To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Klinika - Jadalnia

Tulka - 30 Marzec 2017, 10:31

Tulka spojrzała na Grega i Joce gdy mężczyzna powiedział, że zaraz zacznie czarnoskrzydłą karmić, oraz, że jest strasznie chuda. Takich rzeczy nie powinno się mówić, w szczególności, jeśli kobieta się tego wstydzi. A było widać, że tak jest. Pewnie przez te zmiany osobowości, nie jadła za wiele. Możliwe, że każda z nich miała swoje upodobania żywieniowe, przez co wspólne ciało na tym cierpiało i to bardzo. Pokręciła z niedowierzaniem głową i zabrała się za obiad.
Spojrzała zaskoczona na Samaela. W sumie zapomniała o nim, a nie powinna, ale ten dzień był tak męczący, że nawet nie czuła się z tym źle. Nie zdziwiłaby się jakby zapomniała jak się nazywa. Tyle się wydarzyło, że aż nie mogła w to uwierzyć. Każdy dzień był tu tak intensywny? No chyba raczej nie. Widziała jak Bane jest padnięty po operacji, ale mogło to być też spowodowane tym kacem przez którego się rano pokłócili.
Uśmiechnęła się lekko widząc jak Anomander wpuszcza bestię do środka. Jeśli jednak skrzydlaty musiał pokazać kto rządzi w tym stadzie, Julia położyła uszy i skuliła się lekko. Nie musiała lekarza widzieć, żeby czuć jak pokazuje swoją dominację. Do tego usłyszała to dziwne warknięcie. Dodatkowo wrażenie potęgowało to, że Lisica wiedziała jak Anomander wygląda w swojej drugiej postaci, a nie miała zamiaru zadzierać z tak wielkim gadem.
Zamerdała ogonem, gdy skrzydlaty również ją przytulił. Miał chyba jakiś dzień czułości, bo gdy była tu trzy lata temu, prawie w ogóle nie pokazywał, że ma uczucia. No może poza ich lekcją latania, a potem wycieczką nad parkiem.
- Fretkę, króliczka czy papużkę praktycznie każda nastolatka może mieć, a o takim cudaku to mogą tylko pomarzyć - odpowiedziała cicho - no i jaka inna nastolatka może się pochwalić, że latała na wywernie? - dodała tak, by tylko Dyrektor to usłyszał. Zaśmiała się cicho i wróciła do swojej Niechniurki.
Obserwowała inne zwierzaczki, trzymając swojego na kolanach i głaszcząc go. Kropka słysząc pisknięcie Wredotka ostrożnie zeszła z kolan dziewczyny, na co ta zareagowała, przypinając jej smycz. W końcu nie wiedziała co futrzanka kombinuje. Kropcia ostrożnie weszła na kolana białowłosego, lekko się cofając za każdym razem gdy mężczyzna wykonał jakiś gwałtowniejszy ruch. Chciała się tylko przywitać z drugą Niechniurką, jednak gdy Wredotek na nią warknął ta uciekła szybko i schowała się pod ogonem Tulki.
- Myślę, że te futrzaki błyskawicznie upodabniają się do właścicieli i dlatego tak pasuje do niego to imię - powiedziała rozbawiona do Ordynatora, wskazując na jego eleganckiego psotnika.
Julia podniosła ogon, chcąc zajrzeć do Kropki, na co ta fuknęła, wygięła grzbiet i odskoczyła na kolana rudzielca. Tulka zaśmiała się widząc to i poruszyła jeszcze kilka razy swoją kitą. Kropka przyczaiła się na nią i skoczyła prosto w gęste futro, po czym zaczęła w nim węszyć i rozdzielać futerko łapkami jakby czegoś szukając. W końcu jednak ułożyła się na miękkiej podusi i postanowiła uciąć sobie drzemkę - Nie za dobrze Ci? - zapytała dziewczyna rozbawiona, jednak nie przeszkadzała futrzakowi w drzemce, w końcu czekało ją jeszcze spotkanie ze swoją współlokatorką.
Julia cały czas przysłuchiwała się rozmowie, jednak jedyne co o tym świadczyło to uszy, które kierowały się w stronę osoby, która aktualnie się wypowiadała. Słysząc jednak o sparingu podniosła wzrok na Anomandera, a potem na Grega, domyślając się, że lekarz pewnie będzie chciał spróbować powalczyć z gryfem w swojej większej postaci, a nawet jeśli nie to i tak będzie to bardzo ciekawe widowisko.

Jocelyn - 30 Marzec 2017, 17:02

Gdy Anomander wpuścił Samaela do środka ten podszedł do Joce i prosząco spojrzał na jej dłoń. Kobieta uśmiechnęła się ciepło i podrapała go za uchem.
Dyrektor przez ten czas wyszedł i wrócił z wielkim kawałem mięcha. Francuzka uniosła brwi jednak nic nie powiedziała. Nie rozpuszczała Rajskiego. Jego posiłki nigdy nie składały się z samego mięsa. Zawsze do niego dodawała jakiś ryż czy inne warzywo no i raz na jakiś czas jajka. Dzięki temu ma dobrą kondycję, lśniące futro no i jakby nie patrzeć jest to zdrowe. A jeśli Sam jest po tym głodny to sam sobie poluje i wcina mięcho. Mały cwaniak.
Mężczyzna nacial mięso i schował je sobie za plecami. Rajski ptak odwrócił głowę w jego stronę. Chwile mu się przyglądał po czym przyjął pozycję typowo ochronna. Bronił jej. Czuł że Anomander jest silnym "samcem".
Gdy Anomander kucnął i wyciągnął dłoń w kierunku zwierzaka zbil go trochę z pantykułu. Samael odszedł pare kroków od swojej Pani i powoli podszedł do dyrektora, mając pochylona glowe i lekko spięte ciało. Nadal był bardzo ostrożny i weszyl zaciekawiony. Widząc że mężczyzna nie odwraca wzroku, zwierzak powachal jego wyciągnięta rękę. Nie nastroszyl się ani nijak nie zareagował. Po prostu patrzył tymi swoimi mądrymi oczyma prosto w oczy Andka.
Nagle pochylił głowę jak i przednie nogi i tak trwał póki Anomander nie wrócił do stołu.
Dał się nawet pogłaskać co było nie lada zaszczytem tak naprawdę. Rzadko kiedy dawał się dotykać komuś poza Joce.
Widząc ze ma już dostęp do smacznego kąska nie podbiegł do niego od razu ani nie rzucił się na nie jak niechniurki na swoje papu. Odwrócił najpierw głowę w stronę Joce i czekał. Ta dala mu znak głową żeby śmiało jadł a wtedy zajął się palaszowaniem mięsa.
Co jakiś czas jednak przygladal się czwórce hybryd. Nie było to spojrzenie ani wrogie ani agresywne. Był po prostu ciekawy.
Oczywiście że jego imię było ładne. I pasowało do tego diabla. Jednak Bane widocznie miał inne zdanie bo parsknal śmiechem. Joce rzuciła mu spojrzenie dezaprobaty. Żarówce zebrało się na śmieszki. Ha-ha-haaa. No naprawdę. Widać jak bardzo kreatywny ma umysł. Imię dla jego stwora było.... Nijakie. Określało po prostu, dosłownie jego zachowanie. Ale Julia miała rację. Jaki pan taki kram.
- Oczywiście. Doskonale to rozumiem dyrektorze - odpowiedziała gdy Anomander napomknal o badaniach Samaela. - Jeśli jednak nie jest to problemem chciała bym być przy tych badaniach - miala spokojny głos. Banshee widać miała dość nie zwracania na nią uwagi. Uszczypnela Joce w dłon. Ta syknela i spojrzala na niechniurke. Będzie miała z nią dużo roboty. Kolejny diabeł. - Nie wolno! Zła Banshee - powiedziała chłodno, mruzac oczy. Banshee jakby miała to gdzieś bo zaczęła się drapac. Inne stwory były bardziej okrzesane. No może z wyjątkiem Ejty. Ten był trochę jak Greg.
Z uwagą słuchała opowieści Anomandera. Widać było że naprawdę zna się na swoim fachu. To naprawdę godne podziwu stworzyć nowe istnienie. Słysząc jednak o Sparringu Grega i roslego mężczyzny spiela się. Może i rzuciła Gregowi wsciekle spojrzenie, zakrywajac przy tym jeszcze bardziej swoje ciało gdy rzucił tekstem o tym jaka to nie jest chuda, zmartwila się lekko. Anomander gurowal nad Gregiem i to mocno. Ale w sumie. To tylko sparring prawda?
- Chętnie sobie popatrzę na wasz sparring. - uśmiechnęła się nieco złośliwie do Grega. Bane zaczynał ją irytować tymi swoimi usmieszkami. Cały on.
Joce wzięła kolejny pasek mięsa i znowu czekając aż Banshee się uspokoi ( bo próbowała się wyrwac z szelek i piszczala tylko po to by dorwac się do mięsa) i dała go jej. Gdy ta je zjadła zaczęła się interesować niechniurka Grega. Ciągnęła smycz dość mocno jak na taką drobnice. Joce lekko ją poluzowala. Banshee podeszła do Ejty i obwachala go by następnie zacząć na niego skakac i podszczypywac. To chyba była próba zachęty do zabawy.

Gregory - 30 Marzec 2017, 21:30

W przeciwieństwie do reszty, nie zamierzał zakładać Ejty żadnych obróżek ani pasków, ponieważ sam tego nienawidził - bycia krępowanym i pomiatanym, a w szczególności na sznurku. Cóż, może występował w cyrku jako zwierze estradowe, ale godził się na to jako aktor, który ma do odegrania rolę, a nie jako tresowany zwierz, który nie ma wyboru. W końcu płacili mu, do cholery! Ejty i tak nigdzie się nie wybierał - przesiadł się tylko na jego przedramię, wczepił się pazurkami w materiał piżamy i fukał, ewentualnie pochłaniając kawałeczki mięsa, jakimi Gryf go częstował.
Kiedy przeszło do tworzenia Niechniurków, Grześ słuchał wywodu tamtego z rozdziawioną mordką, machinalnie głaszcząc raz po raz Ejty. Pojawiły się tam dziwne i niepojęte słowa takie jak " inseminacja" czy "bariera immunologiczna". Ale co by ten wywód nie oznaczał, można było z niego wyciągnąć dwa wnioski, a raczej dwa dowody obciążające - obecny tu Anomander (w ogóle to idiotyczne imię. Na pewno zmyślone) był naukowcem, przyznał się do tego osobiście. Co więcej, był naukowcem który nie wspomniał nawet o użyciu w tym eksperymencie magii, mimo iż stworzył mieszankę trzech losowych zwierząt - trawożernego, mięsożernego i ptaka. A bez magii do podobnych cudów zdolna była tylko MORIA. Jego myśli zdradziło tylko krótkie, urwane spojrzenie spode łba, które zaraz ukrył nijakim zainteresowaniem. To był ładny, okrągły dowód wobec niego i wystarczyłby, aby rozkręcić mu awanturę, ale wolał z tym poczekać. Bane i Julia najwidoczniej go uwielbiali i potrzebowałby mocniejszych argumentów, aby przekonać ich do swojej racji. A teraz... ano tak. Zapomniał już, że obiecał się z nim bić.
Gregory pomyślał, że w sumie wkopał się w niezłe bagno. Kiedy słyszał słowo "dyrektor" zwykle miał przed oczami małego, łysego grubaska w grubych pinglach, zaś siedzący przy stole facet wyglądał jak Conan Barbarzyńca koło czterdziestki - wysoki, wyższy nawet od Bane'a, szeroki w barach i potężnie zbudowany. No i dorzućmy do tego IQ równe dacie jego narodzin (łącznie z dniem i miesiącem), pewnie większość istniejących sztuk walki miał w małym palcu. Cyrkowiec mógł być od niego trochę silniejszy, sprawność obu panów była ciężka do porównania na oko, no i miałby walczyć z nim w gryfiej postaci, z kłami i pazurami, alee... No chyba nie stchórzysz? Przecież chciałbyś przyfasolić mu w mordę, chcesz tego od kiedy zobaczyłeś go tu po raz pierwszy, a tutaj mógłbyś zrobić to na legalu. No i już się zgodziłeś. Gregory nie zmienia raz podjętego zdania. Ale miał jeszcze jedną sprawę, którą potrzebował pilnie załatwić...
- Ja bardzo dziękuję, ale teraz chciałbym spędzić odrobinę czasu z moją... z Jocelyn. Jeśli nie ma pan nic przeciwko. Może za godzinę? - powiedział. Nie musiał rzucać żadnych aluzji, i tak wszyscy domyśliliby się, o co biega. A ponadto nie chodziło mu tylko o odebranie zaległych upojnych chwil. Chciał z nią poważnie porozmawiać, dowiedzieć się od niej o jej życiu, o tym, co przeszła, o Bestii, którą chowała. Kogo widywała, co przeżyła, jak udało jej się ukryć przed jego poszukiwaniami na tak długo. Czy mocno tęskniła. Olanie mordki owemu gadowi było kuszącą wizją, nawet mocno, ale miał obok dziewczynę, na poszukiwanie której wykorzystał rok i dwa lata na opłakiwanie jej domniemanej śmierci. Istnieją przecież priorytety.
- Jeszcze sobie to pooglądasz, Jocyś. Do wieczora trochę zostało... - powiedział, gładząc ją po jej delikatnej dłoni.

Anomander - 31 Marzec 2017, 19:40

Zakończywszy swój wywód Anomander zamyślił się przez chwilę. Ewidentnie był to zły dzień. Zbyt często się zamyślał. Kontrola słabła.
Usłyszawszy słowa Julii o lataniu na wywernie wrócił do żywych i przypomniał sobie, że na niektóre postawione mu pytania nie odpowiedział i wygląda to tak, jakby je zignorował. To z pewnością były efekty tego dnia pracy i nagromadzonego stresu.
- Bane, co do Twojego pytania, to myślę, że jesteś dziś bardzo zmęczony. – powiedział skrzydlaty ponuro patrząc na Bane'a - Każde zwierzę może ugryźć. Zęby i pazury to ich naturalna broń. Twoje pytanie miało tyle samo sensu, co zapytanie o to, czy skoro przysłowiowy Klaudiusz Moczymorda ma dwie ręce, to może walnąć kogoś w twarz. Odpowiedź brzmi: Może. Pytanie tylko, czy to zrobi.
Zaczynała boleć go głowa a to znaczyło nadchodzące problemy.
Bestia była blisko. Wewnętrzny mur oddzielający obie jaźnie słabł.
W jego wnętrzu stwór ryczał, wił się i aż dyszał chęcią walki. Rwać, szarpać, pożerać – wołały mięśnie i umysł bestii.
Wypuść mnie.
Jego oczy zmieniły się w gadzie slepia, ale szybko zwalczył napływającą falami chęć przemiany i otrząsnął się z zamroczenia. Oczy znowu stały się lodowe.
- Co do Twojego pytania Julio, to jak najbardziej, chętnie polatam. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym zobaczyć ile się nauczyłaś przez te lata- powiedział siląc się na dobrotliwy uśmiech, bo dziewczyna niczemu nie była winna. To co mu wyszło przypominało pewnie bliżej nieokreślony grymas - ale nie dzisiaj. Po dzisiejszym dniu wszyscy jesteśmy zmęczeni i potrzebujemy wypoczynku. Może jutro po kolacji, gdy będziemy już mieć wolne?
Starał się być miły dla Julii. Dziewczyna już dość dostała po krzyżu i niższych partiach pleców w przeciągu ostatnich dwóch dni. Nie musiał jej dokładać. Przed oczy przywołał obrazy z ich nauki latania. Jedną ze szczęśliwych chwil w Krainie Luster. Obraz Bane'a jako harpii siedzącego na ziemi, jego małe oszustwo by Julia uwierzyła we własne siły i przemianę ...
Lot. Szum powietrza. Zapach krwi. Krzyk ofiar.
WYPUŚĆ MNIE.
Gad zaczynał dopominać się o wyjście. Chciał polować. Chciał zabijać.
Wziął głęboki oddech aby się uspokoić. Musiał odejść od stołu ale przede wszystkim nie chciał urazić Współpracowników i Pacjentów.
Głowa zaczęła boleć nieznośnie i ewidentnie skrzydlatemu popsuł się humor. Pochylona głowa, pełen wściekłości, choć skrzętnie skrywany wyraz twarzy i spojrzenie, w którym walczył o lepsze gad i człowiek.
WYPUŚĆ MNIE ! Głos gada był co raz bliższy.
Zacisnął szczęki.
Byle tylko nie przygryzł sobie języka lub policzka. Smak krwi to była ostatnia rzecz której teraz potrzebował.
- Jeśli chodzi o Samaela, to przebadam go jutro. Obecność opiekuna jest wskazana. – powiedział krótko.
Byle tylko dotrzeć do gabinetu, tam czeka wytchnienie.
Popatrzył na Gregorego oczami, które przybrały już gadzi wygląd.
- Będę czekał w gabinecie na informację. – powiedział a jego oddech przyspieszył. Ból zaczynał ogarniać ciało.
Wstał od stołu starając się nie zdradzać oznak bólu całego ciała. Wyszło mu raczej kiepsko. Nagły skurcz mięśni karku, zaciśnięte pięści, które wsparł na stole i zaciśnięte usta demaskowały wszystko.
- Dziękuję bardzo za wspólny posiłek. Alice wieczorem przyniesie leki.
Powiedział do ogółu i szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia z jadalni. Ciało zaczynało pulsować bólem. Słyszał przyspieszone bicie własnego serca.
WYPUŚĆ MNIE! SZARPAĆ! ZABIJAĆ! KRWI!
Pierdol się gadzie.
Byle tylko do gabinetu. Byle do biurka.

ZT

Bane - 31 Marzec 2017, 23:45

Kropka wspięła się na kolana Bane'a i mężczyzna widząc to posłał Tulce uśmiech. Najwidoczniej jej mała nowa koleżanka była tak samo ciekawska jak Julia, kilka lat temu.
Białowłosy spróbował pogłaskać Kropeczkę ale wtedy Wredotek fuknął na nakrapianą Niechniurkę, jakby był zazdrosny. Samiczka uciekła pod ogon Tulki i Bane przeniósł wzrok na swojego stworka.
- Jesteś niegrzeczny. - powiedział karcąco - Nie wolno tak warczeć na Kropeczkę. - dodał a Wredotek tylko na niego spojrzał i zamrugał oczkami. Wyglądało jakby przetrawiał właśnie to co mu powiedział jego Pan...ale po kilku sekundach ziewnął rozdziawiając mordkę. No bardziej lekceważącego ruchu to chyba nie dało się uczynić.
Cyrkowiec tylko pokręcił głową z kwaśną miną.
- Może jakbym nazwał go Przytulas albo Miluś to zachowywałby się bardziej przyjacielsko? - zapytał sam siebie słysząc komentarz Tulki. Wredotek spojrzał na lisią dziewczynę a potem na Kropkę. Przez chwilę przyglądał się Niechniurce jakby nad czymś się zastanawiał. Potem przeniósł wzrok na Banshee i kolejno na Ejty. Chyba sprawdzał czy wszyscy są na miejscu.
Następnie zrobił coś niespodziewanego. Wyszedł z pudełka trzymanego na kolanach przez Bane'a i wspiął się po jego przedramieniu w górę. Pazurki miał ostre ale wczepiały się jedynie w materiał koszuli - jak dobrze, że Cyrkowiec przebrał się w coś co miało długie rękawy.
Stworek ułożył się na jego ramieniu siadając jak statuetka kota, z wysoko uniesioną główką. Skrzydła rozpostarł na boki, przeciągnął i złożył jedno, a drugim nakrył głowę białowłosego.
- Chyba Jaśnie Pan Wredotek zaakceptował swojego nowego karmiciela. - zaśmiał się Bane.
Niechniurka z tej perspektywy, gdy siedziała tak wyprostowana, wyglądała elegancko. Z dumą prezentowała czarny krawacik na piersi.
Gdy Anomander odniósł się do pytanie które wcześniej padło, Bane skulił się w środku i spuścił wzrok. Wbił go w deski stołu i westchnął.
- Ja... Tak. Jestem dziś trochę...nieswój. - powiedział ostrożnie dobierając słowa - Przepraszam. - dodał cicho, poważnym tonem.
Gdy Dyrektor odpowiadał na pytania pozostałych, Bane tylko biernie słuchał. Ucieszył się, że skrzydlaty zgodził się na wspólny lot z Tulką, ona tego potrzebowała. Potrzebowała wiedzieć, że jest wolna.
Wszyscy byli już zmęczeni dzisiejszym dniem, każdy w różnym stopniu, ale atmosfera w jadalni zrobiła się dość ciężka, co tylko potwierdzało, że każdy chce spadać do własnych kwater.
Przysłuchując się Anomanderowi w pewnym momencie wychwycił w jego głosie zmianę. Wyczulone zmysły były błogosławieństwem.
Podniósł wzrok na swojego Mentora i zmarszczył brwi, przyglądając się jego twarzy. Mężczyzna wyglądał jakby tłumił gniew. Tylko...na co lub na kogo właściwie się zdenerwował?
No dalej. Spójrz na mnie. Van Vyvern. Chociaż raz pozwól wyczytać ze swoich lodowych oczu co się z tobą dzieje, do kurwy nędzy.
Z każdą sekundą patrzenia na Dyrektora utwierdzał się w fakcie, że rozmowa będzie potrzebna. Jest konieczna. Bane wiedział, że uczynienie go Ordynatorem nie było tylko zwykłym awansem, nie było prezentem. Gad miał w tym jakiś większy plan, był zmęczony i ostatnimi dniami wyglądał źle. Staro. A ile on mógł mieć lat? Czterdzieści? Pięćdziesiąt? No dajcie spokój, nie był znowu taki stary. W Krainie Luster żyją Opętańce mające ponad setkę.
Bane patrzył zaniepokojony na czarnowłosego a w jego sercu narastała panika. Opanował się w mgnieniu oka, nie dając nic po sobie poznać - przywdział znaną już wszystkim beznamiętną maskę, tą z którą przybył do tego nowego świata - ale nie zmieniało to faktu, że martwił się jak diabli.
Gdy Anomander wstał, Bane machinalnie zerwał się na równe nogi. Na szczęście Wredotek w porę zeskoczył z Pana na stół i patrzył swoimi czarnymi ślepkami na wszystkich dookoła. Sierść na grzbiecie zjeżyła się, eksponując cienką pręgę.
Dyrektor, chociaż najwidoczniej bardzo chciał wyjść na twardziela i nie zdradzać niczego, aż walił po oczach cierpieniem. No dobrze, może tylko Bane to widział bo znał go dobrze no i zazwyczaj widział więcej.
Anomander pożegnał się zdawkowo i wyszedł, prawie biegnąc. Białowłosy uznał, że dobrze będzie za nim iść ale najpierw musi przeprosić i pożegnać się z resztą.
- Również dziękuję. - powiedział patrząc za Anomanderem. Niechniurka wspięła się ponownie na jego ramię. - I życzę miłego wieczoru i spokojnej nocy. Rano zajrzę do was, jeśli oczywiście mnie wpuścicie, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku. - dodał z powagą.
Na chwilę przeniósł wzrok na Tulkę i jeśli ich spojrzenia się spotkały, mogła zobaczyć, że nagłe wyjście Opętańca zmartwiło Bane'a. Mogła też dojrzeć zmęczenie, białowłosy miał już serdecznie dosyć dzisiejszego dnia.
Ruszył szybkim krokiem ku drzwiom, wcześniej zbierając ze stołu smycz przeznaczoną dla Wredotka i pudełko w którym go dostał. Maluch trzymał się dzielnie jego ramienia i o dziwo nie protestował.
- Dobranoc. - rzucił na odchodnym - Acha! Jeszcze jedno. - zatrzymał się w drzwiach - Łóżka szpitalne są całkiem wygodne, jak się je razem zsunie. - powiedział uśmiechając się do zakochanej pary - Miłej zabawy!
I wyszedł. Prawie biegiem skierował się do skrzydła w którym mieszkał Anomander. Jednak zastał zamknięte drzwi. Nacisnął klamkę ostrożnie, ale pomieszczenie było zamknięte na klucz. Mężczyzna westchnął cicho i spojrzał na ramię na którym siedział jego maluch.
Wredotek spuścił smutno oczy i pisnął cicho. Bane sięgnął dłonią i podrapał go po krawaciku.
Serio, te stworki upodabniały się do właścicieli. A może Anomander celowo tak rozdał pudła, wiedząc który futrzak pasuje do kogo?
Mężczyzna przystawił ucho do drzwi ale nie usłyszał nic. Z resztą... pewnie te drzwi były pancerne. Anomander lubił takie gadżety.
Zrezygnowany udał się więc w stronę swojego pokoju.

z/t

Tulka - 1 Kwiecień 2017, 01:54

Julia zaśmiała się, gdy zobaczyła reakcję na burę białowłosego. Niechniurki naprawdę się upodabniały do właścicieli, choć chyba nie w stu procentach. Bane na nią nie warczał, no chyba, że miał kaca, a ona palnęła jakimś niezbyt mądrym tekstem tak jak dziś rano. Dziś? Tak...na pewno dziś. Choć Tulce wydawało się, że działo się to poprzedniego dnia. Zdecydowanie miała już dość...
Widząc jak Greg głaszcze Joce po dłoni, spuściła wzrok, ale szybko skierowała go na drzemiącą na jej ogonie Kropkę, żeby ukryć lekki smutek w oczach. Trochę zazdrościła parce, że mogą tak pokazać przez innymi co ich łączy. Uśmiechnęła się smutno, głaszcząc mięciutkie futerko Niechniurki.
Przeniosła wzrok na Wredotka, gdy ten wspiął się na ramię Bana. Pokręciła rozbawiona głową. To raczej wyglądało jak - ten pan jest moim panem i koniec. Nic jednak nie powiedziała na ten temat. Była już chyba zbyt zmęczona, a też nie chciała pozwalać sobie na zbyt wiele. Jeszcze by się domyślili co ich łączy i co wtedy? Kolejny dramat gotowy.
Słysząc odpowiedzi Anomandera, przeniosła na niego wzrok. Lekko przekręciła głowę. Coś było nie tak. Uśmiechnęła się do niego miło, ignorując jego dziwny grymas na twarzy - dziś to ja co najwyżej wlecę na antresolę i do łóżeczka - zaśmiała się, chcąc troszkę rozładować atmosferę, która z każdą sekundą gęstniała coraz bardziej.
Futro oraz włosy dziewczyny najeżyły się, czując bestię czającą się w Dyrektorze. Znała to uczucie. Strach przed groźniejszym drapieżnikiem. Przełknęła cicho ślinę. Chciała zapytać medyka, czy wszystko w porządku ale bała się. Wyglądał tak jakby jak najszybciej chciał uciec z jadalni. Do tego te oczy. Czyżby przestawał nad sobą panować? Ale dlaczego? Julia postanowiła, że lepiej, by uznała, że jest to spowodowane przemęczeniem. Pamiętała jego ludzkie, miodowe oczy. Wyglądały jak u starego mężczyzny, zmęczonego życiem. Aż tak go zabolały informacje, które usłyszał od Jocelyn?
Spuściła wzrok oraz uszy, jakby instynktownie pokazując, że to on dominuje. Cóż, nie zawsze panowała nad zwierzęcymi odruchami. Gdy Anomander wstał, ona wzięła na ręce Kropkę, która fuknęła niezadowolona, i również wstała, żeby pożegnać się ze swoim Szefem. Odprowadziła go zaniepokojonym wzrokiem. Gdy wyszedł lekko się rozluźniła i spojrzała na białowłosego. On też się niepokoił. Widziała to w jego dziwnych oczach. W końcu też Ordynator uznał, że trzeba iść spać. Skinęła mu głową i gdy on również opuścił jadalnię, uśmiechnęła się do pacjentów.
- Cieszę się, że znów jesteście razem - powiedziała z uśmiechem - i że znów mogłam was spotkać - dodała i przeszła za parę, wcześniej kładąc sobie Kropkę na głowie, tak jak kiedyś robiła to z Amber. I najwidoczniej Niechniurce się to spodobało, bo pisnęła wesoło i poruszyła skrzydełkami delikatnie. Objęła zakochanych i przytuliła oboje.
W końcu jednak ich puściła. Odpięła Kropce smycz, żeby jej nie przeszkadzała i zabrała ze stołu pudełko.
- Greg myślę, że ten wieczór możecie poświęcić całkowicie dla siebie, a sparing przełożyć na jutro. Pan Anomander wyglądał na dość zmęczonego, w końcu przeprowadził dziś dwa zabiegi i to w dość krótkim czasie, więc się mu nie dziwię - wzruszyła ramionami.
Uklękła przy Samaelu i wyciągnęła do niego rękę, przekręcając lekko głowę i patrząc mu w oczy pytająco. Jeśli jej na to pozwolił, pogłaskała go lekko po głowie i wstała, ruszając do wyjścia - nacieszcie się sobą i śpijcie dobrze. Łóżka mimo iż szpitalne są naprawdę bardzo wygodne - dodała już lekko sennie, nim jednak wyszła, spojrzała jeszcze na nich - tylko nie rozrabiajcie za bardzo, bo dzieci będą na was patrzeć - spojrzała na ich Niechniurki i mrugnęła do zakochanych, po czym wyszła, życząc im dobrej nocy.
Chwilę zastanawiała się, czy nie pójść do pana Anomandera. Usłyszała jednak wcześniejsze trzaśnięcie drzwiami i domyśliła się, że Bane już tam jest. W końcu znali się dłużej i lepiej, żeby nie przeszkadzała mężczyznom w ich rozmowach. Byli jak ojciec z synem i nie powinna się wtrącać w ich sprawy. Ruszyła więc do swojego pokoju.

ZT

Jocelyn - 2 Kwiecień 2017, 19:15

Chce z nią spędzić trochę czasu? Jego słowa plus to gladzenie po ręce w jakiś sposób mówiły same za siebie. Z jednej strony jej serce oszalało a ciało wręcz zadalo by je dotknął. Wciąż pamietało dotyk jakim ją obdarzył niegdyś. Jednak z drugiej strony się zdenerwowala. Nic sobie nie zrobił z groźby w jej oczach. No i poza tym... Na co on liczył? Że od tak mu wybaczy te wszystkie lata? Że wystarczy ten jego uroczy uśmiech, spojrzenie szarmanckich oczu, jego głęboki głos i to ze jej pragnie a ona mu się od tak odda?
Zacisnela pięści. Zarówno Banshee jak i Samael czuli że z ich panią coś się dzieje.
Zadrzala. Kto wie czy ze złości czy z wielkiego pragnienia jakie nią targalo.
Rajski skończył jeść, napil się wody po czym usiadł tuż przy stole. Banshee zaś widząc że Ejty ma ją za przeproszeniem gdzieś, uszczypnela Joce w rękę a potem zwiala do kartonu syczac.
Kobieta tylko pokręciła głową. Skąd ona ma na to wszystko brać siłę?
Pytanie Bane'a było dość idiotyczne. To normalne że zwierzęta gryza i drapia. Tak mają zakodowane. Da się zmniejszyć tego częstotliwośc albo po prostu wytresować zwierza tak by tego nie robił ale nie zmieni to ich natury. Z drugiej strony jego obawy miały sens. Widziała co odrobina jego śliny zrobiła Julce. Jego krew musi być silniejsza. A jego stwór był stokrotnie mniejszy niż Julia wtedy. Byłaby to szybka acz bolesna śmierć.
Ile nauczylas się przez te lata. Jak Joce powinna to rozumieć? Już przetrawila fakt że ktoś inny nie ona nauczył Julie latać ale ze słów dyrektora wynika że nie on był ta osoba. Julia tu nie przebywała przez te lata.
Pytanie w takim razie... Gdzie była? I z kim? Rzuciła zdezorientowane spojrzenie dziewczynie ale nic nie mówiła.
Czuła że napięcie w powietrzu narasta, atmosfera zrobiła się ciężka. Trucicielka słysząc sapniecie i to z jakim wymuszeniem mówił Anomander spojrzała na niego. Pocil się i wyglądał jakby się z czymś zmagal. Jak człowiek z gorączka którego opanowała choroba.
Juz chciala pytać czy wszystko w porządku jednak z jej gardła nie dobyl się żaden dźwięk. Widziała zmartwienie na twarzach Julii i Bane'a. Chyba też nie wiedzieli co się dzieje. Jednak co Joce mogła? Kompletnie nie znala się na medycynie. Jeśli już ktoś może pomóc dyrektorowi to ta dwojka.
Banshee przestała syczec. Rozprostowala swoje skrzydla patrząc na Niechniurke Bane'a która... Uznala go za swojego? I wzniosla się w powietrze majtajac ogonem przed twarzą Jocelyn.
Kobieta ledwie poznała te hybryde a juz wiedziala ze będzie ciężko. Inaczej niż reszta stworów Banshee nie była jak Joce. Uparta zosia samosia, wredna i złośliwa. No i obzartuch. Znowu domagala się jedzenia. Nie wystarczy że już jest większa niż pozostałe? Do diaska...
Joce sięgnęła po pasek mięsa i znowu zaczekala aż Banshee się uspokoi. Zajęło jej to o wiele mniej czasu niż za pierwszym podejściem. Więc szybko się uszy tak? Tym lepiej.
Badanie Samaela odbędzie się jutro. Też dobrze. Joce dziś nie miała siły na kolejne przeżycia. A Samael jest bardzo nieufny. Musiała być czujna podczas jego badań.
Ordynator w pośpiechu wyszedł a tuż za nim pognal Bane.
Joce zdarzyła tylko rzucić mu wsciekle ale jednocześnie lekko zawstydzone spojrzenie na jego tekst o zlaczeniu łóżek. Czy oni wszyscy postradali rozum?
Są razem? Jula się z tego cieszy? Prawdę mówiąc wszystko zależy od Grega. A on nic jej nie odpowiedział na słowa sprzed obiadu. Wyglądało to trochę tak jakby po prostu udał ze nic nie słyszał. A to dla niej było wystarczająca odpowiedzią. Która bolała. Wyglądało to trochę na razie tak jakby Gregory po prostu był rozochocony. Zaspokoi się i odejdzie. Kto by chciał trwać przy kimś kto prawie go zabił?
Nie spodziewała się ze dziewczyna ich przytuli. Tak więc cała zesztywniala by po chwili zabrać dłoń spod dotyku cyrkowca po to by poglaskac Julie po ręce.
Tesknila za nią cały ten czas. A teraz gdy jest świadoma tego że są siostrami... Jeszcze bardziej chciała być przy niej. Dowiedzieć się co się z nią działo przez te lata. Ale na wszystko przyjdzie czas. Teraz gdy ich odnalazla... Nie musiała się spieszyć. Odnalazła spokój. Wśród bólu i miłości. Zabójcze połączenie.
Ugh. Nawet Julia musiala wcisnąć trzy grosze. Nie rozrabiajcie? No naprawdę? Odprowadzila ją wzrokiem w ciszy.
To się zboczence zdziwia. Ona nie ma zamiaru ani trochę "rozrabiac" tej nocy. Nie ma na to siły.
- Naprawdę musisz taka pokazówke robić? - rzuciła do Grega gdy wszyscy w końcu wyszli z Jadalni. Nie rozumiała dlaczego on się tak nią bawi.
- Oczekujesz czegoś więcej tej nocy? Powiedz mi Greg... Czy przez wszystkie lata podczas których cierpiałam w agoni... Dochowales mi wierności by tego oczekiwać? - jej oczy były pelne nadziei, niepewności ale tez złości i żalu. Chciała wierzyć w to ze tak było tylko ze... Nie potrafiła.
Wstala od stolu. Samael nie dal sie poglaskac Julii przed jej wyjściem. Teraz gdy jego pani skierowala się do wyjścia, poszedł za nią, patrząc ostrzegawczo na mężczyznę.
Kobieta poszła do sali pacjentów w której ja umieścili. Jej serce było rozdarte.
Kocha go tak bardzo że sprawia jej to ból.


Z. T

Gregory - 2 Kwiecień 2017, 21:30

"Zabije mnie. Wstał, aby mnie zabić." myślał gorączkowo, widząc zachowania gadowatego. Ta potworna, zła energia którą od niego wyczuwał, to uczucie potęgi walnęło go jakby przypadkiem i sprawiło, że serce podskoczyło mu do gardła. Jego zwierzęce zmysły, choć stępione ludzką postacią, wariowały. Jednak tamten sobie poszedł. Ten gość będzie mu się śnić w koszmarach. Szczególnie iż był prawie pewien, że widział jak coś ruszało się na jego dziąsłach.
- Bardzo miło, tak tak. Równa z ciebie babka wyrosła, wiesz? Wy tu wszyscy dla nas tacy jesteście... No. Równi. - uśmiechał się tylko głupio, głaszcząc Ejty raz po raz.Nigdy nie był dobry w dobieraniu słów, nie nadawał się na mówcę.
Akurat od Bane'a spodziewał się podobnych uwag, ale usłyszenie podobnej sugestii od Julci było dla niego małym szokiem. Dzieci nie powinny wiedzieć takich rzeczy! Ona miała... dwa, trzy... piętnaście lat! "Co w tym świecie jest całkowicie odpowiednim wiekiem na ożenek" przypomniało mu się. Ale przecież Jula pochodziła od nas, z Anglii, nie mogła być żonata! Nie miała z kim! Jednak ktoś nauczył ją ptaszków i motylków... kwiatków... no tak to tam szło. Jeszcze zrobi się w ramach tego śledztwo.
Słysząc jej pierwsze słowa, uśmiechnął się tylko psotnie. Czemu mieliby to ukrywać? Byli wśród przyjaciół, a nawet nie wiedział, że Julka również rozgryzie aluzję. Jednak ona postanowiła iść w to dalej, zadając to jedno pytania, o które miał nadzieję, że nigdy, przenigdy nie padnie. Spojrzał na nią wielkimi oczami. Czuł się znów jak wtedy, kiedy jej drugie ja biło go i poniewierało, ale to nie ona była tu tym złym. To on. Nie miał co się łudzić, zasłaniać białymi lukami w pamięci. Musiał ją zdradzić. Musiał to zrobić przynajmniej raz. Ponieważ musiał, do kurwej nędzy stracić całą nadzieję. Twardy pesymizm, który zawsze prowadził go przez życie, wbił mu właśnie sztylet w plecy. Choć... i tak mogłaby pohamować się z tą pretensjonalnością - nawet ślepiec zauważyłby, że jest zniszczona do ostatniej drzazgi. Czemu nawet w takim momencie sprawiała mu dodatkowy ból?
- Chodźmy do pokoju. To nie jest rozmowa na tutaj. - powiedział, a raczej bąknął, po czym ruszył przodem. Chciałby wziąć ją za rękę, ale wiedział, że nie pozwoliłaby mu na to. I tak pewnie domyśliłaby się odpowiedzi, z tego tylko milczenia. Mógł mieć tylko nadzieję, że jej pierwszym pytaniem nie będzie "kim ona jest?".

z/t

Bane - 8 Kwiecień 2017, 11:36

Do jadalni weszli jako pierwsi. I dobrze, im mniej gapiów tym lepiej. Bane nie miał ochoty spierać się z Jocelyn i tłumaczyć dlaczego ją niósł.
Posadził delikatnie dziewczynę przy stole nakrytym już zastawą. Już miał siadać gdy do pomieszczenia weszła Alice. Uśmiechnęła się do niego uprzejmie i poprosiła gestem dłoni by do niej na chwilę podszedł.
Już z daleka wiedział, że Marionetka ma mu do przekazania coś nieprzyjemnego. Zazwyczaj nie prosiła go na stronę.
- Panie Ordynatorze, proszę zwrócić uwagę pacjentowi Gregoremu, że w placówce się nie pali. A tym bardziej nie rzuca się niedopałków na podłogę. - mimo iż była kulturalna i uśmiechnięta, w jej głosie słychać było zniecierpliwienie.
Bane zmarszczył brew. Już wczoraj nazwał Grega chamem no ale żeby rzucać fajki na podłogę? Chamstwo wyższej kategorii.
Skinął głową a Alice odeszła do pomieszczenia w którym mieściła się kuchnia. Powoli zaczęły stamtąd dochodzić piękne zapachy.
Białowłosy wrócił do stołu i usiadł na przeciw Tulki. Ręce położył na stole, łokciami i oparł głowę na dłoniach. Bogowie... Jeszcze nie zjadł śniadania a już problemy.
Będzie musiał tak czy siak donieść Anomanderowi o śladach na korytarzu. Trzeba sprawdzić co, lub kto je zrobiło. Jeśli Greg... To przyjacielski sparing na który umówili się z Opętańcem może skończyć się tragicznie.
Niechniurki usiadły pod stołem. Po chwili Alice przyniosła każdemu ze zwierzaków po misce mięcha. Doskoczyły do naczyń i zaczęły pałaszować, tym razem Wredotek nie podzielił się, chociaż od czasu do czasu obserwował czy Kropka zjadał swoją porcję.
Bane westchnął po czym wyprostował się i odgarnął włosy z czoła.
- Mam nadzieję, że śniadanie będzie duże bo umieram z głodu. - powiedział po czym spojrzał na dziewczynę i oblizał usta lubieżnie. Pod stołem trącił jej zdrową nogę, ocierając o nią swoją.
Z tą skręconą kostką była taka bezbronna... Przeniósł wzrok na jej piersi i zaśmiał się ciemnym głosem.
- Tak, zdecydowanie świadomość że pod tą zwykłą koszulką masz seksowny komplet działa na mnie... stymulująco. - powiedział cicho, tak by tylko ona to usłyszała. Szept był ledwo słyszalny więc nikt kto wejdzie nie miał szans go usłyszeć. Bane nie był pewien nawet czy Tulka go usłyszała, ale nie dbał o to. Poprawił się tylko na krześle bo na samą myśl o zdejmowaniu z niej bielizny zębami zrobiło mu się... ciasno.

Gregory - 8 Kwiecień 2017, 12:34

Greg nigdy nie potrafił nikogo uspokajać, dlatego stać było go na to krótkie zdanie:
- To nic. Tylko moja wolna wola szwankuje. Ale dam sobie radę. - powiedział dość niejasno, naciągając wczorajszą koszulę na krępy grzbiet. No tak, zachowujesz się jak świr to teraz cierp!
- Sorka. Czuję się... roztargniony. Zaraz mi przejdzie. - wyjaśnił ze skruchą. Niestety, gdyby naprawdę tak łatwo przechodziło, czułby się dużo lepiej. Zaczynał żałować, coraz bardziej i bardziej, że pozwolił sobie na wczorajszą chwilę słabości. Kolejna dawka była czymś, czego nie potrafił wyrzucić głowy. Starał się iść tuż przy niej, kiedy poruszali się korytarzem. Tutaj również dało się wyczuć ów delikatny aromat krwi, bardzo, bardzo słaby. Zapamiętał go. Tyle aromatu nie wyleciałoby z drobnej ranki. Jocelyn krwawiła? Może jednak lekarze spaprali robotę? Tak czy siak, najgorzej było mu przejść obok sali operacyjnej. To tam znajdowała się morfina.
- Hejka ludzie! Miałem dzisiaj chory sen! - powiedział dość wesoło. Owszem, częściej wolał używać określenia "eks-ludzie" ale wielu wydawała się być chamska. Oczywiście, jeśli od razu, na dzień dobry postanowiliby mu wygarnąć jego niewychowanie, to pewnie tylko pokiwałby głową i bąknął przeprosiny pod nosem. Brak popielniczek w szpitalu był skandalem, nie jego zachowanie! Musiał improwizować!
Rozkładając ręce, poprowadził swą lubą do miejsca, po czym klapnął naprzeciw niej, obok Bane'a. Ejty kręcił się i wyrywał, chcąc zobaczyć wszystko, co znajdowało się na stole. Greg próbował usadzić go na ziemi, jednak małe stworzonko z iście oślim uporem wracało i wracało na jego ramię. Co za idiotycznie uparte stworzenie! Zwariować można. Może trochę zbyt brutalnie strzepnął zwierzaczka na podłogę, po czym złapał się za nadgarstki, by drżenie dłoni nie było zbyt widoczne. Nie da rady. To było dla niego za dużo. Bane... błagam, udziel mi wsparcia! Jesteś kurwa lekarzem! Wylecz mnie z tego!
- Bane... Potrzebuję chyba zamiennika. Czuję, że zaraz zwariuję, że włamie się wam do apteczki. Ratuj. - powiedział natarczywym szeptem, nachylając się w jego stronę. Miał żarliwą nadzieję, że żadna z obecnych przy stole dam nie zauważy... nie, tego nie dało się tego nie zauważyć. Może przynajmniej nie zrozumieją. Mówił cicho, prawda? Cicho mówił! Jezu, był taki głodny. Wszystkie żyły w jego ciele wrzeszczały, domagały się kolejnej dawki.

Tulka - 8 Kwiecień 2017, 13:03

Zasyczała głośno gdy Bane zakladał usztywnienie, gdyż poruszał wtedy mocniej obolałą nogą, a do tego zakładał usztywnienie dość ciasno. Nie protestowała jednak. Westchnęła jednak z ulgą gdy Cyrkowiec wstał. Przytaknęła głową, iż rozumie, że ma wrócić już sama do pokoju. Skoro miała kule, to nie powinien być to jakiś większy problem. Choć pewnie nie będzie to zbyt wygodne. Nie miała jednak najmniejszego zamiaru marudzić, Bane miał swoje obowiązki, a ona obiecała, ze nie będzie mu przeszkadzać w pracy.
Wyszli z pokoju, a zwierzaki za nimi. Starała się trzymać kule tak, żeby nie przeszkadzać mężczyźnie. Widziała, że chce jak najszybciej dostać się do Jadalni. Widziała też że ma skupiony wyraz twarzy. Normalnie zapytałaby czy coś się stało, nauczyła się już jednak, że Bane mocno skupia się na swojej pracy, uznała więc, że właśnie obmyśla co właściwie ma dziś do roboty. Była więc cichutko.
Słysząc jednak słowa Cyrkowca, i widząc jak zbladł, podążyła za jego wzrokiem. Ślady zadrapań i krew. Co tu się w nocy wydarzyło? Byli tak zajęci sobą, że nie usłyszeli, a może ktoś to zrobił dla żartu? Ale...jak? Anomander na pewno nie ucieszy się z tego...ta Klinika to bym ich dom, a Dyrektor trzymał wszystko w ryzach oraz porządku, żeby byli bezpieczni i czuli się tu dobrze. A tu nagle takie coś? Przełknęła głośno ślinę i przycisnęła skrzydła do swojego ciała, starając się jak najmniej ograniczać ruchy mężczyzny. Zerknęła tylko czy zwierzaki na pewno za nimi podążają.
W jadalni usiadła wygodnie i oparła kule o krzesło, żeby mieć do nich potem łatwy dostęp, oraz żeby się kto o nie przypadkiem nie potknął. Uśmiechnęła się do białowłosego w ramach podziękowania za pomoc. Zmarszczyła brwi gdy Bane poszedł na stronę porozmawiać z Alice. Wydało jej się to dziwne. Nie próbowała jednak podsłuchiwać, przecież tak nie można! Gdy wrócił, spojrzała na niego z troską, widząc jak chowa twarz w dłoniach - czy coś się stało? - zapytała tylko. Nie chciała wchodzić w szczegóły, jednak wolała się upewnić, że nie chodzi o coś poważnego.
Kropka i Amber od razu rzuciły się na jedzonko. Musiały być naprawdę głodne. Jadły jednak na tyle powoli, żeby się nie udławić i żeby się nacieszyć pierwszy prawdziwym posiłkiem dnia.
- Też umieram z głodu - sapnęła, a jej brzuch jakby na potwierdzenie zaburczał głośno - i do tego te zapachy - zaczęła węszyć w powietrzu z błogą miną - cieszę się, że trafiliśmy właśnie tutaj, bo przynajmniej nie musimy się martwić o jakieś braki w diecie - zaśmiała się radośnie. Widząc jak Bane się oblizuje i szturcha ją nogą pod stołem, pogroziła mu palcem, ale w jej oczach mógł zauważyć wesołe ogniki - takimi śniadaniami nie zdobędziesz energii do pracy. Jedno Ci wystarczy - zaśmiała się. Widząc jego wzrok zarumieniła się, tym bardziej jak usłyszała jego słowa - to coś mi się wydaje, że wiem co będzie punktem numer jeden na naszej liście zakupów - zaśmiała się i uśmiechnęła do niego drapieżnie.
Szybko się jednak opanowała, słysząc, że ktoś wchodzi do Jadalni. Odwróciła się w stronę drzwi, zaciekawiona. Okazało się, że to Greg i Joce, więc starała się tym bardziej opanować. Przy Anomanderze mogli sobie pozwolić na więcej niż przy tej dwójce. On wiedział, że są razem, Joce lepiej, żeby nie wiedziała, Greg chyba też. W szczególności po tym co powiedział w sali operacyjnej na temat chodzenia z kimś kogo znało się jako dzieciaka. Poprawiła się na krześle i uśmiechnęła miło do nowo przybyłych - dobre rano - powiedziała grzecznie. Z ulgą westchnęła, widząc, że Greg nie zwrócił uwagi na kule przy jej krześle.
Przyglądała się z zaciekawieniem ich Niechniurkom, wyglądało na to, że nic im nie jest. Zaniepokoiła się jednak, widząc jak Greg chce się pozbyć Ejty ze swojego ramienia i jak trzęsą mu się ręce. Pachniał papierosami więc nie było to głód nikotynowy. Ale co w takim razie?
Domyśliła się chwilę później, usłyszawszy słowa Grega. Może i mówił szeptem ale jej lisie uszka wyłapały jego słowa bez problemu. Zamiennik? Apteczka? Czyżby....morfina? Westchnęła cichutko i zerknęła pod stół upewniając się, że zwierzaki nadal grzecznie jedzą. Wyprostowała też chorą nogę tak, że znajdowała się między mężczyznami. Zrobiła to trochę nieświadomie, ale z wyprostowaną było jej o wiele łatwiej niż jakby miała siedzieć całkowicie normalnie.

Jocelyn - 8 Kwiecień 2017, 13:23

Szwankuje mu wolna wola? Jest roztargniony? Nie wyglądało to tak jakby miało mu przejść. Gdy joce się przyjrzała spostrzegla ze ma głód w oczach. Wiec to dlatego? Przecież zezarl wczoraj całą kolacje. Jak szybko musi trawic pod postacią gryfa?
Gdy wyszli z pokoju Joce wmurowalo. Na ścianie od ich pokoju, wzdłuż korytarza ciągnęły się ślady. Ściana byla zadrapana i zakrwawiona. Kobieta przelknela ciężko ślinę. Co ona odwalila w nocy? Jak to zrobiła?
Cholera by to. Mogła poprosić kogoś by zamknął na noc drzwi na klucz. W domu zawsze tak robi a potem każe schować gdzies klucz Samaelowi. Wtedy ma pewność że nie wyjdzie z domu. Ale była wczoraj tak szczęśliwa że o tym zapomniała. I co teraz? Przecież pan Anomander jak nic się wpieni. A Julia? Jak się dowie ze to ona to pewnie nie będzie chciała mieć z nią nic do czynienia. Bane ją pewnie wyśmieje. Każą jej się stąd wynosić.
Jej już blada skora jakby pozieleniala. Serce łomotalo jak glupie. Banshee jakby to wyczuła. Wyrwala się iw skoczyła na grzbiet Samaela. Ten jej nie zrzucił. Szedł z nią tak dalej, zerkajac co jakiś czas na swoją panią.
Gdy weszli do jadalni Joce zrobiło się ciężko. Julia i Bane juz siedzieli na przeciwko siebie i rozmawiali. Greg dziarsko wszedł i coś krzyknął po czym usiadł kolo drugiego cyrkowca i zaczeli gadać. Zwierzaki jadly a pani Alice od razu przyszła z trzema miskami mięsa dla ich zoo. Samael podszedł powoli i dostojnie. Usiadł i zwrócił swój łeb na Joce czekając na pozwolenie. Banshee jakby zapamietała wczorajsza lekcje bo znieruchomiala i tez czekała w spokoju choc ogon drgal jej nerwowo. Joce uśmiechnęła się nerwowo i skinieniem głowy pozwoliła im zjeść. Banshee prawie weszła do miski.
Usiadla dość sztywno obok Julii. Skąd te kule na krześle? Czyżby coś sobie zrobiła? A może któryś z pacjentów zostawił je? Nie. To raczej niemożliwe.
- Dzień Dobry. - jej głos na pocztku byl lekko zachrypniety. - Wszystko w porządku Julio? Zrobiłaś coś sobie w nogi? - kiwnela głową w stronę kul by pokazać o co jej chodzi. Założyła włosy za ucho. Greg zachowywał się coraz dziwniej. Strzepnal dodatkowo Ejty z ramienia. Dość brutalnie. Kobieta posłała mu gnoewne spojrzenie. Co on dzisiaj odwala? Wczoraj był taki uroczy i ciepły a dziś? Jakby nie był sobą.
- Dawno tak długo nie spalam - powiedziała uśmiechając się do Julii. Musiała zająć czymś myśli. Naprawdę dawno tyle nie przespala. Czuła się naprawdę wypoczęta co było dziwne zważając na to że miała w nocy jakaś wędrówkę. Poprawila swoją sukienke. Z kuchni dobiegalo stukanie naczyń i masa zapachów. Kompletnie nie miała apetytu.

Bane - 8 Kwiecień 2017, 14:41

Ha! Czyli Tulka będzie mu dozować przyjemności, tak? Dobrze! Jak wiadomo, gdy coś się komuś ogranicza, nabiera na to jeszcze większego apetytu.
Uniósł jedną brew i uśmiechnął się do niej tajemniczo ale nie zdążył nic powiedzieć, bo do sali weszła ich znajoma zakochana para. Bane pomachał im miło gdy pojawili się w drzwiach i usunął się trochę na bok, robiąc miejsce dla Gregorego. Nie było to dziwne, że Cyrkowiec wybrał miejsce obok drugiego Cyrkowca.
Greg wydawał się być wyspany ale tak niemiłosiernie waliło od niego fajkami, że Bane skrzywił się marszcząc nos. To przypomniało mu o prośbie Alice. Zganił osiłka, ale grzecznie, prosząc o szacunek dla personelu który i tak ma już wystarczająco dużo sprzątania w wielkiej Klinice. Gregory o dziwo nie odpysknął tylko przeprosił cicho.
Jocelyn też wydawała się być wypoczęta. Białowłosy posłał jej miły uśmiech.
- Cieszę się, że czujesz się już lepiej, Jocelyn. - powiedział cicho, trochę niepewnie, bo nie wiedział czy w ogóle wypada mu sypnąć grzecznością w jej stronę. Nie znosiła go, czuł to zawsze gdy była obok.
Zwierzęta zajęły się jedzeniem, Bane nie patrzył na nie skupiając wzrok na pacjentach. W myślach analizował ich wygląd, uśmiechy, spojrzenie, kondycję skóry, ruchy... Szukał czegoś, co mogłoby mu zdradzić, że coś jest nie tak.
I nie musiał szukać daleko. Siedzący obok niego Greg wiercił się na siedzisku i wykazywał niepokojące objawy. Bane doskonale wiedział czego mu się chciało.
Jego natarczywy szept gdy nachylił się do ucha białowłosego tylko potwierdził o co chodziło. Lekarz spojrzał na niego kątem oka ze śmiertelną powagą wypisaną na twarzy. Oczy błysnęły mu.
Ojej... Silny, zaradny Greg prosi o morfinę? Błaga o pomoc? No coś takiego... Błagaj mocniej.
Bane przeniósł wzrok na siedzące na przeciwko niego panie.
- Przepraszam na chwilę. - powiedział wstając - Greg, stary, choć no na moment. - pociągnął kumpla za ramię. Poczekał aż tamten wstanie i poprowadził go z jadalni, do zabiegowego.
Salę otworzył kluczem. Wpuścił Cyrkowca i nakazał mu usiąść na stole. Sam podszedł do szafki, otworzył ją kluczem i wyjął mały sejf. Odwrócił się tyłem i wpisał kod w kłódkę, przekręcił też mały kluczyk i wyjął z wnętrza malutką ampułkę. Założył rękawiczki i przygotował się do zastrzyku.
- Greg, wiesz że gdyby było trzeba oddałbym ci nerkę. - zaczął Bane zaznaczając, jak ceni sobie go jako kumpla - Ale nie będę zawsze na wyciągnięcie ręki. Podam ci zamiennik, ale skurwysyńsko drogi i nie, nie dostaniesz na później. - powiedział i chwycił go za rękę. Podwinął rękaw, przejechał po jego ręce wacikiem z płynem dezynfekującym po czym założył linkę uciskającą. Polecił by blondyn kilka razy zacisnął i wyprostował dłoń.
Profesjonalista. Można powiedzieć, że Bane był stworzony do zastrzyków. Lubił to robić, prawie tak bardzo jak szyć rany. Tylko dzięki inteligencji wybrał drogę lekarza a nie dilera, bo przecież jak wiadomo oba 'zawody' są związane z igłami.
- Kopnie cię tysiąc razy mocniej. - powiedział poważnie - Ten jeden jedyny raz poświecę za ciebie oczami prze Anomanderem. - spojrzał mu w oczy. Twarz miał bledszą niż zazwyczaj ale powaga maskowała zdenerwowanie.
Żyła uwidoczniła się więc pewnym chwytem złapał go za rękę i bez ostrzeżenia wbił igłę, wstrzykując mu dawkę Bifaliny, leku tak cennego i innowacyjnego, że w Świecie Ludzi tylko nieliczni mogli sobie na niego pozwolić bo dopiero wchodził na rynek.
- Ale tych pazurów i krwi na ścianie nie zamierzam tłumaczyć. - powiedział z irytacją - Nie wiem które z was to zrobiło, czy ty, czy Joce czy Samael, właściwie nie interesuje mnie to. Powiem tylko tyle: przygotujcie się na konsekwencje, Anomander jest miły i tolerancyjny do czasu. - burknął.
Odczekał chwilę aż substancja zacznie działać, w tym czasie posprzątał.
Gdy zauważył, że Gregory się uspokoił, posłał mu rozbawiony uśmiech.
- No i jak tam, brachu? - zapytał klepiąc go w ramię - Lepiej?
Podszedł do niego i pomógł mu wstać po czym zaprowadził do do jadalni gdzie czekały na nich panie.
- Ech, co ty byś beze mnie zrobił. - westchnął Gregowi do ucha i usadził go na ławie.
Sam też usiadł ale milczał. Nie miał zamiaru się tłumaczyć gdzie był i co robili, uznał, że już samo to, że Greg błagał go o pomoc było dla blondyna upokarzające.
A dla ciebie, białowłosy draniu cholernie przyjemne. Przyznaj. Fajnie jest tak mieć w garści czyjeś szczęście, nie? Haha! Nie ukrywaj tego, że prawie ci stanął jak zaczął błagać!
Bane westchnął i rozsiadł się, opierając się plecami na oparciu. Ręce skrzyżował na piersi i zamknął oczy, oczekując na wejście Smoka.

Gregory - 8 Kwiecień 2017, 15:37

Greg spojrzał tylko na Szaraka ze zmęczeniem i zaczął się niejako tłumaczyć:
- Nie musi mnie kopać. Nie chcę, aby mój mózg znowu zmienił się w gotowany makaron, nie chcę słaniać się ani bełkotać. Ale nie chcę o tym myśleć, ani zachowywać się jak świr przy Jocelyn. Nie chcę przy niej marnować czasu na cokolwiek innego. Wiesz, jak jest. - mruknął, podwijając rękaw i dając sobie wbić kroplówkę. Syknął z bólu, choć jego ciało przeszyło orgazmiczne więc podniecenie, jak dziecko podczas świąt. Zdziwił się, widząc biały płyn:
- To nie wygląda jak metadon... - powiedział z pewną konsternacją. Uczucie było o wiele potężniejsze, dawało mu błogość ze wszystkich stron. Co ciekawe, nie czuł się wcale senny, ani otępiały. Jego ruchy były sprawne, a mowa- klarowna i niebełkotliwa. Szybko zeskoczył ze stołu operacyjnego, poruszał ramionami w przód i w tył, wykonał parę obrotów. Wszystko dobrze. Nie miał pojęcia, co to było, ale był Banowi wdzięczny.
Tym bardziej zdziwił się, kiedy tamten zaczął mówić mu o jakiś śladach. Może coś takiego nawet było, ale był zbyt oślepiony głodem ćpuna, żeby zauważyć cokolwiek. Zamrugał parę razy w zaskoczeniu, nie wiedząc, jak rozpocząć zdanie.
- Jakie pazu... Nie zauważyłem niczego, ale na korytarzu... czuć było zapach krwi. Wiesz, jestem wyczulony na tą woń. Drapierznikowe sprawy. - dodał, przypominając sobie o tym szczególe. - Jak na moje, to pewnie był ten pies - Samael. Mnie znasz, nie polowałbym w takich warunkach, a tym bardziej nie niszczyłbym ścian. I tak bym nie sięgnął łapą. Ani on. A Joce spała całą noc. - dodał z mocą. Był pewien, że to nie ona. Z sali operacyjnej wyszli razem, jednak Greg nie zamierzał się martwić tym, co się stało. Nawet doktor van Wyvern nie wydawał mu się straszny.
- Pewnie zaraził się HIVem, czy jakąś lokalną zarazą. - odpowiedział, jakby było to oczywiste, tuż przed tym aż zajął swoje poprzednie miejsce. Uśmiechnął się ponownie do uroczych pań, jednak tym razem uśmiech był naturalny i szczery. Tym razem był głodny w normalny sposób, zaś na wszelkie pytania typu "o co chodziło" zbyłby gadaniem o bólu głowy i aspirynie. Był w tak dobrym humorze, że wziął Ejty na kolana, chcąc go w pewien sposób przeprosić. Ejty go ugryzł, ponieważ dla Ejty przeprosiny były dla słabych, ale Greg nie poczuł z tego nic a nic. Znowu był w dobrym humorze.

Tulka - 8 Kwiecień 2017, 16:25

Uśmiechnęła się miło do Jocelyn, ale słysząc jej pytanie trochę się speszyła i podrapała po głowie - wiesz...w nocy nie chciało mi się chodzić po schodach więc wleciałam na antresolę i krzywo wylądowałam - powiedziała nie do końca kłamiąc - prawdopodobnie skręciłam kostkę, ale chcę jeszcze spytać pana Anomandera, bo on się na tym zna najlepiej - uśmiechnęła się miło.
Odprowadziła mężczyzn wzrokiem. Nie musiała pytać, żeby wiedzieć po co idą, ale żeby tak przy nich? Tak od razu Bane wziął Grega? No ale cóż, lepiej nic nie mówić, przecież istnieje cień szansy, że Jocelyn się nie zorientuje. Ale ten cień był bardzo niewyraźny. Poza tym Julia wolała nie robić afer przy pacjentach. W końcu mają ukrywać, że są z białowłosym parą, więc wolała to zostawić na wieczór. Zobaczy poza tym w jakim stanie wróci Greg.
Uśmiechnęła się miło do Joce, znów wracając do niej wzrokiem - cieszę się, że się wyspałaś, w końcu mówiłaś, że masz z tym problem - poruszała delikatnie ogonem. Sama pewnie nadal wyglądała na zmęczoną, ale nie przejmowała się tym. Teraz najważniejsze było to, żeby jak najszybciej napełnić żołądek, a potem może pójdzie z dziewczynkami na spacer? Nie mogła za bardzo chodzić ale wątpiła, żeby Bane przykuł ją do łóżka. Pójdzie po prostu do parku i usiądzie gdzieś, żeby sobie odpocząć.
- Powiedz mi, masz jakieś plany na ten dzień? - zapytała po chwili ciszy - jeśli nie to ja zaraz po śniadaniu pewnie wybiorę się do parku bo Ordynator dał mi wolne ze względu na nogę - nie zupełnie przez nogę, ale Joce nie musi tego wiedzieć - jeśli będziesz chciała mi potowarzyszyć to zapytaj panią Alice jak dojść do Różanego Domku, na pewno zrozumie o co Ci chodzi, ja pewnie posiedzę tam do obiadu, bo pogoda zapowiada się słonecznie, a w pokoju nie usiedzę - posłała jej pokrzepiający uśmiech. Nie wiedziała, czy czarnoskrzydła skorzysta z jej zaproszenia. Jednak chciała tym się dowiedzieć czy Joce jest na nią zła czy też nie. Jeśli nie przyjdzie to Tulka nie bedzie naciskać, ani pchać się do jej życia. W końcu nie widziały się trzy lata. Mogło się bardzo dużo zmienić.
Gdy mężczyźni wrócili uśmiechnęła się tylko do nich, odsuwając nogę, żeby przypadkiem jej któryś nie kopnął. Skrzywiła się przy tym lekko, gdy zgięła nogę w kolanie i postawiła ją normalnie. Szybko więc wróciła do poprzedniej pozycji.
Zachowanie Grega się zmieniło i to bardzo, ale nie wyglądało na to, żeby był na zwyczajnych haju. Zachowywał się w miarę normalnie, ale i tak uznała, że pogada z białowłosym. Poruszyła lekko skrzydłami i poprawiła się na ławie. Czekała na Anomandera. Zastanawiała się też, co dostaną na śniadanie. Chyba by zabiła za ciepłe słodkie kakauko, może z piankami?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group