To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Koszmary Senne - Sen Mirany [sen otwarty]

Anonymous - 18 Maj 2015, 09:32

Spóźnił się. Dlaczego musiał spóźnić się po raz kolejny, skoro przeczuwał niebezpieczeństwo czyhające na jej miłosierdzie i niewinność przeplatający najmniejszy skrawek ciała? Potykając się o własne nogi parł do przodu przez poszycie leśne, aby znaleźć się jak najbliżej i w porę zareagować, jeśli niebezpieczeństwo chwyciło ją za gardło i uniemożliwiło jakąkolwiek ochronę. To był przecież jego obowiązek – chronić ją za wszelką cenę, aby nie musiał obserwować przerażenia ściągającego jej miękkie rysy twarzy i brodzić w obrzydzeniu spozierającemu z łagodnego spojrzenia. Pchany egoistycznymi pobudkami odpychał od siebie natrętne gałęzie drzew, które próbowały zagrodzić mu przejście do Mirany i chociaż wiele razy zdążył upaść na ziemię, nie rezygnował. Tęsknota ściskająca serce Falcona motywowała go wystarczająco mocno, aby podnosił pośpiesznie zmarznięte ciało i wyszukiwał w małych komórkach motywację do dalszego biegu. Pokracznego i groteskowego szczególnie wtedy, kiedy szeroki kaptur spadał z łysej głowy mężczyzny i szpetota jego twarzy wyganiała okoliczne zwierzęta.
Raz na jakiś czas próbował poprawić narzucony na siebie płaszcz, ukrywając przed światem zewnętrznym wszelką niedoskonałość stworzonego przez Nią ciała, licząc że tym razem jednak zdąży i w porę ukaże z dobrej strony, aby chociaż zerknęła na niego łaskawszym wzrokiem i posłała pokrzepiający uśmiech. Tak ochoczo dzieliła się nimi z rannymi zwierzętami i współczując połamanym roślinom, płakała nad nimi tak szczodrze, że zazdrościł im tak mocno iż sam zostawał ich oprawcą – byleby mieć Ją przy sobie, patrzeć i podziwiać z daleka.
Z zaciekłością odepchnął od siebie zagradzający mu drogę krzew, a na zakończenie potraktował gałęzie solidnym uderzeniem łańcucha, aby nie wpadł na pomysł iść za nim i przeszkadzać. Falcon nigdy nie potrafił powiedzieć dlaczego czuje Jej obecność, pchany wewnętrznym przymusem zdobycia aprobaty w oczach i uśmiechu, który mu się przecież należał. Został stworzony przez Nią, więc dlaczego wypierała istnienie groźnie zmarszczonymi brwiami i słabo skrywanym obrzydzeniem? Pchany niezrozumieniem i ciekawością stanął na obrzeżach lasu, widząc z daleka rozbitą szybę w chacie i przeczucie, że Ona tam jest.
Przystanął i starł z czerwonego czoła skroplony pot, próbując obmyślić iluzję, jaką powinien Ją dzisiaj potraktować. Może jakiś zajączek? Albo sarna? Ona chyba lubiła takie zwierzęta.

Mirana - 21 Maj 2015, 14:30

Pojmana zostałam siłą, niespodziewanie, jakby po prostu okno miało rączki i uwolnienie ich było związane z utraceniem ciągłości szyby. Dom chciał się mną nakarmić, ot. Jak ta dwójka dzieciaków, która, bodaj, we wtorki i czwartki karmiła dom, tylko ze tutaj, najwidoczniej, samoobsługa była dozwolona. Kościste wnętrze budziło strach, sprawiało, że rozbieganym wzrokiem szukałam wyjścia. Sufit - dwójka, łącznie półnagich facetów, podających sobie paluszki i patrząca na siebie tak, że chyba również wątpili w mój sens rozglądania się po tym pokoju.
A tu było wszystko prócz pomieszczeń.
Przyjrzałam się znajdującym się tu narzędziom, próbując ustalić ich przeznaczenie. Marionetki - pełno ich, ułożone przez pedantyczne dłonie.
Dotknęłam wieszaka niegdyś będącego uzębieniem rosłego zwierzęcia. Jego prawdziwość była urzekająco-niepokojąca. Dom kanibala? A może tylko szopa myśliwego? Nie chcę wiedzieć, co jest za tą klapą.
Chcę zejść niżej, w poszukiwaniu wilgoci.
Nie chcesz utracić i tak już słabszej niż na zewnątrz jasności.
Cóż, pooddychać też czasem trzeba.
Ciii, to tylko dom lalkarza! I próbowałam ją otworzyć, po czym zeszłam na dół.


Tutaj chciałbym nadmienić, że ta druga Mirana, w moim wyobrażeniu, które chyba nie najdokładniej oznaczyłem w swoim poprzednim poście, obrała kierunek przeciwny wobec bram miasta. Jednakże sama już zdecyduj, gdzie ona tak właściwie przebywa.


Spojrzałam na obserwującą dom Miranę, którą czułam niemal jak siebie. Bo, mówiąc poprawnie, ja byłam jedna, ale miałam dwa odrębne ciała, którymi sobie do woli zwiedzałam całe widoczne otoczenie. A w zależności od spotykanych przygód, dana część pałała mniejszą bądź większą ciekawością i/lub strachem. Właściwie były to dwa umysły, które obserwowałam, wierząc, dzięki uśpionej świadomości, że jestem w dwóch miejscach i spotykają mnie zadziwiające przygody, a możliwość doznania podziału sprawiła, że po raz pierwszy czułam jak to jest, gdy roślina zostaje przedzielona na dwoje.
W moim wypadku był podział bezbolesny - w przeciwieństwie do krzaka ciętego szpadlem ogrodnika.
Choć nastąpił podział, czułam, że jestem czymś ponad jednym ciałem czy też dwoma ciałami - czułam, że istnieję teraz wszędzie tam, gdzie jest moja postać - jakbym była nadświadomością.
Boskie uczucie. Zapragnęłam w jednej chwili czuć to samo wobec wszystkich roślin ten i inne światy obejmujących - być prawdziwą Matką Naturą.
Pragnienie władzy mnie ujarzmiło.

Zatem, widziałam jak moja siostrzyczka jest wpychana do budynku. A ja zupełnie zignorowałam powagę tego zdarzenia. Dlaczego? Może zwyczajnie dlatego, że ciekawość tamtej nie pozwoliła ustąpić i mojej ciekawości na rzecz zapytania się otoczenia: czy oby wszystko jest w porządku i nie grozi którejkolwiek z nas jakieś niebezpieczeństwo?
Przesyt bodźców nadawanych z otoczenia nie jest sytuacją sprzyjającą ogarnieniu się. Więc po prostu obserwujmy i badajmy, zamiast się martwić.
I obserwowałam - ruch w krzakach. A potem dźwięk, a nawet kilka. Coś tam było, jakieś, jak się zdawało, małe stworzonka. Iść do nich? Ale po co, przecież tak przyjemnie jest tutaj, w tym błocie!
Ups, chyba rozkopałam mrowisko.
Ale zamiast wstać, przekręciłam się i brodziłam w błocie po drugiej stronie kamienia, wciąż wzrokiem wpatrując się w poruszane nie-wiatrem krzaki.

Anonymous - 5 Czerwiec 2015, 16:08


    Mirano,
    Klapa była lekka, ale wydawać się mogło że drzewo to jest wilgotne. Mechanicznie.
    Woda? Olej? Galaretka? Coś się kleiło, czarne i nieprzyjemne, ale udało ci się otworzyć.
    Pomieszczenie pod klapą było jeszcze mniejsze. O ile można w ogóle nazwać to pomieszczeniem. Na oko mogło to być 3x3x3. A co tam się mieściło?
    Drabina, która pewnie służyła do schodzenia.
    Żarówka ze sznureczkiem, by w strachu klaustrofobicznym nie nabawić się też strachu przed nocą.
    I drzwi. Drzwi duże na pół ściany. Drewniane, z desek, przez które szczeliny prześwitywało światło.
    Mogłaś usłyszeć cichą melodię, podobną tej, która cię prowadziła.
    Pomijając fakt, że niemal każda melodia grana na akordeonie brzmi ,,cyrkowo'' to ta była definitywnie nagrana na winyl, bo się zacinała.
    Otworzysz drzwi, Mirano?

    Mirano,
    Oczywiście, że chciałaś uciec przed miastem. Przecież to taki rozwój zmniejszył ilość lasów i niszczy przyrodę, zdaje się? I obrałaś przeciwny kierunek- ale miasto jest złe, i z horyzontu zniknąć nie chciało! Dalej byłaś niedaleko, ale kto by się przejmował bramami, skoro masz kałużę?
    I ludzkiego obserwatora w postaci pulchnego dzieciaczka?
    Siedział w krzakach i perfidnie się na ciebie patrzył. Nie ruszał się, tylko patrzył. A wyglądał jak pomniejszona wersja górnika.

    Falconie,
    to urocze, że chcesz pomóc swojej Pani. I tak bez pardonu pchasz się w niebezpieczeństwo, byleby jej pomóc! Niejedna osoba pragnęłaby mieć kogoś takiego, ale ty, nieszczęśniku, ulokowałeś swoje uczucia w takiej osobie! Która tego nie docenia!
    Ty, mój drogi, zacznijmy od tego, że wszedłeś drzwiami. Nie ma sensu, zdaje się, rozbijać kolejnego, skoro drzwi są otwarte. Oczywiście, widziałeś to samo co wcześniej widziała Mira, nic się nie zmieniło. Choć ty coś zauważyłeś. Za stolikiem była dość duża dziura, przez którą widziałeś dokładnie wnętrze piwnicy. Nie całe, ale widoczny kawałek przedstawiał cyrkowe stroje, kawałki marionetek...
    i bam.
    Bam?
    Bam.
    Deski pod tobą ułamały się, zmuszając cię, czy chciałeś czy nie, do pojawienia się w pokoju. Teraz widziałeś lepiej. Pokój był ogromny, długi, że wydawał się nie mieć końca. Wzdłuż pokładane były wybrakowane, nazwijmy rzeczy po imieniu- po prostu brzydkie lalki, cyrkowe stroje, dużo pudeł, skrzyni, krwi, szmat, kości, klat z dzikimi zwierzętami, ze zdeformowanymi ludź... co.
    Wnętrze, choć kolorowe (czego nie wiedziałeś), po drugim rzucie okiem (którego nie masz :v) zauważało się inne szczegóły. To miejsce przypominało coś na pograniczu kulis, laboratorium i ZOO. Bo co innego przywodzą na myśl te istoty w klatkach?
    *opis ich dopiero jak będziecie bliżej, bo oni są dość daleko, wiecie że coś tam jest, ale nie rozpoznajecie co :v*
    Spojrzałeś w bok, na duże, drewniane drzwi. Ktoś próbuje się dostać. Co robisz?

    (Byłabym rada, gdyby najpierw odpisał Falcon)

Anonymous - 7 Czerwiec 2015, 20:22

Coś niewytłumaczalnie ekscytującego pchnęło go w stronę postanowionego w środku lasu domku, chatynki należącej z pewnością do kogoś o niecnych zamiarach wobec Zielonej Panny, jak nazywał Miranę podczas wielokrotnych rozmyślań nad jej prawdziwym mianem. Nim spostrzegł co tak naprawdę czyni, ryzykując wykrycie w prawdziwej formie ruszył dość raźnym, pośpiesznym krokiem w stronę uchylonych drzwi, ciągnąc za sobą bezszelestnie ciężkie łańcuchy. Wszechotaczająca go rzeczywistość nabrała większej intensywności, o szczególnie zarysowanych kształtach w tych konkretnych miejscach, gdzie znajdowały się jakieś przedmioty – od liści poczynając po klamce do drzwi kończąc. Zarzuciwszy dookoła przedramion przydługawe łańcuchy, wszedł do środka, pchany jakimś impulsem ciekawości na zdobycie zainteresowania tej konkretnej osoby – pośpiesznie wybierając postać iluzji, którą postanowił nałożyć na siebie trochę zbyt późno.
Pochylony w przód, opierając ciężar ciała na przedzie stóp, nie wziął pod uwagę czegoś tak prozaicznego jak ciężar własnego ciała na spróchniałych deskach – zanim się spostrzegł, podłoże pod nim ugięło, pękło i strzaskało się na drobny maczek. Upadek z tej wysokości był uporczywie bolesny dla szlachetnych liter pana Falcona, jednak czysta forma lęku przed ciekawością Zielonej Panny sprawdziła, że zadziałał instynktownie i pośpiesznie, niemalże instynktownie przeistoczył się w niewielkich rozmiarów zajączka przysłoniętego kilkoma zakurzonymi jeszcze deskami.
Z ciężkim, pośpiesznie bijącym sercem rozejrzał się dookoła, dostrzegając świat w czarno-białych barwach bez szczegółów, jakie dotychczas były dostępne dla niego na wyciągnięcie ręki. Zmrużył powieki, aby dostrzec znajomą poświatę czerwonego widma życia. Zanim zdążył przystąpić do zwiedzania, pchnęła go jedyna trwożąca myśl – gdzie w tym wszystkim podziała się Zielona Panna? Kiedy drzwi zaczęły jednoznacznie wskazywać na pojawienie nowego elementu w pokoju, zrobił dokładnie to, co potrafił najlepiej.
Wyskoczył ze swojej kryjówki i schował się za szafką, aby z bezpiecznego, tymczasowej kryjówki obserwować wchodzącą osobę. Może to była właśnie Ona? Może będzie mógł do niej podejść? Może ujrzy jej nieśmiały uśmiech?
Z coraz gorętszą nadzieją wyczekiwał poruszenia klamki, ignorując możliwość irracjonalnego pęknięcia zamków w tych klatkach z niebezpiecznymi stworami bądź wprowadzeniem innego elementu tej pokręconej rzeczywistości, do której wciąż nie potrafił przynależeć. Poruszając pośpiesznie zajęczym noskiem, czekał.

Mirana - 10 Czerwiec 2015, 23:15

Dlaczego mnie to spotyka? A dlaczego by nie? Kogoś musi, ktoś musi nie chcieć, ktoś musi chcieć. Równowaga, ot co. Chaos jest równowagą, bo jego amplitudy sięgają obu krańców skali. Chaos w chaosie byłby problemem.
Zajrzałam do ciemnego pomieszczenia, zeszłam po stopniach i zapaliłam światełko. Ciemność wyparowała, mrok zasilił mnie w klaustrofobiczne doznania. To jest zastanawiające, że w ciemności trudniej bać się ograniczenia przestrzeni - po prostu tak bardzo istota rozumna karmi się nadzieją o nieskończoności, że zapomina uosobić mrok i nadać mu wymiary. Potrzeba agresywnego mroku, aby stał się on niepożądanym.
Melodia była mi soundtrackiem, zbyt spokojnym by wyczekiwać nagłego, niezamierzonego przeze mnie, zdarzenia. A drzwi mówiły: otwórz mnie, przecież pragniesz przeniknąć w nieznane!
Rzeczywiście, pragnę. Głównie dlatego, że... tutaj nic nie ma!
Pustka.

Słyszałam jakieś szelesty zanim otwarłam drzwi, lecz wnętrze nie ukazało mi nic wskazującego na czyjąś obecność tutaj. Spora ilość niewyraźnych kształtów rysowała się wzdłuż ścian.
Postąpiłam wgłąb pomieszczenia, a uśmiech znikał z mojej twarzy na rzecz zaniepokojenia. Było tu zbyt ciemno, aby móc dokładniej dojrzeć nagromadzone tu fanty. Podeszłam do jednej ich sterty, chcąc przyjrzeć się im z bliska. na co natrafiłam? Najpewniej coś, co nie znosi dotyku?
Nie-pustka, lecz także i nieznane.


Kałuża rzecz dobra - napiłam się z niej wody, napiłam w całkiem ludzki sposób, nabierając jej w dłonie i przechylając do ust. Sama nie byłam - spotkałam się z obserwatorem podczas gaszenia pragnienia. Dzieciaczek się gapił. Czego chciał, czemu okupowały go górnicze narzędzia? A co, nie może? A nie, bo mu nie pasuje, nie ma tu w pobliżu kopalni, w ogóle... czemu tutaj jest miasto, ou?!
Patrzyłam na niego, pomachałam mu i postąpiłam parę kroków w jego stronę.
- Witaj, słodziutki. Wiesz którędy w stronę cyrku? - Zwróciłam się uprzejmym głosem, którego jednak brzmienie pełne było... ekhm, epickości godnej arystokratycznych, fantastycznych istot rozumnych. - Najlepiej, gdybyś wskazywał mi drogę przez las, bo nie chcę przez miasto zbyt długo podróżować, nie lubię. Pomożesz? - Błagalną tonacją próbowałam wyłuskać z niego chęć pomocy. Bo przecież ja sama zbyt człowieczo.. nie wyglądałam. Mogłam wręcz odstraszać.

Anonymous - 29 Czerwiec 2015, 10:05


    //Musicie wybaczyć krótkość tego posta jak i jego chaos bo gram z czasem a konkretnie - z moim internetem. Długie użytkowanie go nie jest wskazane bo się całkowicie wyczerpie//

    Pokój
    Pokój oczywiście, był lekko przyciemniony, przez brak włączonych lampek, i tylko światło z dziury w suficie oświetlało najbliższe otoczenie. Dość dobrze jak na dziurę. Jakby ktoś nie chciał byście widzieli co jest dalej.
    Gdybym miała porównać to zjawisko do czegokolwiek, porównałabym to do oświetlenia na scenie podczas aktorskiego monologu - tylko na głównego aktora pada strumień światła z jasnego reflektora, po czym płynnie przechodzi w zaciemnioną rzeczywistość.
    Słyszeliście różne dźwięki, nie wszystkie byliście w stanie rozpoznać. Jakieś warknięcia, stuknięcia, pomrukiwania. W tle gdzieś zegar, bicie serca i cichutka melodia z pozytywki.
    Ty, króliczy Falkonie cofałeś się tyłem za szafkę, chcąc się ukryć, ale uderzyłeś w coś. Zainteresowany odwróciłeś się i zobaczyłeś oderwaną głowę marionetki. Nie była ładna, przez pracę czasu ale i samo wykonanie. Lakier schodził, Tylko oczka błyszczały zielenią złowrogo.
    Mogłeś się cofnąć, mogłeś wyskoczyć - ale zrobiłeś raban. I jeśli nie wyskoczyłeś, to Mirana miała wiedzę o tym że coś-jest-za-szafką.
    Ty Mirano, jako matka natura wyczuwałaś coś dziwnego w tym miejscu. Napawało cię takim uczuciem jak w momencie gdy weszłaś na płonącą polanę - ten niepokój, oraz ból udzielał ci się od organizmów żywych które cierpiały. Ale teraz nic nie widziałaś, nic mogłaś zrobić.
    Znaczy, mogłaś. Iść w ciemność. Ale czy właśnie czegoś nie usłyszałaś?

    Las
    Chłopiec patrzył się na nią z czymś na pograniczu zdziwienia i przerażenia. Trząsł się, gdy do niego podeszła. Zdaje się że wyglądał jakby nigdy nie widział podobnej jej istoty... albo żadnej magicznej.
    Albo wiedział jak takie kończą.
    - Musi pani uciekać. Szybko- powiedział dziwnie poważny tonem, starając się nie łamać swojego głosu.
    - Zaraz przyjdą tu dorośli. Złapią panią. I zrobią pani złe rzeczy.
    Po czym spojrzał w stronę drogi wiodącej do miasta. Ku miastu szła duża grupa ludzi. Na razie byli na horyzoncie, ale szybko się przemieszczali.

Anonymous - 3 Lipiec 2015, 19:45

Ciałem płochliwego królika wstrząsnął dreszcz, zanim Falcon przypomniał sobie właściwe sedno egzystencji tej istoty i odzyskał kontrolę nad ciałem. Jakkolwiek próbowałby schować się w ciemny kąt szafki, nie dobrnąłby do realizacji niezwykle głębokiego pragnienia jakim było poznanie Mirany w bardziej bezpośredni sposób, prowadząc w niejednoznaczny sposób do fizycznej bliskości jaką mogła zaoferować mu tylko pod tą zwierzęcą postacią. Stanowiąc nieustanny element jej nieustających koszmarów obserwował wystarczająco długo zmagania tej rajskiej istoty, za jaką ją uważał, aby odnaleźć w sobie wystarczająco wiele śmiałości i wyskoczyć naprzód, prezentując w nikłym świetle pomieszczenia szaroczarne futerko okalające drżące z kumulowanych emocji mięśnie.
Wydawało mu się, że ją dostrzegł, że ją ujrzał, że lada moment wyłoni się z ciemności i rozpozna w nim niepozorne stworzenie pragnące zaznać spokoju i opieki z jej ciepłych, przyjemnie delikatnych rąk. Złowrogie oczęta zostały przez niego zignorowane, ponieważ śmiercionośne łańcuchy wciąż pozostawały nieustannym elementem jego fizycznych właściwości w prawdziwym ciele i tożsamości, o której istnieniu Ona jeszcze nie wiedziała. Cokolwiek stanęłoby Jej na przeszkodzie i stanowiło zagrożenie dla bezpieczeństwa, nie wahałby się przed odrzuceniem iluzji i pozbyciem resztek niewinnego ciała słodkiego króliczka, aby z brutalną wściekłością rozszarpać na strzępy każdego, kto tylko śmie podnieść na Nią rękę. Może i wówczas dostrzegłaby w nim swojego stróża? Albo chociaż doceniła poświęcenie, kiedy konając na jej miękkich kolanach ocierałby łzy ściekające z jej zielonkawo pobłyskujących policzków?
W mgnieniu oka strząsnął z siebie niewidzialny kurz przylegający do srebrzystych nici futerka, zwinnymi podskokami zbliżając ku Istocie swego życia, która nadała życiu określoną wartość i cel, do jakiego zamierzał dążyć po kres dni. Groteskowość sytuacji całkowicie zagłębiała się w poczuciu oderwanej rzeczywistości Falcona, w której de facto zaistniał i wychował na swój całkiem specyficzny sposób, asymilując z otoczeniem w miarę adaptacyjnych możliwości - bądź co bądź – młodego organizmu. Przycupnął tuż pod stopami Mirany, kontemplując w milczeniu zniewalająco rześki zapach jaki roznosiła dookoła siebie i jeśli tylko pozwolił na to czas, poruszał niecierpliwie noskiem w próbach wchłonięcia jak największej ilości woni. Nie musiał obserwować ruchu jej rąk, aby pamiętać ich kształt, ale ilekroć pochylał się nad kępką trawy zroszonej poranną rosą nie potrafił przypomnieć sobie ulotnego zapachu należącego do Niej.
Dlatego też, drżąc z niecierpliwości i nadmiaru pożądania trwał w nerwowym wyczekiwaniu aż zerknie w dół i dostrzeże go jako istotę godną zaufania, obdarzając choćby ulotnym muśnięciem dłoni, dzięki któremu nowa fala namiętności wyznaczy mu kolejne cele w drastycznym dążeniu do zrealizowania mało górnolotnego planu. Chciał tylko z Nią być. Czy to tak wiele?

Mirana - 5 Lipiec 2015, 14:31

Dlaczego taka niepewność mnie przepełnia, czemu nadal decyduję się brnąc w dalsze zakamarki tego pomieszczenia, nie zważając na pragnienia mojego organizmu, spragnionego wilgoci żyznej gleby? Nie zgłupiałam przecież na tyle, by chadzać po ciemnicach drewnianej chatki! A cyrkowcy? Czemu ich nie gonię, czemu nie podejmuję działań mających moje siostry ochronić?
Bo może tego nie chcę.
CO?!
*Drgnęłam nerwowo tam, gdzie śpię*

Usłyszałam wyraźną plątaninę dźwięków, po której do moich stóp przylgnął króliczek. Wyglądające sympatycznie i niewinnie zwierzątko oddaliło moje zmartwienia na jakiś metr, może dwa. Przykucnęłam i delikatnie ku niemu wystawiłam dłoń, po czym wzięłam i przytuliłam do piersi.
- Słodziutki, podobnyś do mojego kochanego PrzyUszka! - wyszeptałam, podnosząc się do pionu.
Rozejrzałam się ponownie i podeszłam do otworu w suficie. Promienie światła były przyjemne. Ale potrzebowałam ziemi!
Tąpnęłam raz, a porządnie w deskę podłogi, która wydawała mi się być słabszą. Liczyłam, że pęknie i ujawni żyzną glebę. W ostateczności mogłyby być kamienie.



---

Chłopiec okazał się być niespodziewanym mówcą ostrzeżeń, a ja byłam zagubiona na tyle, że skłonna byłam mu uwierzyć i zawrócić, jednakże... Z tamtej strony już nadchodzili podmioty jego mowy.
Zdecydowane nie lubię być zmuszaną do podejmowania tak prędkich decyzji.
- Nie widziałeś mnie, nie wiesz o mnie. I lepiej się ukryj. - wyszeptałam i wskoczyłam w pobliskie zarośla.
Skryłam się za dużym drzewem, zakorzeniłam się stopami, oddałam resztki roślinnych cech do ziemi, stając się niewiastą o lekko zielonkawej skórze i oczach. Połączyłam się z korzeniami pobliskich drzew i ukierunkowałam je w stronę ścieżki, w miejsce, po którym zbliżający się źli ludzie powinni przejść, jeśli faktycznie do tego miasta zmierzają. W dogodnym momencie zmierzałam zaatakować ich potężnymi korzeniami, wspomaganymi gałęziami tychże drzew. Ich kroki wyczuję przez te korzenie - nie muszę ich widzieć, aby móc poczuć.
I oby tylko rośliny nie miały mi tego za złe.

Anonymous - 10 Sierpień 2015, 17:33


    Nagle wszystkie światła zaświeciły się, w całym niekończącym się korytarzu. Lampy zawieszone na cienkim sznurku zapalały się się jedna po drugiej z odstępem co sekunda, z każdą odsłaniając kolejny kawałek holu, oraz makabryczne jego skarby.
    Wiedziałaś Mirano że czułaś coś dziwnego. Jakąś woń, jakiś zapach...strach aż wirował w powietrzu w postaci kurzu i dusił każdego kto tu wchodził. Zaraz potem widok zatrzymywał na ułamek sekundy pracę serca.
    Posłużę się cytatem z gry i napiszę, że powiedzenie że to był straszny widok to jak napisanie że gówno nie jest szczególnie smaczne - niby prawda ale całości nie oddaje. Dlatego postaram się przybliżyć choć trochę opisem to, co widać.
    W pierwszej klatce znajdował się dziwny stwór, bo niestety istotami ludzkimi nie można tego nazwać.
    Kiedyś prawdopodobnie była to rodzina. Możliwe że nawet szczęśliwa. Teraz jest to tylko ,,dziw'' który ktoś nieudolnie próbował stworzyć. Mężczyzna z dziwnymi skrzydłami przypominającymi żagiel i kobieta z kocimi uszami sztucznie złączeni by emitowali bliźniaki syjamskie. Z każdego organizmu ucięta była ręka i noga - kobiecie prawe, mężczyźnie lewe, a w miejscu rozcięcia zszyci ze sobą nieudolnie grubą nicią.
    Miejsce zszycia już dawno zaczęło ropieć i krwawić, teraz zaczynało pleśnieć. Podobnie jak nagie ciała, które teraz, lekko sine, leżały bez ruchu. Organizm stworzony z dwóch, czyż nie wspaniale?
    Z dwóch?
    Wychudzone i oblepione krwią kocie niemowlę, przyszyte do martwych już ciał próbowało jeszcze skomleć. Machało rączką, bo druga przyszyta była do brzucha matki, i choć próbował ją wyszarpać, dla małego dziecka ból był za okropny.
    Wygląda na to że twór jest świeży. Szkoda że nie wyszedł.
    W klatce naprzeciw siedziały dwa stwory- lew z głową człowieka i człowiek z głową lwa. Oczywiście, sztucznie przytwierdzonymi.
    Drugą istotę zdążyły już obsiąść muchy, gdyż dawno przestała dawać znaki życia.
    Druga machnęła tylko łapą odganiając szczura który chciał się pożywić ,,więziennym kolegą'' ledwo żywego stworzenia. Nie mógł pozwolić by jego zapasy zostały wyjedzone. Nie pamięta już kiedy ostatnio czuł smak kociej karmy w ustach.
    Ten eksperyment, zdaje się, nawet się udał. Przynajmniej w połowie.
    W kolejnej klatce znajdował się znowu potwór o ciele wątłej kobiety. Sina, poobijana, widać że głodna. Jej drobne ciało ledwo unosiło ciężar w postaci ogromnych skrzydeł, przytwierdzonych drutem do nagiego korpusu pozbawionego rąk. Jej głowa była łysa, co dokładnie akcentowało jej ogromne rogi, lecz to twarz, można by rzec, rzucała się w oczy.
    Bo wyglądało jakby owej twarzy nie było. Na nią bowiem naszyta została skóra, mocno napięta, od ucha do ucha i od czoła po podbródek. W momencie gdy na nią patrzyliście, kobiecie udało się rozgryźć po długiej walce skórę w okolicy ust i mogąc już oddychać całą piersią, zaczęła czołgać się po ziemi by wyjeść rzucone jej wcześniej na dno celi ziarno.
    Niech się nacieszy, za chwilę i tak otwór zostanie zszyty.
    Im głębiej w korytarz, tym co raz to dziwniejsze stwory - sztucznie tworzone centaury, wilki z rękami, mężczyzna z kilkunastoma gałkami ocznymi wszczepionymi w brzuch...
    Patrzyliście na to, przerażeni, a z zamyślenia wyrwał was śmiech. Odwróciliście się szybko, a za wami, przy drzwiach którymi weszła Mirana stał siwy, pomarszczony, ale na pewno nie słaby i wątły mężczyzna w fartuchu, który bardziej przypominał ubiór rzeźnika niż marionetkarza. Uśmiechał się złowieszczo, choć szczególnie złowieszczego wyglądu nadawały mu zęby ostre, spiczaste, niczym u rekina.
    Mirana nie myśląc wiele odwróciła się i zaczęła biec, lecz szybko potknęła się o wystającą deskę i przewróciła się, wypuszczając króliczego Falcona z rąk. Ten, obolały, padł gdzieś w kąt który tworzył się od jednej z klat i ściany, a Mirana, nie mając czasu (a może chęci na ratowanie go?) pobiegła dalej w korytarz, ścigana przez starucha.
    Ty, Falconie, zauważyłeś coś. Im bardziej oddalał się od ciebie staruch w pogoni za twą panią (gdyż, nie bawiąc się już w opisy, zlał cię doszczętnie) pokój stopniowo zaczął ciemnieć, a wszystkie stwory, jak i samo pomieszczenie zaczynało znikać. Czarna kurtyna sypiącego się świata koszmaru zbliżała się coraz szybciej, aż pochłonęła też i twoją króliczą postać.



// ,,Miastowa'' część zostanie napisana przy okazji następnego postu.
Falcon natomiast został połknięty i wypluty koło śpiącej niespokojnie Mirany. Gratuluję, proszę bardzo, i dziękuję za sesję. //

Mirana - 16 Sierpień 2015, 09:31

Doprawdy, wielkie były te potworności.
Nie wierzyłam w to, co widziałam oczyma. Może i ja sama nie raz jednoczyłam kilka gatunków w jedną roślinę, lecz czyniłam to z odpowiednią dbałością, z precyzją na poziomie każdej z komórek.
Przeszło mi przez myśl, że są to ci cyrkowcy winni spalenia lasu, pojmani przez pająki; wraz ze swoimi zwierzętami i z sobą połączeni.
Ale równie dobrze może to także być ich dzieło – cyrkowe akrobacje na ofiarach. A tak właściwie, to gdzie się podziały te pająki i czemu uznałam, ze z tamtymi ludźmi nie miałyby związku?
Jeśli jesteś czegoś pewna, zakreśl to!
A zatem wciąż nie jestem jedna. Porozumiałam się z moją drugą częścią i widziałam jak usiłuje się obronić przed ludźmi. Ona się przed nimi broni, a ja widzę ich cierpienie - różnica poziomów, paradoks uwielbia się ze mną drażnić!
Nie chciałam tu dłużej przebywać. Sama byłam w wyglądzie humanoidalna i nie widziałam zupełnie siebie na miejscu tych… wynalazków? Chyba tak to ludzie nazywają.
Umiesz liczyć, licz na siebie
W ich wypadku doliczyć się można więcej niż jednej osoby w jednym ciele. Muszą mi zazdrościć mojej spójności, całości, kształtów prowokujących wielu mężczyzn pod postacią pożądania.
Pff, podobno jestem aseksualna, a myślę o tym, co czują faceci, podczas gdy te potwory… och, wygryzłaś otwór w naszytym ci na twarz pokrowcu i szukasz karmy! Czekaj, czekaj, podam ci tą, która wypadła za celę.
E, albo jednak nie, bo ktoś nadszedł – jakiś śmiechowca.
Chciałam im pomóc, ale ja sama byłam w skraju mocy. Skóra mi się łuszczyła od suchości i martwości tego powietrza. I braku naturalnego oświetlenia. To tutaj było nawet złym – ujawniało okrucieństwo. To był podły zwiadowca, niepotrzebnie budził w nich nadzieje wobec mnie, nie mogłam im pomóc, nie mam takiej mocy!
A ponadto czas uciekać; upadłam jednak z rumorem na twardą posadzkę, raniąc sobie powierzchniowo skórę. Podniosłam się prędko, a w całym tym zamieszaniu pamięć o trzymanym w przedramionach króliczku uciekła gdzieś wraz ze zdrowym rozsądkiem.
Biegłam, mając poranione stopy, czując, jak krew wypływa z mojego wnętrza i ścieka; od twarzy po kolana. Bałam się o siebie, krzyczałam do swojej drugiej połówki, aby mnie odratowała!
Cel miałam przed sobą w… niekończącej się jasności? A może w ciemności?
Dlaczego to wszystko jest tak trudne?!

Anastasia - 4 Październik 2016, 16:40

Mirana biegła coraz szybciej – tak przynajmniej jej się wydawało. Prawdę mówiąc, było zupełnie na odwrót, jej ruchy stawały się coraz powolniejsze, jakby ociężałe, bezsilne ciało traciło cały swój zapał do dalszej ucieczki. A może nie? Może to świat nagle przyspieszył i stąd to wrażenie?
Co by się nie stało, Mirana zwolniła do tego stopnia, iż nie poruszała się już więcej – chyba, że w swojej głowie. Skamieniała, jak to Uosobienie Natury mogło mieć w zwyczaju, ale i jednocześnie zaczynało jej brakować tchu oraz sił do życia, świadomość powoli przestawała istnieć. Stała się kolejną ozdobą czegoś, o czym być może już nigdy się nie dowie.
A co z drugą Miraną?
Czy to takie ważne? Szczególnie teraz, kiedy nieprzyjemny, ale i rzeczywisty gorąc wkradł się do snu. Czyżby monolit coś jeszcze czuł? Tak! Ostatkiem receptorów zarejestrował spływające po twarzy krople.

zt Mirana i MG



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group