To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Las Drzwi - Korytarz

Anonymous - 15 Sierpień 2013, 17:50

Nie zauważyła i póki co tak pozostanie - jej drętwość nie będzie podejmowana głębszej analizie. Nie ten czas, nie ten moment i stan rzeczy... no i umysłu. Póki co musiała zmagać się z bezwładnie lecącym na nią, a przy tym przerażająco lekkim cielskiem. Z tego też powodu bezproblemowo według mojej wizji Laleczka została zmuszona do upadku w taki sposób, że częściowo miała pod sobą trochę Cindy, a częściowo chłodną podłogę... W każdym razie atak nastąpił, a Laleczka mogła się teraz po nim otrząsnąć, byle szybko, bo choć póki co ciało dostało nagłego paraliżu, zupełnie jak rozszerzone źrenice, to kto wie czy za chwilkę nie rzucą się na swoją ofiarę powtórnie te jej drobne dłonie...

...a rzucą się! Ale Ona już siedziała sobie tutaj wygodnie... I szkoda, że prędzej zauważyła niźli poczuła jak ręce tej wystraszonej od dłuższej chwili dziewczynki, wcale nie reagującej na jej słowa, delikatnie zanikają pod warstwami sukienki. Konkretnie. Wzrok kolorowowłosej powolutku podążał za jej poczynaniami, aż w końcu zdołała się Panienka Summers wymknąć z tego paraliżującego uścisku, trzymającego w garści jej wszystkie nerwy, nie dopuszczając do przepływu impulsów. Do teraz. Jak kamienie opadły ręce wraz z zsuwającymi się plecami i głową ze ściany, na twardą podłogę. Głuche trzaśnięcie odbiło się w postaci miejscowego, chwilowego i nieprzyjemnego bólu i braku jakichkolwiek ran. Teraz jej rozmówczyni na pewno już zauważyła, że pierw nielegalnie próbowała zajrzeć gdzie nie należy, a potem jakby udawała, że nic nie zrobiła, nic złego... teraz i wtedy. I w rzeczy samej nie udawała - ona przecież nic nie zrobiła, ta milusia dziewczynka, nic, a nic! Ale kto jej tam uwierzy... A tamta... tamta Ciemna Strona miała ochotę skrzywdzić tą istotkę za to, że się korytarzem bez zaproszenia przesuwała i niegrzecznie zagłuszyła spokój i otoczenie siedzącego pod padołem ściany jej pojemnika. Niestety, nie miała władzy na dokończenie swoich zamiarów - przegrała władzę nad ciałem.

Oczy otwarte, a uszy nasłuchują. Dokładnie przekuwa się wzrok przez wszystko co jest w zasięgu, a dźwięki, zaglądające do małżowiny usznej, są sukcesywnie rozczytywane. Wracają zmysły. Czucie także odzyskała, szkoda tylko że jest za słaba, aby zdołać sobie poradzić z własnym ciężarem.
- Zmęczona jestem... - W miarę zrozumiale i powoli zaczęła mówić równie zmęczonym głosem.
Na siłę próbowała swoją dłoń zbliżyć do własnego ciała, tam, niżej, w miejsce gdzie odczuwa ból, a pamięta, że wcześniej czuła przyjemność. I znalazła przy okazji powód tego stanu - wilgoć na ubraniu w tamtych okolicach.
- To z tobą się tak bardzo kochałam czy jednak z kim innym? Zaraz... nie pamiętam, ojej..
na to pierwsze wskazywał jej fakt, że sama miała ręce w dziwnym miejscu, zaś jednak wątpiła by czyniła te zabawy z taką dziewczyną.
Wyciągnęła ręce i nogi jak długa, rozkładając się wzdłuż ścianki i kładąc na pleckach. Rozciągały się partie jej mięśni, a przy tym łapała głębszy oddech. Zupełnie jakby się dopiero co przebudziła. I dopiero teraz odzyskała pełnie świadomości, a ostatnie co pamięta, to jak chodziła po mieście chowającym się w mroku nieco chłodnego i późnego już wieczoru. Co było potem - tylko się domyśla po stanie w jakim się znajduje. I zapytuje o to tą osóbkę przy niej siedzącą, nie wiedząc za kogo winna ją brać...

Anonymous - 15 Sierpień 2013, 20:31

Laleczka przesuwała sobie przed nosem dokładnie każdy centymetr alabastrowej żywicy, w celu upewnienia się, czy na pewno wszystko w porządku. To zajęcie zdawało się pochłaniać ją bardziej niż cokolwiek innego dookoła. Ach, ta przeklęta ciemność! Jej szklane oczy zrobiono na wzór ludzkich, jakimże cudem miałaby potrafić widzieć w takim mroku? Ten fakt dodatkowo irytował ją. Do tego stopnia, że tak naprawdę byłaby rada, gdyby mogła znaleźć jakieś uszkodzenie - właściwie jakiekolwiek, byle tylko móc oskarżyć o coś dziewczynkę siedzącą obok niej. No przecież nieczęsto natrafiamy na swojej drodze na kogoś zdolnego nas przewrócić, ba, zaatakować w sposób, który spokojnie byłby w stanie zagwarantować jakieś uszczerbki na zdrowiu fizycznym... Do tego ani jednego słowa skruchy! 'przepraszam'? O to pytasz? Ach, nie istnieje, nie dotyczy. Wypadek, czy działanie zamierzone, to nieważne. W końcu kto przepraszałby ofiary swoich czynów? Frajer chyba. Laleczka prychnęła zirytowana na samą myśl o tym.
Z początku poczynania Cynth niezbyt ją interesowały. Zbyt była zajęta sobą samą, by przejmować się towarzyszką, nawet jeśli chwilę temu stanowiła ona obiekt jej zainteresowania. Niewybaczalny grzech, jakim była próba uszkodzenia świętego, wspaniałego i przecież tak kruchego ciała Marionetki chwilowo odsunęła ją na dalszy plan. Laura oglądała swoje ciało wręcz na pokaz, starając się każdym, nawet najdelikatniejszym ruchem demonstrować, jak bardzo jest cierpiąca. Kiedy jej poczynania nie przynosiły skutku, zaczęła co kilka sekund rzucać Baśniopisarce spojrzenia pełne poirytowania spod półprzymkniętych powiek.
Skończyła oglądać się raz, zaczęła drugi, aby podkreślić tym bardziej iż to bardzo ważne. Tym razem udawała, że jest w stanie wyczuć cokolwiek pod twardymi, żywicznymi palcami i wodziła dłońmi w rękawiczkach po żywicy. Całe szczęście, że je zabrała. Wszystkie stawy palcowe na wierzchu nie należały przecież bynajmniej do najurokliwszych widoków. Jakąż miała ochotę podetknąć łapkę pod nos Cynthii! W zasadzie to już-już miała to zrobić, tak zirytował ją ten kompletny i karygodny brak zainteresowania jej osobą, ale jedno spojrzenie na siedzącą przed nią osóbkę i zrezygnowała z tejże koncepcji. Baśniopisarka zachowywała się dziwnie. Ta jej nienaturalna ociężałość, czy może raczej brak jakiegokolwiek ruchu, spowolnienie wszystkiego, przerwane na dodatek czymś, o co posądzić jej nie było można wcześniej - nagły, szybki wyskok, zupełnie nielogiczny, nieprzemyślany i nieprzewidywalny. Laura przestała. Obserwowała uważnie dłonie towarzyszki, zastanawiając się co też jej przyszło na myśl.
A kiedy z jej ust wydobył się po raz kolejny głos, Laura zamarła. 'że co...?' Przez chwilę nawet się nie poruszyła, zastanawiając się nad sensem słów wypowiedzianych przez Cynth. Zdecydowanie nie pasowały do sytuacji - cóż, przynajmniej sytuacji Marionetki, bo stan Baśniopisarki mogło wyjaśniać to, co powiedziała przed chwilą. To tak, jakby nie pamiętała i zupełnie nie kojarzyła tego, co działo się wokół niej. Piła, ćpała, ktoś ją napadł? Do tej pory Laura nie zastanawiała się nad opcją choroby. Te poprzednie wymienione zdecydowanie lepiej pasowały jej do sytuacji i słów, jakie przed chwilą padły. Ale co tu było zdecydowanie niepasujące, dziwne, niecodzienne, a przez co też poniekąd okrutne. Nie samo zachowanie Cindy, ale jej wygląd. Nawet pomimo panującej dookoła ciemności Laleczka zdążyła zauważyć pewną nieprawidłowość. Otóż jej rozmówczyni wyglądała zdecydowanie zbyt młodo, aby takie słowa mogły swobodnie wychodzić z jej ust. Może to drobna postura, może ogólny mizerny wygląd postaci wskazywały na jej być może młody wiek.
- Nie, dziecko. To nie byłam ja.- mruknęła, niby to od niechcenia, wciąż jednak uważnie ją obserwując. No i 'dziecko', cóż, Cynth na pewno miała więcej niż kilka miesięcy, więc teoretycznie takie określenie nie powinno być prze Laurę użyte, ale w tym przypadku Marionetka uznała, iż może bez konsekwencji zignorować ów fakt.
Laleczkę nie obchodziło to, co mogło się Cynth stać. Narcystyczna natura i brak uczuć nie pozwalały jej na to, a nie czuła potrzeby, by udawać. Baśniopisarka i tak nie zwracała na nic uwagi. Idąc tym tropem dalej, Laura nie odczuwała współczucia. Bardzo chciałaby dowiedzieć się, co to za dziwny stwór przed nią siedzi i co mu się stało, że jest taki dziwny. Ewentualne krzywdy przez niego doznane nie były tu kwestią najważniejszą. W ogóle nie były niczym ważnym i zajującym. No chyba, że okazałoby się iż miały decydujący wpływ na obecnie rozgrywające się wydarzenia. W każdym razie, jako zabawka, maszyna pozbawiona zdolności empatii, Marionetka Laura postanowiła się pobawić. Chciała przetestować Baśniopisarkę i jednocześnie trochę zemścić się za spowodowanie niegroźnego co prawda, ale zawsze, upadku. Rozcapierzyła długie, wąskie i twarde palce prawej dłoni i powoli, powolusieńku przyłożyła ją centralnie przed samą twarz Cynth, tak aby cień jaki dawała przypominał cień olbrzymiego pająka. Trzymała ją tak bez ruchu, czekając na ruch towarzyszki. Gdyby tylko było to możliwe, jej żywiczne usta byłyby wykrzywione w złośliwym, jadowitym uśmiechu, który przecież powstawałby właściwie bez większego sensu.

Anonymous - 18 Sierpień 2013, 17:44

Ta przesadna dbałość o ubiór, o każdy skrawek, centymetr, każdą nitkę... No jak tak można - zdałby się każdy kto w Cindy siedzi, tylko szkoda że żadne na to uwagi nie zwraca, żadne nie dostrzega jaki uraz ją sięgnął...
Słowa skruchy odeszły w niebyt, utknęły w kolejce na Kasprowy, nie ma ich, nie było, nie będzie. Tu nic nie jest takie jak być powinno, wszytko groteskowe, wszystko przykre i pewnie na swój sposób komiczne, choćby i przez czarny humor.
Piła czy ćpała... może pierw ćpała, a potem piła... Pewnie niejeden już wie, że kiedyś znów ze"chce proponować układ: >>I mówi, że by wpadła do mnie na seks i blanta, albo na blanta i seks... albo na blanta, seks i blanta....I później pomyślimy jak to będzie dalej.<<"
Ten kto ją zna doskonale, albo nigdy nie zechce odmawiać, albo już była dla niego Aniołem Śmierci.
Czy to był napad? Jak najbardziej - inaczej skończyłaby przyzwoiciej - napadła na własne ciało, szukając w nim granic, a nie czując bólu. Marny to scenariusz, przygnębiający i chory rozdział składający się na jej życiorys. Dla dobra Laleczki lepiej by czym prędzej ktoś zdołał ją uświadomić, że każdy wygląda jak chce i żyje ile żyć może bądź zechce. Dziecko nie zawsze jest dzieckiem, zresztą sama najlepiej powinna to wiedzieć. Ale skoro i ta Panienka leząca na podłodze niewiele tylu rzeczy o sobie... I żywicznej można to wybaczyć.
- Wyglądasz na czymś... tkniętą czy coś... Coś ci się stało?
No i jeszcze bezczelnie się pyta! Ale... ona nie pamięta nic, a nic... I kiedy zaczynała sobie układać wszystko po kolei, cień zatrzymał się przed nią, obrazowany przez rękawiczkę na wzór pajęczaka.
- Aaa, weź! - Pierw krzyczała i się odganiać próbowała, po czym poznała że to tylko dłoń, a nie dłoń z pająkiem. - Co... co, co ty robisz?
Cóż, pora się zastanowić kto tutaj bardziej był przygarnięty przez niezrozumienie i otulony przez ciekawość drugiej osoby.

Anonymous - 19 Sierpień 2013, 19:08

Dawniej gdy dochodziło do pisania postów zwykłam przekładać wszystko na później. Ostatnimi czasy jest jednak zupełnie inaczej. Nie wiem, czy dzieje się tak za sprawą długotrwałego i przymusowego ''odpoczynku'', czy może raczej biorąc pod uwagę okoliczności - odwyku, ale znów oczywiście nie dobrowolnego. A może po prostu chodzi o nagłą chęć pisania i nieustanny przypływ tak koniecznej do tego weny. Lub też zwyczajnie odczuwam coś w rodzaju ''nudy'', bądź monotonii wakacji, które zresztą mają się już ku końcowi. Idąc dalej tym tropem stwierdziłabym, iż jestem najzwyczajniej na świecie leniwa, bo wszystko, co zaplanowałam na wakacje leży, nawet jednym palcem nietknięte. Cóż, wygląda po prostu na to, że faktycznie zrobiłam sobie wakacje, ale tym razem od wszystkiego. Prawie - dobrze by było, gdybym dała radę sobie dłużej pospać, tak chociaż do południa. Rano zresztą i tak nie mam co robić i tylko korzystam z dobrodziejstwa (dobrodziejstwa w moim przypadku), jakim jest internet w telefonie.
Dla mnie jednak bynajmniej nie było to czasem zmarnowanym, choć wiele innych osób, choćby moja mama, uważałoby inaczej. A więc po tym stanowczo zbyt długim wstępie, który dla całości postu nie ma zbyt wielkiego znaczenia (jeśli w ogóle ma jakiekolwiek, prócz pomocy mi w rozpoczęciu, gdyż tego najbardziej nie lubię), nareszcie zaczynam.
Laura nie znała ludzi. Nie wiedziała o nich prawie nic. W końcu jej życie trwało bardzo krótko, a nauczenie się czegokolwiek, co w żaden sposób nas nie dotyczy, a co dopiero zrozumienie tego, jest rzeczą bardzo trudną. To wszystko przez to, że sama nie mogła żadnej z tych kwestii doświadczyć. Z powodu tego braku Marionetka samą sobą zastępowała swojej świadomości cały świat. Tak więc to, jaki miała charakter nie było też do końca jej winą. Zdawała się też nie potrzebować nikogo, choć może to być wrażenie nieco złudne, gdyż pomimo braku uczuć ma przecież ludzką świadomość. To przesadne skupienie na samej sobie w efekcie nie może zostać uznane za coś całkowicie nieodpowiedniego, choć prawdą jest też to, że można tak stwierdzić dopiero po poznaniu sytuacji Lalki, zaś przypadkowo napotkana osoba nie może mieć o tym pojęcia i uraza byłaby rzeczą całkowicie naturalną. Co jeszcze gorsze - ze względu na permanentne ''nieczucie'' nie mogła nawet spróbować wczuć się w obecną sytuację Cindy i nie posiadała również wiedzy teoretycznej na ten temat. Nie będzie więc niczym dziwnym, jeśli w czasie tego spotkania popełni więcej nietaktów.
Cynthia wszak z każda chwilą zdawała się móc być w zasadzie kimkolwiek, ale nie dzieckiem, za jakie początkowo wzięła ją Laleczka. To, w jaki sposób się zachowywała, co mówiła, przeczyło jej wyglądowi. Ale to prawda, chociażby na własnym przykładzie Marionetka mogłaby spokojnie zorientować się, że wygląd tak naprawdę o niczym nie świadczy. Tym bardziej, że znajdowała się w krainie po drugiej stronie lustra, gdzie właściwie nic nie było tym, czym na pierwszy rzut oka zdawało się być. Kiedy nareszcie - czyli z dość sporym opóźnieniem - Laleczka uświadomiła to sobie, jej dziwny umysł postanowił zostawić w spokoju męczoną przed chwilą kwestię i w odpowiedzi na pytanie Baśniopisarki jedynie machnęła lekko ręką. Gdyby mogła, miast tego wzruszyłaby ramionami, ale jej budowa na to nie pozwalała. Ten wykonany przed chwilą gest zupełnie nie pasował do odpowiedzi, jakiej wreszcie udzieliła, ale tym razem był to błąd teoretyczny Laleczki w kojarzeniu normalnych ludzkich zachowań i stosowaniu ich w odpowiednich sytuacjach, następnie analizowaniu tego i pod koniec łączeniu wszystkiego w całość. Z drugiej strony to dość ciekawa kwestia. Mały człowiek z łatwością uczy się wszystkiego, ponieważ czuje. Pusta, zimna lalka nie jest w stanie.
- Mi nic. Tobie owszem. Martwię się o ciebie, tak. - powiedziała znowu swoim mechanicznym, monotonnym głosem. Manipulowanie nim w taki sposób, by cokolwiek wyrażał stanowiło często trudność i przeszkodę. Tym bardziej teraz, gdy jego właścicielka nie miała właściwie pojęcia, jak winna odpowiedzieć. Głównie ze względu na to, że wcześniejsze przypuszczenia (te odnośnie młodego wieku Cynth) odeszły w niebyt, ustępując miejsca rozważaniom na temat zachowania Baśniopisarki, a to zdawało się być coraz bardziej ''normalne''. Zdawało. - I nie mam pojęcia, co ci się stało.
Cóż, miło byłoby wiedzieć. Dzięki temu te kilka chwil nie cechowałoby się takim napięciem i jednym wielkim niezrozumieniem utopionym w ciekawości. A wszystko przez przypuszczenia i rozmyślania. Do tego ta pierwsza część jej kwestii była oczywistym i czystym kłamstwem, jednak na razie dla Cynthii nierozpoznawalnym, bo skąd mogłaby wiedzieć, nie miała wszak pojęcia kim jest Marionetka. Laleczka nie mogła się martwić, ją tylko zżerała ciekawość, nie dawała jej spokoju i tylko dlatego chciała się czegoś dowiedzieć, no i w tym właśnie celu poszukiwała możliwie najlepszej odpowiedzi na pytanie, które przypuszczalnie mogłoby jej pomóc w ''otwarciu'' Cynthii.
Takie sobie, ot wyciągnięcie rozcapierzonej dłoni właściwie nic nie znaczy. Laleczka sama nie potrafiłaby odpowiedzieć na pytanie, z jakiego powodu to czyni, a już tym bardziej odpowiedź na pytanie zadane przez Baśniopisarkę, stanowiłaby niejako wyzwanie. Mogłaby przecież spokojnie odrzec coś w stylu ''rozcapierzam dłoń przed twoją twarzą'', ale byłaby to wypowiedź zbyt głupia, bezcelowa i zupełnie nieprzemyślana, a tego Lalka wolała jednak unikać. Miast tego, płynnie przesunęła rękę w prawo i delikatnie dotknęła policzka Cynthii, na tyle ostrożnie i z wyczuciem, by lodowato zimne palce nie zetknęły się z jej skórą zbyt gwałtownie i mocno, gdyż to byłoby zaprzeczeniem gestu, jaki Marionetka wykonała. Nie chciała spłoszyć, czy przestraszyć towarzyszki, tylko jakoś w miarę dobrze usprawiedliwić wcześniejszy ruch ręką i być może nawet uspokoić Cynthię.
- Jak masz na imię? - zapytała, starając się, by nie zabrzmiało to ani zbyt swobodnie, ani zbyt podejrzliwe lub ciekawsko. Nie chciała też dać po sobie poznać, że przywiązuje jakąkolwiek wagę do tej informacji. W zasadzie przecież faktycznie raczej nie przywiązywała.
Całe to spotkanie wydawało się być bardzo dziwne. Bo w zasadzie jaki miało cel? Właśnie brak odpowiedzi na to pytanie sprawiał, że kwestia ta zdawała się być tak interesująca i bardzo intrygowała Laleczkę. Być może traktowała też to wszystko jako element zabawy mającej na celu jedynie zabić jakoś czas. Z drugiej strony jednak, to wszystko na pewno nie przejdzie bez echa, no chyba, że nim cokolwiek się wydarzy, któraś ze stron po prostu wstanie, odwróci się na pięcie i ruszy w kierunku strony, z której przyszła, mając już po uszy tej drugiej. Oby się tak nie stało.

Anonymous - 21 Sierpień 2013, 12:57

Ciężko jest coś zacząć, ciężko jest zdecydować się na ten pierwszy krok utożsamiany z początkiem czegoś nowego. Czego dotąd nie można było utożsamić z zebranym doświadczeniem, czego niejednokrotnie nie można było nawet namacalnie dotknąć. Coś, co nie istniało. I zazwyczaj zaistnieje jako niematerialny byt. Nie znasz godziny kiedy napadnie cię potrzeba dokonania zdawać by się niemożliwego. Nie…
Szukała w Laleczce informacji. Chciała się dowiedzieć co już dokonała, ale nie była ona świadkiem tych zdarzeń. Wobec tej pustki tkwiącej na nitce życia, zmuszona była zając się, nader wszystko, teraźniejszością od samych podstaw, od samych podwalin, do skał przez kamień po kamyczku. Musiała znaleźć sobie wyjaśnienie na swój stan zdrowia, stan ubioru, okoliczności przebudzenia się z, jak domniemała, snu. Tak ją nauczał opiekun, nauczał wiele lat:
- Cindy, jeśli czasem ci się zdarzy nie wiedzieć co się stało, nie wiedzieć z jakiego to snu się przebudziłaś… Zacznij od nowa patrzeć na wszystko co znajduje się dookoła Ciebie, skarbie, począwszy od samej siebie. Zapytaj się samej siebie co zamierzałaś właśnie uczynić, gdzie kierowałaś partie swoich mięśni. Jaką mamy porę dnia, jaki jutro będzie dzień. Ale nigdy nie zerkaj na to, co już się wydarzyło, a nie wiesz co. Nigdy, bo to niepotrzebne, wierz mi. Odgrodź się od przeszłości i identyfikuj się z teraźniejszością. Poczyń krok w celu odnalezienia się w obecnym miejscu. I w obecnym czasie.

Słyszała te słowa opiekuna. Jedne kwestie od razu całymi zdaniami pojawiały się w jej myślach, a reszta elokwentnie i z gracją brała je pod rękę i towarzyszyła w całym tym wspomnieniu. Wspomnieniu zmieszanym z innym wspomnieniem, na platformie zwanej jawą. Oto właśnie sięgała dłonią ująć swojego opiekuna znajdującego się, jak jej się zdawało, nieopodal, zaledwie malutki kroczek dalej niż znajdowała się Laleczka. Powstała o własnych siłach i nim zdołała ująć jego wyciągniętą dłoń, rozpłynął się w powietrzu wraz z wypowiedzianym ostatnim krótkim zdaniem. „I w odpowiednim czasie.” Nałożyło to dodatkowy akcent na tą kwestię. I spojrzała na laleczkę. I chciała ją zrozumieć. Mimo jego ponownego zniknięcia, zrozumiałego dla niej jako wspomnienie, lecz tak bardzo rzeczywiste, że nie zamierzała się mu opierać, a żyć wraz z tą wizją, nie posmutniała – wręcz przeciwnie – na jej ustach zagościł uśmieszek. Delikatny, niepozorny. I znacznie większy uśmiech gościł w jej wnętrzu, w jej sercu. Uśmiechała się do swojej rzeczywistej towarzyszki.
- Jestem tu, bo wyszłam z drzwi. Tak… A tam chyba ktoś się mną nieprawidłowo zaopiekował. Tak, to sensowne… Ale to przeszłość, nie ma co wracać!

Wykrzyczała z radością. Cóż, to się rzadko zdarza ofiarom… (samo)gwałtu. Czyż nie wspominałem już, że Cynthia jest skupiskiem anomalii moralnych, sprzecznych w sobie i dąsających się w jej samej, pod postacią trzech różnych osobowości? Chyba któryś raz już to ubieram w bądź co bądź inne słowa, ale o podobnym kontekście. Ona jest zdecydowanie nieodpowiednią osobą do zajmowania się relacjami z innymi. Zwłaszcza z tymi zdrowymi istotkami. Tylko ją niszczą, wyniszczają, depczą… Nie chcą jej figurek, mają za dziecko, odtrącają… A jeśli chcą jej pomóc, to szybko polegają na jej nienormalnemu według ich zasad i schematom, zachowaniu. Koło się zatacza, nędzny kołowrotek zakręca się, toczy w rytmie dnia i nocy, przez wodospad gwiazd i rozżarzonego Słońca, niczym przez nabrane wody i przypływ kolejnych litrów wody, młyn. Jedno rozjaśnia i zmusza do ruchu – do odsunięcia wpatrzonych w jaskrawy punkt oczu, by przesunąć je po okręgu – i odsunąć się w ciemności, ku dolinie - nabrać wody w płuca, zanurzyć się w głębinach. A potem wynurzyć się i powtórnie skierować oczy w kierunku żaru. I znów upaść w głębiny, otumanionym przez zbytnią jasność. I uciec w ciemność, w skrajność. Obrót za obrotem, rok za rokiem, zdarzenie za zdarzeniem. Wirus zasiewa swoje plony na tym świecie, wydaje swoje dzieci. Ale ten wirus choć jest niebezpieczny, to nie musi być groźnym, jego tylko trzeba zrozumieć, trzeba się z nim umieć obchodzić. Wirus ten to Cynthia Summers. Wczoraj znów nabrała wody w płuca, a dzisiaj Laleczka przyćmiewa ją ciemnością z pomocą tej wystawionej ręki w niezrozumiałym dla niej geście. Ten wirus można zatrzymać, można wyrwać z szalejącego potoku rzeki to koło od młyna i przygarnąć do siebie, przytulić. Ale ta rzeka to rzeka życia. I trzeba w piersi mieć serce, patrzeć w Cindy serce i umieć żyć z nią. Inaczej znów koło wpadnie na wysypisko śmieci jak wyrzucona niechciana zabawka i z trudem będzie się ta panienka ponownie przez rzekę życia wałęsać, kolejny wiek, nadaremno próbując się przeciwstawić ogromowi wody. I znów słońce będzie parzyć, a ciemność topić. A gwiazdy będą jej towarzyszyć w skamieniałym bezruchu. Czas Tyk-Tyk – cyka! A ona na tarczy zegarowej przemierza kolejne mętne jawy i sny, i wspomnienia. I może laleczka zdoła ją wspomóc…

- Jestem Cindy.
Odpowiedziała spokojnie, chwytając jej dłoń, jednocześnie zauważając coraz więcej szczegółów cechujących ją. Zebrała je razem i wypowiedziała, bez wstydu, bez zakłopotania, tak po prostu.

<center>- Masz dwukolorowe oczy, jesteś bardzo niska,
Nie masz mięśni twarzy, straciła ci się mimika.
Ktoś przeciął ci żuchwę, mówisz tak sztucznie,
Ktoś z białą farbą wylał na ciebie puszkę…
</center>
Zupełnie tak mechanicznie jak ona, zaczęła mówić na jedno kopyto i bardzo szybko powyższą rymowankę, po czym, po krótkiej przerwie, kontynuowała w innej formie. Bardziej żywiej, z przyłożeniem, starannością i co najważniejsze - śpiewem:

<center>- Jesteś taka chłodna…
Jesteś ledwo żywotna…
Lec jesteś laleczką!
Nie może ci być smutno!
</center>
Podeszła bliżej, przytulając ją do siebie. Nie zamartwiało ją bijące od niej zimno, ani też nie przeszkadzał fakt, że jej twarz jest taka nienaturalna, nie ze skóry… Ale uderzył ów fakt w jej świadomość, kiedy to, jak ona wcześniej , tak ją pogładziła po policzku. Źle, próbowała pogładzić, bo było jej to ciężko uczynić, czując coś innego niż chciała poczuć. Chciała poczuć chłodną skórę, a poczuła chłodne tworzywo sztuczne.
- Powinnaś mieć lepsze ciało, mniej mechaniczne, mniej sztuczne, bardziej żywe, bardziej radosne, nie sądzisz?
Tak, w tej radości straciła gdzieś uprzejme i dotkliwe zapytanie: „czy jesteś szczęśliwa?”; zapomniała zapytać, czy może uczynić cokolwiek, a działała i planowała. I chciała, by Laleczka była bardziej człowiecza. A ona lubiła czuć ten chłód równy temperaturze panującej na korytarzu. Lubiła chłód, lubiła zimno. Ale nie lubiła sztuczności, nie lubiła odczuwać nienaturalności… I ta sprzeczność wisiała nad nią, była przy niej, a ona sobie, nie wiedząc czemu, ubzdurała, że Laleczka ma się w gorszej sytuacji od niej. I musi ja pocieszyć, a pocieszała na tym polu, na którym była od niej inna, a tylko wygląd mogła póki co zaobserwować… A przecież powiedziała, że wszystko w porządku! Ale ona widziała że jest inaczej niż u człowieka, czy podobnej mu istoty żyjącej…

Anonymous - 23 Sierpień 2013, 13:49

Z góry przepraszam za wszelakie nudne i przydługie treści i obiecuję poprawę od następnego postu. A wracając do faktycznej treści...
Najśmieszniejszy ze wszystkiego jest fakt, iż żadna z nich nie miała zielonego pojęci, kim jest druga. Na to zaś składa się przeszłość, teraźniejszość, osobowość, cała historia, wszystko ogółem. Nawet ten nieważny szczegół, którym było imię. Również ono w jakiś sposób określa osobę, nadaje jej pewnej wyrazistości, natomiast już widząc człowieka możemy przecież domyślać się wielu rzeczy, wnioskując chociażby z ubioru. Bieglejsi potrafią wyczytać to z twarzy, postawy i każdego innego fragmentu całości osoby. Natomiast tymi spostrzeżeniami przecież nie dzielimy się z ich podmiotem, ponieważ zazwyczaj wśród gęstwiny naszych celów nie ma takich, które traktowałyby o poprzednim. Takie rzeczy robi się po cichu, za plecami osoby obmawianej, powierzając nasze spostrzeżenia towarzyszowi. Kiedy jesteśmy sami, jedynie nad tym rozmyślamy.
Czy to jest złe? Oczywiście, że może skrzywdzić podmiot obmawiany, ale z drugiej strony jakim cudem miałby się on o tym w ogóle dowiedzieć? Owszem - to uczynek niepoprawny - bo kto chciałby być obmawiany. Ale z drugiej strony bardzo naturalny. Kto nigdy, przenigdy nie wygłosił lub chociaż nie pomyślał przykrego komentarza na temat drugiego człowieka, tylko dlatego, że, dajmy na to, jakaś pani w autobusie jest bardzo gruba. Albo cokolwiek innego. Tak naprawdę wszystko, co zobaczymy może nas drażnić. Zależy to tylko od naszego sposobu odbierania rzeczywistości i obecnego nastroju. Niejednokrotnie też widząc kogoś możemy porównywać się do niego, poprawiając samoocenę faktem, że ten owy 'ktoś' jest najzwyczajniej na świecie gorszy. Gorszy? Zazwyczaj nie mamy pojęcia kto to jest. Wiemy tylko, ot, jak wygląda i już wyciągamy wnioski z tego na temat jaka ona jest. Obecny problem Laleczki. A, no tak, z tym, że przedmioty raczej nie miewają dylematów moralnych. Jako że posiada świadomość winno to być ułatwione, ale po co? Przecież to takie ludzkie. Zaś za tym Lalka zdecydowanie nie przepada, o czym wspomnę jeszcze później. Z drugiej strony takie rozmyślania są efektem posiadania rozumu - największego daru istoty myślącej, więc wyrzekanie się tego zakrawałoby na zwyczajną głupotę. Ale chyba nie było aż tak źle, w końcu myślała... Cóż z tego, że jej rozważania obracały się jedynie wokół niej samej? Cóż, bycie pępkiem świata to naprawdę trudne zajęcie i wątpię, by ktokolwiek, kto choć w minimalnym stopniu posiada zdolność empatii był w stanie tego doświadczyć. Normalni ludzie, często wbrew pozorom nie umieją być ''najważniejszymi na świecie''. Zwyczajnie. Na całe szczęście Cindy do tych normalnych nie należała, w przeciwnym razie Laleczka wolałaby ją raczej ominąć, niźli z nią rozmawiać i poświęcać jej swoją boską uwagę. Normalność nie jest ciekawa. Taka przeciętna i nudna. W gruncie rzeczy uważała, że to co obecnie robi winno być poczytane przez Baśniopisarkę za wielki zaszczyt ze strony Marionetki. Nie wiedziała nic o omamach Cynth, nie miała też pojęcia o ludzkiej psychice oraz o schorzeniach jej dotykających, nie potrafiłaby więc też ot tak wywnioskować, co się dzieje z jej towarzyszką. Jednak napęd psychoruchowy schizofreników w ogóle sposób ich bycia jest charakterystyczny, dziwaczny i odbiegający od normy, tak samo ich obecność jest jakby... inna, co pozwala doświadczonemu psychiatrze zorientować się szybciej. Często właściwie od razu, a dalsze diagnozowanie jedynie potwierdza wcześniejsze przypuszczenia. Cóż, Laleczka nie miała szans tego odczuć, mogła tylko próbować coś zauważyć, a to przecież zupełnie nie jest to samo. A jednak te dziwaczne, czasem nieco spóźnione, lub też zwyczajnie niepasujące, bo zbyt energiczne, albo niewyjaśnione na żaden z tych sposobów reakcje tudzież ruchy Cynthii, jak wyciągnięcie ręki w kierunku omamu, o którego wystąpieniu Laleczka nie mogła mieć zielonego pojęcia, bawiły ją niezmiernie. Albo może raczej cieszyły i interesowały. Nareszcie zdarzyło jej się spotkać kogoś naprawdę dziwnego nie pod względem wyglądu. Wszak to ostatnie było tu normą.
''Nieprawidłowo zaopiekował''? Gdyby Laleczka mogła, po czymś takim co najmniej by się uśmiechnęła. Pech, nie mogła, postanowiła więc całość przemilczeć, mimo iż eufemizm był przedni. Zdążyła się domyśleć czego chciała, reszta jej nie obchodziła, bo nie dotyczyła bezpośrednio i tylko... Cóż. Nie, nie wytrwała w swoim postanowieniu. Nie była w stanie, więc prawie od razu mruknęła mechanicznym szeptem (dziękując losowej sile wyższej za to, że nie musi ukrywać w głosie rozbawienia, bo nie było nigdy szans na jakąkolwiek zmianę tonu).
- Ja się tobą prawidłowo zaopiekuję. - nie przywiązywała do tych słów wagi, natomiast była świadoma, że faktycznie to one jakąś wagę jednak mają.
Zastanawiając się zaś nad istotą normalności musimy dojść do wniosku, że jej elementy, czyli elementy struktury osobowości w zakresie charakteru, nieprawidłowościach uczuciowości, w tym zaburzeń uczuciowości wyższej (a spłycony, bądź dziwaczny afekt może być jednym z objawów schizofrenii), temperamentu, sposobu reagowania na bodźce oraz napędu psychoruchowego. Jeżeli mówimy o nieprawidłowości, to z wielu zastrzeżeniami, wśród nich trzeba zwrócić uwagę przede wszystkim na trudność zdefiniowania pojęcia normy zdrowia psychicznego. Nie da się teoretycznie powiedzieć na czym polega zdrowie w ogóle, a zwłaszcza zdrowie psychiczne. Łatwiej użyć określenia negatywnego: nie ma choroby, nie ma cech patologicznych, nie ma jakości patologicznej. Jak w zakresie cech somatycznych, tak i w zakresie cech psychicznych człowiek człowiekowi nie jest równy. Osobnicze różnice stanowią wychylenie od idealnej przeciętności; stopień tego wychylenia może być rozmaicie duży. Schizofrenicy to ludzie autystyczni, niezrozumienie ze strony otoczenia, trudności w normalnym współżyciu z nim jedynie ten autyzm pogłębiają. Bo przecież ludzie tak, czy inaczej stronią od czegoś, co nie wpasowuje się w tą ''normę'' określaną podświadomie przez ich umysł, a jedynie w jej granicach znajdują się rzeczy akceptowalne przez daną jednostkę, choć w gruncie rzeczy ona sama nie zdaje sobie z tego za bardzo sprawy (mowa w tym momencie nie o poglądach, czy innych tego typu sprawach oczywiście, ale o drobnych elementach). Ale nie, już nie będę dłużej tego ciągnąć, tyle w zupełności wystarczy.
W pewnym momencie oczy Marionetki rozbłysłyby, gdyby mogły. Na jej ustach pojawiłby się uśmiech pełen narcystycznego samouwielbienia, zachwytu swoją osobą. Rymowanka, piosenka o niej! Ach patrzcie, patrze, już zostaje dla kogoś natchnieniem. Tak, właśnie w ten sposób to odebrała, ona, najwspanialsza, najważniejsza i najcudniejsza. Czyż nie jest oczywistym, że zostaje powodem artystycznych wzruszeń...? Nie, nie interesowało jej to, że pobudka mogła być zupełnie inna. Przecież to piosenka o niej, taka śliczna, taka trafna... Nic innego się nie liczyło. Tak, była lalką, chłodną, sztuczną lalką. Nie poczuła, ale zauważyła - bo to zdecydowanie lepiej pasujące określenie - przytulenie jej przez Cindy. Dla Baśniopisarki z pewnością nie mogło to należeć do rzeczy najprzyjemniejszych, o nie. Zimny kawał sztucznego tworzywa, twardy, niewygodny w obejmowaniu, nieprzyjemny w dotyku jeśli dotykając myśli się o człowieku. Ale to było urocze. Cudowne. Laleczka nie lubiła normalności, tej ludzkiej. Byłaby zawiedziona, gdyby posiadała ludzkie ciało. To, co miała obecnie, było dla niej wyrazem i synonimem największej wspaniałości i doskonałości.
Zdziwiła się, że przytula ją zupełnie nieznana jej istota. Odebrała to za wyraz współczucia, ale zrozumiała, że zaszło pewne nieporozumienie. Nie oddała uścisku, to nie byłby z jej strony dobry pomysł, bo zdawała sobie sprawę, że taka czynność niekoniecznie sprawiłaby przyjemność odbiorcy - istoty, która czuje. Wolała się ograniczyć jedynie do pogładzenia jej włosów.
- Cindy, moje ciało jest piękne, każdy jego szczegół, każdy fragment, a w efekcie ja sama jestem wspaniała. Popatrz jakie cudne, już go dotykasz, więc czujesz. Nieludzkie. Nie jestem człowiekiem, nie muszę nim być i nie chcę się do ludzi upodabniać. To niepotrzebne, ludzie są niedoskonali, a bez tego jestem najpiękniejsza. Doskonała, bo ich niejako przeciwieństwo. - zignorowała wszystko i powiedziała po prostu to, co myślała - Ty zapewne jesteś uroczo ciepła, jak to istoty żywe. Nie martw się, ja czuję, jakbyś była zimna, to przecież najpiękniejsze. Dzięki mnie też możesz to mieć..
Laleczka była zakochanym w sobie narcyzem i demonstrowała to zawsze, nie zważając na reakcje. Siebie uważała, jak już przecież wspomniała za najwyższy przejaw piękna i wszystko inne oceniała przez pryzmat tego kryterium.
Nie była w stanie Cindy przytulić. Nie byłby to też uścisk wdzięczności. Przez to, co Baśniopisarka zrobiła, Laleczka wolała o niej myśleć jako o swojej własności i tak też postanowiła traktować. Dziwny powód, można by rzec. I co z tego, takie myśli nie raczyły obecnie zaprzątać Lalkowej głowy, a poza tym nie byłyby nawet mile widziane. Jeśli ktoś darzy ją cieplejszymi uczuciami niż nielubienie, to automatycznie staje się ''własnością''. A z tego, co Marionetka wiedziała, wrogowie raczej nie zwykli się przytulać. Niechaj wielbi. Lewą rękę położyła Cynthii na obojczyku, palec wskazujący prawej umieściła na jej policzku. Tak, idealna pozycja. Choć może bardziej spowodowana frustracją, że ze względu na ograniczenia sama nie może nic zrobić, a przecież tak chętnie wykorzystałaby sytuację.

Anonymous - 11 Wrzesień 2013, 09:06

Czas mija nieubłaganie. Wena siedzi, owija, marudzi, zajmuje… Ale nie podoła wszystkiemu, nie pojawi się tam gdzie jej najbardziej potrzeba. Wena to jest taki skurczybyk. Ale wena jest kochana, to przede wszystkim… i trzeba ją szanować, brać jak się pojawia w tango, w obroty i działać!
Cóż, tak to tutaj bywa… Dzieci wiedzą więcej niż powinny, dzieci nie są dziećmi, są dorosłe… Dziecinni dorośli w dorosłych dzieciach – wśród tych Cynthia się znajduje. Nie jest normalna, jest sobą i nie tylko.
Nie zwykło się mówić na głoś źle o innych. Dzieciom się to zdarza, dorośli zaś traktują to jako brak szacunku, obrazę i tak dalej… Cytnhia rozumie ich jako ukrywających prawdę. Nie straszne jej powiedzieć coś o kimś źle, no bo co? Mówi źle? Mówi dobrze, ale w złym świetle, ot co! Szkoda tylko że tak często pomija się słowa miedzy tymi dwoma przeciw-znaczącymi słowami i zapomina się o wieloznaczeniowości kosztem wygody i koloryzowania sobie opinii u innych w zamian za czynienie tegoż samego. Tak to bywa, że na prawdzie temu światowi ubywa, zawija się pod dywan kolejny pęczek prawd, kolejny biwak rozkłada się na nim. Zapomina się o niewygodnych rzeczach, święci te najwspanialsze… A czas mija, przemija i nic nie potrwa wiecznie. Dorośli siebie okłamują, bo nie lubią być szczerzy. Obcy są gorsi bo kierują się prawdą, nie bawiąc się w półśrodki. Zdeptane dywany, zabryzgane błotem nie nadają się do użytku. Bose stopy grzęzną w nich jak łodzie na mieliznach. To jednak Cindy nie tyczy – ale w zamian ona ma inne problemy… I żeby ten stan rzeczy mógł zadowalać? Odmienność okupiona cierpieniem, w formie jakiej się nie chce? Laleczka jest okropna! Jak można tak potraktować cudze nieszczęście!
Chce się nią zaopiekować? Nią? Ona nie potrzebuje opiekuna, ona bardziej potrzebuje wsparcia… Ale mimo to opieka nie jest czymś od czego panicznie ucieka. Z kolei co ją zamartwia tutaj najbardziej to sztuczność ciała Laleczki – zupełny brak uwidaczniania się ech ludzkiego ciała. Jędrności, ciepła, wielu możliwości ruchu, miejscami niemal nieograniczonego. To ciepło jest przyjemne, ona uwielbia ludzkie ciała. Swoje nie bardzo, bo ją jakby nudzi. Jakby czuje, że tkwi w nim dłuuugo… Ale inne ciała innych osób.. Czasem nie umie się oderwać od chęci ich przytulania. Niczym dziewczynka kochająca swoją matkę ponad wszystko inne.
- Chcesz się mną zaopiekować? Ale… to ty chyba potrzebujesz pomocy…
Nie bardzo rozumiała tego wszystko. A gdy Laleczka zaczęła siebie wychwalać – ciężko było jej słuchać dalszych słów, dalszego samo zachwalania się, dalszego… kłamstwa!
- Przestań! Jak możesz tak mówić! Ludzie… Ludzie może nie są wspaniali, ale podobne im ciała jakie w tych krainach się liczni panoszą… Oni są wspaniali! Mają takie ciepłe ciało, milusie! Jak możesz tak mówisz! To okropne!
Długo nie przytulała… poczuła pewien wstręt, ale także i jedna myśl ją tknęła – że Laleczka ma problemy psychiczne… a to ci cholerka dopiero werdykt! W sumie to chyba poprawny.. A gdyby umiała czytać w myślach i dowiedziała się o jej traktowaniu jej per własność… I z tego powodu jak szybko ją dotknęła, tak została bez możliwości dotykania…
- Jesteś nienormalna! To chore i obrzydliwe!
I już naszła ją niecna myśl… a jak! Cindy jest podła! Podła na tyle, że nie ma pohamowań nawet w najdelikatniejszych sprawach! Sięgnęła do kieszonki i wyjęła coś bardzo… cennego.
Od pewnego czasu nosiła ze sobą figurkę mająca na celu niepolubienie samego siebie tego, kto natrafi się jej obserwatorem. A aby chętnie dzieła doglądali – wykonała go z drewna i pokryła połyskująca farbą. Była to ośmiornica przedstawiona w dwuwymiarowej płaszczyźnie. Napawała dokładnością wykonania, a że zazwyczaj każdy boi się macek… Tutaj tym bardziej mógł się tego obawiać – były one nienaturalnie długie i kręte jak na ośmiornice. Ósemka węży wyłaziła centralnie z sęku na kawałku drewnianej klepki, oczywiście starannie wyciętej wedle konturów macek.
- Zobacz jaka jesteś nienaturalna, chłodna, sztuczna i w ogóle niepiękna!
Zdecydowanie przesadziła tym czynem… Tak przecież nie można czynić! Ale… już nie była sobą. To zachowanie było przejawem Anty-iluzji, która teraz w pełni się umocniła. Niecny, złośliwy uśmieszek pojawił się na jej twarzy.
- Prawda że ta figurka wygląda znakomicie? Jest taka… drażniąca, obleśna, z duszą, z siłą! Ma znakomite… ciało!
Cóż, teraz to ona uwielbiała kawałek drewna. Ale trzeba wziąć poprawkę na to, że dla niej jej figurki są nawet cenniejsze niż własne ciało marionetki dla niej samej. Z kolei Ciemna Cindy wcale nie szanuje swojego ciała. Rozwala na wiatrakach, wykorzystuje bez przeszkód w erotycznych przygodach, często wygładza, nie pozwala mózgowi pospać… Okropna jest ta osóbka w radosnej Panience Summers mieszkająca…

Anonymous - 27 Wrzesień 2013, 10:28

Zachwyt nad sztucznością, formą z jednej strony syntetyczną, a jednocześnie szczegółową i wyjątkową, perfekcyjnie nienaturalną i nieudolnie naturalność imitującą, ale taką, która jednak nie jest ślepym, złym obrazem rzeczywistości, przedstawionym niemalże jak w złym zwierciadle, czy może, aby porównanie przedstawiało się lepiej - na obrazie niektórych nieudolnych malarzy, bądź ludzi dopiero uczących się, ale która tworzy swój własny, odrębny świat, kierujący się już innymi zasadami, niż rzeczywistość (wynikającymi z formy i sposobu wykonania przedmiotu, a także nadania mu odpowiedniej roli - a w tym przypadku również i swojego rodzaju życia) i dzięki temu całość ta nie powinna i nie może być oceniana jako część owej rzeczywistości. (przepraszam za tak długie zdanie) Owszem, biorąc pod uwagę, że w tej sytuacji Cynthia, a także my, oceniamy poniekąd Laleczkę jako żywą formę, a poprzez fakt posiadania przez nią rozumu, położenia na równi z innymi istotami myślącymi możemy ulec złudnemu wrażeniu jej psychika była taka jak psychika normalnej istoty żywej i myślącej, człowieka lub stwora człekopodobnego. Jest to ułuda. Złożone życie psychiczne definiowane jest przecież nie tylko poprzez czynniki typu sytuacja społeczna, ogólnie rzecz ujmując - psychologiczne, ale również somatyczne, dotyczące ciała. Laleczka takowego nie posiada. Oczywiście mówiąc 'ciało' mam na myśli nie jej pustą skorupę, która jest przedmiotem w pełnym tego słowa znaczeniu, ale ciało jako organizm żywy, zbiór systemów, połączone bezpośrednio ze sferą psychiki i oddziałujące na nią. Laleczka jest uboższa, ale żeby lepiej zrozumieć - pod tym względem, bo rozprawy filozoficzne na temat, która istot byłaby w efekcie bardziej idealna i w jakim względzie zostawię, albo odłożę na później. Nie można jej więc oceniać, a tym bardziej stanu zdrowia jej psychiki biorąc za normę człowieka.
To, jaka jest, jak się zachowuje i jak odbiera rzeczywistość oraz siebie, jest u niej rzeczą odmienną od postrzegania świata przez inne istoty myślące. Nie czuje, więc siłą rzeczy jest sama sobie centrum wszechświata. Co za tym idzie, uważa siebie za najlepszą, najpiękniejszą i najwspanialszą. U człowieka byłaby to skrajność. U niej to poniekąd normalność. Co prawda, definiuje ona charakter Marionetki, ujmuje ją jako osobę próżną i egoistyczną oraz na pewno wyrachowaną i pozbawioną empatii. Taka postawa jest zła (swoją drogą, jej odmiana cechuje często schizofreników), ale przecież druga skrajność - nienawidzenie siebie, brzydzenie się sobą, również nie jest dobre! Na pewno cieszy się większą popularnością, w to oczywiście nie wątpię, ale jest złe. I osoba, która odbiera rzeczywistość i siebie przez pryzmat tego, jest w stanie dużo gorszym niż taki 'narcyz' - a i tak używam tego pojęcia w znaczeniu przenośnym, nie zaś dosłownym. Laleczka przynajmniej nie musi się tym zamartwiać. Lepiej co prawda, aby była gdzieś pośrodku - ale to niemożliwe! Warunki na to nie pozwalają. Wszelka 'empatia', czy patrzenie na siebie w sposób bardziej obiektywny byłoby wyłącznie działaniem chłodnej kalkulacji, a zatem nie jest wyrazem człowieczeństwa jako takiego. Ona nigdy nie będzie normalna, więc chyba z dwojga złego lepiej by była taka jaka jest. Nie niepewna, strachliwa, zahukana, nienawidząca siebie i przez to wszystkich innych, żyjąca w ciągłym lęku (którego paradoksalnie nie odczuwałaby) niż bycie sobą - okropną pod względem charakteru, ale przecież poniekąd szczęśliwą. Zaś jeśli wyrażamy troskę o jej stan psychiczny, czyli troskę o nią, a nie jej otoczenie i inne istoty, siłą rzeczy musimy przyznać, że to drugie rozwiązanie jest dalece lepsze, ponieważ zakłada dobro jednostki, 'pacjenta'. Etycznie rzecz ujmując wolimy tych ludzi nieśmiałych, choćby patrząc na to z bardzo trywialnego punktu widzenia - oni nie będą wtedy i do bólu szczerzy. Podciąga się ich też pod tą idealną 'normę', sprawiając, że są jak najbardziej akceptowalni, lubiani. Osób typu Laleczki nie lubi się. Ale one są szczęśliwsze! Obawa Cynth i jej jakby odrzucenie Laleczki pod tym względem jest więc rzeczą naturalną, natomiast to, co chciała zrobić, kłóci się bardzo rażąco z ideą 'ulepszenia' Marionetki, jest niemalże wykluczeniem tego. Można to nawet uznać za czyn egoistyczny, jeśli wykonany został chociażby po to, aby lepiej pogodzić figurę psychiki Laleczki z otaczającym ją światem, lecz w sposób, który ją przecież skrzywdzi.
- Nie zrozumiałaś, nie rozumiesz i nie zrozumiesz. To jest piękne, nie widzisz tego? Przecież rzecz jest tak oczywista. Ludzie są jak ich ciała, ja jestem jak moje. Prostsza. Zimna. Psuję się tak jak i oni i w podobny sposób, ale im zagraża znacznie więcej rzeczy. Mną nie trzeba się opiekować. Zobacz jeszcze raz, dotknij, jest taka zimna. Nad czym można tu sprawować opiekę? - mówiąc to wysunęła lekko dłoń przed siebie, bez potrzeby znów chcąc to zademonstrować.
Poniekąd zdziwił ją ten przeskok Cindy z poprzednich tematów do dziwnej figurki, ale z drugiej strony sposób, w jaki Baśniopisarka ją przedstawiła połączył wszystko w logiczną całość. Z tym, że Marionetka nie do końca wiedziała po co towarzyszka to zrobiła i jaki ma to związek z resztą. Palcem przesunęła obie powieki w swoich oczach, otwierając je. Tak, to lepiej pasowało do sytuacji.
Węże... Lubiła węże. To, co mówiła Cindy i sposób, w jaki wypowiadała słowa kłóciły się rażąco. Gdyby nie ton, Laleczka byłaby gotowa uznać kwestię za kpinę, ironię, przecież ona przed chwilą przedstawiała zupełnie inne stanowisko!
- Owszem, tym razem masz rację. Ale wiedziałaś, że się zgodzę, w końcu słyszałaś doskonale to, co mówiłam przedtem... Więc dlaczego mi ją pokazujesz? To Twój jakiś talizman, skarb...? Czy tylko próbujesz mi uświadomić, że się mylę? Jeśli tak, to, niestety, nie uświadomiłaś, a moje zdanie nadal pozostaje niezmiennie. - Laleczka nie tylko miała mechaniczny głos. Można to analogicznie przełożyć na jej sposób mówienia, który oczywiście prezentował się równie nienaturalnie i nieludzko.
Dlatego kwestie wypowiadane przez nią na głos s a nieco dziwne. Logicznie rzecz biorąc, zdania buduje raczej poprawnie, ale przecież tylko niewielka część ludzi w takiej sytuacji, w jakiej ona aktualnie się znajdowała użyłaby tych samych wyrazów, takiej ich ilości i ułożyłaby je w podobnej konfiguracji.
Marionetka miała przed oczami figurkę. Jako człowiek być może próbowałaby jej dotknąć, natomiast nie uczyniła tego, nie czując potrzeby. Jej palce przecież nie czuły, nie mogła więc zbadać kształtów przedmiotów, ich faktury i materiału, z którego zostały wykonane. Potem przeniosła wzrok na Baśniopisarkę. Nie miała oczywiście pojęcia o rozszczepieniu jej osobowości, ale w pewien sposób odczuwała, że towarzyszka zachowuje się dziwnie. To znaczy, dziwniej, niż przed chwilą. I mówiła też inaczej! Jakby bardziej z taką dziwną pasją, trochę radością, ale i jakimś zapamiętaniem. I bynajmniej nie wydawała się zagubiona, wprost dążyła do jakiegoś jasno już określonego wcześniej celu.

Anonymous - 17 Listopad 2013, 08:51

Cytnhia starała się zmanipulować Laleczką, jednakże nie najlepiej jej to wychodziło. Co więcej, odczuwała powoli zmęczenie tym całym spotkaniem. Tak, ta zła strona - miała tego wszystkiego już dość! Że nie potrafiła wymusić na niej obrzydzenia się własnym ciałem przez swoją niecną moc, to najwyraźniej ona jest na tyleż zawiłą w swoim postępowaniu, że jej się nie pozbędzie inaczej niż przez opuszczenie jej czym prędzej.
- NIE! Źle mówisz! Zabierz sobie to cholerstwo jeśli ci wygodnie, nie potrzebuję drewna które jest nieprzydatne!
Jej głos, jej wypowiedź, krążyły coraz sukcesywniej wokoło epitetu "chaotyczne, bez przemyśleń"
- Myślisz, ze co, że tymi pytaniami to mnie rozpoznasz? Marność nad marnościami twe ciało, twoje słowa i w ogóle! Brzydzę się Tobą jak każdym cholerstwem łażącym po tej ziemi.
Nienawidziła niczego żyjącego poza sobą. Raz zabijała, raz zwyzywała jak teraz, raz po prostu... no, mniejsza. Generalnie rzecz biorąc Anty-Iluzja zamierzała zniszczyć psychicznie Laleczkę, by ta miała niemałą zagwozdkę na temat jej osoby. I już nigdy się nie spotkają i ona prędko zapomni, ale Laleczka - nie. Tak, ten niecny plan powoli już dobiegał końca, bo wraz z apogeum wyzwisk, Cynthi skierowała się ku przeciwnej stronie korytarza - tam, skąd tamta przybyła, napotykając się na... "przeszkodę"!
- Nie myśl sobie, że jesteś ponad niż byciem nikim...
Na odchodne rzuciła jej chłodno, pobiegła, otwarła byle jakie drzwi i zniknęła za nimi, lądując w cholerka wie jakim miejscu i czasie...

z/t

Anonymous - 18 Lipiec 2014, 21:56

Odpoczęła w Różanej Wierzy od nalotu zaburzeń percepcji, które uwielbiał plątać jej nogi wyłącznie wtedy, gdy oczekuje od nich stabilnego kroku. Czuła się nieswojo w zamczysku - brakowało jej obcości, niezrozumienia, a zarazem czegoś, gdzie spędziła większą część swojego życia, którego właściwie nie bardzo pamięta.
Skierowała się ku Lasowi drzwi, zamierzając nim przejść do świata ludzi. Wybrać drzwi na chybił trafił, trafić na te najmniej odpowiednie i chybić z zamiarami, chybić z łaknącym optymizmem, jakoby miałaby trafić w dobre miejsce.
Stacja metra nocą nie należy do przyjaznych miejsc, ale z pewnością nie braknie jej tutaj samotności. Natężenie ludzkich istot na metr kwadratowy jest odwrotnie proporcjonalne do wzrostu niebezpieczeństwa. Znajdowanie się Cindy w niespokojnych miejscach jest proporcjonalne do pojawiania się znikąd niespodzianek.
Tych gorzkich niespodzianek.
Nie było już po niej śladu w tym świecie.

z/t

Anonymous - 30 Lipiec 2014, 20:34

Kolory, które przed chwilą ukazywały jej się przed oczami - zniknęły. Patrzyła się w swój Bursztynowy Kompas jak zaklęta. Kątem oka zauważyła, że krajobraz się zmienił. Jednak w jej centrum zainteresowań był kompas, który uważała za nieprzydatny w jej wędrówce. Twarz bez wyrazu, czego i tak nie można było dostrzec, przez potargane włosy. Jeżeli dane jej będzie dzierżyć magiczne narzędzie, jakim jest grzebień, swoje włosy będzie rozczesywać z godzinę, jak nie więcej. Ale czy Anna się tym przejęła? Wcale.
Po kilku minutach wpatrywaniu się w ten bursztynowy przedmiot, usiadła na podłodze. Z bezradności. Myślała o tym, że gdyby wiedziała o magicznych właściwościach tego kompasu, nie musiałaby uciekać. Nie zostałaby skazana na kilkunastogodzinną tułaczkę przez śnieg, las, opuszczone budynki oraz walkę z żołnierzami. Lubiła zabijać - to pewne. Widok obcej krwi poprawiał jej humor. Ale gdy były wyrównane szanse. A czy były?
Nie...
Zachichotała, a następnie kaszlnęła. Na szczęście obeszło się bez krwi, której pewnie dosyć dużo straciła. Zły stan zdrowia nie powstrzymał jej od wybuchnięcia śmiechem, który niósł się po korytarzu. Jeżeli już ktoś tutaj był, na pewno ją usłyszał. Nie był to śmiech radosny, świadczący, że dana osoba jest szczęśliwa. Było wręcz przeciwnie - była zdruzgotana własną głupotą.
- Tułać się i uciekać tyle czasu... - zaśmiała się - i mieć rozwiązanie we własnej kieszeni!
Długo się tak śmiała, aż w końcu zorientowała się, że Rosjanka nie przybyła tutaj wraz z nią. Czy misja się nie powiodła? Jakoś nie chciało jej się w to wierzyć. Tamta kobieta była w pełni sił i nie wiedziała jeszcze, do czego ona jest zdolna. Możliwe, że połowa rzeczy poszła zgodnie z planem, a druga nie.
Postanowiła wstać i rozejrzeć się. Musiała przy tym opierać się o ścianę. Omal nie dostała oczopląsu od ilości drzwi. Zaczęła powoli iść, nadal wspomagając się ścianą. Wokół niej były: drzwi, drzwi, drzwi, kolejne drzwi i... o! Drzwi! Zdenerwowała się. Otworzyła zwykłe, drewniane drzwi ze złotą gałką. Pożałowała, gdyż po drugiej stronie ryknęło jakieś zwierzę. Ni to ptak, ni to jaszczurka. Trzasnęła tymi drzwiami.
- Co za poroniony świat! Czemu akurat trafiłam na w cholerę długi korytarz z drzwiami! Oszaleć można!

Noritoshi - 30 Lipiec 2014, 21:36

Przeniosła się. W dwie strony ciągnęły się, na lewo jak i prawo, drzwi; jedne obok drugim. Nie było im końca!
Zajrzała do jednych z nich, ale widok nie był upragnionym. Gdzie Zimoviya? Nie ma jej tutaj, a miała być. Mogła czekać minutami, godzinami nawet, a jej nie ujrzy. Chociaż... może za kilka dłuższych godzin znalazłaby się tutaj.
W każdym razie jest sama. I z jednego końca wyjdzie w końcu na powierzchnie, a z drugiego... także! Jedna strona prowadzi w stronę Ogrodów Strachu, druga... na Lewitujące Osiedle.
Jeśli zbyt długo zastanawiała się nad wyborem, by udać się w jeden z końców korytarzu, z jednych z drzwi, przy których się zjawiła, po kilkunastu dobrych minutach, wyszedł Pan w Kapeluszu, w wieku około czterdziestu lat, ubrany w czarny garnitur z grafitowymi prążkami.r Był raczej niestroniącym od miłych słów. Pytanie, czy czekała dalej, cierpliwie, na Rosjankę? Czy też podążyła w jedną ze stron?

Anonymous - 30 Lipiec 2014, 22:33

Szła korytarzem do przodu. Nie zamierzała czekać na Rosjankę. Bo po co? Nawet nie wiedziała czy żyje, więc nie ma co się nad tym rozwodzić. Nie miała zamiaru zostać tutaj dłużej niż potrzeba. Oszaleje w tym miejscu, jeśli z niego prędko nie wyjdzie. Jedne zwykły korytarz i nie jedne niezwykłe drzwi, lecz setki. Nie chciała także nikogo spotkać. Stroniła od ludzi i miała przeczucie, że zawsze tak było.
I uświadomiła sobie właśnie, że tutaj nie musi zabijać każdego, kogo napotka. To nie był świat ludzi, w którym ona się znajdowała. Jak nie pasujący element układanki lub jak dziecięca zabawka w pokoju małej istotki.
Była zepsutą zabawką i znalazła swoje przedszkole. Jak w bajce "Toy Story". Miała nadzieję, że nie spotka urzeczywistnienia Tulisia. To by się dla niej źle skończyło. Wystarczy jej jedna psychopatyczna osoba. Sama ona!
Szła naprzód, ignorując dziwnie wyglądające drzwi - o różnych kształtach, barwach lub nawet strukturze. I w końcu dotarła na koniec korytarza, a co tam spotkała?
Brawo! Zgadliście! DRZWI!
- To są chyba jakieś kpiny... - podeszła do niebieskich drzwi z tabliczką "Home Sweet Home" - Żartujecie sobie ze mnie? - powiedziała do siebie, próbując ogarnąć swoją złość - Znowu mam trafić na jakieś zmutowane zwierzę?
Zastanowiła się. Skoro na jednym końcu korytarza były drzwi. To na drugim także mogły by być. Co jak co, ale nie chce jej się zawracać. Nie było z nią najlepiej, miała powolny chód. A pozostałych drzwi nie będzie sprawdzać. Zobaczy wielką krzyżówkę motyla z psem. Ona podziękuję. Może ją spotkać coś o wiele gorszego, a tu ma drzwi z dobrze brzmiącą tabliczką. Cichutko westchnęła i otworzyła drzwi. Przeszła przez nie, nie bacząc na to, co jest po drugiej stronie.

z/t tam gdzie pan mod wskaże :D

Noritoshi - 18 Październik 2014, 22:05

Błądzenie po świecie z lustra kolejny raz kończyło się niepowodzeniem. W oparach alkoholu podsumował kolejne dni i kolejne tygodnie pobytu tutaj. Jego żywot był podobny do przygód Sebastiana w The Evil Within. Zamiast szpitala psychiatrycznego miewał swoje mieszkanie i dach wieżowca. I choć miejsca te są diametralnie różne, to spełniają to samo zadanie: bycie miejscem odpoczynku. Zamiast świata pełnego zarazy i zombi, miał świat magii. I między tymi dwoma lokacjami również przemieszczał się za pomocą luster.
Jednakże, Nori nie jest agentem, nie jest jednym z niewielu ocalałych i nie jest skazany na omamy. Chociaż te listy pisane do Hebi zdawały mu się do tej części nierealności należeć...

Odnalazł przejście, przybył w korytarz pełen drzwi. Wszedł w te wybrane na chybił-trafił, marząc o powrocie do wysokości swojego wieżowca.

z/t

Anonymous - 17 Listopad 2014, 19:34

Właściwie to.. nie wiedziałam do końca gdzie jesteśmy kiedy razem z Haleyem natrafiliśmy na tak dużą ilość drzwi. W zasadzie.. wszystkie były z ciemnego drewna. Pozwoliłam swym domysłom mówić, że to jednak dębowe drewno. Cóż, ale to akurat było w tej chwili najmniej istotne. Najważniejsze za to było to... że nie mogliśmy się długo zdecydować na którekolwiek. Wbijałam oczka w buźkę marionetki. Wyraźnie zmartwiona. Jedną rączką go trzymałam, a drugą wskazałam na jedne z drzwi.
-Co myślisz o tych? Przechodzimy przez nie? - Spytałam zaraz odwracając łebek. Dookoła las, a w lesie tyle drzwi.. kto by pomyślał, że doczekam czegoś takiego. Pierwszy raz ukazało się to moim oczom i nie byłam pewna czy dobrze robię.. ale coś mi jednak podpowiadało , że muszę spróbować. Zacisnęłam paluszki na dłoni Haya.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group