Odwrócone Osiedle - ~ Dom Rodzinny Panienki Kejko Hanari ~
Noritoshi - 7 Styczeń 2016, 02:06 Wcale nie wiesz, czemu skłamałam - niewiele brakło, aby ta myśl wymknęła się z jej ust. Niesmak na twarzy jednak pozostał i zmierzył się z zaledwie ochłapem:
- Czasem nie chce się ryzykować.
Obojętnym wzrokiem pobłądziła po tworzonym bałwanie. Faktycznie, kształt coś odbiegał od standardu, ale... może w tym świecie inną mają tradycję? Właściwie, mało ją to obecnie interesowało.
- Nie wiem, cokolwiek, bo obecnie to tak, jakby pizza leżała obok, a mnie oddzielała pleksi! - Wybuchnęła, choć właściwie nie było tego widać - i może dlatego tak można było to pojąc. To jakby udawać ból - nie wychodzi, ale widać, że coś jest na rzeczy.
- Przejmuję to, co widzę. I już nie czuję pustki, a czuję, żyję. Czasem czuję się tak dobrze i przejmuję tak bezpiecznie, że w radości druga osoba niewiele traci - korzysta z tego, co zbieram. Ale trudno zwać to tego, ten, dużym posiłkiem - ten z definicji powinien emanować strachem. Ale nie chcę, byś się strachała, wystarczy drobne uśmiechu. Daj jakiś pozytyw! - krzyknęła, unosząc bezradnie dłonie, po czym wpakowała trzymany w jednej z nich patyk prosto w górną kule bałwana. Skąd wzięła gałązkę? Odruchowo sprzątnęła z ziemi. Co z nią się działo? Idealnie imitowała złamany, krzywy nos, który swoją krzywizną podkreślał nieporadność śniegowego tworu wobec jego projektantek.
Strach który się denerwuje i nie może przy tym tego ukazać emocją wygląda karykaturalnie - a przynajmniej tak sprawa się w kontekście Noritoshiego/Sapphire przedstawia.
W jej przypadku, dawanie powodów do radości wychodzi lepiej niż przy męskim odpowiedniku. Po prostu wiele rzeczy robi na wyczucie i niezbyt poradnie, nadając im przez to specyficzny urok. Strachy nie tylko potrafią straszyć, ale także mogą prowokować do odczuwania innych emocji.Kejko - 7 Styczeń 2016, 02:56 Nie to wcale nie takie łatwe wywołać w sobie emocje na życzenie… Nie miałam zwykle większych problemów z swą emocjonalnością, potrafiłam, kiedy trzeba stłumić emocje i choć nie było to zadanie proste to teraz wydawało mi się dużo łatwiejsze niż nagłe wywołanie w sobie ich nadmiaru. Przez chwilę przyglądałam się Straszce z zastanowienie, bujając ogonem na boki. Do rzeczywistości przywołało mnie zimno, które poraziło dłonie na zbyt długo przytknięte do śnieżnej rzeźby, która nabierała coraz… dziwniejszego kształtu. Zerknęłam z niesmakiem na śnieżne stworzenie zastanawiając się, czego może w nim jeszcze brakować. W tej samej chwili w twarz bałwana został wbity pokrzywiony patyk, który momentalnie skojarzył mi się z nosem karykaturalnej wiedźmy.
Uśmiechnęłam się ukazując szereg białych zębów, rozłożyłam ramiona, po czym dłonie oparłam na biodrach i ponad przeciętną pewnością oznajmiłam.
-Wiedźma. Zrobimy z tego bałwana wiedźmę. Może potem odleci na mojej latającej miotle.
Tak, śnieżna wiedźma, która odleci na latającej miotle… nie sposób było się nie roześmiać, kiedy uruchomiło się wyobraźnię, aby ożywić w myślach tą właśnie scenę. Dla klimatu na koniec powinnam przybrać swoją kocią wersję i dumnie zasiąść u boku śniegowej czarownicy. Tak próbowałam się rozbawić, w zakamarkach umysłu szukałam też wspomnień, które zwykle budziły we mnie radość, do tak owych zaliczało się jedno dość specyficzne, które zatytułowałabym „Odgryzanie się”. Dotyczyło ono pewnego specyficznego Cienia, który przez niecałą godzinę spotkania zdarzył dwukrotnie bezczelnie mnie dziabnąć! A to w ucho a to w palce… w końcu jednak i mi udało się dokonać zemsty za jego bezczelność, choć On sam raczej mało się tym przejął. Na wspomnienie o tym uśmiech momentami zmieniał się w dość nadąsaną minę typu „nie dostałam tego, co chciałam”.
-Lep dalej a ja idę po kilka dodatków, zaraz wracam.
Oznajmiłam z pogodnym uśmiechem i na moment zniknęłam w wnętrzu swego domostwa. Z wiklinowego koszyka wydobyłam złoty medalion przyozdobiony fioletowymi kamieniami, dwa kolczyki również wyposażone w podobne kamienie widziały mi się w roli oczu. Zabrałam to oraz rzeczywiście swoją latającą miotłę… bo co to za wiedźma bez miotły, z resztą rzeczy nie miały opuszczać przecież mojej posesji więc czemu by nie zaszaleć?
Po drodze zgarnęłam jeszcze kilka gałęzi, dwa długie i rozłożyste badyle idealne na ręce, oraz cienkie, lecz długie i wiotkie gałązki wierzby, jak znalazł na włosy.
Razem z Sapphire z zaangażowaniem stroiłyśmy bałwana a raczej śnieżną wiedźmę, która po dodaniu tego i owego prezentowała się całkiem nieźle , no może figura nie wyszła nam najlepiej ale cóż… przyjdzie słońce to problem zbędnych kilogramów odejdzie w niepamięć…
-I co sądzisz? Tylko.. czegoś mi w niej brakuje…
Zamyśliłam się i zaczęłam rozglądać wśród drobiazgów, które mogłybyśmy jeszcze ewentualnie wykorzystać do dekoracji. Nagle uszy mi drgnęły, ponieważ usłyszałam wyraźny świst powietrza po czym poczułam uderzenie i to wcale nie jedno! Również Sapphire jak szybo zauważyłam stała się celem napaści… bałwanicy, która jak oszalała zaczęła wymachiwać drewnianymi kończynami, mało tego poruszały się nie tylko ręce, ale i niemal cała śnieżna wiedźma.
-Ała! Co się dzieje!Noritoshi - 7 Styczeń 2016, 23:39 Prychnęła na wzmiankę o wiedźmie. Pomimo dobrej próby, to było zbyt mało, obeszło się wręcz echem, jakby niezauważenie. A później wcale nie było lepiej, kiedy to nijaki wyraz twarzy przylgnął do Kejko. Czy to z powodu braku widocznych u Sapphire zmian, czy z niemocy jej rozbawienia - mogła, biedna i głodna, tylko zgadywać.
Bądź i lep. Gdyby nie (przesadna) dobroć i powstrzymywanie się od nagłych reakcji, kto wie, czy wiedźma miałaby szanse dalej istnieć? Na szczęście Dachowczyni (i Straszki chyba także), bałwanica pozostała w jednym kawałku i nawet zdobyła trochę na formie pod nieobecność Kotki. Kiedy zaś ta powróciła z kilkoma ozdobami, Sapphire bardziej przekonała się do rozpoczętej zabawy i odnalazła miłe oblicze w dostrajaniu wiedźmy kosztem... Kejko. Tak, jej kosztem - gdy tylko spostrzegała na niej uśmiech, spijała go chełpliwie, a samej skrywała się po drugiej stronie bałwana, starając się tym powiedzieć: ale to przecież nie ja! Ja tylko dekoruję! - Że troszkę mi lżej... - zaczęła w połowie zdania Kejko, która, jak się okazało, wcale nie pytała o jej samopoczucie.
I w tym momencie poczuła na sobie nieprzyjemne ukłucie. Wzdrygnęła się, odskoczyła i obejrzała za Kejko, obarczając ją gniewnym spojrzeniem i mając za nieposłuszny jej posiłek. Sytuacja zaskoczyła ją na tyle, że głód momentalnie zanikł w niebycie, skończył w przepaści.
- Hahaha, a to dobre. O, baaardzo dobre! To je żywe, ma emocje! Nie przestawaj, proszę ja Ciebie!
Ku gwoli ścisłości, podobało się Sapphire to, kiedy Kejko padała ofiarą rozbrykanej wiedźmy. W pewnym momencie pochwyciła śnieżna istota miotłę Kotki i nią atakowała, jednocześnie kusząc by podeszła i swoją własność spróbowała odebrać. Sapphire tylko się temu przyglądała, kucając na skrawku odkrytej trawy. Takiego dzisiaj właśnie obiadu wyczekiwała.Kejko - 10 Styczeń 2016, 01:48 To wcale nie było zabawne… no może trochę, ale istniało ryzyko, że może się to przerodzić w poważny problem! Na razie bałwanica pozostawała nieruchoma, nie licząc częstych i licznych zamachów, wykonywanych gałęziastymi rękoma a zaraz potem i moją miotłą! No jeszcze tego by brakowało, aby ta góra śniegu mi ją połamała albo też podchwyci rzuconą wcześniej przeze mnie sugestię i rzeczywiście stąd odleci. Nie do tego nie można było dopuścić!
Położyłam uszy po sobie a mój ogon najeżył się do tego stopnia, że gdyby nie różnica koloru to można by przyrównać go to kity wiewiórki. Z mojego gardła zaczęło wydobywać się typowe dla kotów ostrzegawcze posykiwanie, po którym nastąpiła seria nieprzyjemnych warknięć.
-Uspokój się ! I przestań tak wywijać tą miotłą, bo jeszcze mi ją połamiesz. Oddawaj ją!
Kończąc wypowiedź doskoczyłam do bałwanicy i zaczęłam się z nią siłować starając się odebrać swoją własność. Jak na ożywioną śnieżną rzeźbę o wątłych patykowatych rękach… bałwanica miała zaskakująco wiele siły i nie tak łatwo chciała się rozstać z wspomnianą miotłą. Ciągnęłam za drewniany trzon przechylając się do tyłu i zapierając nogami. Bałwanica wyraźnie rozgniewana, nie mogąc skorzystać z rąk zaczęła energicznie kręcić głową, przemieniając wierzbowe gałązki imitujące włosy, w rodzaj całkiem skutecznej rózgi.
Zerknęłam na swoją ucieszoną blond towarzyszkę, która zapewne miała teraz idealną okazję na posilenie się. Jakże miło szczęście się do niej uśmiechnęło, dla mnie tradycyjnie jak to dla czarnego kota pozostawał pech… wrrr.
-Przestań się objadać i mi pomóż!
Zawołałam do Sapphire w dalszym ciągu siłując się z naszym tworem, który z niewiadomych przyczyn odkrył w sobie dar życia. A może był tu ktoś jeszcze? Może ktoś rzucił urok na bałwanicę?Noritoshi - 11 Styczeń 2016, 23:17 Chłonęła, ile tylko była w stanie z zaistniałej sytuacji. Dawno nie miała podobnej do tej okazji posilać się tak zabawną sytuacją, a wygłodzenie dodatkowo potęgowało królujący tu komizm. Szkoda tylko, że Kejko oczekiwała pomocy, ale... cholera, Sapphire, przecież jesteś pomocną duszyczką! Przestań się objadać!
Potrzęsła głową, rozejrzała się na boki, upewniła, ze faktycznie o niej jest mowa i wypuściła z ust i rąk fale motyli wraz z pyłem. Skrzydlate stworzenia ruszyły w kierunku bałwana, pokryte pyłem, topiąc jego budulec i powiadamiając, że pod jego postacią kryje się Senna Zjawa. Przy okazji jeden z motyli dotarł do Kejko i dał pozytywną wieść o tym, że jest Dachowcem. Wszystko zatem stało się jasne, a Sapphire, nie chcąc krzywdzić postury sennej, zawołała:
- Puść moją koleżankę i odejdź w te śniegi, a obiecujemy, że złego ci nie uczynimy! Nie muszaj mnie, bym ten kochany mąkęś rozbiła!
Sapphire liczyła na to, że o miotłę Kotka sama się upomni - choćby dlatego, że jej się zapomniało jak to słowo się wymawia.
Senna Zjawa najpewniej posłuchała i swoją śnieżną masę wtopiła w połacie śniegu rozmieszczone wokoło. znikając, sam Mikołaj nie wie, gdzie.
- Ech, wracajmy do domu, albo jeszcze chodźmy na spacer... Pewnie zmarzłaś? Choć, ogrzejemy się - zwróciła się do Kejko, chcąc objąć ją, a gdy już była blisko, wyszeptała wyraźnie zmieszana i niepewna tego, jak powinna się teraz zachować - i przepraszam, za moje zachowanie. Musiałam, ale... też i trochę chciałam. Mam nadzieje, że nie masz mi tego za złe, nie skrzywdziłam cię chyba zbytnio, prawda? Proszę...
I pojedyncze łezki zaszkliły się w jej oczach. Upuściła ze swoich dłoni resztki pyłu, który zgromadził się na ich dwójce. Uwielbiała to zaklęcie, zawsze dobrze się czuła przy jego używaniu i tak było też i tym razem. Pojedzona i szczęśliwa, choć mająca do siebie pretensje za ostatnie wydarzenia.
Strach mądry po szkodzie. Strachy szkodliwe na głodzie.Kejko - 14 Styczeń 2016, 14:41 Zajęta zaciekłym siłowaniem się z bałwanicą dopiero po chwili zauważyłam masę motyli, jaka nagle pojawiła się wokół. Wyglądało to całkiem spektakularnie, trzeba było przyznać! Zerknęłam do tyłu chcąc sprawdzić skąd wzięły się owe motyle. Okazało się, że ich źródłem była moja blond koleżanka, czyli to forma jej mocy? No no… nie wiem, co prawda jak dokładniej działać miała ta jej moc, ale chyba poskutkowała, ponieważ bałwanica nagle puściła miotłę. Niestety przez to, że mocno zapierałam się nogami i ciągnęłam miotłę o siebie to poleciałam nagle na plecy zaskoczona trzymając się kurczowo miotły.
-Ała…
Zamiast podnieść się o własnych siłach skorzystałam z miotły, która powoli zaczęła się wznosić, przestała dopiero, kiedy stanęłam już na równe nogi. Postawiłam miotłę na ziemi a ręką pomasowałam obolałe miejsce, w którym to plecy tracą swą szlachetną nazwę… Zasyczałam przy tym cicho, czując, że upadek będzie mnie kosztował kilka siniaków.
-Na głębię Szkarłatnej Otchłani… co to było… Dziś już chyba nic mnie nie zaskoczy.
Skomentowałam otrzepując się z resztek śniegu, który postanowił zbyt nachalnie przywiązać się do mojej garderoby. Odwróciłam się Sapphire z pogodnym uśmiechem i krótkim „dzięki” oraz skinięciem głowy podziękowałam jej za pomoc.
-Spacer to dobra myśl przyda mi się trochę ochłonąć po tej akcji z przed chwili.
Prawdę mówiąc nie było mi zimno, nie zdążyłam jednak zareagować, kiedy dziewczyna zbliżyła się do mnie i ponownie przytuliła. Ponownie poczułam się dość niezręcznie… zwyczajnie nie przywykłam, na co dzień do tego typu czułości. Poza tym, że w kociej postaci chętnie poddawałam się pieszczotom w postaci głaskania to w bardziej ludzkiej postaci zwykle trzymałam dystans. Bardziej jednak niż przytulenie zaskoczyło mnie wyznanie ze strony straszki, poczułam jeszcze większe zakłopotanie niż chwilę temu. Nie widziałam, co zrobić… W końcu wyciągnęłam rękę i poczochrałam blond czuprynę swej towarzyszki uśmiechając się przy tym delikatnie.
-Ej! I czego płaczesz? Nic się nie stało, przecież nic mi nie jest? Gdyby było to ja bym zapewne płakała. Powiedziałaś mi prawdę i to doceniam, byłam świadoma konsekwencji i nie mam żalu.
Zapewniłam ją starając się jakoś pocieszyć. Uszy miałam położone po sobie a na ustach gościł stremowany uśmiech.Noritoshi - 17 Styczeń 2016, 11:06 Nie wiedziała, czego się na swoje słowa spodziewać. I jak to zwykle bywa, obawy były daleko na wyrost. Poczuła, jak cały ciężar z niej znika, choć nadal nie wiedziała, jak powinna się dalej zachowywać.
- To bardzo miłe z Twojej strony. - wydobyła z siebie wciąż niepewnym głosem te słowa, przystając na propozycję spaceru i zwalniając Kejko ze swojego dotyku.
Kiedy senna zjawa odeszła, w pobliżu miejsca gdzie gościła, odnalazła wstęgę i bursztynowy kompas, ukryte w małym pudełeczku. Nie wiedzieć czemu, czuła, że to nie jest żadna zguba, a bardziej forma prezentu. Jej należytego. Raczej nie na co dzień spotyka się prezenty od magicznej krainy dla swoich mieszkańców, ale to wcale nie musi być tak. Ponadto zgubienie czegoś wydawało się momentami dla Sapphire niemożliwym - wszak magia tak pomaga w życiu codziennym, że takie drobne, a kosztowne bolączki nie powinny mieć miejsca!
Wobec wszystkiego, postanowiła zebrać te przedmioty do siebie, a kiedy pewna była, że uniknie spostrzeżenia Kejko w tej sprawie, znalazła mały skrawek papieru pomiędzy przedmiotami ze swoim imieniem.
- Och, doprawdy, ta Kraina jest świetna! Uraczyła mnie swoją dobrocią. Pierwszy raz spotykam się, by w ten sposób ofiarowała swoje skarby.
Nie to że nie przyszedł jej na myśl fakt podzielenia się zdobyczą z Kejko, ale z góry założyła, że odmówi, że przecież to i tak jest dla niej.
A jeśli to pułapka?
Nie, to niemożliwe!
Troski o kobiece sprawy nie zaprzątały już jej głowy, być może od samego początku zdecydowanie wyolbrzymiła ich nieprzyjemne skutki, które przeto tak nagle znikły. Czuła jednak, że już dość długo - od kilku dni - przebywa w tym ciele i jest to dla niej trochę niezręczne. Jakby się starała, nigdy nie poczuje się w pełni kobietą - to tylko pewien rodzaj protezy. Owszem, doskonale kobiecy jest jej wygląd i wewnętrzne są predyspozycje, którym odpowiada próbom przestawienia się na tę kobiecą delikatność. Ale osobowości swojej nie zmieni.
To wciąż facet, który nie jest zbytnio przekonany do zawiązywania większych znajomości swoim drugim obliczem.
Mijały kolejne, długie minuty, podczas których czasem zapytywała Kejko o to, co znajduje się za tym wzgórzem bądź mieści się w tamtym kierunku; wyrażała się o niezbyt zachęcającym do zagnieżdżenia się w jego wnętrzu pobliskim lesie, aż w końcu poczuła, że dłużej tak nie wytrzyma.
Przystanęła, odwracając się od Kejko. Rozpięła w pośpiechu płaszcz, zrzuciła ekwipunek w śnieg, rozsunęła zamki w kozakach. Zdecydowała się ulżyć swojej wewnętrznej niewygodzie, choć zapewne po raz kolejny zbyt gwałtownie działała w tej sprawie. Chciała zdjąć z siebie tunikę, kiedy to poczuła jak uwalniają się z przestrzeni wokoło tej części garderoby motyle skrzydła. Powoli, stopniowo, najpierw w półprzezroczystości, nabierając coraz większej objętości, aż w końcu wyłaniając się spomiędzy łopatek i dziurawiąc w tym miejscu tkaninę tuniki. Piękne, rozłożyste i kolorowe skrzydła zwracały na siebie uwagę, a w tym czasie wymiary Sapphire się powiększyły. Stopy z trudem mieściły się w kozakach, leginsy były bardzo napięte. Parę szwów pękło.
Wstęga nie jest przedmiotem całkiem mu obcym. Słyszał o niej parę słów, widział w niej teraz ratunek. Zaplótł ją w pasie, a ta zaczęła formować się w jeansowe spodnie, których szerokie nogawki opadły na kozaki. Milczał, bojąc się reakcji Kejko. Po raz kolejny sam siebie zaskakiwał, stwarzał sobie problem, a kolejno usiłował z niego wyjść, tworząc otoczkę przerostu formy nad treścią.
Ale czy i tym razem może liczyć na błogosławieństwo? Chyba limit dobroci pomału się wyczerpywał.
Nie, nie okłamie jej, że to wcześniej miał właściwą sobie formę, a ta obecna to jakieś skutki uboczne, czy przekleństwo. Podobnie nie wypowie się na temat swojej pięknej wersji, przecież dość już tych kłamstw!
Sięgnął po płaszcz i nałożył go na siebie tył do przodu, wplatając rękawy pomiędzy skrzydła. Jakoś się trzymał. Ujął w dłonie szkatułkę goszcząca bursztynowy kompas i przytulił do siebie, za nic nie mogąc zdobyć się na odwrócenie ku Kejko, bądź wypowiedzenia jakichkolwiek słów.
Całkiem możliwe, ze wystarczyło mu podnieść wzrok, by spotkać się z zaskoczeniem Kejko - nawet nie zauważyłby, gdyby do niego podeszła. Nie wiedział co robić, więc nie robił nic.
Wizja ucieczki przez kompas była błogą, ale nie zasługuje na takie ulotnienie się bez wyjaśnień. To nie w jego stylu.Kejko - 17 Styczeń 2016, 20:11 Nie tak łatwo ukryć coś przed czujnym kocim wzrokiem, moja towarzyszka mogła się o tym przekonać. Postanowiłam ułatwić jej zadanie odchodząc na moment, aby odstawić miotłę na ganek. Uznałam, że na dziś dość już latania.
Kiedy powróciłam do jasnowłosej koleżanki ta właśnie radowała się z powodu swego znaleziska, prezentu od losu a może nawet od istoty, z którą jeszcze chwilę temu toczyłyśmy swego rodzaju bój. Uśmiechnęłam się pogodnie, zbliżając się ku dziewczynie, ciekawa, jakie to skarby znalazła. Coś jednak stanęło mi na przeszkodzie a dokładniej to ja natrafiłam na coś pod podeszwą buta. Niewielkie pudełeczko przysypane śniegiem, całe szczęście w porę poczułam obecność pakunku, to też ten uniknął zgniecenia.
-Wygląda na to, że nie tylko o Tobie pomyślano moja droga.
Dodałam pochylając się i podnosząc pudełeczko z ziemi, nie pomyliłam się, ponieważ dostrzegłam karteczkę z swoim imieniem. Wzdrygnęłam się nieco zastanawiając się skąd też owa istota znała nasze imiona, wydawało mi się, że nie używałyśmy ich podczas zabawy na śniegu. Ale czy warto było się tym przejmować skoro intruz już zbiegł a nawet zostawił małe, co nieco w ramach rekompensaty?
- A co do tej Krainy to fakt potrafi zaskoczyć i to jeszcze jak…
Przypomniało mi się kilka swoich przygód, zaczęło mnie zastanawiać czy inni mieszkańcy Krainy mieli podobnego pecha, co i ja, aby wplątywać się w tyle niestworzonych historii…, ale z drugiej strony, było tego tyle a ja dalej żyję! Koniec końców wychodzi na to, że i tak szczęście przeważa w tym rachunku. Uśmiechnęłam się mimowolnie, postanowiłam też zerknąć, czym okazał się tajemniczy prezent. Zagwizdałam cicho wyciągając z pudełeczka korale, co prawda nie była to ozdóbka całkiem w moim guście, jednak, kiedy przedmiot nagle zmienił swoją barwę zdałam sobie sprawę, z czym mam właśnie do czynienia. Korale zamierne to bardzo przydatna rzecz. Od razu zawiesiłam korale na szyi.
-Całkiem hojny...bałwan.
Stwierdziłam, po czym bawiąc się koralami ruszyłam przed siebie wraz z Sapphire na zaproponowany spacer. Było to całkiem odprężające, odpowiadałam spokojnie na pytania dziewczyny od czasu do czasu dopowiadając coś od siebie w końcu znałam sporo ciekawostek o tej okolicy. Kilka domów, jakie mijałyśmy było naprawdę intrygujących, zwykle tego typu budynki były zamieszkiwane przez kapeluszników. Zerknęłam na dziewczynę zaczęło mnie ciekawić, kim też była zanim stała się strachem, oraz w jaki sposób się nim stała… jednak o to drugie pytać nie wypadało.
Nagle jednak stało się coś, co obejść nie mogło się bez pytań… otóż szeroko otwartymi oczami przyglądałam się temu jak Sapphire zaczęła się… rozbierać? Byłam zakłopotana i najzupełniej w świecie nie wiedziałam, co mam zrobić, ba nie wiedziałam, co się dzieje… Dlaczego się rozbierała? Nagle zrobiło jej się gorąco? Przecież jest mróz, a ten magiczny ciepły proszek chyba nie miał aż takiej mocy by nagle zaczął ją parzyć… a może?
- Sapphire?! Co ty wyrabiasz…?
Nagle przestałam jeszcze bardziej rozumieć, co się dzieje a nawet zaczęłam się bać, kiedy dziewczyna nagle zaczęła się…przemieniać? Skrzydła, które pojawiły się na jej plecach były zjawiskowe, jednak ich piękny efekt nie zdołał zagłuszyć chaosu, jaki zrodził się w mojej głowie. Zamilkłam, po czym emocje wzięły nade mną górę, kiedy zdałam sobie sprawę, że zamiast nowo poznanej koleżanki stał przede mną facet! To, co stało się potem było tylko dalszym ciągiem tej kiepskiej komedii. Kierując się instynktem, który chwilowo napędzał strach postanowiłam ewakuować się na bezpieczną odległość… Nie myśląc wiele nagle zmieniłam się w swoją kocią wersję. Koło mężczyzny z skrzydłami motyla pozostały jedynie moje ubrania zaś ja sama w kociej postaci z sierścią najeżoną jak u wiewiórki znalazłam się na gałęzi najbliższego drzewa, które minęłyśmy chwilę temu. Gdy tylko udało mi się nieco uspokoić i uznałam ze znajduję się w bezpiecznej lokalizacji wówczas do mężczyzny dotrzeć mógł cienki i dość zbulwersowany głosik.
-Co tu się dzieje! Kim Ty w końcu jesteś…. Już nic z tego nie rozumiem!
O dziwo podczas przemiany i ucieczki nie zgubiłam korali, które dalej wisiały na mojej szyi, w kocim ciele była to mało wygodna ozdóbka jednak też owe korale mogły okazać się całkiem użyteczne.Noritoshi - 22 Styczeń 2016, 12:03 Przyznać trzeba, że Sapphire nie spodziewała się, że obie zostaną nagrodzone. Ale zapewne wystarczyłoby, aby dłużej Kejko nie znajdowała swojego przydziału, a taka myśl w niej by się pojawiła - nie jest przecież samolubną, by tylko o sobie myśleć. Choć... czasem miewa te zastoje, stany niezdecydowania i wątpliwego ogarniania rzeczywistości.
- No proszę, teraz wszelkie nieprzyjemności bałwana można rozmienić na drobne! - ogłosiła, uradowana że i jej koleżanka ma coś materialnego-zdobycznego z tego zajścia.
Nie odczuwa tego zimna, to była rzecz, która dopiero czekała w kolejce na odrobinę uwagi. Zaplątane w płaszcz grudy śniegu czasem gdzieś wpadały między ubrania bądź za ubranie, ale nie ruszało to jego osoby. Czuł na sobie spojrzenie Kejko, Gdy odważył się spojrzeć, zobaczył tylko kupkę ubrań, która po niej została. Jeśli film jest kiepskim, to nawet nie jest on komedią - nie chciał uciekać, to ona sama wzięła i znikła - to tragedia! Tak po prostu!
Ale nie, nie obwiniaj siebie, słuchaj, przemawia do Ciebie skądś!
I tak powiódł niepewnym wzrokiem za głosem, z trudem, bo szukał na poziomie ziemi, a musiał dotrzeć aż na jedną z gałęzi, powyżej linii wzroku.
- Tym, kim przed minutą, dwiema, pięcioma, godziną... Niezmiennie tym samym od dwudziestu paru lat... Zmarłym człowiekiem, Strachem, który potrafi zmieniać płeć. Jedyna rzecz, która pozwala mu zachować tożsamość w ludzkim światku, tym bardziej, że wcześniej nie istniała dla mnie możliwość takiej... przemiany, co chyba dość oczywiste w związku z ostatnimi zdarzeniami... Ostatnia nadzieja na życie utraconym przez śmierć sposobem.
Cały czas jego słowa powoli wydobywały się z ust, zmęczonych ciągłym zapominaniem słownika. Z trudem utrzymując cały ten ciężar, usiadł na śniegu, wciąż łapiąc kontakt wzrokowy z kotem.
- Musiałem wrócić do siebie, bo odczuwałem niewygodę dłuższego przebywania w tym ciele. Byłem Sapphire, teraz jestem Noritoshim. Noritoshi to moje najprawdziwsze imię, nadane przez świętej pamięci matkę. Sapphire to mój pomysł na zaznanie drugiego życia, nowa szansa - niestety, popsułem ją sobie tą zamianą...
Zaczął porównywać ich przemiany i co ujrzał? Że on tylko zmienił płeć, a ona gatunek! A może i płeć także?..
- Wiesz, nie od dziś wiem, że Dachowce potrafią zmieniać się w koty, no ale... właśnie! I żeby im przyszło dziwić się jak ktoś nagle zmienia swoją twarz? To co najmniej dziwne. Choć niewiele bardziej od tego, że kolejnego Dachowca spotykam w ostatnim czasie na swojej drodze. Wy zdecydowanie lubicie przebiegać drogę! Ale to dobrze.
Z dialogu na dialog robił się coraz pogodniejszy, twarz coraz mniej wyrażała zagubienia. O ile tylko Kejko nie przeszkadzała mu w tym rozchmurzaniu się, to blask słońca winien bić już z jego twarzy.Kejko - 28 Styczeń 2016, 21:42 Drzewo to miła i bezpieczna przystań można się tu schronić przed wieloma zagrożeniami, koty dobrze o tym wiedzą. Na drzewie można również zaznać nie lada rozrywek, urządzić sobie polowanie albo i wykorzystać je, jako punkt obserwacyjny. Niestety owa bezpieczna przystań może okazać się też śmiertelną pułapką wystarczy, że w towarzystwie takiego drzewa zabraknie innych a kto podłoży ogień… marny wtedy los tych, którzy myśleli, że znaleźli nań schronienie… Jednak to tylko nagłe przemyślenie, jakie mnie naszło, w końcu nic złego mi nie groziło, uciekać można było dalej jednak nie było ku temu powodów. Co więcej bałwanowy prezent okazał się teraz całkiem pomocny, jak i wiedza, jaką już o takich koralach posiadałam. Złe zamiary sprawiłyby, że korale nabrałby ciemnych barw a tak się nie stało. Zdarzyłam się już uspokoić, sierść nie była już najeżona, uszy podniosły się za to i tylko ogon bujał się jeszcze niespokojnie na boki. Szczerości wydawało się, że w końcu się jej doczekałam i to w pełnym zdaje się jej wymiarze. Na razie nie odpowiadałam a jedyne przysłuchiwałam się temu, co mówiła dawna Sapphire a obecny Noritoshi. Obecny Strach, będący niegdyś człowiekiem, który jeszcze na dodatek w swym żywocie musiał złapać pasożyta, o którego całkiem to niedawno pytał mnie Pan Skorpion. Anielska klątwa… z większą uwagą przyglądałam się teraz motylim skrzydłom, nadawały one osobie blondyna pewnego rodzaju łagodności.
-Zatem… skoro od początku wiedziała.. wiedziałeś, że coś takiego może się stać, to nie lepiej było od początku grać w otwarte karty? Takie krycie się musi kosztować wiele stresu hm?
Powiedziałam przechadzając się to w prawo to lewo po gałęzi, kiedy jednak padły dalsze słowa zatrzymałam się nagle i zadarłam łepek do góry zastrzegając przy tym uszami.
-Drogi… Noritoshi, co w tym dziwnego? Otóż przemiana w kota w kota, choć może i równie dziwna to w kwestii nas dachowców można ją uznać za ukazanie swojej natury, za to zmiana płci to jak właśnie zmiana tej natury… Zapewne znane Ci jest przysłowie „ Kobiety są z Wenus a mężczyźni z Marsa” w końcu z Twojego świata pochodzi.
Sama nie zorientowałam się nawet, kiedy zeskoczyłam z drzewa i spokojnie z typową dla kotów finezją ruchów zaczynałam zbliżać się w stronę blondyna. Nie bałam się już, co więcej teraz koniec końców, gdyby nieratujące mężczyznę wyczarowane spodnie, to wyglądałby on komicznie.
- Mam nadzieję że mój aktualny wygląd nie sprawia Ci problemu, hm ?
Spytałam przysiadając naprzeciw mężczyzny, tuż koło kupki moich ubrań, na które zerknęłam z dezaprobatą. Była to właśnie jedna z największych wad przemiany, nawet ciężko mi powiedzieć ile już ubrań zdarzyłam zgubić przez te wszystkie lata.. Ale teraz miałam na to pewną receptę, która to znajdowała się właśnie w kieszeni kurtki.Anastasia - 12 Luty 2016, 09:57 Całą rozłąkę z Anastasia, Brzask przemierzał krainy w poszukiwaniu wyznaczonego przez nią celu. Nie było to łatwym zdaniem, bo i wielu konkretnych wskazówek od niej nie otrzymał, lecz łapiąc trop w okolicach Namalowanej Pustyni kierował się nimi, aż dotarł do celu.
Z dala, pod osłoną swojej mocy niewidzialności, obserwował dwójkę istot, z czego jedna była tą, której poszukiwał. Drugiej nie znał, jednak, jak miał polecone – należało uważać i na każdym kroku być ostrożnym, nawet jeśli kobieca postura i kocie atuty próbowały zwodzić. Wszystko, co widział wywoływało wiele wątpliwości i pytań, przemiany powodowały kolejne wahania, a ich mieć nie powinien. Miał dostarczyć list i wrócić najszybciej jak to było możliwe.
Nie zwlekał więc chwili dłużej, w odległości około pięciu metrów od Noritoshiego zaniknęła moc niewidzialności, większe zaskoczenie mogło okazać się niekorzystne. Po przejściu drogi przysiadł na ziemi, a być może Strachowi przypomni się ten zwierz, przecież miał okazję go zobaczyć. Podniósł łapę, do której przyczepiony miał list i cierpliwie oczekiwał, aż ten go łaskawie odbierze.
Z polecenia miał zaczekać jeszcze chwilę, gdyby miała nadejść odpowiedź. W przeciwnym wypadku po chwili odpoczynku znów zniknie i wybierze się w drogę powrotną.
Jeśli Noritoshi wziął list, był on również do niego zaadresowany, choć jego imię prezentowało się dość chaotycznie i ostrymi rysami, jakby wypisane było we złości. Cóż. Pewnie tak też było.
A oto teść listu:
Straszku mój, ukochany i jedyny, najważniejszy w życiu i znienawidzony po śmierci!
Jakże to moje chłodne, martwe serce, którego dobrodziejstwa są wyłącznie Twoją zasługą, się za Tobą stęskniło! Tyle czasu upłynęło, a ja wciąż nie miałam okazji się odwdzięczyć, podziękować i ukazać Ci, jak mocno jestem rada z uzyskania pośmiertnego życia. Bo przecież zawsze mogło być gorzej, prawda? Mogłam już nie wrócić, przypadkowo zdechnąć na Twoich rękach. Ale… Kto by tam płakał, skoro poza Tobą nie miałam nikogo, a przecież Ty z zimną krwią odwzajemniłeś moje uczucie. Ach nie. Zapomniałam. Strachy nie mają własnych uczuć! Zobaczyłam to na cmentarzu, czuję to teraz. Nie ma dnia, by zanikające dłonie nie przypominały mi o tamtych wydarzeniach, tym samym wciąż o Tobie myślę. Jesteś przy mnie nadal obecny, powinieneś się cieszyć.
Ale wiesz co?
Już niebawem, kochanie, znów spojrzę w Twoje czerwone oczęta. Bardzo się zdziwisz, nie poznasz swojej kotki! A może znalazłeś nową? Oj, uważaj. Gustuję w zazdrości, niechcący mogłabym takiej wyrządzić krzywdę – szczególnie, jeśli jeszcze cieplutka jest. Sprawię Ci niespodziankę, jaką zapamiętasz do końca… No właśnie, czego? Niech będzie do końca po prostu.
Jeśli odnalazł Cię Brzask, tym bardziej odnajdę i ja. Nie chowaj się, nie uciekaj. I nie bój!
To straszne żyć w strachu, Strachu.
Wpadniesz w moje łapki, prędzej czy później. Oczekuj mnie z niecierpliwością, bo i ja będę. Kły same się szczerzą na myśl o naszym powtórnym, na pewno niezapomnianym spotkaniu. Coś wyjątkowego nas połączyło, zgodzisz się z tym?
Straszku! Tęsknisz za mną, mój jedyny? Kochasz mnie jeszcze, choć odrobinę? Bo ja powoli zbieram całą gamę uczuć dla Ciebie.
Twoja jedyna. Ukochana aż do śmierci. Kochająca Cię nienawidzić.
Ps. Parafrazując błahostki z Twojego świata:
Na górze róże
Na dole fiołki
Wróżę Ci cierpienie
Noritoshi
Noritoshi - 12 Luty 2016, 13:46 Walnąć piorunem w drzewo i po bezpiecznym azylu. Co z tego, że mamy zimę, ze śniegiem czasem tez i błyskać w chmurach może. A czy powinno? Nie takie jednak szkody w głowie Noritoshiego i na taką kontrolę pogody jeszcze długo się nie odważy. Chyba, że coś mu w tym przeszkodzi i zmusi do działania. Nieobliczalna jest ścieżka, którą się obiera.
- Od czegoś trzeba zacząć próby bycia kimś innym. Zamierzam być dwiema osobami, i nie widzę w tym oszustwa. No chyba, że ktoś się zapatrzy... to wtedy najlepiej uciekać.
Jeszcze w niektórych krajach może to normalne, ale w innych coraz normalniejsze zdaje się powracanie do niby tej prawdziwej natury, co pewnie nie zawsze się udaje. Na myśl o tym aż mu się niemiło zrobiło - on przynajmniej dokonuje tego w sposób nieinwazyjny i wielokrotny. A przy tym wciąż pozostaje sobą.
- W moim świecie to sformułowanie, niestety, coraz bardziej zaczyna być wątpliwe.... W każdym razie, nie zamierzam pewnych granic przekraczać. Choć chyba jednak część z nich naruszyłem... Więc w sumie sobie teraz przeczę., eto... Tak, nie umiem się z tym jednak na tyle pomyślnie obchodzić, by nie oszukiwać. No ale zawsze może być gorzej, choć to żadne usprawiedliwienie, rzecz oczywista.
Zeskoczyła, odważyła się podejść, ale Noritoshi wciąż pozostawał na swoim miejscu.
- Nie, nie mam nic przeciwko.
Odnotował spojrzenie kota na pozostawioną stertę ubrań, częściowo pozostająca w kontakcie ze śniegiem. Nic przyjemnego.
- Dalej spacerujemy, czy chcesz wracać? No i... ubrania mogę ci zabrać, pewnie i tak zbyt...
I dalsze słowa się zawiesiły. Nie to, że bestia się zmaterializowała, choć to pierwsze, co zabroniło mu dalszych słów wypowiadać. I nie to, że miała list, choć przecież to wiele powinno wyjaśniać. To była dokładnie ta sama zwierzyna, co wtedy. I nie ważne, czy ten sam osobnik, ważne, że wspomnienie stało się klarownym.
A że miało list, to tylko wyostrzało tę nieciekawą sytuację.
Noritoshi wystawił rękę w kierunku bestii, tym samym nakazując jej podejść. Zabrał list i zaczął czytać, jak gdyby żadnego kota tutaj nigdy nie było. Musiał wiedzieć, co jest napisane, musiał ten ostatni raz...
Ach, jakieś było jego zdziwienie, kiedy wyczytał o chęci spotkania. I to nie to, że wątpił w chęć wyrównania rachunku przez Hebi, ale to, że tak wstrętnie próbuje jego emocjami pogrywać. To się nie godzi; na to się nie godzi!
Starannie potargał kartkę tak, że kształtem przypominała serce. Nierówna, postrzępiona krawędź dokładnie przedstawiała, jakie to jest serce w swoim stanie. Zawinął i oddał bestii, mówiąc na pożegnanie Brzaskowi:
- A więc czekam. Kejko - 16 Luty 2016, 21:22 Kiedy mężczyzna zaproponował spacer oraz pomoc z ubraniem potrząsnęłam przecząco łebkiem, choć była to odpowiedź bardziej skierowana na tą drugą niedopowiedzianą propozycję. Przez chwilę zmagałam się, aby rozpiąć zamek przy kieszeni kurtki, aby z jej wnętrza wydobyć niebieską wstęgę. Podobną wstęgę posiadał i sam pan Strach, również i ja swoją posiadałam od niedawna, ale już bardzo ułatwiła mi ona życie. Teraz jednak wstęga kiedy tylko wypuściłam ją z zębów sama zawiązała się na mojej szyi , ozdabiając ją całkiem okazałą kokardą. Wśród rzeczy pozostawionych na śniegu była to jedyna, która posiadała jakaś szczególną wartość, reszty cennych przedmiotów pozbyłam się, kiedy to przebierałam się w domu. Już miałam zamiar udzielić blondynowi bardziej wylewnej odpowiedzi, jednak nagle przeszły mnie ciarki a sierść na grzbiecie zjeżyła się mimowolnie. W tej formie moje zmysły były jeszcze bardziej czułe, co więcej niewielki rozmiar sprawiał, że to, co działo się na ziemi było też szybciej dostrzegalne, tak też moją uwagę przykuły pojawiające się na śniegu ślady łap, mimo że ich właściciela wcale widać nie było. Moje i stworzenie to mogło zwieść wzrok jednak nos dawał mi wyraźne sygnały o czyjejś obecności. To była bestia i to jedna z tych psowatych… Odruchowo cofnęłam się kilka kroków do tyłu i cicho zasyczałam, również był to mimowolny odruch. Uspokoiłam się dopiero wówczas, kiedy bestia się ujawniła a zarazem okazała posłańcem. List w jej pysku przypomniał mi o czymś ważnym! Czymś, co już dawno powinno zostać zrobione. Odczekałam jednak aż Skrzydlaty Pan upora się z wiadomością, z zaciekawieniem przyglądałam się, kiedy list został zgnieciony i powstał z niego serco podobny kształt. Postanowiłam jednak nie pytać o treść wiadomości, ponieważ nie była to moja sprawa.
-Chyba jakieś sprawy lub osoby właśnie postanowiły się o Ciebie upomnieć.
Odprowadziłam wzrokiem znikającą bestię, sama żywo machałam ogonem na boki. Nie wiem czemu ale miałam nagle jakieś złe przeczucie… kobieca intuicja szaleje ? Kto wie…
-Ja też już Cię zatrzymywać nie będę, to zajście sprzed chwili przypomniało mi o czymś ważnym, czym już dawno miałam się zająć. Dlatego dzięki za to nietypowe spotkanie z całą pewnością długo zagości ono w mojej pamięci. Może innym razem jeszcze przetną się nasze ścieżki, ubraniami się nie kłopocz, sprawie siostrze nowe. Bywaj i życzę owocnych posiłków.
Pożegnałam się tymi słowami, po czym nie zważając na pozostawione ubrania pognałam z powrotem do swojego domu. Kiedy tylko doprowadziłam się do ładu, zabrałam się za szykowanie koszyka, list spisałam już jakiś czas temu, teraz umieściłam go staranie w koszyku. To było proste, gorszą sprawą było namówienie Neo na wyjście w taką pogodę… Całe szczęście bestia była przekupna jeśli pod ręką miało się jej ulubione przysmaki. Gatto wyruszył z misją za zaś po jakimś czasie wróciłam do swoje ubrania. Potem znudziłam się siedzeniem w domu i wybrałam się na małą wycieczkę do swojej ulubionej cukierni.
z.tNoritoshi - 18 Luty 2016, 16:29 Intuicja zadziałała, ale czy potrafiła w pełni określić, co też się tutaj właśnie stało? Sam Noritoshi w pełni pewny tego nie był, choć zdawało mu się, że nad tym panuje. Nie było mu po drodze teraz się nad tym rozczulać, ale najwidoczniej Kejko uznała, że go z tym samego zostawi. Właściwie, należy mu się - za to, jak ją oszukał ze swoja płcią.
- Dobrze. A zatem do przyszłego razu, Kejko. Miłego!
Odprowadził ją wzrokiem. Długo ze sobą walczył, aż w końcu przyjrzał się porzuconym ubraniom - nic jednak w nich nie zostało. To nie była próba kradzieży, a próba zdobycia informacji. Kiedy wróciła po nie, śladu po Noritoshim już nie było - nawet ten sugerujący jego odejście urwał się po chwili. Odleciał na swoich skrzydłach, ulotnił się.
To nie był dobry dzień, choć dał mu sporo doświadczenia.
z/tAnonymous - 5 Październik 2016, 22:30 Dom o numerze szesnaście.
Posłaniec zdążył spisać kolejny testament, w którym jasno zaznaczył, że wszystkie dobra mają zostać spalone po jego śmierci. Jaki był powód napisania ostatniej woli na pieprze? Kryształowe Pustkowia - miejsce paskudne jak pysk ogara, niebezpieczne, niesprzyjające kondycji. Udanie się w podróż do ojczyzny gigantycznych kryształów graniczyło z szaleństwem, ale za coś trzeba żyć. Za coś trzeba kupić kolejną butlę z mlekiem.
Wędrówka trwała długo, ale termin wygaśnięcia ważności przesyłki nawet nie zbliżył się ku końcowi, bowiem zajął się tym Pędziskoczek - jeden z najszybszych Oznakowanych Listonoszy, istny demon szybkości - bo umiejętność spieprzania od wszelakiej fauny, należała do najlepiej opanowanych kompetencji wysłannika. Dzięki niej odebrał paczkę, podziękował czarnoksiężnikowi za pomyślą kooperację, przeżył szwendanie się po dziko rosnących błyskotkach i powrócił do najbezpieczniejszej przystani: Odwróconych Osiedli. Całe to ryzykowanie życia, narażanie się dla zobaczenia znajomych dzielnic. Strzywir prawie rzygał tym widokiem i wcale nie chodziło o zalegające w gardle kłaczki!
Kurier, przechadzając się uliczkami, zgniótł testament i wyrzucił go w cholerę. Przeżył, tutaj nie zginie. Szedł sobie spokojnie, poszukując adresu zamieszkania odbiorcy. W końcu dotarł.
Do domu numer szesnaście. Listonosz, zanim zbliżył się do drzwi, postanowił ocenić piękno budowli. Pędziskoczek zagwizdał, tym samym aprobując obraz posiadłości. Czerwone cegły pokrywał bluszcz. Jasno dawało to do zrozumienia, że żyli tutaj nadziani mieszczanie, więc szykował się znakomity napiwek. Tylko bogacze pozwalali sobie na takie... Marnotrawstwo monet. Upiększanie domowego gniazdka? Phi, zawsze chodziło o to samo - ukazanie, kto ma najgłębszą sakwę w okolicy!
Dachowiec wzruszył ramionami i zrezygnowany pokiwał głową - dlaczego on nie posadzi bluszczu na ścianach swego domku? Nagle mężczyznę dopadała pewna myśl - to ten bluszcz sadzi się na ścianach, że tak rośnie?
Zapukał do drzwi.
Cisza.
Zapukał raz jeszcze.
Odpowiedziało mu burczenie brzucha, jego brzucha.
Westchnął smutno. Przykucnął, oparł się o wejście, jakby było wygodną i mięciutką podporą dla pleców. Wyciągnął duże zawiniątko z torby, rozdarł je pazurem. Jak gdyby nigdy nic, mężczyzna zaczął konsumować kanapkę.
Jeżeli za dwanaście godzin nikt nie otworzy, Strzywir Pędziskoczek będzie niezwykle niezadowolonym z życia kotem - brak wypłaty oznaczał brak prowiantu przez pieprzony miesiąc.
Życie.