Archiwum X - Willa Heame'go, Bartimeaus'a i Tahiry
Anonymous - 24 Kwiecień 2011, 20:04 Jejciu jej, najwyraźniej ich współpraca nie potrwa zbyt długo, gdyż obaj działają sobie na nerwy. Zabawne jest to, że Kapelusznik denerwował się nie wtedy, kiedy oczekiwał tego Bartimaeus. Wręcz przeciwnie. Gdy starał się go sprowokować - ten zachowywał spokój, irytował swojego Pana zaś, gdy zachowywał się całkiem naturalnie. Interesujące stworzenie. Tylko co tak nie pasowało mu w zachowaniu Dachowca? Że niby był zbyt szczery? Że za dużo mówił? Te cechy były dodawane gratis w pakiecie z tą Miauczącą Zmorą. No cóż, peszek.
"Jeśli nie będzie reguł, nie będzie czego łamać, czyli nie będzie zabawy"? Ha! Dobry żart. Czy on zdaje sobie sprawę, że właśnie wydał kotu zgodę na robienie co mu się żywnie podoba? Chyba nie, ale to w sumie dobrze. Nie był świadomy, że właśnie zezwolił mu na zrobienie ze swojego życia piekła. Mało jeszcze wiedział o możliwościach tego małego potworka, ale już niedługo. Barti uśmiechnął się w duchu, lecz jego mina wyrażała lekkie niezadowolenie, z braku reguł do łamania. Zwód taktyczny, o.
Heame nie wiedział nadal na co się pisze przygarniając pod swój dach Dachowca i to w szczególności tego Dachowca. Posiadanie przedstawiciela tej rasy jako pupilka było normalne w Krainie Luster. Nawet jeśli byli w połowie ludźmi, to ich druga połowa była kocia. A jak wiadomo większość udomowionych zwierząt lubi być głaskana. Kapelusznik powinien skakać z radości, że zielonooki pozwolił mu na to, ot co. A ten tu się rozwodzi nad płcią. Ludzie święci!
Skoro był teraz jego panem, to nie ma zmiłuj - on mu nie daruje, jeśli nie będzie wypełniać tego obowiązku. Który tak właściwie nim nie był, ale cii!
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nic mu nie będzie. Co wcale nie zmienia faktu, iż siedzenie w mokrej koszulce było strasznie nieprzyjemne. Swoją drogą, co zauważył dopiero teraz, to był dobry sposób by przekonać się co do orientacji jego właściciela. Do tej pory nie wykazywał żadnego zainteresowania jego osobą. To nie zmieniło się także w momencie, gdy kot stał przed nim półnagi. Równie prawdopodobne jest to, że nie był w jego typie. Jednak taka odpowiedz zupełnie mu się nie podobała. To niemożliwe, ot co. Każdy kto miał jakieś pojęcie o pięknie, nie mógł przejść koło niego obojętnie. Co oznacza tylko jedno - mieszka z cholernie przystojnym facetem, który jest hetero. Gorzej trafić już nie mógł....
W tym samym momencie, gdy Bartimaeus przeklinał niesprawiedliwy świat, ktoś wszedł do domu. Zielone ślepie natychmiastowo powędrowały w stronę gościa uważnie lustrując go wzrokiem. Kobieta około dwudziestki, czarne, długi włosy i turkusowe oczy. Nic szczególnego. Tylko... Co on tu robi? I w dodatku czuje się jak u siebie? Oczywiście Pan o niczym go nie poinformował, bo i po co, prawda? Tak samo nieistotną według Heame'a informacją było, że herbata była z boku kapelusza.
~ Nie, do cholery, nie przeszkadzasz. Bo ten dupek nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi - prychnął do siebie bezgłośnie na słowa nieznajomej. Nie przejmował się tym, że ktoś z tu zgromadzonych, może posiadać umiejętność czytania w myślach. Nie, on nawet na to nie wpadł. Bo i jak? Teraz bardziej zajęty był tym, co ona tu robi i co ją łączy z Kapelusznikiem? Nie wydawali się być w jakiś bardziej zażyłej znajomości. W końcu nawet nie raczył wstać z fotela by się z nią przywitać.
- Ktoś ty? - zapytał prosto z mostu nadal przyglądając się jej z zaciekawieniem. Jego ton był sympatyczny, a jednak sposób w jaki zadał to pytanie zawierał nutkę...groźby? Zmusił się nawet na uśmiech, zupełnie nie zwracając uwagi, na to, że jest bez koszulki. Kto jak kto, ale on nie miał kompleksów związanych ze swoim ciałem, ot co. Niespecjalnie był zadowolony z jej obecności. Jednak, gdyby się nad tym zastanowić nic nie tracił. Jego pan wolał kobiety, więc nie było najmniejszej szansy na zaciągnięcie go do łóżka. Dlaczego bóg musiał go aż tak ukarać? Co prawda nie był święty, ale chyba nie nagrzeszył tak bardzo, nie?Anonymous - 24 Kwiecień 2011, 21:04 Turkusy spojrzały na półnagą istotę z góry na dół i z dołu do góry, zapamiętały jak najwięcej szczegółów. Nie byłoby w nim nic ciekawego, gdyby nie dwie wyróżniające się rzeczy. Od razu rozpoznała rasę, był jednym z tych fajnych, kotowatych stworzeń. Będzie co głaskaaać! Opanuj się, opanuj... Co robi? Mieszka, od jakiegoś czasu, choć przed chwilą jeszcze latała po obcych lądach jak szalona i ani myślała wrócić do przyjaciela. Tak, do przyjaciela, to właśnie ją łączyło z drugim kapelusznikiem. Choć nie można zaprzeczyć, że Taćka widziała w nim coś więcej, ale nie aż tak więcej, jak niektórym by tu mogła wyobraźnia podpowiadać.
Nie słysząc odpowiedzi, pozwoliła sobie w duchu stwierdzić, że milczenie oznacza zgodę, a zgoda w tym wypadku oznaczała, że nie przeszkodziła. Uśmiech nie schodził z jej buźki. Nie, ona takiej umiejętności nie miała, najwyżej mogła mu zmienić kilka kamyków w ciasteczka... A Tahi bardzo by się zdziwiła, gdyby Heame dźwignął się z fotela tylko po to, żeby się z nią przywitać. Zamiast czekać na coś, co się nie wydarzy, czyli podejście drugiego kapelusznika, wolała odpowiedzieć na pytanie.
-Upiór spod łóżka, praktycznie niegroźny, ale mam wściekliznę... I gryzę. Szczególnie takie miłe stworzonka jak ty...
Przekrzywiła głowę ciągle opierając się o laskę. Uwierzy? Na pewno nie. Przecież nie wyglądała ani na upiora ani na dziewczę z wścieklizną. Pokazała swoje idealnie białe ząbki, kiedy się uśmiechnęła.
-A tak na serio, jestem Tahira. Ale możesz mówić Tahi, Taciek albo Beza.
Lewą łapką znów zdjęła kapelusik, prawą podtrzymywała się laski i ukłoniła się chyba nawet niżej niż powinna, ale jej to nie obchodziło. Założyła kapelusik spowrotem. Miał prawo pytać, kim jest. W końcu zrobiła im najście o takiej porze i to nawet się nie kryjąc, a od razu ruszając tam, gdzie byli. Wyczuła ową nutkę, choć na nią nie zareagowała, jeszcze... I to, że był bez koszulki, wcale ją nie obchodziło. Mógłby tam stać w samej bieliźnie, a ją nadal by nie obchodziło. Nie, oczywiście, że nie wolała dziewczyn... Ale w końcu w ogóle gościa nie znała, być może to był ktoś zaproszony przez jej przyjaciela, może nawet tu mieszkał, a może nawet i był kimś bliższym kapelusznikowi... Jej to nie obchodziło, a przynajmniej na razie.Anonymous - 24 Kwiecień 2011, 22:10 //Nowy opis domu
On siedział i wciąż myślach o tym, co powiedział mu dachowiec. Wiedział, że to nieuniknione, a on nie miał serca, żeby powiedzieć "Wynoś się, już Cię tu nie chcę", tylko dlatego, że musi go.... głaskać. Choć miał wielką ochotę, to nie mógł. Czy to takie ciężkie? Może bał się tego, że dokonując owych czynów zacznie się spoufalać. Bał się tego, że on nie jest tej samej orientacji seksualnej, i że wyjdzie na zboka. A nawet gdyby był bi, czy tam homo, to nie musiałby czuć tego samego do niego, prawda? Bał się. Nigdy w życiu nie chciał wyjść na zboka z takim znaczeniem. Zresztą... W tym momencie odwrócił się w stronę przyjaciółki. Jednak w tej chwili zdarzyło się coś, o czym by on nigdy nie pomyślał. Żeby ktoś, kogo on przed chwilą zaczął uważać za przyjaciela tak go zbluzgał? Tak, czytał mu w myślach. Robił to regularnie, zresztą robił to każdemu (przeklęta Upiorna Arystokracja!).W tej chwili uśmiech na jego twarzy przemienił się w smutek. Szepnął tylko cicho do przyjaciółki.
- Rozgość się.
Wstał, zasunął po sobie drewniane krzesło i prawie wbiegł po schodach i trafił do swojej sypialni. Tam usiadł przy swoim mini słoiku i rozmyślał. Szykował plan, jakby jutro powiedzieć słudze, że może się wynosić. Normalnie taki by nie był, ale tym razem miał humorek (huśtawka nastrojów go odwiedzała). Prawdopodobnie jutro będzie miał inny humor, i go wcale nie wyrzuci, ale jak na razie jest już nikim w jego oczach. On nigdy nie lubi, gdy ktoś brudzi jego imię.
Brak weny...Anonymous - 25 Kwiecień 2011, 10:12 O nie, nie, nie. Bartimaeus zdecydowanie nie był tym fajnym kotowatym stworzeniem. Raczej małym diabełkiem zamkniętym w tym ciele. Niepozorny wygląd naprawdę wiele ułatwiał. Przykładowo kto by pomyślał, że ten uroczy chłopak mógłby kłamać bez mrugnięcia okiem. Ha! Nawet nie macie pojęcia ile istot dało się nabrać na jego słodki uśmieszek. A co do głaskania, to nich nie będzie tego taka pewna. Może i lubił, gdy ktoś go drapał za uchem, ale niewiele było osób którym na to pozwalał. Czy Pani Kapelusznik zaliczy się do tego jakże nielicznego grona, do którego należał na chwilę obecną jedynie Heame? Kto to wie... Wydawała się być całkiem sympatyczna. Więc, skoro jego pan miał obiekcje co do tego "obowiązku", to będzie go miziać w zastępstwie. Swoją drugą, to zupełnie nie rozumiał, dlaczego Kapelusznik nie chciał tego robić. Skoro jest hetero to po kiego grzyba zatrudniał u siebie kota tej samej płci, hm? I to w dodatku takiego, który nic nie potrafi. Dachowcowi nawet przez myśl nie przeszło, że jego Pan może się po prostu wstydzić swojej orientacji. Dla Bartiego było to coś normalnego. Gdyby nie fakt, że to był jego pracodawca, już dawno udowodniłby jak bardzo Heame mu się podoba. Obawiał się tylko, że może jednak herbatopijca nie patrzy na tą znajomość z tej samej perspektywy co kot, więc pozostawał powściągliwy.
Zaśmiał się cicho, gdy uznała go za miłe stworzonko. Nawet nie miała pojęcia jak bardzo się myliła, a Dachowiec nie miał na razie zamiaru jej tego uświadamiać, ot co.
- Bartimaeus - rzucił z uśmiechem jeszcze zanim mężczyzna w pośpiechu opuścił pomieszczenie. Czyżby był zły? Ojejciu! Tylko o co? Przecież kot nie powiedział nic takiego, a tym bardziej Tahira. Więc o co chodzi? Czerwonowłosy zmarszczył lekko brwi. A co jeśli... Nie, to niemożliwe. Lecz w takim wypadku, jak wytłumaczyć jego zachowanie? To nie mogło być nic innego. Czytał mu skubaniec w myślach! Cholera, cholera, cholera! Phew, czemu nie wpadł na to wcześniej, hm?
Milczał przez chwilę, analizując wszystkie fakty i wyciągając własne wnioski. Podniósł się z krzesła i z całej siły uderzył pięścią w ścianę by wyładować złość. Był wściekły na siebie. Jak mógł być taki bezmyślny? Teraz z pewnością zostanie wyrzucony. Świetnie! Po prostu świetnie...
- Jestem do niczego - mruknął do siebie pod nosem i nie zwracając uwagi na gościa, czy tam współlokatorkę, jak zwał tak zwał, podążył schodami na górę. Mogłoby się wydawać, że zmierzy prosto do swojej sypialni, ale nie. Postanowił przeprosić i wytłumaczyć swoje zachowanie. W końcu nie zachował się wobec Pana zbyt w porządku. Zapukał do drzwi i niezależnie od tego jaką otrzymał odpowiedź wszedł do środka.
- Przepraszam... Po prostu nie rozumiem, dlaczego ktoś, kto woli kobiety miałby mnie zatrudniać. Może i mam jakieś nietypowe wymagania, ale to przez to, że uznawałem Pana za kogoś innego. Nigdy nikt nie był dla mnie tak wyrozumiały i to przez to... Lubie swojego Pana, nawet jeśli dla niego jestem tylko sługą i wcale nie chciałem tak o tobie pomyśleć, to było silniejsze ode mnie... - powiedział cicho, stojąc nadal przy drzwiach i patrząc się na Heame'a. Ciekawe, czy on nie byłby zły stojąc przed osobą, która mu się podoba, a która nie zwraca na niego uwagi, hm?
Niezwykłe to było zjawisko, że Bartimaeus przyznawał się do swojej winy. Trzeba to zapisać w kalendarzu czy coś. Wbrew pozorom, w co trudno nawet mi uwierzyć, był szczery. Upiór Herbaciany miał w sobie coś nietypowego, co przyciągało kota. Może to, że był nieprzewidywalny? A może po prostu wdzięczność, że przygarnął go do siebie, gdy każdy inny odganiał go jak żebraka? Najprawdopodobniej jedno i drugie.
- W takim wypadku, nie musisz mnie głaskać, jeśli nie chcesz... Ale, proszę, pozwól mi zostać. Ja nie mam się gdzie podziać. Z resztą kto by chciał mnie pod swoim dachem, jedyne co potrafię to przysparzanie kłopotów.... - dodał z nieukrywanym zawodem. Pewnie to i tak na nic się nie zda, ale przynajmniej nie będzie miał wyrzutów sumienia, że nie wyjaśnił mu tej całej sytuacji.
[z/t]Anonymous - 25 Kwiecień 2011, 12:12 Tahi też umiała kłamać, ale nie lubiła, bo jak dla niej mówienie prawdy to świętość. A kłamała tylko w wyjątkowych sytuacjach, albo jak miała za dobry humor i zebrało się jej na jakieś głupie żarcki. W tym drugim przypadku zawsze się jednak poprawiała i mówiła całą prawdę. Głaskać, to oczywiście, gdyby pozwolił, to mogłaby to robić godzinami.
-Miło poznać szanownego panicza.
Znów lekko skłoniła głowę i podeszła bliżej. Zaczęła się rozglądać po wierzchach najbliższych szafek. Szukała jakichś kamyków, w ostateczności kartek bądź innych małych przedmiotów, które nikomu by się nie przydały i mogłaby sobie z nich zrobić użytek, ale nie znalazła. Usłyszała przyjaciela, uśmiechnęła się, spojrzała na niego, a po chwili uśmiech zniknął. Odprowadziła go wzrokiem na tyle, na ile mogła. Zamrugała kilka razy oczyskami. Wiedziała, że wielu przedstawicieli jej rasy potrafi mieć wahanki nastrojów, sama je często miała. Zaczęła myśleć, że to przez nią, ale szybko odgoniła te myśli. Znowu zaczęła szukać, tym razem we wnętrzu najbliższej szafki. Oprócz szklanek, filiżanek i kubeczków nie widziała nic szczególnego. Kiedy Bart walnął pięścią o ścianę, podskoczyła przestraszona, a głowa zniknęła w kapeluszu. Odwróciła się mniej więcej w jego stronę i zaczęła próby zdjęcia nakrycia głowy.
-Nie jesteś do niczego. Każdy jest... do czegoś.
Wreszcie udało się jej zdjąć kapelusz, co niestety przypłaciła walnięciem się głową o szafkę, ale najwidoczniej jej to w ogóle nie przeszkodziło w ponowieniu poszukiwań, tym razem w szafce obok. Znalazła kilka kamyczków, które kiedyś sobie przyniosła, położyła je na talerzyk i lekko dotknęła. Kamyczki przemieniły się w herbatniki. Tahi odwróciła się w stronę, gdzie przed chwilą jeszcze stał pół kot, ale go nie zobaczyła. Wzruszyła lekko ramionami. Wzięła jednego herbatnika, sprawdziła, czy są dobre, a gdy uznała, że smakują jak zawsze, czyli dobrze, wyjęła filiżankę i postawiła ją obok talerza. Z kapelusza wyjęła czajniczek, dotknęła jego boku. Był idealnie ciepły. Nalała z niego herbaty do wyjętej filiżanki, a następnie schowała czajniczek do kapelusza. Wzięła naczynie i herbatniki, ruszyła w kierunku schodów. Również skierowała swoje kroki do pokoju pana domu, ale nie po to, żeby przepraszać czy zawracać głowę. Weszła do pokoju, podeszła do kapelusznika i wręczyła mu filiżankę herbaty oraz talerz z herbatnikami.
-Nie smuć się, bo padać będzie.
Pogłaskała go po ramieniu i zrobiła w tył zwrot. Wyszła z pokoju, a kiedy mijała Barta, uśmiechnęła się doń delikatnie, zamknęła za sobą drzwi. Poszła do swojego pokoju, nie będzie im przeszkadzać. Usiadła przy pianinie, które było tu na jej prośbę i cicho zaczęła grać dość smutną melodię. Starała się grać na tyle cicho, żeby nie przeszkadzać kotowatemu i kapelusznikowi.
Po jakimś czasie się po prostu zebrała i wywiała z pokoju. Po cichu zeszła na dół, założyła buty i wylazła z domu. Nie lubiła siedzieć za długo w jednym miejscu.