Charles - 3 Czerwiec 2016, 11:48 - Och, dziękuję, naprawdę dziękuję! Jakże mi miło wysłuchiwać tych komplementów! Od lat nie organizowałem przyjęcia, a tu proszę - idzie mi koncertowo! - rzekł uradowany, słysząc słowa Joceline. Mimo wszystko poczuł się trochę zignorowany przez Zająca - w końcu pytał się go o coś, on zaś mu jeszcze nie odpowiedział. Ale może przyjść jeszcze na to czas...
Na słowa kotki uśmiechnął się przepraszająco, całkowicie nie będąc zaskoczonym, że kot ten potrafi mówić - założył to w końcu na samym początku.
- Och. Pomyliłem panią z kimś innym. Poznałem jednego czarnego kota jakiś czas temu... Coś naprawdę ciągnie mnie w jej kierunku, często dochodzi między nami do przypadkowych spotkań... - znów przypomniało mu się imię Kejko w Księdze. O co mogło chodzić z tym wszystkim...?
Nie no, uspokójmy się na razie z nowymi gośćmi, gdyż umysł Charliego rozklepie się zaraz na milion kawałków. Artysta z grzywką, anioł, kot, a teraz w jego progi przywędrowała kula disco pod postacią małej dziewczynki. Na jej widok musiał aż zmrużyć oczy, nie będąc pewnym, czym to cudo w sumie jest - po chwili rozeznał jednak ludzkie kształty. Ciało ulane z najczystszego szkła i te tysiące barwnych kamieni pokrywających spód jej sukienki - musiała to być naprawdę wyjątkowa przedstawicielka Szklanych Ludzi. Nie zdziwiłby się, gdyby uchodziła wśród nich za księżniczkę, czy kogoś. Oby tylko nie była typem wielkopańskiej snobki, bo nie byłoby mu zbyt dobrze w takim towarzystwie. Nieee, dziewczynka przywitała się bardzo grzecznie. Jakie rozkoszne stworzonko - nawet, jeśli mówi jak mały, uroczy jaskiniowiec. Może to taka maniera? Królowie i królowe też zwykle mówią o sobie per "my" i zwraca się do nich "wasza miłość". Na widok takiego kochanieństwa nie dało się pozostać sceptycznie nastawionym!
- Och, witaj, brylanciku! To nic, rozgość się, dam ci mapę albo kompas i będzie cacy! Jakie ciasteczka lubisz, Prismo? Mam ich tutaj naprawdę wiele! - rzekł, ale Jack już ubiegł go z częstowaniem, na dodatek zabawiając nowo przybyłą... matmą. Dziwne, doprawdy. Charles zaczął się robić delikatnie zazdrosny o fioletowego kapelusznika i jego zdolności interpersonalne, ale nie okazał tego ani jednym mrugnięciem.
Pomyślał, że na przyjęciu przydałaby się jakaś muzyka. Nie mógł wymagać, aby jego goście pokochali rocka tak samo jak on, ale to jego przyjęcie i jeśli ktoś jakimś cudem nie doceni jego muzyki, to jego problem. A gdyby nawet... ale to prototyp, nie wiadomo, czy zadziała... ale zabawa z nim byłaby taka cudowna! I nie powinien tym razem eksplodować - wszystkie łącza były na swoich miejscach... MP3 mam? Mam. Na twarzy Kapelusznika wykwitł kolejny, obłąkańczo radosny uśmiech. To jedziemy z tym koksem!
- Mam taką jeedną atrakcję, która, zarzekam się, że się wam spodoba. - na chwile urwał swój wywód, kontemplując, jak bardzo potłuczone było to zdanie, jednak po chwili wrócił na właściwy tor. - Dajcie mi tylko to rozstawić, zajmie to chwilkę, dosłownie momencik!
Z tymi słowy Charles, cały w ukłonach, popędził ni to przodem, ni to tyłem jak rak, w kierunku domu, do swojej mini-pracowni. Musiał znaleźć wszystkie elementy i poprzykręcać je na właściwe miejsca, co zajmie mu chwilę...
(Dla zachowania realizmu, Charles opuszcza jedną kolejkę. Po Jacku pisze od razu Jocelyn)Jocelyn - 3 Czerwiec 2016, 16:20 Nalała sobie, powoli i ostrożnie wykonując każdy ruch, herbatki z czarnego imbryczka. Pachniała naprawdę intrygująco. Wlewając ją do filiżanki poczuła zapach leśnych owoców. Przymknęła na chwilę oczy rozkoszując się tym aromatem. Gwar rozmów wtedy jakby przycichł a ona czuła się tak dobrze jak podczas lotu. Uśmiechnęła się ujmująco (mimowolnie). Głos białego kapelusznika sprowadził ją jednak na ziemię. W pierwszym odruchu miała ochotę wziąć nóż i go nim poharatać jednak opanowała się. Reflektuję? O co mu chodzi? . Mimo swojej naprawdę wielkiej sympatii do kapeluszników, zaczynała się irytować jego osobą. Zainteresowania, zainteresowaniami, jednakże nie wypada raczej obcych sobie ludzi, ośmieszać czy też onieśmielać, popisując się czymś takim jak bardzo dobra znajomość matematyki... Spojrzała w jego oczy, wręcz piorunując wzrokiem. Miała nadzieję że to go zniechęci do podobnych wyskoków.
- To nie istotne skąd jestem, i skąd przychodzę - zaczęła chłodnym tonem. - Nie jestem też żadnym pieskiem pokazowym, by się pokazywać pod kątem jakichś szczególnych talentów... . Miała nadzieję że towarzystwo nie odbierze jej jakoś szczególnie źle.. Powiedziała przecież tylko to co uważa..
W momencie gdy gospodarz podziękował jej za komplement, na 'scenę' wkroczyła laleczka. Tak ją właśnie Jocelyn odebrała. Drobna, śliczna istotka. Jednak, mimo iż wszyscy (co widać było bardzo jasno) zauroczyli się dziewczynką, Jo nie poczuła doń sympatii. Wręcz przeciwnie. Coś w niej, strasznie denerwowało i niepokoiło ją. To uczucie nasiliło się gdy piła herbatę i wyraźnie czuła na sobie jej wzrok. Postanowiła ignorować jej osóbkę. Mimo iż była intrygująca.. te klejnoty ze szkła wokół nóg i spodzie sukienki... Pięknie to wyglądało. Cudowne... Ileż rzeczy z jej garderoby pięknie by wyglądało z takimi szkiełkami...
Rozmarzyła się chwilo. Jedna z jej sukni balowych.. Czarna, z atłasu i koronki... gdyby tak dodać tu i ówdzie czerwone szkiełka.. too...
Potrząsnęła głową i wróciła z powrotem na przyjęcie. Towarzystwo mimo wszystko było wyborowe. Czarny kot (mówiący, co powinno zdziwić jednak po Jo spłynęło to jak przysłowiowa woda) stracił swoje bycie w centrum uwagi przez przybycie Prismy. Jo ledwo powstrzymywała się by nie zawołać go do siebie i pogłaskać po tym mięciutkim futerku...Anonymous - 3 Czerwiec 2016, 17:39 -Nic się nie stało, proszę się nie przejmować - odpowiedziała kapelusznikowi spokojnie. Każdy dość naturalnie przyjął fakt, że kot mówi ludzkim głosem, cóż może jest więcej takich jak ona. Ona sama jeszcze takiego nie spotkała. A nuż kiedyś może jej się uda. Po chwili dostrzegła nową osobą idącą w tym kierunku. Jej ciało było zrobione ze szkła i świeciła dość mocno. Więc to są szklanki ludzie? Lepiej nie spotkać ich w centrum słonecznego dnia. Kiedy gospodarz oddalił się, Duszek też wstała i poszła na swoje poprzednie miejsce między Jackiem,a Jacelyn. Na słowa tego pierwszego poczuła lekki dryg powieki. Kiedy była ponownie blisko chłopaka uniosła łapkę i położyła na jego ręce po czym wbiła w niego swoje ostre pazurki. Zadrapała go, jednak nie mocno. Nawet krew nie popłynęła.
-Nie każdy jest dobry z tak zwanej matematyki, nie każdy chce tego słuchać - odpowiedziała ze spokojem. Jak na kota to nawet chłopak słyszał bardzo wyraźnie, tak samo jak Jacelyn. Odwróciła się by po chwili usiąść bliżej dziewczyny [Jocelyn], spoglądała na nią i uśmiechnęła się po kociemu pokazując ostre zęby.
-Cześć. Jestem Ghost, a ty? - spytała po chwili spokojnie. W końcu to przyjęcie herbaciane, a ono jest po tym by wypić trochę herbatki i poznać nowe osoby. Właśnie to zajęcie sprawia, że nie czuje się samotna choć przez chwilę i nie myśli o swojej przeszłości.Queen - 3 Czerwiec 2016, 19:33 Raven westchnęła jeszcze pod nosem, niepewna tego, co robi, gdyż nie znała gospodarza i nie dostała od niego zaproszenia. Po postu usłyszała gdzieś, że ma odbyć się przyjęcie wystawiane przez kapelusznika, a wszyscy jej znani przedstawiciele tego gatunku, lubowali się w różnorakich herbatach. Z tegoż to powodu, teraz pomyślała, że wesoły (bo tylko takich znała) osobnik niewątpliwie zaserwuje aromatyczny napój, w którym będzie mogła zanurzyć usta, rozkoszując się jego smakiem. Dlatego pośpiesznie ruszyła przed siebie, przeklinając swoje spóźnialstwo i roztrzepanie — przecież punktualność świadczy o dobrym wychowaniu, o posiadaniu manier oraz szacunku dla osób, które organizują różnego rodzaju przyjęcia, bale i spotkania towarzyskie – a przybycie za późno na przyjęcie definitywnie niszczyło dobre wrażenie, jakie mogła sprawić.
Kotka przegryzła wargę, zaczynając poprawiać lekko skrzywione ubrania. Wygładziła białą bluzkę, kwiatową spódniczkę lekko podciągnęła do góry, następnie przeczesała palcami rozwiane włosy i poprawiła brązowy kapelusik, (który praktycznie zjechał jej z głowy) specjalnie przyodziany na tę okazję. Białowłosa kotka nie miała zwyczaju nosić, nakryć głowy, lecz doskonale zdawała sobie sprawę, że gospodarzowi może zrobić się miło, po tym, jak go założy, więc tak tez zrobiła.
Straszka przybrała na usta wesoły uśmiech i dyskretnie weszła do domostwa. Bezszelestnie przedostała się do miejsca, w którym znajdowali się już goście i z jeszcze większym uśmiechem niż wcześniej, rzekła – Przepraszam za spóźnienie, mam nadzieję, że to nie kłopot – zażenowana machnęła puszystym ogonem i przyjrzała się gościom. Podczas tego zabiegu dostrzegła młodą kobietę – dziewczynę posiadającą skrzyła o brązowych włosach i czarne futerko kotka, znajdującego się tam z innymi, i jedną dziewczynkę – ładną blondynkę o fioletowych oczkach oraz mężczyzne, a dokładniej kapelusznika. Tego była pewna, gdyż miała już styczność z ich gatunkiem, a niektóre cechy są aż nazbyt charakterystyczne. Oczywiście nie twierdziła, że nie ma wyjątków, ba! Ona była pewna, że znajdzie się z dziesięciu kapeluszników, których nie rozpozna po wyglądzie czy zachowaniu. – Raven Black, do usług – posłała każdemu ciepłe spojrzenie i lekko się skłoniła, mając nadzieję, że nie będzie musiała zaraz wychodzić.Anonymous - 3 Czerwiec 2016, 21:30 Młode dziewczę było zachwycone zdolnościami matematycznymi Jacka. Co prawda uczyła się tej tajemnej sztuki, jednak nie mogła dopasować żadnych jej znanych wzorów pod działania Kapelusznika.
- Jest pan niesamowitym matematykiem panie… - dopiero teraz uświadomiła sobie, że udało jej się zaledwie wyłapać imię Ghost ze wszystkich zebranych - Kapeluszniku.
Nie do końca wiedząc co ma począć, też postanowiła się pochwalić jedną ze swoich umiejętności. Oczywiście poszatkowanie kogoś sztyletem odpadało, a do gotowania nie było warunków, więc pozostało jej stworzenie jakiegoś dzieła z kryształków. Oderwała sześć losowych kawałków z sukienki i przystąpiła do dzieła. Pięć z nich uformowała na kształt płatków, a następnie nadała im barwę bladego różu. Ostatnią część zmieniła w żółciutki środeczek i wszystko scaliła w jedność. Podniosła ozdóbkę tak aby wszyscy zainteresowani mogli ją ujrzeć.
Nagle do towarzystwa dołączyła kolejna osoba - Dachowiec, jak przypuszczała Prisma. Chciała odwzajemnić ciepłe spojrzenie Raven, jednak jej fioletowe oczęta pozostawały tak samo zimne jak zawsze. Zdecydowała się więc na inny gest. Wstała i podeszła do świeżo przybyłej dziewczyny i wręczyła jej kwiatek, który przed chwilą zmajstrowała.
Skrzydełka Joce coraz bardziej kusiły dziewczynkę. Powoli się zbliżała do Opętańca uważnie lustrując każde piórko jej skrzydeł. Zmniejszała tak dystans, aż w końcu wylądowała kilka centymetrów od twarzy dziewczyny. Oczywiście pojęcie przestrzeni osobistej było obce naszej małej Szklaneczce. Nie zwracała kompletnie uwagi na zimne spojrzenie Trucicielki Serc, jednak postanowiła się od niej odsunąć, zanim doszło do rękoczynów.
Znowu któreś z krzeseł zaburzyło estetykę Prismy, więc pokryła je szkiełkami podobnie jak swoje, jednak teraz nadała im kolor pastelowej tęczy. Wróciła na swoje siedzenie i wyciągnęła kalejdoskop po czym zaczęła podziwiać tworzące się w nim wzory. Z każdym obrotem było słychać delikatny grzechot kolorowej zawartości przedmiotu. Niestety kalejdoskop przypomniał dziewczynce o zaginionym bracie, przez co nieco spochmurniała, czego oczywiście nie było po niej widać, jednak nie zamierzała się również z tym ujawniać.Anonymous - 3 Czerwiec 2016, 23:42 Ohohoho. Czyżby uraził przypadkowo kobietę? Przecież nie zrobił nic nietaktownego, kiedy jest się w gronie nieznajomych wypada się przedstawić. Na tym polega kultura. No cóż, ale jak widać nie każdy tutaj nie chce przestać być anonimowym. Jack nic nie miał do takich osób, ale go nudziły. Zwykle podrażnił by się z kimś takim, czerpiąc satysfakcję z irytowania biednych istot. Obecnie jednak, jako, że był w gościach, postanowił być grzeczny. To by było nietaktowne psuć atmosferę czyjegoś przyjęcia. Jego patrzałki skrzętnie ukryte były pod grzywą włosów, niewidoczne dla innych istot. Mimo tego udałomu się jakoś uchwycić piorunujądy wzrok. Westchnął cicho, a na jego twarzy pojawiło się znudzenie.
- Kultura wymaga aby się jednak przedstawić przed nieznajomymi. Poza tym droga dama powinna kiedyś zapoznać się z definicją słowa żart. - Próbował za wszelką cene nie zabrzmieć źle. Zwykle nie bawił się w pouczenia, w końcu nie jest kimś kto mógłby komuś mówić co ma robić. Po prostu jednak nie trawił bezpodstawnej nieuprzejmości. Co ciekawe, wobec kota, miał swój zwyczajny ciepły uśmiech.
- Szanuję, że starasz się pilnować sposobu w jaki do siebie zwracają się goście. Lubię Cie już za to. Pamiętaj jednak, że każdy ma prawo chwalić się swoimi umiejętnościami i opowiadać o rzeczach, które lubi. Niezmiernie nieuprzejmym jest wygarnianie innym, że ich temat jest nudny i tobie się nie podoba. Bo nie dość, że rozmowa traci sens, to można urazić czyjeś uczucia. - Popatał Ghost po główce i wstał z miejsca. Wziął swoją łaskę, i balansując przy jej pomocy wskoczył na stół, a następnie zaszedł do Prismy. Zrobił hop, i chwilę później siedział tuż przy niej. Była taka przekochana! Przypominała mu nawet jego panienke. Jako, że zachwyciła się jego zdolnościami uznał ją za lepszego towarzysza rozmowy niż nazbyt poważne osoby przez, które czuł się staro. Prisma w tym czasie zaczęła tworzyć swoją sztukę. Wyglądało to tak zajmująco, że mężczyzna nie mógł się nie wpatrywać w proces tworzenia. Jak tylko Prisma pokazała swoje dzieło zaczął bić gromkie brawa. Strasznie mu się spodobało.
- Łaaaaaał. Jesteś świetna! To jest prawdziwa sztuka! Mam nadzieje, że uda mi się kiedyś dostać taki jeden dla siebie.
W momencie kiedy Prisma sobie gdzieś polazła, pojawiła się nowa osoba. Jako, że gospodarz chwilowo zniknął przygotowując jakąś atrakcje niespodzianke, sam poczuł się w obowiązku przywitać nowo przybyłego gościa.
- Ależ skąd, nawet najmniejszy! Gospodarz poszedł właśnie by przygotować dla nas coś fajnego więc jesteś akurat. Rozgość się śmiało. - Odwzajemnił ciepły uśmiech, po czym uwagę skierował znowu na Szklaneczke, która akurat wróciła właśnie na swoje miejsca. Poszukał w kieszeni monety. Kiedy tylko natrafił na nią dłonią wyjął natychmiast i chrząknął chcąc skupić na sobie uwagę dziewczyny.
- Droga Prismo.. a cóż to masz za uchem? - Sięgnął dłonią w je j kierunku, po czym jego ręka cofnęła się z widocznym pieniążkiem. Taka prosta sztuczka, a jaka fajna.
- Hohoho, musi być bogatę z Ciebie dziewczę. Proszę, Jack Reads znany jako Marcowy Zając zwraca Ci twoją własność. - Oddał jej owego pieniążka z uśmiechem. Następnie nalał sobie herbaty, która była gwoździem tego programu.Jocelyn - 4 Czerwiec 2016, 12:01 Gdy Prisma stanęła centralnie przed jej twarzą, Joce napadły nieprzyjemne myśli. Miała ochotę ukręcić tej dziewusze ten jej szklany łepek. Powstrzymała się jednak, wiedząc że to wszystko by zepsuło, a ma tu coś ważnego do zrobienia. Poza tym to przyjęcie szanownego kapelusznika. Nie ma prawa psuć innym zabawy. Spojrzała więc tylko w te jej ślepe z wyglądu oczy i uśmiechnęła się łobuzersko.
- Wiesz moja droga, nie ładnie tak latać po stole- Rzekła biorąc łyk herbaty. Jedną ręką pogłaskała dziewcze po włosach. Mała była na swój sposób urocza. Denerwowała ją owszem, ale Jo zaczęła ją lubić. Dziewczyna miała swój własny, strasznie pokręcony system wartości.. Im bardziej ktoś ją denerwował/irytował, tym bardziej zaczynał ją interesować. Nie zawsze jednak jej to wychodziła na dobre. Na razie jednak musi skupić się na tym do czego dąży i kogo szuka. Muszę go przecież kiedyś znaleźć
Uwagi Marcowego Królika zbyła. Niech sobie ją poucza skoro czuje taką potrzebę. Źle zrozumiał to co chciała przekazać i teraz strzela wielkie oburzenie majestatu. Nie mam zamiaru, wdawać się w jakiekolwiek sprzeczki Przyglądała mu się intensywnie, próbując go rozszyfrować ale w tymże momencie przybyła białowłosa piękność. Jocelyn przywitała ją tylko skinieniem głowy, i nie pytając o pozwolenie wzięła czarną kotkę na kolana i poczęła ją głaskać. (jeśli pozwoli).Anonymous - 4 Czerwiec 2016, 12:50 Westchnęła cicho trochę zrezygnowana. W postaci kota widocznie mało kto brał ją na poważnie. Co poradzić. Ludzka wersja jest o niebo lepsza. Pozwoliła dziewczynie wziąć ją na kolana i głaskać. Ułożyła się wygodnie na jej udach.
-Jak Cię zwą? - spytała ponownie. Co prawda jest w postaci kota, ale to nie oznaczało, że mówi cicho czy też nie wyraźnie. Nie wiedziała dlatego tak się działo, że ją ignorowali albo jakby nie słyszeli co mówili. Ludzie to dziwne istoty. Odwróciła swoją głową by móc spoglądać na Jocelyn. Ta z kolei mogła dostrzec, że posiada ona plamkę na grzbiecie w kształcie serca blisko ogona. Plamka jest biała jak śnieg.Queen - 4 Czerwiec 2016, 17:11 Przyjęła śliczny, kryształowy kwiatek od słodkiej blondynki i z wielkim uśmiechem, który ukazał jej długie kły, podziękowała za ten niesamowity podarek. Już miała zapytać fioletowooką o jej godność, lecz ta nagle odwróciła się i poszła w swoim kierunku, zostawiając ją samą z kwiatem. Straszka wzruszyła tylko ramionami, przyjrzała się temu dziełu, a następnie uniosła go pod światło, by zobaczyć, czy może wyglądać jeszcze piękniej. Serce zabiło jej szybciej, gdy promienie słoneczne przeszyły przez delikatne płatki o bladoróżowym odcieni, sprawiając, że stały się jeszcze cudowniejsze, a na podłodze pojawiły się kolorowe cienie. Westchnęła z zachwytu i schowała kwiatuszek do torebki, w chwili, w której białowłosy mężczyzna zwrócił się w jej stronę. Kiwnięciem głowy przyjęła jego słowa i podeszła do stolika, by wziąć swoją filiżankę herbatki, po czym zmarszczyła brwi w zastanowieniu. Dziwnym jej się faktem wydało, że gospodarz postanowił gdzieś wybyć, zostawiając gości samych sobie, jednak co ona mogła tam wiedzieć? Kapelusznicy zawsze mieli inne, dużo weselsze i bardziej beztroskie podejście do świata niż ona, dlatego nic nie powiedziała i upiła łyk zbawiennego (była spragniona) napoju.
Raven czuła się trochę nie na miejscu – każdy zajęty był innymi towarzyszami, a ona stała sama i popijała herbatkę. Kotka postanowiła, więc dołączyć do brązowowłosej dziewczyny oraz czarnej kotki, która dopytywała się o imię towarzyszki. – Przepraszam… - zaczęła – Ta śliczna kotka pyta o twoje imię – uśmiechnęła się do dziewczyny, a następnie zwróciła do czarnego kociaka – Sama nie wiem od czego to zależy... Jedni rozumieją, co mówimy, a drudzy chyba nas ingorują... Nyah...- Kilka razy już znalazła się w podobnej sytuacji. Ostatnim razem chciała komuś powiedzieć, że znalazła nieprzytomną osobę w jakimś zaułku, a ludzie tylko przystawiali, mówili „Jaka słodka kicia”, „Co tutaj robisz piękna?, „Zgubiłaś się?” i inne tego typu pytania, tak jakby nie rozumieli co straszka ma im do powiedzenia! Bardzo frustrujące. I nie na miejscu, bo przecież należy jakoś zareagować na takie słowa, jakie padły z jej białego pyszczka, ale nie! Bo po co? Przecież słuchanie kota nie ma najmniejszego sensu…
Machnęła rozeźlona ogonem na to wspomnienie i wzięła kolejny łyk herbatki, chcąc się jakoś uspokoić.Anonymous - 5 Czerwiec 2016, 00:52 Młoda dziewczynka była zafascynowana sztuczką Jacka. Aby wyrazić swój zachwyt i zdziwienie rozdziawiła lekko usteczka, co dało dosyć zabawny efekt. Jej jak dotąd puste oczy zdały się zalśnić na krótką chwilę. Jeszcze mocniej wymachiwała nóżkami, przez co jednym kopnięciem odbiła dużą część skorupki ze swojej sukni. Upadek szkła wydał charakterystyczny dźwięk po czym powiększył i tak już sporą kupkę szkła pod krzesełkiem Prismy. Zawstydziła się nieco, jednak na bladych policzkach nie pojawiły się rumieńce, choć tym razem można było przypuszczać jak się Szklaneczka czuje, bowiem przyłożyła dłonie do swoich usteczek, jakby powiedziała coś czego nie wypadało. Podbicie jej sukienki szybko wracało do normy. Gdy jej myśli uciekły od tej niewielkiej wpadki, zaczęła myśleć o Kapeluszniku. W końcu on był dla niej taki miły, a ona nawet nie dała mu swojego dzieła. By nie czuł się urażony też postanowiła go czymś obradować. Po chwili namysłu postanowiła zrobić mu zająca. W myślach przywołała definicję zająca, coby go nie pomylić z królikiem i przystąpiła do pracy. Podniosła nieco szkiełek spod krzesła i powoli zaczęła im nadawać odpowiednie kształty i kolory. Uznała, że szary jest nudnym kolorem, więc zajączek skończył z fioletowym umaszczeniem. Po stworzeniu zająca postanowiła każdego obdarować jakimś tworem, żeby nikt nie czuł się pominięty. Dla Joce stworzyła aniołka (choć z początku myślała o śnieżynce, ze względu na jej lodowate usposobienie), którego skrzydełka miały przypominać te należące do Opętańca. Przyłożyła się do każdego piórka, czyniąc je przeźroczystymi, jednak każde z nich w inny sposób przepuszczało światło barwiąc je na inny kolor. Była to misterna i piękna robota, jednak daleko było jej do oryginalnych skrzydeł. Również i czarną kotkę postanowiła obdarować, jednak z braku pomysłów stworzyła coś na jej podobieństwo, tylko w wersji mniejszej, szklanej i nieco kanciastej. Został jej tylko gospodarz przyjęcia, który nie tak dawno gdzieś się ulotnił. Tu również brakowało jej pomysłów, jednak postanowiła stworzyć mu filiżankę. Efekt końcowy był naprawdę piękny, jednak samo naczynie nie nadawało się do picia herbaty, zaś jego wygląd przywodził na myśl jakieś trofeum za “najlepsze przyjęcie herbaciane roku”.
Bez słowa rozdała prezenty wszystkim zebranym i wróciła na swoje miejsce w oczekiwaniu na powrót Charlesa, któremu wręczy kryształową filiżankę, gdy tylko nadarzy się okazja.Otome - 6 Czerwiec 2016, 21:26 Po tym jak przekroczyła próg drzwi w miejscu gdzie stały ich setki, jeśli nie tysiące albo i więcej, całe otoczenie nagle się rozmyło i zawirowało a Zjawa poczuła się jakby idąc po schodach pominęła jeden stopień i przez sekundę miała uczucie spadania. Każdemu chyba coś takiego przytrafiło się w życiu chociaż, powinniście zatem rozumieć o czym mowa. Po tymże "upadku" Otome uderzyła mocno nogami o ziemię... inną zupełnie niż te po której dopiero co stąpała. Rozejrzała się w okół. Okazało się że nie tylko ziemia uległa zmianie, lecz całe otoczenie. Po dziwnym niepłciowym osobniku i ciągnących się po horyzont pagórkach wypełnionych drzwiami nie było ani śladu. Zamiast tego znajdowała się tuż nad krawędzią sporej dość przepaści. Dosłownie nad krawędzią, tak że patrząc w dół mogła ujrzeć czubki swych butów na tle znajdujących się o wiele, wile niżej kwiatów. nie czuła jednak strachu - jak mogłaby się bać wysokości, kiedy w Krainie Snów wzlatywała pod same chmury niczym samolot? Przez chwilę czuła chęć aby skoczyć z klifu i sobie polatać. Miała jednak wrażenie że nie powinna tego robić, więc zamiast tego odsunęła się o dwa kroki od przepaści. Rozejrzała się po okolicy. Panowała tu o wile cieplejsza i łagodniejsza pogoda niż w innych miejscach w których była do tej pory. Było tu mnóstwo otwartej przestrzeni wypełnionej kwiatami, trochę drzewami i pojedynczymi większymi lub mniejszymi domkami. A gdy obejrzała się przez ramie ujrzała dach jednego z tych większych, wyłaniający się ponad linią drzew, które znajdowały się zaledwie kilkanaście metrów za Zjawą. Jako że był to jedyny kierunek w którym mogła iść, no chyba że jednak zdecydowałaby się skoczyć z klifu, ruszyła ku drzewom a gdy się do nich zbliżyła spostrzegła że ktoś porozwieszał na nich torebki z herbatą. Ciekawe w jakim to celu. Może dzięki temu drzewka czuły się szczęśliwcze i lepiej rosły? Kolejne pytanie na które będzie musiała odkryć odpowiedź.
W tym momencie usłyszała jakieś głosy, śmiechy i chyba też muzykę dobiegające od strony domu. No tak, skoro był dom to musieli być i ludzie, a co za tym idzie - jedzenie. Fascynacja nowym miejscem minęła gdy przypomniała sobie, że nie jadła nic przez cały ostatni dzień o czym świadczyło niezwykle głośne burczenie w brzuchu. Szybkim krokiem ruszyła zatem w stronę dźwięków i już po chwili ujrzała grupkę osób, głównie płci żeńskiej - choć po doświadczeniu z nieco wcześniej poznanym Zamaskowanym Kimś miała pewne wątpliwości co do płci innych (co ten gender robi z ludźmi) - zebranych przy stole na którym znajdowała się tak upragniona przez nią strawa. Teraz dotarło do niej jak dziwne i irytujące było uczucie z głodu. W Krainie Snów nigdy go nie doświadczyło, a tu, gdziekolwiek to tu było, dręczyło ją przez większość czasu.
W każdym bądź razie, Otome podeszła do zebranych i bez zbędnych ceregieli zapytała wprost:
- Czy dostanę tu trochę jedzenia? - Do pytania dołączył się także jej brzuch, który zaburczał tak głośno że niemal ją zagłuszył, ponieważ miała tak wyschnięte gardło że nie mogła podnieść głosu. Dobrze że jej emocje były w tej chwili wygaszone, bo normalna osoba pewnie spaliłaby się ze wstydu w takiej sytuacji. wątpliwe jednak aby ktokolwiek z tu zebranych był normalny.Charles - 10 Czerwiec 2016, 09:04 Drzwi domostwa otworzyły się z trzaskiem, prezentując dziwną istotę, przypominającą olbrzymie, drewniane pudło na cienkich, patykowatych nogach odzianych w glany. Co bardziej wrażliwi goście mogliby pomyśleć, że jakaś maszkara z najmroczniejszych stron Lustra pożarła ich gospodarza i teraz lezie po nich, ale po chwili drewniane pudło zostało odłożone na ziemię, prezentując Charlesa w pełnej okazałości. Mężczyzna otarł pot z czoła, po czym, jako że było mu pewnie gorąco, zdjął swój piękny, zielony płaszcz i zawiesił go na klamce. Ukucnął przy pudle ponownie i niczym ciężarowiec uniósł je z powrotem do poziomu głowy, na nowo ją zasłaniając. Po chwili dało się słyszeć jego ciężkie dyszenie. Wbrew wszystkiemu, Charles nie był taki słaby fizycznie, jednak całodobowe organizowanie przyjęcia wypompowało go kompletnie z energii. Po chwili, będąc już blisko stołu, odstawił powoli i delikatnie pudło na swoje miejsce, po czym zwalił się ciężko na pobliskie krzesło, łapiąc powietrze ciężkimi haustami.
- Pięciu... fachowców... Zatrudniłem... pięciu fachowców z Miasteczka Lalek, aby pomogli... mi złożyć to do kupy... Magia i technologia przemieszana od zera w idealną replikę ludzkiego wynalazku... Khy! Khy! - zakasłał głośno, po czym odetchnął głębiej, przywracając swój oddech do normalnego stanu. Przez chwilę jeszcze siedział z głową zarzuconą do tyłu i zamkniętymi oczami, po chwili wreszcie wstał i począł rozpakowywać przyniesiony wynalazek.
Ze wszystkich stron pudła znajdowały się szuflady i szufladki - setki szufladek które wyciągał, rozkładał, przesuwał, zaczepiał powolnymi, zmęczonymi ruchami. Po chwili na stoliku stało nie pudło, ale dziwna maszyna z trzema długimi rurkami pomalowanymi na czerwono, żółto i zielono każda. Obok zaś zamontowano staromodny, papierowy licznik z elegancko wygrawerowanymi 000. Z boków zamontowano dwie tuby gramofonowe, zaś przed maszyną stał stareńki mikrofon na regulowanej nóżce. Całość obładowana była wieloma kółkami zębatymi, kablami i innym, typowo zegarmistrzowskim sprzętem.
- Oto jest tak zwane, przez ludzi, KARAOKE, odtworzone przeze mnie z chirurgiczną precyzją. I nie bójcie się, nie ma to nic wspólnego z niszczeniem, wyrywaniem ani innym karaniem gałek ocznych. Jest to maszyna do śpiewania! Śpiewa się tutaj, do tego o tu mikro-fonu, a machina ocenia, czy śpiewasz dobrze i nadaje ci punkty! Bajer, nie??
Rozejrzał się po przybyłych gościach. Zauważył, iż dotarły dwie nowe osoby. Im więcej gości, tym weselej, nie? Białowłosa dachowiec w jasnej sukience i kapelusiku, oraz... no nie może być! Zmiennooka panienka! A już kiedy spisał ją na straty, pojawiła się akurat u niego! Charles ostatkiem sił zerwał się z krzesła podszedł do niej i zwalił się z całą swą wysokością na nią, racząc ją mocnym, czułym przytulasem.
- Och! Nic ci nie jest? Trzy razy byłem w Lewitującym Osiedlu, szukałem cię, wiesz? Ben na pewno również, prosiłem go o to. Ale w końcu się poddałem, Otchłań taka wielka i w ogóle... Jakaś ty wybiedzona! No już siadaj, częstuj się czym chcesz, bo... a nadal - dodał znienacka - nie zdradziłaś mi swego imienia! Trzeba to nadrobić! I opowiesz mi WSZYSTKO, ale jak tutaj pokarzę im, jak się to obsługuje. - dodał z uśmiechem.
Przywitanie dawno niewidzianej, a znikniętej w dość dramatycznych okolicznościach znajomej Kapelusznik wrócił do prezentowania owej dziwacznej maszyny.
- Ta cudowna konstrukcja jest połączona z moją maszynką Em-Pe-Trzy. Wsadzam ją tutaj, o, i mogę śpiewać do mikro-fonu tutaj. Mam całkiem sporo fajnych piosenek. Wystarczy sobie wybrać! Tylkooo... jeśli zauważycie, że ten mały silniczek robi się czerwoni i zaczyna drżeć, to lepiej się odsuńcie, a przynajmniej zakryjcie twarz, dobrze?
(Jack wróci do kolejki, kiedy będzie miał czas)Jocelyn - 13 Czerwiec 2016, 15:51 Nagle zrobiło się tłoczno. Błądząc myślami nie zwróciła uwagi na to że czarna kotka się do niej zwraca. W końcu miała o czym myśleć. Ma przecież pewien ukryty cel dla którego tu przybyła. Prawdę powiedziawszy to że tak bacznie lustruje każdego gościa ma swoje powody. To co ma w planach wcale do łatwych nie należy a i dobicie do portu ostatecznego jest cholernie ciężkie... W zamyśleniu głaskała dalej kotkę gdy podeszła do niej inna osóbka. Zamglony wzrok Jocelyn wrócił w tym momencie do normy. Przyjrzała się kobiecie. Zgrabna, białowłosa piękność. Kot... Joce uśmiechnęła się do niej wyjątkowo ciepło. - Ależ spokojnie, rozumiem co nasza urocza towarzyszka do mnie mówi. Pozwoliłam odpłynąć myślom przez co, niestety nie usłyszałam jej słów... . Uśmiechnęła się wtedy przepraszająco do czarnej kotki.- Jocelyn. Jednak znajomi mówią mi Jo, o pani nocy . Znajomi.. przeklęła samą siebie w myślach. Ona i znajomi? Prędzej ziemia stanie się niebem niż ona zdobędzie... znajomych. Jej twarz wyraźnie spochmurniała i wtedy na scenę powrócił gospodarz. Dziewczyna nie od razu rozpoznała dziwne urządzenie. W końcu różniło się trochę bardzo od oryginału. Było trochę bardziej strojne ii... dziwaczne. Nie dało się jednak nie docenić wkładu pracy, jaką musiał włożyć w stworzenie tego, gospodarz. Imponujących rozmiarów tuby nagłaśniające, licznik i ten uroczo stary mikrofon. Gdy Joce usłyszała jak dość nie typowo kapelusznik wymawiał słowa mikrofon czy mp3, nie mogła się nie uśmiechnąć. Czasem zapominała o tym że jest człowiekiem, a dla ludzi stąd takie rzeczy jak karaoke, mikrofon, mp3 czy słuchawki są całkiem obce. Zaklaskała delikatnie dłońmi by wyrazić swą aprobatę dla zielonego kapelusznika.
Dopiero wtedy zwróciła uwagę na drugą nowo przybyłą osóbkę. Stała dość nieporadnie i niepewnie przed nimi i głośno burczało jej w brzuchu. Joce spodobał się jej szalik. Miał taki intensywnie czerwony kolor. Niczym rzeka krwi. Nie zdziwiłaby się gdyby zaczęła z niego ona ciec. Przyglądała jej się z chłodnym spokojem. Coś w niej ją niepokoiło. Dostała gęsiej skórki. Dlaczego? Kto wie. Nie apsorbowała jej zbyt długo swą uwagą. Już po kilku chwilach przyglądała się porcelanowej laleczce imieniem Prisma. Taak... Ona będzie się nadawać Anonymous - 14 Czerwiec 2016, 13:32 Mruczała cicho od głaskania i na chwilę zamknęła powieki rozluźniając się, choć jej słuch był wytężony. Dała się na kilka minut zrelaksować, ponieważ gospodarz zniknął z pola widzenia. Mimo to gości wciąż przybywało.
-Masz rację, "ludzie" różnie na nas reagują - powiedziała spokojnie na słowa Queen.
-Miło mi Cię poznać Jocelyn, ja nazywam się Ghost - Podniosła łepek po chwili gdy usłyszała słowa gospodarza na nową rzecz. Była dziwna i fikuśna. Nie specjalnie rozumiała do czego miała ona służyć. Śpiewanie i nabijanie punktów? Nie, to nie dla niej. Słysząc burczenie w brzuchu i to nowej osoby podniosła na nią swoje ślepia. Gospodarz przywitał ją jak starą znajomą. To był plus. Wstała na cztery łapy, a następnie wskoczyła na stół. Szła wzdłuż niego widocznie czegoś szukając. Po paru chwilach znalazła koszyk smakołyków. Był prawie na końcu, ale nietknięty. Wzięła koszyczek w zęby i zaczęła iść w przeciwnym kierunku gdzie była Otome. Koszyczek był mały i lekki wypełniony po brzegi słodyczami i ciastem oraz ciasteczkami. Kiedy była blisko krawędzi zeskoczyła na kolana Jocelyn, a potem na ziemię nie wysypując nic na ziemię. Czarny jak noc kotek podszedł do Otome i przed jej nogami położyła koszyczek. Usiadła na ziemię i noskiem szurnęła go pokazując by się poczęstowała.Queen - 15 Czerwiec 2016, 16:22 Czyli brązowowłosa kobieta słuchała słów kociaka, tylko była tak pogrążona w swoich myślach, że nie znalazła chwilki by odpowiedzieć. – Żyjemy w świecie rodem wziętym z fantastyki, a istoty tu żyjące i tak dziwią się, kiedy zobaczą gadającego kota! Bez sensu! – odpowiedziała na słowa kotki. – Śliczne niewiasty i równie ładne imiona – posłała im szczery uśmiech. Po chwili weszła kolejna przedstawicielka płci pięknej z zawiniętym wokół szyi czerwonym szalikiem. Nagle drzwi domostwa otworzyły się z trzaskiem, a białowłosa cofnęła uszy ze względu na hałas, jaki rozszedł się po domu. Przez drzwi wszedł jakiś osobnik, który niósł drewniane pudło. Dopiero, kiedy odłożył pakunek i starł pot z czoła, Raven mogła zobaczyć z kim ma do czynienia. Był to kapelusznik, prawdopodobnie główny organizator imprezy i gospodarz. Po jakimś czasie otworzył pudło i rozpakował maszynę, która się w nim znajdowała. Wyglądała dziwacznie – z masą szafeczek, kolorowymi rurkami i innymi rzeczami. Kotka na początku nie potrafiła powiedzieć czym owe ustrojstwo jest, ale gdy kapelusznik powiedział, że jest to tak zwane karaoke, to uśmiechnęła się szeroko i ruszyła, by przyjrzeć wynalazkowi. Swoimi dużymi, kocimi i czerwonymi oczami spojrzała uważnie na każdy element konstrukcji, kiedy gospodarz rozmawiał z kobietą w czerwonym szaliku. Nie ruszając się z miejsca, rzekła – Miałeś naprawdę ciekawy pomysł – uśmiechnęła się – Choć nie przypomina to karaoke, które wcześniej widziałam, to pod względem działania jest takie samo! Podziwiam wysiłek, jaki włożyłeś w konstrukcje tego ustrojstwa – machnęła zadowolona ogonem i upiła łyk herbatki – A właśnie, Raven Black, do usług – skłoniła się lekko i wróciła do podziwiania maszyny.