Terry - 29 Październik 2016, 16:37 Dla niego danie jej czegoś do spania było czymś oczywistym. W końcu to on ją tu nagle zaprosił prawda? Poza tym...miał tyle ciuchów że nie był to nawet najmniejszy problem.
Zjadł trzy naleśniki czym zaspokoił pierwszy głód. Jadł je nie pierwszy raz jednak nadal smakowały mu. Ktoś mógłby powiedzieć że jest masochistą. W końcu to jego matka po raz pierwszy mu je zrobiła. Była tamtego dnia w miarę trzeźwa jednak nie były one takie dobre. Brzoskwinie były wtedy pokrojone byle jak, twaróg sypnięty od niechcenia, a ciasto naleśnikowe z masa grudek. Pamiętał jakby to było wczoraj. Zjadł je mimo ze mu nie smakowały. Zjadł bo zrobiła mu je ona. Nienawidził jej ale jednocześnie kochał. W końcu to jego matka prawda?
Przyglądał się Iris. Gdy wzniosła toast dla jego zdrowia skinął głową. Zastanawiał się co baśniopisarka w tym momencie myśli. O nim, o tej całej sytuacji, o tym co dopiero się między nimi wydarzyło. Będzie kiedyś to dobrze wspominać? A może już żałuje? Zmrużył oczy słysząc że Rory zbiegł z góry i podszedł do nich patrząc prosząco na resztę naleśników jaka została.Ten to ma wyczucie..
- Jasne że tak. Sam też się chętnie wykąpie. - Uśmiechnął się do niej a czując jej dotyk na swoim torsie, zadrżał. Mimo kominka jakoś było mu chłodno. Najchętniej to zabrałby ją na górę i zasnął z nią w swoich ramionach. Nie rozpędzaj się staruchu.. Zamknął oczy i przeczesał palcami swoje włosy.
- Co do ogrodu to czysta oczywistość. Jeśli nie martwisz się o swoje piękne rączki to bardzo chętnie spędzę z tobą czas przy pracach w ogródku - Jeden dzień to pewnie mało jak na ten jego ''ogródek'' jednak wizja jej w jego ogrodzie była zbyt kusząca. Pewnie się zawiedzie widząc jak bardzo zdziczał jednak Christopher miał nadzieję że się nie zrazi.
Gdy go pocałowała, wziął ją na ręce i zaniósł na górę. Dzięki temu że codziennie ćwiczył w swojej małej siłowni w piwnicy nie było to ani trochę męczące. W dodatku Iris ważyła tyle co nic. Gdy dotarli na piętro dało się słyszeć dźwięk talerza który spadł na podłogę . Terry zaśmiał się głośno po czym pocałował dziewczynę w czoło. Postawił ją centralnie przy drzwiach do większej łazienki.
- Poczekaj chwilkę to przyniosę Ci ręcznik i coś na przebranie- Jak też powiedział tak też zrobił. Wszedł do jednej z dwóch większych sypialni, którą on zajmował i podszedł do szafy z ubraniami. Chwilę szperał aż w końcu wyciągnął czarną koszulkę. Iris się pewnie w niej utopi ale to najmniejsza jaką mam.... Wziął też wielki, biały i puchaty ręcznik dla niej oraz podobny tylko że brązowy dla siebie, po czym wrócił do niej.
- Wybacz ale nic mniejszego nie mam - Podrapał się w głowę dając jej to. - No to przyjemnej kąpieli. Ja będę w drugiej łazience na drugim końcu korytarza jakby co- skradł jej pocałunek po czym udał się wykąpać.
Napuścił sobie gorącej wody do wanny, wcześniej wlewając do niej płyn do kąpieli o piżmowym zapachu. Rozebrał się i wszedł do wanny. Leżał tak w niej rozmyślając o kobiecie którą poznał tego wieczoru.Iris - 29 Październik 2016, 19:58 Towarzystwo Terrego było wyjątkowe. Iris czuła się jak przy kimś, kogo znała od lat. I mimo że nie wiedziała o nim nic, było jej przy nim bardzo dobrze. Może taki układ był nawet wygodniejszy? Przeszłość potrafi męczyć, jak inkub dręczyć i kusić - Iris nie pozwalała sobie na chwile słabości ale nie mogła powiedzieć by nie znała tego uczucia.
- Dziękuję kochany - powiedziała z uśmiechem. Była naprawdę wdzięczna temu mężczyźnie, perspektywa nocy w jakimś pierwszym lepszym hotelu może i nie była zła ale Baśniopisarka byłaby znowu sama.
Zbliżyła się do niego, jemu chyba też się podobało. Nie miała wyrzutów sumienia, kobiety po prostu często analizują coś po fakcie. Potrafią godzinami siedzieć i wymyślać alternatywne zakończenia. I plują sobie w brodę bo przecież mogły zachować się bardziej kusząco, albo zgrywać bardziej niedostępne.
Kiedy wziął ją na ręce zachichotała odchylając głowę w tył. Przytuliła się do niego i pocałowała go w policzek. Mogłaby tak trwać całe wieki, wiedziała że trochę waży ale nie to się teraz liczyło. Z resztą Terry był silny.
Zniósł ją na górę, kazał poczekać więc poczekała. Miała czas by się rozejrzeć - dom był zjawiskowy. Wyglądał jak pałac, urządzony na bogato ale bez przesadnego przepychu. Bardzo spodobał jej się wystrój ale... Ona nigdy nie będzie miała takiego domu. Nie stać jej, a poza tym... Po co ma budować dom skoro jest sama. Terry jest cudowny, chciałaby spędzać z nim każdą chwilę. Ale nie może liczyć by teraz Marionetkarz rzucił wszystko i był z nią, albo pozwolił jej się tu wprowadzić. Przeżyli przygodę, było im bardzo dobrze ze sobą ale nie znali się, kto powiedział że się ze sobą dogadają?
Rozglądała się, chwilowo uśmiech na twarzy zniknął. Jak czułaby się w roli kury domowej? Czy sprzątałaby dom? Robiła obiady?
Czy dałaby mu dzieci...?
Iris posmutniała. Nie, nie byłaby dobrą matką. Iris to wolny duch, tęcza która pojawia się gdzie chce i kiedy chce, ciesząc oko. I...tylko oko. Chyba. Z nikim nie była jeszcze blisko, nie wiedziała jak żyje się w związku.
Gdy zobaczyła, że wraca, uśmiech wrócił na jej usta, zastrzyk entuzjazmu spowodował że podeszła do niego. Wręczył jej ciuch i ręcznik. Stał tak, jak go natura stworzyła. Postanowiła pozwolić sobie na śmiałość.
Wspięła się na palce i złączyła swoje usta z jego, w gorącym pocałunku. Po co miała się hamować, widział ją nago. Jedną rękę zarzuciła mu na ramię, dłonią chwytając za kark a drugą rękę skierowała w dół by dotknąć...
Zaraz jednak przerwała. Przyjemność trzeba dozować. Zrobiła kilka kroków w stronę łazienki, zrzuciła z siebie koszulę. Kręciła biodrami, szlszła na palcach.
- Dziękuję za koszulkę, Terry. - powiedziała cicho - I życzę kolorowych snów. Śpij dobrze, tygrysie. - puściła mu oczko otwierając drzwi. Weszła do środka, odwróciła się ku niemu. Wysłała mu całuska i zamknęła drzwi.
Odczekała chwilę i dopiero jak usłyszała że ruszył w przeciwną stronę, odwróciła się by zobaczyć gdzie jest. Szkoda, że Terry nie wszedł za nią ale przecież był zmęczony, chciał pewnie odpocząć.
O mamo! Jaka łazienka! Iris upuściła rzeczy, opadła jej też szczęka. W kolejnej chwili zaczęła podskakiwać w miejscu i cicho piszczeć. Jak tu pięknie! Miała ochotę biegać dookoła, jak dziewczynka ciesząca się z wizyty w lunaparku.
Łazienka była jak komnata pałacowa. Nie czekając ani chwili dłużej nalała wodę do ogromnej wanny. Pozwoliła sobie użyć płynu, ale tylko odrobinę by Terry nie pomyślał że przyszła tu tylko po to by go wykorzystać.
Woda była cudowna. Kobieta zanurzyła się cała, mocząc włosy. Pod wpływem emocji stały się niebiesko-zielone. Wyglądała teraz jak wodna istota, plumkająca się w jeziorze.
Położyła się wygodnie i pozwoliła sobie na chwilę relaksu. Oczy miała przymknięte a na ustach błogi uśmiech.
Trafiła do nieba.Terry - 30 Październik 2016, 11:44 Pod wodą nie słyszał kompletnie nic. Miał zamknięte oczy żeby przypadkiem płyn do kąpieli się do nich nie dostał. Czuł się tak jakby znajdował się w próżni gdzie jest tylko on i ta ciemność. Naprawdę odprężające uczucie, tym bardziej że było mu ciepło i przyjemnie.
Myślał o tym co dziś się wydarzyło. Dzień zaczął się jak każdy inny. Szybkie, byle jakie śniadanie na dole z Rorym, dwie godziny siłowni, szybka kąpiel a potem spacer z psem który skończył się w barze w którym poznał baśniopisarkę. I tu historia nabiera tempa. Nie poznali się do końca jednak miała w sobie coś co cholernie go przyciągało. Ten uśmiech, zachowanie wesołe jakby bawiła się każdym dniem... Nie miał styczności z taką osobą od czasu jak Elizabeth umarła. Tak, Iris bardzo mu ją przypominała. Eli też była lekko zakręcona, była jak promień słońca w jego szarym i bezsensownym życiu. Często z nim flirtowała i była otwarta na ludzi. Jakie to dziwne...
Wypuścił z ust parę bąbelków powietrza.
Może to przez to podobieństwo Iris go zainteresowała? Nie...to nie to. Tak czy siak, wiedział na pewno że nie chce by ta znajomość skończyła się teraz gdy ledwo się zaczęła. Teraz nie żałował słów wypowiedzianych w kuchni. Miał nadzieję że kobieta skorzysta z jego zaproszenia i będzie chociaż czasem go odwiedzać. Chciał ją odkryć. Zobaczyć co ma pod tą uroczą skorupą.
Wynurzył się spod wody. Otworzył oczy i nabrał powietrza. Przed oczami pojawił mu się jej widok gdy zamykała drzwi do łazienki. Jest taka piękna...kusząca...podniecająca. Celowo czy też nie rozbudziła go ponownie na korytarzu. - Co za kobieta..- Mruknął, wychodząc z wanny. Wytarł się powoli ręcznikiem i podszedł do lustra. Tyle razy to sprawdzał... Nie jest podobny ani trochę do matki a tym bardziej do ojca. Jego złote oczy i brązowe włosy... Matka była blondynką z szarymi oczami a ojciec? Blondyn z zielonymi. Tyle lat już się zastanawiał jakim cudem był podobny bardziej do staruszki której tyle zawdzięczał niż do swoich rodziców.
Przetarł zmęczone oczy i umył zęby. Do kitu...
Wypuścił wodę z wanny, założył bokserki i białą bokserkę po czym wyszedł z łazienki.
Jeśli Iris już tam była pocałował ją w czoło i zaprowadził do sypialni w której miała spać.
- A więc śpij dobrze piękna. Będę w sypialni obok jeśli byś czegoś potrzebowała- Uśmiechnął się po czym ruszył do siebie.Iris - 31 Październik 2016, 18:27 Mogłaby moczyć się w cudownie ciepłej wodzie przez całą noc. Było już późno, wiedziała to nawet bez zegarka. Bała się że zaśnie w wannie i się utopi, dlatego po chwili relaksu, zaczęła myć dokładnie każdy cal swojego ciała. Przy wannie stał flakon z fioletowym płynem. Powąchała zawartość, pachniała paczulą.
Nabrała odrobinę na dłonie i umyła się. Po łazience rozprzestrzenił się zapach, płyn pachniał bardzo intensywnie.
Tego samego płynu użyła do włosów. Kiedy było już po wszystkim, zmyła mydliny świeżą wodą. Gdyby teraz zobaczył ją Terry... Iris przestała się uśmiechać. Jej usta opadły w smutną, ponurą podkówkę.
Widok był niespotykany. Woda spłukująca włosy “zabrała” ze sobą błękit z jej włosów. Wyglądało to tak jakby Iris pozbywała się farby.
Wyjęła korek a gdy woda już całkiem zniknęła, wyszła z wanny. Szybko się wytarła i podeszła do lustra.
Szare włosy. Szare oczy. Smutek wymalowany na twarzy. Patrzyła przez chwilę na swoją twarz. Czuła zmęczenie. Dlaczego ukrywała prawdziwą, tą mniej kolorową wersję siebie? Może dlatego, że była tak podobna do ojca.
Nie czekała długo by skóra całkowicie wyschła. Zdjęła ręcznik i zawinęła w niego szare włosy. Ubrała koszulkę Terrego. Materiał był przyjemny, pachniał mężczyzną. Uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie dzisiejszych przeżyć.
Wraz z uśmiechem, jej włosy zaczęły “budzić” kolor, tęcza znowu rozbłysła na jej głowie. Barwa oczu zakotłowała się, jak gdyby czekała na decyzję Iris na którym odcieniu się zatrzymać.
Kobieta znowu zdecydowała się na ciepły, czekoladowy brąz na włosach i zieleń oczu. Gdy doprowadziła się ostatecznie do porządku, spojrzała na łazienkę i trochę po sobie posprzątała. Roztrzepała też ręcznikiem włosy, powiesiła go tak by wysechł.
Wyszła, zobaczyła Terrego więc sprężystym krokiem podeszła do niego. Była tylko w koszulce, bez bielizny i z wilgotnymi włosami w kolorze ciemnej czekolady. Patrzyła na niego zielonymi oczami.
Pozwoliła odprowadzić się do sypialni, gdy ją pożegnał, ona na dobranoc pocałowała go. Poczuła miętę pasty do zębów. Ona nie miała szczoteczki, trudno, jedną noc bez mycia zębów wytrzyma.
- Dobranoc, tygrysie. - przytuliła go mocno.
Gdy weszła do pokoju, nie zapalała świec. Znalazła łóżko po omacku, weszła na nie i zagrzebała się w pościeli. Była zbyt zmęczona by oglądać wnętrze, jutro to zrobi. Wiedziała tylko, że pokój jest duży.
Zasnęła dość szybko, koszulka pachniała Terrym. Wtuliła się w materiał pozwalając wyobraźni na stworzenie pięknych snów o poznanym dziś mężczyźnie.Terry - 2 Listopad 2016, 20:30 Zasnal prawie od razu. Igraszki z Iris i cała ta harmonijka emocjonalna.. To naprawdę go wymeczylo.
Miał sen podobny do iluzji jaką pokazał baśniopisarce.
Leżał na czerwonym kocu, słońce przyjemnie go grzało. Widział przelatujace ptaki i owady a w tle słyszał wyraźnie piosenke przy której kochał się z Iris. Czuł się wypoczęty i szczęśliwy.
Nagle poczuł jak coś smyra go wzdłuż ręki. Odwrócił głowę i zobaczył dziwnego twora. Głowa sepa, ciało satyra i ogon koguta. I mimo jego uśmiechu ala kot z Cheshire Christopher nie poczuł ani krztyny strachu. I nagle stwór zamienił się w Elizabeth. Tak. Stała przed nim, piękna i uśmiechnięta a jego serce scisnelo się boleśnie. Wiedział dokładnie że to nie prawda, wiedział też już jak ten sen przebiegnie. Nie chciał się jednak budzić. To te sny pomogły mu pogodzić się z jej śmiercią. Z tym że odeszła zostawiając po sobie pustkę w jego życiu i sercu.
Elizabeth usiadla obok niego na kocu, podkurczajac nogi i kladac na nich swoją brode, przyglądała mu się. Kocha ten jej promienny uśmiech. Ufny i ciepły. Oczy szczęśliwe jakby świat był pełen dobroci, delikatne dłonie którymi właśnie go glaskala po policzku, usta z cudownym uśmiechem który nie raz tak bardzo podnosił go na duchu.
I głos. Lekko przeciągała ostatnie litery w słowach. Typowa maniera u niej w rodzinie.
- Ładnaa, jesst. - wiedzial dokładnie że mówi o Iris. Nie widział ani nie słyszał u niej wyrzutu
- Może to będzie ona? Chce byś byl szczęśl... - - Przestań. -
Nie chciał słuchać jej wywodu. Już pare razy zdarzyło mu się to słyszeć we śnie. Chce by był szczęśliwy i ułożył sobie życie na nowo, nie chce by cierpiał, chce by żył dalej i nie samotnie. Taak. Znał to na pamięć. Zamilkła ale z jej ust nie znikał uśmiech.
- Zawsze uparty. Wiesz co masz robić. Żyj dobrze Christopher- zawsze mówiła do niego pełnym imieniem. Zawsze mówiła to w jakiś specjalny sposób. Uśmiechnęła sie teraz, wstala i odeszła.
Przez resztę snu leżał i po prostu patrzył w niebo, mówiąc na głos kształty chmur.
Obudził się nagle. Coś mu nie grało. Wstał zaniepokojony i od razu wyszedł z pokoju. Podszedł pod drzwi które były zabite deskami. Nasluchiwal chwile i gdy nic nie usłyszał westchnął przecierajac oczy. Zaczyna mi odwalać... wiedział że już nie zasnie. Poza tym, było już w miarę widno. Po chwili zastanowienia zszedł po cichu na dół. Rory przywitał go go solidnym liznieciem w łydkę. Nie szczekal jednak co było dziwne na niego. Terry poglaskal go po glowie i poszedł do kuchni. Zaparzyl dzbanek kawy, zrobił tosty z serem, wyciągnął z chlebaka croissanty, z szafki mrożącej wyciągnął dżem truskawkowy. Położył to wszystko na talerzykach, postawił to na tacy wraz z dwiema szklankami.
Nałożył też solidna porcje mięsa i ryżu psu, który prawie od razu zaczął je palaszowac. Otworzył drzwi na taras by Rory mógł sobie wyjść gdy skończy. Zabrał to wszystko na górę. Podszedł pod drzwi do sypialni Iris i zapukał.
- Obsługa hotelowa- zaśmiał się cicho i uchylił drzwi nie wchodząc jednak. Czekał aż powie mu że może.Iris - 2 Listopad 2016, 22:15 Piękne sny nie nadeszły. Albo inaczej - nadeszły ale szybko zmieniły się w koszmary.
Zaczęło się niewinnie. Znalazła się w pięknym ogrodzie, podobnym do tego z wizji którą przesłał jej Terry. Był kolorowy, w drzewach ćwierkały ptaki. Zapachy unoszące się dookoła aż zapierały dech w piersi, były słodkie i nęcące, zupełnie jakby jej nos zawisł nad parującym kubkiem owocowej herbaty.
Iris szła trawą, była ubrana w zwiewną sukienkę z błękitnego jedwabiu. Włosy miała rozpuszczone, brązowe, zielone oczy. Bose stopy zatapiały się w soczystej wiosennej trawie, szła tak by nie podeptać stokrotek.
Świeciło słońce, promienie pieściły jej gołe ramiona. Uśmiechała się, wszystko dookoła było takie piękne... Eden, boski ogród. Brakowało tylko owoców na drzewach i zwierząt żyjących w zgodzie obok siebie.
Iris nie zatrzymywała się, oglądała te wszystkie cuda. Nie obrała konkretnego kierunku, czuła instynktownie, że zbliża się do środka ogrodu.
I nagle zza krzewów wybiegł duży, czarny wilk. Nigdy wcześniej takiego nie widziała. Kontrastował z kolorowym ogrodem, wyglądał nienaturalnie.
Kobieta zatrzymała się. Zwierzę popatrzyło na nią białymi ślepiami. Chwilę mierzyli się wzrokiem. Iris poczuła jak strach ogarnia jej serce. Ptaki umilkły a wilk nagle ruszył wolnym krokiem w zarośla. Szedł jak w zwolnionym tempie, prawie nie dotykał łapami podłoża.
Poszłaza nim a z każdym krokiem jej strach tylko się pogłębiał. Chyba wiedziała czym był zwierz...
W pewnym momencie wilk stanął, ona też. Stwór zatrzymał się tuż przy wyjściu z gąszczu. Baśniopisarka nie wiedziała co się działo... Czarny basior zawył przeciągle i przesunął się robiąc jej miejsce. Chciał by dalej poszła sama.
Ogród stał się jakiś dziwny, drzewa straciły liście, trawa zbrązowiała, pachniało zgnilizną. Gdy wyszła z gęstwiny, zamarła. Na polanie leżał jej ojciec. Podbiegła do niego przerażona ale to co zobaczyła było jeszcze gorsze. Miał martwe oczy a z jego piersi sterczał nóż.
Krzyk jaki wyrwał się j z jej gardła rozniósł się po całym ogrodzie. Padła na ciało ojca nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Może i go porzuciła... Ale nie sądziła, że ujrzy jego śmierć.
Płakałana głos lecz usłyszała za sobą szelest. Odwróciła się z wymalowanym na twarzy bólem i następne co zrobiła, to zerwała się na równe nogi.
Przed nią stała ona... Kochanka jej ojca. Kotka bez ogona, Dachowiec bez swej rudej dumy. Miała na rękach krew, nie powiedziała nic. Uśmiechała się szeroko, zadowolona z siebie.
Iriswiedziała co zaszło. Czarny wilk, Siewca śmierci przeprowadził ją tu celowo. Wierne psisko chciało by to zobaczyła...i by dokonała zemsty.
Nie myśląc wiele wyrwała z piersi martwego ojca duży nóż, poderwała się i rzuciła na Kotkę. Ruda nawet nie próbowała się bronić. Nóż wszedł łatwo w pierś, na Iris trysnęła krew. Miała furię w oczach, przekręciła ostrze i uśmiechnęła się z satysfakcją widząc jak oczy Dachowca gasną a na ustach wykwita zaskoczenie.
Twarz Kotki zamazała się, przed Iris pojawił się... Terry. Patrzył na nią tymi smutnymi oczami, były bledsze niż kiedykolwiek.
Wrzasnęła przerażona i odskoczyła. Terry... Wbiła mu w pierś nóż... Miała jego krew na twarzy i dłoniach.
Krzyczała i płakała, Terry tylko patrzył. Odwróciła się, zamiast jej ojca na trawie znalazła ciało jakiejś kobiety.
- Dlaczego... Iris? - zapytał Terry a z jego ust trysnęła krew - Zabiłaś moją żonę... Tak bardzo przeszkadzała ci ta obrączka? - upadł na kolana. Iris wrzasnęła patrząc na swoje zakrwawione dłonie. Co ona zrobiła...
Ogród śmierdział. Gdzieś wył wilk. Ogród śmierdział śmiercią. Wilk śpiewał dla niej pieśń. Po środku stała Iris w nieswojej krwi, ciało kobiety i umierający Terry.
Baśniopisarka nie przestawała krzyczeć. Oczy Terrego traciły kolor.
- Nie trzeba było tego robić, śliczna... - powiedział - Mogło być nam tak dobrze...
Upadł na twarz. Ogród zmienił się w bagno. W błocie tonęła zabita kobieta, martwy Terry i krzycząca z rozpaczy Iris.
Rzucała się na łóżku, twarz miała we łzach. Rozkopana kołdra leżała zwinięta w kłębek u jej stóp.
Płakała przez sen i co najgorsze nie mogła się obudzić. Takie sny były najgorsze...
We śnie próbowała zmyć z rąk krew trąc jedną dłonią o drugą. W rzeczywistości, miotała się w pościeli i drapała paznokciami ręce aż po ramiona, zostawiając na nich czerwone pręgi.
Włosy miała śnieżnobiałe, ze strachu. Była blada i spocona, mokra też od łez.
Czarny wilk wył, nucąc straszną melodię a ona tonęła w bagnie koszmarnych wizji. Błoto wlewało się do jej ust i nosa. Poczuła że zaczyna się dusić.Terry - 7 Listopad 2016, 18:18 Nie tego się spodziewał. Stał jak głupek przy drzwiach i czekał aż go wpuści. Zamiast tego usłyszał zduszony głos Iris. Brzmiało to tak jakby płakała do tego słychać było że rzuca się po łóżku. Nie zastanawiał się długo. Odłożył tacę ze śniadaniem na komodę stojąca przy drzwiach do pokoju Iris.
- Iris? Wchodzę! - na wypadek gdyby jednak nic się nie działo wolał ją uprzedzić o swoich zamiarach. Otworzył drzwi i jego oczom ukazała się scenka jakiej w sumie powinien był się domyślić na podstawie tego co usłyszał. Iris szarpala się na łóżku. Kołdra leżała u jej nóg a twarz miała mokrą od łez i potu. Serce zabiło mu szybciej i nie czekając dłużej podszedł czym prędzej do łóżka. Usiadł obok niej i chwycił ją w ramiona. Trzymał ją mocno. Może i była drobna ale krzepe miała, jednak on sam dzięki codziennym treningom do słabych nie należał. Tak więc trzymał ja pewnie, a jesli sie trochę uspokoiła zaczął ją delikatnie kolysac wycierajac jej łzy.
- No już kochanie. Wszystko w porzadku. Jestem tu. - zastanawiał się co za koszmar jej się śnił. Pocałował ją w czoło, odgarniajac wlosy z jej lepkiego czoła.
- Wróć do mnie Iris. - przemawiał do niej spokojnym, kojącym tonem. Przykro mu było patrzeć na to jak się męczy. Glaskal ją po policzku, mówiąc cały czas do niej. Rozumiał że nie łatwo będzie ją wzbudzić. Z własnego doświadczenia wiedział jak straszne potrafią być koszmary. Pokazują nasze najskrytsze lęki, nasze wszelkie obawy. Najgorsze były te z których nie dało się wzbudzić, koszmar ciągnął się i ciągnął raniąc serca i umysły. Sam praktycznie się na nie uodpornil. Kiedyś się szarpal i skomlal a teraz? Czasem łapie go paraliż senny ale nic poza tym... Jak się człowiekowi śni pare lat, nieustannie ten sam koszmar... Jak tu zareagować inaczej?Iris - 9 Listopad 2016, 14:25 Nie zarejestrowała tego, że ktoś wszedł do pokoju. Tonęła w błocie we śnie, gęsta substancja wlewała jej się do ust, zapychała gardło i brnęła dalej, zalewając jej płuca. Czuła jak ją palą, chciała krzyczeć ale... Nie mogła. Nie da się krzyczeć pod wodą, tym bardziej w bagnie.
Gdy Terry ją dotknął, wziął w ramiona, przestała się miotać, błoto ustąpiło ale nadal miała zamknięte oczy. Płakała przez sen, poczucie winy za zbrodnię której tak naprawdę nie dokonała paliło, nie dawało spokoju.
Trzęsła się na całym ciele. Jej włosy były białe jak mleko, ze strachu.
Dopiero gdy zaczął cicho do niej mówić kołysząc przy tym jak dziecko, uspokoiła się. Łzy przestały lecieć z jej zamkniętych oczu, twarz wygładziła się.
Czując ciepło jego ciała, wtuliła się w niego pocierając policzkiem o tors. Był twardy, jak to u mężczyzny, ale tak przyjemnie grzał!
Po chwili otworzyła oczy. Terry mógł zauważyć, że jej tęczówki są wyblakłe. Dodatkowo, gdy zobaczyła twarz zbielały do końca.
Iris odsunęła się przerażona. Krzyknęła i następne co zrobiła, mogło być przez niego różnie odebrane.
Jeśli miał koszulkę, podniosła ją i zaczęła dotykać jego skóry w okolicach brzucha, jakby szukała rany. Jeśli był tylko w spodenkach, miała ułatwioną sprawę.
Naciskała paznokciami mięśnie poszukując jakiś zgrubień po bliznach, szukała czegokolwiek co potwierdziłoby, że miał w brzuchu nóż.
- Terry... - powiedziała po chwili, wyglądała na niezbyt przytomną, mimo, że patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. Nie wyglądała najpiękniej, jak upiór, cała biała i rozedrgana.
- Ty żyjesz... - jęknęła z ulgą i rozpłakała się ze szczęścia. Rzuciła mu się na szyję a jej włosy 'wybuchnęły' kolorami, zatrzymując się na brązowym, bo ten podobał się mężczyźnie.
Zaczęła całować mu twarz, policzki, nos czoło, brodę, jak ktoś kto coś utracił i nagle znalazł.
Chwilę tak go przytulała, dając upust szczęściu. Płakała i śmiała się jednocześnie. Trzymała go mocno, jakby się bała, że ucieknie albo, że jest jakąś zjawą.
Nagle przypomniała sobie coś strasznego. Odsunęła się od mężczyzny milknąc. Położyła mu zimne dłonie na policzkach, zmuszając go by patrzył jej w oczy. Jej tęczówki były na powrót zielone, jednak czaiła się w nich domieszka szarości.
- Terry... Ja... Ja jej nie zabiłam, prawda? - zapytała. Trudno było jej odróżnić, co było snem a co jawą, była jeszcze trochę zaspana a może lunatykowała?
Patrzyła w oczy mężczyźnie. Podziwiała wszystkie zmarszczki widoczne na jego twarzy. Miała ochotę wszystkie je wycałować, ale bała się, że ta martwa kobieta z jej snu... że Iris faktycznie ją zabiła.
- To nie może być prawda, nie zabiłam jej... - skrzywiła się w grymasie rozpaczy - Terry, powiedz mi, że to nie ja. - błagała - Obrączka nie przeszkadza mi przecież, nie mogłam przecież zabić jej z zazdrości...
Jedyne czego potrzebowała to potwierdzenia z jego ust, mocnego uścisku, męskiego, silnego ramienia.
Kto by pomyślał. Na co dzień silna, nieprzystępna, samodzielna... Skomle teraz jak skrzywdzone zwierzę, pragnąc od siedzącego przed nią mężczyzny zwykłego przytulenia. Nie musiał jej pocieszać, wystarczyło by ją objął. Czasami nie trzeba słów by wszystko wróciło do normy.Terry - 11 Listopad 2016, 17:11 Dopiero gdy spojrzała na niego tymi przerażonymi, białymi oczami spostrzegł co się z nią stało. Włosy i oczy totalnie białe, skóra miała jakiś niezdrowy wyraz, do tego to przerażenie na jego widok i to że się odsunela... Co takiego jej się śniło? Co skłoniło ją do takiej reakcji? Czyżby coś jej zrobił w tym śnie? Podobno sny odzwierciedlają nasze skryte pragnienia a koszmary wręcz przeciwnie. To czego się najbardziej boimi i to co nas najbardziej boli. Wiec skoro miała koszmar i tak zareagowała na jego osobę... Czyżby żałowała tego co się między nimi wydarzyło?
Jego rozmyślania przerwała dość dziwna rzecz. Mianowicie baśniopisarka podniosła jego koszulkę i zaczęła dotykać jego klaty. Teraz nie wiedział kompletnie co myśleć. Myślał ze kobiety już raczej niczym go nie zadziwia po tak długich latach doświadczen z nimi a tu proszę. Najpierw miota się i płacze w łóżku, potem się budzi wybielala ze strachu i piszczy na jego widok a następnie maca mu tors... Jego brwi uniosły się w górę w niemym zapytaniu.
Słowa które wypowiedziała spowodowały że nabrało to wszystko odrobiny sensu. Zyje... Czyżby śniło jej się ze on umarł? I tym się tak przejęła? Nie śmiał jednak jej oceniać. Sam mimo ze jest facetem jeszcze do niedawna miotal się po łóżku z żałosnym lamentem za Elizabeth.
Gdy rzucila się na niego, całując po twarzy, przytulił ją gladzac po wlosach które przez chwile biły feria barw a teraz powróciły do ciepłego brązu.
- Ze mną wszystko w porządku Iris. Spokojnie. Jestem tu - glaskal ją po glowie i plecach jak wystraszone kocie, które pragnie teraz ciepła i pocieszenia. I nagle znowu się od niego odsunela. Zbity z tropu, przyglądał jej się marszczac brwi. Naprawdę czuł się trochę zagubiony w tym wszystkim. I do diaska kogo ona niby miała zabic? Jaka ona? Widząc kobietę którą wczoraj poznał jaką wesola kokietke, siedziała teraz przed nim rozedrgana i conajmniej roztrzesiona. Dopiero gdy wspomniała o obrączce pojął o co chodzi. Elizabeth. Więc jednak rozmyślała o tym skoro śniło jej się coś takiego.... Miał zamiar zatrzymać jak zwykle historię o niej dla siebie. W końcu było to bolesne i zżerało go od tylu lat. To jego sekret, jego ból... Jednak nie mógł patrzeć na Iris w tym stanie. Bała się i to bardzo.
- Nie skarbie. Nie Ty ją zabilaś - przyciągnął ją do siebie i przytulił otulajac kocem gdyz było naprawdę chłodno. Nie napalil jeszcze w piecu. I gdy tak trzymał ją w swoich objeciach, pierwszy raz w życiu powiedział to co naprawdę myślał o śmierci Eli i ich dziecka. - To ja ich zabiłem. To przeze mnie moja żona i dziecko nie żyją - serce scisnelo mu się boleśnie. Czuł się w tym momencie tak jakby wszystko wróciło na nowo. Iris mogła wyraźnie poczuć jak caly zesztywnial. Nie wypuszczał jej jednak. Gdyby teraz się od niego odsunela to był tego pewien, że się rozpadnie.
- Wyszedłem tylko do znajomego.. Sprawe załatwić a Elizabeth została w domu... Miała się nie przemeczac ze wzgledu na ciążę... Nie wiedziałem... Że... Jak wróciłem... I ona i dziecko... Tyle krwi... Nic nie mogłem już zrobić... Rozumiesz? - w gardle miał wielką gule. Nie płakał. Pogodził się już z tym. Bolalo. Tak. To przez niego nie żyli. Dwie najważniejsze w jego życiu istoty, te które nadawały sens jego bytowi... Odeszły. Przez to że nie został w domu. Mimo że Elizabeth go o to prosiła... Do tej pory zadaje sobie w chwilach zwątpienia pytanie: Czy gdyby został, oni by żyli?Iris - 21 Listopad 2016, 21:44 Jego obecność sprawiła, że lęk schował się gdzieś daleko, w głębiny duszy do których zbyt często się nie zagląda. Iris była wdzięczna, że przyszedł. Odegnał demony, jak rycerz który wpada do zamku wymachując mieczem.
Patrzyła na niego, strach zniknął, w jej oczach pojawiła się wdzięczność. Nie sądziła że tak przywiąże się do świeżo poznanego mężczyzny. Zawsze wydawało jej się, że jest z natury nieufna. Życie dało jej w kość i nauczyło mieć twardy zadek by kopniaki nie bolały tak bardzo.
Wtuliła się w niego, dziękując opatrzności, że był cały i zdrowy. Był chyba zdezorientowany ale grunt, że przy niej był.
Niepotrzebnie wspomniała o kobiecie ze snu. Ten temat był trudny a mina Terrego tylko potwierdziła jak bardzo trudny. Widać było po nim, że nie chce rozmawiać o przeszłości. Przeżył swoje, bolało go pewnie tak mocno jak Iris bolała utrata ojca. Przeszła z tym do porządku codziennego nie rozpamiętując starych dziejów, co nie oznaczało, że w chwilach słabości nie czuła się opuszczona. Jednego nie żałowała - tego jak potraktowała kotkę, kochankę jej ojca. Należało jej się.
Wysłuchała tego co miał jej do powiedzenia, czuła się winna - poniekąd zmusiła go by powiedział coś o swojej kobiecie. Nawieść że była w ciąży... Iris niepowiedziała nic. Nie mogła, nie potrafiła zrozumieć jak to jest stracić nienarodzone dziecko. Z jednej strony dziwiła się - jak Terry mógł tęsknić za kimś kogo nigdy nie poznał? Z drugiej strony - z pewnością kiedy jego luba była w ciąży, był przy niej i dotykał brzucha przez co pokochał małą istotkę.
Jak z tego wybrnąć? Co teraz powiedzieć? Pocieszyć? Terry pewnie miał dość pustych słów które miały podnieść go na duchu. Niezależnie jednak od tego co mówił mężczyzna, nie wierzyła, że to przez niego jego rodzina umarła. Nie, to tak nie działa. Przeznaczenia oszukać się nie da, nie wolno igrać ze Śmiercią - gdyby nie zabrała ciężarnej kobiety właśnie wtedy, zrobiłaby to później. A kto wie, może takie rozwleczenie w czasie zabolałoby Marionetkarza bardziej? Czy cierpiałby mniej gdyby widział jak umiera jego dziecko które już poznał, zapamiętał jak wygląda?
- Terry... - wyszeptała - Nie możesz brać winy na siebie. Myślę, że twoi bliscy nie chcieliby byś teraz cierpiał. - dodała. Czy miała prawo mówić za jego rodzinę? Nie. Ale gdyby to ona była na miejscu jego kobiety, pragnęłaby jego szczęścia.
Przytuliła go mocno. Nie pocieszała, chyba nie było sensu. Mężczyzna sam musi się podnieść, pomoc mogłaby tylko ugodzić jego męską dumę.
Chwyciła go za dłoń i posłała nieśmiały uśmiech.
- Dziękuję, że przyszedłeś. Jesteś moim bohaterem. - chciała rozładować atmosferę. Zsunęła nogi na podłogę, gotowa by wstać.
- Chyba już czas zacząć nowy dzień, prawda? - ścisnęła delikatnie jego dłoń -Czy dobrze pamiętam, że miałam ci pomóc w ogrodzie?Terry - 27 Listopad 2016, 12:06 Siedział zesztywnialy, dopiero jak Iris się w niego wtulila, jego mięśnie trochę się rozluznily. No i po co to powiedział? Było to zachować dla siebie. Czuł się trochę żałosny w tym momencie. Po co wywlekł to wszystko na światło dzienne? Owszem nie powiedział jej nie wiadomo jak wiele. Tylko główne elementy składające się na ten dramat, jednak mówienie o tym wydało mu się teraz nieodpowiednie. Czy miał prawo mówić o swojej żonie, po nocy z inną kobietą? Czy miał prawo uprawiać seks z tą kobietą na sofie na której niegdyś on i Elizabeth leżeli wybierając ewentualne imiona dla dziecka? Nie chciał w ten sposób o tym myśleć jednak mimowolnie to zrobił. Beznadzieja. Gdy usłyszał słowa baśniopisarki, o tym że jego rodzina nie chciałaby by był smutny, na nowo sie spiął. Jego oczy pociemnialy i zacisnął szczeke. Nie do końca rozumiał dlaczego jednak trochę jej słowa go zdenerwowały. Nie chcial jednak by ona to źle odebrała wiec gdy Iris wstala i podeszla do drzwi, marionetkarz wstal i przetarl twarz. Ogród. Tak, dobrze mu zrobi praca w ogrodzie. Nie trzeba podczas tego zbytnio myśleć. Przywołał na twarz zmęczony uśmiech.
- Hola hola skarbie. Najpierw to zjesz śniadanie bo mi tu trupem padniesz - podszedł do niej, przyciągnął ją do siebie i pocałował prosto w jej kuszące usta. Następnie wyszedł z pokoju i zabrał z komody tace ze sniadaniem po czym wrócił do sypialni. Położył tace na lozku.
- Do stołu podano - uśmiechnął się nonszalancko, biorąc Iris na ręce i znosząc ją prosto do łóżka. - Pewnie kako jest już zimne ale mam nadzieje nadal dobre - poglaskal ją po policzku. Włosy znowu miała brązowe a oczy zielone. Przed oczami nadal miał obraz jej sprzed chwili. Blada, biala... Niczym duch. Wyglądała wtedy tak jakby miała zaraz zniknąć z tego świata.Iris - 3 Grudzień 2016, 22:21 Nie spodziewała się śniadania. Terry był dla niej taki dobry...
Gdy przyniósł tacę uśmiechnęła się promiennie. Nie protestowała, zjadła grzecznie wszystko co przygotował. Faktycznie kakao było zimne ale pyszne, intensywnie czekoladowe. Iris nie przepadała za słodyczami, na codzień nie jadła ich dużo. Ale to czym ugościł ją Marionetkarz było przepyszne. Obiecała sobie, że w wolnej chwili podszkoli się w gotowaniu. A później zadziwi Terrego, przygotuje ucztę!
- Dziękuję Kochany, było przepyszne. - odłożyła tacę i wstała. Przeciągnęła się mrucząc z zadowolenia.
Wyglądała tak, jakby już zapomniała o śnie i o tym co miało miejsce przed chwilą. Noc miała ciężką ale była zmotywowana by pomóc przy ogrodzie. Postawiła sobie za cel doprowadzenie go do stanu z iluzji jaką pokazał jej Terry. Z resztą nie było sensu rozpamiętywać snu. Mężczyzna przed nią siedzący miał taką smutną minę... Opowiedział jej przed chwilą swoją historię. Była tragiczna ale Terry musi sam poradzić sobie z przeszłością. Iris może próbować zapełnić mu wolny czas tak, by nie myślał o tym co było ale ostatecznie nie miała prawa wtrącać się a tym bardziej go pouczać.
Ubrała się w swoje ciuchy. Nie były pierwszej świeżości ale do pracy w ogrodzie się nadadzą. W końcu będzie grzebać w ziemi a nie chodzić po wybiegu. Włosy związała tasiemką w wysoki kucyk, miały kolor ciemnego brązu .
Jeśli Terry jej się przyglądał, uśmiechnęła się do niego i posłała mu oczko. Gdy już się ubrała, podeszła do niego i pocałowała w usta.
- Jestem gotowa. Prowadź do ogrodu, Tygrysie. - powiedziała. Jej oczy śmiały się, zieleń tęczówek migotała zachęcająco.
Gdy tylko Terry wstał, poszła za nim. W głowie układała sobie plan pracy w ogrodzie. Była ciekawa jak bardzo jest zapuszczony... Niezależnie jednak o stanu ogrodu, Iris będzie pracować do końca. Zrobi wszystko by na twarzy Terrego pojawił się uśmiech.Terry - 12 Grudzień 2016, 23:21 To bylo dość zaskakujące. Dopiero co trzymał Iris w objęciach, całą biała i zaplakana a teraz patrzył z niedowierzaniem jak się zajada tym co jej przyrządził. Była zmienna jak wiatry nad morzem. Tak zmienna... Tak nieuchwytna i pełna życia. Nie mógł sie na nią napatrzeć. Sam zjadl jednego rogala ale jakoś niespecjalnie dlatego ze byl głodny. Jego myśli krążyły wokół calej tej sceny. Iris miała sen w którym go zraniła a jego żonę zabiła. Czy ten sen miał coś oznaczać? Był jakimś przekazem dla jego osoby czy raczej wykazem strachu i niepewności Iris?
Nie chcial zbytnio o tym teraz rozmyślać. Znając jego skłonności do autodestrukcyjnych myśli, doszedł by do druzgocacych wniosków.
Tak. Praca w ogrodzie mu się przyda. Nie trzeba wtedy za dużo myśleć a praca fizyczna w jakiś sposób odpręża. Przyglądał się jje uważnie w jakiś sposób martwiąc się o nią. Często zdarzają jej j takie sny? Widząc jej ciało gdy się przebierala jak to facet, nabrał ochoty na to by wziąć ją na szafeczce obok której wstala. Zaśmiał się więc cicho gdu puscila mu oczko i lrzeczesal wlosy palcami.
Wstał następnie z łóżka i wyszedł z pokoju.
- Chodź. Pokaże Ci mój.. Ogródek... - powiedzial z lekka ironia. Ogródek to ostatnie słowo jakiego można użyć widząc to co jest za jego domem. Zawołał Rory ego i gdy ten przebiegł, Terry wyszedł na werande z której rozpościeral się widok na całą aglomeracje za budynkiem. Nieopodal bramy porawdzacej do ogrodu stala, biała dosc niepozorna szopa. A w jej środku wszystkie narzędzia ogrodnicze jakie można sobie wyobrazić. W tym i nielegalnie przemycona kosiarka na baterie słoneczne.
- Witaj w moim ogródku - zaśmiał się z przekasem, uważnie obserwując twarz basniopisarki. Chciał dokładnie wychwycić to co myślała.Iris - 15 Grudzień 2016, 20:40 Mimo iż nie spała dobrze, była zwarta i gotowa do działania. Związane wysoko włosy dyndały na boki gdy szła z Terrym do ogrodu. Przez drogę nie rozmawiali, chyba nie było o czym. Marionetkarz wydawał się być trochę spięty, czyżby coś go trapiło? Ano oczywiście, że go trapiło. Iris przed chwilą majaczyła o jego żonie, śmierci i o obrączce. Podziałało to jak cios poniżej pasa, musiał jej się zwierzyć, opowiedzieć o swej rodzinie. Nie czuła się z tą wiedzą dobrze, bo wiedziała, że poniekąd wymusiła od mężczyzny te informacje.
Idąc obok niego, chwyciła go pod ramię i wtuliła się w niego, posyłając mu szczery uśmiech.
Podobał jej się. I to jak cholera! Był taki męski, nie mówił dużo ale był inteligentny. Uwielbiała patrzeć jak się przy niej porusza, mogłaby godzinami podziwiać grę jego mięśni. Czuła się trochę tak, jakby pierwszy raz w życiu zabrała się za szukanie skarbu i znalazła od razu garniec pełen złota.
Gdy tak patrzyła jak idzie pewnym krokiem, a potem jak otwiera silnymi dłońmi szopę, obudził się w niej płomień. Znajomy płomień poprzedniego wieczoru, który spędziła w jego ramionach. Zarumieniła się, bo mimo iż najchętniej zdarłaby z niego koszulę, wiedziała, że nie cza i pora na to.
Ogródek był zaniedbany ale nie wyglądał tragicznie. Po prostu Terry nie miał czasu by się nim zająć, to normalne. Aby utrzymać go w ładzie, potrzebne było co najmniej kilka godzin co jakiś czas. Dbanie o rośliny trochę przypomina dbanie o świeży związek - chucha się i dmucha na każdy pojedynczy kwiat, wyrywa się chwasty. A potem? Po kilku latach nie przeszkadzają już dziko rosnące chwasty, kwiaty pojawiają się rzadziej... Ale ogród nadal pozostaje na swój sposób piękny.
- Jeej, ale wielki! - to było pierwsze co powiedziała. Nie zraziła się jednak rozmiarami. - Od czego mam zacząć? No i powiedz jak mam pracować, nie chcę robić czegoś wbrew tobie by nie okazało się po wszystkim, że ogródek wcale ci się nie podoba. - puściła mu oczko.
Nie mogła dłużej wytrzymać, nie gdy patrzyła na jego umięśnione, ukryte za ubraniem ciało. Zbliżyła się do niego tak, że ustami prawie dotykała jego ust. Oczywiście musiała stanąć lekko na palcach by sięgnąć. Jego oczy były hipnotyzujące, ten smutek w nich ukryty jeszcze bardziej ją nakręcał.
Musnęła delikatnie wargami jego usta, nie całując ich jednak. Bo nie o usta tutaj chodziło, ważniejsze były ręce i to co nimi zrobiła. A zrobiła coś bardzo śmiałego - sięgnęła mężczyźnie tam, gdzie w normalnym wypadku powinna pojawić się cenzura. A więc "PIIIIP! Cenzura!".
Po chwili dotykania go, odsunęła się ze słodkim uśmieszkiem.
- Zabierajmy się do roboty, czekam na polecenia, Kochany. - powiedziała - Kto wie...Może jak trochę popracuję to zasłużę sobie na jakieś szczególne pieszczotki? - dodała bardziej do siebie i zachichotała dziewczęco. Wrócił jej humor, po nocnych koszmarach nie było już ani śladu.Terry - 18 Grudzień 2016, 23:55 Reakcja Iris go nie zdziwila. Tak. Ogród a raczej bardziej park był gigantyczny. To Elizabeth tak bardzo się na niego upierała. Zawsze miał dobra rękę do kwiatów i ona o tym wiedziała. Zawsze mu mówiła że kocha patrzeć jak on przechodzi między alejkami z irysami.
Po jej śmierci nie zajrzał tu ani razu. Tyle co gdy dopadała go chandra i nie chciał ruszać się z domu, wypuszczal tu Roryego. Pies jednak nigdy nie zrobił nic co by mogło zaszkodzić ogrodowi. Tak jakby czuł że ten jest strasznie ważny w życiu swojego pana.
Teraz poczciwe psisko podbieglo pod rękę pana, szturchnal ją i SRU. Juz go nie było. Pobiegł przed siebie, znikając za grzadkami z jagodami.
Wtem podeszla do niego Iris. Objął ją deliaktnie. Ona cała była delikatna, taka krucha i ulotna. A jednocześnie taka energiczna i pełna życia. Chodząca zagadka. Nie potrafił jej rozgryzc. Teraz gdy ledwie smyrnela jego usta poczuł że najchętniej to wziął by ją tu i teraz. Na tym stoliku na werandzie. Żadna kobieta od tak dawna na niego w ten sposób nie działała. Już miał ją do siebie przyciągnąć a następnie oprzeć ją o ścianę gdy ta zrobila coś tak niespodziewanego... Spuscmy na to kurtyne. Christopher jeknal cicho gdy ta go dotykala. Rozbroila go tym slodkim, anielskim glosikiem jakim go uraczyla gdy się od niego odsunela. Gdy usłyszał wzmianke o poleceniach... Cały się gotowal. Może z zewnątrz niezbyt to po sobie pokazywał jednak jego oczy i uśmieszek blakajacy się na jego ustach mówiły same za siebie. Pominmy juz fakt że w tym momencie zaczal odczuwać ucisk w partiach ciała pod brzuchem.
- Jak na razie to Ty sobie zasłużyłaś na to - po tych słowach dal jej po prostu klapsa w prawy posladek. Zaśmiał się nisko po czym ruszył do szopy. Otworzył ją w podobny sposób co brame do dworku. Whtachal z tamtąd czarno srebrną taczke. Nastepnie wladowal na nią, wór nawozu, sekatory, rękawice, nozyczki, spreje na pasozyty domowej roboty, szpadle i łopate. Następnie wyciągnął z szopy kosiarkę na baterie sloneczne.
- Wystarczy byś to pchala jak wozek. Ja się zajmę taczka- watpil by Iris miała kiedykolwiek do czynienia z czymś takim jak kosiarka. Złapał porządnie raczki taczki i z lekkim trudem na początku, ruszył do bramy ogrodu. Ta otworzyła się przed nimi sama. Z racji że dom i cała reszta znajdowala się na wzniesieniu, do ogrodu trzeba było zejść kamienna, pochyla drozka. Terry "zaparkowal swoje bmw" opodal płaczącej wierzby.
- A więc tak. Wszystko trzeba przyciąć. Wystające za daleko gałęzie krzaków itd. Trawe skosze ja, do tego grzadki z kwoatami trzeba nawiezc. Wystarczy garstka tego na grzadke. Co dalej hmm trzeba wyrwać tez chwasty. Zebrać też wszystkie większe gałęzie z ziemii. Możesz je położyć przy polu na ognisko które jest przy sadzawce. Jeśli zobaczysz na którejkolwiek roslinie jakieś inne robale poza biedronkami i innymo pozytecznymi, spryskaj ją całą tym sprejem. Sam go zrobiłem wiec jest nieszkodliwy dla roślin. - jak też jej powiedział tak tez przystąpił do swojej pracy. Zaczął od zbierania gałęzi. Inaczej nie skosi trawy.