To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - "Owoce i warzywa"

Eliot - 6 Grudzień 2014, 21:35

W czasie gdy Dee Dee recytowała swoją listę nieśpiesznie już sięgnął po dwie torby i zaczął do pierwszej pakować pierwsze z listy ziemniaki. Nawet nie musiał się ruszać, bo akuratnie skrzynkę z nimi miał koło siebie.
- Podziękuj im ode mnie, ale niestety nie mogę - odmówił. Za każdym razem, kiedy otrzymywał taką propozycję czy kiedy dziewczyna nazywała go "wujkiem", czuł się, cóż, z powodu braku lepszego, poetyckiego określenia - czuł się po prostu dobrze. Coś jakby wdzięczny, nawet za naturalny odruch okazywanego mu uczucia, nawet jeśli był to zwykły zwrot, którego Dee Dee używała do każdego bliższego znajomego jej rodziców. Zwykle tego nie robił, bo nie czuł żadnej takiej potrzeby, bo jego sprawy były jego sprawami, ale chciał się jej wytłumaczyć z odmowy. - Właścicielka mieszkania, w którym wynajmuję pokój, właśnie wróciła do miasta. Powiedzmy, że nie zdążyłem z nią omówić paru ważnych spraw dotyczących tego... hmm... wynajmu - powiedział. Wynajem to dość mocne słowo. Mieszkał tam właściwie za darmo, bo pochodził z Drugiej Strony Lustra, a Amelia wykazywała głębokie zainteresowanie Krainą Luster. Poza tym - w tym momencie zerknął na najwidoczniej naburmuszonego z powodu wejścia dziewczyny Dakote - będzie mu potrzebne parę chwil ciszy i spokoju, żeby uporać się ze samym sobą po tym przypadkowym spotkaniu. I być może na uporanie się z bratem. Jakkolwiek by to nie brzmiało. I to również powiedział Dee Dee. Choć nie mógł zdradzić jej całej historii z powodu jej magicznego pierwiastka, mógł przynajmniej wyjaśnić co i jak. Przysunął się więc bliżej, sięgając po kalafior obok dziewczyny i również zniżył ton.
- Ten piękny i gniewny, a także uparty, nieufny i prawdopodobnie aktualnie teraz nieco niestabilny emocjonalnie młodzieniec to mój młodszy brat, Dakota - odpowiedział jej. - I nie, proszę, spróbuj nie robić nic szczególnie... wybuchowego, wojowniczko - poprosił wręczając jej pierwszą torbę z warzywami, biorąc jednocześnie w swoje dłonie jej dłonie i opuszczając je wraz z siatką w dół. - To nasze pierwsze spotkanie po latach. Sytuacja jest dość napięta - wyjaśnił konspiracyjnym szeptem i zwrócił głowę w kierunku brata.
- Dakota, wszystko w porządku? - spytał zdając sobie sprawę, że brat wciąż się w nich wpatrywał. Wcześniejszy jego mały foszek mógł przez to wszystko zamienić się w nie tak znów małą, obrażoną niechęć. Zadane pytanie było dość głupim pytaniem. Hej Dakota, wszystko w porządku, że wolałem obsłużyć dziewczynę, która w zasadzie dała mi możliwość do kontynuowania naszego braterskiego pojednania?

Anonymous - 6 Grudzień 2014, 22:04

Oparł się o ścianę nieopodal rozmawiającej dwójki, słuchając swobodnie wymienianych przez nich słów. Podsłuchiwanie może nie należało do dobrych zachowań, ale póki rozmawiali o warzywach i najwyraźniej rodzinie tej nieznajomej, nie czuł się z tym faktem ani trochę źle. Na określenie Eliota 'wujkiem' przez dziewczynę uniósł brwi i machinalnie rzucił bratu pytające spojrzenie, mając nadzieję, że ten je zauważy.
Mógłby się zaśmiać, bo cała ta sytuacja wydała mu się nieco absurdalna - ludzka uczennica, rozmawiająca z Lunatykiem z drugiej strony lustra całkowicie zwyczajnie oraz przyjacielsko i kupująca od niego artykuły spożywcze. Bywał już w różnych miejscach i widział różne dziwne sytuacje, ale ta wydała mu się szczególnie irracjonalna - być może dlatego, że obejmowała jego starszego brata. Tak czy owak, wciąż milczał i słuchał wyjaśnień Eliota. Chcąc nie chcąc - choć prędzej to drugie - dał mu on nimi parę nowych kwestii do przemyślenia.
Wynajmuje tutaj mieszkanie. Przyjaźni się, tudzież ma za dobrych znajomych rodziców tej dziewczyny. Wyglądało na całkiem nieźle poukładane życie.
W tym momencie rozmawiający zniżyli głos do szeptu, na co Dakota zareagował nad wymiar teatralnym przewróceniem oczami, jakby domyślając się przedmiotu prowadzonej przez nich teraz rozmowy. Pozwolił sobie jednak na dalsze ich obserwowanie, żeby jak najwięcej informacji, których nie usłyszał, wyciągnąć z ich zachowania i gestów.
- Co? - spytał dość głupio, nie spodziewając się akurat w tej chwili pytania ze strony Eliota. - Nie, jasne, w porządku. Wszystko ze mną w porządku. - zreflektował się szybko i odpowiedział już bardziej sensownie, aczkolwiek wciąż ponuro i mało entuzjastycznie jak na stuprocentowo szczerą odpowiedź.

Eliot - 6 Grudzień 2014, 22:18

Wyłapał pytające spojrzenie Dakoty i odpowiedział na nie swoim.
"Kto by w ogóle pomyślał, że uda mi się znaleźć jakiś sympatycznych znajomych, prawda? Proszę, nie osądzaj mnie po tym, że udało mi się znaleźć nowy kąt, z dala od mojego właściwego domu, tu mi dobrze jest. Proszę, nie psuj tej chwili. Cenie sobie wszystko co tu mam. Na litość, czy mógłbyś w zasadzie zachowywać się jak poważny człowiek, a nie obrażony nastolatek? Jestem pewien, że dasz radę nie robić nic głupiego w jej obecności przez te pięć minut." Odpowiedział spojrzeniem. Miał nadzieję, że było na tyle długie, żeby Dakota mógł je właściwe odebrać, nawet jeśli było dość skomplikowane.

Anonymous - 6 Grudzień 2014, 22:24

Dziewczę westchnęło teatralnie.
- No dobra, powiem mamie. Następnym razem po prostu, no nie? - uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
Wizyty różnych gości były czymś normalnym w domy Jekyllów. Niemal codziennie, z większym jednak naciskiem na weekendy, przez dom Dee przemieszczały się stada różnych osób- od poetów przez aktorów teatralnych, po metalów i gangów motocyklowych. Można się w końcu przyzwyczaić. Jednak trochę łamiące jest to, że znajomi przychodzą do rodziców, a nie do ciebie.
- Cze, cze, czekaj. Ty masz brata? - zapytała ze zdziwieniem. W odróżnieniu do Eliota, Dee miała bardzo barwną mimikę twarzy, po kilka odmian danego odczucia. To była tak zwana mina nr.8 - wymieszanie zdziwienia i lekkiego niedowierzania. Ale zaraz się zmyła, zastąpiona uśmiechem.
- No cóż, każdego dna dowiadujemy się czegoś nowego! A że każdy ma jakieś sekreciki,t o jest jeszcze fajniej! Zgadza się? - dodała z tym swoim cwaniackim uśmiechem i podniosła rękę w geście przywitania, odwracając się do młodego gniewnego.
- Miło poznać. Ja jestem Dominica, ale i tak większość mówi na mnie Dee Dee.
Cóż, full kulturka, no nie?
Wzięła więc pierwszą torbę od Eliota i pokiwała głową.
- Rozumiem.. ale jestem pewna że wszystko się ułoży - dodała ciszej, z krzepiącym uśmiechem do Eliota. Też miała rodzeństwo. Siostrę. O sześć lat młodszą.
Istne piekło.
I wtedy, czekając na kolejną siatkę zauważyła je- piękne, lśniące w świetle jarzeniówki cukiereczki w kolorowych papierkach wysypane do miski, jakby krzyczące ,,Weź mnie!''
A przynajmniej tak odczytywała je Dee.
- Nie wiedziałam że masz tu cukierki - powiedziała, biorąc jednego w dłonie. - A ty podobno taki anty- cukierkom jesteś. Słodkim cukieraskom mówimy stanowcze...bardzo chętnie! - a wtedy odwinęła papierek i wsadziła takiego cukierka do buzi. Słodkie, słodkie karmelki!
Ale czy Dee zauważyła, że jej cień zaczął się gwałtownie wydłużać? Nie. Bo po co?

Eliot - 7 Grudzień 2014, 02:29

- Dominica, nie! - zaprotestował, ale było już za późno. Szeleszczący papierek opadł na ziemię, a piękny karmelek zniknął w ustach niczego nie podejrzewającej dziewczyny. A cukierek był istotnie specjalny i bardzo wyjątkowy jak na halloweenowy przysmak. Właściwie, można by nawet powiedzieć, że było to magiczny cukierek. Dosłownie, taki magiczny MAGICZNY cukierek. Prosto z Krainy Luster.
Historia tych słodyczy w warzywniaku miała oczywiście swój początek w halloween. Sympatyczny staruszek, właściciel tego sklepu, uznał, że w duchu tego święta można by w sumie poczęstować przychodzących tu czasem smarkaczy cukierkami. Eliot nie był szczególnym fanem słodyczy, ale w sumie było mu to obojętne. Nie lubił też szczególnie rozwrzeszczanych dzieciaków, które szybko odkryły, że dzięki kupnie jednego jabłka mogą też włożyć łapę do słoja z cuksami i wytargać z maniakalną radością 3/4 zawartości.
Słodycze i dzieci były akceptowalne z osobna. Razem tworzyły istne piekło. Więc Eliot, w duchu halloweenowych psot, wybrał się szybko w tą i z powrotem na Drugą Stronę Lustra. Wrócił z pewnymi szczególnymi cukierkami-karmelkami, które zmieszał z całą miską pozostałych zwyczajnych bomb cukrowych, które każdemu bez wątpienia zepsują zęby. Czy nie lepiej zjeść trochę zdrowej i chrupiącej marcheweczki?

- Ugh - westchnął rezygnując z dalszej interwencji i wciskając trzy dorodne, duże marchewki do drugiej torby. Poza argumentem, że nadmiar słodyczy szkodzi, nie miał jak zabronić jej jedzenia cukierków. Zresztą to nie jego wina - miskę schował już wcześniej gdzieś za ladą, kończąc z tym nadmiarem cukru, ale najwidoczniej właściciel sklepu znów je wystawił na widok, a on nawet nie zauważył. I tak było już za późno. Szybkie zerknięcie na Dominice pozwoliło mu stwierdzić, że złapała cuksa od cieni. Nie było tak źle. Niektóre z tych zaczarowanych cudeniek miały na prawdę dużo złośliwsze działania. Od klasycznego gwałtownego porostu całości owłosienia aż do bardziej zabawnych i sympatycznych efektów, jak czasowa zmiana kolorów skóry czy włosów. Szczęściem, że efekty karmelków się nie kulminowały, a zamieniały. Może Dee Dee nic nie zauważy. Może.
Zerknął też na Dakote, który prawdopodobnie znał halloweenowe przeklęte cuksy z Krainy Luster i pokręcił do niego głową, żeby nie wtrącał się. Albo przynajmniej nie pogarszał sprawy. Albo cokolwiek.

Anonymous - 7 Grudzień 2014, 18:49

Spojrzenie Eliota dostrzegł i odczytał mniej więcej tak: "Nie wtrącaj się w moje życie, nie zachowuj się jak dzieciak". Chciał skomentować to prychnięciem i kolejnym ostentacyjnie wymownym spojrzeniem, a jednak - jego reakcja była całkowicie inna. Przełknął ślinę w nagłym zdenerwowaniu, kiedy w pełni dotarło do niego, że nagle, jakby znikąd wpadł w całkowicie poukładane życie brata i od samego początku zaczął je komplikować. Odwrócił wzrok, ale tym razem po to, by ukryć przed wzrokiem pozostałej dwójki - głównie jednak Eliota - wahanie, które pojawiło się w jego oczach.
Odważył się podnieść głowę, kątem oka dostrzegając wyciągniętą rękę dziewczyny. Zerknął na nią, by po chwili odepchnąć się od ściany i uścisnąć znajomej brata dłoń. W końcu miał przestać zachowywać się jak dziecko.
- Dakota.
Rzucił krótko do... Dee Dee, już nie unikając kontaktu wzrokowego. Jak na razie tyle powinno wystarczyć i dziewczyna nie mogła się spodziewać niczego bardziej uprzejmego z jego strony. Potem opuścił ramię i wcisnął obie ręce do kieszeni, jakby nagle zrobiło mu się zimno.
Kontynuował ciche obserwowanie rozmawiającej dwójki, aż do momentu, kiedy Dominica zdecydowała się poczęstować jednym z cukierków. Jego samego niespecjalnie to ruszyło, Eliot natomiast zareagował inaczej. Dakota nie rozumiał, dlaczego i już miał rzucić mu kolejne pytające spojrzenie, kiedy jego wzrok jakoś prześlizgnął się po cieniu dziewczyny.
W pierwszym odruchu miał spytać: "Trzymasz magiczne cukierki w słoiku w warzywniaku? Porąbało cię?", ale zawczasu się rozmyślił. Do tego doszedł niemy zakaz od Eliota, także chłopak zdecydował się jedynie patrzyć na rozwój wydarzeń. Jeśli będą mieć szczęście, Dee Dee jakimś cudem nic nie zauważy. Jeśli będą mieć pecha, pozostawi na głowie brata kwestię wyjaśnień i nie będzie się w nic mieszał.

Anonymous - 7 Grudzień 2014, 19:27

-Huh?- pisnęła, widząc reakcję wujka. Co jest?
Podniosła papierek, który miał typowe, Halloweenowe opakowanie. Czyli są tu aż od końca października?
- Co jest? Pewnie strachasz, że są przeterminowane, co? Spokojnie, nie takie rzeczy w ustach się miało!- powiedziała radośnie, a całą wypowiedź zniekształcał umieszczony w buzi cukierek.
Dee Dee, jako osoba z pokroju Gimbusus Pospolitus, dokładnie prześledziła to, co powiedziała przed chwilką. Nastąpiła chwila konsternacji.
- Czekaj, bo to dwuznacznie zabrzmiało. Nie takie rzeczy się jadło, to brzmi lepiej!- dodała po chwili, pstrykając palcami, po czym wzięła kolejną reklamówkę od Eliota.
W tym czasie, wydłużony cień uformował się ponownie w Dominicę, lecz ułożył się troszeczkę dziwnie. Nadal trochę za bardzo wydłużony, a do tego znajdował się... prostopadle do rzucanego przez słońce za oknem światła.
Dee, zauważając jakiś ruch, instynktownie, a nie koniecznie dobrze dla Eliota i Dakoty, spojrzała na swój cień. Oczywiście, nie zauważyła nic dziwnego, dopóki nie postanowiła znów zerknąć na Dakotę. Uśmiechnęła się, oczywiście, ale spojrzała na jego cień. Jego cień był krótszy, a do tego w zupełnie inną stronę niż jej!
Odwróciła się w stronę Eliota i nachyliła za ladę, by zobaczyć jego cień. Był on może zasłonięty przez cień lady, ale i cień Eliota, i owej lady, ułożyły się tak samo jak Dakoty.
Chwila konsternacji. Cień powinien padać w przeciwną stronę niż w tą, gdzie jest źródło światła. Źródłem światła jest obecnie słońce, a ona stoi do niego tyłem, więc cień powinien być przed nią w mniejszym lub większym stopniu. A nie za nią i lekko z boku!
A Dee Dee nie jest aż tak słaba z fizyki, by nie zauważyć że coś tu nie gra.
- Co jest, do pierona jasnego?- zapytała, kładąc reklamówki na chwilę na ziemię i badawczo przyglądając się swojemu, na razie spokojnemu, cieniowi.

(obrazek pomocniczy-Wizja Dee Trochę nie koniecznie poprawna, ale widać o co mi chodzi XD )

Eliot - 9 Grudzień 2014, 19:29

Nie lubił kłamać. Zawsze brakowało mu na to siły, czasu i energii. Denerwowało go czasem fakt, że niestety musiał to robić, choć nie nazywał tego kłamstwem, a bezpieczeństwem. Oczywiście, że nie powinien przynosić tu cukierków z Drugiej Strony Lustra. Ale bardziej niż kłamania i narażania się na niebezpieczeństwo, że ktoś odkryje prawdę o jego pochodzeniu, nie lubił krzyczących i rozwrzeszczanych smarkaczy. Dawał im wtedy te cukierki i wypychał na zewnątrz, żeby tam mogły się zająć swoimi problemami. To samo, szczerze mówiąc, chciał uczynić z Dee Dee. To przecież nie tak, że wypycha ją na samotną mękę z psikusem halloweenowym, jakby to miał być koniec świata. Ale postanowił trochę się wstrzymać ze swoim zwyczajowym planem. Może to wszystko rozejdzie się po kościach. Może nie zauważy.

Popatrzył na zaintrygowaną dziewczynę. Z jej charakterem? "Rozejdzie się po kościach"? "Nie zauważy"?
HAHhahaha! Nie ma mowy.

Teraz tylko zastanawiał się jaką taktykę obrać. Udawać, że nic nie widzi, zignorować całe wydarzenie czy też przyjąć zaistniały fakt i nie wprowadzać Dee w błąd, że nagle dostała jakiś halucynacji i nie tylko ona to widzi.
- Coś nie tak? - westchnął tylko (a ostatnio tyle wzdychał, że właściwie to można by wziąć za astmatyka), nawet nie patrząc na cienie. Może ostatecznie jej cień nie wywinie żadnego psikusa w stylu cienia Piotrusia Pana. Ostatecznie był to cuksy z bardzo ograniczoną mocą.

Anonymous - 10 Grudzień 2014, 20:39

Ha, gdyby to tylko były przeterminowane cukierki.
Za późno się zorientował, że może wypadałoby się dyskretnie przenieść w jakieś miejsce, w którym nie rzucałby cienia. Całkiem odruchowo przesunął się o pół metra, choć teraz nic już to nie dało. Na ich nieszczęście, nie zajęło Dee Dee dużo czasu, by zauważyć, że coś jest nie tak. Sam musiał zerknąć na jej cień, by upewnić się, że sytuacja nie jest jeszcze aż tak tragiczna. Koniec końców, nie hasa on sobie swobodnie po ścianach, a jedynie... trochę się przesunął. Oby tak zostało.
Zgodnie ze swoim własnym małym postanowieniem, nie odezwał się nawet słowem, obserwując, co też uda się w tej sytuacji wymyślić Eliotowi. On by na jego miejscu najpewniej wcisnął dziewczynie kit, że on sam nic nie widzi i spytał, czy aby nie ma gorączki lub czegoś nie brała. W tym przypadku istniało jednak ryzyko, że Dee Dee powiąże przed chwilą zjedzonego cukierka z tym, co teraz wyrabiał jej cień.
Ostatecznie Dakota był gotowy nawet udać zaskoczenie i oburzenie, i spytać Eliota skąd ma w tym swoim sklepie halucynogenne słodycze.

Anonymous - 13 Grudzień 2014, 18:04

Dee spojrzała najpierw na swój cień, potem na wujka, na Dakotę, na cień i znów na wujka. Niczym dziecko wskazała palcem na swój cień i powiedziała
- Cień mi się zepsuł.
Następnie kucnęła powoli, jakby nie chcąc ,,płoszyć'' zjawiska, jednocześnie chcąc się mu przyglądnąć z bliska.
Wyglądał jak najzwyczajniejszy w świecie, rzucany przez przedmioty ożywione lub nie, cień.
- Dziwne... - powiedziała cicho i wyciągnęła rękę w stronę przedziwnego cienia. Wyciągnęła, i delikatnie dotknęła kawałek podłogi, na którym znajdował się cień.
Cóż. Odnośnie cukierków. Nie powiedziałabym, że są słabe. Może nie odrywają się od ,,twórcy'' i od ziemi, ale czy to, co jej cień postanowił zrobić teraz, można nazwać czymś ,,słabym''?
Bo gdy dziewczę dotknęło opuszkami palców ziemi, cień, niczym wskazówki zegara przyśpieszone z trzy razy, zaczął się kręcić wokół Dee.
- Scheiße! Co to do cholery jest?! -krzyknęła, i zaczęła tupać nogami, jak przerażone dziecko, widzące na ziemi karalucha czy pająka.
Spanikowana spojrzala to na Dakotę, to na Eliota, jakby z błaganiem o pomoc.
- Widzicie to?! - krzyknęła, jakby chcąc się upewnić, czy na pewno oni to widzą. Bo wcale nie zdziwiła by się, gdyby jednak okazało się, że oni tego nie widzą.
Ostatnio działo się wokół niej wiele dziwnych rzeczy- dziwne, znalezione przedmioty, dziwne osoby..no bo jak wytłumaczyć gościa który wyciągnął kuchenkę z cylindra? No jak!
To nie może się dziać naprawdę, ogarnij się! - myślała Dee, patrząc z przerażeniem na cień, który nadal wirował wokół swojej właścicielki.

Eliot - 13 Grudzień 2014, 20:10

A potem Dee musiała schylić się i tknąć cień. Dlaczego podejrzane i dziwne rzeczy przyciągały place? Czy nikomu nigdy do głowy przyszło, że może być to niebezpieczne? Eliot żyjąc w magicznym świecie przekonał się, że jeśli coś wygląda szczególnie nienaturalnie to należy uciekać dokładnie w przeciwnym kierunku, a nie przyglądać temu się z zaciekawieniem. A jeśli coś wyglądało normalnie w Krainie Luster, to jeszcze gorzej.
- Język! - pogroził jej palcem, bardziej domyślając się, co mogło znaczyć zagraniczne słówko, niż rzeczywiście je rozumiejąc. Nie był szczególnie zaskoczony cienistą karuzelą. Reakcja Dominicki zaś była całkowicie naturalna i prawidłowa.

Eliot bardzo powolnym ruchem zakrył twarz dłonią, która po chwili zjechała w dół, aż do podbródka, gdzie zgodnie z działaniem sił grawitacji, bezwładnie opadła mu znów w dół. Opadły mu też ramiona i przygarbił się jeszcze bardziej, w duchu karcąc się za te głupie cukierki. W Krainie Luster dzieci wręcz oczekiwały fikuśnych efektów po tych cuksach, ale w tym przypadku i w tym świecie...
Był winny jak cholera i nie mógł pozwolić, żeby dziewczynie się za to dostało psychicznie czy fizycznie. Podszedł do niej szybko.
- Dee Dee, kochanie, popatrz na mnie - zwrócił się do niej po przezwisku spokojnym głosem, łapiąc jej twarz w obydwie dłonie i odwracając ją w swoją stronę, zmuszając ją poniekąd do niepatrzenia w podłogę. Rzucił szybkie spojrzenie w stronę Dakoty. Wiedział, że wcześniej kazał mu się nie wtrącać, ale sytuacja jakby troszkę się teraz zmieniła. Po pierwsze, ponieważ w Krainie Luster nie obchodził Halloween, nie miał w sumie pojęcia jak długo trwał efekt cukierków i JAK U LICHA SIĘ TO WYŁĄCZA. Miał nieprzyjemne wrażenie, że jedyne co można, to przeczekać to, co wcale nie poprawiało mu humory. Jak niby miał to wyjaśnić Dee?
- Spokojnie, patrz na mnie, na mnie - powtórzył gładząc kciukiem jej policzek, starając się złapać z nią kontakt wzrokowy. Chyba nadal będzie musiał grać. Przekonać ją, że to sprawka huh, chemicznie zatrutych cukierków czy innej cholery. Stawką było to, żeby nie wciągała się w magiczny świat. Nie wyjdzie jej to na dobrze.
- Skarbie, powiedz mi, co się dzieje, dobrze? - mówił powoli, starając się ją uspokoić.

Anonymous - 14 Grudzień 2014, 19:59

To nie może być prawda!- krzyczała w myślach dziewczyna, patrząc na wirujący wokół niej cień. Przyśpieszał, a ona tupała jeszcze bardziej, piszcząc z przerażeniem.
Gwałtowny ruch, unieruchomiona głowa, wujek. Mówił głosem spokojnym, za spokojnym, jakby...tego nie widział.
Znów twoje urojenia, Dee. Brawo. Kolejne osoby uznają cię za ludzką spie.... za chorą umysłowo. I jak ty to rodzicom wytłumaczysz?
A Dee aż zmiękły kolana. Ręce jej opadły, a w jej oczach przerażenie zaszkliło się jeszcze od łez. A to, proszę państwa, nie jest widok częsty u tej persony. A przynajmniej, będą już szczerym, nie często można zobaczyć płaczącą Dee w miejscu publicznym.
-Dlaczego zawsze mnie to spotyka?!- wydała z siebie, zabarwione jękiem a jednocześnie krzykiem, słowa.
Przecież była dobrą dziewczynką... stosunkowo często. Nie paliła, była abstynentem, nie chodziła na imprezy i nie puszczała się w klubowych łazienkach na lewo i prawo jak większość jej znajomych z klasy. Miała dobre oceny, tylko czasami połamała komuś kilka żeber. Czy to naprawdę powód, by karać ją aż tak?
- M-mój cień...- zaczęła, łamiącym się głosem, a po jej policzkach spłynęła jak na razie pojedyncza łza- On...on się tak kręci szybko, wokół mnie... jak karuzela...lub zega-a....aaaaa! - wrzasnęła na koniec, widząc swój cień ponownie.
Jak, zapytacie? Jej twarz trzymana była, owszem, w dłoniach wujka, ale jej cień, który za cel obrał sobie wystraszenie na śmierć Dee, sam znalazł sposób, by znaleźć się w zasięgu wzroku dziewczyny.
Przestał się kręcić i wydłużył się znów, na tyle, by móc spokojnie przebić się przez ladę, i igrać na ścianie za Eliotem- w miejscu idealnie widocznym dla dziewczyny. A metodę igrania obrał on dość prostą- przybrał on bowiem kształt Dominici, lecz mocno wynaturzony - cień włosów był trochę bardziej ,,poczochrany'' a ręce nieproporcjonalnie do ciała długie, nie licząc już dziwnie kościstych i palców.
Stał on, nic nie robiąc, jednak imitując ruch, jaki robi człowiek, gdy oddycha - czyli delikatne podnoszenie się i opadanie klatki piersiowej.
- Nie, nie, NIE! - krzyknęła znów, zamykając szybko oczy, co spowodowało że jeszcze więcej łez przepłynęło po jej policzkach.

Eliot - 14 Grudzień 2014, 22:00

- Cień. Kręci się i robi dziwne rzeczy - powtórzył wolno za nią wznosząc brwi wysoko do góry. Zerknął na podłogę, na której nic nie było. Dosłownie. Jak spodziewał się jeszcze tego jej szalonego cienia, tak nawet go tam nie było. Świetnie. Doprawdy - fenomenalnie. Funduje dziecku podróż do wariatkowa w jedną stronę. Przynajmniej z czystym sumieniem mógł powiedzieć, że...
- Obawiam się, że nic nie widzę - powiedział puszczając ją, ale ona wzrok miała wbity na coś za nim, więc idąc jej przykładem odwrócił się. Cieniowa Dominica wyglądała iście koszmarnie i halloweenowo. Powstrzymał się od jakiejkolwiek reakcji sugerującej zaskoczenie, choć istotnie był trochę zaniepokojony faktem, że efekt cukierka trwa tak długo i najwidoczniej dopiero się rozkręcał. Czy te cuksy działały inaczej w Świecie Ludzi?
Pominął wzorkiem cień i rozglądnął się dookoła jak gdyby w poszukiwaniu czegoś niezwykłego w pomieszczeniu, jakby szukając przyczyny zachowania Dee Dee pomiędzy główkami kalafiorów i pęczkami rzodkiewki.
- Dee, jesteś pewna, że... - urwał, bo zaczęła krzyczeć, a jej twarz zrobiła się jeszcze bardziej mokra niż chwilę temu. - Zdecydowanie pewna... - potwierdził za nią mruknięciem, mówiąc bardziej do siebie niż do niej.
- Hej, kochanie, to może nie otwieraj oczu, dobrze? - poprosił pośpiesznie sięgając po chusteczkę z kieszeni i wciskając jej w dłoń.
i wciskając ją w dłoń Dominici. Położył jej dłoń na ramieniu i spróbował raz jeszcze przemówić do niej.
- Weź głęboki wdech i powiedz mi, czy brałaś ostatnio jakieś leki, coś jadłaś dziwnego, dobrze się czujesz?... - czuł się jak głupiec zadając te pytania i robiąc z jej całkowicie normalnego stanu jakąś paranoiczną przygodę. Ale lepsze chyba to, niż żeby uznała, że dziwne, magiczne rzeczy dzieją się na prawdę i zaczęła dociekać o co w tym wszystkim chodzi.
Cukierkowy cień nie powinien zrobić jej krzywdy. Ostatecznie była to zabawa dla dzieci. Zresztą - to przecież CIEŃ. A one nie mogą oddziaływać na materialny świat, ani nic z tych rzeczy. Prawda? Prawda?...

Przez chwilę nawet rozważał, czy by nie dać Dee Dee innego cukierka, który skasował by aktualny efekt na inny. Może akuratnie trafią na coś sympatycznego. Na przykład na takiego, który na parę godzin zmiana kolor tęczówek. Tego by pewnie nawet nie zauważyła. Ale nie, musiała dorwać tego od cieni...
Przemknęło mu też, że mógłby wypchnąć Dominice i Dakote na zewnątrz i mając nadzieję, że samo może wszystko przejdzie. Ale pewnie na słońcu cień stałby się tylko bardziej widoczny. Zawsze więc mógł zabrać ją do pokoju dla pracowników. Niewielkie pomieszczenia z jednym małym okienkiem. Cień praktycznie byłby tam niewidoczny, jeśli nie zaświecili by światła.

Anonymous - 17 Grudzień 2014, 12:11

Oczywiście, że mógł jej dać innego cukierka. Cukierków dla Dee nigdy dość. Lecz skąd pewność, że akurat trafi ona na przyjazny psikus? Psikus to psikus, rzadko kiedy są przyjazne.
Mogło jej się trafić zmiana koloru tęczówek, ale co jeśli psikusem okazałaby się zmiana w dynię? Albo drastyczne powiększenie owłosienia na ciele? Cóż, myślę że Dee wtedy uznałaby, że jednak potrzebuje terapii bardziej niż dotychczas.
Oczywiście, mógł też ją i Dakotę wypchnąć na ulicę, i niech radzą sobie sami. Ale wtedy jaki byłby z niego brat? Jaki wujek? Czy zniósł by wtedy te wyrzuty sumienia, które targałyby nim pewnie jeszcze długo po całej sytuacji, ale i za każdym razem, widząc któreś z nich? Za każdym razem, mijając brata na ulicy, lub odwiedzając rodziców Dee, którzy nie wiedzą co się stało, ale Dominica boi się wyjść od miesiąca z pokoju ?
No i jeszcze jedna, ostatnia opcja, chyba najbezpieczniejsza- zamknięcie Dee w pokoju dla pracowników. Ciemny pokoik z małym oknem, przez które wpada mała ilość światła. I byłoby to dobre rozwiązanie, gdyby nie fakt, że Dominiczka niemal panicznie boi się ciemności. A raczej tego, co może się w niej kryć.
Można by powiedzieć, że wpadliście jak śliwka w kompot. Ale są takie momenty w życiu każdej istoty, gdy trzeba wybrać mniejsze zło, lub coś, co się bardziej opłaca.
A co bardziej opłaca się Eliotowi?

Oczy Dominici zamknęły się i zacisnęły tak mocno, jakby nie miały zamiaru otworzyć się przez następne kilka stuleci. Jednocześnie skuliła się, ścisnęła ręce razem, i je uformowała w małe piąsteczki.
Mimo że miała szesnaście lat na karku, w niektórych sytuacjach zachowywała się jak dziecko. Śpiąca marudziła i zacierała oczy, chora majaczyła i włóczyła nogami a przerażona... no właśnie.
Zaczęła się trząść. Do tego poczuła, jak jej oddech staje się coraz płytszy. Cholerne zaostrzenia astmy. Coś w jej umyśle krzyczało, że chce do mamy, ale również ta sama część mówiła, że zostanie wyśmiana za swoją infantylność, brak odwagi czy bujną wyobraźnię.
Dlatego stała tak, z zamkniętymi oczami, dysząc lekko i próbując odgonić od siebie projekcję własnej wyobraźni.
W dłoniach poczuła skrawek materiału, w którym rozpoznała chusteczkę. Szybko użyła jej do wytarcia twarzy, gdyż nie ma dla niej nic gorszego, jak okazywanie słabości w miejscu publicznym. A przynajmniej pod postacią łez.
Ni to ładne, bo ładnie to tylko w filmach wygląda. Tak naprawdę stajesz się po prostu czerwony jak pomidor, z mniejszym lub większym stopniem zabarwienia w różnych miejscach, a z twoich oczu cieknie słona woda. Nie ma możliwości by wyglądało to ładnie.
- N-nie mo-gę, znów..mam dusz-ności... -powiedziała, oddychając płytko. Eliot nie raz był świadkiem zaostrzenia astmy u Dee, to pewne. Wie, jakie to męczące dla niej, a jakie stresujące dla otoczenia. W okresie zimowym nie trudno o taki ,,pokaz'' a gdy do tego dodamy stres...cóż.
- Bio-rę le-ki... ale nig-dyy nie by-ło z nimi prob-lemu..! - dodała, szukając po omacku w kieszeni kurtki inhalatora. Namierzając go, szybko wyciągnęła lek z kieszeni, wyciągnęła zawleczkę i wsadziła ustnik do ust. Wzięła najgłębszy jaki mogła oddech, a w trakcie brania powietrza wcisnęła guzik. Słychać było charakterystyczny dźwięk uwalnianego gazu.
Kilka płytkich oddechów, i kolejna aplikacja leku. Za dziesięć minut powinna wziąć drugi lek.
Kolejne płytkie oddechy, ruch chusteczką, wytarcie kolejnych łez.
- Dzi-iś Łysy próbo-wał mi opchnąć jakieś świńst-wo, ale nigdy nie... bra-łam jakiś podej-rza-nych rzeczy... a od ran-aa jestem na krom-ce z Nutellą. - powiedziała znów, łamliwym głosem, chowając inhalator do kieszeni.
W tym zdaniu ukryło się wiele informacji- pierwsze, Dee zna się z dilerami, ale nic nie ćpa. Drugie- najwyraźniej mało je. I co teraz?

Eliot - 28 Grudzień 2014, 01:33

Od jakiegoś czasu podejrzewał, że młoda zna jakiś podejrzanych typów i dilerów, ale dopóki wszystko było z nią w porządku, nie wtrącał się. Poza tym mogłoby się okazać, ze któryś z tych gości może kojarzyć Eliota z jego gorszego, mniej legalnego okresu pobytu w Świecie Ludzi, a on nie chciał przysparzać sobie i jej żadnych dodatkowych kłopotów. W każdym razie - o to będzie się martwił później, teraz inne rzeczy miały priorytet.
- Spokojnie oddychaj - powiedział łagodnie, myśląc, że zaostrzenie astmy, stres i histeria to bardzo kiepskie połączenie. Korzystając z tego, że Dee miała zamknięte oczy pogroził cieniowi pięścią, tak w ramach uwolnienia swojej małej irytacji, którą tenże cień spowodował, powodując z kolei negatywny skutek na Dominice. Niemal chciał ostrym, stanowczym głosem przestać mu się już wygłupiać i wracać do bycia zwykłym cieniem. Chyba to wyczuł, bo na chwilę zatrzymał się i drwiąco potrząsnął swoją rozczochraną czupryną, wykonał coś jakby obrażone wzruszenie ramionami i zsunął się na podłogę, żeby radośnie dźgnąć palcem cień Dakoty. Eliot miał wielką ochotę przydepnąć cień, złapać go swoim cieniem i zaciągnąć do Dee, ale miał teraz bardziej naglące rzeczy do roboty.

Rozsunął jeszcze bardziej suwak przy kurtce dziewczyny i ściągnął jej szalik.
- Oddychaj, świetnie sobie radzisz, pamiętaj o kolejnej dawce leków - mówił do niej, starając się coś robić. Cokolwiek! Był świadkiem wcześniejszych ataków Dee, ale nie tak gwałtownych i na pewno nie były spowodowane stresem z powodu przeklętego, magicznego cukierka. Zawsze dawała sobie szybko radę, więc nie do końca był pewien co teraz. Zdaje się, że w Krainie Luster na astmę było proste zaklęcie lecznicze, które być może nie likwidowało całej choroby, ale zdecydowanie prowadziło do tego, że sytuacje jak ta, były na prawdę rzadkie.
Fakt, że właśnie się dowiedział, że Dee jest o jednej kromce wcale go nie pocieszył. Zrugał by ją za to, ale z powodu zaistniałej sytuacji zostawił to na później. A ponieważ bardzo się tym wszystkim zmartwił, ujął ostrożnie ramiona Dee i spytał:
- Mam cię zabrać do szpitala, domu czy dzwonić po rodziców?
Ostre zaostrzenie astmy może mieć poważne konsekwencje. Był gotów rzucić wszystko, zmuszając Dakote to zajęcia się przez chwilę sklepem (co było ryzykowane, bo młody mógł gniewnie wypiąć się na to wszystko. I tak nieźle mu na razie szlo znoszenie całej tej sytuacji. Eliot chciał uważać na niego i nie narażać ich delikatnej sytuacji, ale teraz jeszcze bardziej chciał uważać na Dominice.), telekinetyczne spróbować podczepić cień z powrotem i generalnie zrobić cokolwiek. Co sprowadziło go do myśli, jak by tu sprawić, żeby wszystko to obrócić tak, żeby wyszła z tego wina Dee. Myśl ta była ekstremalnie niezręczna i właściwie niemal się nią brzydził, ale tak to już musiało być. Niech myśli, że to halucynacje z głodu, od wąchania kleju czy cholera wie z jakiej przyczyny. MORIA ma wszędzie uszy i oczy, a nawet nosy i pewnie języki, jeśli trzeba byłoby coś polizać i sprawdzić czy w jakikolwiek sposób ma związek z Krainą Luster. Na samą myśl o MORII przeszedł go dreszcz i zapiekły liczne blizny na rękach i pod żebrami. Robił to nie tylko ze względu na siebie, ale i dla Dee. I skoro był tu też Dakota, to i również na niego musi mieć też oko. Może była to już paranoja, ale ostrożności nigdy na wiele.

//Dzięki, Dee. Jestem pewna, że Eliot wie dokładnie co robić w takich przypadkach, ale JA NIE MAM NAJMNIEJSZEGO POJĘCIA. ASTMATYK W MOJEJ OBECNOŚCI MIAŁBY ZE MNIE NIEWIELE POŻYTKU



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group