Anonymous - 21 Lipiec 2011, 18:24 -Króciutkie. Dlatego nie muszę sobie łamać głowy wymyślabiem zdrobniej.- Powiedziała optymistycznie. Zresztą to było zawsze wiadome, że ta wysoka, zwariowana Mai jest optymistką.
Kiedy dziewczynka zaczęła mówić o istotach zamieszkujących te światy, czarnowłosa przewracała oczami. Te stereotypy!
-Rozmawiamy już jakiś czas.- Powiedziała Mai patrząc na Satoko przenikliwym wzrokiem, którego często jej rozmówcy ze Świata Ludzi unikali, bo uważali Mai za dziwaczkę, a kiedy jeszcze tak na nich patrzyła, zaczynali się jej bać.- A ty ani razu nie przeklnęłaś, mówiłaś do mnie per Pani, a to już świadczy o twojej kulturze. W moim świecie nie ma zbyt wielu kulturalnych osób. Dlatego twój świat jest tak osobliwy.- Rzekła z uznaniem.- I fascynujący.- Dodała uśmiechając się zagadkowo.
-Szklany człowiek?- Zachichotała. Po chwili się opanowała i zakryła ręką usta.- Przepraszam. To tak śmiesznie brzmi. Nie bierz tego do siebie. Nigdy nie słyszałam o Szklanych Ludziach. Pewnie żyją dość długo, co?- Spytała i mrugnęła do Satoko.Anonymous - 21 Lipiec 2011, 22:20 - Taak, można powiedzieć od razu "Mai" i już mamy całe imię! A na przykład ja nie lubię, kiedy ktoś zdrabnia moje imię. Wolę "Satoko" niż "Sat-chan" czy coś takiego. - zamknęła oczka z uśmiechem, po chwili je otwierając. Mlasnęła jak mały dzieciak kilka razy, cały czas robiła dziwne rzeczy, jak na małe dziecko przystało. A może robiła to specjalnie? Dla niej to była czysta zabawa.
W sumie, to Satoko też była optymistką. A przynajmniej w większym stopniu.
- Ano, sporo nawet. - zachichotała .
- Hihi, ładne dziewczynki nie przeklinają, a mądre wiedzą jak się zwracać do innych osób! - zaśmiała się, spoglądając do góry na niebiesko-oką. W jej oczach tkwiło pytanie, czy ona przypadkiem nie przeklina? Albo coś podobnego.
- Mój świat jest.... inny. Ciekawy i fascynujący, jednak z drugiej strony niebezpieczny. Nigdy nie wiesz z kim rozmawiasz i jakie może mieć zamiary wobec Ciebie! Ale bez obaw, trafiłaś na osobę godną zaufania! - jak widać Satoko ma dość duże mniemanie o sobie. Nie lubi pogard. Za to sama mogłaby każdemu coś wygarnąć.
Gdy usłyszała, jak Mai śmieje się z nazwy jej rasy, z lekko naburmuszoną minką rzekła:
- Heeej! To wcale nie jest śmieszne! Mamy cerę niczym szkło, prześwitującą i piękną, to dlatego tak się wyróżniamy, a niektórzy nawet nie wiedzą o naszym istnieniu. A żyć... taak, myślę, że tak. Sama też nie jestem, jak na swój wygląd młoda! Zdradzę Ci tajemnicę mojego wieku. - w tym momencie zaczęła mówić szeptem.
- Trzysta lat, a umysł nadal dziecka! - zaśmiała się, po chwili wracając do poprzedniego tonu.
---
ztAnonymous - 21 Lipiec 2011, 22:40 Ledwo powstrzymała się od kolejnego już wybuchnięcia śmiechem. Sat-chan? Kto tak mówi?! Ale dobra tam! Piętnastolatka z uwagą słuchała słów Satoko. Z tym swoim sposobem wyglądała tak pociesznie! Tak uroczo! Ale Mai już jako tako znała ten świat i wiedziała, że może być mylny, chodź z drugiej strony mała Satoko nie mogła być inna niż taka jak wyglądała. Mądra i rozsądna, ale znów taka... dziecięca.
Osoba godna zaufania- powtarzała sobie w myślach Mai.
-Ty chyba też trafiłaś na taką.- Powiedziała zagadkowym tonem głosu akcentując "chyba" i mrugnęła do towarzyszki.- Żartuję. Jedyną istotą z jaką mogę spiskować jest...- I podniosła coś z torby tak do połowy, by Satoko mogła zobaczyć, że to notes i schowała.- Chodź to w sumie nie istota.
I tutaj Mai wiedziała, że w jej mniemaniu było to prawie kłamstwo. Notes był dla niej jak istota. Wszystkie swoje sny, odkrycia, dziwy i istoty z Krain Luster i Szkarłatnej Otchłani zostały w nim opisane.
-Nie wiedzą o waszym istnieniu?! Nawet ci co tu mieszkają?!-Spytała, a mówiąc "tu" miała na myśli oczywiście wszystkie wymiary oprócz Świata Ludzi.- No to czuję się wyróżniona.
Mai po raz kolejny przyglądała się rozkosznej dziewczynce. Zwłaszcza osobliwie wyglądała gdy zdradziła jej "tajemnice swojego wieku".
-Trzysta lat?! No to jesteś odemnie starsza. Zresztą nie tylko ode mnie.
Dziewczyna zaczęła się zastanawiać czyją rówieśniczką mogłaby być Satoko. Prababci? Praprababci? Prapraprababci? Praprapraprababci?
Po chwili wstała.
-Miło było, ale boję się, że robi się późno. Myślę, że- wzięła oddech- myślę, że jeszcze się spotkamy- powiedziała z tym swoim zagadkowym uśmieszkiem i odeszła w dal.
Mai pomachała Satoko i odeszła niepewnym krokiem. Rozpierała ją duma.
Miała z swoim notatniku to co chciała. A na dodatek wzbogaciła się o nową znajomośc. W końcu zniknęła za mgłą.
<zt.>Anonymous - 10 Lipiec 2012, 21:36 Chyba niewielu ludzi miało okazję zobaczyć w swoim życiu ducha - zakładając, że którekolwiek z nich w ogóle wierzy w duchy. Istnieje też pokaźna grupa osób, które najzwyczajniej w świecie kłamią bez żadnych skrupułów. Z biegiem czasu społeczeństwo się zmienia. Dotychczasowe morały też. Są też tacy, który po prostu chcą się pobawić na spotkaniu z przyjaciółmi. Loire nie rozumiała zwyczaju umyślnego nastraszanie siebie. Strach nigdy nie kojarzył jej się pozytywnie. W ciągu całego swojego życia bała się niezliczenie wiele razy i z najróżniejszych powodów, których nawet ona sama już nie pamiętała. Z wielu fobii zdołała się z biegiem czasu wyleczyć, potrafiła też w pewnym stopniu ukrywać strach, ale na dłuższą metę nie robiła tego. Ze wszystkich uczuć właśnie to było dla niej najtrudniejszym do zatajenia. Teraz, w czasach względnego spokoju czuła się dobrze, aczkolwiek była nadzwyczaj ostrożna. Znała sytuację między rasami, wolała być z nią na bieżąco, notując spostrzeżenia w swoich księgach, jak to typowy Lunatyk. Za to myśl, że sama mogłaby napawać kogoś strachem, choćby tylko chwilowym, przyprawiała ją o niekontrolowane napady śmiechu. Gdyby teraz, tu, w Szkarłatnej Otchłani, na gigantycznej szachownicy zjawił się jakiś ledwie uświadomiony w istnieniu magicznych ras człowiek, faktycznie mógłby się dość konkretnie przestraszyć. Ciemny materiał sukienki Loire mocno kontrastował z jej mlecznobiałą cerą i dorównującą jej kolorytem barwą niebotycznie długich włosów, które jednak rzadko wiązała. Tak, a potem marudziła, że musi je pielęgnować przez półtorej godziny dziennie. Cóż mogła poradzić, że w taki sposób było jej po prostu najwygodniej i najładniej? Loire mimo wszystko przejmowała się wyglądem - i to jak! Potrafiła się wystroić kompletnie bez okazji, choćby nawet na samotny spacerek. Wyjątek robiła tylko wtedy, kiedy musiała zdobyć jakieś informacje. Wtedy sytuacja wymagała od niej, aby jak najmniej rzucała się w oczy. Mhm, tak. W świecie ludzi i tak wszyscy zwracali uwagę na jej wygląd, choćby ubrała się całkiem po ludzku. Jej urok był dość nietypowy, jakiś pasjonat mógłby pomyśleć, że jest wampirem czy czymś w tym rodzaju, co oczywiście było kompletną bzdurą. Krwią się wprawdzie nie brzydziła, ale nie lubiła jej oglądać w nadmiernych ilościach. Wtedy nawet jej wrodzone opanowanie brało w łeb i czym prędzej ulatniała się z miejsca feralnego zdarzenia, jeśli oczywiście było to możliwe. W innym przypadku przeżywała męki i, jeśli to możliwe, robiła się z twarzy jeszcze bledsza, przezroczysta wręcz.
Lekko stuknęła obcasem buta w podłoże. Po Szachownicy jednakowoż nie rozeszło się echo, gdyż siłą rzeczy dźwięk nie miał się za bardzo od czego odbić. Usłyszała tylko krótki, acz mocny dźwięk, wyraźnie odznaczający się na tle całkowitej ciszy. Ciekawe, co tam siedzi w ciemnościach? Może teraz coś się stamtąd wywlecze i postanowi ją zaatakować? Nie była tak całkiem bez szans, ale mimo tego, że jej się nudziło, to jednak wolała się nie forsować. W rękach trzymała uroczego, pluszowego króliczka, w rzeczywistości dość użyteczny magiczny przedmiot, wykrywający, czy rozmówca kłamie. Zegarek i resztę niezbędnych rzeczy poupychała po ledwie widocznych kieszonkach sukienki.
Przechyliła lekko głowę i głęboko odetchnęła, kiedy owionął ją delikatny, acz dość zimny wiatr. Od razu poczuła się jakoś lepiej. Tak prosta, popularna sztuczka naprawdę jej pomagała, kiedy miała problem lżejszej wagi. Natomiast liczenie do dziesięciu i całą resztę uważała za metody zgoła bezużyteczne.
Rozejrzała się po szachownicy i spokojnym krokiem przycupnęła na przewróconym, sporym pionku szachowym koloru bieli. Lekko zamachała zwisającymi kilkanaście centymetrów nad ziemią stopami i jeszcze raz rozejrzała się po otoczeniu.
- Jest tu kto? - zawołała w przestrzeń, niemal równocześnie z chwilą, kiedy w jej głowie zakwitła jakże urocza myśl wychwalająca pod niebiosa i centymetr dalej jej głupotę.Anonymous - 10 Lipiec 2012, 21:59 Wielkie-czarno-białe-kwadraty. Już pomijając fakt jak się tu dostał, miejsce to było dla niego bardzo ciekawe gdyż wyglądało jak plansza do gry nad którą czasami godzinami ślęczeli ludzie. Osobiście nie rozumiał jej w pełni ale zawsze wydawała mu się ciekawa, dlaczego małe pionki biły duże pionki? Trochę wręcz niepoprawne, a jednak prawdziwe. On dotarł tutaj przed wyglądającą na czternaście lat "dziewczyną". Przebiegł się po całej szachownicy w tę i z powrotem, oglądając uważnie gigantyczne pionki, do gustu przypadły mu jednak te czarne, długo nie zastanawiał się dlaczego. Czerń to jego kolor, kojarzy mu się zawsze z bezpieczeństwem i siłą, czasem idealnym dla łowów. Jednak tutaj, tutaj nawet podłoże było czarne, co prawda nie wszędzie gdyż przeplatało się z białym, jednak było. Do tego zostało stworzone z bardzo dziwnego i ciekawego materiału, gad czuł pod swymi łapami chłodny dotyk posadzki, robiło wrażenie, zwłaszcza rozmiary. Tylko kto to zrobił? Jak to zrobił oraz ile mu to zajęło?
Mógł tak rozmyślać o tym godzinami albo i do końca swego życia, jednak tyle czasu nie miał. Zatoczył więc koło dookoła czarnego króla, a następnie przebiegł się ponownie przez szachownicę, aż nieświadomie dotarł do pola H4. Dla niego był to trucht który doprowadził go na czarną posadzkę. Podszedł spokojnie do krawędzi i spojrzał w dół, nie szukając jednak wzrokiem niczego. Zrobił to trochę popchnięty przez nudę, a trochę przez zmęczenie. Odwrócił się i odszedł od pola, stawiając powoli swe kroki. Przy każdym z nich słyszał jak jego masa uderza o podłoże, wywołując typowy dla tego dźwięk, jednak starał się przy tym stąpać ostrożnie - w miarę po cichu. Zatrzymał się mniej więcej na środku pola, a następnie legł na nim delikatnie, nie chcąc narobić hałasu i zwabić tu kogokolwiek. Rozejrzał się jeszcze raz po szachownicy, przeglądając uważnie każde pole i figurę, sprawdzając czy nikogo tu nie ma. Upewnił się - był w tym momencie sam. Położył więc swój łeb, podpierając go na przednich łapach które nałożył jedną na drugą, a następnie zamknął swe ślepia i pogrążył się w bardzo delikatnym i czujnym śnie. Wyglądał jakby spał, chodź bardziej czuwał, aniżeli spał. Nie znajdował się na żadnym przyjacielskim terytorium, a musiał chwilę... Odpocząć...
Nie wiedział kiedy przysnął mocniej, jednak obudził go odgłos kroków stawianych na powierzchni wielkich-biało-czarnych-kwadratów. Ktoś inny może i od razu otworzyłby oczy, wyskoczył do góry jak poparzony, jednak nie on. Ktokolwiek przyszedł - był jeszcze daleko i nie zauważył go, czarne pole słusznie zamaskowało go i nie pozwoliło dostrzec tak od razu, gdyż jednak wyróżniająca się wielka sylwetka jaszczura nie pozostanie długo niezauważona. By jednak zachować jeszcze swe ukrycie, użył własnego umysłu by przeszukać najbliższy obszar i zorientował się z której strony nadejdzie nieznajomy. Chciał jeszcze przez chwilę odpocząć, chociaż tą małą krótką chwilę. Usłyszał wtedy słowa "Jest tu kto?". Mimowolnie wzdrygnął. Dziewczyna mogła go zauważyć, cały czas mogła, wystarczyło wytężyć wzrok i odnaleźć go na tym czarnym polu, on jednak nie poruszał się i nie otwierał oczu. Nazbyt pewny siebie? Może? Albo i nie, teraz po prostu mu się nie chciało wstawać i znikać jak to miał w naturze gdy ktoś go odnalazł pomimo faktu, że odnaleziony być nie chciał. Tym razem... Poczeka.Anonymous - 11 Lipiec 2012, 15:26 Pomimo faktu, że dziewczynie nie raz zdarzyło się już w ciągu swego życia zagrać w szachy, to uczciwie trzeba przyznać, że jednakowoż za tą grą nie przepadała i nie miała w tej dziedzinie jakichś szczególnie wartych uwagi zdolności. Ot, ta gra zawsze wydawała się jej nudna. Nie, żeby miała wstręt do gier, w których trzeba posługiwać się w dużej mierze głową, skądże znowu. Dla przykładu, uwielbiała karty i w tym kierunku szło jej już zdecydowanie lepiej. Lubiła patrzeć na twarze współgraczy, kiedy wygrywała przy pomocy najmniej spodziewanej metody. Nie można też pominąć faktu, że czasami zdarzało jej się kantować, i to nawet dość zgrabnie. Czasami uchodziło jej na sucho, czasami odwrotnie. Znosiła wtedy ewentualną krytykę z uroczym uśmiechem tańczącym leniwie na ustach. Jakoś nigdy nie obchodziło jej, co o niej myślą inne istoty, aczkolwiek lubiła być podziwianą. Nikomu nie musiała się podporządkowywać, była jak najbardziej niezależna. No i, co poniektórym mogło się wydawać śmieszne, pomimo swej niechęci do gry w szachy lubiła wszelkie motywy z tym związane, a także samą Znikającą Szachownicę. Od dzieciństwa przepadała za wyludnionymi, owianymi pewną tajemniczością miejscami, takimi jak to, lub Upiorne Miasteczko, które odwiedzała chyba nawet trochę częściej niż większość magicznych istot. Było takie klimatyczne, zwłaszcza nocą! Wprawdzie trochę obawiała się mieszkających tam magicznych zwierzątek, ale z drugiej strony... Tam właśnie złapała swojego ukochanego kociaka, co mimo wszystko łatwe nie było. Na myśl o tamtym wydarzeniu rozpierała ją wprost niewymowna duma.
Zmierzwiła lekko dłonią miękki materiał, z którego wykonany był pluszowy króliczek i spojrzała w dwójkę czarnych, guzikowych ocząt. Zabierała go ze sobą prawie wszędzie, gdyż niekiedy bardzo się przydawał w konfrontacji z nieznajomymi ludźmi. Wyglądała z nim po prostu jak niewinne dziewczę. Nieraz spotykane osobistości próbowały ją w jakiś sposób okłamać i tu właśnie do akcji bohatersko wkraczał pluszak, nazwany roboczo Mister. Nigdy nie szło jej wymyślanie imion dla zabawek, toteż do teraz większość zatrzymanej z czystego sentymentu kolekcji była bezimienna. Imiona nosiła zaledwie garstka, nazwijmy to, wybrańców.
Silniejszy podmuch targnął jej włosami. skuliła się lekko, próbując utrzymać wirujące pasma we względnym spokoju. Jednocześnie wzdrygnęła się lekko. Po raz kolejny omiotła intensywnie różowymi oczami otoczenie. Niestety, ich jaskrawy kolor w najmniejszym stopniu nie poprawiał ostrości widzenia, a szkoda, bo czasami jej umiłowanie do ciemnych miejsc bywało zgoła problematyczną cechą. Wobec tego zmrużyła oczy i wytężyła wzrok, jak najdokładniej przypatrując się każdemu metrowi kwadratowemu szachownicy. W końcu jej oczy zatrzymały się na jednym z czarnych pól. Coś jej się nie zgadzało. Wciąż siedząc na wielkim pionku, przechyliła się maksymalnie w tamtą stronę, jedną ręką podpierając się o lodowato zimną figurę, a drugą przytrzymując Mistera. Dobrze, że w Otchłani nie świeciło słońce, bo wtedy chyba potrzebowałaby jeszcze jednej ręki, żeby osłonić przed nim oczy. Kiedy uświadomiła sobie nie tak wcale oczywistą prawdę, z wrażenia prawie spadła z pionka. Leżało tam coś niebotycznie wielkiego. Jak ona mogła tego nie zauważyć? "Och, Loire, zacznijże w końcu myśleć!", zganiła w duszy samą siebie.
Nie bardzo wiedziała co ma teraz zrobić. Póki co, przysunęła się po pionku jeszcze bliżej w kierunku tajemniczego, czarnego pola. Zagryzła lekko dolną wargę i w końcu westchnęła głęboko. Trochę się bała, to oczywiste. Nigdy jeszcze nie miała styczności ze stworzeniami takich rozmiarów, zwłaszcza, że sama do najwyższych nie należała.
- A... - zaczęła być może nieco głośniej niż zamierzała i w tej właśnie niefortunnej chwili głos jej zadrżał i uwiązł w gardle. Niech jeszcze całkiem straci panowanie nad swoim ciałem, cholera! Jeszcze raz nabrała powietrza do płuc. - Kim jesteś? - powiedziała już nieco spokojniej. Teraz w jej głosie, prócz oczywistego w tej sytuacji strachu, pobrzmiewało również już nieco mniej oczywiste, ale i tak wytłumaczalne zaciekawienie.Anonymous - 11 Lipiec 2012, 16:24 Nie przyjdzie mu tu odpocząć, przynajmniej nie teraz. Jaszczur otworzył swe krwistoczerwone ślepia, podnosząc się powoli do góry. Jeśli wtedy wydawał się jej duży, to zapewne teraz wyda się jej gigantyczny, on jednak specjalnie o tym nie rozmyślał. Dziewczyna wyraźnie go obserwowała, czuł wręcz jej wzrok na sobie. Po podniesieniu się, rozejrzał się na lewo i prawo, machnął ogonem, a następnie odwrócił się w kierunku nieznajomej, wpierw głowę, a potem resztę ciała. Z daleka przyjrzał się jej uważniej, nie wyglądała na kogoś kogo interesowałaby walka, pominął już faktu strachu który od niej wyczuwał, chodź nie tylko strach jej towarzyszył. Argonev ruszył powoli kilka kroków naprzód, nie zdejmując wzroku z przybyłej, zastanawiając się nad jej słowami. Zwykłe pytanie, lecz nie dla niego, on nie potrafił mówić w "zwyczajny sposób". Nie miał ust, jak ludzie, przystosowanych do mówienia i śpiewania. Jego pysk i znajdujące się w nim kły służyły raczej do rozszarpywania, zabijania. Niemniej jednak na wszystko były sposoby - w tym wypadku - telepatia. Nigdy jednak nie wiadomo na kogo się trafia, pomimo, iż fizycznie to on był silniejszy, nie mógł być pewien tego samego na drodze starcia umysłowego, dlatego też nie ryzykował pod tym względem. Zatrzymał się tuż pod pionkiem na którym siedziała dziewczyna, zadarł łeb ku górze by dobrze ją widzieć i przyglądał się jej w milczeniu, myśląc. Nie do końca pasował mu aktualny stan rzeczy, była trochę wyżej od niego, nad nim, za wysoko. Stanowczo wolał by zeszła na dół, zwłaszcza, że chciała się dowiedzieć kim jest. W taki sposób jej nie powie. Zdawał sobie jednak sprawę ze swojego wyglądu, nie był zbyt... Przyjazny i miły, nie był pieskiem do pogłaskania, gdyż od każdego takiego był stanowczo większy. Nie chciał jednak wskakiwać tam do niej, przekrzywił więc delikatnie swój łeb na bok, zastanawiając się czy dotknąć jej świadomości, a może raczej tego unikać? To był właśnie jest sposób w jaki się porozumiewał, musiał więc zaczekać, zastanowić się i zobaczyć wpierw co zrobi ta nieznajoma. On wiedział, że pierwszy jej nie zaatakuje, ona jednak zapewne nie, a znał żyjących na tyle dobrze, by łatwo zorientować się, jak bardzo są nim przerażeni, tylko ze względu na niewiedzę. Ponownie zafalował ogonem na lewo i prawo, wyczekując jej dalszych czynów.Anonymous - 11 Lipiec 2012, 21:43 Zawsze miała pewną tendencję do przeszkadzania istotom wszelakim w wykonywaniu czynności lub zakłócaniu ich spokoju. Zazwyczaj jednak nie robiła tego od razu. Na początek kręciła się trochę wokół takiej osoby i przez pewien czas czekała na choćby najmniejszy przejaw zainteresowania z jej strony. A gdy ten nie następował, oczywistym było, że należy zastosować nieco bardziej brutalne środki. Takie, jak na przykład wylanie na śpiącego szklanki lodowato zimnej wody, albo energiczne pacnięcie go poduszką. Takie, jak uporczywe domaganie się przytulenia przez osobę przygotowującą obiad, a to przecież tylko kilka niezbyt wymyślnych przykładów. Wyobraźnia Loire była dość szeroko rozwinięta i korzystała z niej przy każdej nadarzającej się ku temu okazji. Głównie tylko dlatego, aby się nie nudzić i troszkę po to, aby pooglądać te fascynujące, niejednokrotnie nawet skrajne emocje przewijające się przez twarze osóbek, z którymi na przestrzeni wielu, wielu lat życia przyszło jej egzystować. W przybliżeniu było ich wszystkich do diabła i trochę i Lorcia zapamiętała wszystkich tylko dzięki skrupulatnemu opisywaniu ich w swoim prywatnym przez duże "p" archiwum, bo księgi o wydarzeniach ogólnie znanych stanowiły ledwie wstęp do wielkiego księgozbioru. Tych opiewających historie przeróżnych twarzy nigdy nikomu nie pokazała i pokazać nie zamierzała, broń Boże, jeśli w ogóle istniejesz.
Wodziła szeroko otwartymi oczami za stworem. Dość rzadko widywała magiczne stwory, wykluczając oczywiście te dostrzeżone ledwie kątem oka i dwójkę należącą do niej samej. Kot i gołębica. Czasami zastanawiała się, jak to możliwe, że ta krucha ptaszyna jeszcze istnieje. Widać Cheshire miał spory instynkt samozachowawczy albo po prostu wiedział, że na pewno po takim wyczynie jego pani nie będzie już taka miła.
Walka z takim gigantem? Och, doprawdy! Przecież nie miałaby z nim szans, nawet pomimo mocy! Po prawdzie, nie była zbyt silna fizycznie. Zawsze polegała na sprycie i zazwyczaj jakoś udawało jej się wyjść z opresji. Nie zmienia to faktu, że w większości przypadków otrzymywała kilka pamiątek - siniaków, zadrapań i tych podobnych. Ale tu? Tu nawet spryt by nie pomógł. Nie znała nikogo, kto w starciu z takim stworzeniem miałby większe lub choćby równe szanse. A co do siły mentalnej, nie dysponowała blokadą umysłu ani żadnym podobnym ustrojstwem, więc dla telepatów była, krótko mówiąc, dość łatwym celem, o ile miało się w tym fachu niejaką wprawę i potrafiło grzebać w czyimś umyśle tak, aby ofiara się nie zorientowała.
Loire również milczała, wpatrując się w skupieniu w jaszczura. Nie śmiała nawet drgnąć, wiedząc, że może ją zniszczyć najmniejszym choćby ruchem łapy. Mimowolnie napięła mięśnie i lekko zacisnęła usta. Zwykły odruch, ot. Widziała stwora dokładnie, aż za dokładnie. Fakt, pion nie był taki znowu mały. Wejście na niego było prostsze niż zejście, to mogła od razu potwierdzić. Lekko zmarszczyła brwi, widząc jego gest, ale po chwili uznała, że tam na dole poczuje się chyba nieco pewniej. Zniknęła w delikatnym, złotawym rozbłysku i w otoczeniu tego samego światełka pojawiła się na dole, tuż przy stworze. Teleportacja, jakież to cwane. Zadarła głowę do góry, aby spojrzeć w migoczące czerwone ślepia gada i jakby mocniej przycisnęła do siebie maskotkę, zapewne tylko bardziej pogrążając się w jego mniemaniu. Bezbronna istotka, ot, czym była przy nim. Po krótkim zastanowieniu uczyniła kilka kroków w tył, aby nie znajdować się znowuż od razu przy wielkich łapach jaszczura, gdzie wylądowała, ale w nieco bezpieczniejszej odległości. Tam przysiadła całkiem spokojnie na zimnej powierzchni szachownicy, wciąż z nieco bezczelnym zainteresowaniem i niewinnym przestrachem lustrując sylwetkę przymusowego towarzysza.
- Hm? - mruknęła krótko. Nie lubiła powtarzać zadanych wcześniej pytań, głównie dlatego, że sama uważała ten zwyczaj za niebotycznie irytujący, a póki co, nie chciała jeszcze bardziej wyprowadzać jaszczura z i tak już nieco nadszarpniętej, o czym doskonale zdawała się wiedzieć, równowagi.Anonymous - 12 Lipiec 2012, 09:40 Szybko doczekał się reakcji ze strony dziewczyny. Lekko zaskoczony, wyprostował swój łeb gdy ujrzał otaczające ją złote światło, które od razu pojawiło się tuż przed nim, przez co gad skierował natychmiast wzrok w dół i cofnął lekko łeb do tyłu. Pojawiła się taka sama jak tam na górze, nic nowego, żadnej broni, a i jemu nic się nie stało, a więc tylko przeniosła się z jednego miejsca do drugiego. Gdy spojrzała mu w oczy, cóż, nie wiedział co dostrzegała, odwagę? Pewność siebie? On jednak wyczytał z niej przez tą krótką chwilę bardzo dużo, każdy jej gest był dla niego znaczącym sygnałem który mówił mu o niej coraz to więcej i więcej. Przycisnęła do siebie mocniej jakąś maskotkę, a więc bała się, jednak miała w sobie na tyle odwagi, by stanąć przed nim i spojrzeć mu prosto w oczy, tak, nieświadomie mu zaimponowała, niewielu takich spotkał na swej drodze, mógłby policzyć ich nawet na pazurach jednej łapy. Nieznajoma cofnęła się jednak do tyłu, chcąc najwyraźniej znaleźć się po za jego zasięgiem. Szkoda tylko, że była nieświadoma jego możliwości, czyli faktu jak szybko był w stanie ten dystans ponownie skrócić.
Dziewczyna usiadła na ziemi, tuż przed nim i nadal była w niego wpatrzona jak w obrazek, wyraźnie również oczekując odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie. W tej sytuacji postanowił, że udzieli jej odpowiedzi na to pytanie. Nie będzie ona jednak taka łatwa i dosłowna. Tytan ruszył powolnym, miarowym krokiem w przód, zmniejszając dzielącą ich odległość ponownie do minimum. Zatrzymał się przed nieznajomą, a następnie powoli i spokojnie położył się przed nią na ziemi, obniżając dodatkowo swój łeb na poziom jej głowy, zbliżył się niebezpiecznie do niej i spojrzał prosto w jej oczy. Co nastąpiło dalej?
Loire mogła poczuć dziwne uczucie, jakby ze wszystkich stron zaczęła otaczać ją niewidzialna siła, siła która nie oddziaływała na nią, lecz dotknęła jej umysłu, zacieśniając się dookoła niego i zamykając go, nie dając możliwości obrony czy ataku, jednak również nie szturmując go. Nieznana świadomość połączyła się z jej świadomością, bardzo ostrożnie i w bardzo niewielkim stopniu, umożliwiając jedynie przepływ informacji w jedną stronę, ona w ten sposób nic mu nie powie, jednak on będzie mógł się teraz z nią porozumieć, bezpieczny w razie gdyby jednak potrafiła walczyć umysłem.
/Tym, kogo we mnie widzisz, nieznajoma./
Odezwał się nagle potężny, niski głos w jej głowie, spokojnie i uprzejmie, nie wykazując żadnych objawów agresji. Tymczasem siedzący przed nią jaszczur przyglądał się jej z wielką uwagę, obserwując uważnie reakcję, jednak emanował od niego wielki spokój i opanowanie, zupełnie jakby znajdowała się na jego terenie, w miejscu w które świetnie znał i w którym nie miał nad nią jedynie przewagi fizycznej, lecz również taktyczną. Nikt jeszcze nigdy nie zorientował się, że gad po prostu oddziaływał na psychikę nieznajomych mu osób, pokazywał im, że to on stoi tutaj wyżej w hierarchii natury i to on jest tutaj niebezpieczny dla otoczenia, nie oni, on jest u siebie, a nie oni, teren jest jego, nie ich. W takich momentach gdy ktoś wykazywał objawy agresji, momentalnie łamały się jego morale i pewność siebie, gdyż wrogie stawało się dla takich osób całe otoczenie, nie tylko osoba jaszczura, lecz wszystko dookoła. Bo w końcu - dokąd można zbiec w momencie w którym przeciwnik, łowca - jest u siebie, na swoim terytorium? I do tego fakt, widok tego wielkiego gada, pewnego siebie, niesamowicie spokojnego, to właśnie wzbudzało w jego wrogach największy niepokój, jeśli oczywiście ktoś zamierzał nim zostać. Inni uspokajali się, niektórzy w takiej sytuacji czuli się nawet bezpieczniej, zdarzało się, że widzieli w jego osobie strażnika który w tym momencie obroni ich przed całym złem tego świata. Wszystko zależało od osoby, on jedynie obserwował, słuchał i odczytywał to co przekazywała mu inna istota.Anonymous - 12 Lipiec 2012, 19:52 Chłód szachownicy był wysoce dokuczliwy dla jej odsłoniętej skóry. Gdyby jeszcze Otchłań była miejscem ciepłym, zapewne przyjęłaby zbawienne wówczas zimno z bezgranicznym uwielbieniem, jednak w sytuacji, gdy wymiar ten nie należał do najcieplejszych... Wprawdzie Lunatyczka uwielbiała chłód, co na swój sposób niektórzy fanatycy symbolizmu dopasowywali do jej mocno naciąganego albinizmu, stąd też brały się przezwiska pokroju królowych śniegu, ale w jej upodobaniach nie było miejsca na zimno tego pokroju. Ucieszyła się, gdy po dłuższej chwili przesiadywania na podłożu zaczęła się do jego temperatury przyzwyczajać. Królika chwilowo odłożyła na bok i ułożyła dłonie na lekko podciągniętych kolanach. W jej domyśle postawa taka miała oznaczać coś na kształt spokojnego poddania się. Celowo przyjęła taką pozycję, aby stwór widział jej ręce i nie podejrzewał o jakiekolwiek nierozważne zamiary, typu rzucanie się na niego z nożem sprężynowym tudzież maleńkim (w porównaniu z takim na przykład jego pazurem) pierścionkiem z kolcem nasączonym trucizną, bo tylko taką bronią dysponowała. Ponadto, podejrzewała, że jej moc opierająca się na kontroli ciała przeciwnika przy pomocy sznurków też nie zdałaby się na zbyt wiele... Ale! Po chwili z lekkim zażenowaniem doszła do wniosku, że powinna uspokoić swoją wyobraźnię. Po co w ogóle o tym myśleć, skoro żadne z nich nie przejawiało chęci rzucenia się na to drugie z wrogimi zamiarami? Luźne rozważania, nic więcej. Kąciki jej ust lekko drgnęły ku górze. Póki co, nie przekształciło się to w żaden szerszy uśmiech, ale gad mógł podejrzewać, że humorek jej się troszkę poprawił. Albo przypomniała sobie o czymś, na wspomnienie czego nie można było powstrzymać mięśni ust.
Loire miała pewną zabawną cechę. Pomimo faktu, że udawanie przed innymi kogoś, kim nigdy nie była, stanowiło jej hobby, czy też, co zdecydowanie lepiej oddaje sytuację - rozrywkę, w takich chwilach jak ta stawała się wręcz niepokojąco szczera, ale i ostrożna. Wyrażała swoje zdanie spokojnie i dobitnie, tak, jak naprawdę myślała. Co było tego konkretnym powodem - nie za bardzo wiedziała, ale jej podejrzenia skupiały się wokół teorii, że po prostu wolała nie ryzykować. Bo i co by jej to dało? Nic przyjemnego, w każdym razie. Ktoś, kto dobrze ją znał, mógłby się dość poważnie zdziwić.
To, że się cofnęła, można było uznać właściwie za najprostszy z możliwych odruch obronny. Podejrzewała zresztą, że nie zda się to na wiele, ale... Zawsze można było spróbować. Ucieszyło ją w znacznym stopniu, że teraz nie musi patrzeć na jaszczura tak zupełnie z dołu. Tym razem nie mogła już się powstrzymać i na jej twarzy zakwitł delikatny, dziewczęcy uśmiech, chyba też trochę dla zamaskowania dreszczy, które poczuła, kiedy stwór się przybliżył. Tak, jakby wierzyła, że zdoła oszukać samą siebie pod względem tego, jakie uczucia odczuwała pod wpływem całej tej sytuacji. Oczywiście całe to posunięcie było czystym absurdem i musiała wyglądać teraz już dogłębnie groteskowo. Patrzyła w oczy gada z pewnym zafascynowaniem, przemieszanym oczywiście z wcześniej wspomnianymi już odczuciami, towarzyszącymi jej niezmiennie. Czując siłę otaczającą jej umysł, ledwie powstrzymała się od jakichkolwiek nierozsądnych zachowań, takich jak na przykład niekontrolowany wrzask. Wszystkie te kumulowane emocje odbiły się w jej oczach. Cóż, czegoś takiego nie doświadcza się codziennie. Bała się choćby mrugnąć, nie chcąc zerwać kontaktu wzrokowego ze stworem.
Głos, który zabrzmiał w jej głowie, wydał jej się, mimo całej brzmiącej w nim potęgi, całkiem, jakby to ująć, przyjemny. W każdym razie, nie wzbudził w niej kolejnej fali niepotrzebnego niepokoju, choć oczywiście pojawił się nieco nieoczekiwanie, wskutek czego drgnęła lekko i w końcu zamrugała, ale przynajmniej wiedziała, że istnieje jakaś ścieżka komunikacji z tą istotą i nie będzie się musiała zbytnio trudzić.
- Jeśli mam być szczera, widzę... widzę kogoś niezwykłego. Szczerze mówiąc, dość trudno mi to ubrać w odpowiednie słowa... - odrzekła na stwierdzenie jaszczura, dość nawet spokojnie, znów leciutko się uśmiechając. Nieco przekrzywiła głowę na bok, odgarniając długie, teraz poniewierające się w większości malowniczo na powierzchni szachownicy włosy, łaskoczące jej policzki. Jak już wspomniałam, w przypadku domniemanej potyczki sama stawiała się z góry na przegranym miejscu. Bo cóż innego mogła zrobić? Była doskonale świadoma faktu, że skoro stwór zdecydował się na odpoczynek w tym miejscu, to musi je doskonale znać i czuć się w nim tak pewnie, jak na przykład ona w swoim własnym domu. A dom z założenia jest miejscem, którego żaden kat nie jest nam obcy. Krótko mówiąc, gdyby nawet schowała się tu (choć kryjówek raczej nie było tu wielu) znalazłby ją, zanim zdołałaby zaczerpnąć powietrza, a tego raczej wolała uniknąć, jak każda rozsądna osoba.Anonymous - 12 Lipiec 2012, 21:56 Jeśli chodzi o próbowanie na nim broni białej, wielu już się na tym przejechało, niejednokrotnie miecze i noże łamały się przy kontakcie z jego łuskami. Ona jednak nie zaatakuje go, nie odważy się, w tym momencie był tego w pełni pewien, ona po prostu... W jakimś stopniu wzbudziła jego zaufanie.
A więc okazało się, że ciężko ubrać jej w słowa to co myślała na jego temat? Słowo "niezwykły" zostało przez niego bardzo doraźnie odebrane. Przekrzywił łeb na lustrzane odbicie do jej głowy, cały czas śledząc swoim wzrokiem jej wzrok. Połączenie jednak nadal nie osłabło, jaszczur trzymał jej umysł nadal w zamknięciu, pilnując jej i nie pozwalając tutaj na zbyt dużo, chodź nie naruszał jej prywatności. Po prostu gdyby umiała się bronić, nic zdążyłaby nic zrobić, a to, że nie potrafiła, pozostawało w dalszym ciągu jego niewiedzą.
/Jak niezwykły? Zastanów się, kogo we mnie widzisz? Ilu takich jak ja widziałaś? Pozwól mi to ujrzeć, odczuć. A może... Odczuj to sama? Naucz się, chcesz mnie poznać. Zobacz więc kim jestem./
Odparł, wyraźnie nagle zmieniając swoje nastawienie. Zapytała go, kim jest, powiedziała mu, że jest kimś niezwykłym. Niech się więc nauczy, niech pokaże swą odwagę i siłę, gdyż nigdy nie była to siła mięśni czy mocy drzemiących w kimkolwiek, lecz zawsze to co drzemało w każdym z nich. Przede wszystkim to co drzemało w niej samej, chciał to zobaczyć, odczuć na sobie. Każdy kontakt z kimś nowym, był nowym doświadczeniem, nową lekcją, lecz przede wszystkim, dla niego samego, kontakt z kimś kto nie widział w nim bestialskiego potwora. Cenił sobie takie spotkania, a ta nieznajoma pokazała mu, że nie żywi wobec niego złych zamiarów.
No właśnie i po tak długiej chwili zrozumiał o co podświadomie przez cały czas mu chodziło.
/Przepraszam./
Odezwał się nagle, zamknął swe oczy i schylił łeb w dół, a jednocześnie do przodu. Jego świadomość przestała tak ostro otaczać jej umysł, wypuścił ją ze swego uścisku, jednak nie zerwał połączenia, chcąc nadal z nią rozmawiać.
/Drzemie w Tobie dobro, a tymczasem to ja, okazuję nazbyt swą ostrożność, zmieniając ją w pokaz siły./
Wyjaśnił, zatrzymując swój łeb tuż pod jej głową, wyraźnie w geście pokory, a rzadko tak robił, chodź tutaj sytuacja tego wymagała. Nie kłamał ani nie udawał, po prostu uznał, że przesadził i chciał za to przeprosić, ona nie próbowała niczego mu udowadniać tak więc i on nie powinien był tego próbować. Zwłaszcza, że brakowało mu... Towarzystwa, możliwości rozmowy z kimś oraz więcej tego co z tego wynikało. Przede wszystkim jednak drugiej osoby, żył samotnie, pomimo, iż nie należał do samotników, nie był samotnym wilkiem, pomimo tego co mogło się wszystkim wydawać. Jego wygląd mówił jedno, jednak dusza, coś całkowicie innego. Tylko czy ona będzie potrafiła to odczytać? Zrozumieć? Teraz właśnie się dowie, chętnie by z nią tu pozostał i porozmawiał, nawet pięć minut. Chętnie nawet by zabrał ją tam gdzie by zachciała, po prostu tylko po to by mieć towarzystwo. Może to trochę nierozważne, jednak znał siebie, swoje możliwości, swe ciało i umysł, wiedział, że trudno go zranić, trudno przebić jego łuski, a co dopiero zabić. Nie zabiło go zamrożenie w lodzie, nie zabiły go setki łowców, specjalistów, żołnierzy, nie martwił się więc. Nie był nazbyt pewien siebie, po prostu wiedział z kim ma do czynienia, pilnował tego i sprawdzał. Zawsze musiał być ostrożny. Więc co stanie się dalej?Anonymous - 13 Lipiec 2012, 22:08 Mimo swojej wysoce rozwiniętej wyobraźni, zabrakło jej słów. Gdyby kiedykolwiek wcześniej miała styczność z istotami pokroju tego, z którym obecnie przyszło jej przebywać, może miałaby o nim jako-takie pojęcie i potrafiłaby coś w miarę rozsądnego wykrztusić. Póki co, jedynym, co mogłaby wypowiedzieć, byłyby strzępki niepasujących do siebie pod żadnym względem słów. Rozsypanka literowa dla zaawansowanych, którą nawet ona ledwie by rozumiała. Może ktoś, przed kim otworzyłaby się bardziej, niż chciałaby się przyznać, potrafiłby odnaleźć między wierszami jej ukryte odczucia i zgubione literki, niczym niewidzialna spoina łączące myśli w jedną, spójną i całkiem logiczną wypowiedź. A teraz, nie dość, że ów spoina się zapodziała, to jeszcze nie miała połowy układanki! Do tego uczucie dosłownie zamkniętego umysłu wywierało na niej pewną... presję. Dotąd uważała swoją głowę za zamkniętą świątynię, do której nikt nie ma wstępu. No, prawie nikt. Teraz ten pogląd został brutalnie zburzony. Mocno pilnowała się, żeby nie pomyśleć czegoś nieodpowiedniego. Przypomniała jej się nagle bohaterka pewnej książki, która w zetknięciu z hrabią rzekomo umiejącym czytać w myślach "zabezpieczyła" się przed wpadką ni mniej, ni więcej, jak tylko śpiewając w myślach "God save the Queen". Zakłopotała się lekko. Czy jaszczur miał wgląd również do tej myśli? Odchrząknęła cicho. Nie była świadoma możliwości stwora, choć miała wyraźne przeczucie, że są... wielkie. Zapewne nieograniczone.
Słysząc w swojej głowie kolejne pytania, na krótką chwilę wstrzymała oddech, po czym wzięła głęboki wdech i lekko dotknęła zimnymi dłońmi rozgrzanych policzków. Przyniosło jej to swego rodzaju ukojenie. Tak, jak jeszcze chwilę temu najchętniej pozbyłaby się zimna, tak teraz je błogosławiła. Potrzebowała go i poczuła się trochę dziwnie przed samą sobą, że jej uczucia są tak niestałe, nawet, jeśli w tej chwili można by ów fakt jakoś logicznie uzasadnić.
To, co w niej drzemało... Sama nie była pewna, czy chce to odkryć. Była pełna różnych sprzeczności. W każdej chwili mogła być zupełnie inną osobą, miały na to wpływ przeróżne czynniki. Otoczenie. Spotkane istoty. Odczucia związane z danym miejscem. Presja. Zarys sytuacji. Inteligentna i na swój sposób urocza, w chwilach zagrożenia stawała się bezwzględnym zabójcą, gotowym dojść do celu choćby po trupach. W pewien sposób odzwierciedlały to jej oczy. Zawarte w nich emocje oraz ich... kolor. Kilka skrajnie różnych kolorów, każdy oznaczający zupełnie co innego. Otworzyła usta, wyraźnie chcąc przemówić. Nim jednak z jej ust zdążyła się wydobyć jakakolwiek odpowiedź, padło kolejne słowo, które tym razem ostatecznie zbiło ją z pantałyku. Nie spodziewała się, że ktoś taki, jak ten jaszczur będzie ją przepraszał. Patrzyła w zdumieniu na pochylony przed nią łeb stwora. Zamrugała kilkakrotnie, jakby chcąc strząsnąć z powiek resztki dziwacznego snu, który lada moment miał się zakończyć.
- Nie musisz mnie przepraszać. - rozpoczęła łagodnie. - Nie jestem idealna. Całkowicie dobra. Nikt nie jest, ale... myślę że rozumiem.
Mimowolnie spojrzała na swoje lekko zaczerwienione dłonie. Sama aż nazbyt często potrzebowała towarzystwa. Były taki okresy w jej życiu, że była samotna i nie była to samotność na kilka dni, po których ukochana osoba miała wrócić. Była sama w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zamknięta w czterech ścianach mieszkania, po części z własnej woli izolowała się od świata, który w jej mniemaniu tak bardzo ją krzywdził. A potem, dziwnym sposobem, odżywała. Bez konkretnego powodu. Mówiła sobie, że nie może wiecznie trwać w takim stanie. Obiecywała sobie, że coś zmieni i dotrzymywała obietnic. Wszystko to robiła "dla siebie", z braku osób, których można by użyć jako wymówki.
- Niezwykły. Niespotykany. - zaczęła spokojnie, chcąc jednak odpowiedzieć na jego pytania. Nie mówiła tego w kontekście pochlebstw, chciała tylko jak najdokładniej zobrazować mu swoje myśli. - Każdy zwykły człowiek na pewno nazwałby cię "smokiem", ale ja myślę że to określenie jest zbyt powierzchowne. Zbyt proste. - przełknęła ślinę, bo nagle jakby zaschło jej w gardle. - Pomimo mojego długiego życia, bo tak się złożyło, że mam więcej lat, niż mogę na to wyglądać, nigdy nie spotkałam nikogo podobnego tobie. - umilkła, nie wiedząc, czy powinna dodać coś jeszcze. Lekko potarła skroń.Anonymous - 14 Lipiec 2012, 09:19 Argonev uniósł swój łeb do góry, teraz już na wysokość odpowiadającą jemu, czyli ponad wysokość swej rozmówczyni. Tak spojrzał na nią spokojnym wzrokiem i zamknął na chwilę swe ślepia by móc zebrać w sobie myśli. Postanowił ostatecznie pozostawić jej słowa samym sobie, zwłaszcza, że dziewczyna w tym samym momencie kontynuowała swoją wypowiedź.
Chciała mu pochlebić czy nie, jej słowa miały w sobie dużo prawdy, a on zaraz miał zamiar wyjaśnić jej - dlaczego tak było. Potem został już określony mianem "smoka". Legendarne istoty, potężne i wspaniałe, osobiście dumny był z faktu, że tak właśnie go nazywano - smokiem. Nie miał skrzydeł oraz nie potrafił zionąć ogniem, lecz legendy o potężnym łuskowym pancerzu czy pazurach które przebijało wszystko, były niemalże określeniem jego osoby. Niemniej jednak gad zmienił swój tok rozmyślań, gdy nieznajoma powiedziała co nieco o sobie. Akurat tego mówić mu nie musiała. Jej umysł był całkowicie inny, różnił się od umysłu zwykłego dziecka, on wyczuł to niemalże natychmiast, gdyż jednak nie naruszał jej prywatności.
Zauważywszy, że dziewczyna skończyła swą przemowę, wziął głęboki wdech i ponownie zamknął na chwilę swe ślepia. Po chwili zastanowienia, otworzył swe oczy, spojrzał na nią oraz przesunął swą lewą łapę po ziemi, umieszczając ją mniej więcej na na wysokości prawej części swej klatki piersiowej, a następnie podniósł prawą łapę i ułożył ją na lewej.
/Niezwykły, gdyż jestem Argonevem. Niespotykany, bo ostatni. Nie spotkasz więc już nikogo takiego jak ja, gdyż nikogo innego... Po prostu nie ma. Ma imię brzmi Ankylon. Jestem łowcą... Zabójcą, a jednocześnie strażnikiem, dla jednych bohaterem, dla innych mordercą. Jestem jednak również podróżnikiem i odkrywcą. Wszystko zależy jednak od tego, jak Ty na mnie spojrzysz./
Odparł z wielkim spokojem i pewnością siebie, przybliżając swój łeb do głowy dziewczyny, gdy wypowiadał ostatnie zdanie. Teraz zechciałby dowiedzieć się czegoś o niej, skoro już powiedział coś o sobie. Nie będzie jednak od razu pytał, da jej możliwość wykazania się, nie będzie jej oceniał, jedynie posłucha, zaczeka jednak aż ona sama zacznie, nie prosząc o te informacje. Miał czas, bardzo dużo czasu, niemalże... Wieczność. Może poczekać, gdyż nigdzie mu się nie śpieszyło.Anonymous - 14 Lipiec 2012, 21:51 Kiedy stwór uniósł łeb ponad jej głowę, w jakiś dziwaczny sposób poczuła się trochę mniej niekomfortowo, głównie z tego powodu, że nie przywykła, aby ktoś wyraźnie silniejszy od niej samej wyrażał wobec niej coś na kształt skruchy, choć musiała przyznać, że to słowo nijak jej do sytuacji pasowało. To był zwykłe przeprosiny, bez polotu ani tak zwanych efektów specjalnych. Nie, żeby czegoś takiego oczekiwała. Właściwie nawet rozumiała jego postawę. Wydało jej się wątpliwym, jakoby stwór ów miał całodobowe towarzystwo. Gotowa była sądzić, iż jest raczej samotnym wędrowcem, nawiązującym kontakty jedynie z tymi, z którymi sam chciał. Sama niekiedy zasypywała nowo spotkane istotki gradem pytań, niekoniecznie związanych ze sobą. Niektóre były zadawane po prostu z czystego kaprysu, bo kiedy była jeszcze młoda i głupia, wierzyła, że takie postępowanie pozwoli zacieśnić więzy między poszczególnymi osobami. Efekt był taki, że zagadnięte osoby zazwyczaj postrzegały ją bez mała jako czystą wariatkę, z którą nie warto się zadawać. Bywały takie przypadki, że nigdy więcej ich nie spotykała, ale czasami rodziły się z tego trwające stosunkowo krótko znajomości dość dziwnej natury. Obie strony przez cały czas spędzany ze sobą odczuwały substytut bezpieczeństwa, poczucia, że jest się ważnym dla drugiej osoby. Rozmowy kręciły się głównie wokół tematu "ja", czasami zbaczając nieco ku "ty". Po zakończeniu znajomości ani jedno, ani drugie nie odczuwało bólu, bo mimo wszystko nie zdążyło nawiązać z tym drugim jakiejkolwiek więzi i nawet się tym nie przejmowało. Ba, było z tego układu wręcz zadowolone i po jego unicestwieniu ruszało dalej, w poszukiwaniu prawdziwego szczęścia, niebędącego tylko marną iluzją.
Słowo "smok" może faktycznie do niego pasowało, ale Loire czuła w związku z tym jakiś nieokreślony niedosyt. Nie był konkretnie smokiem, tak jak istot z Krainy Luster nie można było nazwać czarnoksiężnikami czy innymi istotami tego rodzaju. Na próżno przetrząsała swój i tak już spory zasób słów w poszukiwaniu tego odpowiedniego. Nawet jako Lunatyk nigdy nie słyszała o istotach jego pokroju. Zastanowiło ją, czy w archiwach innych przedstawicieli jej rasy coś by się znalazło. postanowiła, że po powrocie do domu natychmiast odszuka w biblioteczce najstarsze księgi, przekazane jej przez rodzicieli. Zaglądała do nich rzadko, bo trudno było z nich cokolwiek odczytać, ale teraz mogły okazać się przydatne. Co prawda dość mocno wątpiła w powodzenie tego przedsięwzięcia, ale wciąż tliła się weń ta przysłowiowa iskierka nadziei, którą nie tak łatwo zgasić. Wobec tego typu rozważań ucieszyła się, kiedy stwór zaczął mówić o sobie. Na takie właśnie posunięcie od dłuższej chwili czekała.
- Argonev... - powtórzyła cicho w zamyśleniu, po części też dlatego, żeby lepiej zapamiętać. Wątpiła, aby kiedykolwiek słyszała o takiej rasie, a nawet jeśli, to było to tak dawno, że chwilowo wyleciało jej z głowy.
- To pewnie dziwne uczucie, być ostatnim przedstawicielem rasy. - ona sama miała nadzieję nigdy tego nie doświadczyć. Była na swój sposób dumna z bycia Lunatyczką i chciała dla swojej rasy jak najlepiej. Zdarzały się oczywiście istoty tej rasy, które swego czasu mniej czy bardziej zalazły jej za skórę, jednak mimo wszystko czuła z nimi jakąś nietypową więź. W sumie niepotrzebną, bo nigdy nie przyniosła jej ani korzyści, ani szkód, więc równie dobrze to "powiązanie" mogłoby nawet nie istnieć, aczkolwiek z pewnością by to zauważyła. Bądź co bądź, była to kolejna cecha składająca się na postać jej prawdziwego "ja", jeden z wielu kawałków skomplikowanych puzzli.
- Loire z rodu Guide, jedna z Lunatyków. Obserwuję ludzkie życie od ponad sześciu wieków, zapisuję wszystko, co jest ważne dla przyszłości wszystkich wymiarów. Jestem kimś w rodzaju informatora. Jedyną rzeczą, jakiej chcę za przekazane informacje, są właśnie one. Wiedza. Według mnie, bez niej siła jest prawie niczym i odwrotnie. - zakończyła, nie bardzo wiedząc, czy mogłaby dodać jeszcze coś istotnego, coś, czego Ankylon mógłby chcieć się dowiedzieć. Po chwili zamyślenia doszła do wniosku, że jeżeli będzie chciał wiedzieć, zapyta. Znów delikatnie się uśmiechnęła, wciąż patrząc mu w lśniące czerwienią ślepia.Anonymous - 15 Lipiec 2012, 11:37 -Bolesne, straszne, przerażające... Zawsze tego się bałem, a mój największy strach w końcu się spełnił. Nie mam więc już nic do stracenia.
Rzekł w odpowiedzi na jej komentarz, dotyczący bycia ostatnim przedstawicielem jego rasy. To był jego największy strach, tego zawsze się obawiał, że kiedyś zostanie sam, całkowicie sam. Na początku ciężko mu było to zrozumieć ale z czasem... Doszedł do siebie, odzyskał zmysły, władzę nad samym sobą i teraz... Teraz było już w miarę dobrze.
Niespodziewanie Loire - gdyż tak miała na imię dziewczyna - powiedziała mu co nieco o sobie. Gad przekrzywił na chwilę głowę na bok, gdy wspomniała o swym wieku. No tak, teraz wszystko było dla niego jasne, już wiedział co nie pasowało mu gdy osaczył jej umysł.
-Sześć wieków... I dopiero teraz mnie spotkałaś? Niespisane są nasze drogi... Tak... Masz rację, siła jest niczym w porównaniu z mądrością. Jeden z mych braci wielokrotnie pokonywał mnie w walce, chodź był ode mnie słabszy... Ale posiadał mądrość. Tak...
Rzekł, przypominając sobie stare czasy, kiedy to nie był już młodzikiem, lecz wprawionym łowcą. Życie było wtedy dobre, spokojne. Potem wszystko się zmieniło. Gad pokiwał łbem na boki, przypominając sobie co potem się stało, zamknął na chwilę oczy i westchnął ciężko. Potem otwarł swe ślepia i ponownie spojrzał na dziewczynę.