Bane - 15 Maj 2018, 21:01 - Rozumiem. - odpowiedział cicho, kiwają głową. Nie chciał drążyć tematu bo Aktor widocznie nie chciał rozmawiać o swojej żonie. Szkoda, bo Bane był naprawdę ciekawy co się stało z małym Krisem, tym gnojkiem który był tak podobny do Lusiana.
Sprawnie zajął się nogą Pacjenta nie poruszając już żadnego tematu. Zrobi co ma zrobić i puści ich do domu, chyba nie w smak im pogawędki.
Przyglądał się dokładnie mężczyźnie gdy ten stawiał niepewne kroki. Noga bolała go, nic dziwnego. Jeszcze długo będzie czuł, że coś się zmieniło. Po takim wypadku dojście do pełnej sprawności trochę zajmie.
Odwrócił się słysząc urywek rozmowy Gawaina i dziecka. Uśmiechnął się łagodnie.
- Faktycznie, umarł ze starości, ale przed śmiercią podpisał zgodę. Zgodził się na wykorzystanie szkieletu. - uściślił. Co zrozumie malec, to już jego sprawa. Medyk chciał po prostu zaznaczyć, że nikogo nie pozbawili kości wbrew jego woli.
Westchnął gdy uszaty zadał pytanie. Ponownie mu się przyjrzał a uśmiech zniknął mu z ust.
- Nie wolno ci się przeciążać. - powiedział wprost - Nie skacz z wysokości, nie sprintuj, no i jeśli masz okazję, dużo wypoczywaj. - dodał - Noga jest zastana więc będzie boleć nie tyle po zabiegu co od skurczu mięśni i wysiłku, jakiego była pozbawiona przez gips. Nie powinno się dziać nic strasznego. Jeśli jednak będziesz czuł się bardzo źle, wiesz gdzie stoi Klinika. Zawsze pomożemy, niezależnie od pory dnia czy nocy. - wzruszył ramionami jakby to było oczywiste.
Zamrugał na słowa Lusiana o Aeronie Vaele. Prawdę mówiąc nie interesowało go kto go zmusił do wizyty w Klinice. Ważne, że został wyleczony i już opuścił placówkę. Jemu podobni nigdy nie przynosili swą obecnością niczego dobrego.
- Upiorni Arystokraci już tak mają. - powiedział wymijająco - Są w końcu ultra twardzielami. - dodał kpiąco, kończąc temat.
Gdy Keer posadził dziecko na stole, Bane przeniósł spojrzenie znudzonych oczu na gnojka. Wyglądał jak miniaturowy Gawain i śmiesznie patrzyło się na taki dziwny twór. Czy lędźwi Cienia czy kogoś innego, bez znaczenia.
Po chwili uśmiechnął się przyjaźnie do dziecka, bo nie chciał go straszyć. Znowu będzie się zajmował pacjentem pediatrycznym... Ale już chyba rozgryzł Anomandera. Gad po prostu bał się dzieci, innej opcji nie ma. Ha! Taki niby nieustraszony a sra pod siebie jak widzi gnojka? Abi wytrzymał bo nie miał wyboru, ale kiedy mógł decydować spierdzielał do swojego gabinetu.
Uniósł jedną brew i spojrzał na Lusiana jak na idiotę.
- Wiesz, nie spodziewałem się, że muszę tłumaczyć jak powstają dzieci WŁAŚNIE TOBIE. - w jego oczach błysnęło rozbawienie ale jeśli tamten się wkurzył, uniósł dłoń w geście pojednania. Nie chciał się kłócić ale swoje trzy grosze musiał wrzucić, już taki był.
Kolejna uwaga Aktora była zwyczajnie niestosowna dlatego wesołość zniknęła z lica Lekarza. Spojrzał na niego obrażony, wlewając w spojrzenie niebieskich oczu chłód.
- Chyba zapominasz z kim masz do czynienia. - powiedział oschle, po czym wrócił spojrzeniem do małego i uśmiechnął się do niego pogodnie. Postanowił od tej chwili ignorować Lusiana.
Chłopiec bał się bo cały się trząsł. Bane nie miał zbyt dużego doświadczenia w pracy z dziećmi ale postanowił postarać się wypaść jak najlepiej, żeby Kogi-cośtam-cośtam nie zaczął krzyczeć czy sprawiać innych problemów.
- Chcesz posłuchać mojego serca? - zapytał i wręczył mu stetoskop. Jeśli gnojek wziął sprzęt i założył na swoje lisie uszy, Bane przystawił jego końcówkę do swojej piersi.
Jego serce działało odrobinkę inaczej bo tłoczyło gęstą, szlamowatą krew. Bicie było powolniejsze, ale tylko minimalnie wolniejsze od zwykłego bicia ludzkiego serca.
- Mogę posłuchać twojego? - ostrożnie zdjął z jego uszu stetoskop ale jeszcze nie założył go, bo wolał poznać decyzję mini-Keera.
Z dziećmi zawsze są takie problemy...Yako - 15 Maj 2018, 21:38 Przytakiwał głową, gdy Bane wymieniał mu czego nie powinien robić - czyli o ile nie będę robić kaskaderki, mogę w końcu wrócić na plan? Trochę się już stęskniłem za tym całym rozgardiaszem- przyznał, przymykając oczy. Ale to oznaczało, że jak na razie nie będą mogli ćwiczyć z Gawem. Chyba, że nauczy go całkowitych podstaw. Niestety w treningach takich prawdziwych, potrzebne mu są obie nogi, a nie zwykł uważać na to co się dzieje z jego ciałem. Jak coś było nie tak, ale wiedział jaki jest tego powód, to po prostu to ignorował, a skoro miał uważać to pewnie nie ma innego wyjścia. Poza tym teraz miał strażnika, który na pewno będzie pilnował, żeby jednak nie robił nic głupiego.
-Tja w szczególności ci wiekowi - powiedział z miną niewiniątka. Zastanawiał się czy Gawain jakoś to skomentuje. Że nie tylko Arystokraci tak mają. Ale może tym razem się powstrzyma od wrednienia w stosunku do Demona, choć jakoś w to wątpił. Yako przecież sam by to wszystko olał gdyby była taka możliwość. Przecież tak marudził na ten gips, a w Świecie Ludzi jeszcze długo byłby w nim uwięziony. Całe szczęście okazało się, ze stary znajomy potrafi leczyć dotykiem.
Wywrócił oczami - Ha ha bardzo śmiesznie, ale to nie tłumaczy skąd się wziął w mojej willi w Glassville, ani czemu pachnie tak jak ja i Gawain, więc nie oskarżaj mnie o brak tak podstawowej wiedzy - trochę zaczynało go to wszystko irytować. Chciał załatwić to co miał i już sobie stad iść. Nie miał nic do Doktorka, ale czasem powinien się zastanowić zanim otworzy swoją jadaczkę. Sam lubił innym podokuczać, ale powinno się bardziej wyczuć moment, w którym się to robi. Teraz Bane był w pracy i powinien się na tym skupić. W szczególności, że Lis wyraźnie nie miał ochoty na takie żarty.
Ledwo co powstrzymał się od warknięcia na medyka -gdybyś żył i widział tyle co ja to pewnie też byś wolał takie rzeczy uściślić. Nawet nie wiesz ilu już spotkałem profesjonalistów, którzy za odpowiednią sumkę czy inne durnoty wydawali każdą tajemnicę, więc nie dziw się, że wolę dmuchać na zimne i prosić o dyskrecję - wywrócił oczami i zaczął obserwować jak zajmuje się Cośkiem, który cały czas tylko, że jest zdrowy i zdrowy. Miał ochotę go wystawić na śnieg, bez ubrań, tak jak lubi. Ciekawe jak długo by się upierał, że nadal jest zdrowy, gdy dostałby kataru oraz kaszlał tak, że pewnie zaraz by sobie wypluł płuca.
Zerknął na swojego ukochanego -zaczniemy nim się obejrzysz - posłał mu uśmiech i mrugnął do niego. Na pewno nie będzie grzecznie siedział na kanapie. Musiał się trochę poruszać, bo jeszcze trochę i zwariuje, przykuty do łóżka. I tak będą go denerwować kule, ale jakoś sobie z nimi poradzi. Kwestia przyzwyczajenia.Gawain Keer - 15 Maj 2018, 23:20 - Lusian jest z zawodu aktorem. Zarabia na udawaniu innych i dzięki temu może kupować rzeczy. Jak pan Blackburn skończy badania, to on dostanie pieniądze od nas. Taka wymiana. - starał się ubrać ideę w słowa. Cosiek nie znał jeszcze pieniędzy ani poczucia władzy i wolności jaką potrafiły dać. Rzecz jasna pod warunkiem, że miało się ich mnóstwo.
Gawainowi spadł kamień z serca. Malec jednak nie uznał go za ojca, a tylko pomylił z przedstawicielem tego samego gatunku! Mógł odłożyć rozmowę o rodzicielstwie na później, lecz nie na wieki. Mimo wszystko poczuł jak zmęczone i dotąd spięte mięśnie pod wpływem ulgi, która właśnie na niego spłynęła, rozluźniają się i niemalże odmawiają posłuszeństwa. Nie było jednak tego po nim widać, gdyż Kogitsune rozbudził jego ciekawość. - Czemu poszedłeś z lasu? Źle ci tam było? - drugie pytanie wypowiedział jakby uważał opuszczenie kniei za niezbyt mądry pomysł.
Cień na moment uniósł głowę, gdy ton Bane'a nagle uległ zmianie, sygnalizując, że chcąc nie chcąc przysłuchiwał się jego rozmowie z dzieckiem. Zgoda. Na dźwięk tego słowa moralny kac Keera przybrał na sile. Ona też była pogodzona ze swoim losem. On był pogodzony. Do czasu aż nie dane im było zobaczyć się po raz ostatni. Uciekł wzrokiem przed odświeżonym obliczem lekarza. Cień tutaj nie pasował. - Ale o zdrowie trzeba dbać, zanim będziesz poważnie chory. A chory umrzesz o wiele szybciej niż ten tam. - wskazał na sztywnego szkieletora szczerzącego się do nich w wiecznym uśmiechu.
Miał wiele pytań do rudej przybłędy, lecz Bane właśnie zaczął swą litanię lekarskich zaleceń. Lista okazała się zaskakująco krótka. Sądził, że Yako czeka rehabilitacja, ale chodził o własnych siłach, więc widać była zbędna.
Uśmiechnął się chłodno na przytyk ze strony Demona. Kto jak kto, ale był on ostatnią osobą, która powinna komentować zachowanie Aerona. Wiekowi! Ha! Powiedział ten, któremu bliżej do tysiączka niż setki! Oczyma wyobraźni już widział naburmuszonego Lisa, psioczącego na każdą uwagę i pouczenie. Że on nie z cukru, że silny, że żyje już tyle i zawsze dawał sobie radę. To musiała być jakaś przeklęta przypadłość, choroba umysłu osób starszych. Może nie nogę, a mózg powinni im zbadać. Cholera wie, może i jego to kiedyś czeka?
Rudzielec ciężko westchnął. Zarówno na kiepski żart, jak i na reakcję swego kochanka. Na usta cisnął się tekst o kończeniu tych zalotów, gdy poczuł na swojej głowie i plecach delikatny dotyk malutkich rączek chłopca. Ciepło i bliskość. - Nie. Po prostu jesteś wyjątkowy. Specjalny. - szepnął i ostrożnie odsunął od siebie Kogitsunemaru. Nie chciał obnażać swoich słabości przy dziecku i dodatkowo Blackburnie, którego ledwo co poznał. O Yako nawet nie wspominając. Znów by się zamartwiał kosztem własnego zdrowia. Dość już wycierpiał w ostatnim czasie. Rozdziawiona buzia i szeroko otwarte oczy nicponia przed nim przegoniły ciemne chmury ciężkich myśli. Ciekawe, co mu się tam kotłuje pod tą rudą czupryną?
Atmosfera nagle stała się napięta. Gawain stał przy mężczyznach i miał wrażenie, że zaraz skoczą sobie do gardeł. - Lusianie, coś ty taki nerwowy? Kto go zbada, jak nie pan Blackburn? - Posłał lekarzowi łagodny uśmiech, lecz bursztyn błyszczał chłodno. Nie ufał nikomu w tych murach, a dodatkowo z chęcią wypytaliby go o leki. W końcu młodziutka Renard, wystawiła dobre imię Kliniki na szwank, czyż nie? Może i mu pomogła, ale postanowił, że nie puści jej tego płazem. Musiała się nauczyć grać na innych zasadach niż dotychczas. Potrzebował uroczej spryciuli, a nie głupiej dziewuchy. Niech zbiera, co posiała! Niech no tylko ją dorwie. Prawie spaliła swoją przykrywkę i nieomal go wkopała! Wcale mu się tu nie podobało, ale musieli mieć coś z Yako na Pardona, by ten mógł udławić się swoimi żałosnymi wytłumaczeniami, gdy przyjdzie na to czas.
- Tylko bez przesady. - uśmiechając się, pouczył Lisa, który pewnie aż rwał się do bitki, biegu i swawoli, choć w łóżku spędził zaledwie tydzień. Sam chętnie dałby porwać się walce i błogiemu zmęczeniu po niej.
Cosiek postanowił się sprzeciwić. Tym razem nie był to upór, a strach. Dygotał i wpatrywał się w jeden punkt. Trzeba było temu zaradzić, zanim chłopak zagryzie im lekarza.
Keer bez słowa wyciągnął spod koszuli medalion i połówkę Blaszki, by wcisnąć je do kieszeni swoich spodni, gdy Bane usiłował przekonać chłopaka do badania. Podszedł do stołu i usiadł przy dziecku, jednak nie tak, by przeszkadzać w badaniu.
- Nie masz się czego obawiać. Też dam się zbadać. - powiedział dziarsko i szybko pozbył się fraka oraz koszuli. Blade, umięśnione, gibkie ciało poznaczone było bliznami. Zdecydowanej większości trzeba by szukać z lupą w ręku, nie licząc jednej, która została mu po ranie postrzałowej na lewym ramieniu. Było też ugryzienie na prawej dłoni, trochę zadrapań po pazurach Cośka. Siniaków również miał pełno. W oczy najbardziej rzucały się jego plecy. Krwiaki zmieniły już kolor i w zasadzie nie bolały, co innego świeżo nabyte zadrapania, otarcia i lekkie obicia. Przechylił głowę i uśmiechnął się do Cośka. Może gdy zobaczy Bane'a w akcji, zmieni zdanie.
- Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko. - powiedział uprzejmie lekko zachrypniętym głosem do bruneta. Gawain podejrzewał, że Kogitsune widział już szpitalne wnętrza. Może nie był świadom skąd się wziął lub wyparł przykre wspomnienia? Może wcześniej mówił normalnie, ale zaliczył przez to regres? Ludzie w szoku tak miewają. Stają się infantylni i udają przed samymi sobą, że świat znów jest mały i bezpieczny, jak niegdyś przed laty. Dzieci nie miały dużego wyboru. Pozostawało im jedynie stać się jeszcze mniejszymi, głupszymi dziećmi.Cosiek - 22 Maj 2018, 13:12 - Aktorem? Lusian nie Lusian? - Chłopiec nie za bardzo rozumiał jak można żyć z udawania innych. Może przebierał się za kogoś, kradł jedzenie i uciekał, a ofiary kradzieży nie wiedziały kogo szukać? Tylko skąd Cień mógł wiedzieć czy Duży Lis jest tym za kogo się podaje? - Badania wymiana pieniądze od nas? - Ta część była łatwiejsza do pojęcia.
- Cosiek nie chce iść z las, las dobry. Cosiek iść od rodzicami, za słaby na tatusiem. Inne stado Cosiek silny i mieć dzieci. Dużo woda, Cosiek głodny, jedzenie w pudełko. Cosiek wejść i nie móc wyjść. - Zmęczył się próbą opowiedzenia swojej historii, język dwunożnych był trudny. Trochę tęsknił do dawnego życia. W lesie wszystko było prostsze. Drzewo to drzewo, a jedzenie to jedzenie. Nie trzeba było uczyć się żadnych abstrakcyjnych pojęć, ani myć zębów czy czego tam jeszcze.
- Podpisał? Cosiek nie zgodę! - Pan Doktor powiedział coś dotyczącego szkieletu, a chłopiec na wszelki wypadek postanowił się sprzeciwić. Wszystko byle nie skończyć jak ten trup w szafie!
- Cosiek zdrowy! Nie chory! Zdrowy! - Czemu miał się poddawać badaniom skoro nic mu nie dolega?
- Cosiek specjalny? - Pozwolił się odsunąć. Może Gawain nie lubił być przytulany. Nie zaakceptował jeszcze nowego członka stada? A może chciał udawać, że mimo choroby jest silny?
Strach sparaliżował nie tylko jego ciało ale też umysł. Przez chwilę patrzył się na wyciągnięty do niego stetoskop nie rozumiejąc co ma z nim zrobić. W końcu chwycił urządzenie i trzęsącymi się rękoma wsadził do uszu. Wsłuchiwał się w serce Pana Doktora, które brzmiało jeszcze inaczej. Powolny rytm trochę uspokoił chłopca, lekarz najwyraźniej był spokojny i nie szykował się do ataku. Lisek przyjrzał się dłoniom mężczyzny, żeby upewnić się czy tamten nie ma strzykawki. Nie chciał nagle usnąć.
Zdziwił się kiedy Gawain się do niego przysiadł. Może rzeczywiście nie będzie tak strasznie jak malec się obawiał? Przestał się trząść, ale dalej siedział jak na szpilkach czekając aż udręka się skończy.
W ostatniej chwili powstrzymał się przed ucieczką kiedy lekarz sięgnął w jego kierunku. - T-t-tak - Cichutko odpowiedział na pytanie. Jeśli będzie grzeczny to może szybciej się skończy? Bardzo zbladł, a zimny pot wystąpił mu na czoło. Zacisnął szponiaste dłonie na krawędzi kozetki zdeterminowany by wytrzymać. Oba serca biły mu jak szalone, jednak różnymi rytmami, jedno szybciej od drugiego. Mocne uderzenia czuł aż w gardle.Bane - 25 Maj 2018, 16:24 Bane starał się zbywać humorki Lusiana milczeniem, chociaż sam nie był bez winy w tym temacie. Prowokował go, był złośliwy a gdy tamten odpowiadał, denerwująco milczał. Jaki był cel tego zachowania? Może nuda. A może Medyk po prostu już taki był, że gdy mógł to dokuczał. Może tak naprawdę był zestresowany jak cholera i próbował w ten sposób odreagować. Kto wie.
Uniósł brwi kiedy Aktor wspomniał o pojawieniu się małego w Glassville. Co prawda nigdy tam nie był, ale kojarzył, że to miejsce znajduje się w Świecie Ludzi.
Nachylił się ku uszatemu niby pod pretekstem sprawdzenia nogi, bo nacisnął w tej chwili kolano.
- Skoro nie jest ani twoim synem, ani synem Keera a pachnie i wygląda jak wy... Istnieje tylko jedno wytłumaczenie, skąd się wziął. - powiedział cicho, ponurym głosem. Zmarszczył brwi i zgrzytnął zębami po czym spojrzał głęboko w oczy Lusiana. Przez chwilę milczał z zaciętą miną, ale już po minucie wyprostował się z westchnieniem i odwrócił ku dziecku. Uśmiechnął się przyjaźnie.
Uniósł dłonie by malec widział je dokładnie. Panikował, co było po części naturalne u dzieci, ale jego sposób mówienia był zastanawiający. Warto bliżej przyjrzeć się temu chłopcu. Jeśli stworzyła go MORIA... oznaczało to, że nadal działa. A to dodawało kolejny powód do stresu Bane'owi, który w ciągu kilku lat zdążył już zapomnieć o tych szaleńcach. A jeśli go szukają? Jeśli te skurwysyny jeszcze nie zrezygnowały z zemsty?
Od pytań na które nie ma odpowiedzi rozbolała go głowa, ale zignorował ten fakt. Postanowił skupić się w pełni na pracy.
- Nie mam zamiaru prosić cię o zgodę. Nie będziesz szkieletem. - zaśmiał się łagodnie, chcąc rozładować atmosferę. Zbliżył się do dziecka ale starał się nie robić nic bez uprzedniego wytłumaczenia co nadejdzie. Nie chciał go wystraszyć.
Dzieciak wysłuchał jego serca patrząc na niego wielkimi oczami. W czarnych twardówkach i bursztynowych tęczówkach było coś hipnotyzującego. Bane zawiesił na nich wzrok, zastanawiając się czy MORIA użyła na tym maluchu tych samych mutagenów co na nim.
Z zamyślenia wyrwało go podejście Gawaina. Medyk zrobił mu miejsce i kiedy rudzielec zdjął ubranie, przeleciał wzrokiem po jego sylwetce. Była ładnie umięśniona, widać Keer sporo się ruszał, ale Blackburnowi nie spodobały się te liczne blizny. Sam miał ich sporo i nigdy nie zdecydował się na ich usunięcie traktując je jako pamiątkę, ale dziwnooki... Mógł wybrać. I traf chciał, że trafił na kogoś, kto mógł dać mu ten wybór.
Przeszedł za mężczyznę, wodząc wzrokiem po licznych krwiakach i zadrapaniach. Jego twarz na chwilę stała się poważna, skupiona. Studiował każdy centymetr ciała. Wyobrażał sobie co mogło zafundować rudowłosemu takie obrażenia. W pewnym momencie przejechał palcami jednej dłoni po ogromnym siniaku zdobiącym jego plecy. Dotyk był znikomy, niczym muśnięcie skrzydeł motyla.
Tak właśnie wyglądał po ucieczce z laboratorium MORII. Tak powinien wyglądać, gdyby nie nadzwyczajna moc regeneracji zarówno swoich narządów jak i narządów każdej dotkniętej osoby. Czy jak zacznie przyjmować leki nadal będzie w stanie się leczyć? Czy zdoła ukryć ból i stan swojego ciała kiedy zdecyduje się na terapię? Był prawie pewien, że jest chory. Nie mogło być inaczej. To samo wykończyło jego rodziców, to samo wykończyło Kylie. Nie da się oszukać genów, nawet grzebiąca się w nich MORIA nie mogła zdziałać wiele poza delikatnymi modyfikacjami w kodzie. To, że bawili się w Boga nie znaczyło, że nim są.
Oderwał dłoń od jego pleców i przeszedł do jego boku.
- Jeśli chcesz, zajmę się tym. - powiedział cicho, uśmiechając się zagadkowo. Tak łatwo było ukryć stres za uśmiechem.
Kiedy dzieciak zgodził się na osłuchanie, Bane ujął stetoskop w dłonie i wolnymi ruchami założył go po czym delikatnie przystawił końcówkę do jego piersi.
Jego oczy rozszerzyły się w kącik ust drgnął nieznacznie. Wstrzymał oddech chcąc się skupić na... biciu dwóch serc. Usłyszał dwa serca! Nie było ku temu żadnych wątpliwości, jedno nie wytrzymałoby tak szaleńczego tempa. Nawet wystraszone zwierzęta nie są zdolne do przeżycia z tak szybko bijącym sercem. Te dwa... biły szybko i nieregularnie, rytm nachodził na siebie i mieszał się, ale musiały być to dwa narządy.
Szybko osłuchał płuca, ale nie usłyszał żadnych niepokojących szmerów. Jedynie bicie serc nie dawało mu spokoju.
Ponownie spojrzał mu w oczy. Uśmiech zniknął mu z ust. Skupił się na bursztynie i czerni, tak mocno ze sobą kontrastujących. Zobaczył w tych oczach strach i cierpienie, mimo, że dziecko nie potrafiło o tym powiedzieć na głos.
- Jesteś... taki jak ja... - powiedział cicho, tak cicho, że tylko zwierzęce uszy byłyby w stanie do dosłyszeć. Tylko jego uszy, uszy małego Kogitsunemaru.
Bane potrząsnął głową nieznacznie i wyprostował się, zabierając stetoskop. Odwrócił się i spojrzał na Lusiana. Przez chwilę mierzył go wzrokiem, nie odzywając się ani słowem.
Dopiero po chwili skierował wzrok na Keera i odchrząknął, chcąc jakoś przerwać ciszę.
- Proszę rozebrać małego. - poprosił, odkładając stetoskop - Chciałbym go obejrzeć. Jeśli będzie miał na ciele jakiekolwiek obrażenia, najpierw uleczę pana, by zobaczył jak to wygląda, potem jego. - wskazał na dziecko - Niestety nie jestem w stanie wykonać dokładniejszych badań bez... - zawahał się po czym ściszył głos, żeby nie wystraszyć gnojka - ... bez pobrania krwi. A dzisiaj nie jest to możliwe. Nie, gdy chłopiec trzęsie się jak osika. Poczekamy z tym do następnej wizyty, najpierw niech przekona się, że nikt nie chce go tutaj skrzywdzić.Yako - 25 Maj 2018, 22:28 Spojrzał Medykowi prosto w oczy po czym uśmiechnął się do niego łagodnie choć bardzo rozbrajająco i pochylił się do ucha bruneta - powiem Ci, że bardzo możliwe, że znam osobę, która jest za to odpowiedzialna, ale upewnię się dopiero, jak wrócę do Świata Ludzi - odsunął się od Bane'a jakby nic się nie stało. Chciał tylko dać mu znać, że doskonale sobie zdaje sprawę z tego, że Cosiek jest najprawdopodobniej Cyrkowcem, oraz wiedział, co się z tym wiąże. Ale nie miał zamiaru się tym stresować, a przynajmniej nie chciał tego pokazywać przy Lekarzu. To nie była jego sprawa, ale nie mieli wyboru jak tutaj przyjść i sprawdzić czy młody jest w ogóle zdrowy. Mógł sobie tam gadać, że jest ale to akurat nic nie znaczyło.
Skierował swój wzrok na ukochanego, gdy Bane przyglądał się Cośkowi - schodzi ze mnie stres - powiedziała obojętnym głosem, kierując spojrzenie w stronę okna. Powiedział to tak, jakby to była oczywistość. Nie chciał tego roztrząsać. Był cały podenerwowany, bo zbliżał się czas rozmowy z Pardonem do tego chciał wiedzieć, co takiego pomyśli o nim Doktorek. Yako był cały podenerwowany od rana, a to wzrastało w nim coraz bardziej. Starał się to ukrywać ale Gaw na pewno wiedział jak w środku cały się gotuje. Choć i tak starał się hamować, żeby Cień tez się za bardzo nie denerwował.
Uważnie obserwował poczynania Chirurga. Za bardzo przyglądał się rudzielcowi. Widział, że Kogiś się denerwuje, ale obecnie jego uwagę bardziej zajmowało to, że Bane dokładnie oglądał sobie Dręczyciela, a na koniec chyba przejechał palcami po jego plecach. Lis poruszył nerwowo ogonem, mrużąc lekko oczy. W ostatniej chwili ugryzł się w język, żeby nic nie powiedzieć czy nawet na niego nie warknąć. Nie mógł przecież pokazać przy medyku, że łączy ich coś więcej niż męska przyjaźń.
Uniósł jedną brew, gdy Doktorek wspomniał o badaniu krwi. No cóż. Będą znów musieli się tutaj pokazać. Nie za bardzo mu się to podobało ale cóż. Jak mus to mus. Może tym razem przyjdzie tutaj Luci? Kto wie. Choć w tym przypadku nie byłoby to zbyt rozsądne, patrząc na to, że Yako będzie jeszcze jakiś czas kulał i to we wszystkich postaciach.
Nie wiedział ile jeszcze będzie to trwało, ale sięgnął po swój plecak i wyciągnął z niego teczkę, w której znajdowała się jego dokumentacja do ubezpieczenia oraz liczne zdjęcia obrażeń. Zarówno rentgeny połamanych kości jak i ran i poparzeń, spowodowanych wybuchem oraz twardym lądowaniem na jego własnym samochodzie.
By się czymś zając, zaczął przeglądać dokumenty, udając znudzenie, ale tak naprawdę chciał po prostu odwrócić swoją uwagę od wszystkiego co się wokół niego działo.Anomander - 25 Maj 2018, 22:34 GABINET ZABIEGOWY NR. 2
Anoamnder wszedł do gabinetu zamykając za sobą drzwi. Wonny jegomość nie był specjalnie ciężki, ale za to śmierdział za dwóch. Chwała za to, że Julia wcześniej przygotowała gabinety bo i tu na kozetce leżał jednorazowy podkład higieniczny. Odpadała zatem konieczność brudzenia wymiocinami większej ilości wyposażenia pokoju niż było to konieczne.
Skrzydlaty najpierw posadził, następnie uniósł wezgłowie i położył zarzyganego jegomościa na leżance lekarskiej.
Podszedł do biurka i wyjął nową kartę oraz pióro.
- Proszę o podanie imienia, nazwiska oraz daty urodzenia – powiedział Anomander, który musiał wypełnić kartę pacjenta - Proszę powiedzieć, co się stało ?
Zapytał Anomander podchodząc do szafki medycznej i przygotowując stetoskop oraz inne utensylia do badania. Chory wyglądał jak z krzyża zdjęty, zatem być może konieczne będzie podanie kroplówki i pozostawienie go na obserwacji w Klinice na jeden lub dwa dni. Czas pokaże.
Przez chwilę oceniał ruchy pacjenta i zastanawiał się czy ten będzie w stanie się samodzielnie rozebrać. Jeśli pacjent miał dość sił skrzydlaty poprosi go o zdjęcie ubrań z górnej połowy ciała. Jeśli pacjent nie będzie miał dość siły skrzydlaty oznajmi co zamierza zrobić i za przyzwoleniem pacjenta rozepnie mu koszulę.
Następnie przystąpi do wykonywania podstawowych badań.Gawain Keer - 26 Maj 2018, 19:56 - Emm... - niezbyt mądrze bąknął Cień. Dzieci były dla niego skomplikowanie proste. Albo coś było, albo nie. Sprzeczności przyjmowały z trudnością. - Zobaczysz, gdy kiedyś puszczę ci film, w którym grał Lusian, dobra? - poddał się zupełnie. Zamiast ględzić, pokaże mu te dziwy na płaskim ekranie telewizora.
Rudzielec kiwnął głową. - Dokładnie tak. Pan doktor ciężko pracuje, więc należą mu się pieniądze. - dodał posyłając Bane'owi blady uśmiech wdzięczności. Cały ich zespół wypadł śpiewająco. Gdyby nie ich wysiłki Yako albo byłby martwy, albo przykuty do wózka.
Opowieść Cośka nastręczyła Keerowi trudności. Nie potrafił pojąć całości, dopóki nie zaczął myśleć bardziej jak zwierzę. Bodźcami, a nie słowami. Najprostszymi skojarzeniami, bo choć dziecko nie używało wielu słów, to otrzymał słodko-gorzki obraz życia. - Więc zalało twój las i potem ktoś cię zabrał? - próbował skupić uwagę Kogitsunemaru konkretnie na oczywistym porwaniu. - Co było potem? - ciągnął go za język. Nawet cieszył fakt, że malec zaczął się otwierać. Mówił o rzeczach strasznych i bez wątpienia traumatycznych bez wahania, użalania się nad sobą i ronienia łez. Tylko nadal nie pozwalało Gawainowi się uspokoić. On cały czas mówił o życiu lisa. A co z dzieckiem? Skąd to ciało? Czyja jest ta twarz? Te malutkie rączki? Jedno z serc zamkniętych w drobnej piersi dziecka?
Gdy Blackburn wspomniał o jedynym przepisie na stworzenie magicznego dziecka, Gawain tylko uniósł brwi i skwasił usta w grymasie wyrażającym powątpiewanie i zupełny brak zaskoczenia. Nawet idiota domyśliłby się, że chodzi o MORIĘ, bo o cóż by innego. Wolałby jednak, by lekarz się zamknął, zanim dzieciak zacznie zadawać pytania.
- A nie mówiłem, że nic ci nie grozi? - krótko i nerwowo zaśmiał się za Blackburnem, zanim jeszcze zajął miejsce obok Cośka.
Czuł na sobie wzrok zebranych. Zwłaszcza bruneta. Wiedział jak wyglądał. Blady jak śmierć, poharatany i posiniaczony jak kundel do bicia trzymany w ciemnicy, gdyby nie fakt, że był zadbany i dobrze odżywiony. Oddychał spokojnie i starał się nie wiercić na kozetce, gdy Blackburn oglądał go sobie jak zwierzę w zoo. Dopiero delikatny dotyk na zieleniejących siniakach zjeżył każdy włos na jego ciele, gdy przebiegł przez nie niemiły dreszcz. Niezręczna chwila przeciągała się w nieskończoność. Cień zerknął na Yako chcąc wyczytać z jego mimiki, co do jasnej cholery robi z nim Bane. Dojrzał jego złość. Nie potrafił ukrywać jej tak dobrze, gdy wszystko go bolało, a stres i zmęczenie dawały o sobie znać. Dręczyciel uśmiechnął się rozbawiony. Że też był zazdrosny właśnie o niego i to u lekarza!
Keer jednak szybko się opanował, gdy brunet zaproponował mu leczenie. Zerknął na niego, a potem na na siebie, obracając ramiona, kręcąc się na boki. - Plecy tylko wyglądają źle. Szkoda na nie pańskich sił. Chciałbym pozbyć się jedynie zadrapań i otarć. Choćby, żeby pokazać małemu. - mówił patrząc na obtarte łokcie, którymi przywalił w ścianę i na podrapane przez Kogitsunemaru ręce. Ugryzienie i małe rozcięcia na plecach chciał zostawić. Na pamiątkę. - Za to blizny... nie wiem, czy nie są zbyt świeże na takie zabiegi. Nie znam się na tym. - mruknął, trzymając dłoń na niedawno postrzelonym ramieniu. Były nauczką. Widocznym śladem porażki, której wstydził się przed samym sobą. Chętnie pozbyłby się blizn postrzałowych, ale miał świadomość, że w tempie w jakim kolejne dołączały do kolekcji musiałby odwiedzać Klinikę co miesiąc lub dwa.
W rosnącym zamyśleniu obserwował Bane'a. Jego zaskoczenie, gdy końcówka stetoskopu dotknęła piersi dziecka. Keer zmarszczył brwi. Doktorka coś gryzło. Mamrotał pod nosem, kręcił się patrząc na zebranych, jakby szukał pomocy lub zrozumienia. A może to szok? W końcu słodki Kogiś był laboratoryjnym wytworem.
Rudzielec parsknął krótko. - Ten urwis ma pełno stłuczeń. Teraz patrz uważnie. Pan Blackburn będzie leczył cię tak samo.- zwrócił się najpierw do lekarza, by następnie poinstruować Małego Lisa. Na badanie krwi kilkakrotnie pokiwał głową niezbyt zadowolony z faktu, że będą musieli się tu fatygować po raz kolejny, po czym pozwolił się pokazowo podleczyć.
Gdy już Cosiek się napatrzył, Cień rozpiął mu szelki i zdjął z niego za duży golf. Wycelował niego palcem. - Potem ubierzesz się znowu, jasne? - spojrzał na Kogitsune poważnie. - Bielizny nie ma. Próbujemy go przyzwyczaić do jakichkolwiek ubrań, więc proszę o zrozumienie. - dodał wypranym z emocji głosem, spoglądając w niebieskie oczy Bane'a. Był cholernie wykończony stałym tłumaczeniem się wszystkim wokoło. Tęskno mu było do milczących książek i szklanki bursztynowego trunku. - Spodenki też ściągamy. - powiedział jeszcze do Cośka i uniósł nieco chłopca, by pozbawić go reszty odzienia. Złożył jego ubrania i wlepił wzrok w podłogę u swych stóp. Już dość naoglądał się fujarki Małego Lisa, gdy ten się kąpał lub próbował mu zwiać. Yako przeglądał papiery, więc Cień wodził wzrokiem po szwach na swoich butach i szafach z oprzyrządowaniem. Jednak cały czas trzymał Cośka za rękę. Jeszcze by się wyrwał i zaczął rzucać się na drzwi zabiegówki nagi i spanikowany.Kris - 26 Maj 2018, 20:58 GABINET ZABIEGOWY NR. 2
Wystrój pomieszczenia się zmienił, prawdopodobnie z poczekalni zabrał go ktoś z tutejszego personelu, wszak każda inna istota wręcz brzydziła by się go dotknąć. Gdy już leżał na kozetce, na pewien czas odzyskał trochę sił do zawieszenia się w rzeczywistości nim odleci w świat omdleń i głupiego jasia, lecz z każdą godziną jego stan fizyczny lekko się poprawiał. Miał dużo szczęścia, że w ogóle był w stanie dotrzeć do tego miejsca. Słysząc pytania chciał zamknąć się w sobie i zwinąć się w kulkę, co prawda, głos był spokojny, niezbyt głośny, a mimo to trochę go irytował z niewiadomego powodu.
—Christopher Chandler, urodzony jakieś dwadzieścia kilka lat temu, nie pamiętam dokładnej daty, panie doktorze — przerwał na chwilę, kaszlnął kilka razy. Całkiem zadowolony, że treści pokarmowe już nie drażniły jego gardła. —Mój nałóg mnie wykończy kiedyś, po prostu uwielbiam słodycze. Przejadłem się, któryś raz z rzędu, jeszcze zapiłem to winem — na wspomnienie trunku energicznie potrząsnął głową, próbując wyrzucić kolejny obraz z pamięci jak bardzo się stoczył. — Chyba potrzebuję terapii, albo czegoś, bo chyba kiedyś umrę na słodkie, ależ to wtedy byłaby ironia losu, co? — zaśmiał się ni to wesoło, ni to smutno, śmiech, ale taki bez wyrazu. Kozetka była całkiem wygodna i Kris postanowił zrobić sobie krótką drzemkę na niej, przymknął oczy i próbował usnąć.Anomander - 28 Maj 2018, 03:05 GABINET ZABIEGOWY NR. 2
Anomander wpisał imię i nazwisko Chrisa do karty. Wpisując wiek zawahał się przez chwilę, ale w końcu to była Kraina Luster. Tu mało kogo obchodził wiek. Wpisał liczbę podaną przez pacjenta stawiając obok niej znak „w przybliżeniu”.
Faktycznie, wyniki podstawowych badań niczym nie zaskakiwały. Wszystko było w normie. Powinien zasadniczo przebadać jeszcze krew pod kątem glukozy, ale teraz nie miało to sensu. Pacjent nie tylko nafutrował się słodyczy aż do porzygu, ale też był opętańcem z rodzaju tych cukierkolubnych dziwadeł, które w teorii mogą jeść wyłącznie słodycze. W praktyce już nie do końca. Badania krwi postanowił przeprowadzić jutro, ale nie zdziwiłby się specjalnie gdyby w żyłach Pacjenta zamiast krwi płynął syrop glukozowo-fruktozowy.
- Zostanie pan na obserwacji i pod kroplówką przynajmniej do jutra. Jutro też przeprowadzimy badania krwi pod kątem glukozy. – powiedział skrzydlaty - To co Pan robi jest nieodpowiedzialne. Słyszał Pan o hiperglikemii?
Ale pacjent chyba nie słyszał bo wydawało się, że odpłynął do krainy sennych marzeń.
Anomander wyjął z szafki spirytus, gaziki i wenflon,
- Uwaga, może zaboleć – powiedział pro forma, po czym odkaziwszy miejsce wkłucia na dłoni założył pacjentowi „port” do podania kroplówki.
Podszedł do szafki i wyjąwszy z niej woreczek z płynem podpiął go do kaniuli i powiesił na „wieszaku”.
Pacjent musiał zostać na obserwacji.
Zadzwonił dzwonkiem i poczekał aż do gabinetu wejdą marionetki stanowiące personel pomocniczy.
- Proszę zabrać pacjenta najpierw do umywalni, a następnie, po wydaniu piżamy położyć w pokoju numer 2 – powiedział kończąc wypisywać kartę - Proszę przekazać Julii by zadbała o to, by pacjentowi na czas wymienić kroplówkę.
Powiedziawszy to patrzył jak wyprowadzają łóżko z Pacjentem.
KRIS Z/TCosiek - 29 Maj 2018, 08:48 - Film? - Chłopiec był ciekawy co to takiego. Gawain mówił, że puści jednego, ale nie gdzie je trzyma. Cosiek nigdzie nie widział klatek z nieznanymi mu zwierzątkami, ale możliwe, że nie zwiedził jeszcze całego domu Dużego Lisa. A może chodziło o kolorowe ptaszki? Lusian namęczył się, żeby je grać i dlatego nie wolno ich było jeść?
Lisek skinął głową.- Potem Cosiek wyjść w pokój w kafelki. Dużo światło i duże ręce. Dwunożny oglądać Cosiek, a potem Cosiek spać. Cosiek ma dwa nogi i nie ma sierść. Cosiek nie mógł wyjść. Dużo dni nie mógł. Dwunożny dać jedzenie i zastrzyki. Cosiek zdrowy, nie chce zastrzyki! Cosiek się uczyć i otworzyć drzwi. Znależć dobre miejsce. Ciepło, miękko, dużo jedzenie. Potem Gawain wie. - Widać było, że dużo go kosztowała ta opowieść. Nie ze względu na traumatyczne wydarzenia, ale kłopoty w wysłowieniu się. Znał za mało słów, by dokładnie opisać co mu się przytrafiło. Zresztą sam nie do końca rozumiał co się stało, w jednej chwili był lisem, a w następnej uczył się chodzić na dwóch nogach. - Cosiek nie chce pokój w kafelki! - Znów spróbował pociągnąć Cienia do wyjścia.
- Cosiek nie szkielet? - Zapytał macając swoje przedramię. - Cosiek twarde w środek. - Zmarszczył czółko, bo nie pasowała mu ta logika. Musiał mieć w środku kości! Wpadł na jeszcze jeden pomysł - Cosiek nie umrzeć?
Siedział w miarę spokojnie patrząc z ciekawością jak lekarz ogląda Gawaina. Cień nie odepchnął ręki, która go dotknęła. A Cośkowi nie dał się przytulić! Wcześniejsze zachowanie Yako nie dziwiło chłopca tak bardzo, on dawał się dotykać. Może Pan Doktor też należał do stada? I to o wiele dłużej niż Cosiek? To nie miało sensu, przecież nie mieszkałby wtedy osobno i nie musieliby mu dawać tych zagadkowych pieniędzy, ale lepszego wytłumaczenia nie miał.
Trochę zdziwiła go reakcja mężczyzny na dźwięk jego serc. Co prawda on też nie spotkał się jeszcze ze zwierzęciem, które miałoby aż dwa takie organy, ale zawsze była możliwość, że trafiał tylko na chore osobniki. Przecież niektóre narządy normalnie występowały podwójnie. - Pan Doktor jak Cosiek? Też lis? - Powiedział niezbyt głośno. Nie żeby starał się mówić szeptem, ale ściśnięte ze strachu gardło nie mogło się zdobyć na więcej.
Lekarz powiedział jeszcze dużo słów, ale chłopiec nie próbował ich zrozumieć. Nie były skierowane do niego, więc chyba nie ma się czym przejmować.
Widok ran znikających od dotyku ran zafascynował go tak bardzo, że na chwilę zapomniał o strachu. Puścił kozetkę i nachylił się, żeby lepiej widzieć te dziwy. Gdyby tylko jego rany też chciały się tak zachowywać! Po większości nie został już nawet ślad bo goiły się ładnie i szybko, ale chłopiec nadal pamiętał nieznośny ból i swędzenie.
O swojej sytuacji przypomniał sobie dopiero, kiedy Gawain zaczął go rozbierać. Nie oponował, ale znowu zaczął się trząść. Słowa Cienia rozwiały wątłą nadzieję na to, że nie będzie się musiał znów ubierać. Skinął tylko słabo głową niechętnie zgadzając się na ponowne założenie potem wszystkiego. Zrobiło mu się nieco chłodno, ubrania jednak trochę grzały. Zamachał ogonami chcąc się nimi otulić, ale powstrzymał się od tego. Nie miał ochoty się z nikim szarpać, a Pan Doktor chyba chciał go obejrzeć. Im spokojniejszy będzie, tym szybciej będzie po wszystkim.
Na ciele chłopca nie było śladów po operacjach, które przeszedł. Porywacz musiał się nie lada natrudzić, by nie pozostały żadne widoczne blizny. Siniaki i zadrapania to zupełnie inna historia. Było ich pełno, ale większość drobnych. Najbardziej rzucały się w oczy obity bark i zdarte kolana oraz guz na czole, do tej pory zasłonięty przez rude włosy. Nic nietypowego dla ruchliwego dziecka w tym wieku.Bane - 29 Maj 2018, 21:39 Bane nagle stał się milczący. Powiedział co miał powiedzieć i teraz skupił się na Pacjentach. Pozwalało mu to zapomnieć o sobie i jego własnych problemach. W głębi duszy wcale nie był aż takim egoistą i dupkiem, martwił go stan innych na tyle, na ile mógł on martwić Lekarza. Nie przywiązywał się co prawda do Pacjentów bo tego nauczyło go kilkuletnie doświadczenie, ale kiedy chciał, starał się jak mógł. Kiedyś chodziło głównie o pieniądze, teraz o zagłuszenie natrętnych myśli.
Miał gdzieś czy Lusianowi czy samemu Gawainowi podoba się jego dotyk. Robił swoje, zamyślony. Przynajmniej nikt nie mógł zarzucić mu olewactwo.
Mały był zagadką. Bał się, ale jeśli przyjąć, że faktycznie był tworem MORII, miał do tego całkowite prawo. Cholera wie co z nim robili. Z jego opowieści wynikało, że kiedyś był... zwierzęciem. Mówił nieskładnie, ale w grubsza dało się to złożyć w całość. Jak nauczyli go mówić? Tego zapewne nigdy się nie dowie, ale jeśli tym sukinsynom udało się zmienić zwierzę w człowieka... Byli jeszcze groźniejsi i jeszcze bardziej popierdoleni niż Bane zakładał.
Zimny pot sperlił się na jego karku i plecach, Medyk musiał na chwilę odsunąć się i pod pretekstem przygotowania do leczenia, zetrzeć toksyczną wydzielinę z szyi. Gdyby jakimś cudem dotknęła dzieciaka, zacząłby panikować czując pieczenie. Wiele by się nie stało, ale Bane nie chciał użerać się ze smarkaczem. Chciał go przebadać i tyle.
- Można tak powiedzieć. - powiedział z powagą, odpowiadając na pytanie dziecka o lisa. Nie kłamał, odkąd miał Animicusa, mógł przyjąć każdą zwierzęcą postać. Nie miał zamiaru demonstrować, ale nie będzie kłamał. Przynajmniej nie teraz i nie w tej sprawie.
Na słowa Keera o kolejności leczenia skinął głową, chociaż nie podobało mu się to, że rudzielec próbował wydawać polecenia. Może to stres, ale zapominał kto ma tutaj władzę.
Mimo wszystko Blackburn zagryzł zęby i nie wypowiedział stosownego komentarza. Lusian miał dziwną minę, nie wyglądał na zadowolonego, dlatego brunet odpuścił sobie złośliwości.
Faktycznie najpierw zajął się starszym Pacjentem. Bez ostrzeżenia chwycił go za nadgarstek i lekko zmrużył oczy. Światło w postaci białych wzorów na jego skórze, niczym żywe, wijące się pnącza, wpełzło na jego szyję i wspięło się aż do podbródka.
Keer mógł poczuć delikatne ciepło w miejscach gdzie widniały jakiekolwiek zmiany. We wszystkich miejscach, bo Bane nie ograniczał się tylko do zadrapań czy pojedynczych siniaków. To nie koncert życzeń, Pacjent ma być doprowadzony do ładu w stu procentach. Jeśli nie chciał usuwania blizn, niech przynajmniej nie marudzi przy leczeniu pozostałych obrażeń.
Leczenie nie trwało długo ale na tyle, by mały mógł się napatrzeć. Cyrkowiec kątem oka obserwował gnojka i jego reakcję. Powinien zrozumieć, że skoro Gawain się nie rzuca ani nie ucieka, nie cierpi.
Po wszystkim znaki zniknęły i Medyk sapnął cicho. Było nie było, leczenie jak każda moc, wyczerpywało energię mężczyzny.
Nadeszła kolej małego. Bane odczekał aż rudy rozbierze dziecko po czym podszedł by obejrzeć je sobie dokładnie. Tylko w niektórych przypadkach dotykał ranek, ale robił to bardzo powoli i delikatnie by nie przestraszyć chłopca. Brwi miał zmarszczone, był skupiony na pracy. Nie odzywał się, nie patrzył na zgromadzonych, tylko na rany.
Odrobinę zaczęła go boleć głowa, w końcu użył mocy dwa razy z małymi odstępami. Nie mówił nikomu o swoich limitach, bo nikogo one nie obchodziły. Tylko Anomander i Julia, czyli pracujący tu Personel, wiedzieli kiedy Bane miał prawo czuć się zwyczajnie zmęczony. Przy Pacjentach trzeba jednak zachować pozory i wykonać pracę dobrze i do samego końca, bez gadania.
W końcu zakończył oglądanie i uśmiechnął się do niego przyjaźnie.
- Nie jest tak źle. Za chwilę, kiedy cię dotknę, poczujesz ciepło w miejscach które masz uszkodzone, ale nie bój się. To dobre ciepło, kojące. Wyleczy twoje rany. - powiedział łagodnie, chociaż tan naprawdę był zestresowany jak cholera.
Jak ma uleczyć dzieciaka który ma dwa serca? Gdy używał mocy, skupiał się na znanej mu anatomii przez co tak dobrze przebiegało leczenie. Ale jak wyglądało wnętrze tego podrostka? Czy coś jeszcze było mu dodane?
Odegnał wątpliwości i skupił się na tkankach które znał. Przecież nie musi ingerować w szkielet czy mięśnie, to tylko zwykłe otarcia i siniaki. Do tego wystarczy podstawowa wiedza.
Ponownie jego wzory rozbłysły bielą, ale tym razem wpełzły wyżej kiedy położył na ramieniu chłopca swoją dłoń. Zmarszczył brwi czując jak moc wysysa z niego energię, niczym wampir krew ze swej bezbronnej ofiary.
Wzory wpełzły z wolna na jego policzki, jarząc się białym, przyjemnym dla oka światłem. Cyrkowiec zmrużył jedno oko, prawie je do końca zamykając. Jeszcze chwila, malutka chwileczka i dziecko będzie jak nowe. Jeszcze moment...
Gdy poczuł zawroty głowy wiedział, że to jego limit. Mimo wszystko postarał się o jeszcze kilka sekund leczenia, nie chciał kończyć w połowie. Maluch może i miał jedynie kilka niegroźnych otarć, ale fajnie by było, jakby wyszedł wyleczony. Chodzi też o dobrą renomę Kliniki i jego, jako Lekarza o specjalnych zdolnościach.
Koniec. Czuł to. Już więcej nie dał rady, na raz. Znowu przyszarżował, za dużo wziął na barki. Kto by pomyślał, że ten egocentryczny kutas jest skory do takich poświęceń?
Zabrał rękę a wtedy wzory momentalnie się cofnęły. Zmarszczył brwi i wykrzywił twarz, ale odwrócił się od dziecka i podszedł do okna. Czy zauważyli, że lekko się zataczał? Oby nie. Nie chciał odpowiadać na niewygodne pytania.
Oparł się o parapet i zamknął oczy. Odetchnął cicho, dał sobie chwilę na powrót do normalności. Przed oczami miał plamy światła, jak tuż przed omdleniem. Na szczęście nie kotłowało mu się w żołądku, bo jeszcze tego brakowało by się porzygał.
Po chwili uniósł głowę i odwrócił się do Pacjentów. Zbladł widocznie, pojawiły się też delikatne cienie pod oczami. Każda moc ma swoją cenę i nie opuszcza stawki, nie robi nigdy wyjątków.
- Gotowe. Dziękuję panom za cierpliwość. - powiedział dość formalnie i posłał im blady uśmiech, był naprawdę zmęczony i miał wrażenie, że jego własna głowa zaraz eksploduje od bólu - Poproszę dokumenty. - dodał, wyciągając dłoń ku Lusianowi.
Nie ruszył się spod parapetu. Trzymał się go kurczowo, opierając się o niego zadem. Niestety papiery musiał mu podać któryś z mężczyzn. Trudno.Yako - 29 Maj 2018, 22:47 Słuchał uważnie opowieści dzieciaka. Ktoś go porwał i następnie trzymał w jakimś okafelkowanym pomieszczeniu. W laboratorium? - Kogiś? A był tam ktoś jeszcze czy tylko Ty i ten dwunożny?- zapytał powoli, tak by dzieciak na pewno zrozumiał i by doszło do niego też to, że nie tylko Gawain go słucha - jak wyglądał ten dwunożny? Jaki kolor miały jego włosy i oczy? - gdy pytał, wskazywał o co mu chodzi. Wziął w palce swoje włosy oraz pokazał na oczy, by młody na pewno ogarnął i odpowiedział na to co chciał Demon, a nie jakieś nie stworzone historie.
Spojrzał uważnie na doktorka, gdy ten wspomniał o tym, że można powiedzieć, że jest lisem. Ale jak? Był zwykłym człowiekiem. Teraz pewnie był Cyrkowcem, ale jakim? Nie widział, żeby miał jakieś zwierzęce dodatki czy cokolwiek. Nie pachniał też zwierzętami, raczej czymś toksycznym. Ale wolał na razie o to nie pytać. Może kiedyś przy kuflu, albo pamiętając Bane'a sprzed lat to chyba raczej przy wielu kielichach czegoś mocniejszego.
Obserwował dokładnie oba procesy leczenia. Nic nie powiedział na to, że Bane wyleczył u Gawa wszystkie obrażenia, a nie tylko to, które rudzielec chciał by zostały wyleczone. Chirurg był bardzo znany ze swojej dokładności w pracy. Może i nie zawsze był w pełni trzeźwy, ale nigdy nie zrobił nic co by nie było perfekcyjne. W końcu za coś musiał mieć tytuł najlepszego chirurga plastycznego. Raczej nie wzięło się to znikąd.
Zmarszczył brwi, gdy Bane idąc do okna, zatoczył się lekko. Nic poważnego i Yako domyślał się czym jest to spowodowane. Czuł, że Doktorkowi brakuje energii. Co on nie jadł? Wątpił by miał tak słabą kondycję, jeśli chodzi o używanie mocy. W końcu po operacjach z tego co słyszał o tym miejscu, pacjenci wychodzili ja nowo narodzeni. Może i pomagała mu Julia, ale to nie znaczyło, że powinien padać po czymś takim. Ale może po prostu miał zły dzień, albo Demon nie do końca ogarniał jak to wszystko działa. W końcu sam nie miał takich mocy i mógł się ładować kiedy tylko chciał. Nie potrzebował snu, ani fizycznego odpoczynku, póki był w pełni sprawny. Wiadomo, że po wypadkach było z tym różnie, no ale też nie da się przewidzieć wszystkiego.
Zamknął teczkę i podszedł do lekarza - nie musiałeś się tak spieszyć - szepnął do niego, tak by nikt inny nie usłyszał. Podał mu dokumenty i odsunął się lekko, żeby Cyrkowiec miał czym oddychać - nie potrzebuję czegoś identycznego, po prostu dane, by móc to jakoś przerobić w Świecie Ludzi. Blizny jakoś wyjaśnię, ale nie to, że nagle nie potrafię normalnie chodzić- wzruszył ramionami. Miał nadzieję, że Bane zrozumie i po części był ciekawy jego reakcji na to, co znajdowało się w teczce Aktora.Gawain Keer - 1 Czerwiec 2018, 18:53 - Zobaczysz później, dobrze? - próbował porzucić temat filmu jak najszybciej. Grzdyl nie wiedział nawet co to zdjęcie, a co dopiero setki obrazów puszczanych jeden po drugim tak, by stworzyć iluzję ruchu. Cierń nie ogarniał, więc jakim cudem ptasi móżdżek miałby pojąć tak skomplikowaną rzecz?
Choć opowieść Kogitsune była z serii "Kali jeść, Kali spać" wystarczyła by potwierdzić przypuszczenia Cienia. A więc faktycznie go porwano. Zwierzę, bo bezimienne, zadeptane przez lisią jaźń dziecko bezpowrotnie umarło. Gawain wątpił w istnienie jakichkolwiek okruchów wspomnień chłopca, którym humanoidalne ciało niegdyś było. - Przestań! W kuchni też masz kafelki, ale jest tam też jedzenie, prawda? I nie ma zastrzyków. - syknął do dziecka przyciągając go do siebie. Chciał zbagatelizować sprawę kafelek, bo tych wszędzie było pełno. Potem nie wejdzie do toalety, bo tam też są. Tylko dziecka z kafelkofobią mu brakowało.
Yako również się przyłączył. Ciekawe, czy opis będzie zgadzał się z Pardonem. Oby tylko nie natrafili na typową dla dzieci barierę, która zwykle objawiała się powtarzaniem tego samego w kółko lub narzekaniem na zmęczenie tudzież nudę.
- Masz szkielet, ale nie umrzesz dzisiaj. - Keer zaśmiał się serdecznie. Bawiło go podejście Cośka, nawet jeśli malca to nie rozśmieszało.
Uśmiech spełzł z jego twarzy, gdy Bane złapał go za nadgarstek. Przyszedł czas na pokaz. Puścił oczko Cośkowi, zanim sam zmrużył powieki, gdy światło zaczęło go drażnić. Początkowo nie protestował, lecz czując ciepło nie tylko na zadrapaniach i świeżych otarciach, wypełnił go gniew. Teraz wbijał spojrzenie swoich dziwnych oczu w Blackburna, jakby miał zamiar rzucić się na lekarza i go zagryźć. Co za impertynencki dupek! - Co pan...?! To jego miał pan leczyć, nie mnie! - uniósł się, jednak nie wyrywał dłoni z uścisku bruneta. Po prostu warczał mu prosto w twarz, siedząc nieruchomo na kozetce, by nie straszyć Cośka. Miał nadzieję, że przestanie, ale jeden rzut oka na dłoń pozwolił mu stwierdzić, że jest już za późno. Po ugryzieniu Yako nie został żaden ślad. Plecy zapewne też były bez skazy. Twarz na sekundę wykrzywiła się w bólu. To były jego pamiątki, jego wspomnienia, którymi nie dano mu się nacieszyć. Cień zamknął na chwilę oczy i z drżeniem wypuścił powietrze, pozwalając mięśniom mimicznym rozluźnić się i wygładzić zmarszczki. - Może jest pan lekarzem, ale to moje ciało i to do mnie należała ta decyzja... - powiedział cicho i chrapliwie, po czym mocno wyszarpnął rękę z uścisku Bane'a, by szybko sięgnąć po swoje ubrania. Nie zaszczycił go spojrzeniem. Między innymi dlatego, że widząc jego gębę przez choćby sekundę dłużej przypierdoliłby mu w te równe ząbki, by sprawdzić jaki wydadzą dźwięk.
Ubrał się i założył Blaszkę oraz medalion blado uśmiechając się do dziecka, lecz gdy obrócił się w kierunku Yako na jego twarzy można było dostrzec czystą furię i żądzę mordu, jakiej Gawain nie okazał nawet tuż przed pożarem własnego mieszkania. Zaciskał dłonie tak mocno, że skóra na knykciach mogłaby pęknąć. Zresztą Lis mógł to poczuć. Zalewający, zaślepiający żar, który zmiatał wszystko prócz poczucia krzywdy i niesprawiedliwości. Keer przez chwilę zbierał się do kupy i starał opanować. Bijatyka w Klinice była jednym z najgorszych planów na spędzenie wolnego dnia i musieli tu kiedyś wrócić. I wróci, ale na pewno odmówi pójścia do Blackburna. Brunet stracił w jego oczach. Zaufanie jakim powinien się cieszyć było mrzonką. Po stokroć wolał teraz podejrzanego Opętańca lub skrzydlatą młódkę, która nie zważała na ewidencję wydawanych leków. Renard uszanowała jego prośbę. On zaś wpierdolił uwalone buciory prosto na stół. Taki był subtelny.
- Chodź Kogitsune. - przyklęknął przy dziecku i zaczął go ubierać. - Mówiłem, że nie ma się czego bać. - silił się na spokojny i miły ton, ale zaciśnięte gardło nie pozwalało mu w pełni panować nad głosem. Przy okazji oglądał dziecko dokładnie. Przynajmniej był zdrów. Ani jednego guza czy siniaka. Yako chodził. Tylko czemu jemu też się przy tym oberwało? Wziął Cośka na ręce i zerknął na Bane'a, po czym ostentacyjnie prychnął, gdy lekarz dziękował za cierpliwość, którą do cna wyczerpał. Gnojek! Matka dupą go rodziła, skoro miał tak we łbie nasrane! Czy ktoś mu, kurna, kazał nadużywać mocy? I proszę! Blady i zdyszany dopadł okna jak tonący przebijający się ku powierzchni wody. Żałosna pokazówka.
- Chcesz jeszcze raz obejrzeć kościotrupa? - poprawił uchwyt i jeśli chłopczyk chciał, podszedł z nim do gablotki. Och.. ile by teraz dał, by to czyiś szkielet dołączył do tego samotnego, wciśniętego za szybę! Uśmiechnął się szyderczo do swych myśli. Wyobrażanie sobie jak wykańcza Bane'a na przeróżne sposoby o dziwo pozwoliło mu się nieco uspokoić. Jednak nie cieszyło. Ból straty pozostał.
Stał tak z malcem na rękach, nie wiedząc co robić. Trzeba mu jedynie milczeć w złości i pieczołowicie pielęgnować świeżo wykiełkowaną nienawiść, dopóki Yako nie dostanie swoich papierów. Najchętniej wyszedłby trzaskając drzwiami, lecz za nic w świecie nie porzuciłby ukochanego, któremu i tak było ciężko. Zaczął bujać się razem z Cośkiem. Chciał uspokoić miniFrankensteina i siebie samego. - Pokażę ci potem jak zrobić coś podobnego do filmu. Chcesz? - zaproponował dziecku.Cosiek - 2 Czerwiec 2018, 16:41 - Dobrze. - Dość niechętnie zgodził się chłopczyk. Bardzo go interesowało jak wyglądają owe filmy. Gdzie się je trzyma i czym karmi. I czy są smaczne.
Spojrzał na Dużego Lisa ze zdziwieniem. Nie spodziewał się, że ktoś jeszcze słucha jego historii i uważa ją za interesującą. Nie musiał się za długo zastanawiać nad odpowiedzią, bo obraz porywacza mocno wyrył mu się w pamięci. - Dwunożny, jeden. Duży, Cosiek mały. Dwa ręka, dwa noga. Duże ręka silna. Dwa oczy. Jeden oczy niebieski - wskazał odpowiednie oko na swojej twarzy. - Dwa oczy brązowy. - Powtórzył identyczny gest jak wcześniej tylko dla drugiego oka. Musiał się skupić by przypomnieć sobie fryzurę, zazwyczaj skrytą pod dziwną czapką. - Włosy jak trawa kiedy ciepłe koniec i potem zima. - Nie wiedział jak nazywał się ten kolor, więc na wszelki wypadek dodał drugie porównanie - albo... eee... robić żółte woda w łazienka.
Odpowiedź Pana Doktora była nieco zbyt skomplikowana dla Cośka. W zasadzie malec nie wiedział czy była twierdząca czy negatywna, nie znał mężczyzny na tyle dobrze, by to określić. - Lis? - Upewnił się.
Przestraszył się, że lekarz spłonie, kiedy jego skóra poryła się świetlistymi wzorami, ale na szczęście nic takiego się nie stało. Na początku Gawain faktycznie siedział spokojnie jakby nic złego się nie działo, ale po chwili stał się strasznie zły. Warczał na czarnowłosego, ale nie wyrywał się z leczniczego uścisku. Niby wszystko było w porządku, bo Cień był zawsze i na wszystkich zły, ale grymas bólu na jego twarzy wywołał w chłopcu atak paniki. Lisek na chwilę znieruchomiał jakby zamienił się w kamień, ale tak naprawdę cały się spiął czekając na odpowiednią chwilę do ucieczki.
Teraz! Już był gotowy do skoku. Już prawie ruszył. Ale upragniona chwila właśnie minęła i Pan Doktor zaczął go oglądać. Zamknął oczy i zacisnął dłonie na krawędzi siedziska tak mocno, że szpony niemal przebiły pokrywające je obicie.
Nie zwrócił uwagi na słowa mężczyzny, dudnienie i szum w uszach niemal całkiem je zagłuszyły. Nie ruszał się i nie stawiał żadnego oporu, można było go przestawiać jak manekina. Po prostu siedział i czekał na koniec.
Oczekiwał nieprzyjemności, ale zamiast tego poczuł przyjemne ciepło. Ból znikał ze stłuczonych miejsc. Nawet nie wiedział, że był aż tak podrapany i posiniaczony, za dużo się ostatnio działo. Ulga była niesamowita i bardzo przyjemna, ale i tak nie otworzył oczu. Czekał na najgorszą część, tą która zdenerwowała Gawaina i sprawiła mu ból. Cierpienie jednak nie nadchodziło, a zabieg chyba się skończył, bo lekarz odszedł.
Rozluźnił palce dopiero przy ubieraniu. Początkowo chciał protestować, ale wyraz twarzy i ton głosu rudzielca sugerowały, że to nie najlepszy pomysł. Wsunął kończyny we właściwe dziury w materiale i pozwolił się przytulić. To chyba już koniec wizyty i chyba nikt nie będzie już chciał mu zrobić krzywdy. Co prawda nic okropnego się nie wydarzyło, ale strach zrobił swoje. - T-t-t-t-t-aak... - Wymamrotał z trudem powstrzymując łzy. Chciałby posłuchać więcej o budowie ciała, ale jego opiekun chyba nie był w nastroju. Łagodne bujanie uspokajało zaskakująco dobrze i mógł się skupić na kościach za szkłem. Wgapiał się w nie starając się zapamiętać wszystkie szczegóły i połączenia.
Słowa Cienia wytrąciły go ze skupienia. - Film, filmu różne? Co to filmu? Później już? - Zarzucił sobowtóra pytaniami.