Seamair - 6 Kwiecień 2018, 03:09 W czasie szamotaniny, której celem było podanie eliksiru, miałam wrażenie, iż przyszło mi się mierzyć ze szczeniakiem… Gdyby nie stan czarnofutrej bestii, zapewne scenę, gdy ten zasłania sobie pysk łapami, mogłabym uznać za komiczną. Teraz jednak nie było mi do śmiechu, zaś upór stworzenia zaczynał podsycać we mnie płomień frustracji.
-Nie szarp się, bo rany zaczną na nowo krwawić. I przestań zachowywać się jak szczeniak! To lekarstwo, pokazałam Ci, że nie trucizna. I nie mówię, że jest dobre, ale pomoże na rany.
Wyjaśniłam teraz już nieco dobitniej, żywiąc nadzieję, iż taki przekaz szybciej trafi do wilczych uszu. Nie on jeden był tutaj uparty, oj nie… Gdy bestia, na nowo zaczęła powarkiwać i ewidentnie straszyć mnie kłapnięciami białych kłów, również i ja obnażyłam własne kiełki.
-Jeśli mnie ugryziesz, to po prostu odpłacę Ci tym samym. Może i mam mniejsze zęby, ale też zaboli.
Przestrzegłam bestię, choć nie spieszno było mi do spełniania swej groźby. Chociaż prawda była taka, że już kilkukrotnie zdarzyła mi się podobna sytuacja. Do dziś nie zapomnę, zdziwienia malującego się na pysku Furbo.
W tym wszystkim dziwne wydawało mi się, iż bestia nadal nie przemówiła, aż w końcu zdałam sobie sprawę, iż może nie rozumieć moich oczekiwań. Wszak raczej nie wielu Poskramiaczy tułało się po świecie, to też fakt, iż dwunożna istota rozumie ich mowę, był dla wielu stworzeń co najmniej zagadkowy.
-Może wcześniej nie wyraziłam się dostatecznie jasno. Jeśli zaczniesz mówić, zrozumiem… Przestań wiec wyć i ujadać i odezwij się do mnie jak do jednego ze swoich. Jak do innego Likyusa. Muszę wiedzieć co się stało, by pomóc. Czas nas goni…Mari - 22 Kwiecień 2018, 08:54
Bestia warknęła i odwróciła łeb od kobiety. Nie chciał tego lekarstwa. Nie potrzebował. Po chwili namysłu lekko do niej podpełzł ale nie przyjął lekarstwa. Zamiast tego, pacnął łapą w fiolkę, wytrącając ją rogatej z ręki. Wyraźnie nie chciał nawet próbować czy mu to pomoże czy też nie. Dodatkowo wyraźnie go ubodło to, że nazwała go szczeniakiem. Odwrócił się do niej zadem i nie chciał się ruszyć z miejsca. Gdy zagroziła mu pogryzieniem, mlasnął tylko swoim różowym jęzorem i machnął puszystym ogonem, jakby chciał odgonić jakąś natrętną muchę. Wyraźnie nie był zadowolony z jej towarzystwa i miał gdzieś, że właśnie uratowała mu życie.
Słysząc jej kolejne słowa, nie ruszał się przez chwilę, jednak gdy ta minęła, odwrócił się do niej i spojrzał żałośnie - źli ludzie zabrać stado...oni się nie ruszać...wszędzie krew... - powiedział w końcu, mając nadzieję, że zrozumie, że pomoże - ja chcieć pomóc, ale złapać się w pułapka - zaskomlał i poruszył swoją chorą łapą -ty pomóc, Ty rozumieć! Ty pomóc złapać, pomóc stado! - mówił dość chaotycznie, ale raczej przekaz był jasny. Likyus chciał ocalić swoje stado, ale chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, że całe jest martwe - tam być moja suka i szczeniak - dodał żałośnie. Był młody, więc pewnie to było jego pierwsze młode. Musiał mieć jakąś lepszą rangę w stadzie, skoro udało mu się do tego doprowadzić -Ty pomóc, prawda? - dodał i dotknął nosem jej dłoni.
Seamair - 25 Kwiecień 2018, 02:27 Zmarszczyłam gniewnie brwi, gdy wilczydło wytrąciło mi fiolkę z dłoni. Całe szczęście, mogłam się pochwalić niezłym refleksem, niezbędnym każdemu dobremu szermierzowi. Mimo to odrobina płynu przelała mi się po ręce. Przez chwilę wpatrywałam się w fioletową stróżkę eliksiru, w końcu przesuwając po niej językiem. Tego rodzaju specyfików nie należało marnować, przyrządzenie tak silnego eliksiru trwało nawet kilka dni i kosztowało wiele pracy, o czym sama wiedziałam z praktyki.
Bestia, naprawdę niedawno musiała wyrosnąć ze szczenięcego wieku… Znałam dobrze ten rodzaj, młodzieńczej buntowniczej natury mieszającym się z często nieuzasadnionym uporem. Choćby z autopsji. Uśmiechnęłam się niemal niezauważalnie, gdy Likyus w końcu zaczął ze mną rozmawiać. Już po kilku wypowiedzianych przez niego kwestiach, mogłam jasno stwierdzić, iż stworzenie to żyło zupełnie dziko, unikając kontaktów z „ludźmi”. Bestie, które interesowały się towarzystwem lustrzanych mieszkańców, albo żyły w ich bliskim otoczeniu, bądź po prostu posiadały opiekunów, artykułowały się w dużo bardziej złożony sposób. Dość szybko dokonałam owego odkrycia w swej praktyce Poskramiacza. Najważniejsze jednak było, że oboje, mogliśmy się teraz porozumieć.
-Tego się obawiałam… w jaki sposób udało się im was pojmać? Mieli pułapki? Broń palną? Czy może posłużyli się jeszcze czymś innym?
Te informacje nie były bez znaczenia, chciałam wiedzieć, z czym przyjdzie mi się wkrótce mierzyć. Chciałam oszacować siłę i możliwości swoich przeciwników. Nie wiedziałam, czy jakimś sposobem udało im się pojmać całe stado, czy może raczej zajmowali się każdym wilkiem z osobna. Nie miałam też pewności czy jakiekolwiek ze schwytanych stworzeń jeszcze żyło. Nie chciałam jednak gasić płomienia nadziei, wiedziałam, że ocalała bestia, potrzebowała go teraz równie mocno, jak powietrza.
-Pomogę, od początku staram się Ci to powiedzieć.
Drgnęłam po kolejnych słowach, jakie wydobyły się z zębatej paszczy. W głowie znów zamajaczył mi obraz nieruchomej sterty ciał… zapach śmierci.
-Rodzina…
Szepnęłam niemal bezgłośnie, moja dłoń instynktownie zwinęła się, w pieść. Dobrze jest mieć o co walczyć… nawet jeśli los zdaje się stawiać Cię na z góry przegranej pozycji. Determinacja potrafiła zdziałać naprawdę wiele.
-Pomogę Ci, odnajdziemy Twoje stado. Zadbam o to by Ci, którzy podnieśli na Was rękę, zapłacili za przelaną krew.
Moje spojrzenie przez chwilę ponownie zatrzymało się na fiolce z lekiem. Nie miałam zamiaru dać za wygraną. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby Likyus miał skonać z powodu trucizny… substancje te bywały naprawdę zdradzieckie. Dało się uwarzyć mieszanki, których śmiercionośne działanie przychodziło z czasem, albo były tak subtelne, iż ofiara nie zdawało sobie sprawy, iż od dłuższego czasu, zbliża się do krańca swego istnienia.
-Najpierw jednak poważ, że mi ufasz. Skoro mam pomóc w ratowaniu Twojego stada. Rany, jakie Ci zadano, mogą wydawać się nie groźne, ale mogą być to pozory. Ludzie tacy jak Oni często sięgają po trucizny, miałam już z takimi do czynienia. Jeśli ostrza były zatrute, ten lek Ci pomoże. Szybciej wrócisz do siła. A sam wiesz, że ich potrzebujesz, jeśli chcesz pomóc swoim.
Zwinęłam dłoń w miseczkę i wylałam na nią zawartość fiolki, podtykając ją przed wilczy pysk. Ponownie ryzykowałam, ale musiałam spróbować. Bez względu na to, czy czworonóg, wypije czy też nie, i tak zamierzałam mu pomóc.
-Przez ten śnieg, trop może się zatrzeć… muszę ruszać, nim to się stanie.Mari - 26 Kwiecień 2018, 12:43
Likyus zaskuczał żałośnie - ja nie wiedzieć. Ja być na polowaniu, gdy oni przyjść - zaskomlał i położył smutno łeb na łapach- ja wrócić i oni zabierać stado, a ja wpaść w pułapka i nie móc im pomóc - powiedział i oblizał lekko swój czarny nos. Wpatrywał się w miejsce, gdzie wcześniej stał wóz, a z którego nadal dobiegał go zapach posoki jego towarzyszy. Powęszył w tamtym kierunku i zawył żałośnie, jakby oczekiwał, że ktoś mu odpowie, ale jedyne co mu odpowiedziało to głucha, martwa cisza.
Spojrzał na nią i podczołgał się. Liznął niepewnie jej dłoń po czym od razu się odsunął. Chciał pokazać, że liczy na jej pomoc, ale jednocześnie nie ufał jej. No cóż, nadal był dziką Bestią, która po prostu potrzebowała pomocy kogoś z zewnątrz. Gdyby mógł to by już pewnie złapał wóz z jego towarzyszami, ale niestety nie był w stanie się za bardzo ruszać.
- Ty pozbawić ich stada tak jak oni mnie? - zapytał z nadzieją, jednocześnie jego głos stał się bardziej warczący, a wilk uniósł lekko wargę, pokazując jak bardzo jest zdenerwowany. Naprawdę utrata pierwszego miotu i suki bardziej go chyba bolała niż te wszystkie rany.
Cofnął się bardziej i warknął groźnie, gdy kobieta podsunęła mu rękę z dziwnym płynem. Pachniał jak zioła, ale czy na pewno mógł jej tak zaufać? W końcu jednak spróbował. Liznął kilka razy ozorem i już nie było śladu po eliksirze, za to język bestii cały czas się poruszał, jakby należał do jakiegoś gada, a nie ssaka.
- Ty iść przodem. Ja poszukać czy ktoś nie zostać. Małe się bać, więc mogą ukrywać w nora - powiedział i wstał z trudem. Poczekał jednak aż kobieta się oddali. Widać nie chciał jej pokazywać gdzie jest ich nora, aż tak jej nie ufał.
Gdy Seamair ruszyła już w kierunku, w którym zniknął powóz, mogła zobaczyć, że ślady są już prawie całkowicie zasypane. Przez jakiś czas mogła iść po prostu w kierunku, w którym odjechali, ale co jak się zjawi na jakimś rozwidleniu, które było zaledwie jakieś dwieście metrów dalej? Jak znajdzie drogę, gdy jest ciemno, a ślady są ledwo widoczne. Brak światła na pewno temu nie sprzyja, by znaleźć kłusowników.
Seamair - 27 Kwiecień 2018, 05:04 Żałosne i pełne rozpaczy wycie, na które nie przychodziła, żadna odpowiedz… było tym co, rozdzierało oba moje serca, jednocześnie podsycając furię kłębiącą się w umyśle. Jak „ludzie” mieli czelność traktować te stworzenia jak nic nieznaczący towar… Przez całe swoje życie nauczyłam się, iż prawdziwymi bestiami zwykle okazywali się ludzie. Skinęłam wilkowi na znak zrozumienia, żałowałam, jednak iż nie dostrzegł, czym posługiwali się napastnicy. Z innej strony było to pocieszające, marne, ale zawsze jakieś. Widział jedynie owoce pracy swych oprawców, nie w chwile, gdy z jego najbliższych uchodziło życie.
-Tak, pozbawię życia Wszystkich, którzy są odpowiedzialni za wasze cierpienie.
Powiedziałam z chłodek, godnym pocałunku królowej wiecznych mrozów. Wizja tego, iż miałam przelać ludzką krew, nie robiła na mnie wrażenia. Byłam posłańcem, głosem sprawiedliwości i narzędziem zemsty, tych, których krzywd nie rozumiała reszta świata. Ryzykowałam i to wiele, ale nie mogłabym spać spokojnie, gdybym wiedziała, że te szumowiny w każdej chwili, mogą zaatakować ponownie. Taką drogę wybrałam, razem z jej wszystkimi konsekwencjami.
Uśmiechnęłam się, czując ukłucie satysfakcji, gdy bestia w końcu wypiła eliksir. Wiedziałam doskonale, że nie należał do szczególnie smacznych. Sama podobnie się krzywiłam, gdy sytuacja zmuszała mnie do jego konsumpcji. Wiedziałam, jednak że jest skuteczny, a to w tej chwili było najważniejsze.
-Mam nadzieję, że zostały.
Powiedziałam ze szczerą nadzieją, po czym przeniosłam wzrok w miejsce, gdzie zniknął powóz. Nie miałam zamiaru narażać Likyusa, nie mogłam jednak zabronić mu iść szukać zemsty i ratunku dla bliskich.
-Jeśli młode przeżyły, zabierz je w inne miejsce. Nie mamy pewności, że Oni nie wrócą. Postaram się, by nie mieli już takiej okazji, nigdy. Zabiję ich i jeśli ktoś z Twojego stada ocalał, sprowadzę tu z powrotem.
Oświadczyłam, po czym delikatnie przesunęłam dłonią po łbie bestii, jeśli ta na to pozwoliła. Po tym krótkim pożegnaniu ruszyłam w ślad za oprawcami. Otuliłam się szczelniej płaszczem i kapturem peleryny, chroniąc się przed chłodem.
Zmrok coraz szczelniej otulał świat, chowając go pod osłoną cieni… brak światła zaś znacznie utrudniał wypatrywanie krwawych śladów wśród śniegu. Cieszyłam się z zabrania niewielkiej latarni oraz zapałek. Delikatny blask płomienia pozwolił mi podążać nadal krwawą drogą. Obawiałam się jednak, że stale puszący śnieg w końcu przykryje ślady, ja zaś będę musiała się zdać na inną metodę tropienia.
Podczas swego marszu cały czas rozglądałam się pilnie. Pamiętałam, że należy uważać nie tylko pod nogi, ale również na to, co ma się przed sobą. Wypatrywałam nie tylko potencjalnych agresorów, lecz również bestii, które mogłyby podzielić się ze mną swą wiedzą. Po dłuższym czasie natrafiłam na jedną, którą okazał się mój avi. Ptaszyna siedziała zmarznięta i umęczona na jednej z gałęzi. Bestyjka próbowała, dogonić powóź, niestety pogoda nie sprzyjała lotom, zwłaszcza dla tak delikatnych skrzydełek.
Ogrzałam ptaszynę w dłoniach, by później przełożyć ją do wnętrza kieszeni płaszcza. Wyściełana miękkim futerkiem, stanowiła dobrą ochronę przed mrozem. Kazałam aviemu odpocząć, zadałam mu jedynie pytanie, czy zauważył coś godnego uwagi.Mari - 28 Kwiecień 2018, 11:57
Wilk przytaknął jej tylko głową, że na pewno zaprowadzi maluchy w inne miejsce. Naprawdę miał nadzieję, że jednak ktoś przetrwał, że kogoś mu nie zabrali.
Całe szczęście, że Avi nie był biały, bo by chyba go nie znalazła. Był naprawdę przemarznięty i jak na razie raczej nie będzie zbyt pomocny, poza przekazaniem potrzebnych informacji. Drżący ptaszek, powiedział tylko, że kierują się na południa, a w pewnym momencie skręcili do lasu, pomiędzy trochę rzadsze drzewa. Nie ma tam ścieżki i Avi nie do końca potrafił powiedzieć gdzie to było. Na pewno minęli dwa rozwidlenia i ostry zakręt. Musiał jednak wracać, bo pogoda nie pozwoliła mu na dalsze śledzenie kłusowników. Raczej życie było mu jeszcze miłe.
Gdy Sea ruszyła dalej, faktycznie doszła do rozdroży. Jedna ścieżka prowadziła prosto, a druga w prawo, musiała zdecydować, nim śnieg całkiem zakryje ślady. Już teraz było trudno znaleźć jakiekolwiek czerwone plamy, przynajmniej bez jakiegoś szukania. W końcu krew nie szybko zniknie ze śniegu, ale może zostać całkiem przykryta.
Jeśli wybrała dobrze, ruszyła dalej dochodząc do ostrego zakrętu, który następnie okazywał się slalomem między kępkami różnych rodzajów drzew. Jednak jeśli wybrała źle, to ścieżka po chwili zaczęła iść w przeciwnym kierunku niż powinna, zupełnie jakby wracała do punktu wyjścia.
Seamair - 2 Maj 2018, 01:48 Nie wiedziałam, jak długo już podążałam za tropem kłusowników. Nie czułam jednak znużenia ani nawet zmęczenia. Rozpalała mnie złość, zaś kierowała mną bogini zwane Zemstą. Pani, która uwielbiała obrazy malowane krwią wrogów. Budziła tę stronę mnie, z którą nikt o zdrowych zmysłach nie chciał mieć do czynienia. Chciałam już znaleźć się na miejscu, dopaść ich, lecz przede wszystkim sprowadzić czy został ktoś, kogo można by ocalić...
Z ochotą ponownie rozwinęłabym skrzydła, przekształcając się w sowę. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż ów kamuflaż okazał się wyjątkowo trafny. Przypomniałam sobie, jak jeden z kłusowników dwukrotnie oberwał w swój czerep za zbyt ożywione zainteresowanie, dla elementu tutejszej fauny. Musiałam jednak trzymać się blisko ziemi, w przeciwnym razie zgubiłabym trop. Zresztą, jeśli te bydlaki mają, choć odrobinę olejów w głowach, to na pewno zadbały o zakamuflowanie swej meliny. Pozostawało mi podążanie za krwawym szlakiem. Gdy dotarłam do kolejnego rozwidlenia, przyklęknęłam przy obu ścieżkach, stawiając latarnię na ziemi, żłobiłam palcami ślad w śniegu. Nawet jeśli świeża warstw białego puchu zakryła szkarłatne plamy, to przecież te nie mogły ot, tak wyparować. Nadal kryły się w śniegu, tyle że nieco głębiej. Krwawe bryłki śniegu wskazały mi właściwy kierunek. Po parunastu metrach natrafiłam na gęstwiny drzew. Sposób, w jaki rosły wydawał mi się nienaturalny... W pewnym momencie zatrzymałam się, chowając za jednym z pni. Szłam już całkiem długo, nie miałam pewności, kiedy dotrę do kryjówki swych przyszłych ofiar... lecz chciałam by, moja przyszła wizyta pozostała niespodzianką. Dlatego też zgasiłam niewielką latarnię i z powrotem umocowałam ją do torby. Wzięłam głęboki wdech, po czym pomyślałam o istocie, której formę zamierzałam przybrać. Po chwili mogłam zaprezentować się światu w nowej odsłonie i futrze, dla którego ludzie potrafili zabijać. Przemieniłam się w niewielką lisicę, o mleczno białym umaszczeniu. Niewielki rozmiar oraz barwa futra pozwalały mi na łatwe zlanie się z otoczeniem. Kolejnym atutem był niezwykle czuły nos, który teraz drażnił zapach posoki. Początkowo miałam zamiar przemienić się w wilczyce, ta jednak mogłaby zainteresować kłusowników, gdy w końcu na nich natrafię.Mari - 9 Maj 2018, 20:52
Odróżnienie brudu od krwi było niezwykle trudne, ale EksUpiornej się to udało. Ruszyła ścieżką, która prowadziła w prawo, by po chwili skręcić ostro w lewo i przerodzić się w slalom.
Kobieta nie mogła naleźć żadnych śladów, świadczących o tym, że nie tak dawno temu mógł przejeżdżać tędy jakikolwiek wóz. Ale cóż. Takie już uroki zimy. Jeśli jednak rozgrzebywała dość ostrożnie śnieg, to mogła odnaleźć coraz to mniejsze ślady krwi. Posoka była już mocno zmrożona i tworzyła piękne, szkarłatne kryształki, które niestety nie wytrzymają nawet dotyku, bo od razu się roztopią.
Zamiana w lisa była dobrym wyborem. Co prawda śnieg sięgał jej trochę wyżej niż do brzuszka, ale taki futrzak nie powinien mieć z tym większego problemu. Jedyne co raczej nie było planowane to to, że biedny, zmarznięty Avi musiał znów zacząć latać, bo inaczej zamarznie w śniegu. No chyba, że będzie podróżował na grzbiecie swojej pani, ale czy wtedy nie rzucali by się za bardzo w oczy?
Gdy poruszała się przez kilkanaście minut według tropu, nagle znalazła się w miejscy, w którym drzewa tworzyły swoiste, ogromne tipi. Był to naturalny wytwór, albo ktoś dopomógł naturze magią. Jakikolwiek nie byłby powód powstania tego dziwnego tworu, miał on za małe wejście by mógł tam wjechać wóz. Nie było też widać żadnej straży. Czyżby trafiła nie w to miejsce, w które powinna?
Seamair - 14 Maj 2018, 19:26 Avi znalazł przystań na lisim grzbiecie. W zagłębieniu między karkiem a łopatkami, gdzie mógł się skryć w gęstym i aksamitnie miękkim białym futrze. Gdzie od frontu był niewidoczny, z boku zaś mógł przypominać świeżą plamę krwi.
Nietypowe drzewo, czy może raczej ich plątanina od razu przyciągnęła moją uwagę. Tego rodzaju rzeczy nie widuje się w lesie na co dzień, ponieważ drzewa nie zwykły pałać do siebie aż taką chęcią bliskości. Obejście całego tworu zajęło mi trochę czasu, szukałam jednak miejsca, przez które można było zerknąć do środka, a później i dostać się głębiej. Nie miałam zamiaru przeciskać się przez pierwszą lepszą napotkaną dziurę... gdy mogło okazać się, że z kolejnej rozciąga się dobry punkt widokowy. Pilnie nadstawiałam również uszu, posiadając teraz znacznie bardziej wyczulone zmysły, chciałam zrobić z nich użytek.
To miejsce należało sprawdzić. Fakt, iż nie było możliwości, by wóz mógł realnie przejechać przez drewniane ściany, niczego nie zmieniał. To była w końcu Kraina Luster, rzeczywistość lubiła się tutaj naginać i to do granic absurdu. Jeśli miejsce to powstało z użyciem magi, ta sama magia mogła, posłużyć temu by drzewa rozstąpiły się, a później powtórnie splotły. Istniała bestia, jedna z pradawnych, która posiadała właśnie taką moc, jaką była kontrola otaczającej jej natury. Nie udało mi się spotkać jeszcze owej istoty, jednak czytałam o niej w kilku bestiariuszach. Wszystko mogło być też kwestią odpowiednio nałożonej iluzji albo jeszcze innej mocy. Pewne było jedno, należy zachować czujność...Mari - 17 Maj 2018, 17:19
Tipi nie wyróżniało się niczym szczególnym. Ot kilka czy tam kilkanaście drzew, które wyglądały jakby miały wspólną koronę. A może to było jedno takie dziwne drzewo? Kto by tam wiedział, w końcu to Kraina Luster.
Nie ważne jak długo Sea szukała wejścia, było tylko jedno. Od frontu. W pozostałe otwory może pod postacią lisa czy innego, mniejszego zwierza by się wcisnęła, ale komu by się chciało wciskać w tak małe dziury, gdy jest wystarczająco duże przejście.
No właśnie. A propos głównego wejścia. Była ono wystarczająco wysokie i szerokie, by przeszedł przez nie lis, a nawet średni wilk. Ale człowiek? Tak średnio. No chyba, że na czworaka, albo jakiś karzeł, to jak najbardziej. W środku za to była nieprzenikniona ciemność, ale na pewno nie było żadnej dziury, do której by wpadła. Po prostu zwykłe, suche runo leśne.
Okolica za to nie różniła się niczym od normalnego, zimowego widoku dla malinowego lasu. Ot taka sobie polanka, naokoło drzewa i pełno śniegu. Nie licząc drogi, którą tutaj przyszła, nie było na śniegu żadnych śladów. Po prostu idealna, śnieżna pierzynka, która aż prosiła się, by w niej poskakać albo zrobić w niej orła? Aniołka? Jak zwał tak zwał.
Gdy weszła do środka, pochłonęły ją całkowite, wręcz egipskie ciemności. Nie widziała nawet czubka własnego nosa. Nie słyszała nawet swojego oddechu czy bicia serca. Pod łapami nie czuła podłoża, ale nie spadała w dół, trwała w pustce i jeśli spróbowała się odwrócić to czuła, że to robi. Nie czuła też żadnych zapachów.
Gdy odwróciła się o sto osiemdziesiąt stopni (a może to było kilka kółek wokół własnej osi? Nie da się tego określić) zobaczyła światełko, gdzieś daleko, w czarnym tunelu. Co jednak się jeszcze zmieniło? Nie było wyjścia. Nie widziała śniegu, który przecież powinien być zaraz za nią. Za to zrobiło się trochę cieplej. Nie było jednak żadnego wrażenia opadania, obracania, przeniesienia. Po prostu odwróciła się i zobaczyła światełko gdzieś w oddali. I co teraz? Iść czy pokręcić się jeszcze kilka razy i pojawi się znów wyjście? No cóż. Może warto spróbować?
Seamair - 22 Maj 2018, 22:54 Czy pchanie się do podejrzanej dziury było błędem? Rozważałam tę myśl, niestety już po fakcie... Nie bardzo wiedziałam, gdzie się znalazłam, ponieważ zewsząd przytłaczała mnie ciemność. Jednak to nie brak światła, doskwierał mi najbardziej, lecz poczucie pustki... Moje zmysły wariowały, pozbawione kontaktu z podstawowymi bodźcami. Jedynym pocieszeniem, była świadomość tego, iż dalej mam pełną władzę nad swoim ciałem i nawet jeśli nie wiem, gdzie idę, to mogłam to robić.
Swoją drogą, w podobny sposób zawsze wyobrażałam sobie wnętrze magicznych nakryć głowy, jakie posiadali kapelusznicy. Wszystko tkwiące gdzieś pośród niczego, a jednak mające swe miejsce.
Spostrzeżenie dotyczące braku wyjścia przyprawiło mnie o szybszy rytm bicia serc. Jednak tylko przez chwilę. Od kiedy dysponowałam swoją mocą, przywykłam do tego, że nie ma dla mnie zamkniętych drzwi. Korzystanie z koła ratunkowego na samym starcie nie wróżyłoby jednak zbyt dobrze. Tym bardziej że powinnam się tu rozejrzeć. Nawet jeśli ironicznie, nie widziałam dosłownie niczego... no może z małym wyjątkiem.
Gdzieś w oddali zamigotało jasne światełko, było teraz niczym błędny ognik. Słyszałam, co mawiało się, o chodzeniu w stronę światła, lecz jaki miałam wybór?
Ostrożnie stawiając każdy krok, ruszyłam w stronę światła, mając nadzieję, iż nie skończę niczym ćma bezmyślnie wabiona blaskiem pochodni.Mari - 25 Maj 2018, 11:17
Światło wydawało się w ogóle nie przybliżać. Kobieta, czy raczej a tym momencie lisica nie miała pojęcia nawet czy na pewno się porusza. Albo mówiąc dokładniej, czy w ogóle ruszyła się z miejsca, bo ruszać raczej się rusza.
Spacer trwał długo, jednak światło wydawało się czasem oddawać, czasem jakby być bardziej po lewej czasem znikało i jeśli się rozejrzała, to znajdowało się za nią. Czyżby to światło się ruszało, czy to ona chodzi jak pijana we wszystkich kierunkach? A może to tylko złudzenie? Skoro nie było tutaj strażników to chyba mieli jakiś inny sposób na intruzów. O ile to w ogóle było to miejsce, do którego powinna trafić. Przecież mogła skręcić w złym miejscu, albo zatrzymać się za wcześnie. Nigdy nie wiadomo gdzie tacy mają swoje kryjówki, bo raczej nie pojechali od razu na targ.
Jeśli jednak się nie poddała to po baaardzo długim czasie, który w rzeczywistości okazałby się co najwyżej kilkoma, no może kilkunastoma minutami, bo Seamair szła jednak bardzo powoli i ostrożnie, a do tego miała dość krótkie łapki zaczęły jej wracać zmysły.
Wiedziała już, że idzie po chyba kamiennej posadzce, a światło było coraz bliżej, ale nie było ono specjalnie rażące. Dodatkowo zaczęła słyszeć głosy. Czyżby było z nią coś nie tak i brakowało tylko tego, żeby widziała biegające pod jej nogami białe myszki? O! Czy to jedna z nich właśnie przebiegła przed jej nosem czy to tylko wytwór jej wyobraźni.
Co ważniejsze. Głosy na pewno nie były jej znane. Może głównie dlatego, że nie było tam słychać żadnego mężczyzny, tylko wesołe pogaduchy jakiejś bandy kobiet w różnym wieku? Może jednak lepiej zawrócić, zanim ktoś ją zauważy? A może to jednak tutaj? Lepiej się szybko zastanawiać, bo nigdy nie wiadomo.
Seamair - 7 Czerwiec 2018, 01:29 Przebywanie w tym dziwnym miejscu, przyprawiało nie tylko o dezorientację, ale również niepokój. Mimo iż nie mogłam mieć żadnej pewności, intuicja podpowiadała mi, zarówno że coś jest tu nie tak, ale mimo wszystko nakazywała brnąć dalej w nieznane. Czy słusznie? Odpowiedź na to właśnie pytanie, miał przynieść czas. Nie miałam przy sobie zegarka ani niczego innego co pozwoliłoby mi zorientować się w upływie czasu. Słyszałam, iż dla niektórych, pomocne jest wówczas liczenie uderzeń swego serca. Cóż w moim wypadku nie było o tym nowym, ponieważ nie sposób było nadarzyć na ich podwójnym rytmie, czy skupić się tylko na jednym. Intuicja nie raz ratowała mi życie, teraz nie zamierzałam ot, tak ignorować jej zewu, nawet jeśli droga do celu była niepewna... W chwilach zwątpienia przypominałam sobie sceny z polany, zaś w głowie słyszałam rozpaczliwy skowyt osamotnionej bestii. To wystarczyło, bym na nowo czuła determinację, która pchała moje łapy naprzód.
Nie wiem, ile trwał ten spacer w nicości, ale w wielką ulgą przyjęłam zmianę scenerii. Czułam jakbym, powoli wynurzała się spod wody. Po trzasnęłam łbem, w nadziei, iż jakoś przyspieszy to proces, w którym moje ciało odzyskiwało swego rodzaju świadomość. Bacznie rozejrzałam się po przestrzeni, w jakiej się znalazłam. Miałam zamiar trzymać się blisko ścian, tak nie zwracać na siebie większej uwagi. Przyczaić się. Miękkie poduszeczki lisich łap, pomagały w tym zadaniu, nie czyniąc hałasu, takiego jak choćby twarde podeszwy butów.
Zastrzygłam uszami, skupiając się na dochodzących do nich dźwiękach... śmiech, i nakładające się na siebie głosy... należały do kobiet. Przez chwilę zwątpiła, czy kieruję się we właściwe miejsce... na wozie byli przecież mężczyźni... Z drugiej strony, kto powiedział, że tamci nie mieli wsparcia w swej dziupli? Również kobiety można było spotkać wśród kłusowników, żądza pieniądza niszczyła płeć piękną równie mocno i skutecznie. Postanowiłam dalej brnąć przed siebie, moja czujność wzrastała jednak proporcjonalnie do intensywności słyszanych przeze mnie dźwięków. Gdyby groziło mi, że zostanę zauważona, zawsze pozostawało mi zmienić się w zwierze mniejszego kalibru. Lub wręcz przeciwnie wrócić do własnej postaci i skorzystać z peleryny niewidki. Wszystko zależało jednak od okoliczności, z jakimi przyjdzie mi się mierzyć.Mari - 19 Czerwiec 2018, 18:28
Potrząsanie głową nie przyniosło zamierzonych efektów. Co więcej. Sprawiło, że Koniczynie zaczęło trochę piszczeć w uszach. Trochę tak jak w górach na wycieczkach, gdy jest się dość wysoko, a ciśnienie się zmienia. Ale było to tylko chwilowe. Trochę jakby ostrzeżenie, by tak więcej nie robić.
Do głosów dochodził również szelest materiałów różnego rodzaju, zarówno taniego jak i drogiego i delikatnego. Dźwięki maszyn do szycia, napędzanych nożnie oraz uderzanie guzików od siebie. Wygląda no to, że Sea trafiła na jakąś wytwórnie ubrań. Żadna kobieta nie wyglądała na zmuszoną do pracy. Wszystkie się uśmiechały, plotkowały. Chwaliły się swoimi facetami i dziećmi, zupełnie jakby to była zwykłe miejsce pracy.
Jeśli Cyrkówka postanowiła podejść bliżej, mogła zauważyć, że jeśli tylko nie szła samym środkiem, tylko starała się trzymać w cieniu, to nikt na nią nie zwracał uwagi.
Były tam same kobiety. Nie było ani najmniejszego śladu mężczyzny. Dodatkowo wszystkie rzeczy, które produkowały kobiety były z materiałów. Nigdzie nie było futer, krwi, zwierząt. Nic. Może faktycznie trafiła w złe miejsce? A może musi poszukać czegoś innego? W końcu najciemniej pod latarnią, prawda?
Seamair - 23 Czerwiec 2018, 22:31 Oczywiście jak na kogoś zwiedzającego nieznane sobie miejsce, w dodatku bynajmniej nie będące opuszczonym... trzymałam się w cieniu. Pilnie obserwowałam, jak i nasłuchiwałam, wszystkiego, co działo się wokół mnie. Położyłam uszy po sobie. Nie wiedziałam, co bardziej drażniło. Dźwięki maszyn do szycia czy wesołe trajkotanie obecnych tu kobiet. A może najmocniej irytowała mnie świadomość, że nie znalazłam, tego, czego oczekiwałam... Mój ogon poruszył się niespokojnie, to jednak nie był moment na poddanie się. To zaledwie początek. Nie zamierzałam się cofać, nim nie sprawdzę wszystkiego dokładnie. Mimo iż gwar rozmów mnie drażnił, starałam się wychwycić w ich strzępach informacje, które uznałabym za ważne. Jeśli jednak po chwili nic nie przykułoby mojej uwagi, wówczas zaczęłabym rozglądać się za przejściem prowadzącym do innego pomieszczenia.