Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 11:44 Wampirzyca spojrzała na niego, słonce wyglądało jak koniec ogromnego, wiśniowego lizaka, powoli krwawiąc różową łuną ciężko spadało za horyzont.
- Tak, dziś niebo będzie też bardzo jasne. Przez całą noc pąki herbacianych róż będą otwarte.
Zazwyczaj ofiara wampirów też nie cierpiała, a wręcz była szczęśliwa do szczętu przekonana, że umiera w ramionach ukochanego, czy tez ukochanej, poprzez morderczy pocałunek, jaki składają na jej szyi. Chyba, że ktokolwiek miał czasem dzikie, niewyjaśnione zapędy jak sama Noir, której zdarzało się rozrywać innych jak ochłapy mięsa, by ich krwią napełnić.. wannę. Tak odziedziczyła po swojej mentorce dzikie uwielbienie do krwi. To też święta nazwać by ją nie można było, choć teraz była zaskakująco spokojna, może dla tego,z e dobrze wiedział, iż ofiara jej nie ucieknie. Bo Muzykant spokojnie położył się obok, słyszana niespokojne bicie jego serca, nie ważny były wyraz twarzy serce zawsze zdradzi prawdziwe emocje, nawet jej własne.
- Czytałam kiedyś pewną książkę. - odparła nagle zupełnie nie an temat bawiąc się przy okazji sztyletem i opierając jego ostry koniec o opuszek wskazującego palca. - Tam również byli 'Muzykanci', a w śród nich kot, poza nim jeszcze pies, szczur i chomik. Muzykanci bronili swą pieśnią ludzi przed okropnymi bestiami zza Zasłony. A wiesz, co otwierało Zasłonę...? - odparła i nagle odrzuciła sztylet to tyłu pozwalając wbić mu się w ziemie, a sama oparła dłoń niedaleko mężczyzny pochylając się nad nim. - Veehal. Krzyk katowanego zwierzęcia.
Oparła dłoń na ciepłym policzku rozmówcy,a ostro zakończonym paznokciem na jasnym kciuku wykonała szybkie ciecie, jakie naruszyło skórę na ustach. - Może zapiec. - ostrzegła szeptem, zanim jej język nie dotknął rany, a wargi nie zatopiły się w jego ustach.Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 12:16 Veehal. Coś mu mówiło, że zapamięta tę nazwę na bardzo długo. Nie odpowiedział na zmianę tematu, nawet nie drgnął, gdy broń przeszyła powietrze. Jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, to słowo go uspokoiło. Veehal. Pieśń śmierci - powiedział z uśmiechem. Dlaczego się uśmiechał? Jemu to nie grozi, był tego pewien. Coś mu mówiło, że ma przed sobą niebezpieczną, okrutną bestię w niepozornym ciele nastolatki. Ale tym razem będzie inaczej, twierdził drugi głos. Przez to, że nie jest ofiarą, a z własnej woli oddaje życiodajny płyn. Przekonał się też jak bardzo się mylił. Ofiary wampirów nie bronią się. Kto bronił by się przed tak niezwykłym i wspaniałym doznaniem, nawet jeśli oznacza ono śmierć? Zamknął oczy i oddal pocałunek, trochę nieśmiało z początku, jakby musiał przypomnieć sobie jak to się robi, a potem delikatnie, nie nachalnie. Jakby witając kochankę po kolejnym dniu pracy, spokojnie i z radością czekając nocy. Przyciągnął ja bliżej obejmują w pasie tak rękoma jak i ogonem, który prawie w ostatniej chwili wysuną spod swoich pleców. Owszem troszeczkę zapiekło na początku, ale było to tak krótkie, że nawet nie zdążył się od tego skrzywić. Ogród cichł. Nawet świerszcze nie odważyły się zakłócać tej chwili swoją muzyką. Wiedziały dobrze, że scena pośród herbacianych róż jest równie piękna, co niebezpieczna. Czuł jak powoli, stopiwo wraz z krwią opuszczają go siły, ale jak na ironię podobało mu się to. Teraz rozumiał radość niewolników z tamtej książki i nie miał nic przeciwko by stać się jednym z nich. Ale tylko dla niej. Opowie jej o tym później. Muzyką, za jej pośrednictwem najłatwiej snuć opowieść.Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 12:36 Dziwaczne, ale zawsze siebie brała za jedną z tych bestii, tą wyglądająca na nieszkodliwą. Słodką jak cukierek, oprawioną w miłe dla oka kształty, przybraną w zwiewna, rubinową suknie, spod której fałd w każdej chwili wysunąć się może jej własny ogon, ale ten nie był miły, krotki i puchaty, dwumetrowe przedłużanie kręgosłupa z rzędem kolców i tym największym na jego końcu. Ale nic się nie stało, nie wysunęła go. Muzykant miał racje, jego 'pieśń' ją uspokoiła, tka samo jak jego krew.
Dla niego o posmaku żelaza a dla niej niczym ambrozja, nie wcierała jej w jego jezyk ale spijała powoli, choć nie dawała ranie się zamknął, ślad także tez pewnie przez dłuższy czas pozostanie. Ale na szczęście nie blizna.
Językiem mógł wyczuć wydłużone kły, wargi, jakie pieściły delikatną skórę na ustach, wszystko to by podebrać każdą kroplę krwi i sprawić, by ku temu nie oponował. Nic tak jej nie hipnotyzowało, jak krew, która niemal odrywało od ziemi, zwalała z nóg. Ciepła, żywa.
Poczuła jego ręce, jak węże owijające się dookoła jej pasa, ale nie odepchnęła ich, nie była w stanie. Nim się obejrzała niemal leżała na nim otrzymując się jedynie kilka centymetrów wyżej dzięki opartym o zieloną trawę rękom. Długie włosy opadły na ziemię, albo ramiona, czy też policzki Cesar'a łaskocząc i zasłaniając swoją kurtyną resztę ogrodu.
Czuła jak w wardze powoli zaczyna brakować krwi, a powstrzymywała się przed zranieniem języka, wiec cześć jego ust musiała być teraz albo sina albo blada.
Blada. Doszła do takiego wniosku, kiedy oderwała się wreszcie od niego oblizując usta, które błyszczały jeszcze od rubinowego płynu. Tyle wystarczyło. Jej policzki zaróżowiły się, a skóra zrobiła się nieco cieplejsza. Na bardziej drastyczne zmiany musiała poczekać jeszcze trochę.
- Jak się czujesz? - spytała półszeptem podnosząc jedna dłoń wyżej i najpierw wycierając wierzchem krew z ust - nieco niedokładnie swoja drogą, a potem zlizując ją z palców.Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 13:43 Nie wiedział nic o jej ogonie. Pewnie by się nawet trochę przestraszył widząc go, ale się nie pokazał. Dotyk ostrych ząbków na języku, sprawiał, ze zatracał się w rozkoszy pocałunku jeszcze bardziej.
Cofnęła się, a on uniósł nieznacznie głowę. Lecz smak samej jego krwi, bez dotyku jej ust sprawił, że się opanował. Przerwała to kiedy jeszcze ciąż był przytomny. Jej włosy zasłaniały widok, na zapadający zmrok w ogrodzie, ale nie obchodził go ogród. Tylko te oczy patrzące na niego. Może mu się zdawało, ale chyba dostrzegł cień troski w nich, gdy mówiła. Uśmiechnął się, zwilżył językiem kciuk, delikatnie starł resztki krwi z jej twarzy i pogłaskał ja po policzku.
- Trochę kręci mi się w głowie. Jakbym wypił za dużo, ale wciąż zachował przytomność umysłu. - odpowiedział mrucząc cicho, jak kociak na kolanach swej pani. W jego głowie grano spokojną, a jednocześnie radosną pieśń. To znów postawiło go przed dylematem. Zagrać, pozwolić muzyce wypłynąć na zewnątrz, czy zostać, tak jak jest. Równie mocno pragnął jednego i drugiego. Ta cisza go irytowała, ale nie chciał wypuścić jej z objęć. Śpiewać nie potrafi, nie tak jak grać. Ale przecież struny głosowe to też instrument. Uniósł ponownie głowę przytykając nos do jej szyi, zaciągnął się jej zapachem i westchnął z zadowoleniem. Ten zapach oszałamiał go niczym wino. Kładąc się ponownie zaczął nucić, grać na instrumencie, do którego nie trzeba rąk, więc mógł wciąż ją obejmować. Użył do tego swoich umiejętności, ale nie by hipnotyzować, nie by wydawać rozkazy, a po to by wywołać obrazy, by zobaczyła muzykę. Pokazał jej zachód słońca nad doliną gdzie mieszkał z ojcem. Słońce chowające się za górami, lekki wietrzyk przyjemnie chłodzący twarz. Szmer strumyka za domem i miasteczko o pięć minut spaceru od domu, z jego zabytkowymi kamienicami, malowniczymi krętymi uliczkami. Zapach dojrzewających owoców. Zachody słońca w dolinie były naprawdę piękne.
Nucenie przeszło w cichnący trel ptaków zastępowany stopniowo przez świerszcze przygotowujące się do nocnego koncertu. Pokazał jej swoją muzyką gwiazdy, które widywał siedząc na ganku, księżyc w pełni nad miasteczkiem, dodają magii do zwykłej jego urody, wołania wilków z gór...Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 14:12 I tak przeciągnęła chwilę przerwania aż zanadto. Jej samej serce pobudzone do pracy kolejną dawką krwi zabiło mocniej. Na oczach wpatrujących się twarz gościa pojawiły się czerwone plamy, jakby krew docierała nawet tam zamieniając zimną stal na drapieżną, soczystą czerwień. Pozwoliła mu na starcie ostatnich śladów po... posiłku i oparła dłonie o jego tors.
- Zagalopowałam się widać. - przypatrywała się dokładnie nieznacznej bladości, jaka wstąpiła na jego twarz, podczas gdy jego organizm ospale starał się ze wszystkich sił nadrobić braki, ona niemal rozkwitała. Choć na jej twarzy jawiła się zdziwiona mina, zwłaszcza, kiedy zbliżył się jeszcze raz. Oparła na tę chwilę dłoń na jego karku i pomasowała palcami skórę.
Ułożyła się na trawie nieco wygodniej uginając nogi i szeleszcząc długą spódnicą. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej Muzykanta i oparła na nich policzek przymykając oczy. Wsłuchiwała się w muzykę i przyjmowała wszystko, co jej poprzez nią pokazywał. To poniekąd wybudzało wspomnienia. Zobaczyła ja dożo się zmieniło i jak wiele rzeczy pozostało takich samych od jej pobytu. Zdawało się jakby widziała to wszystko jego oczami, nawet czułą się tak,jakby siedziała wtedy obok niego. A podczas tej ciągnącej się chwili naokoło zapadał zmrok.
Wargi wampirzycy nabrały rumianego koloru, paznokcie stały się szkliste, pełne połysku, nieludzkie. Długie włosy w oczach skręcały się w loki.
Nie przeszkadzała, nawet starała się ciszej oddychać, jedyne co odczuwalnie psuło harmonie to bicie serca i jej i jego, tuż obok siebie oddzielone jedynie ciałem i cieniutkimi warstwami ubrać.
Rozwarła powieki, a oczy zdążyły już przybrać czarującego koloru dojrzałego pomidora z plamą źrenicy na środku. Spojrzała na twarz muzyka i zamyśliła się.
- Muzyka mówi mi nawet więcej niż powiedziałeś. - szepnęła jeszcze ściszając głos. - W życiu nie widziałam czegoś takiego. - jej wzrok uciekł gdzieś na bok, mimo otwartych powiek nadal widział tamte obrazy, ścierały się z rzeczywistością okazując jej sztuczność własnego ogrodu.Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 14:59 Zmiany jakie obserwował były niesamowite. Dotarło do niego wtedy, jakie ma cholerne szczęście, bo ilu nie wampirów mogło podziwiać tę metamorfozę? Pewnie niewielu.
- Muzyka jest moją siłą. Mogę z jej pomocą wyrazić więcej niż potrafiłbym słowami, To w niej "dwunożni" rozpoznają mój nastrój, a nie w ruchach ogona jak koty. I z jej pomocą mogę czasem wydawać polecenia innym. Tobie jednak chciałem pokazać ostatnie miejsce, w którym czułem się tak dobrze jak przy Tobie. Autor "Sługi Krwi" pewnie też postąpił podobnie. - Wreszcie przypomniał sobie tytuł książki o niewolnikach. To była smutna historia, ale tę pamiętał najlepiej. Autor był uważany za średniego pisarza, jednak ta powieść bila rekordy sprzedanych egzemplarzy. Mógłby tak leżeć z nią bez końca. Kiedy odwróciła wzrok przytulił ją mocniej do siebie. Nie pytał o to, co muzyka jej powiedziała. Nie musiał. Choć nie zrobił tego specjalnie, może nawet by sam nie zwrócił na to uwagi, ale jednak stało się. Tylko dlaczego odwróciła wzrok? Nie, nie zapyta, o takie sprawy pytać nie wolno, o tym mówi się samemu. Więc powiedział:
- to co wyczytałaś z melodii, zdarza mi się po raz pierwszy. Były osoby które lubiłem, bardzo, nawet bardziej niż bardzo, ale oni odeszli. - po tych słowach zanucił ponownie. Chciał jej o tym opowiedzieć. Mógłby to zrobić kiedy indziej, przy następnym spotkaniu, ale jakoś tak wolał teraz. Nucił o pierwszych latach w Moskwie, z których najlepiej pamiętał ostatni dzień. Pokazał jej pożar i swoje odejście. Całą wędrówkę z polskim żołnierzem na warcie i uratowaną przed gwałtem w Austrii dzięki kołysance. O pierwszym spotkaniu z ojcem, wspólnych treningach według schematu Morii, nauce, obiadach madame Cole i wesolutkiej Sophie, która do nich czasem zaglądała. P tamtej kobiecie, tym jedynym razie, sztylecie w jej piersi i zniknięciu opiekuna. Ostatnich miesiącach w domu wdowy i odnalezieniu domku w lesie. Walce treningowej z Veisem i nie uprzejmej kobiecie w cyrku. O rozmowie z Ethanem, tym czego od niego się dowiedział i ucieczce przed nim. Zakończył opowieść na ukłuciu w siedzenie patykiem. Melodia była długa i zawiła, a rożne emocje jej towarzyszyły. Po raz drugi opowiedział komuś swoją historię, ale tym razem nie wrogowi, a komuś dla niego ważnemu. Dotarło to do niego z cała siłą przy ostatniej nucie. Nie wiedział jak to nazwać, pewne, że w tak krótkim czasie stała się kimś ważnym, na kim mu zależy. I bal się tego. Bał się cholernie, że ją też straci.
- Trochę zaschło mi w gardle. Może wejdziemy do środka? - akurat. Raczej zastanawiał się, czy wampirzyca nie przeziębi się od leżenia tak długo w trawie. Nie miał pojęcia, czy owe istoty mogą się przeziębić czy nie, a pytać o to nie chciał, wydawało mu się to głupie.Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 18:13 Tak niewielu mogło zobaczyć wampira tuż po wypiciu krwi, a jeszcze mniej z nich przed wypiciem. Wtedy były zmarniałe i powolniejsze, toporniejsze w ruchach, mnie widziały i wyczuwały, reakcje były spowolnione.
Zielonowłosa wzniosła brwi nieco wyżej. Czasem słowa Muzykanta zdawały się takie obce w znaczeniu. Czułą się przez to trochę nie pewnie, jakby znalazła się na gruncie, na którym nigdy nie była. A on mógł w każdej chwili zatrząść jej się pod nogami, albo wessać do tajemniczego wnętrza. Zadrżała na samą myśl. Być może dla tego pomyślał, że mogłoby być jej zimno, choć faktycznie nie było.
Kiedy mocniej przytrzymał ją przy sobie znikły dzielące ich centymetry i niekontrolowanie opadła na niego jeszcze chwile pozostając nieco poza rzeczywistością. W końcu, jak każda, wolałaby, by się nie przyzwyczajał. Wampiry to w końcu samotne stworzenia, nawet z innymi przedstawicielami swej rasy nie mogą za długo wytrzymać. A jeśli już o tym mowa: odwróciła wzrok, bo... tęskniła. Za tym wszystkim co jej pokazał, za Francją, za ludzki i jej mentorką, jaka sama tam miała. Mówi się, ze oczy są zwierciadłem duszy, a wolała, by nie widział w nich chwili słabości, wiec na kilkanaście sekund stracił z nimi kontakt.
- Taak, jak wszyscy. - odbiła ze zrozumieniem i wróciła wzrokiem na muzyka. Chciała coś dopowiedzieć, ale wolała nie przerywać kolejnej części pieśni i zamknęła różowawe usta.
Tym razem otworzyło się przed nią więcej obrazów, tym razem miały nawet ciąg przyczynowo skutkowy, wątki poboczne... Najpierw widziała chłodny, surowy kraj, ludzi o groźnych, topornych twarzach, potem ciepło bijące od ogniska, jednak ognisko miało gabaryty zbyt duże, na dodatek parę nut nadało tej chwili nieco tragizmu, mundury, zahartowane, odważne twarze mężczyzn, dźwięki delikatnej pieśni. Odgłosy uderzeń i zmęczenie, jakie przez chwilę sama zdawała się odczuwać, potem znajomy zapach domowego jedzenia, przyrządzany z czymś czego większości daniom restauracyjnym brakowało - z miłością. W uszach zapiszczał jej wesolutki, dziewczęcy głosik, a potem obrazy zrobiły się nieco niezrozumiałe, ale tylko na krótką chwilę. Sztylet zbroczony krwią, a w tle czyiś miły dla oka uśmiech, kształt świadczył o kobiecych wargach. Potem akcja przeniosła się w bardziej znajome tereny, ukazało się kilka nieznanych twarzy, kilka scen bijatyk i w końcu czyjeś surowe, wymagające oczy, stare i pełne doświadczenia - niekoniecznie miłego i przyjemnego. Kiedy zobaczyła ostatnia scenę przed oczyma jej wargi drgnęły nieco, jakby zanosiło się na uśmiech, ale do niego nie doszło. Nie zauważyła nawet, kiedy znów zamknęła oczy i niemal jak usypiana, jej głowa powoli opadła na ramie Muzykanta. Wyglądało to nawet trochę śmiesznie - taka byłą twarda, zamknięta i niebezpieczna, a padła uśpiona, jak ostatni żółtodziób.
Rozwarła jednak szybko powieki i niemal odskoczyła od niego przysiadając na trawie.
- Ach, tak, tak, oczywiście. - zaczęła poprawiać włosy i wstała otrzepując spódnicę z trawy i przyglądając się mężczyźnie. Jeśli się zatoczy to istniał cień szansy, ze wpadnie do oczka wodnego,a wtedy nie byłoby za wesoło.
- Polecę, by przyniesiono ci trochę czekolady, zazwyczaj pomaga. I oczywiście nie puszczę Cię w takim stanie do domu. - odchrząknęła znów nz siłę zmieniając swój głos na ten pełen stanowczości. - Musisz powiedzieć mi jeszcze tylko jaki kamień wolisz: Ametyst, Szafir, czy Oliwin?Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 18:51 Uśmiechnął się widząc jak poprawia włosy. Poczekał, aż skończy te jego zdaniem zbędne czynności. Leżąc zdążył trochę odpocząć, ale i tak zakręciło mu się w głowie gdy siadał. Odczekał chwilę, aż przejdzie. Pewnie pomogłaby mu, gdyby mial upaść, ale wtedy ucierpiała by jego kocia duma. Uśmiechnął się do tej myśli. Jaka duma? Ma ją jeszcze? Może i tak, ale tutaj jest tylko zbędnym balastem. tworzył laseczkę kryształową w jego ulubionym kolorze, choć nie bardzo wiedział jak go określić. To był błękit nieba z domieszką szkarłatu, jaki podczas pogodnych wschodów słońca zobaczyć można. Sama laska była prosta, bez zbędnych zdobień czy wzorów jakie mógł uformować, na to był jeszcze za słaby.
Czekolada. Pomaga odzyskać siły i jest smaczna. Wstał powoli podpierając się. Zdołał się nie przewrócić, choć nogi miał jak z waty. Wtedy zapytała o kamienie.
- Wybacz, ale nie mam pojęcia o klejnotach i kamieniach szlachetnych. Z moją mocą może powinienem, jednak dotąd mnie to nie interesowało. Ważne było, by mój kryształ miał odpowiednią twardość i kształt jaki mi akurat potrzebny. A to mój ulubiony kolor, tak jak zachód słońca jest ulubioną porą dnia. - odpowiedział trochę przepraszającym tonem wskazując dopiero co utworzony przedmiot. Wziął Noir za rękę i zrobił pierwszy ostrożny krok w stronę domu. Jakoś się nie przewrócił, więc nie jest tak źle jak mu się wydawało. Szli znacznie wolniej przez to wyczerpanie. Lepiej zwolnić tempa niż wylądować z nosem w trawie. Mimo to uśmiechał się zerkając co chwila na wampirzycę. Nie mógł gapić się na nią cały czas, chociaż bardzo by chciał, musiał jednak uważać jak idzie. Nawet wolniejszy krok mu nie przeszkadzał. Wpadłeś po same uszy Cez - powiedział jakiś głosik w jego głowie. Ciii... tak jest dobrze - odpowiedział w myślach.Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 19:19 W ogrodzie zaczął hulać chłodniejszy wiaterek, którego pewnie większość ze zwierząt i roślin mile witała po upalnym dniu, jednak nie było do końca zimno. Można tu było jeszcze przesiedzieć nawet parę godzin, ale sama wampirzyca poczułaby się spokojniejsza, gdyby jej gość znalazł się już w jej łóżku. Znaczy się w łóżku w jej domu. ...oczywiście.
Zerknęła na kryształowy przedmiot, jaki pojawił się w rękach Muzykanta.
- Spokojnie chodziło mi wyłącznie o kolor tych kamieni, tak, aby dobrać Ci sypialnie, w której czułbyś się dobrze. Ametyst jest fioletowy, a Oliwin zielony. Ale sadzę, że wściekle niebieski szafir pasowałby do ciebie.
Wyjeła dłoń z dłoni swego gościa i wsunęła ją pod jego ramię, aby w każdej chwili mógł się na niej oprzeć. Wyglądała na kruchą, ale wcale taka niebyłą. jednak kobiecie nie przystoi nieść mężczyzny, toteż jedyne co mogła, to pomoc w roli narzędzia trzymającego go w pionie, Prócz jego laski.
Nie spieszyło się jej, więc mogła spokojnie odprowadzić zmęczonego Cesar'a najkrótszą trasą. Stuknięcia obcasów nie były już tak nerwowe jak przedtem, nawet jej ruchy nabrały nieco sprężystości, a z każdym krokiem wyzwalała w biodrach więcej ruchu niż przedtem. Weszli do wnętrza domu, a ona pozostawiła drzwi lekko uchylone, nie bała się kradzieży, nawet gdyby ktoś się ośmielił, pewnie jej portfel nawet by tego nie odczuł.
- Musze ci powiedzieć, ze dziarsko to znosisz. - odparła w końcu z głosem pełnym podziwu, kiedy przemierzali stopnie horrendalnie szerokich schodów, jakie wgryzały się w naprzeciwległą ścianę i rozchodziły w dwie strony, oni poszli na prawo. - Większość tych, których pozostawiłam przy życiu po skosztowaniu ich zazwyczaj leżała jak kłoda, albo krzyczała spoglądając na ślady na nadgarstku albo szyi. Zachowałeś się bardzo... po męsku. - zerknęła na niego i w tej chwili weszli na piętro. Tam odnalazła grube, ciemne wrota z wtopionym w nie nieznacznym kawałkiem jakiegoś niebieskiego kamienia, po czym pchnęła je ukazując gościowi jego chwilowa sypialnie.
Jej nazwa: 'Szafirowa Sypialnia', była jak najbardziej trafiona. Ściany zakryte tapetami o kolorze błękitu i jasna, elegancka podłoga ze śliskiego drewna. Z szafiru zrobione są dekoracje na szafkach, ramka lustra stojącego pod ściana. Połyskujące kawałki wtopione są jakby w drewniana obudowę wielkiego łoża, okrytego przy tym jasną, świeżą pościelą. Pod samym meblem, oraz niecały metr od niego z każdej strony wystaje miękki dywan z białego, koziego futra. Niewielka komoda, stojąca pod ścianą obok lustra, jest zdolna pomieścić luzem najpotrzebniejsze rzeczy, nawet na pobyt dłuższy niż parę dni. Trzy wielkie okna wyrastające obok siebie, również wzbogacone są w grube, ciemne kotary, które zasunąć można na czas nocy, albo upalnego dnia, lub też pozostawić nietknięte.
Do sypialni przylega osobna łazienka z pełnym węzłem sanitarnym, utrzymana, jak reszta kompleksu, w odcieniach błękitu. Jest ona an tyle duża, by zmieścić w sobie zarówno szeroki prysznic, jak i wannę na trzech, pozłacanych, lwich łapach.
- Mam nadzieje, że będzie Ci się tu dobrze spało. Materac jest niesamowicie miękki i wiem, ze większości to nie odpowiada, wiec jak będziesz miał jakieś przeciwwskazania... - nie dokończyła i zerkneła na niego pytająco.Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 19:56 Wyjaśnienie o co chodziło z klejnotami przyjął z lekkim skinieniem głowy. Był wdzięczny, że wzięła go pod ramię, ale jakoś nie potrafił tego okazać. Nie było to konieczne, ale tak na wszelki wypadek, zresztą dzięki temu była tak przyjemnie blisko. To pewnie przez ten zmysłowy ruch bioder, wyczuwany z powodu bliskości, ale bynajmniej nie przeszkadzający, mowę mu odjęło. Mimo iż szli znacznie wolniej, że są w domu zorientował się dopiero przy schodach. Zastanawiał się dłuższą chwilę, nad tym co powiedziała. Po męsku, jasne. A pikawa mu chciała wyskoczyć w trakcie nie tylko z powodu jej bliskości i... tego wszystkiego, ale też trochę ze strachu.
- Może to przez treningi. Jack mnie nie oszczędzał, a raz nawet się zapomniał i samym końcem klingi rozciął tętnicę szyjną. Ale szybko się opanował i zatrzymał krwotok. Potem wezwał zielarkę. Bez jej pomocy miałbym pełno blizn. Metody szkoleniowe Morii. złapali go jak był młodszy ode mnie i "przekonali" do współpracy. Ale potem wywinął im taki numer, że poszło ludzikom w pięty. - Sam się zdziwił, że głos mu nawet nie zadrżał. Wyczerpany po pocałunku, wchodzi po schodach, a mówi płynnie. To pewnie też efekt tego szkolenia. Pokój zrobił na nim wrażenie. Stał przez chwilę w progu podziwiając wnętrze.
Szafir - wyszeptał by zapamiętać tę nazwę. - Dziś zasnąłbym nawet na anielskim pierzu, niech więc zostanie. To nie pokój, a komnata wspaniała.
Wzrokiem odnalazł drzwi do łazienki. Postawił laską przy komodzie i odwrócił do niej przodem.
- powinienem wsiąść kąpiel - powiedział żartobliwym tonem i odsunął się o krok. Wtedy zapytał już bez cienia żartu: - Chcesz mi towarzyszyć? Raczej nie spodziewał się, żeby się zgodziła, ale nie mógł się powstrzymać. Zdjął koszulkę i czekał co odpowie. Tam gdzie ludzie w środku mają wyrostek robaczkowy była jedna jedyna blizna. Okrągły ślad po kuli kaliber 9 mm. W mruczance wspomniał o dzieciakach bawiących się bronią ojca jednego z nich policjanta. kula na szczęście przeszła na wylot, a chirurg wykazał się nie lada zdolnościami usuwając zniszczony organ i to co z niego wyleciało przez ranę wlotową. Nie powiedział wtedy chłopcu, ale użył przyrządu służącego zwykle do aborcji. Zresztą nadal nie zdawał sobie z tego sprawy.Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 20:19 Słyszała jego serce i zastanawiała się co mu chodziło po głowie. Mogła zaglądnąć do niej pewnie, jak do otwartej księgi, ale powstrzymywała się, grzebanie w głowie czyniłoby go mniej tajemniczego i co za tym idzie atrakcyjnego, wolała nie iść na łatwiznę. Zresztą co mu się dziwić? Myśl o spędzeniu całej, długiej nocy w grocie smoka każdego wtrącałaby w muł niepewności, który wciąga ich szybciej, im bardziej się szamoczą.
- Tętnicę szyjną? Tak więc mieliście wspaniała zielarkę, sama wiem, jak trudno jest zamknąć non-stop broczącą ranę. - westchnienia. No tak raz prawie jej się nie udało. W przeciwnym wypadku nie było by jej tu teraz. Zapewne poszłoby jej wtedy lepiej, gdyby nie wpadła w histerię. Do dziś miała zawsze zamiar na samą myśl sprzedać sobie cios w policzek. Cholernie niegodne zachowanie.
Wyczerpany po pocałunku... jak to cudnie brzmiało. Można by nawet pomyśleć, że była w tym tak dobra, że po pieszczocie facet ledwo trzymał się na nogach. Ale tak pięknie jednak nie było.
Skinęła głową puszczając swego gościa wolno i sama przestąpiła krok do środka. Teraz to była sypialnia mężczyzny, toteż nie powinna przebywać tu za długo.
- Tak, nie krępuj się. - odparła spokojnie, choć kolejnym pytaniem nieco ją zagiął. Bezpośredni był, nie ma co, zwłaszcza dla kobiety, która dalej utrzymywała się według reguł starych epok.
Odchrząknęła przykładając zwinięta w pak pieści dłoń do ust i odwracając zarumieniona twarz w stronę okien.
- Nie godzi się, mój drogi. Ale zostanę w pokoju, na wypadek gdybyś zemdlał. - odparła i podeszła do łoza siadając na jego skraju.
Nie mogła, po prostu nie mogła, poza tym... musiała jeszcze przekazać służbie by przyniosła coś z dużą zawartością cukru i coś do popitki. Słyszała w końcu jak ktoś an dole zamknął przejście na balkon i zabrał się za okna. W końcu źle będzie kiedy przypadkiem w tym domu pojawi się więcej krwiopijców niż ona sama. Ani myślała konkurować z tak wyborowymi i niemal niezauważalnymi myśliwymi jak... komary.Anonymous - 5 Czerwiec 2011, 23:51 No tak znowu palnął głupstwo, wypowiadając na głos swoje pragnienia. Ostatni raz miało to miejsce... Zresztą nie ważne, tamte dni już dawno należały do przeszłości. Ale i tak jej reakcja mile go zaskoczyła. Nie spodziewał się, że się zgodzi, wręcz przeciwnie, gdy tylko ostatnie słowo powiedział pomyślał, że zaraz dostanie w ten bezczelny pysk, a dziewczyna wybiegnie z pokoju trzaskając drzwiami. Nie miał pojęcia, że może czytać jego myśli, więc im pozwalał pofolgować. Trzeba było tylko pilnować, żeby któraś znowu mu się nie wymknęła. Podszedł do niej, przykucnął biorąc ją za ręce by spojrzeć w te piękne szkarłatne oczy. Może zmieni upodobania, co do koloru. Ta czerwień też mu się bardzo podoba.
- Wybacz, nie chciałem Cię urazić. Zostań jak długo zechcesz. - powiedział nawet uśmiechając się przepraszająco. Wydawało mu się, że nie musi mówić jej o tym, że to była wyrwana z głowy myśl, pragnienie serca. Wydawało mu się, że jego bicie słychać wyraźnie w najodleglejszym zakątku domu. Zbliżył jej dłonie do swoich ust, to był delikatny pocałunek, ledwie nieznaczne dotknięcie. W końcu zmusił się by wstać, chociaż wolałby zrobić coś zupełnie innego i wolnym krokiem wszedł do łazienki. Chętnie zanurzył by się w wannie ciepłej wody, ale w obecnym stanie nie było to możliwe. Przymknął drzwi, ale ich nie zamykał. Zdjął resztę ubrania i wszedł pod prysznic. Umył się w trochę chłodniejszej wodzie niż zwykle i najszybciej jak pozwalało na to osłabienie organizmu. Po dokładnym wytarciu, włożył jedynie wiszący obok ręczników puchaty szlafrok w tym samym kolorze, co wystrój pokoju, jednak trochę ciemniejszym. No tak. Mógł zapytać o pidżamę, wolałby nie kłaść się w bokserkach, które miał na sobie cały dzień. Tylko zbytnio nie miał wyboru, toteż założył je ponownie. Jest dobrze, nie zemdlał, ani razu podczas tych zabiegów nie zakręciło mu się w głowie. Zdrzemnie się i będzie jak nowy. Z tą myślą wrócił do pokoju zawiązując pasek szlafroka.Anonymous - 6 Czerwiec 2011, 07:01 Były gorsze rzeczy, za które Muzykant dostałby w twarz, albo też dzięki którym znalazł się z powrotem w pięknym ogrodzie, ale tym razem poprzez wyjście oknem i to bez potrzeby otwierania go. Przymykała jednak oko, od samego początku, na bardzo wiele spraw, a trzeba wiedzieć, że była jedną z bardzo czepialskich i dokładnych istot. Póki co nie pozostawił żadnych plam na jej kobiecym honorze i chwała mu za to.
- Wybaczam, ale... - specjalnie zmrużyła powieki, choć na jej ustach błąkał się uśmiech. - pilnuj się.
Nie wiedziała, a może inaczej: nie domyślała się, że mogą to być słowa pochodzące z serca, myśl, której nie można było opanować. Zrzucała tą śmiałość raczej na zmiany, jakie zaszły w mentalności i ludzi i stworzeń z Krainy Luster, połączone nie tylko z nowymi wynalazkami, ale i z coraz cieńszą granicą przyzwoitości pomiędzy kobietą i mężczyzną. Ona nadal siedziała w etykiecie starej epoki, mogła odsłaniać ramiona i dekolt, ale ukazanie, nawet największemu kochankowi, nóg powyżej kostki było rzeczą tak niewiarygodnie niedopuszczalną... zresztą nie ważne i tak już nawet mocno odbiegała od tych reguł. Co za tym idzie wspólna kąpiel, czy też za długie przebywanie w jego sypialni, bo już i tak odważyła się wejść, też nie wchodziły w grę.
Uśmiechnęła się po tym uroczym pocałunku i odprowadziła zmęczonego gościa do drzwi, poczekała jedynie do dźwięku szumu wody i na chwilę wyszła z pokoju podchodząc do stoliczka stojącego niedaleko schodów, na którym leżał ozdobiony kwiatowym wzorem, dzwoneczek. Tak udało jej się wezwać służbę i wydać parę niezbędnych poleceń. Tak, gdyby tylko ci ze strachu nie pozamykali się w piwnicy piżama i zamówienie już dawno czekałyby na gościa, ale tak musieli się nieco sprężyć i parę chwil po tym, jak wróciła do pokoju na szafce nocnej pojawiła się tacka z poukładanymi w piramidkę kostkami czekolady, a tuż obok parująca, gorąca herbata w kompanii z cukrem, a na skraju kawałek czekoladowego ciasta, an wypadek jakby gość wolał czekoladę nie wolną, ale wkomponowana w coś. Służka idąca w drugiej kolejności ułożyła na brzegu łoża złożony w kostkę bawełniany komplet koszuli i wygodnych spodni w kolorze ciemnego brązu, a zaraz obok drugi, tym razem satynowy komplet. Potem obie opuściły komnatę.
Wampirzyca stała pod oknem z rękoma splecionymi na piersi i przymkniętymi oczyma. Miała głowę opartą bokiem niemal o szybę i nuciła pod nosem jakąś melodie. Było to bodajże... jakieś tango.
W końcu drzwi od łazienki się uchyliły a ona urwała w pół nuty i zerknęła przez ramię. Żył, nie był obtłuczony ani nieprzytomny. Wskazała delikatnym ruchem dłoni na łóżko, a potem szafkę nocną. Blask księżyca bezwstydnie zaglądającego przez okno oświetlał wszystko miłym, mlecznym blaskiem.
- Kazałam przynieść Ci coś wygodnego do spania i nieco jedzenia. I, o dziwo, nawet mi się służba postarała. - zauważyła widząc dwa dania zawierające w sobie czekoladę. Tak, kiedy służące weszły nawet na nie nie spojrzała, przestała zwracać na nich wszystkich uwagę, byli jak cienie.Anonymous - 6 Czerwiec 2011, 08:44 Miał przy szumie wody dość czasu na myślenie. I doszedł do pewnych wniosków. Wedle współczesnej rozwiązłości obyczajów nie miał za co przepraszać. Jako że kazała mu się pilnować, znaczy wychowano ją trochę "staroświecko". Tyle, że wtedy pewnie było to normalne, nikt nie zaliczał takich zachowań do przestarzałych. Nie wygląda na to, a jest dużo starsza od niego. Prze moment był ciekaw ile ma lat, lecz zbyt krótki, by zapytać. Zresztą kobiety się o to nie pyta. Madame Cole, może nie znała wszystkich zasad etykiety, ale to co wiedziała, nauczył obu dachowców i była strasznie surowa. Gdyby nie koci refleks nie raz dostałby po łbie filiżanką, talerzykiem, albo czymkolwiek innym co pod ręką miała. A rzucała niezwykle celnie, więc mieli przez to trening "szybkiego reagowania" jak mawiał ojciec.
Gdy tylko wyłączył wodę do jego uszu doszła melodia. Panna Do Lacroix (czasem nazywał ją tak w myślach, a zwrot ów, że tak powiem pełen szacunku był i podziwu) nuciła niezgorzej od niego, choć była to jakaś znana melodia. Taniec, tylko jak on... Tango, to musi być tango, ale dlaczego właśnie to? W tym był najgorszy. Jego łydki wciąż pamiętały karne kopniaki za błędy energicznej wdowy, którą już wspomnieliśmy. Może panienka, jak twierdzi grać nie potrafi, ale melodii nie zafałszowała. Chociaż sam rzadko słyszał podobne, no bo ile można nerwy sobie psuć za trudnym dla kotów tańcem, znał każdą nutkę. Zapamiętywał każdą melodię słyszaną więcej niż raz, jak każdy Muzykant zresztą, ale i tak wolał własną muzykę.
Boziu jaka ona piękna w tym świetle - pomyślał wchodząc do pokoju. Uśmiechnął się na widok piżamki. Już miał ściągnąć pod szlafrokiem gatki, które nie były przyjemną rzeczą na czystej skórze i natychmiast się przebrać, ale tego nie zrobił. Nie godzi się takie zachowanie wobec damy, mniejsza ileż dlań ona znaczy, nie wolno i basta.
- Sporo jeszcze muszę się nauczyć. Możliwe, że następnym razem, ktoś inny również wpadnie z wizytą, a nie chciałbym narobić ci wstydu. Owszem, coś tam wiem, ale to pewnie za mało by wśród szlachty jakiejś gafy nie popełnić. Będziesz moją nauczycielką? - spytał odłamując kawałek ciasta i zjadając go sięgnął po piżamę. Jako, że usta miał pełne gestem wskazał łazienkę, że za momencik wróci i poszedł się przebrać najszybciej jak to było możliwe w tym osłabieniu. Wracając do pokoju od razu usiadł na łóżku tak by tylko wyciągnąć się na nim potem i zasnąć, a jednocześnie na tyle blisko stoliczka, by móc sięgnąć po tacę, co oczywiście zrobił i wziął się za pałaszowanie ciasta. W ten sposób był do dziewczyny bokiem zwrócony, a jego wzrok kursował nieustannie od tacy do niej i odwrotnie, by nie zabrudzić pościeli. Nie bardzo wiedział z czego owa była, w każdym razie nader przyjemna w dotyku. Dodać trzeba, że siedział po turecku z ogonem wokół nóg tacę trzymając na kolanach i podtrzymując lewą ręką.Anonymous - 6 Czerwiec 2011, 09:27 Tak wybaczała mu często, zapewne dla tego, że domyślała się, iż jest od niej dużo młodszy - matko jak ona się z tym źle czuła! Pozwalano mu na więcej rzeczy, niż jej z wystarczającym bagażem doświadczenia, by musieć zmniejszyć margines swoich błędów i pomyłek na niemal nieistniejący. Oczywiście byli starsi od niej, ba sama zaliczała się nawet do tych młodszych, jednak przeżyła już co najmniej 2 pokolenia ludzi swoje widziała i wiedziała, wiec jej podejście było też bardziej surowe jednak popełniła najbardziej karygodny błąd, jaki mogą popełnić niemal nieśmiertelne istoty: zgubiła się. Tak mocno przywiązała się do epoko w jakiej przyszło się jej urodzić i dorastać, że zamknęła się w kloszu nie chcąc dopuścić do siebie informacji, że już jest inaczej. Kobiety mogły chodzić w spodniach, mogły czesać się jak chciały i odsłaniać nogi, aż po same uda. Kolorowe reklamy i gazety ukazywały bez cienia wstydu sekrety ich delikatnego ciała, zasłaniając jedynie małe 'niezbędne' fragmenty. Mogły pić piwo i gawędzić z mężczyznami na wszelkie tematy, oraz spać z wieloma z ich przed ślubem i nie być przez to wykluczone ze sfery przyjaciół i rodziny. Może dlatego wampirzyca nie chciała spłoszyć Muzykanta, może miała dość tego, że tak odsunęła się od reszty istot, iż niemal od wejścia w bramy jej domu tworzyła nowy, niedostępny dla innych świat? Ów mężczyzna wydawał się jedynym łącznikiem z nowymi czasami, więc mogliby uczyć siebie nawzajem.
W końcu jej świat miał w sobie mało muzyki teraźniejszych czasów, pełno tam było skrzypiec, fortepianu i fletu, odgłosów kroków i dzięków tanga. Tańca, szelestu spódnicy i każdego drapieżnego ruchu. Tak, Cesar ukazywał swoje uczucia poprzez muzykę, a Noir poprzez taniec, tylko wtedy partner mógł być przez długi czas tak blisko niej, a ona albo delikatnymi przysunięciami adorowała go, albo odpychała i każdym poruszaniem sukni tnąc jego ciało na kawałki.
Jej mina przybrała na chwilę błogiego, rozmarzonego wyrazu, pozwalając oczom zbierać i zamykać w sobie gwiazdy.
- Nie narobisz mi wstydu. - doprała spokojnie. - Dużo już umiesz, a Twoje gafy... - zamilkła i znów wyjrzała za okno. - Widzisz szlachcianki zazwyczaj odznaczają się fałszywą pruderią. Po zmroku w ich sypialniach często goszczą zarówno inni szlachcice, jak i nawet ich własna służba, ale na salonach, czy też przy gościach są nietkniętymi dziewicami, które zawstydza nawet męski wzrok, jaki spoczął na ich licu. Dlatego... cóż twoja bezpośredniość i szczerość, to pewnie często dobre, cechy, ale w takich sytuacjach lepiej ugryźć się w język, bo nie ważne jak krucho wyglądają te kobiety, ale ich cios bywa zazwyczaj bardzo siarczysty. A obrywało się z mniejsze rzeczy. - uśmiechnęła się - o zgrozo! - u i puściła mu oczko spokojnie pozwalając przeżuć kęs ciasta.
Kiedy puchaty ogon znikł w drzwiach łazienki czułą jak jej czas tutaj szybko się kończy, o dziwo nie chciała stad wychodzić, ale musiała. Odwróciła się tyłem do Muzykanta, dopiero, jak wszedł z powrotem do części sypialnej.
- A-ach i kobiecie nie wolno widzieć m mężczyzny w piżamie i... na odwrót. Tak więc sadzę, że to odpowiednia chwila, żeby się pożegnać i życzyć ci spokojnych snów. - odwróciła się nie zerkając nawet w stronę gościa, by tylko zatrzymać się przy drzwiach i odwrócić głowę minimalnie, by tylko widział jej policzek. - Dobranoc. - odparła i drzwi stuknęły roztaczając w pokoju cisze zmąconą jeszcze przez chwilę stukaniem jej obcasów zanim sama nie znikła w drzwiach swojej sypialni.
Po drodze odwijała kokardy z loków i przeczesywała je palcami. Wszystkie ozdoby i biżuteria skończyły na toaletce, a obok niej buty. Na pufie znalazły się pończochy i zaraz zakryła je krwista suknia. Wampirzyca znikła w łazience pozbywając się reszty bielizny i biorąc szybki prysznic. Szybki to znaczy półgodzinny. Tak, tym nie różniła się ani trochę od kobiet z reszty świata.
Ukoronowaniem całego dnia był pieszcząca skórę koszula nocna i zanurzenie się w grubej pościeli. Odetchnęła zadowolona. Ciekawe czy wiecie pod dach, nawet na tę jedna noc, zupełnie obcą jej istotę wprowadzi w jej monotonne, jak dotąd, życie nieco zmian. Poprosił ją o naukę... będzie pewnie musiała zrobić to samo jeśli chciałaby odnaleźć się w tym nowym świecie. Ciężka decyzja...
Westchnęła i obróciła się na plecy widząc w swoim oknie fragment księżyca. Powoli przymknęła powieki i zatopiła się w oceanie nieświadomości.