To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Cukierkowa Ulica - Kawiarenka Pod Czerwoną Lilią

Soph - 2 Wrzesień 2018, 15:43


- Na głowę? - zdumiał się młodzian i pół wstał, pół spróbował się obrócić, by dostrzec potencjalne niebezpieczeństwo, wskazane przez uroczą damę. W ten właśnie sposób nadział się szyją na ostrze należące do służącej księżnej Rosarium.
Czego się można było spodziewać jak nie potoku krwi z owej szyi? Nie była to rana zagrażająca życiu, ale nim zdołano coś zrobić, posoka pięknym błękitem zalała kamizelę mężczyzny i obrus stolika, przy którym spoczęły panie. Jeszcze chwila i krew zacznie kapać na spódnicę Ruby.
Co ciekawsze, mężczyzna był bardziej zdezorientowany zajściem niż przestraszony zranieniem. Trzymał dłoń przy szyi, ale tylko rozmazywał krew miast tamować ranę, no i wciąż strzelał spojrzeniem ku wejściu do kawiarenki.
Nie wysłuchał też jeszcze wykładu o etykiecie i dobrych manierach, wszak zadziała się wcześniej inna rzecz. A może Ruby i tak zamierzała go oświecić o wielkim faux pas, jakie popełnił? No i kto to wszystko będzie sprzątał?

Libra - 4 Wrzesień 2018, 10:57

Myślę, że Pannia Beatrice chciała powiedzieć "sąsiadkami". Cóż miłe ( o ile jest dobrą sąsiadką). Jednak rozmyślanie o tym w tej sytuacji nie było dobrym pomysłem, aczkolwiek ja nie widziałam w sumie większego powodu, by tego nie robić. Również dyskretna podpowiedź ze strony nowo poznanej arystokratki, jak pozbywać się "niewygodnych" osobników nie zakłóciła mojego stoickiego spokoju. Bo koniec końców, to ja go nie chcę pozbawiać głowy. Moje ręce zostaną czyste... W przenośni.
Muszę powiedzieć, że nie mogę winić moich towarzyszek. Ba. Nie zamierzam nawet. Zareagowały bardzo szybko. Tak jak powinny. Co jak ten mężczyzna miałby broń? Wbiegł do kawiarni jak szalony i przysiadł się do nas jakby było to oczywiste. Na ich miejscu też bym tak zrobiła. Nawet jeśli wszystkie stoliki są zajęte, kultura nakazuje zapytać się o wolne miejsce.
Gdy mężczyzna praktycznie rzecz mówiąc sam się zranił, moja prawa ręka poleciała swobodnie w stronę mojej twarzy. Gotowa trzepnąć się w twarz, bo w końcu trzeba mieć talent by zranić się o klingę miecza w taki sposób. Miecze nie są tak ostre jak na przykład noże czy szable. Nawet ja wiem, że główną rolę gra tu masa ostrza, a nie jak bardzo ostre one jest. Jednakże, ostrości miecza Freyi nie można odmówić. Ręka leciała prosto na moją twarz, jednak świadoma, że ja nie mam rąk, a protezy, takie uderzenie mogło złamać mi nos. W końcu proteza była twarda i cięższa od normalnej dłoni. Więc ręka zatrzymała się 5 centymetrów przed moją twarzą. To musiało wyglądać nieco komicznie, aczkolwiek w tej sytuacji nie miałam pewności, czy ktokolwiek zwrócił na to swoją uwagę. Natomiast wciąż pełna spokoju, przymknęłam moje oczy i troszeczkę się odsunęłam od krwawiącego lunatyka. W końcu miał błękitną krew. Nie chcę tym brudzić mojego ulubionego ubioru, bo wyglądała jak atrament.
-Dziękuję Panno Beatryce za podpowiedź, aczkolwiek nie w tym rzecz.
Spojrzałam na bok, na ladę sklepu.
-Lilianna, możesz opatrzyć tego Pana? Rana nie wygląda zbyt ciekawie.
Gdyż Freya cofnęła swój miecz, pewnie nawet nie świadoma tego, że coś takiego może się zdarzyć, miała więc nieco głupi wyraz twarzy. Jej towarzyszki spoglądały raz na nią raz na nas. Trochę było im radośnie. Po chwili przyszła Lilianna z kawałkiem białej tkaniny i przyłożyła mu do szyi.
-Proszę ze mną, założę Panu opatrunek, W tym czasie koleżanka zajmie się krwią.
Chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą. W tym czasie Maria zaczęła wycierać stolik. Moja czekolada nie ucierpiała w tym wypadku, więc przechyliłam ją do ust i wypiłam to co pozostało, po czym wytarłam je po przez delikatne przejechanie palcem wykazującym.
-Więc co mogę powiedzieć... czasem znajomość etykiety popłaca.
Nie, nie czułam się winna. Za całe zajście przepraszać nie zamierzałam. Nie ja je spowodowałam ani nie ja je sprowokowałam. Temu mój spokojny wyraz twarzy nie zniknął od początku do końca.

Beatrice - 8 Wrzesień 2018, 17:57

Mięśnie jej stężały, gdy dostrzegła, jak młodzieniec rani się mieczem panny Freyi. Odwróciła wzrok i skupiła się na słodkościach. Nie chciała po raz kolejny czuć metalicznego swądu krwi; wystarczająco mocno nawąchała się jej wtedy. Pozornie stoicka, nie czuła się już ani trochę komfortowo.
- Przepraszam panienkę najmocniej - powiedziała cicho do księżnej, dokończywszy swoje ciasto - Muszę na krótką chwilę wyjść, zaczerpnąć świeżego powietrza.
To rzekłszy, Aescherówna powolnym krokiem wyszła na zewnątrz, a wraz z nią kawiarenkę opuściła jej mroźna aura. Potrzebowała chwili samotności, by odetchnąć, wyciszyć się; by stłumić w sobie to niemiłe uczucie. Przez chwilę wydawało jej się, że znów ma przed sobą tych przeklętych ludzi; że znów rozrywa ich na strzępy na polu bitwy swą magią.
Dla osoby trzeciej wyglądało to następująco: Beatrice, przez chwilę bledsza niż zwykle, wspierała się o ścianę plecami, jej oczy zamknięte, a zęby zaciśnięte. Nie wyglądało to ani trochę przyjemnie, ani zdrowo - bo ani takie, ani takie nie było. Dlatego chciała darować panience Ruby oglądania jej w tym stanie.
- Jeszcze chwilę...! - zawołała do księżnej, nie chcąc, by ta się niepokoiła. To nie było normalne nawet dla Beatrice, jednak to był tylko jej problem; nie chciała obarczać nim innych. Wróciła do środka może kilka minut później, już spokojniejsza, a powietrze znów wypełnił subtelny chłód. Usiadła na swoim miejscu naprzeciwko panienki Ruby i udawała, że wszystko jest w porządku. - Najmocniej przepraszam, już jestem... To na czym stanęłyśmy, nim byłyśmy zmuszone przerwać?

Soph - 10 Wrzesień 2018, 22:33


Mężczyzna nieco cudował, rozglądając się po otoczeniu (i jeszcze bardziej rozjątrzając ranę) i strzelając spojrzeniem to na niewzruszoną kobietę, to na (zapewne) strażniczkę tej złotowłosej milady. Zapewne oboje spoglądali na siebie zbaraniali. Gdyby spotkali się w inny sposób, może nawet zostaliby przyjaciółmi. Teraz jednak bezimienny wciąż młodzian podążył w końcu za kelnerką, nadal w jakby w szoku. Z pewnością nie zauważył pospiesznego wyjścia drugiej damy.

W chwili, gdy Beatrice próbowała ochłonąć na zewnątrz budynku, pojawiło się tam śpiesznie dwóch strażników w barwach arcyksięstwa. Rozglądali się gwałtownie, zdecydowanie czegoś szukając.
- Przepraszam, czy nie widziała pani może przebiegającego tędy złodziejaszka? - zagadnął ją ten pierwszy, okropnie wysoki. Po chwili zreflektował się jednak, spoglądając w bladą twarz Arystokratki i spytał z troską (i obawą, wszak "panienka" miała rogi, co dopiero zaaferowany dostrzegł) czy niczego jej nie potrzeba i czy nie czuje się za dobrze.

Libra - 14 Wrzesień 2018, 22:30

Wyglądałam chyba na najmniej przejętą całą tą sytuacją. Jedyne, co mi przez myśl przeszło, to fakt iż krew zbliżyła się niebezpiecznie blisko mojego ubrania, a ja nie zamierzam go teraz prać, więc prewencyjnie się odsunęłam. Moimi zmartwieniami są teraz:
A. Brak gorącej czekolady;
B. Wykorzystany limit na słodkości, który sobie na takowy dzień wyznaczyłam.
Jednak wpierw panna Bea. Spojrzałam się na nią i bez emocji przytaknęłam.
-Nic się nie stało, nie spieszy mi się.
Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale nie wyszło mi to z ust. Freya unikała mojego wzroku. Proszę, przestań, bo to boli.
-Nie dąsaj się. To co zrobiłaś, było słuszne. To nie Twoja wina. I Xia... Wyjdź na zewnątrz. Tylko jeszcze nie teraz, poczekaj chwilkę. Sprawdź czy z Panną Beatrice wszystko w porządku.
Xia to dziewoja mojego wzrostu o niezbyt długich brązowych włosach, związanych w kucyk. Naturalnie się kręcą, więc są bardzo "mofu mofu" lubię ich dotykać. Do tego napierśnik, rękawice, naramienniki i nagolenniki. Widać też było, że jest to szlachcianka, co prawda, jej rodzina była raczej uboga jak na szlachtę. Dziewczyna jest uzdolniona i miła. Pewnie miałaby świetlaną przyszłość, gdyby nie była taka cicha i gdybym to nie ja ją znalazła - nie lubię oddawać czegoś, co już należy do mnie.
Ja poprosiłam Ririnę, która sprzątnęła krew o jakąś herbatę, spoglądając za siebie od czasu do czasu na moją kompankę. Może naprawdę widziałam za wiele w życiu? Nie wiem.

W tym samym czasie. Xia wyszła z kawiarenki i w sumie nie nawiązała kontaktu z Beatrice. Jej uwagę przykuło dwóch nieznanych mężczyzn. Ich szaty były jej lepiej niż znane, w końcu była strażniczką siostry arcyksięcia, trudno by było nie znać barw jej brata. Wysłuchała tego co mieli do powiedzenia. Xia nie jest zbyt głupawa i szybko połączyła fakty. Jednak nie chciała od razu powiedzieć, "tak jest tu i o mało co nie stracił głowy, wiec bez obaw". Podeszła do nich i zapytała:
-Złodziejaszka? A jak wyglądał i co zrobił? Mogą Panowie dać jakieś wskazówki?
Zapytała. Spojrzała tylko na Beatrice raz, by upewnić się, że wszystko z nią w porządku, ale po za tym, bardziej była zajęta strażnikami. Więc też nie zwróciła większej uwagi na to, że ta wróciła. Jedno jest pewne, chciała wiedzieć, czy ten w gorącej wodzie kąpany mężczyzna to złodziej, w przeciwnym wypadku, jej Pani jest w jednym budynku z przestępcą. Całe szczęście, że nie jest sama.

Po pewnym czasie, Beatrice wróciła na swoje miejsce. Teraz w nieco lepszych "barwach".
-Lepiej się Pani czuje?
Zapytałam zaraz gdy powróciła. Nawet ona zauważyła, że arystokratka zbladła. W końcu mogła się przestraszyć, nie każdego tak trudno poruszyć jak niemalże tysiąc letnią Ruby. I była ona tego w pełni świadoma. W końcu, mogła być już prababcią dziesiątego pokolenia albo i więcej.
-Nie jestem fanką wracania się, ale jeśli przy tym jesteśmy, to chyba chciała Panienka powiedzieć, że może zostaniemy sąsiadkami, mam rację?
Moja pamięć nigdy nie zawodzi. Jestem jak chodząca biblioteka, co nie znaczy, że jestem geniuszem. Moja zdolność rozwiązywania zagadek matematycznych i logicznych jest raczej przeciętna lub ponadprzeciętna jeśli ktoś oceniałby po znajomości. Po za tym ciekawe, czy w mojej okolicy są miejsca, w których mogła by ta rogata zamieszkać. Uśmiechnęłam się ciepło. Zapraszam zapraszam, ja nie gryzę, można się wprowadzać.

Beatrice - 15 Wrzesień 2018, 11:36

Kiedy jeszcze stała na zewnątrz i zaczerpywała świeżego powietrza, zobaczyła, jak dołącza do niej jedna z towarzyszek księżnej. Beatrice jedynie spojrzała na nią, by następnie zostać zauważona przez lokalnych stróżów prawa. Im również się przyjrzała. Błyskawicznie dostrzegła barwy Arcyksięcia Rosarium.
- Złodziejaszka...? - powtórzyła za nimi, kręcąc przy tym głową, gdy zechcieli jej pomóc. Ostatnie, czego potrzebowała, to ludzi wokół siebie. Odgoniła ich nienachalnie ręką. Już miała im odpowiedzieć, gdy Xia postanowiła wziąć ich na siebie. Tym lepiej dla niej, która ulotniła się z powrotem do środka.
- Nieco lepiej. Przepraszam jeszcze raz, nie bardzo nad tym panuję - rzekła do panienki Ruby, potrząsając jeszcze głową. Przytaknęła na jej pytanie. - W rzeczy samej, o to właśnie mi chodziło - potwierdziła.
Co prawda nie mogła narzekać na brak ciszy u siebie na północy, jednak trwanie w rodowym dworzyszczu bywa dla niej... przytłaczające.
Wtem powróciły do niej słowa arcyksiążęcego gwardzisty. Coś o "złodziejaszku". Zerknęła podejrzliwie w kierunku, w którym jedna z dziewcząt zabrała Lunatyka. Nietypowe okoliczności pojawienia się młodzieńca, jego dziwne zachowanie oraz wygląd jakby biegł... lub przed czymś uciekał... Wszystko to wskazywało na to, że jest w tą sprawę w jakiś sposób zamieszany. Może to właśnie on jest tym złodziejem? Cóż takiego mógłby ukraść, że ścigała go sama gwardia?
- Jak miewa się nasz... "gość"? - zapytała księżną, powróciwszy do niej wzrokiem. - Spotkałam na zewnątrz pewnych... dżentelmenów, którym być może się naraził. - Poruszyła delikatnie głową w kierunku wyjścia, dyskretnie wskazując je Ruby. Jeżeli ów Lunatyk to w istocie złodziej, to zastanawiało ją, co takiego miałby podwędzić, by zwrócić na siebie uwagę arcyksiążęcej gwardii.

Soph - 19 Wrzesień 2018, 01:40


Teraz, gdy żołnierze Arcyksięcia regularnie patrolowali bardziej zamieszkałe rejony Krainy Luster - mówimy tu głównie o całych Herbacianych Łąkach, Malinowym Lesie, Mieście Lalek, właśnie Cukierkowej Ulicy, a nawet (a może zwłaszcza) Mrocznych Zaułkach - coraz częściej uważano ich za strażników spokoju i "lustrzanych policjantów" i łatwo było zapomnieć, że niedawno byli jedynie częścią prywatnej armii. Z tego też powodu poszukiwany "złodziejaszek" nie musiał popełnić jakiegoś przeokropnego czynu. Choć nigdy nie wiadomo.
Wysoki strażnik odprowadził wzrokiem kierującą się do drzwi kawiarenki Upiorną panienkę, ale nie próbował jej zatrzymywać, skoro nie widziała nikogo podejrzanego i nie potrafiła mu pomóc. Szczególnie, że ciemnowłosa dziewczyna przed nim zainteresowała się sytuacją.
- W zasadzie powinienem powiedzieć "złodziejaszki", ale brzmi to zgoła niemądrze i mało ma w sobie gramatyki. Szukamy dziewczynki, nawet jeszcze nie podlotka; chudej i nieco od pani niższej. Miała, mhm, zielone jak mech włosy, sukienkę i biegła boso. Zgubiliśmy ją w tej okolicy.
W tej chwili podszedł rozglądający się dotąd po ulicy drugi strażnik, niższy, nieco przy kości. Pierwsze zwracały uwagę jego oliwkowa skóra oraz ciągnące się po policzkach i dłoniach zwoje jasnoniebieskich tatuaży.
- Skradła saszetki z ziołami, z tego co zrozumiałem od poszkodowanej. Narobili rabanu w sklepiku, a następnie użyła mocy, żeby wszystkich tymczasowo oślepić. Byliśmy w okolicy i zawołano nas na pomoc.

W tym samym czasie nasz bezimienny młodzian pozwolił kelnerce na opatrzenie tej jakże (nie)bezpiecznej rany. Już z dala od ostrza miecza otrząsnął się chyba z szoku, bo nieco pewniej usiadł i zaczął błądzić wzrokiem po sprzętach na zapleczu. Bezwiednie bawił się też zawiniątkiem z aksamitu, wyjętym z wewnętrznej (a w zasadzie zewnętrznej!) kieszeni, poluzowując i znów ściągając zamykający je sznureczek. Tutaj, z dala od zagrożenia, w obecności tej miłej dziewczyny, postanowił zasięgnąć języka.
- Kim jest ta pani o przewrażliwionych strażniczkach? I co to za - szukał chwilę w głowie odpowiedniego słowa - etykieta, żeby atakować gościa kawiarni? Jeśli jest słaba i boi się ataku, to dlaczego nie pozwoli założyć na siebie magicznej tarczy, jak wszyscy arystokraci? - Pytanie wydawało się całkiem sensowne, choć nieznajomy leciutko się skrzywił, kończąc wywód.

Libra - 23 Wrzesień 2018, 21:19

Myślałam sobie, że spokojnie spędzę czas w mojej kawiarence. Gdy spojrzałam się przez okna kawiarenki, ujrzałam żołnierzy moich braci. Szczerze, nie wiedziałam, czy ich zawołać. Nie zaszkodziłoby zamienić z nimi kilka słów i zapytać o co chodzi. Przy okazji mogłabym spytać o zdrowie brata. Z drugiej strony, rozmawia z nimi jedna z dziewczyn, których nie wstydzę się nazywać moją córką. Z innej matki co prawda, ale wciąż. Spojrzałam się po tym na mą rozmówczynię.
-O nic się nie martw. To nie tak, że coś się stało, prawda?
Powiedziałam. Należę do tych mniej przejmujących się, co nie znaczy, że w ogóle nic mnie nie obchodzi, jak na przykład żołnierze brata przed chwilą. Spojrzałam się na nią na chwilę.
-Wspomnienia Pannę męczą? Nie powinna Pani przed nimi uciekać.
Tak, spoglądanie w tył i uciekanie po wieczność przed czymś, na co nie ma już nikt wpływu nie ma większego sensu, tak myślę. Lepiej gonić to, co doczesne, obecne. Nie warto tracić wzroku dla czegoś, co nie ma już dla naszego życia większego znaczenia. Co nie znaczy, że trzeba o tym całkowicie zapomnieć.
Słowa Beatrice nie zdziwiły mnie. W końcu cała ściana od strony ulicy była grubą szybą, lecz wszystko było widać. Niemożliwe, bym nie poznała żołnierzy mojego brata, w końcu widzę ich stosunkowo często.
-Ouh? A to ciekawe. Myślę, że bardziej naraził się mi, przysiadając się do mojego stolika bez mojej zgody, hah... Ma szczęście, że nie jestem mężatką.
Powiedziałam z uśmiechem. Nie wiem, czy powinnam być dumna iż takową mężatką nie jestem, ale cóż... jakoś to tak wyszło.
-Myślę, że Xia powie nam, co z nim zrobić. Przynajmniej.. taką mam nadzieję. Lubi Pani spędzać swój czas w miejscach takich jak te? Ja ten czas sobie cenię - bo ciężko go znaleźć.
Tak, czas nagli, świat się zmienia, a tu wciąż ten sam ból istnienia. Może powinnam pójść na emeryturę. Brzmi nawet kusząco, ale pewne osoby by mnie wyśmiały. Heh. Trudno być księżniczką.

Xia wysłuchała strażników i trzymając się za swój podbródek powiedziała krótko:
-Rozumiem.. Obawiam się.. że nikogo takiego nie widziałam.
To prawda, ani w drodze do tego miejsca, ani w nim samym nikogo takiego nie było. Jednak Xia nie mogła oprzeć się wrażeniu, że o czymś powinna mimo wszystko wspomnieć.
-Chciałabym tylko wspomnieć, że w swojej kawiarence jest teraz siostra lorda protektora. Jako, że ani ja, ani moje towarzyszki, ani też księżna nic wie o tym, czy jest tu bezpiecznie. Jeśli nie jest, polecam wysłać tu dodatkowe patrole. Będziemy mieli kłopoty jeśli coś się jej stanie. Panienka bierze ze sobą absolutne minimum jeśli chodzi o obstawę.
Xia szybko i trzeźwie przedstawiła całą sytuację strażnikom. Wiedziała, że w pewnym sensie mieli zbliżone interesy. W końcu oboje dzierżyli czerwoną różę. Co prawda w innej postaci, ale wciąż był to symbol rodu Rosarium. Xia wspomniała również o dziwnym gagatku, który wbiegł do kawiarni przed chwilą:
-Mogę też powiedzieć, iż był to taki jeden, który raczej nie był zbyt schludnie ubrany, wbiegł i przysiadł się do księżnej. Szybko go eksmitowałyśmy, jako iż nie zapytał Panienki o pozwolenie, a ta nie pozwoliła mu zostać, gdy go zabrałyśmy. Miał ciemne włosy, bladą twarz i był lunatykiem. Ktoś podejrzany?
Zapytała z ciekawością.

W tym samym czasie Lilianna opatrywała rany nieogarniętego jegomościa. Znała się na tym, więc poszło jej to dość dobrze, szybko zatamowała wypływającą z jego karku krew. Aczkolwiek słowa tego pana nieco ją zdziwiły.
-Nie wie Pan, kim jest "Ta" Pani? Aż nie chcę się wierzyć. To Księżna Rosarium, a by być bardziej dokładną, młodsza siostra Arcyksięcia. Aż dziwne, że Pan nie poznał. Panienka nieco się zmieniła ostatnimi czasy, może dlatego...
Powiedziała nieco zmartwiona, jednak przeszło jej to bardzo szybko. Nie była to w końcu jej sprawa.
-I mówi Pan o atakowaniu? Obecnie to zranił się Pan na własne życzenie. Miecz był widocznie położony przy Pana szyi, a Pan wstając gwałtownie nadział się na jego ostrze. Taki gwałtowny ruch mógł sprowokować odwet. Mógł Pan na przykład chować nóż.. Tak to widzę. A reszta... to nie moja sprawa, a na pewno też nie i Pana. Co mogę powiedzieć... To kawiarenka założona przez Księżną, dla niej samej - Pan jest tylko gościem w jej domu. A w domu, jak wiadomo.. może robić co chce. Panienka jednak nie jest nerwowa. Pan tylko wszedł nieproszony w jej prywatną sferę w takim pośpiechu, że było to aż zbyt podejrzane.
Powiedziała Lilian po czym zakończyła bandażowanie, po czym pozwoliła nieznanemu jegomościowi wrócić na swoje miejsce.
-Proponowałabym, nie ruszać zbyt gwałtownie przez jakiś czas głową, by rana się zasklepiła.

Beatrice - 1 Październik 2018, 21:27

- Ciężko mi przed nimi uciec, kiedy mnie tak prześladują - powiedziała cichym, udawanie spokojnym głosem, spuszczając głowę i leciutko, niemal niezauważalnie nią potrząsając. Jedynie delikatnie falująca kaskada śnieżnobiałych włosów posłużyła tu za dowód ruchu. - Z całym i szczerym szacunkiem, pani, akurat te wspomnienia są dla mnie nazbyt bolesne; do tego stopnia, że... Cóż... może byłabym w stanie opowiedzieć część tego, co pamiętam z tego okresu, ale nauczono mnie, że nie przystoi damie ronić łez w miejscu publicznym.
Oparła się o oparcie krzesła i spojrzała w kierunku, gdzie znajdowała się dziewczyna zwana Lilianną oraz ich nieproszony gość. Lady Aescher miała słuszny powód, by wydać go władzom - a nawet trzy słuszne powody! Po pierwsze: wpadł tu jak szalony i zakłócił święty spokój Arystokratek. Po drugie: przez swoją głupotę doprowadził niebezpośrednio do ataku paniki u Aescherówny. I po trzecie: być może to on jest tym całym złodziejem, którego poszukiwała gwardia. Jeżeli punkt trzeci okazałby się fałszywy, to wciąż mógłby dostać się w ręce żołnierzy za sprawą poprzednich dwóch.
Ale nie pora ani nie miejsce na to, by rozmyślać nad takimi rzeczami i jeszcze się nakręcać. Przybyła tu się zrelaksować, a nie męczyć się z negatywnymi emocjami!
- Mówiąc szczerze - odrzekła księżnej - to mój pierwszy raz w miejscu takim jak to. Północ jest... inna od reszty krainy. Próżny trud szukać tam przyjemności tak powszechnych tu, na południu. Chociaż zdarza się tam zakupić łakocie, to nigdzie nie ma miejsca, by raczyć się nimi tak jak tu.

Soph - 11 Październik 2018, 21:06


Gdyby tylko za takie wykroczenia wtrącali ludzi (i nieludzi) do więzienia! Choć dla delikatnych arystokratek przewiną godną wilgotnych lochów mogło być zakłócanie ich otoczenia swoją obecnością. Może to dlatego szlachta nie miała zbyt dobrej renomy, jeśli punkt w ocenie dostaje się za bycie miłym, bezkonfliktowym towarzystwem. Kobiety wróciły tedy do przerwanej bezecnie rozmowy, a dwa inne dialogi nadal toczyły się na zapleczu i na zewnątrz. Dialogi, które zaważą być może na dwóch życiach.

Dwóch mężczyzn jedynie uniosło brwi, słysząc jakoby siostra Arcyksięcia znalazła się w pobliżu. A jednak szyld u wejścia do kawiarni zdecydowanie był godłem księżnej Ruby, tak więc istniało spore prawdopodobieństwo, że arystokratka faktycznie znalazła się w samym środku przeszukiwanego terenu. Nie jej bezpieczeństwo spowodowało jednak uniesienie brwi, a równoczesna myśl obu strażników – że przyciąganie kłopotów może być jakąś pasywną mocą rodu Rosarium.
– Zabezpieczymy teren, oczywiście. I tak już to robimy – oznajmił lakonicznie drugi mężczyzna, ten z tatuażami. Nie wyartykułował więcej, choć miał na końcu języka jeszcze ze trzy zdania. Dopiero opis śmiałka, który usiadł nieproszony przy stole ważnych ludzi przyciągnął jego uwagę.
– Najwyraźniej podejrzany, skoro szybko go eksmitowałyście, milady – oznajmił flegmatycznie. – Wejdziemy się rozejrzeć.
Skinął na towarzysza i sprawiał wrażenie, jakby to jednak on dowodził w ich dwójce. Można było też powiedzieć, że kawiarence dopisało szczęście, bowiem ten patrol nie był parą młodych, wprawiających się dopiero szeregowych, a tworzyli go dwaj długoletni dowódcy tychże żółtodziobów. Strażnicy arcyksiążęcy otworzyli drzwi, przepuścili wpierw Xię, a później sami weszli do środka, w dużej mierze wypełniając kameralną kawiarenkę swoimi wysokimi, autorytarnymi postaciami.
– Witajcie, panie, panowie – przywitali się, wodząc wzrokiem po gościach. Tak jak się spodziewali, klientela była wyższej klasy, a każdy odziany w atłasy i kanty czy inny brokat.

Chłopak poruszył ostrożnie głową, jakby próbując opatrunek. Coraz gwałtowniej miętolił też woreczek, nagle jakby nerwowy czy poirytowany.
– A może dlatego, że biedota niecodziennie ogląda bogaczy – burknął pod nosem tak cicho, że gdyby zechciała, Lilianna mogła uprzejmie udać, że tego nie usłyszała.
„Taki gwałtowny ruch mógł spowodować odwet.” Nieznajomy podniósł na kelnerkę nagle niezwykle ostry, butny wzrok. Niemal dało się z jego spojrzenia wyczytać czyste niedowierzanie. O ile dobrze zrozumiał, paniusia właśnie zasugerowała, że był szczęściarzem – bo strażniczka z tego przestrachu, że nabił się na miecz, którym go najpierw zastraszyła, mimo wszystko nie pchnęła ostrza głębiej.
Dlatego nie zadawał się z arystokracją, nawet zubożałą i jej pochlebcami, a jedynie ich udawał. Bo bez względu na sytuację, w której się znajdą, zawsze chcą ją obrócić tak, by to oni byli pokrzywdzeni i zaatakowani. Żyli w bańce mydlanej, świecie, który tak naprawdę nie istniał. Nie istnieli też dobrzy arystokraci, każdy jeden z nich trzymał kurczowo w obu dłoniach swoje prawa i przywileje i włości; żaden więc nie miał wolnej ręki, by wyciągnąć ją do gorzej potraktowanych przez Los.
Twarz młodego mężczyzny spochmurniała na ułamek sekundy, gdy przez głowę przelatywały mu te ciemne myśli. Po chwili jednak schował woreczek za pazuchę i zwrócił się ku kelnerce już z łagodnym uśmiechem i wyrazem twarzy ujmującym jak i wcześniej.
– Dziękuję, postaram się nie zepsuć tak fachowo założonego opatrunku. – Chłopak nie usiadł jednak ponownie, a zwrócił się do Lilianny z prośbą:
– Możemy wrócić do sali? Chciałbym zobaczyć menu.
W głównej izbie omiótł spojrzeniem obie arystokratki, urodziwą – i niebezpieczną – kawalerię księżnej, a następnie spojrzał przez szyby na ulicę. Gdy mężczyźni ruszyli przez drzwi kawiarni drgnął i wpół odwrócił się do lady, stając przy kunsztownych słodkościach na wystawie.
– Kto piecze takie małe cuda? ¬– zwrócił się do Lilianny półgłosem, tylko z nią prowadząc konwersację. Wydawało się, że jest naprawdę poruszony. ¬– Albo może raczej, kto je zdobi, czyniąc z cudu mały raj?



//Sorry dziewczyny za przestój

Libra - 29 Październik 2018, 20:27

A to bezbożnicy! Prześladować niewinną damę w tak pięknych miejscach jak moja kawiarnia... Stos. A tak nieco bardziej poważnie... czy to strach przed krwią? Wyglądałoby to w ten sposób. Nie będę komentowała. Podam pomocną dłoń.
-Chciałaby Pani odsapnąć w jakimś innym, spokojniejszym miejscu? Taki tutaj dziś ruch, że nie kryję zdziwienia.
Aktualnie moja pozbawiona emocji twarz nie potwierdzała moich słów. Nic na to nie poradzą, ja też swoje przeszłam. Mogę jednak powiedzieć, że tylko chciałam zjeść coś słodkiego, bo cukier mi spadł... Ech, to tak zwany kot Schrodingera... Gdzie bym się nie udała. tam zawsze coś, co zawraca Ci głowę. Jakby od pracy nie było ucieczki. Ja się pytam - czemu jeszcze nie jestem na emeryturze. A moja rozmówczyni jest niezwykle dumną osobą. To się ceni, ale duma nas ogranicza. Nie bądź dumna. Bądź damą, używaj swoich kobiecych broni. W końcu, faceci nie płaczą. No chyba, że spowodują, iż dama zapłacze. Wtedy mogą rozpaczać nad swoim losem... oj mogą... Już sobie to wyobrażam. Gdyby to mnie ktoś do płaczu doprowadził. Straszny widok. Ale płacz... jest w porządku. Naprawdę.
-Ja bym się tym nie przejmowała... uroniłabym łżę, jeśli by mi pomogła. Nie ma w tym nic złego.
Nie mam zamiaru kupować kolejnej herbaty, więc tylko spoglądam za ladę moich pracowniczek i słucham.
-Może nie ma takich miejsc jak to, ale ma wiele innych, równie pięknych. Dostrzeżmy też jaśniejszą stronę życia - rzuciłam do niej. Nie wiem, czy powinnam.
I wtedy... Weszli oni. Jeźdźcy apokalipsy. Zwiastują koniec mojego spokoju. Zaczyna mnie to naprawdę męczyć. Xia, proszę... nie sprowadzaj kłopotów. Wiem, że chcesz dobrze, ale ja... ja chcę tylko świętego spokoju!

W tym czasie Lilianna skończyła zakładanie opatrunku i wyprowadziła Pana z miejsca, które należało tylko do samych pracowniczek tego miejsca. Przy okazji odpowiedziała na rzucone w jej stronę pytanie.
-Ciasta gotuje koleżanka, która pracuje w swojej małej kuchni. Naprawdę dobra z niej cukierniczka, lecz nie bardzo lubi siedzieć za kasą, więc wyręczamy ją w tym, jako iż nasze... mam na myśli moje i siostry zdolności nie mogą równać się z jej. Układ w którym wszyscy są wygranymi.
Powiedziała dumnie unosząc swoją pierś. W końcu każdy był w tym miejscu jak najbardziej potrzebny i Lilianna o tym dobrze wiedziała.

Tym czasem ja nie mogąc zdzierżyć tego, że jej osoba przyciąga kłopoty oraz tego, że jej spokój jest nagminnie naruszany, wstała gwałtownie. Tym razem widać było, że bynajmniej nie jest zadowolona.
-Przepraszam Panno Beatrice. ale będę już szła, więc obawiam się. że będziemy musiały dokończyć naszą rozmowę kiedy indziej. Jeśli by Pani chciała... już wie Pani, gdzie mnie szukać. List też jest rozwiązaniem.
Widziałam też Liliannę, dlatego zrobiłam krok do przodu w stronę lady. Muszę przeprosić za problemy, które sprawiłam moim uroczym pracownicom. Ukłoniłam się delikatnie w geście przeprosin.
-Przepraszam za spowodowane kłopoty. Moje dziewczęta pracują ciężko jak zawsze... Czeka na was nagroda.
Jednak nie zamierzam przepraszać tego cudaka. Ani mi się śni. Co on sobie w ogóle wyobrażał. Nie wiem też co tych dwoje tutaj szuka, ale jako iż jest to straż brata... to nie moja sprawa.
-Dziewczyny, wychodzimy.
Zrobiłam kilka kroków w stronę wyjścia, lecz fakt, że te patrzyły się na mnie z otwartymi ze zdziwienia ustami zamiast się ruszyć, dorzucił nieco węgla do już palącego się ognia.
-Zaproszenie mam wam wysłać?!
Powiedziałam i wyszłam z kawiarni pierwsza z grymasem na mojej twarzy. A ja po prostu chciałam się zrelaksować. A skończyłam zdenerwowana. Po chwili, dołączyły do mnie moje strażniczki.
-Przepraszam, że podniosłam głos. Wiecie co... chodźmy do domu...
Powiedziałam jakby bez sił. Ciepła kąpiel to co, czego mi teraz potrzeba.

[z/t]

Beatrice - 31 Grudzień 2018, 23:00

Nie podobał jej się ten dziwny jegomość. Przynosił ze sobą same kłopoty, czuła to głęboko w sobie. Najpierw pojawił się on, a zaraz potem gwardia. Mówiąc szczerze, Beatrice miała nadzieję, że są tutaj po tego nieproszonego gościa. A tak było tu cicho i przyjemnie, mogła zapoznać się z samą księżną Rosarium, a tu nagle wszystko zaczęło się walić. Bardzo chętnie teraz ona zepsułaby dzień temu Lunatykowi, jednak jest tu od bardzo niedawna, toteż powinna zachować się taktownie. W duchu go przeklnie, ale na zewnątrz okaże najwyżej wielkie zażenowanie zaistniałą sytuacją.
- Z wielką chęcią, pani - zgodziła się na propozycję panienki Ruby. - Ja tu jednak jeszcze przez jakiś czas zostanę. Chociaż wolałabym wyjść tu i teraz, to ciekawi mnie, jak rozwinie się sprawa naszego, hm, "gościa", że tak to ujmę. Do zobaczenia zatem! - Pomachała dłonią odchodzącej księżnej oraz jej kompanii. Co za miła z niej dama. Znacznie milsza i bardziej otwarta niż ktokolwiek inny, kogo znała.
I znów została sama. Beatrice wydała z siebie głębokie westchnienie i wlepiła lodowaty wzrok w swoją filiżankę. Wtem jednak dostrzegła wchodzących do środka arcyksiążęcych strażników oraz tamtego "gościa", opatrzonego już przez jedną z pracownic księżnej, teraz wpatrzonego w słodkości. To musiał być jeden z tych tak zwanych "gorszych dni", gdzie na głowę zwala ci się cały świat; tak to przynajmniej wyglądało. Ukłoniła się płytko gwardzistom z maską neutralności na bladej jak śnieg twarzy, a potem skupiła wzrok na Lunatyku. Srogi, bolesny wzrok.
- Mam szczerą nadzieję, że wie pan, z kim miał do czynienia, od tak sobie wpadając tutaj i rujnując spokojny dzień nam wszystkim.

Soph - 13 Styczeń 2019, 13:05


Gdyby słyszał myśli Beatrice, pogratulowałby sobie i przyznał gorąco rację (sobie) ten nasz nieznajomy chłystek, w sumie młody mężczyzna (a kto go tam wie ile lat ma naprawdę?). Zawsze powtarzał – choć niekoniecznie głośno – iż nie ma bardziej dwulicowych postaci od arystokratów, a już zwłaszcza Upiornych. Pod nieruchomą maską uprzejmości i przykrywką dobrego wychowania potwory te pozwalają sobie na patrzenie z innych z góry; jedynie dlatego że mogą myśleć co chcą, bo nikt ich nie podsłucha, lub robić co chcą, bo każdy sprzeciw mogą zdusić odwetem. A to ich tak zwane „dobre wychowanie” tak naprawdę ich pęta, nie pozwala spojrzeć na cokolwiek w sposób inny niż ten, który wtłoczono im w dziecięctwie do głowy, jedyny dobry i „właściwy”. I tak sobie siedzą we własnym sosie, skostniali i nieświadomi, że są więźniami własnego wychowania i niczym więcej.
Przynajmniej tak sobie tłumaczył fakt, dlaczego to, że został bez uprzedzenia zaatakowany okazało się i tak bezsprzecznie jego winą. Wszystkie przebywające panie tak osądziły. Czy świat oszalał, czy to jednak w końcu on?
W chwili, gdy uprzejmie konwersował o ciastach z jedną z posługujących tu dziewczyn, strażnicy w barwach – no oczywiście – Upiornej Arystokracji rozgościli się w kawiarni na dobre. Nawet pozdrowili wszystkich, wchodząc, wszystko w dobrym tonie. I nie powiedzieli nic, gdy pewna nadwrażliwa arystokratka prawie zdeptała ich podczas gwałtownego opuszczania kawiarni. Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem, mina mu jednak zrzedła, gdy druga milady postanowiła, oczywiście, uraczyć go zaczątkiem wykładu. No pewnie, że ze szczerego serca i chęci nauczenia kolejnego biedaka dobrych manier. Kas’mir, bo pozwólcie, że wreszcie użyję jego imienia, chyba stracił zimną krew, bo miast zignorować świdrującą go wzrokiem damę, odwrócił się od witryny i uniósł brew. Zamierzał odpowiedzieć arystokratce, korzystając z okazji, że przybyli strażnicy na pierwszy ogień chcieli się upewnić, czy wychodząca w pośpiechu dama faktycznie była księżną Rosarium. Rosarium! Faktycznie, wiedział, że skądś kojarzy tę różę w oznaczeniach mundurów.
– Czyli to się różni, tak, milady? Znanym osobom nie można rujnować dnia, ale wszystkim innym, niepozornym, śmiało? – spytał wprost, a wysoko uniesiona brew mogła oznaczać niedowierzanie lub otwarta pogardę; o tym panna Beatrice musiała już zdecydować sama. – Czy może miała pani na myśli to, że owa dama może się na mnie przez lata mścić, bo zechciałem dosiąść się do jej stolika, czego nie było w jej dzisiejszych planach? – dopytał z naciskiem, a ton miał spokojny, cichy, lecz uśmiech był zaiste jadowity. Może zwiódł mężczyznę niepozorny, niewystawny wygląd Beatrice, a może czuł się pewniej, bo nie miała obstawy z jaką chadzali zwykle Arystokraci – ważne jednak, ze pozwolił sobie na więcej niż zazwyczaj, i okazał butną stronę charakteru, w wypowiedziane przed chwilą słowa wplatając całą gorycz jaką czuł, i doprowadzając w pewnym sensie do słownej konfrontacji poglądów.
Mieli jeszcze chwilę samotności, ale obserwowała i słuchała ich bacznie dziewczyna zza kasy, a każde podniesienie głosu na pewno zwróci uwagę arcyksiążęcych strażników.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group