To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Centrum handlowe "Wykopek"

Anonymous - 3 Styczeń 2011, 20:48

Viro pojawił się na nowo w centrum handlowym ponieważ chciał zrobić.... zakupy dla Insane! Było to niesamowite i niebywałe ale miał w tym ukryty własny cel. Oprócz znęcania się nad nią postanowił przebierać ją w debilne sukienki i wystawiać na widok ludzi. Nawet ktoś taki jak ona powinien się tym przejąć i rozpłakać. A jeśli to nie pomoże to zostaje znęcanie fizyczne. Stanął pomiędzy sklepami z damską odzieżą i męską po czym zaczął liczyć do dziesięciu bardzo powoli. Dawał tym czas Insane w jakim powinna się pojawić za nim ponieważ sporo ją wyprzedzał, a jeżeli skończy liczyć a jej nie będzie wtedy podwoi jej karę.
Anonymous - 4 Styczeń 2011, 00:40

Viro nie musiał czekać długo. Nawet nie wiedziała, kiedy chłopak, koło którego szła wyprzedził ją tak bardzo, ale pędziła najszybciej jak mogła. Gdy tylko go zauważyła szybko się zdematerializowała i zmaterializowała z powrotem przy swym Panu. Dyszała ciężko. Dotarła tu dokładnie w momencie w, którym powiedział cyferkę 8, która była osobiście ukochaną liczbą Insane. Nie wiedziała, czemu ją tak lubi, ale panienka Mystery często nie rozumiała swego własnego rozumowania. Chwila... ona go nie rozumowała, więc jakim sposobem inni mieli rozumieć? Tego nikt nie wie.
Powróćmy jednak do tego co było tu i teraz. Dziewczyna stała dysząc i pochylając się z dłońmi ułożonymi na kolanach.
Ta prędkość powala- oznajmiła sama sobie w myślach. Niby chłopak nie pędził aż tak, ale Insia przyzwyczajona była do tego, że nie musiała się nigdzie spieszyć, więc była delikatnie rozleniwiona. Westchnęła cicho, cóż ona biedna poradzi? Trza było nie błagać o możliwość zostania służką, wtedy życie byłoby prostsze, spokojniejsze, a nie takie pełne wrażeń! Co ona w ogóle wygadywała? Przecież ona uwielbiała mieć nadmiar wrażeń. Nie wiedziała dlaczego chłopak prowadził ją do sklepu, w końcu jaką to ma być karą? Chce ją udusić spodniami? Kto go tam wie! Ważne było to, że może uda jej się przymierzyć jakieś głupawe ciuchy!
Gdyby wiedziała jaki plan miał Viro wyśmiałaby to w myślach, przecie ona była ona ubrana jak wariatka, którą była. Miała na sobie czerwoną spódniczkę mini, w czarną kratę, granatową koszulę z błękitnymi dodatkami, zielone rajstopy, różowy płaszczyk, fioletowe buty, żółtą czapkę i pomarańczowy szalik. Dodatkowo miała na sobie zakolanówki- jedną białą, a drugą purpurową. Przez ramię miała przewieszoną czarną torbę. Przeważały kolory ciepłe w jej ubiorze. W oczy rzucały się jej długie, białe włosy, które kontrastowały z różowym płaszczykiem. Obserwowała z ciekawością sklep swymi fiołkowymi oczętami nie przejmując się ani trochę tym, ze wyglądała jak clown. To dla niej kara miało być zakładanie dziwacznych sukienek? Chyba, ze te dziwne stroje miały być jakimiś nie wiadomo jakimi... Tworami, których nazwy nie będę tu podawać, bo jeszcze podrzucę głupi pomysł autorowi, który stworzył Virosia, bo i taka możliwość istnieje.
Insia w końcu się uspokoiła i stanęła prosto zerkając z zaciekawieniem i lekkim strachem na Viro, ten wzrok wystraszonego obłąkańca zostanie jej już chyba do końca życia. Zawsze wyglądała tak dziwacznie, dlatego jej Pan mógł pomyśleć, że prawie bez przerwy się go boi.

Anonymous - 4 Styczeń 2011, 08:44

Kidy wypowiedział 8 usłyszał za sobą ruch więc odwrócił się z lekkim zawodem ponieważ spodziewał się iż Insane się spóźni, a jej kara będzie gorsza.No cóż nie można mieć wszystkiego ale i tak ją po torturuje za pomocą laleczki. Wyciągnął ją z kieszeni razem z jej włosem i sporządził laleczkę voodoo. Po chwili zabawy włożył ją do kieszeni, po czym spojrzał dokładnie na swoją podopieczną. Była ubrana tak dziwacznie, że stroje które planował będą przy tym normalnym ubraniem a więc trzeba coś innego wykombinować. Spojrzał w sklep z damską odzieżą i wypatrzył dział w którym były ubrania hmm niecodzienne.
-Idziemy.
Po tych słowach wszedł do sklepu z damską odzieżą i skierował swoje kroki na sam koniec, gdzie znajdowały się rzeczy erotyczne w tym ubrania pokojówek. Przeglądał to dłuższą chwilę po czym wybrał na razie dwa stroje. Pokojówki oraz jakiś taki lateksowy i Insane będzie to miała oczywiście przymierzyć. Odwrócił się do dziewczyny i pokazał jej oba ubiory.
-Masz je przymierzyć i pokazać się w nich.
Być może będzie to jej nowy strój jako, że służy u Viro który czasem zgwałci swoje służki, a jeśli będzie seksownie w tym wyglądać to już nie jego problem tylko jej, ponieważ wzbudzi tym pożądanie. Po chwili jednak miał dość zakupów i postanowił się oddalić. Wcisnął dziewczynie obydwa stroje i bał spory plik pieniędzy.
-Kup obydwa stroje i co tam sobie chcesz ja idę.
Zanim się jednak oddalił pocałował ja namiętnie i uśmiechnął się tajemniczo po czym zniknął.

[zt]

Anonymous - 8 Styczeń 2011, 21:41

Zrobiła co miała i opuściła owe miejsce, ponieważ nie przepadała za tymi pełnymi miliona osób, o!

<z/t>

Anonymous - 17 Styczeń 2011, 22:19

Postanowił udać się do centrum w ramach zakupów. Był ubrany w spodnie od munduru i buty taktyczne. Na górze założoną miał koszulkę z nazwą jakiegoś zespołu. Na to zwykła ciemna bluza z kapturem. Nadal jednak miał na sobie swoją kominiarkę z wizerunkiem czaszki i okulary przeciwsłoneczne, co skutecznie maskowało jego tożsamość i wywoływało zaskoczenie mijających go ludzi. O swojej wyprawie na zakupy nie wspominał Soap'owi, nie miał jednak pewności, że kapitan z czystej ciekawości podąży jego śladem. Sam oddał się znienawidzonej czynności jaką były zakupy. Zaczął od sklepu z elektroniką, kupując potrzebne części do "zabawy", mógł je pozyskać w inny sposób, ale tak było bardziej ludzko. Następnie jakieś kosmetyki. Musiał kupić szampon i jakiś żel pod prysznic. Kiedy miał już wszystko czego potrzebował udał się w stronę sklepu spożywczego. Jego uwagę przykuła jednak wystawa sklepu muzycznego. Reklamowała nową płytę jakiegoś zespołu. A jeśli się nie mylił zespół należał do kategorii ulubione na playliście jego partnera. Postanowił mu zrobić drobny upominek. Tak więc zboczył z trasy zachodzą do sklepu z płytami. Zakupił reklamowaną pozycję uśmiechając się szeroko pod maską. Miał nadzieję, że Soap się ucieszy. Teraz po spełnieniu swojego obowiązku, przynajmniej w jego opinii, mógł się udać na zakupienie prowiantu. Tutaj zakupy były większe. Powybierał liczne rodzaje owoców, wafle ryżowe, batoniki zbożowe, smakowe mleka w kartoniku. Zatrzymał się na chwilę myśląc czy o czymś nie zapomniał. W końcu jednak z wyraźnym oporem wziął kilka tabliczek czekolady. Kierując się do wyjścia ze sklepu spożywczego zahaczył jeszcze o półkę herbat. Tu wybrał pięć różnych gatunków i wyrazem zadowolenia na twarzy, idealnie maskowanym przy pomocy kominiarki udał się do kasy.
Anonymous - 17 Styczeń 2011, 22:46

Nieswojo czuł się w otoczeniu, które zdecydowana większość ludzi bez najmniejszych nawet oporów nazwałaby normalnym. Zwykła, barwna metropolia. Wysokie budynki, szerokie ulice, liczni przechodnie. Wszystko sprawiało wrażenie, jakby było tylko kartonową repliką przesłaniającą prawdziwe ruiny, gotową do przewrócenia się pod najlżejszym podmuchem wiatru.
Szkot miał ochotę podejść do najbliższej ściany i badawczo uderzyć w nią pięścią, tak dla dobra nauki. Może faktycznie okazałaby się atrapą.
Niemniej każdą pionową powierzchnię mijał z pozoru obojętnie, badawczym spojrzeniem błękitnych oczu prześlizgując się po mijających go jednostkach. Nie musiał ustawicznie pilnować sylwetki porucznika, albowiem ten wyróżniał się w swojej kominiarce na tyle, że mógł spokojnie skupić się na czymś innym, cały czas utrzymując stosowną odległość. Simon nie powiedział dokąd idzie, w zasadzie nawet nie obudził szatyna kiedy wychodził, niemniej kapitan miał sen nie tyle lekki, co czujny i na dźwięk zamykanych drzwi zareagował od razu.
Chociaż z początku planował po prostu dogonić towarzysza, to ku własnemu zdziwieniu postanowił zrezygnować z podobnego zamiaru, zagrać w grę.
Z rękoma w kieszeniach bojówek stanął przed centrum handlowym z sceptycyzmem spoglądając na nazwę lokacji, a następnie wszedł do środka w ślad za sojusznikiem. Tam jednak obrał sobie miejsce strategiczne na jednej z galerii i po prostu obserwował mężczyznę z góry.
Nie uśmiechał się, ani nie przejawiał w żaden większy sposób żadnej mimiki, ale robił to tylko dlatego, iż w bezpośrednim sąsiedztwie nie było nikogo, kto mógłby na to zasłużyć. Jedyna słuszna osoba właśnie kupowała coś w elektronicznym.
John dopiero, gdy ujrzał zamaskowanego wchodzącego do sklepu spożywczego zdecydował się podążyć tam za nim. Wolnym krokiem przeszedł przez typową bramkę obrotową, odruchowo rozglądając się w poszukiwaniu czegoś niepokojącego i złapał pierwszy lepszy baton wysokoenergetyczny jaki zobaczył od razu przechodząc do konsumpcji. Wiele brakowało mu do przesłodzonych armijnych ulepków, ale był do zaakceptowania.
- Brytyjczycy… – mógł usłyszeć zastępca dowódcy, kiedy już wyłożył swoje towary na taśmę. Soap stojąc mu tuż za plecami sięgnął po najbliższe pudełko z herbatą i uniósł brew w typowym dla siebie wyrazie pobłażania. – Nie mogłeś wziąć po prostu jednej, mate?

Anonymous - 17 Styczeń 2011, 23:06

Słysząc głos John'a uśmiechnął się pod materiałem. Obrócił na tyle, aby dostrzec swojego partnera. Nie był zaskoczony, bo niby dlaczego miałby być? Obecność Soap'a, stała się już dla niego czymś tak oczywistym jak tlen w atmosferze, niezbędny do przeżycia. Chociaż wszelkie emocje były zamaskowane szkieletowym uśmiechem, nie pozwoliło to przysłonić odczuć wewnętrznych. Po koszmarze jaki obaj przeżyli czuł się wyobcowany w tłumie ludzi. Stare rany zdawały się krzyczeć, przywracając najgorsze wspomnienia. Starał się jednak ukrywać te emocje. Przed ludźmi, przed całym światem. Wiedział jednak, że przed jedną osobą nie będzie w stanie tego ukryć. Pokręcił lekko głową z rozbawieniem.
- Jednej? Nie mogąc skosztować innych wyjątkowych smaków herbat... sir? - odpowiedział wymijająco. Oderwał na chwilę wzrok od towarzysza aby zapłacić i popakować zakupy. W końcowym efekcie sam był zaskoczony ilością wielkich toreb, na których zawartość wydał pieniądze. Zastanowił się chwilę jak się z tym zabrać. Nie śmiał zmuszać przełożonego do dźwigania swoich zakupów. Zabierał się do tego jednak dość nieporadnie. I pomimo iż udało mu się wziąć większość toreb z zakupami część została. Z braku innego wyjścia spojrzał znacząco na kapitana. Chociaż, miał ciemne okulary wiedział, że kapitan wie jakim proszącym spojrzeniem jest w tym momencie obdarzany. Nie czekając na reakcję, duch zaczął powoli "ulatniać" się ze sklepu zostawiając John'owi lżejsze torby z batonikami zbożowymi, czekoladami i waflami ryżowymi, będąc pewnym, że kapitan zaraz go dogoni.

Anonymous - 19 Styczeń 2011, 00:30

Spod przymkniętych powiek przyglądał się przyjacielowi, odpowiadając jedynie lekkim wzruszeniem ramion. Nie zbywającym, czy też może lekceważącym, lecz raczej subtelnie sugerującym niemą akceptację. Skończył jeść, puste opakowanie rzucając na taśmę, żeby kod kreskowy został odczytany wraz z pozostałymi zakupami sojusznika i dla urozmaicenia zaczął studiować napisy na wiszących nad kasą paczkach papierosów. Zdecydowanie bardziej preferował cygara, ale i taką formą aplikowania sobie dymu mógł od czasu do czasu urozmaicić proces wymiany gazowej.
Tylko, że nie dziś.
Lekkim skrzywieniem ust zareagował na ilość zakupów, którą ostatecznie obaj musieli przetransportować, jednakże zastępca doskonale obeznany z mimiką szatyna niewątpliwie bezbłędnie rozszyfrował w tym rozbawienie. Ghost najwyraźniej przewidywał, iż do niego dołączy, albowiem z całą pewnością nie należał do osób nierozsądnych na tyle, żeby najpierw bezrozumnie kupować, a później martwić się jak nowe nabytki przenieść.
Nawet jeżeli trywializm całej otoczki przebywania poza polem bitwy drażnił mężczyznę przyzwyczajonego do noszenia nie toreb, a broni, to zachowywał swoje odczucia w możliwie największym stopniu dla siebie.
Stęsknił się za karabinem szturmowym. Za możliwością działania, która wyrwałaby go z marazmu. Drużyną, którą mógłby dowodzić.
Jednocześnie zaś wiedział dlaczego nie mogą wrócić tak szybko.
Było jeszcze dla nich za wcześnie.
Zagarnął wszystkie papierowe torby z jedzeniem unosząc je jedną ręką, drugą znowu trzymając w kieszeni, po czym ruszył nieśpiesznie śladem towarzysza. Dotarł doń praktycznie na progu wyprowadzającym ich ze sklepu.
- Dokąd zamierzasz iść, mate? – zapytał spokojnie, zarazem akcentując chęć poznania odpowiedzi i na następne pytanie zawieszone w domyśle, oscylujące wokół zagadnienia „co chcesz robić”. – Coś konkretnego?

Anonymous - 19 Styczeń 2011, 23:27

Miał nadzieję, że ich przymusowy "urlop" skończy się już niedługo. Bezczynność zdawała się go dobijać bardziej niż ferwor walki. Doskonale słyszał moment kiedy John dołączył do niego. Słysząc jego pytanie uśmiechnął się pod maską i spojrzał w jego stronę.
- Zamierzam wrócić do domu, mate. - odpowiedział, poruszając sugestywnie brwiami, co zapewne zostało wytłumione przez ciemne okulary. Kierował się do wyjścia z centrum handlowego. Ludzie nadal podejrzliwie spoglądali na jego zamaskowane oblicze, ale on zdawał się tego nie zauważać. Prozaiczne czynności takie jak np. zakupy, zadawały się być czymś męczącym i nienaturalnym. Kiedy doszli na parking, upakował cześć zakupów w bagażniku motocykla, resztę przerzucił do plecaka. Kiedy skończył odpalił maszynę i spojrzał na Johna wyczekująco. Po czym odmeldował się skinięciem głowy i ruszył w stronę hotelu w którym wynajmowali pokój. Dom był dla nich pojęciem względnym. Sam nie potrafił odpowiedzieć, gdzie jest jego dom. Najprawdopodobniej stwierdziłby, że na polu bitwy, między pociskami przecinającymi powietrze ze świstem, odgłosami śmierci i bólu... Nagle uświadomił sobie, że Soap nie ma swojego motocykla. Westchnął cicho i zawrócił. Zatrzymał się tuż koło towarzysza i przysunął się bliżej baku z paliwem, robiąc mu za sobą miejsce.

[zt]

Anonymous - 21 Styczeń 2011, 18:05

Pokiwał krótko głową, zupełnie jakby porucznik właśnie zdał mu raport, tak jak robił to już niezliczoną ilość razy w przeszłości.
Dom. Słowo nieco na wyrost jeśli chodzi o swoistą kryjówkę zapewnioną im przez starego rosyjskiego przyjaciela, który kapitanowi zawdzięczał wiele, włącznie z swoim życiem, ale na dłuższą metę nie mieli na co narzekać. Ostatecznie zawsze było to jakieś ich miejsce, lokacja do której mogli się udać, żeby nie być niepokojonym przez nic i nikogo. Więc tak, to kryjówka.
- Mi pasuje. - odrzekł po dłuższej chwili.
Nie dodawał nic więcej, nie widział zasadniczej potrzeby skoro wszystko zostało na chwilę obecną powiedziane. Zamiast tego ustawicznie przytrzymując papierową torbę z zakupami kroczył spokojnie za towarzyszem, kryjąc się jak najbardziej z tym, że nieustannie wciąż skanuje otoczenie czujnym spojrzeniem chociaż nie sposób znaleźć logicznego wytłumaczenia podobnego postępowania biorąc pod uwagę niemalże sielską atmosferę bieżącego popołudnia.
Przystanął na boku, obserwując Simona docierającego do jednośladu, ironicznym uniesieniem zabliźnionej brwi komentując odmeldowujące skinienie mężczyzny. Riley ewidentnie o czymś zapomniał, co stało się szczególnie widoczne, gdy zapakowawszy wszystkie swoje zakupy do plecaka zaczął tak po prostu odjeżdżać. Zły pomysł, jeśli wziąć pod uwagę brak środku lokomocji z strony niebieskookiego.
W niezmiennej pozycji przyglądał się wracającemu porucznikowi. Czyli jednak żołnierz był mniej zdekoncentrowany, niż na takiego w pierwszej chwili wyglądał.
- Chyba o czymś zapomniałeś, aye? - zapytał z absolutnym opanowaniem, co najwyżej jedynie unosząc kącik ust w odrobinę kpiącym wyrazie. - O kimś, ewentualnie...
Nie pytając o większą zgodę rozpiął plecak sojusznika, pakując do środka tą torbę, którą niósł dotychczas, zapiął z powrotem i najzwyczajniej na świecie zdjął mu z pleców, zakładając sobie. Propozycja usadowienia się za zastępcą dziwnie go rozbawiła, więc to zrobił uprzednio jeszcze dosłownie pacnąwszy kompana w potylicę. Lekko, lecz zauważalnie, jakby w ten sposób zamierzał wyrazić swoje zdanie na temat zostawiania towarzyszy broni za sobą. Objął go od tyłu, odrobinę za nisko, odrobinę za mocno, odrobinę w ogóle "za".
- We're Oskar Mike, Ghosty.

[z tematu]

Anonymous - 2 Maj 2011, 18:55

Kolejny zwykły i okropnie nudny dzień, pomyślała kopiąc drobny kamyczek leżący na chodniku. I nie zapowiadało się na zmiany. Miasto żyło swoim życiem. Ludzie mijali uliczki w szaleńczym tempie, ciągle się gdzieś śpiesząc. Kaoru szła wolno, podskakując czasami w rytm muzyki. W pewnym momencie zatrzymała się by włożyć słuchawkę, która wypadła, z powrotem w ucho. Poczuła pchnięcie i zaraz posypało się jakieś niezbyt miłe "uważaj jak chodzisz". Zupełnie to zignorowała i ruszyła przed siebie jak gdyby nigdy nic. Wkrótce jej oczom ukazał się napis "Wykopek". I tam właśnie się skierowała. Weszła wraz z grupką ludzi do jednej z "przegródek" w drzwiach obrotowych, ale z tą grupą nie wyszła. Czemu? Postanowiła zabić nudę robiąc jeszcze parę kółek, bo przecież nikt jej nie zabroni, o. W końcu łaskawie zostawiła drzwi w spokoju i ruszyła w głąb budynku, czując na sobie nieco pogardliwe spojrzenie ochroniarza. Od razu skierowała się do części z jedzeniem i kupiła kilka lizaków. Jednego z nich rozpakowała i włożyła do ust, podczas gdy pozostałe trafiły do torby. Jeszcze jakiś czas spacerowała po centrum handlowym, aż wreszcie usiadła niedaleko wejścia, obserwując zabieganych ludzi. Wchodzili i wychodzili, wchodzili, wychodzili. I tak cały czas. Gdzieś tam jakaś kobieta użerała się z dzieckiem, które prosiło o zabawkę, korzystając chyba z całego dziecięcego arsenału. Płakało, krzyczało, ale ta pani nie dawała za wygraną. Za jakiś czas znów zrobiło się spokojnie, a w ustach Kaoru spoczywał już drugi lizaczek. Siedziała tak na jednej z ławek, obserwując ludzi ze znudzeniem i słuchawkami w uszach.
Anonymous - 3 Maj 2011, 18:02

Raz na jakiś czas Seraphin odwiedzał ludzki świat, chociażby po to, by zaopatrzyć się w produkty, jakich w Krainie Luster nijak by nie dostał. Naturalnie, kwestia zakupów wchodziła w obowiązki służby, jednak jego służący stanowczo za bardzo rzucali się w oczy, by móc z czystym sumieniem posłać ich do zwykłego supermarketu. Jak nic skończyłoby się to rzezią na niewiniątkach.
O dziwo, tym razem postanowił zatrzymać się tu na trochę dłużej. Rzecz jasna, nie skłoniła go do tego iście angielska pogoda - ot, stwierdził, że warto się trochę rozejrzeć, dowiedzieć się, co w świecie słychać. Tym oto sposobem czarodziej wyszedł z zatłoczonego centrum handlowego, dzierżąc dzielnie grubą gazetę - czy, jak się okazało, kilka gazet. Zapewne plik kartek byłby nieco pokaźniejszy, gdyby sprzedawca przechowywał pod ladą więcej numerów archiwalnych. Gdyby tylko przypuszczał, że odwiedzi go kiedyś dziwny jegomość, żądając dzienników z okresu kilku tygodni!
Rozejrzał się za jakąś wolną ławką - niestety, przed centrum handlowym zgromadził się pokaźny tłumek, więc większość miejsc było już zajętych. Do wyboru miał perspektywę dzielenia ławeczki z dość otyłym mężczyzną, bądź z młodą kobietą ze słuchawkami na uszach. Niewiele myśląc Seraphin przysiadł się do nieznajomej.
- Dzień dobry - rzucił na przywitanie, po czym zauważył, że kobieta (czy też może raczej dziewczyna, bowiem nie wyglądała na więcej, niż siedemnaście lat) została obdarzona raczej nietypową urodą, biorąc pod uwagę ludzkie standardy. Zakładając, że jest człowiekiem - przez dwadzieścia parę lat, jakie już chodził po ziemi, zdążył się nauczyć, że życie lubi zaskakiwać. Złożył starannie gazety na kolanach, dochodząc do wniosku, że ciekawszych rzeczy może się dowiedzieć od nieznajomej.
- Dużo się ostatnio dzieje - dodał, jakby na usprawiedliwienie dla tych wszystkich dzienników, jakich nakupował.

Anonymous - 3 Maj 2011, 19:23

Kaoru postukiwała palcami o ławkę w rytm muzyki, szukając jakiegoś ciekawego obiektu do obserwacji. W między czasie do jej ławeczki podszedł jakiś otyły, nieco podstarzały mężczyzna. Przynajmniej z jej punktu widzenia. Od razu przesunęła się na środek ławki, by uniemożliwić mu zajęcie miejsca obok niej. Nie raczyła nawet wyjąć lizaka z ust, a nawet na niego spojrzeć. Oburzony, przeszedł więc kawałek dalej i zajął sąsiednią ławkę. I w tym momencie dziewczyna z powrotem zwolniła miejsce obok siebie. Długo nie czekała, bo za kilkanaście minut zauważyła przechodzącego niedaleko młodego mężczyznę, który po krótkim namyśle skierował się w jej stronę. Od razu zauważyła dosyć niezwykłą ilość gazet w jego rękach, ale co tam... Niektórzy lubią dużo czytać. Bezczelnie wpatrywała się w nie, próbując odgadnąć tytuły pisemek. Jako, że słuchawki wciąż spoczywały w jej uszach nie była pewna, czy to co powiedział było zwykłym "dzień dobry", czy też uwagą by się na niego nie gapiła. Przytaknęła więc niepewnie, wyjmując słuchawki z uszu i zawieszając je na szyi. Słysząc go już wyraźnie, nieco się zdziwiła. Czy dużo się ostatnio działo? Hmm... Właściwie nie, a przynajmniej nie u niej. Zerknęła na gazetki złożone na jego kolanach, a potem skierowała wzrok na niego. Gdzieś w między czasie wyjęła lizaka z ust.
- Łoo, naprawdę? Co takiego?
Spytała z nieukrywaną ciekawością, a lizak zaraz z powrotem wylądował w jej buzi.
-Chyba jestem niedoinformowana.
Wymamrotała do siebie, drapiąc się lekko po skroni.

Anonymous - 3 Maj 2011, 20:31

Dziewczyna musiała być wielbicielką głośnej muzyki, skoro nie dosłyszała jego słów - chyba, że w tak nietypowy sposób witała się z nieznajomymi. Cóż, i taka możliwość nie powinna go specjalnie dziwić, skoro spotkał na swojej drodze osoby, które na powitanie groziły człowiekowi sztyletem. Całe szczęście, że nie został przez dziewczynę wygoniony z ławeczki - co już świadczyło o jakimś poziomie kultury.
Chwilę wpatrywał się w lizaka, jakim parę chwil wcześniej zajadała się nieznajoma. W Krainie Luster niemal wszyscy opychali się słodyczami - Seraphin jako jeden z niewielu nie podzielał tej dziwnej pasji, może dlatego, że został obdarzony ludzkim, typowym dla śmiertelników metabolizmem i ciągłe objadanie się słodyczami w końcu przyniosłoby negatywne dla zdrowia konsekwencje. A może po prostu jedzenie wszelkiego rodzaju lizaczków i żelków nie przynosi mu takiej radości, jak przeciętnej jednostce.
Pytanie dziewczyny trochę go zaskoczyło. Sięgnął po pierwszą lepszą gazetę - sprzed dwóch dni, więc sprawa pewnie była jeszcze nagłaśniania.
- W tajemniczych okolicznościach zaginęła trójka dzieci - przeczytał, przerzucił kilka stron i zatrzymał się przy artykule o nieco ciekawszym od reszty tytule. - Konflikty na południu pochłonęły dwieście cywilów. - Uśmiechnął się nieco krzywo, po czym spojrzał na nieznajomą. - Dalej jest jeszcze krótka notatka o szczęśliwcy, który zwyciężył w lokalnej loterii. To chyba dość, jak na jeden dzień.
Nie skomentował ostatniej uwagi dziewczyny, ale faktycznie wszystko wskazywało na to, że nie dowie się od niej niczego ciekawego. A przez chwilę miał wrażenie, że coś ją odróżniało od przeciętnej licealistki.

Anonymous - 3 Maj 2011, 21:16

Potakiwała głową słuchając tego co mówił. Tajemnicze zaginięcie trójki dzieci? Nic nowego, a tym bardziej ciekawego... No przynajmniej dla niej. Dużo bardziej ciekawym było to, co te dzieci porwało, albo cokolwiek tam z nimi zrobiło. Człowiek, nie człowiek? Dalej było coś o śmierci dwustu cywili gdzieś na południu, o wygranej na loterii... Żadna z tych rzeczy jej nie ruszała. Na świecie ginęło każdego dnia dużo więcej ludzi niż ta marna liczba, którą usłyszała. Wypadki, samobójstwa, katastrofy no i te durne wojenki. A loteria? Nawet nie brała w nich udziału... Westchnęła głośno, wyjmując z buzi patyczek od lizaka. Przez chwile mu się przyglądała, jakby był jakąś niezwykłą rzeczą. Niestety, pozostał zwykłym patyczkiem, niezależnie od tego jak bardzo chciała by stało się z nim coś dziwnego. Prychnęła cichutko z niezadowoleniem i jakby nigdy nic wstała. Najzwyczajniej w świecie podeszła do pobliskiego śmietnika i wrzuciła do niego patyczek. Wracając przeciągnęła się i za chwilę była już na swoim miejscu.
- Buu, myślałam, że może wydarzyło się coś ciekawszego...
Stwierdziła ze zrezygnowaniem, wywracając oczami. Przyglądnęła mu się jeszcze raz, dochodząc do wniosku, że miło by się go rysowało.
- Chociaż... Możesz powiedzieć coś więcej o tej trójce dzieci?
Lokalne wiadomości wydawały jej się dużo bardziej interesujące. Jeśli sprawa wydawała jej się dziwna, zawsze sama mogła ją zbadać. Uśmiechnęła się do niego i zaraz lekko podskoczyła, zasłaniając usta dłonią.
- Zapomniałabym!
I natychmiastowo wyciągnęła rękę w jego stronę. Wypadałoby się jakoś przedstawić, skoro już rozmawiają.
- Lillian.
Zawsze na początku przedstawiała się swoim drugim imieniem, albo pseudonimem... Albo w ogóle czymś wyssanym z palca. W każdym razie, często w późniejszych etapach znajomości prowadziło to do nieporozumień. Czy się nimi przejmowała? Nie, tak było zabawniej.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group