Jocelyn - 29 Październik 2016, 14:40 Gdy odłożyła już zakupy usłyszała ożywioną rozmowę między Gregorym, Prismą a Julia. Nie chciała im przeszkadzać. Kątem oka spostrzegła też że Bane i Queen sobie gawędzą. Cóż. Jak widać zacieśnianie więzi między załogą nie będzie wcale takie trudne. Jedno tylko jej tu nie pasowało. To że Egon leżał na trawie z dala od grupy.
Cichcem podeszła najpierw do Dziewczynek i Gryfa przyglądając się ich poczynaniom. Zabrali się dopiero za krojenie szynki i chleba. Czyżby gdy Joce poleciała nastąpiły małe problemy techniczne? Wzruszyła ramionami, przez dłuższą chwilę obserwując to co tworzyła szklana dziewczyna. Talerze..deska do krojenia..i ten witraż w trawie. Jak dużo potrafiła? Czy gdyby chciała potrafiłaby podobnie jak marionetkarze stworzyć coś na kształt człowieka? W dodatku.. jest taka młoda. Czyli jej moc dodatkowo wzrośnie w siłę prawda? Dość straszne.
- Reszta zakupów jest w siatce na ławie. Kupiłam więcej mięsa i coś do picia.- Przekazała Prismie dlatego że to ona miała odpowiadać za jedzenie. Zobaczymy czy potrafisz gotować chociaz cos tak prostego Usmiechnela sie polgebkiem i wlozyla dlon do kieszeni plaszcza. Palcami delikatnie jezdzila po pudeleczku z prezentem dla Julii. Nie byłą na tyle głupia by zostawic go z reszta zakupów.
Banego i Raven ominęła szerokim łukiem. Ostatnie co w tym momencie chce to zostać wciągniętą w rozmowę z grzywaczem. Czułaby się nieswojo i już czuła te ciężką atmosfere..
Podeszła wprost do marionetki. Staneła mu w nogach zasłaniajac ostatnie promienie slonca ktore padały na jego osobe. Jej brwi podniosły sie pytajaco widzac ze jedno oko ma przymkniete a drugie (co dopiero teraz spostrzegla) coz...drugiego nie miał. Az ją ciarki przeszły widząc wyszyte coś na kształt X w miejscu w którym winno byc drugie oko.
- Dobrze sie czujesz?-Nie wiedziała do końca w jaki sposob z nim rozmawiac. Był dość specyficzny w obejściu i jak dotad zachowywal sie tak jakby chciał się wtopić w otoczenie. Patrząc na niego w jej głowie błąkało się słowo: Kameleon.
Usiadła następnie obok niego tak by przypadkiem nie odczuł ze zabiera mu przestrzeń osobistą.
- Chyba nie za łatwo Ci się otworzyć, co?- Mówiąc to przyglądała się wszystkiemu co działo się przy ognisku. Greg wyglądał teraz jak nieporadny ojciec. Usmiechnela sie lekko.Tulka - 30 Październik 2016, 11:11 Julci zrobiło się lżej gdy Gregory powiedział jej te miłe słowa. Nawet udało jej się leciutko do niego uśmiechnąć. Nadal jednak trzymała od niego pewien dystans, nie ufała mu na tyle aby się bardziej zbliżyć, a takie miłe słowa jej nie wystarczą na to aby komuś zaufała tak jak np. Banowi.
Już miała coś powiedzieć na temat propozycji użycia "zaczarowanego sposobu" Grega, gdy do rozmowy wtrąciła się Prisma. Tulka odzwyczaiła się od tego, że jest nazywana panienką. Cóż...wiele się w ciągu ostatniego roku zmieniło, a wydarzenie, które miało miejsce w jej jedenaste urodziny, czyli dokładnie rok temu, nie pozwalało jej się cieszyć tym dniem jak należy. Dziewczynka starała się uśmiechać, udawać, że w miarę wszystko jest w porządku, jednak nie wiedziała czy wychodzi jej to w wystarczającym stopniu.
Tulcia z zainteresowaniem przyglądała się jak Prisma tworzy deski oraz talerze. Zaczęła się zastawiać co ona by mogła potrafić poza zamianą w liska. Cieszyła się z tej umiejętności. Jednak nie była ona aż tak przydatna. Poza uciekanie i chowaniem się przez tymi, którzy chcą ją skrzywdzić. No i że na pewno mogła z większą łatwością oglądać leśne zwierzęta.
Prisma zaskoczyła ją, wyciągając w jej stronę lizaki. Chciała podziękować i odmówić, ale skoro Jocelyn kazała jej kupić słodycze zarówno dla siebie jak i dla Tulci to nie mogła odmówić...prawda?
Wybrała ten niebiesko-błękitny - dziękuję bardzo - powiedziała z lekkim uśmiechem. Odłożyła go jednak, tłumacząc, że zje go po kolacji, a teraz powinny się skupić na kanapkach.
Gdy Prisma i Gregory zaczęli kroić składniki na plasterki, lisia dziewczynka zaczęła to wszystko składać, tworząc proste kanapki. Układała to grzecznie na talerzykach.
Gdy Joce przyszła z resztą zakupów, Tulcia spojrzała na nią tylko. Wolała skupić się na jednej rzeczy co i tak przychodziło jej z trudem. Słysząc o pozostałych zakupach, zaproponowała, że je przyniesie.
W międzyczasie Amber wróciła ze swoich łowów. Była zadowolona i wyglądało na to, że ona już swoją kolację zjadła. Nawet niosła w pyszczku jeszcze jedną myszkę. Widząc, że jej pani jest zajęta podeszła do jedynej osoby, która ją jak dotąd głaskała, a (według lisiczki oczywiście) nie wyglądała na zbyt zajętą. Podeszła do białowłosego Cyrkowca i otarła się o jego nogę. Ułożyła wygodnie obok niego i zajęła się konsumowaniem swojej ostatniej zdobyczy. Szybko jednak ją pochłonęła i zaczęła domagać się pieszczot. Jeśli kotka, która akurat rozmawiała z Banym, próbowała pogłaskać Amber, tak obwąchała jej rękę troszkę nie ufnie, jednak dała się w końcu pogłaskać, łaszcząc się również do niej i przewracając się między nimi na plecki by głaskali ją po puchatym brzuszku.Bane - 30 Październik 2016, 22:27 Bane początkowo poczuł się dziwnie gdy Queen do niego podeszła. Bo jaka kobieta. dobrowolnie zwróciłaby na niego uwagę? No dobrze, kiedyś nie miał z tym problemu. Kobiety same wpadały mu do łóżka, czuł się jak playboy. Władca życia i śmierci, miał pieniądze to miał wszystko. Tylko... Czy był faktycznie szczęśliwy?
Wtedy tak. Własna klinika, mógł spełniać się zawodowo. Żyło mu się wygodnie. Czy dzisiaj, po tym co przeszedł, postępowałby inaczej? Trudno powiedzieć. Demony lat poprzednich dręczyły, nie dawały spokoju.
Spojrzał na Raven, na to w jaki sposób się poruszała. Było w niej coś kuszącego, nie tylko ogon i uszy miała kocie, ruchy też. Nie mógł powiedzieć, że na niego to nie działało. Musiałby być chyba ślepy albo głupi. Przecież był mężczyzną.
Poprawił się na trawie, podrapał się po głowie. Nie wiadomo czemu, poczuł gorąco i ukłucie w piersi.
- Nie jestem dobrym kompanem do rozmów dlatego uznałem, że odejdę na bok by dać pani kapitan spokój. Pani Jocelyn chyba za mną nie przepada. - powiedział - Nie chciałem też się narzucać nowym twarzom w tym i pannie, panno Raven. - dodał.
Obserwował jej ruchy, przeszedł go dreszcz.
Kiedyś był inny. Spotkanie z tak piękną kobietą skończyłoby się w tylko jeden sposób - łóżko miał duże, pomieściliby się bez problemu.
Pozwoliła mu dotknąć ogon? Ach, jaka szkoda, że tylko ogon...
Chciałby by krzyczała, to przecież taki piękny dźwięk, piękny sposób wyrażania emocji. On lubił gdy krzyczały, w perwersyjny sposób czerpał z tego przyjemność. Tamta na przystanku krzyczała pięknie, miała knebel ale dźwięki które wydawała sprawiały mu dziką satysfakcję.
Piękna Raven, chodź ze mną. Las jest gesty, poczekamy aż załoga zaśnie. Będzie ci dobrze, pokażę ci jak wygląda niebo. Poczujesz się kobietą, chociaż przez chwilę doświadczysz męskiej ręki. Dominacji... Tak powinno być. Krzycz piękna Raven, chcę usłyszeć twój krzyk.
Odwrócił wzrok, jego uwagę przyciągnęła Amber która akurat postanowiła przyjść na pieszczotki. Czyżby zwierzę wyczuło, że Bane potrzebuje pomocy?
Mężczyzna czuł się źle ze swoimi dziwnymi myślami. Momentami nie poznawał samego siebie. A powinien, kiedyś przecież taki właśnie był.
Nie dotknął ogona. Nie był pewien jak to na niego zadziała, wolał nie sprawdzać. Z resztą i tak miał rękawiczki. Pomiział za to układającą się obok niego lisiczkę. Zwierzątko byli było urocze i chyba go lubiło.
Uwagę o alkoholu przyjął, jak zwykle ukrywając emocje. Nie było to trudne, miał przecież wsparcie ze strony kamiennej twarzy. Podniósł wzrok z lisa na Queen i wysłuchał o wężu. Shiro był na swój sposób ładny. A może to złe słowo? Budził respekt. Bane miał na piersiówce węża, zawsze utożsamiał się z tymi gadami.
Teraz gdy miał dziwne oczy i był chodzącą trucizną, przypominał węża jeszcze bardziej. Tak samo odrzucający, nieprzyjemny w kontaktach.
Pytanie Raven skłoniło go do rozmyślań o zupełnie czym innym. Głaskał Amber, czochrając jej brzuszek i myślał chwilę. Przyznać się czy skłamać?
- Nigdy nie uczyłem się walczyć. Potrafię przyłożyć ale obawiam się, że nie ma w tym żadnej konkretnej techniki. A już na pewno filozofii. - powiedział ze spokojem - Jestem od leczenia, zawsze starałem się tylko pomagać. - dodał chcąc pokazać się w dobrym świetle - A panna potrafi?
Patrzył na kobietę wyczekująco. W jego głowie myśli mieszały się z migawkami scen, za które pewnie dostałby w mordę. W scenach główną bohaterką była Queen, nie trudno chyba zgadnąć o czym były.
Jego chory umysł płatał mu figle, ale czy wyobrażone wizje były nieprzyjemne? Przecież Bane jest facetem. Byłby chyba nienormalny gdyby nie podobały mu się wymyślone, niegrzeczne scenariusze.Queen - 31 Październik 2016, 12:56 Jego odpowiedź wyraźnie powiedziała kotce to, co tak naprawdę mężczyzna miał na myśli. Jego słowa wręcz mówiły „Nie jestem w nastroju na spotkania z panią kapitan. Nie lubi mnie, a ja nie chce z nią rozmawiać. W ogóle nie chciałem rozmawiać, ale skoro zechciałaś zamienić ze mną kilka słów, to z wielką chęcią porozmawiam z panną, panno Raven”, a tak przynajmniej jej zmysły interpretowały tonacje wypowiedzi oraz sam sens ich słów. – Ależ Bane, nie zawracałbyś mi głowy – machnęła lekko ręką – Byłabym niezmiernie ucieszona, gdybyś sam kiedyś tak podszedł do mnie z chęcią porozmawiania – puściła mu oczko oraz usiadła trochę wygodniej oraz odrobinę bliżej. Nie było to działanie celowe, raczej podświadomie wyczuwała żarliwe emocje z jego wnętrza, dlatego też chciała znaleźć się jak najbliżej nich.
Wpatrywała się w oczy Bane’go próbując przejrzeć jego dusze na wylot – dla strachów nie było to niczym trudnym, można by rzec, że nawet bardzo łatwym. W końcu rasa ta potrafiła wyczuwać emocje, zatem problem w odgadywaniu uczuć innych istot przestał dla nich istnieć. Tym bardziej, że wspaniałą umiejętność, jaką się nabywało, gdy stawało się Strachem, było czytanie w myślach. Jednak Raven nie musiała zaglądać do głowy białowłosego, by wiedzieć, że myśli o czymś równie żarliwym, co jego uczucia.
Z wyprzedzeniem usłyszała dźwięk biegnącego stworzonka w ich stronę. Uniosła wysoko ogon, widząc, że do Bane podbiega rudy lisek, który wręcz prosi białowłosego o pieszczoty. Kotka ostrożnym ruchem, podsunęła pod nosek liska swoją dłoń, by stworzonko mogło ją obwąchać. Gdy już to uczyniło – spróbowała go pogłaskać i jeśli jej na to pozwolił, to Raven z wielką przyjemnością gładziła miękką sierść ssaka, co jakiś czas spotykając się swoją dłonią z dłonią Bane’go, jednak miał on rękawiczki, przez co zazwyczaj ciepłe uczucie dotyku żywej istoty w tej chwili nie miało miejsca.
Pochyliła się lekko w stronę mężczyzny (była bardzo blisko, a odległość, jaką dzieliła ją i białowłosego nie mogła być większa niż 10 centymetrów), przejechała puszystym ogonem po jego nosie, mówiąc – No cóż…. Twoja strata, mój drogi – na zakończenie „pacnęła” go ogonem w czoło, a następnie go wycofała, pozwalając by lekko falował za jej plecami.
Słyszała jak wąż krąży wokół polany, najprawdopodobniej wypatrując niebezpieczeństwa, które mogłoby tu na nich czyhać. Najbardziej obawiał się on ludzi, którzy byliby podobni do jego niedoszłych zabójców. Raven usłyszała jego przygnębiony syk oraz donośne krakanie kruka. Zmarszczyła lekko brwi, odwracając głowę w stronę dźwięku – zza krzaków wyłonił się Shiro, którzy ogonem trzymał, wyrywającego się kruka. – Shiro..? – białowłosa nie miała pojęcia co planuje jej przyjaciel, jednak było to bardzo dziwne. Czyżby żmij chciał przynieść kotce przekąskę? Jednak to się nie zgadzało, gdyż białołuski wiedział kim jest jego pani, oraz że jakiekolwiek pożywienie nie załagodzi jej głodu. Wężowaty podpełz bliżej i wysyczał – Jessssssst ranny, potssssszebuje pomocy – uniósł swój wielki ogon, w którym trzymał ptaka oraz dosłownie wepchał go w ręce właścicielki.
W czasie, gdy gad udał się w stronę jej torby – Straszka przyjrzała się przerażonemu stworzonku, które próbowało się wyrwać. – Nie obawiaj się – wyszeptała, gładząc go po główce jednym palcem, by choć trochę się uspokoił. – Boli Cię skrzydełko, co? – cofnęła uszy w geście smutku i zrozumienia dla kruka – Zaraz Ci pomogę – to powiedziawszy, poprosiła Bane, by wyciągnął z pierwszej kieszonki jej torby bandaż oraz coś małego, czym można by usztywnić skrzydełko zwierzątku. Jeśli mężczyźnie udało się odnaleźć to, o co prosiła go kota, wdzięcznie się do niego uśmiechnęła i położyła czarnego ptaka na swoich kolanach. Ten nie wiedział, co się dzieje, jednak nie miał jak uciec – wiedział, że nie odleci, a gdyby spróbował uciec na swych nogach, to wielki gad ponownie by go złapał. Dlatego siedział grzecznie, trzęsąc się ze strachu. Kobieta delikatnie złapała uszkodzone skrzydło zwierzęcia, przyłożyła do niego mały, twardy przedmiot oraz zawinęła go tuż przy jego piórach. Kruka musiało to bardzo boleć, gdyż w połowie postanowił się wyrwać, jednak straszka postarała się odebrać mu tyle bólu, ile tylko zdoła. Po chwili skrzydło ptaka było usztywnione oraz zabandażowane, a kruk w końcu przestał odczuwać taki ból. – Już po wszystkim – ucałowała stworzonko w główkę, gładząc go delikatnie głową, gdyż ułożył się on na jej kolanach. – Dobra robota – pogładziła ogonem węza po chłodnych łuskach. – Idź, ogrzej się przy ognisku – gad otarł się łbem o jej głowę, a następnie udał się w stronę ogniska, by przypadkiem się nie wychłodzić.
Pokiwała głową, słysząc słowa mężczyzny – tak właśnie przypuszczała, że medyk nie będzie umiał tego za bardzo robić. – Owszem, potrafię – podniosła dumnie ogon do góry – Perfekcyjnie posługuje się bronią białą oraz znam się na broni palnej – puściła mu oczko po raz kolejny tego dnia – A wiesz – przegryzła lekko usta w zamyśleniu – Mam wyśmienity pomysł – błysnęła kłami – Jeśli po szkoleniu z Julią Twoja umiejętności w walce się nie polepszą, to z wielką chęcią Cię potrenuje. – powiedziała rozradowana – Oczywiście jeśli się zgodzisz. Nic na siłę, mój drogi, dlatego nie będę naciskać ani Cię nachodzić w tej sprawie – uśmiechnęła się delikatnie.Gregory - 31 Październik 2016, 16:05 - Dzięki, błyskotko - Greg z pewnym uznaniem w oczach przyjął od szklanej dziewczyny sztylecik. Jednak mała nie była tak bezwartościowa, za jaką wziął ją przy pierwszym spotkaniu, wiedziała jak oporządzić wokół siebie sprzęt. Nadawałaby się na szypra czy innego zaopatrzeniowca, jak się tam taki na statku nazywa. Może bosman. Cholera, będzie musiał przybliżyć sobie słownictwo pokładowo-okrętowe. Sterburta to z lewej. Z prawej, z lewej to bakburta. A kotwica to każdy wie, co to jest. I... o rany, prawie by się urżnął w palec. Najpierw pokrój ten cały szmelc! Szynka szynką, Prisma też radzi sobie nieźle, nie może być od niej gorszy!
Kiedy Joce wróciła, Greg uśmiechnął się do niej uprzejmie, zauważając, że chowa coś w kieszeni. Ciekawe, co to mogło być. Zastanawiał się, czemu postanowiła zagadać akurat do chudzielca z grzywką. Oczywiście, nie bez powodu dostał się do ich drużyny, musiał robić coś przydatnego, jednak przez ten czas nie zamienił z nikim słowa, do nikogo nie podszedł, nie zwrócił na nikogo uwagi. Odcinał się od otoczenia. "A może coś ukrywa". Na wojownika nie wyglądał, ta mina smutnego szczeniaka nie miała w sobie nic groźnego, a jego ruchy były zbyt niezgrabne. Zastanawiały go te wszystkie szwy na twarzy. Gość był chyba wolną Marionetką. Miał nadzieję, że wolną - bo gdyby okazało się, że stoi za nim jakiś Pacyniarz, to byłoby nieciekawie...
Greg zauważył również, że Joce przez te kilka dni potwornie zmarniała. Silna i promieniejąca kobieta, jaką poznał w Zaułkach, teraz wyglądała na okropnie zmęczoną, wychudłą i po prostu chorą, jej twarz miała strasznie niezdrowy odcień. Ciekawe, czy wczoraj w ogóle spała. Greg nie zamierzał im przeszkadzać na chwilę obecną, lecz przygotowywał się, aby powiedzieć jej, kiedy wszystko już będzie gotowe.Anonymous - 2 Listopad 2016, 02:08 Prisma po skończeniu krojenia, co poszło jej bardzo sprawnie, zainteresowała się tym co przyniosła pani kapitan. Tajemniczym jedzeniem okazały się być trzy obrobione kurczaki i jakaś mieszanka przypraw oraz jakieś kiełbasy. Widząc ten biedny zestaw pokiwała tylko zrezygnowana głową wiedząc, że cudów z tego nie będzie. Postanowiła jednak dołożyć wszelakich starań by posiłek smakował jak najlepiej.
Jedyną opcją było przyrządzenie kurczaka z rożna, lecz niestety najpierw trzeba było owe rożno zorganizować. Udała się w głębię sadu w poszukiwaniu jakiś gałązek. Szczęście jej dopisało, bowiem pierwszym patykiem jaki znalazła był taki w kształcie “y”. Znalazła też drugi, jednak jedna z części była w połowie złamana, więc siłą rzeczy Szklane Dziewczę musiało naprawić gałązkę organizując jej szklaną protezę. Kolejnym elementem był najdłuższy ze wszystkich patyk, to na niego miały zostać nabite kurczaki. Efektywność dziewczynki zwiększył tymczasowy brak kryształków, bowiem używając swej mocy w takiej ilości zapewniła sobie spokój od jej niekontrolowanego wypływu.
Gdy już dotarła z powrotem do ogniska, zajęła się przyprawianiem kurczaków, starając się rozprowadzić jak największą ilość przyprawy równomiernie po powierzchni każdego z nich. Przygotowane patyki zaostrzyła każdy z jednej strony i te mające służyć za podpory wbiła obok ogniska, jednak na tyle daleko by przypadkiem nie zajęły się ogniem, a na najdłuższy poczęła nabijać kurczaki. Po przygotowaniu prowizorycznego rusztu postanowiła zająć się nieco zorganizowaniem posiłku, a konkretnie miejscem gdzie mogliby go postawić. Przypomniała sobie o szybie, którą wcześniej stworzyła i zaczęła ciągnąć ją w stronę najbliższego pieńka, co chwilę odrywając się od pracy by obrócić kurczaki. Poszło jej to dosyć mozolnie o ile ktoś nie postanowił pomóc. Gdy szklany prowizoryczny stolik znalazł się na miejscu, Prisma mogła skupić całą swoją uwagę na tym co by nie przypalić mięska.
Miała nadzieję, że kanapki tymczasowo wystarczą, w końcu pieczenie nie było zbyt szybkim procesem. Z całego zamieszania zapomniała o swojej kanapce. Na szczęście burczenie w brzuchu dobitnie przypomniało jej o głodzie. Drapnęła szybko swój talerzyk (jej wybór padł na niebieski) i spałaszowała kanapkę. Nie była szczególnie zła, jednak strasznie sucha, przydałoby się masło, jednak nie było gdzie go kupić. By ugasić pragnienie sięgnęła po napitek zakupiony przez Joce, ale kolejnym problemem okazał się brak naczyń, do których można by było go rozlać. Prisma przewróciła tylko oczami i wytworzyła każdemu po szklane, każda dopasowana do koloru talerzyka. Była coraz bardziej zmęczona używaniem tak wielkiej ilości mocy w tak niewielkim czasie. Mimo iż normalnie moc szukała z niej ujścia, to mimo wszystko potrzebowała też przerwy, żeby uzupełnić jej zasoby. Przewidując, że jeszcze potrzebne im będą tace na gotowe kurczaki takie też stworzyła, już nie przykładając wagi do koloru. Sztućców nawet nie miała zamiaru tworzyć z prostej przyczyny. Jej szkło nie było w stanie niczego zranić czy zniszczyć, więc tworzenie noży, których główna funkcja na cięciu polega mijało się z celem, z widelcami była podobna sytuacja, ich ząbki nie byłby w stanie przebić się przez mięso.
Nieco znużona wróciła do pilnowania kurczaka, co chwilę popijając swój napój.Anonymous - 2 Listopad 2016, 17:57 Chwila nostalgii i wyciszenia została pokrótce przerwana, czego nie spodziewał się w tak krótkim czasie. Otworzył swoje oko, a dopiero wtedy ukazała się przed nim pani kapitan. Stała nad nim i zmierzyła stanowczym, acz zmęczonym spojrzeniem. Mógłby wywnioskować, że nie była zadowolona z jego postawy i byłby gotów się podnieść na baczność, lecz usiadła tuż obok niego. Nikt w życiu nie zapytał go, jak on się czuje. Na dodatek cały ten wywód na temat jego otwartości był z jej strony jak najbardziej trafny. Wsparł się na łokciach, głowę kierując na nią oraz przyglądając jej się z obojętnością w oku typową dla niego, lecz z wielkim zaskoczeniem na twarzy. Zdobył się nawet na lekki uśmiech, lecz szybko zagasł w morzu nieszczęścia.
- Panno Jocelyn... ja...
Dziwnym trafem, ale czuł się głupio przy niej. Mógł na swój sposób się przy niej wstydzić, a z drugiej strony znał ją tutaj najlepiej spośród wszystkich członków załogi. Nawet jeśli każdy z nich był bardzo interesujący, tak jedna rzecz nie pozwalała mu wyjść do istot.
- Dobrze się czuję. Dziękuję za troskę. Nie potrafię jednak odpowiednio zareagować na taki gest, gdyż nigdy w życiu nie zetknąłem się z czymś takim w całym swoim życiu. Nie muszę chyba mówić dlaczego.
Westchnął przy ostatnim zdaniu. Zmierzył ją bacznie spojrzeniem od stóp do głów, chwilę uwagi poświęcił skrzydłom, dostrzegł jak bujne i długie miała włosy, ale i to stanowcze spojrzenie, które ustępowało przymilnemu wyrazowi twarzy wskutek zmęczenia. Nie był dobrym obserwatorem, ale kiedy miał okazję z kimś porozmawiać, próbował wychwycić jak najwięcej szczegółów swoich rozmówców. Nawet jeśli mieliby go potem zaniechać lub skrzywdzić. Rzadko kiedy okazywać miły gest.
- Nie wiem, czy potrafię, pani kapitan. Proszę tylko spojrzeć na mnie. Wyglądam jak najzwyklejsze siedem nieszczęść, a duża część woli unikać mnie szerokim łukiem, niekiedy szydzić ze mnie i robić istne popychadło. Nie potrafię się zebrać w sobie po tym wszystkim...
Urwał. Konwulsja jednokrotnie wstrząsnęła nim całym zupełnie tak jakby przebiegła mu po plecach gęsia skórka. Zacisnął mocno wargi ze sobą, próbując nie puścić pary z ust. Dokładnie wtedy oderwał od niej spojrzenie, a po momentalnym wyciszeniu wnet znowu poświęcił jej całą uwagę.
- Przepraszam. Pewne rzeczy nie powinny wyjść na światło dzienne ani nie jest przyjemnym dla mnie mówić o takich rzeczach.
O dziwo i tak przed nią otworzył się zdumiewająco mocno, jak na niego. Pewnie dlatego, że wcześniej zamienił z nią słowo. Jakkolwiek ich relacje były formalnością, tak widział w niej dobrą osobę, a także... pewien ból, jaki w sobie nosiła. Niestety, nadal będzie to dla niego tajemnicą. Najlepiej jak najpierw nauczy się rozwiązywać swoje własne problemy, nie mówiąc już o aparycji, jaką sobą reprezentował. Polubił ją, ale do tej pory była to relacja pracodawca <-> najemnik. Czy coś w tym stylu?
- Tak więc... mógłbym cię zapytać o t- ... to znaczy!... Czy mogę pannę Jocelyn zapytać o to samo? To jak się pani czuje i czy wszystko w porządku? Nic nie zaprząta pani głowy?
Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo strzelił głupotę jak drewnianym krzesiwem o kant kuli. I przysiągłby, ale omal nie dał sobie gonga w twarz. Zaśmiał się lekko, nerwowo i nierytmicznie. Uniesione wcześniej ręce szybko założył za głowę dla niepoznaki, jedną z nich drapiąc się po głowie, choć absolutnie nie odczuwał potrzeby kiedykolwiek się drapać. Bardzo szybko zaadaptował się do gestykulacji innych osób, wybierając ten sposób na załagodzenie zawstydzenia.
- Piękny dzisiaj dzień, prawda? Niebo wydaje się takie błogie i beztroskie. I niebieskie...
Znowu? Egon plz. Spojrzał wysoko w górę, zaczepiając wzrok na pierwszym lepszym obłoku, który delikatnie płynął po bezkresnym, niebieskim niebie.Jocelyn - 5 Listopad 2016, 14:50 Sluchala go uwaznie. No... Uważnie tak jak tylko mogła gdyż ból głowy nieco jej to utrudniał. Coś w nim było co ją zastanawiało. Nie wiedziała jeszcze co to takiego. Typowa, smutna szmacianka doświadczona przez los.
Kiwnela glowa na znak ze go słucha, patrzyla na niebo które teraz było jeszcze ciemniejsze.
- Uważam że się nad sobą uzalasz. Spójrz na to w ten sposób. Widzisz tych wszystkich ludzi? Każdy ma jakąś historię. Każdy swoje w życiu wycierpial jednak nie należy porównywać tego ze sobą. Widzisz, oni się z tym nie obnoszą. Mimo wszystko są sobą i nie dają się pozrec swoim demonom. - nie patrzyla nadal na niego. Powiedziała to bo tak właśnie myślała. Sama nie miała łatwo, nikt prawdę mówiąc nie miał w życiu łatwo. Ale na tym to wszystko polega prawda? Każda kloda, kazda próba, wszystkie problemy. To wszystko nas tworzy, kształtuje nasze osobowości i nadaje wszystkiemu większego sensu. Bo gdyby nie problemy życie byłoby nudne. Z drugiej strony z chęcią by wymazala pewne epizody ze swojego życia.
- Każdy ma prawo do słabości jednak jeśli nad tym nie panujesz... To twoje życie nie jest tak naprawdę twoje. Pomysl o tym. - wstala teraz po czym otrzepala spodnie. Miała nadzieję ze to co powiedziała w jakiś sposób mu pomoże się przełamać i zbliżyć do załogi.
Oparla ręce na swoich biodrach, kierując swój wzrok na Egona.
- Prawdę mówiąc jestem po prostu trochę zmęczona dzisiejszym dniem. A moja głowę zaprząta wiele spraw, jak każdą głowę - uśmiechnęła sie trochę po czym wyciągnęła w jego stronę rękę - Chodź, jest coś co chce ogłosić przy kolacji- jesli złapał ją za rękę to ja pociągnęła podnosząc go z ziemi, po czym ruszyła w stronę ogniska. Jeśli jej nie złapał wzruszyła ramionami i nie czekając na niego podeszła do ogniska.
Widząc że Bane rozmawia z Raven zwróciła się do Prismy trochę glosniej.
- No to jak? Kiedy kolacja psze pani? - zauważyła że chyba widać po niej że trochę czuje sie jak trup, więc by nie niepokoić załogi uśmiechnęła sie wesoło nachylajac się nad szklaną dziewczyną, pichcaca kuraki.Tulka - 5 Listopad 2016, 16:14 Tulcia cierpliwie pomogła robić kanapki. Gdy już skończyli, wzięła jeden z talerzy, nawet nie zwracając uwagi na kolor i usiadła na jednej z kłód. Wybrała taką oddaloną trochę od stołu i ogółem od grupy. Zmęczenie znów dawało jej się we znaki. Widziała jak Prisma męczy się ze szkłem, jednak wiedziała, że nie da rady jej pomóc. Nie miała na to po prostu siły.
Rozejrzała się co kto robi, gdzie się dokładnie znajduje. W końcu w trakcie przygotowywania kanapek, coś się mogło zmienić, prawda? Jocelyn rozmawiała nadal z tym dziwnym panem, Prisma zajęła się robieniem kurczaków. Wujek rozmawiał nadal z tą panią z kocimi uszami. A gdzie Amber? Dziewczynka rozejrzała się lekko spanikowana i już miała wołać przyjaciółkę gdy zauważyła, że lisiczka domaga się pieszczot od Bana. Uśmiechnęła się wiec tylko i zajęła się kanapkami. Jadła je bez większego przekonania, nie do końca czując smak. Wiedziała po prostu, że jest głodna. Siedziała więc tak i wpatrywała w ciepły ogień.
W międzyczasie zaczynał się ściemniać, a między drzewami powoli pokazywały się różnokolorowe świetliki.
Do ogniska przypełzł towarzysz kociej pani. Julia z zainteresowaniem się mu przyglądała, nie podchodziła jednak. Nie wiedziała jak gad na nią zareaguje. Wyciągnęła za to szkicownik i narysowała go przyglądając mu się uważnie. Co jakiś czas zagryzała tylko kanapeczkę.
Zerknęła też na Jocelyn, która wróciła do ogniska i zapytała Prismy, kiedy będzie kolacja. Nie odezwała się jednak do niej. Zwróciła za to uwagę, że Jocelyn znów się uśmiecha i odetchnęła z ulgą.
W trakcie rysowania znów poruszyła niefortunnie skrzydłem i syknęła z bólu. Miała jednak nadzieję, ze nikt tego nie zauważył. Nie chciała zbytnio zwracać na siebie uwagi. A skrzydło? Kiedyś musi przestać boleć prawda? Albo...może powinna spytać wujka o coś przeciwbólowego?Bane - 5 Listopad 2016, 18:12 Kontrola. Ulubione słowo Bane'a.
Uwielbiał mieć nad wszystkim kontrolę. To on zawsze wyznaczał tor rozmowy, to on pierwszy rozpoczynał flirt. Był w końcu mężczyzną, prawda? Jego rozwiązła przeszłość, wydawanie fortuny na prawo i lewo wykształtowały w nim takie a nie inne zachowania.
Patrzył na Queen swoimi zielonymi źrenicami. Mrużył lekko oczy bowiem kolory ich otaczające były intensywne i raziły nieprzyjemnie.
Kotka flirtowała z nim, zachowywała się tak, że Bane'owi ciężko było zostać obojętnym. Przełknął ślinę, w głowie powtarzał sobie jedno, ulubione słowo.
Jej uwaga o tym, że mógłby podejść i sam zagadać była miła, ale puścił ją bez komentarza. Kiedyś był bardziej towarzyski... Ba! Był playboyem numer jeden, kobiety kleiły się do niego jak nawiedzone. Bardzo mu to odpowiadało, dobra reklama zawsze się przydaje.
Queen, choć miała kocie uszy i ogon, była piękną przedstawicielką płci przeciwnej. Obserwował uważnie ruch jej warg, delikatne poruszenia włosów, oczy wyrażające zainteresowanie i sympatię... Była nim zainteresowana? Bogowie... Ale sobie znalazła obiekt.
Gdy przejechała ogonem po jego twarzy, zdążył wziąć głębszy oddech nosem. O matko... Jak pachniała! Czystym futrem, trawą i swoim, unikalnym zapachem.
Wiedział, że długo nie wytrzyma. Serce waliło mu jak opętane, dłonie zaczęły mu się pocić - dobrze, że miał rękawiczki! Czuł się tak, jakby czekał pod salą uniwersytecką na egzamin. Albo nie... Jak przed swoim pierwszym razem, który przeżył ze swoją koleżanką z klasy.
Gdy wąż przyniósł kruka, był pewien, że gad zaraz go pożre. Jakże się zdziwił, kiedy Raven zaczęła go leczyć.
Bez słowa obserwował co robi. Miał kamienną twarz, nie zamierzał komentować bo nie był weterynarzem. Tulce pomógł i jak się to skończyło? Skrzydło poskładane... ale czy dobrze? Raczej nie. Bolało ją, widział jak mała się krzywi. Chciała to ukryć, ale Bane widział więcej. Przez lata leczenia ludzi, nauczył się "patrzeć ponad".
Kątem oka zerknął na Tulkę. Siedziała przy ognisku, jadła kanapkę. Dobrze, musi nabrać sił. Może to dziwne...ale czuł do małej przywiązanie. W sercu płonął mały ognik, coś co miało zastąpić Bane'owi instynkt opiekuńczy - własnych dzieci nie miał...
Zajście z krukiem pozwoliło Bane'owi poznać ciekawą umiejętność kociej piękności. Dobrze wiedzieć, że nie tylko on potrafił leczyć.
Gdy zaproponowała mu wspólną naukę walki, kiwnął głową. Może wyglądało to tak, jakby ignorował ją i to co ona do niego mówi. Nic bardziej mylnego. Bane był na niej tak mocno skupiony, że zauważał drobne zmarszczki mimiczne na twarzy kobiety i skurcze skóry gdy poruszała dłońmi. Było mu coraz bardziej gorąco, jej bliskość działała bardzo pobudzająco.
A co zaszkodzi jak się z nią trochę pobawi?
Źrenice powiększyły się tak, że prawie całkowicie zakryły czerń tęczówki. Bane przysunął się powoli do kobiety, na jego twarzy pojawił się uśmiech - coś niesłychanego!
Queen mogła ujrzeć, jak jego nieruchoma dotąd twarz zmienia się. Zagościł na niej upiorny, kpiarski uśmiech, brwi powędrowały do góry. Gdyby zobaczyła go teraz Tulka, uciekłaby z krzykiem.
Uśmiech gwałciciela.
Bane oblizał usta, wyschnięte od emocji... Przysunął twarz do jej ucha. Ręką przyciągnął ją do siebie. Jeśli protestowała, to trudno. Za późno.
Dłoń w rękawiczce wplótł w jej włosy. Zaciągnął się jej zapachem, skierował usta do jej ucha.
- Kusisz, panno Raven. - mruknął - Mam na ciebie straszliwą ochotę... - otarł się nosem o płatek jej ucha.
Ciało spięło się, oczekiwało jednego. Gra wstępna zawsze jest najlepszą częścią zabawy.
- Najchętniej zabrałbym cię stąd, gdzieś gdzie nas nie zobaczą... - mruczał do jej ucha, nie zważając na to co ona sobie myśli.
Wplecione w jej włosy palce, wykorzystał do tego by ją przytrzymać. Nie wyglądało groźnie...ale jeśli spróbowałaby się wyrwać, przytrzyma ją dyskretnie tak, by inni nadal myśleli, że jedynie szepcze jej do uszka.
- Wiesz co bym ci zrobił? - zapytał mrocznym, głębokim głosem - Nie wiesz. Bo jeszcze z żadnym mężczyzną czegoś takiego nie przeżyłaś. Pokazałbym ci czym jest prawdziwa przyjemność, o tak panno Raven. - zachichotał cicho - Tak na mnie działasz. Wariuję, gdy tak ze mną pogrywasz.
Skierował usta ku jej szyi, zawisł nimi tuż nad skórą i pozwolił by poczuła jego gorący oddech. Chwilę tak trwał, czekał na jej reakcję. Nie mógł jej pocałować, choć bardzo tego chciał.
- Wyłabyś, prosząc o więcej. - skwitował po czym odsunął twarz od niej. Pozostawał blisko, mogła widzieć jego oszalałe z pożądania oczy, grymas drapieżnika który bawi się z ofiarą.
Uśmiech gwałciciela.
- Czasy się zmieniły. - powiedział odsuwając się od niej na odległość kilku centymetrów - Nie chcę cię mieć na sumieniu, piękna Raven. - uśmiech zgasł, na twarzy pojawiła się ponownie maska. Oczy wracały do pierwotnego koloru - zielone źrenice przygasły.
Przeszedł go dreszcz. Zmarnował taką okazję, słaby idiota.
- Bliższa znajomość ze mną jest toksyczna, jeszcze się o tym przekonasz, panno Raven. - zakończył zabawę. Serce kłuło niemiłosiernie ale już nie waliło tak wściekle.
Oddalił się, puścił jej włosy. Jeśli inni widzieli zajście, jedyne co mogli pomyśleć to to, że była to jedynie pieszczota.
Bane patrzył na Queen uważnie. Czy chciał ją wystraszyć? Nie. Jedynie ostrzec. Nie mógł zagwarantować, że następnym razem uda mu się zapanować nad żądzami.
Martwa twarz nie wyrażała emocji. Po jego wcześniejszym uśmiechu nie było ani śladu, nawet zagniecenia po zmarszczce. Świetnie się maskował.
- Bardzo chętnie z tobą poćwiczę, moja droga. - powiedział normalnym głosem. Emocje opadły, ciało uspokajało się. Gorąco uszło, przestał też czuć dreszcz i ból serca.
- A teraz, jeśli pozwolisz, podejdę do reszty załogi, przy ognisku. - dodał po chwili i wstał. Wyglądał jakby nigdy nic nie zaszło. Jakby nie było wcześniejszej rozmowy.
- Pani kapitan nie wygląda najlepiej i jako lekarz czuję się w obowiązku by jej pomóc. - wytłumaczył i wyciągnął do niej dłoń. Jeśli chciała to mogła się do chwycić by pomógł jej wstać. Jeśli jednak kobieta zdecydowała pozostać na trawie, skinął jej głową i ruszył do ogniska.
Przechodząc obok Tulki pogłaskał ją po głowie. Przykucnął blisko ogniska i łyknął sporo z piersiówki.
Kontrola. Ulubione słowo Bane'a.
Tylko jak długo jeszcze da radę się kontrolować?Queen - 6 Listopad 2016, 16:43 Trzymała biednego kruczka na swoich kolanach, delikatnie ładząc jego piórka na główce. Wpatrywała się również w Banego, dlatego dostrzegła, jak zielone źrenice niemalże pochłaniają czerń. Wyczuwała czyste pożądanie i pragnienie jej ciała – nic groźnego – dlatego pozwoliła mu się przybliżyć do siebie, nie reagując jakoś specjalnie. Dobrze się bawiła flirtując z nim, dlatego dalsza możliwość gry była jej bardzo na rękę – mogła porozmawiać, a nawet poznać białowłosego, zabawiając się przy tym, a może i w czasie późniejszym znajdując w nim kochanka? Któż to wiedział? Na pewno nie ona.
Dostrzegając jego kpiarski wyraz twarzy, zmrużyła lekko oczy. Czyżby drwił sobie ze mnie? Po chwili przyjął bardziej ohydny uśmiech – uśmiech gwałciciela. Kotce od razu zrzedła mina, sprawiając, że jej usta wykrzywione były w dół, niczym podkówki. Poczuła dreszcz, gdy przysunął swoje usta do jej ucha i zdecydowanie nie było to niczym przyjemnym, jak mogłoby się spodziewać po wcześniejszych zabawach, był to bowiem dreszcz obrzydzenia. Ale, któż by go nie poczuł, widząc taką, a nie inną minę? – Taki był mój zamiar, drogi Bane – odpowiedziała miękko, na jego słowa. Sięgnęła wolną dłonią do jego karku, przytrzymują się go lekko, przybliżając do siebie w ten sposób mężczyznę. - Z resztą, nie pozostajesz mi w tym dłużny - zafalowała lekko gonem.
- Ach, tak? I co jeszcze? – przymknęła lekko powieki oraz uśmiechnęła się delikatnie. – Co byś mi zrobił? – wyszeptała cicho, oblizując lekko usta. Gdy usłyszała, co zamierza zrobić, uśmiechnęła się drapieżnie – Jesteś pewien, że nie wiem? Skąd taka pewność? – wyszeptała uwodzicielko, gdy zbliżył swoje usta do jej szyi. – Och, Bane, na co czekasz? – przejechała ogonem po jego policzku, a swoje usta przyłożyła do jego ucha, nie pozwalając mu się ruszyć. – Nawet nie wiesz, co ja bym Ci zrobiła – powiedziała lekko, dalej szepcząc – Wbiłabym w twe ciało moje pazury, na plecach do końca swych dni miałbyś mnóstwo blizn… Płonąłbyś na całym swym ciele, bawiąc się ze mną i nawet nie zwróciłbyś uwagi na swój stan…. Oszalałbyś z rozkoszy, jaką mogłabym Ci dać… Zakułabym Cię w kajdany, sprawiając, że stałbyś się niewolnikiem własnego pożądania, pochłonęłabym każdą inną emocje… W końcu oszalałbyś z własnych żądz… - pocałowała go w płatek ucha, lekko je przegryzając. – Złamałabym Cię i sprawiłabym, że błagałbyś mnie o większą dawkę bólu, która dawałaby Ci tyle rozkoszy… Z Twojej krwi napisałabym „Ten, który pożądał zbyt mocno”, a następnie spłonąłbyś, zatracając się w swym szaleństwie. – Przejechała ostrymi pazurami po jego tętnicy szyjnej, jednak jej nie rozerwała, przecież szkoda byłoby wylewać niepotrzebnie jego krew.
Dopiero teraz pozwoliła mu się odsunąć, jednak nie zabrała dłoni z jego szyi, dalej lekko się jej przytrzymywała – Wybacz mi – powiedziała już normalnym tonem – Wybacz mi, mój drogi Bane, jednak to ja, nie chciałbym mieć Ciebie na swoim sumieniu – po raz ostatni przejechała ostrymi pazurami po jego skórze, robiąc niewielkie ranki. – Nie boję się toksyn, kochany – uśmiechnęła się podle – Jednak wiedz, że to Ty powinieneś się obawiać – potrząsnęła głową, sprawiając, że włosy zafalowały delikatnie.
Jawnie mu grodziła, ale czyż on nie robił tego samego? Czy nie mówił, że następnym razem będzie chciał dać upust swoim emocjom, nawet jeśli ona nie będzie tego chciała? Dla niej tak to właśnie wyglądało.
- To dobrze, głupio by było, gdyby nasz lekarz zginął przez nieumiejętność walki – przybrała wesoły wyraz twarzy, a oczy wyglądały jakby śmiała się ze środka. Jednak nie był to nikczemny czy pełen pogardy i kpiny śmiech, raczej tej pełen dobrych, przyjaznych odczuć. Właśnie dlatego uwielbiała swoją umiejętność – magazynowanie, które pozawalało jej przechowywać wcześniej zebrane uczucia oraz używać ich w każdej dogodniej sytuacji.
- W takim razie, też się przejdę i przy okazji ogrzeje – posłała mu wdzięczne spojrzenie, gdy podał jej rękę, pomagając wstać – Jemu też przydałoby się trochę ciepła, prawda mały? – zapytała rannego ptaka, który patrzył na nią mając w oczach smutek zmieszany z bólem. – Musisz też coś zjeść i nabrać sił – to powiedziawszy ruszyła powoli w stronę ogniska, machając lekko końcówką ogona. Gdy znalazła się dostatecznie blisko – usiadła przy ogniu tak, by kruk nie czuł się jeszcze bardziej wystraszony, widząc ogień oraz by płomienie mogły dać mu trochę swojego ciepła.Gregory - 6 Listopad 2016, 20:07 Gregory lekko zgiął kark i począł się skradać lekko w kierunku piekących się kurcząt, mrucząc cichutko jak polujący lew. Ten zapach! Był po prostu niesamowity! Aż ślinka mu ciekła. Nic nie będzie nikomu przeszkadzało, jak porwie zdobycz i rozszarpie ją gdzieś na uboczu. Nawet nie uciekała, słodka, obrana z piórek, aromatyczna. W każdej chwili był gotowy na skok...
Nawet nie waż się jeść tych kurczaków! Tępy, bezmózgi zwierzak!
Szybko doprowadził się do pionu, odsuwając się od ogniska i skupiając myśli na czymś innym. Czemu piekące się na rożnie kurczęta tak pobudziły jego zwierzęce instynkty,a szynka w jego dłoniach ani trochę? Może to chodziło o temperaturę bliską ciału, może o brak kości, sugerujące zwierzęce kształty? tak czy siak, powinien popatrzeć na coś innego. Patrzył więc na kolegę cyrkowego.
Greg nawet najmniejszym gestem nie zareagował na grę wstępną, jaka rozegrała się tuż obok niego - oczywiście zauważył ją, nawet jeśli nie słyszał słów, to mowa ciała była trochę zbyt oczywista. Ale co miałby im mówić? No co? Oboje byli przecież dorośli, a ponadto zachowałby się jak ostatni hipokryta, w końcu romansował sobie z panią Kapitan na całego. A Bane taki ciągle sztywny, poważny, przybity... ktoś powinien go rozruszać. No i Joce będzie mieć dowód, że z małą Julcią łączy go tylko przyjaźń. Im obojgu wszystkiego najlepsiejszego mógł tylko życzyć.
Siad! Niedobry! Nie wolno!
Kiedy Jocelyn odchodziła od pozszywanego oberwańca, Greg pozwolił sobie na podejście w jej stronę, na małe zbliżenie. Poczuł bijącą od niej woń jagód i... jakiegoś kwiatu, ciężko stwierdzić jakiego. Może lawendy? Nie znał się na kwiatach, bo niespecjalnie chciało mu się je wąchać.
- Joce, wszystko gra? Wyglądasz jakoś tak... no wiesz. Wyczerpana jesteś. Od rana nic nie jadłaś. - wymruczał cicho, obejmując ją w talii. "A ja muszę powstrzymać się przed wyżarciem nam całej obiadokolacji" dodał w myślach, starając się oderwać wzrok od działań Prismy nad paleniskiem. - Jeśli chcesz, to kanapki są już zrobione, zaraz dam ci jedną albo dwie i poczujesz się lepiej... - 'Ja też poczuję się lepiej. Ech, durne instynkty". Z tymi słowy wróciłby na posterunek i wpakowałby do ust dwa kawałki chleba. Gdyby Joce zechciała, przyniósłby podobną ilość również jej, jednak gdyby odmówiła, nie nalegałby, przynosząc jej tylko coś do picia. Akurat odwodnienie przychodziło dużo szybciej niż wygłodzenie. Dopiero podając jej pić, zdał sobie sprawę, jak naturalnie przyszło mu troszczyć się o nią. Po raz kolejny udowodnił sobie, że jest coś na rzeczy, że to związek silniejszy niż poprzednie. No nic, zaraz pewnie wszyscy zbiorą się na te kurczaki a on przestanie o nich myśleć. Teraz tylko połykał drugą kanapkę na ptasią modłę, bez gryzienia. Wyglądało to trochę dziwnie, ale inaczej nie umiał.Anonymous - 9 Listopad 2016, 23:43 Obracała kurczaka patrząc jak powoli przybiera on złocisty kolor. Mimo wszystko upieczenie trzech całych kurczaków zajmowało trochę czasu, nawet nad ogniskiem.
Chcąc pociągnąć kolejny łyk picia, jednak została brutalnie uświadomiona, że zawartość jej kubka dawno się skończyła. Nie wstała by go uzupełnić, bowiem była w momencie, gdy tylko chwila nieuwagi mogła wystarczyć by cała robota poszła się kochać. Więc w ten sposób została uziemiona przy tym felernym kurczaku.
Na jej szczęście zostało już niewiele czasu do końca. Akurat w tym momencie do Szklanej podeszła Jocelyn z zapytaniem o kolację.
- Jeszcze chwilę, kurczaki nie pieką się tak szybko - odrzekła z irytacją. Oczywiście owej irytacji jedynie można było się domyślać, bowiem oblicze jak i ton głosu dziewczynki pozostały niezmienne.
Znudzona dalej spoglądała na te przeklęte kurczaki. Była naprawdę zła. Przygotowała się co prawda na to, że nie będzie sobie mogła siedzieć bezczynnie, gdy inni będą ciężko pracować. Ale aktualnie tylko ona tu cokolwiek robiła, gdy reszta zajmowała się pogaduszkami. Naprawdę nie podobała jej się rola dziewczynki na posyłki.
Wewnętrzne rozważania przerwała, bowiem w końcu mięso było gotowe. Zdjęła patyk znad ognia i posiłkując się sztyletem ściągnęła kurczaki na wcześniej przygotowane talerze leżące na prowizorycznym stoliku. Nie omieszkała się nałożyć sobie jako pierwszej, a wybór padł na dwa udka.
Nie przejmując się jak reszta poradzi sobie z krojeniem czy w ogóle zjedzeniem mięsa oznajmiła tylko:
- Podano do stołu.
Uzupełniła swoją szklankę i usadowiła się pod jednym z drzew z dala od ogniska. Spoglądała tylko na resztę z wyraźnym niezadowoleniem, o dziwo można było dostrzec coś chłodnego w jej spojrzeniu. Sprawnie posługując się swoim sztyletem jakoś udawało jej się spożywać kolację w miarę w normalny sposób. Była bardzo ciekawa co do przekazania ma pani kapitan, aktualnie bardziej przypominająca siedem nieszczęść niż silnego przywódcę, mającego poprowadzić swą załogę.Anonymous - 10 Listopad 2016, 08:09 Użalał się? Nie do końca rozumiał znaczenie ów słowa, które jeszcze na długo wryło mu się w głowę, acz domyślał się, że to nic przyjemnego. Wysłuchiwał ją uważnie, patrząc na usta, kiedy do niego mówiła. Nie przeczył jej słowom, nie oceniał sposobu, w jaki patrzy na sprawę oraz nie lekceważył jej doświadczenia. Poczuł się mimo to w tym momencie tak, jakby według niej on celowo tak postępował, robiąc z siebie ofiarę, która chce pomocy drugiej osoby. Poniekąd zraniły go jej słowa, ale zachował ten ból dla siebie. To prawda. Każdy miał swoją historię, własne przeżycia i niemiłe doznania. Za każdym razem ten temat był ciężki i niezmiernie trudny, przez co atmosfera robiła się niesympatyczna.
- Tak, pani kapitan.
Skwitował jej przemowę, która mimo dobrych i szczerych chęci Jocelyn, o ile takowe miała, brzmiała jak kazania pouczające go, by zaprzestał robienia, cokolwiek w tej chwili wyczyniał. Po prostu był sobą, a słowa wypowiedziane w takowy sposób tylko go bardziej dołowały. Oczywiście mógł się mylić. Zawiesił głowę w dół, by po chwili dostrzec rękę wyciągniętą w jego stronę. Nigdy nikt nie wyciągnął do niego ręki, a zarówno z ciekawości, by doznać jakie to uczucie, jak i zastanowienia pochwycił jej rękę, dając się podciągnąć do góry. Szedł za nią powoli, aż dotarli do ogniska. Tyle że zatrzymał się, będąc niemalże blisko paleniska w obawie, iż zajmie się ogniem, a wolałby uniknąć tego nieprzyjemnego afrontu z ogniem na oczach całej reszty. Miał obecnie nad czym myśleć, a zastanawianie się, jakiego materiału użyć na zapełnienie braków zapełniałoby mu niepotrzebnie głowę. Nie wiedzieć czemu, ale poczuł się, jakby całą swoją postawą zawiódł panią kapitan, o całej reszcie już nie mówiąc. Tak na dobrą sprawę Egon nie miał życia. Mniejsza.
Ustawił się w bezpiecznej odległości od ogniska, tym samym odstając nieco od całej reszty. Nasłuchiwał się wszystkim i ciekaw był, co takiego pani kapitan ma do przekazania całej reszcie. Przyglądał się całemu zgromadzeniu, które zbierało się powoli wokół ogniska i cieszyło towarzystwem. Rany... w takich momentach zaczynał rozumieć, jak wielce beznadziejny musiał być w kontaktach międzyludzkich. Nie mówiąc już o fakcie, że względem całej załogi czuł się jak piąte koło u wozu. Jeżeli miałby się im na coś przydać, wtem szybko się dowie, jakie będzie miał obowiązki.Jocelyn - 11 Listopad 2016, 18:02 Nie do końca wiedziała czego się spodziewała jednak no. Prisma chyba nie podchwycila jej próby żartownia. Może jesteś na to dla niej zbyt stara albo nudna? cóż. Wzruszyła ramionami. Odsunela się gdy szklana dziewczyna zdjela kuraki i zaniosła na witrażowy stół. Zawsze ją to w sumie ciekawilo. Czy skoro jest szklana to jej wnętrzności tez sa szklane? A jeśli tak to czy musi się odżywiać? Może jest trochę jak marionetki pod tym aspektem? Przyglądała się jak dziewczynka naklada sobie dwa kurze udziocha w ciszy. Nagle poczula jak ktoś ją obejmuje. Najpierw cala zesztywniala a jej ręka juz pokierowala się w stronę pochwy katany. Jednak gdy usłyszała ciepły i lekko zmartwiony głos Gregory'ego, rozluźnila się. Nawet ten nicpoń się o nią martwil. Westchnęła, przeczesujac palcami wlosy. Trza sie za siebie wziąć. Ma być panią kapitan. Silną i gotowa zrobić wszystko dla załogi i ich bezpieczeństwa, a nie Nie wyspana, pokiereszowana na duchu dziewczynka. Przywolala na twarz zmęczony uśmiech. Greg... Tylko w jego obecności czula sie rozluźniona. Potrafił ją wnerwic ale go kochała. Nie podobało jej się teraz jednak że tak się z nią spoufala przy załodze. Owszem Bane i Julia raczej wiedzieli co jest między nią a cyrkowcem jednak oni są trochę... No trochę. Nie ważne.
Odwrocila się twarzą do Grega. Był od niej trochę niższy co teraz było lekką wadą. Chciała się w niego wtulic czy cos ale no. Ani okoliczności ani sytuacja temu nie sprzyjały.
- Sugerujesz że jestem brzydka? - jedna z jej brwi powędrowała w górę a w oczach miała zaczepny błysk. Nachylila sie do jego ucha.
- Nie na kanapki mam ochotę - zamruczala tak by tylko on mógł to usłyszeć po czym pocalowala go w szyje. Wyswobodzila się z jego objec a widząc ze załoga zeszla się do jedzenia wyprostowala się, a jej twarz nabrala powagi. Cóż, przez obecność Grega miała na swoich bladych policzkach dekikatny rumieniec, można go spokojnie wziac za rumieniec od zimna. A może to przez jej gorączkę? Cholera to wie.
Nalała sobie do kubka soku, nie patrzyla nawet co za smak. Stanęła teraz tak by wszyscy ją dokładnie widzieli i słyszeli. Miała trochę do Powiedzenia.
- A więc. Zacznijmy od tego co teraz na dniach nastąpi. Julia i Bane, niestety, się z nami pozegnaja na trochę długi okres. Raczej każde z was już wie dlaczego. Pawianica nie za bardzo starała się o dyskrecję... - mowila spokojnie i tak by każdy ją słyszał. Cholerny ból głowy i zmęczenie niestety dawało jej się we znaki ale nie dawała tego po sobie poznać. Ognisko przyjemnie grzało ją w plecy a ciepło z niego buchajace powodowalo ze jej włosy lekko falowaly. Cala jej sylwetka wyglądala trochę tak jakby plonela, a jej skrzydla dzieki blaskowi, skrzyly się ciepło. - - jutro rozstaniemy sie. Oni trafia na szkolenie, my wyruszymy by przejść przez bramę do Szkarłatnej Otchłani. Żołnierze którzy strzegą bramy... To delikatnie mówiąc bezmózgi którzy szukają byle powodu do zwady wiec prosze byście nie dawali im pretekstu do nie przepuszczenia nas. Po dostaniu się do SO, urządzimy małe rozpoznanie. Każde z was pójdzie do innej spweluny i dowie się co nieco o piratach. Ludzie z portu zazwyczaj po alkoholu są skorzy do gadania. Następnie weźmiemy się za wybór statku który potem porwiemy a następnie za ułożenie planu tego całego porwania... Załogi się jakoś później pozbędziemy... Trzeba będzie tez zorganizować caky ekwipunek i z racji ze dokują tam same statki kupieckie... Trzeba będzie go trochę przerobić. Jakoś wtedy myślę że Bane i Julia do nas już dołącza. A co będzie później to się okaże. Mam nadzieje że wiatry będą nam sprzyjać. - zmarszczyla lekko brwi. Tyle spraw tyle roboty... Na nudę narzekać nie może. Jej życie dzięki tej misji nabrało zabójczego tempa. - a teraz coś przyjemniejszego. Mianowicie, Julka ma dziś urodziny. Z tej okazji zjemy tort i z tej tez okazji cale to ognisko tak naprawdę... Tak więc Jula. Wszystkiego najlepszego! - wzniosła swój kubek z sokiem w górę wznosząc bezalkoholowy toast po czym wypila jego, jak sie oakzalo, jablkowa zawartość. Podeszla do niej, wyciągnęła z kieszeni płaszcza male puzderko i jej je wręczyła.
- Nic wielkiego, jednak mam nadzieje że dzięki temu będziesz pamiętać że masz do kogo wrócić - uśmiechnęła, glaskajac ją po glowie.