Anonymous - 21 Maj 2011, 19:40 Rose ocknęła się w dziwnym miejscu. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to ciemne, czarne niebo. Wszędzie naokoło stały latarnie wykonane z dyń, rzucające pomarańczowe światło na okolicę. Ulicą spacerowało sporo.. istot, tak je nazwijmy w dziwacznych przebraniach czy kostiumach. Większość przechodziła i ignorowała ją, jednak zauważyła parę przebierańców, która zatrzymała się i wskazywała na nią palcem. Gdy tylko czerwonowłosa się poruszyła, uciekli zawstydzeni.
Rose złapała się za głowe i jęknęła cicho z dwóch pododów. Pierwszym był ból głowy i senność, oraz ogólne osłabienie które było oczywistym skutkiem zostania wyssaną przez Cień. Drugim był palący ból na wnętrzu ręki, którą dotknęła głowy. Spojrzała na nią i zobaczyła tam krwawy znak karo, już nieco zakrzepły. Ze wściekłością zerwała rękawiczkę, krzycząc przy tym gdy materiał oderwał się od rany i zobaczyła to, czego się obawiała - krwawą pamiątkę po jej przygodzie z arlekinką. Zacisnęła pięść, a właściwie zacisnęła pozostałości palców, tworząc coś, co bardziej przypominało kończynę chwytną robota. Opanowała się jednak i wstała, z niejakim trudem.
Kręciło jej się w głowie na potęgę, a w mózgu myśli wirowały i budziły się nawzajem. Zatoczyła się raz czy dwa, jednak z pewnym wysiłkiem zdołała utrzymać się na nogach. Włosy opadały jej na twarz i zasłaniały ją przed ciekawskimi spojrzeniami przechodniów. Wolną ręką, tą zranioną ostrożnie nasunęła kapelusz solidniej na głowę i podpierając się o ściane ruszyła przed siebie, aby tylko wyjść z tego miasteczka, do którego przyniosła ją Harley.
Z jej kapelusza opadały stare, suche kwiaty i przez krótki czas znaczyły drogę, którą szła. Jednak, co ciekawsze, z ronda wysunęła się magicznie wstążka. Była szara, cienista a na samym środku wyhaftowane były cztery romby - znaki karo. Trzy z nich były cyjanowe, a ostatni krwistoczerwony.Anonymous - 18 Październik 2011, 20:50 Temat postu: .....Eluś szła, jak zwykle z głową w chmurach, a przed oczami widziała jedynie latające niebieskie migdały. Byłą tym tak pochłonięta, że nie 'obudziłaby' się nawet po zderzeniu z tuzinem kaczek. A z resztą, właściwie kiedy ona ostatnio byłą przytomna? I czy ktoś kto narodził się z akwarelowej plamy ma prawo kiedykolwiek wyrwać się z plątaniny własnych fantazji? W każdym razie jej spacer trwał nadal, dopóki nie weszła w coś nieprzyjemnie zimnego. Odwróciła się i nieobecnym spojrzeniem zmierzyła oddalającą się ze złośliwym uśmieszkiem, półprzezroczystą zjawę.
Myśl, myśl, my....śl, my.......... GŁÓWKUJ KOBIETO!
Wrzasnęła do siebie w myślach i usiadła na środku ścieżki, która zjawiła się nie wiadomo skąd. Wiedziała bowiem, że o czymś zapomniała, i że to coś jest bardzo ważne i jeśli tego czegoś sobie nie przypomni, będzie na siebie do końca życia zła.
Myyyyyyyyyyy.... ...ślllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllllll....... Zaraz zaraz.... wiem......, nie nie wiem. A JEDNAK! WIEDZIAŁAM!
W jednym podskoku stanęła na nogi i podreptała na nich wzdłuż dyniowych latarni.
- Na bal, na bal, na bal, na bal, na BAAAAAAAAAAAAAAAAAL! - podśpiewywała <wrzeszczała> pod nosem. Musiała znaleźć przecież jakiś kostium halloweenowy. I to szybko. W końcu jutro będzie zabawa! Chcąc jakoś spożytkować nadmiar negatywnych emocji, rozejrzałą się wokoło i pozbierała rzeczy potrzebne do skombinowania jakiegoś przebrania. Gdy i tą czynność zakończyła, ruszyła dalej przed siebie, by móc ślimaczym tempem zjawić się na umówionej zabawie. Oczywiście musi najpierw na nią trafić co będzie trochę kłopotliwe, zważając na jej naturę usposobienia. Ale nie martwcie się... Jest Elois, jest impreza!~
[z/t]Anonymous - 27 Maj 2012, 14:22 Siedząca na podniszczonej, zielonej ławeczce dziewczynka uniosła głowę do góry, gdy poczuła delikatny wiaterek wdzierajacy się w Głośną ulicę. Poczuła jego przyjemne muśnięcie na na małym nosku, policzkach, ustach. Ręce, odziane w cienkie, białe rękawiczki trzymała na kolanach i starała się wyglądać jak najbardziej niewinnie i... zwyczajnie. Choć może trudne to było dla kogoś w jej wieku, kto znalazł się w takim miejscu sam i czekał na coś, choć pewnie zatroskane matki stwierdziłyby, że to zupełnie nieodpowiedzialne i niebezpieczne. Kto mógł ją tu zostawić bez opieki?
Ulica była pusta, może dlatego, że było bardzo wcześnie, a może zawsze tu tak było? Zbliżała się powoli godzina czwarta nad ranem... Jednak pustka musiała być tylko pozorna, bo Amelia nie będąc osobą głuchą, słyszała mnóstwo chaotycznych odgłosów, które dobiegały z każdego zakamarka, zza każdego rogu, każdego budynku. Ona jedynie była tą, co odważyła się wyjść z ukrycia i usiąść w jak najbardziej widocznym miejscu. Musiała być widoczna. Jeśli chciała, by ktoś się nią zainteresował, nie mogła się chować. Nie obchodziło ją to, kto pierwszy postanowi podejść. Ważne było, by miał swój dom, pod którego dachem przez jakiś czas będzie mogła pożyć.
Wybrała to miejsce, tuż po tym, jak zgubiła swojego idola, którego to miała śledzić i odrkyć jego tajemnice. Była na siebie niesamowicie zła, ale obiecała, że znowu go odnajdzie. Teraz tylko musi znaleźć kogoś, kto zaopiekuje się nią przez jakiś czas. Nie była w końcu istotą, która potarfi żyć bez jedzenia, picia i która nigdy nie potrzebuje chwili spokoju. Poza tym przez cały czas miała swoje cele, prawda?
Spuściła gwałtownie głowę, wbijając wzrok w dłonie, kiedy usłyszała jakieś kroki. Nie mogła wyglądać zbyt pewnie. Musiała być zagubiona. Ale kroki oddaliły się tak szybko, jak pojawiły. Rozejrzała się spode łba po okolicy. Czekała tu już od ponad godziny i nikogo nie zobaczyła, prócz kilku wygłodniałych zwierząt. Ile jeszcze będzie musiała czekać?Anonymous - 27 Maj 2012, 15:17 "Jak ja tu do jasnej cholery trafiłem?" - pomyślał Alvaro, błądząc gdzieś po Dyniowym Miasteczku. O swoim położeniu zorientował się dopiero kiedy wpadł na pomysł spojrzenia w niebo. Wtedy właśnie ujrzał tylko czerń, rozświetloną setkami, tysiącami, może nawet milionami dyniowych latarni. Zatrzymał się i rozejrzał powoli, dochodząc do wniosku że przez swoje zamyślenie trafił do zupełnie nieznajomego miejsca. Zastanawianie się nad losem spotkanego wcześniej na Herbacianej Łące Francisa nie było niczym pożytecznym, a wręcz przeciwnie. Właśnie przez to panicz de Averse trafił do tego dziwacznego miejsca, gdzie niemal z każdej strony dochodziły do niego różnorakie krzyki, szepty i wycia. Nie żeby się tego bał. Bardziej go to wszystko zniesmaczało. Poza tym, czego tu się bać, kiedy w każdej chwili ma się ochronę swego rodzaju anioła stróża w postaci szóstego zmysłu? To dzięki tej zdolności białowłosy przeżył tak wiele sytuacji z przysłowiowego "ostrza noża". Działalność na wzór handlu informacjami potrafiła przysporzyć wielu kłopotów, ale jak już zostało przed chwilą wspomniane - Alvy'ego to wcale nie ruszało. Większą wagę przywiązywał do potencjalnych zagrożeń ukrytych sprytnie w niepozornych przedmiotach, osobach, czy zdarzeniach. Jak na przykład ta siedząca na poniszczonej ławce dziewczynka. Na oko można stwierdzić, że miała dziesięć, może jedenaście lat. Pierwszym i najbardziej oczywistym pytaniem było: "Co ona tu robi całkiem sama?" Może będzie mu dane się tego dowiedzieć, aczkolwiek póki co rozpiął guziki swej marynarki, aby mieć łatwiejszą drogę do sprytnie ukrytego w tajemnej kieszeni pistoletu. Możliwe iż Amelia była tylko iluzją i wcale nie było się czego obawiać, ale możliwe też że była jakimś potworem usypiającym czujność podróżników tylko po to, aby pożreć ich serca. W każdym razie trzeba było się jakoś przygotować, i tyle. Małym, ale za to pewnie bardzo ważnym szczegółem był fakt, że Arystokrata zastygł w miejscu, czekając na poczynania dziewczynki. Bo trzeba przyznać, że okropnie go ciekawiło, czy ta jakoś się poruszy, może odezwie, albo zrobi coś innego.Anonymous - 28 Maj 2012, 17:57 Jak na zawołanie, nagle znowu coś się zmieniło. Kątem oka dostrzegła jakiś ruch, jakąś postać wyraźnie zmierzającą w jej stronę. Usłyszała kroki. Czyżby jakaś potencjalna ofiara? Jeśli tak to kobieta czy mężczyzna? Dziecko czy dorosły? Człowiek czy dachowiec?
Dalej, mała, działaj... - pomyślała, po czym poderwała głowę w stronę, skąd teraz zaczęły dochodzić kroki. Ten ktoś już stał, w momencie, kiedy rzuciła na niego spojrzenie. Miał białe włosy i ubrany był w czarną marynarkę i spodnie. Na nogach pantofle, które zdradziły jego przybycie. Był wysoooooki! Oj tak, w porównaniu z nią, był wręcz wielkoludem. No i, co najważniejsze, był mężczyzną.
Kącik ust dziewczynki uniósł się ku górze, ale ukryła tą zmianę za włosami, które zasłoniły twarz, gdy ją z powrotem pochyliła. Miała wyglądać jak zagubiona dziewczynka, która zawstydzona odwraca wzrok i za bardzo nie wie co powinna robić. Miała nadzieję, iż dobrze odgrywa ta rolę.
Pozostawało teraz tylko pytanie: Czy owy mężczyzna podejdzie tu, do niej? Czy zainteresuje się na tyle, by zamienić choć słówko? Może nawet tak bardzo, że się nią zaopiekuje! Ach, cóż to by było za szczęście. Ale wszystko zależało w tej chwili od jego osobowości. To, że się zatrzymał, wskazywało na to, iż jakieś zainteresowanie wzbudziła. To dobrze. Tylko co dalej? Grając swoja rolę, nie mogła teraz nic zrobić. Małe, wystraszone, pokorne dziewczynki nie są śmiałe i wiedzą, gdzie ich miejsce. Nie mogła wiec teraz nic zrobić. Pozostało jej jedynie czekać tu dalej... Siedząc na zielonkawej ławeczce, która była na tyle wysoka, by jej buciki zwisały kilka centymetrów ponad ziemią.Anonymous - 2 Czerwiec 2012, 14:54 Odgrywanie pewnej roli przez Amelię było całkiem udane, gdyż nawet ten jakże podejrzliwy chłopak po części uwierzył w to, że jest zagubiona. Jej ruchy były tylko trochę zbyt szybkie i gwałtowne, aby uwierzyć w to do końca. Prawa dłoń białowłosego drgnęła, jakby miała już chwycić ukryty pistolet, ale Alvaro postanowił się wstrzymać od takowego ruchu. Nie było na razie potrzeby bronienia się przed tym jakże bezbronnym dzieckiem. Ale czy aby na pewno Amelia była tak bardzo bezbronna? Przecież gdyby tak, to na pewno już dawno ktoś zły zrobiłby z nią coś... złego, no bo co innego? Rogacz jeszcze przez dłuższą chwilę stał w bezruchu, obserwując zaciekle poczynania dziewczynki. Za nic by się nie domyślił, że ta istotka w głębi duszy marzy o tym, żeby ją zabrano do jakiegoś ciepłego i przytulnego miejsca, które mogłaby nazywać domem. Ale czy to jego wina? Przecież dopiero co tu przyszedł, a panienkę zobaczył pierwszy raz w swoim całkiem długim już życiu. Powoli zrobił jeden krok. Potem następny, aż w końcu takie ostrożne stąpanie zmieniło się w powolny chód w kierunku czarnowłosej. Jego wspaniały zmysł taktyczny ograniczał się w tym momencie do polegania na szóstym zmyśle, który uratuje go od wszystkiego. Nawet od małej dziewczynki, która miałaby zamienić się w wysysającego dusze potwora. Oczywiście Alvaro nie wiedział, że tak było naprawdę. Że Amelia potrafiła wysysać energię każdemu, kogo dotknie. W każdym razie, teraz dzieliło ich już tylko mniej niż pięć metrów, a panicz de Averse z ruchów obronnych wykonał tylko rozpięcie swojej marynarki.
- Nie powinnaś tu siedzieć samotnie. - powiedział cicho. I pomijając już fakt, że nie lubił mówić dużo, to teraz nie chciał mieć na sumieniu tej osóbki. Później by się pewnie zamartwiał jej losem, nie mając możliwości dowiedzenia się co z nią się stało.Anonymous - 2 Czerwiec 2012, 22:51 Kto by mógł wiedzieć, kim w rzeczywistości jest Amelia. Na świecie bywały różne istoty, tym bardziej w Krainie luster gdzie trzeba było szczególnie uważać, bo groźne potwory, czające się na nieostrożnych, przybierały zupełnie niewinne postacie. Ale bywały też takie istoty, które zostały spaczone przez życie. A takie spotkać można było po każdej stronie lustra. Jednak równie dobrze, mogła to być faktycznie bezbronna, zagubiona dziewczynka.
Podniosła głowę, kiedy ten się do niej zbliżył. Wydawał się jakiś niepewny, jakby sam nie wiedział do końca dlaczego to wszystko robi. Amelia nie wiedziała dlaczego tak dziwnie się zachowuje. Dla niej wszystko było jasne i do głowy nie przychodziły myśli, iż mężczyzna może się jej obawiać. Obrzucała go krótkimi, niepewnymi spojrzeniami. To jednak wystarczyło, by zauważyć pewną ciekawą rzecz. Jej uwagę przykuły charakterystyczne rogi na głowie, które tak ostatnio polubiła. Belial też miał rogi! Tylko, że takie większe i zakręcone. Te natomiast trochę się różniły, ale jednak... Jednak przypominały mu o tamtych, przepięknych rogach! W dodatku te również wyrastały spośród burzy białych włosów. Wydawało jej się nawet, iż zauważyła podobny kształt uszu. Taki wydłużony, jak u niej i jak u... To, to.. było niesamowite! Czyżby spotkała kogoś związanego genetycznie ze swym idolem? Otworzyła na chwilę szerzej oczy. To by dopiero było coś! Może mogłaby wyciągnąć jakieś ciekawe informacje na temat Beliala! Może nawet dowiedziałaby się gdzie teraz przebywa! Ale, ale... Póki co musiała powrócić do rzeczywistości, teraźniejszości... Musiała liczyć się też z możliwością, że to jedynie przypadek, ze tych oboje wygląda podobnie. Opanowała się prędko i miętoląc falbanę sukni odpowiedziała:
- Wiem, proszę pana. Ale... Moich rodziców nigdzie nie ma, a ja boję się gdziekolwiek sama ruszać.
Jeśli zaś chodzi o ten drobny ruch, jakim było rozpięcie marynarki, dziesięciolatka zauważyła go i zastanawiała się czy był świadomy. Bo jeśli tak, to czy na przykład... Och, jejku... Musiała przecież uważać, być czujną, bo nie każdy jest dobry lub po prostu naiwny. Niektórzy szukali takich jak ona, by ranić. Ale ona się nie bała! Nie! Czuła jedynie, że byłaby to dodatkowa atrakcja, gdyby okazało się, że już w pierwszych momentach tego spotkania będzie miała okazję i powód by zabić kolejnego z plugawego gatunku, jakim była płeć męska.Anonymous - 3 Czerwiec 2012, 10:59 Rzeczywiście, obie strony Lustra posiadały swoich spaczonych przez życie mieszkańców. Zwłaszcza ta słabsza, ludzka strona, gdzie nikt nikogo nie oszczędzał, a obłuda, zdrada i wszelkie te bardzo złe rzeczy szerzyły się na dosłownie każdym kroku. Tak czy inaczej, niepewność Alvaro którą dostrzegła Amelia była raczej odruchem czynionym podświadomie. Nikt nigdy nie wie co się może stać. Nawet jeśli szósty zmysł potrafiłby go obronić przed jednym nagłym zdarzeniem, z niego mogą wyjść kolejne, cięższe do uniknięcia. I nawet przeskok w przestrzeni go wtedy nie uratuje. Dlatego właśnie jego dłoń aż świerzbiło, żeby wyciągnąć z ukrytej kieszeni swój pistolet i wymierzyć go w dziewczynkę mówiąc "Twój strach jest słuszny". Ale nie było sensu tego robić, bo jeśli ta mała osóbka jest rzeczywiście kimś bezbronnym i zagubionym? Sytuacja była teraz ciut kłopotliwa, nieważne co kto powie. Lewa dłoń Alvaro powędrowała za głowę, ukazując lekkie zakłopotanie. "Proszę pana" brzmiało o wiele zbyt oficjalnie jak na taką rozmowę, chociaż, nie ukrywajmy, rogacz lubił takie zwroty, aczkolwiek tylko w wypadku rozmów z jakimiś personami, które były ważniejsze w tym świecie. A nie z jakąś dziesięciolatką, no błagam. Westchnąwszy cicho, Alvy przybrał dosyć poważny wyraz twarzy.
- Taa, to poniekąd słuszny tok myślenia. Ciekawe tylko, jak oni cię zgubili w takim miejscu? - spytał białowłosy "wielkolud" kierowany swoją niemal wrodzoną podejrzliwością. Nie miał zamiaru się wyluzować nawet na chwilę, będąc osobą zagrożoną. Co chwila jakieś krzyki i jęki, sygnalizujące że coś bardzo złego dzieje się nieopodal. Czerwone tęczówki spoczywały jednak na tej czarnowłosej panience, która nie wyglądała na osobę znającą jego ojca. Chociaż, z drugiej strony, wyraz twarzy który malował się u Amelii podczas oczywistego obserwowania facjaty Al'a mógł mu dać trochę do myślenia. I owszem, trochę to chłopaka zastanowiło. Ale przecież kiedy dowie się, że jego ojciec żyje, wyśmieje tego biednego Cyrkowca. De Averse widział na własne oczy, jak jego ojciec kona, jak jest grzebany pod ziemią. Wezwani specjaliści stwierdzili zgon, a takiego czegoś nie da się sfałszować, nawet toksyną spowalniającą tętno do minimum, gdzie jest ono ledwie wyczuwalne. A co jeśli... jeśli naprawdę udało się oszukać lekarzy? Czemu Belial miałby to zrobić? Uciekać od swojej rodziny? To przecież bez sensu! On nie miał żadnych wrogów, przed którymi musiałby chronić i siebie, i swoich ukochanych. A może naprawdę odszedł z tego świata, a teraz błąka się po nim jako jeden z tych dziwacznych Strachów? Alvaro miał okazję kilka z nich spotkać i były to bardzo dziwaczne istoty. Jedne narzekały, że przed śmiercią były kimś zupełnie innym, inne opowiadały jak bardzo kochają swoje zamki... Ciekawe, jakim rodzajem takowej istoty stałby się Belial?Anonymous - 3 Czerwiec 2012, 19:43 Nie był miły. Jak to oni. Dziewczynce nie spodobał się sposób jego zachowania. Wiedziała, że może wynikać z sytuacji, która mogła być niezręczna. Być może na co dzień zachowuje się inaczej. Amelia jednak uważała, że tym bardziej nieznajomym, którzy przecież jeszcze się tobie nie narazili, należał się jakiś... specjalny rodzaj traktowania. To znaczy, ze po prostu trzeba być miłym dla nich. Miłym i kulturalnym! No ale... Na świecie bywały różne podziały. A z tych podziałów wynikały zasady, obowiązujące różne osoby. Jedna z takich zasad, mówiła, iż dorosły - co jasne - jest ponad dzieckiem. Tak więc, to dziecko musiało bardziej pilnować się i stosownie zachowywać wobec tego drugiego. Dorosły mógł właściwie robić co chciał. Reguły co do zachowywania wobec dzieci... To wynikało raczej z jego kultury osobistej, jego charakteru itp. No ale... Warto też wspomnieć, ze nie wszyscy przejmowali się takimi rzeczami, jak to co wypada, a co nie. Dziesięciolatka w tej chwili musiała i wykorzystywała całą swoją wiedzę na temat odpowiedniego zachowania, którego nauczyła ją daaaawno temu matka. Z tym łączyło się odpowiednie zwracanie.
- Moi rodzice często przyjeżdżają tu ze mną, załatwiać jakieś sprawy. - skłamała, mówiąc cicho. - Strasznie mi się nudziło, kiedy oboje rozmawiali z jakimś mężczyzną. Więc wyszłam na dwór. Biegł tutaj taki śliczny, mały piesek. - wskazała jedną ręką w stronę jednego z budynków - Więc pobiegłam za nim! Ale... Teraz nie wiem jak wrócić. Już bardzo długo tu jestem.
Spuściła głowę i zerknęła nie tego wielkiego, mężczyznę, który był tak podobny do Beliala. Tak, zapewne ciężko byłoby mu uwierzyć, gdyby dowiedział, się, że jego ojciec żyje. Pewnie nie wierzyłby w to co mówi Amelia, gdyby doszło do rozmowy na jego temat. Ach, ale gdyby jednak. To by dopiero było ciekawe! Dziewczynka cicho miała nawet nadzieję, ze tak jest. Tylko teraz skupiała się bardziej na tym, by nie popełnić żadnej gafy, by Alvaro uwierzył, iż jest dziewczynką potrzebującą pomocy. A to w jego przypadku mogło okazać się dość trudne. Dlatego w razie czego, gotowała się na wyjście ostateczne.Anonymous - 6 Czerwiec 2012, 14:00 Kolejny krzyk. Ale nie taki zwykły, jakie się słyszy w większości przypadków. Ten tutaj przypomniał rogaczowi oba najboleśniejsze dni w jego życiu. Pierwszy, kiedy na zawsze opuścił go ojciec, drugi, gdy matka postanowiła pójść w ślady swego ukochanego. Dokładnie w ten sposób krzyczał mały Alvek, który nigdy nie potrafił do końca się pogodzić z wyborami jego rodziców. Bo Beliar na pewno był w stu procentach świadomy tego, co robi ze sobą i swoim zdrowiem. A matka? To przecież oczywiste, że jak sobie człowiek podetnie gardło, to długo nie pożyje. Przez te bolesne wspomnienia białowłosy trochę stracił wątek, odsłaniając się kompletnie. Wątpliwym jest, czy jego wspaniały szósty zmysł mógłby go uratować w takiej sytuacji. Dobrze, że do jego spiczastych uszu dotarły jeszcze słowa dotyczące pieska. W ten sposób udało mu się wysnuć bardzo prosty i nieskomplikowany w żadnym wypadku wniosek.
- W takim wypadku to ty zgubiłaś rodziców, a nie oni ciebie, czyż nie? - spytał jakby od niechcenia, zabierając powoli swoją uniesioną rękę do pierwotnej pozycji. Sytuacja była zaiste cholernie kłopotliwa. Amelia odgrywała swoją rolę niemalże wzorowo. Osoby bardziej obeznane w sztuce analizy ludzkich zachowań mogłyby pewnie znaleźć kilka bardzo poważnych luk w opowieści dziewczynki, aczkolwiek nie on. Bowiem Alvaro de Averse, zwany przez niektórych Subtelnym Kłamcą i największym utrapieniem wielu potężnych osobistości lepiej sobie radził z analizowaniem psychiki człowieka, a ocenianie czy ktoś mówi prawdę, czy nie, przychodziło mu raczej z trudem. W pewnym momencie w jego łepetynie pojawił się jakże pożądany przez czarnowłosą pomysł, aby zabrać ją do swojej posiadłości i "przechować" tam do czasu, aż zgłoszą się rodzice, niekoniecznie prawidłowo pilnujący swojej pociechy. Idea ta została jednak natychmiastowo odrzucona. Zmysł taktyczny domagał się użycia go - zwyczajowy tysiąc scenariuszy musiał zostać przeanalizowany i nie było innej opcji. Trzeba było przeciągnąć rozmowę do największych możliwych limitów, aby wyciągnąć z niej potrzebne w owej chwili wnioski. Otóż żeby zabrać kogoś do swojego domu, fortecy, azylu, należało mieć pewność, że ta osoba nie wbije ci w pewnym momencie noża w plecy. Wiadomo, dziesięcioletnia dziewczynka wydaje się być zupełnie nieszkodliwa, może oprócz zdolności do wyrządzenia szkód samej sobie poprzez bawienie się ostrymi rzeczami, czy czymś w tym rodzaju.
- Jak ja mam teraz ci pomóc... - spytał Alvaro, przenosząc krwistoczerwone oczy gdzieś w dal, szczerze zastanawiając się nad kwestią, którą poruszył poprzez swoje pytanie. Może jakiś dom dziecka? A może oddać ją Louisowi? Ten "wdzięczny sukinsyn" pewnie wiedziałby co z nią zrobić. Zresztą, sam Al też wiedział. Lou pewnie zeżarłby wszystkie jej sny i porzucił na pastwę losu, ot co. Dlatego taka opcja odpadała niemal z miejsca. De Averse westchnął,l swoje ślepia znowu zawieszając na Amelii. Kto wie czy nie lepiej byłoby ją oddać do jakiegoś przytułku... ludzie zwą to chyba domem dziecka, czy jakoś tak. Ale tam mogłoby być jeszcze gorzej. Ewentualnie tak samo jak u przyjaznego mu Cienia, z tą różnicą, że Zwerewa nie miałaby zeżartych snów. No i weź tu bądź osobą opiekuńczą i dbającą o innych.Anonymous - 7 Czerwiec 2012, 21:14 Ona również zwróciła uwagę na kolejny krzyk, dochodzący nie wiadomo skąd. Głośny, rozpaczliwy... prawdziwy. Drgnęła, unosząc głowę i rozejrzała się wokół. Tak naprawdę jednak, nie poświęciła mu tak wiele uwagi jak Alvaro, którego wyraźnie pochłonęły rozmyślania na, być, może temat z nim związany. Dziewczynka wykorzystała ta chwilę, by dłużej poprzyglądać się mężczyźnie. Żałowała, że nie może przejrzeć jego myśli. To by wiele ułatwiło. Sama przed sobą, musiała się przyznać, że jego sposób bycia, sprawiał, iż dziewczynka nie czuła się tak pewnie jak zawsze. Może to za sprawą zachowania, które nazwała niemiłym, wyglądu, tego, że wydaje się być nazbyt milczący... Czy po prostu za sprawą właśnie tych wszystkich czynników. W każdym razie, Amelia jakoś czuła się inaczej, niż zwykle i nie podobało jej się to. Bo burzyło jej dotychczasowy, najlepszy stan ducha.
Skinęła głową i zakręciła się na ławce, jakby było jej niewygodnie.
- Tak, zgubiłam ich...- przyznała smutno.
Amelia była cierpliwa, przyzwyczaiła się do tego, że nie wszyscy tak od razyu godzili się brać ją do domu. Czasem musiała być dobrą manipulatorką, aby tak się stało. Dorośli zastanawiali się, rozpatrywali mnóstwo możliwości... Tak samo jak on, sprawdzali ją. Zdarzyło się, że zostawiali w jakimś domu dziecka, albo stawiali przed stróżami prawa, jeśli w danym miejscu takowi się znajdywali. Nigdy jednak nie kończyło się to dobrze. Dziewczynka, jakoś nie wszędzie była mile widziana, a jeśli już było inaczej, to wiadomo, że sama nigdzie nie pozostawała. Uciekała gdziekolwiek zostawiono, nierzadko torując sobie drogę ucieczki krwią. Oczywiście bywały też sytuacje, w których niektórym po prostu się odwidywało i po rozmowie z Amelią, stwierdzali, że należy ją raczej pozostawić samej sobie. To chyba jasne, jak wtedy się odpłacała.
Co więc zrobi Alvaro? Przez to, że się tak długo zastanawiał, miała nadzieję, iż jednak, uda jej się dopiąć celu. Choć... Mogła się zdziwić, prawda?
- Nie wiem, proszę pana. Niech mnie pan tylko stąd zabierze, jeśli może. Tu jest strasznie.Anonymous - 10 Czerwiec 2012, 11:00 Cała ta sytuacja wywoływała również i u Alvaro jakąś niepewność. Nigdy nie wiadomo, co się może stać, zwłaszcza w świecie takim jak Kraina Luster, do tego w regionie podobnym do Głośnej Ścieżki. Znów dało się słyszeć krzyk, niemalże identyczny do poprzedniego. Białowłosy wydał z siebie dźwięk symbolizujący zdenerwowanie i rozejrzał się nerwowo dookoła. Popełnił w tym momencie ogromny błąd, odwracając się do Amelii plecami. Czerwone ślepia penetrowały ciemność, jakby rogacz liczył, że da radę znaleźć tam źródło tych wszystkich przerażających odgłosów. Jak się pewnie każdy domyślił, oczęta Alvka znalazły tylko ciemność i więcej ciemności. Dlatego właśnie Arystokrata zmuszony był znów odwrócić się przodem do dziewczynki, chociaż dość spornym tematem jest kwestia, czy aby na pewno tego chciał. "Niech mnie pan stąd zabierze" - owe zdanie niemalże natychmiast wywołało u białowłosego wybuch śmiechu, przed którym jednak należało się równie szybko powstrzymać. Powodami do takiej reakcji były w kolejności: zwrot per "pan" i prośba o zabranie stąd czarnowłosej dziewczynki. Ach te dzieci. Zawsze łatwo się wpakować w kłopoty, a potem ciężej już się z nich wykaraskać, co? Był to jeden z rodzajów głupoty, których Alvaro szczerze nie znosił. Ale był to też rodzaj nieusuwalny bo powiązany z wiekiem. Tak czy inaczej, ramiona panicza de Averse zostały skrzyżowane na klatce piersiowej, ignorując prawa zachowania ostrożności.
- I niby dokąd mam cię zabrać, mała? - spytał spokojnie chłopak. Nie można ukrywać faktu, że naprawdę ciekawiła go odpowiedź. Osobiście spodziewam się odpowiedzi "Do pańskiego domu", chociaż podobna wersja tkwi w głowie Upiornego Arystokraty.Anonymous - 12 Czerwiec 2012, 18:34 W oczach dziewczynki prawie pojawiły się łzy, gdy usłyszała wybuch śmiechu. Dlaczego on się śmieje? Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego prośba o zabranie ja z tego miejsca, mogła być śmieszna. A może chodziło o coś więcej? Lub coś zupełnie innego? Było wiele możliwości, jednak wydawało się, ze to właśnie przez nią Alvaro zaczął się śmiać. Czyżby więc tylko sobie z nią pogrywał? Bo nie wydawało jej się, aby ktoś taki jak on, miał ukrywać zdenerwowanie w ten sposób. Wyglądał na jednego z tych pewnych siebie osób, którym nigdy nie zdarza się być aż tak niepewnym, zdenerwowanym sytuacją. Wydęła usteczka wlepiając wzrok w swoje małe buciki. Żałowała, że nie wykorzystała wtedy tego momentu, gdy "pan" się odwrócił. Teraz miała ochotę zetrzeć ten jego uśmiech z twarzy własnoręcznie.
- Nie wiem... - mruknęła usiłując przybrać rozpaczliwy ton. - W... W bezpieczne miejsce.
Czuła, że coraz mniej chciało jej się grać swoja rolę, jednak ze wszystkich sił próbowała być wiarygodna. Była zmęczona i głodna. Już od tygodnia snuła się po Krainie luster, sama zdobywając miejsce do spania i jakieś jedzenie. Od tygodnia nie miała dachu nad głową. To po pewnym czasie zaczynało być naprawdę przykre.
Powoli zsunęła się z zielonej, podniszczonej ławeczki. Jej buty stuknęły cicho po zetknięciu z brukiem. Stanęła naprzeciw białowłosego i spojrzała mu prosto w oczy. Śmiało.
// Brak weny. D; I wybacz, że nie odpisywałam tak długo. //Anonymous - 12 Czerwiec 2012, 18:54 //Nie ma problemu, to jeszcze nie tak tragiczny poziom jak trzylinijkowe posty bez ładu i składu : )//
To nic dziwnego, że śmiech białowłosego wywołał u dziewczynki taką a nie inną reakcję. Jak okropne musi być uczucie towarzyszące sytuacji, w której wyznaje się komuś pewne dość niemiłe dla swej osoby rzeczy, a ich odbiorca najzwyczajniej w świecie się śmieje. Przecież to jak napluć komuś w twarz chwilę po tym, jak ta persona wyznaje ci miłość. Tragiczne zachowanie i tyle. Ale u Alvaro ów śmiech nie był skrywaniem swoich prawdziwych uczuć, zdenerwowania czy niepewności. Nie, on śmiał się szczerze i to w ten dosyć perfidny sposób. Jeśli przeczytacie post Beliala w jego "najświeższej" sesji, możecie poczytać o śmiechu, który go napadał. Dokładnie taki sam rechot ma ten rogacz, bo przecież trzeba coś po ojcu odziedziczyć. Wracając jednak do tematu, białowłosego trochę zajęły słowa Amelki. Bezpieczne miejsce to tak ogólnikowe określenie. Mógł to być równie dobrze szpital czy komisariat policji, zamiast wielkiego, ciepłego Alvkowego domu. Ale nawet ten wielkolud nie był tak głupi, by ułożyć w łepetynie plan zabrania czarnowłosej do jednego z tych dwóch pierwszych miejsc. To właśnie trzecie miejsce, gdzie jego służący będą mieli oko na dziewczynkę, wydawał się być najlepszą ze wszystkich alternatyw. Zmysł taktyczny wreszcie doczekał się swoich pięciu minut. Problem polegał tylko na doborze służki. Lizzy była na to wszystko zbyt... milusińska. Gdyby Amelia zaczęła coś kombinować, kotka pewnie by tego nie zauważyła, nawet gdyby mała podjęła się wybijania okien w posiadłości panicza de Averse. Charlotte była zaś idealną osóbką, ale zbyt rzadko bywała ostatnio w domu. Rillianotte też gdzieś ostatnio wybyła, lepiej będzie uważać na to, co mogła wynieść z domu. Tunrida zaś... Tak, ona byłaby całkiem dobrym obiektem do niańczenia panienki Zwerewej. Gorzej z jej usposobieniem, ale pewnie dając dziewczynie o akwamarynowych oczach znak, że rogacz pamięta o ich bezbronnej ofierze, Alvaro zagarnąłby przewagę w tej bitwie dla siebie. Dlatego właśnie, gdy małe buciki stuknęły o bruk, krwistoczerwone ślepia powędrowały prosto w oczy Amelii, rozpoczynając urojoną batalię. Usta Arystokraty wykrzywiły się w uśmiechu. Teraz to on musiał zacząć odgrywać swój mały teatrzyk.
- Dobrze. Przepraszam cię za ten śmiech, ruszajmy. - powiedział spokojnie, wyciągając rękę do małej istotki. Jego głos nabrał dość nietypowej, miłej barwy. Tej, której używają dorośli do bezczelnego wkupienia się w łaski dzieci. Było to całkiem chamskie zagranie, ale kto wie, czy wrodzona młodociana naiwność nie da o sobie dać w pełnej okazałości?Anonymous - 13 Czerwiec 2012, 15:00 Dziewczynka jakoś nie potrafiła powiązać napadów śmiechu Beliala i tego, który przed chwilą usłyszała. Mimo, że znała tego pierwszego i widziała podobieństwa u Alvaro, to jakoś nie skojarzyła obu faktów. Prawdopodobnie gdyby to zrobiła, nie przejęłaby się tak bardzo -jako aktorka, czy nie- owym wybuchem. No ale cóż.. Trudno. Może nie była na tyle bystra z natury lub ze względu na młody wiek?
Oczywiście, że jej odpowiedź była bardzo ogólnikowa. O to właśnie chodziło. Dziewczynka nie mogła powiedzieć wprost: Zabierz mnie do swojego domu. To by mogło być dość podejrzane, mimo, że wypływające z ust małej dziewczynki. Poza tym, mimo wszystko, to dziesięć lat, to nie było aż tak mało, prawda? Tak więc, więcej rozumiała rzeczy od przeciętnego sześciolatka. Dlatego musiała być bardziej ostrożna. Im ktoś starszy, tym łatwiej go o różne rzeczy posądzać. Jej odpowiedź była więc celowa. Dała swobodę wyboru białowłosemu. To on zdecyduje, jakie miejsce będzie najodpowiedniejsze, a ona nie ściągnie na siebie niepotrzebnych podejrzeń. Taką miała nadzieję. Równocześnie będzie mogła ocenić mężczyznę i zaplanować co dalej. W pewnym sensie, to on był odpowiedzialny za swój przyszły los.
Nie mogła wiedzieć, jakie miejsce wybrał de Averse. Mogła polegać jedynie na jego właściwym wyborze. Choć to bardzo względne pojęcie. Dla niej, właściwym miejscem byłoby oczywiście, miejsce zamieszkania arystokraty. Ale czy ktoś taki jak on, sprowadziłby nieznaną, zagubioną dziewczynkę w takie miejsce? Uważano, że dom, to kryjówka, miejsce w którym można odpocząć, to najbardziej osobiste i intymne. Miejsce, do którego nie przyjmuje się byle kogo. Mimo to, niektórzy to robili. Potrafili zaufać komuś takiemu jak Amelia. Co postanowił Alvaro?
Uśmiechnęła się i chwyciła jego dłoń. Miło było to zrobić. Czuła, że powoli dąży ku wygranej. Jej palce małej dłoni zacisnęły się na jego. Chwilę potem szli oboje w obranym przez mężczyznę kierunku.
[z/t oboje]