To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Misje - Eden

Anonymous - 24 Październik 2016, 16:28

Może jednak nie było tak całkowicie tłoczno, jak spodziewała się, że może być. To nic dziwnego, po raz pierwszy gościła na jakimkolwiek balu, no ale skoro już miała swoje powody...
Stała sama niezbyt długo, podszedł do niej jakiś mężczyzna, którego nie zna, ale jest jednym z gości, tak samo jak ona. Zlustrowała go wzrokiem od góry do dołu, a jej podświadomość już przeanalizowała organizm nieznajomego, jakby szukała słabych punktów, by obronić się przed potencjalnym przeciwnikiem. Kontakty z nieznajomymi, do tego mężczyznami, jeszcze słabo jej idą, jak widać. Mimo wszystko zamrugała raz, drugi i przestała myśleć W TEN SPOSÓB. Czyżby gdzieś podskórnie wyczuwała kogoś niebezpiecznego albo coś w tym kierunku? Może jedynie przesadzała, zapewne tak było, ale na całe szczęście to nie trwało długo. Nadal się nie rozluźniła, nie potrafiła w tej nowej sytuacji. Póki nic specjalnego się nie działo, prócz tej natychmiastowej analizy, a nieznajomy jegomość wydawał się pokojowo nastawiony, więc i sama postara się taka być, albo chociaż sprawiać wrażenie. Nie przyszła tu przecież nawiązywać nowych znajomości, chociaż Sapphire nie wiedziała, że to można zrobić przy okazji, a takowa była idealna.
Nieco mocniej przycisnęła wystające nieco czubki kłów do dolnej wargi, nawet starała się je ukryć. Uszy drgnęły, przestawiając się najwyraźniej na słuchanie jedynie tego jakże kolorowo ubranego mężczyzny. Można by nawet powiedzieć, że kolorystycznie pasował do rybiej kobiety. Odwrócona wyraźnie w jego kierunku uśmiechnęła się łagodnie, wewnątrz wahając się przed powiedzeniem chociażby słowa. To nie tak, że nie znała się na manierach i przyszła tu kompletnie "na surowo"... chociaż dłuższy moment minął, nim podała swoją dłoń. Ale cóż powiedzieć? Coś powinna? A może jednak lepiej milczeć? Co byłoby lepsze? Jak by wolała? Jak powinno być poprawnie? Może czas przestać wszystko analizować i zacząć zachowywać się nieco bardziej naturalnie?
- Witaj... - powiedziała nieco niepewnie swym jakże melodyjnym głosem, którego kocur mógł się nie spodziewać ze względu na wygląd dziewczyny. Mimo wszystko większość inaczej sobie wyobraża, a w rzeczywistości rozmówcy bywają zaskoczeni, jeżeli takowi są. Podana dłoń nie była wcale taka delikatna, pokrywała ją niemalże w całości niebieska skóra, nieco chłodniejsza, niż normalne ludzkie ciało, do tego jak na rybę nie przystało, okazała się sucha. Ciekawe co Strzywir teraz sobie pomyśli.
Na jej nieszczęście, a może i szczęście podszedł ktoś inny, kolejny mężczyzna. Skinęła niemal niezauważalnie głową, również jego obdarowując swoim uśmiechem. Jemu również, nieco śmielej, podała dłoń.
- Sapphire, ale proszę, mówcie mi po prostu Sapphi.
To, by zostać niezauważoną, najwyraźniej nie wyszło, z resztą tego się spodziewała. No może nie dokładnie tego, bo sceny w jej głowie były nieco bardziej pesymistyczne, jednak to bardzo miła zmiana. Nieco mocniej, ale za to nadal niemal niezauważalnie, przygryzała dolną wargę w akcie zdenerwowania. Z wystającymi kłami, które już i tak ukrywała, to zbytnio nic trudnego.
Ten jakże niezręczny dla niej moment było pojawienie się tej ważnej osoby, z którą chciała się w końcu spotkać lub zadać kilka ważnych dla niej pytań. Słuchała uważnie, a przynajmniej się starała, bo co jakiś czas zerkała na swoich rozmówców. Śmiało też sięgnęła po kieliszek z szampanem. "Za szczęście?" przeszło jej przez myśl. Przydałoby się go trochę, nawet więcej niż trochę. W takim razie niech będzie, każdy toast dobry, a jeżeli chodzi o alkohole to co jej zaszkodzi raz wypić? Dawno nie miała okazji, może dlatego szybko połowa szampana szybko zniknęła w ustach rybiej kobiety. Nie powinna jednak tak szybko opuszczać swych nowych rozmówców, tak więc nie zrobiła nawet kroku z miejsca, w którym stała.

Anonymous - 24 Październik 2016, 20:05

Pędziskoczek długo czekał na gest niewiasty; na jej drobną rączkę, którą mógłby on musnąć swymi wargami. Oczekiwał cierpliwie, trwając w cwanym uśmieszku, ze spojrzeniem skupionym na oczach morskiej istoty. W końcu dama wystawiła dłoń, a kocie ślepia na nią zerknęły. Niespodziewanie, zdziwienie wykrzywiło facjatę mężczyzny do takiego stopnia, że wydawał się albo niezwykle poruszony, albo niezwykle przestraszony. Listonosz obserwował istną łapę, kończynę Lewiatana, bowiem była ona znacznie większa od posiadanej przez niego rączki. Cóż, bywa i tak - nawet tutaj, wśród eleganckich panów i wszędobylskich pań, znalazła się kobieta mężniejsza od samego doręczyciela! Iskierki poddenerwowania zatańczyły w czerepie kocura, czy rozpalą one ognisko gniewu?
Natomiast głos czerwonowłosej był jak najbardziej kobiecy, zaś jego melodyjność zaintrygowała dachowca. Zareagował uniesieniem kącików ust, a chociaż przywołany ruch ust był fałszywy, to wyglądał wcale ładnie. Zielonooki finezyjnie ujął rękę i dopełniłby dżentelmeński czyn, gdyby nie wrodzona ciekawość. Kurier, wykorzystawszy ułamek sekundy, posmyrał skórę córy wody za pomocą kciuka. Szorstka, przypominała ona ziarnistą skałę, do tego chłodną jak głębiny oceanu. Przez krótki jak mrugnięcie oka moment ciepło wydobywająca się z gładkiej tkanki stykało się z zimnem. Być może dlatego koty nie lubiły wody?
Po chwili uczynił to, co czynić należało - Strzywir ucałował rękę. Rybi posmak pozostał na wargach, dachowiec poczuł się głodny. Ciekawe czy pożarcie uda dwunogiego rekina zostałoby uznane za akt kanibalizmu? Pędziskoczek, złapawszy się na niekorzystnych procesach myślowych, odgonił bzdurne rozważania.
Atmosferę kulinarnego romantyzmu rozproszył rudowłosy mężczyzna. Jego pojawienie się wzbudziło w ogoniastym ciekawość, a ona zaś zmusiła kocie ślepia do badawczego zlustrowania jegomościa. Powaga biła z postawy pana, który odział się niezwykle prosto, lecz gustownie. Listonosz nie miał zielonego pojęcia o militariach, dlatego z czymś innym skojarzył on strój gościa - z zawodem smutnych panów pukających do drzwi tych delikwentów, którzy narazili się władzy. Surowa prezencja przybysza zakłóciła sielankowy nastrój szarowłosego.
Gawian Keer, zatem tak się nazywał ten smętny drań.
Niesmętna rybka posługiwała się dziwnym mianem, zabrzmiało stylem kapeluszników - oni także nazywali siebie w nieprzeciętny sposób.
- Nazywam się Strzywir, lecz także wołają mnie Pędziskoczek - wyjawił własną tożsamość radosnym tonem. - Zajmuję się...
Wspaniałą historię przerwał sam gospodarz, bowiem dołączył on do balowiczów. Oczywiście, książę postanowił zaprezentować się z wysokości, żeby móc spoglądać na gości jak góra na maluczkich wspinaczy - białowłosy skurczybyk tym samym zaznaczył swoją pozycję i dał do zrozumienia, że góruje nad pozostałymi śmiertelnikami. No nic - ten zabawny kniaź sprowadził tutaj cnego Pędziskoczka nie bez powodu. Przesłodzone, wyświechtane słóweczka przekazały brutalną prawdę: zaproszeni przybyli tutaj w interesach, więc arystokrata zdawał sobie sprawę o użyteczności bywalców jego Edenu. Nie ma nic za darmo.
Doręczyciel listów chwycił za szklanicę napełnioną ginem z tonikiem - zapach chininy podrażnił nozdrza. Wzniósł toast i chlusnął sobie porządnie, gorzkość wybuchła w podniebieniu.
- W jaki sposób wy, drodzy państwo, umożliwicie sobie odnalezienie szczęścia? - zaczął bezpośrednio rozmowę, odstawiwszy na bok niepotrzebne ględzenie o głupotach i kurtuazyjne pieprzenie o niczym. - Trza przyznać że miłościwie nam panujący arcyksiążę, ponoć znany ze swych wielu imion i wielu talentów lirycznych, przyciągnął przed, a raczej pod, swe oblicze wiele znamienitych person. Ciekawe, w jaki sposób spożytkuje nasze umiejętności, hm? - prawił również melodyjnym głosem, pełnym mruczących wydźwięków. - Ja, na przykład, bardzo biegle dostarczam to, co musi zostać dostarczone - poruszył nowy temat. - A wy...? Czym możecie się pochwalić? Przerabianiem niemilców na sałatkę? - zażartował, bo wiele razy okazywało się w praktyce, że nawet najspokojniejsze, najmilsze stworzonka z Krainy Luster władały mocami przeznaczonymi do eksterminacji zagrożenia. Piękni i niebezpieczni: cała prawda o rasach, które pomieszkiwały sobie po drugiej stronie lustra.

Gawain Keer - 25 Październik 2016, 14:09

Cień nieznużenie czekał obserwując Dachowca i syrenią niewiastę. Początkowo był nieco zaskoczony jej nieśmiałością, lecz szybko jego wystudiowane oko zorientowało się, skąd bierze się u niej rzeczona powściągliwość. Bogaty i ozdobny strój nie mógł wszystkiego zamaskować. Jej każdy mięsień był przez ułamek sekundy napięty, zupełnie jakby szykowała się, by rzucić się w wir walki. Trwało to naprawdę krótko, ale dało Gawainowi mgliste pojęcie o tym, czym kobieta zajmuje się na co dzień. W gruncie rzeczy on sam niewiele się od niej różnił.
Gdy w końcu przemówiła, prawie opadła mu szczęka. Prawdziwa syrena, najpierw kusi cię swym głosem, by ostatecznie zamienić cię w mielonkę - pomyślał z przekąsem. Choć inni goście nie wyglądali tak groźnie, Gawain był przekonany, że każdy w tym pomieszczeniu stoczył już niejedną w swoim życiu walkę. Zostali zaproszeni z konkretnych powodów, ale interesy zawsze prowadzi się nieco przyjemniej pod płaszczykiem towarzyskich spotkań i zabaw.
Pochylił się z gracją ku wyciągniętej w jego stronę dłoni i delikatnie przytknął do niej usta. Była niezwykle chłodna w dotyku, ale nie przeszkadzało mu to w najmniejszym stopniu. Trupy potrafiły być znacznie zimniejsze. Za to szorstkość jej skóry była bardziej zastanawiająca. Nie licząc pokrywających jej tu i ówdzie łusek, była zupełnie jak ludzka. Za to pachniała ładnie morską bryzą, choć może tylko mu się zdawało. A jej imię, Sapphire, pasowało do niej jak ulał. Natomiast jego zdrobnienie byłoby nawet słodkie, gdyby zważać nie fakt, iż syrena była od niego głowę wyższa i zapewne silniejsza.
- Miło mi was poznać -powiedział nieco weselej. Przywołał uśmiech na swoją twarz, ale nie doszedł on do jego niezwykłych oczu. Być może przez rozentuzjazmowanego Strzywira, który właśnie przeistaczał się w lwa salonowego i ani myślał siedzieć bezczynnie. W jakiś sposób działał mu na nerwy, ale Keer zrzucił to na jego kocią naturę. Każdy Dachowiec był inny i każdy z nich był sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Jego rozważania na temat Pędziskoczka zostały jednak przerwane przez osobę Arcyksięcia, który właśnie postanowił zaszczycić ich swoją obecnością. Oczywiście wystrojony jak szczur na otwarcie kanału. Uważnie wysłuchał przemowy biorąc z tacy kieliszek czerwonego wina. Szybko poczuł bogaty bukiet zapachów, by krótką chwilę potem móc posmakować wybornego trunku. Lekko cierpki i orzeźwiający skutecznie umilił mu dzisiejszy wieczór. Potem Strzywir znów zaczął gadać. Robił to z prawdziwą gracją, ale widocznie nie mógł powstrzymać się od mniej lub bardziej kąśliwych uwag i żartów, co spotkało się z przychylnością Cienia.
- Pewnie wykorzysta je wszystkie do cna. Cokolwiek dla nas miłościwy arcyksiążę zaplanował, droga do tego szczęścia może okazać się równie karminowa jak róże, które zdobią jego płaszcz - powiedział z szyderczym uśmiechem i upił kolejny mały łyk wina. Mile go rozgrzewało i powoli dodawało animuszu. W przeciwieństwie do głosu Strzywira i Sapphire, jego własny zawsze był nieco chrapliwy mimo wszelkich starań. Z tej racji każdorazowo brzmiał odrobinę ozięble tudzież obojętnie.
- To wielce interesujące, ponieważ ja również przez pewien czas dostarczałem pakunki najrozmaitszych gabarytów. A choć kuchcik za mnie marny, to i drugiemu zadaniu sprostał bym z łatwością. A czym zajmuje się nasza urocza towarzyszka? - zwrócił się do górującej nad nimi Sapphire.

Kessler - 25 Październik 2016, 18:46

Nie wiedziałem, że w tym będzie tak trudno chodzić. Przywykłem jednak do luźniejszych strojów... - skomentował właśnie, gdy już powoli miał zamiar wchodzić po schodach. Poczuł jednak, że atmosfera stała się dużo bardziej gęsta. Ludzie, których mijał... nie kojarzyli mu się z niczym dobrym. Nawet z niczym neutralnym. Kim byli... skądś ich kojarzył. Albo znał. Lecz nie wpatrywał się im w twarze, gdyż najzwyczajniej poczuł strach. I miał szczerą nadzieję, że oni również na niego nie patrzyli. Może nie zwrócili uwagi, nie rozpoznali go w tym przebraniu. Nie zwykł tak chodzić, w sumie nigdy w czymś takim nie miał okazji się pokazywać. Szybko podreptał na górę, skręcił i skierował się na z góry upatrzoną pozycję. Stamtąd obserwował całą salę, patrzył to na wejście, to na stronę przeciwległą. Całkiem spore to bydle, jak to mogło zmieścić się na pociągu? - pomyślał . Istotnie majestat sali i fakt, że nie było to jedyne miejsce na Edenie, mogły budzić wrażenie. I zapewne na większości istot budziły, nawet jeśli one gorąco temu zaprzeczały. Dopiero tutaj można ujrzeć było majestat Protektora, jego potęgę, wspaniałość i wpływy. Czy było to realne odwzorowanie, czy jedynie zwykła cieniutka zasłona, która ukrywała prawdziwą naturę rzeczy - to już chyba nigdy nikt się nie dowie. Przedstawiciele władzy powiedzą jedno, Anarchiści drugie. Kessler wzruszył ramionami.
Daniel pochylił się i przypatrywał się to pewnej dziewczynie i towarzyszącej jej marionetce, to trochę próbował znaleźć w całym zamieszaniu Toni. Jednak liczba wykwintnych strojów i osób w ogóle nie dawała jakiejkolwiek możliwości znalezienia kogoś bliskiego w tym tłumie. A może Kesslerowi po prostu pogarszał się wzrok?
Gdy nadszedł ten moment, a gospodarz przyjęcia pojawił się w najbardziej widocznym miejscu dla reszty, sam Marionetkarz mógł w końcu mu się przypatrzyć. W trakcie całej przemowy nie ruszył się, tylko spoglądał na swojego prawdopodobnego pracodawcę. Jednak gdy go ujrzał to czuł, że znał go bardziej, niż tylko z plotek. Jakby... miał z nim kiedyś styczność? Ale nic zupełnie nie przychodziło mu do głowy, nic konkretnego. Pewnie wszyscy mają podobne odczucia w związku ze słynnymi osobami, o których tyle się słyszy.
- A więc to jest wielki arcyksiążę, słynny protektor, tyran, uzurpator, podła szuja, a zarazem oświecony monarcha, wielki darczyńca, wspaniały ojciec rodziny i opiekun Krainy Luster. Myślałem, że jest trochę wyższy. - Rzekł dłuższą wiązankę. Tak szczerze nie była to jego własna opinia - poza ostatnim zdaniem-, ale raczej przytoczone wszystkie zasłyszane karczemne słówka i określenia. Gdy Kess je po cichu przywoływał, miał tylko nadzieję, że nikt tego nie słyszy. Tylko wspominał. Sam osobiście nie miał prawie żadnych opinii na temat gospodarza, poza tym, że pomógł on Kessowi stanąć na nogi, uzbroił Marionetkarza i dał mu pieniądze na przeżycie. Dlatego póki co pozostaje mieć o nim pozytywne opinie i tak się też zachowywać - w końcu gdyby tak nie uczynić, to Daniel wyszedłby na totalnego niewdzięcznika i chama, który zapewne zbyt długo nie pożyje. Wzruszył ramionami i rozejrzał dookoła siebie. Zdaje się, że póki co ma wolne.
Spojrzał jeszcze na dziwnego Kapelusznika, który wyglądał zaiście inaczej, niż pozostali. Szczególnie przykuła jego uwagę kościana ręka tegoż człowieka, która nie była ludzką, a właśnie taką jak szkielet! Ale czy to w ogóle możliwe? Kessler miał małą ochotę podejść powoli do ów istoty i zapytać go o tę dziwaczną część ciała, ale uznał, że może byłoby to trochę niegrzeczne. Dlatego pozwolił sobie jedynie na parę kroków w kierunku Kapelusznika. Ta rasa raczej dobrze mu się kojarzyła. Jednego poznał we śnie, drugiego niedługo po wybudzeniu, a teraz tutaj... Same ciekawe istoty, zaiste. Stali się chyba w jakiś sposób częścią jego życia. Dlatego czuł przy nich pewność siebie i tę właśnie pewność planował wykorzystać. Ale wszystko powoli. Póki co - podejść do tej istoty! Zupełnie rozluźnił się już i zapomniał o trzech mężczyznach z dołu, którzy wyglądali tak groźnie. Znalazł sobie nowe zajęcie i na tym się skupił W międzyczasie oczywiście zapytano go o to, jaki trunek chce sobie wybrać. Cóż, nie wypada ziać alkoholem w twarz ludzi arcyksięcia, skoro Kess miał do nich sprawę. Nie wypada też... Zaraz! Ciekawe, czy mają mleko? Zadał to pytanie służbie; jeśli stało ono na tacy - wziął je. Jeżeli powiedzieli, że dopiero to załatwią, to zamierzał jednak poczekać, aż go znajdą i mu je dadzą. Jeśli go nie ma zupełnie - poprosił o wodę.
Mimo całkowitego porzucenia myśli o złych trzech mężczyznach i wyraźnej chęci porozmawiania z dziwacznym kapelusznikiem, w stronę którego zaczął się kierować, miał w głowie cały czas to, po co tu tak naprawdę przyszedł. Mianowicie - spotkać osobiście Arcyksięcia lub jednego z jego ważniejszych ludzi i rozmówić się z przeszłości. I oferować swoje usługi jako odkupienie i zwrot dawnej pożyczki, rzecz jasna.

Anonymous - 25 Październik 2016, 18:47

Mnóstwo ludzi. Ogromna ilość różnych ludzi, cały przekrój Krainy Luster i nikogo, do kogo mogłaby się odezwać. Wędrowała powoli po sali, przyglądając się bogatym zdobieniom, gdy w końcu Arcyksiążę wygłosił swoją mowę. Przystanęła akurat obok trzyosobowej grupki, która już zdawała się być zajęta sobą. Przez chwilę przyglądała się im, zastanawiając się, czy może do nich zagadać, jakoś dołączyć, czy w jakikolwiek inny sposób zdobywać znajomości, po jakie tu przyszła, gdy tuż obok niej pojawił się mężczyzna z tacą wypełnioną kieliszkami. Zaskoczył ją tym nieco, gdyż nie miała pojęcia, że będzie miała jakikolwiek wybór. Zaczęła się zastanawiać, czy ma być grzeczną dziewczynką, czy może sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa. W końcu zdecydowała się na szampana, by tradycyjnie wznieść toast wraz z gospodarzem. Niemal natychmiast poczuła szum alkoholu w głowie. Nigdy nie była mocna w piciu, dlatego też starała się unikać takich okazji. Ale co, z Arcyksięciem się nie napije?
Słuchając jego słów, zaczęła zastanawiać się nad swoją rolą w całej tej imprezie. Każdy z zaproszonych gości wydawał się mieć jakąś styczność z Arcyksięciem już wcześniej. Pomagali mu, albo on pomagał im. A ona? Była osobą towarzyszącą. Nie miała żadnego interesu, by tutaj być. Na dodatek, była niejako porzuconą osobą towarzyszącą. Nie, żeby miała to Kessairowi za złe, przecież taka była nawet umowa. Tylko... No cóż. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
Postanowiła w końcu zostać tam, gdzie jest. Kątem ucha wyłapywała strzępy rozmów grupy stojącej nieopodal. Na początku wydawała się niewinna, ot, przedstawiali się, jak to zwykle bywało na początku. Ale już po chwili Toni odniosła wrażenie, że właśnie wywiązuje się tam rywalizacja o względy... Co tu kryć, zwykłej ryby. Dziewczyna nie była zbyt urodziwa, a przynajmniej jej uroda była bardzo egzotyczna. Za bardzo, chyba nawet jak na Krainę Luster. Sina skóra, wystające kły, szorstka skóra i to wszystko opięte wyzywającą sukienką.
Cóż, była zazdrosna.
Przemawiała przez nią zazdrość, gdy tak stała i przyglądała się, jak dwóch samców walczy o samicę. O nią nikt nie walczył, ani nawet nie zapowiadało się, że do takiej walki miałoby w ogóle dojść. Nawet jeśli nie byłaby zainteresowana, bo na pewno nie byłaby, ale sam fakt, że takie indywiduum przyciągało większą uwagę niż ona... Cóż, działało jej to na nerwy. Noż cholera, czegoż jej brakowało?!
Była podirytowana, ale nie chciała tego przed sobą przyznać. Przecież nie potrzebowała uwagi innych, prawda? Do tej pory sama sobie radziła i chciała, żeby tak pozostało. Nie potrzebowała partnera, w żadnym tego słowa znaczeniu. Nie zamierzała angażować się w żadne związki, miłostki, romanse, przyjaźnie czy cokolwiek innego. A przynajmniej tak się jej wydawało. Bo w głębi serca cholernie tego pragnęła, a alkohol, nawet w tak niewielkiej ilości, wyciągał z niej to wszystko, zmuszał, by zmierzała się z własnymi cieniami przeszłości, z największymi lękami, które towarzyszyły jej od dzieciństwa. Przez to narastała w niej irytacja, gdy tylko przebywała w pobliżu gruchającej gromadki, słuchając ich radosnej rozmowy, tej całej rywalizacji o względy płci pięknej. Bała się konfrontacji z samą sobą, więc postanowiła znaleźć sobie inne miejsce. Ruszyła więc przed siebie, rozglądając się po sali i popijając resztki szampana z kieliszka, aż dotarła do fontanny. Zaczęła przyglądać się misternej budowli, detalom i samej mechanice, zastanawiając się nad sposobem działania, co choć na chwilę pozwoliło jej oderwać myśli od przykrych odczuć. Nie mogła sobie pozwolić na słabość. Nie dzisiaj.

Anonymous - 25 Październik 2016, 20:21

Stał sobie grzecznie z tyłu i rozglądał się po całym lokum. Przyglądał różnym istotom zaciekawiony. Te szykowne stroje wprawiały go w oniemienie. Mimo tego miał ciut samolubne przekonanie, że jego krawieckie dzieło było niezrównane. Akurat jak zaczął się nad czymś zastanawiać dotarły do niego zwłowieszcze głosy trójki mężczyzn. Rozpawiali oni o jakimś znienawidzonym przez siebie gościu. Zaineresowany Leo zerknął w kierunku w którym powinien go dostrzec i zobaczył przez moment jak obiekt zainteresowania znika na schodach. Nie skupiał się jednak na nim długo. Wrócił uwagą do zagniewanych jego egzystencją ludzi. Skupił się na tym by zapamiętać ich głos i wygląd, by w razie czego móc ich później poszukać. Po jakimś czasie sobie poszli, a głównym aktorem na scenie został Arcyksiąże. Leo wysłuchał z ciekawością jego przemowy. Na jej koniec zaklaskał by okazać poparcie. Przynajmniej on sam jedyny okaże, że mu się przemowa podobała. Chwilę później pojawiła się przy nim służba. Sam białowłosy nie miał problemu z wybraniem napoju. Zdecydował się oczywiście na herbatę. Kiedy już odebrał puchar z swoim napojem pojawił zmienić miejsce egzystencji. Zaczął chodzić w okolicy porzuconego miejsca w poszukiwaniu samotników takich jak on. W końcu nie było żadnej frajdy w przesiedzeniu balu w samotności.
Anonymous - 25 Październik 2016, 20:39

Zdecydowanie się nie zawiodła.
Orkiestra grała tak wprawnie, zręcznie i przejrzyście, że ciężko było sobie odmówić każdego kolejnego taktu. Pewnie dlatego trwała w tym upojeniu o wiele dłużej niż miała zamiar. Z tego powodu także nie miała już powiek półprzymkniętych, nie obserwowała otaczających jej gości ani kunsztownego wystroju kontenera. Oczy spowiła czerń, pod którą tańczyła baśń. Jedna z lepszych ostatnimi czasy, gdy słowa stały się jedynie namiastką tego co kryło się cudzych umysłach. Trzysta lat, lub może nieco mniej, zajęło jej dojście do wniosku, że pisanie i mówienie są sztukami o wiele bardziej upośledzonymi od wszystkich innych.
A teraz widziała oczami duszy dziewczę gonione przez wilka. Między drzewami, które nie chciały ustąpić drogi, a wręcz ją bezczelnie zagradzały. Czuła panikę ofiary oraz ekscytację myśliwego. Był tuż, tuż, musiał tylko wyciągnąć łapę. Oblizywał podłużny pysk. Na języku już miał pierwszą nutę smakową...
I tak umknęła jej niemal cała przemowa Arcyksięcia. Niemal, ponieważ jakiś nieznany głos rozbrzmiał zaraz obok, przerywając całe wyobrażenie.
Jednak nie poderwała się, nie podskoczyła przestraszona lub zaskoczona. Nawet nie czuła się zniesmaczona zachowaniem mężczyzny, który błyszczał szklanymi oczami. Uniosła na niego leniwe spojrzenie i przez chwilę milczała, zastanawiając się nad sensem jego słów.
I jak być błaznem, gdy odbierają Ci czapkę.
To nawet nie było pytanie, prędzej stwierdzenie. Ciężko jednak było stwierdzić kto miał być pajacem. On? Ona? Gospodarz? A może każda istota, która dziś postanowiła przyjść i pobawić się na koszt Arystokracji?
Wykrzywiła wargi w grymasie, który mógł przypominać uśmiech zachęcający do dalszej rozmowy.
- Czyżby mało przychylne zdanie na temat naszego wodzireja? Przecież on tylko chce dać nam szansę na... - zamilkła na moment, żeby wyłowić słowa mężczyzny z przedsionka pamięci - szczęście.
I jak na zawołanie pojawiła się służba z trunkami. Hariotte nie miała zamiaru wybrzydzać. Pozwoliła sobie wręczyć kieliszek czerwonego wytrawnego wina i uniosła go w geście toastu, po chwili mocząc w nim czerwone wargi. Smakowało wyśmienicie, jak na dobry rocznik przystało.
Lecz może tym kulturalnym gestem zniesmaczyła swojego tuż-tuż rozmówcę, który dopiero miał rozpocząć tyradę na temat nadal bliżej jej nieznany. Może już więcej się nie odezwie, a ona nie była przekonana co do podzielności uwagi Marionetek. Zazwyczaj ich zdrewniałe rozumki nie potrafiły pomieścić nadmiaru informacji bądź kilku mocno zróżnicowanych bodźców w tym samym czasie. Dlatego obejrzała się przez ramię, by spojrzeć także na dwóch rozmawiających Arystokratów, może nawet nieco wsłuchać się w ich rozmowę.
W tym czasie czarne włosy zafalowały ponownie. Jeden kosmyk zahaczył o ramię Marionetki, inny stwierdził, że zabawnie będzie wplątać się w wiszące kolczyki. Przynajmniej Bajarka będzie miała później coś do roboty gdy znów zostanie sama ze sobą. Mimowolnie przeczesała je palcami, pod którymi prężyły się jak wyjątkowo rozpieszczony kot.
Zobaczmy...

Anonymous - 26 Październik 2016, 21:40

Stres definitywnie mu się udziela. Sama liczba gości była dla niego przytłaczająca. Nie mówiąc o fakcie, iż większość była kimś ważnym. W końcu to jest najwyższej jakości bal. Zaczynał przez to myśleć, iż lepiej byłoby gdyby stąd zwiał póki może. Tylko jego obietnica względem swojej kreatorki go to jeszcze trzymała. Nim zaczął ponownie kontaktować ze światem zewnętrznym, znalazł się pod jedną z kolumn. Definitywnie była ona wykonana z wysokiej jakości surowca. Zresztą jak wszystko. Sam nie bardzo się znał na materiałach występujących w tej krainie, ale coś mu podpowiadało, że za taką kolumnę można by sporo zarobić. Nie żeby Emerald cokolwiek planował. Oparł się o nią delikatnie i rozejrzał się co było w okolicy. W końcu nogi same go tu zaprowadziły.
Dojrzał on wtedy fontannę i uświadomił sobie, jak wszystko w porównaniu do niej było nijakie. Tu nawet nie chodziło o samo tworzywo. Tym co wywoływało takie wrażenie było jej wykonanie. Niesamowicie staranne i bez najmniejszej skazy. Tak przedstawiała się ona w jego oczach. Jego podziwianie niesamowitego dzieła została przerwane przez kobietę o rudych włosach. Patrząc na jej zachowanie, Emeraldowi zaczęło się wydawać, że szuka ona kogoś. Nie zamierzał jednak ingerować w cudze sprawy, skoro nie wydawały się one groźne. Byli oni na balu, co jest dziwnego w szukaniu kogoś kogo się zna? Przynajmniej tak sobie wmawiał. W myślach nadal był do pewnego stopnia zestresowany, by móc z kimś zacząć rozmowę. Plus był taki, że fontanna wydawała się go uspokajać.
Jego spokój został przerwany przez charakterystyczną muzykę. Nim zaczął zastanawiać się o co dokładnie chodziło, do jego uszu dotarł głos rozprzestrzeniający się po całej sali. Większość stała spokojnie i słuchała przemowy gospodarza tego przyjęcia, ale zdarzali się nieliczni, który go ignorowali. Miał mieszane uczucia na temat wypowiedzi. Nie podejrzewał, że ich oszukiwał. Wydawało mu się jednak, iż to co powiedział nie było całą prawdą. Przez swój krótki pobyt w Krainie Luster i jeszcze za czasów kiedy jego kreatorka mu o niej opowiadała mógł sobie wyrobić jedno zdanie. Bezinteresowna pomoc jest niespotykana. Możliwe, że były wyjątki od tej reguły, ale nie wydawało mu się, by arcyksiążę był taką osobą. Prawda jest taka, iż władzy nie da się utrzymać robiąc same dobre rzeczy. Przestał o tym myśleć, kiedy napotkał przed twarzą tace jakiejś służki. Nie znał się kompletnie na napojach, więc strzelając wybrał czerwone coś. Kiwnął lekko głową w geście podziękowania i spojrzał z powrotem na ich gospodarza. Ostatecznie przestał się przejmować ukrytymi motywami. Spekulacje nic mu nie dadzą, więc równie dobrze może się poddać lub poczekać. Podejrzewanie innych nie było dobrym sposobem na nawiązanie znajomości, co łączyło się z łamaniem swojej obietnicy. Razem z innymi uczestnikami balu wzniósł toast i posmakował swojego napoju. Jak dobrze usłyszał, to osoba stojąca niedaleko nazwała to 'lampką wina'.
-Więc tak to się nazywa... - wyszeptał pod nosem. Nie jest takie złe.
Zauważył też, że ruda kobieta - o której zapomniał przez przemowę gospodarza - również przyglądała się arcyksięciu. Może mieli podobne zdanie co do tej sytuacji?

Anonymous - 30 Październik 2016, 20:28

Spóźniła się.
Weszła na salę w momencie, w którym arcyksiążę wypowiedział ostatnie słowo swej przemowy. Wzięła głęboki oddech i szybko rozejrzała się po sali. Gości było wielu, kilka chaotycznych spojrzeń, które rzuciła, nie było w stanie dać jej odpowiedniego rozeznania. Zauważyła jednak, że większość, jeśli nie wszyscy, zwróceni byli w stronę arcyksięcia. I ona przez chwilę zawiesiła na nim spojrzenie, podziwiając jego strój. Uśmiechnęła się. Biel, czerwień i złoto prezentowały się idealnie, haft na płaszczu był nienaganny, wszystkie guziki i sprzączki błyszczały jak gdyby od tego zależał los świata. Idealnie.
Otrząsnęła się po minucie tego swoistego samozachwytu. Znów rzuciła kilka spojrzeń w głąb sali. Goście rozmawiali ze sobą, zbierali się w grupki. Nie znała nikogo z nich.
- Mogłam wziąć ze sobą Vashtę, ona wiedziałaby co robić... -powiedziała półgłosem do siebie.
Wzięła głęboki oddech. To nie wyglądało jak przyjęcia, które znała. Ale hej, przyjęcie to przyjęcie! Szykowała się niezła zabawa.
Ruszyła przed siebie, by zniknąć w tłumie i poszukać zabawy.

Tym razem postanowiła nie szaleć z wyglądem. Przybyła więc w stroju, który opisałaby jako nudny, ale nadal akceptowalny. Biały gorset z wyhaftowanymi srebrną nitką imbryczkami i filiżankami - widocznymi jedynie z bliska. Krótka spódniczka w kolorze bladego nieba będąca jednym wielkim drapowaniem. Materiał użyty do uszycia jej mógł z pewnością wystarczyć do stworzenia dwóch średniej długości sukni. Spódniczka miała bowiem w sobie wiele kieszonek i skrytek, w których Ja nosiła wszelkie potrzebne rzeczy. Spod niej wystawała bladoróżowa halka, która dodawała objętości, a spod halki widoczne było koronkowe obszycie pantalonów sięgających do połowy uda. Rajstopy... rajstopy. Jedną nogę miała w kolorze włosów i ona idealnie pasowała do reszty stroju. Druga zaś ubrana była w jej ulubione żółto-czarne pasy. Na rajstopy założone miała dodatkowo białe skarpetki za kostkę wykończone równie białą koronką. Dodatkowo granatowe trzewiki z białymi sznurowadłami.
Na głowie, na opasce, przytwierdziła mały, różowy kapelusik z białą woalką delikatnie opadającą na włosy z prawej strony.
Zdecydowanie nie zaszalała z wyglądem.

Jej uwagę skupiła wspaniała fontanna. Dekoracja była ogromna, przedstawiała coś, co nie zaprzątało jej uwagi. Bardziej interesowała ją woda. Nie zastanawiając się, czy jest to odpowiednie zachowanie, czy nie, podstawiła złożone w miseczkę dłonie i pozwoliła, gdy napełniły się wodą. Napiła się.
- Smakuje jak... woda -zaśmiała się do siebie. Czy spodziewała się czegoś innego?
Odwróciła się na pięcie i zobaczyła coś wspaniałego. Usta otworzyły się jak u małego dziecka widzącego niesamowitą zabawkę, oczy zalśniły.
Fontanna czekolady!
Od momentu, w którym zauważyła ową cudowność, przestała zauważać cokolwiek dookoła. Mijała ludzi, ale nie przyglądała się im. Gdyby byli z czekolady...
Spływająca czekolada wyglądem i zapachem kusiła dziewczynę. Zupełnie jakby kazała jej zanurzyć całą głowę i pić wprost ze zbiornika. Nie wydarzyło się to jednak.
Ja poszperała w spódnicy i z jednej z kieszeni wyjęła metalowe pudełko, dwie białe, haftowane chustki i srebrną łyżeczkę. Jedną z chusteczek rozłożyła na brzegu fontanny, drugą zaś wsunęła w dekolt przykrywając gorset. Otworzyła pudełko w którym, jak się okazało, ułożone były różnokolorowe, mini babeczki.
Wzięła jedną z nich. Łyżeczką zamieszała w czekoladzie. Była gęsta, idealna. Polała babeczkę i zjadła.
- Takie dobre, że chyba zaraz umrę! - na jej twarzy pojawił się błogi uśmiech. Przymknęła powieki delektując się boskim smakiem deseru.
Zabrała się za pałaszowanie kolejnej.

Tyk - 31 Październik 2016, 18:51


Leila, Toni, Ja
Ruda uczyniła swój pozorny toast i wkrótce po tym usłyszała słowa. Nie należały jednak one do gospodarza. Zachrypnięty głos należał do mężczyzny w mundurze. Słowa nie były jednak skierowane do niej, lecz pytanie do której z przybyłych przed chwilą kobiet. Żadnej nie znała.
-Pozwolę sobie zauważyć, że chodzi pani zbyt pośpiesznie. To może wzbudzać podejrzenia.
Na kogo patrzył? Na Rudą, lecz skończył już mówić. Żadna z pań nie spojrzała dość szybko i żadna nie wiedziała kto był adresatką słów, a przecież zbyt szybki krok mógł charakteryzować zarówno kobietę spóźnioną jak i taką, która ucieka przed swoimi ukrytymi pragnieniami.
Ze względu na to, że fontanny nie dało się z tej perspektywy dojrzeć, a także z powodu tego, że mężczyzna się odezwał Ja w żadnym razie nie opuściła fontanny, wciąż będąc przy niej. Ona, jak i Toni, zbliżył się w tym samym czasie.

Ruby
Siostra gospodarza minęła po drodze naprawdę dużo rozgadanych grupek, między innymi naszą trójkę Keera, Strzywira i Sapphire. Nie zwróciła na nich jednak zapewne większej uwagi, prawda? Jeżeli tak się stało i dwójka kobiet nie postanowiła dołączyć do rozmowy to trafiła do miejsca na uboczu, gdzie mogła trochę odetchnąć.
Pech! Nie była tam jednak sama. Razem z nią była tam kobieta, która zaczepiła pannę Rosarium.
-Nie powinnaś tu była przychodzić. - I zapewne już Ruby miała kazać ją spalić, gdy zobaczyła, że jej oczy nie są skierowane na nią. Patrzyła na jej towarzyszkę. Może więc lepiej to od niej zażądać wyjaśnień? Mówiąca była przecież co najmniej podejrzana. Małe oczy, siwe włosy i haczykowaty nos. Wyglądała prawie jak wiedźmy z ludzkich baśni.

Sapphire, Strzywir, Gewain
Piszecie dalej zgodnie z wcześniej ustaloną kolejnością.

Leo, Emerald
W tym wszystkim zaszedłeś naprawdę daleko. Dotarłeś aż pod fontannę, lecz nie do trójki kobiet i mundurowego. Zatrzymałeś się wcześniej odnajdując swojego upragnionego samotnika. Nie wiedziałeś kim jest, lecz wyglądał na kogoś, kto potrzebuje pomocy. Może też ma coś, co pozwoli Ci osiągnąć twoje cele? Tym kimś był oczywiście Emerald i teraz piszecie według kolejności: Leo, Emerald.[/b]

Hariotte
Marionetka napiła się. Wydawało się już, że nie ma zamiaru odpowiedzieć dziewczynie, a jedynie uśmiechać się głupio. No może troszeczkę przerażająco.
-Chce szczęścia, a odbiera istotę. To co czyni nas wyjątkowymi, co nas określa? Chyba że to tylko moja magia nie potrafi działać, jakbym jej nie posiadał? - Obrócił się, tak że opierał się teraz bokiem i patrzył prosto na Hariotte. Może na jej włosy?
-Czy to nie to samo, co odebrać muzykowi jego instrument?

Kessair
Mężczyzna z trupią ręką spostrzegł spojrzenie Kessa. Nie od razu jednak się do niego odezwał. Sam jednak spojrzenie zapowiedziało już Marionetkarzowi co nastąpi, gdy wzniesie swój toast. Mlekiem, bo te mu oczywiście dostarczyli.
- Chcesz zapytać o moją dłoń, na?
Spytał kierując swoje spojrzenie na niego. Jednocześnie jednak przełożył kieliszek do zdrowej reki i wyciągnął w jego stronę tę, której brakowało kilku warstw mięśni, skóry i kilku innych drobiazgów.


Arcyksiążę odsunął kieliszek od ust i uśmiechnął się nieznacznie. Nawet goście zebrani u stóp schodów nie mogli jednak dostrzec tego gestu. Cichy brzdęk szkła o metalową tacę. Orkiestra wciąż milczała, milczał także gospodarz. Jedynie goście w dole zajęci byli rozmową. Nie wszyscy, a pewna ich część rzecz jasna. Szkarłatne oczy nie przyglądały się zresztą nikomu, a raczej prześledziły cały tłum.
To ilu wypiło razem z nim było niezwykle istotne. Można nawet powiedzieć, ze kluczowe. Ile wielkich planów upada przez nie dość dokładną obserwację. Przez brak informacji.
Nie mógł jednak zepsuć chwili. Zbyt długie zwlekanie, jakkolwiek kuszące, byłoby zbrodnią. Miał jeszcze w końcu coś do powiedzenia. Zebrał tu wszystkich gości, by coś im przekazać.
- Liczę, że nikt z was nie odrzucił podanej przeze mnie trucizny. - Złapał swoje dłonie za plecami. Nie patrzył teraz na swoich gości, lecz na orkiestrę, która znajdowała się naprzeciwko niego. Mówił głośno, na tyle głośno, że nikt nie mógł go posądzić o przypadkowe wymsknięcie się jakiegoś żartu. Zresztą nie wyglądał jakby żartował. Ponadto powtórzył raz jeszcze:
- W istocie mam nadzieję, że udało mi się was zatruć. - Mógł milczeć. To byłaby znacznie łatwiejsza droga. Jak jednak już spostrzegłem wcześniej: nie można się już cofnąć, a zatrzymywanie się jest oznaką głupoty. Chociaż nie wiedział dokąd doprowadzi go obrana droga, to znał swoje cele. Musiał je realizować. Nawet jeżeli przez to komuś się narazi. Nawet wtedy. Bez znaczenia jest fakt, że tylko na krótką chwilę.
Trzeba jednak przyznać, że czasem - szczególnie w chwilach takich jak ta - można poczuć odrobinę samotności. Wprawdzie o jego planach wiedzieli jego ludzie: strażnicy, służba, muzycy. Jednak to on był twarzą tego wszystkiego. Wszelka odpowiedzialność spadnie na niego, oni tylko wykonywali rozkazy.
Znacznie łatwiej jest przecież iść za kimś, niż prowadzić innych. Skąd jednak w umyśle Rosarium pojawiła się ta myśl? Po prostu, gdy Kotka z tacą wróciła do prywatnej części wagonu, został na górze sam. Gwardziści byli u stóp schodów, po drugiej stronie drzwi. Tak jednak miało być, a wszystko zostało już wcześniej zaplanowane.

Anonymous - 31 Październik 2016, 20:56

Kobieta poczuła dreszcz przebiegający po plecach słysząc słowa gwardzisty. Przez przypadek też odwracając się w jego stronę szturchnęła ramieniem jakiegoś mężczyznę i szampan wylał się na jego garnitur. Oczywiście od razu przeprosiła go kulturalnie, jednocześnie kontem oka zerkając na gwardzistę.
Czyżby nie tylko pełnili funkcję ozdoby na tym balu, lecz również pewnych obserwatorów.
Czyżby jako goście byli pod ...
Głos szlachcica przerwał rozmyślania Leili. W głębi serca cieszyła się, że nie zdążyła wypić trunku, że w jej ręce przebywał pusty kieliszek, jednak, że nic z niego nie spróbowała. Och, jak się cieszyła i martwiła zarazem. Jaki strach ją ogarnął, że mogła właśnie teraz skończyć życie na tej sali nie znając nawet powodu, przez który została tu zaproszona. Para stojąca przed nią odsunęła się zbijając w grupkę i rozmawiając o czymś żywo. Pewnie o truciźnie i powodzie jej podania, rudowłosa przyglądała się spokojnie mężczyźnie na szczycie schodów, jednocześnie próbując wyczytać z jego osoby powód takiego zachowania.
Postawiła nogę do przodu chcąc się mu lepiej przyjrzeć i tak, wiedziona zgubną ciekawością przeszła z pustym kieliszkiem 3 stopnie w górę.
Delikatna, drobna, z pustym kieliszkiem więc pewnie otruta. Możliwe, że czerwonooki nawet nie zwróci na nią uwagi podziwiając ludzi, z wymalowanym na twarzy strachem lub wściekłością. A przecież Leila była opanowana, jedynie jej migdałowe, zielone oczy były pełne sprzecznych uczuć, wśród których była ciekawość, fascynacja, niepewność, prośba, niedowierzanie.
Niczym w kalejdoskopie co chwilę zmieniające wyraz. Jednak czym ona sama jest wśród tego wielkiego tłumu. Zresztą sama to wiedziała więc cofnęła się ze schodów, by nie zostać wyprowadzona przez służbę. Miała tyle pytań, że nie mogła zostać teraz stąd wyrzucona. Musiała dowiedzieć się, czy ten mężczyzna znał jej ojca, a może też matkę. Czy coś wie o jej przeszłości i jak ją znalazł.
Spuściła głowę zawiedziona własnym brakiem działania i ścisnęła kieliszek w obu dłoniach stając z boku i opierając się o balustradę schodów dziękując za chłód marmuru na białej skórze.
-Ale ty jesteś głupia.
Szepnęła cicho do siebie prawie nie poruszają ostami i westchnęła głęboko napinając materiał sukni na okazałym biuście.

Anonymous - 31 Październik 2016, 21:12

Fale poczuły, że znajdują się w centrum zainteresowania i zareagowały dość gwałtownie. Na nic uspokajające myśli Hariotty ani gładzenie najbliższego kosmyka. Fryzura niemal stanęła dęba, jakby Bajarka nagle zaczęła zanurzać się w wyjątkowo gęstej cieczy. Jakby nagle zaczął wiać wiatr, z dołu do góry, który nie był w stanie unieść także czerwonego sari, w które owinięta była kobieta. Włosy odstawiały cyrk przed istotą, która równie dobrze mogła nie posiadać w pełni rozwiniętych emocji. Mogła nie docenić całej tej sztuczki. Jednak wydawały się mówić "hej, popatrz, my nadal mamy pełną moc!", negując tym samym wszystko co powiedział rozmówca.
Sama Hariotta jednak postanowiła wziąć na warsztat stwierdzenie odnośnie mocy, ponieważ w jakimś stopniu odpowiadało jej lękowi sprzed kilkunastu, może kilkudziesięciu minut.
- Muzykom odebrano instrumenty, zaś baśniopisarzom głos. Mogłabym teraz stworzyć takie rzeczy, które bezsprzecznie oddawałyby esencję szczęścia, jednak... - wzruszyła bezradnie ramionami, dając do zrozumienia, że jej moc także zdążyła gdzieś zniknąć wewnątrz eleganckich pomieszczeń. I mimo że starała się utrzymać dobrą minę do złej gry, to coraz mniej jej się to podobało. Może marionetka miała rację, twierdząc, że to moce determinują kim są i dokąd zmierzają.
Nie, to by było zbyt proste.
Tworzą nas historie, a że moce biorą w nich aktywny udział to już całkiem inna kwestia.
- Czyli nim tu wszedłeś byłeś błaznem?
Starała się ukryć drżenie w głosie, jednak wzrosło ono gdy gospodarz po raz kolejny zabrał głos w sali. Tym razem wyłapała każde słowo, choć zdecydowanie wolałaby tego nie robić.
Trucizna.
Teraz już nie tylko głos jej drżał, ale i dłonie. Nawet włosom udzielił się lęk ich właścicielki, przez co ich ruchy przypominały ogon nerwowego kota.
Spojrzała na kieliszek, w którym na dnie jeszcze został cień wytrawnego wina. Potem na swój nadgarstek, jakby nie mogła uwierzyć, że jeszcze nie upuścił szkła. A może właśnie dlatego, że palce właśnie się rozluźniły, a naczynie, niczym w zwolnionym tempie, zaczęło zbliżać się niebezpiecznie do podłogi, aż ostatecznie roztrzaskało się, kalecząc bose stopy Bajarki. Mimowolnie się skrzywiła.
- A więc dlatego nie działają nasze moce. Rozpocząłby się bunt, a teraz- Przełknęła ślinę, pozwalając sobie tym samym na dramatyczną przerwę. - Teraz jesteśmy zdani na łaskę pana arcyksięcia i jego chorych pomysłów. Przerażające.
Nie była pewna czy zaczęła mówić do siebie, czy stojącej obok kukiełki. Jej spojrzenie błądziło po twarzach obecnych, szukając u nich jakichkolwiek reakcji, emocji, oburzenia. A potem dojrzała twarz samego Tyka, który patrzył w ich stronę. Może spoglądał tylko na orkiestrę, ale Baśniopisarkę przeszedł dreszcz, jakby białowłosy właśnie starał się zajrzeć prosto w głąb jej duszy.
I chyba właśnie wtedy uświadomiła sobie, że mimo setek lat, które już przeżyła, nadal nie chciała umierać. Pewnie z tego powodu nie zwróciła uwagi na szkło, które wbijało jej się w stopy gdy instynktownie zaczęła się cofać od barierki, aż jej plecy uderzyły w ścianę. Przywarła do niej, oddychając ciężko.
Hipochondria, co?
Podobno długowieczne stworzenia bywają o wiele bardziej rozsądne.

Anonymous - 1 Listopad 2016, 02:40

Ruby tylko zaśmiała się ironicznie po wykonanym geście jej towarzyszki. W sumie.. mówiła prawdę - nie chciało się jej pić - była zbyt zdenerwowana swoim akrobatycznym wbiegnięciem na salę. Jak okręt przecinający falę, tak ona przecięła tłumy by móc wreszcie się w niego wmieszać, nie zwracając jego uwagi na swoją osobę. Dodatkowo, brat narobił jej prawdziwego smaku na ten napój. Aż jej żyłka pod okiem wyszła na wierzch. Szybko pohamowała ten swój gniew. W końcu złość piękności szkodzi. I może coś tym była, bo raczej nie należała do złośliwych osób. Zawsze z uśmiechem na twarzy potrafiła mówić nawet najbardziej okrutne w świecie rzeczy. Dokładnie tak. Tak jak teraz Tyk.
-No tak. Brat. Cały on. Mówi lakonicznie, jakby wszystko wiedział. I jak mam to pić, mając świadomość że może być w tym viagra?! Nawet jak nie ma w tym nic, to i tak nie będzie mi smakować? Bracie, plox. Ten układ też chcesz zniszczyć?
Spojrzała na zakłopotaną Este, która trzymała filiżankę naprawdę zmieszana. Była blada, a ręce się jej trzęsły. Dziewczę nie przywykło do balów, ani z pewnością do brata Ruby. W rzeczy samej, dla księżnej była w sumie dzieckiem, mimo iż jej ciało było dorosłe. Bo co to jest 25 lat przy jej 970-ciu? Byłby to tylko króciutki, ulotny okres z jej życia. Ruby spojrzała się na nią z pokerową twarzą.
-Złotko... weź... lepiej tego nie pij... Jeszcze skończysz naga i zgwałcona przez płot. A ja naprawdę tego nie chcę by cokolwiek było z twą słodką osóbką nie tak jak powinno.
Ta usiadła nieco przerośnięta tą sytuacją, lecz otrzymała przytulaska od Ruby. Ta w sumie nie zwróciła uwagi na to, czy Este napiła się, czy nie. Lecz wolała tego nie wiedzieć
Siedzące tak ramię w ramię Ruby usłyszała jakieś słowa, z pewnością skierowane w jej stronę. Od razu pomyślała sobie "Może to i prawda?" Lecz po chwili zrozumiała, iż te słowa nie były skierowane do niej, a do Estelle. Zdziwiło ją to trochę. W końcu.. To Ruby chciała, by ta z nią poszła, a nie na odwrót.
Dziewczyna wstała z krzesła ze spuszczoną głową, wciąż blada i nieswoja. Tylko, że tym razem z oka pociekły jej łzy. Księżnej się to nie spodobało. Bardzo. W końcu było to dziewczę, które nie miało nawet najniższego tytułu szlacheckiego. To prawda, nie powinno jej tu być. Sama nie wiedziała dokładnie, co ją łączy z tą staruchą, lecz obiecała jej, że na tym balu będzie się dobrze bawić, a póki co jest tylko gorzej. Nie mogąc opanować swoich nerwów, wstała i z uśmiechem na twarzy uderzyła siwą Panią w twarz, po czym dając jej krótkie wyjaśnienie:
-Jeśli jeszcze raz doprowadzisz moją córkę do płaczu... To prawdopodobnie Cię usmażę.
A to wszystko z najszczerszym uśmiechem na twarzy! Tak, to mogła zrobić tylko Ruby. Po czym odeszła od niej, jakby nigdy nic. Pochyliła się nad Estelle i wytarła jej łzy jedwabną chusteczką. Następnie stanęła za nią i przysuwając blondynę do siebie, pocałowała ją w tył głowy. Po czym znów spojrzała się na kolokwialną "wiedźmę."
-Ja nie żartuję.

Kessler - 2 Listopad 2016, 00:54

Bal, wspaniały bal i jego fascynujące uroki. Atmosfera... tak, atmosfera byla znamienita. Urocza sala, dosyć wysoka temperatura, setki ludzi, których łączą wspólne albo przeciwne interesy. To cudowne, jak wiele może się zmienić po takiej uroczystości. Sojusze, wojny, walki, umowy handlowe, traktaty, decyzje o zamążpójściu, zdobycie kontaktów, nowa relacja, miłość, zdrady, zemsta. Tyle dobrych i niedobrych emocji, a to wszystko za kotarą, z wszechobecnym uśmiechem, który niczym maska spoczywa na zimnych twarzach. Czy ludzie aż tak różnili się od bezmyślnych marionetek? Ci pierwsi mieli w sumie obieg krwi, istoty oddychały, jadły, piły, wydalały, ale często bardziej podobni byli bezmyślnym, zimnym marionetkom niewyposażonym w zdolność odczuwania. Grali tak, jak im zagrał ktoś wyżej, aby go uszczęśliwić. To jak wielki system, góra, gdzie aby ktoś stal na górze, ktoś musi wypełnić po brzegi dół. Mniejsza o rozważania polityczne. Ważne jest to, że spotkanie tak wielu znamienitych gości z tak wspaniałym gospodarzem z pewnością pozostawi po sobie materiał na setki plotek i rozmówek w lokalnych szynkach, barach i restauracjach. Nikt nie pozostanie tu anonimowy na zbyt długo. A jednym z tych gości był właśnie nie kto inny, jak Daniel Kessler właśnie idący w stronę dziwnawego Kapelusznika z trupią ręką. Gdy wziął mleko od sług arcyksięcia, spostrzegł jego spojrzenie, które jasno mówiło, aby nie podejmował żadnych ruchów. Pod nosem Marionetkarz skomentował tylko, że mleko nie jest zbyt ciepłe, jakie lubi, więc go nie wypije. Czy to aby się usprawiedliwić, czy aby postąpić wedle cichej porady w spojrzeniu osoby, do której zmierzał... kto wie! A może spojrzenie mówiło co innego, a głupiutki czy nie do końca ogarnięty Kessair uznał to za ostrzeżenie?
Gdy podszedł, usłyszał pytanie od dziwnej osoby. W sumie wypowiedziała ona plany, jakie chodziły po głowie Kessowi. Zbliżył się i mógł przypatrzeć się z lepszej odległości na fascynującą kościaną rękę, której brakowało mięśni czy skóry. Jeżeli ta istota w taki sposób potrafiła funkcjonować i żyć, to zapewne warto byłoby spytać o tę rzecz. O ile będzie ona na tyle uprzejma, by odpowiedzieć, a nie odmówić odpowiedzi czy z potępieniem wyśmiać rozmówcę. Ale skoro Kapelusznik sam zaczął temat, to dlaczego by nie iść jego tropem i nie pobawić się w jego grę?
- Otóż tak, interesuje mnie twoja ręka. To rzadkie, aby ktoś potrafił to poruszać i normalnie funkcjonować z... tym - rzekł wyraźnie i wskazał ruchem brody, co nazwał "tym". Nie wiedział w sumie, jak to określić, jakim sformułowaniem to opisać. Marionetkarza zdziwiło też to, że przyszły rozmówca sam z siebie wystawia rękę w jego stronę, co mogło świadczyć, że nad wyraz chciał się tym pochwalić. W tej sytuacji nie pozostało nic innego, jak odgrywać w tym teatrzyku dziecko zainteresowane czymś, co pokazuje pewien weteran, który zdaje się wiedzieć dużo więcej.
Gdy wymienili pierwsze słowa, sala ucichła. Zaczęła się przemowa szanownego gospodarza tego balu. Mówił coś o truciźnie i o tym, że niby udało się mu nas zatruć. Dosyć dziwne słowa w ustach tak wybitnej persony. Szczególnie, że słowa rozejdą się na zewnątrz, takiego mordu nikt nigdy nie ukryje. Serce Marionetkarza zaczęło bić szybciej, mimo że nie wzniósł toastu mlekiem, to poczuł, że coś mogłoby być nie tak. Bo jeśli zatruje większość osób, to co, strażnicy wybiją resztę? Dlatego nie działałyby moce? Aby wymordować większość możnych, aby arcyksiążę uzyskał władzę absolutną? Ale jeżeli są tutaj ludzie tacy jak ja... byłem częścią planu, czy może chciano mnie zamordować? Ale po co miano by mnie zabijać? Setki pytań kłębiły się w głowie Daniela i żadne z nich nie miało sensu, logiki ni składu. A więc to musi być zapewne gra, albo jakaś ciekawa intryga. Poczuł się trochę tak, jakby jego życie przestało zależeć od niego. Miał tylko wielką nadzieję, że to wszystko to tania sztuczka ze strony arcyksięcia, chociaż nie wiadomo, czego się właściwie po nim można spodziewać. Teoretycznie kiedyś musiał go znać, albo tylko słyszeć. A teraz stał tam, jak imperator, pan życia i śmierci. Ale stał tam sam, bez niczyjego towarzystwa. Cóż pocznie ów istota? Wzrok Kesslera z kościanej ręki Kapelusznika skierował się w stronę gospodarza balu, który to zapewne zaraz odkryje karty. Marionetkarz oczekiwał na dalszy ruch zarówno Kapelusznika, jak i protektora tej krainy.

Anonymous - 2 Listopad 2016, 01:37

Już już czułą jak babeczki w połączeniu z czekoladą rozpływają się jej na języku. Już czuła ten boski smak, kiedy została wytrącona ze swych wyobrażeń przez szorstki, męski głos. Zamrugała zdezorientowana i rozejrzała się dookoła. Co za oszustwo! Wcale nie dotarła do czekoladowej fontanny, tylko nadal tkwiła przy tej, z której spływała zwykła, nudna woda!
- A może to inni są powolni? -spokojnie zapytała mundurowego jednocześnie oglądając jego strój. Potrzebował kilku poprawek.
Nie widziała nic złego w swoim pośpiechu, nie uznawało go też za podejrzany. Gdyby chciała robić coś złego, z pewnością starałaby się wtopić w tłum, czyli byłaby równie mało dynamiczna jak reszta.
Arcyksiążę znów zabrał głos i tym razem niebieskowłosa słyszała go dokładnie.
Zaraz, czy usłyszała słowo trucizna?
- Zatruł fontannę? -szepnęła sama do siebie i przełknęła głośno ślinę. Chwilę później w myślach strofowała się. Skoro zatruł to powinna tę ślinkę wypluć, może by to ją uratowało.
Jednak gdy rozejrzała się po sali, zauważyła że goście trzymali w dłoniach kieliszki, filiżanki i inne naczynka. A więc był toast.
- Ah... to nie woda. Zatruty toast? Czemu nie wiedziałam nic o toaście? Zawsze mnie coś omija... a nie, stop. Przecież to dobrze -jej wzrok znów powędrował w stronę arcyksięcia. Czy robił im wszystkim niewinny żarcik?
Byłaby bardziej niż zdenerwowana z faktu, że uszyła strój komuś, kto później nosząc go wymordował wszystkich gości... ale z drugiej strony... czy do mordu czy do tańca zawsze warto mieć klasę!
- Nie,to na pewno głupi dowcip.

Przeniosła wzrok na osoby znajdujące się najbliżej. Oprócz mundurowego nieopodal stały jeszcze dwie kobiety. Były podobnego wzrostu, obie niższe od Ja. Jedna z nich wyglądała niezwykle wulgarnie z obfitym biustem wylewającym się z sukni i nieprzyjemnym spojrzeniem jadowicie zielonych oczu.
Drugie spojrzenie na jej dekolt przypomniało marionetkarce starą kobietę, którą spotkała kiedyś w łaźni. Też miała równie obfite piersi, tyle że zwisały jej aż do pępka. Po raz kolejny przełknęła głośno ślinę, gdy zastąpiła w wyobraźni oba biusty. Mimowolnie wzdrygnęła się.
Druga kobieta zachwyciła niebieskowłosą pięknym różowym odcieniem włosów. Uznała, że też by takie mogła mieć, gdyby mogła.
Obie trzymały puste kieliszki.
- Trucizna... a była chociaż smaczna? Ja bym używałą smacznej, żeby ci, których bym miała otruć, wypili wszystko co do ostatniej kropelki. -rzuciła w stronę różowowłosej, bo ta druga zdążyła odejść kilka kroków w stronę schodów. Nie czekała jednak na odpowiedź.
Poprawiła kapelusik na głowie.
- Panie mundurowy -złapała strażnika za rękaw.- czy wiem pan może, gdzie jest... albo nieważne, sama znajdę.
Puściła rękaw i zaczęła się przemieszczać.
Obeszła całą salę. Sama nie wiedziała ile jej to zajęło, to zależne od wielkości pomieszczenia. Minęła orkiestrę, mijała wielu gości. Nawet nie starała się ich policzyć czy też bardziej im przyglądać, bo i po co?
Znalazła się przed szklanymi drzwiami, które były otwarte i kusiły, aby przez nie przejść.
- Aha! Tutaj jesteś! -nie sposób było nie zauważyć altanki i czekoladowej fontanny.
Przeszła przez futrynę szklanych drzwi i znalazła się w ogrodzie.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group