w nią swoimi fioletowymi tęczówkami.

Anonymous - 31 Maj 2011, 19:14

Kaoru mówiła czasami dziwne rzeczy, nadawała dziwne przydomki, czy zdarzało jej się powiedzieć coś do siebie w zamyśleniu. Często też podśpiewywała sobie coś spacerując po mieście. Zupełnie nie zwracając uwagi na to, co myślą inni. Była przyzwyczajona do tego, że patrzy się na nią jak na jakiegoś dziwaka. Robiła więc to, co jej się podobało i nie obchodziło jej zdanie ludzi, którzy byli jej obojętni. Co innego, kiedy już się kimś zainteresowała. Wtedy bywało, że nie dawała takiej osobie spokoju, dopóki nie dowiedziała się od niej tego, czego chciała.
Nie przejęła się zbytnio tym, że może przeszkadza mu w odpoczynku, że może chciał pobyć sam. Jeśli siedział w takim miejscu, to było pewne, że na kogoś w końcu trafi. W głębi było już lepiej, bo ludzie rzadko zapuszczali się dalej niż te kilka zakrętów. Być może na kogoś czekał i dlatego tu siedział?
- Czy to nie oczywiste? Pytam, bo nie znam odpowiedzi. Gdybyś nie wyglądał jak Śnieżynka pewnie bym sobie poszła. Twoja wina.
Odpowiedziała mu jak najbardziej szczerze. Z jej strony wydawało się to bardzo prostą sprawą. Niestety trafiła na typ, który nie pokazuje po sobie emocji, albo... Tak, to było ciekawą myślą, ale nie zagłębiała się w nią dalej. Jej rozmówca bowiem wstał, co spowodowało cofnięcie się dziewczyny o krok, może półtora. Sytuacja się odwróciła i teraz to on spoglądał na nią z góry. Gdyby miała jakieś kompleksy, to prawdopodobnie zaczęłaby się dąsać, czy co. Zwłaszcza, że nie była w najlepszym humorze, chociaż starała się to ukryć. Ona jednak się swoim wzrostem nie zamartwiała, chyba, że chodziło o zdjęcie czegoś z jakiejś wysoko położonej półki. Wtedy te kilka centymetrów więcej, jednak się przydawało.
- Chyba na tym polega mój problem...
Stwierdziła, wzruszając przy tym ramionami. Przyglądnęła się Śnieżynce, jak go nazwała, z zaciekawieniem, przypominając sobie o pewnym istotnym fakcie. Jedyną rzeczą jaką mogłaby się teraz obronić, był scyzoryk. Świetnie, po prostu wspaniale! Nie powinna była wychodzić z domu bez żadnego zabezpieczenia, a jednak to zrobiła. Westchnęła i również zaczęła się w niego wpatrywać. Zupełnie tak, jakby próbowała odgadnąć co też on zamierza i jaki ma do niej stosunek.
Czy się bała? Oczywiście! Zawsze gdzieś tam głęboko znajdowała się ta odrobina strachu, która jednak rzadko kiedy przebijała się na powierzchnię. Zwykle zostawała stłumiona przez ogromną ciekawość świata, którą posiadała dziewczyna. I ona właśnie była sprawcą złego humoru Kaoru. Bo przecież ona chciała się czegoś dowiedzieć, a nie mogła, bo chciała wybrać się na wycieczkę w pewne miejsce, ale to też odpadało. Musiała tkwić w tej dziurze i czekać, aż natknie się na coś ciekawego.
Kto wie, może osoba, przed którą teraz stała, przynajmniej chwilowo sprawi, że zapomni ona o Herbacianym Skrzacie? Oby tak było. I chyba to był jeden z powodów, dla których zaczepiła ona chłopaka.

Anonymous - 31 Maj 2011, 23:18

Z jednej strony samotność mu pasowała, z drugiej towarzystwo kogoś wcale nie przeszkadzało. Był dziwny, bo jakby nie spojrzeć jego życie opierało się na samych sprzecznościach, nie mówiąc już o jego sposobie myślenia i zachowywania się.
Nie miał jak dziewczyna tak bardzo obojętnego, a jak dla niego lekkomyślnego podejścia do życia. Był raczej typem realisty, który uwielbia sprowadzać na siebie kłopoty oraz zgłębiać tajemnice światów, mógł robić wszystko oprócz poznawania siebie samego. Zawsze wszyscy mówili mu, że się wyróżniał i chyba mieli rację i to nie tylko mając na myśli jego wygląd.
Znów poniekąd zignorował jej pierwsze pytanie i mruknął coś do siebie cicho.
-Śnieżynka? -spytał a raczej stwierdził rozleniwionym tonem głosu o niezmiennej od wcześniejszej barwie i przekazie emocji.
-Jesteś taka pewna siebie... Uważaj, żebyś przypadkiem nie poczuła chłodu (Ś)śnieżynki. -stwierdził z dziwnym spokojem, nie zamierzając spuszczać z jej twarzy wzroku. Dziwną satysfakcją było to gdy się cofnęła, a jeszcze dziwniejsze było to, że miał nieprzyjemną a może raczej szyderczą ochotę zrobić parę kroków w przód, by przekonać się jaka będzie jej reakcja.
Mimo to nadal stał w miejscu i grał swoją obojętność malowaną niczym na nieruchomym obrazku. Póki miał zajęcie, póki dziewczyna tu stała, on mógł zrobić właściwie wszystko. Ale to by było za proste...
-Twój problem powiadasz? -po chwili mruknął cicho, niczym dziki kot. -Może chciałabyś zlikwidować swój problem... na zawsze? -zapytał i po raz pierwszy na jego twarz wstąpił nieokiełznany uśmieszek dzikiej radości, a w oczach zapaliła się iskra. To był jeden z tych dni w których był zdolny do wszystkiego, taki w którym w jednej chwili mógł być przyjacielski lub obojętny, a w drugiej mógł zamienić się w psychopatę.
Co miał na myśli mówiąc o pozbyciu się problemu? Cóż, to proste. W jego przekonaniu dziewczyna miała zbyt wiele odwagi i podchodziła do życia z pewną nutą obojętności, choć z drugiej strony było to intrygująco ciekawe, lecz wracając do pierwszej części, by usunąć odwagę, trzeba ją zastąpić strachem. Nie ważne jak tego dokonać, mógłby to być najgorszy czy najlepszy sposób, po prostu musiałby być skuteczny. Jednak mimo wszystko Mali to Mali i pewnie nie pozwoliłby sobie bez większej zgody dziewczyny na cokolwiek, a w tej chwili pewnie na normalnego człowieka raczej nie wyglądał z jego wyrazem, więc nikt przy zdrowych zmysłach nie zgodziłby się na jego propozycję.
Gdyby się tak zastanowić mogło to by być ciekawe zajęcie, ale z drugiej kto to wie. Mógł równie dobrze sobie darować i zająć się swoją samotnością, jednak nie było to takie ciekawe, jak spotkanie tej dziwnej istoty, która wydawała się choć mała, mieć niezwykły temperament.

Anonymous - 1 Czerwiec 2011, 01:59

Jeśli chodziło o sprzeczności, to z Kaoru chyba było podobnie. Bo chociaż kochała życie, to niezmiennie od kilku lat dążyła do samodestrukcji. Z jej punktu widzenia, cel jaki sobie obrała był rzeczą normalną i nie widziała powodu, dla którego miałaby z niego rezygnować. Problemem było jednak to, że nie była już taka pewna co do prawdziwości zasłyszanych kiedyś słów. Mimo wszystko nie chciała rezygnować z tego, co sobie założyła. Zbyt wiele poświęciła w zamian, żeby to od tak zostawić.
Być może prawdą było, że podchodziła do życia obojętnie, mimo tego, że tak bardzo chciała je zachować. Nie wychodziła jednak z założenia, że śmierć jest końcem. Mogła być przecież początkiem innego bytowania, o którym słyszała tylko z opowieści. I wcale nie chodziło tu o jakieś religijne bzdety.
- Z deszczu pod rynnę.
Mruknęła do siebie słysząc to, co powiedział. Kolejny, któremu nie podoba się jej urocze przezwisko! I już na wstępie jej grozi. Świetnie, naprawdę. Właściwie już czuła jego chłód, przyglądając się temu wypranemu z emocji wyrazowi twarzy. Nie ułatwiał tym sprawy, co zdecydowanie nie było jej na rękę. Cóż, gdyby zrobił krok w jej kierunku, ona pewnie ponownie by się cofnęła. I mogliby tak robić, robić i robić. Bo uciekać nie zamierzała. O nie, nie da mu tej satysfakcji, jeśli chciał ją do tego w ten sposób przekonać. Zresztą uznawała ucieczkę w przypadku osób "zza drugiej strony lustra" za całkowicie bezsensowną. Jaszcze ją ustrzeli jakąś strzałą z cienia tak, jak to zrobił Arthur jednemu panu. Swoją drogą ciekawe jaka by była reakcja chłopaka przed nią, gdyby dowiedział się, że poprzedniej nocy pozbawiła oka jednego z Upiornych Arystokratów? Co z tego, że nabawiła się później małego siniaczka na brodzie i zadrapań na kolanach, dobrze, że była cała, czego o Arthurze prawdopodobnie nie można było powiedzieć...
Przytaknęła mu, kiedy zaczął mówić dalej. Likwidowanie problemów i słowo zawsze kojarzyło się tylko z jednym. Czemu wszyscy ostatnio pytali ją o to, czy chce umrzeć? To zaczynało powoli męczyć. Czuła się tak, jakby wróciła do psychiatryka, gdzie wszyscy tylko zadawali pytania typu "jak się czujesz?" I broń boże powiedzieć im wtedy, że coś jest nie tak! No chyba, że chciało się skończyć otumanionym antydepresantami i takimi tam. Kaoru skrzywiła się nieco na myśl o tym.
- Gdybym mogła i chciała to załatwić w ten sposób, to pewnie byśmy teraz nie rozmawiali.
Przez swoje poirytowanie miała ochotę odegrać przy tym małą scenkę, ale była niemalże pewna, że nie zareagowałby na nią jak większość przeciętnych ludzi. Toteż odpuściła i tylko westchnęła ze zrezygnowaniem. Wciąż jednak nie spuszczała z niego wzroku. Trafiła na kolejnego dziwaka, a doświadczenie nauczyło ją, że dwoje dziwnych osobników obok siebie nie jest raczej dobrym pomysłem. Ostatnio skończyło się, jak się skończyło. Teraz zapowiadało się na powtórkę, tylko... Właściwie kim był ten ktoś, który stał naprzeciw niej?
- Gdyby miał czerwone oczy...
Stwierdziła cicho, przejeżdżając wzrokiem po całej jego sylwetce. Sama nie zarejestrowała nawet tego, że myśli na głos. Usposobienie jakie jej zaprezentował pasowało do Cieni. Zdecydowanie. Znała takie uśmieszki, pojawiające się przy pytaniach, których normalny człowiek pewnie by nie zadał. Zresztą zdążyła już poznać dwóch przedstawicieli tej rasy. Jednego była pewna, a drugi, cóż, dobrze się z tym krył, więc pewna nie była nawet jeśli przy rozmowie pojawiły się pewne poszlaki co do tego. No i również nie miał czerwonych oczu, więc nie chciała wydawać ostatecznego werdyktu. Białowłosy był więc trzecim, z którym przyszło jej rozmawiać. Miał jednocześnie tego pecha, że pierwszy pozostawił pewien niesmak i uraz w Kaoru. W każdym razie jednego była pewna, Malignant człowiekiem nie był i już.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group