Mari - 21 Marzec 2016, 12:56 Nie ważne jak bardzo wyciągała ręce w górę, nie była w stanie odnaleźć sufitu. Odnajdywała tylko pustkę, która nie wiadomo jak daleko sięgała.
Kończąc swoją wycieczkę po krętej zjeżdżalni musiała wypaść z jednej ze ścian. Sufit był o wiele wyżej i raczej nie skończyło by się to tylko poobijaniem. Wylot ślizgawki jednak również był nieosiągalny. Widocznie zamknął się zaraz po tym jak Vega wylądowała na podłodze.
Woda nieubłaganie się podnosiła. Coraz wyżej i coraz szybciej. Po chwili kobieta mogła tylko dać się zatopić lub starać się być na powierzchni, gdyż tafla wody kończyła się jakiś metr nad jej głową.
Wielka kamienna trumna napełniała się coraz szybciej i szybciej, podtapiając Vegę. W końcu wypełniła całe pomieszczenie, mimo tego nadal można było mieć wrażenie, że cieczy cały czas przybywa. Próbowała się ona wydostać z ciemnego pokoju i naciskała na naruszony już sufit.
Gdy Vedze zaczynało już brakować powietrza, kamienie ustąpiły, a kobieta została wyrzucona na wyższe piętro.
Wyglądało ono jak jakiś opuszczony pokój. Meble przykryte białymi, chyba białymi płótnami. Teraz bowiem były one prawie czarne od grubej warstwy tłustego kurzu jaki na nie osiadł. Możliwe, że nikt tam nie zaglądał od wielu wielu lat.
W pomieszczeniu nie było jednak nic niezwykłego. Poza kurzem i starymi drzwiami. Niestety były one zamknięte. Jednak nie wyglądały na zbyt solidne. Możliwe, że jakby mocno w nie uderzyć to by ustąpiły ale kto je tam wie.
Gdyby Vega rozejrzała się po pomieszczeniu odkryła by jakąś błyskotkę, przypominającą kształtem połowę serca na łańcuszku. Bo bliższym zbadaniu możliwe, że doszłaby do tego, że ten przedmiot należy do niej. Ale gdzie reszta rzeczy?Vega - 24 Marzec 2016, 10:49 Z trudem unosiła się na powierzchni, co jakiś czas bezradnie wpadając w głębie. Lodowata woda utrudniała wytrwalsze poruszanie się celem utrzymywania na powierzchni, a ciemności całkowicie zadeptywały jakiekolwiek możliwości orientacji. Wiedziała, że bez ruchu czeka ją marny koniec w tym zimnie. To były dla niej straszne chwile - podziemna, kamienna i wodna trumna. Choć to chyba deko lepsze od pogrzebania żywcem. Aczkolwiek... zawsze jest szansa, minimalna, na uwolnienie się z ciężaru ziemi - musi ona tylko być w miarę sypka i lekka.
A oba zdarzenia są równie możliwe do wydarzenia się na placu wykopaliskowym.
Bliskość z sufitem i brak powietrza zwiastowały rzecz nieuniknioną. Woda wlewa się, wiec powietrze musi gdzieś uchodzić, ale wychodziła z założenia, ze to muszą być niewielkie szpary w ścianach. Przecież znalazłaby przejście!
A może jednak coś przeoczyłaś?
I wtem sufit przyzwolił na uwolnienie. Pomieszczenie nad. I wciąż brak światła, ale wolność, swoboda. Ubranie ociekało wodą, cała się z zimna trzęsła. Z trudem łapała powietrze. Odnalazła niewyraźne kontury, a zbliżenie się do nich pozwoliło głównie przez dotyk ustalić, że są to meble zakryte płótnem, które częściowo z nich zrzuciła. Kurz uniósł się i powiedział jednoznacznie jak bardzo nieprzemyślany był to ruch. Po omacku krzątając się po ścianach, odnalazła drzwi. Nacisnęła na klamkę - zamknięte. Poszukała jakiegokolwiek zamku. Jaki był, czy nietypowy? Czy ma coś jeszcze przy sobie, czym może go otworzyć? Te proste pytania były dla niej zbyt trudne. Powoli sięgała do kieszeń, myślała nad dopasowaniem elementów.
Rozejrzała się po pokoju i znalazła coś nieznacznie błyszczącego. Przekonana, że to klucz, pobiegła chwycić to jak najprędzej i przypasować do otworu.
To nie klucz, to coś innego.
Rozpłakała się - poznawała przedmiot, wiedziała, że to ten otrzymany od Szopka. W podobnych warunkach. Jej emocje były ogromne i ciężko pośród nich było odnaleźć nadzieje. że będzie lepiej, ze koszmar się skończy.
Zawiesiła swoją własność na szyi. Chciałaby, żeby ten kawałek serca pozwolił jej narzeczonemu na odnalezienie jej.
Wróciła do mebli - przeglądała szuflady, szafki, półki. By znaleźć coś. Przyglądała się podłodze i wypatrywała, czy coś jeszcze na niej się znajduje.
Powróciła do drzwi i przymierzyła się do ich wyważenia. Uderzyła raz czy drugi, ale na więcej nie miała ani sił, ani nie widziała w tym sensu, jeśli poprzednie nie dochodziły choć połowicznego skutku.Mari - 11 Kwiecień 2016, 13:37 Kobieta nie znalazła nic co mogłoby ją nakierować lub w jakikolwiek sposób pomóc. Mimo uważnych i długich poszukiwań nie odnalazła już nic więcej poza swoją blaszką.
Z drzwiami na jej szczęście nie miała już problemu. Już za pierwszą próbą ustąpiły z lekkim trzaskiem i opadły ciężko, wraz z Vegą na podłogę.
Gdy kobieta ogarnęła się już po wrażeniach mogła przejść do dalszego zwiedzania. Tym razem znajdowała się na pewno na parterze. A dokładniej mówiąc w holu.
Był on długi i bardzo zaniedbany. Nie było tu prawie żadnych mebli. Tylko jakiś połamany stolik walał się pod ścianą. Zaraz obok niego można było znaleźć mnóstwo potłuczonego szkła, które najprawdopodobniej pochodzi z wiszącego na ścianie, stłuczonego lustra.
Wszędzie królowały pajęczyny oraz im mieszkańcy. Jeden chyba nawet zaczął zwiedzać nogi Vegi.
Na pierwszy rzut oka można by sobie pomyśleć, że nikogo tu dawno nie było, a co ważniejsze, że nie ma stąd wyjścia. W końcu nie ma tu nigdzie drzwi!
Po głębszych oględzinach można jednak znaleźć jakieś kolorowe rzeczy na podłodze. Zaraz! Czy to zawartość torebki Vegi? A obok te skrawki to nie czasem torebka we własnej osobie? A raczej we fragmentach.
Może skoro znaleziono takie szczegóły to i drzwi wyjściowe się znajdą?Vega - 11 Kwiecień 2016, 20:45 Poleciała na drzwi, z których przyszło jej się trochę z trudem podnieść. W kolejnym pomieszczeniu miała nadzieję zastać więcej odpowiedzi, ale długi korytarz pozbawiony był innych drzwi, zaś swoim stanem przywodził na myśl dawno nieodwiedzane miejsce. To upewniało ją w tym, że błądzi po miejscach dawno nieodwiedzanych.
Z lekkim błyskiem w oku przyglądała się pozostawionym na podłodze skrawkom materiału, sąsiadującymi z robactwem i szkłem. Wtedy też pozbyła się nieproszonego, pajęczego gościa. Spróbowała odnaleźć części pasujące do telefonu, bo jeśli ten nie jest tu drobnicą, to jeszcze jest szansa znaleźć go i poprosić o helpa; jest nadzieja na sposób kontaktu.
Jeśli znalazła jakieś całe przedmioty, wzięła je ze sobą. Fragmenty będące do niczego upuściła zaraz po ich podniesieniu i obejrzeniu.
Przystanęła na moment przy jednej ze ścian. Potrzebowała odpoczynku, jej psychika jak i fizyczna wytrwałość pełzały po samym dnie i nie pozwalały na wykrzesanie z siebie zbyt wiele motywacji. Będąc w tym korytarzu, gdzie światło pozwala rozpoznawać wszystko, lecz po raz kolejny dalszej drogi tak łatwo nie widać, czuje się ciągle zagubiona i pozbawiona pomysłu na dalsze działanie, na dalszą ucieczkę z tego budynku, a może i nawet kilku.
Próbowała odszukać miejsce w którym wisiało lustro, a rozpoznać mogłaby je po jaśniejszym bądź ciemniejszym śladzie na ścianie. Mogłaby dzięki temu określić, kiedy zostało stłuczone. Choć już samo napotkanie tego, co po jej torebce zostało, sugerowało czas bardzo niedawny na pobyt tu kogoś. Ewentualnie czegoś.
Ruszyła jedną ze stron korytarza, prawą, w poszukiwaniu ukrytych drzwi. Miała taką koncepcję, że nie powinno przy nich być pajęczyn, a przynajmniej tych świeżych.
No i dokąd prowadzą te ściany?
Nic nie wiedziała, a poznawanie przez wnioskowanie nie było takie proste. Mogłaby odszukiwać ślady butów na podłodze, po kawałkach torebki rozpoznać narzędzie winne jej rozszarpania bądź pocięcia. Mogłaby poszukać źródła jakiegoś ruchu powietrza, sugerującego istnienie połączeń z innymi pomieszczeniami, ale nawet to było ponad możliwościami jej umysłu.Mari - 12 Kwiecień 2016, 10:25 Ze stanem psychicznym kobiety musiało być coś faktycznie nie tak. Lustro nadal wisiało tuż nad potrzaskanym szkłem. Nie miało już swojej pięknej tafli jednak stara, zniszczona rama z resztkami szkła nadal znajdowała się na swoim miejscu.
Telefon nawet nie był w kawałkach. Ktoś po prostu przeszukiwał torebkę i wyrzucał z niej nieinteresujące go przedmioty. Mógł być co najwyżej porysowany, gdyż leżał na miękkim, zakurzonym, starym dywanie.
Vega miała jednak szczęście. Gdy szła korytarzem mogła za sobą poczuć lekko podmuch powietrza. Zimnego, nocnego powietrza. Można chyba nawet powiedzieć, że świeżego. Gdyby się nad tym zastanowić to może nawet pochodziło ono z zewnątrz? A może to tylko jej wyobraźnia płatała jej figle i dawała złudną nadzieję, na to, że w końcu udało się mniej więcej namierzyć miejsce, przez które mogłaby uciec z tego okropnego miejsca.
Gdyby się odwróciła to nie zobaczyła by nic poza poniszczoną ściną, na której wiszą stare zasłony, przypominające gruby kurtyny jakie można spotkać na scenach teatrów. Jedyne światło jakie wpadało do środka pochodziło z sufitu. Był on bardzo wysoki i przyozdobiony brudnym świetlikiem. Była pełnia, a noc najpewniej była bezchmurna, dlatego też światło było na tyle silne by przebić się przez brud i mgłę starego szkła. Część wpadała też przez kilka stłuczonych okienek, jakie można było w tym świetliku zauważyć. Może więc stamtąd pochodził ten podmuch, a to, że pochodził on zza pleców Vegi było tylko złudzeniem? Kto się nie zmobilizuje i nie poszuka ten nigdy nie znajdzie.
Gdyby tego było mało z głębi budynku nagle dał się słyszeć potężny, chyba męski wrzask bólu i przerażenia. Gdyby znajomi naszej Gwiazdeczki znaleźli porywaczy. A może wręcz przeciwnie? To porywacze zaczęli w końcu swoją chorą grę?
Vega powinna się pospieszyć bo teraz raczej nie minie wiele czasu zanim ktoś zorientuje się, że jednej ofiary brakuje na piętrze, a raczej nie pozwoliliby swoim ofiarą pałętać się po całym domu prawda?Vega - 13 Kwiecień 2016, 11:19 Szukać lustra, kiedy to wisi sobie w należytym miejscu? Gwiazdko, przetrzyj oczy, zacznij patrzeć szerzej, nim popadniesz w paranoję. Ups, jesteś na bardzo właściwej ku temu drodze!
Sięgnęła po telefon i spróbowała go załączyć, wybrać numer ukochanego i... nie, nie chciała jeszcze dzwonić, bo nie wie, w jakim jest miejscu.
A oczekiwania, że za pierwszym razem naciśnie odpowiedni przycisk, wyrysuje odpowiedni wzór na ekranie blokady i zdoła klikać po odpowiednich punktach, a przy tym nie wypuści go ani razu z rąk - są co najmniej niepoprawnymi.
Jeśli telefon był sprawny i miał łączę z siecią, to stos esemesów i nieodebranych połączeń powinien wypełniać główny ekran.
Podmuch powietrza idący za nią, wpadający i rozbijający się na jej plecach. Przystanęła, rozejrzała się. Zasłony. Coś muszą zasłaniać.
Sufit stał się oknem na świat, ale zbyt daleko do niego miała. Panowała noc, dostrzegła wybite okna, potrzebowała jednak wyjścia. I drugim korytarzem chciałaby podążyć, ale wrzask ją od tego rozwiązania skutecznie odwiódł. Nie stać ją na konfrontację z innymi ludźmi. Pamiętała o braciach, których tak obecność jak i zdolność myślowa były dla niej jedynie ciężarem. Była też i kobieta, której stan był trochę kiepski. Nie miała jednak przy sobie broni - niczego, czym mogłaby podjąć skuteczną walkę z porywaczami. Nie, to musi poczekać.
Odsłoniła zasłony. Spodziewała się ujrzeć drzwi, potrzebowała wyjścia, albo chociaż przejścia. Bo jako że korytarz ten na ogół pozbawiony był okien i drzwi, wątpiła, że tak zwyczajnie i prędko wydostanie się na zewnątrz.
Chciałaby tu móc wrócić z berettą i pozostawić parę kul w głowach porywaczy. Tak, była do tego zdolna, ale to raczej nie w jej stylu wymierzać na własną rękę sprawiedliwość.Mari - 14 Kwiecień 2016, 20:21 Miała szczęście. Przynajmniej częściowo. Co prawda zasięgu nie złapała (widać mają coś co zakłóca sygnał telefonów) ale za to zaraz za kurtynami znalazła przejście. Po prostu. Bez żadnych drzwi ani niczego takiego. Prowadziło one do korytarza. Najzwyklejszego w świecie. Podobnie jak hol i reszta budynku, jaką Vega miała okazję oglądać, był on również bardzo zaniedbany.
Jednak nie był on taki bezpieczny jakby się wydawało. Gdy tylko ktoś przekroczyłby próg, od razu zostałby wepchnięty z powrotem do holu przez spadającą deskę.
Tak też się stało z Vegą. Jeśli tylko przekroczyła próg, deska uderzyła w jej obojczyk, powodując poważne złamanie i wepchnęła kobietę do holu. Ból musiał być straszny, w szczególności, że uszkodzona została ta sama ręka, którą wcześniej miała unieruchomioną przez jakieś paskudztwo w kopalni w Krainie Luster. Ale nie ma tego złego. Pułapka okazała się jednorazowa. No może nie do końca. Po każdym użyciu trzeba ją było ustawiać na nowo. Dzięki temu, póki porywacze nie dotrą do przejścia, Vega może spokojnie przejść przez korytarz, bez kolejnych przygód. Widać porywacze uznali to za wystarczające zabezpieczenie przed ucieczkami ich więźniów. Albo po prostu uznali, że coś w budynku co by pomogło utrzymać ich "gości" w środku.
Jeśli Vega, chce się wydostać powinna się pospieszyć. Takie złamanie nie zostało zadane bezgłośnie, a jej krzyk zaalarmował gospodarzy. Jednak jeśli tylko wyjdzie z domu to na pewno uda jej się złapać zasięg i uciec przed nimi. Raczej nie odważą się wybiec od frontu, zwłaszcza, że za drzwiami można już było usłyszeć samochody. I zaraz, czy gdzieś niedaleko nie słychać syreny policyjnej?Vega - 15 Kwiecień 2016, 18:58 Otwarła drzwi, nie myśląc zupełnie o ewentualnym zagrożeniu, a to spadło na nią jak na pentagon wierni. Deska. Ból był przeszywający, wydobył się z jej ust krzykiem, a powstanie na nogi było niewiele łatwiejsze od powstania na rękach - bo najmniejszy ruch był nie do przebycia.
Wiedziała, że coś ma złamane w obręczy barkowej. I celem pierwszej pomocy było unieruchomić ją, ale samej przychodziło to ze sporym trudem. Słyszała odgłosy z głębi budynku, nie ma wiele czasu, nie może sobie pozwolić na tracenie czasu. Z nieznacznie tłumionym krzykiem i bólem promieniującym na całą okolicę górnej, prawej kończyny; powstała o własnych chwilach, zbliżyła rękę do ciała, zaklinowała dłoń pod pachą zdrowej ręki i ruszyła przed siebie, zmierzając w najbliższe krzaki.
To będzie ją kosztować dodatkowe tygodnie rehabilitacji.
Biegła przez las, zdrową dłonią wpisując z pamięci w telefonie numer do oddziału zwiadowczego ochrony Morii. Krótka rozmowa zakończyła się podaniem współrzędnych i oczekiwaniem na quad, który miał ją zabrać do siedziby.
W tym czasie, siedząc na pniaku, próbowała z koszulki uczynić prowizoryczną chustę trójkątną. Przydatne były spinacze, które znalazła w budynku, a miała schowane po kieszeniach. Z kurtki zrobiła wypełnienie między ciałem, a ranną kończyną. Posłaniec przybył, potwierdził jej fałszywą tożsamość w tablecie (Apryline Moss), trzymając w międzyczasie na muszce i każąc się bezwzględnie nie ruszać (środki bezpieczeństwa). Następnie pomógł jej usiąść na miejscu pasażera i odjechał do podziemnego kompleksu.