Anonymous - 26 Grudzień 2010, 13:04 Nie wiedział o co mogło chodzić z jakimś patykiem ale po chwili załapał. Westchnął tylko i złapał się za głowę ponieważ ta rozmowa przyprawiała go o migrenę. Jakim cudem na świecie może istnieć ktoś tak pokrzywdzony, że nawet Viro nie ma ochoty na torturowanie go. Widocznie cuda się zdarzają albo ktoś się uwziął na niego.
-Po to, żeby zabijać ludzi i innych.
Słysząc pytanie czemu jest niemiły uśmiechnął się wrednie. Nareszcie było jakieś inteligentne pytanie i nie pozbawione sensu. Kiedy dotknął jego policzka i wplótł palce w włosy Viro przeszył dreszcz obrzydzenia i na dodatek wezbrała złość. Złapał dłoń chłopaka i ścisnął mocno tak, że aż kości chrupnęły. Jak ten robal śmiał go dotknąć.
-Nie waż się mnie dotykać bez pozwolenia. A jestem niemiły bo mi się to podoba i taki się urodziłem.Anonymous - 26 Grudzień 2010, 13:12 Zabijanie ludzi. Magicznych czy nie magicznych? To było dobre pytanie i Zielony chciał je zadać, ale został przed tym powstrzymany. Nagły ból w ręce wystarczył by go skutecznie uciszyć na dłuższą chwilę. Wyszarpnął swoją dłoń z uścisku blondyna i chciał przed nim uciec najdalej jak się dało, ale nie miał takiej możliwości. Przylgnął całą powierzchnią pleców do podpory ołtarza i patrzył na chłopaka z dziwnym wyrzutem. Bolącą rękę trzymał blisko ciała. Kiwnął głowa na znak, że zrozumiał. Nie wolno dotykać blondyna bez pozwolenia. Skulił się otaczając jedną rękę nogi i patrząc nadal z dziwnym wyrzutem na cienia.
-Iemiły od rodzenia, usi ci być iężko. Cociaż, eśli ci to dpowiada, apewne akoś obie z tym adzisz – powiedział cicho.
-Rzyjaciół jak niemam nie otrzebujesz, ystarczy ci ylko woje owarzystwo a i casem fiar do nęcania się – zadziwiającym mógł się wydać fakt, że ten wariat w kapeluszu czasami myśli. I to w jaki sposób myśli. Rzadko mu się to zdarzało. Czasami po prostu lepiej grać idiotę, tak jest przyjemniej i weselej. Znaczenia niektórych słów nie znał, a innych znał całkiem dobrze. Ciekawe co było tego zasługą? Tego nigdy się raczej nie dowie.Anonymous - 27 Grudzień 2010, 10:23 Widząc, że zrozumiał ostrzeżenie uśmiechnął się pod nosem i słuchał go uważnie. Zaskoczyło go to, że tamten wreszcie wykazał przejaw inteligencji i potwierdził obecność swojego mózgu na miejscu. Zaśmiał się ironicznie i klasnął trzy razy jakby gratulując mu spostrzegawczości. Istotnie Viro nie potrzebował przyjaciół a jedyne towarzystwo jakie mu odpowiadało to jego samego. Mogłoby się wydawać, że nawet ktoś tak spaczony jak on będzie szukał dziewczyny z którą mógłby przedłużyć ród, ale musiałaby być taka jak on i zarazem istnym aniołem, żeby go znieść.
-Zgadłeś. Radze sobie z tym doskonale. I nie potrzebuje przyjaciół ani nikogo takiego.Anonymous - 27 Grudzień 2010, 10:54 Zielony uspokoił się trochę i nawet udało mu się zmusić do uśmiechu. Wesołego i trochę dziwnego, ale uśmiechu. Chwilę potem uśmiech ten już był bardziej naturalny niż sztuczny. Od taka mała wada produkcyjna. Zachowanie tamtego chłopaka bardzo go zdziwiło, ale postanowił nic na ten temat nie mówić. Ruszył obolałą ręką sprawdzając czy nie zatraciła ona swoich zdolności motorycznych, na szczęście wszystko było w porządku. Podniósł spojrzenie na blondyna.
-To cemu iedzisz tu ze mną? Koro nie otrzebujesz ikogo? – Ile to pytanie miało sensu? Ciężko stwierdzić, w każdym bądź razie wydawało się być trafne. Choć łatwo się szło domyślić – nawet takiemu głupkowi jak Zielony – że zapewne blondyn szukał sobie towarzystwa nad, którym mógłby się poznęcać. Niestety nad wariatami, znęcanie się jest cholernie trudne, przynajmniej tak słyszał Zielony. Bo żeby skutecznie znęcać się nad wariatem, samym nim trzeba być. A jak na Kapelusznickie standardy Viro był jeszcze zbyt normalny.Anonymous - 27 Grudzień 2010, 11:01 Słysząc pytanie westchnął i pokręcił głową. Przecież to było tak oczywiste i proste jak konstrukcja cepa. Skoro Viro lubi tylko swoje towarzystwo a nad resztą się znęca to wiadomo, ze szukał ofiary. Spojrzał na chłopaka lekko zmęczony tą rozmową i odezwał się mówiąc na tyle powoli, żeby to zrozumiał.
-Dlatego, żeby się nad tobą znęcać. Ale ty jesteś już wystarczająco pokrzywdzony.
Nie było sensu znęcać się nad nim psychicznie a więc pozostawało tylko fizyczne znęcanie się. Lecz na razie nie miał ku temu specjalnego powodu a nie chciało mu się ruszać dupy na darmo. Ale możliwe jest, ze ten mało rozgarnięty chłopaczek da mu powód jednym nieprzemyślanym słowem.Anonymous - 27 Grudzień 2010, 11:34 Usiadł po turecku i naciągnął trochę na oczy rondo kapelusza. Pytanie rzeczywiście nie miało większego sensu zwłaszcza, że odpowiedź na nie była banalnie prosta. On pokrzywdzony? Nie on był tylko sobą, jego dziwactwa były pewnym sposobem na wyrażanie samego siebie. Nie narzucał na siebie żadnych ograniczeń jak to robili ludzie i to była chyba jego przewaga nad nimi i nad siedzącym obok niego cieniem. Wbił w niego spojrzenie różnokolorowych ślepi i o nic już nie pytał. Raczej ciężko wymagać od kogoś kto niespecjalnie dużo myśli, by rozmyślał nad tym co mówi. W każdym bądź razie Zielony póki co ochoty na odzywanie się nie miał. Widział że ta rozmowa raczej zmierza donikąd. Zamiast tego wyciągnął z torby jedną z dłuższych igieł a raczej coś co mogłoby być igłą ale było wsuwką do włosów. Podniósł to na wysokość oczu i po chwili puścił. Przedmiot zawisł w powietrzu a potem zaczął się obracać by w końcu wystrzelony z siłą pocisku wbić się w najbliższą kolumnę. Filutek wstał i leniwym choć tanecznym krokiem ruszył w stronę długiej igły tudzież wsuwki do włosów – jak zwał tak zwał.Anonymous - 27 Grudzień 2010, 11:56 Istotnie ich rozmowa zmierzała donikąd i sam Viro stracił już tym zainteresowanie. Spojrzał na to co wyczyniał chłopak i zaciekawiło go to ponieważ pierwszy raz widział coś takiego. Obserwował jak igła czy co tam wbija się w kolumnę i gwizdnął cicho. Dzięki takiej mocy można by zabić nawet zwykłą igłą skoro można nadać jej aż taką prędkość. Lecz on wolał używać normalnej broni. Czuć jej ciężar oraz adrenalinę buzującą w żyłach kiedy mierzy się do kogoś i tą nieokreśloną radość po zabiciu kogoś tą bronią. Wyciągnął ostrożnie berettę z kabury i wycelował w ową igłę po czy, strzelił. Pocisk świsnął obok głowy chłopaka i trafił w cel wbijając igłę głębiej i samemu wlatując w kolumnę. Viro schował broń i wpatrywał się w dziurę po pocisku.Anonymous - 27 Grudzień 2010, 12:02 Kiedy usłyszał huk a potem świst zamarł w bezruchu. Potem zauważył że wsuwka do włosów albo bardzo długa i stosunkowo gruba igła wbija się głębiej w kolumnę. Domyślał się że z wyciągnięciem jej może być mały problem więc zamiast szarpać się z tym ręcznie znów użył mocy. Ostro zakończony przedmiot zaczął drgać i poruszać się a potem wysunął się z kolumny. Z dużą prędkością zaczął lecieć w stronę Zielonego by potem zatrzymać się kilka milimetrów przed jego dłonią. Chwycił on ostry przedmiot dwoma palcami i uśmiechnął się. Spojrzał na Viro i na jego broń. Nie lubił broni nie lubił niczego co wiązało się z zabijaniem. Odwrócił się na pięcie i odszedł od kolumny by usiąść na ołtarzu, opierając jedną z nóg na jego krawędzi. Odchylił głowę do tyłu tak że mało brakowało a by mu kapelusz spadł ze łba i oglądał sufit nad ołtarzem. Przedstawiona na nim była jakaś scenka z biblii której to jak na złość Zielony nie rozumiał. Właściwie nie było w tym nic dziwnego. Nie jego świat, nie jego religia.Anonymous - 27 Grudzień 2010, 12:15 Obserwował jak znów używa mocy i westchnął cicho. Nie zrobił z niego kolejnej ofiary i to mu nie pasowało za cholerę. Musiał się na kimś wyżyć, żeby poczuć się sobą a ten osobnik tutaj był odporny na tortury psychiczne, a do fizycznych Viro potrzebował pretekstu. Wstał z ziemi i otrzepał spodnie po czym spojrzał na to samo co chłopak. On również nie rozumiał tej sceny lub nie chciał rozumieć lecz tego się nie dowiemy. Opuścił wzrok i poprawił karabin po czym udał się do wyjścia lecz zanim zniknął spojrzał jeszcze na chłopaka. Była to pierwsza osoba która uniknęła z jego strony jakichkolwiek tortur. Prychnął tylko pod nosem po czym zniknął całkowicie zostawiając chłopaka samego.
[zt]Anonymous - 27 Grudzień 2010, 12:24 Z zaciekawieniem przyglądał się scenie, aż do momentu kiedy usłyszał jak Viro wstaje. Przeniósł na niego spojrzenie różnokolorowych oczu i odprowadził go w ten sposób aż do wyjścia. Westchnął a potem podciągnął na ołtarz i drugą nogę. Przez chwilę siedział tak skulony zastanawiając się nad tym wszystkim co się wydarzyło. Chyba właśnie udało mu się uniknąć bardzo nieprzyjemnych rzeczy. Na tę myśl uśmiechnął się sam do siebie. Zeskoczył z ołtarza i stwierdził, że zwiedzanie świata ludzi można kontynuować.
Miał już dużo lepszy humor niż na początku.
[/zt]Anonymous - 29 Grudzień 2010, 14:52 Stary Kościół. Szare, brzydkie, ponure miejsce, które na dobrą sprawę po za małym faktem, że praktycznie rozsypuje się w oczach, nie ma za wiele do zaoferowania. Dzisiaj był jednak jego dobry dzień, bowiem Loutreur postanowiła udać się w to miejsce rozświetlając je blaskiem swojej osoby. W przeciwieństwie do tej ruiny była piękna, niesamowita i... ach! Idealna! Wsadziła sobie palce we włosy przeczesując je z wyraźną lubością, a delikatne światło sprawiło, że ich złoty odcień zatańczył wesoło radując się z chwili poświęconej im uwagi. Pycha zerknęła na brudne drzwi. Że niby miała tego dotknąć swą doskonałą, nieskalaną brudem ręką? Żart! Podniosła wesoło nogę, a po kościele rozniósł się huk wywalonych z zawiasów drzwi. Cóż, nie było to zbyt trudne zważając na wiek budynku. Powoli postawiła nogę na ziemi i weszła do środka przechodząc po drzwiach z wesołym uśmiechem.
- 제가 돌아 왔어요! - krzyknęła wesoło postanawiając, że poszpanuje trochę swoimi umiejętnościami językowymi. Japoński? Phi! Koreański najcudowniejszym językiem świata. Japoński może być drugi w kolejce. A tak, co to ona mówiła? Ano, krzyknęła sobie "Wróciłam!" i przekroczyła próg. Jej bystre czerwone ślepia obserwowały każdy zakurzony przedmiot z wyraźnym obrzydzeniem.
- Jak ktoś taki jak ja może udzielać swego blasku takiemu miejscu? Czuj się zaszczycony brudny kościele. - burknęła i rozejrzała się dookoła.
Masz o sobie zbyt duże mniemanie dziewczyno! Śmiesz bezcześcić me święte ziemie? TEN KOŚCIÓŁ ŚMIAŁ JEJ PYSKOWAĆ?
- Czy ty wiesz do kogo się zwracasz, śmieciu? - warknęła w stronę ołtarza, który oświetlony przez światło próbował dorównać imponującej postaci Loutreur. Oczywiście na marne.
Nie dorównujesz mi wspaniałością nawet w połowie. O tak, w 'głosie' ołtarza brzmiała wyraźna pogarda. Loutreur uniosła dumnie głowę, a na jej usta wpełzł lekki uśmiech. Sięgnęła ręką wyciągając sztylet, którym przejechała po swojej ręce przecinając skórę na dłoni. Podniosła ją do ust i zlizała zbierającą się krew.
- Gdyby nie fakt, że jesteś tak niedorobioną istotą utoczyłabym ci krwi. Ale nawet jej nie masz. - zaśmiała się głośno odchylając lekko głowę do tyłu.
Podejdź tu, a pokażę ci, kto jest niedorobioną istotą!
- Z największą przyjemnością! - tak wyglądał mniej więcej każdy dzień w towarzystwie Loutreur, która wzięła rozpęd i skoczyła na ołtarz uderzając go w kant jednym z butów. Po czym wbiła w niego sztylet bawiąc się w drewnianego rzeźnika.
- Co za nudy, nic nie tryska po za drzazgami! - w dodatku ten głupi ołtarz był tak przerażony, że nie wydusił już z siebie ani jednego słowa, nawet jej nie oddał. Mamrotał tylko coś cicho, aż w końcu umilkł, a Loutreur usiadła na nim zwycięsko niczym pani kościoła, oświetlana przez wpadające promienie słońca. Z nudów zajęła się obserwacją wejścia, bowiem inne przedmioty widząc co zrobiła z ołtarzem, milczały drżąc ze strachu.Anonymous - 29 Grudzień 2010, 15:29 Wszystko ładnie, pięknie, można powiedzieć że cudownie! Kościół, a z niego wydobywające się dźwięki drewnianej rzezi, coś bardzo przyjemnego. Zwabiony tym głosem Tenran zanucił wesoło marsz pogrzebowy, a następnie przekroczył próg niszczejącego kościoła. Kiedyś mogło być tu pięknie, teraz jednak było okropnie. Ale mimo to, miejsce wciąż idealnie nadawało się dla imprezy cieni, jak i każde inne pomieszczenie. Czerwone ślepia chłopaka spoczęły jednak na blond dziewczynie, która spojrzała na niego pysznym wzrokiem. Zamachnął się czerwonym ostrzem swojej katany, mierząc nim prosto w twarz dziewczyny, ze zmarszczonymi brwiami przyglądał jej się chwilę, w całkowitej ciszy, przekrzywił głowę w prawą stronę, jakby ją oceniając, i nagle machnął mieczem, opierając go sobie na ramieniu, kierując jego ostry koniec w kierunku przeciwnym niż do czerwonookiej.
- Nie wydajesz się być śmieciem. Wyglądasz na silną panienkę - powiedział przymykając oczy i uśmiechając się szeroko - dostatecznie doskonała bym mógł chcieć poznać - dodał, nie spuszczając z niej wzroku. Był chciwy, chciał wszystkiego, co było silne. To było chyba oczywiste?Anonymous - 29 Grudzień 2010, 17:39 Miała dobry wzrok, nawet bardzo dobry. Od razu wypatrzyła, że ktoś wchodzi do tego zrujnowanego kościoła, tym bardziej że przeszedł po wcześniej wyważonych przez nią drzwiach, które leżały spokojnie w wejściu wręcz zapraszając do środka. Zbliżał się w kierunku jej ołtarza, który w obecnej chwili uznawała za prywatny tron, założyła więc nogę na nogę prostując się i podnosząc głowę niczym prawdziwa królowa, którą się zresztą czuła każdą częścią siebie. Wpadające przez wybite witraże okno oświecały jej sylwetkę, a złote kosmyki ponownie tańczyły emanując porażającym pięknem. Bo czym innym mogłyby emanować u istoty tak doskonałej? Wyciągnęła sztylet z drewna i obserwowała jak chłopak zbliża się w jej kierunku. Kiedy wyciągnął katanę nawet nie drgnęła, jedynie jej usta wygięły się w szerokim uśmiechu ukazując piękno śnieżnobiałego uśmiechu. Poruszała się błyskawicznie, chociaż widać było w tym zwyczajne wyćwiczenie. Prawdopodobnie trenowała latami, by osiągnąć taką kondycję, chociaż kto ją tam wiedział? W jednym momencie siedziała na ołtarzu, a w następnym zeskoczyła z niego, a ręka w której przed chwilą trzymała sztylet ledwo drasnęła szyję nieznajomego chłopaka. Było to bardzo płytkie nacięcie, przypominające draśnięcie palca papierem. Sama dziewczyna przeskoczyła zwinnie na jedną z przewróconych ławek z cichym śmiechem. Podniosła sztylet na którym od rany pojawiło się parę kropel krwi i oblizała go nie odrywając wzroku od Chciwości. Nie przestawała się przy tym uśmiechać.
- Miło poznać. - nieco dziwnym było, że dziewczyna wypowiedziała te słowa bez przedstawiania się. Ba, nawet chłopak nie wypowiedział swojego imienia! Nie przeszkodziło to jej jednak w kolejnym napadzie śmiechu. Zdawało się, że jej oczy rozbłysły przez chwilę, ale najbardziej prawdopodobnie było, że to tylko mała gra światła słonecznego.
Psychopatka. Powinni cię zamknąć w jakimś odległym miejscu, odciąć od świata. Tym razem śmiała powiedzieć to jedna ze stojących tuż obok niej ławek. Co więcej jednej z tych, które nadal stały! Loutreur umilkła gwałtownie i okręciła się z gracją dookoła swojej osi, a gdy jej noga uderzyła w ławkę przed dosłownie pół sekundy nic się nie stało. Po tym czasie nastąpił huk, gdy przedmiot odleciał parę metrów w tył.
- Milcz ścierwojadzie. - był to syk zirytowanego węża. Jej ręka wraz ze sztyletem wyciągnięta była w stronę ławki, która jeszcze chwilę znajdywała się tuż obok niej. Ta, na której stała była grzeczna i milczała, dlatego zeskoczyła na ziemię i ponownie ruszyła w stronę ołtarza przy którym stał nieznany chłopak. Tym razem była wręcz nieprawdopodobnie spokojna, a na jej ustach nie gościł uśmiech. Zły znak.Anonymous - 29 Grudzień 2010, 18:49 Nie wydał z siebie żadnego śmiechu, gdy kropelki jego własnej krwi spłynęły po jego szyi, jedynie uśmiechnął się nonszalancko. Popisy zwinności? Czemu nie! Okręcił się delikatnie, patrząc uroczym spojrzeniem na demolkę wykonywaną jej ruchami. W następnej chwili skoczył na jedną z powalonych ławek, z niej na następną i szybko podbiegając znalazł się tuż za nią. Czerwone ostrze nie zdążyło nawet błysnąć, a bliźniacze cięcie jak te na jego szyi, zagościło na szyjce dziewczyny.
- Urocza osoba z ciebie - nacisnął kciukiem na dołeczek u nasady jej szyi - można powiedzieć, że całkiem apetyczna! - zaśmiał się niedbale. Przymknął oczy wciąż się uśmiechając, okręcił się o sto osiemdziesiąt stopni i podskoczył na kolejne ławki, nie bacząc na to czy niszczy je swoimi butami czy też nie. Machnął od niechcenia ragnarokiem. Nim spostrzegła, siedział na jej samozwańczym tronie z uśmiechem na ustach
- Można powiedzieć że całkiem apetyczna, ale wcale nie trzeba.Anonymous - 29 Grudzień 2010, 18:56 Wlokła się niczym wywłoka za swoją siostrą. Gdy straciła ją z oczu, w jej myślach pojawiło się jedno zdanie: A pal Cię licho!
Gdy się dowlokła do kościoła, zatrzymała się przed wejściem. Co ona tu robi? Pije wodę święconą? Raczej by jej to nie zaszkodziło. Wampirem nie jest.. Westchnęła, wślizgując się do środka. Zauważyła siostrę i dziwnego osobnika na ołtarzu. Ha! A więc po to tu przyszła. Zrobi z niego ofiarę. Pysznie.
Podpłynęła krzywymi krokami do siostry, zerkając na porozrzucane ławki jak zabawki. Pff. Pewnie znowu gadały i ją zdenerwowały. Ei się tak boją, że nic do niej nie mówią. Jej wargi drgnęły lekko.