Enkil - 15 Czerwiec 2018, 23:56 Gdy drobna dłoń dziewczyny znalazła się przy ostrzu, nie cofnąłem się choćby o milimetr. Odnotowałem jednak ten fakt w pamięci i zmusiłem swą, przytępioną alkoholem uwagę do większego wysiłku. Widać nawet z relaksem można przesadzić, bowiem dawno nie czułem się równie rozleniwiony co teraz.
Zerknąłem na szklane naczynie, które znalazło się praktycznie tuż przed moim nosem. Trzeba było przyznać, iż był to dość nietypowy rodzaj tarczy, by czy nie za nią, miał właśnie posłużyć? A może panna uznała, iż zbyt pospiesznie postąpiłem z własną porcją wina i martwiła się, iż nie miałem czasu, by nacieszyć nosa, jego wonnym bukietem?
Kolejna odpowiedź oraz kolejne potwierdzenie w tym, iż dziewczę ewidentnie lubiło się podroczyć. Nie było w tym nic złego. Gdyby zadziorność była przyprawą, to należałaby do tych czyniących danie bardziej charakternym. Nie wszyscy, byli w stanie docenić bardziej wyraziste doznania smakowe, lecz pasjonaci zawsze.
-Niektóre kwestie zwyczajnie nie wymagają słów, a jedynie poczucia istoty rzeczy. Zdania się na intuicję.
Oznajmiłem z uśmiechem. To nie tak bym rzeczywiście obstawał za tym, iż moja różnooka towarzyszka miała okazać się czarownicą. Ale skoro podjęliśmy już ową tematykę, to czemu jej nie ciągnąc. Okazało się, iż rudowłosa, musiała być podobnego zdania. Z zaciekawieniem oraz zdziwieniem malującym się na twarzy, przyglądałem się jej poczynaniom.
Szkarłat krwi, sączącej się z jakże drobnych palców przekreślił jej ewentualną przynależność do rodu Lunatyków. Nie była również zjawą ani Cieniem, gdyż tych rozpoznałbym bez przeszkód. A skoro jej ciało wypełniała krew, nie mogła też być marionetką, mimo iż nadal jawiła mi się niczym śliczna i krucha porcelanowa laleczka. W rzeczywistości jej pochodzenie nie miało dla mnie większego znaczenia. Głowienie się nad nim było jedynie przejawem zwykłej ciekawości.
Gdy ponownie podsunęła mi pod twarz, kielich z winem, tym razem już wzbogaconym o dość nietypowe składniki, przyjrzałem jej się z pewną konsternacją.
Przeszło mi przez myśl, iż taki cukierek właśnie, może stanowić wygodną formę dla przemycenia trucizny. Znałem też pewnego osobnika, którego co prawda nie krew, lecz ślina w kontakcie z żywym organizmem reagowała niczym najsilniejszy kwas. A mimo tej wiedzy, posłałem dziewczynie wyzywający uśmiech, pozbawiając jej dłoń dzierżonego naczynia. Cały czas spoglądając na rudowłosą, wychyliłem zawartość kieliszka jednym łykiem, uważając jednak by nie zadławić się cukierkiem. Ten nie miał szans w tak krótkim czasie rozpuścić się w winie, to też przez chwilę trzymałem go w ustach, ot, by dokładniej poznać smak. Ten zaś, przywodził na myśl lek, budząc wspomnienie babcinego ziołowego syropu. W końcu jednak i cukierek ruszył w ślad za winem doprawionym krwią.
-Nie gorsze niż było. Choć pewnie doceniłbym bardziej, gdyby bazę stanowiła dobra whisky.
Oznajmiłem, odstawiając puste naczynie na blat. Moja dłoń, w drodze powrotnej miała zamiar zawadzić o policzek dziewczyny. I o ile ta się nie odsunęła, wówczas palce zsunęłyby się w dół, po linii szczęki, by zamknąć podbródek dziewczyny między kciukiem a palcem wskazującym.
-Jakiego działania powinienem oczekiwać po tego rodzaju eliksirze?
Spytałem z wyraźnym rozbawieniem, dostrzegalnym zarówno w spojrzeniu, jak i uśmiechu. Ponownie też pokusiłem się o subtelne zmniejszenie dzielącego nas dystansu.Astra - 16 Czerwiec 2018, 23:42 Lekko się uśmiechnęła słysząc jego wypowiedź. Wiele osób jej zdaniem przykłada zbyt wielką wagę do słów. Jak miło, że ktoś potrafi uznać, że są sytuacje gdy są całkowicie zbędne.
Patrzyła na mężczyznę z mieszaniną zdziwienia i rozbawienia gdy wziął i wypił podsunięty mu kieliszek. W tej chwili trochę żałowała, że nie dorzuciła czegoś co by spowodowało niegroźne, ale uciążliwe objawy. Nie nosiła jednak takich rzeczy pod ręką, a w kapeluszu nie chciało jej się grzebać.
Whiskey...
Mocne i w sumie tyle, bo smakuje jak jakiś lakier czy rozpuszczalnik.
Dziewczyna chwyciła dłoń kawałek od jej twarzy i palcem wolnej dłoni pomachała jakby łajała niegrzecznego psa. Uśmiechała się jednak.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej słysząc jego pytanie, na które miała już odpowiedź "Dozgonnej lojalności do osoby, której krew była składnikiem."
Było to wierutną bzdurą i nawet nie zależało jej na tym by w to uwierzył, ale pierwsza reakcja mogła być ciekawa.Enkil - 17 Czerwiec 2018, 21:39 Nic. Przyjęcie rzekomego „eliksiru” nie przyniosło, żadnych wyczuwalnych zmian. No może poza przyjemnym szumem w głowie, lecz to leżało w mocy alkoholu. Wiedziałem, że było wiele rodzajów trucizn i toksyn, w tym i takie, których działanie przychodziło dopiero z upływem czasu. Nie zamierzałem jednak zaprzątać sobie bym głowy. Należałem do tego pokroju osób, które pragnęły by, życie miało smak, nie zaś by trwało bez końca. Własne przetrwanie obchodziło mnie na tyle, na ile warunkował je instynkt samozachowawczy. Nie martwiłem się, jednak tym by kiedyś osiągnęło szczęśliwą i przez wielu wymarzoną, stabilizację.
Miała ładny uśmiech, który pewnie już nie jednego zdarzył przyprawić o szybsze bicie serca albo kłopoty. Z rozbawieniem, przyglądałem się zarówno jej minie, oraz karcącemu gestu, jaki wykonała. Co dalej? Wpisze mi uwagę do kajeciku? Słyszałem, iż taki system kar funkcjonował w niektórych z ludzkich szkół. Uczniowie posiadali specjalne zaszyty, w których nauczyciele wypisywali opinie dotyczące ich wyników w nauce oraz zachowań. Uczeń był zobligowany, dostarczyć owy zeszyt swym opiekunom. Jak coś takiego mogło przynosić jakiekolwiek efekty? Za moją edukację w głównej mierze odpowiadał dziadek oraz wynajęci przez niego psorzy. Pamiętałem doskonale jakże skutecznym i niezawodnym sposobem na zachowanie koncentracji, była rózga, której razów mi nie żałowano.
Zapatrzyłem się na tabliczkę z odpowiedzią. Lojalność, jakoś nigdy nie była moją mocną stroną. I chyba można to powiedzieć o każdym, kto sprzedaje swoje usługi. Wówczas decyduje cena, choć przyznam, że niekiedy biorą górę osobiste „preferencje”. Nie brakowało mi niczego, a przynajmniej nie na tyle bym musiał chwytać się każdej, nadążającej się roboty.
W ostateczności jednak rudowłosa pannica nie musiała przecież tego wiedzieć. Gra czasem wymaga poświeceń.
Moje usta ułożyły się w szelmowskim uśmiechu. Dłoń, którą chwile temu powstrzymały jej drobne palce, teraz zwinnie wykręciła się, by ująć jej własną. Pociągnąłem ją ku sobie, po to, by musnąć jej wierzch wargami. Po tym skłoniłem się uprzejmie, nadal nie zdzierając ze swej twarzy maski uśmiechu.
-Zetem... Moja Pani... oddaję się w twą łaskę, duchem i ciałem.
Zaakcentowałem końcową cześć swej wypowiedzi, zaś mój uśmiech przybrał drapieżniejszego wyrazu.Astra - 18 Czerwiec 2018, 15:40 Grał tak jakby to naprawdę coś zrobiło. Ciekawy osobnik.
"Już cię lubię. Jak zjem coś konkretniejszego to może się nadasz na deser." odparowała uśmiechając się lekko.
Ona w odróżnieniu od niego musiała jeść. Preferowała kilka razy dziennie, a przynajmniej raz dziennie. On pewnie rzadziej niż raz na tydzień. Szczerze mówiąc niezbyt uważała jak rozmawiała o tym ze znajomym Cieniem, ale pamiętała, że dość rzadko muszą jeść. Sny oczywiście.
Wstała, obeszła stół i pochyliła się nad mężczyzną. Mógł poczuć jej oddech na swoim lewym uchu. Prawą ręką sięgnęła z drugiej strony jego głowy i podstawiła mu pod oczy tabliczkę z napisem "Może zwracać się do swej Pani per Erminea. Teraz odpowiedz na dwa pytania. Jak się nazywasz? Co tu jest do jedzenia?"
Po tym wyprostowała by się i oparła lewą dłoń na jego czarnych włosach. Jak ładnie odpowie to go pogłaszcze.Enkil - 19 Czerwiec 2018, 21:24 Chciałem parsknąć śmiechem, w ostateczności powstrzymałem się, by swój entuzjazm ograniczyć do uśmiechu. Rozważałem, jak długo dać się jej nacieszyć niejaką ułudną „władzą”. Zwykle nie bawiły mnie tego rodzaju podchody, zdawało się, jednak iż jej ta gra się podobała. A w każdym razie na pewno pozwoliła na nieco większe rozluźnienie się.
Zdziwiłem się jednak lekko, gdy wspomniała o głodzie, bo czy nie proponowałem, by zajrzała do spiżarni? Zajrzałem tam w zasadzie raz, po to, by pozbyć się świeżych ryb, których właściciel domu nie zdarzył już zjeść. Mnie tego rodzaju posiłki nie interesowały, więc i nie przejmowałem się pozostałą zawartością spiżarni. Gdyby jednak coś poza połowem Marionetkarza, zaczęło się drastycznie psuć, to na pewno bym to wyczuł. Istniała więc szansa, iż znajdzie się tam coś zjadliwego.
Nie zareagowałam w żaden bardziej widoczny sposób, mimo iż poczułem ciepły oddech muskający moją skórę. Gdy w zasięgu mego pola widzenia znalazła się następna tabliczka, w pierwszej chwili nie skupiłem się na jej treści. Walczyłem z sobą dobrą chwilę, by nie skorzystać okazji i kilkoma sprawnymi ruchami, nie sprawić by dziewczyna wylądowała na kanapie. Jej reakcja, mogłaby okazać się całkiem zabawną. Hmmmm...
W ostateczności jednak odczytałem jej kolejne słowa, jednocześnie czując jak, drobna dłoń ląduje na czubku mojej głowy. Odchyliłem głowę do tyłu, by móc zerknąć na „Czarodziejkę”. Nie lubiłem, gdy ktoś znajdował mi się za plecami... i zapewne każdy, kto miał choć trochę ponad przeciętne wyszkolenie oraz rozwinięty instynkt, również tego nie lubił. W swym aktualnym położeniu nie śmiałem jednak okazać niezadowolenia związanego z tym faktem.
-Erminea.
Wypowiedziałem jej imię z namaszczeniem, tak jakbym smakował brzmienia każdej z liter składających się na ów miano. Chyba nie znałem nikogo o podobnym imieniu. Ciekawiło mnie też czy faktycznie było to jej prawdziwe imię.
-Zwą mnie Zaklinaczem Cieni. A na imię mi Enkil. Dla przyjaciół En, choć niewielu mnie tak nazywa.
Rząd białych zębów, których kły były wyraźnie zaostrzone, błysnął w zadziornym uśmiechu.
-Moja Pani, gdybyś nieco później zechciała zawitać do mego żywota, to niewykluczone, iż podjąłbym Cię świeżą smażoną rybą. Co zaś tyczy się zapasów w spiżarni. Będę szczery, nie interesowałem się nimi szczególnie. Proponuję zatem przeprowadzić mały zwiad. Sam nie wiedziałbym, co zadowoli szlachetne podniebienie.
Mówiąc to, podniosłem się ze swego miejsca, po czym gestem dłoni wskazałem swej towarzyszce, kierunek, w którym powinniśmy się uda. Po chwili zaśmiałem się nieco ironicznie.
-W ostateczności, zostaje konina... Choć oprawienie nieco by zajęło. A i zwierzaka szkoda, bo w przeciwieństwie do swego poprzedniego właściciela zdaje się, być inteligentna. Astra - 20 Czerwiec 2018, 22:14 Zaklinacz Cieni. Krzywo się uśmiechnęła słysząc ten pseudonim. Jednocześnie dość trafny patrząc na to, że z cienia zrobił nóż, którym się uwolnił, a jednocześnie idiotycznie pompatyczny.
Pasował do niego.
Enkil. Nie kojarzyła by to imię miało jakieś głębsze znaczenie. Ot po prostu imię, może niezbyt popularne.
Gdy powstał odpowiedziała mu dworskim ukłonem - męskim, bo damski bez sukni wyglądał idiotycznie - i wskazała gestem dłoni by prowadził.
Gdy po krótkiej chwili wspomniał o przerobieniu konia na jedzenie mimowolnie się skrzywiła. Nie chodziło to, że miała coś przeciwko koninie. Ale to, że oprawienie by trochę zajęło to jedno. Drugie, że nie miała zamiaru siedzieć tu na tyle by miała szansę przejeść tyle mięsa.
Szkoda by było i zwierzaka, i mięsa.Enkil - 23 Czerwiec 2018, 21:43 Ruszyliśmy do spiżarni. Niewielkiego pomieszczenia kryjącego się dębowymi drzwiami w kuchennej wnęce. Od progu powitał nas zapach ziół, które wisiały w rzędzie rozwieszone pod sufitem. Choć tym raczej ciężko było się najeść. No chyba, że jest się kozą, podobno te rogate potworki potrafią pożreć wszystko.
-Odnajdujesz coś, co sprostałoby twym oczekiwaniom?
Wycofałem się w tył pomieszczenia, aby zapewnić rudowłosej nieco więcej przestrzeni. Mnie jej niestety brakowało, ponieważ musiałem stać pochylony, by nie uderzyć głową o którąś z drewnianych bali, znajdujących się pod sufitem, albo nie zahaczyć o pęki z ziołami. Kątem oka dostrzegłem wianek, przybity do ściany dwoma srebrnymi i dwoma złotymi gwoździami.
-Ktoś tu był przesądny.
Podsumowałem, po czym od niechcenia trącić czubkiem buta o sporą drewnianą beczułkę stojącą na ziemi. Zdziwiłem się nieco, podejrzewając, że jej zawartość okaże się płynem. W podobnych zwykło trzymać się piwo. Pochyliłem się i podniosłem wieko owej beczułki. Od razu w nozdrza uderzyła mieszanka dwóch zapachów. Soli oraz mięsa. Przechyliłem głowę, po czym zanurzyłem palce w soli, w końcu wyławiając z niej spory kawałek mięsa.
-Widać zakładał dłuższy pobyt i to, że ryby i owoce morza w końcu mogą mu się sprzykrzyć. Nie mam szczególnego doświadczenia w kulinariach, ale z tego, co się orientuje, to pieczone mięso cieszy się powodzeniem.
Nadal, trzymając w ręce swą zdobycz, popatrzyłem na swą towarzyszkę. Wydawało mi się to dość trafionym pomysłem, zwłaszcza że miałem nawet gotowe palenisko. Polubiłem wieczory spędzone przy trzasku polan i szumie fal.
-Zajmę się zatem rozpaleniem ogniska, jeśli Pani pozwoli..Astra - 1 Lipiec 2018, 21:50 Tak głupiego pytania nawet nie zaszczyciła odpowiedzią. Po pierwsze ocena zawartości spiżarni na pierwszy rzut oka jest w zasadzie niemożliwa (jeśli nie chodzi o kwestie ilościowe). Po drugie wątpiła by ktokolwiek trzymał w domu produkty gorsze niż to z czego były jakże użyteczne, ale nie powalające swymi walorami smakowymi racje polowe. Jak miała okazję to wolała coś normalnego przyrządzić do spożycia.
Jego następnego stwierdzenia też nie skomentowała. W tym świecie przesyconym magią wiele przesądów okazuje się prawdziwymi choć zniekształconymi i zapomnianymi rytuałami. Lub innym dziadostwem. Innymi słowy część naprawdę działa (choć niekoniecznie tak jak jest to "powszechnie wiadome").
Solone mięso...
Nie jest złe, ale upierdliwe. Zatrzymała go zanim zdążył odejść i zapytała go "Gdzie jest jakaś studnia?"
Jakaś tu musiała być. Morska woda nie nadaje się do picia, a był właściciel zdecydowanie nie był Cieniem, dla którego to nie problem. Enkil był tu jakiś czas więc powinien wiedzieć. Ostatecznie nie ukrywają takich rzeczy.
A to mięso trzeba będzie solidnie przepłukać zanim będzie można z nim robić cokolwiek sensownego.
Jak by się dowiedziała to by wzięła od razu do roboty. Jak nie to by musiała sama poszukać.
Ściągnęłaby płaszcz i podwinęła rękawy koszuli odsłaniając dość nietypową wysypkę.
Pojawiła się po jej niespodziewanej wizycie gościnnej podczas wypoczynku i tak jak źródła, w których była ładnie ją załagodziły to znów zaczynała się zaostrzać i swędzieć. I wyglądać...
Dość ciekawie.
Drobne blizny, a wśród nich kwiatki i listki. Komedia jakaś.
Tak czy siak nie ma czasu na zamarynowanie mięsa. Trzeba będzie po prostu natrzeć przyprawami. Dobrze, że te zawsze miała ze sobą. Choć część będzie mogła wykorzystać z tutejszych zapasów.Enkil - 21 Lipiec 2018, 20:29 Po udzieleniu informacji na temat położenia studni, która znajdowała się za domem, sam udałem się na ganek. Posiadałem całkiem sporo drewna. Widać Marionetkarz musiał spędzić pół dnia na machaniu siekierą, dzięki czemu ja nie musiałem. Przygotowanie paleniska nie zajęło mi wiele czasu. Lubiłem wieczory i noce spędzone przy trzasku płomieni, mając nad sobą niebo, za którego widokiem tęskniłem, żyjąc w świecie Ludzi. Nocy w Krainie Luster nie dało się porównać z niczym innym. Nagle moją twarz przeciął grymas niezadowolenia, gdy zdałem sobie sprawę, za którymi dokładnie nocami było mi szczególnie tęskno. Z kim podziwiałem nocne niebo, prześwitujące między gałęziami rozłożystego wiekowego drzewa. A teraz Ona znów pojawiła się w moim życiu, przypominając o życiu, które dawno minęło. Również Lucy powinna przeminąć wraz z nim, zwyczajnie nie pasowała, do tego, jak wyglądała teraz moja egzystencja, do tego, kim się stałem. A mimo całej tej świadomości, czemu wciąż podstępnie wkradała się w moje myśli, gdy tylko na ułamki sekund traciłem czujność. Czemu prześladowało mnie spojrzenie pięknych zielonych kocich oczu... I gdyby tylko chodziło o kogoś innego, wiedziałbym jak pozbyć się ów problemu. Teraz mogłem tylko zagłuszać jego echa. Teraz rudowłosa Panna mogła stanowić dobry „zagłuszacz”.
Nie minęło wiele czasu, jak zapłonęło ognisko. Zerwał się też dość chłodny wiatr. Pogoda w krainie lister, zmienna co dziewczęce humorki. Było całkiem możliwiej, że doczekamy się również deszczu. Ale kto wie, może i uda się zjeść w spokoju, przynajmniej jednemu z nas.
To ognisko różniło się od pozostałych, o, tyle że musiałem jeszcze dostawić ruszt. Zapewne kije do nadziania mięsa również by uszył, a może nawet okazały się lepsze. Tak chyba, będzie trzeba ich poszukać.Astra - 30 Lipiec 2018, 23:03 Alissa poszła do studni z pustym wiadrem i zaczerpnęła wody przy pomocy przywiązanego w niej wiadra po czym przelała je do przyniesionego przez nią. Z pełnym już wiadrem wróciła do kuchni gdzie przelała je do dużej misy. Do misy wsadziła mięso i zaczęła je płukać. Solenie było skuteczne, ale bez sporej ilości roboty produkty tak zachowane nie nadawały się do jedzenia.
Gdy pozbyła się soli z wierzchniej warstwy mięsa wyciągnęła je i wylała słoną wodę.
Kawał mięsa pokroiła na grube plastry. Soli nie miała po co używać. Wyciągnęła z kapelusza kilka woreczków i poszukała moździerza. Zrobiła mieszankę przypraw, która jej zdaniem dobrze będzie pasować do słonej wołowiny, która zostanie grillowana.
Weszła potem znów do spiżarki w poszukiwaniu oleju. Po chwili z nim wróciła i dolała trochę do przypraw. Tak przyrządzoną mieszanką porządnie natarła mięso i wyłożyła je na sporym talerzu.
Wyszła przed dom i rozejrzała się po ziemi. Wzięła mały kamyk i rzuciła nim w Enkila. Zawołać go nie mogła, a iść po niego nie miała zamiaru.
Niech zajmie się mięsem kiedy ona postara się wykombinować coś do niego.Enkil - 4 Sierpień 2018, 03:24 Gdy ogień porządnie rozszalała się między polanami suchego drewna, mogłem pozostawić ognisko bez obaw, iż to zgaśnie samoistnie bez cudzego udziału. Postanowiłem rozejrzeć się po plaży za kilkoma gałęziami, odpowiednimi do nadziania na nie mięsa. Taki sposób jego upieczenia mógł okazać się po prostu wygodniejszy. Nie miałem problemu ze znalezieniem, przyszłych „akcesori kuchennych”. Morze bywa naprawdę szczodre, w kwestii wyrzucanych przez siebie skarbów. Czasem natrafisz na kolorową muszlę, starą puszkę, zaśniedziałą monetę, wygładzone przez morską toń wielobarwne szkiełka... a innym razem będzie to zbielała kość nadal tkwiąca w cholewie zniszczonego buta. Morskie don to kraina pełna życia, zapomnianych skarbów i historii. W swym ogromie pozostaje jednak niezgłębione, może jeśli kiedyś i w naszym świecie technika posunie się, do przodu tak jak ma to miejsce w Ludzkim, wówczas morska toń stanie się bardziej dostępną.
Rozsiadłszy się wygodnie, na ławce której funkcję pełniła, obdarta z kory bala drewna. Coraz wyższe jaskrawo pomarańczowe płomienie sprawiały, iż cienie tańczyły na piasku. A przynajmniej do czasu aż nie zaczęły wspinać się z wolna ku górze. Czarny kłąb cienistej materii falował i wił się w mojej dłoni, po chwili przeistoczyć się w nóż, którego ostrze lśniło czernią. Wyglądało, jakby ktoś wykuł je z onyksu, by później poddać starannej obróbce. W końcu na tępym kij będzie trudno nadziać cokolwiek, to też zabrałem się do dość szybkiej obróbki. Nie bardzo znałem się na kwestiach kulinarnych i nie wiedziałem ile czasu potrzeba na przygotowanie mięsa. Lecz ostatecznie i tak nigdzie się nie spieszyłem. Nadal czułem krążący we krwi alkohol, który przynosił miłe rozluźnienie. Skutecznie odwodziłem myśli dotyczące tego, że najwyższy czas zakończyć swój mały urlop i wytrzeźwieć. Może jutro... albo pojutrze, co tam.
W czasie gdy sprawne ruchy dłoni zmieniały koniec gałęzi w szpikulec, błysk srebra, migający na mojej dłoni, podsunął mi pomysł na rozrywkę. Nie byłem zwolennikiem błyskotek, lecz pierścień zdobiony ciemnofioletowymi oczkami, ofiarował znacznie więcej niż jedynie pochwalenie się dobrym smakiem. Ciekawe jak rudowłosa zareagowałaby na nagłe dodatkowe towarzysko...
Gdy pomysł, który świeżo wykiełkował w moim umyśle, miał doczekać się realizacji, coś skradło moją uwagę. A dokładniej był to niewielki obiekt lecący w moim kierunku. Sam fakt, iż owe coś zostało zauważone, był pocieszający. Gorszą kwestią było to, że powinienem unikać rzeczy, którymi ktoś we mnie miota, w końcu mogło być to coś groźniejszego niż kamyk... Ale nie powinno mieć się zbyt wysokich oczekiwań względem nikogo, kto spędził tydzień, głównie na zapoznawaniu się z piwniczna kolekcja win.
Mój wzrok powędrował ku drobnej postaci, dzierżącej spory talerz, wypełniony mięsiwem. Rudowłosa zerkała na mnie wymowie, zaś jej spojrzenie zdawało się mówić „Chodź tu” albo raczej „Rusz się”. Zabawne, drobne osoby obdarzone buntowniczym charakterkiem były na swój sposób urokliwe i denerwujące zarazem. Coś na po dobę, małych piesków, które braki w posturze starały się nadrobić wściekłym ujadaniem. W przypadku mej aktualnej towarzyszki sprawa nieco się kompilowała. Choć jak na niemą, nadal sprawiała wrażenie wyszczekanej. I może to właśnie było w niej intrygujące, choć nie tylko to...
Po krótkiej wymianie spojrzeń wbiłem ostrze w pień i ruszyłem ku ognistowłosej. Odebrawszy talerz, przyjrzałem się zarówno jego zawartości, jak i jej ilości.
-Mam nadzieję, że lubisz, dobrze wypieczone mięso. Nie grilluję za często albo dokładniej... jeśli już to robię to niekoniecznie po to, by skupić się na smaku, tego, co znajdzie się na ruszcie.
Kąciki moich ust uniosły się ku górze, gdy przez moją głowę przewinęło się kilka wspomnień, niedawnych zabaw.Astra - 7 Sierpień 2018, 18:47 Spiżarka. Co się może nadać. Oliwa. Jej nie trzeba było długo szukać. Co jest w innej beczce? Kiszona kapusta! Sięgnęła i spróbowała. Całkiem niezła. W sumie to ta oliwa nie będzie potrzebna. Zamiast sałatki weźmie sobie kapuchy.
Wróciła do kuchni i wzięła miskę, do której potem nałożyła solidną porcję.
Czy coś jeszcze się tu znajdzie? Sucha kiełbasa, nie. Marynowane pigwy, nie. W sumie to mogła się przyjrzeć lepiej winom. Po chwili szukania wzięła wytrawne, kilkuletnie wino. Będzie akurat do tego mięsa.
Dobry chłopiec, przyszedł odebrać talerz.
Dobrze wypieczone? Gdyby nie fakt, że było niewiadomo ile przechowywane to by go chyba zamordowała. Takie potraktowanie świeżego i dobrego mięsa byłoby marnotrawstwem.
Grillowanie bez przejmowania się smakiem? Tortury? Prosta rzecz, a bardzo skuteczna. I nawet trzeba mniej uważać niż w wypadku ostrych pomocy.
"To lepiej się przyłóż, bo jak będzie przypalone to nie tylko włosy będziesz mieć czarne."
Po czym postawiła miskę i położyła się przed balą, którą użyła za oparcie dla głowy i pleców. Parasol przy boku, a kapelusz na głowie. Tak jak powinno być.Enkil - 15 Sierpień 2018, 01:32 Zanurzyłem dłoń w misie, chwytając między palce kilka kawałków mięsa. Poświęciłem chwile na krytyczne przyjrzenie się czemuś, co pewnie nie tak dawno temu, biegało po łące. Jedzenie, którym odżywiali się zarówno Lustrzani, jak i mieszkańcy Świata Ludzi, było dla mnie czymś niepojętym. Szczególnie w kwestii obróbki, ale czy można się temu dziwić? Żaden sen czy senna zjawa, nie wymagały jakiś szczególnych procesów obróbki przed spożyciem. Za jedyny wspólny element, można by uznać, wyczekiwanie odpowiedniego momentu w którym „potrawa” osiągnie apogeum wyrazistości smaków. Choć jak można porównać smak snu z czymś takim? Zastanawiałem się nad tym, nabijając kolejne kawałki mięsiwa na przygotowany szpikulec.
-Jaka groźna... Choć rozumiem jakie emocje uwalnia głód.
Mnie głód nie doskwierał. Mogłem obejść się bez regularnych posiłków jeszcze przez jakiś czas. Mogłem, ale czy chciałem? Właściwie to od paru dni, chodziła za mną ochota na sny serwowane przez pewną rogatą duszyczkę. Zabawa z nią nadal mnie bawiła, mimo świadomości, że cel, który sobie wyznaczyłem, nadal leżał jeszcze daleko. Lecz to gwarantowało też dłuższą zabawę. A jeśli zabaweczka się znudzi? Cóż, poszukam nowej. Myśląc o tym, ponownie zerknąłem w kierunku rudowłosej, która właśnie szukała sobie wygodnej pozycji do odpoczynku.
-Choć nie czuję się odpowiednio zmotywowany, by nagle obudzić w sobie talent kulinarny.
Oznajmiłem, wzruszając ramionami, po czym wróciłem do przerwanej czynności. Gdy na szpikulcu znalazła się odpowiednia (przynajmniej według mnie) ilość mięsa, wówczas przeniosłem je nad płomienie.
Moje spojrzenie powędrowało ku dziewczynie. Ponownie przyjrzałem się jej z rozwagą, jednak nie oceniając już tyle jej urody, co dobytek. Może był to znak, że, powoli, powoli zaczynałem trzeźwieć? Skoro budziły się złodziejskie instynkty.
Kapelusz, wyjątkowy i niezastąpiony artefakt, każdego z Kapeluszników. Zawsze stanowił pokusę, mimo iż w niewłaściwych rękach stanowił jedynie powszechne nakrycie głowy. Ile to jednak razy, kradło się takie, tylko po to, by dojrzeć panikę na twarzy ich właściciela. Lub jeszcze lepiej skradziony skarb podrzucić w cudze ręce. Potem wystarczyło tylko rozsiąść się wygodnie i czekać na darmowe przedstawienie. Tutaj jednak podobna zabawa nie odnalazłaby racji bytu. Chociaż...
Gdy sam nadal zajmowałem się grillowaniem mięsa, nad rudowłosą pochyliło się pierwsze z moich lustrzanych odbić. Kolejne pojawiło się po przeciwnej stronie ogniska, przybrawszy wybitnie rozleniwioną pozę. Im nas więcej, tym weselej?Astra - 25 Sierpień 2018, 00:17 "Nic nie rozumiesz." Bardziej ją irytowało marnowanie jedzenia. Nie czuła żadnych oporów przed zabiciem zwierzaka by je zjeść, ba nie miała oporów przed zabiciem innej osoby gdyby tego wymagała sytuacja, ale to by było marnotrawstwo, a ona tego nie lubiła.
Jedynym źródłem irytacji ostatnio był dla niej on sam. Nie dość, że załatwił jej cel przed nią to jeszcze ją traktuje protekcjonalnie. Nienawidziła tego.
Jego wyznanie o braku motywacji skomentowała krótko: "Jak się postarasz to może dostaniesz nagrodę."
Po czym mrugnęła. Niech interpretuje to sobie jak chce. Sama jeszcze się nie zdecydowała. Może dostanie cukierka, a może coś więcej.
Dziewczyna ujrzała spod kapelusza sylwetkę i niewiele się zastanawiając przywaliła jej w podbrzusze parasolem jednocześnie robiąc szybki back walkover by znaleźć się za potencjalnym napastnikiem. Wyszło jej to trochę krzywo, bo postać nie stawiła żadnego oporu przy ciosie. Cholerna iluzja. Spojrzała z wyrzutem na Ena. "Zamiast nagrody może jednak zostaniesz związany i posłużysz jako moja zabawka."
Nie podobał jej się fakt, że zaczęła widzieć niewyraźnie. Nie wypiła na pewno tyle by jej już na oczy padło, a facet nie miał okazji nic do wina dorzucić.
Gdy już siadała tym razem na kłodzie zdrowo kichnęła. Jej włosy przybrały kolor szmaragdowej zieleni. Sama jednak tego nie zauważyła. Przynajmniej jeszcze nie.Enkil - 26 Sierpień 2018, 20:52 Parsknąłem śmiechem, widząc wyczyny swej towarzyszki, chociaż refleksu nie można było jej odmówić. Z kolei iluzja mej skromnej postaci, pod wpływem ciosu, rozmyła się na moment. Po upływie sekundy czy dwóch scaliła się na nowo i z zawadiackim uśmiechem, teatralnie zaczęła bić brawo rudowłosej.
-Dla mnie to nadal brzmi jak nagroda, więc może powinienem bardziej Ci podokuczać?
Przez chwilę obracałem mięso, obserwując jak, języki ognia łakomie liżą wszystko, co tylko się im podsunie. Gdy uznałem, iż kolor jest, zbliżony do tego, który niekiedy widywałem na cudzych talerzach, podsunąłem wołowinę pod nos Kapelusznicy.
-Tak przypieczone Ci odpowiada?
Dziewczyna kichnęła, niby nie było w tym nic nadzwyczajnego... gdyby nie fakt, iż w tej samej chwili jej rude pukle przybrały barwę intensywnej zielenie. Było to na tyle nieoczekiwane, iż zapatrzyłem się w jej postać przez dłuższą chwilę, nie odzywając się ni słowem, nadal trzymając przed jej przed nosem jedzenie. W końcu przechyliłem głowę i mrużąc oczy, niczym kot skomentował.
-Nie powiem całkiem ekscentrycznie, ale chyba wolałem Cię w rudych włosach.
Miałem dodać jeszcze to i owo, o trawniku wiosną i kosiarce, zrezygnowałem jednak, bo mogłoby się to mieć marnie w dalszych staraniach, zaskarbienia sobie odrobiny sympatii, ze strony mej towarzyszki.