Gawain Keer - 23 Kwiecień 2017, 22:50 Na paplaninę mocno wstawionego towarzysza zareagował uśmiechem, ale spojrzenie było zupełnie chłodne, beznamiętne. Nie lubił poruszać tematów związanych z pracą, zwłaszcza jeśli rozmówca nie był wtajemniczony. Gdyby nie nosił ze sobą broni, to mógłby jakoś zbyć Gopnika w prostych słowach "nie wiem, nie znam się". Tyle że się znał i każdy widział to na pierwszy rzut oka. Co innego, jak hasał sobie z sierpem i torbą po łączce ubrany jak ostatni wycieruch.
- Walczyć, a zabijać to dwie różne rzeczy. Możesz komuś sprać pysk i posłać go w diabły, ale będzie żył. A teraz pomyśl, że wiesz, że jak ty go nie zabijesz, to on pośle do piachu ciebie. Nawet jeśli nie chce. Może ma rodzinę, dzieci, dom... tak jak ty mógłbyś mieć. Tak jak ty, ma najlepszych kumpli, z którymi miło spędza dzionek. Marzy o przyszłości po wojnie, o powrocie do bezpiecznej codzienności. A ty mu to wszystko odbierasz oraz jego samego reszcie świata. Chwila i chłopa nie ma. To pytanie, które zadałeś... musisz odpowiedzieć sobie na nie sam - pociągnął temat w miarę bezpieczny i filozoficzny sposób. On sam raczej nie miewał takich rozterek. Po kilku latach rutyna wyparła nerwówkę i zastąpiła ją maniami i nawykami niezbędnymi, by nie zwariować. - Za to, o ile się orientuję, to Ruskie mają już wprawę w upijaniu towarzyszy i wyciąganiu informacji - wyszczerzył się do bruneta. Dalej pił swoją wodę, by się do reszty nie załatwić. - Naprawdę mi to przysoliło. Chętnie bym sobie jeszcze pokosztował, ale sam zapach skręca mi trzewia. Starczy - uniósł dłoń w obronnym geście z miną prawdziwego męczennika.
Słysząc opowieść przejechał dłonią po twarzy ze śmiechem na ustach. - Gościu! To było genialne! Wiesz, tyle się mówi, że doktorzy to takie zachowawcze środowisko, ale jakoś nie daję temu wiary. Przynajmniej mieliście wesoło, bo takie spotkania potrafią ciągnąć się w nieskończoność - prychnął z rozbawieniem, po czym przypomniał sobie jak Luci podarowała Bane'owi butelkę jego nalewki. Wyglądał wtedy jakby nie tylko chciał, ale potrzebował się upić. Pewnie pijał już lepsze alkohole, ale mówią, że liczy się gest. Skoro osiemsetletniemu demonowi smakowała, to może jemu też przypadnie do gustu.
- Nie ważne na czym, ważne się na tym znasz - powiedział chcąc pocieszyć Gopnika i wzruszył ramionami. Z zaskoczeniem obserwował przemianę serwetki z batona. Serio takiego prawdziwego. Do zjedzenia. - Ale on się potem z powrotem nie przemieni? Przynajmniej głód ci niestraszny, choć słodycze to nie moja broszka. Zdecydowanie obstaję przy napojach - odparł nieco zakłopotany. Co prawda skusiłby się na gorącą czekoladę, ale przyznałby się do tego dopiero po torturach. Woda czy sok, by zapobiec kacowi mordercy to jeszcze, ale gorąca czekolada? Do tego przy oglądaniu pornosów. Koń by się uśmiał.
- Heh, z pewnością. Wiesz, często zastanawiam się, o czym bym śnił, gdybym mógł i nawet jeśli widziałem już tyle snów, to nie potrafię sobie tego wyobrazić - dopił szklankę i klepnął się w uda i wstał z miejsca.
Zarzucił i zawiązał szlafrok, dając czas Ricie na zrobienie podobnej rzeczy. Co prawda musiał pomóc jej z gorsetem, ale ogólnie wyglądało na to, że tym razem wystarczą normalne środki. Poradzi sobie. Wziął ją na ręce i zszedł z nią na dół. Posadził ją na kanapie, nalał wody i podał szklankę. Była wykończona, ale zadowolona.
- Zmieńmy program - mruknął zachęcająco i na chybił trafił wybrał jakiś horror. Oboje lubili ten gatunek. Co prawda on wolał psycholi i zwyroli, a ona duchy i zamczyska, ale tym razem były zombie. I tak żadne z nich nie skupiało się zbytnio na tym, co działo się na ekranie. Potem nalał jej sake, by przestało ją tak wszystko boleć. Jasne, że mógł ją wykąpać i opatrzyć, ale nie był jej cholernym sługusem czy dobrym ojczulkiem. Trochę śmiała się z jego krótkich włosów. Że niby już nie wygląda jak tajemniczy goth czy steampunkowiec. Zresztą to i lepiej. Wcześniej stale truła mu o tym, by przekłuł sobie uszy i brew. Siedziała tak z podkulonymi nogami opierając się o niego i sączyła alkohol. Nie mówił jej, że już go nie zobaczy. Nie lubił pożegnań, a przy niej w ogóle nie widział takiej potrzeby. Szybciej o nim zapomni.
Czerepy walały się po podłodze szpitala, gdy dzielna drużyna przebijała się przez hordę uzbrojeni w maczety. Umazani czarnym glutem jakoś wybrnęli, ale jeden z nich został pożarty żywcem. Został z tyłu, ale i tak spowalniał grupę, bo już wcześniej oberwał. Mała strata.
Dopiero wtedy Gawain usłyszał jakieś szumy dochodzące z dołu. Spiął się cały i natychmiast pożałował, że zostawił broń na górze w szafie. Drugą myślą było, gdzie do cholery podział się Gopnik? Szybko przeprosił Ritę i ruszył na jego poszukiwania.Gopnik - 25 Kwiecień 2017, 21:51 Słowa Gawaina mocno poruszyły Gopnika i zmusiły go do głębokiej, pijackiej refleksji. To spowodowało o dziwo, że ten zamilkł, i to nawet na dłużej, niż na chwilę. Kapelut, zwykle rozgadany, beztroski i otwarty, teraz zamyślił się i wyłączył. Jego myśli błądziły tu i tam. Przypominał sobie swoje dawne życie, kiedy jeszcze nie był "Ruskiem". Ile razy ktoś mógł go zabić, ale pomyślał - kurde, przecież ten facet jest jeszcze młody, może chce założyć rodzinę? Nie wiedział, lecz był pewny tego, że kilku ludzi chciałoby zobaczyć jego pieniądze, których akurat wtedy nie miał, albo głowę. Gdyby nie trafił do Matuszki Rassiji, pewnie by już gryzł piach, łowcą nie był, za to zwierzyną - jak najbardziej. Teraz wolał już się nie zadłużać i mieć raczej przyjaciół, niż wrogów.
Na słowa Gawaina tylko nieobecnie kiwał głową. Z tego owego letargu wyrwało go pytanie o batona.
- A czy wódka ci się przemienia? Hah, a słodycze tak dobrze cię nie nakarmią. A ja mogę połączyć te dwie moce w jedno i zrobić na przykład ciukierki baryłki, wiesz, te z wódeczką. To się nazywa moc! Ha ha. - zaśmiał się, jednak teraz jego dobry humor był nieco wymuszony. Nadal odczuwał ciężar tych głębokich myśli.
Gopnik wsiadł do auta, jak mu się wydawało, po stronie kierowcy. Wsiadł, po czym chciał złapać za kierownicę... Której nie było. Spojrzał w prawo - kolejny szok, kierownica była na miejscu pasażera. Zdziwiony Gopnik przesiadł się, po czym włączył silnik. Cichy dźwięk rzędowej czwórki - serca Mazdy - rozległ się po garażu. Rusek oczywiście wcisnął pedał gazu, co spowodowało zawycie silnika, które Gawain Keer zdecydowanie mógł usłyszeć. W końcu zdecydował się wrzucić wsteczny - tu bez niespodzianek, tak jak w normalnych "Ładach". Całe szczęście - MX-5 nie była automatem. Gdy był już przed garażem, wyszedł z auta, by ręcznie otworzyć bramę - która jednak ani drgnęła. Może ją też się otwierza pilotem - pomyślał. Wsiadł spowrotem do automobilu i zaczął bawić się guzikami jednego z pilotów. Oczywiście przypadkowo zamknął centralny zamek w aucie i garaż, aż w końcu i brama poddała się falom radiowym i ruszyła.
Teraz Gopnik miał przed sobą tylko drogę. A tu kolejne szaleństwo. Wszyscy jechali pod prąd! Gopnik trąbił i trąbił, jednak ci debile odpłacali się tym samym, zamiast zjechać na dobry pas. Całe szczęście, ruch o tej porze był szczątkowy, a po drugie wyjechał już na obrzerza miasta.
Przed sobą miał łuk, długi i dość ostry, ale nie na tyle, by zwalniać. Gopnik jednak na tym nie poprzestał. Wcisnął na zakręcie gaz w podłogę, co oczywiście poskutkowało uślizgiem tylnej osi. Kapelut skontrował, jednak auto obróciło się w drugą stronę, na co spanikowany Rusek zareagował kolejną kontrą i wciśnięciem hamulca w podłogę. Niestety, przez to utracił kompletnie kontrolę nad autem, Mazdę obróciło, a jej tył uderzył w rosnący w rowie krzak.Gawain Keer - 6 Maj 2017, 02:07 Podążał za źródłem dźwięku. To nowoczesne budownictwo i moda na brak dywanów nie pomagały, bo każdy szest niósł się echem. Usłyszał silnik. Brzmiał jakby ktoś chciał go zamęczyć. Ruszył na dół i w końcu znalazł Gopnika. W garażu. Za kółkiem. Słowem źle. Brama też nie pomagała. Co prawda miała przełącznik wewnątrz, który nie wymagał pilota, ale było na to o wiele za późno. Dopadł do auta i usiłował otworzyć drzwi. Ledwo zdążył chwycić klamkę i klepnąć w szybę, gdy Kapelut ruszył z miejsca, jakby go wszyscy wściekli diabli gonili.
- Czekaj! Gop!- wykrzyknął za znikającym za rogiem samochodem. - Yako mnie zajebie...- wyszeptał, a jego dłonie powędrowały ku rudej czuprynie. Nieważne. Włosów i tak nie będzie miał, gdy lisołak go dorwie. Wybiegł na ulicę, a potem wrócił do środka. Zamknął bramę garażu i zaczął krążyć od ściany do ściany. Bieg za samochodem był zupełnie pozbawiony sensu. W życiu by nie zdołałby go dogonić. I to jeszcze na bosaka!
Wziął parę głębokich oddechów i wrócił na górę. Czym prędzej wlazł do sypialni demona i odszukał garderobę. Ciuchy leżały na nim troszkę luźno, ale tym się teraz nie przejmował. I tak wybrał prostą, czarną koszulkę i dresowe spodnie. W końcu Yako zabronił mu tylko zabawiać się w jego łóżku, więc z reszty mógł korzystać swobodnie. Choć teraz nie był o tym całkowicie przekonany. Mniejsza... I tak miał już przesrane.
Przez cały ten czas zastanawiał się, czy MORIA dopadnie Gopnika. Te mendy miały wtyki wszędzie, a zgłoszenie do pijanego ruskiego Kapelusznika było niecodzienne i osobliwe. Dość, by wzbudzić wystarczająco dużo podejrzeń. Agenci nie byli idiotami. Ta bryka przecież była zarejestrowana na ten adres. Dom Foxsoula nieodzownie stanie się ich kolejnym przystankiem. Przynajmniej on by tak zrobił.
Zszedł na dół szybkim krokiem po drodze zabierając ze sobą broń i ciuchy Rity. Rzucił brunetce jej fatałaszki - Ubieraj się! Wychodzimy piękna! - niemalże rozkazał. Normalnie pozbyłby się jej od ręki, ale byli w domu jego żywiciela, jedynej osoby, na której mu zależało. Do tego dzwonił do niej z telefonu stacjonarnego i jeszcze wiedziała o tym jej koleżanka po fachu. Brawo Wain. Koncertowa wtopa - skarcił się w myślach. Werdykt był jasny. Na tę chwilę Rita musiała żyć. Trochę coś tam narzekała, że po kiego o tej porze gdzieś idą, że zmęczona i w ogóle to ona z nim w dresie na żadną strzelnicę nie pójdzie. Chociaż przypomniała mu tym, co jej kiedyś nagadał. Broń przestała być takim problemem, ale dziwnym trafem nic a nic go to nie pocieszało.
Zabrał się za ubieranie butów i ostatnie sprawdzenie, czy hajs i reszta klamotów w torbie jest na swoim miejscu.Yako - 7 Maj 2017, 10:52 Poprzedni dzień mimo, że nie był jakiś super udany, to nie skończył się tak źle. Pobiegali z Lani, kotka nie robiła już problemów. Po tym jak oberwała od niego po wizycie Leili, bardziej się chyba pilnowała. Raz go podrapała, ale to było przypadkiem, więc nie oberwała za to. Chyba będzie musiał się do tego przyzwyczaić.
Lusian nie spodziewał się tych wszystkich przygód jakie spotkały go w Fusowym Gaju. Jakaś studnia se stała, a tu nagle się okazuje, że jest zamieszkała przez jakieś melasowe dziwadła. Ale przynajmniej udało mu się uciec! Ale...gdzie on teraz jest? Było ciemno, ale jakby z zewnątrz dochodziły go jakieś odgłosy. Jednak nie skupiał się na nich zbytnio. Cały był w melasie, czuł, że nawet w ranach ją ma. Pewnie jakby się komuś pokazał to wyglądałby jak jakiś potwór z melasowych bagien. Czuł, że cała skóra, która jest na wierzchu pokryta jest tą mdlącą słodyczą. Było mu niedobrze.
Spróbował się poruszyć, ale okazało się to prawie niemożliwe. Był w jakimś ciasnym pomieszczeniu. Trumna? Ale czuł powietrze, więc nie mógł być pod ziemią. Do tego przez jakąś szczelinę dostawało się do niego światło. Spróbował podnieść to co wziął za wieko, jednak ani drgnęło. Próbował we wszystkie strony, ale tylko coraz bardziej się denerwował. Do tego Naginata gniotła go w plecy, tak samo jak cała uprząż. I ten dziwny pakunek od Ciernia, o którym praktycznie zapomniał.
W końcu nie wytrzymał i walnął pięścią w bok pudła. Niestety zrobił to zranioną ręką, przez co ryknął wściekle z bólu i złości. Miał dość. Chciał się wydostać, chciał się umyć i odpocząć. Nawet nie wiedział, gdzie się znajduje, bo to czarne cholerstwo uniemożliwiało mu poczucie jakiegokolwiek innego zapachu. Zaczął drapać skrzynię i ponownie uderzać w nią, warczał jakieś japońskie przekleństwa. Jego fioletowe tęczówki, zaczynały przybierać czerwieni, był bardzo głodny, a do tego źrenice zwęziły się jak u kota.
Szarpał się czekając czy ktoś w końcu go stąd wypuści, a wtedy nie zdziwiłby się, gdyby rozszarpał tego kogoś na kawałki. Taki był wściekły.Gopnik - 7 Maj 2017, 20:19 Gopnik był w szoku, zdezorientowany i roztrzęsiony. Nie powinien był wsiadać za kółko... I to na dodatek nie do swojego auta. Ale mądry Kapelut po szkodzie, teraz trzeba było coś z tym fantem zrobić. Nawarzył sobie piwa, oj nawarzył. I to nie swoim boskim dotykiem.
Wrzucił na luz, przekręcił kluczyk. Silnik odpalił. Czemu miałby nie ruszyć, przecież przód był bez szwanku. No to może jeszcze się wyjedzie. Wrzucił jedynkę i dodał gazu. Niestety, koła zamieliły w powietrzu. Samochód był zawieszony na skarpie rowu. Nie było rady, nie wyjedzie bez wypchnięcia, albo holu.
Zgasił silnik, wyjął kluczyki, założył dach (który, o dziwo, wyszedł bez szwanku) i zamknął drzwi od środka. Rozejrzał się, czy aby nikogo nie ma w pobliżu. Całe szczęście, że wypadek był na zadupiu, inaczej miałby gliny na ogonie, a to nie była Rossija, łapówki w płynie by nie przyjęli.
Wyglądało na to, że w okolicy nie było żywego ducha, więc Gopnik miał chwilę, by pomyśleć. Musiał wrócić do willi, a na pieszo tam nie dojdzie. Ładą też nie dotrze, nie ruszy się nawet na metr. Nie ma rady - teleportacja.
Upewnił się, że wszystko wziął ze sobą i zwizualizował sobie kanapę w mieszkaniu, na której oglądał filmy z Luci wspólnie z Gawainem. Po chwili zamienił się w obłoczek dymu, który wypełnił wnętrze samochodu.
Pojawił się w pokoju. Rozejrzał się. Krzyknął tylko, wołając Gawaina. Oby ten jeszcze nie wybrał się na poszukiwania Kapelusznika. W zasadzie teraz obaj byli w dupie. Kątem oka zobaczył towarzyszkę rudzielca. Wyglądała tak, jakby miała się gdzieś wybierać. A niech by to...
Siedział jak trusia, przebierając nerwowo palcami i podrygując kolanami. Był przerażony, ale zarazem zdeterminowany, by wypić owe piwo i jakoś, samemu, bądź z pomocą Gawaina, sobie poradzić.
Nagle... Co to za cuda dziwy. Gopnik usłyszał głuche walnięcie, a zaraz za nim krzyk. Chwilę potem usłyszał jakiś dziwny język. Poliglotą Rusek nie był, ale z pewnością nie były to miłe słowa. Odskoczył od kanapy jak oparzony. Czyżby to był Gawain? A może to ktoś z właścicieli tego lokum. Choliera wie. Jedno jest pewne. Gopnik ma przejebane, albo Gawain albo właściciel auta zrobi mu z dupy jesień średniowiecza. Co tu zrobić, co tu robić. No, najpierw trzeba zobaczyć, kto to siedzi w tej kanapie. Nie myśląc długo, otworzył wieko, a to co zobaczył, zarazem go przeraziło, jak i nieco rozbawiło.
- Szto ty, Lucjan. Blać... Co ty tu u licha odpierdalasz... I czym tyś żeś się tak umazał... - nie zważając na krwiożerczy wyraz twarzy Lisołaka dotknął go, zbierając z jego postaci nieco mazi i próbując jej. - Melasa! Palce lizać, coś ty zrobił, że ją masz na sobie... A co lepsze. Jak ty u licha się tu dostałeś? Gawain cię przyniósł w kieszeni? Co tu się odstalinia!? Na Armię Czerwoną, Blać Lucjan co ci się stało i czemu tu jesteś? - początkowy śmiech zaczął ustępować panice. Gopnik niemal od razu znowu odskoczył od kanapy, przyklejając się do ściany i bacznie obserwując Lisołaka w jego domu. O czym nawet nie wiedział.Gawain Keer - 7 Maj 2017, 22:56 Właśnie kończył wiązać buty i klepać się po kieszeniach, gdy usłyszał tąpnięcie. A potem kolejne. Obejrzał się niepewnie za siebie. Chyba się przesłyszał. Pewnie tkwiłby w tym przeświadczeniu jeszcze długo, gdyby nie to, że kanapa niebezpiecznie podskoczyła i lekko przesunęła się w bok. Zaczęła również klnąć w jakimś azjatyckim narzeczu, ale którym... tego Gawain nie wiedział, bo mięciutkie poduszki i sam materiał mebla skutecznie zagłuszał większość dźwięków.
- Poczekaj tutaj, proszę - odsunął Ritę na bok. Nie martwił się nią i tym co zobaczy. Mogła potem gadać, ale miała tak zgrzany dragami mózg, że nieraz widywała rzeczy, których zwyczajnie na tym świecie nie było. Gwałtownie ruszył do salonu. Zdążył zbliżyć się do kanapy na odległość dwóch kroków, gdy pojawił się na niej rozdygotany Kapelusznik. Był zupełnie zdezorientowany, bo właśnie zaczął go wołać.
- Mnie szukałeś?! - zagrzmiał zaciskając pięści akurat w momencie, w którym Gopnik podskoczył z miejsca. Mebel wygrał, co nieco ostudziło zapał rudzielca do przefasonowania facjaty dresiarza i wyciśnięcia z niego każdej informacji o jego wypadzie. Nachylił się nad otwartym wiekiem i natychmiast tego pożałował. Słodycz uderzyła po nozdrzach, aż go naciągnęło. Starał się oddychać przez usta. To z pewnością był Lusian, tyle że cały usmarowany jakąś smołowatą substancją. Gdzie on się taplał? W mule z Czekoladowego Jeziora? Keer z przestrachem obserwował jak Gopnik bezmyślnie nabiera tego świństwa na palec i zlizuje. Chociaż dowiedział się, co to takiego. Dopiero potem brunetowi wróciły resztki pijanego rozumu, bo się odsunął. Wyglądał jakby zaraz miał narobić w gacie.
Wyciągnął dłoń w stronę Lusiana, by pomóc mu wyjść, bo demon ledwo mieścił się w skrzyni, a drzewiec naginaty niczego nie ułatwiał- Też chciałbym to wiedzieć, ale to potem. Myślę, że najpierw przyda ci się kąpiel - zaproponował, ale też miał serce w gardle. Ta melasa i broń. Gawain czuł, że lepiej nawet o tym nie wspominać, bo jeszcze chwila moment i oberwie. Pierwszy raz widział tak rozjuszonego Yako. Klął, szarpał się niczym zwierzę i odwalał dziwne akcje, choć to ostatnie nie należało do nowości. Zupełnie jakby ktoś dotknął go czarodziejską różdżką i odmienił. Jasne, że lisołak potrafił pokazać ząbki, ale robił to raczej w dobrej wierze. A jak było tym razem?
Spiorunował Gopnika wzrokiem. W oczach bursztynu miał teraz dużo i wyraźnie płonął. Chciał dowiedzieć się, gdzie jest bryka Foxsoula i co zmajstrował po drodze. Oczywiście domyślał się zakończenia, ale liczyły się detale. Tak naprawdę większość z nich miał totalnie i głęboko w dupie, jeśli obyło się bez służb mundurowych. I bez tego tkwił po uszy w szambie.
Czy Yako nie chciał od niego przypadkiem odpocząć? A teraz był tutaj. W swoim domu, który wyraźnie przeszedł całkiem udaną imprezę. Stanowczo nadużył gościnności. Teraz ten "odpoczynek" może wyglądać nieco inaczej, bo najprawdopodobniej Lusian wywali go na zbity pysk. Ale trzeba kuć żelazo póki gorące! Dopóki lis nie wie jeszcze o samochodzie.
- Co ci się w ogóle stało? - zmienił taktykę chcąc odwrócić uwagę uszatego od Gopnika, który swoim zachowaniem pokazywał strach. Dobrze, że Yako był upaprany, może chociaż odrobinę stępiło to jego węch i nie wyczuje emocji Kapelusznika.Yako - 8 Maj 2017, 00:08 W końcu ktoś otworzył, a jego oczom ukazał się...Gopnik! No tego to się nie spodziewał. Zawarczał groźnie, gdy Kapelut starł palcem trochę mazi z jego policzka. No już myślał, że mu tę łapę odgryzie! Usiadł w skrzyni i rozejrzał się. Zaraz! Znał to miejsce. To jego dom! Ale co Gopnik tu.... w tym momencie w zasięgu jego zwroku pojawił się Gaw. A więc to tak. Przyjął pomocną dłoń, ale słowa Cienia przeważyły szalę. Bez ostrzeżenia rąbnął go pięścią w polik. Prawie poskładał się przez to z bólu, gdyż uderzył ranną ręką - najpierw znikasz bez słowa, czy nawet cholernej wiadomości, a teraz będziesz mi mówił co mi się bardziej przyda?!- ryknął na niego. Był wściekły jak wszyscy diabli - porozmawiamy sobie jak skończę z tą drugą larwą! - wskazał na Gopnika po czym podszedł do niego i bez ostrzeżenia przyparł go do ściany za szyję. Aż mu kapelusz spadł.
- Co ja odpierdalam?!- zawarczał wściekły. Gopnik mógł poczuć na szyi dziwne, niezbyt przyjemne ciepło, wręcz gorąco. Yako bowiem przestawał panować nad sobą i melasa na jego skórze powoli zaczynała się podpalać. Dosłownie rzucił dresiarzem o ziemię - to ja się pytam co wy tu odpierdalacie! Przychodzicie do MOJEGO domu, robicie se jakieś imprezy i jeszcze zapraszacie dziwki bez mojej wiedzy! Śmierdzi od was obu seksem na kilometr! Nawet to cholerstwo tego nie ukryje!- wskazał na melasę - I Ty pędraku masz czelność pytać mnie co odpierdalam?!
Uszy miał płasko położone, a ciężki od melasy ogon bił wściekle na boki. Dawno tyle nie przeklinał. Był ściekły. Wszystko go bolało, miał wrażenie, że zaraz się porzyga. Kręciło mu się w głowie. Dawno nie czuł się tak fatalnie. Nawet wtedy, gdy prawie umarł z głodu. Teraz też był głodny i to bardzo!
- Cieszcie się, że się znamy bo inaczej już byście biegali po Glassville w palących się ubraniach i z wyrytym na twarzy napisem "jestem z Krainy Luster". MORIA na pewno ucieszyłaby się z takiego prezentu! - widać było, że nie panuje nad sobą. Cały się trząsł z emocji.
Ruszył w stronę łazienki akurat jak Gawain zadawał pytanie -nie Twój zasrany interes - wywarczał i zaczepił o jego ramię swoim własnym. Kawałek dalej jednak nadepnął na pustą butelkę, przez co wyrżnął sobą o twardą podłogę. Zaskomlał z bólu, ale podniósł się od razu. Upadek spowodował ponowne otwarcie się ran zadanych przez Lani. Starł więc melasę z policzka, gdyż zaczęło go to szczypać, dzięki czemu mężczyźni mogli spokojnie zobaczyć jak czerwona posoka spływa mu pod okiem. - gdy wrócę ma tu być porządek i te wasze koleżaneczki mają zniknąć! W przeciwnym wypadku zamiast nich, wylecicie wy! - mówiąc to ściągnął uprząż i rzucił broń na podłogę. Musiało być z nim naprawdę źle skoro tak traktuje ukochaną broń. Zajmie się nią później.
Wszedł do łazienki i trzasnął za sobą drzwiami. Od razu dopadł do toalety i zaczął wymiotować. Chyba nie dziwnie, że wszystko co zwracał było czarne od melasy. Wymiotował tak długo, że nie miał już co zwracać. Gdy skończył oparł się plecami o ścianę i schował twarz w dłoniach. Zaczął płakać. Miał głęboko gdzieś czy ktoś go usłyszy, miał już dość. Chciał odpoczynku, a dostawał coraz więcej od życia po dupie. Nie rozumiał czemu tak się działo. Do tego coraz mniej panował nad dawną agresją i mimo iż przerażone spojrzenia dawały mu dziką satysfakcję, nie podobało mu się to ani trochę.Gopnik - 8 Maj 2017, 21:18 Kapelusznik sekundę po pojawieniu się w salonie spostrzegł wracającego do niego rudzielca w nie najlepszym humorze. Pewnie właśnie z ową Ritą zabierali się do poszukiwań, a tu puff i Gopnik wrócił na miejsce. Co by nie było, dresiarz był lekko, a nawet bardzo w szoku.
W popłochu cofnął dłoń, gdy lis na niego groźnie zawarczał. Wtedy właśnie uświadomił sobie, jak pełen złości jest Lusian.
Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. Stanowczo za szybko jak na umysł poczciwego Michaiła. Poczciwego, dobre sobie, wszak rozwalił auto po pijaku. Nie swoje. Tak czy owak, obserwował, jak Gawain wyciąga towarzysza ze skrzyni, po czym dostaje strzała w twarz, tak po prostu. Potem Lisołak krzyczy na Rudzielca, bredząc coś od rzeczy. Przynajmniej tak to rozumiał Gopnik, któremu brakowało kontekstu... Zdołał tylko wtrącić coś w stylu "Ej, nie jestem żadnym robakiem", by chwilę potem zostać przypartym do ściany. Kapelusz oczywiście znalazł dogodny moment, by uciec właścicielowi. Jak żywy. Ale nie to było największym problemem Ruska.
Michaił nie dość, że był przyduszany i nieprzyjemnie przyciśnięty, to na dodatek zaczął czuć dziwne ciepło... I coś jakby swąd palonego cukru.
- Ja.. Jak to twojego domu? Chcesz mi powiedzieć... Że ten dom, to wszystko, jest twoje? - Odpowiedział, powoli podnosząc się z ziemii. W jego głosie było słychać ból, choć raczej ten fizyczny, niż duchowy. Rzut był silny, Lusian miał sporo krzepy. Musiał trenować i to sporo.
- Ja... Lusian, ja myślałem, że to dom Luci, cóż mnie i Keera poniósł melanż. Gawain podobno miał znajomości... Teraz widzę, że to ty byłeś tymi znajomościami. Cóż myślałem że możemy, że będzie tu pusto, a alkohol był mój. Przynajmniej część! - starał się wziąć choć część winy na siebie. Bohatyr jeden, ciort by go. W tej sytuacji zapomniał o alkoholu w jego krwi, jak i o rozbitej "Ładzie".
Gdy usłyszał o płonących ubraniach i o MORII, przeraził się nie na żarty. Ten żartowniś, ten beztroski i nieco frywolny lisek byłby zdolny do czegoś takiego? Poraz kolejny Gopnik przekonał się, że pozory mylą, ale on się nigdy nie nauczy. Ten sympatyczny luzak teraz był niemalże żądnym mordu psychopatą. Ledwo panował nad sobą, by nie oddać się w pełni instynktom, a Gopnik to widział. Dlatego też postanowił się już więcej nie odzywać ani słowem.
Gdy Lusian dodatkowo wyrżnął orła na butelce, Kapelut jedynie zaklnął cicho pod nosem. Gorzej być nie mogło... Jednak mogło. Okazało się, że facet był ranny, a Kapelusznik nie wiedział, czy to przez upadek sobie coś zrobił, czy był ranny wcześniej. Już miał ruszyć pomóc ogoniastemu, jednak ledwie drgnął, uświadamiając sobie, że to może tylko pogorszyć sprawę, która już była niemal beznadziejna.
Groźba Uszatego przypomniała dresiarzowi o Samancie. Gdzie ona teraz była? Musiał ją znaleźć i grzecznie wyprosić. Znalazł ją w ogrodzie bujającą się na huśtawce. Była zarazem rozśmieszona, jak i zaintrygowana krzykami z wewnątz, tak, jakby nie zdawała sobie sytuacji z powagi sprawy. Gopnik odetchnął z ulgą, podszedł do kobiety, podał szarmancko dłoń (Żętelmęn to żętelmen, nawet w kryzysowych sytuacjach) i powiedział do ucha.
- Izwienicie, Samanta. Musisz iść. - po czym tylko pociągnął za sobą do mieszkania, szukając Rudzielca, który miał zająć się zapłatą dla pani. Cóż, nie chciał podpadać Lusianowi i wolał wysprzątać to mieszkanie. Dlatego, gdy tylko kobieta otrzymała zapłatę, odprowadził ją do furtki.
- Dziękuję za noc. Byłaś... Wspaniała! - rzucił kokieteryjnie, lecz jego słowa miały w sobie niewiele prawdy. Gdy kobieta odeszła, Rusek wrócił do mieszkania i wziął się za wielkie sprzątanie.Gawain Keer - 8 Maj 2017, 22:16 Pomógł mu wydostać się z tego pilśniowego pudła, po czym przytępił go ból w szczęce. Aż się zatoczył, a w oczach pociemniało. Mógł się tego spodziewać. Od każdego tylko nie od niego. Przecież do tej pory nic tylko truł mu te swoje mądrości! Ale cóż. Karma wraca i wyrównuje rachunki. Skulił się przed rozjuszonym Yako przykrywając rozkwitającego sińca dłonią. Zupełnie zbity z pantałyku lampił się na niego i słuchał. Nie ważył się pisnąć ani słowa więcej, choć nie do końca wiedział, o co chodzi Kitsune. Przecież sam chciał tej przerwy! Wyszedł wtedy i w ogóle, bo on wtedy zawalił i niepotrzebnie dał się ponieść miłej atmosferze i nieodpartemu urokowi mężczyzny.
Zanim zdążył zareagować i chwycić upapraną dłoń lisa, ta trzymała już szyję przerażonego do szpiku kości Gopnika, a potem rzuciła go na podłogę. Gawain odruchowo trzymał ręce w pobliżu kuszy i sztyletu. Teraz był gotowy i czujny. Lisołak jednak miotał się i krzyczał dalej.
A rusek? Jak to on, dolewał oliwy do ognia, choć ten jeszcze nie zapłonął. Dziwnooki wiedział, że Kapelut chciał jakoś załagodzić sytuację, ale tylko pogrążał ich obu. Jakby tego wszystkiego było mało, to teraz alkoczarodziej pewnie myślał, że padł ofiarą kłamstwa lub okrutnego żartu. Oj, nasłucha się potem.
Oczywiście Yako miał rację. W końcu to była jego posiadłość, a głupi rudzielec pospraszał całą popierdoloną ferajnę. Ale jedno się zmieniło. Podejście Yako do innych. Gawain nie miał pojęcia, co przytrafiło się ogoniastemu, ale nigdy nie traktował tak znajomych. Przynajmniej na tyle, na ile go znał, a jak widać znał go słabo, jeśli w ogóle. Bił, wyzywał od robactwa... Keer poczuł jak włosy stają mu dęba od niskiego warkotu i widoku czystej furii. Przerażający i cudowny zarazem.
Wyprostował się i opuścił dłonie dopiero, gdy Lusian zaczął wykrzykiwać rzeczy, których nie powinien. Kraina Luster i MORIA to słowa zakazane w Świecie Ludzi. Czy go do reszty posrało? Normalnie by się kłócił, ale przy Ricie wywołałoby to tylko więcej podejrzeń. Będzie musiał dać jej więcej hajsu. Na proszki i inne świństwa. Nie stroniła od nich, więc i tym razem powinno się udać. Oby. Nie był tylko jej klientem, ale i dilerem. Gdyby tylko ktoś nie puścił wszystkiego z dymem, to teraz nie byłby to problem!
Opuścił głowę, gdy demon na niego warknął. Miał ochotę tak stać na środku pokoju i zapaść się pod ziemię. Najchętniej to sam wlazłby do tej kanapy i spędził tam resztę swojego marnego żywota. Odwrócił się napięcie słysząc jak Yako skomle, ale ten posłał w ich stronę tylko kolejne groźby i polecenia. Gdy trzasnął drzwiami podskoczył lekko. Nie patrzył na Gopnika. Ukrył twarz w dłoni i odetchnął nerwowo. Cały się trząsł. Trwał tak w milczeniu dłuższą chwilę. Jak najciszej poszedł do kuchni, znalazł jakąś szmatkę i płyn do mycia naczyń, po czym udał się do przedpokoju po naginatę. Wtedy właśnie zauważył mokry, krwisty szlak prowadzący do łazienki. Słyszał jak Yako wymiotuje... i chyba płacze. Chciałby tam pójść i go obejrzeć i pocieszyć, ale zwyczajnie się bał, że szponiaste dłonie zacisną się również na jego szyi.
Miłość wyprawiała z ludźmi różne rzeczy, a co mogła zrobić z demonem, który nawet jej nie rozumiał? Gawain też się w tym nie łapał i wiedział, że to jaki jest nie jest normalne. Każdy dawno by zwiał i zostawił kogoś takiego, ale nie on. Co innego, gdyby nie widział snów i przeszłości Yako. Z tym, że miał tę przyjemność obserwować dumnego, porywczego i morderczego dziewięcioogoniastego w akcji i miał świadomość, że historia lubi się powtarzać. Nikt nie zmienia swojej natury ot tak. Nawet po setkach lat.
- Rita, podaj mi torbę - powiedział beznamiętnym tonem i gdy dziewczyna do niego podeszła, wręczył jej gruby plik banknotów. - Przepraszam cię. Wiem, że nie tego się spodziewałaś. Masz, zabaw się, bo pewnie nie spotkamy się prędko - podniósł na nią wzrok i puścił jej oczko. Zdobył się nawet na uśmiech dla niej, choć w myślach bał się, że gdy dziewczyna wyjdzie, to jego los będzie przesądzony. Widziała Lusiana z jego uszami i ogonem, który znikąd pojawił się w kanapie, a potem krzyczącego coś o Krainie Luster i MORII. Ścisnął mocno naginatę i próbował uciszyć nękającą go myśl, żeby wbić ostrze w jej pierś i pogrzebać ją razem ze wszystkimi tajemnicami. Rita nachyliła się i dała mu całusa nieopodal siniaka mówiąc, że do wesela się zagoi, po czym zebrała się i wyszła dzwoniąc już po taksówkę. Gdy drzwi trzasnęły skulił się i przytknął czoło do drzewca. Szeroko otwartymi oczyma patrzył gdzieś w dal i głęboko oddychał próbując się uspokoić.
Z odrętwienia wytrącił go stukot obcasów. A więc druga jeszcze tu była. No nic. Sam je tu zaprosił, zresztą wszystko było mu jedno. Nawet nie liczył kasy i tak mu ona nie pomoże, ale przynajmniej nie będzie miał długu u dresowego balangowicza. Wcisnął banknoty w dłoń Azjatki i posłał ją w diabły. Niech spada.
Podniósł się z ziemi i podszedł do drzwi łazienki. Zapukał choć z wyraźnym wahaniem.
- Lusian... wchodzę - powiedział i przełknął ślinę, po czym nacisnął klamkę. Raz kozie śmierć. Gop, życz mi powodzeniaYako - 9 Maj 2017, 00:12 - Tak! To wszystko jest moje i jeszcze trochę i Ty też będziesz mój! Wylądujesz na talerzu! - wywarczał wściekły. Oddychał głęboko i był cały spięty, co mu ani trochę nie pomagało. Słysząc tłumaczenie ruska, cały się zjeżył i ponownie zawarczał - Luci to moja siostra i na pewno nie byłaby zadowolona widząc co tu się odpierdala! - powiedział jeszcze.
Gdy w łazience się uspokoił, usłyszał jak kobiety wychodzą z domu. I bardzo dobrze. Nie miał najmniejszej ochoty na zabawy, a tym bardziej na wąchanie zapachu zabaw innych. On chciał tylko świętego spokoju, ale coś mu mówiło, że tego doczeka się jak w końcu ktoś odstrzeli ten jego głupi lisi łeb.
Wstał chwiejnie i zaczął się rozbierać. Co chwile warczał przy tym, gdyż ubrania przykleiły się do niego. W końcu jednak zrezygnował i wszedł w ciuchach pod prysznic. Musiał to namoczyć i pozbyć się pierwszej warstwy śmierdzącej słodyczy. Stał chwilę pod ciepłym strumieniem, po czym rąbnął z całej siły w kafelki. Siła nie była jednak zbyt wielka. Znów zapomniał o tym, że ma coś nie tak z ręką. Będzie musiał z tym zajść jutro do lekarza. Teraz jest już późno, a do tego, gdyby doktorek dotknął mu ręki to Lusian by go chyba zjadł na miejscu. To co w całości, razem z ubraniami. Nie zostałby nawet ślad. Oblizał się na samą myśl, a na jego ustach pojawił się obłąkany uśmiech. Mimo, że już nie pokazywał agresji to z każdą chwilą panował coraz mniej nad swoją demoniczną naturą. Musiał ją jednak powstrzymać, już dość narozrabiał.
Westchnął ciężko i przyjął swoją ludzką postać. Nie może tutaj paradować z lisimi dodatkami, mimo iż bardzo tego chciał.
Usłyszał pukanie ale nic na nie nie odpowiedział. Uznał, że w końcu wypadało by zacząć coś zdejmować. Gdy rudzielec wszedł do łazienki, Lusian akurat kończył zdejmować brudną koszulkę i rzucił ją na podłogę. Cały czas stał pod strumieniem ciepłej wody, choć wyglądał jakby zaraz miał mieć bliskie spotkanie z podłogą, trzymał się jednak dzielnie. Musiał się tego pozbyć, a nie widziało mu się siedzenie w wodzie całej czarnej od melasy. Aż znów zrobiło mu się niedobrze na samą myśl.
Nawet nie uraczył Gawaina spojrzeniem. Zaczął myć swój tors. Na jego skórze były widoczne delikatne zadrapania oraz pełno siniaków, jakby sturlał się z kamienistej górki. Na nadgarstku miał opatrunek z brudnej szmaty, a na barku zadrapanie chyba po paznokciach. Stał niepewnie na jednej nodze. Drugą tylko lekko się podpierał. Widoczna też już była rana na oku i policzku. Stał tak w spodniach i bieliźnie. Buty stracił w studni, ale jakoś miał to już gdzieś.
- Czego chcesz? - wywarczał groźnym, ale wyraźnie zmęczonym głosem. Nadal był mocno spięty, przez co wyrobione przez te kilka dni mięsie jeszcze bardzie były widoczne. Nadal biła od niego agresja,ale nie była już tak straszna. No i przede wszystkim nie rzucił się na dziwnookiego. Po prostu stał i starał się pozbyć melasy przynajmniej z części swojego ciała.Gopnik - 9 Maj 2017, 17:30 Ryk lisa zmroził go. Ten Lusian, który wcześniej żartobliwie wyrwał kapelusz Ruska, teraz mu otwarcie groził śmiercią. Był nie do poznania.
Kolejne jego słowa bardzo mocno zaskoczyły Kapeluta. Luci była siostrą Lusiana? To niedorzeczne, on był lisołakiem, a ona, człowiekiem. Z drugiej strony, skoro to jej i jego willa, a ponadto oboje mają takie same nazwiska... Michaił był mocno wstrząśnięty, acz nie zmieszany. Chociaż martini teraz by wypił niezależnie na rodzaj przygotowania.
Poza tym gość we własnym domu miał rację. Luci na pewno byłaby nieźle wpieniona, widząc, co tu się wyrabia. Gopnik karcił się tylko w umyśle, ganiąc siebie za to, że posłuchał Gawaina i wybrał się do czyjegoś domu, bez wiedzy właściciela, na popijawę.
Po rozstaniu z dziewczyną do towarzystwa (do której jednak mimo wszystko nie zwracał się pogardliwie, a wręcz przeciwnie), wrócił do mieszkania. Patrząc teraz trzeźwiejszym okiem, musiał przyznać, że wyglądało to fatalnie. Gawain Keer także odprawiał swoją towarzyszkę do domu. Atmosfera była gęsta jak melasa, którą pokryty był Lusian, który akurat rzygał jak kot w łazience. Dziwne, nic nie pił, a to on teraz ma randkę z muszlą. Może coś ćpał i stąd ta agresja - pomyślał. Zabrał się za zbieranie gratów, sprzątanie, bacznie nasłuchując odgłosów z łazienki i zerkając co chwilę na Gawaina. Gdy ten wstał, Gopnik ruszył za nim, by go asekurować, zarazem trzymając się w miarę daleko od Gawaina, by nie dostać rykoszetem. Bohatyr, kurwa jego mać. Taki z niego bohatyr, jak z Luci dziewica. Bacznie jednak obserwował to, jak na inwazję rudzielca zareaguje lis, a ten wydawał się być już nieco spokojniejszy. Furia ustąpiła na rzecz bezczynnej, aczkolwiek bardzo silnej złości. No i przede wszystkim nie miał koszuli, dzięki czemu Gopnik zauważył tatuaż... Taki sam, jaki ma na plecach jego idolka, ba, nawet umiejscowienie, kolor i rozmiar się zgadzały. A więc serio byli co najmniej rodzeństwem.Gawain Keer - 9 Maj 2017, 21:30 Ciężko oparł się o ścianę, a dłonie na udach oddychając płytko. Znów zrobiło mu się gorzej, bo od tego wszystkiego jego żołądek znów się ścisnął. Zapach melasy nie pomagał ani trochę. Odłożył całą broń na ziemię, bo w tym zamieszaniu nawet nie miał kiedy tego zdjąć. Od razu lżej i luźniej!
Gopnik mignął mu w drzwiach. Łypnął tylko na niego, ale nic nie mówił. Jeszcze do tego dojdą. Dobrze, że Yako nazwał Luci swoją siostrą. Patrząc teraz na niego było w tym trochę prawdy. Jako Luci zachowywał się zupełnie inaczej. Nadal był troszkę dzikim i psotnym lisem, choć zdecydowanie bardziej odpowiedzialnym. W tym momencie aż kipiał testosteronem. Jak ostatnio go widział bez koszulki, to nie miał aż tyle mięśni i nie warczał na wszystko co się ruszało. Chociaż gdyby on był na jego miejscu, to pewnie też zareagowałby podobnie.
- Przeprosić - obserwował Lusiana - Naprawdę... nie planowaliśmy tego. Poszedłem do siebie po tym jak wyszedłeś i przyszedł do mnie Gopnik. A potem samo się potoczyło - zaczął, choć przeprosiny najbardziej należały się Gopnikowi i wiedział, że dostanie za te słowa kolejną reprymendę. Ale faktycznie tak było. Chciałby jakoś naprawić to wszystko, najchętniej cofnąć czas spędzony z Ritą. Wiedział, że Yako go kocha. Nie wiedział jak można chcieć kogoś takiego, ale nie miał zamiaru wykorzystywać uczucia. Znów wychodzę na totalnego dupka. Znowu przed nim. A chciałem tylko zadośćuczynić Gopnikowi za ten niepotrzebny wybuch... i dla niego też pewnie jestem dupkiem
- Miałem tu przyjść sam, bo chciałem załatwić parę spraw. Tylko, żeby mieć gdzie spać i się umyć i tyle... Ta... znaleźć coś na Ciernia, dowiedzieć się czegoś o tobie, brutalu oraz wymienić ci zamki, bo do wszystkich posiadłości masz ten sam klucz!
Uważnie oceniał stan demona. Cały podrapany, poobijany, spod nogawki również płynęła krew. Chętnie podszedłby bliżej, ale czuł już potworne zmęczenie i nie chciał znów dostać w pysk. Serio, zostawić Yako na trochę i zachowywał się jak bestia, a nie inteligentna i świadoma istota. - I będę mówił, co ci się bardziej przyda! A mianowicie lekarz. Nie mam tutaj swojego zestawu - odpowiedział już pewniej. Chyba przy jakiejś okazji nauczy bruneta zszywać rany, bo wiedział, że ten nie będzie mógł na niego liczyć. Nie zawsze będzie obok lub w stanie się nim zająć. - Jak w ogóle znalazłeś się w tej kanapie? - zapytał zmieniając temat. Wypytywanie o brązowe świństwo, pochodzenie obrażeń i całą resztę zostawił na później. Jeśli lisołak kiedykolwiek zdecyduje się mu o tym opowiedzieć. Jeśli nie wywali go po tym wszystkim uprzednio przetrzepując mu ten jego rudy kuper.Yako - 9 Maj 2017, 23:21 Zauważył, że Gopnik wszedł za Cieniem. Nie skomentował tego jednak. Szorował dokładnie swoje ciało, skupiając się głównie na włosach, bo to spomiędzy nich najtrudniej było się pozbyć tej paskudnej słodyczy.
Słysząc przeprosiny rudzielca, zerknął na niego swoimi fioletowymi oczami - mam nadzieję, że przynajmniej pamiętałeś zakaz z Nory- powiedział warczącym głosem i wrócił do mycia. Nie chciał w nocy czuć tego paskudnego zapachu. Tak samo jak zapachu seksu, bo chyba by nie zasnął. A miał zamiar tej nocy spać i to długo. Potrzebował tego. Ostatnio nie miał okazji do tego, żeby sobie na spokojnie pospać. Bo nie można nazwać spokojnym snem, gdy rano okazuje się, że zmieniłeś postać, albo gdy budzisz się w wannie. Ale skoro zasnął w trakcie kąpieli to musiało oznaczać to właśnie to, że był padnięty. Potrzebował spokoju, a nigdzie nie umiał go znaleźć. Jak na złość zamiast spokoju znajdował coraz więcej dram.
Jakoś mało go interesowało to co tutaj robili. Wkurzyło go, że od razu wyjeżdżają na niego z tekstem jakby nie wiadomo kim był. Do tego zrobili sobie imprezę, która wydawała się skończona, a na podłodze nadal walały się puste butelki, a o jedną nawet udało mu się wywalić. Dodatkowo śmierdziało od nich igraszkami na kilometr. Co jeszcze bardziej Yako denerwowało, choć sam nie wiedział czemu. Był głodny i to bardzo, do tego obolały i czuł się fatalnie. Najchętniej to zniknąłby pod ciepłą pierzyną. Ale najpierw kolacja.
Prychnął tylko z irytacją, gdy Gawain uznał, że będzie mu mówił co ma robić. Oczywiście, że miał zamiar iść do lekarza. Nie był głupi. W szczególności, że ręka bolała go niemiłosiernie, a leki nie zadziałają. Nie wiedział co dokładnie w nią mu się stało, dlatego musiał iść do lekarza -może Cię to zdziwi, ale mój lekarz o tej porze zazwyczaj leży sobie w łóżku i nie będę go budził tylko dlatego, że się podrapałem - warknął i zaczął się dalej rozbierać. Nie przeszkadzało mu to, że mężczyźni coś zobaczą. W końcu już nie jeden go widział. Nie miał się czego wstydzić. Rzucił spodnie razem z bokserkami na bok i bez oporu kontynuował mycie. Mogli teraz spokojnie obejrzeć skąd wzięły się plamy na podłodze. Na boku jego prawego uda znajdowały się trzy głębokie zadrapania, z których wesoło sączyła się ciepła krew. Lusian syknął gdy do rany dostała się woda z płynem ale nic nie powiedział.
Słysząc pytanie Gawaina, wzruszył ramionami - wpadłem do studni z melasą, znalazłem Bursztynowy Kompas i przeteleportowało mnie tutaj - powiedział bardzo skróconą wersją wydarzeń i Cień musiał się tym zadowolić. Lis nie był zbyt rozmowny.
W pewnym momencie spojrzał na mężczyzn, skupiając wzrok dłużej na Kapeluszniku - skoro już się naoglądaliście to może łaskawie dacie mi się w spokoju skończyć umyć? - powiedział nieprzyjemnym głosem -Gopniku na górze jest druga łazienka. Idź się umyć ja tutaj zaraz puszczę Keera- w jego oczach można było zauważyć głód. Jeśli Kapelusznik poszedł na górę, Yako oblizał się i uśmiechnął drapieżnie, jak tylko brunet się odwrócił do niego plecami. Wyglądało to tak jakby drapieżnik właśnie upatrzył sobie ofiarę i już czuł smak jej słodkiej krwi. Nie byłoby dziwne gdyby nawet Gopnik, który nie widział tego wzroku, poczuł ciarki na plecach. Rudzielec bez problemu mógł odgadnąć co chodzi demonowi po głowie (o ile zauważył to spojrzenie), ale tym razem nie miał nic do gadania. Kitsune był głodny i na pewno będzie się pożywiał do krańca wytrzymałości swojej ofiary.Gopnik - 10 Maj 2017, 18:29 Gopnik stał. Stał jak wryty i przysłuchiwał się rozmowie Gawaina i Lusiana. Tyle dobrze, że ten ostatni stał teraz spokojnie i najwyraźniej szorował się z brązowej mazi. Przy okazji zauważył, że z Cieniem nie jest najlepiej. Na jego miejscu Rusek też pewnie czułby się okropnie - bynajmniej nie z powodu alkoholu. Zresztą i tak było mu strasznie niezręcznie.
Gdy Keer przepraszał Lisa, Gopnik tylko potakiwał. Też czuł okropne wyrzuty sumienia, mimo, że to nie on chciał tu przyjść. Po prawdzie, od początku nie wiedział, dokąd zmierzają. Przyjemna dla Kapeluta, przesłodka woń unosiła się w łazience, choć najprawdopodobniej reszcie towarzyszy ona stanowczo przeszkadzała. Rusek jednak obok wódki i kobiet uwielbiał słodycz każdego rodzaju. Czy to czekolada, ciastka, czy papieskie kremówki lub serniki, czy czysty cukier, słodziki i melasa. Wszystko, co słodkie, było pyszne.
Od Lusiana obok agresji i złości na kilometr biło przemęczeniem. Nawet ktoś taki, jak Gopnik, mógł to zauważyć. Cóż, Lisowaty przez długi czas musiał nie zaznać spokoju. Ciekawe tylko, co aż tak go wymęczyło. Chyba nie dostanie odpowiedzi na to pytanie...
Gdy Gawain wspomniał o lekarzu, Gopnikowi nie zostało nic innego, niż tylko kolejny raz przytaknąć. Uszaty (teraz już bez zwierzęcych uszu, czego jednak Rusek zdawał się nie zauważać, przejęty całą sytuacją) był w nieciekawym stanie. Jego ciało zdobiło wiele ran i siniaków. Dodatkowo, gdy, chcąc nie chcąc, zobaczył mężczyznę w pełnej krasie, upewnił się jeszcze mocniej w osądzie Rudego. Najgroźniejszą Ruskowi wydawała się sznyta na udzie. Te trzy głębokie, krwawiące zadrapania z pewnością nie wyglądały dobrze, trzeba to było opatrzeć. Teraz choćby prowizorycznie. O czym Gopnik postanowił powiedzieć.
- Wiadomo, że teraz nie pójdziesz do lekarza, ale jutro? Jutro przyjmuje? Jeśli tak, to musisz iść. Słuchaj, co by nie było, chociaż pojechaliśmy zbyt mocno z tą imprezą, to jednak gdy widzę cię w tym stanie, jakoś się martwię. Trzeba to chociaż opatrzeć. - odwrócił twarz i mówił drżącym głosem, w którym było też słychać troskę.
Na sugestię wizyty w wannie Rusek zareagował wzdrygając się. Nie dlatego, że unikał wody jak jakiś brudas. Dreszcze były spowodowane głosem Lisa i jakimś dziwnym poczuciem niepokoju. Ruszył jednak powoli na górę, wszedł do łazienki, zapominając o przekręceniu zamka. Zdjął swoje zmęczone dniem ubranie, nalał wody do wanny i ułożył się wygodnie w gorącej, przyjemnej, kojącej mięśnie, wodzie.Gawain Keer - 10 Maj 2017, 20:03 Fiolet błysnął w jego stronę. Był pełen elektryzującej złości, ale kryło się w nim również potworne zmęczenie i przygnębienie.
- Pamiętałem... Gopnika też poinstruowałem - odparł chłodno, jakby nie rozmawiał z kimś z kim był niedawno w łóżku, na piwie, z kim wycinał drzewo w ogrodzie i od kogo dostał kuszę. Jego głos był beznamiętny. Warkoty, przekleństwa i bolący policzek przypomniały mu, że świata nie zbudowały słodkie słówka i obietnice, a egocentryczna walka o to, kto okaże się silniejszy. Chciał zdobyć przewagę dowiadując się więcej o nadal dość tajemniczej przeszłości Yako, a jednocześnie zabezpieczyć się przed jego coraz to ciekawszymi znajomymi, których sobie dobierał. Czuł jak przez ostatnie dni demon zasypiał kilka razy. Dobrze, że nikt nie postanowił zajrzeć lub podjeść jego snów, bo większość z nich stanowiły wspomnienia, obawy i nadzieje. Jest tutaj, bo Yako wie o nim zbyt wiele. Nie z powodu urojonej miłości, ani wiary w to, że nie będzie już sam. Wybrał taki los nie bez powodu. Ale tak jak on potrafił stworzyć tę cienką więź, tak Yako skutecznie rozpościerał wokół siebie tę dziwną aurę, przez którą nie sposób było mu się oprzeć. Gawain usilnie starał się to zrozumieć lub spychać gdzieś w głąb swego nieco pokręconego umysłu.
- Ale ja jeszcze nie śpię. Mógłbym to potem obejrzeć, bo tylko będziesz się dalej wykrwawiać - powiedział zgadzając się jednocześnie z Gopnikiem i dalej oparty o ścianę obserwował, jak Lusian zdejmuje resztę lepiących się łachów. Na jego twarz wstąpił grymas niezadowolenia. Udo było porządnie i głęboko poszarpane. Ktoś się postarał... albo coś. Wielkość ran i rozstaw pazurów wskazywały na całkiem sporą bestię. - Zwłaszcza tę nogę - warknął wskazując na ranę skinięciem głowy. Korzystając z okazji obejrzał też resztę Lusiana. Faktycznie miał się czym pochwalić, co wcale nie poprawiało jego sytuacji. Gawain nerwowo przełknął ślinę.
Zostawił go na raptem kilka dni, po tym jak Lusian wyszedł ze łzami ściekającymi mu po policzkach i mówiąc, by rudzielec nic sobie nie zrobił. A kto teraz wracał cały obtargany, wysmarowany słodkim świństwem i gdyby miał siły to buchałby płomieniami na lewo i prawo? Jak to nie było odreagowywanie albo zwyczajna próba podporządkowania i zdominowania wszystkich wokół, to niby co? Czego mu tak brakowało, że wypełniał tę pustkę niebezpiecznymi wyskokami?
Koniec. Definitywnie. Żadnych schadzek w alkowie z Luci. To tylko rodziło niepotrzebne nieporozumienia i budziło złudną nadzieję na miłość. Jemu samemu zaś miękło od tego serce, zapominał się, zaczynał popełniać więcej błędów, pojawiało się więcej przeoczeń. Potem Yako mu wył po kątach i pytał, czemu Keer go osądza za zmienianie postaci. Będzie mówił, że nic na to nie poradzi, że woli przebywać w jednej lub drugiej. Czemu go nie akceptuje i tak dalej. Wóz albo przewóz. Tutaj Cień nie mógł pozwolić sobie na półśrodki, ale nie był na to gotowy, jeśli w ogóle kiedykolwiek będzie.
Odwrócił wzrok, patrząc na jakieś kosmetyki i podobny badziew. - W porządku - również wzruszył ramionami słysząc krótkie wyjaśnienie. Lepsze, niż gdyby nic nie powiedział. Spojrzał znów na Yako, gdy ten zwrócił się do nich obu. - To ja posprzątam - powiedział jakby do siebie, gdy Kapelusznik ruszył na górę. Odlepił się od ściany, a potem zamarł zaalarmowany wygłodniałym spojrzeniem kąpiącego się Lusiana. Jednak nie było ono skierowane w jego stronę, a w drzwi, przez które właśnie wyszedł Gopnik. Nerwowo wypuścił powietrze. Oblicze rudzielca pociemniało. - Byle bez trupów... - wychrypiał nisko i wyszedł z łazienki zabierając ze sobą broń. Podszedł do schodów. Z góry dochodziły odgłosy przygotowywania się do kąpieli. Ruszył w tamtą stronę, ale nie po to, by ostrzec ruska, ale by odłożyć broń do szafy w sypialni, którą zajął. Otworzył też okno wpuszczając nieco świeżego powietrza. Faktycznie jechało seksem na kilometr. To samo zrobił w sypialni Gopnika. Na dole pozbierał walające się butelki, te jeszcze pełne odłożył na ich prawowite miejsce w barku. Wziął i posprzątał ze stołu. Zająłby się również okruszkami na podłodze, ale nie miał pojęcia, gdzie mógłby znaleźć odkurzacz. Cały drżący i zlany zimnym położył się na kanapie. Martwił się samochodem oraz odbębniał drugą część kaca. Obracał się z boku na bok czekając, aż Yako wylezie ze swojego spa, ale gdzieś po drodze zwyczajnie mu się przysnęło.