To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Kryształowe Pustkowie - Szafirowa Puszcza

Rello - 1 Listopad 2016, 22:51

Opatrunki w niczym mi nie szkodziły a wręcz przeciwnie, czyniły pomoc, jednocześnie nie krępując ruchów to też nie miałam zamiaru jeszcze się z nimi rozstawać. Słuchałam z uwagą tego co powiedziała dziewczynka o twarzy staruszki. Co stało się z tą twarzyczką? Dlaczego tak bardzo różni się od reszty ciała? Ciekawiło mnie to, jednak nie były to pytanie, jakie wypadało zadawać. Tego rodzaju ciekawość często była nie tylko nietaktem, lecz również atakiem, który budził niemiłe wspomnienia… Nie chciałam ranić nikogo.
Odprowadziłam dziewczynę wzrokiem, a gdy ta opuściła pokój swą uwagę w pełni poświeciłam niewidzącemu mężczyźnie. Słowa, które właśnie padły z jego ust sprawiły, że moje ciało ogarnął dreszcz… poczułam jakby ktoś nagle zacisnął mi rękę na gardle i wcale nie miał zamiaru zwolnić uścisku… Nie znałam go… właściwie wcale a mimo to świadomość, że mógł zginąć… bolała. Nie chciałam jednak śmierci przyjmować za pewnik.
-Ta Sillithea jest niebezpieczna i szkodliwa rozumiem… ale przecież musi być jakiś cień szansy że On… może udało mu się jakoś wydostać, może wciąż tam tkwi i potrzebuje pomocy. Ja go zostawiłam, szukałam pomocy… Nie powinnam go zostawiać…
Szmaragdowe spojrzenie wbiło się w podłogę pod moimi stopami, przez chwilę nie miałam siły podnieść wzroku ani kontynuować tej rozmowy… Nie powinnam była go zostawiać… Z opóźnieniem odpowiedziałam na pytanie zadane przez starca.
-Znalazłam się tutaj trochę przez wolę przypadku. Zboczyłam z drogi i kiedy starałam się na nią wrócić spotkałam podróżnika. Mój towarzysz z jaskini Belven, opowiadał mi o dawnym królestwie, które chciał odnaleźć. Opowiadał też o niezwykłych equesach, które można było tam spotkać. Chciałam zobaczyć te stworzenia, słyszałam o nich wiele, nigdy jednak nie miałam możliwości zobaczyć.
Zamilkłam na moment, po czym uśmiechnęłam się nikle, bardziej sama do siebie niż kogokolwiek innego. Było tak, ponieważ wsłuchałam się właśnie w swoje własne słowa.
-Brzmi to pewnie głupio, tak naiwnie… iść w nieznane. I rozumiem. Nie chciałam sprawiać kłopotu, jestem bardzo wdzięczna za to co dla mnie zrobiliście. Dziękuję.
Nie powinno się nadużywać cudzej gościnności, wiedziałam o tym jednak… Były rzeczy których musiałam się dowiedzieć. Jedną z tych rzeczy była przerwana wypowiedź blond włosej dziewczynki. Trudno to wyjaśnić jednak czułam, że ta istotka czegoś ode mnie oczekiwała…
Miałam okazje przyjrzeć się dość nietypowej scenie i kolejnemu nietypowemu dziecku o starczej twarzy, tym razem był to chłopak. Może był bratem złotowłosej? Tego nie wiedziałam… Sytuacja która miała jednak miejsce wywołała we mnie niepokój. Nie zastanawiając się długo zbliżyłam się do starca, złapałam upuszczoną laskę po czym ostrożnie podałam ją starcowi.
-Czy… mogę jakoś pomóc? Chciałabym się odwdzięczyć za ratunek..


Anastasia - 2 Listopad 2016, 19:03

/przepraszam za długość ._.

- Przeleżałaś tu niemal dobę. Jeśli nie wyszedł stamtąd do tej pory... Nie widzę szans. Nie martw się, nie mogłaś o tym wiedzieć.
Starzec wysłuchał pobudek Revi do wyruszenia w tę podróż z nieznanym, pokiwał głową i zdawał się wierzyć w każde jej słowo. Miała dobre serce, a rozpoznawanie szczerości w ludziach było jedną z jego mocy, choć tego dziewczyna wiedzieć nie mogła. Wydawało się nawet, iż zmarszczki na jego twarzy pogłębiły się w delikatnym uśmiechu, będącym odpowiedzią na podziękowanie.

Mężczyzna zdawał się nie być zmieszanym obecnością osoby trzeciej w lokalnych kłótniach. Przyjął podaną laskę, dopiero teraz wzdychając na tyle mocno, że broda - choć wyglądała na sztywną - rozstąpiła się na krótką chwilę. Każdy miał granice swojej cierpliwości.
- Wprowadzą mnie do grobu, nim to wszystko dobiegnie końca. Chciałabyś pomóc? Więc chodź za mną, Revi. - Wyszedł z pokoju, a jeśli i Senna Zjawa za nim podążała, przeszli razem ciemny przedpokój, małe pomieszczenie z jeszcze mniejszymi oknami umiejscowionymi tuż przy suficie oraz dwoma prowizorycznymi łóżkami, z czego jedno wyglądało na zajęte, lecz coś, co kształtem przypominało ciało dorosłego człowieka, było przykryte w całości białą płachtą. Później wyszli na zewnątrz.
Był środek dnia - mniej więcej na to wskazywało słońce w zenicie. Jego promienie odbijały się od niebieskich kryształów, które również po tej stronie fosforyzującej skały były wszechobecne i tworzyły jednolitą kopułę, przez co okolica była spowita w ich poświacie, a to z kolei przyprawiało o większą melancholię. Bo była ona tu wyczuwalna; ciężkie powietrze, pustki na dróżkach, chociaż w okolicy znajdowało się wiele, wyglądających na ubogie, domostw, zaniedbane, wręcz wysuszone na wiór ogródki i czasem, bardzo rzadko przebiegające dziecko z twarzą starca.
- Szukałaś królestwa? Tyle z niego zostało. Bieda i śmierć. - Choć wyszli z domu, on wciąż kontynuował podróż, a dzięki temu Revi dostrzegała kolejne zniszczone wejścia do domów lub nawet ich brak, następnie w oddali zamigotała góra utworzona raczej przez człowieka i odróżniająca się od krajobrazu przez wykonanie jej z ciemnej ziemi, nie kryształu, a na jej szczycie górowały liczne, krzywo zbite krzyże. - Trafiliśmy na niewłaściwych ludzi, oto nasza kara - odcięcie od świata oraz choroba, której nie umiemy się pozbyć. Ludzie starzeją się w zastraszającym tempie, choć wciąż mają mentalność dziecka. Umierają nim zdążą naprawdę zacząć żyć. To coś zżera ich od środka, giną w bólach na oczach własnych dzieci, które coraz dotkliwiej zdają sobie sprawę, iż niebawem czeka ich podobny los. Nie mogą również udać się po pomoc, zbytnie oddalanie się od centrum zarazy również spowoduje ich śmierć. - To by wyjaśniało złość chłopca, który martwił się o małą Rinę, która uciekła.
Dotarli do budynku, który przypominał bardziej szopę, niż miejsce czyjegoś zamieszkania i w tym miejscu starzec się zatrzymał. - Z pierwszego pokolenia po pojawieniu się klątwy dożyłem tylko ja, lecz niebawem wszyscy tu padniemy jak muchy bez dopływu świeżej krwi. - Gestem dłoni nakazał Revi zostać na miejscu, sam otworzył drewniane drzwi i jej oczom ukazał się wyprowadzany, wyraźnie dotknięty panującą biedą, Eques o czarnej grzywie, pysku oraz charakterystycznych trzech plamkach na prawym uchu. - Nie zostało ich tu wiele, ale to najsilniejszy z nich. Jeśli wciąż chcesz pomóc, weź go, on zaprowadzi cię do kapłanki. A ona... Jest naszą ostatnią nadzieją. Wiem, że dobra z ciebie istota i nie znikniesz z Equesem przy pierwszej możliwej okazji, ale i on ma swój rozum, nie tak łatwo da się uprowadzić. To... Uparty, lecz rozsądny okaz. - Gdyby Revi zdecydowała się na pomoc, mogła bez problemu dosiąść konia, lecz prawda mogła ją przytłoczyć. Była to duża odpowiedzialność, której nie każdy by się z chęcią podjął, dlatego starzec na zakończenie dodał: - Nie proszę cię o ocalenie, proszę o bycie posłańcem.

Rello - 4 Listopad 2016, 02:59

Bez słowa podążyłam za brodatym staruszkiem. Moje myśli nadal krążyły wokół opuszczonego towarzysza. Miałam nadzieję, że fioletowowłosemu jakoś udało się oswobodzić… Gdy szliśmy już przez jakiś czas nagle zdałam sobie sprawę, że nie mam butów… Moje stopy chroniła jedynie warstwa bandaży. Przypomniałam sobie, że skórzane sandałki pozostały w sidłach niebezpiecznej mazi… Cóż nie raz miałam okazję oglądać pewien program podróżny, którego prowadzący cały świat przemierzał boso, mogłam się z nim teraz zintegrować. Szybko jednak zapomniałam o tak banalnej niedogodności, mimowolnie zwolniłam krok, gdy mijaliśmy jedno z pomieszczeń, kątem oka dostrzegłam ludzką sylwetkę spowitą przez białą płachtę. Zadrżałam... nie zatrzymałam się jednak, nie chcąc zgubić starca. Gdy opuściliśmy budynek, mój wzrok od razu przykuły wszechobecne kryształy, które jednocześnie wzbudzały mój podziw, lecz jednocześnie i lęk. Jak gdyby gdzieś w głębi pięknego minerału tkwił wtopiony niepokój, niewidoczny dla ludzkich oczu. Aura, która wypełniała to miejsce była przytłaczająca, w czym utwierdzałam się z każdą kolejną chwilą naszego „spaceru”. Panowała tu bieda, która była dla mnie czymś nowym, ponieważ w swoim niedługim jednak życiu nie miałam z nią wiele do czynienia. Wiedziałam, czym było skromne życie, ale to coś zupełnie innego… Mój szczególny niepokój wywołał widok kolejnego dziecka o twarzy starca… A więc tamta dwójka wcale nie była odosobnionymi przypadkami, co tu się dzieje… Nie odzywałam się, jednak z niezwykłą uwagą słuchałam każdego słowa, jakie właśnie padało z ust starca. Jednocześnie szmaragdowe spojrzenie z uwagą i narastającą trwogą błądziło po wyniszczonym królestwie… Co tu się stało…? Pytanie, które wypowiedziałam jedynie w myślach, nagle doczekało się odpowiedzi, która sprawiła, że w moich myślach pojawiły się kolejne wątpliwości. Jednak powaga wyczuwalna nie tylko w słowach, ale i głosie mężczyzny nie pozwoliły mi, odważyć się na wejście mu w słowo, a przynajmniej jeszcze nie teraz.
Dotarliśmy do miejsca, które różniło się od mijanych przez nas domostw, wyglądało to bardziej na jakąś szopę lub składzik. Nie bardzo wiedziałam, po co właśnie tu przybyliśmy, ale czułam, że i ta zagadka szybko się rozwiąże. Tak jak nakazał starzec, posłusznie pozostałam na swoim miejscu, czekając. Nie musiałam czekać długo. Do moich uszu dotarł charakterystyczny dźwięk, którym był stukot kopyt, a zaraz po tym ukazał mi się eques. Na widok stworzenia zrobiłam pół kroku w tył, zaś moje usta rozchyliły się delikatnie z podziwu. Bestia, mimo iż widać było, że nie jest w swej szczytowej formie, to mimo to robiła na mnie ogromne wrażenie.
-Piękny…
Szepnęłam tylko, po czym na nowo wsłuchałam się w wypowiedź mego brodatego towarzysza. Kolejna wypowiedź sprawiła, że w mojej głowie nagle pojawiła się twarz blond włosej dziewczynki, oraz iskierki nadziei, które dostrzegłam gdzieś na dnie jej spojrzenia. Po tym wszystkim, co usłyszałam oraz po tym, co zrobili dla mnie Ci ludzie, nie potrzebowałam wiele czasu do namysłu, właściwie nie potrzebowałam go wcale. Chciałam im pomóc. Ta kraina nie należała do bezpiecznych, miałam tego świadomość, mimo wszystko musiałam podjąć to ryzyko… Ci ludzie, nikt nie zasługiwał na takie cierpienie.
Wzięłam głębszy oddech, po czym ostrożnie postąpiłam kilka kroków ku bestii, wyciągając w stronę jej pyska dłoń z zamiarem pogłaskania go, chciałam, aby stworzenie mogło się ze mną oswoić i tak samo ja z nim.
-Pomogę wam, a przynajmniej spróbuję.
Oświadczyłam z całą pewnością, na jaką było mnie stać, po czym podjęłam się trudnego zadania, jakim była próba dostania się na koński grzbiet. Nigdy wcześniej nie miałam okazji jeździć konno a tym bardziej dosiadać magicznego wierzchowca. Pierwszym, czego żałowałam, był brak spodni, drugim jakiejś drabinki albo, chociaż stołka, który znacznie ułatwiłby mi zadanie. W końcu, po dłuższej chwili, niezgrabnie usadowiłam się na grzbiecie equesa, którego teraz otwartą dłonią głaskałam po karku, chcąc w ten sposób uspokoić stworzenie. Błagam, tylko mnie nie zrzuć…
-Jak rozpoznam kapłankę i co dokładnie mam jej przekazać? Historię, którą właśnie mi opowiedziałeś, czy coś jeszcze? Będę waszym posłańcem Panie… ?
Nadal nie znałam imienia ślepca oraz najstarszego ocalałego przedstawiciela ginącego królestwa. Zastanawiałam się jeszcze, kim byli ci „niewłaściwi” ludzie, którzy jak zrozumiałam, sprowadzili klątwę na to miejsce…


Anastasia - 7 Listopad 2016, 11:34

Jednorożec stał niewzruszony, niczym posąg zarówno kiedy Revi chciała go dotknąć, jak i podczas wsiadania. Obserwował jedynie starca, co mogło, choć nie musiało świadczyć o tym, iż wszystko to przez wzgląd na jego obecność.
- Kapłanka... – Dumał przez moment, gładząc siwą brodę. Czy mógł tak naprawdę wiedzieć jak wyglądała? - Ma piękne anielskie skrzydła. Mieszka na szczycie góry. Za cmentarzyskiem znajduje się jaskinia, prowadzi ona do puszczy u podnóży wzniesienia. Zaś jeśli o przekaz chodzi. – Mężczyzna odsunął lewą część swojej workowej szaty, wyciągając zza niej pusty pergamin. Nie miał przyrządu do pisania, nie miał również wzroku, który by mu to umożliwił, a mimo to Revi mogła zauważyć, jak papier zapełniał się estetycznie wyrysowanymi słowami – jednakże ich znaczenie pozostawało raczej nieznane, bowiem ciężko jej było je dostrzec z pewnej odległości i do góry nogami. List został zawinięty w rulon, przewiązany czarnym sznurkiem i tak przygotowany, wręczony Zjawie. - Przekaż jej tę wiadomość, proszę. Z pozdrowieniami od Trahearne'a. – Zaczął szukać czegoś jeszcze w odmętach stroju, by ostatecznie podać jej jeszcze dokładnie oszlifowany rubin. - Może ci się przydać.
Odsunął się na bezpieczną odległość od Equesa, spojrzał na dziewczynę, jakby naprawdę mógł ją dostrzec i nie zwlekał już dłużej; smagnął jednorożca swoją laską, a ten zarżał przeciągle, ruszając galopem przed siebie, mało co nie tratując kolejnego dziecka.
Revi usłyszała na pożegnanie „powodzenia” z ust starca oraz… Oraz ciche nawołanie swojego imienia głosem, który mogła znać, lecz w tym momencie nie potrafiła go z nikim skojarzyć czy przypisać przynajmniej płeć. Równie dobrze lęk, który zapewne towarzyszył nagłemu wyrwaniu konia mógł spłatać jej figle.
A no właśnie.
Zjawa musiała się mocno trzymać, nie było chwili na rozglądanie, gdyż jeden mały błąd, a Eques mógł ją z siebie zrzucić. Im dalej od starca, tym bardziej był on niespokojny, współpraca malowała się w ciemnych barwach. Na szczęście parł on we właściwym kierunku. Mijali widzianą z daleka górę z krzyżami, które miały tu wydźwięk symboliczny niż religijny, a odór jaki towarzyszył tej okolicy przyprawiał, nawet te mniej wrażliwe żołądki o nudności.
I docierali w końcu, po kilkunastu minutach szaleńczej jazdy, do kryształowej ściany uniemożliwiającej dalszą podróż, ale nic nie zapowiadało, iż Eques wyhamuje.
Na prawo płynął wąski strumień rzeki przedzierającej się przez skałę, a zaraz za nim ciemna, zarośnięta kotarą z bluszczu, jama.

Rello - 12 Listopad 2016, 01:24

Byłam z siebie dumna, gdy tylko udało mi się w miarę pewnie usadowić na grzbiecie bestii, fakt, że ta nie poruszała się zbytnio bardzo ułatwił mi to zadanie. Nieco niepewnie zerknęłam teraz na odległość dzielącą mnie od ziemi. Upadek mógłby okazać się bolesny i zamierzałam mieć to na uwadze, tym bardziej, że na grzbiecie wierzchowca nie trzymało mnie praktycznie nic, brakowało siodła i paru innych rzeczy, których obraz, co prawda miałam w pamięci jednak nie mogłam przypomnieć sobie ich nazwy.
Zdziwiłam się widząc jak pusty pergamin nagle zapełnia się znakami. Czy to w tym materiale tkwiła jakaś magia a może to jeden z talentów mężczyzny? Nie jeden pisarz zabiłby za możliwość tak ekspresowego przelania swych myśli na papier. Zainteresował mnie sam proces pojawienia się wiadomości, nie jej treść a to z prostej przyczyny, nie była ona skierowana do mnie. Nie miałam w zwyczaju czytać cudzej korespondencji, choć czasem robiłam coś bardziej niemoralnego w końcu często zaglądałam w cudze wspomnienia. Uniewinniałam się jedynie faktem, że był to dla mnie najszybszy sposób uczenia się świata. Skupiłam się za to na zapamiętaniu wskazówek dotyczących samej kapłanki jak i miejsca jej pobytu.
-Dobrze, tak zrobię. Rozumiem.
Potwierdziłam, jednocześnie przejmując wiadomość, którą miałam dostarczyć. W zwiewnej sukience brakowało kieszeni, ta, która znajdowała się w bolerku była zbyt mała, dlatego aby nie zgubić cennej przesyłki zdecydowałam się na wsunięcie jej pod rękaw bolerka, które było na tyle dopasowana, że miałam pewność, iż pergamin pozostanie na właściwym miejscu i nie wypadnie po drodze. Przez chwilę przyjrzałam się niewielkiemu przedmiotowi, którym okazał się oszlifowany minerał.
-Dziękuję.
Zabrałam rubin, przez moment jeszcze podziwiając podarunek i zadając sobie pytanie, do czego ów kamień miałby mi się przydać? Nim zorientowałam się, że pytanie to powinnam wypowiedzieć nagłos, starzec smagnął stworzenie laską, z czego to najwyraźniej nie było zadowolone… Zacisnęłam kamień w dłoni, aby czasem go nie upuścić, po czym bez namysłu objęłam szyję jednorożca z trudem powstrzymując się od wydobyciem się z mojego gardła krzyku, gdy zauważyłam że na drodze bestii pojawiło się dziecko. Całe szczęście moment grozy minął i nikomu nie stała się krzywda… przestraszyłam się jednak nie na żarty… Czułam jak serce bije mi jak oszalałe, do tego przez moment miałam wrażenie jakby ktoś za mną wołał… bałam się jednak utraty równowagi i upadku, dlatego nie oglądałam się za siebie.
Starałam się uspokoić, musiałam teraz myśleć trzeźwo, miałam w końcu ważną misję do spełnienia. Rubin, który nadal miałam zaciśnięty w dłoni przeniosłam teraz do niewielkiej kieszonki dżinsowego bolerka, zaraz po tym starałam się przybrać bardziej pozycję bardziej właściwą dla jeźdźca. Nie było to wcale takie łatwe jak by się mogło wydawać, ponieważ bestia gnała w szaleńczym tempie a to nie pomagało w utrzymaniu równowagi. Lejce… To tego słowa nie mogłam odnaleźć i to właśnie ta rzecz bardzo my mi się teraz przydała. Nie miałam przy sobie żadnego sznurka czy paska z resztą zapewne tan okazałby się za krótki, nagle przyszło mi do głowy inne rozwiązanie. Przytuliłam się do szyi wierzchowca i starałam skupić jednocześnie szeptem powtarzałam słowo „spokojnie”. Spróbowałam skorzystać z swojej mocy, aby stworzyć mocne i długie pnącza porośnięte drobnymi filetowymi kwiatami i równie drobnymi listkami. Ów pnącza oplotły się wokół mego pasa jak i końskiego grzbietu, inne ich odnogi oplotły moje ręce oraz wspięły się po szyi equesa aby w końcu stworzyć coś co miało przypominać prowizoryczne lejce. Drobne filetowe kwiaty uwalniały subtelny i przyjemnie słodki aromat. Nie wiedziałam jak bestia zareaguje, dlatego nadal cały czas trzymałam się jej szyi, wyczekując momentu, w którym będę mogła się wyprostować. Jeśli tak owy nastąpił, podjęłam próby delikatnego pociągnięcia za lejce, co przynajmniej w teorii powinno sprawić, że zwierze zwolni.
-Wolniej, trochę wolniej…
Mijane cmentarzysko nie obudziło we mnie przygnębienia, lecz determinację. Kapłanka była ich nadzieją… Koniec czekał na każdego, jednak po nich śmierć wyciągała swe dłonie zbyt szybko… również ja zaczęłam pokładać nadzieję w skrzydlatej postaci. Czy znała sposób jak wygnać śmierć z tego królestwa, jak na powrót tchnąć w nie życie? Najpierw jednak trzeba było do niej dotrzeć… a jak na razie nękała mnie obawa że rozbijemy się na ogromnej kryształowej ścianie. Dopiero po chwili dostrzegłam wyrwę którą przysłaniała roślinność, wówczas przypomniałam sobie o tym że siwobrody mężczyzna wspominał o jaskini która miała prowadzić do puszczy…



Anastasia - 14 Listopad 2016, 15:21

Wytworzone przez Revi pnącza rzeczywiście pozwoliły jej pewniej utrzymać się na grzbiecie bestii, jednak ta czując się nieswojo z nowym wyposażeniem, swój szaleńczy, acz jeszcze wtedy równomierny bieg, zamienił na dodatkowe podskoki i wymachiwanie głową w różnych kierunkach, starając się pozbyć niechcianych pnączy. Zapewne nie był przyzwyczajony do takiej jazdy, toteż efekt mocy Zjawy był dla niego czymś niewygodnym.
I prawie udało im się dotrzeć w takim jednolitym stanie pod samą kryształową ścianę. Z początku plan Revi szedł po jej myśli, lecz kiedy pociągnęła za pnącza, Eques stał się bardziej zirytowany, wyraźnie mu się to nie spodobało, dlatego już pod sam koniec podróży jego szczęka śmielej zaczęła zahaczać o rośliny, które mógł swobodniej dosięgnąć, a wiercący się łeb, jeśli nie zerwał jednego z połączeń lejców, to na pewno mocno nadwyrężył którąś z rąk Revi (tutaj już pozostawię dowolność).
Zatrzymał się gwałtownie, dosłownie kilka kroków przed ostatecznym zderzeniem, ale i przy tym z gracją pochylił, przez co – jeśli lejce zostały przegryzione – Revi ześlizgnęła się po ciele bestii na ziemię. Jeśli nie, mogła zejść na ziemię lub starać się wciąż pozostać na jednorożcu. W każdym z tych przypadków, zwierzę wciąż byłoby niespokojne; stawało dęba, parskało na dziewczynę oraz nerwowo kopało w ziemi przednim kopytem.
Współpraca zapowiadała się naprawdę ciężko, a droga dopiero się rozpoczynała. Może należało jedynie zachęcić czymś Equesa? Sam nie garnął się do ruszenia w kierunku jaskini, a i ten odcinek drogi wyraźnie zmęczył osłabione ciało, co również mogło świadczyć o tym, że długo protestować z takim uporem nie będzie miał siły.

Rello - 4 Grudzień 2016, 20:42

Do listy moich najskrytszych marzeń nie należał wcale udział w rodeo, to też nie byłam wcale zadowolona z tego, co właśnie mnie spotkało. Jednocześnie zdałam sobie sprawę, że nie bardzo przemyślałam swój genialny, jak jeszcze chwilę temu sądziłam pomysł. Ostre szarpnięcia i potrząsanie głową bestii sprawiło że ból odezwał się w mojej lewej dłoni. Czyżbym ją naderwała? Ponownie przywarłam do końskiej szyi, z całych sił starałam się nie zaliczyć spotkania z ziemią.
-Przepraszam! Nie chciałam Cię przestraszyć, spokojnie!
Starałam się wytłumaczyć, choć nie wiedziałam czy bestia w ogóle mnie rozumie, a nawet, jeśli tak to czy była skłonna mnie wysłuchać. Jak miałam przekonać to stworzenie do współpracy? Eques nie był w najlepszej formie i pewnie też w nastroju do tego typu misji… jednak zbyt wiele teraz ode mnie zależało abym mogła pozwolić sobie na kolejną porażkę. Musiałam sama najpierw się uspokoić, zwierzęta wyczuwały cudzy strach, który sam później im się udzielał. Może w przypadku bestii było podobnie?
-Szzzz spokojnie…
Znów spróbowałam uspokoić swego wierzchowca, tym razem jednak mój głos był opanowany i stanowczy zarazem. Moje starania nie zdawały się jednak na wiele, zbliżaliśmy się do kryształowej ściany, o którą mogliśmy się rozbić… Wątpiłam jednak by stworzenie miało ryzykować swym życiem. Spokój, tylko spokój mnie uratuje… Opanuj się dziewczyno, nie możemy ich zawieść… Powtarzałam w myślach, starając się wczuć w ruchy wierzchowca, czekałam na moment, w którym się zatrzyma, był to ważny moment, bo i ja musiałam wówczas ustawić się odpowiednio. Udało mi się nie spaść! Eques nadal był jednak niespokojny, poczekałam na odpowiedni moment, po czym zlikwidowałam pnącza, wszystkie… skoro stały się między nami „kością niezgody” to lepiej by nie było ich wcale. Zsunęłam się z grzbietu zwierzęcia niepewnie stając na obolałych jeszcze nogach.
-Nie musisz mnie tam nawet wieźć, widzisz? Tylko zaprowadź… proszę.
Odezwałam się i wyciągnęłam rękę w stronę jednorożca, cofnęłam ją jednak widząc zachowanie mego rozbrykanego przewodnika. Westchnęłam głośno, obejrzałam lewą dłoń, która sprawiała wrażenie naderwanej tępy ból nieprzyjemnie promieniował w mięśniach. Zdrową ręką sprawdziłam czy list nadal spoczywał na swoim miejscu. Wiadomość była tam gdzie powinna, jednocześnie przypomniałam sobie również o rubinie. Wydobyłam oszlifowany kamień z kieszeni, po czym uniosłam go do góry chcąc obejrzeć przedmiot pod słońcem.
-Ciekawe, do czego miał mi się przydać? Będę musiała opłacić nim przejście?

Anastasia - 13 Grudzień 2016, 14:15

Eques wyraźnie się uspokoił. Z czasem przestał się tak rzucać, jednak w jego spojrzeniu dało się wypatrzeć zniechęcenie – choć może to wrażenie było mylne? Tak czy siak, nie garnął się póki co do współpracy ani robienia za przewodnika.
W odpowiedzi na jej słowa, za każdym razem kilkukrotnie parskał, by ostatecznie zatańczyć z gracją i z wysoko uniesioną głową powędrować w stronę wąskiej wstęgi rzeki. Dopiero tam opuściły go maniery i łapczywie zaczął upijać kolejne łyki wody, której najwidoczniej w ubogiej wiosce mu brakowało. Możliwe więc, że taka wyprawa będzie dla niego szansą na odzyskanie sił, a za to chyba powinien być wdzięczny.
Kiedy Revi oglądała kamyk – o którym Eques nie mógł niczego powiedzieć, nie tylko dlatego, że mówić nie potrafił, ale i sam nie rozumiał jego przeznaczenia – bestia skończyła pić i zatoczyła koło wokół dziewczyny bacznie się jej przyglądając. Szczególną uwagę poświęciła na oczy Zjawy, z których to ponoć można wiele o człowieku wyczytać, ale gdy zaszła ją od tyłu, pchnęła zdecydowanie pyskiem w stronę zarośniętego wejścia wydrążonego w krysztale. Nie wiadomo czy jednorożec wskazywał właściwą drogę, jednak stać w miejscu chyba też nie planowali, a jemu potrzeba było teraz rozruszać kości w spokojnym chodzie. Nie zamierzał jednak prowadzić, jeśli Revi zdecydowałaby się przedrzeć do wnętrza, on szedłby za nią.
A co spotkałoby ich w środku? Im głębiej by się zanurzali, tym intensywniejsza czerwona poświata by ich ogarniała. Pochodziła ona z drobnych czerwonych kryształów, które Revi już znała z wcześniejszej przeprawy przez szafirową skałę. I tutaj układały się w niewielkie kwiatki, które wydzielały słodki, różany zapach.
Bez wątpienia natrafiliby także na dwa rozwidlenia, ale… Gdyby tylko Revi wytężyła swoją fotograficzną pamięć, zapewne skojarzyłaby odpowiednie miejsca, które odwiedziła z miejscami widzianymi na mapie Belvena. Ale czy należało jej wierzyć? Ostatni wybór korytarza, który wskazała mapa nie okazał się bezpiecznym pomysłem, aczkolwiek doprowadził ich (albo raczej ją) do miejsca przeznaczenia.
Więc co teraz? Revi pokieruje się zapamiętanymi drogami? Wybierze inne? A może w ogóle nie wejdzie do jaskini, szukając innej drogi? Ale czy to nie mijałoby się ze słowami starca?

Rello - 29 Marzec 2017, 16:33

Z wyrazem twarzy jasno świadczącym o swym zagubieniu w aktualnej sytuacji przyglądałam się, jak bestia parska, zarzuca łbem, aż w końcu oddala się. Zaczęłam się zastanawiać czy w Krainie Luster istnieje może jakiś artefakt, który umożliwia zrozumienie mowy bestii i zwierząt? Skoro przecież istniała bransoleta, która swą mocą umożliwiała na przybranie zwierzęcej powłoki… to, czemu nie miałoby być na przykład pierścionka, który sprawia, że parskanie, warczenie i porykiwanie zmienia się w „ludzką” mowę? Tak, bardzo przydałby mi się teraz taki właśnie pierścień.
Dopiero gdy zauważyłam, że Eques podchodzi do strumienia i tam łapczywie gasi pragnienie…zrozumiałam. Ze współczuciem przypatrywałam się rzędom żeber widocznym spod skóry. Tak, nie tylko ludzcy mieszkańcy wioski potrzebują pomocy… Staruszek wybrał dla mnie najsilniejszego z equesów… strach myśleć, w jakim stanie są pozostałe. No i ta klątwa… nie mogę tracić czasu.
Wykorzystałam chwilę postoju na zajęcie się swoją uszkodzoną dłonią, wolałam mieć teraz sprawne kończyny, to też skorzystałam ze swojej mocy. W miejscu urazu zaczęło rozchodzić się przyjemne, kojące lecznicze ciepło.
Bestia jakby czytając w moich myślach, właśnie skończyła swą przerwę przy wodopoju po to by… przeprowadzić ze mną konfrontację? Tak przynajmniej się poczułam, kiedy jednorożec zaczął mnie mierzyć czujnym spojrzeniem. Pozostało mi zachować spokój, nie miałam przecież wrogich zamiarów a wręcz przeciwnie, chciałam wierzyć, że bestia jest w stanie jakoś podświadomie to wyczuć. Poczułam jak, rumak trąca mnie pyskiem, co było dla mnie dość jasnym sygnałem. Od razu ruszyłam przed siebie, nie musiałam się odwracać, aby wiedzieć, że wierzchowiec podąża za mną, mówił mi o tym narastający stukot kopyt.
Z niemałym zaskoczeniem dostrzegłam znajome mi kwiaty, a raczej ich kryształo-podobny twór. Im głębiej wkraczało się w kryształowy korytarz, tym intensywniejszy blask bił od kwiatów. Robiło to niesamowite wrażenie, a jednocześnie przywoływało złe wspomnienie. Droga, jaką wybraliśmy i to, co spotkało fioletowłosego odkrywcę. To wspomnienie poza smutkiem przyniosło coś jeszcze. W głowie zamigotał mi obraz mapy… ale na ile można było jej wierzyć skoro ostatnio… Czułam się rozdarta i wiedziałam, że tajemnicze rozdroża śmiało mogę dodać do listy rzeczy, których nie znoszę.
Po dłuższej chwili wahania mocniej ścisnęłam w dłoni czerwony oszlifowany klejnot, upewniając się, że nadal tkwi on na swoim miejscu. Zdecydowałam, że tym razem to serce i intuicja staną się moimi przewodnikami, w końcu to ich głosu posłuchałam, decydując się pomóc przeklętej wiosce… dlatego nadal będę stawiać kroki według ich wskazówek. Wzięłam głębszy oddech i ruszyłam przed siebie, uważając, by nie zniszczyć ani nie nadepnąć na żadną z kryształowych róż.

Anastasia - 7 Kwiecień 2017, 13:39

Różany zapach wywoływany przez czerwone kryształy nie był tu przypadkowy, ale o tym Revi przekona się podążając ich śladem już niebawem. Bowiem słusznie sobie wybrała trasę i teoretycznie przebyła ją bez większych problemów. Dlaczego?
Po drugim rozwidleniu do jej nozdrzy uderzyła mieszanka zapachów; tego różanego oraz… Trudno go było określić, jeśli nie miało się z nim wcześniej styczności i nie wiedziało się, co jest jego źródłem. W każdym razie, był to zapach, a wręcz odór zgnilizny, lekko duszących gazów oraz – jeśli Revi miała takie obeznanie – rozkładającego się mięsa. Jakkolwiek czerwone kryształy się nie starały, nie można było tej mieszanki zamaskować, nawet Eques stawał się coraz bardziej niespokojny, lecz podążał dalej za Zjawą.
Aż w końcu stukot kopyt ucichł. Z całą pewnością również i Revi się zatrzymała, a wcale nie musiało to być spowodowane – na pierwszy rzut oka – ślepym zaułkiem. Z każdym kolejnym krokiem smród stawał się intensywniejszy, a teraz oto dotarli do jego rdzenia.
Przy ostatnim zakręcie, zza rogu wystawała mała, dziecięca stopa ułożona w pozycji leżącej. Czy to zniechęciło naszą odważną poszukiwaczkę przygód? Miejmy nadzieję, że nie i zapragnie dowiedzieć się więcej!
Mówi się, że im głębiej w las, tym więcej drzew. W tej sytuacji możemy to powiedzenie sparafrazować – im głębiej w jaskinię, tym więcej dziecięcych ciał. Tak, to one leżały tu nie wiadomo jak długo i radośnie rozkładały się wspomagane przez znajdujące się w tunelu żyjątka. Wielu z nich nie można było już zidentyfikować po twarzy, kilku szkieletów nie można było nawet po innych częściach ciała, a unosząca się tu szkarłatna poświata jedynie potęgowała ciarki na skórze. Ale była tu jedna osoba, którą bez wątpienia Revi mogła rozpoznać – Rina. Dziewczynka uciekająca po naganie starca. Jeszcze ruszała dłonią, ale czy wciąż żyła? W tym wypadku, tak dla jasności, moc Revi nie mogła absolutnie nic zdziałać, nie mogła zwalczyć klątwy i warunku, o którym wspominał mężczyzna w wiosce.
Eques ostrożnie stawiał kopyta, ale samym widokiem zdawał się być niewzruszony. Można by pomyśleć, że nie jest na tyle rozumny, by wiedzieć co się stało, choć ludzie z nim bardziej zaznajomieni wiedzieli, iż widział już na własne oczy śmierć niejednego ze stada i przywykł, musiał się z tym pogodzić, bo innego wyjścia nie miał.
Gdyby Zjawa zdecydowała się ruszyć w dalszą podróż, okazywało się, że ślepy zaułek po raz kolejny wcale nim nie jest. Ściana niby była jednolita, jednak miała w sobie trójkątne szczeliny, coś jakby miało to pozorować sporych rozmiarów niedomkniętą szczękę groźnego stworzenia. Paszcza o tyle nabierała realności, że między jej zębami zawisło kolejne, nadziane na kolec ciało. Dziecko wyraźnie chciało przejść na drugą stronę, ale… Tej granicy żadne z nich przekroczyć nie mogło.
Czy tyczyło się to także Equesa?

Rello - 10 Marzec 2019, 22:54

Kryształowe róże, w innym okolicznościach zapewne wprawiałby mnie w zachwyt... lecz teraz nie byłam w stanie skupić się na takich subtelnościach. Trudno też było mi się skoncentrować na czymś innym, iż coraz intensywniejszy fetor, panujący w tym miejscu. Idąc, zaczęłam przysłaniać usta i nos dłonią, mając nadzieję, iż owe opary... nie są trujące. Te jaskinie... napawały mnie jedynie grozą, presją i poczuciem winny. Miałam wrażenie, że kamienne ściany mnie obserwując, wyczekując na odpowiedni moment by...
Niewypowiedziana myśl zawisła gdzieś w przestrzeni, zaś ja sama zatrzymałam się, gdy w szkarłatnej poświacie spostrzegłam... „ludzkie” stopy. Ktoś potrzebuje pomocy... te słowa zadudniły mi w głowie i sprawiły, że nogi samoistnie poniosły mnie we właściwym kierunku. Niestety nie minęło wiele czasu, bym bardzo pożałowała tej decyzji.... Gdy moim oczom ukazała się jakże makabryczna scena... a w nozdrza uderzył smród... smród rozkładu. Poczułam jak, zbiera mi się na wymioty... już zgięłam się w pół, będąc pewna, iż zaraz ponownie ujrzę niedawno spożyty posiłek... gdy w gąszczu ciał dostrzegłam...
-Rina!
Krzyknęłam i całkiem ignorując, fakt, iż wszystko w moim wnętrzu, wrzało i skręcało się... podbiegłam do dziewczynki. Moje kolana uderzyły o twardą posadzkę, nie wykluczałam również że po drodze zawadziłam kostką o jakiś z kryształowych kwiatów. To nie miało teraz znaczenia, nawet gdy rany na nogach odezwały się bólem. To nie miało teraz znaczenia...
-Rina! Co Ci się stało? Nie martw się, pomogę Ci...
Panika i determinacja mieszały się ze sobą. Dźwięczały w moim głosie niczym dwie igły rzucone na kryształowy blat.
Ostrożnie obróciłam jasnowłosą, tak bym mogła dokładniej jej się przyjrzeć. Szukałam wszystkiego, co mogłoby, wskazać mi przyczynę stanu, w jakim znalazła się dziewczyna. Gdy / jeśli nie odnalazłam żadnej rany, ponownie przez głowę przegalopowała mi myśl o trujących oparach.... unoszących się w tym pomieszczeniu.
-Pomogę Ci...
Nie wiedziałam, którą z nas starałam się przekonać bardziej... ale musiałam jej pomóc. Przyłożyłam obie dłonie na wysokość jej mostka, lecz uzdrawiająca energia, która starałam się w nią przelać, nie działała.... Trudno to wytłumaczyć, lecz czułam to. Nie dość, iż realnie nie widziałam efektów swych działań, tak również jakaś cześć mnie czuła, że jest blokowana... albo raczej niwelowana. I dopiero wtedy, słowa przywódcy osady, uderzyły we mnie z ciężarem kowalskiego młota.
-Musisz wrócić do wioski...
Łzy nieproszone popłynęło po twarzy, gdy ostrożnie podźwignęłam dziewczynkę, zbliżając się do bestii, która mi towarzyszyła. Tym razem zniknęła ze mnie wcześniejsza nieśmiałość oraz brak zdecydowania. Determinacja, która mnie teraz wypełniała musiała być wyczuwalna również dla „jednorożca”, który jak już się domyślałam, rozumie zacznie więcej, niż by się wydawało.
-Musisz zabrać ją do wioski. Nie ma czasu, od tego zależy jej życie... rozumiesz. Musisz tam wrócić.
Posłałam wierzchowcowi zdecydowane spojrzenie, po czym podjęłam próbę umieszczenia dziewczynki na końskim grzbiecie.
-Proszę...
Szepnęłam, nim ponownie utkwiłam spojrzenie w ślepiach bestii a zaraz potem w jasnowłosym dziecku. Liczyłam na to, że mnie zrozumie... Jeśli grzbiet bestii okazał się dla mnie w tej chwili szczytem nie do zdobycia, wówczas wspomogłam się jedną ze swych mocy. Pod moimi stopami wyrosły dwa potężne kwiaty, przypominające nieco słoneczniki, które rosły dalej, gdy na nich stanęła. Jeśli bestia mi na to przyzwoliła, zabezpieczyłam ciało dziewczynki, delikatnymi pnączami. Ufałam jednak temu, iż stworzenie, zna wartość tego, co teraz znajdowało się na jego grzbiecie (o ile udało mi się spełnić swe zamiary).

Jeśli mój czteronogi towarzysz usłuchał prośby, zapewne przez chwilę odprowadziłam go wzrokiem, po czym sama ruszyłam przed siebie. Ktoś mógłby pomyśleć, że się nie bałam, lecz odniósłby całkiem mylne wrażenie. Każdy krok i każde mijane ciało napawało mnie lękiem.... lecz owy lęk stał się teraz siłą napędową. Zmienił się w inny... w strach przed tym w ten oto sposób nie skończył kolejny mieszkaniec wioski. I jeśli mogłam jakoś przyczynić się do tego, by temu zapobiec... to musiałam spróbować. Nawet jeśli wiązało się to ze wkroczeniem do przysłowiowej paszczy lwa, które w tym wypadku miało również całkiem realny wydźwięk.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group