To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Mroczne Zaułki - Zniczczone Grobowce

Anonymous - 27 Maj 2012, 19:48

Słysząc huk odwrócił głowę w stronę kocura i westchnął widząc jego obskurne cielsko rozłożone pośród butelek.
- Cara - zaczął łagodne, znów spoglądając na dziewczynkę. - Nie możemy sprowadzać do domu każdego zabłąkane kotka jakie spotkamy - jakkolwiek irracjonalnie brzmiałoby to określenie, gdy wziąć pod uwagę tego konkretnego "kotka".
- Ale braciszku! - okrągłe oczy spojrzały na niego prosząco z dołu, a rumiane policzki napuszyły się na podobieństwo uroczych cherubinków... I jak tu odmówić takiej oazie słodyczy? Spróbuj. A ogłuchniesz od wrzasków i pazurkami wydłubie ci oczy...
Westchnął, najwyraźniej poddając się i podchodząc do kocura, podniósł go z ziemi za fraki.
- Powiedź mi... Jak cię zwą?

Anonymous - 27 Maj 2012, 19:59

Od razu "obskurne"! Bast sobie wyprasza! Może nie jest najczystszy i nie pachnie najpiękniej, ale z pewnością nie jest obskurny (a przynajmniej sobie to wmawia). Tak, brakowało tylko nazywania go "zbłąkanym kotkiem" do kolekcji.
Prychnął ze złością, mozolnie podejmując próby podniesienia się z ziemi. W wyniku prób owych rozorał sobie brzeg lewej dłoni kawałkiem szkła, a skończyło się tak, że podniosły go dopiero łapska tego obcego faceta, którego wcale nie powinno tu być. Ani trochę. Niech zabiera tą swoją dziewuszkę i się stąd wynoszą!
-Nie twój zawszony interes, koleś! - warknął, butnie spoglądając mu w twarz. To, że facet miał ładne oczy nic tu nie zmienia, nadal był bowiem podłym potencjalnym koto-kąpaczem, a więc wrogiem. Jak wszyscy.

Anonymous - 27 Maj 2012, 20:52

Uniósł brew, spoglądając na niego ze znudzeniem. Albo po prostu bez wyrazu. W każdym bądź razie prychanie nie robiło na nim jakiegoś szczególnego wrażenia...
Jedną dłonią wciąż trzymając go za koszulę, co by mu nie uciekł, wolną uchwycił delikatnie jego podbródek i uniósł mu lekko głowę, żeby mógł się lepiej przyjrzeć jego twarzy..
- Jak uważasz... - mruknął, przesuwając kciukiem po nieogolonym policzku. - Mam jednak nadzieję, że nie masz wesz... Albo pcheł... Czy innego robactwa.
Koleś? Co to w ogóle za język? Czy uleganie w tym wypadku Riccio to na pewno dobry pomysł? Jeżeli nauczą ją podobnych niezbyt wyszukanych słów?
Wpatrzone w niego z nadzieją oczy małej tylko utwierdziły go w przekonaniu, że bynajmniej nie ma innego wyjścia...
- Na twoim miejscu bym się cieszył... Kotku. Dostaniesz jedzenie... Coś czystego do ubrania. Będziesz mógł się wyspać. W łóżku, w naszym ciepłym mieszkaniu... Co ty na to?

Anonymous - 27 Maj 2012, 21:08

Prychając raz jeszcze, choć tym razem głośniej, odwracając gwałtownie łeb i tym samym wyrywając swój podbródek łapom faceta. Co on sobie w ogóle wyobraża?! Bast nie był bezdomnym zwierzątkiem, które tak po prostu można sobie wziąć z ulicy i przygarnąć! Spróbował odepchnąć go od siebie, choć pewnie na niewiele się to zdało, biorąc pod uwagę różnicę ich gabarytów.
-Nigdzie z wami nie pójdę! - rzucił opryskliwie, wyrywając się dalej zawzięcie - Zostaw mnie w spokoju, do ciężkiej cholery! Odbiło ci, czy jak?!
A pchły? Jasne, że miał, ale akurat tego faceta zupełnie nie powinno to obchodzić! W ogóle nikogo nie powinno i zwykle też nie obchodziło. I bardzo dobrze! Po co ten napuszony bałwan psuje schemat? Niech zajmie się lepiej wychowywaniem tej rozpieszczonej smarkuli, bo zdecydowanie na zbyt dużo jej pozwala.

Anonymous - 27 Maj 2012, 21:24

-Widzisz, Cara? - zwrócił się do małej, wciąż jednak przytrzymując Basta na tyle mocno, by mu się nie wyrwał i gdzieś nie czmychnął. Riccio niewątpliwie pobiegłaby za nim. To było aż nazbyt pewne. Mała potrafiła być niezwykle uparta, zwłaszcza, gdy chciała dostać coś, czego mieć nie mogła... A jemu się nie uśmiechało biegać za tą dwójką. - Kotek wcale nie chce z nami pójść.
- Braciszku! Przecież my nie możemy go tutaj zostawić - proszące oczy przeniosły się z czarnowłosego mężczyzny bezpośrednio na samego kocura, a Marionetka podeszła bliżej i uchwyciła dłoń Basta w swoje malutkie, delikatne, drewniane dłonie.
- Kotku. Nie bądź zły. Czemu nie chcesz z nami pójść? - malinowe wargi rozciągnęły się w uroczym uśmiechu. - Porozmawiam z braciszkiem i będziesz miał swój własny pokój. Co ty na to? I pełno zabawek! I... Kocimiętki...? Co lubią takie kotki jak ty? Wiktor na pewno da ci wszystko o co poprosisz. Ja zawsze dostaję tyle czekolady ile chcę... Chcesz czekolady?
Dziecięce postrzeganie świata było często takie niewinne...

Anonymous - 27 Maj 2012, 21:50

Bast już zamierzał przejść do gryzienia i drapania trzymającego go delikwenta, kiedy dziewczynka postanowiła złapać go za rękę. Zdziwiony działaniem owym, raptownie obrócił głowę by na nią spojrzeć. Była taka śliczna... Prawie tak bardzo jak... Nieważne. Zmrużył oczy, wpatrując się w nią z uporem. Przecież z nimi nie pójdzie! Na pewno nie po dobroci, a zmusić go nie zmuszą!
Cholera, ona naprawdę chciała, żeby z nimi poszedł. Nawet jeśli to był tylko dziecięcy kaprys, to... Nikt nigdy wcześniej nie chciał Basta wziąć do domu. Jego ogólnie nikt nigdy nie chciał.
Rzucił facetowi krótkie spojrzenie z ukosa, by zaraz znów wrócić do dziewczynki. Ostatecznie wbił spojrzenie w okolice swoich brudnych stóp i nawet schował wyciągnięte gdzieś po drodze pazury.
-Bast. - mruknął niezbyt wyraźnie - Nazywam się Bast.
Nie, wcale się jeszcze nie zgodził z nimi iść! Po prostu się przedstawił... Tylko tyle!

Anonymous - 27 Maj 2012, 22:17

Mała rozpromieniła się w sekundę, a Wiktor puścił kocura. Wciąż był jednak gotowy jakoś zareagować, gdyby Bast chciał zwiać, chociaż jego refleks zapewne nijak się miał do zwinności kota, jaką mógł poszczycić się chłopak. Na szczęście jak na razie nie zapowiadało się, by chciał wiać.
- Ja jestem Riccio - mała przyjaźnie uścisnęła bastowską dłoń i dygnęła z gracją.
Wiktor spojrzał na nią i uśmiechnął się z uczuciem. Uczuciem na prawdę godnym starszego brata, a może wręcz ojca, gdy ten z dumą patrzy na swoje dziecko.
- A to jest mój braciszek, Wiktor - czarnowłosy znów zwrócił swoje oczy na chłopaka. Swoje smutne miodowe oczy, mimo iż delikatny uśmiech wciąż błądził po wąskich wargach. - Bardzo miło cię poznać, Dachowcu Baście.
Nawet sam Marionetkarz zsunął z prawej dłoni rękawiczkę i wyciągnął ją w stronę Basta. Dłoń, nie rękawiczkę. Nonszalancko podał mu dłoń by dokonać pełnej prezentacji. Rzeczywiście, ta dwójka prezentowała się razem niezwykle... Niezwyczajnie.
- Spokojnie mój drogi. Nie chcemy ci zrobić nic złego. Słowo Marionetkarza - Wiktor skłonił przed nim lekko głowę, lecz zanim Bast w ogóle mógł jakkolwiek zareagować, został pociągnięty przez Marionetkowe dziecko w kierunku zapewne prowadzącym do ich domku.

Anonymous - 27 Maj 2012, 22:36

O ile Riccio Bast rękę podał, o tyle na tą należącą do Marionetkarza spojrzał tylko mrużąc groźnie ślepia. Nawet mu się nie śniło bratać z tym kolesiem! Za nic w świecie! W ogóle to ten cały Wiktor wyglądał jak rasowy psychopata. Kocur nie zamierzał dać się podejść tak łatwo. I wcale nie było mu miło go poznawać. O. A co do tego całego dawania słowa... Po tym nie ufał mu jeszcze bardziej niż dotąd. Prychnął więc tylko cicho i przestąpił z nogi na nogę. Co teraz..?
Zanim zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, złotowłosa panienka zdecydowała za niego i już ciągnięty był w nieznanym sobie kierunku. Gdzieś daleko, poza cmentarz. Odruchowo położył uszy po sobie, czując jak gdzieś w jego wnętrzu narasta strach. Natychmiast pożałował, że w ogóle odezwał się do tej dziwacznej parki. Tu miał swój nagrobek i uzbierane butelki po alkoholu... Tu był bezpieczny. A tam..? Gdziekolwiek by to "tam" nie było.
Chciał wyrwać się i uciec, ale drobna dłoń dziewczynki trzymała go mocno. Pytanie tylko, czy to faktycznie ona miała tyle siły, by bez większych trudności ciągnąć za sobą przestraszonego kota, czy to jednak on w głębi duszy pragnął z nią iść.

>zt.<

Anonymous - 1 Sierpień 2012, 21:23

Mroczna atmosfera, ciemność otulająca wszelkie zakamarki, mgiełka owijająca się wokół kostek wędrowców i ciągnąca ich ku grobowcom. Kapeluszniczka pławiła się w tym cieniu. Drżała z podniecenia na myśl o bliskości tej czerni, licznych krwiożerczych bestyjek chowających się po kątach, trupów porozrywanych na kawałki i porozrzucanych na ziemi, które deptają nieuważne stopy, oraz owych umoszczonych wygodnie w trumnach, acz również zżartych zgnilizną... Zerknęła w dół, natykając się na purpurę, kłębiastą i wilgotną. Nigdy jakoś nie przepadała za mgłami. Aczkolwiek w nastrój się niebywale wpasowywały. Właściwie w tym miejscu obyłoby się bez nich, prawda? Postąpiła kilka kroków do przodu, by wzrokiem ponownie odnaleźć najbliższy grób. No proszę, jest. Ciekawe, kto tu spoczął. Pewnie niezbyt mu wygodnie, no i rzadko wychodzi na dwór, nie, nie z oczywistych powodów, lecz z takich, iż otoczenie nie wydaje się zbyt komfortowe.
Poprawiła kitel, zsuwający się z ramion. Miała szczęście do tego wszystkiego, włosy również wyślizgiwały się z jako takiego ładu, czyli koka. Prychnęła niezadowolona, po czym poczęła rozglądać się już za żywą duszą. Prawdę mówiąc trochę liczyła na jakąś kupkę kości utrzymywaną przy namiastce życia poprzez magię, która radośnie wita podróżnych, ale raczej nic z tego, no cóż, tak już bywa.
Bezowocne poszukiwania, westchnięcie wyrwało się z jej piersi. Są takie momenty, kiedy i najzagorzalszy samotnik liczy na czyjeś towarzystwo, acz Jeanelle nie była nawet samotniczką. Czyżby nikt nie zapuszczał się w te strony, bowiem okolica nie zachęca? Ponoć budzi grozę, przyprawia o palpitację serca, a tu nic wielkiego. Hm...
Umościła się wygodnie wśród mgły, bezczelnie oparłszy nie za bardzo wygodnie plecy o kamień. Żywiła nadzieję, iż zmarły tu leżący nie będzie miał jej tego za złe.
Czuła się trochę dziwnie bez swojego cylindra. Znów go najpewniej zapodziała, nieuważna Zoe. Podwinęła kolana pod brodę. W innych okolicznościach zajęłaby się czymś pasjonującym, ale do tego potrzebowała kapelusza. Mogła napchać sobie kieszenie fartucha czym popadnie, nie pomyślała o tym... No więc poczęła nucić smętną piosenkę, niczym jakaś zbłąkana mara na cmentarzu.

Anonymous - 2 Sierpień 2012, 22:44

Zmęczona już zmierzaniem do swego domku Monique postanowiła wybrać drogę na skróty. Często ją wybierała, najczęściej z powodu, iż to też było jedno z jej ulubionych miejsc. Kochała ciemność i przenoszącą w powietrzu manie grozy. Upajała się tym, rozkoszowała każdym dźwiękiem łamanych gałęzi, wyobrażając sobie krzyk ofiary jakoby były to ów przewidzianej kości. Zbyt szybko nie zamierzała też spocząć w objęciach Morfeusza po bardzo przyjemnym spotkaniu z jej osobistym katem. Czyżby nadal od narodzin figurowała na listach Ciernistych Egzekutorów, ani na chwile nie przestała być brana pod uwagę jako zdrajca? Czemu też właśnie ona? Po dłuższej chwili jej oczom ukazały się spragnione towarzystwa grobowce, owite gęstą mgłą, która panoszyła się już u kostek dziewczęcia. Widocznie powoli zaczynała się unosić, gdyż dopiero co przybywająca postać miała na sobie typowo kobiece obuwie, unoszące ją ponad normę jej stanu ku zakończeniu dojrzewania fizycznego. Szła nadal zapominając o zmęczeniu rozkoszując się świstem wiatru, który unosił dawno niesłyszane jęki męczeństwa. Nie była pewna czy towarzyszy jej tu ktoś, oprócz zgraji najróżniejszych zjaw, duchów i ciał zachodzących wonią zgnilizny. Wyobrażając sobie ich tortury, kanibalistyczne zapędy, oraz różnego rodzaju nekrofilie, czuła się spełniona. Gdyby nie byłoby tu tak cholernie zimno, a ona nie była tak człowiecza, zapewne byłby to jej jedyny dom. Bez dachu, szlaku, ale też innych dobijających ją swą głupotą istot. Szła wzdłuż rozmaitych grobowców, co jakiś czas rzucając pobłażliwe spojrzenia, aż jedno wyrwało ją z tego rytuału. Nie wyczuła nawet, że jakaś postać bezczelnie dała się prawie, że ominąć przez Moon. Naprawdę ten sen wykończył też zmysły wariatki. Cienie to okropne istoty, powinno się je wyeliminować, a już na pewno tego, który czyhał na życie różowowłosej kapelusznicy. Co to byłby za teatr, gdyby ona zginęła jako ofiara? Jakby to ona miała oprawcę, a nie nim była? Ofiarowała postać pogardliwym wzrokiem po czym ruszała na prost całkowicie ją ignorując. Niby wyglądała jak dziecko... Mon nie miała zamiaru zabawiać szczeniaka swym towarzystwem. Nie obchodziło ją jakiej ona może być rasy, lecz czuła jakieś powiązanie z nią, jednak zignorowała swoje wewnętrzne przeczucie. Po chwili nachyliła się i zdjęła szpilki. Tak zmęczona to po spaniu jeszcze nie była, niech go szlag! Za jaki czas miała nadzieję dotrzeć do siebie po tej średnio przyjemnej drzemce na plaży u podnóża klifu morza łez.
Anonymous - 3 Sierpień 2012, 18:02

W najlepsze nuciła sobie dalej, a wargi poruszały się niemalże bezgłośnie, powtarzając znane sobie słówka. Przymknęła ślepia. Śweżo umarły, biedaczek, został wyrwany z grobu i zmiażdżył palcami ledwie muśniętymi zgnilizną chudawy karczek ukochanej, by następnie pogrążyć się w rozpaczy i hustać z pętlą na szyi, z zapalczywością dążyć do śmierci. Na misternych sznureczkach stwórcy, niby szkaradna, osobliwa marionetka, kołysząc się w rytm piosenki, która tyczyła się jego życia po śmierci... Nieznaczny uśmiech wstąpił na jej twarzyczkę, niby jakiegoś szaleńca. Brakowało tylko opętańczego śmiechu do kompletu...
Wtem drgnęła, poczuwszy nagle czyjąś obecność. Urwała swą melodię, usta stały się bez wyrazu. Nie słyszała żadnego charakterystycznego klekotania kości, czym mogłaby ujawniać swą obecność nadmieniona kupka kości, musiał więc to być trup powlekany cielskiem bądź człowiek. Przekrzywiła głowę, a wraz z tym ze wstążeczki wiążącej włosy wyswobodziła się nader przydługa i nieco nierówna grzywka. Przyjrzała się nieznajomej z uwagą. Kapelusz. A więc natrafiła na Kapeluszniczkę, czy nie tak? Do tego z dziwacznymi różowymi włosami. Strój pozwalałby się wtopić w ciemność, gdyby nie ich kolor.
Ani trochę nie obruszyła się pogardliwym spojrzeniem. Jej natomiast było przesączone zwyczajową ciekawością. Wnioskując po takim zachowaniu, Monique chyba nie miała ochoty na rozmowę. Aczkolwiek Jeanelle również się do tego nazbytnio nie paliła, w końcu to zmąciłoby tę idealną ciszę, ciszę, która nosiła na sobie cudowne znamiona agonii rezydentów owych grobów i nie tylko. Wprawdzie sama ośmielała się ją przerywać swoim nuceniem, lecz wydało jej się, iż ono dosyć wpasowuje się w ów ponury nastrój. Dostatecznie, to dobre słowo.
Właściwie sama się prosiła o towarzystwo, należy więc korzystać. Na razie jednakże raczyła się dalszą obserwacją.
Dopiero, gdy Mon zdjęła szpilki, rzucił się w oczy Zoe pewien niezbyt istotny fakt, mianowicie jej wzrost. Obnażone stopy przypadkiem jej nie marzły? Można nadzwyczaj łatwo nabawić się przeziębienia. Może warto zwrócić jej na to uwagę? Och, nie, to zachodziłoby na próbę nawiązania konwersacji... A zresztą. Podniosła się i otrzepała, ni to z niewidzialnych kurzowych pyłków, ni z maleńkich grudek wilgotnej ziemi. Splotła dłonie i, perfidnie z tego korzystając, kitel zsunął się, na co jego właścicielka ponownie prychnęła jak kotka u zaczątków złości, acz odpuściła sobie jego poprawienie. Momentalnie wzrok Jeanelle nie mógł oderwać się od purpury przemykającej u nóg, dopiero po chwili skupiła się na potencjalnej rozmówczyni.
- Wydajesz się czymś strapiona - odezwała się, a szczupły palec wycelował w postać w gotyckiej sukieneczce. - Raczej nie atmosferą tego miejsca, czyż nie? - wymruczała, zastanawiając się na głos, po czym opuściła rękę i zakołysała się na piętach niczym oryginalne potaknięcie samej sobie.

Anonymous - 6 Sierpień 2012, 13:23

Ciemność, przyjemna woń w powietrzu, mgła i zwykłe wyobrażenie cierpienia osób tu leżących. To napawało ją energią. Agonia wprost wisiała w powietrzu, a jej przypominały się krzyki ofiar nad którymi znęcała się bez poczucia winy. Nie była przecież pustym człowiekiem, który wierzył w słowo Boże, miał nadzieję na dobrą egzystencję z innymi, oraz słuchał się narzuconych mu reguł by nie zostać ukaranym. Co uwielbiała w Krainie Luster? Wolność -brak zakazów, policji czy jakiś wierzeń by podbudować swój cel życiowy. Śmierć była tutaj na porządku dziennym i nie przez kostuchę, która przyszła w progi, bo komuś skończył się czas. Nie, tu większość ludności ginęła przez morderstwa lub samobójstwa. To było wspaniałe. W każdej chwili mogłeś natrafić na jakieś zwłoki z których toczyła się ostatnia strużka krwi. Mon potrzebowała by teraz takiej sytuacji, aby się podbudować, by zyskać siły na łowy. Teraz nawet nie miała na nie ochoty przez wyczerpanie fizyczne i naderwanie zdrowia psychicznego. Ktoś chyba miał zszargane nerwy nie?
Kroczyła w takim stanie swym ukochanym miejscem, nie zatrzymując się przy żadnym grobie. Nie znała tych ludzi,czy stworzeń, więc po co to jej by było? Niestety musiała też natrafić na kogoś żywego. Nie uśmiechało jej się to zbytnio, na żadne wymiany zdań miała nadzieję, że się nie zapowiadało, bo jej chęć ku temu była oczywiście nikła. Rzucić się na nią też nie mogła, więc liczyła na ignorancję ze strony dziewczęcia. Gdy już ją mijała czuła zaciekawiony wzrok na siebie. Plus te nucenie... czy ona chciała sprowokować Pannę de Foresta? Przerywała spokój zmarłym i spokój Monique. Chwilę później niewdzięczna jeszcze postanowiła ją zaczepić. Ta słysząc te słowa przystanęła i westchnęła jakoby zrezygnowana.
-Absurd moja droga...I na pewno nie tą cudowną atmosferą, którą psujesz. - powiedziała spokojnie swoim słodkim głosikiem, lecz ze wyczuwalną złośliwością akcentując koniec wypowiedzi. Czyżby chciała ukazać swoje niezadowolenie o te głupi rozpoczęcie rozmowy? Ukazanie jakby się martwiła inną człekopodobną istotą, którą przez swój niefart napotkała? Śmieszne. Mijając ją nie zaszczyciła jej nawet spojrzeniem. Nie była zainteresowana obserwacją osoby z której nie miała by frajdy podczas zabijania. Nie wiedziała, więc jak wygląda irytująca ją już na wstępie rozmówczyni, Ani jak też jest ubrana. Monique nie była ciekawska,a już na pewno nie była świadoma, że ta osóbka należy do jej rasy. Nie była przecież nawet w zasegu jej wzroku kapelusza, gdy obarczyła ją krótkim spojrzeniem obrazującym jej pogardę do innego istnienia, które plącze jej się pod nogami, gdy sobie tego nie życzy.

Anonymous - 8 Sierpień 2012, 19:32

Chyba pewna ich cząsteczka była, przynajmniej nieco, zbliżona do siebie. W końcu nie na co dzień zdarza się zamiłowanie do trupów, ciemności, agonii i samej śmierci, różnie właściwie może zostać interpretowana ta ostatnia, no ale. Jeanelle natomiast towarzystwo tego wszystkiego nie napawało energią, a zwyczajnie dobrym humorem oraz dawało materiał na ociekające radością przemyślenia, których pewnie ktoś inny prędzej by się zlękł, niż nimi zachwycił. Lecz, powracając do pannicy i drugiej Kapeluszniczki, na pewno miały odmienny powód, źródło tych niezbyt zdrowych zapędów... W kwestii częstego pojawiania się zwłok w Lustrzanej Krainie, to niekoniecznie tak dobrze, wszak ich ilość o czymś istotnym świadczy, nie? A prócz tego nie składa się na poprawę zdania o tym magicznym świecie w przypadku przede wszystkim istot ociemniałych, to jest ludzi prawidłowych.
Kiedy Mon przystanęła, tęczowowłosa opuściła rękę. Przynajmniej nie została zignorowana, to już powód do satysfakcji. Może obca nie miała na tyle zszarganych nerw, jak początkowo można by podejrzewać... Inna sprawa, ten przesłodzony ton w połączeniu z uroczym akcentem na koniec. Oj, panienka w złym humorze, ale to chyba nie zniechęcało Zoe na tyle, ażeby rozmowę przerwać. Poza tym przerywają persony niegrzeczne.
- Cudowną, którą psujesz... - przesylabowała, jakby z lekką odrazą muskając koniuszkiem języka te słowa i również z nieznaczną obawą, iż jeszcze się nimi zakrztusi. Wzruszyła ramionami, zupełnie nie rozumiejąc tych bezpodstawnych oskarżeń.
- Nie, nie psuję - oznajmiła z obojętnym wyrazem twarzy, tonem, jakby stwierdzała najoczywistszą rzecz w świecie. Chociaż, może ta różowowłosa osóbka wymyśliła sobie jakieś rzekome podstawy? Jeżeli już to właśnie ona, zdaniem Zoe, psuła atmosferę, choć darowała sobie nadmienienie owej opinii nieznajomej, jeszcze by ta wzięła to zanadto do siebie. Z tego wynikłby niepotrzebny konflikt, prawda? A Kapeluszniczka nie przepadała za nimi.
Uniosła nieznacznie kąciki ust z leciutką pobłażliwością dla tej pogardy, którą niemal dyszała rozmówczyni. Wątpliwe, czy to podejście zmieniłoby się, gdyby Monique wiedziała, że ma do czynienia z najprawdziwszą członkinią swej rasy. A może Kapelusznicy byli bardzo w stosunku do siebie życzliwi? Och, raczej nie, wprawdzie nie miała o tym pojęcia, ale już doświadczyła "życzliwości" od jednego ze swoich. O czym jej perfidnie nie poinformowano, tak jak Jeanelle na wstępie nie mówiła o tym różowej... Znów zakołysała się na piętach, nie wykazując większego zainteresowania Mon. Obecnie zaskarbił je sobie jeden z grobowców, który maźnięto szkarłatną substancją niczym subtelnym pędzelkiem wytaplanym we krwi. Chyba była raczej świeża, ale kto tam wie. Czy aby ktoś konał niedaleko i uprzątnięto jego szczątki? A może rozerwały go zębiska jakiejś bestii? A może po prostu trochę chlusnęło z pechowego człeka?

42 - 28 Grudzień 2012, 23:23

-Parszywe miejsce. Że też akurat tutaj musiało nas przywiać.- Wysoka postać mężczyzny o okaleczonej twarzy wyłoniła się nagle z purpurowej mgły rozglądając się wokół i szczelniej opatulając wygniecionym płaszczem laboratoryjnym który nosiła na grzbiecie. -Lepiej żeby nikt nas tak nie zastał. Biorąc pod uwagę moją facjatę i cały ten cmentarny bajzel ktoś uzna, że trupy nie chcą grzecznie leżeć i wyczołgałem się z grobu. Co tam burczysz? Bardzo zabawne, nawet jakbym chciał tańczyć na grobach to wątpię czy ostała się choć jedna cała płyta. Timor mortis najwyraźniej non conturbat tamtych przeklętych ścierwojadów. Co? Że sam, żem ścierwojad? Raz mi się zdarzyło. I maligna zmąciła mi umysł, to się nie liczy.- Perorował nie wiadomo z kim nieznajomy idąc cmentarną alejką okazjonalnie zatrzymując się przy szczątkach nagrobków próbując odczytać epitafia.

-"Kochający mąż i ojciec. Zjedliśmy go i zakopaliśmy tu jego kości"- Przeczytał na głos mrużąc żółte połyskliwe oczy. -Urocze. Zabierajmy się stąd a co rychlej. Jakieś pomysły w którą stronę?- Zapytał zamierając w miejscu i rozglądając się po okolicy z niewielkiego wzniesienia jakie stanowił malutki kurhanik znajdujący się pod jego stopami.

Anonymous - 29 Grudzień 2012, 00:23

Monique chciała uniknąć tej konwersacji. Irytujące dziewczę jednak nawet po postawie kapelusznicy wyrażające niechęć do jej osoby, oraz ukazaną wręcz odrazę do jej zachowania, nie chciała ustąpić. Pięści Mon zacisnęły się nagle, lecz po chwili jej palce nie trzymały się w ścisku.
-Nie warto - mruknęła niemrawo sama do siebie. Mogłaby ją zabić, ale... po co? Nie miała dziś ochoty się przemęczać fizycznie, a jej psychika przecież od jakiegoś czasu szwankowała. Myśl o własnej śmierci nie napawała entuzjazmem. Fakt, że się przejęła koszmarem też nie. Pozostawało tylko pytanie. Puść za tydzień na tą plażę? Spotkać oko w oko ze swoim domniemanym mordercą? Może jednak to tylko pic na wodę, a Róża wcale jeszcze nie wysłała za nią egzekutora? Nie była przecież nikim ważnym, nie zagrażała jeszcze tej organizacji. Po prostu była niewygodna, znienawidzona. Jednak czy pochodzenie naprawdę odgrywało tak wielką rolę? Tak samo jak chęć przystąpienia do wrogiej organizacji? Jednak zagrażała na razie tylko tym, którzy ją irytowali, więc w czym problem by chcieć ją zlikwidować? Stała, stała, stała. Ruszyła się. Teraz już na nic byłaby jakiekolwiek słowa obcej dziewczyny. Niech sobie dalej coś nuci, ona miała zamiar to zignorować. Coraz słabiej też odczuwała jej obecność z oddaleniem się. Dziewucha nie ruszyła za nią. Jedno utrapienie mniej. De Foresta ruszyła przed siebie. Widok nagrobków wcale nie poprawiał jej humoru. Zapewne przez to natrętne ,, coś'' , które irytowało ją z dobre 2 minuty. Zniszczyła jej nostalgie, która była wywoływana w niej dzięki temu miejscu. Au revoir mes souvenirs de ce lieu. Pogoda stawała się coraz gorsza. Zerwał się wiatr, co Monique nie było na rękę. Jej włosy zamiast falować w powietrzu zachowywały się niczym stado spłoszonych żyjątek wchodząc jej w oczy i ciągnąc głowę ku niebu. Z wypisanym na twarzy grymasem spojrzała na zachmurzenie, dalej jednak kroczyła nie bacząc przed siebie. Nie odczuwała niczyjej obecności, albo może nie chciała?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group