To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto Lalek - Zapłakany Tańczący Park...

Rello - 14 Październik 2014, 14:10

Uśmiechnęłam się, kiedy w końcu padła poprawna odpowiedź, chociaż było to równoznaczne z moją przegraną, jednak nie przejęłam się nią za bardzo. Ciekawe, co mnie zdradziło? Może właśnie wspomnienie o Cieniach i ta moja panika? Cóż to było całkiem prawdopodobne, mój błąd i brak umiejętności lepszego tuszowania strachu.
-Gratuluję poprawnej odpowiedzi oraz wygranej.
Nawet zdobyłam się na kilkukrotne za-klaśnięcie w dłonie w ramach owacji.
-Również Twoje kolejne przypuszczenie jest trafne, jeśli uznamy, że niespełna rok to młody wiek jak na senną zjawę. Jeśli zaś chodzi o tą krainę to dziś jest mój debiut tutaj.
Podzieliłam się kilkoma informacjami, po czym zostałam zaskoczona propozycją białowłosego i to miło zaskoczona. Nie doszukiwałam się w jego propozycji żadnych innych intencji niżeli to co proponował czyli taniec w końcu to był bal a na balach to podstawowa rozrywka. Tak właściwie to będzie mój kolejny debiut, bo nie miałam okazji jeszcze tańczyć z kimś w parze, co prawda widziałam jak pary tańczą a dzięki swej pamięci potrafiłam nauczyć się wiele dzięki obserwacji, czy dotyczyło to również tańca miało się za chwilę okazać. Ujęłam dłoń mężczyzny i podniosłam się z miejsca uśmiechając się przy tym.
-Z chęcią.
Zapewne na początku będę musiała patrzeć pod nogi żeby przez przypadek nie podeptać swego aktualnego partnera.

Aaron - 14 Październik 2014, 17:05

Potwierdziła jego domysły i tym samym powinna mu się zapalić lampka: rok temu udało ci się być przy tym, gdy umierała, a potem odrodziła się w twoich snach. Jest tutaj, możesz nią zawładnąć, mieć za własność. Ale on pogrzebał uczucia związane z tymi wydarzeniami w głębokich pokładach swojej pamięci. Na samym dnie, pośród poziomów bliskich piekła, gdzie sam Diablo się czai. Diablo winny twojej depresji, twojego niezmierzonego bólu. A teraz w końcu masz szanse być z człowiekiem, który - jak Ty - żyć wiecznie może. I być opiekunem jego żywotu, w trosce by żaden cień nie zechciał zaspokoić swojego głodu.
Głupcze, wciąż nie pamiętasz, wciąż nie kojarzysz....
- Może będziesz kontynuować zgadywankę? Myślę, że nie najgorzej ci idzie...
Skierował czerń oczu prosto w jej szmaragd. Spojrzenie bezpośrednie, jakby żaden atom masy powietrza nie znalazł się mu na drodze. Poruszył taniec dynamicznymi krokami, wymagających większej koncentracji, by nie popełnić błędnego kroku i zachwiać równowagi. Tylko się, dziewczyno, nie pogub za sprawą ponownego zapadnięcia w bezdennej czerni jego oczu, które tak są ci znajome, wciąż winny być pamiętliwe...

Rello - 14 Październik 2014, 18:34

Dopadło mnie dziwne wrażenie… sądziłam, że będę musiała się wysilić, aby dopasować się do ruchów swego towarzysza, tym bardziej, iż był to mój pierwszy realny taniec. Okazało się jednak inaczej, przyszło mi to z dziwną łatwością a nawet nie wiedzieć, czemu wydawało mi się to znajome? A może to po prostu zasługo Pana Zegarmistrza i jego tanecznych zdolności? Chociaż nawet w tej bliskości, jaka się teraz między nami nawiązała było coś, czego nie mogłam dalej rozszyfrować, nie pamiętałam abym wcześniej czuła się przy kimś podobnie. Kolejne tajemnice rodziły się same, ale wyglądało na to, że białowłosy jak najbardziej lubi towarzystwo tajemnic i chętnie się nim owiewa. Na propozycję przytaknęłam skinięciem głowy.
-Mam jeszcze dwie rasy, do których mogłabym Cię przypisać. Może tak jak i ja jesteś sennym dezerterem? Mogłaby o tym świadczyć bogata wyobraźnia, której sądzę, że Ci nie brak, biorąc pod uwagę sposób twojego myślenia. Jednak..
Zawahałam się przez dłuższą chwilę, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Ponownie opanowało mnie to dziwne uczucie… te oczy, wydają mi się tak znajome, ale czy mogą? Czy naprawdę mogłam już gdzieś spotkać tego mężczyznę? Może jeśli uda mi się ustalić jego rasę jakoś to rozwikłam… . Dlatego też wróciłam do wcześniej rozpatrywanej przeze mnie rasy, o której starałam się teraz przypomnieć sobie wszystkie znane mi informacje. Lunatycy również ich przedstawicieli znała moja przyjaciółka, której to bogate wspomnienia były głównym źródłem wiedzy na temat tej krainy. Uśmiechnęłam się nawet nieco pewniej, bo właśnie dzięki jednej myśli reszta zaczęła nabierać sensu.
-Jednak moim wyborem będą błękitno krwiści. Bo czy to nie właśnie w szeregach Lunatyków są tacy, którzy to lubują się w czasie? Jesteś Lunatykiem prawda Panie Zegarmistrzu?
Nawet, kiedy jego ruchy stały się bardziej dynamiczne udało mi się dotrzymać mu kroku i wszystko szło świetnie do czasu aż nasze spojrzenia się nie spotykały, wtedy ponownie opanowywało mnie to dziwne uczucie. Znałam to spojrzenie, choć pamiętam je wypełnione innymi uczuciami, jednak…

Aaron - 14 Październik 2014, 22:03

Z pewnością Camill miała niemało okazji z nim zatańczyć, a dzięki temu i on czuł się w prowadzeniu tego tańca lekko, jak gdyby już kiedyś to czynił. Nie podobał mu się przebieg zdarzeń, nie podobała mu się ta łatwość dogadywania się, prowadzenia rozmowy, śmiałego i trafnego zgadywania. Pomyślała o sennych zjawach, ale prędko zmieniła zdanie. Zagrywka taktyczna? Nawet jeśli, to jakiejkolwiek reakcji na jej domysł nie zdradził. Nie bez powodu wspominałaby o lunatykach, a nie są rzeczami powszechnymi wśród nich znajomość czasu, lubowanie w zegarach...
- Bingo. - powiedział z lekkim uśmieszkiem na ustach. - Ale... czy widziałaś kiedyś ten błękit krwi, że o tym wiesz? To dość osobliwa cecha mojego dziedzictwa, mało kto o tym wie.
Taki widok może przerażać, ale najwidoczniej nie jest w stanie tego jej dzisiaj zagwarantować, bo co to za strachanie się znaną już rzeczą? Chyba, że każdy widok krwi przyprawiałby ją o mdłości, ale to znów mało ma wspólnego ze strachliwością. Koniec końców, muzyka dobiegła końca i przez paręnaście sekund nastała cisza, po której kolejny utwór miał się zacząć. Dla odmiany, spokojny, pozwalający pływać w lekkim kroku. Ale póki co trzymał ją w objęciach tanecznych, stojąc w miejscu i czekając na muzykę.

Rello - 15 Październik 2014, 00:05

Niewątpliwie była z siebie zadowolona, co zdradzał zapewne mój uśmiech, co więcej miałam również zobaczyć uśmiech swego towarzysza. I właśnie przez ów uśmiech poczułam nagle ukłucie w klatce piersiowej, bo zdałam sobie sprawę skąd pamiętam tego mężczyznę! Jak mogłam wcześniej nie zdać sobie z tego sprawy, jak mogłam nie rozpoznać kogoś, z kogo wspomnień się zrodziłam! Jak mógł zwieść mnie strój i kawałek plastiku, który przysłaniał mu twarz no i to, że nie spodziewałam się go spotkać tutaj, bo czy Aron nie był człowiekiem? Za człowieka brała go Camil, ale to nie oznacza, że nim był, mógł nie chcieć zdradzać jej swego pochodzenia… Znowu miałam mentlik w głowie i to jeszcze większy niż dotychczas…, co ja miałam teraz zrobić? Obiecałam sobie zniknąć z jego życia, aby nie przywoływać bolesnych wspomnień… może powinnam teraz szybko się pożegnać i odejść w nadziei, iż tylko ja odkryłam, z kim mam do czynienia…. Przez moje odkrycie dopiero po chwili dotarło do mnie, że zadano mi pytanie. Czułam się teraz rozdarta, między chęcią ucieczki, ale i ciekawością. Jak bardzo się zmienił? Jak sobie radził? Co tu robił? Czego nie wiedziała o nim Camill a czego mogę dowiedzieć się ja? Pokiwałam przecząco głową i opuściłam spojrzenie, obawiałam się, że to ono może jakoś mnie zdradzić.
-Nie widziałam osobiście a jedynie wiem a moje źródła raczej się nie mylą.
W końcu moja moc dawała mi możliwość czerpania wiedzy oczami innych dzięki czytaniu w ich wspomnieniach. Teraz mogłabym też zajrzeć do wspomnień Arona, w końcu nie sprawiało mi to problemu, gdy chodziło o innych, teraz jednak czułam się dziwnie speszona i nie mogłam się przełamać, aby zajrzeć do przeszłości białowłosego. Nie rozumiałam, czemu to stało się dla mnie takim problemem… podczas naszej rywalizacji nie ośmieliłam się, bo byłoby to z mojej strony jak zwykłe oszustwo.
-Ale nie smuci mnie ten fakt w końcu krew to rana a rana to ból….
Oznajmiłam nieco stłumionym tonem, muzyka ucichła i był to idealny moment, aby się stąd ulotnić. Dlaczego więc moje nogi nie chciały zrobić teraz ani kroku, przecież jeszcze chwilę temu poruszały się tak płynie, że zdawało mi się, iż nie dotykają nawet ziemi. Mój umysł zaczęły oplatać dziwne i wydające mi się szalonymi myśli, zaczęłam być po prostu ciekawa jego reakcji… na mnie. Czy wziąłby mnie za Camill, mimo że nie żyła, mimo że zdradziłam, iż jestem istotą pochodzących ze snów, ciekawe czy przypuszczałby, że właśnie z jego snów? Powietrze ponownie wypełniły dźwięki kolejnej melodii a ja nie uciekłam, chociaż tak uczynić powinnam to teraz me zamiary przybrały zupełnie inny cel.
-Czasem… i sny a raczej wspomnienie też bywają ranami. Dlatego się ucieka…
Powiedziałam to niepewnie jednak kończąc zdanie podniosłam spojrzenie, aby zatopić je w czarnych niczym węgiel oczach.

Aaron - 17 Październik 2014, 21:53

Nie wiem, jak bardzo trzeba pamięć zagrzebać w niebycie. Nie mam pojęcia i nie chce wiedzieć. Albo nawet żądam odpowiedzi. W sprawach klęsk tak bardzo bywamy omylni - wywołujemy je bez potrzeb, lecz nie pamiętamy o nich, gdy nadchodzą. Na rozstaju dróg, pośród mnóstwa decyzji, każda niepoprawna roszada dziś z jutrem lub planów z czynami zwodzi na nieoznakowane ścieżki. Każde słowo Sennej zjawy miało w sobie drogowskaz na zapomniane dróżki, ale każde z nich spotykało się z brakiem pełnego zrozumienia po jego stronie. Równie dobrze radzi sobie ślepiec, który sobie po czasie wspomni, że słuchem może rozpoznać nadjeżdżający pociąg i wcale nie potrzebuje do tego oczu. Aron, jak taki ślepiec, dopiero teraz dojrzał pod karnawałowym ubiorem pierwowzór swojej ukochanej.
Swojej niedoszłej drugiej ofiary.
Ból, depresję, nicość, apatię.
Zew, nienawiść, samo-istnienie, potęgę.
- Twoje źródło wiedzy jest właściwe.
A owszem, wspominała o liczbie mnogiej. Sądził, że wie o jego krwi, opatrywała go przecież jednego razu.
Zrozumiał doskonale. Poczuł okropność na wysokości serca - ni to szpon, ni to ucisk - ni to drapanie, ni to zgniatanie. Odsunął się, wyostrzył wzrok, zdjął maskę i kapelusz. Twarz opadła, usta zostały niemą kreską. Cylinder upadł na ziemię, a w jego wnętrze wpadła zasłona twarzy. Patrzył pełen krzywdy z odrzuceniem... Nie, patrzył pełen pustki z władczym promieniem wzroku.
- Uciekłaś. I uciekaj dalej. Nic dla Ciebie nie mam i nic dla mnie nie znaczysz. Jesteś kopią wyblakłej kartki na porywistym wietrze, jesteś pozostałością po przeszłości, skazą wśród żywych. Ale jesteś także moim dziełem. Dziełem, które okazało się być iluzjonistycznym wszechświatem, bo jego doskonałości nie może dosięgnąć; bo tamten wszechświat był daleki od doskonałości.
Postąpił kolejne kroki w tył, niespodziewanie zatrzymując się na drzewie. Podniósł dłonie, a w owych materializowały się zegary. Dwie sztuki.
Chciał uciec, zniknąć z tego miejsca, tego świata. Chciał też zatrzymać czas, by nie mogła w jego stronę podbiec i cokolwiek uczynić - najbardziej bał się dotyku. Ale jednocześnie nie dawała mu spokoju iskierka cholerycznej nadziei, piekącej się w jego głowie na kształt sumienia. Sumienia, które zawsze zbywał solidnym ciosem. Robił to tak często, że już się przyzwyczajało, a wówczas, tak jak teraz, zdawało się być niezniszczalne. Mówiło: "Przecież rozmawiałeś, tańczyłeś i nie dostrzegłeś jakiejkolwiek słabostki."
Wiedział doskonale, że tak jest. Tak samo, jak nie mógł oczekiwać ujrzenia jej w kolorowych pastelach, towarzyszących surrealistycznym niemal snom z jej udziałem. Ta kolorowa mgiełka nie miała miejsca tutaj, nie na ziejącej prawdą jawie. Nie umiał powiedzieć "odejdź", bo to było jego największe dzieło spośród rzeczy ożywionych.
Jedyne dzieło.
Uwielbienie do jednej sztuki własnego stworzenia jest nieograniczone. Jasność wie o tym odkąd nastał Szósty Dzień.

Rello - 19 Październik 2014, 03:13

Czego oczekiwałam? Sama nie wiem…. Reakcja Arona, czy nie tego powinnam się spodziewać? W końcu byłam tylko nieudaną kopią, żywym wspomnieniem, solą dla ran wyrytych w sercu… W każdym razie On właśnie tak mnie postrzegał, powinnam się domyślać, zrozumieć i pogodzić z tym faktem, ale nie potrafiłam…. Każde słowo wypowiadane teraz z ust mego stwórcy sprawiało mi ból, z którym nie mogłam sobie porazić jednak starałam się czynić wszystko, aby nie okazywać tego jak bardzo w owej chwili poczułam się złamana. Ten nagły dystans, jakiego nabrał był dla mnie dodatkowym ciosem… czy aż tak się mnie brzydził? Aż taką odrazę do mnie czuł? Przez chwilę zupełnie skamieniałam, objęłam się ramionami i wbiłam wzrok w podłogę. Na raz budziły się we mnie wszystkie dawne kompleksy i wątpliwości… „skaza wśród żywych” czy naprawdę tylko tym jestem? Usta miałam zaciśnięte i czułam przez moment jak łzy nieznośnie cisnęły mi się do oczu, te jednak udało mi się w porę zatrzymać. Czy to moja wina, że taką mnie uczynił? Nie miałam przecież wyboru, nie chciałam być zadrą w pamięci ani kimś, kto samym istnieniem jest w stanie rozdrapywać boleśnie zabliźnione rany. Nie chcę by tak było…, nie chcę by widział we mnie kogoś, kim wcale nie jestem! Może i za jego sprawą byłam kopią jednak nieudaną gdyż kopia winna dążyć do tego, aby dorównać swemu pierwowzorowi ja zaś czyniłam temu na przekór. Powoli podniosłam dłoń do twarzy, po czym zdjęłam z niej maskę i dopiero wtedy ponownie podniosłam spojrzenie na białowłosego. Muszę być silna, muszę dbać i cenić to, co zostało mi dane nawet, jeśli moje istnienie było dla kogoś niewygodne to dla mnie życie było skarbem i to właśnie powinno się liczyć.
-Ja niczego nie oczekuję… i tak chcąc czy też nie dałeś mi więcej niż ktokolwiek innym w końcu dzięki Tobie w ogóle istnieję…. Może i jako kopia, choć nie z mego zamysłu to też wcale nie czuję żalu, że tak daleko mi do ideału Camill bo przecież nią nie jestem i nie staram się być.
Mówiłam spokojnie, łagodnym tonem wpatrując się przy tym w mojego stwórcę. W końcu zdobyłam się nawet i na blady uśmiech a zauważywszy biały cylinder goszczący na ziemi ruszyłam przed siebie niespiesznie, pośpiech nie był teraz wskazany.
-Nie przypuszczałam, że Cię tu spotkam…, że jeszcze w ogóle Cię zobaczę, dlatego przepraszam, że nie zorientowałam się szybciej, kim jesteś….
Mówiąc stopniowo cały czas zmniejszałam dzielący nas dystans, po drodze zabrałam z ziemi cylinder i delikatnie oczyściłam go nawet z drobin piasku, które przywarły do białego materiału. Ponownie podniosłam spojrzenie na Arona i mogłam dostrzec zegary znajdujące się w jego dłoniach, nie bardzo jednak wiedziałam po cóż mu one i po co aż dwa? Nie czułam żadnego ryzyka czy niebezpieczeństwa, które mogłoby mnie spotkać, tym bardziej, iż to ten, który mnie wyśnił zdawał mi się teraz bardziej zlękniony niż ja sama. Dalej zmierzałam w jego stronę a kiedy byłam już dostatecznie blisko wyciągnęłam w jego stronę dłoń, w której to trzymałam jego nakrycie głowy jak i zawartą w środku maskę, chcąc zwrócić oba ich właścicielowi.
-Przepraszam również za to, że mój wizerunek budzi zapewne ból przeszłości… nie chciałam tego, dlatego też odeszłam i teraz też już chyba powinnam. Ale… nie chcę odchodzić, jako wspomnienie tragedii cudzego żywota, dlatego jeśli i to wspomnienie ma się stać wyblakłą kartą porwaną przez wiatr niech będzie, chociaż moją a nieprzypiętą pod Camill, ja jestem Revi.
Kończąc swą wypowiedź i wypowiadając własne imię zdobyłam się na uśmiech, bo czułam pewnego rodzaju dumę z siebie. Nie chciałam męczyć Arona dłużej swym widokiem tym bardziej, iż sam zasugerował, iż miałam uciekać dalej… liczyłam jednak na to, iż odważy się, chociaż sięgnąć po swoja własność , bo jak też kontynuować bal będąc pozbawionym istotnej części swego kostiumu?

Aaron - 19 Październik 2014, 19:57

Raczej nie obrzydzeniem dystansował się od niej. Była wyśniona przez niego, była marzeniem sennym, a do takich istot nie czuje się obrzydzenia. Strach jest znacznie bardziej wskazany. Tak, boi się: jej zbliżenia, jej dotyku, ich powrotu do wymiany słów i spojrzeń, towarzyszącym wspólnym snom w przeszłości.
Nie chciała aby widział w niej Camill, ale nie miał pojęcia że tego nie chce. Sądził, że świadoma była ich spotkania się. Był bliski stwierdzenia, że śledzi go od dłuższego czasu. Oddzielanie się od życia pierwowzoru, posiadanie własnego imienia i radzenie sobie samej, to sprawy o które nie posądzał jej. Zwyczajnie bał się, że zechce siłą wrócić, że jak tamta kobieta będzie w szalonej miłości wobec niego.
Mylił się.
Zaczęła się zbierać z upadku jaki jej zaoferował. "Staram się nie być" - te słowa podniosły jego zbity wzrok na jej twarz. Ona na prawdę tak powiedziała? - wyraził nim te słowa. Zaprzeczała jego opowiastce o byciu śledzonym, ale był daleki od zwątpienia w to.
A dystans się zmniejszał nie ubłaganie.
Dość!
Dwa zegary wyznaczyły zatrzymanie upływu czasu. Użył ich. Revi nie mogła się ruszyć, nic się nie mogło. Drzewa ustały, trawa skamieniała, gości balu ogarnęła jakby hibernacja. Tylko czucie rytmu serca i możliwość mówienia były dla niej dostępne. No i używanie mocy takich, które nie ingerują w otoczenie. On zaś mógł wszystko, jako Pan Zegarmistrz.
Chciał uciec, ale nie potrafił, bo drugie spotkanie mogłoby prędko nie nadejść. Pozwolił jej mówić w tym stanie, ale nie życzył sobie prędkiego kontaktu z nią. Dłoń z kapeluszem nie została jeszcze w pełni podniesiona i tak już pozostanie, póki co.
- Revi? Nie rozumiem...
Zamknął oczy, chwycił się za głowę i zsunął się po pniu drzewa. Nie umiał pojąć, skąd to wszystko w nim. Miał rozdarcie w myślach, bo z jednej strony wiedział, że ma ją za inną tożsamość niż prezentuje, ale z drugiej, od kiedy interesuje się cudzymi bytami?
- Od kiedy? - powtórzył słowa ze swoich myśli - To wyjaśnia, czemu sny nagle ustały. Ale to była przeszłość, nie mam co wspominać, ale wciąż to czynię... Co jest... - mówił do siebie, tak właśnie, szeptem, niemal niezrozumiale dla niej i może nawet niektóre słowa były o niedostatecznym wydźwięku, by je usłyszała.
"Robię jej krzywdę i nie mam wcale do tego prawa. Nie jest tym, za co ją biorę. A więc czym jest? Jej podobieństwem? Nie kopią, a podobieństwem, ale pełnoprawnym, niezależnym życiem?
Jest moim dziełem, więc powinna być własnością... Ale ja nie posiadam sługusów.
Co?!
Przecież stworzenie nie idzie w parze ze służeniem mi tworu! Powinienem jej bronić, ale...
K. mać!
Amonie, rusz się, przestań rozpamiętywać!"

Trzasnął pięścią o wystający korzeń drzewa z ziemi. Kostki palców zaczerwieniły się i upuściły pojedyncze kropelki krwi. Tyle rozterek, tak niewygodna dla niego sytuacja.
Podniósł na nią wzrok. Zobojętniały, pasywny.

Rello - 19 Październik 2014, 23:38

Panika, tym razem to ona wzięła mnie w objęcia, kiedy to zorientowałam się, iż moje ciało przeszył jakiś dziwny rodzaj paraliżu. Dlaczego nie mogę się ruszyć? Dlaczego moje ciało zamarło w tym przedziwnym bezruchu, którego nie byłam w stanie sobie wytłumaczyć w żaden sposób. Z początku utkwiłam swoje zlęknione spojrzenie w Aronie wtedy jednak dostrzegłam, iż to on jest jedynym zdolnym teraz do ruchu. Gałązki płaczących wierzb, które dotychczas poruszał delikatny wiatr zastygły w miejscu, nawet źdźbło trawy nie ośmieliło się teraz poruszyć na dodatek umilkła muzyka i jedynym, co teraz mogła słyszeć było kołatanie mojego serca jak i niezrozumiałe dla mnie słowa padające z ust mego stwórcy. Nie wiedziałam, co mam zrobić a właściwie to nie byłam w stanie zrobić nic, mogłam jedynie obserwować białowłosego, którego zachowanie z każdą chwilą napawało mnie coraz to większym niepokojem. Czy to za jego sprawą czas jakby zastygł w miejscu? Czy to jego powinnam winić o ten cały obecny dyskomfort? Ale jak mam go winić skoro widzę teraz wyraźnie jego cierpienie, a czyją ono jest winą, czy znajdzie się teraz lepszy podejrzany niż ja sama? Nie… nie znajdzie się. Do czego musi się posuwać by tylko nie pozwolić mi się zbliżyć, jaki ogrom emocji go teraz przytłaczał… Dopiero po dłuższej chwili zdołałam z zaciśniętego w tej chwili gardła wydobyć głos.
-Co się stało? Dlaczego wszystko zastygło w miejscu ?
Kolejne przemyślenia dotarły do mnie nim jeszcze otrzymałam odpowiedź na swe pytania, co więcej widziałam i zrozumiałam coś, co sprawiło mi ból. Pierwszą z ów rzeczy był widok błękitnej krwi spływającej po dłoni mężczyzny, który teraz widocznie nie radził sobie z emocjami cierpiał i…. Aron bał się mnie? To wyjaśniałoby, dlaczego w taki sposób powstrzymał mnie przed możliwością zbliżenia się do siebie…nie chciałam by tak mnie postrzegał.
-Jeśli.. jeśli nie chcesz bym się do Ciebie zbliżała, to wystarczy, że mi to powiesz. Nie musisz posuwać się do takich czynów… jeśli nie jesteś w stanie widzieć we mnie dalej nieznajomej której umiliłeś czas spędzony tutaj to pozwól mi a odejdę. Nie chciałam nękać Cię w żaden sposób… Proszę nie krzywdź się przez to.
Mój głos był przygaszony, lecz nie stracił na łagodności, moje spojrzenie natomiast utkwiło w kroplach błękitnej krwi spływającej po jasnej skórze. Dlaczego moja obecność musi się wiązać z jego cierpieniem? Czy prawda musiała wyjść na jaw? Gdyby nie to może oboje pozostalibyśmy dla siebie miłym wspomnieniem z tego Balu?

Aaron - 20 Październik 2014, 00:42

Nie zamierzał pomóc jej w odpowiedziach na banalne pytania. Czemu wszystko zastygło? A co, nie pamiętasz kim jestem? No tak, trudno by pamiętała, skoro dopiero teraz ujawnia swoją inność. Jakież musi drzemieć w nim rozdarcie emocjonalne, że dusi je niemal całkiem skutecznie w sobie i nie kojarzy prostych faktów z przeszłości. Jej głos powinien być uspakajającym, sprzyjać zapanowaniu nad sytuacją. I może dla niej tyle znaczył, ale on nie mógł sprostać prawdzie: prośby traktowania jej jako kogoś innego niż ta dziewczyna z przeszłości. Prośby, a nawet potrzeby. Nie, ażeby wymagał powrotu nieżyjącej, ale po prostu chciałby, aby Revi ze snów była znacznie mniej podobna do tamtej. To wystarczyłoby mu, aby nie musiał przerywać tańca, nie musiał sennej zjawy odtrącać.
Ale czy nadal musiał to czynić? Miał usprawiedliwienie?
Nie, ale to zrobił. I w pośpiechu wymazywał ten czyn z pamięci. Czym łatwiej czegoś się wyzbyć, tym bliżej bestialstwa jesteśmy. Aron był zbyt blisko by odznaczać się delikatnością inną niż tą dawaną na pozór.
- Znikaj z mych oczu. - rzucił w towarzystwie chłodnego wzroku, zamachując się zegarami i dezaktywując ich działanie. Oparł o jedną z dłoni głowę i przymknął powieki.

Cyk cyk cyk...

Zdawało mu się, że mijają długie minuty, ale może ze dwie sztuki dobiegły końca. Nie zdołał zawalczyć z ogromem emocji, musiał uznać ich wyższość.
- Zaczekaj! Revi! - wykrzyknął, wypatrując jej wzrokiem. Miał nadzieje, że nie odeszła zbyt daleko. Nie, ażeby wzięło go na przeprosiny, ale jedna rzecz nie dawała mu spokoju. Tego, czym dokładniej były sny, czy w nich czuła swoją niezależność, własną tożsamość, czy też była jakby więźniem jego pragnień. Musiał to wiedzieć by móc określić, czy ten okres życia sprawiał jej ból i cierpienie.
- Te sny w których byłaś... Jako kto się w nich czułaś? Jak z Twojej perspektywy one się przedstawiały? - zapytał, jeśli zdobyła się na powrót i zbliżenie na choćby kilka kroków. Wciąż twarz miał spuszczoną ku ziemi i tylko słuchem wypatrywał jej zbliżania się.
I od kiedy, Aronie, interesujesz się problemami innych?
Racja, to tylko interesowanie, a nie dzielenie żalu.

Rello - 20 Październik 2014, 19:59

Wszystko ożyło na nowo, wiatr, muzyka, ciało, ale i smutek oraz gorycz, które uderzyły boleśnie prosto w serce. Nawet, jeśli się czegoś spodziewamy nie sprawia to, iż w chwili nadejścia ów zdarzenia stajemy się nań odporni. Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? Wyglądało na to, iż wystarczył sam fakt, że istnieję… Cylinder, który miałam zamiar zwrócić właścicielowi pozostawiłam na trawie, bo przecież wyraźnie dano mi do zrozumienia, iż mam się trzymać z daleka, że mam zniknąć… Nie pożegnałam się, bo nie byłam teraz w stanie powiedzieć ani słowa a zbolałe spojrzenie tylko przez moment utkwiło w czarnych jak krucze skrzydła tęczówkach. Odwróciłam się i w pośpiechu odeszłam tak jak mi nakazano. Nie zerkałam za siebie, teraz zależało mi tylko na tym by w jakiś magiczny sposób móc stąd zniknąć, aby nikt nie widział tego, iż nie jestem w stanie sprawować władzy nad własnymi reakcjami… Łzy, które tak bardzo starałam się poskromić teraz spływały mi po policzkach, nieprzyjemnie drażniąc mój wzrok i chowając świat za mgłą. Dlaczego to aż tak bolało? Może to przez to, że dotąd nikt nie kierował do mnie aż tak negatywnych emocji… a przynajmniej nie bezpodstawnie. Nie znałam tego miejsca i jedyne gdzie mogłam iść to przed siebie, w takim stanie nie miałam zamiaru wracać do tłumu pogrążonego w muzyce, tańcu i zabawie. Ogarnęło mną zdumienie, kiedy usłyszałam jego wołanie i przez chwilę zastanawiałam się po prostu czy to nie, aby nieznośny żart ze strony mego słuchu, nie miałam jednak śmiałości obejrzeć się za siebie ani też zatrzymać. Kiedy tylko wołaniu zaczął towarzyszyć wyraźny odgłos kroków szybko starłam łzy z twarzy, bo nie chciałam by zostały one zauważone to też głowę miałam opuszczoną tak, aby twarz, choć w części przesłaniały mi włosy. Nie wiedziałam, co mam zrobić, zatrzymać się czy może wręcz przeciwnie zacząć biec tak by nie był w stanie mnie dogonić ani odnaleźć. Kazał mi zniknąć a teraz sam za mną goni? Nie rozumiałam go… ani siebie w tej chwili, bo ponownie nie posłuchałam się rozsądku i zamiast uciec zatrzymałam się przy jednej z wierzb, dalej jednak nie odwracałam się, nie ośmieliłam się na kontakt wzrokowy, tym bardziej, iż zdradziłoby to moją porażkę względem kontroli swych reakcji. Słuchałam go uważnie i przez to jeszcze mniej go rozumiałam, jeśli nie wcale, bo, po co teraz o to pyta? Czemu nagle się tym interesuje, czemu mnie zatrzymuje skoro przecież chciał bym odeszła to, dlaczego teraz utrudnia mi to odejście…. Ponownie objęłam się ramionami i utkwiłam spojrzenie w ziemi, zastanawiałam się, co mam zrobić jak się teraz zachować? Odezwałam się po dłuższej chwili, dopiero kiedy miałam pewność iż głos mi nie zadrży i będę w stanie w miarę płynie oznajmić swe myśli.
-Jak marionetka…
Oznajmiłam krótko, po czym odwróciłam się tak, aby stać bokiem a nie jak wcześniej zwrócona plecami do swego rozmówcy.
-Na początku byłam tylko marionetką mającą odgrywać rolę Camill z czasem jednak przez emocje, jakie poznawałam zaczynałam się zmieniać i inaczej postrzegać otaczający mnie świat. Wiedziałam, że nie jestem nią, bo widziałam a i w Twoich snach na własnej skórze przeżywałam jej śmierć, nie mogłam być kimś, kogo nie ma już wśród żywych z tego szybko zdałam sobie sprawę, a skoro nie byłam się zrozumiałam też, że otaczający mnie świat i uczucia są swego rodzaju fałszem, bo nie dla mnie były przeznaczone….
Opowiadałam z głosem przesiąkniętym w tym momencie smutkiem, pamiętałam doskonale z jak dużym trudem i bólem przyszło mi się „obudzić” czy może też „ w pełni naradzić”. Nagle przeszedł mnie dreszcz na wspomnienie istoty, która właściwie odegrała dość kluczową rolę w mych „narodzinach”. Nigdy nie uda mi się zapomnieć tego złaknionego i przerażającego spojrzenia….
-Ale pełną świadomość zyskałam dopiero, gdy Twoje sny zostały zaatakowane a ja odważyłam się po raz pierwszy zerwać sznurki i sprzeciwić temu, co się działo. To intruz, Cień uświadomił mi w pełni, kim tak naprawdę jestem.
Opowiadanie o tym przychodziło mi z trudem, bo wracały do mnie wspomnienia strachu w jakim wtedy żyłam oczekując kolejnego pojawienia się swego niedoszłego kata.

Aaron - 20 Październik 2014, 22:27

W założeniu miał siedzieć pod drzewem i czekać aż miła Pani zechce zawrócić, ale że nie sprecyzowałem tego dokładnie, powiedzmy, że ruszył za nią, bo siedząc pod drzewem stracił ją z oczu i uszu.
Miała prawo się bać, a on wcale nie widział tego w takim świetle. Minie długi okres czasu zanim zdoła pomyśleć na podobnym poziomie i pionie co i ona. Tymczasem wysłuchał jej żale, nie darząc jej przy tym ani krztą współczucia. Taka obojętność zasługuje na pokaranie, taka bezduszność powinna się mścić równie dobrze, co mszczą się niewykorzystane okazje (a te pieronem mszczą się, wiem z autopsji). Bóg każe nas za to, czego nie umiemy sobie wyobrazić, a każdy niedobór nadziei staje się przegraną potyczką.
W konsekwencji, Aron stał niewzruszony z wzrokiem brodzącym po kostce budującej chodnik alei, co raz ocierając się o nogi Revi. Nie miał siły go podnieść, a nawet odwagi. Powoli zbliżała się jego przeklęta godzina - kolejna próba uniknięcia pokarania wprost z boskiej ręki.
Bóg każe nas za to, czego nie umiemy sobie wyobrazić.
- Jak zakładnik - zaczął opowiadać sny ze swojej perspektywy - Zakładnik własnych wyobrażeń, które podawały żądania w niezrozumiałym języku. Jak więzień, który zna wyrok, ale nie ma pojęcia o swojej winie. Najpierw jest kolorowo, ale potem sen szybko się urywa i wzrok podnosi się do krat codzienności, do kajdan niewoli. I nastaje jawa, na której kolejny raz ciężar przeszłości jest kulą u nogi. A gdy znów przybędzie noc, kula całym ciężarem zgniata świadomość i kolejny sen trwa.
Powinien spojrzeć na rozmówczynie, powinien jakkolwiek wspomagać drobnym poruszaniem się swoją wypowiedź, ale stał bezczynnie niczym figurka na komodzie, ciągle zwracając twarz na brukowa kostkę. Był przestraszony, bo oto wybiła godzina 2:48.
Minuta do godziny zero. Do godziny ostatniej.
Krople potu napłynęły mu nad czoło, ciepło wstęgą go owinęło. Przetarł dłonią pot znad oczu, a ten zmieszał się z kropelkami błękitnej krwi, jaka ostała się na otartych kostkach.
"Zabijesz mnie w zadośćuczynieniu z jej ręki? Może to byłoby nawet sprawiedliwe... Za chęć zabicia tej, która zginęła? Za to, że nic dla mnie nie znaczy poza byciem moim dziełem? Za to, że znów wystawiam twoją obietnice na próbę?"
Gdyby On umiał go słuchać, a nie tylko panoszyć swój monolog, posłyszałby, że prosi o opiekę nad Revi.
"Bóg każe nas za to, czego nie potrafimy sobie wyobrazić..."
2:48:20.

Rello - 22 Październik 2014, 11:49

Przez dłuższą chwilę tkwiłam w bezruchu starając się wygnać z pamięci postać, której nadal tak się obawiałam. Cienie… dla mnie i innych sennych zjaw to naturalni wrogowie, lecz czy wszystkich należy mierzyć jedną miarą? Nie znałam tych istot jednak przez spotkanie z ich przedstawicielem nie jestem w stanie wyzbyć się lęku przed tą rasą. Dopiero słysząc głos białowłosego wyrwałam się z własnych wspomnień a im dłużej mówił tym bardziej chciałam znów skonfrontować z nim spojrzenie. Ludzie zwykli mawiać, iż oczy są zwierciadłem duszy i musiało w tym tkwić ziarno prawdy gdyż zawsze podczas rozmów to owe zwierciadła zdradzały prawdziwe emocje. Chciałam zrozumieć Arona i wiedziałam, że jeśli chcę osiągnąć swój cel muszę wyzbyć się nękającego mnie lęku i obaw. Nie wiedziałam czy jestem w ogóle w stanie go dokładnie pojąć, lecz chyba powinnam skoro kiedyś stanowiłam jego cząstkę, prawda? Wzięłam głębszy oddech i nie zważając na fakt, iż moja twarz mimowolnie zdradzała nadmiar tlących się we mnie emocji i wątpliwości, utkwiłam spojrzenie w mym stwórcy. Zamarłam w tym samym momencie, widząc jego wyraz twarz jak i postawę. Co mu się stało? Czemu wyglądał tak jakby sama śmierć trzymała nad nim ostrze swej kosy, czekając na odpowiednią chwilę by wykonać ruch…. Widząc go w takim stanie natychmiast zapomniałam o własnym strachu jak i o tym, że miałam trzymać się na dystans, bo instynktownie ruszyłam w stronę Zegarmistrza by dowiedzieć się, co go nękało.
-Nic Ci nie jest?
Zadałam banalne pytanie, bo sama doskonale widziałam, że coś było nie w porządku a oczekiwanie na odpowiedź zdawało mi się być wiecznością. Zatroskane szmaragdowe spojrzenie moich oczu tonęło w smolistej czerni przepełnionej w aktualnej chwili czystym strachem. Czego tak się bał? Dręczona tym pytaniem ponownie sobie uległam i zrobiłam coś, czego nie powinnam, czyli zajrzałam do wspomnień swego stwórcy. Na ten czas zastygłam w bezruchu wpatrzona w smoliście czarne tęczówki. Nie przeglądałam całej jego pamięci a jedynie skupiłam się na poszukiwaniu przyczyny jego aktualnego stanu. Czas… a konkretniej godzina 2: 49: 00 to ona okazała się być źródłem strachu białowłosego, mogłam obserwować rozmowę, w której to obwieszczono mu czas własnej śmierci.… Nikt nie powinien znać takich informacji, nikt nie powinien żyć w takim strachu. Zaczynałam lepiej rozumieć poprzednią wypowiedź Arona, okazywało się, że również i on żyje w więzieniu zbudowanym z lęku. Nie mogłam tak tego zostawić, na cóż znać godzinę swej śmierci skoro i tak nie będzie się w stanie przed nią uciec, to nieustanne wyczekiwanie mrocznego żniwiarza wyniszczało białowłosego a ja miałam zamiar położyć temu kres. Użyłam swojej mocy, aby usunąć z pamięci Arona informację dotyczącą tego, co oznaczała godzina 2: 49 te cyfry głęboko wryły się w jego wspomnienia w końcu dręczyły go każdego dnia i to od długiego czasu. Dokładne zamazanie tak wielu wspomnień było trudne, ten proces powinnam rozłożyć na kilka podejść, dlatego na razie usunęłam tylko najistotniejszą informację, czyli znaczenie ów czasu oraz towarzyszące mu negatywne emocje. Jak teraz będzie wyglądało jego życie, kiedy to został uwolniony od świadomości wiszącego nad nim fatum, czy pozbywszy się tak ogromnego stresu będzie już mógł na nowo rozwinąć skrzydła? Opuściłam jego wspomnienia z świadomością, iż będę musiała jeszcze do nich zajrzeć w celu ich uporządkowania, jednak to musiało zaczekać.

Aaron - 24 Październik 2014, 11:38

Nie życzył sobie tego przekleństwa, ze swojej strony rozumowania. Zapewne Jasność mu takich głupot nie wygadywała, ale kto wie, jakim próbom mogłaby poddawać świat tak wielu ras. Jak na przekór jego dotychczasowemu przyzwyczajaniu się do lęków okrążających tę godzinę (i od czasu do czasu pojawiającym się widywaniom/wymyślaniom paranoi za sprawą zbliżającej się Tej godziny w niekomfortowej sytuacji), Revi postanowiła coś z tym uczynić. Byłoby dla niej bardzo nieodpowiednim, wygłaszać się z wymazaniem mu tej pamięci. I zapewne nigdy jej za to nie podziękuje - musiałoby to powołać zdarzenie wspomniane wcześniej, a jak wiemy, skutki obu tych rzeczy są różne. Gdy do wyboru są dwa skrajne efekty, zazwyczaj Fortuna wybiera to gorsze. W matematyce nazwano by równanie sprzecznym i rozwiązano w liczbach zespolonych. Może gdyby wspomnianą Pani nauczyć tego działu matematyki, jej reguły byłyby bardziej przewidywalne...
Może.
- Chyba nic... Czemu o to pytasz? - Barwą głosu nie rozczulał się. Cicho wypowiadał słowa, ale spojrzenie nie wylewało tony smutków z jego głowy. - Zwyczajnie... spotkanie Ciebie mnie zaskoczyło. Bardzo. I zaciekawiło.
Czuł się jakby zamyślił się nad czymś zbyt długo, ale nie umiał sobie przypomnieć, nad czym. Pamiętał tylko, że pytał o sen, a w nim czuła się jak marionetka. To było przykre, ale nie aż tak przyjmował to do wiadomości. "Się stało się", powiedziałby.
- Pozwolisz?
Sięgnął dłonią w kierunku jej twarzy, przykładając opuszki palców do maski z zamiarem ściągnięcia.
Minęła 2:49. Dla niego brakowało paru minut w pamięci, a wytłumaczenie tego zapomnianym zamyśleniem było mu na rękę.
Przygasł strach przed przeszłością wraz z zanikiem strachu o teraźniejszość, która minęła kilkanaście sekund temu.

Rello - 24 Październik 2014, 18:30

Kiedy tylko zakończyłam swoją ingerencję we wspomnieniach Arona, przyglądałam mu się uważnie. Czy pomogłam mu, choć trochę? Czy uwolnienie go od więzienia strachu coś w nim zmieni? Powinno i na to właśnie liczyłam, bo skoro posiadałam już tak przydatną moc to uważałam, iż powinnam ją wykorzystywać właśnie, aby pomagać innym i uczyć się od nich. Niektóre wspomnienia bywały bolesne i potrafiły działać niczym trucizna, wspomnienia to przeszłość a skoro tej i tak nie da się zmienić, dlatego zatarcie lub zmienienie tych bolesnych chwil mogło przynieść, choć odrobinę otuchy. Gdy białowłosy odezwał się szybko mogłam odczuć, iż moje działania przyniosły pozytywny efekt, strach, jaki wcześniej go przytłaczał zniknął a on sam sprawiał wrażenie życzliwszego. Uśmiechnęłam się i przybrałam nieco luźniejszą postawę, czułam, że to napięcie sprzed chwili również mogłoby odejść w niepamięć.
-Nic takiego… po prostu wyglądało jakbyś na chwilę odpłynął gdzieś myślami.
Oznajmiłam spokojnie w końcu nie mogłam dać po sobie poznać, co było przyczyną tego stanu.
-I dla mnie jest to sporą niespodzianką.
Nie żałowałam swojego czynu, Aron przypominał mi teraz tego samego Aro, jaki dzielił szczęśliwe dni z Camill. Często nękają mnie myśli jak powinnam myśleć o swym pierwowzorze i tym, że abym mogła się narodzić ona musiała zginać. Teraz jednak to nie czas na snucie smętnych myśli, kiedy nagle w moim kierunku ruszyła dłoń białowłosego i zatrzymała się dopiero pochwyciwszy maskę. Zawahałam się przez moment w końcu jednak skinięciem głowy dałam bezsłowną zgodę dla jego zamiarów.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group