To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Znikająca Szachownica - Szczelina między stronami

Anonymous - 13 Listopad 2016, 20:58

Patrzenie w górę tuż nad przepaścią nie było zbyt wygodne. Podciągnęła więc nogi na stały ląd i podniosła się, odsuwając od niebezpiecznej krawędzi. Starała się jednocześnie kątem oka obserwować swoją „towarzyszkę”. Nie wiedzieć czemu, ton jej głosu zaczynał ją irytować. Może też dlatego, że już wcześniej była podenerwowana całą tą sytuacją? Nie lubiła się gubić. A już na pewno nie lubiła robić tego w Otchłani. Zdecydowanie nadeszła pora na emeryturę... Trzeba odwiesić iluzję na kołek.
- No wiesz, zostały w innych spodniach. Razem z kartą stałego klienta wypożyczalni – odpowiedziała ironicznie, na krótką chwilę odwracając wzrok, by strzepać pojedynczy pyłek z płaszcza. Gdy tylko uniosła wzrok z powrotem, nieznajomej już tam nie było, pozostawiając Toni w niemałej konsternacji. Szczególnie, że już po chwili znów się pojawiła, tym razem już na dole i w niedużej odległości od marionetkarza. Jedno musiała jej przyznać. Była szybka i cicha, pomimo tych swoich ozdóbek, które przecież powinny brzęczeć na każdym kroku.
- Antonina Delaxroic – przedstawiła się, chwytając jej wyciągniętą dłoń. Mimo wszystko nie chciała z nią zadzierać, jednocześnie była gotowa w każdej chwili odskoczyć. Zważywszy jednak na to, że od szczeliny dzieliły ją raptem dwa kroki, wolałaby oszczędzić sobie tych przyjemności.
- Zmierzam do domu, najlepiej. O ile uda mi się wydostać z tego przeklętego miejsca, co byłoby w sumie bardzo miłe. Jakoś nie uśmiecha mi się spędzenie tutaj wieczności... A Ty? Skąd się tu wzięłaś? Nie widziałam Cię wcześniej, a już trochę czasu spędziłam na tej latającej skorupie.
Przyjrzała się jej badawczo, puszczając wcześniej jej dłoń. Nie wyglądała na wędrowca... Chociaż nie, inaczej. Nie wyglądała na kogoś, kto poruszał się z określonym celem. Była raczej kimś na kształt wędrującego ducha, który ma zbyt dużo wolnego czasu i nie wie, co z nim zrobić. To trochę niepokoiło Toni. Miała przeczucie, że dziewczyna może być nieobliczalna. A jakoś nie miała siły, żeby z nią walczyć. Owszem, mogła sięgnąć do jej osobowości, ale jakiś wewnętrzny głos rozsądku sprawiał, że po prostu bała się tam zaglądać. Pewnych umysłów lepiej nie otwierać. No i bez tego była zmęczona. Jeszcze jej bólu głowy do szczęścia brakowało, naprawdę...

Chmara - 17 Listopad 2016, 21:18

Złości się, złości, landryna różowa. Jak powiadają, złość piękności szkodzi. Pewnie się spieszysz, co? Ważne, różowe sprawy różowych damulek. Ale drażnienie się z nią nie było zbyt perspektywiczne, chyba, że po dłuższej chwili spędzonej z ptasią czarownicą sama rzuci się w przepaść... doprowadzenie kogoś do samobójstwa? Hihi, a czemu by nie?
Francisca podniosła oczy wysoko w górę, spoglądając na gęste opary czerwieni kłębiące się nad ich głowami, jakby ignorując jej słowa, kiedy jej dłoń wyślizgnęła się z uścisku. Wypożyczalnie skrzydeł nie były tylko żartem, naprawdę istniało kilka takich stoisk na osiedlu, wypożyczało się takie na kilka dni, aby potem skrzydła owe same wracały na miejsce - z pasażerem lub bez, ale niestety droga Antąnina Delacroix nie była zbyt obyta w tym zniszczonym, martwym świecie. Ciekawe, co za diabli ją tu sprowadzili?
Postanowiła zignorować pytanie Antosi. Zamiast tego podeszła do krawędzi i popatrzyła w dół. Widać pustkę, taką samą, jak na niebie, wielki szok.
- Szachownica to śmieszne miejsce - leci sobie gdzie chce i nie da się przewidzieć, gdzie doleci. Sto lat czekać można czekać na inną wyspę, aby zobaczyć taką następnego dnia. Chciałabyś ze mną tu zostać sto lat? Pewnie tak, jestem świetną towarzyszką rozmów. Noooo to skąd przychodzisz? Albooooooo jeśli chcesz, to mogę cię bliżej poznać. Pozwolisz? Daj mi swą łapcię, tak jeszcze raz... - dodała, zbiżając się z powrotem w jej kierunku i wyciągając dłonie. - Nie ma się co bać cyganki...

Anonymous - 21 Listopad 2016, 12:30

Wiedziała, czym jest Szachownica, dlatego starała unikać się jej jak ognia. Szczerze powiedziawszy, nie miała pojęcia, jak to się stało, że się na niej znalazła. Przecież znała drogę przez Otchłań, miała nawet przewodnika... Och, tak. Przewodnik okazał się sprzedajną dziwką i uciekł przy najbliższej okazji, dla zabawy wprowadzając ją na Szachownicę. Jego to niezmiernie bawiło, Toni już trochę mniej.
Co do wypożyczalni, faktycznie o żadnej nie słyszała. Do tej pory unikała wszelkich latających środków transportu. Mimo wszystko wolała twardo stąpać po ziemi i nie ciągnęło jej w niebiosa. Pewnie dlatego nie miała pojęcia o tym, że można sobie pożyczyć skrzydła. No i znalazła się w czarnej dupie. Trochę na własne życzenie, bo kto normalny ufa Kapelusznikom?
- Mam szczerą nadzieję, że tyle nie dożyję... – mruknęła pod nosem na jej propozycję spędzenia wspólnie stu lat. No cóż. Nic dziwnego, że nie była zbyt chętna, prawda? Nieznajoma była naprawdę dziwna.
I jeszcze ten gest...
Co, ona chciała jej wróżyć? Cyganka przeklęta!
- Wybacz, ale jakoś wolę tradycyjne metody poznania.- Zaoponowała, robiąc odruchowo krok w tył. Zapomniała tylko, że za plecami miała szczelinę, a jej stopa otarła się o krawędź. Na szczęście, jeszcze nie spadła, ale gdyby zrobiła jeszcze jeden krok, albo gdyby ten krok był nieco większy, to pewnie osobiście sprawdziłaby głębokość szczeliny. Ani trochę nie ufała tej szalonej cygance...

Chmara - 29 Listopad 2016, 22:20

Chmara spojrzała z lekką pogardą na Toni, widząc jej niechęć do współpracy. Faktycznie, może nalegała zbyt mocno, zbyt natarczywie? Czasami wywalała się na jak najprostrzych błędach - oczywiście nie chciała się z nią zaprzyjaźnić, a jedynie zainteresować swoją osobą. Cofnęła się więc i złożyła ramiona - sugerując lekko, że jeśli Toni jednak gibnie się do tyłu, to nie będzie komu jej ratować.
- Nie to nie. I tak mamy dużo czasu na rozmowy, nie śpieszy mi się wielce. A więc - skąd pochodzisz, lilla rosa? Bo JA urodziłam się w Hiszpanii... - dodała z wyraźną dumą w głosie, a po chwili, widząc, że orientalna i tajemnicza nazwa nie dała raczej oczekiwanego skutku, przykładowo w postaci natchnionego "łaaaał", dodała z pewnym zrezygnowaniem - Hiszpania. Taki kraj. Daleko. Ciepło. Inkwizycja, przynajmniej kiedy byłam tam ostatnio.
O tak, Inkwizycja wtryniała się owymi czasy gdzie tylko się dało, a ci biedni idioci z rodu Burbonów, z Ferdynandem VII na czele pozwalali im dosłownie na wszystko i jeszcze klaskali jak dzieci na przedstawieiu jarmarcznym. Co nie zmieniało faktu, że w tych latach przyjemnie chodziło się po rozgrzanych do białości polach, kiedy płynne złoto lało się z nieba i odbijało się od jej błyskotek, pryskając wokół jak krople z fontanny. Ten szum dojrzałego zboża, chłopi w pocie czoła pracujący na polu, to niebo pozbawione jakichkolwiek chmur. Chciało się żyć, poznawać ten świat, pić go duszkiem. Teraz wszystko się zmienia - Glassville z małej wioski stało się wielkim miastem pełnym maszyn, których Chmara nie rozumiała i nie chciała rozumieć. Nawet powietrze i słońce było jakieś inne, bledsze, bardziej śnięte, jakby mu się już wcale nie chciało. Skoro tak zmieniła się Anglia, to wolała nie myśleć, jak bardzo odmieniły się jej ukochane pola i łąki Andaluzji. Tutaj przynajmniej nic się nie zmieniało, cały ten pobyt w Krainie spędziła na poznawaniu nowości, zarazem nie czując jakichkolwiek zmian. Pewnie i te cuda kiedyś jej się znudzą i wtedy nie będzie miała nic do roboty. Może nawet naiwiacy przestaną się rodzić...?
Zdała sobie sprawę, że po tak nagłym przylocie potrzebuje jeszcze trochę czasu, aby się stąd wybrać. Cóż, skoro tak, równie dobrze mogla posiedzieć tutaj z Antoniną. Antonina... ach, zebrało jej się na wspominki.
- Pamiętam, że córka Fryderyka I-go nazywała się Maria Antonina Burbon. Zastanawiam się, skąd masz swoje imię Toni... bo mogę ci mówić Toni, prawda? Wiele istot nie chciało imion nadanych im przy narodzinach, wolały przybrać własne, to częsty zabieg w Krainie... - dodała, sama posiadając w nieistniejącym dowodzie litanię tytułów i przydomków, godnych prawdziwej Mary Sue.

Anonymous - 6 Styczeń 2017, 20:47

Uniosła delikatnie jedną brew w niemym zdziwieniu, słysząc dumę w głosie nieznajomej. Nie miała pojęcia, gdzie ta cała Hiszpania leży, ale coś jej mówiło, że to nie jest żadna kraina w Otchłani czy Krainie Luster. Czyli ta szalona Cyganeczka musiała pochodzić ze Świata Ludzi... Ale co w takim razie robiła tutaj?
Nie miała zielonego pojęcia, za to pełna była jak najgorszych przeczuć. Coś jej mówiło, że powinna się trzymać z daleka od tej wariatki, ale drugi natrętny głosik zaraz dodawał, że przecież jest tu uwięziona i prawdopodobnie gdzie by nie poszła, nieznajoma i tak ją znajdzie. Pewnie szybciej, niż zdąży mrugnąć.
Ale przecież....
Przecież nieznajoma też jakoś się na tej szachownicy znalazła, prawda?
No i na samym początku wspominała coś o skrzydłach... I miejscu, w którym można by te skrzydła wypożyczyć...
Może więc warto byłoby się z nią zaprzyjaźnić?
- Cóż mogę rzec, moje pochodzenie nie jest tak wspaniałe jak Twoje, pochodzę z Krainy Luster. - Nie zamierzała podawać jej dokładnego miejsca swoich narodzin. Nie uważała, że było ono do czegokolwiek potrzebne. Zresztą, jej nowa towarzyszka też nie wydawała się tym zbytnio zainteresowana. Pogrążyła się we własnych wspomnieniach, mając gdzieś towarzystwo Antoniny. Te wspomnienia jakimś cudem naprowadziły ją znów na Toni, gdy ponownie zwróciła na nią swoją uwagę. Procesy myślowe tej istoty były doprawdy fascynujące. Oczywiście dla kogoś, kogo to interesowało.
- Och... Um... W porządku. – Zgodziła się na to drobne spoufalenie, czując, że i tak pewnie nie ma innego wyboru. Dziewczyna nie wyglądała na taką, która przejęłaby się odmową w takiej sprawie, jak sposób zwracania się do drugiego człowieka. - Moje imię nie ma jakiejś wspaniałej historii. Nadali mi je rodzice. – Wzruszyła ramionami w odpowiedzi na jej rozmyślania, czując się zobligowana do udzielenia wyjaśnień.
- Wspomniałaś wcześniej o wypożyczalni skrzydeł... Nie wiesz może, czy jakaś znajduje się na tej …. Szachownicy? - Spytała niewinnie, w ostatniej chwili powstrzymując przekleństwo. Miała nawiązać przyjaźń, powinna się pokazać z jak najlepszej strony.
Co z tego, że jeszcze parę sekund temu zastanawiała się, która z nich pierwsza wyląduje w szczelinie...



//Przepraszam za zwłokę ;n; Życie mnie dopadło i puścić nie chciało ;n;

Chmara - 7 Styczeń 2017, 13:05

Chmara usiadła sobie, powolutku na jednej z pobliskich skał, niby luźno i beztrosko, wysłuchując jednak każdego słowa Toni. Na pytanie o podobny sklep w owym miejscu żachnęła się tylko, przybita tym niesamowitym okazem głupoty i ograniczonego pojmowania:
- Tutaj? Skarbie, to miejsce to ruina! Nie wyobrażam sobie, aby cokolwiek mogło się tu pojawić. Oczywiście, mogłybyśmy trafić na jakiś Wędrujący Sklep, ale szansa jest naprawdę nikła. Oj nikła. - dodała złośliwie. Dopiero później skupiła się na jej wcześniejszych słowach, gdyż odpowiedź na to drugie pytanie wydała się jej ważniejsza:
- Rodzice... Ja nigdy nie poznałam swoich. Masz wielkie szczęście, lila rosa - dodała odrobinę melancholijnie. Nie było to kłamstwem, w końcu matki nigdy nie miała, a ojca po raz pierwszy widziała w chwili śmierci. Nie przeżyła również dzieciństwa, choć na początku musiała się dowiedzieć paru rzeczy, ważnych dla rozpoznania się w świecie i jego niespodziankach. Szybko nauczyła się brać to, co zechce i głośno domagać się tego, co jej się należało. Ciężko było stwierdzić, czy jej życie wyglądałoby jakoś inaczej, gdyby kiedykolwiek była dzieckiem, dorastającym w normalnej rodzinie. Na pewno nie byłaby wtedy Zjawą, a raczej zwyczajną dziewczyną z Madrytu, która umarłaby lata temu, i której imię zostałoby już zapomniane.
Myśli tego typu wprowadzały ją zawsze w kiepski nastrój. Zazwyczaj odganiała je szklaneczką czegoś mocniejszego, albo długim spacerem - tutaj jednak nie było szans na żadne z nich. Potrzebowała rozrywki, a różowa nie dawała jej zabawy w wystarczającym stopniu. Potrzebowała gry... No jasne. Franiu, jesteś ślepa. Cyganka wstała gwałtownie i rozejrzała się po tym smutnym miejscu, w którym przyszło im siedzieć:
- Wiesz, z tego co wiem, to możemy zabić czas, grając sobie w szachy. Co ty na to?
Jeżeli Toni się zgodzi, Chmara z uśmiechem ruszy w stronę najbliższego (białego) króla. Zawsze uważała, że prawo pierwszego ruchu może zadecydować o losach rozgrywki.
- A może się o coś założymy? Pozwalam ci zadecydować, o co! - dodałaby ze szczytu króla, sadowiąc się wygodnie na ustawionym tam tronie. Ona sama postawiłaby swoją stawkę dopiero po słowach Antoniny.

============
http://www.kurnik.pl/szachy/

//a ja dziękuje za wyrwanie mnie z marazmu :'3



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group