Anonymous - 15 Czerwiec 2011, 19:03 Ogon Tell, który tego dnia był długi, z krótkim, zielonym futrem w fioletowe cętki zamachał radośnie po słowach Rose na temat tego, ile może lizaków kupić dla Tell. Wzięłaby najprzeróżniejsze smaki, każdy inny! Jabłkowego, pomarańczowego, truskawkowego, malinowego, wiśniowego, arbuzowego, a nawet i z jednego czy dwa kwaśne. Uśmiechnęła się rozmarzona i oblizała swoje jasnoróżowe wargi. Zakopany cukierek odszedł w zapomnienie, a grymas zniknął z twarzy Bąbelka.
Skierowała wzrok na dziewczynę. Dopiero gdy się odezwała Tell przypomniała sobie o świecie rzeczywistym, a nie tym, gdzie żywe słodycze chodzą po cukrowych ulicach, jak to sobie nie raz wyobrażała.
-Okay. To nie spytam. -Mruknęła wzruszając ramionami. Ułożyła ogon przed sobą i patrzyła, jak się macha w tę i z powrotem. Uśmiechnęła się słodko. Mogłaby sprawić, że cętki zaczęłyby się ruszać, ale w tej chwili już o tym nie myślała, bo jej uwagę odwróciły ciche pomruki Rose. Spojrzała zaciekawiona na rudą dziewczynę. Nie wszystko usłyszała, ale wyłapała część.
- Mi się podoba twoje imię. Pasuje do ciebie. Kolor twoich włosów kojarzy mi się różami, wiesz? Pamiętam, że wujek lubił róże...
Uśmiechnęła się promiennie do swojej nowej znajomej. Skoro miała kupić jej tyle cukierków, to już się na nią nie gniewała, a nawet i zaczynała lubić.Anonymous - 15 Czerwiec 2011, 19:52 Jej imię każdeku kojarzyło się z różami, jakby właśnie od nich pochodziło. Sama o sobie lubiła myśleć jako o Rosier, demonie miłości. Ciekawe również było Rosary, bo nietypowe. A róże? Zwykle miała ich kilka na kapeluszu, z sentymentu. Czerwone zawsze najbardziej reprezentatywne.
- Zawsze kiedy ktoś mówi: "róża", kto inny myśli "czerwony. - powiedziała, wkładając ręce między kolana i sciskając je. Gestykulowała nieco żywiej niż zwykle, patrzyłą na niebo i rozmówczynię. - A są rpzecież równie piękne różowe róże, stąd ich nazwa. Nieśmiałe i zakochane. Równie piękne są róże białe - czyste i platoniczne, ale również jałowe i próżne. A co z żółtymi? Kolor ten oznacza zazdrość... Widuje się także mroczne czarne róże, róże fioletowe lub dziwne, prawie zielone róże. No i nie wolno zapominać o niebieskich różach... Ech... - Westchnęła jakby o prostolinijności ludzi.
Próbowała wtajemniczyć Tell w kilka sekretów o różach, ale szybko doszłą do wniosku że znudzi ją to. No nic, to tylko dziecko. Nachyliła się do przodu i uśmiechnęła do małej.
I wtedy stało się to, już drugi raz tego dnia.
Takim samym uśmiechem obdarzyłam Laylę, witając się z nią. Jakby wczoraj... Kiedy to pomyślałą, zrozumiałą, że zrobiła źle. Odsunęła się od dziewczynki i pochyliła głowę. Włosy spłynęły i zakryły jej twarz. Powoli zbierało się jej na szaleńczy śmiech, a jej ramiona zaczęły się trząść, poruszać gwałtwonie w górę i w dół, drgać spazmatycznie. W końcu z jej ust wyszedł bezgłośny śmiech, jej źrenice stały się większe, jeszcze szersze. A właściwie jedna źrenica, drugie oko było zasłonięte bandażem. Zakryła je dodatkowo ręką, a po chwili zaczęła wbijać palce pod opatrunek z zamiarem zdarcia go. Robiła to powili i starannie, z szalonym uśmeichem na sutach i pustym wzrokiem.
- Tell.. Czy ja jestem.. Szalona? - spytała, powoli przekrzywiając głowę. Na końcu zrobiła to mocno i szybko, aż chrupnął jej kark. Rzucając oczami na boki zbadałą językiem swoje górne zęby, na dłużej zatrzymujac się przy kłach.
W końcu gwałtownie zdarłą bandaż, odsłaniając oko. Wystawione na światło słoneczne zwężyło źrenicę. Było zaczerwienione. To jedyne ludzkie rpzymiotniki, jakie moga je określać. Było prawie całę białe, tęczówka gdzieś zniknęła. Nawet źrenica wydawała się bieleć. Zamiast ciemnej czerni była tam prawie sama czerwień, wyglądająca jak krew, którą w rzweczywistości była. Oko było rozbiegane, nie do końcca trzymało kurs. Nie trzeba chyba dodawać że Czerwona nie widziałą przez nie.
Zbliżyła się do dziewczynki, rzucając się gwałtownie do przodu i zchodząc ze skrzyni. Spijrzała jej prosto w oczy. Jej włosy zarzuciły się do tyłu, razem z grzywką. Widac teraz było jak na dłoni okropne pół twarzy, całe poparzone, zakryte przez blizny, zdeformowane. Skórę wiszącą nieco na kości policzkowej, mocno podkreślony oczodół, lewe nozdrze tak niefortunnie przyklejone do przegrody nosowej. Niczym u nadtopionej lalki.
Kapeluszniczka zaczęła się śmiać, odsuwając się z każdą sylabą. Robiła to nieskładnie, bez jednego tepa. Chichotała, przestawała, wybuchała śmiechem, znów się uspokajała i bam! - na nowo wydawałą z siebie wcale nie zabawne dźwięki. Była na skraju szaleństwa, ogień powoli podchodził ścieżką z papieru do beczki prochu strzelniczego. Mogła zaraz wybucnąć, już zaraz za chwileńkę. Tylko czy dziewczynka to zniesie? Rose wtedy nie będzie sie tym przejmować.Anonymous - 16 Czerwiec 2011, 09:28 Dziewczynka wsłuchiwała się w słowa Rose, myślami wracając do tych czasów, kiedy to siedziała wujkowi na kolanach, a on jej opowiadał o świecie poza laboratorium. Choć ją stamtąd wydostał, podczas ucieczki nie było czasu na oglądanie mijanych miejsc. Liczyła się każda sekunda, a one mijały tak szybko tamtego dnia. Już po chwili musiała się pożegnać z wujkiem i iść dalej bez niego. I już go nigdy nie widziała.
Z rozmyślań wytrąciło ją pytanie Rose. Chciała zaprzeczyć, ale czerwonowłosa tak dziwnie się na nią patrzyła, że odpowiedź utkwiła Tell w gardle. I do tego tak nienaturalnie poruszała głową. Mała przełknęła głośno ślinę i siedziała cicho, starając się poskładać z powrotem zdanie, jakie miała zamiar powiedzieć chwilę temu. Ale jej się nie udało. Dziewczyna zdarła z twarzy bandaż, który zasłaniał jej oko i Tell wiedziała już, że nie bez potrzeby tam był. To jedno ślepie wyglądało naprawdę strasznie. Aż miała ochotę się odsunąć i wiać, ale nie robiła tego, pomimo, że przypominająca sennego upiora Rose była coraz bliżej i zachowywała się znacznie dziwniej, niż parę chwil temu. Nawet ogon Telluli przestał się machać, a ona gapiła się ze strachem w oczkach na swoją rozmówczynię, choć starała się ukryć emocje. Twarz Rose przysparzała małą o dreszcze, jednak wciąż siedziała nieruchomo, sparaliżowana strachem. Coś jej mówiło, że powinna uciekać, póki kapeluszniczka zatacza się ze śmiechu i póki ma jeszcze szanse na zgubienie jej w tłumie. Ale przecież Rose obiecała jej aż piętnaście lizaków i kilka minut temu była normalna. Więc może znów coś się w niej zmieni?
Straciła nadzieję na to już po chwili. Jej nowa znajoma wciąż zataczała się ze śmiechu i wyglądała jak opętana, czy jakaś psychopatka, która właśnie rechotała z cudzego nieszczęścia. Wiedziała, że to nie wróży nic dobrego. Niektórzy profesorkowie też śmieli się w podobny sposób, a potem robili coś, co okropnie ją bolało. Przygryzła delikatnie wargę i rozejrzała się szybko, wybierając drogę ucieczki. Nie wepchnie się między te wielkie, nieznajome istoty. Przecież nie jest tchórzem, który ukrywa się za plecami innych. Więc gdzie?
"W górę..." -pomyślała cyrkówka, wlepiając oczy w dach jednego z budynków. Naprężyła mięśnie, pochylając się na czterech kończynach, niczym kot i wskoczyła w obrane miejsce dzięki swoim zdolnościom, uparcie wierząc, że dziewczyna pozostanie tam na dole, uspokoi się i kupi jej w końcu te obiecane cukierki. Już przecież nawet wybrała smaki, więc nie mogła zrezygnować nawet w takiej chwili. O!
- Może troszkę, Rose... -Odpowiedziała na tyle głośno, by ruda ją usłyszała. Zbyt ją zaciekawiła, by uciekła. Chciała wiedzieć, co zrobi dalej, jaka będzie jej reakcja, czy się opanuje i przeprosi, czy też nadal będzie się zwijać ze śmiechu. No i kiedy w końcu da Tell obiecane słodycze?!Anonymous - 16 Czerwiec 2011, 17:21 Dziewczynka odskoczyła na górę. Ha! Rose byłą straszna. Uuuu, taka jestem straszna! Straszę małe dzieci! Boja się mnie, mojej szpetnej gęby, ha! Nie wiedzieć czemu myśli te nie smuciły rudej tylko bawiły ją. Zaśmiała się ponownie, tym razem jednolicie i tak perliście, że gdyby słuchać jej z zamkniętymi oczami można by stwierdzić, że to ktoś opowiedział wyjątkowej piękności dowcip. A zaraz potem zarechotała ze śmiechu jak stara żaba.
Stanęła prosto, jednak wciąż ze zwieszoną głową i włosami na twarzy. Z każdym jej ruchem czerwone kosmyki sypały się z jednej strony na drugą, tańczyły i skakały. Powoli ściągnęła rękawiczki, zagryzając warki i rzuciła je na ziemię, wywinięte do środka. Z kości śródręcza wysunęła szpony, ale tylko do połowy długości. Po namyśle wsunęła je jeszcze trochę, tak, że były teraz długości zwykłych, wyprostowanych palców. Na dole było jeszcze jedno zakrzywione, przeciwstawne ostrze, którym mogła poruszać tak, jak kciukiem zmieniając pazury w szponiastą pułapkę. Spojrzała na swoje tak uzbrojone dłonie. Zaczęła je oglądać, obracać, poruszać kikutami palców, przebierać nimi. Wsunęła i wysunęła pazury o parę centymetrów, a w końcu wyciągnęła ręce przed siebie i popatrzyła niczym dziewczyna podziwiająca kolor lakieru na paznokciach.
Zobaczyła wtedy ranę, zadaną jej niedawno. Można by pomyśleć, że rozsierdzi ją to i była to prawda. Jednak nie dało to spodziewanego efektu. Ktoś chlusnął wodą na beczkę prochu, i nawet, gdyby teraz doszedł do niej płomień i tak nie wybuchłaby. Jednym, płynnym ruchem wsunęła ostrza i uderzyła się lewą ręką w twarz tak mocno, jak tylko jej się udało. Zatoczyła się ale po chwili znów stanęła nie tyle prosto, ile pionowo ale zgarbiona. Przybliżyła zranioną dłoń do ust i mocą wyciągnęła z niej krew - około jednej filiżanki. Wsunęła ją sobie do ust i przełknęła chciwie. W końcu nieco sie uspokoiła - cudza krew działała zawsze lepiej, ale własną tez pomagała w kryzysie.
Huczało jej w głowie, nie mogla tego znieść - przyspieszonego bicia serca. Jej myśli, jeszcze niedawno ogarnięte czerwoną mgłą szaleństwa teraz czyściły się, stawały bardzie przejrzyste. Odetchnęła, spojrzała na zerwany bandaż i z rezygnacją opuściła rękę. Krew, uwolniona z rany na dłoni ściekała po palcach w dół, ale po raz kolejny mocą wróciła ją na miejsce i sprowadziła więcej płytek krwi. Trwało to dobrą minutę podczas której Rose nie ruszała się prawie wcale. Małą dzięki temu czas na namysł co może teraz zrobić. W końcu kiedy krwotok został zatamowany podjęła decyzję i ułożyła sobie grzywkę i kapelusz tak, że zasłaniały to okropne, ślepe oko.
Podeszła na dół budynku na który wskoczyła Tell i uśmiechając się serdecznie i przepraszająco spojrzała na nią, przekrzywiając głowę do tyłu.
- Pewnie masz rację, jestem trochę szalona. Cho9dź, kupię Ci te słodyczki. - Powiedziała i zachęciła ją dłonią do podejścia bliżej. W myślach prosiła, aby nie przestraszyła się i nie bała, nie uciekła z krzykiem jak to się w sumie zawsze zdarza. Nie byłoby dziwnym, gdyby tak zrobiła, to w końcu zupełnie normalna reakcja. Ale, jako że w Krainie Luster takie określenia jak "zwyczajny", "przeciętny" czy "normalny" nie pasowały prawie do nikogo i niczego, zawsze zostawała nadzieja.Anonymous - 16 Czerwiec 2011, 18:08 Gapiła się na rudowłosą cały czas, obserwując bacznie każdy jej ruch. Nie widziała zupełnie nic, z czego można by było się śmiać. I to tak długo. Przechyliła lekko głowę na bok, ale nie ważne z której strony by się patrzyła, wszystko wskazywałoby na to, że ma do czynienia z najbardziej nietypową osobą, jaką poznała w swoim niezbyt długim życiu. Zwłaszcza, że widywała tylko tych ponurych profesorków, ich eksperymenty, które zazwyczaj snuły się po kątach i unikały towarzystwa, oraz Grape- utalentowaną i hojną dziewczynę, fundującą darmowe desery.
Mała była coraz bardziej zaniepokojona zachowaniem kapeluszniczki. Przynajmniej teraz zamilkła i przyglądała się swoim pokracznym dłoniom i... szponom? Tak to wyglądało. Raz były dłuższe, raz krótsze, a ona widać miała świetny ubaw bawiąc się nimi. Więc Bąbelek tylko zrobiła ze dwa kroki w tył i usiadła sobie na kolorowych dachówkach. Płomiennowłosa i tak zdawała się być myślami kompletnie gdzie indziej, a Tell przecież tylko chciała dostać te swoje lizaki. Więc tylko siedziała, machając ogonem i zmieniając ułożenie cętek na nim, aż usłyszała głos opętanej znajomej. Spojrzała na nią zaskoczona i przyjrzała się jej uważnie. Wyglądało na to, że jednak jej życzenie zostało spełnione i Rose znów była w miarę normalna.
- Oki! Czekaj, już złażę! Ale chcę siedemnaście! Należą mi się dwa za czekanie! No i od tego skakania zrobiłam się głodna... -Mruknęła ustawiając się na czterech kończynach. Podeszła do krawędzi dachu, zerknęła raz w dół i skoczyła na skrzynki. Usadowiła się na nich, spoglądając przyjaźnie na rudą i machając długaśnym ogonem, po czym zlazła na dół i stanęła na dwóch nogach.Anonymous - 16 Czerwiec 2011, 19:16 Kiedy tylko dziewczynka zeskoczyła uśmiechnęła się przepraszająco. Oby tylko nie spytała co mi odwaliło, to wszystko będzie dobrze. Rose rozejrzała sie, ale ze względu na tłum przewalający się tuż obok niewiele zobaczyła. W końcu, po chwili stania na palcach i rozglądania się weszła na skrzynię obok Tell. Popatrzyła, z dłonią przy oczach, jak zwykle robią ludzie by osłonić je przed światłem. W końcu zobaczyła to, co musiało tu być - stragan ze słodyczami.
- Oho! Tu jest jakiś sklep. Chodźmy tam! - powiedziała, wskazując w jego kierunku palcem.
Zadziwiające, jak płynnie przechodziła z jednego stanu w drugi. Teraz była miłą i sympatyczna, a dziś przeszłą przez tyle nastrojów, że chyba nie zliczyłaby ich na palcach u obu swoich rąk. [i]Na palcach u standardowych rąk.[/b] - poprawiła się ponuro ale nie zamierzała się zasmucać.
Zeskoczyła ze skrzyni, a jej włosy rozwiały sie za nią i spadły na jej plecy. Odgarnęła kilka kosmyków do przodu, aby zasłoniły lewe oko i przesunęła w jego stronę kapelusz, tak że wchodził na czoło. Stanłęa prosto i kiwnęła na Bąbelka by ta podeszła bliżej do niej.
- Idziemy? Nie patrząc za siebie ruszyła dziarsko na stragan.
Był to drewniany wóz, oparty z jednej strony na beczkach. Za ladą stał uśmiechnięty, starszy człowiek wyglądający na typowego dziadka. Miał zarost i dość duży brzuch, zakryty nieco poplamionym białym fartuchem roboczym. Za jego plecami usługiwało kilka ładnych marionet, ubranych w tradycyjne suknie kojarzące się z domowością, warkoczami i jabłecznikiem. Wszystko było zawsze w cieniu z powodu białego płótna w niebieskie pasy rozpiętego powyżej. Jednak nie to było najważniejsze. Na ladzie widać było mnóstwo przeróżnych słodyczy. Stały tam pojemniki z żelkami i cukierkami, wszelkimi landrynkami i karmelkami, z góry zwisały girlandy lukrecji, i skomplikowanych cukrowych ozdób, rzędy cukrowych laseczek - biało - czerwonych ale także tęczowych czy też czarno - pomarańczowych. Nieco niżej stały kwachy, można także było zobaczyć kosz z mordoklejkami i szczękołamaczami - zobacz, na co trafisz! Z boku można było zobaczyć marionetkę obsługującą z wymalowanym uśmiechem automat do waty cukrowej. Po środku spoczywały jakby schodki sięgające donikąd, zasłaniające wagę i pojemniki z pieniędzmi. W schodkach były malutkie dziurki, w które powkładano nóżki lizaków. Był chyba wszystkich możliwych kształtów - świderków, spirali, kuli, kwadratów, a nawet dyniowej głowy, pająka czy motylka. Wszystkie były bajecznie kolorowe a podpisy na etykietach poniżej zdradzały ich smaki, jednak przeważnie za pomocą fantazyjnych nazw - "Dyniowe Szaleństwo", "Błękitna Ambrozja", "Zielony Palec" czy też "Hubba-Bubba".Anonymous - 17 Czerwiec 2011, 14:03 Tell stała usiłując dojrzeć cokolwiek bez ponownego włażenia na skrzynie, ale jedyne co widziała, to wielka banda obcych jej osób przepychających się między sobą.
"Bycie taką małą ma swoje minusy."- pomyślała niezadowolona i westchnęła cicho, wracając wzrokiem do Rose, która wdrapała się wysoko i zawzięcie się rozglądała nad tłumem. Nie miała zamiaru pytać o to, co się z nią działo chwilę temu. Po co? Najważniejsze były lizaki! Słodkie, owocowe, ukochane lizaczki. I już.
Niuchała usiłując wyczuć zapach słodkości, ale nie-ludzi było tyle, że graniczyło to z cudem, więc już po chwili z tego zrezygnowała. Przynajmniej Rose zdążyła coś znaleźć.
-No pewnie, że idziemy!
Mała bez ociągania zaczęła się przepychać do wyznaczonego miejsca, choć gdyby chciała, pewnie mogłaby całą tę armię niecodzienności przeskoczyć. Jednak kto by o tym myślał w takiej chwili? Cóż, na pewno nie Tell. Była zbyt niecierpliwa.
Gdy już udało jej się przeleźć na drugą stronę, stanęła jak wryta w ziemię. Tego było aż za wiele! Taka ilość wszelkiego rodzaju łakoci przekraczała jej najśmielsze wyobrażenia! Bańka stała tak rozmyślając nad tym, czy może jednak nie została zdeptana, a teraz trafiła do nieba. Błądziła wzrokiem po najprzeróżniejszych przekąskach. Landrynki, żelki, cukierki, czekoladki, lizaki, batoniki, dropsy, słodkie chrupki... A ile smaków! Cała opracowana lista nagle zniknęła, a ona stała i stała, nie mogąc wykrztusić ani jednego słowa. I jak tu wybrać tylko siedemnaście, jak tam było z kilkadziesiąt najprzeróżniejszych rodzajowo lizaków, w niezliczonej ilości barw, smaków i kształtów?!Anonymous - 17 Czerwiec 2011, 15:38 Tell stanęła jak wryta i wpatrywała się w nawał słodyczy. Marionetkarz za ladą zaśmiał się dobrodusznie, widocznie ukontentowany tym niewypowiedzianym komplementem. Rose za to sięgnęła od góry pod bluzkę, wyciągając ze stanika zwitek banknotów, jeszcze ciepłych. Zawsze nosiła kase w staniku - z tamtąd nikt jej nie mógł ukraść, przynajmniej nie bez jej wiedzy. W dodatku nie wypadała i nie gubiła się. Przeliczyła swoje zasoby i uznała, że nawet po zakupie masy lizaczków zostaną jej jeszcze pieniądze na zakup rózy na kapelusz, bez których czuła się łyso. Układając kwiaty róż na kapeluszu oddawała hołd swojemu imieniu, a właściwie skrótowi. Aby mieć wolne ręce włożyła zwitek za rękawiczkę u prawej ręki.
Z zadowoleniem pokiwała głową i złapała się za brodę w zamyśleniu. Przy straganie pachniało cukrem tak bardzo, jak tylko może pachnieć cukrem gdziekowliek na świecie. Po chwili namysłu ruda chwyciła Bąbelka w talii i dżwignęła do góry. Ta zsunęła jej się nieco tak, że Rose trzymała ją pod pachami, ale przynajmniej miała lepszy widok. Z tej perspektywy można było ujrzeć lepiej wszystkie lizaczki, a także mase innych słodyczy.
- Wybieraj, które chcesz. Nie tylko lizaczki, inne słodycze też. Tylko pamiętaj - 17, nie więcej, nie mniej. - Pwoiedziała z udawaną srogością, i roześmiała się.
Zmieniłą ułożenie rąk i posadziła sobie Tell na ramieniu, gdyż niewygodnie było cały czas trzymać ją w powietrzu. Mimo, iż niezbyt ciężka - swoje ważyła. Dziwnym może być dla innych jak bardzo zmieniłą się w ciągu kilku minut, ale dla czerwonej było to normalne.
To kpina, nie post. >>Anonymous - 17 Czerwiec 2011, 16:20 "Ale jak tu wybrać siedemnaście z miliona pięćdziesięciu dwustu trzech?!" - fuknęła w swoich myślach Tell. Tak, nie potrafiła liczyć. Bo niby kto miałby ją nauczyć? Tylko wujek, a podczas nauki niegrzecznie im przerwano i skończyło się na tym, że Bąbelek zacina się na dwudziestu dwóch i zaczyna od początku. Mogłaby się domyśleć, że potem jest taki sam początek i trzy, cztery, pięć... ale i tak liczy po swojemu. Traktuje to jako swoisty hołd dla profesora Ryoshina. Dziwny sposób na okazywanie szacunku, ale cóż...
Rozglądała się z góry, siedząc na ramieniu Rose, która była już w pełni normalna. Kolorowej istotce wcale nie przeszkadzało niezapowiedziane branie jej na ręce i podnoszenie do góry. Wujek często tak robił. Wtedy jej się to podobało, to teraz też, bo zawsze chciała być wysoka i oglądać świat z góry, a tak mogła się choć poczuć "dużą dziewczynką".
- Umm... To może... To wielkie ciacho z całą masą czekolady, ten duży, tęczowy lizak i jeszcze ten w kształcie kaktusa, żelek w kształcie pluszowego misia... Nie, tamten czerwony! -Instruowała sklepikarza Tellula. Jeszcze by jej pomylił wszystko i co by było? Mała spojrzała na swoje dłonie i zgięła tyle palców, ile cukierków już miała, po czym spojrzała na swój ogon. Ustawiła dokładnie 17 cętek, po czym zgodnie z jej wolą dokładnie 4 zniknęły. Westchnęła cichutko i znów zaczęła się rozglądać.
- To jeszcze pudla z waty cukrowej, piankowego kwiatka....
Kiedy w końcu skończyła zamawiać, na stoliku leżało 17 największych łakoci z całego stoiska. Cyrkówka uśmiechnęła się tryumfalnie i zeskoczyła z ramienia rudowłosej kapeluszniczki, zagarniając swoje słodycze. Jako, że jej ramionka były zbyt krótkie, wydłużyła jeszcze bardziej swój ogon i obwiązała nim wszystkie cukierki, po czym posłała Rose niewinny uśmiech.
- Ona płaci. -Poinformowała sprzedawcę Tell.Anonymous - 17 Czerwiec 2011, 20:42 Dziewczyna zaśmiała się w głos. Spokojnym wzrokiem podziwiała wybory małej. Z trzynastą słodyczą przyszło jej do głowy, że może nie wystarczyć jej pieniędzy. Przełykając z niepokojem ślinę wyciągnęła z drugiej miseczki stanika jeszcze kilka banknotów. Kiedy mała zwinęła wszystkie wybrane łakocie z lady za pomocą ogona uśmiechnęła się, aby po chwili wybuchnąć śmiechem na jej słowa.
Podała blond marionetce, która teraz ich obsługiwała zwój banknotów, a ta wydała jej resztę w postaci kilku drobnych monet, uśmiechając się wymalowanym na jej drewnianej twarzy uśmiechem. Wręczyła jej kwitek - paragon i zaproszenie do ponownego odwiedzenia stoiska ze słodyczami "Cukrowy Pałac". Rose z największym szacunkiem, z jakim tylko się dało wsunęła papierek do kieszeni, zgniatając przy tym. Poprawiła kapelusz zamaszystym gestem i nachyliła sie do małej.
- Jak dostaniesz cukrzycy czy innej próchnicy, to nie bedzie moja wina. - odezwała się żartobliwie.
Miała przeczucie, że kiedy zerknie ponownie na kapelusz zauważy na nim przynajmniej jedną, jeśli nie dwie nowe wstążki. Było co przemyśleć. Primo, mało nie wpadła w szał - w tym wypadku oznaczający coś innego niż porządna wściekłość. Secundo powstrzymała się tylko z.. Bo ja wiem? Współczucia? Sympatii do dziewczynki? Strachu? Przed czym? Przed nią samą...? Był to temat do dłuższych rozważań, z pewnością. Inna sprawa, że słowa "Rose" i "przemyślenie swoich zachowań", a potem także "wyciąganie wniosków" jeśli występowały w jednym zdaniu to tylko i wyłącznie przedzielone partykułą "nie", bądź w ustach kogoś wyjątkowo wręcz ironicznego.
Teraz, nie wiedzieć czemu miała przed sobą jaśniejsze barwy, lepszy świat. W sumie nie było tak źle. Nabyła chyba przyjaciółkę, może i wyglądała niepozornie ale mogła się okazać ostatnią deską ratunku, jeśli nadejdą ciężkie czasy. Miło by było zostawić po sobie małej Tell jakąś pamiątkę, ale Rose nie miała pojęcia czym mogłoby to być. Zmarszczyła brwi rozważając tak i wpadła na pewien pomysł. Nieco chory, ale cóż.
Zdjęła z głowy kapelusz. Miała rację - oto wykwitły na nim dwie wstążki - jedna jakby morska, ze wzorkami w serduszka i gwiazdki niczym pod oczami Bąbelka. Na brzegach widać było jakby lamówkę z małymi wizerunkami cukierków. Druga wstążka była koloru jej smokingu, jednak niczym kleksy widniały na niej nierówne plamy czerwieni. Całość zdobiły cztery szramy - trzy duże i jedna mniejsza.
Rose bez namysłu wysunęła szpon, ale tylko jeden i odcięła nim kawałek wstążki z wizją jej szaleństwa - tej czerwonej. Po schowaniu ostrza z kieszeni wydobyła papierek oraz zabłąkaną szpilkę. Za jej pomocą przybiła fragment wstążki do ulotki - paragonu i wręczyła Tell z uśmiechem z partii "Przyjazna Dzieciom" z półki "Mam Nadzieję, Że O Mnie Nie Zapomnisz", po czym odwróciła się i odeszła wraz z tłumem. Niestety, nie powiedziała nic na pożegnanie ale nie lubiła się żegnać. Dzięki temu życie było niczym jeden , bardzo dłuuugi dzień. Nie rozstawała się na długo z nikim - czasem chciała w to wierzyć. Drugą sprawą było też to, że nie zdołała wymyślić nic zabawnego. Przydałoby się jej teraz nieco pieniędzy. Razem z tłumem wyszła z otoczenia Wieży Zegarowej, kiedy ta wybijała kolejną godzinę.
[zt]Anonymous - 19 Czerwiec 2011, 14:50 Niebieskowłosa istotka w ogóle się nie przejmowała ceną. Wszak to nie ona płaciła, tylko Rose, więc mała uśmiechnęła się szeroko i gdy tylko pieniądze zostały wyłożone na stół, zaczęła obgryzać ucho żelkowego miśka. Trochę ją dziwił "portfel" rudej, ale co ona tam mogła wiedzieć? Sama nie nosiła stanika i w sumie nie miała po co. A potem Rose zrobiła coś, co Tell zaskoczyło jeszcze bardziej. Przypięła jej kawałek kolorowej, dziwnej wstążki do swetra. Mała nie rozumiała po co. W końcu nie była grzeczna więc raczej nie dostała tego w nagrodę, a za lizaka kapeluszniczka już się odpłaciła. Mimo wszystko fragment kokardki był naprawdę śliczny i cyrkówka wlepiała w niego swoje oczy jeszcze chwilę, a gdy je uniosła jej nowa przyjaciółka zniknęła. Tell obładowała cukierkami odeszła od straganu, kierując się w... W sumie to w żadne konkretne miejsce. Za to cały czas wypinała pierś do przodu, eksponując wstążeczkę niczym medal.
<z/t>Anonymous - 11 Lipiec 2011, 12:59 Widać samotność powoli przestała mu dokuczać . Szedł przez targowisko z dziwnym uśmiechem na ustach.
-Psikus tu, psikus tam.- mruczał do ciebie dotykając różnorakie przedmioty cukrowym berłem, a te zmieniały się w słodycze. Niektórzy sprzedawcy reagowali na to śmiechem , inni ganiali za zniszczony towar, a ten tylko przeskakiwał przez stragany gubiąc poszczególne pościgi.
-Hej ho, hej tam, słodyczy kosz ci dam! - zwinął jakiś koszyk z straganu, wrzucił do niego kilka kamieni i zamienił w słodycze po czym podał jakiejś kobiecie.Anonymous - 11 Lipiec 2011, 13:14 Nagle wszyscy ludzie na targowisku (no, może oprócz tych głuchych) usłyszeli klekotanie lutni, która zapewne przez wiele lat nie widziała dobrodzieja, który zechciałby ją nastroić. Narik zaczął śpiewać :
Podobno w zamczysku straszyło nie na żarty!
Wieśniacy najedli się strachu, sądząc, że to diabelskie konszachty,
Ale mylili się panie dobrodzieju,
nocą tam krzykliwą kurtyzanę... chędożyło wielu!
Z daleka zobaczył dziwnego człowieka, który miał laskę zrobioną z cukru. Co w tym dziwnego? Ta laska zamieniała wszystko co dotknęła w cukierki! Podszedł bliżej, lutnia ucichła. Spoglądał co dziwny osobnik robi. W końcu przemógł się i podszedł do tajemniczego człowieka (ach, ta ciekawość!).
Witaj... Kim jesteś? I co to za cudo, które narobiło tu takiego zamieszania? Coś mi się wydaję, że to robota kapeluszników, tylko oni mają takie szalone łby! Anonymous - 11 Lipiec 2011, 13:20 W chwili gdy z strun lutni leciały czarne nutki [nic nie brałem.-.-] Casimiro przyłożył rękę do ucha nasłuchując dokładnie . W końcu przy jego boku zjawił się młody muzyk a ten uśmiechnął się delikatnie.
-Hey, hey - Casimiro , tak brzmi me imię. A Te cudo, to chyba prezent od losu!-powiedział ze śmiechem, oglądając swoją laskę niczym najznakomitszy oręż.
-Jak już się obudziłem, po trafieniu tutaj, to miałem ją przy sobie! A nawet smakuje niczym cukierek, nie trzeba nic zmieniać!- polizał laskę i wystawił w stronę Narika.
-Chcesz? Mniamuśne jest!Anonymous - 11 Lipiec 2011, 13:32 Nie skorzystam z twojej propozycji, ale wierzę, na pewno jest smaczne.
Odsunął ręką laskę i wystawił dłoń w stronę Casimiro.
Na mnie wołają Narik, ewentualnie ,,przestań rzępolić"
Chłopak zaśmiał się z własnych słów. Obejrzał się za siebie.
Nie wiem czy wiesz, ale w naszą stronę... biegnie stado rozwścieczonych sprzedawców... chyba nie docenili twojego daru. Raczej nie są przyjaźnie nastawieni. Proponuję wziąć nogi za pas i przebiec z dala od nich, jeśli chcemy spokojnie porozmawiać.
Wygłosił swój monolog i zaczął biec. Omijając sprzedawców i stragany (jakby walnął w jeden z nich nie byłoby przyjemnie) w końcu dotarł do dość spokojnego miejsca, była to ławka z baldachimem, którą zakrywał stary, zniszczony już stragan. Ledwo udało mu się opanować oddech. Rozglądał się w poszukiwaniu Casimira, specjalnie wdrapał się na stragan, aby zobaczyć gdzie chłopak się podziewa.