To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Morze Łez - Przybrzeżny las

Noritoshi - 4 Wrzesień 2013, 18:00

Czarna Róża. Cóż, niektórzy to drugie słowo mają za imię. W każdym razie tutaj imię miało wartość drugorzędną, czy może i dalszą.
- Nie. Sęk w tym, że się zmieniłaś. Ja t o widzę.
A jakże, wspominałem już o tym. Co jak co, ale strach nie zatuszuje tego co zmysły zaobserwowały i nakazały zapamiętać. Nie chciał jednak wyjawiać, że wyczuł jej aurę, jej chęć zabawy. I poniekąd dlatego odpowiedział tak, a nie inaczej na lejąca się wodę.
Zabawa. Bawmy się! Och tak! Dziś się po prostu bawmy!
- Nie. Zawsze jestem nieobliczalny, kotku.
To kotku raczej miało brzmieć bardziej jak "kocica". Nie miało być w tym ani krzty słodzenia Panience Folly - a co więcej - podkreślenie, że nie będzie się pod zwierzynę podkładał zachowaniem i tak dalej, co ona niby sugeruje. Negatywne ujęcie, by dała temu spokój - pewien rodzaj ostrzeżenia; oraz brak argumentacji na nazwanie jej tak - jako powód, że nie ma co się bawić w te przymiotniki. Kotka nie będzie jego kotkiem. Co najwyżej będzie swoim kotkiem, weźmie ogonek i przestanie hałasować!
Prędko zrzucił z siebie płaszcz. Samurajski miecz połyskiwał w promieniach palonego zachodem słońca. Przeplatana czarnym pasem rączka, który miał polepszać jej chwytność, towarzyszyła swoim zwieńczeniem wewnętrznej stroni dłoni, zwisającej z ugiętego łokcia.
- Wiesz jak bardzo nie lubię jak ktoś całkiem bez powodu bawi się wodą? Nie, wcale nie tak bardzo jak kot z traumą przed byciem topielcem. Ale lubię ten płaszcz nosić na sobie, a nie zrzucać mokry, ot co.
Pokrótce uargumentował to, że nie nadaje się na kota. Co jak co, ale kotów to on ma dość odkąd jeden go zabił...
- W ogóle to tego... Co cię napadło?
Ach... jakże uwielbiam ten sposób mowy! Gada się, gada, gada... (ale nie o gadach!) i nagle zauważa pewien szczegół u rozmówcy i... głowa się przekręca lekko w bok, pytajnik wyróżnia się wspaniale na ostatnim słowie, a począwszy od pierwszego słowa czuć, że pytający bardziej chce znać odpowiedź, niźli przejmować się zauważeniem podmiotu o który własnie pyta. Tylko że tutaj oczywiście zauważył to dawno, a teraz o to wprost zapytuje.

Soph - 14 Wrzesień 2013, 21:09

- Nie, powiadasz. Jakieś inne logiczne argumenty przemawiające za tym, że nie nazywam się Laura, Holly, Opal czy Lena, a tym bardziej Folly? - Kobieta uśmiechnęła się uśmiechem z rodzaju tych niebezpiecznych, niepokojących. - Zmieniłam, powiadasz. Czyś nie pomyślał, że zmiana może następować w wielu wymiarach? Myślisz, że zauważasz zmianę charakteru, jednak zmianę imienia już negujesz. Jak niekonsekwentnie, Strachu.
Tu też był problem z Folly - w jednej chwili zachowywała się tak infantylnie, że miałeś ochotę zakopać ją w tym wszechobecnym piasku po uszy, w następnej zaś mówiła do ciebie prawie protekcjonalnym tonem starego człowieka, brzmiącym "dziecko, młody jeszcze jesteś".

Wywód Noritoshiego mógłby mieć sens, gdyby panienka Folly posiadała moc czytania w myślach. Jednakże, przebłysk mądrości wynikającej jakby z doświadczenia już przeminął i kobieta ponownie stała się istotą lekko niepoważną, żeby nie powiedzieć, że momentami dziecinną. A czasem i frywolną.
- Kotku? - spytała, unosząc lekko kanciasty podbródek, by lepiej spojrzeć na tego czasem nawet interesującego Stracha. - Nie spoufalasz się za bardzo? Szczególnie, że nie widzę tej twojej nieobliczalności, więc chyba nie będziemy zbyt dopasowaną parą.
Chwilę później przeciągnęła się leniwie, patrząc na leżący na ziemi cienki, wilgotny płaszcz i ślady wody na czymkolwiek, co było pod nim, ale nie jest ujęte w polu Aktualnego ubioru.
- Musisz mi wybaczyć, że nie mam czym się zrewanżować na ten uroczy początek striptizu - przekrzywiła głowę, zawieszając głos na oczywistym kłamstwie, na które jednak prawdziwemu gentelmanowi nie wypadało zwrócić uwagi. - Ale nie przeszkadzaj sobie, z przyjemnością popatrzę - machnęła w jego kierunku ręką, z uśmiechem pełnym niekłamanego zainteresowania.
Oczywiście, resztę pytań, dociekań i stwierdzeń zignorowała, jak to Folly.

Noritoshi - 14 Wrzesień 2013, 21:45

Zmiany... a to ci ciekawe zjawiska, tak ciekawe, ze nawet ich nie widać, a jedynie w pewnym okresie czasu znika jedno i pojawia się drugie. Moment przejścia jest nieczytelny, a jednocześnie płynny. Zmienność... Zmiana funkcji w czasie czyli jej pochodna. A te czasem można liczyć, liczyć i się nie doliczyć.. oto naukowy dowód na to, że ciężko jest zmienność istot zrozumieć. I dowód na to, że matematyką można opisać wszystko, choćby tak, że nie da się tego opisać!
- W wielu wymiarach powiadasz... A owszem, może. Nie widzę przeszkód. W każdym razie nie zaprzeczasz dokonanej w Tobie zmiany. Wiec coś jest na rzeczy.
Próbował wejść w jej styl wypowiedzi, bo odczuwał, że musi się bardziej przykładać do tego jeśli chce się czegoś ciekawego dowiedzieć.
- Też się czasem zmieniam. Dziś potulny Aniołek, jutro poszukiwany przez łowców głów, by w trzecim dniu zniknąć istotkom z oczu, a za jakiś czas znów straszyć, pozornie będąc dobrym... Trzeba sobie pozwolić na rozrywkę, nieprawdaż?
Się mu trafiło wyjawić co nieco swojego "ja" i uargumentować swoją nieobliczalność choć trochę.

- O proszę! Już o byciu parą myślisz! Widzę, że jednak cię interesuję... Cóż, może w takim układzie zechcesz.... Poznać się na mnie?
Poznać - nie zamierzał oferować walki z nią bo tego szczerze chciałby uniknąć. Ale chętnie by zrobił coś złego na dowód tego, że nie jest osobą którą można traktować z przymrużeniem oka. Dalsze jego poczynania nie były jednak czymś, na co oczekiwał takiego obrotu sprawy.. "striptiz"... aha, już, na pewno...
- Oj, czyżbyś nie zauważyła, że próbuje nadgonić zaległości? Wszak tobie więcej brakuje ubrań, hihi...
Ignorowała go sobie, w pewnych kwestiach, ale on tym się raczej nie przejmował - dalej ustawał w swoim przekonaniu jakoby miał czym się zrewanżować na każde jej widzi mi się - począwszy od słów po czyny. A przy tym trochę się rozgadał.

Soph - 15 Wrzesień 2013, 00:38

Zmiany. To zależy jakie, bo są i te, które widać na pierwszy rzut oka, drastycznie. Zdrada przyjaciela, gniew choleryka, zaparcie się wyznawanych dotąd wartości w obliczu korzyści z tegoż czynu. To wszystko nachodzi nagle, niby grom z jasnego nieba (szczególnie dla zdradzonych). W porządku, nie powinnam chyba w trakcie pisania oglądać Vampire Knighta, gdyż nie działa to na mnie zbyt rozweselająco.
A o matematyce... daruję sobie dyskusję, mój miły, choć ujęte zostało to trafnie.

Kobieta westchnęła, choć na razie jedynie w duchu. Czy nie rzekła:
m y ś l i s z, że widzisz zmianę? Ale... tłumaczy się jedynie winny, nieprawdaż?
Chwila namysłu, zmarszczenie ciemnych brwi i... nagłe olśnienie.
- Jeśli niestabilnością psychiczną lub wybujałą wyobraźnią argumentujesz tę wyimaginowaną nieobliczalność, to faktycznie nie powinnam myśleć o byciu parą. Ostatnie zdanie zostało powiedziane ciszej, jakby do siebie:
- Udawać dobroć? Bardziej szalone jest, gdy jest się złym i jak idiotka prawie siebie samego się zabija, próbując kogoś uratować..

Fakt, że jest w stanie raz, bo ma ochotę, uczynić coś złego, ma spowodować, że będzie dzięki temu poważany? Mamy szanować wandali za rozbijanie szyb na przystankach i chuliganów za straszenie dzieci, bo im się nudzi? Traktować serio i czuć respekt przed kimś, bo jest zdolny do paru niecnych czynów? Czy nie bardziej winniśmy brać poważnie tych, którzy stale czynią zło lub stale czynią dobro?
Gdy wiatr nie wieje, i kurek na dachu ma charakter.

Ano brakuje. Ale to niczemu nie szkodzi.
- Pokazać Ci, czym jest nieobliczalność, Ukochany? - Uśmiechnęła się, powoli, wyrachowanie, a potem gwałtownie klasnęła w dłonie. Równocześnie lazurowe spojrzenie stwardniało, sprawiając wrażenie potrzaskanego nieboskłonu za okiennicami gęstych rzęs, które z głębi pokoju, duszy, zaraz obok miejsca, w którym przebywała Sophie, rozświetlał płomień obłędu.
Klasnęła, tym pojedynczym dźwiękiem przecinając powietrze pomiędzy nimi.
A ono odpowiedziało.
Za myślą kobiety molekuły ścisnęły się, scaliły, docisnęły jedna do drugiej w chemicznej imitacji uścisku i spowodowały niespotykane w naturze tarcia pomiędzy sobą - jako że atomy tak czy tak zawsze są w ruchu. A że obecnie baaaardzo, bardzo blisko siebie... Wymuszając nienaturalne ciśnienie, Akrobatka spowodowała wytworzenie, w powietrzu przez powietrze, dużej ilości drobnych ładunków elektrycznych... które świetnie przewodzone są przez mokre piaski i wilgotne ubrania i ciało nieznajomego.

- Czy w swej nieobliczalności obliczyłeś to, Strachu? - spytała, spoglądając bez wyrazu na targane skurczami i drgawkami ciało mężczyzny.
Natężenie prądu było akurat takie, by dobitnie poczuł co się właśnie stało, ale nie dość wysokie, by uczynić mu trwałą krzywdę. Ot, jakby kopnął cię prąd: okrutnie zabolało i pozostał na parę dni przykurcz i sztywność mięśni, ale nie było czuć swądu palonego ciała.

Noritoshi - 22 Wrzesień 2013, 15:31

- "Prawie siebie samego się zabija"... A owszem, zdarza się. - Próbował budować swoją pozycje, ale zbyt pewnie mu to nie przychodziło. Jeszcze nie było to mruczenie pod nosem, ale chyba musiał przyznać, że ona jest bardziej szalona w mowie - ciężko mu ją zrozumieć, bo błądzi, wedle niego, jak jej wygodnie i o tym nawet nie wie.
- Nie pasuje mi odmówić, czyż nie? - "Ukochany" - może to i piękne jest słowo, ale Noritoshi jakoś nie odczuwał tego. Wystarczyło, że jakaś półnaga idiotka męczy go tą rozmową, a on nadal nie wie co się z nią dzieje... I czy ma pomagać, czy może uciekać na błękitne krańce otaczającego ich morza? I ani w tej chwili nie zdążył się na nie w pełni rozejrzeć przelotnym wzrokiem. - klaśnięcie przywołało jego wzrok na dłonie, a zmysły niebezpiecznie najeżyły coś, co zwie się "przeczucie" oraz "czucie powietrza". Obie te rzeczy zmieniały się drastycznie, zapowiadając problemy.
- Przestań... - wyszeptał, odczuwając ów zmiany w powietrzu i nabierając głębszego wdechu. Wtedy też postanowił skorzystać ze swojej najlepszej w tym momencie obrony:

Rozłożył swe skrzydła niczym aniołowie śmierci nad pobojowiskiem w trakcie sceny bitewnej. Ruch powietrza nimi spowodowany stał się znacznie silniejszy niż można by przypuszczać. Powietrze dosłownie odeszło od niego, falą, zostawiając go próżni. Nacierało na przeciwniczkę, która właśnie formowała gazowy przewodnik prądu. Efekt jego kontrataku powinien obrócić atak Sophie na nią samą - prąd nie znajdzie u Noritoshiego odbiornika, ba - nawet do niego nie dopłynie. Co najwyżej poparzy Sophie, tudzież nic z jej pokazu nieobliczalności... nie będzie. Czasowo rozegrał to szybko, jak tylko najszybciej mógł, pytanie tylko kto w tej chwili lepiej sobie radzi z powietrzem. Cóż, Noritoshi radzi podwójnie - raz je czuje i kontroluje wszelkie gazy, a dwa kontroluje wszelkie zmiany pogodowe...

Kolejno, dobył w jedną ze swoich dłoni oręże o metalicznym połysku - katanę. Prędko wbił ją w podłoże, w formie zabezpieczenia - w obawie przed nasileniem się jej ataku. To powinno prędko wszelkie napięcie rozładować w podłożu, przez co o silnym porażeniu nie powinno być mowy. Liczył jednak na to, że samo rozłożenie dłoni i odepchnięcie nimi gazu załatwi sprawę. Ale przezorny zawsze bezpieczny, prawda?

Tyk - 23 Wrzesień 2013, 18:53

Sophie
Niknący bardzo wolno ból uniemożliwia szybkie reagowanie.
Aerokineza - 1/4 posty ^ 1/10
Iluzje - 0/4 v 0/3
Noritoshi
Kilka siniaków oraz nieco spuchnięte ciało spowalnia Norithosiego.
Aerokineza - 1/6
Atmokineza - 0/3
Wyczuwanie aury -

Pierwszy ruch w tym starciu wykonała Sophie, która tym samym zdobyła inicjatywę w tym sporze. Muszę tutaj na chwilę opuścić starcie, by przemyśleć kwestię ataku dziewczyny. Posiadała ona moc aerokinezy, które to słowo rozumiane literalnie oznacza ruch powietrza, bądź coś temu podobnego. Oczywiście taka interpretacja musi być dopełniona tym, co zostało zaakceptowanie w karcie postaci. Tak więc Sophie poza samym poruszaniem powietrzem miała również możliwość zmiany ciśnienia powietrza. Wszystko to oczywiście nie jest nieograniczone i Sophie na pewno nie byłaby w stanie podnieść za pomocą swojej mocy pancernika. Tak samo i sprężanie powietrza ma swoje granice i nie są one wystarczające do wytworzenia ładunków elektrycznych. Tym bardziej, że musimy mieć na uwadze: "Sophie sama nie rozgryzła jeszcze do końca tego, co potrafi i czasem zdarza się, że któraś moc wysmyknie się spod kontroli", którego pierwsza część w dobry sposób wyjaśnia działanie Sophie, która przeceniła swoje możliwości. W wyniku tego okazało się, że dziewczyna utworzyła jedynie przed sobą niewielki obszar, w którym powietrze zostało "ściśnięte", lecz nic ponadto.
Noritoshi nie wiedział, co jego przeciwniczka planuje, lecz mimo to postanowił kontratakować i to na dodatek dość nierozważnie, ze względu na narażenie swojego niechronionego ciała na próżnię. Oczywiście nie ma tu mowy o wiecznej próżni. Powietrze wyrzucone w stronę dziewczyny szybko zostało zastąpione przez nowe, które przez cały czas ich otaczało. Tak więc obrażenia nie są poważne, chociaż mimo to Noritoshi spuchł nieco, a na jego ciele pojawiły się bolesne zaczerwienienia przy skórze. Na szczęście jednak dość nieliczne, chociaż i tak utrudniające Noritoshiemu walkę. W tym wypadku jego atak można nazwać pyrrusowym, gdyż uderzył on w dziewczynę z niemałą siłą, niszcząc całkowicie jej nieudaną ofensywę, lecz nie zostawiając aż tak poważnych ran. Powietrze przewróciło ją na wilgotny piasek, brudząc nieco pleców. Oczywiście to był najmniejszy problem Sophie, która czuła się jak po uderzeniu w ścianę. Na szczęście uniknęła poważniejszych obrażeń i jej stan poprawiał się, chociaż przez kilka chwil nie była zdolna do żadnego działania.

Kolejka:
Sophie
Noritoshi
MG

Soph - 4 Październik 2013, 21:59

Przypominając kulę płynnego metalu, słońce zniżało się ku linii wody barwiąc Morze Łez mieszanką nasyconych czerwieni i ognistych pomarańczy. Jak ujął to kiedyś brat Sophie?
Jakby słońce weszło do wanny i podcięło sobie żyły. Z pewnością był to jakiś cytat, jak przystało na tego cynicznego mola książkowego.
Te kilka chwil, które Folly spędziła niczym w niebycie, pchnięta falą powietrza, spożytkowała na napawanie się niedowierzaniem, przerażeniem i na koniec drżącym westchnieniem Sophie, które poczuła w głowie.
...Tak, śliczna, miałaś również brata. Kruczowłosego buntownika, odprowadzającego swoją przybraną siostrzyczkę do przedszkola.
Po kolejnym tak istotnym fakcie z przeszłości migrena powinna przyprawić ją o wrażenie, iż mózg w jasnym rozbłysku rozprysnął się jej wewnątrz czaszki. Tak się jednak nie stało.

Jaskrawe, choć przyjemne oku światło koloru cynobru oblewało te dziwną scenę: dwie postaci i jeszcze większe niż dotychczas pobojowisko między nimi.
Folly, choć w duchu niezmiernie zdziwiona, iż raz: osoba, która oferowała pomoc, koniec końców ją zaatakowała (nie była wszak naiwna, ale wcześniejsze intencje mężczyzny wydawały się być jasne), zaś dwa, że sztuczka (i owszem, gdyż natężenie prądu nigdy nie przekroczyło bariery nieprzyjemnego bólu, który znikał po paru chwilach, pozostawiając jedynie dyskomfort), która przychodziła Sophie z taką łatwością, została przez kobietę skrewiona. Przecież, technicznie rzecz biorąc, były jedną osobą, czy nie?

Zanim się spostrzegła, fala powietrza od Noritoshiego nagle dotarła do niej.
Całe szczęście, że powietrze w nadciśnieniu między nimi, wytworzone przy próbie stworzenia prądu, prawie w całości zaabsorbowało energię i siłę wiatru. W momencie uderzenia przyjęło cały jego impet - z powodu ogromnego upakowania cząsteczek na małym obszarze było do tego fizycznie zdolne - i rozeszło się we wszystkie strony, prawie (bo wypadkowa i tak przecież była w kierunku Folly) pięciokrotnie (upraszczając, że rozeszło się w 6 stron) zmniejszając moc wiatru. Dodatkowo, ciało kobiety było wysportowane, niezwykle giętkie (niech żyją Akrobaci! a reszta niech mówi, co chce) i zaprawione w walce wręcz, więc czując, że coś gwałtownie pcha ją do tyłu nie broniła się, a jeszcze sprężyście odbiła od gruntu, wykorzystując pęd, by w miarę bezpiecznie, choć twardo wylądować w kucki.
Również więc odniesione rany były mniejsze niż się to z początku wydawało, pytanie tylko: o ile?

Powoli, czujnie, drobinę chwiejnie powstała, prawą ręką przytrzymując się pnia drzewa i cały czas obserwując mężczyznę. Nie była pewna, co się z nim stało po kontrze - na bladej skórze widniały siniaki, a gdzieniegdzie i lekkie obrzęki. Sophie-lekarz odezwała się w głowie kobiety ostrzegając, że jak najszybciej powinien przyłożyć w te miejsca zimne kompresy, ale została zignorowana.
- Lepiej o siebie zacznij się martwić - warknęła, nie zważając, że oponent z pewnością weźmie ją za wariata. I tak już sprawia to wrażenie, prawda? - Zastanawiałaś się może, czemu nic nas nie boli?
Znaczenie tych słów stało się dla więzionej jasne w momencie, gdy uświadomiła sobie, że w świetle takich nowości powinna teraz umierać z powodu migreny. W przebłysku chwili pojęła wreszcie dlaczego Folly - jej imaginacja, wytwór jej chorego, stworzonego przez MORIĘ umysłu - zawsze wszytko wie. Ta z kolei zaśmiała się tylko głośno, szaleńczo, pełna wyższości - wszystko to oczywiście w głos.

Do blondyna zaś odezwała się tonem wysoce zjadliwym, nadal w duchu zirytowana wcześniejszą "przegraną" z Sophie:
- Już rozumiem, co miałeś na myśli, mówiąc o udawaniu dobroci, kocie. Całe szczęście, że nie pozwoliłam ci podejść bliżej.
Równocześnie z jej słowami w bezpośrednim otoczeniu mężczyzny, jak gdyby znikąd (ująć to "jak gdyby z powietrza" byłoby przesadną ironią) pojawiły się powietrzne kule wielkością o parę centymetrów przewyższając Noritoshiego.
Jeśli skupił się na niej i wypowiadanych zdaniach, nie zdążył nawet poczuć mocą tworzącego ruchu powietrza - a potem już moment i dwie ogromne kule, wypełnione szalejącym powietrzem okrążały go po orbicie o średnicy około 4 metrów. Szybko i synchronicznie - między nimi była zawsze taka sama odległość, za mała jednak z powodu prędkości nadanej przez Folly, by spróbować się przez nią wydostać bez żadnej pomocy, i z pewnością bez groźby porwania przez wicher. A gdyby dosięgło śmiałka, któż wie co przygotowała kobieta?
Jeśli zaś nie zważał na to, co do niego mówiła, obserwując jedynie płochliwie otoczenie, być może dostrzegł moment utworzenia nowego zagrożenia, jednak przeoczył dziwny błysk w oczach przeciwniczki, ostrzegający, że od teraz będzie tylko i wyłącznie jeszcze bardziej paskudniej. (...Zabawniej, zabawniej miała na myśli.) I jeszcze, że coś się szykuje.

Trzecia kula powietrza uformowała się około 3 sekund po poprzedniczkach; nieruchoma, choć równie szalejąca wewnątrz, tym razem mniejsza o połowę, w odległości i wysokości metra od tamtych, od strony pleców blondyna. Jej bliźniaczka, niczym lustrzane odbicie, utworzona została sekundę później po drugiej stronie klatki Noritoshiego, a obie jedynie czekały na rozkaz kobiety. Ten nadszedł prawie od razu, wraz ze skinieniem dłoni, nakazując im ruszać.
Plan był prosty: krążące kule utrzymają mężczyznę wewnątrz wyznaczonego obszaru, zaś mniejsze dopadną go na tym małym terenie. Każdy wie, co dzieje się, gdy tornado dotrze do jakiekolwiek przedmiotu. A Folly zadbała, by każda ze stworzonych kul zawierała uroczą miniaturę trąby powietrznej, szalonej jak ona sama.
Gdy mężczyzna już na pewno zainteresował się nastającymi na jego zdrowie tworami, zbliżającymi się z dużą prędkością od góry, ponad siostrami, Akrobatka utworzyła jeszcze bliżej siebie trzy dodatkowe, wielkości piłek do tenisa ziemnego i o dużej gęstości, i napięta jak struna, gotowa do działania, czekała.

Należy dodać, że wszystkie kule wytworzone są z powietrza, więc niemalże ich nie widać. Kontrolowane przez wolę kobiety, poruszają się zatem precyzyjnie bez względu na swoją wielkość i reagują tak szybko, jak pozwala na to jej refleks, działając jednak w granicach praw fizyki.
Sama Folly, mniej niż przedtem niefrasobliwa, z krzywym, choć zdradzającym ślady cierpienia uśmiechem obserwuje z odległości około 10 metrów (6 poprzednich między nimi +/- te kilka, które rzuciło ją w tył) rezultaty, jest jednak gotowa w każdej chwili bronić się w sposób szybki, a prostszy niż poprzednia kontra Noritoshiego - jej zamiarem jest uskoczyć w tył i w górę, w korony drzew, wspomagając się i chroniąc strumieniem powietrza skierowanym do góry, tak szybko jak w obliczu niebezpieczeństwa pozwolą jej na to obrażenia. Nawet niezły mag powietrza nie zdoła poprowadzić tak wysokiej fali o mocy poważnie zagrażającej innym.

Noritoshi - 16 Październik 2013, 00:02

Słońce siedzące we wannie z podciętymi żyłami. Czemóż w takowym miejscu zechciało się chować? I gdzie nam, ziemianom, przypadło miejsce w tej metaforze? Czy to nadal wanna, czy już może cos znacznie mniej neutralnego? Może to była jaskrawa skrzynia, podłużna, pod wiekiem skrywająca koniec świata każdego z nas? I to wieko wkrótce zatrzaśnie się za czyjąś twarzą, wraz z jego słońcem?
Czy ktoś tutaj umrze?
To raczej tyleż możliwe co i nie mające się prawa tutaj wydarzyć… Ale wszystko możliwe.


Kiedy zaskakuje cię ktoś nowymi wieściami. Kiedy przeraża cię nieznanego pochodzenia dźwięk. Kiedy czujesz wielkie uczucie do kogoś. Kiedy ogarnia cię nienawiść. Kiedy rozczarowanie każe ci się zamknąć. Kiedy nie wiesz gdzie się podziać. Kiedy nie wiesz... co się dzieje ani… kiedy.
Strach.
Strachy.
Oto prezentuję wam rasę, która czerpie korzyści z przebywania w obecności wyrażanych przez kogoś emocji i uczuć. Pan Noritoshi Ishiya czerpie przyjemności z jakichkolwiek ich zabarwienia, w zależności tak właściwie od jego potrzeb. Czy potrzebuje się zasmucić, czy może uradować, albo po prostu poczuć nienawiść, poczuć adrenalinę – wybiera w tych chwilach odpowiednie miejsca, gdzie spotkanie chcianych emocji u przebywających tam istotek staje się znacznie pewniejsze i karmi się nimi. Czasem jednak nie musi szukać – na tacy ktoś mu podaje to, czego potrzebuje. Zdziwienie jej jednak zostawił. Niech sobie to bierze ta miła Panienka Folly, mu to niepotrzebne, a jej jak najbardziej przydatne. Przydatne w jego planie.
- Mówiłaś coś do mnie, czy może do swojej drugiej strony? - Zapytał niespodziewanie, gdy wypowiedziała się o martwieniu i o bólu. A i owszem, wiedział, nie od tego momentu, że jej psychika jest pokrętna i złożona.
Oferował pomoc i zaatakował. To prawda. Ale on się nie ogranicza i miewa skrajności. Od jednej w drugą z łatwością przechodzi. Wszak już jej to mówił!
Zaprezentowała mu pokaz swoich akrobacji, a on mógł w międzyczasie odczuć jak nieprzyjemnie skończyło się dla niego zabawienie się z próżnią. Swoją drogą dość ciekawa sprawa… i śmiertelna. Ale nie czas by się nad tym zastanawiał!
Gdy tak wsłuchiwał się w jej słowa, zaczął karmić się jej emocjami, wykradając jej wszelkie te, jakie tylko zdołała w ostatnim czasie odczuć i ukazać na twarzy, bądź skryć w sobie, a owe jej jeszcze nie opuściły. Wszak, choć skryte, to nadal są to emocje. To tak jak z krwią. Spływająca po ciele lub tętniąca w ciele - i tak wampira ciągnie do niej, chce ją spić, pragnie jej! Tak i tutaj Noritoshi wniknął głębiej, przez wyczuwanie aury, jak przez kły, w to, co w niej siedzi i sięgnął tych rzeczy, w jednej chwili sprawiając, że pustka wypełniła ją wewnętrznie. A w tej pustce winien zrodzić się strach. Że Folly nie czuła zapału do walki, nie czuła woli ukazania się od psotnej strony. Zabrał szaleńczość i wywyższanie siebie, co sprawiło, że było mu teraz znacznie łatwiej sprostać trudom tej sytuacji. Tak, takim czymś lubił się żywić… Jej blask w oczach jak szybko się pojawił, tak szybko powinien zniknąć, zmuszając ją do wielu rozmyślań. Co się dzieje? Czemu traci pewność siebie? Czemu nie jest tak zdecydowana jak zamierzała, jak była jeszcze chwilę temu? Folly, czyż właśnie nie nadszedł odpowiedni czas by zadać sobie te pytania?
Odwrócił kota ogonem zabierając jej wszystko to, co pomagało jej w planowaniu akcji, a zostawiając tylko to, co przeszkadzało.


On potrafił wyczuwać ruchy powietrza. Potrafił, bo to dla niego znaczy znacznie więcej niż mieszanka azotu z tlenem. Więcej niż bezwonna, niewidoczna masa, wyczuwana tylko przy podmuchach wiatru. On czuje drgania cząsteczek. To dla niego coś więcej niż żywioł. To jego domena, jak dla pisarza czy malarza wena. To materiał jak dla nich, odpowiednio, pisak i pędzel - tusz i farby - kartka i płótno. Jak na ironie, bez powietrza, w próżni, odnosi szkody na swoim ciele. Zaiste to chyba wystarczający argument na to, że powietrze mu potrzebne. Coś, co trzyma go przy życiu, a jednocześnie nie potrzebuje tym oddychać. Co więcej, potrafi wyczuć ruchu cząsteczek każdego gazu.
Ruchy cząsteczek powietrza powiedziały mu o gwałtownych zmianach w jego otoczeniu. Wtedy uznał, że coś jest nie tak... i pora kontratakować! Ruszył w kierunku Folly ze swoją kataną. Dzierżył ją swobodnie, przy ciele, gotowy do obronienia się tym ostrzem w razie potrzeby. Chciał ją podejść jak najbliżej, to było dla niego teraz wręcz priorytetem. Drugim, tuż obok, była obserwacja jej zachowania i spijanie z niej emocji i uczuć, ale tylko tych, które były dla niej pozytywnym wydźwiękiem w zaistniałej sytuacji. Smutku, zmieszania i niepewności nie brał ze sobą. W takim stanie z pewnością zacznie miewać wyraźne komplikacje, bać się... A tego Noritoshi oczekiwał. Chciał ją pokonać psychicznie, a potem spętać fizycznie, z pomocą katany. Bo ileż będzie pozwalał sobie na wysłuchiwanie jej Wysokiej Mowy?!
- Poczuj czymże jest świadomość braku bycia sobą! Czym jest bezradność! – Błysk w oczach przeszedł na niego, a niecny uśmieszek zwiastował niebezpieczeństwo.
Jej kule z powietrza? Możliwe, że nie zdołała dokończyć swojego planu ich tworzenia. Możliwe też, że zabierając jej to, czym się zwykł pożywiać, sprawił jej trudności w wykonywaniu swojego niecnego planu. Działanie pod presją nigdy nie było dobre, prawda? Najwyżej w ostatniej chwili wyminie jakąś kulę stojącą mu na drodze, a którą wykryje odpowiednio wcześniej...

Soph - 11 Listopad 2013, 16:14

Karmił się emocjami? Och, straszne to dla kobiety i okrutne też.
Zdenerwował się nam Aniołek? Na patykowatą brunetkę w samej bieliźnie? Gratulujemy temu panu stabilności psychicznej godnej Folly.

Owszem, zabrakło woli walki, zabrakło pewności siebie - po prostu zanikły.
Zaś wywyższanie w żadnym ze swoich znaczeń nie jest i nie ma możliwości, by się stało emocją, a obłęd to stan lub cecha, więc żadna z nich nie mogła zostać Folly odebrana; ponadto Strachy żywią się emocjami, nie uczuciami, co zostało wyraźnie w Przewodniku powiedziane.
Zanikły, a co za tym idzie w umyśle kobiety faktycznie pojawiły się zdezorientowanie i przestrach, bo czyż takie cuda winny się dziać? W zdenerwowaniu nie wpadło jej do głowy, że może to być działanie mężczyzny, ponadto co by jej z tej wiedzy przyszło?
Czy brak motywacji (który notabene w sensie ścisłym nie istnieje) spowodował przerwanie ataku? A czy cokolwiek robiąc, motorem napędowym zawsze są emocje? Czyż nie mówi się o przewadze szkiełka i oka? Także i tu, kule jak najbardziej powstały. Może z mniejszym przekonaniem ze strony agresorki, ale rozkaz to myśl, a nie uczucia, które są potrzebne w postaci krzyku prosto z serca bohaterom mangi do rozpoczęcia ataku.. Powstały, choć ten fakt jest mało istotny, co przybliżę później.
Szybsze bicie serca, ucisk w żołądku, momentalnie rozszerzony kąt widzenia - wszystkie objawy stresu i układu walki/ucieczki włączyły się - po raz pierwszy od bardzo dawna, od czasów laboratoriów MORII - z powodu postawienia kobiety w sytuacji, której nie znała. W zaskoczeniu.

Ratunek przyszedł jednak z zupełnie niespodziewanej strony.
- To Strach, idiotko - rozległo się w jej myślach dźwięcznie, z niemal nieskrywaną satysfakcją. - Strach, więc żywi się twoimi emocjami. Ty wiesz swoje, ja wiem swoje.
Jako Stróż panienki Sophie musiała przyswoić więcej niż podstawową wiedzę o każdej z ras, a także sposoby negowania ich charakterystycznych cech.
- Nic nie zrobisz w takim stanie, a on zaraz nas zmiecie. A przynajmniej tak mu się beztrosko roi - dodała mściwie.
Ponownie Sophie zaskoczyła Folly, a Folly Sophie. Tą pierwszą - bo po rewelacjach na temat rodziny Bugs nie strzeliła focha, tylko odstawiła spór na bok i przyszła z radą, by ratować je obie, co nie przyszłoby Folly do głowy; tą drugą zaś, bo kobieta niespodziewanie poprosiła o pomoc:
- Podmiana?
Zerknięcie w kierunku mężczyzny, jego swobodne ominięcie kul nieruchomych z powodu niezdecydowania kobiety, szaleńcza szarża w kierunku Folly/Sophie.
- Ty, faktycznie. - rozległa się odpowiedź podsumowująca w niecodzienny sposób całą przeprowadzoną w ich myślach rozmowę, po czym w jednej chwili więziona stała się tą, co więzi, zaś dotychczasowa agresorka - więźniarką.

Kule powietrza - w liczbie czterech dużych, gdyż w ferworze walki i emocji możemy pominąć drobiazgi stworzone jako przyboczne kobiety - były nadal gotowe do użytku.
Do ciała wróciła prawowita właścicielka, która miała to do siebie, że - powołując się na KP jak uczynił to wcześniej nasz MG - w żadnej mierze nie kierowała się uczuciami, a rozsądkiem i chłodną kalkulacją.
Wiedziała też, na czym polega siła Stracha i jakie posiada on atrybuty. Widoczne było, że prócz motywacji również lekkomyślność i poczucie niezniszczalności Folly przeszło na niego objawiając się bezmyślnym natarciem na kobietę - skoro pozostawił w niej jedynie strach przeplatany zdziwieniem, a chory blask oczu zagarnął dla siebie.
Ach, zaślepienie tych, którzy nie mają drugiej jaźni, by ich hamowała, gdy zrobi się niebezpiecznie. Choć... w obecnej sytuacji trzeźwe myślenie też by mu już nie pomogło.

Cała ta sytuacja miałaby miejsce, gdyby nie fakt, że od pewnego czasu była tylko falsyfikatem.
Czy to powietrzne kule były nieprawdziwe? Czy już uderzenie powietrza od Noritoshiego? Próba prądu? Kule z wody?
Pamiętacie drugi z kolei obłąkany śmiech Folly? Pamiętacie ten błysk oka? Przywitaj się, Noritoshi.

W momencie, gdy mężczyzna ruszył z obnażoną kataną w stronę miejsca, gdzie jak sądził stała brunetka, cały świat dookoła powinien zacząć mu ciemnieć przed oczami i rozmazywać się niczym mokry obrazek z akwarelek - to Sophie w taki a nie inny sposób zdejmowała iluzję.
I w tym samym momencie wybrzmiał strzał zza jego pleców i blondyn winien poczuć szarpnięcie w prawym barku. Ból z postrzału przychodzi później, w pierwszym momencie słychać jedynie wilgotne cmoknięcie, gdy kula przedziera się przez węzły mięśni, litościwie omija większe arterie i okazuje miłosierdzie kościom.
W jednej chwili, wraz z przebłyskiem bólu, świat wróci do swojej podstawowej formy: słońce koloru cynobru będzie w tym samym punkcie nieba co przy kontrataku Stracha, wiatr dalej będzie smagał wysokie korony drzew, zaś ślady bosych stóp zatoczą półkole wokół mężczyzny, skończą się za jego plecami i odbiegną w las, jednak ich właścicielki nie będzie już widać od kilku długich chwil.

Dziewczyna oddziałuje na umysł, nie było więc żadnej możliwości, by blondyn wyczuł którąkolwiek swoją mocą cokolwiek teraz lub przedtem - gdyż został oszukany na poziomie mózgu, a nie wzroku.
Odbiegając od rannego - nie aż tak, bo celowała w ten sposób, by nie zrobić mu zbyt trwałej krzywdy, choć z pewnością bolało cholernie, w końcu to rana postrzałowa - przeciwnika ponownie otuliła się iluzją, a w głowie miała jedną neutralną myśl: choć z nowoczesnej broni można by wystrzelić i spod wody, i tak musi browninga porządnie wyczyścić.
Pachniała bardzo prochem i trochę wyrzutami sumienia.

[zt]

Noritoshi - 16 Marzec 2014, 10:01

Noritoshi nie był za bardzo tegoż dnia w nastroju do walki. Przybył tutaj w chwiejnym stanie emocjonalnym, chciał nieść pomoc, a skończyło się na walce. Walce trudnej, w której nie podejmował najlepszych decyzji. Sophie okazała się znacznie sprytniejsza, znacznie szybciej reagowała i skuteczniej.
Użyła na nim iluzji w którą dał się złapać. Użyła nadspodziewanie trafnie, bo kto jak kto, ale on to jest jednym z tych, którzy najlepiej wyczuwają ruchy powietrza wokoło siebie. A potem, tak całkiem bez honoru, wrednie, wyciągnęła pistolet i go postrzeliła. Idiotka!
Iść z klamką przeciw gołym dłoniom? A nie, wróć - z klamką na białą broń, ale to i tak nie jest sobie równe! To go bardzo rozgoryczyło, do tego stopnia, że nie przykuwał odpowiedniej wagi do powstałej rany. Chciał czym prędzej dorwać tą istotkę o dwóch imionach i dwóch jaźniach. Ale chyba wkurzenie Noritoshiego spowodowało, że czym prędzej uciekła w popłochu. Tak, tłumaczył sobie na swoje, choć nie był tej wersji wydarzeń pewny. Rozważania nad przyczyna jej ucieczki zostawił na później, kiedy to zakręciło mu się w głowie i poczuł silny ucisk w ramieniu.
- Cholerna sucz... Nienawidzę tej krainy!
Zdecydowanie nie powodziło mu się w tych rejonach. Podniósł rzucony na piaski płaszcz i rozerwał go. Przetarł krew z barku i próbował zlokalizować kulę. Wiedział, że musi ją wyjąć, nim swym grotem narobi mu więcej szkód. Wykorzystał w tym celu naszyjnik, aby podważyć kulę. Cholernie go to bolało i w niebiosa krzyczał przez zęby zaciśnięte na tkaninie płaszcza. Ale w końcu mu się to powiodło. I ruszył nędznym krokiem nad brzeg, chcąc przemyć ranę i płaszcz z piasku, po czym zawiązać prowizoryczny opatrunek. Wiedział jedno - na drugim spotkaniu rozliczy się za dzisiejsze nieprzyjemności. Ale czuł, że nie chce drugiego spotkania, że czas najwyższy wynosić się stąd i wrócić do współlokatorki, do własnego mieszkania i zapomnieć o cukierkowej maści zza drugiej strony lusterka.
Ale nadal był tutaj. A tamten świat był gdzie indziej. I nie znał przejścia. Nie znał takiego, które by go z tego miejsca wyprowadziło, więc zostawało mu pozwiedzać znane zakątki...
Ruszył wolnym krokiem, po drodze zgarniając suchą gałąź i wykorzystując ją jako kule.

z/t

Anonymous - 20 Maj 2014, 17:15

Zawędrował tutaj, bez ustanku niosąc na swoich ramionach Iskrę. Stąpał wolno, jakby w obawie, że przyspieszenie kroku mogłoby spowodować zaniepokojenie czy - co gorsza! - niewygodę pasażerki, mają minę tak niewyraźną, że trudno było sprecyzować, jak się teraz czuł. Najpewniej był wyczerpany - hej, Eva też ważyła swoje, nawet jeżeli odjąć od niej te długie rude włosy, a on... No, nie należał do kliki kulturystów w tej krainie. Chociaż jak przeniesie może tak dziewczynę jeszcze z kilka razy, nałyka się steryd i zacznie bekać na głos... To dopiero będzie zły charakter. Tymczasem nasz stary, poczciwy Duma z licencją na dżentelmeństwo (z którą sobie nie radził) i łagodny niczym baranek (no, to już szło mu o wieeele lepiej), "upuścił" ni to śpiącą, ni to przytomną Iskrę na jednym z połamanych drzew, sam póki co jeszcze nie siadając. W międzyczasie machnął rękami i zamknął na chwilę oczy, delektując się zapachem lasu i morza, zmieszanymi ze sobą w tymże miejscu. Pewnie dlatego ją tu zaniósł - pomyślał, że to dobry zakątek na to, żeby odpocząć. Uspokoić się.
Albo... wszcząć nową kłótnię. Lunatyk odchrząknął i przebadał zielenią spojrzenia jej spotkać, szybko dochodząc do wniosku, że raczej podczas podróży bardziej nie ucierpiała. Uśmiechnął się krzywo.
- Evo... co masz na ręce, że nie chcesz mi jej pokazać? - najlepiej dowalić prosto z mostu. Może trochę przesadził- bo definitywnie było to zbyt zuchwałe, ale oczy, który mierzyły ją od stóp do głów nie wyglądały na skore do zrezygnowania z kontemplacji... Iskry. W końcu obserwowanie reakcji ludzi było o wiele ciekawsze, niż jakieś słowa, za którymi mogła się zasłonić... Iskra. Naprawdę urocze przezwisko - coby nie powiedzieć, trafione w dziesiątkę. Ale nie zgadzał się z jej teorią - tutaj bardziej chodziło o zapał. Iskra może i ognia nie czyni, ale bardzo prawdopodobne, że ten jednak się rozpali, zaskakując swoją wielkością wszystkich. Ognia nie da się okiełznać i to jest właśnie największa zaleta bycia... iskrą. Iskrą. Och.
Nie to, żeby zauważył to, co a ręce widniało. Po prostu... miał swoje podejrzenia. I raczej nie chciał, żeby były one prawdą.

Iskra - 20 Maj 2014, 23:22

Wdech i wydech. Wdech i wydech. Jak ten prosty, cudowny rytm potrafił uspokajać. Eva wcale nie była dziwną osobą, skądże. Przecież każdy słucha bicia serca rodzeństwa, by przekonać samego siebie, że jest bezpieczne. Obecnie.
Gdy schemat oddechu zaczął się zmieniać pomyślała, że idą już całkiem długo. I on nadal ją niesie. Nawet najbardziej wytrzymały już by się zmęczył. Czekała, aż przysiądą na jakiejś ławce pod pretekstem osiągniętego celu podróży lub obserwacji jakiegoś niezwykle ciekawego zjawiska, które to tłumaczenia przyjęłaby bez mrugnięcia okiem. Niemal wzniosła oczy do nieba. Z tego samego powodu nie proponowała też, że zejdzie - męskie ego czasem bywało naprawdę łatwe do urażenia. Nauczyła się tego przebywając z ojcem i Markiem, przyjacielem z dzieciństwa, ale zasada sprawdzała się w niemal każdym przypadku - a ileż później zachodu z ugłaskaniem, z upewnieniem, że wcale nie uważa, że nie da rady!
Przyjęłaby bez mrugnięcia okiem, bo i tak zrobił dla niej sporo, a nadal nie wiedziała dlaczego. Z dobroci? Niby jakaś wychynęła z niego ostatnio, ale kto wie, czy nie wyzionie zaraz ducha? Albo nie zostanie zadeptana przez jego wrodzony urok? Miś o małym rozumku, pomimo swojego osobistego poplątania z pomieszaniem nie przewidywał sytuacji, żeby ktoś tak nieogarnięty i sprawiający tyle kłopotów mógł się Dumie spodobać. Więc z ciekawości? Na to stawiała, choć nie widziała sensu w zawracaniu sobie nią głowy aż tak, ponaigrywać się mógł przecież i przy kolejnym spotkaniu.

Pozostawiona na jakimś powalonym konarze - co ogarnęła przez fakturę pod opuszkami palców i ciałem oraz skrzypnięcie w tle (oby się nie złamało! albo inaczej - oby nie zleciała z tego drzewa jak ostatnia sierota. znowu) - zerknęła na niego spod rzęs.
Z zamkniętymi oczami, spokojem tchnącym z rysów twarzy, rozluźnionymi ramionami wyglądał niemal, niemal jak inna osoba. Jak swój bliźniak - ten mniej znerwicowany, mniej się o wszystko martwiący.
Spojrzenie jej złagodniało, na twarz wypłynął lekki uśmiech, który, proszę państwa, sięgnął oczu. Gdyby została złapana na tym podglądaniu, pewnie nie pozostałoby jej nic innego jak tylko uroczo się zarumienić. Nie wiedziała co chce powiedzieć, jednak gdyby wydobyła wtedy głos, byłby miękki, zarezerwowany tylko na takie chwile, bo... No.
A potem musiał się odezwać.

- Co masz w głowie, że wciąż ukrywasz swoje prawdziwe myśli, Dumo? - odbiła piłeczkę bez chwili zwłoki, mając nadzieję, że ingerencja w jego osobę odwróci uwagę od równoczesnego tiku na twarzy i skrytego za przymkniętymi naraz powiekami błysku bólu w spojrzeniu. Nie ma to jak wrócić do poprzednich, bezpiecznych relacji-reakcji.

Arms wide open, I stand alone.
I'm no hero, and I'm not made of stone.
Right or wrong, I can hardly tell.
I'm on the wrong side of heaven,
and the righteous side of hell.

Zastanawiała się, co zrobić gdy ominie jej pytanie - jak zwykle - i ponownie powróci do swojego - co do czego nie miała żadnych wątpliwości. Nie wiedziała czy i co mu powiedzieć, gdy zapyta ponownie. Hej, przecież potrafisz o tym mówić. Przecież prawie powiedziałaś Kalinie. Cztery razy.

Anonymous - 21 Maj 2014, 13:56

Rezczywiście - Duma nie dałby zwalić Iskry ze swoich ramion. Ale może nie względu na męską dumę... po prostu ostatnimi czasy powoli uczył się doprowadzać każdą sprawę do końca - nawet jeżeli chodziło o sprawę tak błahą jak darmowy transport do bliżej nieokreślonego miejsca docelowego. Widział, że przeciąganie ich lub niezałatwianie obowiązków w ogóle może prowadzić do... no cóż - sytuacji, w jakiej znajduje się teraz. W sytuacji, w której po prostu nie może wrócić do domu, pomimo nawet faktu, że ma te domy dwa - w jednym prawdopodobnie teraz ostrzą na niego nóż, w drugim prawdopodobnie go nawet nie pamiętają, a on sam nie może tam wrócić ze względu na to, że rodzina z domu pierwszego szybko zorientuje się, gdzie jest rodzina z domu drugiego - i nie omieszka tego wykorzystać. Zresztą - tak nawet jest lepiej. Nie zniósłby miejsca, w którym może zatrzymać się na stałe... a przynajmniej to usiłował sobie nausilnie wmówić. Wymieniał rzeczy, których nie potzebował tak długo, az w to uwierzył. Działa, czy nie... Ważne, że może się tego trzymać.
Dlaczego, dlaczego. Co za przyziemne pytanie! Wszystko zawsze musiało mieć swój cel, więc Duma niemalże na przekór temu wprowadzał chaos, byleby tylko potwierdzić regułę - może i wszystko miało sens... Ale ktoś musiał dbać o ten nieporządek. Dlatego właśnie działał głównie po pierwszej myśli, nie po następnej - mieszanie obcym w życiu bez żadnych konsekwencji...? Dobrze, mógł też przyznać, że był ciekawy - miał do tego pełne prawo. Bo z dobrocią, podobaniem się... było gorzej (nie wspominając już o uroku, na którego brak cierpiał).

Właściwie jego ego świętowało swoje małe zwycięstwo z powodów dostrzeżenia tego, że jednak mu się przygląda, ale było na tyle niewielkie, by w odpowiedzi na to wzruszyć zdezorientowane ramionkami, nie wiedząc, co zrobić z tym w takim razie. Ucieszyć? Nie. W końcu to, co powiedział, było ważniejsze od jakichś świetnych (na pewno!) figur i póz naszego lunatyka. Spojrzał na Iskrę, tym razem uśmiechając się znowu. Założył ramię na ramię i zerknął za siebie, jakby upewniając się, że nikogo tu nie ma - no tak. To tak odnosząc się do jego nerwicy.
- Gdybym mówił to, co miałbym w głowie, na pewno byś mnie wyśmiała. Chociaż... jest coś, co mógłbym powiedzieć i byłoby to w pełni szczere - nie cierpię, kiedy ktoś zmienia temat w taki sposób. Tylko ja mam do tego prawo - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Masz wybór - albo powiesz mi, co się stało i co się dzieje z tą ręką, albo ja ją złapię i sam dokonam tego odkrycia.
No tak. Miała rację. Oczywiście, że miała rację.
- Jeszcze jedno... Wolisz Evę czy Iskrę? - ooo!

Iskra - 21 Maj 2014, 23:09

Czysta prowokacja. Znaczy, nie wiedziała czy ją przejrzał i ta była perfidnie zamierzona czy wrodzone upierdlistwo nakazało mu sformułować prośbę akurat w ten sposób, jednak - stało się.
To co zamierzała zrobić nie było najmądrzejsze - bo wbrew pozorom choć choleryk denerwował się w tempie piorunującym, Eva miała nad swoimi reakcjami pewną kontrolę - ale jeśli gdzieś w duchu świętował, że spowodował, iż zdjęła przy nim maskę, niech będzie świadom co to oznacza.
- Wyśmiała? - upewniła się, nadzwyczajnie spokojna. - Dobrze wiedzieć co bym zrobiła, a czego nie. Skąd w takim razie pochodzą te wszystkie mądrości, jeśli nie z tej łepetyny? - Dźgnęła palcem w kierunku rzeczonej.
Obrzuciła go chłodnym spojrzeniem: taksującym, przeciągłym i nie mającym już nic z tamtej eterycznej Iskry sprzed chwili. Czy widział, że właśnie zbiera się cisza przed burzą? Czy zauważy dopiero gdy uderzy w niego pierwsza fala?
Skoczyła na równe nogi.

- Wybór? - warknęła, zbliżając się szybko, gwałtownie. - Jakie Ty masz prawo do stawiania mi warunków? Ty jeden, co nie odpowiadasz na pytania, Ty, co wymigujesz się od odpowiedzi? Nie znosisz? - Roześmiała się krótko, sucho. Stanęła przed nim i zadarła głowę, patrząc wyzywająco w oczy. - Przyzwyczaj się, bo ja nigdy niczego nie ułatwiam.
Zacisnęła szczęki, powstrzymując się z drżeniem dłoni od uderzenia go. Chciała zetrzeć z jego ślicznej twarzy ten niepokojący, szeroki uśmiech, którego jeszcze dotąd nie widziała. O którym nie wiedziała czy jest prawdziwy, czy tylko sprawia takie diaboliczne wrażenie.
Konfrontacja z dużo większym od siebie mężczyzną nie wróżyła nic dobrego, w przeszłości też nigdy nie wróżyła nic dobrego, jednak czasem Iskra po prostu przestawała myśleć. A czasem myślała aż nadto i dlatego zbyła milczeniem ostatnie pytanie, nie chcąc palić za sobą mostów. Nie jego.
Co zrobi, gdy będzie chciał dowiedzieć się siłą? Lepiej nie wkraczajmy na te tereny.

Anonymous - 21 Maj 2014, 23:45

No tak - musiał pogodzić się także z ciemną stroną swojego wyboru i grzecznie odebrać lekcję należną mu za wszystkie złe rzeczy, które zrobił. A było ich sporo. Bo... Znowu zaczynało się. Chociaż Duma spokojnie przycupnął sobie przy drzewie, obserwując uważnie Evę nie tracił czujności... w końcu to była Eva, a nie żaden byle jaki podmiot, który temperamentem nie przewyższa przeciętnego obywatela... Ona przewyższała. Co najmniej dziesięciu zresztą. To chyba był kolejny czynnik stojący za Dumą - był ciekawy jej granic. Tego, co zrobi kiedy stanie się jedno, co stanie się kiedy drugie... Traktował ja na pewno brzydko, bo trochę jak eksperyment. O świetnym wyglądzie i charakterze... Ale była unikalna. I trzeba było przeprowadzać badania. Ktoś musiał je rozpocząć - nawet jeżeli miałby za to przypłacić wąchaniem kwiatków od spodu.
Samarytanin Duma czuwa!
- Wyśmiałabyś je, bo jest tam trochę pusto - rzucił, przekrzywiając głowę. Tak, może najwyższy czas przyznać się, że tak naprawdę jest półgłówkiem działającym tak, jak zaproponuje mu to instynkt zachowawczy - może zamiast patrzeć na niego jak na kogoś, w końcu spojrzy prawidłowo - przez pryzmat swego rodzaju niedorozwinięcia.

Kiedy wstała, zacisnął mimowolnie dłonie - ot, zwykły tik, który uaktywniał się przy co gwałtowniejszych sytuacjach. A kiedy ruda chmurowa burzowa zaczęła być niebezpiecznie blisko jego postaci, przypomniał sobie nagle, że powinien był zainwestować w parasol - lub w schronienie. W dobrą, murowaną chatkę, którą zamknąłby na cztery spusty i nie wpuszczał tam Evy... to chyba dobry sposób na uniknięcie konfrontacji, prawda?
Ale... Uśmiech przecież nie zniknie tak łatwo. Właściwie oczekiwał ciosu, bo było to naturalnym następstwem tego wybuchu i zdziwienie było jednym, co - poza bezczelnym uśmiechem - trwało na jego twarzy.
- Wolę Iskrę. - stwierdził i właściwie chciał na tym skończyć, ale sam nie mógł powstrzymać - nawet nie chciał. - Nie wymigałem się od odpowiedzi, po prostu nie usłyszałaś tego, co chciałaś usłyszeć. Co chciałaś usłyszeć? Może sam powinienem wyrzucić ci to, że za wszelką cenę chcesz, żebym odczytywał swoje myśli, w sposób jaki ty mi dyktujesz? Wiesz... Nie mam żadnych praw do stawiania warunków. Ale miałem ci pomóc, tak? Nawet jeżeli tego nie chcesz, mam cię uszczęśliwić. No, a przynajmniej doprowadzić cię do stanu, w którym nie będziesz chciała wydrapać mi oczu. Chociaż myślę, że ten stan potrwa dłuższy czas, ale... hej. Spójrz na to z drugiej strony. Mam zniknąć, tak? Jeżeli zagrasz na moich zasadach, upieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu - pozbędziesz się tego złego, beznadziejnego Dumy a także wylejesz na niego swoje żale, które będzie przeżywać szmat czasu, zanim uświadomi sobie, że ta znajomość już się skończy... nie. Nie powinienem był tego mówić. Tak czy inaczej - tylko ja na tym tracę. Ty wychodzisz na prostą. Proste i opłacalne. Jeżeli możesz, rusz tą śliczną główką.
Bez tego ostatniego by naprawdę było lepiej, Dumko.
Zbladł troszkę. Ale to ze względu na barwę mowy. Ale nie odwrócił spojrzenia od niej, starannie badając jej twarz, jednak omijając oczy - i tak był w stanie wyobrazić sobie w nich wściekłość, która na pewno w nich była. Nie potrzebował kolejnego obrazka udowadniającego mu, jak bardzo tą grę spieprzył. Więc...
- ...Proszę?
OCH.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group