Noritoshi - 21 Marzec 2016, 14:20 Poczuła to ukucie, odruchowo próbując wyciągnąć szyję wyżej, aby większa rana nie miała już miejsca. Stanęłaby na palcach, gdyby nie groziło to ukazaniem niestabilności. Miękkie kwiaty i japonki to złe połączenie.
- Ty chyba nic nie rozumiesz - wycedziła przez wpół zamknięte usta. Bala się tego sztyletu. Nie chciała, żeby zawędrował zbyt daleko. Uciec? Mogła, ale dopóki ta kotka będzie chciała ją zabić, dopóty nie zdoła skutecznie o swoje życie zadbać.
Ma nad nią tę kontrolę, że ta się obawia jej działań. Ujęła w dłonie tę, która sztylet trzymała i zamierzała ją opuścić na bezpieczny dystans od własnego ciała. W razie sprzeciwu, zapewne poszukała tej wymaganej przez siebie odległości w krokach.
- Pewien Pan blondyn ze skrzydłami jest nam znany. Gdzie on jest, gdzie się ukrywa, gdzie nastały zmiany?
Jakby recytowała zagadkę, tak się zwróciła do Hebi. Nie potrafiła pojąć działań Kotki - chciała zabić, ale nie do końca. Chciała wiedzieć, ale odpowiedzi ignorowała. Tak jakby była tu sama i nic się nie liczyło.
Sapphire pod pewnym względem nie umiała zrezygnować z bliskiej obecności martwej Dachowczyni - ta zajmowała miejsce w jej sercu. Ponownie ją zranić? To się nie godziło! A mogłaby ją odepchnąć, nie dopuszczać do siebie, przybrać formę męską i w locie czuć się bezpiecznie.
Bierność. I szukanie dialogu - na tyle było ją stać.Anastasia - 21 Marzec 2016, 15:03 Być może kotka rozumiała więcej, niż zdawała się po sobie pokazywać. Być może łatwiej jej było ukryć niewygodną, wręcz bolesną prawdę, niż dać się ponieść niechcianym emocjom, a może raczej udawanemu zamiennikowi tych wspaniałości, którymi teraz przyszło jej się bardziej żywić, niż okazywać. Bo czy tak naprawdę miała w sobie tyle siły, aby pozbyć się z powierzchni ziemi tego… Aż brakowało jej dopuszczalnych określeń. Chyba zaopatrzyła się w nieodpowiednie uczucia. Czy to znaczyło, że była w pewien sposób lepsza od niego? Nie… Anastasio, czyż większym cierpieniem nie będzie żyć mu ze świadomością tego czynu? Że się wszystko spieprzyło, tak uroczym zagraniem? Nie ułatwiaj mu tego, nya, nie pozbywać się go. Niech cierpi.
- Chcę byś cierpiała. Nic tu rozumieć nie trzeba. – Bo już wiele czasu miała na składanie do kupy myśli, układanie ich w logiczną całość, wyciąganie odpowiednich wniosków, a co za tym szło – rozumienia całej sytuacji; przeszłości.
Już sam widok krwi ją satysfakcjonował, lecz z całą pewnością nie tak, jak każda z emocji niemalże namacalnie wyczuwalna między nimi. Gęstniejąca, dająca się zobaczyć gołym okiem dla nawet niewprawionego Stracha. Silny lęk, o który nawet nieszczególnie musiała prosić. To wystarczało, musiało zabijać wewnętrznie mocniej niźli otrze sztyletu zewnętrznie.
Nie protestowała przy próbie ujęcia swojej dłoni, choć czuła się tym bardziej niekomfortowo, że już druga mogła w ten sposób zostać unieruchomiona. Ale wytrwała w tym uścisku. Palce na rękojeści zacisnęły się mocniej, tak, że skóra pobielała od kości. Ręka zaczęła niepewnie drżeć. Ten dotyk nie był dobrym.
- Mam nadzieję, nya, że już dawno gryzie ziemię. Ewentualnie mogę pomóc mu się tam dostać. Może i ty się do tego przyczynisz, hm? – Spojrzała na Sapphire znacząco. Przecież bez problemu blondynka mogła do tego przyłożyć rękę. Wydać na pewną śmierć niejakiego Noritoshiego.
Uniosła ogon na wysokość twarzy drugiej Straszki. Jego końcówką starła powoli zastygającą na podbródku krew. Znów biel była skąpana w czerwieni. Choć czerwieni dookoła nich z każdym nierozważnym krokiem przybywało, kolejne kwiaty przemieniały się, następne płatki traciły swoją pierwotną barwę. I one dwie pośród tego, co idealnie oddawało dawne, a nawet i obecne oraz przyszłe czyny.
- Liczyłam na większą zabawę z twojej strony. Niestety, zawiodłaś mnie, nya. Powinnam więc poszukać lepszego źródła rozrywki, a tak przykro się żegnać.Noritoshi - 22 Marzec 2016, 00:39 Tymi pierwszymi słowami osuszyła gardło Sapphire niemal do cna, a kolejne tylko dołożyły jej boleści. Czy kiedykolwiek Sapphire zdoła się pogodzić z tym, że wszystkie mosty pomiędzy nimi zostały spalone?
A czy naprawdę one wszystkie zostały spalone?
Widziała jak karmi się jej cierpieniem. Żywiła się nią, zabierała jej emocje, niszczyła psychikę, targała jej uczuciami. Może lepiej umrzeć niż żyć z tym ciężarem? Odejść na tamten świat, uciec w ten jedyny, skuteczny sposób?
Myśli samobójcy przeszły przez jej umysł. Nie jest typem samobójcy, ale nie znaczy to, że nigdy nie będzie; ani tym bardziej, że tego czynu nie sięgnie.
Czasem jedna chwila decyduje o wszystkim.
Drżenie dłoni dawało nadzieję na to, że jest ono cieniem niezdecydowania. Trudno jednak Sapphire było w to uwierzyć - coraz trudniej było jej postrzegać Hebi jako tylko błądząca. Ona jakby całkiem zabłądziła w chorej, wymyślnej rzeczywistości - za takie właśnie mała jej chęci ujrzenia tego, jak cierpi.
Co robi Nori? Po tych słowach, Sapphire miała jeszcze mniejszą chęć przemiany w Pana Stracha. Uznała, że ten widok rozwścieczy ją, ale... z drugiej strony, skoro chce cierpienia, to śmierć woli oddalić. Więc może widok przeszłości podziała na nią bardziej? Uczuciowo?
To było ryzykowne, dobrze sobie z tego zdawała sprawę.
- Marne nadzieje, ale nie musisz się tak śpieszyć. On tu jest, jest niewidzialnym obserwatorem. Jak duch.
Nie chciała sugerować, ze ona sama nim jest, zamiast tego wolała poznać jej podejście do osoby tego Pana Mordercy jako wciąż cieszącego się żywotem.
Przekręciła głowę w geście irytacji, kiedy pulchny ogon sięgnął jej twarzy. Owszem, wyglądał i był dla Sapphire bardzo uroczy, ale w obecnej sytuacji jakoś nie potrafił zając jej uwagi.
Kiedy wspomniała o zabawie, coś w blondynce drgnęło. Wspomniała sobie o pierwszych sekundach tego spotkania. Postąpiła w stronę Anastasii. Wciąż trzymała jej dłoń i doprowadziła do tego, by znalazły się wszystkie trzy naprawdę blisko ich ciał, a sztylet sięgał obu ubiorów. Sięgała wzrostem trochę ponad Kotkę (stała niżej od niej), a ostrze na wysokości ich serc się najpewniej znajdowało.
- Nie pozwolę na to, by w ten sposób cieszył cię mój widok. Cokolwiek wbijesz we mnie, zostawi i w Tobie ślad. To przeklęte miejsce, tutaj klątwy działają zadziwiająco.
Wraz z wypowiadaniem tych słów, drobinki świetlistego pyłu uleciały z obu dłoni Sapphire, niby to jakby pochodzących z rękojeści sztyletu. Podzielone na dwie grupy, jedna ruszyła na szyję Sapphire, w miejsce skąd upuściła się krew; a druga, analogicznie, w to samo miejsce na ciele Anastasii. Pył ten emanował ciepłem, dość dużym, choć nie ma mowy o parzeniu.
- Jesteśmy na siebie skazane i nic tego nie zmieni, Kochana. Tędy wiedzie jedyna droga.
Być może magia tego miejsca, a w szczególności jego przekleństwo, sprawiło, że również Anastasia upuściła strużkę krwi - i to dokładnie z tego samego miejsca? Nie są przecież tak oczywiste procesy zachodzące w tej Krainie - niczego tu nie można być w pełni pewnym, zwłaszcza, gdy odwiedza się takie miejsca.Anastasia - 22 Marzec 2016, 18:24 Słowa nie miały tu najmniejszego znaczenia, ważne były jedynie gesty, a wszystko, co niby niby tak pewnie i z przekonaniem napominała Sapphire, nijak miało się do rzeczywistości. Bo kto tu był trzęsącą się w strachu trusią? Jakie miała podstawy twierdzić, że nic jej się nie stanie? Naiwna, jak zawsze. Głupiutka, a niby tyle przeszła. Żałosne. Dlatego też kotka nie odniosła się do pierwszych słów w żaden sposób. Milczenie niekiedy mówiło więcej.
Uśmiech wywołany awersją do jej ogona, został niemalże natychmiast zmazany z twarzy, gdy dystans między nimi został skrócony, a dłoń mocniej ujęta. Nie, nie czuła się już zagrożona. Co gorszego mogło by ją jeszcze spotkać ze strony tejże osoby? Każda możliwość zranienia Topielicy została już wykorzystana.
- Wariatko, nie myśl, że w tym szaleństwie będziesz lepsza, nya! – Wyrwała się z uchwytu, odsunęła gwałtownie, a jeśli by nawet blondynka próbowała ją przed tym powstrzymać, bez chwili wahania gotowa była zaatakować łokciem jednej, czy drugiej ręki. No bo te oba miała sprawne. - Nie porównuj mnie do siebie. Nie pozwolisz mi? Och, proszę bardzo! Zabroń mi się cieszyć! No już! – Warknęła ostro, aby następnie wybuchnąć salwą śmiechu. Rechotała, nawet nie próbując się powstrzymać. A śmiech ten ze słodkiego, uroczo kociego przeradzał się w bardziej ochrypły i nienawistny. I dopiero, kiedy się powstrzymała, ocierając łzy rozbawienia, wznowiła zaatakowana motylami. - Za dużo myślisz, zbyt wiele sobie wyobrażasz, a za mało z tego, nya, jest prawdą. Ktoś cię, blondyneczko, musi w tym uświadomić. – Zacmokała i miała ochotę w ten typowy, protekcjonalny sposób pogłaskać ją po zagubionej główce, ale powstrzymała się. - Urocze, doprawdy urocze te twoje motylki. Coś sugerujesz? O, może masz ochotę mnie nimi nastraszyć, tak? Nyahaha. Patrz, spójrz! Zobacz moje motylki.
Anastasia w międzyczasie schowała sztylet z powrotem. Nie czuła, by na obecną chwilę miała go potrzebować, co za dużo to nie zdrowo, a i innym metodom należało dać się wykazać, prawda? Skrzyżowała dłonie na piersi w oczekiwaniu na zamierzone efekty, bo i chwilę później zza muru, za którym jeszcze niedawno siedziała Straszka, wyszły dwa kociaki. Tak dla równowagi ilości zwierzątek ukazanych przez Sapphire. Nie, nie wyglądały groźnie, śmiało można powiedzieć, że zaczęły się do Szafirki łasić. Oczywiście… do czasu.
- Więc życzę wam miłej zabawy, nya. – Oba koty, jak na znak skoczyły z wyciągniętymi pazurami do odsłoniętych nóg Sapphire, a sama Hebi jakby rozpłynęła się w powietrzu. I poniekąd rzeczywiście tak było. Wszystko to za sprawą lisowatego futrzastego imieniem Brzask.
Nie bacząc na dalsze wydarzenia, sama skierowała się pod widziane wcześniej drzewo i co za tym szło oddaliła się znacznie od Sapphire. Nuż nie uda jej się podążyć tym śladem?Noritoshi - 23 Marzec 2016, 00:10 Kolejna salwa słów godzących Szafirkę prosto w jej miękkie serduszko. I taką właśnie prowadziły walkę: blondynka znajdowała w sobie determinacje i działała, a Hebi odpowiadała wraz z ewentualnym posilaniem się jej emocjami, coby jeszcze bardziej zaskarbić sobie radości z jej cierpienia. To nie ma prawa długo potrwać, a po punkcie kulminacyjnym, który tyle co się objawił, nastał czas na ogromny spadek w sile Szafirki.
- Nie wierzę w to... Nie, nie może być. - odparła, oddalając się od nowych towarzyszów zabawy. - Nie uciekaj, zostań! - a tak wykrzyczała, kiedy się Straszce znikło.
Widziała po śladach na kwiatach którędy podąża, lecz drapiące po nogach koty, które powinny co najmniej nie żyć, nie pozwalały na wiele swobody. Odganianie się od nich było problematycznym, a skoro sama Hebi postanowiła uciec, to i Sapphire nie widziała innej możliwości.
Choć bardzo, ale o bardzo chciałaby znów być przy Kotce.
Z prześcieradła wynurzyły się skrzydła, które po paru zamachnięciach uniosły postać na górę pobliskiego muru. Usiadłszy i czując ucisk sukienki na sobie, musiał wyglądać co najmniej... pedalsko. Japonki zsunęły się z bosych stóp i spadły na ziemie. Wstęga, dotąd przewiązana na ramieniu, po przewiązaniu w pasie zamieniła się w długi, szeroki i biały płaszcz - nie był jednak w pełni założonym z uwagi na rozłożyste skrzydła.
Patrzył przed siebie w poszukiwaniu ujścia śladów Anastasii - prowadziły one w obręb murów. Po śladach na ziemi, znaczonych przez krew, powinien uznać za odpowiednie, że siedzi na drzewie. Czekał zatem aż w jakiś sposób zareaguje.
Przemienił się, co uznawał jeszcze niedawno za ryzykowne, ale działał pod wpływem chwili i niechęci użerania się z martwymi kotami. A nie stać go na czynienie krzywdy nawet takim. Mury te są pionowe i nawet wysokie, więc nie sądził, że zdołają się tu wdrapać.
Siedział, patrzył, obserwował. Tak bardzo nie był zdolny do większego działania, że mógłby tak tu całą noc czy nawet tydzień przesiedzieć.Anastasia - 23 Marzec 2016, 15:11 Z lekkim trudem wdrapała się na to dość nietypowe drzewo i dopiero będąc stabilnie usadowioną wśród jego gałęzi, z powrotem stała się widoczną. W tym czasie nie zaprzątała sobie myśli wydarzeniami za murem, dopóki części, a właściwie ich zakończenia nie ujrzała na własne oczy.
Dwie równoległe gałęzie oplotła jedną nogą oraz ogonem, tak by swobodnie mogła wychylić resztę ciała w przód. Bez asekuracji z całą pewnością dawno znalazłaby się na ziemi, choć i tak spadając na cztery łapy.
- Proszę, proszę, biedactwo nie umiało sobie poradzić, musiało wezwać na pomoc prawdziwego mężczyznę, nya. – Krzyknęła tak, by na pewno usłyszał i wyszczerzyła ząbki, ale koty już więcej nie miały zamiaru go dręczyć - odeszły.
Sama również chwilę tak trwała, bacznie mu się przyglądając. W końcu to już rok, kiedy ostatni raz dane było im się widzieć, a i okoliczności nie były zbyt… przyjemne. Przynajmniej dla jednego z nich. Teraz czuła, że role się odwróciły, a to sprawiało kotce niewyobrażalną satysfakcję, natomiast jemu dawało początek, hm, nauczki. Lecz skoro już zaczęła rozdawać swoje karty, nie mogła zawieść wyczekującego Noritoshiego, należało działać.
Sprawną rękę wyciągnęła w jego kierunku, zupełnie jakby palcami próbowała pokonać niemożliwą do pokonania odległość. Niemożliwą?
Czekała cierpliwie. Bez zbędnych gestów, czy słów, nie chciała zniechęcić lub spłoszyć swojej zwierzyny. Na drzewie było wystarczająco dużo miejsca na nich oboje.Noritoshi - 25 Marzec 2016, 11:20 Trudno było Noritoshiemu zaprzeczyć słowom Kotki. Faktycznie, nieporadnością co krok się odznaczał i gdyby siebie teraz oglądał choćby kilka dni wstecz, nie wierzyłby, że tak może upaść. A jednak. Potrzebował pomocnej dłoni, bo sam sobie nie umiał zaradzić.
Kiedy skierowała w jego stronę swoją rękę, nie bardzo wiedział, o co jej chodzi. Dotąd cały czas siedział tak jakby bokiem względem niej i mierzył ją katem oka, bojąc się zwrócić w całości swoją osobą naprzeciw niej. Teraz się w ten sposób obrócił. Drzewo, owszem, było dużych rozmiarów. Czy jednak Noritoshi zamierzał z niego skorzystać? Nie od dzisiaj wiadomo, ze zwykłe koty potrafią wejść dość wysoko, a potem zwykle miauczą, bo boją się zejść. To jednak nie jest zwyczajna Kotka i zapewne zrobi wszystko, by mu się naprzykrzyć. I miał to na uwadze. Ma jednak skrzydła i to on, a nie ona, może piłować gałąź na której siedzi.
Teoretycznie. Bo skrzydła. Lepiej by sobie o ich użyciu wówczas nie zapomniał, bo skutki będą marne.
Zamachnął skrzydłami, wzbił się w powietrze, zakrążył nad drzewem i usiadł nieznacznie powyżej niej, a po drugiej stronie, na wyżej rosnącej gałęzi. Spojrzał na nią i uniósł oczy ku górze. Potrafisz wejść wyżej?
To zaczynało przypominać podchody. Niby uciekają a jednak wracają. Niby się zbliżają, a... oddalają?
Noritoshi, ile jeszcze w sobie masz nadziei, ażeby przetrwać kolejny nalot dywanowy? A może poprzednie wcale takie nie były?Anastasia - 25 Marzec 2016, 13:05 Cofnęła rękę, gdy Noritoshi nie zechciał z niej skorzystać. Cóż, jego wybór, jego, nyaha, być może poważna strata. Ale nie było co gdybać, przecież sytuacja potrafiła się zmienić diametralnie w przeciągu kilku sekund, że nie mogła niczego obiecać jemu, ani tym bardziej sobie. Po co narażać się na rozczarowania? A zawiedzenie własną osobą bywa najgorsze.
Dodatkowo teraz, nie miała pojęcia, czy dobrze postąpiła. Czy miała w sobie tyle odwagi, by bez zbędnego wahania spojrzeć mu prosto w oczy? Zaryzykowała.
Odwróciła się, ale wyłapując jego wzrok, wszelkie obawy zniknęły. Plan przecież był inny, nie zakładał jej lęku, a skoro tak, to pora przejść do dalszego działania.
Noritoshi był naiwnym sądząc, że nawet w tym stanie nie pokaże mu, do czego potrafi być zdolna. Ale przecież nie miała zamiaru robić niczego ponad swoje siły, nierozważnego, czy głupio zaważającego na jej… życiu. W tym wypadku potrzebowała zdecydowanie lepszej, pewniejszej asekuracji, toteż puchate kocie ogony w ilości sześciu zabrały resztki wolnego miejsca na drzewie, ale i pomogły jej wdrapać się jeszcze wyżej oraz tam utrzymać. Oplotły najbliższe gałęzie, lecz nie wchodziła zbyt wysoko. Zadowoliła się mogąc swobodnie zwisać głową w dół, która powinna znajdować się na mniej niż wyciągnięcie ręki od głowy mężczyzny. Ale i tę rękę ponownie do niego wyciągnęła, opuszkami palców musnęła miejsce, w którym już zakrzepła krew. I uśmiechnęła się niejednoznacznie. Wzrok stał się mniej obecny, serce zabiło szybciej.
- A mogłam wycelować niżej. Miałbyś po mnie taką piękną pamiątkę, zupełnie jak ja po tobie. Czyż to nie urocze, nya? – Sunęła palcem niżej, dokładnie w to samo miejsce, gdzie i ona miała ślad po zabójczym cięciu. - Czemu tak milczysz? Boisz się ukochanej, którą sam wpakowałeś w chłodne łapy śmierci? Nyah. Myślisz, że się zemści? Co o mnie myślisz, Straszku? – Chwyciła jego podbródek delikatnie, aczkolwiek pewnie, tak by na pewno patrzył jej prosto w oczy. Takie męki chyba były przyjemniejsze niż te ze sztyletem, prawda?Noritoshi - 26 Marzec 2016, 01:21 Tak blisko, a tak daleko od siebie. Coraz bliżej i wyżej, a jednak coraz bardziej zawile. Gubił się w tym wszystkim - a ona? Z jednej strony zawiedziona, a z drugiej uradowana. Co jakiś czas grał nie po jej myśli, co zdążył już zauważyć na podstawie jej huśtawki słów i czynów. Zawsze jednak wychodziła cało z jego prób odzyskania choć trochę z tej straconej pozycji i sprawiała, ze grzązł w swoim własnym, zagmatwanym światku. W swoich własnych kredkach i kolorach, kiedy to Hebi również miała swoje przybory i zdaje się że z większą mocą, bo decydującą o efekcie końcowym.
Kontakt wzrokowy. Męczący, ale lubił, gdy się pojawiał.
Pewnie dlatego, że liczył na to, że albo jej wzrok zmięknie, albo jego własny nabierze uporu.
Nic z tego.
Musiał przyznać, ze użycia ogonów nie przewidział. Ale przynajmniej szanse mają już bardziej wyrównane. Albo przeważone?
Bacznie obserwował jej zachowanie i zadziwił się, kiedy tak z łatwością znalazła się tuż obok niego. Zakuło go w serduszko na myśl, że nie ma tu już mowy o wykończeniu tego pocałunkiem. Ale może nadzieja chociaż istnieje?
Dotknął dłoni, która odnalazła skrzepniętą krew. Paskudna pamiątka będzie, ale raczej na krótko. Ona ma większą, na zawsze, jeszcze - znacznie! - gorszą. Ruchem dłoni mu o niej przypomniała.
Choć mogłaby być wspaniałą, gdyby śmierć miała faktycznie ich połączyć, a nie rozłączyć. Nie musiała skierować jego twarzy na siebie - patrzył na nią. Patrzył sercem, patrzył z tęsknotą.
- Zemści - a czy tego nie usiłuje właśnie uczynić? A co myślę...
Potrzebował troszkę czasu na zastanowienie się, na ubranie myśli. Rzucił wzrok na pobliskie gałęzie, na niebo nad nimi. Co zrobisz? - Mogłabyś być Dobrą dla mnie Straszką, ze wzajemnością ode mnie. Ale chyba tego nie chcesz.
Dłonią, którą muskał jej dłoń, sięgnął przedramiona, a kolejno chciał musnąć jej policzek. Cierpiał, gdy ją widział, gdy ją słyszał, dotykał i o niej rozmyślał.
- Długo jeszcze każesz mi cierpieć? - wyszeptał, nachylając się ciałem by znaleźć się trochę bliżej niej, zmniejszyć ten nieokiełznany dystans.
"I na pewno w równaniu życia jest jedna zawiłość:
Możesz nie kochać nikogo lecz i tak kocha Cię miłość."
Anastasia - 27 Marzec 2016, 19:43 - Głupiutki Noritoshi... – Zaczęła niewinnie, wciąż delikatnie i uroczo się uśmiechając, całkowicie w ten sam sposób, niczym dawna, żywa Hebi. Bo przecież jako Hebi ją znał. Tak wiele go ominęło! Chociaż… Nie, nie chciała tego roztrząsać w myślach, wznowiła szybko kontynuację rozmowy. - Gdybym chciała się zemścić w sposób, o jakim myślisz, nya, nie miałbyś okazji zaprezentować mi swojej szpetnej twarzyczki. – Przynajmniej będąc Strachem w tym nowym, rozczarowującym wydaniu. Liczyła na dostarczenie jej większej ilości zabawy, ach! Gdyby znów natrafiła na Noritoshiego sprzed roku, to spotkanie przebiegałoby zupełnie inaczej i kto wie, nuż by miało inny, bardziej satysfakcjonujący pana motyla, koniec.
Roześmiała się. To takie ironiczne, że szukali i zarazem pragnęli zobaczyć w sobie osoby, których już tam nie było. Przykre niezgranie. Lecz milczała. Nie zamierzała wrócić do przeszłości, a i on chyba podążał nową ścieżką, równoległą – jak te wyznaczone przez nich wśród kwiatów.
Pozwoliła mu także na dotyk, który dla samej kotki zdawał się być obojętnym. Dlaczego? Przyspieszone bicie serca, które towarzyszyło ich spotkaniom, teraz nie miało miejsca, a nienawiść coraz mocniej się ochładzała. Jak i ona cała. Chyba ulatywało każde nagromadzone uczucie. Ale to dobrze. Tak miało być. Obojętność pozwoli zapomnieć. O przeszłości, teraźniejszości i przede wszystkim przyszłości. Wszystko układało się w idealną całość, zakończenie było nieuniknione i zbliżało się wielkimi, ciężkimi krokami depcząc po drodze całe piękno, które kuło Topielicę w oczy.
- Nie. – Wznowiła, gdy zimniejszy powiew wiatru ocucił pogrążoną w myślach głowę. Przemieściła się na drzewie tak, by nie być od niego wyżej, a zrównać się. Wzrokiem jeszcze chwilę wodziła po okolicy. - Nie. To niewłaściwe pytanie, nya. Powinieneś zapytać – jak długo sam będziesz chciał się na cierpienia narażać? Jak szybko i skutecznie będziesz potrafił zapomnieć? Hm? Bo ja zrobię to za chwilę, nyaha. I nie będę się męczyć ani dnia dłużej. Nie będę miała powodu. To koniec. – A obserwowanie terenu nie okazało się być bezpodstawne, bo i wtedy upewniała się, czy chowaniec dostrzeże właściwy sygnał, czy znów rozczyta jej nieme prośby, zupełnie jak poprzednio. I udało się. A efektem tego było kolejne zniknięcie kotki, przy czym tym razem Noritoshi dobrze wiedział, że jest wciąż blisko niego. Może nawet coraz bliżej?
Jeśli nie postanowił nigdzie uciec, zmienić pozycji, a także wykonywać nadprogramowych, ostudzających koci zapał ruchów, być może spotkało go na końcu coś miłego?
- Żegnaj, Straszku, nya. – Jej ciepły oddech owiał jego wargi. Czy tylko oddech? Czyżby coś nieznacznie musnęło jego usta? A może to jedynie złudzenie? Chociaż…
Szczęściem było, iż nie miał możliwości ujrzenia jej twarzy. Cokolwiek mówiła, cokolwiek czyniła, nie była zadowolona. Znów coś niedobrego zaczęło się wewnątrz niej kotłować, ponownie czuła nieodpartą chęć wyrządzenia czegoś niemiłego, komuś zupełnie przypadkowemu. A że Noritoshi był pod ręką… Kim jest Noritoshi? Kim jesteś obojętny mi mężczyzno? Nya… ha… ha.
Puściła trzymane przez ogony gałęzie, zwiększona zwinność pozwoliła jej dalej przygotować odpowiednie przedstawienie. Nie utrzymała, ani też nie starała się zachować równowagi, swobodnie leciała w dół, lecz o tym dokładniej Strach mógł nie wiedzieć. I w locie przyszło jej przygotować mały przekręt, niemalże w jednym momencie uwalniając spadającą równolegle do niej jedną iluzję, sama zaś w tym momencie użyła Bursztynowego kompasu teleportując się gdziekolwiek, byle poza Malinowy Las.
Spadająca Anastasia, równie sprawnie przekręciła się w locie upadając nie na cztery, lecz na trzy łapy i pomknęła między ruinami w siną dal, czym prędzej opuszczając polanę, być może nawet i wabiąc za sobą samego Noritoshiego. Jednak gdy przebiegła kilka metrów, a mianowicie zatrzymała się przed tym nieszczęsnym murkiem, rozpadła się na miliardy kawałeczków i zniknęła.
Nie było tam już ani prawdziwej Topielicy, ani nawet jej iluzji.
ztNoritoshi - 27 Marzec 2016, 20:59 Epitety leciały, ukazywały jego marne położenie i złudność jego nadziei. Ciężko mu w tych warunkach się wegetowało - bo życiem nazywać bycie tak nękanym nie jest raczej na miejscu. Nie umiał odeprzeć ataków na jego osobę, wręcz przyznawał im rację. Aż tak upadł.
Jej pomoże obojętność, jemu pewnie też by pomogła, ale aktualnie męczy go nieznośny ciężar. Tak wielki, że pozostawia po sobie pobojowisko w jego duszy.
Łatwiej odejść w gniewie niż błąkać się z kłębkiem. Łatwiej spaść jak Ikar niż męczyć się jak Syzyf. Ale to, co łatwo przychodzi, trwałe pozostawia ślady; złe ślady.
Kiedy tłumaczyła niewłaściwe postawienie pytania, wrócił do prostej pozycji ze wcześniejszej, lekko ku niej pochylonej. Mówiła o zapomnieniu i nie było w tym nic ukrytego: prosty przekaz. Nakazywała nowy rozdział, bez niej, bez nich, osobno, jak przez ubiegły rok; albo jak wtedy, gdy się jeszcze nie znali.
Miał łzy w oczach.
Zniknęła, a on poczuł nieznośną lekkość przestrzeni. Ta, która jest jego domeną, teraz mu doskwierała. Bo pozbawiona była Any. Ale była tu, czuł po ruchu powietrza i poczuł na ustach. Pragnął jej pocałunku, ale działanie Any podziałało jak paraliż - nie wiedział, jak to sklasyfikować. Było ciepło, tu były jej usta. Chciał w to uwierzyć... i uwierzył, kiedy tylko uświadomił sobie jej słowa. Chciał przeciągnąć niewidzialny pocałunek, od razu nawet zamknął oczy, ale kiedy szukał objęcia jej twarzy, miał między nimi już tylko powietrze. Nieuchwycona, odeszła zanim zdążył pojąć i zareagować. A potem zobaczył jak biegnie i rozpada się w nicość. Znika, odchodzi, raz na zawsze.
- Żegnaj... Najukochańsza.
W drobinach.
Jak pył kosmiczny - tak nieosiągalna.
Poczuł jak cały świat się na niego wali, jak gwiazdy spadają, przestrzeń ulega kompresji, sklepienie się wywraca i spada w dół, choć już dna sięgnął.
Nieznośny ciężar istnienia.
Długi czas siedział na drzewie, długo krzątał się wokoło ruin jak motyl z urwanym skrzydłem, mogący tylko pomarzyć o podleceniu do kwiatów nad nim rosnących, by móc spić słodki nektar.
Nie było przewidziane dla Noritoshiego picie z kielicha wymarzonej słodkości. Mógł tylko skosztować pomyj i spłynąć z deszczówką w dół, w kierunku wody, wpłynąć w głębię i zniknąć z tego świata.
Być nikim, być minionym. Przeminąć.
Przeminąć z wiatrem. Czas minął, przeszłość nienamacalna, nawet w wyobraźni tak odległa, że nierealna.
A przecież wiedział, że miała miejsce. Wiedział, ale w tej chwili ta wiedza nie miała wagi, nie miała znaczenia.
Po godzinach w końcu opuścił to miejsce. Kwiaty z czasem wróciły we swój pierwotny kształt i kolor, krew wsiąkła w ziemię. Po spotkaniu Straszka i Straszki nie było już śladu, jakby nie żyli, nie istnieli, nigdy tu nie byli.
Ale Noritoshi wszystko wiedział, wszystko pamiętał. Zgłodniały, zmarznięty, z leciwym swym duchem i psychiką trzymającą się na krzywym filarze, błąkał się po Krainie...
Skazany na samotność?
z/tAnonymous - 3 Kwiecień 2016, 10:34 Białe kwiaty powiewały na wietrze. Delikatny, słodki zapach unosił się tuż nad kielichami. Rośliny uginały się na wszystkie strony, jak gdyby wszystkie tańczyły do jednej melodii. Nie było mowy o przypadkowych ruchach. O obijaniu się. O upadku...
Whisper przykucnęła przy jednym z kwiatów. Delikatnie dotknęła cieniutkich płatków. Kwiat ugiął łodygę w stronę jej dłoni, zupełnie jakby chciał się przytulić.
Dziewczyna sama nie wiedziała jak tu trafiła. Spacerowała, gdy nagle jej wzrok przyciągnął jeden biały kwiat, potem drugi... Poszła za nimi i tak dotarła tutaj.
Uśmiechnęła się delikatnie. Na polanie panowała cisza.
Gdy podniosła wzrok, napotkała ogromne, kryształowe drzewo. Jej uśmiech pogłębił się, a oczy aż zalśniły z zachwytu.
Ostrożnie, uważając by nie podeptać kwiatów, zaczęła iść w stronę majestatycznej rośliny. Gdy znalazła się bliżej, zauważyła, że drzewo splata się, niczym dwoje kochanków.
Westchnęła głośno. Czym jest miłość...?
Podeszła jeszcze bliżej i delikatnie dotknęła kryształowej kory. Spodziewała się zimna szkła.
Zamyśliła się. Czy jej skóra jest zimna? Czy w dotyku faktycznie przypomina szkło? Skoro każdy upadek kończy się pęknięciem, jej ciało musi być przecież z czegoś kruchego.
Przypomniała sobie dotyk Hrabiny, jej 'matki'. Jej dłoń zawsze była gorąca, miękka. Pachniała różanym olejkiem. Zawsze miała pięknie wypielęgnowane paznokcie.
Whisper nagle poczuła się senna. Zmęczenie sprawiło, że oczy zaczęły się przymykać. A może to sprawka tego drzewa? Może spokój jakie roztacza ta polana, zaraża każdego kto tu zawita?
Uśmiechnęła się do siebie i odgarnęła kwiaty spod drzewa, robiąc sobie miejsce. Usiadła pod pniem i oparła się o kryształową korę. Zamknęła oczy i odpłynęła...Anonymous - 3 Kwiecień 2016, 18:27 Doll od zawsze lubiła takie spokojne i ciche miejsca tego typu. Można było w nich sobie naprawdę dobrze wypocząć. Zieleń roślin koiła wzrok, a delikatnie podśpiewywania ptaków przyjemnie odziaływały na słuch. Dziewczyna z chęcią rzuciłaby teraz wszystko i położyła się trawie, wsłuchując się w świat przyrody oraz wpatrując w błękitne niebo na którym leniwie przesuwały się białe puszyste chmurki, jednak nie przyszła tu dla relaksu. Co prawda miała obecnie w sumie wolne, wszystko co miało być przygotowane w razie przyjazdu mistrza, przygotowane było. Wpadła jednak dziś na pomysł, że w razie przyjazdu pana, dobrze by było go poczęstować własnoręcznie zebranymi malinami. Z tego powodu zakupiła w pobliskim miasteczku wiklinowy koszyk i wyruszyła na poszukiwanie interesujących okazów. Zagłębiła się bez wahania w las i zaczęła poszukiwania. Szło jej całkiem nieźle i już po krótkiej chwili zapełnioną miała połowę koszyka. Nie chcąc jednak osiąść na laurach szukała dalej, zbierając jedynie najlepsze okazy. Niczym Alina z Balladyny, pomijając szczegół w postaci dzbanka, w niedługim czasie uzbierała pełny koszyk. Co prawda, oznaczało to, że w takim razie powinna się już zbierać z powrotem do latarni, którą pomieszkiwała, jednak te zbiory ją nieco zmęczyły. W sumie winą tego zapewne, że całą drogę przeszła na nogach nie robiąc sobie żadnego przystanku, ale mniejsza o to. Postanowiła, że chyba zasłużyła sobie na chwilę odpoczynku. Powoli skierowała więc swoje kroki na majaczącą niedaleko od niej polanę. Zamierzała na chwilę usiąść sobie pod jakimś drzewem na dziesięć czy pięnaście minut. Kiedy w końcu dotarła na piękną i sielankową polankę, zauważyła obecność jakieś istoty. Rozejrzała się szybko po polanie i dostrzegła jakąś postać drzemiącą pod sękami sędziwego drzewa. Podeszła do niej nieśmiało, przypatrując się ciekawie wyglądającej istocie. Przyjżała się jej dokładniej i doszła do wniosku, że to zapewne kryształowy człowiek. Postanowiła jej nie budzić i poszukać jakiegoś miejsca gdzie nie będzie nikomu przeszkadzać. Pech jednak chciał, że przewróciła się zawadzając stopą o wysunięty konar. Jako, że całą uwagę przeznaczyła na to aby koszyk bezpiecznie i bez szkód wylądował na ziemi, nie zdążyła pomyśleć o sobie i gruchnęła nieprzyjemnie z donośnym odgłosem w glebę. Leży tak teraz rozciągnięta na ziemi, żałując mocno, że jest taką niezdarą i zbierając się w sobie by ostatecznie się podnieść i przestać zawadzać odpoczywającemu, już i tak robiła w końcu wystarczającego rabanu.Anonymous - 3 Kwiecień 2016, 22:39 Właściwie, przez tą krótką chwilę drzemki nic jej się nie śniło. I całe szczęście! Wolała nie przeżywać po raz kolejny scen ze swojego życia. Bo przeważnie właśnie to jej się śniło.
Taniec, upadek, oklaski. Taniec, upadek, oklaski. I tak przez cały czas.
Wiatr lekko poruszał jej śnieżnobiałymi włosami a srebrzyste pasemka mieniły się w słońcu. Kryształowy pień był o dziwo bardzo wygodną leżanką.
Nagle ze snu wyrwał ją dziwny dźwięk. Coś jak...upadek?
Otworzyła szybko oczy i zerwała się na równe nogi. Nieco zaspana, ale gotowa do działania, rozglądnęła się na boki. To co ujrzała sprawiło, że na jej twarzy wykwitł uśmiech rozbawienia.
Niedaleko leżała dziewczyna. Najprawdopodobniej wywróciła się o jakiś konar albo zaplątane trawy. Ale nie samo to było komiczne. Komiczne było to, że niezdana istota prawdopodobnie za wszelką cenę chciała uniknąć upadku na kosz który niosła. Skończyło się to tym, że koszyczek z zawartością leżał sobie nieopodal, nietknięty, a dziewczyna leżała z twarzą w trawie.
- Może ci pomogę? - zapytała Whisper, najuprzejmiej jak tylko potrafiła. Zrobiła krok w stronę upadłej, pochyliła się nieco ale nie zamierzała jej dotykać bez pozwolenia. Nauczyła się, że nie każdy ma ochotę na dotyk. Zwłaszcza zimnych szklanych dłoni.
To co zobaczyła sprawiło, że odrobinę się cofnęła. Istota miała głowę...królika! No czegoś takiego to Whisper nigdy nie widziała.
Wyglądało to na tyle niepokojąco, że uśmiech z twarzy Whisper zniknął w bardzo szybkim tempie. Instynktownie dotknęła jednego ze swoich sztyletów przytwierdzonych do paska.
Ale zaraz...przecież gdyby istota miała złe zamiary, mogłaby zabić Whisper w trakcie jej snu. I z pewnością zła istota nie zbierałaby malin. Chociaż...? Przecież nie tylko dobrzy mogą lubić maliny.
Potrząsnęła głową chcąc odgonić dziwaczne myśli. Zamrugała oczami i zdecydowała, że jednak podejdzie bliżej.
- Nic ci nie jest? - zapytała pochylając się ponownie.Anonymous - 4 Kwiecień 2016, 19:50 Dziewczyna leżała tak dobrą chwile, wściekła na swoją niezdarność. Nagle jednak usłyszała, że ktoś się zbliża. Zapewna była to osoba, która jeszcze chwilę temu drzemała pod rozłożystym, starym drzewem.
No brawo, musiałaś jej przeszkodzić w wypoczynku Doll, najszczersze gratulacje pomyślała i westchnęła w duchu. Powoli zebrawszy się w sobie, podniosła się niespiesznie do pozycji siedzącej. Nastąpiła chwila przerwy i ostatecznie wstała. Otrzepała się z ziemi i pyłu po czym spojrzała na istotę, która podeszła by zapytać się czy nic się jej nie stało. Doll szybko doszła do wniosku, że raczej nie ma się czego zbytnio obawiać.
Zawsze jednak zachowywała niewielką dozę ostrożności. W końcu nigdy nie wiadomo było co może wydarzyć się za chwilę. Potrząsnęła lekko głową by odegnać od siebie niepotrzebne myśli. Trraz musiała skupić się nad tym by w końcu odpowiedzieć pytającej. Niegrzecznie by było tego nie zrobić. Zaczęła więc zatem szukać po kieszeniach swojego notatnika i ołówka. Na szczęście było na swoim miejscu, więc wyjęła te użyteczne przedmioty i zaczęła pisać. Wkrótce napisała na kartce odpowiedź i pokazała ją dziewczynie.
"Wszystko, w porządku. Nic mi się nie stało." - Odczekała cierpliwie moment aby istota przeczytała karteczkę, po czym napisała na je odwrocie.
"Przepraszam, że przeszkodziłam Ci w drzemce. To było niechcący." - Pokazała nastąpną odpowiedź.
Co prawda dla niektórych mogło się to wydać głupie, jednak Doll zawsze przepraszała, nawet za najmniejszy drobiazg. Tak się jej już jakoś przyjęło.