To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Morze Łez - Muszlowy Zamek

Simon Quinn - 16 Luty 2016, 14:41

Zdecydowanie nie przesłyszał się; coś się zbliżało. Zobaczył potwora później niż Anastasia, co wcale nie zepsuło efektu; przełknął ślinę, widząc, co pełznie w ich stronę. Ależ bydlę... Tutaj posypanie solą może nie wystarczyć. I szybki jest, niech go...
Na razie nie strzelał, słuchając instrukcji Anastasii. Sam nie miał, póki co, lepszego pomysłu, więc kiwnął głową, na znak że się zgadza.
- Świetnie. Graj, muzyko.
Odsunął się o parę kroków, cicho, na ugiętych nogach, zajmując pozycję, z której nic nie zasłaniało ślimaka, nie ryzykował też trafienia Anastasii w razie pudła. Teraz snajpera krył mrok, był niemal niewidoczny, również dzięki czarnemu odzieniu; podrzucił karabin do ramienia, składając się do strzału. Odczekał chwilę, uspokajając oddech, choć na ten dystans trafiłby pewnie i z biodra, nawet mimo ciemności: na razie nie potrzebował dodatkowego oświetlenia. Następnie wpakował w bok tułowia bestii trzy kule, jedną po drugiej, w pewnych odstępach, szukając wrażliwszego miejsca. Ciekawe, czy to mięczaka zaboli.

Aaron - 16 Luty 2016, 23:52

Z reguły zapuszczanie się prosto w paszczę lwa skutkuje przykrymi skutkami, a ewentualne powodzenie zależne jest w dużej mierze od aktualnego współczynnika szczęścia. Bądź nieszczęścia.
Ślimaczna breja rozciągała się po dnie komory, w której oboje przebywali. Swoim hałasem zameldowali się jako intruzi, co zmusiło monstrum do wychylenia się i przepędzenia niechcianego towarzystwa. Aktualnie wysokie na blisko pięć metrów, a całościowo długie na około dwanaście, ujawniało swoje niewyraźne, ledwo zarysowane na tle ciemności, kontury. Dopóki się poruszało, można było ten ruch dostrzec ludzkim okiem w tych ciemnościach, tyle jednak, że gdy przyszła kolej na oddanie strzałów - dwa spudłowały, zaś trzeci zdawał się trafić jak okruszkiem w poduszkę. Zdecydowanie nie ma sensu marnowanie, bądź co bądź, wysokiej klasy amunicji na zbyt solidnym pancerzu.
Przydałby się inny cel, albo większa siła przebicia.
Anastasia mogła mieć już dosyć tego uporczywego pluskania jednego wielkiego gluta pod swoimi butami. Zwracała tym uwagę ślimaczego ustrojstwa, które zbliżało się w jej kierunku, gibiąc swoim cielskiem na boki, co utrudniało dobre celowanie.
Tak trochę brakuje wojskowego wyposażenia i tak trochę te korytarze nie są zbyt dobre do ganiania się bez sukcesu - prędzej czy później zrobi się ciaśniej i dojdzie do kontaktu.
Może niebawem przybędzie niespodziewana pomoc? Jaką byście chcieli?

Anastasia - 17 Luty 2016, 12:45

Życzę sobie gwiazdkę z nieba, która wpadnie do krypty i ślimaka roz… zniszczy! I to mocno!

Warknęła rozjuszona niepowodzeniem zaproponowanej przez nią akcji. Stwór jak stał, tak stał, a ta super-ludzka-broń jednak zawiodła. Należało zmienić taktykę, bo dalsze, nawet celne strzały nie raniły. Tylko mocniej rozjuszały, czuła to. O ile w Simonie nie doszukała się niczego, co jej strachowy żołądek preferował, tak tutaj miała w czym przebierać. Niekontrolowanie chłonęła całą sobą złość, nienawiść, sama taką się stając. Człowiek nagle nie był już kimś, z kim chętnie spędziłaby więcej czasu, bo intrygował. Teraz działał na nerwy ze swoją nieudolnością. Ale mimo wszystko, to ślimak zabierał główną uwagę Hebi, nim musiała się zająć.
Miała jego spojrzenia na sobie, musiała, skoro wciąż przemieszczając się robiła wiele hałasu. Cóż mogła? Mały, biedny kotek, poobijany, taki żałosny... Znów chichot towarzyszył jej w pokonywaniu drogi, chciała się jak najbardziej zbliżyć do punktu wyjścia, wprowadzić w życie nowy plan, skuteczny! Ale nie wszystko naraz.
- Nyahahaha.
W ciemnościach trudno było dostrzec, jednak truchła, resztki jedzenia, jakie się tu znajdowały poruszyły się nieznacznie. Zbliżyły, uformowały. Nadały sobie kształt. Koci kształt. Tworzywa było tu pod dostatkiem, więc calutka piątka martwych pupili już parła na ślimaka. Och, nie mieli zapewne szansy go zabić, jednak ich zawziętość w połączeniu z szpiczastymi ząbkami i zaniedbanymi pazurami mogła dać jakieś pozytywy. To chciała wykorzystać Anastasia. Do oddalenia się, ale i próby zadania ciosu.
W dłoni błysnęło ostrze sztyletu. Pewnie trzymane przez jedyną w pełni sprawną górną kończynę. Chciała go wbić, mocno i celnie, przebić się przez coś, czego kule nie ruszyły, przeciągnąć po całej długości stwora. Łudziła się, że da to lepszy efekt. Gdyby przyszło jej się bronić przed odparciem i ewentualnym uderzeniem przeciwnika, nie chciała się bardziej obić, już wystarczająco zmasakrowana była, planowała wtedy owinąć się w swoje ogony, które zdecydowanie zamortyzowałyby upadek. Miała jednak nadzieje, że do tego nie dojdzie. Że jeśli się nie uda, szybko umknie w zamierzonym wcześniej kierunku.
Nie zwracała też większej uwagi na Simona, ale miała nadzieję, że coś jeszcze wymyśli, że wesprze, jeśli będzie taka potrzeba.

Simon Quinn - 17 Luty 2016, 13:07

Widocznie nie docenił szybkości ślimaka, a przecenił swoją zdolność do widzenia w ciemnościach. Klnąc własną nieudolność Simon przemieścił się, odrywając buty od lepkiego śluzu, bliżej Anastasii, by znaleźć się frontem do potwora. Z przodu bezkręgowiec nie miał pancerza - cholernie twardego pancerza, jak się okazało - była za to błyszcząca rzędami zębów paszcza, ewidentnie mająca ochotę na trochę kociny.
Teraz, niestety, obawiał się, by w ciemności nie trafić swojej towarzyszki. Po raz kolejny przeklinając brak latarki, Simon przesunął karabin z powrotem na plecy, sięgając pod płaszcz, po zawsze niezawodnego Contendera. Nie widział dokładnie, co zaszło, ale w walce pojawiły się, jak się zdawało, inne stworzenia, atakujące ślimaka; to dobrze, może choć trochę go spowolnią...
Gdy zobaczył, że Anastasia wyjęła nóż, zapalił swoją zapalniczkę dla choć odrobiny światła i sam skoczył w stronę beznogiej paskudy, zachodząc ją z drugiej strony. Zbliżył się do oślizłego tułowia, bardzo uważając, by zostać odrobinę poza zasięgiem zębatej paszczy.
- Poświeć na niego! - zawołał, mając nadzieję, że Anastasia go usłyszy. - Bliżej głowy!
Czekał, aż jego partnerka zaatakuje nożem; gdy to się stało, lub gdy ślimak przypuścił atak na nią, Simon zamierzał strzelić, niemal z przyłożenia.

Aaron - 18 Luty 2016, 15:23

Jak państwo widzą, nic nie widać. Poza tym, że kontur gdzieś mignie, bo akuratnie kilka gramów światła gdzieś się rozprzestrzeniło w powietrzu i pozwala odróżniać kształty, a mózg dopatruje się w nich istot, które mniej bądź bardziej zna.
Z początku Simon nie miał pojęcia, że Anastasia zaprosiła swoich sprzymierzeńców. To równie dobrze mogły być potomkowie tego śliskiego monstrum, z którym walczyli. To byłoby logiczne, przecież trzeba rozwijać swój gatunek, pozwalać na jego przetrwanie. I dopiero, gdy zaczęły miauczeć z niezadowolenia na gruby pancerz ślimaka, zrozumiał, ze to raczej jego towarzyszka wezwała swoich... no, nie potomków, choć kto wie, ile genów mają wspólnych.
Pancerz ślimaka nie był jednolity. Był pręgami wzdłużnie umieszczonymi po jego ciele, zajmującymi mniej więcej połowę jego powierzchni. Zombi-kociaki zrozumiały, że bezcelowe wbijanie jest pazurków na nieznacznie uwypuklone pręgi i trzeba celować w te rowki między nimi, które są miększe i podatniejsze na ich pazurki. wgryzały się, naciskały całym swoim ciężarem, chcąc zadać możliwie największy ból.
Ale to Anastasia miała patent na zadanie znaczącej rany.
Gdy ruszyła w kierunku przerośniętego ślimaka, intuicyjnie zaatakowała pomiędzy pręgi pancerza, tym samym rozcinając głębiej niż atakowały jej czworonożni pobratymcy. W porównaniu do jej ataku, oni raczej łaskotali.
Ślimak zaczął się wierzgać, próbując zrzucić z cielska czyniące mu krzywdę coś, czego nie potrafił właściwie zidentyfikować. W końcu zarzucił tyłem ciała tak, że kociaki zostały odrzucone, a Anastasii uciekł sam ogon, do którego z rozpruciem ciała się zbliżała. Simon za to, krzyczący o światło, został rzucony na powłokę śluzu i przygnieciony ogonem. Ciężar ten był sporym, a mężczyzna nie posiadał zbyt wiele powietrza. Właściwie dusił się.
Nie padły żadne strzały, zamierzone przez Simona.
Niespokojny ślimak poszukiwał Anastasii, zamierzając ją skosztować swoją paszczą.

Niby lampion, a jednak kształtem meduzy. Jakby płynęła w wodzie, ale wokoło miała powietrze. Świeciła błękitnym strumieniem wokoło siebie, choć poświata ta w dużej większości kierowała się pod nią, prosto na centralną część wielkiego monstrum. Nieznacznie poruszała swoimi mackami, obecnie znajdując się jakieś trzy metry nad podłożem i trzy mety pod sklepieniem. Tak jakby sobie akurat spacerowała i zachciało się jej świecić. Dobrą dawała widoczność w porównaniu z ciemnościami, choć nie były to warunki porównywalne ze światłem dziennym.
Jakaś spadająca gwiazda w wersji miniaturowej w zwierzęcej postaci.
Dawała widoczność wszystkim znajdującym się w tej komorze. Można powiedzieć, że karty zostały odkryte.

Anastasia - 18 Luty 2016, 21:07

Nie dała się ponieść powodzeniem zaplanowanych i wykonanych przez nią akcji, chociaż to niemiłosiernie kusiło do skorzystania z odrobiny szczęścia i podjęciu następnej serii ataków. Tak się jednak nie stało. Ze świstem cięła wirującym ogonem powietrze podczas uroczej zabawy rozcinania ślimaka. Umknęła mu także, zgodnie z założeniami, bez większego szwanku.
Na słowa Simona nie zdążyła zareagować wcześniej. Coś upadło. Z początku było to kilka drobnych dźwięków zakończonych urywanymi miauknięciami, więc nie pozostawiało to wątpliwości iż oberwały kociaki, ale było coś jeszcze. Czyżby człowiekowi się oberwało?
- Simon, nya? – Zawołała chcąc się dowiedzieć, jak bardzo nie jest w porządku. Ale zapewne odpowiedzi od przygniecionego nie uzyskała, co tylko wywołało myśl o nieprzytomności sojusznika. Działaj wedle planu, nie zbaczaj. To gówno ma się skupić na tobie, odciągnąć od Simona. Masz plan, masz. Działaj, Anastasio, działaj. Powtarzała sobie niczym mantrę, by nie dać zanadto ponieść się nagromadzonym negatywnym emocjom i skupić na wyznaczonych celach.
Ruszyła jak opętana w kierunku wyjścia, uprzednio upewniając, że ślimak podąży jej śladem – to dałoby większe szanse mężczyźnie. A i tutaj tak wielkiemu stworzeniu ciężej powinno być się przemieszczać, skoro odcinek ten był niższy niż jego wysokość. O tym jednak kotka nie miała pojęcia.
- Ceset, zejdź. Zrzuć linę, jak kazałam. Nyah. Plugastwo ma rozcięty bok, bez problemu się do niego dobierzesz. Zatruj, zagryź, rozszarp, ja ci pomogę. – Podała mu dalsze instrukcje, gdy zwinnym skokiem znalazł się na dole.
Wtedy jednak czas w jej głowie na chwilę zwolnił. Niemalże się zatrzymał, gdy z coraz widoczniejszą poświatą leciało coś. Hebi nie miała pojęcia, czym to coś jest i być może dobrze robiła, widząc w tym idącą pomoc, lecz nie dla nich, a dla samego ślimaka. Nie było więc czasu do stracenia, wszystko nagle wróciło do normy, a kotka mogła baczniej rozejrzeć się w poszukiwaniu Simona. Jeśli było z nim kiepsko lub co gorsza nie potrafiła zlokalizować miejsca jego położenia, zanim zaatakowałaby bestię ponownie, spróbowałaby chociaż usunąć go z drogi ewentualnych ciosów, czyli w miarę sprawnie podbiec i przetargać w stosunkowo bezpieczniejsze dla niego miejsce. Jeśli był on przytomny i dawał jakieś oznaki życia, odetchnęła i mogła spokojnie realizować następne założenia z jej skromnego spisu treści (ach, co to czytanie czyjejś pracy robi mi z głowy).
Gdy Schedel ruszył w kierunku otwartej rany, Anastasia musiała go wesprzeć, aby miał czas i możliwość właściwego zainfekowania ofiary. Dość tej zabawy, należało ją kończyć, aby większe uszczerbki na niczyim, szczególnie jej, zdrowiu się nie pojawiły.
Fioletowe ametystowe oczy osadzone w głowie wilka wyrzeźbionej na jej bransolecie zamigotały przez chwilę, a później tylko głośne ryknięcie masywnego niedźwiedzia grizzly rozniosło się echem po krypcie. Nie było drobniutkiej, w połowie ludzkiej Straszki. Było zwierzę, niebezpieczne i ostrymi pazurami, silnymi szczękami i potężnymi łapami, choć… Choć jedna z nich wyraźnie kulała. Ale to w żadnym wypadku jej nie zniechęciło. Parła prosto na ślimaka, zajmując go czymś pierw od frontu, następnie drugiego boku, przeciwnego do rozciętego. Było widniej, bez problemu zobaczyła miejsca, w które należało uderzyć, aby ból zadać. Starała się wbić tam pazury, rozszarpać jeszcze więcej cielska. Niedźwiedzie odgłosy nieustannie wydobywały się z jej pyska, to na wszelki wypadek miało zagłuszyć inne działania, lecz mimo wszystko nie gryzła, starała się tego nie robić, jeśli nie musiała. Nie była pewna, czy i śluz ślimaka nie zawiera czegoś trującego.

Simon Quinn - 19 Luty 2016, 14:17

Wygląda, że zmienił się w ostatnim czasie z wytrenowanego, szybkiego jak błyskawica wojownika w powykręcanego artretyzmem, oślepionego jaskrą dziada. Gdyby ktoś mu opowiedział, że coś takiego się zdarzy, nie uwierzyłby; ale jednak wydarzyło się, a on znalazł się pod ogonem ślimaka.
Uczucie było tak paskudne, że aż nie do opisania; przygniatała go ta miękka, śliska, napinająca się co chwila skurczami masa cielska; nie to, żeby podłoże, do którego go przygniatała, było wiele milsze w dotyku, całe pokryte śluzem. Brakowało mu powietrza, dusił się i niewiele mógł z tym zrobić; przeleciał mu przez głowę nóż, którym mógłby z tej pozycji zadać ślimakowi poważne rany, ale nie miał jak po niego sięgnąć, niemal zupełnie unieruchomiony. Z pistoletu strzelać w tej pozycji też nie było dobrym pomysłem.
Mógł tylko starać się wydostać spod potwora, starając się przesunąć w lewo, odpychając od podłoża w miarę skromnych możliwości. Nawet jeśli znalazł się na wolności, nie był jeszcze w stanie dołączyć do walki, łapałby tylko z trudem oddech i starał się otrzeć twarz z paskudnego śluzu, jednocześnie odsuwając od mięczaka. Gorzej, jeśli śluz rzeczywiście był trujący.

Aaron - 19 Luty 2016, 19:27


Ślimak nie roztaczał trującego śluzu - przede wszystkim był on kleistym (oczywiście nie jak kropelka), a zarazem i śliskim. Spożywania jednak odradzam.
Kiedy Anastasia biegła, co monstrum zrozumiało jako próbę ucieczki, postanowiło ją zatrzymać. Uciekała sprzed onego paszczy, aż w końcu straciło zasięg i musiało się poruszyć, tym samym odsłaniając częściowo Simona - dalej sam już zdołał się wydostać, choć musiał nadgonić niedotlenienie i uzmysłowić sobie kilka nieprzyjemnych otarć plecami i ramieniem o nierówne podłoże. Nic groźnego.
W tym czasie porozumiała się ze Schedelem i wróciła do Simona, którego bez trudu odnalazła już po samym kontakcie wzrokowym za pomocą latarni, jaka się im na pomoc zjawiła. Morskie to stworzenie jest.
Ślimaczysko nie rozumiało, skąd się wzięła ta przegniła bestia. Mierzyło wzrokiem nowego przeciwnika, tym samym dając trochę czasu Anastasii na przybycie do Simona, który nie wymagał zbytnio pomocy lekarskiej.
Postanowiła ruszyć Schedelowi na pomoc, do którego ustrojstwo mierzyło swoim cielskiem, chcąc je powalić. Lepszy to dla niego przeciwnik, bowiem większych rozmiarów.
Kotka, gdy tylko przybrała postać zwierzęcia, od razu musiała zrezygnować z niej. Samo stanie na pozbawionej kości łapie sprawiało niemiłosierny ból. A masę niemałą posiadała. Tej kości brakowało nawet w tej formie, a zerwane mięśnie były niemal bezwładne. Niepotrzebny to był ruch, tylko straciła na tym czas.
Ponownie przybrała ludzką postać.

Anastasia - 20 Luty 2016, 11:36

Odskoczyła w bok, niczym oparzona. Zaczęła syczeć, warczeć i zwijać się w bólu. Przyciągnęła do siebie obolałą dłoń, na chwilę mając za obojętne akcję dookoła niej. Później jednak złość znów w niej wezbrała, miała serdecznie dość patrzenia na to coś, taplania się w śluzie i do tego odczuwania wciąż wilgotnego środowiska.
Schedel radził sobie zdecydowanie lepiej od Anastasi, bo jak to się mówi – co trzy głowy, to nie jedna. Ptasimi szponami było mu łatwiej chwycić się części pancerza, czy nawet odsłoniętego cielska ślimaka, a jego dodatkową zaletą była nie mała wytrzymałość i zawziętość, z uwielbieniem wszak zajadał się innymi zwierzętami, z których sam później korzyści mógł czerpać. Walka między nimi toczyła się więc dalej, Ceset z każdym ugryzieniem którejś z paszcz starał się coraz bardziej zainfekować przeciwnika, by czym prędzej padł.
Pomysły Topielicy na wykorzystywanie swoich magicznych przedmiotów na ten moment się wyczerpały. Nie chciała znów ryzykować z Animicusem, choć mogła zapewne spróbować przyjąć postać zwierzęcia, które na swojej górnej kończynie się nie opierało. Ale… Co by tu dało jakieś ptaszysko, które nawet nie będzie mogło latać? Bo inne nie przychodziły jej na szybko do głowy.
Jednak dookoła było już widno lub przynajmniej zdecydowanie widniej niż przed pojawieniem się meduzo-lampy, to chyba idealna okazja, by działający z nią Simon się wykazał, ale on ledwo co wylazł spod ślimaka.
- Żyjesz, nya? Dasz radę to ustrzelić?
Sama nie miała zamiaru stać bezczynnie i przyglądać się wydarzeniom. Nawet pulsujący ból w prawej ręce nie mógł jej do tego zmusić, tym bardziej że nie tylko człowiek brał w tym udział, ale również i jej chowaniec. Jego należało chronić. Jak tylko mogła, skupiała na sobie uwagę ślimaka. Biegała wokół niego, niekiedy starając się odciągnąć w inną część tunelu, dźgała sztyletem po przeciwnych stronach, niż Cestes atakował, lecz również bacząc na ewentualne tory lotu pocisków. Ba! Jeśli jej się udało na niego wdrapać, to i pewne uderzenie centralnie w głowę mogłaby wymierzyć, nuż posiada tam jakiś móżdżek, którego zniszczenie, zniszczy również bestię? Kiedyś w końcu musiał paść!

Simon Quinn - 20 Luty 2016, 12:26

Dopiero po pozbyciu się śluzu z oczu mógł Simon stwierdzić, że jaskinia jest teraz zdecydowanie bardziej oświetlona. Z pomocą przyszła im jakaś świetlista meduza, dryfująca niefrasobliwie w powietrzu... Jakże wygodnie, ale skąd toto się wzięło? Może to mieszkańcy Muszlowego Zamku postanowili udzielić pomocy w odślimaczaniu swojej piwnicy?
Żył, a jakże, chociaż poobijany. Doszedł już mniej więcej do siebie, był w stanie się ruszać; śluz, oprócz tego, że wyjątkowo niesmaczny, nie miał, jak się zdawało, trujących właściwości. Simon podniósł się na nogi i ocenił sytuację; bestia Anastasii prowadziła z rannym ślimakiem wojnę szarpaną, w zupełnie dosłownym znaczeniu tego słowa. Radziła sobie dzielnie, ale nie należało liczyć, że poradzi sobie z tym potworem sama; jej właścicielka wydawała się również nieco zmęczona walką. Jedyny człowiek tej piwnicy uznał, że czas się wreszcie na coś przydać.
- Zobaczymy, co da się zrobić...
Znowu zadbał o spokojny, miarowy oddech; nie był żółtodziobem, wiedział, jak się przygotować do strzału, a przed chwilą dostał nauczkę, że nie należy być zbyt pewnym siebie. Wsunąwszy Contendera w przypiętą pod płaszczem na specjalnej uprzęży kaburę, sięgnął znowu po karabin i uniósł go do ramienia. Wpadł na pomysł, by zamiast w tułów, strzelić w ślimaczą czułkę; trudniejszy cel, to na pewno, ale efekt trafienia niewątpliwie byłby lepszy niż trafienie w korpus. Miał w magazynku jeszcze trzy naboje; uważając na Schedela Anastasii, wystrzelił wszystkie, celując właśnie w te osadzone na szypułkach "głowy" "wielogłowego smoka". Po strzałach, niezależnie od efektu, zajął się przeładowaniem broni.

Aaron - 24 Luty 2016, 18:55

Czułek miał dwie pary. Nie posiadał tam głów, choć nie były to tylko rogi. Oczy miał tam - nimi spoglądał wokoło. Wielkie, pochłaniające spore ilości światła. Celny strzał pozwoliłby pozbyć się ważnego dla drapieżnego monstrum zmysłu. Padł pierwszy, lecz nie bardzo widać było efekt. Drugi, zadany z przodu, pozwolił roztrwonić w miazgę główne arterie oka, a ostatni strzał, wymierzony w drugą czułkę, uczynił podobną szkodę.
Był ślepy.
Trójgłowa bestia starała się ujarzmić potwora, mając nad nim przewagę w zwinności i szybkości. Anastasia biegała, ale była dla ślimaczyska jak mrówka z toporkiem - niegroźna. Nie potrafiła wdrapać się na jego "grzbiet" - był śliskim.
Trujące gazy unosiły się ku górze, drażniły paszczę ślimaka. Uchylił mordę, upadł całym cielskiem na ziemię pokrytą śluzem. Tu nie miał takiego zasięgu jak wcześniej, ale czuł się przy tym bezpieczniej.
Pozostało go wykończyć. Ślepy i podtruty wiele, teoretycznie, nie wytrzyma. W praktyce? W praktyce każdy może zginąć.
Meduza-lampion pływało w powietrzu, mając w uwielbieniu małe wnęki ścian, przez co padające promienie światła nie dawały już tak dobrej widoczności. Wciąż jednak trudno było o pomyłkę w rozpoznaniu.

Anastasia - 25 Luty 2016, 13:16

- Ceset, wystarczy tego trucia, bo i my tutaj jeszcze padniemy, nya. Rozszarp, co jeszcze dasz radę i wycofaj się w stronę wyjścia. – Zadyrygowała, kiedy z gracją zjechała po ciele ślimaka, widząc, że wdrapywanie się na niego nie ma sensu.
Za to z cichym mruknięciem zadowolenia przyjęła poczynania Simona, któremu teraz strzały rzeczywiście cel osiągały. Może przez brak odpowiedniej współpracy z początku szło nieco gorzej. Nyah, i znów ta współpraca. Na co, po co, to komu? Zaraza...
Zwierz pozbawiony wzroku i powoli przez nich wykańczany, padał. O to właśnie chodziło, taki miał być skutek, choć przez to radość w kotce nawet o milimetr nie wzrosła. To obrzydliwe uczucie. Oświetlenie stawało się coraz mniej idealne, toteż należało korzystać, póki było. W mig z jednego ogona powstały cztery. Wszystkie puchate, masywne, zdecydowanie potężniejsze niż jeden, który do tej pory można było u niej zaobserwować. Tak zahartowane miały większą siłę, niwelowały otrzymywany ból, ale kto powiedział, że i potężniejszego uderzenia zadać nie mogły?
Wybierając najbardziej odsłonięte, zranione i wedle niej wrażliwe miejsca, uderzała raz po raz ze świstem przecinając powietrze. Oblepienie futra przez śluz nie należało do najprzyjemniejszych, również nie był takim moment, gdy niefortunnie jego część obryzgnęła polik Topielicy, który natychmiast otarła z niesmakiem malującym się na twarzy, ale i głupim chichotem.
- Padaj, cholero, mam cię już dość. Mam dość tkwienia osaczona wodą, nya! – Warknęła ze złością, sapnęła zmęczona walką, ale nie poddawała się. Będzie walić, nawet jeśli padnie, nawet jeśli nie da więcej znaku życia, ale musiała. Po prostu MUSIAŁA wyładować wszystko, co na duszy jej leżało.

Simon Quinn - 26 Luty 2016, 13:37

Z niejaką satysfakcją, że w końcu się na coś przydał, Simon dokończył przeładowywać karabin i zbliżył się do półzdechłej, podtrutej paskudy, osłabionej i ślepej. Nie wydawała się już tak groźna, wydawała się już tylko obrzydliwa. Dobić jak najprędzej i opuścić to śliskie miejsce, wrócić do domu, przebrać się i umyć, chociaż śluz będzie czuł na sobie pewnie jeszcze z tydzień, a wstrętu do ślimaków nie pozbędzie się dużo dłużej.
Anastasia postanowiła się trochę na bestyi wyżyć. Simon przeniósł ciekawy wzrok z mięczaka na nią, obserwując nagłe wykształcenie dodatkowych trzech ogonów. Interesujące, zważywszy, że tego dnia kotka pokazała już cały wachlarz użytecznych umiejętności... Pozostawało się cieszyć, że snajper nie musiał teraz zadzierać z nią i mieć nadzieję, że ona nie zechce zadrzeć z nim.
Ale nie dzieli się skóry na żywym ślimaku, prawda? A ten tutaj ciągle jeszcze dychał. Simonowi szkoda było wystrzeliwać więcej karabinowych nabojów, zwłaszcza, że broń ręczna nie miała jeszcze tego dnia okazji do roboty; opuścił więc Walthera i wyciągnął Thompsona, zerkając badawczo na Anastasię. Dobijać bydlę czy nie? Lepiej zrobić to, zanim świetlista meduza przestanie świecić i zostaną z tym potworem w ciemności.
- Widzę, że dobrze się bawisz, ale lepiej wykończmy to coś, zanim sytuacja znowu zmieni się na naszą niekorzyść, co?
Uważając wciąż na zębatą paszczę, Simon wymierzył z bliska w miejsce w połowie drogi między nasadami wyrastających czułek - gdyby porównać ślimaka do człowieka, to gdzieś w czoło - i pociągnął za spust z niejaką satysfakcją.

Aaron - 26 Luty 2016, 21:17

Ciężko wyobrazić mi sobie walenie ogonami po cielsku wiele większego ślimaka. Zresztą, samo walenie nimi jakoś do mnie nie przemawia. To nie macki jakimi dysponuje ośmiornica ani jakakolwiek forma podobna do batów. To puszyste ogony, także.. o skuteczność takiego boju się poważnie martwię.

Wystrzelenie dodatkowej kuli w cielsko ślimaka zaowocowało kolejnym niemym krzykiem i rzuceniem się na ślepo - choć tym razem w konkretnym kierunku, przed siebie, bo to stąd jak mniemało konające, nadszedł ten błyskawiczny atak.

Anastasia - 28 Luty 2016, 19:32

Kotka by nie przypuszczała, że jej wzmocnione ogony, nawet mimo pokrycia futrem, to jednak zamienione w coś trwalszego niż przeciętny koci ogon, zostaną absolutnie zignorowane, a przynajmniej nieodebrane jako coś zadającego cios, kiedy to wesoło trafiały w zawczasu rozszarpane przez Schedela miejsca. Ale co ona tam się mogła znać. Ważne, że chociaż wyżycie się za wszelkie czasy nie zostało jej odebrane.
Anastasia nie była także znakomitym znawcą ślimaków, by samej oceniać za ile padnie, czy też czy w ogóle to nastąpi, dlatego póki nie widziała takiego efektu końcowego musiała dalej w jakiś sposób się w to bawić. A czas, jaki tu traciła naprawdę zaczynał ją irytować. Była zła, miała dość. Jakby jeszcze chętnie gębę otwierała, pewnie by sobie z przyjemnością ponarzekała na wszystko.
- Wtedy będziemy mieli jeszcze więcej zabawy, nie sądzisz, nya? – Zaśmiała się mówiąc to z całkowitą powagą i nieukrywaną radością. Później w podskokach ruszyła dookoła zwierza, co rusz okładając go ogonem, to dziabiąc sztyletem. Nie myślała, co robić, miała dość myślenia. Zamiast tego skorzystała z przedłużającej się chwili relaksu, jakkolwiek dziwnie by to nie wyglądało.
Ceset natomiast nie czuł się ani trochę odprawiony przez półludzia sprawującego nad nim opiekę – choć trudno było mu określić kto tu się kim bardziej opiekował. Szponami mocno i stabilnie chwytał się kolejnych płytek pancerza ślimaka, przemieszczał się szybko zadając mu wiele szarpanych ran pochodzących od kościanych głów. Jednak wedle życzenia, przestał już go podtruwać, bo i Hebi rację mieć mogła, nie tylko jeden zgon by dziś nastąpił. Czekał z niecierpliwością na swoją padlinę, nie miał zamiaru się z nikim dzielić, przecież tak bardzo uwielbiał się zajadać truchłami. Nawet jeśli minie cały dzień, poczeka. Tak samo zresztą, jak Straszka. Oboje mieli wiele czasu. Oby miał go również Simon.



Bestia padła trupem w ramach otrzymywanych rozległych i licznych obrażeń. Świecąca ośmiorniczka uciekła z tej komnaty bliżej nieokreśloną szczeliną. Simon musiał zrobić unik przed zajadłym pyskiem bestii, kiedy ta jeszcze żyła, a w efekcie władował się na skałę i nieciekawie sobie obił nogę i żebra. Nic poważnego, ale ból utrudni szybsze poruszanie się.

Kolejka dla Anastasii. Od niej zależy, czy wydostanie się stąd z nim, czy też bez niego.

~Aaron



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group