Anonymous - 13 Lipiec 2012, 20:00 Do Piankowego lasu wybrał się też owy czarny kot, Cécile śmiało stąpała czarnymi łapami po piankowo-czekoladowej "ściółce" zahaczała o lukrowe patyki i wskoczyła na jedno z piernikowych drzew. Wybrała jedna z tych grubszych gałęzi i schyliła głowę w dół, postawiła czujnie uszy i wciągnęła dziewczęcy zapach kocimi nozdrzami. Machnęła jakby nerwowo ogonem i przymrużyła swoje kocie oczy by przyjrzeć się dziewczynce będącej na dole ,zaraz w pobliżu piernikowego drzewa, na którym sama się znajdowała.
Po chwili zeskoczyła z drzewa przed Babydoll tuż między jej nogami i wpatrzyła się w nią swymi tajemniczymi ,zielonymi oczami.
zaczęła łasić się przy jej prawej łydce. Ogonem sunęła delikatnie po jej piszczeli i miauknęła donośnie zaraz przykucając przy niej.
Obserwowała ją co chwila dyskretnie bardzo uważnie. Zastanawiała się co może robić taka dziewczyna akurat w tym miejscu,może się z kimś umówiła?
Zwróciła kocica zaraz jednak uwagę na dziurę w jej rajstopach i przechyliła głowę w lewo i poruszyła śmiesznie swoim różowym nosem. Miała małe co nieco w planach i zamierzała zaraz zaskoczyć te pannę. W kocu lubiła sprawiać by inni czuli się zaskoczeni. Zresztą.... już działać zaczęła. Zważywszy wcześniej uwagę na jej rozgoryczenie z powodu podartych rajtuz zastrzygła jednym z uszu i zaczęła mówić swoim głosem.
-No nieprzyjemnie,ale z pewnością to nie Twoja pierwsza i nie ostatnia par rajtuz czyż nie? Zaprowadzę Cie jak chcesz kiedyś do jednej z dam, która może nawet uszyje Ci z lepszego materiału i dużo ładniejsze. -
Jak na kota nie przystało mrugnęła do niej z głupkowatym uśmiechem i energicznie uderzyła ponownie ogonem o jej łydkę .Anonymous - 13 Lipiec 2012, 20:27 Z zamyślenia wyrwał ją dopiero kot, który zupełnie nieoczekiwanie zeskoczył z drzewa. W pierwszej chwili jej wzrok powędrował do nadgryzionej pianki, trzymanej w ręku. Chyba nie powinnam była tego jeść pomyślała całkiem rezolutnie, świadoma popełnionego błędu. Z drugiej strony być może ów kot był w istocie równie prawdziwy, co na przykład dziura w jej rajstopach? Tak czy inaczej, zaczęła od odłożenia na bok resztki pianki. Później z uwagą otarła dłonie o fartuszek, cały czas mając na twarzy serdeczny, niemalże promienny uśmiech. Czy ona (albowiem Babydoll nie miała żadnych wątpliwości, iż ma do czynienia z Panią Kotem) nie będzie miała nic przeciw, jeżeli ją pogłaszczę? Cóż, to bardzo poufały gest i być może się jej nie spodoba. Z drugiej strony z tego co mi wiadomo, koty lubią być głaskane... w trakcie kiedy Babydoll biła się z myślami co do tego co wolno jej uczynić, a czego nie wypada, nagle ów przybysz przemówił. To dziwne. Czy aby koty powinny mówić? Rozmyślała dziewczyna. I co ważniejsze, czy wolno mi z nim rozmawiać? Często mówi się, że nie powinno się rozmawiać z nieznajomymi. - Przepraszam... - Zaczęła uprzejmie, pamiętając o zasadach dobrego wychowania, wpojonego jej... Właściwie nie wiedziała kiedy. Roboczo uznajmy, że była na tyle obyta ze światem, czy coś w tym stylu. - Jestem przekonana, że jest Pani niezwykle elegancką kotką, ale czy mogę być pewna, że nie spotka mnie z Pani strony żadna przykrość? - Zapytała gwoli upewnienia się. Biednej Babydoll nawet do głowy nie przyszło, że ktoś mógłby ją w takiej sytuacji okłamać. Zazwyczaj polegała na prawdomówności rozmówcy, zupełnie nie zważając na to, że kiedyś może doznać gorzkiego zawodu. Jasnowłosa dość smutno potrząsnęła głową. Wizja zdobycia nowych rajstop była w istocie niezwykle kusząca, tym niemniej Coralia bardzo lubiła myśleć o sobie w kategoriach osoby rozważnej, toteż postanowiła udawać, że wzmianka o nowym drobiazgu nie wzbudziła w niej żadnych emocji związanych z chęcią posiadania go.Anonymous - 13 Lipiec 2012, 21:37 Kocica uśmiechnęła się jakby pod swoim różowym nosem i nagle wyrosła przeobrażając się z kota w dziewczynę, która bezpruderyjnie siadła między nogami swojej rozmówczyni i dłonią podniosła jej podbródek nieco do góry.
-Nie,nie masz póki co o cokolwiek się martwić. Ja nie jestem taka zła choć o czarnych kotach nie mówią zbyt miło. Ale nie... póki co za ładna jesteś i za dobre robisz wrażenie żebym cokolwiek miała Ci zrobić.
Słowa dziewczyny zabrzmiały pewnie siebie i stanowczo. Jej głos mimo wszystko w dalszym ciągu był przyjemny dla ucha.
Kocia panna sunęła zaraz wskazującym palcem bezwstydnie po nosie dziewczyny.
-Co jak co,ale długo to Ty tu nie jesteś prawda? -
Kolejne pytanie. Zresztą taka była Vivien, ciekawa wszystkiego. Drążyła każdy możliwy temat aby wiedzieć tylko jak najwięcej. Jakby zbierała dane do wielkiej księgi.
-Swoją drogą wyglądam aż tak strasznie, że tak chętnie chcesz nadać mi cechę jaką jest "atak" na kogoś? Nie należę do takich istot, no chyba,że... oj tam. Wiadomo zdarzają się wyjątki.
Tak ,tak kręć Vivi kręć. Jeśli sympatia okei..a jeśli ktoś nowy to zależy - to proste. Była nie zawysoka ,filigranowa i dlatego tak wygodnie mieściła się miedzy tymi szczupłymi drugimi nóżkami ,nastepnejże pięknej istoty.Anonymous - 14 Lipiec 2012, 21:18 Właściwie Babydoll znalazła się właśnie w całkowicie nowej dla niej sytuacji. Nie była w stanie zrozumieć tego, co właśnie się dzieje, tym bardziej nie zauważyła w zachowaniu Vivian nic zdrożnego tudzież niewłaściwego, albowiem psychika Coralii obracała się na kompletnie innej orbicie. Wobec tego nie potrafiła odróżnić co jest dobre, a co złe, albo co wypada robić, a czego wręcz przeciwnie. Owszem, była dość uprzejma w obejściu, nawet zbyt uprzejma jak na standardy Krainy Luster. I naiwna, piekielnie naiwna. Co absolutnie nie czyniło jej nieszkodliwą, o nie. Miała jeszcze jednego asa w rękawie, asa zwanego nieprzewidywalnością, którego nie omieszkiwała wykorzystywać w najmniej oczekiwanych momentach.
- To bardzo miłe z Pani strony! - Pokiwała energicznie głową, jakby na potwierdzenie swoich słów, nie będąc ani trochę skrępowaną tą nie przymierzając, dość dziwną pozycją w jakiej aktualnie się znajdowały. To niezwykle miła kotka oceniła w myślach Babydoll. To doprawdy niespotykane, ktoś tak uprzejmy.- Ja również uważam, że jest Pani niezwykłej urody... - Przerwała skonsternowana, szukając odpowiedniego określenia na nową towarzyszkę rozmowy. Najwłaściwiej byłoby chyba rzec, że dziewczyną, ale z drugiej strony jeszcze przed chwilą była kotem... To zbyt skomplikowane dla tak prostego umysłu, toteż postanowiła pójść na łatwiznę - Kotką. - Dokończyła tryumfalnie, ponownie uśmiechając się promiennie.
- Właściwie to niezbyt. - Odparła smutno, z żalem pochylając jasną główkę. Właściwie nie do końca była to prawda. Fizycznie przebywała w Krainie Luster już masę czasu, ba! Urodziła się tutaj. Jednakże do niedawna udawała jeszcze kogoś innego, a w efekcie końcowym zapomniała, kim jest naprawdę i co właściwie tutaj robi i od jakiego czasu. Z tego chwilowego smutku otrząsnęła się bardzo szybko i gwałtownie, kiedy to zaczęła gorliwie zaprzeczać ostatniej wypowiedzi Vivian.
- Ależ skąd! Absolutnie nie wygląda Pani strasznie! To było z mojej strony bardzo nierozsądne pytanie... - Usprawiedliwiła natychmiast, poruszając niespokojnie i badawczo przyglądając się jasnowłosej rozmówczyni. Jej uwagę przykuł jeden detal: nieznajoma miała przepiękne, zielone oczy. Takich Coralia nie widziała jeszcze nigdy, więc niewiele myśląc pochyliła się do przodu stykając nosem z Vivian i roziskrzonym wzrokiem chłonąc widok tych niezwykłych oczu. Co prawda widok się jej zamazał z takiej odległości i prawie nic nie widziała, ale to nic.
- Jeszcze nigdy nie widziałam tak niezwykłych oczu! - Zakrzyknęła podekscytowana. W tej chwili przestała nawet myśleć o swoich nieszczęsnych rajstopach.Anonymous - 16 Lipiec 2012, 07:49 Dziewczyna obserwowała uważnie nową towarzyszkę. Błądziła swymi zielonymi oczami po jej twarzy jakby badała każdy jej najmniejszy skrawek.
Chwilę później usłyszawszy już jej odpowiedzi zmarszczyła czoło nieznacznie
-Tak też myślałam, w razie czego.. mów to z chęcią Cię kiedyś oprowadzę po naszej Krainie Luster. -
Zaskoczona reakcją dziewczyny, iż ta nie miała nic przeciwko by Vivienn dotknęła jej podbródka to tym razem skusiła się na to by sunąć kciukiem subtelnie wzdłuż jej policzka,a drugą ręką ułożyła na jej szyi i zaczęła delikatnie opuszkami palców ją masować powolnymi, okrężnymi ruchami.
Kociczka dziwnie się zachowywała ale taka już była. Uwielbiała zaskakiwać,robić wrażenie,a dziewczyna wydała jej się bardzo wrażliwa.
Słysząc zaraz natomiast jej tłumaczenie się i nazwanie jej kotkiem roześmiała się cicho i krótko patrząc w oczy panienki.
-Jestem półkotem-półczłowiekiem to fakt ale sądzę, że jeśli prawić komplementy to kobiecie,nie kotu... -
Wbiła w jej spojrzenie swoje kocie zielone oczy i ogonem, który wystawał spod jej sukni objęła dziewczynę w okolicach bioder i przysunęła ją bardziej do siebie co spowodowało, że ona sama była bliżej niej.
Swoją drogą moją damę zdziwiło iż ta nosem dotykała jej nosa niczego się nie obawiając stąd pozwoliła sobie na takie kroczki.
Zresztą wspomnienie białowłosej po przeciwnej stronie na temat zielonych oczu mojej bohaterki sprawiło, że ta zdecydowanie częściej wpatrywała się swym tajemniczym wzrokiem w jej twarz, w jej oczy.
-Cieszę się, że Ci się podobają. Rozumiem, że robią na Tobie niezwykłe wrażenie... -
Szepnęła swoim wielce zadowolonym głosem, którego barwa była doprawdy niezwykła - tak jak cała ona.
Chwilę później chcąc nie chcąc zerwała się przemieniając w kocicę gdzieś za jednym z drzew i zniknęła z owego miejsca.
Długo Cię nie było..pozwoliłam sobie dodać zdanie do końca posta i zniknąć stąd..Noritoshi - 10 Wrzesień 2013, 23:11 Lalala, nie ma tu nikogo!
Piankowy las. Ot taka ci ciekawostka. Idzie sobie człek lasem, a tu nagle wszystko z pianki jest. Zaraz... nie wie co się dzieje dopóty nie potknie się o wystający konar jednego z drzew i w rzeczy samej... poczuje jakby się przewrócił o gąbkę... (czy to w ogóle możliwe - >>przewrócić<<?) Może chce go zjeść, może obraz mu się rozmywa, może o jeden drink za dużo było... Pora zmienić dilera albo po prostu... Witamy w Lustereczku <tutaj mają być oklaski i skromny komitet powitalny>
Cóż, las jak każdy inny - a to dzikie maliny, jeżyny, poziomki, maliny.. A to jakieś trujące grzyby, a to powalone drzewa, skały... ściółka skrywająca połacie nierównego zdradzieckiego podłoża... I jak zawierzam zmysły swojej wyobraźni na Posejdona - wszystko jadalne! Jedno mniej chrupkie, drugie bardziej, jedno piankowate tak, że można krzak w dłoni zgnieść, inne nieco twardsze jakby było prawdziwe, w sensie normalne... i chyba takie jest. Uważajcie lepiej co jecie moi drodzy, bo kora drzewa wcale nie musi być spieczoną twardą przeterminowaną pianką czekoladową! A jak już o czekoladzie mowa - jesteśmy na wzgórzu, a stąd w dolinie widać piękną taflę czekoladowego jeziora. Głębia tak ciemna, jakby światło zachodzącego w pięknym balecie odcieni czerwieni tam znikało na dobre... I tylko nieliczne promyki światła jak skórki z pomarańczy unoszą się na tafli czekolady...
Mój drogi łowco, co tutaj porabiasz? Czyżbyś zabłądził? A może wiesz dokąd zmierzasz?Anonymous - 13 Wrzesień 2013, 15:45 Nathaniel przemierzał owe wzgórza i tereny w poszukiwaniu... Właśnie, czego szukał owy Kapelusznik? Rozciągliwe, mocne spodnie, długa koszulka wkasana w dolną część ubrania, solidna, wygodna kurtka i i pełen rynsztunek. Włosy spięte w kocyk opadający na kark i kapelusz... No cóż, ten akurat został w domu. Wszystko co potrzebne Nathaniel'owi miał przy sobie. Nawet linę! A właściwie coś na kształt lassa. Przypięte to było do biodra po prawej stronie i estetycznie zwinięte żeby nie przeszkadzało.
Nathaniel rozglądał się uważnie. Spojrzał na jezioro po jego lewej stronie. Czekolada lśniła zachęcająco. Taka dobra. Blondyn oblizał usta z przekąsem po czym szedł dalej uważając na każdy dźwięk nie pasujący do otoczenia.
Zastanawiał się, czy znajdzie czego szuka. Czy odszuka legendarną gadzią bestię? Czy wąż będzie jego? Nathaniel i Forets, zabójcza dwójka. Zachęcające...Noritoshi - 15 Wrzesień 2013, 23:23 A więc wiedział po co tu jest i czego szuka. To chyba dobrze. W końcu takim przypadek do dotarcia do celu nie jest potrzebny - sami sobie dbają o poszukiwanie. Kroki prowadziły go po lekkim zboczu, równolegle do jeziora. Poza słodkością pod postacią żywej przyrody, nic innego spektakularnego nie było widać. Ciekawość się pojawiła gdy to zza drzew zaczął wyjawiać się zmieniony krajobraz w nieznany sposób. Przede wszystkim ziemia się schodziła w dół, na kilka metrów niżej niż zbocze wokoło normalnie biegnie, jakby coś ją od spodu wsysało. Powalone drzewa wraz z korzeniami leżały na niej jak gdyby nigdy nic. Liści tez tu trochę było. Skały w wokoło, odkryte po wielu latach... Wyglądało to niewinnie i stabilnie. Niezwykle i zastanawiająco. Miało swoje kilkumetrowe wymiary wzdłuż i wszerz. W dole rozciągało się jezioro, z kolei w górze słychać było kilka kruków. Właściwie to chyba tyle... chociaż jak tak dbał o dźwięki, to mógł określić, że kruki znajdują się kilkanaście metrów w górę zbocza i wydawane przez nich dźwięki sugerują, że są czymś zajęte.Anonymous - 19 Wrzesień 2013, 14:17 Nathaniel popatrzył dookoła uważnie. Szukał czegoś, co może przykuć jego uwagę. Szukał i szukał i...
Jak mógł tego nie widzieć! Wielki rów i pozwalane do środka drzewa wyrwane razem z korzeniami. Dlaczego tego nie dojrzał? A może to dlatego, że był owy rów po drugiej stronie wzgórza i zwyczajnie zasłaniała go góra? Tak, chyba dlatego..
Bez dłuższego rozczulania się chłopak ruszył prosto do wyrwy. Kiedy już doszedł, wyjął z pochwy złoty sztylet a druga dłoń wisiała na wysokości biodra a mianowicie noży do rzucania. Ów nawyk trzymania rąk w pobliżu broni w obliczu zagrożenia, Nathaniel nie chciał jednak uszkodzić węża. Trochę się jednak obawiał, że nie będzie miał wyboru. W innym wypadku wąż nieźle uszkodzi jego.
Nathaniel począł iść wzdłuż wyrwy, tu przy krawędzi, uważnie nasłuchując otoczenia i obserwując wszystko w okól. Kto to wie ile tak szedł wzdłuż rowu? Minutę, godzinę, może nawet ponad? Nathaniel nawet nie zwracał uwagi na czas, chociaż powinien, bo nie miał wzroku kota. Ale z tego co się orientował to kiedy wychodził z domu to było przed południem. Jednak nie dałby sobie ręki za to uciąć.Noritoshi - 22 Wrzesień 2013, 17:10 Cóż, czytanie ze zrozumieniem się kłania ;c Wymiary są niewielkie, a kształt leja a nie rowu.
Schodził w dół, z przyłożonymi dłońmi do swojego poręcznego zestawu łowcy. Kruki go raczej nie interesowały, wszystko co było gdzieś dalej także nie. To chyba był impuls do tego, by drapieżnik spokojnie przedarł się niezauważony w jego pobliże. Skąd jednak na środku zbocza wzgórza taka nienaturalna rzeźba terenu? Mógł tylko bezskutecznie szukać na to odpowiedzi.
Rajski Ptak nadleciał na niego i prawie by go chwycił szponami - prawie, gdyby nie stado kruków, które za nim goniło i zaczęło dziobać. Walka trzech stron konfliktu, gdzie najwięcej zyskał chyba... czwarty wojownik - lej. Oto i zapadł się centrycznie, zabierając ze sobą Kapelusznika, z kolei ptak o głowie wilka został strącony przez gałęzie przemieszczającego się, zwalonego drzewa. I wpadł wraz z Nathanielem w otchłań czerni.... Kruki odleciały, wokoło cisza zadziwiała swoim spokojem. I tylko tutaj dźwięczał szelest gałęzi, liści, może i krzyki Kapelusznika. To wszystko kaleczyło harmonie i bezdźwięczność tak płynnie rozpylaną w okolicy Czekoladowego Jeziora. Tutaj, na niewielkim obszarze Piankowego Lasu, działalność ciszy nie miała prawa bytu.
Od Nahaniela zależy jakie będą skutki upadku przez czeluście skał na połać jaskini. Czy Rajski Ptak będzie mu sprzyjać, czy też zostanie z niego mielonka na skałach leja. Od niego zależy, czy czasem... zapadający lej nie będzie mu grobowcem. Zależy - to znaczy jego spojrzenie na świat, jego twórczość, jego chęci i wszystko co jeszcze ma wpływ na ostateczne brzmienie postu - odpowie na te wszelkie wątpliwości...
A tymczasem spadał przez pionowy kanał wydrążony w skałach, wraz z sypką ziemią. Przed nim spadało wykręcone wiatrem drzewo, wytracające prędkość na obijaniu się od skał. Za chwilę się zatrzyma w poprzek i przeszkodzi Kapelusznikowi w swobodnym spadku. Tuz za nim niemile piszczy Ptak, nie dając mu słyszeć nawet własnego strachu. Ponad sto metrów pionowego korytarza i on sam, zdany na samego siebie...
//Mam nadzieje że wszystko jest jasne? Jakby nie to na PW pytaj! (:Anonymous - 1 Październik 2013, 14:37 Nathaniel szedł rozglądając się dookoła i skupiając na otoczeniu. Wtem usłyszał świst. Wyciągnął szybko sztylet, który miał pod ręką, jednak nie zdążył zrobić nic więcej, bo cos dużego, wielokolorowego miotało się tuż przy nim a wokół Nathaniela i owego stworzenia latało mnóstwo kruków kraczących przeraźliwie. Nathaniel nagle poczuł, że zachwiała się pod jego stopami ziemia. Co za głupiec idzie tuż przy krawędzi takiego urwiska w tak niebezpiecznej okolicy?! Grunt uciekł spod nóg chłopaka i ten poczuł wiatr uderzający od dołu. Otworzył szeroko oczy i gorączkowo próbował zorientować się w obecnym chaosie. Nic nie widział, słyszał ogłuszający pisk stworzenia spadającego tuż obok.
Czekaj... Spadającego?! Blondyn spojrzał w dół. Pod nim wyzierała przepaść i leciało sobie na luzie drzewo. Nathaniel spojrzał w górę. Skąd ono tu? W mgnieniu oka Nathaniel porzucił tą myśl, która była w jego głowie ledwie sekundę. Rozejrzał się, tuż obok niego miotało się ogromne, kolorowe zwierzę grożąc uderzeniem Nathaniela.
Wtem chłopak zorientował się, że nadal ściska w dłoni swój złoty sztylet. Spróbował wbić go gdzieś w szparę między skałami, jednak bez skutku. Słyszał, jak drzewo w dole obijało się o ściany ogromnego leja. Wtem stanęło w poprzek a Nathaniel nieprzygotowany na to wbił się w koronę drzewa. Podrapał się, poobijał, lecz gałęzie złagodziły upadek na tyle by nie połamać sobie kości. Nathaniel będąc w szoku nie ruszał się chwilę, a w uszach aż dźwięczało mu od pisku zwierzęcia. Jeszcze nie był pewny jakie to stworzenie, ale był przekonany, że jak mu się przyjrzy bliżej to je pozna. W końcu uczył się o wszystkich bestiach w światach magicznych. To się nazywa szczęście.Nie zwlekając wiele Nathaniel schował sztylet do pochwy i ostrożnie wygrzebał się z korony drzewa i stanął na czworaka na pniu obierając biodra o konary boczne rośliny. Spojrzał uważnie czy drzewo mocno się trzyma, a następnie w dół. Rozejrzał się za stworzeniem jednocześnie chwytając za rękojeść miecza. Gdzie było w tym momencie zwierzę?Noritoshi - 3 Październik 2013, 14:11 Drzewo zsunęło się z leja w jego centrum i poczęło spadać, ot co. Wbijany sztylet nie pozwolił mu się zatrzymać, ale nieco spowalniał nabieraną coraz prędzej prędkość. Upadek na drzewo był bolesny. W dłoń, lewą, między kośćmi śródręcza odchodzącymi do palca serdecznego i małego, wbił sobie, na wylot, cienką gałązkę. Bolesne... wydostać ją nie było problem, gorzej powstrzymać ubytek krwi i... ból. Nie ruszał się i dobrze - prawidłowo wręcz jak na taką sytuację. Stabilność jest tutaj tak nikła jak przebudzenie nim sen stanie się zbyt rzeczywisty.
Ustawił się stabilnie na drzewie, po czym spoglądał w górę jak i dół. Ptak właśnie spadał i rąbnął niezdrowo o pień drzewa. I cała trójka poleciała ponownie w dół. Drzewo obijało się o skały, a korona pozwalała wytracić prędkość. Zwierze prześcignęło je i już nie żyło. Gruchnęło o podłoże jaskini. Z kolei Nathaniel upadł i walnął tyłem głowy o kamień tuż po zwierzęciu. Krew ciekła nieznacznie, w głowie mu huczało. Przytomności jednak nie stracił. korona drzewa spadła prosto na niego. Był poobijany, a ciało miał obolałe. Nie widział nic, poza jasnością denka tunelu którym wpadł tutaj. Wokoło ciemność. I cisza. Lekkie kapanie wody gdzieś w oddali. I chyba mu się zdawało, że coś zaczęło syczeć. Pojedyncze dzięki, które zaraz ustały. Ne mógł być w stu procentach pewnym, że to wąż, albo i... węże. Warto napomnieć, że unosił się w powietrzu zapach krwi poległego niedawno zwierzęcia jak i jego mięsa - głowa przy szyi została na tyle oderwana od ciała, że krew tryskała, a ciepłe mięsko przyciągało swoim cudnym zapachem... Gdy się poruszył wyczuł pod sobą kilka starych, przeschniętych kości...Anonymous - 4 Październik 2013, 18:56 Wszystko działo się bardzo szybko. Nathaniel czuł ostry ból w ręce gdzie wbiła się gałązka. W wyniku szoku nie wiedział o owej ranie, zaraz jednak ból uświadomił go o tym. Miał zamiar owinąć sobie rękę kawałkiem materiału, ale oczywiście nie zdążył. Spojrzał w górę, a stworzenie z impetem w tym akurat momencie spadło na drzewo. To obsunęło się i Nathaniel przeklinając siarczyście pod nosem znów począł spadać. Nie miał wpływu na nic, jednakowoż nadal próbował coś zaradzić sztyletem. Ten niestety wypadł mu w pewnym momencie z ręki, sam nie wiedział do końca gdzie i kiedy. Z impetem uderzył o dno ogromnego leja. Rąbnął porządnie głową o podłogę i... I coś dziwnego. Przed oczami blondyna zamigotały tysiące gwiazd, a głowa pulsowała z bólu. Korona drzewa bynajmniej mu nie pomogła, wcale a wcale. Po chamsku go jeszcze podrapała.
Polujesz na węża, a cały krwawisz? Mądrze, bardzo mądrze, odezwał się sarkastyczny głos w jego głowie. Przeklął jeszcze kilka razy po czym zamarł. Dookoła było przeraźliwie cicho. Prawie idealnie, oprócz dziwnego szelestu. Nathaniel instynktownie wiedział, że stworzenie nie żyje. Z trudem podniósł się do pozycji siedzącej. Następnie wygrzebał się z korony niezdarnie i stanął obok drzewa. Popatrzył ze złością na martwe stworzenie.
Rajski Ptak, no proszę. Że też chciało mu się akurat teraz mnie atakować. Niech go teraz szlag. Niepokoiło go jednak, że istota tak bardzo krwawiła. Widział nawet żywe mięso. Westchnął i rozejrzał się. Zamarł widząc masę kości, Całe stosy kości i czaszek zwierząt i całego szajsu jaki znajduje się w legowiskach zwierząt drapieżnych. Cholera. Wiedział już, że to nie był szelest. Teraz słyszał dokładniej, bo w głowie przestawało mu tak potwornie łupać. Ty był syk. A to znaczyło tylko jedno.
Na miłość boską, serio? Wpadłem do legowiska tych pieprzonych węży? No nie wierzę! Nathaniel miał ochotę coś kopnął, ale wtedy równie dobrze mógł sobie od razu strzelić w głowę. Rozejrzał się za jakimś w miarę strategicznym miejscem. To logiczne, że wąż tu przyjdzie, ma pokarm podany jak na tacy. I tu pasuje to i do Ptaka i do Nathaniela. Oby to było legowisko samca, a nie samicy i całej tej cholernej gromady.
Kapelusznik dostrzegł nieco dalej błysk czegoś złotego. Odetchnął z ulgą i idąc ostrożnie i jak najciszej, ostrożnie stawiając każdy krok podszedł do pnia drzewa. Podniósł z ziemi spod kości swój złoty sztylet i wyprostował się obserwując każdą zmianę w otoczeniu. Począł wycofywać się nieco dalej w jaśniejszy punkt przełęczy by mieć jakieś pole do manewru i nie zabić się przewracając na te głupie kości. Trochę się bał, trzeba przyznać. Dłoń międląca rękojeść sztyletu spociła się nieco. Dobrze, że w razie co mam jeszcze sztylety do rzucania. Mogłem wziąć więcej, ale może dziesięć mi wystarczy. Rozejrzał się. Jak one tu w ogóle weszły?Noritoshi - 12 Październik 2013, 20:47 Oczywiście był inny sposób dostania się tutaj niż przez wyrwę nad sobą, dość głęboką jak już wspominałem. I można było się nim stąd ulotnić. Jednakże jest jeden mały szkopuł - nie znać tego miejsca, póki co przynajmniej, a węże mają tutaj swoje lokum, własne, tylko dla nich. Dokładnie to jeden, a przynajmniej jeden tutaj, w tym momencie, przebywa. I ten sam właśnie wije się w bezpiecznej odległości w stronę zapachu świeżego mięska, jeszcze ciepłego, krwistego, soczystego... mniam!
Wił się. Stare kości pod nim pękały, ziemia się lekko obsuwała. Wilgoć panowała wokoło, a mieszanka zapachów [s]Wedla[/s] skutecznie nie napawała optymizmem dalszego przebiegu akcji - żołądek się musiał odzywać, a przynajmniej nos. Zbliżył się do rajskiego ptaka, rozszerzył gardziel i chwycił całą jego głowę w swoją rozwartą paszczę. Swoim drugim końcem segmentowego ciała ścisnął resztę ciała rajskiego ptaka. Zębiskami uciął go w szyi i jedną część połknął, zaś drugą rzucił z wielkim zamachem w drugi kąt sali. Nathaniel miał możliwość zobaczyć jego oczy, a nawet odnieść wrażenie, że wąż na niego patrzy.
- Będzieszzzz Nassstępny - Złowrogo zasyczał...
Tak, to na pewno nie był zwykły wąż...
- Witaj w przedsssionku na drodze ku Iglicom Pani Śśśmierci! - Odrażający zapach buchnął z jego paszczy. Okrążał go po kole, z każdym kolejnym metrem zmniejszając promień. Był pośrodku okręgu zbudowanego z 17-metrowego węża. I nie miał dokąd uciec...
- Jam jest Forêtsss, wybraniec dla twej męki... - Przedstawił się, a to ciekawe...
Jego jasna łuska była dostrzegalna w ostatnich promieniach docierającego przez jamę światła. Według książkowych wytycznych, wszystko do siebie pasowało - o jest ten, na którego poluje... Pytanie jednak czy nadal poluje, czy czasem nie jest... ofiarą?Anonymous - 13 Październik 2013, 13:58 Nathaniel począł poprawiać uchwyt prawej dłoni na sztylecie. W końcu zobaczył sylwetkę węża wyłaniającą się w głębi przełęczy. Im więcej widział tym bardziej klął. Wąż zajął się Ptakiem, a Nathaniel miał ochotę się roześmiać z własnego pecha. Taki wielki. Świetnie.
Kiedy wąż rzucił resztkami Ptaka, Nathaniel przestąpił z nogi na nogę w oczekiwaniu na swoją kolej w starciu z gadem. Kiedy ten przemówił, po plecach chłopaka przeszły ciarki.
-Przedsionek to jeszcze nie środek. I nie zamierzam tam wchodzić. - Powiedział Nathaniel trzymając sztylet przed sobą. - Wiem kim jesteś. Nie mam w planach zostać przekąską. Nie mam złych zamiarów.
Dla chłopaka jego własna gadka zdawała się brzmieć głupio i naiwnie. Jak przekonać węża, że nie jest taki smaczny? Jak skłonić go do tego, by go nie zabijał? Umiał świetnie walczyć, szkolił się odkąd pamięta. Ale czy to wystarczy? Czy pojedynek załatwi sprawę? Jeśli miał przekonać węża do swoich racji i skłonić go do patrzenia na niego z szacunkiem lub uznaniem, a nie jak na śniadanie, musiał wziąć sprawy zdecydowanie w swoje ręce.
-Szukałem cię. Nie chciałem tu spadać, zaatakował mnie Ptak. Skoro tu jednak jestem, nie zamierzam dać się pożreć pierwszemu lepszemu gadowi. - Mówił głośno, z pewnością w głosie. Uniósł głowę dumnie. - Proponuję układ. Pojedynek. Jeśli przegram, wtedy dzieje się twoja wola. Jeśli wygram, wtedy moja. Odważysz się?
Końcowe pytanie zadał świadomie, próbując stworzyć reakcję typu "Że ja się nie odważę? To patrz.". Nathaniel rzucił mu rękawicę. Chciał, by wąż ją podniósł.