Rachela Quinlay - 28 Grudzień 2018, 17:45 Choć miała zamknięte oczy wiedziała, że weszli do jakiegoś pomieszczenia. Panował tam nieprzyjemny zaduch wymieszany z zapachem lekarstw. Kilka kroków potem została wypuszczona z uścisku, ułożono ją na czymś zimnym i twardym. Słyszała ciche, stłumione słowa, nie mogła zrozumieć o czym mowa.
Wysiliła się raz jeszcze, by otworzyć oczy. W ciemnym i ciasnym pomieszczeniu jedynym źródłem światła były lampy, które jakiś młody chłopak rozstawiał dookoła stołu, na którym leżała. W żółtym świetle kołyszących się płomieni poznała nieznajomego, teraz mogła przyjrzeć się mu lepiej. Jego włosy były białe, oczy czarne z zielonymi źrenicami, a cera miała jakiś taki niezdrowy kolor. Poza tym wydał się Racheli dość przystojny, choć trochę zadufany na pierwszy rzut oka. Mężczyzna stanął przy niej i zaczął oglądać ranę. Jego dotyk sprawił jej duży ból, ale nawet nie drgnęła. Była w stanie znieść wiele, wiedziała jednak, że niedługo organizm odmówi jej posłuszeństwa i straci przytomność przez krwotok. Miała mało czasu, a on nawet nie wiedział co jej się stało. Na jego słowa odpowiedziała dopiero po krótkiej chwili.
-Jeden cios na skos przez brzuch długim, jednoręcznym mieczem, ostrze nie było zatrute, ani nawet zanieczyszczone, tylko cięcie... cholernie mocne, wpadłam na niego ze strasznym impetem... - wypowiedziała jednym tchem zużywając resztkę sił, jakie jeszcze jej pozostały. Zaraz potem przymknęła oczy usiłując oddychać jak najspokojniej i powstrzymywać ataki kaszlu. Zaczęła się zastanawiać jak długo zajmie jej powrót do zdrowia. Czy w ogóle będzie jeszcze w stanie przyjmować kontrakty?
-To nie odcięta noga dziewczyno, jeszcze nie czas na emeryturę. - pocieszała się w myślach.
Od czasu do czasu otwierała oczy, nie miała siły, żeby cokolwiek powiedzieć, więc spoglądała tylko na to, co robił medyk. Widok krwi jej nie przerażał, nawet własnej. Śledziła wzrokiem jego zręczne i pewne ruchy nawet się nie krzywiąc.Bane - 30 Grudzień 2018, 00:56 Chłopak na szczęście nie przeszkadzał. Ograniczył swoją obecność do minimum. Po przyniesieniu potrzebnych instrumentów, wyszedł zostawiając Cyrkowca samego z krwawiącą dziewczyną. Może poszedł zawiadomić swojego pana? Kij mu między oczy.
Bane zajął się w tej chwili leżącą na stole dziewczyną. Powoli poodklejał od ciała materiał ubrania, odsłaniając ranę. Właśnie wtedy postanowiła powiedzieć mu, co zaszło.
Właściwie... nie słuchał jej dokładnie, żeby nie powiedzieć, że wcale. Przyglądał się ranie ze zmarszczonymi brwiami. Posoka wypływała ze środka, barwiąc brzegi rozcięcia czerwienią. Pokiwał tylko głową, kiedy skończyła i na powrót odleciała.
Wiedział, co czuła. Przecież on też kiedyś umierał, wiele razy. I za każdym razem na własne życzenie. Ratowano go wbrew jego woli, ale co miał powiedzieć? Ostatecznie lubił życie, chociaż dało mu ono solidnie po dupie.
Zawołał chłopaka tylko na chwilę i poprosił o dwa grube, szerokie pasy. Nie może zaryzykować, że ślicznotka zacznie mu się rzucać po stole.
Kiedy gówniarz przyniósł to, o co został poproszony, białowłosy przypiął nieprzytomną pasami do stołu. Nie za mocno, ale też i nie za lekko, żeby nie zrobiła sobie przypadkiem krzywdy. Ostatecznie krojenie na żywca nigdy nie jest i nie będzie przyjemne.
Odesłał chłopaka a sam chwycił za butelkę ze spirytusem. Niby to niedbale, wylał sporą ilość na krater w ciele i przetarł go czystą gazą przyniesioną przez młodego aptekarza.
Nie pytał kobiety, czy boli, bo pytanie to wydawało mu się być najbardziej bezsensownym pytaniem w ustach lekarza. Robił swoje i cieszył się, że nikt mu nie przeszkadza.
Na szczęście rana była pięknie regularna i nie uszkodziła wnętrzności. Przebiła się przez wierzchnią powłokę i to wszystko. Może pozostanie po niej ślad, a może i nie. Jeśli w ogóle pacjentka przeżyje, bo straciła dużo krwi.
Kiedy już oczyścił ranę, zabrał się za szycie. Robił wszystko dokładnie, spajając kolejne warstwy mocnymi szwami. Po każdej kolejnej powłoce, używał odrobiny magii by rana się zasklepiła, po czym wyjmował nici. Praca była mozolna, ale na jego korzyść było to, że pracował w ciszy.
Po jakimś czasie dziewczyna była już prawie zamknięta. Pozostała ostatnia warstwa - skóra.
Bane nagle uniósł się znad ciała i wykrzywił twarz w grymasie niezadowolenia. Czuł obecność osoby, której jeszcze dzisiaj nie spotkał i miał nadzieję, że nie spotka. Najwidoczniej jednak chłopak doniósł Właścicielowi "Aureum Serpens".
- Jeśli masz zamiar podziwiać moją pracę, zamknij drzwi i podejdź bliżej. Nie lubię przeciągu a i na pacjenta nie podziała on dobrze. - wycedził nawet nie odwracając się w stronę przybyłego.
Jasnowłosy mężczyzna stojący w progu uśmiechnął się błyskając w ciemności zębami.
- Wybacz, śmierdzi tutaj śmiercią. - powiedział aksamitnym głosem ale nie zamknął drzwi. Nawet się nie poruszył.
- To tłumaczy twoją obecność. - powiedział Cyrkowiec i zabrał się za ostatni etap szycia - Zasmucę cię jednak, przyjacielu: Nie tym razem. - dodał, zszywając krawędzie.
- Jesteś pewien? - głos aptekarza dobiegł tuż zza pleców białowłosego a cichy śmiech, który miał przestraszyć, tylko wzbudził gniew Bane'a.
Długowłosy mężczyzna pochylił się nad ciałem pacjentki i obejrzał ranę. Była już zszyta ładnym, prostym szwem który pozostawi maleńką bliznę. Na pamiątkę.
Podniósł wzrok i spojrzał na Cyrkowca z uznaniem. Blackburn wyprostował się, odrzucił narzędzia na bok i zadarł nos ku górze, jednocześnie przymykając oczy.
Nie lubił tego typa. Aptekarz starał się być mroczny, przerażający. Było w nim coś tajemniczego, niedostępnego. Kiedy pierwszy raz Bane przybył do tego miejsca, dowiedział się, że właściciel nie wszystkich zaszczyca swoją obecnością. Dlaczego więc zszedł do białowłosego? Cholera wie.
- Faktycznie. Nie tym razem. - powiedział mężczyzna, uśmiechając się i odchodząc w stronę drzwi - Gratuluję, Medyku.
Bane prychnął. Nie potrzebował słów uznania by wiedzieć, że wykonana przez niego praca uratowała jej życie. Oczywiście dziewczyna będzie słaba przez jakiś czas... Ale przeżyje.
- Dopiszę korzystanie z mojego warsztatu do twojego rachunku. - powiedział Aptekarz. Białowłosy tylko machnął ręką, było mu to obojętne.
- Skoro tak, to sprzątanie zostawiam twojemu kochasiowi. - powiedział Bane ze złośliwym uśmiechem.
Cichy syk wyrwał się z ust właściciela ale sądząc po krokach, oddalił się zostawiając Blackburna samego z pacjentką. Nareszcie.
Bane westchnął i spojrzał na jej nieruchome ciało. Była śliczniutka... Ale on wolał, kiedy jego kobiety były przytomne. Pochylił się nad nią i położył dłoń na jej brzuchu. Już po chwili mrok pokoju rozświetliła biała poświata.
Leczenie trwało długo. Skupiony na jej ciele, nie zwracał uwagi na otoczenie. Pracujący tu młodzieniec w międzyczasie posprzątał narzędzia i gdy skończył wyszedł.
Całość trwała jakieś trzy godziny. Kiedy skończył, zauważył przez okno wschodzące słońce.
Przysiadł na wolnym stołku i otarł czoło, na którym sperlił się pot. Mimo wszystko używanie mocy jest męczące.
Podparł się ręką zgiętą w łokciu i wpatrzony w dziewczynę, przymknął oczy. Trochę był śpiący, ale posiedzi tu jeszcze trochę, żeby przekonać się na własne oczy, czy i tym razem udało mu się uratować kolejne życie.Rachela Quinlay - 30 Grudzień 2018, 16:58 Wytrzymała jeszcze kilka minut i straciła przytomność. W trakcie swojego długiego odlotu czuła jednak bardzo wiele. Często wracała jej świadomość i kilka razy nawet zdołała otworzyć oczy, żeby ujrzeć pracującego nad nią medyka. Obrazy przesuwały się bezwładnie przed jej oczami przerywane ciemnymi plamami nieświadomości. Pojawiały się fale bólu silniejsze i słabsze. Nie krzyczała, czasami tylko zdarzało jej się drgnąć. Przez cały czas bezwiednie zaciskała pięści aż zrobiły się sino-blade i odpłynęła z nich cała krew. W pewnym momencie pojawił się ktoś jeszcze, drugi głos, druga sylwetka, ale dla Racheli zniknęła równie szybko. Pod koniec zabiegu, gdy mężczyzna skończył szyć, zrobił coś jeszcze, co musiało być magią. Przyjemny, kojący chłód rozlał się po jej ciele i sprawił, że tym razem nie zemdlała, a usnęła choć na jakiś czas.
Im bliżej poranka, tym było trudniej. Marazm, jaki nagle ją ogarnął szybko stał się nie do wytrzymania. Trwając w półśnie czuła straszny ból naokoło rany i gorączkę. Do tego nie mogła się ruszyć. Śniła straszne sny, zdawało jej się, że umiera, a zaraz potem spada w dół, w jakąś wielką, lodowatą pustkę. Nie mogła się obudzić, choć bardzo chciała. Momentami traciła oddech, wydawało jej się, że zaraz się udusi. Jednak wszystko to w pewnej chwili po prostu zniknęło, rozpłynęło się we śnie, w który zapadła.
Minęło trochę czasu, zanim ponownie otworzyła oczy, ale kiedy to już się stało, w pokoju było zupełnie jasno. Ból był dość mocny, ale tępy, dochodził gdzieś głęboko z jej wnętrza. Leżała na plecach przywiązana do blatu. Lekko podniosła głowę, na ile była w stanie i rozejrzała się po pomieszczeniu. Przypominało jakiś skład alchemiczny, albo pracownię. Mały, mroczny pokoik posiadał tylko jedno okno, przez które wpadała łuna światła dziennego. Medyk siedział tuż obok stołu z głową opartą na ręce. Rachela wychyliła się nieco bardziej, by spojrzeć w dół na swoją ranę. Po wielkim cięciu nie było śladu, został tylko niewielki szew.
-Cholera, pozszywałeś mnie...- powiedziała nadzwyczaj głośno, jak na to, że dopiero odzyskała przytomność - I to naprawdę nieźle...
Przez chwilę jeszcze przyglądała się swojej ranie z pewnym podziwem, potem znów przeniosła wzrok na mężczyznę.
-Ale, tak na marginesie, mógłbyś mnie już odwiązać, doktorze Frankenstein. Zdrętwiałam okropnie, poza tym nie czuję się zbyt komfortowo będąc w pozycji ofiary gotowej do uboju. - dodała uszczypliwie.Bane - 30 Grudzień 2018, 18:42 Noc miała być dla niej decydująca i w zasadzie była. Dziewczyna gorączkowała, rzucała się przez sen. Coś tam mamrotała, ale Bane nie przysłuchiwał się specjalnie i nie wychwytywał sensu. Obserwował ją w przerwach kiedy nie przysypiał na siedząco. Jako lekarz, musiał zająć się pacjentem od początku do końca. Tak nakazywał mu kodeks, a że Cyrkowiec chciał uchodzić za godnego zaufania, musiał utrzymywać swoją reputację na wysokim poziomie. Nawet jeśli najchętniej poszedłby do domu i porządnie wyspał.
Cały uwalony był we krwi ale Różdżka pozwoliła ukryć plamy na koszuli, spodniach i rękawiczkach. Przynajmniej na tyle, by nie straszył mieszkańców. Obecnie wyglądał jak rzeźnik, tak też się czuł. Tylko żywe ciało dochodzącej do siebie kobiety świadczyło, że nikogo nie zaszlachtował a było wręcz przeciwnie.
Długo czekał, aż odzyska przytomność, ale nie marudził. W międzyczasie nikt mu nie przeszkadzał - Aptekarz stracił zainteresowanie po ich krótkiej wymianie zdań a jego chłoptaś już posprzątał, dlatego nie miał czego tu szukać.
Nie zauważył kiedy uniosła głowę bo akurat przysypiał wsparty na ręce, siedząc na krzesełku. Zawsze po użyciu mocy musiał odpocząć, miał swoje limity. Żeby uratować jej życie musiał naprawdę się postarać, chociaż gdyby ktoś go o to zapytał, stwierdziłby, że to nic wielkiego. Zawsze był nadęty i zadufany, nie potrafił przyznać się do poświęcenia.
Kiedy usłyszał ładny, kobiecy głos wypowiadający niekoniecznie ładne słowa, otworzył oczy. Leniwie, jak dopiero co zbudzony kocur, przeciągnął się i ziewnął, okazując tym samym zerowe zainteresowanie jej zdziwieniem.
Takie to dziwne, że ją pozszywał? Przecież mówił, że postara się poskładać ją do kupy. Komplement zbył milczeniem, wiedział, że jest najlepszy w swoim fachu. W końcu nie za ładne oczy ma taką a nie inną opinię w tym świecie.
Słysząc jej dalszą wypowiedź zaśmiał się cicho i wstał niespiesznie. Podszedł powoli, oglądając ją jakby była towarem na sklepowej ladzie.
- Oj tam, od razu ofiary gotowej na ubój. - zęby Cyrkowca błysnęły kiedy odsłonił je w uśmiechu - Pasy są przydatne także przy innych, nieco ciekawszych... zabawach. - dodał i pochylił się nad nią.
Przez chwilę jeszcze trwał w bezruchu, ale potem chwycił sprzączkę pierwszego pasa i odpiął ją, uwalniając jej ramiona. Następny w kolejce był ten, który przytrzymywał biodra.
- Radziłbym nie wykonywać gwałtownych ruchów, ślicznotko. - powiedział robiąc krok w tył, dając jej przestrzeń by powoli podniosła się do siadu - I nie ma za co. Nie powiem, by było specjalnie ciężko, ale ostatecznie cieszę się, że żyjesz. - dodał ze złośliwym uśmieszkiem - Nie zepsujesz mi statystyk.Rachela Quinlay - 1 Styczeń 2019, 17:29 Nie spodobał jej się ten uśmiech. Dobrze znała takich jak on, zadufanych w sobie dupków. W jej mniemaniu ten gatunek nie miał racji bytu.
- Ignorancja to kiepska zasłona dymna dla twoich fantazji, doktorku. Jeżeli tak bardzo ciągnie cię do tego, co ląduje na twoim stole, to może trzeba było wybrać pracę w ubojni albo zakładzie pogrzebowym? - zrobiła równie paskudny uśmiech, co on - Wtedy nie musiałbyś martwić się sprzeciwem.
Powoli podniosła się do siadu wypróbowując swoje siły. Jego "lekarskie" zalecenia mało ją obchodziły. Sama doskonale wiedziała, że jest słaba i obolała. Ciężko było rozruszać się z odrętwienia, poza tym rana na brzuchu, choć pięknie oczyszczona i zszyta, bolała jak cholera. Rachela oczywiście ani razu się nie skrzywiła, to byłoby poniżej jej godności. Szczególnie w towarzystwie tego typa. Spojrzała na niego raz jeszcze. Kiedyś musiał być naprawdę przystojny, teraz wyglądał jak nieco atrakcyjniejsza wersja zombie z serialu, który oglądała kiedyś w Świecie Ludzi. Sama odpięła pas opinający biodra odtrącając jego ukryte w rękawiczkach dłonie. Ostrożnie przekręciła się i powoli zwiesiła nogi ze stołu. Nie próbowała wstawać, żeby przy nim nie upaść. Siedziała podparta na rękach, lekko odchylona do tyłu. Ból słabł, gdy nie wykonywała ruchów.
Przyszedł czas pomyśleć, co dalej. Uratował ją, owszem. Wszystko pięknie, ładnie, ale trzeba się rozliczyć. Rachela aż za dobrze wiedziała, że pojęcie dobroczynność to archaizm.
-Statystyki statystykami, ale nie ma nic za darmo. Na wzięcie mnie na stole według wcześniejszego zamysłu nie licz, ale muszę ci jakoś wynagrodzić spaprane ubrania, no i spapraną nockę, którą spędziłeś nad moimi flakami. Zapłacę. Ile chcesz? - stwierdziła beznamiętnie patrząc prosto w niego. Nie było w niej absolutnie żadnego skrępowania. Nigdy nie przepadała za byciem grzeczną i taktowną. Może tym cudownym ratunkiem zasłużył na wdzięczność, ale z pewnością nie na uprzejmość i szacunek. Zamierzała jak najszybciej pozbyć się długu, jaki mimowolnie u niego zaciągnęła. Wszystko jednak zależało od tego, czy i jak bardzo lubił pieniądze.Bane - 1 Styczeń 2019, 18:20 Trafił na złośnicę, co? Dobrze, może przynajmniej będzie ciekawie.
Przyglądał się jej uważnie, mimo, iż na jego twarzy nie było widać ani grama zainteresowania. Była ładniutka, teraz jeszcze kiedy tak mu się stawiała, nabrał na nią jeszcze większej ochoty.
Parsknął szczerym śmiechem słysząc jej uwagę. Trafną, a jakże.
- Ja nigdy nie martwię się sprzeciwem, kochanie, bo nie uznaję czegoś takiego. No, chyba, że jako grę wstępną. - uśmiechnął się do niej paskudnie - A jeśli chodzi o moją pracę: wolę pracować z żywymi istotami. Medycyna robi postępy, znieczulenie ogólne stało się powszechne. W czasie 'zabiegu' pacjent nic nie czuje, a że po obudzeniu wszystko boli... Taki już urok. - wyszczerzył zęby.
Jego gust był... specyficzny. Nie każdy potrafił zrozumieć wysublimowany smak białowłosego, znaleźli się też i tacy którzy uważali go za zboczeńca. Przyzwyczaił się.
Czasami starał się nad sobą panować, czasami wręcz przeciwnie. W dalszym ciągu pamiętał jazdę z Rosie, ostrą, brutalną i cholernie podniecającą. Można powiedzieć, że zatęsknił do tej wyuzdanej blondyneczki.
Ale stojąca przed nim piękność również podnosiła mu ciśnienie. Zwłaszcza kiedy widział jej uśmieszek, ściągnięte brewki i ogólną postawę 'na nie'.
Sama odpięła pas przytrzymujący jej biodra. Odepchnęła jego ręce, dając tym samym sygnał, że nie chce pomocy. Kiedy wstała, zbliżył się do niej gotów by ją w razie czego złapać. Utrzymała się na nogach co dobrze wróżyło. Mimo to, nie odstąpił jej ani na krok.
Cały czas z uśmiechem przyklejonym do twarzy, patrzył na nią z góry bo była niższa. Właściwie nie trzeba było daleko szukać - prawie każdy był od niego niższy. Jeszcze nie poznał kobiety która miałaby dwa metry.
- Nie zrozum mnie źle, ale nie mam ochoty cię przelecieć. Albo inaczej: nie tutaj. Znam właściciela tego przybytku i mam wątpliwości co do czystości w lokalu. - rozejrzał się dookoła i skrzywił - Jeśli już, to wolę uprawiać seks w stosowniejszych miejscach. Na przykład u mnie? Dasz się namówić? - puścił jej oczko i ponownie wyszczerzył w uśmiechu.
Droczył się, przecież nie był zwierzęciem gotowym by ją wyruchać w byle zaplutej kamienicy.
- A tak poważnie: nie ruszaj się przez chwilę. Chcę sprawdzić jak pracuje blizna. - powiedział i przykucnął przed nią tak, by jego twarz znalazła się na wysokości jego twarzy.
Nie czekając na pozwolenie czy sprzeciw, odchylił delikatnie kawałki jej ubrania, sztywne od krwi i dotknął szramy która pozostała po jego pracy. Przesunął palcem po ładnej linii, nie naciskał bo wiedział, że brzuch nadal ją boli.
Spojrzał w górę, na jej twarz. W tej pozycji wyglądała jeszcze lepiej - posłał jej uwodzicielski uśmiech i oblizał usta. Celowo, jakby chciał dolać oliwy do ognia.
- Jeśli chcesz, zaradzę coś na ból. - powiedział z uśmiechem, nadal pozostając w kuckach.Rachela Quinlay - 1 Styczeń 2019, 20:16 -Czyli jesteś jednym z tych, co im się wydaje, że skórzane paski albo zastrzyk załatwią wszystko? Zero fantazji... - spojrzała na niego z ukosa - Szkoda, myślałam, że ta rozmowa pójdzie w nieco innym kierunku. - odrobinę zmieniła ton i udała nadąsaną. Po części z niego kpiła, ale też nieco żałowała, że na jej drodze stanął kolejny nadymający się jak dumny ropuch inteligent.
W rzeczywistości odrobinę ją kręcił, a jakże, jednak prędzej umarłaby z ochoty, niż przyznała. A do takiej śmierci było jej daleko. Mężczyźni, z którymi dotychczas spała zazwyczaj kończyli z poderżniętym gardłem. Czerpanie tego rodzaju przyjemności ze swojej pracy zdarzało się jej tylko od czasu do czasu, gdy akurat trafiła na jakiś, nazwijmy to pociągający cel. Medyk irytował ją swoimi głupimi zagrywkami, ale to była słodka irytacja. Nie był pierwszym facetem w jej życiu, z którym wiedziała, że spać się nie powinno. Spotkała już kilku takich "niezdatnych" i z doświadczenia wiedziała, że pożytku z tego nie będzie, a może nawet i przyjemności.
-Tak, tak, już lecę. - zadrwiła - Nie ma szans, kochany. Wracaj lepiej do swoich pacjentek.
Nie odpowiedział na jej pytanie o cenę swojego zdrowia, nie drążyła więc dalej. Pozwoliła obejrzeć ranę, nie wzbraniała się przed dotykiem. Ponownie wytrzymała falę bólu i spojrzała na niego z góry. Drażnił się z nią, bez wątpienia. Szkoda, bo to strata czasu.
-Na ból? Dzięki, ale przywykłam. Jak się bierze za dużo leków, organizm się rozleniwia. A ja nie mogę wypaść z formy. Mdlenie przy byle draśnięciu - spojrzała na swoją ranę - byłoby szalenie kłopotliwe w moim fachu.
Ponownie wróciła myśl o spapranym kontrakcie. Cholerny dzieciak może, co prawda myśleć, że ją zabił, ale już wie, że na niego polują. Pewnie dobrze się ukrył, albo załatwił jakąś ochronę. Wytropienie go ponownie może trochę zająć, ale Rachela nie zamierzała odpuścić zlecenia. Nigdy, przenigdy nie odpuszczała.
Po chwili jej myśli wróciły do chwili obecnej. W pokoiku było strasznie duszno, a ona wciąż czuła się słabo. We wpadających przez zamknięte okienko promieniach słońca widać było unoszący się w powietrzu kurz. Oddychanie wciąż sprawiało jej trudność, jednak nie taką jak ubiegłej nocy.
-Mógłbyś otworzyć okno? - zapytała patrząc w kierunku źródła światła.Bane - 14 Styczeń 2019, 01:30 Zabawa z nią w słowną potyczkę była ciekawa, bo kobieta była dość... wyszczekana? Nie, to złe słowo. Nieładne. Ona po prostu nie dawała się podejść i parowała każdy cios. Następnie wyprowadzała celną ripostę. Podobała mu się.
Ciągłe przebywanie wśród płaczliwych pacjentów, dzieci i starców sprawiło, że zapomniał jak bardzo różni potrafią być mieszkańcy Krainy Luster. Brakowało mu urozmaicenia pracy. A tu proszę! Znalazł na ulicy umierającą ślicznotkę która dodatkowo pokazywała pazurki! Słodko.
Kiedy dosadnie dała mu znać, że nie jest nim zainteresowana - odpuścił. Nie chciał jej płoszyć. Miał dosyć dobrą opinię w tym świecie i nie bardzo uśmiechało mu się budowanie reputacji od nowa. Ostatecznie więc postanowił nie brnąć w temat zabaw z użyciem pasków.
Uśmiechnął się kiedy powiedziała o bólu. Przyglądał się jej uważnie - chociaż wyglądała na dość kruchą, mięśnie pod skórą miała bardzo ładnie zarysowane, całe ciało jawiło się mu jako sprężyste i skoczne. Ciekaw był jaki tryb życia prowadziła, ale nie zapytał o to, ponieważ nie zawsze zaczepianie nowo poznanej osoby o zawód kończyło się dobrze.
Podszedł do okna na jej prośbę i uchylił je lekko, wpuszczając do środka chłodne, nocne powietrze. Pewnie Aptekarz będzie się potem burzył, że Bane naruszył tym jego kurzową skorupkę która utworzyła się na meblach a do której już zdążył się przywiązać... Ale mówi się trudno. Bane miał to zwyczajnie w dupie. I tak będzie musiał zapłacić za pobyt w tym przybytku.
- Mówię poważnie, mogę pozbyć się bólu. Nie lekami a moją mocą. - powiedział odwracając się do niej - Myślę, że perspektywa spaceru w pełnej sprawności jest troszeczkę milsza niż skradanie się po kątach i trzymanie za bolący brzuszek. - dodał podchodząc bliżej.
Schował ręce do kieszeni i posłał jej łagodny, lekki uśmiech. Nie było sensu jej złościć. Była jego pacjentką... No cóż, jedną z pacjentek nie potraktował najlepiej i za to dostał kuratora, dlatego też słodką ciemnowłosą musi traktować z szacunkiem.
- Swoją drogą, nazywam się Bane Blackburn. Miło mi cię poznać.
Rachela Quinlay - 19 Styczeń 2019, 19:13 -Masz rację - przyznała po chwili namysłu - Mam spory kawałek do przejścia.
Na myśl o melinie, w której się zatrzymała, aż zrobiło jej się zimno. Powrót do lokalu, który był czymś pomiędzy zaludnioną piwniczką, a magazynem z miejscami sypialnymi. Takie paskudne nory w żadnym wypadku nie sprzyjają rekonwalescencji, ale za to najłatwiej w nich o zachowanie anonimowości. Trzeba się stamtąd zabierać jak najszybciej, najlepiej od razu na drugą stronę. Tam przynajmniej czeka na nią przytulne, czyste mieszkanie w Krakowie i święty spokój. Tylko jak tu się przeprawić do Świata Ludzi w takim stanie? Może te moce doktorka faktycznie pomogą na jakiś czas zachować jej pion?
Snucie tych odległych projektów na przyszłość przerwała jej fala chłodnego powietrza, które dotarło do niej z otwartego okna. Odetchnęła głęboko, starając się nie naruszyć rany.
Spojrzała raz jeszcze na swojego irytującego wybawcę. Ostatecznie miała u niego spory dług.
-Rachela - przedstawiła się. Nigdy nikomu nie podawała nazwiska, jeśli nie było takiej potrzeby. W jej sytuacji im mniej osób wiedziało, tym lepiej.
Odwróciła się tak, by miał jak najlepszy dostęp do rany.Bane - 19 Styczeń 2019, 20:04 Uśmiechnął się kiedy przyznała mu rację. O tak, lubił ją mieć. Lubił panować, popisywać się zdolnościami i talentem, zwłaszcza przy pięknych kobietach.
Kiedy się przedstawiła, skłonił głowę z szacunkiem. Nie podała mu swojego nazwiska, ale czy jest ono ważne, w świecie, gdzie co druga osoba operuje pseudonimem? Bane nie dopytywał. Można to zwalić na chęć zachowania jej prywatności... Ale tak naprawdę nasz egoistyczny doktorek miał jej nazwisko głęboko gdzieś. Był na tyle zadufany, by nie zawracać sobie głowy takimi błahostkami. I tak nie będzie chciał od niej zapłaty, bo uratował ją po godzinach. Po co mu więc jej nazwisko?
Miała u niego dług, ale nie zamierzał jej tego wypominać. Kiedy nadejdzie stosowna pora a on będzie potrzebował jej obecności, znajdzie ją. Chociaż Kraina Luster była ogromna - prawie tak jak Świat Ludzi, a może nawet i większa? - przy odrobinie wysiłku, można było namierzyć każdego.
Podszedł do niej powoli, jak zaklinacz do rozwścieczonego zwierzęcia, cały czas patrząc jej w oczy i z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Dzięki otwartemu oknu, świeże powietrze nieco rozrzedziło gęstą atmosferę. Dodatkowo - wyraziła zgodę na jego pomoc, dlatego nie musiał się niczego obawiać.
- Dobrze więc, użyję swojej mocy by zabrać ból. - powiedział i przykucnął przy jej brzuchu, oglądając swoje dzieło. Blizna nie była najpiękniejsza, ale jak na polowe warunki, sprawił się zadowalająco. Obawiał się co prawda, że przez przypadek mogło się wdać lekkie zakażenie... Cóż, czas pokaże czy Rachela przeżyje.
Jego dłonie zaświeciły białym blaskiem kiedy dotknął jej skóry a wzory podpełzły w górę, na znak użycia mocy. Cyrkowiec skupił się na ciele kobiety, by dokładnie wybadać źródła bólu i je zlikwidować. Chciał jej pomóc z czystej, ludzkiej przyzwoitości. No i kiedyś przecież przysięgał... kiedy odbierał dyplom i tym samym rozpoczynał życie jako prawdziwy lekarz.
Leczenie nie trwało długo, już po dwóch minutach było po wszystkim. Bane zabrał dłonie ale nie wstał od razu. Udał, że ogląda szramę, ale tak naprawdę zbierał siły. Trochę się dzisiaj napracował przed wypadkiem i łataniem tej ślicznotki. Czas by wracał do Kliniki...
- No i gotowe. Ból nie powinien ci już doskwierać. - powiedział w końcu, wstając i prostując się z dumą - Jeśli jednak w ciągu najbliższych dni będziesz odczuwać cokolwiek niepokojącego, zgłoś się do Kliniki w Mieście Lalek, z pewnością znajdziesz drogę. - uśmiechnął się do niej - Nikt tam nie odmówi ci pomocy, ale zapytaj konkretnie o mnie. - puścił oczko i ruszył w stronę drzwi - A tymczasem, wybacz Rachelo, czas na mnie. Muszę trochę odpocząć przed kolejnym dniem pracy. - wskazał jej drzwi, dając tym samym do zrozumienia, że i ona powinna opuścić to miejsce.
Musiał rozliczyć się z Aptekarzem. Mężczyzna już stał w korytarzu, oczekując swej zapłaty. Bane krzywiąc się nieładnie wręczył mu mieszek złotych monet i poradził na odchodnym, by opłacił za te pieniądze ekipę sprzątającą, bo w Aptece panował straszliwy bałagan. Właściciel tylko uśmiechnął się pod nosem i pożegnał dwójkę.
Będąc już na ulicy, Bane uśmiechnął się do kobiety i uniósł dłoń w geście pożegnania.
- Żegnaj Rachelo. Mam nadzieję, że nasze następne spotkanie odbędzie się w nieco milszych okolicznościach i milszym miejscu. - powiedział grzecznie - Dbaj o siebie. Nie chciałbym być wzywany by cię ponownie łatać, mimo iż ciałko masz bez wątpienia apetyczne. - wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu i zaśmiał się na znak, że tylko się droczył.
Ze śmiechem na ustach odwrócił się i odszedł w swoją stronę. Uniósł jeszcze tylko dłoń kończąc pożegnanie i już po chwili zniknął w mroku najniebezpieczniejszej z dzielnic Krainy Luster.
z/tRachela Quinlay - 19 Styczeń 2019, 23:34 Gdy dotknął jej rany ból szybko zmienił się w przyjemne ciepłe mrowienie rozchodzące się po całym ciele. To, co zrobił rzeczywiście przyniosło ulgę i to o wiele większą, niż się spodziewała. Moc, którą uraczył ją Bane nie tylko uśmierzyła ból, ale i wzmocniła jej ciało na tyle, że mogła już spokojnie wstać i całkiem sprawnie się poruszać. Po skończonym zabiegu chwilę jeszcze zastygł w bezruchu. Zupełnie tego po sobie nie pokazywał, ale musiał być potwornie zmęczony tą nocą. Rachelę trochę denerwowała myśl, że nie ma jak mu się odwdzięczyć. Przyrzekła sobie jednak, że zapamięta to nazwisko, los lubi płatać figle i krzyżować drogi często w bardzo nieoczekiwany sposób.
Wstała, rozprostowała zdrętwiałe kończyny. Trochę oporządziła swój strój i sprawdziła kieszenie. Wszystko, oprócz jednego z dwóch sztyletów było na swoim miejscu. Ostrza nie spodziewała się odzyskać. Z pewnością jakiś mieszkaniec tej uroczej dzielnicy już je sobie przywłaszczył. Nie martwiło ją to zbytnio. Miała dość pieniędzy na nowy, a zlecenie... chłopak nie ucieknie. Nawet, jeśli M. nie zapłaci za spaprany kontrakt, Rachela z przyjemnością ponownie poszuka tego małego arystokraty, gdy wróci do formy i zajmie się nim dla własnej satysfakcji. Tym razem uważając na sprzączki...
Wyszła z pomieszczenia tuż za medykiem. Bane zapłacił, zdaje się właścicielowi tego wątpliwego przybytku i skierował się do wyjścia. W drzwiach jeszcze zanim się rozeszli wstrzymała go kładąc dłoń na ramieniu.
-Dziękuję. - powiedziała, tym razem zupełnie poważnie - Gdyby nie ty byłoby po mnie.
Opuszczając kamienicę rozejrzała się. Znała to miejsce, przechodziła tędy ubiegłego wieczoru tropiąc chłopaka. Droga do przybytku, w którym się zatrzymała była prosta, ale dość długa. Rachela miała nadzieję, że magiczne znieczulenie pozwoli jej dotrzeć tam dość szybko. Im mniej będzie chodzić po mieście w zakrwawionych ubraniach, tym lepiej. Co prawda ostatnia noc nie należała do najbardziej udanych, ale ostatecznie znów spadła na cztery łapy. Tym razem z małą pomocą.
-Jeszcze się spotkamy, panie Blakckburn... - dodała odchodząc.