To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto Lalek - Polowanie na miejską legendę

Zoe - 9 Kwiecień 2016, 19:36

Minęło kilka chwil od kiedy Zoe zawołała, wciąż jednak nie doczekała się odpowiedzi. Czyżby zupełnie nikogo tam nie było? Zanim zdążyła podejść i to sprawdzić, z ciemnego korytarza wyszedł... kot. Lunatyczka wypuściła głośno powietrze z płuc i ledwo powstrzymała się od roześmiania. Tyle strachu o małego kotka? Już chciała do niego podbiec i pogłaskać - w końcu kto oparłby się takiej pokusie? Jednak zanim to zrobiła, zwierzak zdążył ponownie zniknąć za drzwiami. Cóż, jego strata. Zoe miała tylko nadzieję, że nie stanie się przypadkiem przekąską krwiożerczej marionetki...
Nim dziewczyna zdecydowała który pokój powinna oglądnąć następny, kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Latarnia w pomieszczeniu zamigotała, a potem zgasła całkiem. W ciemnościach Zoe usłyszała jakieś odgłosy dochodzące chyba zza drzwi, coś w rodzaju krzyku, głuchego uderzenia, a potem - niknącego w oddali klekotu. Lunatyczka nie była jednak pewna, ile z tego usłyszała naprawdę, a ile było wytworem jej wyobraźni. Całe zamieszanie trwało zaledwie kilka sekund, ale jednocześnie zdawało się ciągnąć w nieskończoność. Wtem światło wróciło, a dziwne odgłosy ucichły. Zoe cały czas stała nieruchomo w tym samym miejscu, czując że zaraz pęknie z napięcia. To wszystko wyglądało coraz bardziej podejrzanie.
Drzwi znowu zaskrzypiały. Dziewczyna była już przygotowana na kilka opcji, jednak nie spodziewała się, że z korytarza wyjdzie zwyczajny, przynajmniej na pierwszy rzut oka, młodzieniec. Zoey zmierzyła go szybko wzrokiem, ale nieznajomy nie wyglądał ani na marionetkę, ani tym bardziej na żadnego upiora. Właściwie najbardziej przypominał wystraszonego chłopca, którym chyba faktycznie był. Lunatyk? A może człowiek...? - zastanawiała się, nie znalazłszy żadnych znaków szczególnych innych istot magicznych.
Zaraz po tym, jak tylko wpadł do pomieszczenia, nieznajomy wyrzucił z siebie coś w rodzaju krótkiego monologu skierowanego do naszej bohaterki. Przez krótką chwilę dziewczyna nie wiedziała co odpowiedzieć, oszołomiona nieco ilością faktów, jakie zdołał jej przekazać na jednym tchu. Być może powinna być ostrożniejsza, ale serce podpowiadało jej, że Elliot mówi prawdę. Postanowiła mu zaufać. Tylko jak ona mogła mu pomóc, skoro sama nie była pewna tego, co tu się właściwie dzieje?
Odchrząknęła.
- Zoe. Jestem Zoe Liari. - przedstawiła się. - Poszukiwaczka przygód. - dodała już pewniej i z lekkim uśmiechem. - Nie martw się, nie mam złych zamiarów. Też szukam... lalki. Krwawej Mary, czy jak ją tam nazywają.
Zaraz, co ten chłopak mówił? Coś o koleżance, która została porwana? Ale przecież ta marionetka poluje tylko na zwierzęta... prawda?
Zoe oparła czoło na rozwartej dłoni i przymrużyła oczy - jak powszechnie wiadomo, była to najbardziej komfortowa pozycja do namysłu. Od czego by tu zacząć? Lalka, krew... Krew która znika co do kropli, wyssana do cna. Jak to możliwe? Okrągły otwór... Co zostawia taki ślad? Myśl Zoe, myśl... Atakuje tylko zwierzęta, przynajmniej do tej pory. Dlaczego? Czy one wyczuwają jej obecność? Jest niewidzialna? Nie, to na pewno nie to... Myśli gnały od jednej do drugiej, ale żaden pomysł nie wydawał się zbliżać jej do odkrycia prawdy. Wampiry, nietoperze... Nie, nie. I co z tymi latarniami? Jakiś rodzaj magii? A te dziwne jęki, klekotanie? Czy to odgłos szybkich kroków czy też stawów, jeśli to faktycznie marionetka a nie coś... innego? Więcej pytań niż odpowiedzi. Jeśli dało radę porwać gdzieś tą dziewczynę to musi być silne... Silne i szybkie. Hmm...
To tyle. Lunatyczka nie była za nic w stanie połączyć tych faktów. Z czym oni mieli do czynienia? Poczuła, jak do oczu cisną jej się łzy bezsilności, ale nie mogła teraz okazać słabości. Na pewno nie przy tamtym chłopaku, który pewnie bał się jeszcze mocniej niż ona sama. Odetchnęła, powoli i głęboko. Dasz. Sobie. Radę. Wszystko to trwało tylko krótki moment. Zoe podniosła głowę i spojrzała na nieznajomego z ciepłym uśmiechem. W jej oczach nie widać było już strachu.
- Spokojnie, opowiedz mi wszystko po kolei. Kim jest twoja przyjaciółka? Co dokładnie wydarzyło się tam, za drzwiami? No, już, tylko nie zapomnij oddychać. Nie z takich tarapatów się wychodziło, prawda? - przemówiła, cały czas uśmiechając się pogodnie i starając się nadać swojemu głosu pewne brzmienie.
Prawda była jednak taka, że nasz królik czuł się zagubiony. Zoe nie była ani najinteligentniejsza, ani najodważniejsza, ale jednak coś zawsze pchało ją do przodu, w objęcia nowych wrażeń i zarazem niebezpieczeństw. Czasami wychodziła na tym gorzej, czasem lepiej, ale mimo to nigdy nie dawała za wygraną. Do czego tak właściwie dążyła? Czego szukała? Sławy? Bogactwa? Wiedzy? Lunatyczka sama nie była pewna. Kiedyś postanowiła, że nie da sobie pogrążyć się w monotonii, apatii życia codziennego. Ale co tak bardzo ją do tego pchało? Jaką dziurę w swojej duszy próbowała zapełnić? Nie wiedziała. Lecz jednej rzeczy była pewna: co innego walczyć z dziesięciometrowym, ryczącym potworem, a co innego uganiać się za zjawą kryjącą się w cieniach, o której nie wiadomo niemal nic. Jeszcze raz głęboko westchnęła. Zawsze liczyła na jakiś łut szczęścia, fart który wyprowadzi ją z trudnej sytuacji. Teraz właściwie też nie miała innego wyjścia. Zresztą nie była sama - nowo poznany młodzieniec na pewno jej pomoże. Zerknęła na niego uważnie. Chyba pomoże. Możliwe że to ona będzie musiała być tutaj główną ostoją. Cóż, na razie poczeka co powie Elliot i wspólnie poszukują wskazówek. Oby tylko ta jego koleżanka dała sobie radę...

Anonymous - 9 Kwiecień 2016, 21:09

"Krwawa Mary? Pomijając drink, w Świecie Ludzi była to rzekoma zjawa, która miała się pojawić w lustrze, gdy o północy powie się jej imię trzy razy z zapaloną świeczką w ręce. Bujdy na resorach, ale ten zbieg okoliczności zadziwił Elliota. Przypatrzył się dziewczynie. Czarne włosy, niższa od niego, jednak zdecydowanie silniejsza. Zdecydowanie nie była to lalka. Mówiła miłym głosem, który dodawał otuchy Elliotowi. Był niemalże gotowy odkleić się od ściany i iść dzielnie szukać Violet z Zoe. Nagle się zreflektował. Przyszedł tu, wypowiedział potok słów i natychmiast podbiegł do ściany. Zachowywał się dziwnie i nieodpowiednio. Zdążył się już uspokoić, więc podszedł do Zoe i zaczął:

- Gdzie moje maniery. Przepraszam. Jestem Elliot Peacock. - Podał rękę nowej znajomej. - Miło mi panią poznać, ma'am. Jestem Lunatykiem, nie znam swojej rodzicielki, jednak zostałem wychowywany przez ludzi w Świecie Ludzi. Do Krainy Luster dostałem się kilka lat temu. Koleżanka, o której wspominałem to Violet, bez nazwiska. Jest Dachowcem, spotkaliśmy się przypadkiem, w trochę niezręcznej sytuacji, jednak szybko się zaprzyjaźniliśmy. Ten kot, którego być może chwilę temu widziałaś, to właśnie ona. Oprócz tego potrafi też grać na flecie poprzecznym, który aktualnie znajduje się w moim plecaku oraz tworzyć i manipulować różami. Ja potrafię tylko to, co każdy Lunatyk, czyli telekinezę, jednak na żałośnie niskim poziomie. W Świecie Ludzi, gdzie nie istnieje magia nie wiedziałem o tym przyzwyczajając się do takiego życia. Innych umiejętności magicznych nie posiadam. Co się stało Fiołkowi, znaczy, Violet? Chcąc wyjść zauważyłem jakąś postać, którą okazałaś się być ty, ma'am. Jednak wtedy nie wiedziałem, więc postanowiła ona zamienić się kota i pójść na inspekcję. Po powrocie powiedziała mi o tobie i gdy mieliśmy zacząć ruszać usłyszałem jakieś uderzenie, a Fiołek znajdował się kilka metrów dalej. - Gdy to mówił, jego oczy zalały się łzami. - Nie wiem, co to za siła, ale zaraz jak to zobaczyłem uskoczyłem w bok. Gdy wstałem, jej już nie było. Widziałem jej flet na podłodze, więc go wziąłem, wtedy wyszedłem z tamtego pokoju, a resztę historii już znasz.

W tym momencie przypomniała mu się scena z kawiarni, gdzie Violet mówiąc o swojej historii zakończyła wypowiedź tymi samymi słowami. Przypomniał sobie zapach kawy, który pił jeszcze tak nie dawno. Zrobiło mu się jeszcze smutniej, otarł twarz z łez.

- Przepraszam za swoje maniery, nie powinienem tak robić. Przepraszam. Ale... nigdy nikogo nie miałem, zawsze byłem sam, a każdy człowiek, z jakim rozmawiałem był albo sprzedającym, albo klientem. Ale ona, była jakaś inna. Niby taka sama, ale jakoś się porozumiewaliśmy, i, i... w ogóle. Z nią czułem się bardziej swobodnie, bardziej sobą. Słuchaj, - dodał po chwili, - nie wiem, czy ta informacja będzie przydatna, ale w Świecie Ludzi była tak miejska legenda, według której trzeba było wziąć świeczkę i o północy powiedzieć do lustra imię "Krwawa Mary", a ona rzekomo miała z niego wyjść i albo ci wydłubać oczy i zabić, albo wciągnąć do lustra. Wiem, że to głupie, ale myślisz, że dałoby się tak ją zwabić? Nie mówię, że teraz, już, ale tak generalnie.

Przypominając sobie opowieści o Krwawej Mery i to, co robiła z ludźmi wcale nie napawał optymizmem Elliota...

Charles - 11 Kwiecień 2016, 20:42

Violet
No cóż, była to naprawdę dobra robota i zaradność dziewczyny zasługiwała na pochwałę. Mimo wszystko nadal musiała ona jakoś wyjść. Oczywiście, zawsze pozostaje jej zbudować piramidkę ze wszystkiego, co tylko wpadnie jej w ręce i spróbować z niej doskoczyć do okna. Nie musi być duża - w końcu pięć centymetrów to nie dziesięć. Kiedy wreszcie poszurałaby się, doczłapała i doskoczyła do lufciku, zapewne mogłaby przeczołgać się przez nie bez problemów. Ujrzałaby wtedy mały placyk bielony wapnem. Stary trzepak, zepsute rynny i wszechobecne kolorowe kałuże było tym, co wypełniało wszystko wokół. Poza tym były tu również dwoje zdobionych, lecz odrapanych drzwi. Te po lewej były lekko uchylone - może to tędy uciekła mała maszkara? Choć, równie dobrze mogłaby sama nauczyć się zamykać drzwi. Przy okazji, może ona wyraźnie odczuć, jak magia wraca do jej ciała. Cokolwiek ją jej odebrało, odeszło, przynajmniej na razie.
Elliot i Zoe
Pogadanka trwa w najlepsze, nasze dwa lunatyki wymieniają się informacjami, ale myślę, że powinni się spieszyć. Latarnia znów zaczyna migotać. Staje się jasnym, że to obecność Krwawej Mary działa na wszystkie źródła magii w bliskiej okolicy. A to czyni ewentualną walkę z nią o wiele trudniejszą. Radziłbym to zauważyć i przygotować się trochę.

Anonymous - 11 Kwiecień 2016, 21:32

Tak blisko a tak daleko. Nic prócz spróchniałych kawałków deski nie znalazła. Jak teraz ma się wydostać? Postanowiła wypróbować swoja zdolności akrobatyczne. Wycofała się na ile mogła, uprzednio usuwając wszelkie przeszkody z drogi, rozpędziła się nieco i skoczyła próbując dosięgnąć ramy okna. Dosłownie brakło jej kilku milimetrów. Kolejna próba wyglądała nieco inaczej. Tym razem próbowała wbiec nieco po ścianie, jednak jej przeklęte balerinki nie zapewniały żadnej przyczepności przez co omal nie obiła sobie ponownie tyłka. Zaczęła myśleć. “Co by tu zrobić… Gdybym była tylko nieco wyższa… Może to nie ja muszę być wyższa, a podłoga!” Ta banalna acz w pewien sposób genialna myśl napełniła dziewczynę energią do działania. Jeszcze skoczyła ze dwa razy, aby dokładnie wyznaczyć miejsce wybicia. W owym miejscu położyła: wyrwane okno, resztki skrzynki, a całość zabezpieczyła fragmentami desek. “No to jadziem z tym koksem. Raz, dwa, trzy!” Nie ruszyła. Czyżby zwątpiła w swe umiejętności gimnastyczne? A może te inżynierskie? Przypomniał jej się Elliot i tajemnicza dziewczyna. Musi im pomóc, a szczególnie Elliotowi. W końcu ona go tu zabrała to i ona musi go uratować z ewentualnych opałów. Wzięła głęboki oddech, tym razem ruszyła bez obliczania. Przy wybiciu czuła jak cała konstrukcja łamie się pod jej stopą. Chwila prawdy. Udało się! Trzymała się obiema rękami ramy okna. Teraz pozostało się modlić aby rama nie postanowiła się złamać, ani Violet puścić. Podciągnęła się na wysokość pasa i wpełzała do wąskiego otworu. Na jej szczęście nie było tam żadnych pająków, których to nie darzyła specjalną sympatią. Powoli zaczęła wciągać i resztę ciała. W pewnym momencie spanikowała, wydawało jej się bowiem, że zaklinowała się na wysokości miednicy. Wynikało to z jej pośpiechu i stresu temu towarzyszącemu. Gdy w końcu wydostała się z piwniczki jej oczom ukazał się taki widok: mały placyk bielony wapnem, gdzieś na jego środku stary trzepak, który wyglądał jakby miał się załamać pod własnym ciężarem, a wszystko to zdobiły kałuże tęczowego deszczu. W innych okolicznościach kotka stwierdziłaby, że to piękny widok, jednak teraz nie miała czasu rozprawiać się nad jego pięknem. Teraz trzeba znaleźć wyjście, a raczej wejście do budynku. Miała do wyboru dwie opcje - dwoje zdobionych drzwi co niestety psuły różne zdrapania, najpewniej zrobione przez tego potworka., z czego lewe wejście było lekko uchylone. Wiedziała, że laleczka ma trochę oleju w głowie, jednak każdemu może zdarzyć się nie zamknąć drzwi w pośpiechu, prawda? Tym razem musiała się zdać na swój szósty zmysł o ile takowy posiadała. Wybrała uchylone drzwi, w końcu zależało jej na czasie, a co jeśli drugie wejście było zamknięte? Nie miała na to czasu. Puściła się biegiem na tyle stałym by była w stanie przebiec długi dystans bez zbytniego męczenia się. Siniaki bolały a przecięcia szczypały, choć teraz to nie najważniejsza rzecz do przejmowania się. W budynku odbijało się zwodnicze echo znajomego jej klekotania. Którędy teraz? Czy ona przypadkiem już tędy nie przebiegała? Nie mogła narzekać na brak orientacji w terenie, jednakże nawet najbardziej wytrwali podróżnicy doznaliby zawirowania w tym jakże tajemniczym budynku. Przystanęła na chwilę oddychając ciężko. “Spokojnie. Trzeba myśleć racjonalnie. Jak mogę znaleźć Elliota i jego nową towarzyszkę? Słuch mnie zwodzi, wzrok też. Chyba pozostaje węch. W ludzkiej formie nie jestem w stanie go wyczuć na taką odległość, jednak gdybym tylko mogła przybrać kocią… Chwilunia. Już tego nie czuję… Tej dziwnej blokady co w piwnicy…” W tym momencie zorientowała się, że jej magia znów działa. W tym całym stresie i zawirowaniu mogła nie zauważyć kiedy magia zdążyła powrócić lub jej organizm potraktował to jako naturalną rzecz nie alarmując żadnymi znakami właścicielki. Mogłaby przysiąc, że na placyku poczuła się jakby… silniejsza. Mniejsza o to. Zmieniła się w kotka i chwilę tak dreptała próbując wyłapać znajomy jej zapach. Na razie jedynym co czuła była stęchlizna i wilgoć. Jednak delikatny zapaszek tlił się gdzieś daleko. Namierzyła właściwy kierunek i z powrotem wróciła do ludzkiej formy nie chcąc ryzykować konfrontacji z marionetką w tej formie. Postanowiła się także przygotować na walkę. Jej lewą dłoń i część przedramienia owinęły smużki światła wyglądające jak purpurowe wstążki by za chwilę stać się pnączami róż. Bez kwiatów takowe nie wyglądały już tak przyjaźnie. Nie chciała tracić czasu na tworzenie ich, więc wytworzyła odpowiednią ilość do manipulowania. Miała ochotę związać nimi to małe przekleństwo i słuchać jak jej ciałko miażdży kolczasta łodyżka. Natychmiast wyrzuciła te sadystyczne myśli z głowy i ruszyła przed siebie. Zaczął się wyścig z czasem. Kto będzie pierwszy, lalka czy ona? Powoli zbliżała się do celu, mogła już słyszeć dwa ciche głosy - jeden z pewnością należał do jej kolegi, zaś drugi zapewne do tajemniczej damy. W tym tempie powinna pojawić się lada moment i ostrzec ich przed tym cholerstwem.
Zoe - 11 Kwiecień 2016, 22:02

Zoe spokojnie wysłuchała tego, co nowo poznany Elliot miał jej do przekazania. Czyli też jest lunatykiem, co? A jego towarzyszka dachowcem... - Ten fakt nasunął jej coś na myśl. Będzie musiała o tym powiedzieć chłopakowi, jednak to dopiero za chwilę.
Cała ta sytuacja z atakiem marionetki i zniknięciem Violet musiała być dla niego sporym szokiem. Zoey widziała, jak bardzo był roztrzęsiony i jak starał się to ukryć. Położyła chłopakowi rękę na ramieniu, mając nadzieję że jej obecność doda lunatykowi choć trochę otuchy.
- Jestem pewna, że Violet da sobie radę, przynajmniej dopóki nie przyjdziemy jej z pomocą. Poza tym, skoro lalka nie zabiła jej na miejscu, to pewnie nie ma zamiaru robić tego zbyt szybko. - Zoe skarciła się w myślach. To zupełnie nie brzmiało jak pocieszenie. - Uh, mam na myśli to, że... Jest dachowcem, tak? Zdobyłam wcześniej nieco informacji z gaz...er... zaufanego źródła, z których wynika, że ta lalka atakuje tylko zwierzęta. Może i napadała na istoty magiczne, ale kończyło się to tylko na niegroźnych ranach. Myślisz, że to może mieć związek? Czyżby nasza marionetka wyczuła w jakiś sposób, że Violet jest pół-kotem i dlatego zaatakowała? Hmm...
Zoe miała nadzieję, że uda jej się zająć myśli Elliota na tyle, by nie pochłaniało go wyłącznie zamartwianie się o przyjaciółkę. Co on jeszcze mówił? Ah tak, zdradził jej co nieco o sobie. Musiał być naprawdę zdesperowany, skoro zaufał na tyle mocno dopiero co poznanej dziewczynie. Na szczęście trafił na właściwą osobę, ponieważ Zoe szczerze przejęła się losem porwanej kotki i postanowiła, że za wszelką cenę zakończy przygodę ich trójki szczęśliwie.
- Swoją drogą, ja również jestem lunatyczką. Ale co do tej telekinezy... naprawdę wszyscy to umiemy? - Dziewczyna zastanowiła się chwilkę. - Ja potrafię tylko się teleportować, ale tak właściwie... to ma troszkę wspólnego z telekinezą, prawda?
Pogaduszki pogaduszkami, ale poszukiwania trzeba było od czegoś zacząć. No właśnie - tylko od czego?
- Pamiętasz coś więcej z tego momentu, kiedy Violet została zaatakowana? Jakąkolwiek cechę wyglądu, wzrost, czy to faktycznie była lalka? To dziwne klekotanie - co to mogło być? - Zoe miała nadzieję, że Elliot zdoła sobie przypomnieć chociaż jakiś mały szczegół, który mógłby okazać się w późniejszym czasie pomocny. Jednak samą rozmową na pewno nie odnajdą Fiołka.
- Chodź ze mną, powinniśmy się rozglądnąć po tym korytarzu.
Dziewczyna ruszyła w stronę przejścia, a w drodze dodała jeszcze:
- Co do Krwawej Mary, to sama nie wiem. Może ktoś usłyszał gdzieś tą nazwę i uznał że jest wystarczająco upiorna dla tajemniczej lalki? Na razie i tak nie mamy ani żadnego lustra, ani świeczki, do północy też chyba jeszcze daleko. Ale może lepiej o tym fakcie pamiętać. Chociaż... Wiesz co? Chyba wolałabym, żeby ta Mary była mniej przerażająca niż mówisz.
Zoe stanęła pod drzwiami i pociągnęła je ostrożnie za mosiężną klamkę. Wydały one oczywiście przeciągłe skrzypnięcie, zanim otworzyły się na oścież. Lunatyczka miała nadzieję, że do ciemnego korytarza wpadnie wystarczająco dużo światła, by byli w stanie znaleźć jakieś wskazówki dotyczące obecnego miejsca pobytu Violet. Zastanowiła się, co byłoby pomocne. Może zostały ślady na podłodze lub ścianach? Zadrapania? Jakiś strzępek ubrania porwanej? Zoe przykucnęła i zaczęła uważnie przyglądać się swojemu najbliższemu otoczeniu.
Zanim dziewczyna zdążyła znaleźć coś wartego uwagi, światło wpadające na korytarz zaczęło migotać. Znowu? Lunatyczka nerwowo przełknęła ślinę. Zdążyła już zauważyć, że dziwne zachowanie latarni połączone było w jakiś sposób z marionetką. Tylko w jaki? Czyżby się tutaj zbliżała?
- Elliot... Trzymaj się blisko mnie, dobrze?
Nasza poszukiwacza przygód uznała, że lepiej być przygotowanym na wszelką ewentualność, szczególnie jeśli tajemnicze migotanie znowu ją ostrzega. Wstała z kucek i wyciągnęła miecz z pochwy, starając się jednocześnie objąć wzrokiem korytarz, zadaszony dziedziniec i Elliota. Niestety, nie było to zbyt łatwe zadanie. Dziewczyna czuła coś w rodzaju mieszanki podniesienia i strachu - z jednej strony obawiała się starcia ze zjawą, ale z drugiej ciekawość wręcz ją zżerała. Czy w końcu pozna tajemnicę Krwawej Mary?

Anonymous - 12 Kwiecień 2016, 17:34

Elliot próbował słuchać swojej nowo poznanej znajomej, jednak dręczyły go myśli oraz zmartwienia. "Atakuje zwierzęta. To ma sens... Chwila chwila, Lunatyk, który zamiast telekinezy umie teleportację? Nigdy o tym nie słyszałem. Może to jakaś... choroba genetyczna? Nie, to nie ma sensu..

- Jak ta lalka wyglądała? Właściwie, to zauważyłem tylko jak coś czarnego przebiega z boku, jednak nie chodzi o to, że była czarna. To bardziej jak cień. Ale jak nie cień. Trudno mi to wyjaśnić. Na pewno jest mała, mniejsza ode mnie, sięgała może metr. Albo czołgała się, czy coś... Choć to by ją mocno spowolniło. Powiedzmy, że bardziej prawdopodobna opcja to to, że jest niska. No i silna.

Kolekcjoner podążył za kompanką, która widocznie bardzo chciała pomóc dwójce znajomych. "Cholera, już druga kobieta w tym dniu, która poświęca życie, by mi pomóc. Zwykle role są odwrócone. A co najgorsze, nie mogę nic z tym zrobić. Czuję się tak źle. Gdybym tylko mógł jakoś pomóc, a nie tylko stać i gapić się, jak ratują mi dupę...

- Chwila... Wiem, że to może być dziwne, ale... Violet gra na flecie poprzecznym, który obecnie jest u mnie. Myślisz, że... że jak zagram na tym, to usłyszy? Będzie wiedziała przynajmniej, że żyjemy, nie?

Nie czekając na odpowiedź koleżanki wyjął flet, zatknął kilka losowych dziur, nabrał powietrza w płuca. Dmuchnął w dziurkę. Wydany dźwięk bardziej przypominał okropny pierd, aniżeli to, co wydobywała z niego Fiołek. Uszy Elliota z ledwością wytrzymały to, a on sam jakby przez chwilę się ogłuszył. "Przynajmniej usłyszała. Oby..." Nagle światło zaczęło migotać, co nie wróżyło bynajmniej wyskoku prowadzącego z ukrycia mówiącego o tym, że daliśmy się nabrać, po czym pokazał nam ukrytą kamerę. Nie. To było realne. Realne zagrożenie. Które mogło ich zabić. Nigdy nie czuł się tak źle, zawsze myślał, że czasami dokuczają mu bóle brzucha, jednak teraz czuł, jakby ostatnie ciastko przetrawiło się co najmniej 20 razy. Biały Królik przyjął pozycję, jakby cała jej uwaga skupiła się na wyłapywaniu jakichkolwiek symptomów oznaczających nadejście nieszczęsnej lalki. Wyjęła miecz z pochwy. Żarty się skończyły. To była walka o śmierć i życie. Elliot przytwierdził się do ściany, bo wtedy było o 180 katów mniej, z których lalka mogła wyskoczyć. Chyba, że ma zamiar przebić się przez ścianę. Lepiej, żeby zachowała chociaż resztki humanitaryzmu i weszła przez drzwi. "Cholera, cholera, cholera. Potrzebuję coś, żeby przynajmniej się uchronić. Cokolwiek" Zaczął rozglądać się wkoło. Zobaczył zniszczony róg ściany. Zapewne była to sprawka lalki. Na ziemi walały się większe czy mniejsze kawałki cegły. Wziął do ręki kawałek o obwodzie mniej więcej półtora piędzi. Nie była to można najlepsza broń, ale mógł swobodnie ruszać ręką, a w razie wypadku może nią rzucić. Czekali w napięciu przez chwilę. Elliot próbował wytężyć swój słaby, bo ludzki słuch, słyszał jakieś zbliżające się systematyczne uderzenia, które mogły symbolizować kroki. Tak. Chód lalki był taki ciężki, że drzwi powoli zaczęły wibrować za każdym razem, kiedy zrobiła krok.

- Hej, przecież... nie jesteśmy zwierzętami, nie? Znaczy, miałem w dzieciństwie tego, no... żółwia. Ale... już chyba przestałem nim chyba pachnieć, nie?

Nie wytrzymał napięcia. Bał się za bardzo. Pod lał się z niego jak nigdy. Zaczął uciekać. Jak najdalej od tego monstrum. Biegł przed siebie, nie patrząc gdzie. Mijał kolejne drzwi próbując uwolnić się z tego labiryntu. Jednak labirynt nie dawał za wygraną stawiając przed nim coraz to więcej drzwi. Po drodze starał się unikać wzrokiem jakichkolwiek luster. Bał się, że spotka tam lalkę. Schody! To postęp. Elliot zszedł w dół, jednak nie wyrobił się z jego prędkością, potknął się i sturlał się w dół. Na szczęście nic nie złamał, tylko spowodował sobie parę siniaków. Wstał. "To nie ma sensu. Po prostu będzie bawić się ze mną w kotka i myszkę. O ile ma zamiar. Może po prostu szuka pomocy. Opętani ludzie zwykle nie robią rzeczy świadomie, po prostu demon wstępuje w człowieka. Podobno. Może potrzeba wody święconej i księdza? Nie, to głupie. Myśl Elliot, myśl! Postanowił się ukryć. Znalazł blat ciągnący się przez około cztery metry. Wyglądało jak recepcja, albo jak bar, choć bez asortymentu. Nieudolnie próbował przeskoczyć ów blat. Znaczy, zrobił to, jednak lepiej, żeby nikt go nie widział. Schował się pod nim próbując uspokoić swój oddech. "Cholera. Zoe! Violet! Zapomniałem o nich! Jestem teraz sam! Co ja zrobię!?"

Anonymous - 12 Kwiecień 2016, 20:27

Violet pędziła co tchu w ślad zapachu pozostawionego przez Elliota i nieznajomą. Mijała kolejne pomieszczenia, które zdawały się nie kończyć. Prócz klekotu niesionego przez marionetkę usłyszała dziwny dźwięk. Coś jakby… herezję? Przynajmniej określił to tak jej umysł. Faktycznie było to tylko nieudolne dmuchnięcie w flet przy losowym, ale to bardzo losowym rozstawieniu palców. Zagrać coś takie mogła tylko osoba utalentowana… Utalentowana inaczej. “Huh? Czyżby to Elliot próbował mi dać znak gdzie są? Lalka chyba, aż tak inteligenta nie jest, żeby mi zwędzić flet, a potem zwodniczo dać sygnał. Nie… Tylko on potrafiłby tak bardzo okaleczyć piękno gry na flecie.” Co prawda niewiele jej to pomogło, ale doceniła starania towarzysza. Klekot zdawał się nieco cichszy. Chyba. “Chrzanić to pieprzone echo, przez nie nie da się określić co gdzie jest, dobrze że mam chociaż węch.” Zapach stawał się coraz to wyraźniejszy. Musieli być niedaleko. Właściwie od ciemnego korytarza w którym znajdowała się dwójka naszych podróżników, których liczba, co prawda, zaraz się zredukuje do jednego, dzieliło ją tylko jedno pomieszczenie. Wyczuwała delikatne drżenie podłogi. Czy to mogła być lalka? Poprzednim razem nie zauważyła niczego takiego. Dziwne. Jak wszystko tutaj z resztą Można było jeszcze zauważyć podejrzane miganie światła z latarni, na co nasza bohaterka nie zwróciła uwagi. Zapach był już intensywny. Wpadła do ciemnego korytarzyka na szczęście jej oko szybko zaadaptowało się do ciemności. W pomieszczeniu jedynie zastała dziewczynę i wręcz odór strachu. Nieznajoma wyglądała na nieco zszokowaną. Gdzie był Elliot? Czyżby jednak został przez nią poszatkowany? Te pytania zagłuszały wszelkie myśli Fiołka. “Spokojnie, tylko spokojnie…”

- Em… Cześć. Zważając na sytuację, wiem że to nie najlepszy na poszerzanie kręgu znajomych, jednak mam kilka pytań. Swoją drogą nazywam się Violet - zdobyła się na przyjazny uśmiech wobec nieznajomej - pamiętasz może kota, który ci się wcześniej przyglądał? To byłam ja ale teraz mniejsza o to. Był ze mną taki chłopak Elliot. Co ja gadam na pewno szliście razem, mogę stwierdzić po zapachu. Nurtuje mnie jedna rzecz, gdzie on się podział? - dziewczyna zdawała się być nieco zbita z tropu. Chciała coś powiedzieć jednak Violet zaczęła szybciej - zwiał, prawda? Tu naprawdę śmierdzi strachem. I nie, nie, nie mam na myśli ciebie oczywiście. Wiesz, czuje się takie rzeczy, zwierzęcy węch jest naprawdę pomocny. Pewnie myśleliście jak mnie uratować, co? Na szczęście uratowałam się sama, a wychodzi na to, że naszą damą w opałach jest teraz nieszczęsny Elliot. To małe coś co mnie uprowadziło, wygląda jak dwuletnie dziecko, jest cholernie silne, szybkie i ciężkie. No i straszne. Ale już przygotowałam się na ewentualną walkę z tym czymś, jak widzisz nie mam broni jednak… Co? Co?! - spojrzała na swoją rękę. Nie było już tam wcześniej przygotowanych pnączy róż. - Odnotować: to małe gówno prawdopodobnie wyłącza magię. Po porwaniu też nie byłam w stanie jej używać. Czeka nas ciężka walka, nieprawdaż?

Kotka właśnie uświadomiła sobie jak długi i wyczerpujący monolog przedstawiła ledwo poznanej dziewczynie. Właściwie nie do końca poznanej, bowiem nie dopuściła jej do głosu. Latarnia nagle przestała migać, a drżenia ustały. “O kurwa… To coś mogło pobiec za Elliotem!”

- Słuchaj, wybacz, że znowu nie dopuszczam cię do głosu, ale nie ma czasu, ta lalka mogła pójść w ślad Ella - tu po raz pierwszy skróciła jego imię - w końcu został sam, będzie łatwiejszą ofiarą, nie ma co tracić czasu, pójdziemy za jego tropem, a wszystko opowiesz mi po drodze.

Zoe - 13 Kwiecień 2016, 11:07

No wychodź laleczko, gdzie jesteś...? Czekanie doprowadzało Zoe do szału, zwłaszcza że nie mogła spożytkować tego czasu w lepszy sposób. Nie była w stanie prowadzić dokładnej inspekcji korytarza, jeśli chciała obserwować wszystkie strony, z których mogłaby wyłonić się marionetka. A przede wszystkim musi zatroszczyć się o młodego i niewątpliwie przestraszonego lunatyka. Zaraz... Gdzie on jest?
- Cholera jasna, Elliot, co ty robisz?! Zaczekaj...!
Dziewczyna rzuciła się za nim, jednak tamten zdołał już zniknąć za rogiem, napędzany zapewne stresem i strachem. Zoey zaklęła pod nosem. Właśnie dlatego wybierała się na takie wyprawy samotnie. Teraz musi martwić się nie tylko o porwaną kotkę, ale i o Elliota. Jak ja go już złapię to tak mu skórę przetrzepię... Gdzież on uciekł? Jak ja mam go teraz znaleźć w tych wszystkich korytarzach?
Lunatyczka biła się z myślami - co robić dalej? Której zguby szukać? A może czekać tutaj, aż zjawi się Mary? Jej wątpliwości nieoczekiwanie rozwiały się, kiedy do pomieszczenia wpadła nieznana jej dotąd osoba. Czy to Violet?
Zoe z niecierpliwością wysłuchała co dziewczyna miała do powiedzenia, chcąc jak najszybciej przekazać jej świeże wiadomości o swoim nowym towarzyszu-uciekinierze. Przynajmniej kotce nic się nie stało, ale nie wiadomo jak długo będzie można to samo powiedzieć o lunatyku. Wyglądało jednak na to, że Fiołek znała go na tyle dobrze, że od razu zorientowała się iż postanowił w najmniej dogodnym momencie zdezerterować.
- Uhm, tak... Chodź szybko, Elliot pobiegł w tamtą stronę. - Wskazała ręką kierunek, kiedy tylko została dopuszczona do głosu i sama ruszyła jako pierwsza. - Tylko ty ode mnie nie uciekaj, dobrze?
Na nieszczęście, droga którą wybrał chłopak poznaczona była licznymi drzwiami. Zoe miała nadzieję, że wybrał najprostszy korytarz prowadzący przed siebie i nie będą musiały kluczyć po bocznych zaułkach. Na razie pozostawało jej tylko polegać na intuicji.
- Możesz mi mówić Zoe, tak swoją drogą. Ale powiedz - jak ty się czujesz? Nie zrobiła ci nic ta lalka? - Skoro kotka dała radę sama wydostać się z opresji, to zapewne nie dolegało jej nic zbyt poważnego... lub stres nie pozwalał jej zwrócić uwagi na ewentualne rany. Jednak oprócz trochę podartych ubrań, włosów w nieładzie i kilku kwitnących siniaków, Zoey nie dostrzegała żadnych poważniejszych obrażeń. Przynajmniej częściowo mogła odetchnąć z ulgą.
W drodze zastanowiła się głębiej nad słowami dachowca. Wychodzi na to, że tajemnicza marionetka była dość mała... Ten fakt nieco zaskoczył dziewczynę - z jakiegoś powodu wyobrażała ją sobie w większych rozmiarach. Czyli jest niewielka, silna, szybka i zapewne też ciężka. To nie napawało przesadnym optymizmem, ale przynajmniej nie był to duch, a coś z materialnym ciałem. Nasz biały królik wciąż trzymał w lewej ręce miecz, nie zamierzając go na razie chować. Zwłaszcza, jeśli to prawda że lalka neguje magię - w takim wypadku będą musieli zapewne polegać głównie na jej umiejętnościach przy ewentualnym starciu.
- Wiesz, skoro mówisz że ta lalka wygląda jak małe dziecko to słyszałam kiedyś o czymś podobnym. - Powiedziała, kiedy coś jej się przypomniało. - Podobno to zapomniane zabawki, które potem pałętają się po opuszczonych zakątkach w Mieście Lalek. Tylko że raczej żadne nie wysysają krwi, więc... Nie wiem. Naprawdę, nie mam pojęcia.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, nadal głowiąc się nad tajemnicą. Czego brakowało jej do rozwiązania zagadki? Chyba nie zdoła dowiedzieć się niczego więcej, dopóki nie zobaczy lalki na własne oczy. Czyli zapewne już niedługo...
Droga zdawała się ciągnąć w nieskończoność, a Zoe coraz bardziej dokuczały wątpliwości, czy aby Elliot nie skrył się za którymiś drzwiami. Liczyła jednak na zmysł węchu lub słuchu kotki, a jeśli na razie nie wznosiła sprzeciwu, to znaczy że chłopak pognał pewnie jeszcze dalej, wciąż przed siebie.
Wtem korytarz się skończył, a oczom poszukiwaczek ukazały się schody prowadzące w dół. Zoey wcale nie spodobał się fakt, że nie mogła dojrzeć co znajduje się na końcu zejścia.
- Myślisz, że...? - Nie dokończyła pytania, ponieważ przerwał jej znajomy już dźwięk klekotania.
Tak jak wcześniej, echo nie pozwalało na zlokalizowane źródła odgłosu. Czy dochodziło gdzieś z góry? Z tyłu? A może z dołu, dopadając już Elliota? Nie, nie, nie mogła sobie pozwolić na taki pesymizm. Skoro i tak nie miały przed sobą innej możliwości, równie dobrze mogą zejść na dół.
- Violet...? Podaj mi rękę. Tak... Na wszelki wypadek, żebyśmy się nie rozdzieliły.
Dziewczyna wyciągnęła do Fiołka prawą dłoń, mając nadzieję, że nowej przyjaciółce nie będzie przeszkadzać fakt, że zarówno wyglądem jak i w dotyku przypomina ona jedną, wielką bliznę. Cóż, niektórych pamiątek się niestety nie wybiera.
Schodek po schodku, zaczęły iść w głąb budynku. Gdzie tak właściwie prowadziły te schody? Na jakiś poziom podziemny? Czyżby piwnice? Elliot nie mógł już chyba wybrać gorszego miejsca na swoje schronienie.
- Myślisz, że powinnyśmy go zawołać? Nie wystraszy się jeszcze bardziej? Albo nie zwabi to lalki? - Zapytała szeptem.

Charles - 13 Kwiecień 2016, 14:49

Nie chcę obarczać was poczuciem winy, co więcej, taka postawa jest godne pochwały, jednak Mistrz Gry jest tak troszeczkę, odrobinkę przerażony tempem waszego pisania. Nie jestem obecnie w stanie nadążyć za wami, ludziki i mam nadzieję, że weźmiecie to pod uwagę przy kontynuowaniu naszej małej przygody z dreszczykiem. Na czym to skończyliśmy...? A tak...

Lunatyk sięgnął już kresu paniki, skoro w krainie zamieszkiwanej przez ateistów zaczął domagać się księdza. Jak trwoga, to do Boga, czy jak to tam szło. Obłąkańcza ucieczka mogła być dobrym pomysłem, lecz równie dobrze mogły gonić go jego własne wyobrażenia. Gdyby tylko, oślepiony strachem, rozejrzał się po piwnicy, do której trafił, z pewnością poczułby się... gorzej. Ściany zastawione były półkami, na których piętrzyły się zakorkowane słoiki. Niektóre z nich miały w sobie płyny niebieskie, czasami zielone, żółte lub czarne, ale w przeważającej liczbie wypełniała je lepka czerwień z rozlicznymi skrzepami na jej powierzchni. Każdy ze słoików opisany był małą etykietką - "Pudel", "Kanarek", "Smok Bagienny", "Avi". Cóż, ach cóż mogłoby się w nich znajdować? Nasze dziewczyny niedługo ujrzą je również. W powietrzu unosi się jakże charakterystyczny zapach mokrego żelaza, a pomieszczenie szybko okaże się pułapką, w której odegra się grand finale.

Przy okazji - głuche uderzenia, jakie Elliot wziął za kroki potwora, to tak naprawdę dźwięki starego bojlera - lalka ma o niebo lżejszy chód. Niestety, nie dane mu będzie się tego dowiedzieć.

Anonymous - 13 Kwiecień 2016, 19:59

Elliot chował się przed nie wiadomo czym, próbując być jak najciszej, co nie wychodziło, gdyż dawno tak szybko nie biegał, a płuca wymagały bardzo szybkiej dostawy tlenu. Siedział tak pod tym blatem z kilka minut, gdy w końcu jego oddech się uspokoił, a sam zobaczył, gdzie dokładnie jest. Powoli wstał i porozglądał się po piwnicy, w jakiej się znajdował. Tylko jaką pełniła funkcję? Widział blat, widział półki. Spiżarnia? Sklep? Nie wiedział. Nie obchodziło go to tak właściwie. Postanowił porozglądać się po półkach. Wszędzie były słoiki? Ktoś robił konfitury na zimę? W sumie wyglądało, jakby to była prawda. Ktoś musiał lubić truskawki, bo znaczna większość słoików była koloru czerwonego. Przypatrzył się jednej z nich. Słoik miał około litra, na górze miał zwężenie zatkane korkiem. W środku była jakaś czerwona substancja, która po głębszej analizie była zbyt trochę płynne jak na dżem. W środku znajdowały się kawałki czegoś... I bynajmniej nie były to kawałki owoców. Ale co to było? Nieważne. Na słoiku była też naklejona prosta etykieta. "Pudel". "I tyle? Co to znaczy? W sensie, że jedzenie dla pudelka, takiego psa? A może jakaś regionalna nazwa potrawy?". Elliot, z braku większego wyboru, postanowił to otworzyć. Korek wyjmował się zaskakująco łatwo. Powąchał i się odurzył na chwilę. Śmierdziało jak cholera, choć mógł wyczuć metaliczny zapach. Chwilę pokręcił słoikiem przyglądając się zawartości. Przypatrzył się chwilę, powąchał jeszcze raz i czym prędzej odłożył słoik na półkę. "Mam nadzieję, że to nie jest konfitura o smaku pudelka.". Tym razem bez głębszej analizy popatrzył na inne słoiki oraz porównał etykiety z kolorem substancji. Były normalne zwierzęta, były smoki, kilka niezidentyfikowanych nazw własnych. Jeżeli chodzi o kolory, to, co prawdę czerwień dominowała, jednak innych kolorów było multum. Coraz bardziej był przekonany, że w słoikach jest krew tychże istot. Wtem uwagę skupił na niego jeden, szczególny słoik. Był pusty. Przeczytał dokładnie etykietę. "Violet. V. I. O. L. E. T." W panice rzucił tym słoikiem o ścianę, a kawałki szkła poleciały dookoła lądując w połowie na półce, a w połowie na podłodze przed nią. "Tylko po co tam był słoik Violet? Cholera!". Właśnie się zorientował, że wszystkie napisy na etykietach oznaczały albo imiona, albo zwierzęta. "Cholera, cholera, cholera.". Postanowił czym prędzej wybiec na górę. Musiał uratować Violet. Nie obchodziło go to, że nie miał żadnej broni, a gdyby Dachowiec sam się nie obronił, to Elliot tym bardziej skończyłby jako konfitura w spiżarni. Postanowił wyjąć szybko flet i spróbować na nim zagrać, by dać koleżance sygnał. Zatknął losowe dziurki, tym razem mocniej. Dmuchnął. Nie brzmiało to tak tragicznie, jak za pierwszym razem, choć słychać było, że to dopiero jego druga zagrana nuta w życiu. Przesunął jeden z palców na dziurkę obok. Hej, to brzmiało całkiem dobrze! Nie chciał powoływać się na coś trudniejszego, więc schował flet do plecaka. Bum! Bum! Bum! Znowu te systematyczne uderzenia. Dochodziły... zza ściany? Nie myślał, dlaczego. Po prostu ruszył przed siebie. Skręcił w stronę schodów, przypomniał sobie akcję, która się tam przydarzyła. Dotknął uda, a to go trochę zabolało. "Tak, to się stało naprawdę". Skręcił o 180°, by pokonać drugą część schodów. Wybiegł na górę, położył ręce na kolanach. Bieganie to zdecydowanie nie była jego działka. Od tych emocji kręciło mu się w głowie. Wtem zobaczył przed sobą osobę. Cholera. To lalka! Spojrzał w górę, doszedł do głowy i się przestraszył o mało znowu nie spadając ze schodów, by po chwili się zreflektować, że głowa, na którą patrzył, to głowa Fiołka.

- O Jezu, przepraszam! Nie chciałem, uznałem cię za lalkę. - Przytulił ją, po czym skierował głowę na Zoe - Przepraszam, że uciekłem. Spanikowałem. A tam na dole, gdzie byłem? Nie, nie ma sensu tam iść, tam nie ma kompletnie nic wartego uwagi! Nic. Tylko... słoiki. Puste. - Widząc sceptycyzm na twarzach kobiet wcale się nie dziwił - aktorem to na pewno nie był dobrym. Kłamać tym bardziej nie umiał. Podążył za dziewczynami w dół, a gdy doszli to tej spiżarni powiedział - Dobra, będę z wami szczery. Poszperałem tu trochę, wychodzi na to, że są tu słoiki, prawdopodobnie z krwią. Do każdego słoika jest dołączona etykieta. Zawsze były to nazwy zwierząt, lub nazwy własne. Brzmiały jak imiona. I... no... jedna... - Dramatycznie przełknął ślinę. - Jedna była pusta. Było na niej napisane "Violet". Rozbiłem ją.

Poczuł na sobie wzrok dziewczyn.

Anonymous - 13 Kwiecień 2016, 21:08

- Tylko ty nie uciekaj ode mnie, dobrze?
- A czy ja ci wyglądam jak Elliot? Bez urazy dla niego. Spokojnie, mnie takie rzeczy nie przerażają. Przynajmniej nie aż tak - odpowiedział Fiołek.

W międzyczasie nowo poznana dziewczyna przedstawiła się. “Zoe. Bardzo ładne imię,
przynajmniej oryginalniejsze od mojego.”


- Och, nie przejmuj się, nic mi nie jest prócz kilku siniaków i zadrapań - zadziwiła się troską Zoe, lecz to nic dziwnego, w końcu gdy żyjesz sam, kto się tobą przejmie? - Nie wiem na ile to istotne, ale ta lalka… Próbowała mi się wpić w szyję, jak jakiś komar - przywołała do pamięci to lekkie pieczenie na szyi, którym się zbytnio nie przejęła. - Przede wszystkim szkoda ubrań - tu zapłakała w duszy, ponieważ jej ciężko zarobione pieniądze w jednej chwili poszły się kochać - oczywiście, nie żebym się tym jakoś szczególnie przejmowała w takiej sytuacji - szybko się sprostowała by nie wyjść na jakąś strojnisię, która boi złamać się paznokieć.

Minęły kolejne pomieszczenie, które już to było? Piąte, a może siódme? “Co ta adrenalina potrafi wyczyniać z organizmem, w końcu nawet Elliot przebiegł tak długi dystans, choć normalnie padłby na podłogę po trzech pomieszczeniach. Tylko z nim kłopoty” Westchnęła kotka. Zoe zaczęła snuć swoje rozważania na temat marionetki, tym samym gasząc nadzieję w Violet, że mają nieco więcej informacji o tym stworzeniu. “Trudno, jakoś będziemy musieli sobie poradzić, albo my ubijemy tą lalkę, albo ona nas, tu nie ma nad czym filozofować.” Nowa towarzyszka chciała coś powiedzieć, jednak przerwał jej znajomy klekot. Nawet Viola zdając się na swój słuch wciąż miała problem z określeniem lokalizacji potworka. Błagała w duchu żeby to nie był dźwięk towarzyszący konsumpcji Lunatyka. Przed nimi rozpościerały się schody prowadzące w dół. W bliżej nieokreślony dół. To mogła być piwniczka, do których Violet miała uraz odkąd została porwana i wrzucona do takowej. Nowa przyjaciółka poprosiła Dachowca o podanie ręki.

- Dobra myśl Zoe, najgorszym co teraz możemy zrobić to się rozdzielić jeszcze bardziej - pochwaliła ją podając jej dłoń.


Zlustrowała wtedy rękę Lunatyczki. Była pokryta jedną wielką rozciągłą blizną. Nie zraziło jej to, oczywiście też nie zachęciło, bo trudno by taka rzecz była w jakikolwiek sposób kusząca, zaś udowodniło jej to jedno. Wiele osób ma defekty tak jak ona sama. Co prawda szklane oko nie było aż takim problemem, przynajmniej od strony estetycznej, mimo wszystko brak wzroku w lewym oku był uciążliwy, chociaż można było się przyzwyczaić. Postanowiła nie robić żadnych uwag na ten temat ani dziwnie się gapić, tylko wprowadziła by dyskomfort.

- Myślisz, że powinnyśmy go zawołać? Nie wystraszy się jeszcze bardziej? Albo nie zwabi to lalki? - Zaszeptała do Violet.

Na szczęście lub nieszczęście ich wątpliwości rozwiał dziwny dźwięk. Jednak dla kotki było oczywistym określenie go - herezja. Ponownie. Tym razem nieco mniejsza, jednak nadal. Zoe nie wydała się być tym dźwiękiem zdziwiona, może nieco zaskoczona, czyli najwyraźniej Elliot musiał popełnić wcześniejszą herezję w jej towarzystwie. Zgodnie pokiwały głowami i już miały ruszyć w dalszą drogą gdy z dołu dobiegł do nich Elliot. Na ich widok przestraszył się i nieomal znów nie zwalił się do piwnicy. Przeprosił naszą muzykantkę za pomylenie jej z lalką i w przypływie ulgi i radości przytulił ją. Ta nieco zszokowana wypuściła dłoń dziewczyny i odwzajemniła uścisk. Chłopak zwrócił się do ich nowej towarzyszki i przeprosił ją za ucieczkę, wciąż nie puszczając kotki. Następnie zaproponował powrót na górę, argumentując, że w piwnicy nie ma nic ciekawego. Zreflektował się szybko widząc sceptyczne spojrzenia dziewcząt i powiedział im prawdę.

- Jedna była pusta. Było na niej napisane "Violet".

Na te słowa Violet przeszły ciarki. Gdyby nie wydostała się z tej piwniczki, skończyłaby w słoiku. Żeby nie martwić przyjaciół postanowiła nieco rozładować atmosferę nieudolnym żartem.

- Wiecie, zawsze mi mówiono, że mogę zostać kim chcę gdy dorosnę, ale o zostaniu dżemem to nigdy nie myślałam - wymusiła uśmiech.

Po tym jakże suchym kawale ruszyli dalej. Violet ponownie złapała dłoń Zoe i dodatkowo chwyciła też dłoń Elliota, co prawda w takim układzie ledwo się mieścili na schodach, jednak dzięki umiejętności widzenia w ciemnościach kotka była świetnym przewodnikiem. Dotarli w milczeniu na sam dół. Widok ten zaszokował Dachowca, bowiem była w stanie dostrzec wszystko od razu. Na półkach piętrzyły się słoiki z najczęściej czerwoną mazią, każdy skrzętnie opisany i na właściwym miejscu. Jakby tego było mało drażnił ją zapach mokrego metalu, czasem jednak wyostrzone zmysły były na nic.

- Wiecie, widywałam już różne hobby, jak zbieranie znaczków czy książek, ale z kolekcjonerem krwi się nie spotkałam - powiedziała nerwowo - musieliśmy też nie docenić nieco tej lalki, w końcu umie pisać. Ej czekajcie, jeśli ona wysysała krew ze swoich ofiar, to żeby owa krew znalazła się w słoikach musiała ją… Zwrócić?

Mogło się wydawać, że rozwiązali zagadkę tej tajemniczej kreatury, jednak zaistniała sytuacja przyniosła więcej pytań niż odpowiedzi. “Jak? Po co? Dlaczego?” Jej rozmyślania przerwał trzask. Jakby zatrzaskiwanie się drzwi. Czyżby wpadli w pułapkę lalki. Wzrok całej trójki skupił się na miejscu, z którego przybyli.


- Ell, bądź tak miły i oddaj mi mój flet - wyciągnęła rękę po flet nie odrywając wzroku od schodów, na szczęście chłopak mimo całego stresu dał radę wręczyć jej instrument.

Zoe - 13 Kwiecień 2016, 23:03

Nareszcie, nasza trójka znowu razem. Chociaż właściwie był to pierwszy raz, kiedy Zoe znajdowała się jednocześnie z obojgiem nowych znajomych. Patrząc na Elliota przytulającego się do Violet, zrobiło jej się nieco cieplej na duchu. Oby tylko nic ich już tutaj nie rozdzieliło...
- No, no, Elliot, jak nie zginiemy w tym nawiedzonym domu to ja się już z tobą porachuję. - Skierowała słowa do lunatyka, siląc się na groźny ton. - Wiesz ile ja się przez ciebie najadłam strachu?
Prawda była jednak taka, że Zoey nie zdołała zbytnio się na niego gniewać. Gdyby tylko ktoś wiedział jak ona sama zachowywała się podczas swoich pierwszych przygód w wielkim świecie... Brr, może lepiej sobie tego nie przypominać.
W każdym razie, Zoe cieszyła się, że nikt, przynajmniej dotychczas, nie wyszedł z tych opresji zbyt poturbowany. Z drugiej strony jednak, ich historia stawała się coraz bardziej mroczniejsza - składowisko krwi w podziemiach opuszczonego budynku? Marionetka polująca nie wiadomo do końca na kogo i po co? Jeszcze te niepokojące informacje od Elliota...
- Jesteś pewien, że było tam napisane dokładnie 'Violet'? Może to imię jakiegoś jamnika, na którego się czaiła? W końcu skąd miałaby wiedzieć, że tu przyjdziemy...? - Starała się znaleźć jakieś racjonalne wyjaśnienie i uspokoić nie tyle swoich towarzyszy, co samą siebie.
Schodząc na dół, dziewczyna wciąż zastanawiała się nad tym, co wyczytała w artykule. Nie było żadnych dowodów na to, żeby lalka zabijała istoty magiczne - przecież zajmowała się tylko zwierzętami i bestiami. Prawda...? A może ktoś miał interes w tym, żeby takie wiadomości nie wyszły na jaw? W końcu po co ta cała krew? Nie, to chyba zbyt naciągane. Chyba.
Ich oczom ukazało się zagracone pomieszczenie, które jednak sprawiało wrażenie częściej użytkowanego niż inne części budynku. Mimo, iż nie panowały tu nieprzeniknione ciemności, to wciąż trochę ciężko było dostrzec szczegóły. Dobrze, że mieli ze sobą Violet z jej kocim wzrokiem.
Zoe podeszła do najbliższego blatu i rozłożyła na niej gazetę. Znalazła stronę z ilustracjami przedstawiającym ofiary lalki i jeszcze raz im się przyjrzała.
- Hmm... Chyba moglibyście to zobaczyć. Ta marionetka zostawia po sobie takie dziwne, okrągłe ślady jak tutaj. Zębami raczej tego nie zrobiła. Nie wiem czy nam się to przyda, ale może lepiej wiedzieć...
Lunatyczka zrobiła miejsce Violet i Elliotowi, a sama postanowiła odrobinę się rozejrzeć. Faktycznie, na półkach pełno było różnej wielkości słoików wypełnionych różnokolorowymi cieczami. Wszystkie starannie opatrzone etykietkami, jednak dziewczyna wśród nazw nie była w stanie zauważyć żadnych, które świadczyłyby o tym, że była to posoka pochodząca z bardziej, ekhm, specjalnych pacjentów. Może tamten pusty słoik faktycznie tylko przywidział się chłopakowi? Albo takie cenne pojemniki znajdują się w innym miejscu?
Zoe zmrużyła oczy. Zdawało jej się, że w dalszej części pomieszczenia majaczyła jakaś dziwna aparatura. Co to mogło być? Czyżby marionetka bawiła się w jakiś rodzaj alchemii? Lunatyczka nie była jednak w stanie stwierdzić żadnych szczegółów przy takim oświetleniu i z takiej odległości. Nie zdołała też tam podejść, ponieważ coś się zbliżało. Wiedziała chyba nawet co.
Wróciła do Violet i Elliota, przykładając palec do ust i starając się dać im do zrozumienia, żeby postarali się być cicho. Jednocześnie wskazała im miejsce za blatem, które wydało jej się dogodne do jednoczesnego skrycia się i obserwacji. Wprawdzie nie wiadomo jakie zdolności posiada lalka i czy takie środki ostrożności na cokolwiek się zdadzą, ale lepsze to niż sterczenie na środku pokoju.
Klekotanie przybrało na sile, a coś niedaleko trójki poszukiwaczy skrzypnęło. Czy to już czas na ostateczne starcie?

Charles - 14 Kwiecień 2016, 16:16

Ależ oczywiście, droga Zoe, oto zaczyna się bossfight!
Najpierw małe przypomnienie - podczas walki swoje ataki opisujemy w czasie przyszłym lub w trybie przypuszczającym, abym ja mógł zawyrokować, czy podjęte przez was działania udadzą się - a udać się nie muszą.
Przed drzwiami staje stosunkowo niewielki cień, przypominający niejako pająka. Dopiero po przejściu paru kroków możecie, na czele z widzącą w ciemnościach Violet, przyjrzeć się naszej małej antagonistce. Ilustracja przedstawiona w brukowcu zakupionym przez lunatyczkę była oczywiście fałszywa. Tamta lalka, mimo upiornego wyglądu, była przynajmniej estetyczna. Prawdziwa Krwawa Mary wygląda natomiast jak wyciągnięta ze śmietnika - łysy czerep przystrojony kilkoma strzępkami blond włosów, wyłupione oczy, plastikowa skóra poplamiona starą, rudobrązową krwią. Z półotwartych, wąskich usteczek, stworzonych do wyglądania słodko i niewinnie, wystaje długa, metalowa słomka, podobna do rurki komara. Z jej korpusu wystaje zaś sporej wielkości butla z kurkiem - raczej wiadomo, na co. Wszystkie cztery kończyny, na których porusza się Marionetka, zostały brutalnie wydłużone losowym żelastwem. Lewa ręka zakończona jest fryzjerską brzytwą, prawa - wypchanym, orlim szponem, lewa nóżka - kijem od szczotki, a prawa - kółkiem od hulajnogi. Całość prezentuje się przerażająco i całkiem podobnie do wspomnianych już Małych Ann, choć jest od nich przynajmniej dwa razy większa. Na jej grzbiecie wymalowany został symbol, złożony ze znaków kart do gry, być może ma on w sobie jakąś magiczną moc. Mary powoli przechodzi przez pokój, wydając z siebie klekot jak siedem diobłów, rozglądając się martwymi, pustymi oczodołami na lewo i prawo.
Ukrycie się za przewróconym stołem byłoby dobrym pomysłem, jednak rozbicie słoika z imieniem kociej przyjaciółki było pomysłem co najmniej złym - na widok szklanych odłamków leżących na podłodze lalka wydaje z siebie przeciągły, mechaniczny skowyt, przypominający skrzypienie zawiasów połączone z rozdzierającym płaczem niemowlęcia. Jak dla mnie, to dobry moment, aby zaatakować ją, póki jest oszołomiona stratą...

Anonymous - 15 Kwiecień 2016, 18:22

O nie. Zaczęło się. Obawiał się najgorszego. I oto się objawiło. Uciekała myszka przed kotkiem, ale wpadła w pułapkę. Przychodzi marionetka. Elliot nawet nie musi jej widzieć. Jest pewny, że to nie są omamy. To ona. Ona sama. Czy gazeta Zoe okaże się prawdą? Zaraz zobaczymy. Czas się wydaje płynąć w zabójczo wolnym tempie. Wydaje mu się, jakby czekał tam wieki. Sekunda za sekundą, coraz bliżej jego śmierci. Myślał o rodzinie, o Violet, o handlowcach. O wszystkich, których spotkał. Nie, to nie mogło się stać! Nie mógł, od tak, umrzeć. To nie prawda. Zaraz się okaże, że to jakaś koleżanka Zoe, która zacznie się śmieć, powie "haha, ale was nabrałam", albo okaże się, że to tylko niewinna marionetka, która też się tu zgubiła. Nie ważne co, Elliot nie mógł sobie dopuścić na coś takiego. Lalka z każdym krokiem zbliżała się. Cień był ledwo widoczny. "Czyli to prawda. DLACZEGO!?" Jak to możliwe! Dlaczego on! Nie, tak nie może być! Jest wiele gorszych ludzi na świecie, a to on zginie? Przecież chciał dobrze, czemu świat musi być taki niesprawiedliwy! Lalka powoli stała się zauważalna. To było oczywiste. Media kłamały. Chociaż to chyba lepiej dla społeczeństwa bo wyglądała jak siedem nieszczęść. Była widocznie jakimś nieudanym eksperymentem. Czy to by się stało z Fiołkiem, gdyby nie uciekła? Byłaby czymś, co nie do końca wiadomo, czy żyje, czy jest tylko maszyną? Ale kto zrobił to tej marionetce? Marionetkarz? Ale dlaczego? Lalka spojrzała właśnie na Elliota. Przypomniał sobie, gdzie jest, i co z nim się stanie. Może ona potrzebuje rozmowy? Może nie rozumie, jak działa ten świat. Może myśli, że zabijanie dla osoby trzeciej jest dobre? Taka marionetka nie może po prostu zabijać. Musi mieć chociaż jakiś motyw. Kolekcjonowanie krwi to nie jest motyw. "H- hej, chcesz porozmawiać?" chciał powiedzieć Elliot, ale strach nie pozwalał mu na poruszenie ustami, a co dopiero na drżenie strun głosowych. Lalka zbliżała się nieubłaganie. Była tak blisko. Mogłaby zabić Elliota w tej sekundzie. Co najpewniej zrobi. Lunatyk umrze. Będzie nieżywy. Jego dusza opuści ciało. W końcu dowie się, co jest po śmierci. Byt? Niebyt? Coś innego? Czy czegoś doświadczy? Dowie się za niedługo. Już widział światełko w przysłowiowym tunelu. Było tak blisko. Mógł poczuć ciepło tego reflektora. Czy to było miłe uczucie? Nie powiedziałby. Choć niemiłym też nie było. Wszystko jakby zwolniło, pociemniało. Życie przestało mieć dla niego sens. Gdyby okazało się, że jednak przeżyje czułby, że wolałby zginąć. Tak. Chce zginąć. Najlepiej od razu. Bez bólu. Pójdzie spać, być może się obudzi w innej rzeczywistości. To nie będzie bolało. Kiedyś czytał, że ludzki mózg podczas śmierci wytwarza dla ciała najlepszego tripa. Czy to była prawda - nie wiedział. Ale hej, zawsze ciekawiło go, jak to jest być na haju. Teraz mógł tego doświadczyć. Mógł poczuć, jak jego ciało doświadcza nieopisywalnych emocji. Czuł się bosko. Nie marzył o niczym bardziej, jak poczuć tą brzytwę na swojej skórze. Jak wbija mu się, a on czuje ból w każdym ogranie napotkanym na drodze. Jak Lunatycka krew spływa po jego ciele, a do jego nosa dociera świeży zapach metaliczności.
Lalka była już dosłownie na wysunięcie kończyny, gdy nagle zrobiła coś niespodziewanego. Zamiast zrobić to, o czym Elliot marzył, odbiła w inną stronę, podbiegła kawałek, skupiła wzrok na słoiku Violet, a raczej jego pozostałości. Wydała z siebie dźwięk trudny do określenia. Złość? Rozpacz? Smutek? Prawdopodobnie wszystko naraz. Wiadomo jedno. W tym momencie lalka na chwilę zapomniała o ofiarach. Teraz ofiarą była ona. Tylko dlaczego tak jej zależało na tym słoiku?
Kolekcjoner doznał oświecenia. No tak, to jest to, co robi w życiu. Poświęca na to cały swój czas, gdyby to straciła, nie mogła by się pozbierać. Albo dostałaby takiego ataku zazdrości, że stałaby się jeszcze potężniejsza. Jednak wszystko ma swoje limity. Nawet marionetki. W pewnym momencie musi pęknąć. Musi się poddać. Na pewno. Tylko co tu zrobić?

- Teraz! - powiedział do załogi.

Plan był taki - mógłby się ukryć i poczekać, aż droga do słoików będzie wolna. Wtedy by podszedł do nich i stłukł. Wszystkie naraz? Nie, primo, zajęło by to za dużo czasu, secundo, lepiej, gdyby zrobił to jedna po jednej. Coś jak chińska tortura wodna. To jest to! Nikogo nie przerazi wylanie mu na głowę całego wiadra. Ale kropelka po kropelce, powolutku, prosto na czoło może doprowadzić do obłędu. Jak już się tam znajdzie, weźmie jeden ze słoików. Ale który? Czerwony? Ten z krwią psa? A może jakieś imię? Nie ma na to czasu, wystarczy pierwszy, który się nasunie pod rękę. Potem co? Zrzuci go. Ale najlepiej nie pod siebie. Jak najdalej. W trakcie, kiedy wzrok lalki skupi się na słoiku lecącym w powietrzu Elliot znowu się schowa, by ona go nie zaatakowała. I tak w kółko? Nie wie, choć na razie taki jest plan. Zobaczy, co się stanie potem. Trzeba przecież uwzględnić też zachowania dziewczyn.

Anonymous - 16 Kwiecień 2016, 11:51

Zbliżała się ich ostatnia walka. Violet cicho przełknęła ślinę. Czy sprostają temu wyzwaniu, czy obędzie się bez ofiar? Przychodziły do niej same czarne myśli. Już nie potrafiła udawać przed nimi odważnej. Dlaczego w ogóle to wcześniej robiła? By dać Elliotowi poczucie bezpieczeństwa? By zaimponować Zoe? Miała wrażenie, jakby to była jej wina, że tu się znajdują. Cóż, częściowo była, w końcu zaciągnęła tu swojego towarzysza, choć poczuwała odpowiedzialność również za świeżo poznaną Lunatyczkę. Czyli tak to jest kogoś mieć. Po spędzeniu niemal całego życia w samotności lub będąc po prostu obiektem, nie kimś żywym z uczuciami, tylko zabawką czy królikiem doświadczalnym. Miała nadzieję, że wyjdą z tego żywi. Chociażby jej towarzysze podróży. Oni przynajmniej są w jakiś sposób użyteczni dla społeczeństwa, w końcu to Lunatycy, a kto by płakał po kolejnym włóczącym się bezpańskim Dachowcu? Teraz bardzo zaczęła żałować, że poznała Elliota. Znając jego emocjonalność śmierć kotki mogłaby go mocno uderzyć. “Przestań. Nie myśl tak. Nie mogę się poddać od razu, nie bez walki. Muszę być maksymalnie użyteczna.” Skarciła się w myślach. Rzuciła okiem na chłopaka, który cały drżał, najpewniej ze strachu. Spojrzała na Zoe, ta aż tak tego nie okazywała, jednak w jej oczach mogła dostrzec ślady strachu. Miała nadzieję, że lalka nie ma jakiegoś zwierzęcego węchu, bo od całej trójki można było czuć przerażenie na kilometr. Violet postanowiła przyjrzeć się marionetce. To był koszmar. Zdjęcie z gazety, którą przed chwilą pokazała im Zoe, mimo iż upiorne, nie oddawało całkowicie wyglądu owej istoty. Wyglądała jak wyrzucona zabawka, w ustach ktoś zamontował jej coś jakby rurkę do wypijania krwi z ofiar, wyposażając ją również w butelkę na ową substancję. Każda z jej kończyn była zakończona czymś innym - jedna z rąk miała brzytwę, druga szpony, jedna noga kończyła się kółkiem a druga kijem. Na plecach miała bliżej niezidentyfikowany symbol. Postanowiła podzielić się swoimi spostrzeżeniami z Zoe, która prawdopodobnie nie mogła dostrzec na tym etapie żadnych szczegółów u lalki, w końcu to ona mogła aktualnie zdziałać najwięcej w walce z nią.

- Zoe, słuchaj - powiedziała możliwie jak najcichszym szeptem, jednak na tyle głośnym by dziewczyna mogła cokolwiek usłyszeć - to coś ma brzytwę, szpon, kółko i kijek, a na plecach jakiś znak, którego nie mogę rozpoznać - starała się również przekazać jak najwięcej możliwe w jak najmniejszej ilość słów. - Dopóki blokuje magię, będę bezużyteczna w walce, więc możemy się skupić na przełamaniu tej bariery - zaproponowała.

Violet zaczęła trochę współczuć tej dziwacznej istocie. Porzucona zabawka, nieudany eksperyment, trochę jak nasza kotka. Najpierw zabawka arystokraty, później nie do końca udany eksperyment maga. Cała nienawiść i chęć zabicia tejże osobliwości zniknęła. Jednak musieli ją zabić a przynajmniej unieszkodliwić, oni, albo ona. Zbliżała się. Lalka wyglądała jakby chciała dopaść biednego młodzieńca, jednak gwałtownie zmieniła kierunek poruszania się i przystanęła nad rozbitym słoikiem, wydając z siebie jakby jęk złości i rozpaczy. Teraz pytanie, czy zdemotywuje ją to czy tylko podjudzi. Ten moment był wręcz idealny na atak z zaskoczenia. Jednak ani sam Fiołek ani Lunatyk nie byli w stanie nic zrobić, więc cała odpowiedzialność spadała automatycznie na biedną Lunatyczkę. Viola chciała już coś do niej szepnąć, choć jej plany zostały pokrzyżowane przez chłopaka.

- Teraz! - powiedział do załogi.

Miała nadzieję, że niespodziewany rozkaz do ataku nie zwróci uwagi tej marionetki. Violet z lekka wychyliła się znad blatu ,na tyle by widzieć niemal całą piwniczkę. Dopóki magia jest zablokowana, Dachowiec jest bezużyteczny w walce, choć potrafiłaby się obronić. Jedyne co teraz mogła robić to informować resztę o położeniu przeciwniczki i ewentualnych przeszkodach na drodze. Cieszyła się, że chociaż w taki sposób może pomóc. Nie miała co prawda pojęcia czy Zoe rzuci się do walki i co w ogóle zrobi Elliot, jednak ich wachlarz opcji gwałtownie zmniejszył się do kilku po zdradzeniu ich pozycji okrzykiem bojowym.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group