Charles - 23 Styczeń 2016, 18:57 Cóż, nadarzyła się kolejna, cudowna okazja na wykład, a jak już wierni czytelnicy zdążyli zauważyć, Charles mimo wielu różnych deklaracji najbardziej kochał dźwięk własnego głosu. Odchrząknął więc i zaczął monolog z wyrazem lekkiego politowania w głosie:
- Mój drogi, tylko robal pod kamieniem może być pewnym, że nie wszedł w drogę jakiejś organizacji. Wyobraź to sobie jako... jako szaloną grę o wszystko, w której wszyscy biorą udział, czy tego chcą, czy nie. Pionki na szachownicy nie tylko posiadają sześć barw, ale i w większości mienią się niczym skóra kameleona na prochach, bo zdrady zawsze są w cenie. Czarne to Róża. - z tymi słowy złapał w dłoni wyimaginowany pionek. Niechaj Scruffie pozwoli ponieść się wyobraźni. - Organizacja Czarnej Róży, ścisłym będąc. Bogata i wpływowa partia faszystowska, finansowana przez prawie całą arystokrację, która chciałaby kontroli nad obiema stronami Lustra. Przewodzi im Lady Czarna Róża, o której wiem bardzo niewiele.
Fioletowe to MORIA. Ludzi zawsze fascynowała Kraina Luster, a ci, który nie mogą pogodzić się z niedoborem magii i cudowności w ich świecie, pragną odebrać ją nam. Budują bazy i laboratoria, wymyślają bronie, zszywają potwory i Cyrkowców, łudząc się, że będą im służyć. Szczerze mówiąc, ciężko mieć im to za złe, każdy chciałby mieć odrobinę magii w życiu - ale co ja ci będę mówić, w końcu sam zaznałeś człowieczeństwa, nie?
Dalej... No mamy brązowe pionki i Karcianą Szajkę. W sumie to nie tyle organizacja, co ogromniasty gang dla wszelkiej maści wykolejeńców i sadystów. Gdzieś w tym lesie pobudowali sobie pałac i stamtąd trzęsą Lustrzanym półświatkiem, ale podobno się rozpadli. Jak domek z kart, hie, hie. - zaśmiał się krótko, jednocześnie rozglądając się po nagich gałęziach. Po chwili odkaszlnął, gdyż rechot wpuścił do jego płuc lodowato zimne powietrze. Załzawiły mu oczy, łzy parzyły przez chwilę jego policzki. Po chwili wyprostował się znowu i kontynuował:
- No i mamy Anarchs... jak słusznie zauważyłeś, Ben, walczą oni przeciwko Rosarium, ale nie tylko. Celem Anarchs jest ukrócenie wszelkiego systemu sprawowania władzy. I nie są to terroryści, a bojownicy o wolność. Wolność totalną, zaznaczam, i równość dla wszystkich ras, razem z ludźmi. Oto są pionki pomarańczowe. Do tego dochodzą dwa rody arystokratyczne. Czerwone - Rosarium - panoszą się po Krainie Luster, srebrne zaś to ród Rol... Rolie... Rolertetetete. Czy jakoś tak. Jakby się nie zwali, trzęsą Szkarłatną Odchłanią na podobnych, bandyckich zasadach. Może są jeszcze w tym inne siły, masę teorii spiskowych można usłyszeć w ostatnich latach - jakieś Loże Masońskie, Pajęczyny, Nadistoty, Anioły z Demonami, słowem - kupa bzdur, ja w to nie wierzę. - Bablałby tak i bablał, ale zaczęło mu się robić sucho na języku. No i dobrze, przynajmniej mógł wysłuchać, co jednoręki Marionetkarz ma do powiedzenia.No cóż, patrząc na warunki, musiał nudzić się niemalże zabójczo. Ponadto poszukiwanie pracy wśród ludzi wydało mu się śmieszne. Pal sześć tajność i przebieranki, przy tych wszystkich tosterach, mikserach i innych cuda-wiankach czy ktokolwiek potrzebowałby żywej lalki na kluczyk? Oczywiście, tok myślenia Charliego omijał sam fakt prestiżu i niesamowitości, jaką mogłyby budzić, a ponadto nie miał pojęcia o dofinansowaniach i rentach dla niepełnosprawnych. A czy dał się poznać? Cóż, każdy, nawet taki facet z sercem na dłoni, miał prawo do jednej czy dwóch tajemnic. Z bombą pod pachą na czele. To przepełnioną niepokojem uwagę wolał zbyć milczeniem.
- Opal... nie wiem. Raczej nie, ale ma w sobie taką... władczość. Oficjalnie przywódcą rebelii jest Cyrkowiec imieniem Viper, zwany Sub-Zero, ale nie zdziwiłbym się, gdyby była dla niego kimś zaufany... och! Nic ci nie jest? - dodał od razu, widząc Benopodobną pustkę w miejscu, gdzie Ben powinien się znajdować, oraz prezentację perfekcyjnej techniki maskującej tuż przed nią. Chciał mu podać rękę, ale blady Marionetkarz podniósł się sam. Upiorne wywijasy palcami przyjął z należytym spokojem, po czym ruszył dalej, licząc na jakieś miłe światełko w oddali.Soph - 24 Styczeń 2016, 14:15 Zupełnie tak, jak gdyby myśli miały świadomość, oczom naszych trzech muszkieterów ukazała się w oddali wysoka, żeliwna latarnia. Taka typowo narnijska, jeśli wiecie o co mi chodzi. Być może Charles, zakochany w ludzkich bajkach i baśniach, widział kiedyś ekranizację Lwa, czarownicy i starej szafy.
Trzon lampy opierał się o zmarzniętą na kość ziemię na trzech anemicznych nóżkach, łudząco podobnych do wystających gdzieniegdzie korzeni drzew, zaś prostopadła puszka jakby uwięziła w sobie dziesiątki kolorowych, neonowych świetlików. Spokojnie można by zrobić tutaj dyskotekę pod chmurką. No, jeśli ktoś nie boi się powyginanych ramion ocalałych czasem gałęzi czy porywistego wiatru, który szarpał ubraniami i wsadzał lodowate palce pomiędzy warstwy materiału. Cap, cap.
Latarenka zwieńczona została czapą ze śniegu, który mienił się teraz jaskrawymi błękitami i jadowitymi różami i feerią wszystkich innych barw jakie posiadają w swoim dorobku Baśniopisarze, ale naszych bohaterów pewnie zainteresuje bardziej krzywy drogowskaz, łudząco podobny do tych używanych w górach, coby się Ludzie nie pogubili na dobrze wyznaczonych ścieżkach i trasach. Wieścił on, odpowiednio na tabliczkach wskazujących prawo, lewo, kierunek w górę, kierunek na wprost i kierunek w dół u stóp latarni:
PRAWO
LEWO
PROSTO W DRZEWO
REDBUSH
WYJŚCIE
A teraz, carry on.Anonymous - 26 Styczeń 2016, 22:52 Ben szukał towarzystwa i go znalazł, może nie były to jakieś szczęśliwe okolicznośći bo mieli do wykonania misję, ale zawsze to jakieś towarzystwo. Terroryści? No w sumie przez wielu mogli by być tak uznawani, ale to przecież walka o wolność, o którą walczy każdy, niezależnie od tego jaki ma status społeczny, majątek i tak dalej i tak dalej... Gdy wywalił się do śniegu, Scruffie spojrzał tylko czy nic się nie stalo, bo w sumie wylądował tam całym swoim ciałem, nawet nie było go widać w tym śniegu, wstał jednak bardzo szybko i znowu do nich dołączył. Wreszcie zaczął się monolog Charlesa, który bardzo przykuł jego uwagę, bo wreszcie dowiedział się wielu rzeczy na temat Krainy Luster, książki w tym pomagają, ale jak się to slyszy od osoby na żywo, to jednak lepiej wszystko wpada do głowy.
- Te wszystkie organizacje w sumie niewiele się różnią od państw w Świecie Ludzi, niby jest demokracja, rządy ludu, ale jednak wszystko po jakimś czasie sprowadza się do rządzenia ludzkością. - w sumie nawet na poczatku myślał, że to lepszy świat, wszyscy żyją sobie spokojnie w zgodzie w tym pięknym cukierkowym świecie, a jednak jest prawie tak samo jak w miejscu gdzie się wychowywał.
- Skoro w Świecie Ludzi też wierzyłem w takie ideały, to dalczego tutaj musi być inaczej, jesteś ich członkiem? - zapytał Charlesa, bo w sumie nie wiedział czy po prostu wykonuje dla nich misję zleconą, czy w drodze przypadku otrzymał taką możliwość. Po dłuższej tułaczce wreszcie znaleźli się w jakimś miejscu, które możę im pomóc skręcić we właściwym kierunku, był to po prostu drogowskaz, pokryty oczywiście śniegiem, jak wszystko w tej lokalizacji. Kierunki na tej latarni zbyt wiele mu nie mówiły, dlatego od razu wyszedł z zapytaniem do Charlesa.
- I co teraz, mistrzu? Gdzie nas teraz poprowadzisz? - ewidentnie chciał, żeby to on tutaj zadecydował, Ben pewnie myślał tak samo, gdyż to Charles znał Krainę Luster jak własny kapelusz, czekał więc na jego odpowiedź i wybór drogi.Ben - 28 Styczeń 2016, 15:37 Ben nie bardzo interesował się polityką ŚW, toteż nie słuchał zbyt uważnie monologu Charlesa. Tak, wiedział, kto jest kim i co robi, ale nie wchodził w te tematy tak głęboko jak właśnie jego kapeluszniczy przyjaciel.
Po jakimś czasie w końcu gdzieś doszli... Do jakiejś latarni. W jednej chwili poczuł dziwaczne deja vu. Czytał kiedyś w ŚL książkę, w której pojawiła się taka latarnia pośrodku niczego. Nie chciało mu się jednak teraz próbować sobie tego przypomnieć.
- Chy-chyba dobrze byłoby sprawdzić to całe "wyjście". - pomyślał na głos młodzieniec, patrząc na towarzyszy, a przede wszystkim na Charlesa.Charles - 29 Styczeń 2016, 15:58 "Czy jesteś ich członkiem?" Takie proste pytanie, oczywiste, a jednak po uprzednim rozłożeniu na części pierwsze wymagające głębszego zastanowienia. Będę. Na pewno będę, muszę być, ale mimo wszystko... Czy na pewno do nich pasował? Charles sam był wszak przedstawicielem "czystej" rasy, a na dodatek jednym z ostatnich przedstawicieli rodu szlacheckiego - słowem, odbiegał od klasycznego modelu rewolucjonisty. No i mógł być posądzony o działanie na korzyść swojego rodu. Przynajmniej nikogo nie ciemiężę, ani nic... Huh, zachowuję się, jakby już mnie odrzucili. Weź się w garść. Optymizm. Różowe okularki, pamiętasz, Charlie? Mama zawsze powtarzała, że trzeba patrzeć w przyszłość z radosnym uśmiechem! Mama...
- Zamierzam w najbliższym czasie do nich dołączyć. - stwierdził w końcu głośno, z delikatnym drżeniem, jak nastoletni chłystek, który mimo wątpliwości upiera się przy swoim. Ale wszyscy drżeli, było przecież zimno, zimno w cholerę, każdy by drżał. - Liczę, że ta misja zwróci ich uwagę. Myślę... myślę, że tamten starzec też był ich członkiem. Ja... o w cholerę, czy ten las zamierza się kiedykolwiek skończyć?! - zawołał nagle, wyładowując całą frustrację na bogu-ducha winnych drzewkach i śniegu. Nie było to zbyt rozsądne - jakby nagle zza węgła wylazło przywabione dźwiękiem, rozeźlone Yeti, żółtooki kapelusznik mógłby winić tylko siebie a nie MG, który wolał jednak zaoferować im światełko nadziei. Och! Przynajmniej raz sfrustrowane okrzyki przyniosły coś dobrego!
Owszem, Charles czytywał Opowieści z Narnii, lecz nie pamiętał ich zbyt dobrze, tylko podział na dobro i zło, przy którym nawet przedszkolak kręciłby głową z cynicznym niedowierzaniem. Mimo wszystko rozświetlona setkami kolorów lampa przyprawiła u niego uczucie de-ja-vu. Śnieg odbijał barwne refleksy we wszystkie strony, zmieniając całą polanę w naturalny witraż. Cudowna wizja dla malarza czy artysty, którym Charles nigdy nie był. Być może to miejsce nigdy nie było przeznaczone dla nich, ale w sumie - co z tego? Byli tu teraz, było pięknie, a wspomnienie tego miejsca osiadło na jego duszy.
- Jak znam podejście niektórych lokalnych geniuszy humoru, to ścieżka "prosto w drzewo" może okazać się tą najwłaściwszą. No i ten REDBUSH wydaje się być kuszący. Ale na razie spróbujmy to "wyjście". Najwyżej wyjdziemy z czasoprzestrzeni i rozsmaruje nas po fundamentach kosmotu. - dodał pół-żartem, pół-serio. Po czym ruszył tuż przed siebie i jak gdyby nigdy nic, padł na klęczki i rozpoczął gramolenie się pomiędzy nibynóżki latarni. Jeżeli była to dobra droga, zakładam, że cała Drużyna Skrzyneczki z Opalem wykona wspólne z/t, a jeśli nie - cóż, Charles zrobi z siebie idiotę. Jak zwykle.Soph - 1 Luty 2016, 00:13 Chyba naprawdę wyglądał jak idiota, bo o ile nie przeszkadzał Kapelusznikowi fakt, że nogi podtrzymujące lampę były niezbyt wysokie i choć zmieści się kapelusz i może nawet głowa, to reszta Charliego zdecydowanie nie. Ewentualnie przejdzie na wylot. Tam naprawdę nie było więcej niż 40-50 centymetrów. Bo drugą sprawą jest, że ziemia pod latarnią jest tak samo zmarznięta jak i w innych miejscach.
Opcja WYJŚCIE - o ile to opcja - jest możliwa prawdopodobnie przy udziale wiertła, ognia, lodołamacza czy jakiejś odpowiedniej do sytuacji mocy.
Możecie próbować, albo pomyśleć nad kolejną opcją.Anonymous - 2 Luty 2016, 13:47 Scruffie pomyślał też o dołączeniu do organizacji, jeśli ta misja ma mu w tym pomóc to czemu nie. Chociaż dopiero co znalazł się w tym świecie, może to za szybko żeby utożsamiać się z jakąś organizacją? Na to pytanie będzie sobie musiał odpowiedzieć później, bo teraz pasowało się stąd jakoś wydostać.
- Zamierzasz... Oby ta misja Ci w tym pomogła, myślisz, że poznamy Opal i opowie nam o tym więcej? - tak powinno być, w końcu to podobno dla nich ta misja. Teraz zaczęło to się składać w jakąś logiczną całość, dostali paczuszkę w której nie wiadomo co jest, mają ją wręczyć do rąk własnych jakiemuś dyktatorowi, można się domyślić, że to jakiś zamach, ale dowiedzą się dopiero na końcu. Wyjście, które trzeba było czymś rozwalić, idealnie się do tego nadawał.
- Chyba stąd wyjdziemy. - zaśmiał się, po czym wyciągnął parę kawałków metalu, złączył je i stworzył z tego średniej wielkości młotek mocą magnekinezy. Trochę czasu to musiało potrwać, ale gdy już go stworzył zaczął naparzać w lód aby stworzyć im drogę do "wyjścia".Ben - 3 Luty 2016, 16:43 - A ja... W sumie nie wiem. Nigdy nie miałem zdania ani na temat Anarchs, ani na temat Rosarium. - powiedział cicho, znacznie bardziej do siebie niż do któregokolwiek z towarzyszy. Spojrzał potem na "wyjście". No, duże nie było.
W czasie, gdy Scurffie rozprawiał się z wyjściem za pomocą, własnoręcznie "skręconego" młotka, wzrok Bena przykuł wspomniany przez Charlesa drogowskaz wskazujący "REDBUSH". A gdyby tak to sprawdzić?
- To ja może zajrzę do tego całego "REDBUSH", co? - zaproponował towarzyszom niedoli, po czym, nie czekając na ich odpowiedź, ruszył w kierunku wskazanym przez drogowskaz. Potrzebował ruchu - jakiegokolwiek - żeby nie zamarznąć. A tak sprawdzi, dokąd prowadzi ścieżka oraz jako tako rozgrzeje mięśnie. Sytuacja win-win!Charles - 4 Luty 2016, 17:56 No... to nie był dobry pomysł. Definitywnie nie. Ale nie mówcie, że byście się zdziwili, gdyby przejście znajdowało się akurat tam! Kraina Luster - hellooouu!! Wszystko mogło się stać, wszystko mogło być wszystkim, a logika w pierwszych miesiącach po Stworzeniu zapewne spakowała manatki i wyjechała na Majorkę. Spod nosa Charlesa wydobyła się kaskada burknięć mniej lub bardziej naznaczonych oburzeniem, gdy powoli i mozolnie wygrzebywał się z przejścia. A śnieg parzył go swym ujemnym ogniem w palce. Cudowny dzień na lepienie bałwana, gdyby nie byli tak zajęci. Na pytanie Opętańca tylko westchnął. Była to w końcu kolejna niewiadoma, z którą będzie się musiał niedługo zmierzyć. Dopiero zdanie Bena, usłyszane mimo wszystko trochę niewyraźnie, potrafił jako-tako skomentować:
- To nic złego, bycie neutralnym jest dla mnie całkowicie akceptowalne (dych!). Inna sprawa, że (ych!) polityka dopadnie w końcu każdego, więc lepiej mieć już pewne zdania wyrobione...(puff!)
Po niezgrabnym wycofaniu się na pozycję z góry upatrzoną, odwrócił się, klapnął na tyłek, po chwili spojrzał w górę i ... wycofał się w ostatniej chwili przed tym, jak młotek uformował się w dłoniach Scruffiego a on sam rozpoczął atakowanie lodu pod nimi
- Uważaj trochę! Mogłeś gnieść mi nogę! Albo gorzej... - zawołał z przerażonym wyrzutem w oczach. Nogi był mu potrzebne! Stopy też były mu potrzebne! Że też nie wspomnę o...hmm... klejnotach rodzinnych. Szybko podniósł się na równe nogi, aby jak najprędzej odsunąć się od pola rażenia, a dym z komina na jego kapeluszu ściemnił się i zgęstniał z tych wszystkich nerwów. Tam sobie bladolicy truchtał w swoim kierunku, ten rozwalał, a Charles nie miał na razie nic do roboty. A zrobić by się coś przydało, aby tylko nie zamarznąć na Amen... Tylko co? Spojrzał jeszcze na tabliczkę PROSTO W DRZEWO. Czy aby...? Nie. Drugi raz z siebie idioty nie zrobi!Soph - 8 Luty 2016, 19:29 Sprawa jest taka, że zaczynało być coraz ciemniej, latarnia błyszczała coraz mocniej, wiedźmy gromadziły się na cotygodniową oranżadę... a, nie. Wiedźmy to nie z tej bajki. Nie zwracajcie uwagi na błędne ogniki daleko między drzewami i jakby zbliżające się śpiewy, wiedźmy nie zapuszczają się aż tak daleko.
Co do prób wydostania się przez tak zwane tutaj WYJŚCIE, prosiłabym, by Scruffie bliżej opisał wykonywaną czynność, bo nie mogę się nijak odnieść do jego skutków, prócz niejasnego przeczucia, że "naparzać" ma tu znaczyć uderzanie jak najmocniej i najszybciej w zmarzniętą na kość ziemię pod spotkaną latarnią. Z tych samych powód chciałabym znać wielkość i wytrzymałość prowizorycznego młotka. Zgodnie z logiką przyjmuję, że wziął narzędzie do ręki, a nie kieruje metalem za pomocą mocy. Na razie wychodzi na to, że Opętany tkwi przy latarni i uderza w zlodowaciały grunt po nią. Pamiętaj o 50 centymetrach wysokości ergo za bardzo się nie zamachniesz. A Kapelusznik się przygląda.
Co do Bena, który sam z własnej woli - brawo, wreszcie ♥ - wyprawił się gdzieś poza ich małe skupisko: las pozostał lasem. Był tak samo niepokojący, zimny i ponury tak jak przy pierwszym spotkaniu, tak jak i przy latarni. Jeśli jednak poszedł w kierunku REDBUSH jeszcze dalej, może z 50 metrów, tracąc kompanów zupełnie z oczu, zobaczył niedaleko przed sobą kobietę w mundurze. Barwy miała zupełnie niemaskujące w lesie: ciemnoczerwony materiał z ciemnymi i białymi wstawkami. Przy biodrze nosiła jakiegoś typu broń palną, a głowę miała gołą, nieosłoniętą czapką. Jasne, długie włosy były ściągnięte w wysoki kucyk. Stała do Marionetkarza tyłem.
No i to przenikliwe, trochę sztuczne pohukiwanie sowy, słyszalne wszędzie.Anonymous - 9 Luty 2016, 10:07 Dobra, troszeczkę z tym mlotkiem mu nie wychodziło, ale to możę tylko dlatego, że był to dośćgruby lód. Nie miał zbyt dużo tego metalu przy sobie, więc stworzył tylko taki prowizoryczny średniej wielkości(może jakieś 30 centymetrów) młotek z metalu, oczywiście cały był z niego zrobiony, co sprawiało, że był cięższy niż zwyczajny młotek z drewnianym trzonkiem. Zbyt wytrzymały to on nie był i jasne jest to, że po dłuższym czasie pewnie bezcelowego naparzania rozwali się.
- Sądzę że będzie trzeba wymyślić coś innego, aby się stąd wydostać, bo mogę bić w ten lód cały czas i pewnie nic się nie zmieni. - dalej jednak cisnął młotkiem po zlodowaciałym podłożu, może jednak przynajmniej trochę ją uszkodzi, a spróbować też nie zaszkodzi, zresztą, czasu na wykonanie zadania pewnie mają dużo i nikt nawet nie raczył sprecyzować do kiedy mają tę misję wykonać.
- Kapeluszniku, może Ty masz jakąśsuper ekstra moc, która nas stąd wyciągnie? Jak z tym się nie uporam to będzie trzeba spróbować innej drogi. - Bena już z nimi nie było, jak tak wszyscy pójdą w swoje strony to nieprędko się zobaczą, takie Scruffie odnosił wrażenie, oby to "Wyjście" wreszcie im się pokazało, bo młotek po jakimś czasie pewnie okaże się nie do użytku.Ben - 10 Luty 2016, 16:03 Albo mu się wydawało, albo robiło się powoli coraz zimniej. Zresztą, co tu ma się wydawać; jak jest zima, to wieczorami i nocami z reguły jest zimniej. Nie inaczej było chyba też tutaj. Ben wszedł tak głęboko w las, że już do końca stracił z oczu i Charlesa, i Scurffiego. Był zdany na siebie, a to nie bardzo mu się podobało. W dodatku to huczenie sowy... Ugh...
Wtem wzrok quasi-szklanki przykuła jakaś kobieta. Mundurowa? W dodatku w czerwieni... Dlaczego przychodziła mu do głowy tylko jakaś agentka Rosarium? Tak czy tak, chyba warto spróbować, czy to prawda... Prawda?
- Uh... Zgubiła się pani? - zapytał na tyle głośno, żeby kobieta zdołała go usłyszeć.Charles - 10 Luty 2016, 18:14 Charles rozejrzał się wokoło, starając się zignorować działania Scruffiego, gdyż były dość hałaśliwe, a odpryski lodu leciały we wszystkie strony. Jego umysł, najwidoczniej znudzony tymi samymi (nie)ludźmi od bodajże kwadransa, gorączkowo szukał kolejnej ofiary, pozwalając oczom ślizgać się po gałęziach - czarnych rzekach na tle białej pustyni śniegu. Nie! Jedną z rzek przecinał niebieski most. Była to długa, niebieska wstążka. Ciekawe, kto ją tutaj pozostawił - było to dla wstążki miejsce wysoce nienaturalne... Gałąź była osadzona dość nisko, a i Charles do karzełków nie należał, więc nie było dla niego problemem ściągnąć ją z drzewa. Była ona przyczepiona do niego małą broszką w kształcie niedźwiadka. Jako, że Kapelusznik zawsze kolekcjonował tego typu drobnostki, schował oba do kieszeni. Albo... odwrócił się na pięcie i podszedł z powrotem do Scruffiego, wyciągając jedną ze zdobyczy i podając mu ją - zdecydował się oddać mu broszkę, w sumie bez wyraźnego powodu - ze słowami:
- Prezent od łowcy skarbów. - najwidoczniej zły humor zdążył mu już częściowo przejść i był w stanie zdobyć się na żart. Wstążkę najwyżej owinie sobie wokół kapelusza, bo nie miał pomysłu, do czego innego mogłaby mu się przydać, a nie znał się przecież zbytnio na artefaktach. Na jego pytanie tylko zmarszczył brwi:
- Cóż, mam taką jedną zdolność, tyle że jeszcze nie próbowałem używać jej w takich warunkach. - rzekł z lekkim zakłopotaniem. Dziwne, że ktoś, kto tak lubił śpiew, otrzymał tak destruktywny dar. W sumie nie miał się czego wstydzić - Kejko powiedział wszystko bez problemu. Kontynuował więc po chwili milczenia - Kojarzysz sytuacje, kiedy tenor śpiewa tak wysoko, że szklanki z szampanem pękają? Umiem... coś w tym stylu, ale to zawsze tylko na organizmy żywe działało. I to dość destruktywnie. Jesteś całkowicie pewien? Nie chciałbym nikogo tu skrzywdzić... ani niczego zwabić...Soph - 14 Luty 2016, 16:48 Jestem niezwykle zaskoczona popularnością "WYJŚCIA", szczególnie z powodu początkowych problemów do pokonania. Dlatego też samiutki środek podstawy latarni począł się kruszyć i odłamywać, tworząc szczelinę, bruzdę wgłąb ...czegoś. Otworu. Prócz tego nie dało się powiedzieć więcej; prócz tego i prócz niezaprzeczalnego faktu, że kolorowa, pełna świetlików latania przechyliła się nieco na bok, uginając śnieg. Teraz napis WYJŚCIE wskazywał nieco PRAWO, a PRAWO uniosło się ku niebu. Ojć.
No i właśnie zaszedł ich od tyłu mężczyzna w ciemnoczerwonym mundurze, popatrując z niedowierzaniem. Zaczął wyciągać ręce...
Co do naszego ufnego Bena, wołającego ku osobie, która prawdopodobnie reprezentowała frakcję, przed którą z biblioteki uciekali: kobieta go usłyszała. Wzdrygnęła się jakby z zaskoczenia i natychmiast odwróciła. Z jej skroni wyrastały drobne, hebanowe rogi, a młoda twarz była ściągnięta w wyrazie niezadowolenia. Zbliżała się wielkimi krokami.
- Prawdopodobnie to ty się zgubiłeś, panie. Co robisz w samym środku najbardziej gęstego Malinowego Lasu? Potrzebujesz, żeby Ci udzielić pomocy?Charles - 28 Luty 2016, 18:33 Brak weny rozwala mnie, czas dwóch tygodni minie, czuję się bardzo źle - Konfucjusz
Charles, widząc idącego w ich stronę strażnika w czerwieni, zareagował dość panicznie - począł on z uporem kopać w otwór pod nimi, licząc, że uda mu się bezpiecznie spaść na samo dno. Na widok uniesionych dłoni wystraszył się, że może tamten rzuci jakiś czar, więc pchnął go mocą do tyłu. Oczywiście, MG nie użyła bezpośrednio słów " gwardzista Rosarium" przez co mógł być to przypadkowy, odziany w czerwony mundur facet, który zapewne zechce się obronić i prędzej czy później zginąć, ale w Krainie Luster mord był wystarczająco wszechobecny, żeby się tym nie przejmować. Alboo... nie. Nie zabijamy, to by było niehonorowe. Z każdym można się przecież dogadać, czyż nie? Szybko złapał go w powietrzu, zanim jeszcze zdążył walnąć w cokolwiek i zawołał najbardziej oficjalnym tonem, na jaki było go stać, w międzyczasie starając doszukać się regaliów czerwonych róż lub jakiejkolwiek broni.
- Prace remontowe! Robimy nową ścieżkę! Proszę tu nie przeszkadzać i wracać do swoich spraw, obywatelu! - dodał, trzymając nadal w dłoni wstążkę, która w parę chwil okręciła się wokół niego, zmieniając się w robocze ogrodniczki, i to nawet czymś przybrudzone. Charles chciał krzyknąć ze strachu, ale udało mu się opanować ten odruch - wstążka okazała się nieoczekiwanym sprzymierzeńcem.
- Jesteśmy Hopkings & Spółka, twórcy dróg od 23489 roku! Może pan o nas słyszał?